Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

KLUCZE V [+18, NZ]
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kejti
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 18 Paź 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 0:16, 04 Sty 2010    Temat postu:

Baaardzo podoba mi się odejście od tego, że Cam jest lekarzem.
Jeszcze bardziej zaś podoba mi sie to, że nie jest w zasięgu House'a... uwolniła się od jego widma. Przeniosła się na inny kontynent, byle tylko zacząć życie bez jego sylwetki majaczącej na horyzoncie.

Ponadto, wnikliy opis postaci. To, że zajrzałaś zarówno w głąb House'a jak i Cameron. W subtelny, a zarazem jasny sposób ukazałaś ich poranione dusze... Oraz to, jak wielkim są dla siebie nawzajem ukojeniem.

Pozostaje mi czekać na kolejną część.. Twierdzy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
irlandia
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 26 Sty 2010
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:14, 29 Sty 2010    Temat postu:

Mimo, że jestem Huddzinką do szpiku kości to 'Klucze' mnie poprostu ścięły z nóg. Chylę czoła...
... i gryzę się po rękach czekając na dalszy ciąg!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 0:27, 19 Lut 2010    Temat postu:

Dobry wieczór/nocy.
Podrzucam kolejną część "Kluczy", które rodzą się w bólu. Przyznam, że kiepsko idzie mi pisanie, dlatego wybaczcie wszelkie zawiłości i dziwne sformułowania.
Ale i tak wam to daję, bo w dalszym ciągu wiem, że ta para została dla siebie stworzona i nic tego nie zmieni.

Ps. I tak, to nie koniec Kluczy. Myśli mi się kolejna część

Tę część dedykuję wszystkim, którzy oddali na mnie głosy w plebiscycie na najlepszego fikopisarza.


KLUCZE IV

Każdy chciał wiedzieć , gdzie był i dlaczego tak nagle poprosił o urlop. Nie powiedział nic. Nie chciał w ogóle o tym rozmawiać. Unikał wszystkiego co nie było związane z pracą. Pustka mieszkania, chłód szpitalnych korytarzy, gabinet za szklanymi drzwiami, rozkazujący ton dyrektorki, Wilson, który sam nie wiedział czego chce… Nagle poczuł się samotny. Wszystko było obce i puste. Wycofał się. Nie spodziewał się, że właśnie tak zareaguje, że stanie się milczący i będzie wymuszał z siebie zdania, kiedy naprawdę będzie to konieczne. Najdziwniejsze było jednak to, że to co uważał do tej pory za niekwestionowaną zdobycz, stało się nic nie znaczącą częścią jego dotychczasowego życia. Przestał robić tyle rzeczy... Przede wszystkim grać: na fortepianie i cudzych nerwach. Przestał prowadzić szpitalne wojny. Znajdował siebie w najmniej pożądanych miejscach: szpitalnej klinice, przy pacjentach… Miał wrażenie, że życie zwolniło. A mimo to, październik – dzielący wrzesień od listopada, był najintensywniejszym miesiącem jego życia.

Nie pozwoliła na to, żeby się z nią kochał. Wciąż się wtulała w niego kurczowo trzymając się każdego guzika błękitnej koszuli. Pozwalał na to czując, że jest jej to winien dzięki kolejnym - 31 dniom emocjonalnego kołowrotka, który jej zafundował swoim milczeniem. Dziwnie. Wystarczyło, że była obok. Nie musiał jej posiadać. Błądził ustami po jej twarzy i wplatał dłonie w jej włosy. Dotykał ją. Wciąż ją dotykał. Jakby chciał po raz kolejny przekonać się, że jest znów obok niej, że rzeczywistość nie została zakrzywiona podczas snu i nie projektuje martwych obrazów. Jedynej rzeczy na świecie wciąż chciał być pewien – że świat obok niej jest taki sam, że pachnie spokojem, którego dawno nie miał. Czasami trzeba wylecieć z drogi na wirażu życia, żeby zrozumieć, że gra w życiu toczy się o rzeczy, które do niedawna nie miały prawa zaistnieć w jego życiorysie.
Godzi się na intymność, która zawiera się w prostocie zwykłego dotyku. Opuszkami palców rysuje każde wgłębienie jej ciała. Zna je prawie na pamięć, ale nie może przestać tego robić. Coś go przygnało w jej stronę i usiłuje to zrozumieć. Wie, że nie ona śpi, choć zastała ich głęboka noc. Czuje jej łaskoczące rzęsy na swoich policzkach. Jest tak blisko, że owa bliskość z jednej strony przeraża, a z drugiej cieszy. Przeraża, bo nigdy nie pozwolił na taką bliskość, która nie zawiera się tylko w fizyczności, ale jest bliskością natury emocjonalnej i duchowej. Cieszy – bo jej ramiona okazały się odnalezionym domem, którego tak długo szukał…
Nie musi się ukrywać i bać. Nie musi przy niej udawać kogoś kim nie jest. Może być sobą. W każdym calu.
– Nie sądziłem... – Słyszy jego szept w samym środku swojego ucha i zamiera. Cisza przeciąga się do dwóch wieków zanim nie słyszy końcówki rozpoczętego przez niego zdania wraz z jego dłonią, która wędruje po jej twarzy – …że to wystarczy. Tak wystarczy.

Starała się nie myśleć o tym co on zrobi, albo czego nie zrobi. Pozwoliła mu poczuć kim tak naprawdę może być w relacji z nią, kiedy w końcu przestanie uciekać i pokaże prawdziwą twarz. Pokazała mu istnienie innego świata – od zwykłej, ludzkiej bliskości, aż do poznania piękna innego skrawka ziemi, która go przyjęła i zaakceptowała.
Zajęła się pracą. Poleciała do Francji, zdobyła nowy kontrakt i nauczyła się w końcu piec czekoladowe brioche. Od momentu, kiedy po raz pierwszy spróbowała tego ciasta – zawsze chciała nauczyć się je robić. Skorzystała z zaproszenia przyjaciółki i postanowiła wyjechać na kilka tygodni do miejsca, które od pierwszej chwili ją urzekło i gdzie mogłaby spędzić resztę życia. Październik przyniósł ze sobą cudowną jesień. W Stanach nigdy takiej nie widziała, a Francja przywitała ją wachlarzem kolorów. Spacerowała pomiędzy rzędami cudownych winorośli pomagając przygotować je do sezonu zimowego. Przyglądała się jak powstaje wino i jak wiele miłości jej przyjaciółka wkłada w każdą winorośl, która została zebrana do koszy. Nigdy nie myślała, że sprawi jej to mnóstwo radości i wyciszy potargane przyjazdem Grega emocje.



Właśnie to chciała usłyszeć. Że nie chodzi o całą fizyczną sprawę, że chodzi o coś więcej. O specyficzną bliskość dusz, która pozwalała rozumieć się wzajemnie i doświadczać w szerszym wymiarze – nie tylko cielesnym. Mimo to pozwala się wyswobodzić z ubrań i robi to samo. Czuje jego nagość obok swojej i znów pragnie poczuć jego bliskość. Wycisza go. Pozwala na drobne gesty, delikatny dotyk. Cieszy się jak dziecko, kiedy widzi, że ją rozumie i akceptuje jej warunki. Jego ramiona są mocne, a palce delikatne. Jego usta spontaniczne, ale nie przekraczają granic. Czułość i delikatność unosi się w powietrzu, które pachnie jaśminem i mandragorą.
Ta bliskość sprawia, że czuje się bezpieczna i spokojna.
Spełnienie fizyczne przynosi dopiero poranek. Jest gwałtowne. Oboje balansują na cienkiej granicy pomiędzy spełnieniem, pożądaniem, a miłością, która nie pozwala im zrobić sobie krzywdy. Nie toczą wojny i nie chcą się nawzajem zdominować, ale pozwalają namiętności zapanować nad sobą. Ona widzi, że on ufnie bierze na siebie jej gwałtowność, a on po raz kolejny doświadcza, że w jej gwałtowności nie chodzi o to, by go zdominować i zniszczyć.


Paradoks. Kiedy coś się zbliżało uciekał w samotność. To właśnie ona była bezpiecznym portem nie pozwalającym nikomu na zbliżenie się do niego i zadaniu kolejnych ran, których jego pokaleczona dusza nie umiałaby ponownie znieść. Teraz samotność stała się jego osobistym wrogiem, który kpił z niego i uderzał prosto w serce. Myślał. Wciąż myślał. Wyliczał, przekładał szale kładąc na nie całą mądrość i rozsądek jaki posiadał. Samotność śmiała się z niego w twarz. Przez pierwszy tydzień tęsknił. Za jej ramionami i ciepłem. Przez drugi tydzień czuł się upokorzony i zdradzony przez siebie samego. Trzeci tydzień uświadomił mu, że właściwie tak naprawdę chciałby, żeby była gdzieś obok. Trzeci tydzień przyniósł też odkrycie, że przez te wszystkie lata dzielone z nią w diagnostyce była mu bliższa niż ktokolwiek inny wcześniej: rozumiała go i chroniła przed samym sobą. Wiedział o tym już wtedy, ale nie umiał się przyznać sam przed sobą, bo oznaczałoby to odsłonięcie się przed nią, okazanie swojej bezbronności i pozwolenie jej na zaistnienie w swoim życiu. Wtedy nie był gotowy.
Pół czwartego tygodnia zastanawiał się nad tym czy jest gotowy, żeby w okolicach piątku bezradnie przyznać się przed sobą, że ona jest TĄ, która dopełniła jego samego i sprawiła, że poza nią nigdzie nie czuł się dobrze ani bezpiecznie.


Zaledwie wczoraj wrócili nocnym samolotem z Paryża, po którym próbowała go oprowadzić bez względu na listopadową pełną deszczu i wiatru pogodę. Siedzi oparta o jego pierś poddając się jego ramionom. Pozwala na to szeroki parapet, który specjalnie kazała zamontować wieki temu. Wpatrują się w krajobraz za londyńskim oknem. Niedzielny poranek nie był dla nich łaskawy. Znów padał deszcz, którym wiatr zacinał o ich szyby. Obok nich stoją dwa kubki – mocna kawa, która pozwala doprowadzić się do porządku. Cisza pomaga im obojgu pozbierać myśli.
– Pomożesz mi zamknąć sprawy za oceanem? – pyta cichutko.
Wie, że dla niej powrót do Jersey to zmierzenie się z samą sobą.
– Pomogę. – Słyszy jej pewną odpowiedź. Jest zdziwiony. – No co? – Uśmiecha się do niego. – Nie tylko ty mierzyłeś się ze sobą. Jestem gotowa tam wrócić.
– Chcesz tego? – Mała wątpliwość sączy się z jego ust.
– Na stałe? Nie. Świat jest zbyt piękny, żeby ograniczyć go do miejsca, które nie potrafi dać, a tylko odbiera. Wszystko odbiera. Szczególnie to, co najcenniejsze.
Zanurzył twarz w jej włosach przytulając mocniej do siebie.
– Myślę, że każdy zakątek świata może stać się moim domem. – Mruczy pod nosem. – O ile będziesz tam ze mną.
Odwraca się do niego i kładzie dłoń na jego policzku. Widzi że jest lekko spięty. Takie wyznanie z jego ust jest pokonaniem wielu kamieni milowych.
– Będę. – Odpowiada wzruszona. – Zawsze będę.

Zadzwonił po 30 dniach od wylotu. Potrzebował tych dni, żeby zobaczyć, że naprawdę nadszedł czas na zmiany i że pozostanie w Jersey groziło katastrofą nie tylko dla niego. Napisał prośbę o zwolnienie, pożegnał się ze starym teamem i – wprawiając ich w konsternację – obdarował drobiazgami. Puścił mimo uszu komentarze i nie odpowiedział na ani jedno pytanie poza jednym: kiedy Chase zapytał czy ją znalazł i jedzie do niej – przytaknął. Potem poszedł do Wilsona. Chciał załatwić wszystkie sprawy, żeby pozostawić pomiędzy nimi wolną przestrzeń. Rozmowa była długa i kosztowała obu mnóstwo trudnych emocji. Wilson dowiedział się, że musi pozwolić swojemu życiu toczyć się dalej, a House – że jest dupkiem. Co w sumie było odwieczną prawdą.

Jego kark jest bardzo wrażliwy.
Delikatnie drapie go gdzieś w pobliżu potylicy i uśmiecha się słysząc jego błogie pomruki. Potem pochyla się i całuje go w to miejsce pomiędzy karkiem, a linią włosów. Dłonią rysuje długą linię kręgosłupa i przyprawia o kolejną dawkę dreszczy.
Dlaczego uciekał od dotyku? Przecież jest tak fascynujący. Sprawia, że czuje się ochroniony i zaakceptowany. Miał niespełna 11 lat jak świadomie zaczął unikać jakichkolwiek czułości, które uznał za kłamliwe. Teraz bardzo chce, by jej dłonie ogarniały go. Jak bardzo tęskni za kolejnymi śladami jej rąk pozostawianymi na jego ciele. Chowa głowę w ramionach i oddaje jej siebie samego. Swoją bezbronność i resztki lęku, o którym nie da się zapomnieć nawet teraz, kiedy jest ona.
Rozumie jego gest. Ogarnia go ramieniem i sięga ustami do jego ucha.
– Greg… – szepcze – …kocham cię. Kocham wszystko twoje. To kim jesteś i jaki jesteś.
A potem znów sięga ręką i ustami w to miejsce pomiędzy karkiem a linią włosów i przywraca go samemu sobie.
– Po prostu bądź… Dla mnie… Dobrze? – Jego głos zdradza silne emocje.
– Zawsze byłam – odpowiada tym samym szeptem, który sprawia, że on oddycha z ulgą. Zaczyna wędrówkę ustami po jej skroni i znów staje się pewnym siebie mężczyzną, który wie jakiego dokonał wyboru. Teraz już na zawsze.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kropka dnia Pią 0:34, 19 Lut 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ninka_m
Gość





PostWysłany: Pią 15:38, 19 Lut 2010    Temat postu:

Twój House, Hameron i Cameron to alternatywna odnoga serialu pewnie wyrastająca przy serii 4. Serce mi pęka, gdy przypomina mi się fabuła ostatnich epów, które na nieszczęście obejrzałam i które są innym (gorszym) Housem niż Twój.

A poza tym, jak zwykle Mistrzyni Elegancji i Opisywania Uczuć, czyli Kropka
Powrót do góry
Kejti
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 18 Paź 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:19, 19 Lut 2010    Temat postu:

*bierze rozpęd i rzuca się kropce na szyję*

Tak jak napisła ninka, Twój House, to stary House. Zmęczony życiem, ale jednocześnie nie pozbawoiony tego 'czegoś' facet, który odnajduje spokój przy Cameron.
senk ju


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:41, 21 Lut 2010    Temat postu:

Śliczne. Słodkie. Prawdziwe. Wzruszające.
Tak jak wspomniano, House odnajduje spokój. Jemu nie potrzeba awantur, przepychanek słownych, to może mieć w pracy. W domu on potrzebuje spokoju, wygody, bezpieczeństwa i czułości. I wyjazdu z Princeton.
Kropko jesteś wspaniała!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
irlandia
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 26 Sty 2010
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:43, 22 Lut 2010    Temat postu:


Zacznę skreślać dni w kalendarzu do kolejnej części


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:07, 29 Maj 2010    Temat postu:

Długo mnie nie było co?
Mam nadzieję, że się nie odzwyczailiście ode mnie
Wracam na razie z tym, a nad resztą pracuję.


KLUCZE V

Zawsze chciała się z nim kochać w domu, który był jego odbiciem. Drobiazgi, które dobierał z wyrafinowaniem do mieszkania wiele mówiły jej o nim już wcześniej. Podkreślało mocny charakter, męskość i odkrywało w spory kawałek jego duszy. Przytula policzek do poduszki i czuje zapach, który jeszcze do niedawna tak bardzo ją prześladował, a teraz może cieszyć się nim i wdychać do woli. Nagle przypomina sobie jak pierwszy raz przekroczyła próg jego mieszkania. Zaskoczyło ją niezwykłą dla niego harmonią. Wszystko miało swoje miejsce i pasowało do niego. Szczególnie fortepian z ogromną ilością rozrzuconych nut czy kilka wręcz muzealnych drobiazgów.
Sama nie wiedziała dlaczego tak się dzieje, ale te wszystkie t-shirty, koszule, a nawet laska pasowało do siebie w tym miejscu. Jakby to mieszkanie było przedłużeniem jego samego i pozwalało mu być i czuć się wolnym i bezpiecznym.


Zaledwie kilka dni temu wylądowali w Jersey, a świat znów przekoziołkował kilka razy za sprawą jego przyjaciela i dyrektorki. Chciała za wszelką cenę zamknąć House’a w szpitalnych ramach. Obiecywała podwyżki, wolność od kliniki, niezależność w doborze pacjentów i nowego zespołu i mnóstwo udogodnień.
Nie zgodził się.
Nie chciał. Zwłaszcza po tym, co przeżył w ramionach Cameron.
Przesunął palcami po klawiaturze. Instrument wydał delikatny dźwięk. To wystarczyło, by z kuchni wyjrzała głowa Cameron. Uśmiechnął się pod nosem. Nie wiedział, że była bardzo wrażliwa muzycznie. Co prawda często widział ją w słuchawkach na uszach, ale nie sądził, że może lubić taką muzykę jak on. Wydawało mu się, że jej iPod wrzeszczy rytmami, których nie był w stanie znieść ani przez chwilę. Przesuwa palcami po klawiszach grając jakąś wariację, którą Gary Moore grał tylko na gitarze.
– Teraz wiem, że to może również świetnie zabrzmieć na klawiszach. – Mówi i podsuwa mu pod nos kubek świeżo parzonej kawy. Być może przez chwilę przestanie myśleć o szpitalu, nowej propozycji dyrektorki czy Wilsonie, który wciąż przygląda mu się badawczo.
– Mam coś dla ciebie – mówi i sięga po kopertę leżącą w miejscu nut.
Dwie karty wejściowe na największą imprezę we wszechświecie.
– Monster trucki? – Pyta zdziwiona.
– Tam poszło nam najlepiej. – Mówi przebiegając palcami kolejne klawisze.
– Chcesz… - Łapie jego spojrzenie i już wie.
Powrót do Jersey był zdecydowanie trudniejszy dla niej niż dla niego.


Czuje za sobą jego klatkę piersiową i dłoń wędrującą wzdłuż linii kręgosłupa. Porusza się delikatnie dając mu do zrozumienia, że jeszcze nie śpi i że jego dotyk sprawia jej ogromną przyjemność. Czuje ogarniające ją ramię. Jego nacisk jest zdecydowany. Poddaje mu się i posłusznie odwraca w jego stronę. Przyjmuje jego zapraszające gesty i przysuwa się bliżej. Jak to się dzieje, że nie ma go dosyć i wciąż pragnie czuć jego dłonie. Splata swoje nogi z jego i rozpoczyna wędrówkę w okolicach jego łuków brwiowych i policzków. Twarz. Wie, że on lubi, kiedy właśnie tak wdziera się w jego bezbronność i intymność. Proste i delikatne gesty otwierają go bardzo łatwo. Zresztą teraz nie musi się specjalnie starać. On sam burzy swoje mury i zachłannie oddaje wszystkie części siebie biorąc w zamian ją całą.


Tym razem jednak oboje wyszli z tego obronną ręką. Zapamiętała zdumione oczy Wilsona, który do końca nie wierzył, że TĄ kobietą jest właśnie ona.
- Spodziewałeś się Lisy Cuddy. - Powiedziała tak po prostu, kiedy wpadł do nich do domu, gdzieś pomiędzy pakowaniem 4 a 23 pudła.
- Tak. Niedowiarstwo w stosunku do House’a to moja druga natura. - Odpowiedział.
- Wiesz, że to wyklucza przyjaźń.
- Wiem. Nie rozumiałem wtedy, że to właśnie mnie potrzebuje mnie bardziej. Myślałem, że ona jest jego wyborem i że tłumi uczucia, które miał do niej od lat.
- Miał, ale nie takie o jakich myślisz. – Uśmiechnęła się. – Nie widziałeś tego, bo chciałeś się go pozbyć. Od śmierci Amber zawsze tak było.
- Znów to ja jestem winien? – Zabrzmiało żałośnie.
- Nie. – Jej świdrujące do tej pory oczy spojrzały na niego łagodniej. – Ale tylko ty miałeś jego przyjaźń i zaufanie.
Kiedy Wilson traci rezon, Cameron idzie do kuchni, by wyciągnąć ze schowka upieczoną szarlotkę. Słodkości poprawiają wszystkim humor, House zaczyna dowcipkować, a Wilson odzyskuje mowę.
– Jak to się stało, że to ona? – Pyta kiedy przez chwilę zostają sami.
Patrzy w oczy odzyskanego przyjaciela i rozumie, że chodzi mu o coś więcej niż tylko banalną odpowiedź na pytanie.
– Musiałem coś sprawdzić. – Odpowiada poważnie.
– Sprawdzić? – Wilson zdaje się nie rozumieć.
– Okazało się, że wszyscy nie mieliście racji.
– Racji? – Zdumienie Wilsona jest tak ogromne, że House uśmiecha się sam do siebie.
– Przed naszą pierwszą randką. Nawet ty. Choć popychałeś mnie do niej.
Zdumienie Wilsona jest bezgraniczne.
– Nie powinienem pozwolić jej odejść. Myślałem, że moja nieobecność zagwarantuje jej lepsze życie. Tymczasem jej nieobecność pokazała jak bardzo moje życie bez niej jest do dupy – dodaje ciszej House i Wilson już wie: jego przyjaciel dotarł do portu.


Nie do końca rozumie jak to się stało, że po prostu otwiera się przed nią beż żadnych wewnętrznych oporów czy dodatkowych lęków. To jest tak naturalne jak dzienna porcja ironicznych uwag rodzących się na poczekaniu i rzucanych przed siebie. Taki jest – uparty, paskudny, ironiczny, celnie wpinający szpilki ripost. Ale przy niej to przestaje mieć znaczenie, bowiem odkrył, że ona bierze go takim jakim jest akceptując każdy zakamarek jego duszy i ciała.
Samotność po odejściu Stacy stała się fundamentalnym wyborem, choć nie może powiedzieć, że był z nią do końca szczęśliwy i spełniony. Po jej odejściu osiągnął emocjonalne dno. Teraz wie, że tamto dno nie miało nic wspólnego z tym, którego doświadczył po odejściu Cameron. Potem odkrył czym naprawdę jest samotność – nie ta z wyboru, ale ta, w której jesteś pionkiem rzucanym na planszy rozgrywek pomiędzy Wilsonem, który chciał się go pozbyć, zespołem, który grę podejmował, a Cuddy, która wpadła we własne sidła emocjonalnej zabawy uczuciami.
Zrozumiał, że Cameron była jedyną, która na swój sposób zawsze stała po jego stronie, zwłaszcza wtedy, gdy rzucała mu bolesna prawdę między oczy. Tak jak ostatnio, kiedy po prostu powiedziała mu, że go kochała.



To co miało być trudne i bolesne - nagle stało się najprostszą w świecie rzeczą do wykonania. Sam nie wiedział, że może tak się zachować: bez żadnych gierek, krótko i konkretnie. Cuddy aż do teraz nie wierzyła, że opuści szpital. Nawet wtedy, gdy złożył jej oficjalną rezygnację. Myślała, że to chwilowy kaprys, że bez pacjentów stanie się nikim i wróci. Jego diagnostyka wyglądała tak, jak ją zostawił kilka tygodni temu. Już z korytarza zauważył Cameron układającą jego płyty w pudłach. Dopiero teraz zwrócił uwagę na to z jak wielkim szacunkiem odnosiła się do rzeczy, z którymi był bezpośrednio związany. Uśmiechała się pod nosem, kiedy brała do ręki niektóre z nich.
- Kradłam ci je od czasu do czasu, żeby posłuchać twojej muzyki. Specjalnie kupiłam sobie adapter - powiedziała nieoczekiwanie.
Zaskoczyła go. Skąd wiedziała, że od dłuższego czasu gapi się na nią? Była odwrócona do niego plecami. Odwróciła się.
- Wyczuwam cię na dalsze odległości - odpowiedziała uśmiechając się do niego.
Podszedł bliżej i po chwili wyjął jedną z płyt.
- Tego nie pakuj.

Blind Willie McTell – Delia

Stary podarunek od Stacy.
Skinęła głową i odłożyła płytę. Nie pytała. Wiedziała.
Uśmiechnął się pod nosem. Naprawdę wiele się zmieniło.
Bezceremonialnie wkroczyła w jego przestrzeń podchodząc i kładąc rękę na szorstkim policzku. Mało ja obchodziły ciekawskie i zdumione do granic oczy personelu zerkającego – niby przypadkiem – na szklane ściany i drzwi diagnostyki. Przytrzymał dłoń całując jej wgłębienie.
– Jak sądzisz? Zdołaliśmy rozwiązać worek z plotkami na najbliższe półwiecze? – Wyszeptał jej w ucho.
Przytrzymała jego twarz przy swojej i zdecydowanie pocałowała go w usta.
– Teraz na cały – odpowiedziała.

Wrócił późno. Właściwie prawie spała. Rozbudził ją szum lejącej się wody do wanny. Kiedy wszystko ucichło i została tylko smuga światła sączącego się z łazienki po prostu poszła do niego. Leżał w wannie z półprzymkniętymi oczyma. Pochyliła się nad nim. Zatrzepotał powiekami i pozwolił zatrzasnąć się w jej ramionach. Jej ramiona, woda, szeptane słowa o najmniej ważnych rzeczach świata, śmiech i pocałunki wyzwalały w nim jakiś spokój. To całe szaleństwo ostatnich miesięcy zdawało się blednąc wobec tego, co trzymał w swoich rękach. Ją. A waz z nią jakąś pewność i spokój, że rzeczy odnalazły swoje miejsce, że nie musi się tłuc z samym sobą, że życie może przynosić spokój, że nie musi przejmować się tym co do niedawna uznawał za nieodzowne, że jego sarkazm już jej nie rani tylko jest dobrze odczytywany i obracany w żart, że ona nie psychologizuje i nie stara się dociec kształtu jego duszy, bo już wie. Gdyby był filozofem pewnie myślałby teraz o jakimś rodzaju harmonii, ale jest mężczyzną z krwi i kości i zaczyna myśleć, że chce ją po prostu mieć i że jeśli dłużej będzie zajmował się głupotami, to przegapi najlepszą część – tę w której ona posiada go, ale nie przywłaszcza, a on po prostu znów staje się tym, kim zawsze chciał dla niej być.

--------------


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ninka_m
Gość





PostWysłany: Sob 19:53, 29 Maj 2010    Temat postu:

Kropko , nie wiem, czy to kwestia czasu, jaki upłynął od Twoich poprzednich części, ale po prostu się wzruszyłam.

Bardzo mi się podoba ta równoległa narracja, którą często stosujesz i która w Twoim wykonaniu jest taka harmonijna i literacka.

*skanduje* jeszcze, jeszcze, jeszcze....
Powrót do góry
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:28, 30 Maj 2010    Temat postu:

O, kolejne klucze
I to, czego tak mi brakowało w 6 sezonie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 13:27, 04 Cze 2010    Temat postu:

Cytat:
Zaledwie kilka dni temu wylądowali w Jersey, a świat znów przekoziołkował kilka razy za sprawą jego przyjaciela i dyrektorki. Chciała za wszelką cenę zamknąć House’a w szpitalnych ramach. Obiecywała podwyżki, wolność od kliniki, niezależność w doborze pacjentów i nowego zespołu i mnóstwo udogodnień.
Nie zgodził się.


Och, tak!!! Za to Cię kocham dozgonnie Za to, że się nie zgodził, że miał dość PPTH. I potrafił wybrać, to co dla niego cenniejsze.

Cytat:
Twarz. Wie, że on lubi, kiedy właśnie tak wdziera się w jego bezbronność i intymność. Proste i delikatne gesty otwierają go bardzo łatwo.


Jakie to ładne, intymne i prawdziwe. Proste. I właściwe z włąściwą kobietą.

Cytat:
Potem odkrył czym naprawdę jest samotność – nie ta z wyboru, ale ta, w której jesteś pionkiem rzucanym na planszy rozgrywek pomiędzy Wilsonem, który chciał się go pozbyć, zespołem, który grę podejmował, a Cuddy, która wpadła we własne sidła emocjonalnej zabawy uczuciami.


Trafiony, zatopiony. Cuddy zawsze bawiła się uczuciami. Innych i swoimi własnymi, oszukując sama siebie. Cuddy kocha wyobrażenie o House'ie a nie jego samego.


A reszta jest.. milczeniem I spokojem czułością i delikatnością, którą House zna i potrafi pokzać. Tylko nie na co dzień i wobec wszystkich. Za to w domu...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kruszynka85
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 26 Kwi 2012
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:11, 27 Maj 2012    Temat postu: :)

Kochana im wiecej Twoich opowiadan czytam, tym coraz bardziej jestem nimi zachwycona. Sposob w jaki piszesz, przemawia az do glebi duszy, porusza najglebiej schowane struny uczuc......szkoda ze tutaj tez tak nagle sie urwalo jak w Paradoksie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin