Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Uciekając przed własnym sumieniem[BO, M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Bones- Kości / Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
karola1041
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 15 Sty 2011
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:45, 06 Lut 2011    Temat postu: Uciekając przed własnym sumieniem[BO, M]

Ludzie potrafią być okrutni. Ludzie są okrutni. Tę prawdę znała nie od dziś.
Jednak dopiero dziś dowiedziała się, że i on potrafi taki być. Wcześniej nie miała o tym pojęcia. Pewnie, dlatego, że nigdy nie myślała o nim, jak o normalnym człowieku, przeciętnym jednym z wielu. Był dla niej kimś lepszym. Był jej siłą, nadzieją na lepsze życie. Był jej aniołem. Jedynym, w którego naprawdę wierzyła. Tymczasem dziś zobaczyła w nim kogoś innego. Zobaczyła jego drugą stronę. Stronę, której wcześniej nie znała, w którą nie może uwierzyć do dziś. On jej jedyny rycerz zabił jej oprawcę. Choć nikt nie mógł mieć do niego o to pretensji, to jednak prawo, któremu oni podlegali w sposób szczególny, zabraniało tego zrobić. Wtedy właśnie spojrzała na niego. Stał z bronią w ręku, wpatrując się w martwe ciało człowieka, który jeszcze przed chwilą nie wahał się, aby ją zabić. W jego oczach było coś takiego, czego wcześniej nigdy nie widziała. To było spojrzenie człowieka, który na chwilę zapomniał o swoim człowieczeństwie. Mimo, że można to uznać za obronę konieczną, to naprawdę tak nie było. Booth miał go na muszce, on się poddał, a mimo to jej przyjaciel pociągnął za spust. Z jednej strony była mu wdzięczna, ale z drugiej bała się tego innego Bootha, którego poznała dziś.

Co ja zrobiłem, znowu to się stało… zabiłem kolejny raz. Nie wiem jak, ale wiem, dlaczego. Wpadłem do mieszkania Bones w amoku, w szale i gdy zobaczyłem jego sylwetkę, która chciała zastrzelić moją Temperance nie wytrzymałem. Moje ciało wrzało. Mimo tego, że się poddał i rzucił broń ja i tak strzeliłem. Kolejny raz moje ręce zostały splamione krwią.
Na chwilę przystanąłem, a za moment byłem już przy Bones. Jej ciało było poobijane, okaleczone… wyglądała tak marnie. Z mocnej i stanowczej kobiety stała się kruchą ofiarą. Pomogłem jej dojść do sypialni i kazałem jej się przebrać.
Stoję w jej salonie, ale on nie wygląda tak jak ostatnio. Wszystko jest porozrzucane cały pokój został zdominowany przez chaos. Ten dom zbyt wiele razy był miejscem zbrodni. Zbyt wiele razy oglądał zło z tak bliska. Takie rzeczy pozostawiają niedające się zetrzeć piętno. Zapadają w głąb… i domu i jego mieszkańców...

Jesteśmy u niego w mieszkaniu. Gdy tylko weszliśmy od razu poszedł się położyć. Widziałam jak cierpiał, jak jego sumienie zżerało go od środka. To go ciągle gryzło, na jego sercu powstawała coraz to większa rana, a najgorsze jest to, że ja siedzę w salonie i boję się zajrzeć, czy śpi, czy może męczy go koszmar dnia dzisiejszego
Nie mogę spać w mojej głowie toczy się bitwa myśli, ale już postanowiłam muszę zobaczyć, co się z nim dzieje. Wstałam z kanapy i powoli uchyliłam drzwi jego sypialni. Na jago łóżku nie było nikogo, ale za to na ziemi siedział Booth. Był oparty plecami o łóżko, jego twarz ukryta była w silnych dłoniach. Wyglądał jak zagubiony szczeniak, który stracił wszelkie nadzieje na powrót do domu.
-Booth– powiedziałam cicho dotykając dłonią jego ramienia, ale nie doczekałam się odpowiedzi. – Booth – powtórzyłam. Mój przyjaciel odwrócił twarz w moją stronę, a ja się przeraziłam. Nigdy, ale to nigdy nie widziałam jego oczu w takim stanie. Wyrażały one tak ogromny ból i nienawiść do samego siebie, że nawet nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Usiadłam obok niego.
-Proszę cię zostaw mnie – ledwie, co usłyszałam jego desperacką prośbę.
-Nie, proszę cię powiedz, o co chodzi, – chociaż dokładnie wiedziałam, co sprawia mu taki ból wolałam usłyszeć to z jego ust.
-O, co chodzi? – zapytał z sarkazmem – Kobieto zabiłem człowieka i nawet się nie zawahałem. Zrobiłem to kolejny raz.
-Porozmawiał ze mną o tym.
-Nie ma, o czym rozmawiać, Bones.
-Doskonale wiesz, że jest – nie dawałam za wygraną.
-Co chcesz usłyszeć? - w jego głosie pobrzmiewało lekkie zniecierpliwienie, może nawet zdenerwowanie. – Zastrzeliłem go i tyle. Nie cofnę tego. Nie ma, o czym rozmawiać.
-Dlaczego to nie daje ci spokoju? Przecież doskonale wiesz, że zasługiwał na śmierć. Miałeś prawo...
-Nie, Bones – przerwał mi nagle. – Nie miałem prawa. Żadne z nas nie ma takiego prawa – Już nie był przerażonym i zagubionym szczeniakiem. Był odważny i gotowy do walki. Nie wiedziałam tylko, czy ma zamiar walczyć ze mną, czy może raczej z samym sobą.
-Chyba żartujesz. Każdy na twoim miejscu zrobiłby to samo. On zasługiwał tylko i wyłącznie na śmierć. I to o wiele surowszą, niż ty mu zadałeś. Za to wszystko, co robił tym kobietom. Za to, co chciał zrobić mi... – Urwałam nagle, gdy zobaczyłam, jak na te słowa zacisnął pięści ze złości
- Tak czy inaczej, nie miałem prawa – odezwał się znów po chwili. – I nie chodzi mi tylko o złamanie przepisu prawnego. Człowiek, który zabija innych, automatycznie staje się mordercą. Bez względu na pobudki. Nie jestem lepszy od niego, Temperance. Skoro potrafiłem zabić w ten sposób, nie jestem lepszy od tych wszystkich zbrodniarzy, z którymi walczymy, na co dzień – mówił z tak głębokim przekonaniem, że poczułam autentyczne przerażenie na samą myśl o tym, jak bardzo wierzy we własne słowa. Światełko gasło. I to nie, dlatego, że zagrażał mu ktoś z zewnątrz. Wypalało się od środka, niemal na własne życzenie.
- Nie, Seely. Nie wolno ci tak myśleć. Nie możesz się porównywać do nich. Nie możesz stawiać się na równi z nim. On był czystym złem, w swojej najbardziej skondensowanej formie. Ty jesteś jego przeciwieństwem. Jesteś dobry, Booth. Lepszy, niż jesteś to sobie w stanie wyobrazić.
-Bones, nie rozumiesz! – Odparł z autentyczną rozpaczą. Tak jakby nie mógł znieść tego, jak bardzo w niego wierzyłam, podczas, gdy on sobą gardził za to, co zrobił. – Nie masz pojęcia, co ja czułem, gdy na niego patrzyłem, gdy do niego strzeliłem. Nie umiem ci opisać, jak bardzo go nienawidziłem. Chciałem go zabić z całego serca. Nic nie byłoby mi w stanie przeszkodzić. W tym nie było nic dobrego. W tamtej chwili było we mnie to samo zło, które popychało jego i jemu podobnych do najokrutniejszych zbrodni.
- Ale ty nie zabiłeś niewinnej osoby! Naprawdę nie widzisz tej różnicy?!
- Nie liczy się, kogo zabijasz. Liczy się, co wtedy czujesz.
Zabrakło mi słów. Co mogłam powiedzieć? Przecież miał rację. To, co przed chwilą powiedział, było jak najbardziej prawdziwe, a jednak nie mogłam się z tym zgodzić. Choćby czuł największą nienawiść i satysfakcję z tego uczynku, nigdy, nawet przez chwilę, nie była taki, jak on.
Nie mogłam spokojnie patrzeć, jak zżerają go wyrzuty sumienia.
- Booth, posłuchaj... – Zaczęłam spokojnie i łagodnie. – To nie nienawiść czyni z nas zbrodniarzy. Jeśliby tak było, wszyscy ludzie musieliby wylądować w więzieniu. Liczy się to, co czujesz, gdy nienawiść znika. To, czy czujesz wyrzuty sumienia. Ten człowiek nigdy ich nie czuł. Ten mężczyzna nie miał sumienia. Dlatego był zły. Ty jesteś zupełnie inny. To, że masz teraz poczucie winy, to, że w ogóle rozważasz, czy twój czyn był dobry, czy zły, to właśnie świadczy, jak bardzo się od niego różnisz... Spójrz na mnie – poprosiłam, gdyż cały czas wpatrzony był w podłogę. Ja natomiast musiałam mieć pewność, że to, co teraz powiem, dotrze do niego jasno i wyraźnie. W końcu podniósł głowę i nasze spojrzenia się skrzyżowały. – Ty jesteś czystym dobrem – powiedziałam wyraźnie akcentując każde słowo. – Jesteś najlepszą osobą, jaką kiedykolwiek w życiu spotkałam. Jesteś moim aniołem.
Pod ciężarem i powagą moich słów ponownie spuścił wzrok i zatrzymała go na swoich splecionych dłoniach.
- Anioł... – Wyszeptał po chwili, jakby słyszał to słowo po raz pierwszy. – Nie jestem żadnym aniołem... Nie mam skrzydeł, na których mógłbym się wznieść w niebiosa. Mam tylko ręce splamione krwią.
Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Serce mi pękało na myśl, jak bardzo jest mu ze sobą źle, jak wielką pogardę – być może nienawiść – czuje do samego siebie.
- Nie, Booth. Nie przyjmuję tego do wiadomości. Nie możemy tak skończyć. Nie masz racji – nim się zorientował, co w ogóle robię, chwyciłam go za ręce, które wciąż trzymał wyciągnięte przed siebie. – Nie chcę, byś się tym zadręczał. Nie zasłużyłeś na to. Gdyby nie to, że on już nie żyje, zabiłabym go za to, co przez niego teraz przechodzisz! – Krzyknęłam z pasją.
- To nie on, Bones. To ja. Ja sam czuję, że coś się we mnie zmieniło. Zabiłem go i to pozostawiło swój ślad. Już na zawsze będę naznaczony tym piętnem mordercy. Choćby wszystkie sądy na świecie uznały, że miałem rację. Zabiłem z zimną krwią i nie mam prawa się usprawiedliwiać.
- Bzdury! Pleciesz jakieś cholerne niedorzeczności! – Sama nie wiedziałam, skąd nagle wzięła się we mnie ta złość i agresja. -Wstawaj! – Chwyciłam go mocno za ramiona i niemal na siłę zaciągnęłam do łazienki. Tam zatrzymaliśmy się przed lustrem. Stanęłam za nim i objęłam go w pasie. - Spójrz – poleciłam, patrząc na jego odbicie. Podążył za moim wzrokiem, w pewnym stopniu przestraszony moim niezrozumiałym zachowaniem. - Popatrz na tę twarz i powiedz mi, czy tak wygląda twarz mordercy? Czy widziałeś kiedyś mordercę, który patrzy w ten sposób? – Pytałam ostro.
-Bones... – Próbował przerwać.
- Nie! Mówisz, że coś się zmieniło. Powiedz mi, gdzie, bo ja tego nie widzę. Patrzę na ciebie i widzę wciąż to samo – z każdym słowem mój głos stawał się coraz łagodniejszy. – Wrażliwego i sprawiedliwego mężczyznę. Osobę skłonną do współczucia i miłości. Patrzę na ciebie – przyciszyłam głos i pochyliłam się, mówiąc wprost do jego ucha – i widzę mojego przyjaciela, mężczyznę, który uratował nie tylko mnie… - a on, kompletnie zszokowany wpatrywał się w nasze odbicie. Puściłam jego ramiona i złapałam go za dłonie, wyciągając je przed siebie, tak by mógł się im dokładnie przyjrzeć.
- Nie widzę tu żadnej krwi – mówię, wspierając głowę na jego ramieniu. - Ufasz mi, prawda? – Zapytałam po chwili.
- Przecież wiesz – odparł, zaskoczony, że w ogóle był w stanie coś z siebie wydusić.
- A więc zaufaj mi i w tej kwestii. Nie jesteś i nigdy nie byłeś zły. Zabiłeś go i to było słuszne. Boisz się, co lub kto tobą kierował. Ja ci powiem... Poczucie sprawiedliwości. Ten człowiek powinien był umrzeć. Ty stałeś się po prostu narzędziem w rękach tego, kto tę sprawiedliwość wymierza. - Trudno powiedzieć, jak długo tak staliśmy. Mogło to być dziesięć sekund, mogło być dziesięć minut. Żadne z nas się nie poruszyło. Miałam nadzieję, że Booth, wreszcie mnie zrozumie. Być może nie powinien był go zabijać, ale na pewno nie mógł uważać, że to czyni go kimś równie złym, jak on.
W końcu zwolniłam uścisk. Natychmiast wyślizgnął się i odwrócił twarzą wprost do mnie. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie do końca wiedział, co. Pomyślałam, że wciąż potrzebuje jakiegoś zapewnienia. Ostatecznego dowodu, który przekonałby go, że wszystko, co mu powiedziałam, mówiłam szczerze. Chciał mi uwierzyć, bo tylko w takim wypadku sam mógłby nabrać przekonania o tym, że wcale nie był zły.
Dojrzałam tę desperacką potrzebę na jego twarzy i zrobiłam jedyną rzecz, która przychodziła mi do głowy. Ponownie ujęłam jego dłonie, spojrzałam na nie dokładnie, po czym ścisnęłam je mocniej
- Są czyste – szepnęłam, spoglądając w jego zaskoczone oczy.
Po chwili uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością. Po raz kolejny obroniłam go przed jego demonami.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez karola1041 dnia Czw 20:31, 10 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasiek
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 10 Sie 2008
Posty: 7864
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Ikerowej rękawicy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:24, 06 Lut 2011    Temat postu:

Wydaje mi się, ze wrzuciłaś tego ficka z pośpiechem. Tak jak i drugiego, nie zadałaś sobie trudu, zeby go oznaczyć, czy zawiera spojlery, czy przewidujesz jakieś ograniczenia wiekowe, czy to miniaturka, a może pierwsza część.

Dlaczego uważasz, że ktoś będzie chciał poświęcić czas na czytanie tego co napisałaś, skoro Tobie szkoda było czasu na odpowiednie zredagowanie tekstu?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MilagroXF
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 17 Paź 2014
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:13, 26 Paź 2014    Temat postu:

Czytałam już to kiedyś tyle, że bohaterami byli Mulder i Scully...
No chyba, że mam deja vu xd

Ogółem podoba mi się i cenię to, że komuś chciało się pisać, bo wiem jakie są czasami z tym trudności.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Bones- Kości / Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin