Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Historie większe i miniaturki [8]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:53, 30 Lip 2009    Temat postu:

tak, ten fick pokazuje Cam z I sezonu... Cam, którą najbardziej kochaliśmy i kochamy !

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
[H]oney^^
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 28 Cze 2009
Posty: 470
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z krawata Jimmiego ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:41, 07 Sie 2009    Temat postu:

ON.....ONA.....ONI... zabrzmiało tak pięknie...
Kropeczko fick przepiękny i uroczy
Zaniepisałam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:41, 14 Wrz 2009    Temat postu:

Zapraszam
Co gdzie i jak umiejscowione - domyślicie się sami. Zostawiam wam wolne pole waszej wyobraźni, a tym bardziej interpretacji.
Edit:
Skoro jest problem z umiejscowieniem - podrzucam obrazek:




Pytanie [7]

Smutek, który go opanował mógł wytłumaczyć sobie na dwa sposoby, ale nie chciał o nich myśleć.
GameBoy w rękach dziwnie uspokajał napięte nerwy i niedawny stres. Zawsze wiedział, że quady to dobry sposób na rozładowanie napięcia. Szkoda tylko, że boląca noga nie pozwalała mu na rozwinięcie pełnej prędkości i szusowanie po jakichkolwiek ścieżkach. Musiał wystarczyć GameBoy.

Smutek odzwierciedlał rzeczy, które znajdowały się na samym dnie i o których na co dzień nie chciał myśleć.
Rzeczy, które prześladowały każdy jego ruch w stronę jakichkolwiek relacji i służyły za sortownię podejmowanych decyzji.
Te rzeczy wspólnie z wizytą jego rodziców sprawiały, że nagle powróciło poczucie zagubienia.
Zagubienie sprawiało, że w takich chwilach odnajdywał siebie na obrzeżach własnej duszy jako małego chłopca.

Chłopca, który nigdy nie dostał odpowiedzi na pytanie: co zrobiłem nie tak?

Zagubienie od czasu do czasu pojawiało się i wytrącało go z raz obranego rytmu życia przybierając formę pytań bez odpowiedzi.
Co prawda potem znalazł kilka wytłumaczeń, którymi szafował na prawo i lewo, ale mimo wszystko nadal nie znalazł swojej odpowiedzi.

Pytanie chodziło za nim krok w krok przez lata.

Czasami wydawało mu się, że odnajduje je w pokręconych losach pacjentów, ich kłamstwach, ucieczkach, pokręconych wyborach, przedziwnych intencjach postępowania.

Ich przylot stanowił niespodziankę z rodzaju tych, na które się nie czeka i nie chce się ich. Jak rokrocznie znajdowane skarpety pod choinką.

GameBoy nagle zapiszczał. Zbyt mocno wzięty wiraż sprawił, że elektroniczny chłopiec dokonał samodestrukcji tracąc kolejną szansę na dotarcie do mety.

Właśnie wtedy przyszła.

Kiedy wystarczyło po raz kolejny wcisnąć enter, który kończył grę bez dojechania do mety.

Przyszła powiedzieć co się dzieje z pacjentem. Lekarska rutyna.

Prawie wychodziła, kiedy zaskoczył ją pytaniem.
– Wydają się być bardzo mili, prawda? – Spojrzał na nią – I są.
Sam nie mając swoich odpowiedzi udzielał odpowiedzi na jej pytania. Nie chciał jej zostawiać bez odpowiedzi, której szukała przez cały dzień podglądając go z jego rodzicami.
– On był pilotem w Marines. Ona była gospodynią domową. Są małżeństwem od 47 lat. Mieli jedno dziecko. Moja mama jest taka, jak wszystkie inne. Wystarczająco miła. Ma duże poczucie humoru. Nie znosi kłótni. Mój ojciec jest taki, jak ty. Już po oczach widać, że nie jest zbyt opiekuńczy. Tylko ta obłąkana, moralna busola, która nie pozwoli ci skłamać o niczym i do nikogo. Doskonały materiał na drużynowego w harcerstwie i śledczego w policji. Gówniany materiał na ojca.

Jak bardzo chciał, żeby ktoś poczuł się w tym momencie tak samo jak on. Zmiażdżony i odepchnięty. Myślał, że to pomoże mu poczuć się choć odrobinę lepiej. Nie poczuł się lepiej.
Właściwie … było dużo gorzej.

Nie wiedziała, co powiedzieć. Widział to w wyrazie jej twarzy. Odeszła. A chłopiec z gameBoya stracił 3 szansę. Można było wcisnąć enter.

Game over.

Historia z pytaniem dopowiedziana przeze mnie

A jednak wróciła. Po kilku latach. Kiedy już zmierzyła się sama ze sobą. Kiedy nie miał ochoty od niej uciekać z prostej przyczyny: nie goniła go.
Ścieżka obojga została pokonana. Nawet czasami rozmawiali na jakieś koszmarnie obojętne tematy.
Któregoś wieczoru, kiedy szpitalne życie wyciszało się podszedł do niej. Stała przy jakimś zapadanym od deszczu oknie wpatrując sie w ciemność. Chciał tylko jej powiedzieć, że jest zbyt ciemno na gapienie się przez okno, a w zamian dostał odpowiedź na jego dziecięce pytanie: co zrobiłem nie tak? Nawet nie pamięta jak potoczyła się rozmowa. Pamięta kilka prostych zdań wypowiedzianych przez nią w stronę ciemności.

– Nic. – Odpowiedziała po prostu. – Byłeś małym chłopcem. Wszystko zrobiłeś dobrze. Wziąłeś tylko na siebie odpowiedzialność, którą powinna wziąć twoja matka. Ona natomiast pomyliła odpowiedzialność z zatrzymaniem za wszelką cenę pokoju, który wszystkich doprowadził do nienawiści.

– Myślałem, że będziesz pleść jakieś banialuki o miłości – odpowiedział jej wtedy.

Uśmiechnęła się tylko.

– Miłość i odpowiedzialność chodzą w parze.

Potem po prostu powiedział jej, że ostatecznie mogłaby pójść z nim w końcu na zaległego drinka.

----------------------------



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kropka dnia Nie 20:07, 20 Wrz 2009, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eithne
Szalony Filmowiec


Dołączył: 23 Maj 2008
Posty: 4040
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z planu filmowego :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 7:02, 15 Wrz 2009    Temat postu:

Kropko... piękna miniaturka. Choć przyznam, że miałam na początku problem z identyfikacją tej sceny...
Ale to jak połączyłaś te dwa kawałki razem jest mistrzowskie. I ten zaległy drink jest cudownym niedopowiedzeniem, które aż się prosi o rozwinięcie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:30, 15 Wrz 2009    Temat postu:

Oczywiście jako dla Hameronki najważniejsza była dla mnie historia dopowiedziana.

Ileż to razy przyszło mi żałować, że któreś z nich, Cam lub House, czegoś nie powiedziało, na coś się nie odważyło w sprzyjającym momencie. Że dane mi było patrzeć na takie mijanie się, nawet nie z niewiedzy (przysłowiowi ludzie we mgle), ale mijanie się tej dwójki w czasie. Chwila im nigdy nie sprzyjała.

Ale przyjrzałam uważnie się interpretacji końcowej sceny z 2x05, a to dlatego, że zinterpretowałaś ją w zupełnie inny sposób niż ją do tej pory odbierałam.

Nie posądzałam H. w tej scenie o taki ból, na który odpowiedzią jest mimowolna chęć zranienia kogokolwiek innego. O swoiste okrucieństwo. Widziałam pełną rezygnacji akceptację braku porozumienia i bliskości z rodzicami. A jednocześnie głęboką potrzebę wyjaśnienia komuś innemu, komuś kogo to szczerze interesuje i kto zrozumie, z czego wynika unikanie ojca i żal jaki wobec niego H. czuje. Moim zdaniem H. musiał to z siebie wydusić, coś więcej niż skierowane do Cuddy słowa: "To jego nienawidzę". Do Cuddy powiedział językiem jej zrozumiałym, Cam chciał wyjaśnić głębsze motywy. Nie chciał jej ranić, bo zarazem powiedział, że ojciec nie ma odrobiny tej troski i opiekuńczości, która wynika z poczucia moralności (słuszności) u Cam. Próbował mówić do Cam jej językiem, zobrazował więc i porównał główną zasadę ojcowską z jej wyznawaną zasadą, ale wskazał na podstawową różnicę. To znaczy motywy kierujące Cam (opiekuńczość, troska, zrozumienie) a jego ojcem (zasady dla samego porządku, dyscyplina zamiast troskliwości).

Cam, gdy to usłyszała straciła rezon, ale według mnie nie dlatego, że zabolało ją samo porównanie. Nie potrafiła wtedy nic powiedzieć (co zresztą można w takiej sytuacji, zdawkowej nawet nie rozmowy a opinii, powiedzieć), bo zrozumiała, że House czuje do ojca żal. Dostała okruch wiedzy o tej bolesnej stronie dojrzewania House'a i relacji z ojcem.

Była ciekawa przez cały odcinek rodziców H. i ich relacji. Dowiedziała się smutnej rzeczy i to ją ogłuszyło. Konfrontacja z jego tajemnicą z dzieciństwa i z faktem, że najbliższa mu osoba nie jest mu bliska.

I tak, to była dobra chwila, żeby Cam wykonała jakiś gest. Gest na jaki mogłaby się poważyć osoba, która nie trzyma kurczowo emocji na wodzy, która nie kontroluje się tak drastycznie. Osoba bardziej odważna w wyrażaniu siebie.

Czekałabym na gest - dotknięcie dłoni, muśnięcie włosów. Czekałam wtedy, gdy patrzyłam, na coś delikatnego i czułego.

A ona wyszła.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:58, 19 Wrz 2009    Temat postu:

nie wiem co powiedzieć... tak, oczekiwałam tego w serialu, by wtedy ona się odezwała, lub wykonała jakiś gest... a ona zwyczajnie sobie poszła ! byłam na nią za to wściekła :angry:
House dobrze pokazał jej tę różnicę, no nie wiem, chyba więcej nie mam do powiedzenia, wiem tylko, że na początku nie mogłam skojarzyć sobie, jaka to scena została tu ukazana


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 12:54, 29 Gru 2009    Temat postu:

Mikołajkowy prezent napisany dla Nisi.
Wstawiam go tutaj i życzę dobrego odbioru

Miejcie się dzielnie i nie poddawajcie. Najlepsze historie pisze samo życie i zwroty sytuacji czego sobie i wam w kontekście HAMERONKA życzę


Nowojorski poranek [8]


I
Powoli jej życie wyciszało się. Powoli… to bardzo mało powiedziane. Fizycznie wzięła się z garść bardzo szybko, tylko dusza bolała…

Uśmiechnęła się. House nie wierzył w istnienie duszy. Tej przestrzeni, która często dawała o sobie znać i bolała albo płakała, albo nie dawała spać. Mogła jej przypisać miliony drobnych rzeczy, które dotykały ją każdego dnia i były często odpowiedzialne za stan ducha.

Nie wierzył… a przecież jego ból był namacalną, fizycznie widoczną duszą. Ból fizyczny i cierpienie, o którego istnienie podejrzewała go od momentu, kiedy sytuacje życiowe zaczęły uchylać rąbka jego tajemnic. Im bardziej się odsłaniał i im więcej o nim się dowiadywała, tym większy mur zaczął między nimi tworzyć. Mur czasami burzył się samoistnie, bo chemia, którą udawało im się wytworzyć między nimi odkrywała na nowo ich przed sobą. Wtedy wiedziała, że nie jest mu obojętna, a mur jest po prostu wytworem lęku, obawy przed odrzuceniem, niewiarą w to, że ktoś może go zwyczajnie kochać, przekonaniem że świat jest paskudnym wytworem, a ludzie są kłamliwymi bestiami dążącymi do wzajemnej zagłady i lepiej mieć nad tym kontrolę niż pozwolić, by ktokolwiek zdołał ją przejąć nad nim. Ranił, odpychał, niszczył i… jak słuchała jak grał na fortepianie, wiedziała, że jest bardzo wrażliwym i głęboko zranionym człowiekiem.

To były długie miesiące zebrane w wachlarz półtorarocznego toczenia sporu ze sobą, porządkowania uczuć i układania nowej hierarchii wartości. Zamykała z trzaskiem poszczególne etapy życia. Uczyła się definiować na nowo i wytyczać priorytety. Pogodziła się z tym, że jej osobiste życie uczuciowe nie należało i nie będzie należeć do udanych i nabrała dystansu.
Po kilku miesiącach pobytu w Chicago przeniosła się do Nowego Yorku. Propozycję wysłał jej NYU Medical Center, sklasyfikowany w czołówce, a dokładnie na drugim miejscu w kraju. Skorzystała z propozycji i szybko wplotła się w wielkomiejski styl życia. Na początku miasto ją przytłoczyło, ale kiedy zobaczyła swoje nowe mieszkanie i możliwości jakie dawał jej szpital - polubiła NY. I tak naprawdę dopiero tutaj doszła do siebie i poukładała lwią część życia. Rozwód był kolejną sprawą, którą załatwiła bez spoglądania w przeszłość.
Kiedy wyjmowała papiery rozwodowe podpisane przez Chase’a coś w niej pękło. Stanął jej przed oczami ich ostatni wieczór, kiedy Chase zakomunikował że zostaje. Zrozumiała wtedy manipulację dokonaną przez House’a na każdym z nich. Jako jedyna nie dała się nabrać. Wypowiedziała mu prosto i bez ogródek w twarz wszystkie swoje uczucia i obawy. Już nie miała nic do stracenia. Straciła wszystko. Wystawiła się na jego ironię wiedząc, że może ją zranić jeszcze bardziej. Powiedziała mu, że jest mordercą i zrzuciła na niego cały ciężar własnego upokorzenia i rozczarowania.

Tego wieczoru siedząc na parapecie oglądała cudowną panoramę miasta. Wtedy pomyślała, że powinna przeprosić House’a za tę część odpowiedzialności, którą na niego zrzuciła w emocjonalnej rozsypce. Nie zastanawiała się długo.

„Dorosłam”. Po prostu to napisała i wysłała. Nie sądziła, że odpisze, zadzwoni, czy zrobi jakikolwiek ruch. Zbyt dużo czasu wypełnionego między nimi wypowiedzianymi słowami i późniejszym milczeniem zrodziło kolejne schody dystansu do pokonania. Zbyt wiele jego ciężkich zachowań i zbyt wiele jej gorzkich słów. Po prostu chciała mu powiedzieć, że rozumie i wie. Że w wielu miejscach miał rację, że teraz jest inną kobietą. To wszystko. Wraz z wysłanym sms–em huśtawka jej życia wyhamowała.

Poczuła spokój jakiego dawno nie pamiętała.

II
Kiedy odeszła zdał sobie sprawę, że tak naprawdę wraz z nią odeszła jakaś część jego. Poczuł się przeraźliwie samotny, zwłaszcza, że Wilson wciąż nie był tym samym Wilsonem. Niby miał swój zespół, niby dopiął swego, niby wszystko zdawało się układać w przewidywalnych elementach…
Niby o niej nie rozmawiał, niby zapomniał, niby wymazał jej obecność skupiając się na tym co miał tu i teraz, niby… ale czy tego chciał czy nie, chodziła za nim od czasu do czasu w myślach, bo przecież nie umiał nie zostawić nie zracjonalizowanej części życia samej sobie. Jej odejście, sposób w jaki to zrobiła, słowa jakie wtedy wypowiedziała… Niby wiedział, że go kochała, niby odpychał ją jak paskudnego wirusa, który mógłby zniszczyć jego system obronny, niby go nie zaskoczyła… A skoro niby nie… to dlaczego czasami jego myśli odmawiały posłuszeństwa i błądziły wokół jej nieobecności…
Ona była jakąś częścią puzzla, który układał w całość pewien fragment jego przestrzeni. Zrozumiał to, gdy odeszła. Wtedy w ogóle uważał, że nie ma już nic do ratowania z relacji między nimi, że zachowywał się w stosunku do niej jak sukinsyn stosujący metody manipulacji oraz kija i marchewki z najwyższej półki.

Kiedy tylko zrozumiał, że ma do niej ogromną słabość – przestraszył się i wycofał, ale ona wtedy już się zaangażowała. Odepchnięcie musiało boleć. Kiedy zobaczył, że zaczęła kombinować z Chase’m doznawał gromady sprzecznych uczuć. Od zwykłej złości aż do ulgi. To był moment, w którym przez chwilę stracił kontrolę nad sobą.
Ale życie potoczyło się dalej przynosząc marnej jakości niespodzianki w postaci śmierci, halucynacji, psychiatryka i emocjonalnego zawirowania. Jej odejście pokazało mu, że powrócił na swoje stare, marne tory. I jeśli teraz nie dojdzie do ładu z Wilsonem… Po tym wszystkim uczepił się go jak ostatniej deski ratunku. Oczywiście nie umiał powiedzieć, że mu zależy. Próbował to pokazać na swój pokręcono-house’owy sposób. Ale Wilson niewiele z tego rozumiał i zamiast się zbliżać, przez moment czuł że się oddalają. Moment, w którym pielęgnował go po tym, jak stał się dawcą dla swojego niby-przyjaciela i spędził mnóstwo czasu w szpitalnym łóżku, zbliżył ich do siebie.

Jej słowa nie pozwoliły mu tak po prostu przejść do porządku dziennego. Nikomu nie był się w stanie przyznać do tego, że kiedy złożyła na niego współwinę za postępek Chase’a – zraniła go. On chciał tylko mieć swój zespół w komplecie. Chciał otoczyć się ludźmi, których znał, których łatwo kontrolować, wyciskać soki i których nie musiał na nowo ustawiać.
Ona go przejrzała, co sprawiło, że stracił na moment pewność siebie. Ale gdy pozostała czwórka ochoczo zobowiązała się do pozostania w zespole odetchnął. Gdy odeszła – nic już nie było takie samo, mimo że chciał by było i robił wszystko żeby tak było. Pozwolił nawet przez moment poczuć się Chase’owi ważnym i twardym. To nic, że oko spuchło i nabrało koloru dojrzalej śliwki. Miał go znów w ręku i mógł nim dowolnie sterować. Do zespołu powróciła równowaga.

Uknuł jeszcze tylko jedną intrygę, bo wiedział, że Chicago ją pochłonie i nie pozwoli wydobyć się z dołka. Nie lubił tego miasta. Dlatego jak tylko dowiedział się, że w nowojorskim szpitalu zwolniło się miejsce, po prostu zadzwonił tam i jej to załatwił. Klinika w NY miała swoisty klimat i wiedział, że wcześniej czy później spodoba się jej zarówno miasto jak i nowa praca. Chciał, żeby to miasto dodało jej skrzydeł. Ona po prostu do niego pasowała. Chciał choć po części zrekompensować jej sytuację, która wymknęła mu się spod kontroli, kiedy swoimi intrygami rozpołowił jej małżeństwo.
Z jednej strony wiedział, że to małżeństwo był pomyłką, ale ona je potraktowała poważnie i zapewne potrzebowała czasu by dojść do siebie. Dziwnym trafem nie czuł, że zrobił źle w kwestii jej relacji z Chase’m. Prawie roześmiał się w głos, gdy uświadomił sobie, że tak naprawdę żaden facet nie będzie dla niej dobry. Wiedział to już wtedy, gdy pojawił się ten zbawca Afryki, który z miejsca poczuł do niej miętę i zaczął o nią walczyć.
Wkłada do uszu słuchawki I wybiera pierwszą lepszą piosenkę, która nagle odkrywa przed nim jego samego… Klasyczne, gitarowe brzmienie i ten na wpół zawodzący jęk opowiadający banalną historię miłosną, sprawia, że nagle chce mu się złapać za gitarę i pojęczeć jak [link widoczny dla zalogowanych] stawia kropkę nad dziwnie kołyszącymi sie nad nią myślami.

Właśnie wtedy, kiedy kropka została postawiona - dostał od niej sms–a.



III
Jakiś nieznany numer i jeden wyraz: „dorosłam”.
Poczuł się jakby w żołądek wywinął mu salto. Ona?
W końcu kiedyś jej powiedział, że jak dorośnie, to niech da mu znać czy coś w tym stylu. Musiał to sprawdzić. Zobaczyć jaka jest.
Spokojnie. Powoli.
Trzeba to wszystko przeracjonalizować. On sam czuje, że nie jest gotowy. Mijają kolejne dwa miesiące i połowa trzeciego, gdy po prostu pewnego dnia oddzwania na nieznany numer.
– Spotkanie? – Pyta krótko i rzeczowo.
Chwila milczenia w słuchawce. Namacalnie czuje jej zaskoczenie i wie, że zbiera rozsypane w locie myśli. W sumie jest druga w nocy. Pewnie ją obudził.
– Dobrze. – Słyszy pewność w jej głosie.
– Myślę, ze najbliższy weekend w NY dobrze mi zrobi. – Odpowiada.
Skąd u licha wie, że mieszka w NY?
– Niech będzie. Mam wolną sobotę i niedzielę.
– Kolacja w piątek. Zarezerwowałem stolik.
Nie zdążyła mu odpowiedzieć, bo po prostu odłożył słuchawkę. Tak. Kto za nią weźmie dyżur w piątkowy wieczór? Chwilę później dostała sms–a.
„21.00. Przyjadę po ciebie. Stroje wieczorowe”.
Dobrze. Kończy pracę o 19.00, a potem na łeb na szyję będzie musiała lecieć do domu, żeby się przebrać.

Jest niespokojna. Nie widzieli się mnóstwo miesięcy. Nie wie jakiego Grega House’a powita. Nie śledziła poczynań swojego dawnego szpitala i jego zespołu, omijała szerokim łukiem sympozja, na których pojawiali się pracownicy z PPTH. Z Chasem rozmawiali tylko o koniecznych sprawach i nie pytała, a gdy zaczynał mówić – powtarzała, ze nie chce wiedzieć, chyba, że to medycznie uzasadnione.
Jedynie z Wilsonem od czasu do czasu wymieniała sms–y, ale one skupiały się wokół ich spraw i nie zaczepiały całej gamy bolączek.

Dni do piątku wlokły się w zastraszającym tempie. W biegu kupowała sukienkę. Zestresowana spotkaniem nie omieszkała polepszyć sobie humoru kupnem cudnych szpilek pasujących do sukienki.



IV.
Stał niedbale oparty o drzwi z ręką w kieszeni spodni. Był taki jak go pamiętała z tego turnieju pokera. Smoking, muszka, laska. Miał tylko zdecydowanie krótsze włosy, trochę więcej zmarszczek i większy zarost.
Dziwne… właśnie przypomniała sobie jak delikatnie przytuliła się do jego policzka, kiedy go w niego całowała…

Wyglądała oszałamiająco. Ale przecież nie może tak od razu tego okazać, jak wtedy, przy okazji turnieju pokera.
Dlaczego tak trudno mu było wtedy po prostu ją przytrzymać… choćby oddać ten drobny pocałunek. Była tak blisko, że właściwie mógł ją po prostu objąć… Kiedy się „odoszołomił” jej słowami i zachowaniem, próbował za nią iść… Już przy drzwiach zrozumiał, że oboje przegrali… choć tak naprawdę on stracił dużo więcej, a ona odchodziła z podniesioną głową.

Chciała wyglądać dobrze. Wiedziała, że tak jest. Widziała jak na jej widok wypuścił resztki powietrza z płuc. Uśmiechnęła się lekko. Maleńka przewaga dodała jej odwagi.
Im bliżej podchodziła, tym bardziej czuła się nim speszona. Próbowała nie patrzeć na niego i rzucała wzrokiem po ścianach korytarza, który nagle wydłużył się do niebotycznych rozmiarów. Chciała już mieć za sobą pierwsze powitanie i wyjść.
– Witaj doktorze House. – Powiedziała najzwyczajniej na świecie. Jakby pierwsze zmieszanie było wytworem jej lekko zestresowanej wyobraźni.
– To nie miała być kolacja służbowa dr Cameron. – Odpowiedział w podobnym tonie. – Tytuły są zbędne.
Uśmiechnęła się.
– Dobrze Greg. Spraw zatem, by ten wieczór okazał się wyjątkowy.
– Sam nie dam rady. Musisz mi pomóc.
– Zatem prowadź! – Odpowiedziała i ruszyła przed siebie.


Lubiła ten rodzaj lokalu, do którego ją zaprosił. Niezobowiązujące dwie i pół godziny, wymiana grzecznościowa, pytania związane z pracą, badaniami, jego diagnostyką. Takie wielkie nic, obojętne dla obojga. Trochę się rozczarowała, a jednocześnie dziwiła się sobie. Przecież nie nastawiała się na nic. To miała być najzwyczajniejsza w świecie rozmowa. Nic więcej.
– Sprawa z Chasem… – zaczął nagle.
– To zamknięty rozdział. – Odpowiedziała. – Nie ma o czym mówić. Może oprócz tej części, w której oskarżyłam cię o współudział.
– Nie wiedziałem. – Odpowiedział z napięciem w głosie. – Odkryłem to kilka godzin po śmierci… Podrzuciłem rozwiązanie. Jeśli chcesz, możesz to uznać jako współudział.
– Musiałabym wtedy uznać i siebie współwinną. Milczałam. – Odpowiedziała. – Nie wiedziałam, że się do tego posunie. Myślałam, że go znam. A jednak…
– Ja ciebie też nie znałem. Myślałem, że… – Urwał. – Chciałem stabilizacji. Wy mi ją gwarantowaliście.

Patrzyła mu prosto w oczy. Były cudownie błękitne i spokojne. Bez tamtej dzikości i szaleństwa, które pamiętała sprzed jego pobytu w szpitalu. Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła. Chciała znaleźć się nagle bliżej niego i wędrować palcami po zmieniających się rysach jego twarzy.
Dziwnie łagodniały.
– Dlaczego odeszłaś koro Chase został? – Barwa jego głosu przeszyła ją na wskroś i rozniosła po ciele cudowne iskry.
– Tam jest najczystsza w świecie wylęgarnia toksycznych relacji. Brakowało mi powietrza. Nie znalazłam dla siebie miejsca.
Teraz on patrzył w jej ciemniejące oczy. Smutniała, ale nie odwróciła głowy. Pozwalała mu się testować milimetr po milimetrze.
– To przeze mnie prawda?
– Po części. Chciałam wyciągnąć Chase’a z tamtej atmosfery. Był w rozsypce. Zdecydowaliśmy, że wyjedziemy, żeby gdzieś z dala zacząć wszystko od nowa. Ty dołożyłeś swój kamyk. Byłam rozgoryczona, czułam się oszukana i zdradzona.
– Ale Dibala pojechałby za wami. To też kwestia umysłu. Nie tylko miejsca.
– Ale z dala od miejsca terapia przebiegłaby szybciej.
– Ze szkodą dla ciebie.


V
Zatopiła się w jego oczach. Od kiedy go obchodziła, żeby wygłaszał takie opinie? Tyle czasu miał ją gdzieś i popychał w łapy Chase’a. Ileż razy odeszła upokorzona? Ile razy zbierała z podłogi siebie wraz z tą miłością, która się wepchała i nie chciała odejść? Widział to w jej pytającym wzroku i twarzy.
– Od zawsze. – Odpowiedział. – Przepraszam za tamto i całą resztę.

Nagle zapragnęła wyjść. Oczy stały się nagle za ciasne a w gardle urosła kula, która przyspieszyła bicie serca i zabrała resztki oddechu.
Nerwowo zacisnęła dłonie.

– Chodźmy stąd. – wykrztusiła. – Proszę.
Kiedy House poszedł zapłacić rachunek poczuła, że na nowo rusza huśtawka jej życia. Zatopiła twarz w dłoniach.

Było tylko kilka łez w taksówce, która wiozła ich do domu. Szybko doszła do siebie, ale postanowiła być szczerą wobec House’a.

– Myślałem, że nie robię na tobie już żadnego wrażenia. – Powiedział jej kiedy weszli do jej mieszkania.
– Z wzajemnością. – odpowiedziała i podeszła do okna.
Tak naprawdę wszystko zostało powiedziane. Tylko… Tylko dlaczego ona jest wciąż taka niepewna.
Podszedł do niej.
– Masz piękny widok.
– Wiem. To twoja zasługa.
Uśmiechnął się.
Poczuła jego ramię w okolicach swojej talii. Przytulił ją w taki naturalny sposób jakby to robił od wieków. Odwzajemniła gest. Potem się pochylił i wsunął nos w zagłębienie jej szyi.
– Cudowny zapach… – wymamrotał.
– Czerwone Armani – odpowiedziała dobierając się jednocześnie do jego ust.

Celebrowała ten pocałunek jakby miał być już ostatni zsuwając jednocześnie z niego marynarkę.
– Zrobiłaś to specjalnie? – Zapytał żartobliwie dobierając się do kilku haftek, na które miała zapięta sukienkę. – Co za makabryczne zapięcia…
– Nie wierzę... – roześmiała się. – Nie miałeś do czynienia z haftkami?
– Masz tego więcej? – Zapytał.
– Uhm.. – Przytaknęła i pociągnęła go w stronę sypialni.

Na leżąco łatwiej rozpinać haftki i poznawać doskonałości jej ciała. Zdecydowanie. Zanim po raz kolejny czuje się przy niej stary, brzydki i zdezelowany, zdążył zapoznać się z geografią niektórych obszarów jej ciała i poznać smak pierwszych, z krwi i kości prawdziwych pocałunków oraz pozwolił jej poznać palcami szczegóły twarzy i klatki piersiowej.
Tak. Guziki koszuli są znacznie łatwiejsze do rozpięcia niż jakieś głupie haftki ustawione jedna przy drugiej…

– Hej… – Powiedziała łagodnie. Widziała jak znowu próbuje się zamknąć i wycofuje chyłkiem. – Przestań zachowywać się jak dziecko. Sam mówiłeś, że od zawsze, pamiętasz?

Patrzy na nią przeraźliwie błękitnymi oczyma, w których rozlewa się widoczna ulga.

Jej dłonie zawędrowały na jego twarz. Jej oczy łagodziły jego spięcie. Chciała obdarować go ogromną ilością czułości i miłości, bez względu na to, czy jutro znów jej nie ucieknie, a ona znów nie zostanie sama ze swoja miłością.

Opuszkami palców poznawała jego czoło, łuki brwiowe, powieki, policzki zatrzymując się dłużej na ustach…
Znów te szerokie ramiona…

– Zawsze chciałam żebyś mnie nimi objął i trzymał mocno… – Szepnęła mu w ucho.

Zrobił to.

Mógłby tak z nią siedzieć całe wieki, nadrabiając przeszłość, ale jego palce stały się nagle niecierpliwe. Chciał ją poznać, dotykać i smakować.

Pozwalała mu.

Dostawał od niej całą masę zapomnianych gestów i czułość, o której nie wiedział, że istnieje.

Potem poddał się i zrzucił maski, które zakładał na każdą okazję. Wszystko splotło się ze sobą i odległość dzieląca ich oboje została zniwelowana. Była tylko ona i nowojorska noc. Reszta stała nieważna.

Czemu był takim głupcem? Myślał, gdy o świcie wpatrywał się w jej spokojną twarz

Pierwszą myślą, która przebiegła jej przez głowę, kiedy otworzyła oczy, było westchnienie ulgi w postaci: „jak dobrze że dziś sobota”. Dopiero chwilę później uprzytomniła sobie co się stało. Patrzyły na nią porażająco łagodne i błękitne oczy House’a.

Zanim jej mózg cokolwiek potrafił przypomnieć sobie z tego co stało się poprzedniej nocy zasypał ją pytaniami.

– Pamiętasz tego faceta z chronicznym bólem, którego podesłałaś mi całe wieki temu do diagnozowania?
Facet z chronicznym bólem… a tak… Rzeczywiście, dawno temu…
– Pamiętam. Użyłam podstępu, żebyś się nim zajął. – Odpowiedziała.
– Rozmawiałem z nim, a ty obserwowałaś nas zza szyby. Wiesz co mi wtedy powiedział?
Pokręciła przecząco głową.
– „Spójrz w przyszłość”. Dokładnie tak. Spojrzałem. Stałaś i gapiłaś się na mnie tym swoim wzrokiem. Smutna i piękna.
Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma.
– Tak, wiem. Sporo czasu mi zajęło zrozumienie, że jesteś moją przyszłością. Możemy już przejść do tej części nie marnowania czasu?
-------------------------


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kropka dnia Wto 14:39, 29 Gru 2009, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:43, 29 Gru 2009    Temat postu:

tak, to ona jest przyszłością...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ninka_m
Gość





PostWysłany: Wto 20:54, 29 Gru 2009    Temat postu:

Oczywiście bardzo mi się podoba Tyle tu odniesień! "Zadzwoń jak dorośniesz" i scena "spójrz w swoją przyszłość"... Ciekawe, czy TPTB już wiedziało, że dadzą sobie spokój z Cam, pisząc te sceny w S5...

Bardzo ładna miniaturka. Oby więcej takich zakończeń - w fikach i serialu!
Powrót do góry
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:12, 29 Gru 2009    Temat postu:

Piękne, prawdziwe, Kropkowe...
House ma cudną przyszłość


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:35, 30 Gru 2009    Temat postu:

Ach te miniaturki... uwielbiam. Szczególnie kropkowe... (chyba wyraziłam się jasno co myślę o tej miniaturce xD )

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kejti
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 18 Paź 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:57, 30 Gru 2009    Temat postu:



Naprawdę miło mi się czytało... może ze względu na to, że teraz, pisząc w fikach o 'powrocie' Cam, naciągamy postać House'a i realia.

A tu nie jest ani emo-napalonym nastolatkiem, ani też zbytnim draniem. Jest tym House'em, którego pokochaliśmy na początku...

Na dodatek smaczki z poprzednich serii *niach niach*

I tu moje kolejne pobożne życzenie:
żeby Ci tam-tam, opamiętali się i skorzystali z Twojego pomysłu. Wszak byłoby jak najbardziej 'płynne'.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:01, 31 Gru 2009    Temat postu:

Cytat:
Tam jest najczystsza w świecie wylęgarnia toksycznych relacji. Brakowało mi powietrza. Nie znalazłam dla siebie miejsca.
Kod:


Och, tak. To jest właśnie to. To co widzi w tej chwili większość: toksyczne środowisko PPTH. I prawdopodobnie dlatego tak dużo osób wyprowadza bohaterów z tego szpitala i słusznie.
Tak delikatnie i ładnie poprowadzone i wykorzystane te drobne szczegóły które dają jeszcze nadzieję.
Jak zawsze wspaniałe Kropeczko...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin