Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

La vie n'est pas toujours rose [NZ][1/?]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
coolness
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:32, 27 Maj 2010    Temat postu: La vie n'est pas toujours rose [NZ][1/?]


zweryfikowane przez nessie

Tytuł oznacza dosłownie: Życie nie zawsze jest różowe, ale chodzi o to, że życie nie zawsze jest kolorowe. Tak, lubię francuski i tak, mam świra na punkcie tego języka.

Tak, jestem Hilsonką i tak, nie zastanawiam się, co robię w Hameronku. Kiedyś tu często bywałam, teraz znów tu powracam xD

Nie wiem, ile części będzie miał ten fick. Zapewne około 5, ale możliwe, że będzie trochę dłuższy. Aktualizacje nie będą szybko - Ci co mnie znają, wiedzą, że tempo mam po prostu zabójcze i zazwyczaj przypominam sobie, że miałam coś napisać, kiedy ktoś się o to dopomni

Fick zaczyna się po podpisaniu przez Chase'a papierów rozwodowych, więc akcja rozgrywa się w szóstym sezonie.

Fick dedykuję Jikusiowi (której dziękuję także za betę), Zuś i Bajeczce (ah, te rozmowy w offtopie pobudzają wena ), Eithne (za Twego cudownego crossovera z L2M) i pewnej Hilsonce, która coś wspominała o tym, że przeczyta tego "cusia"- Izoch, to też dla Ciebie.

Ah, i przepraszam za nadmiar opisów (zwłaszcza w jednym miejscu), tak wyszło. Poza tym tytuł rozdziału ma bardzo niewiele wspólnego z jego treścią, przepraszam, po prostu tak wyszło...



La vie n'est pas toujours rose


1. Czasem słońce, czasem deszcz

Czasami Allison miała wrażenie, że wszyscy są przeciwko niej. Chciała rozwieść się z Chase’em, w tym celu też przyjechała z powrotem do Princeton Plainsboro, do szpitala, w którym nie spodziewała już się więcej razy pojawić, a jednak stało się. Można rzec, że stało się podwójnie. Na chwilę stanęła twarzą w twarz ze swoją przeszłością, a Chase w końcu podpisał papiery rozwodowe. Tyle, że… tyle, że wtedy już nie wiedziała, czego chciała. Chwilę przed tym, jak je podpisał, przespała się z nim po raz kolejny, jednocześnie chcąc tego i nie chcąc. Później, wychodząc ze szpitala, czuła się rozbita, jak nigdy dotąd. Już nie wiedziała, co czuje i czego tak naprawdę pragnie.

Nie dość, że wychodząc, poślizgnęła się i prawie straciła równowagę, to jeszcze musiał się napatoczyć House. Gregory House… kolejna niezamknięta szuflada jej życia. Kobieta westchnęła. Nie miała co się oszukiwać – House miał niejaki wpływ na jej życie, spory wpływ, można by rzec. To właśnie jego obwiniała za rozpad jej związku z Robertem.
- Czego chcesz, House? – Zaczęła niezbyt grzecznie, kiedy pojawił się koło niej, jakby wyrósł z ziemi za sprawą jakiegoś magicznego cudu. Ale cóż poradzić… Cameron była w złym nastroju i chwilowo nie zamierzała być zbyt miła. Po prostu w tej chwili jej irytacja sięgnęła zenitu, a takich momentach najgorszym, co może spotkać człowieka, to pojawienie się House’a na horyzoncie. Irytujący diagnosta zdecydowanie nie był człowiekiem, którego chciało się spotkać, będąc niezdecydowanym, wściekłym i rozbitym. Zresztą, nawet w normalnym nastroju człowiek nieczęsto miał ochotę natknąć się na tego lekarza. Gregory House nie był po prostu typem przyjacielskim.
- Cameron… kiedy ty się stałaś taka niemiła? – Oburzył się, robiąc minę skrzywdzonego pieska.
- House, daruj sobie – Westchnęła. – Nie mam czasu, tym bardziej ochoty, na rozmowę z tobą.
- Oczywiście… - Zaczął. – Ty wolałabyś od razu zaciągnąć mnie do łóżka, zamiast bawić się przedtem w gierki słowne. – Kontynuował, a widząc jej wściekłe spojrzenie, dodał jeszcze – Nie zaprzeczaj, po prostu przyjmij tak oczywistą rzecz do wiadomości.
- House! – krzyknęła, już nie była wściekła, teraz była bardzo, ale to bardzo wściekła.
- No co? – Przyjął postawę obronną. – Ja staram ci się tylko pomóc… W tych trudnych czasach każda pomoc się przecież liczy…
- Pomóc? – prychnęła. – House, zacznijmy od tego, że ty nawet nie wiesz, co oznacza słowo „pomoc”…
- Cameron, jak możesz…? Ranisz moją duszę! – wykrzyknął. – I serce! – Dodał po chwili, dla większego dramatyzmu.
Uśmiechnęła się lekko pod nosem. Cokolwiek by się działo, House zawsze pozostawał sobą.
- Ha! – krzyknął, dostrzegając jej ledwo zauważalny uśmieszek. – Widzisz, pomogłem ci… Przed chwilą jeszcze byłaś smutna.
- House, naprawdę się śpieszę. – Wyminęła go. – Nie ciesz się tym tak bardzo, to nie twoja zasługa – Rzuciła na odchodnym.
- Moja! – krzyknął za nią.
Usłyszała to i uśmiechnęła się ponownie. W myślach mogła mu przyznać trochę racji.

***


Allison najchętniej wyjechałaby z Princeton zaraz po podpisaniu przez Roberta papierów rozwodowych. Tyle, że niestety nie mogła tego zrobić. Nie bez przyczyny zjawiła się w tutaj akurat teraz. Musiała jeszcze parę dni zostać w Princeton albo nawet i dłużej.

Następny poranek nie był zbyt przyjemny dla Cameron. Nigdy specjalnie nie lubiła wstawać przed siódmą, a teraz musiała wstać chwilę po szóstej. O siódmej dziesięć miała się stawić w sądzie. Niespecjalnie miała na to ochotę, ale innej opcji nie miała.

Jej koleżanka, jedna z niewielu osób, które znała w Princeton z poza szpitala PPTH, zginęła niedawno w wypadku samochodowym. Cameron nie płakała po niej (ostatnimi czasy nie mogła już płakać, straciła zbyt wiele łez), ale była smutna. Jane Thomson, bo tak nazywała się jej przyjaciółka, była dobrą osobą. Miła dla wszystkich, przyjazna, zawsze uśmiechnięta, należała do osób, których po prostu nie da się nie lubić. Allison zawsze zastanawiała się, dlaczego często giną tak dobre osoby, jak Jane, a złodzieje i inni oszuści wciąż żyją, mają się dobrze i chodzą po tym świecie. Gdyby chodziło tylko o śmierć Jane, Cameron poszłaby na pogrzeb i po sprawie. Znaczy się, pewnie tęskniłaby za koleżanką, znały się przecież dość długo. Tyle, że tym razem chodziło o coś więcej, dokładniej: o kogoś więcej. Jane Thomson miała dziesięcioletniego syna, którego wychowywała samotnie, z racji tego, że z mężem rozwiodła się niemalże tuż po jego urodzeniu. Louis Thompson nie znał ojca i miał go nie poznać, jednakże jego matka zginęła. Prawnie opiekę nad synem sprawowała Jane, a w razie śmierci, wybrała opiekunkę dla Louisa. I tu na scenę wkraczała Allison. To ona została wybrana przez Jane na matkę zastępczą dla młodego Thomsona. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nagle w Princeton nie pojawił się mężczyzna w średnim wieku, o nazwisku, które wymawiało się dość okropnie. Brzmiało ono Warmth. I wtedy sąd zaczął robić problemy. Na początku Cameron postanowiła zająć się Louisem, znała go i była pewna, że poradzi sobie z jego wychowaniem, jednakże kiedy usłyszała, że chce się nim zająć jego ojciec, zdecydowała, że to on powinien się nim zająć. W końcu, mimo, że praktycznie go nie znał, był jego ojcem, a dzieci powinny być wychowywane przez rodzinę. Kiedy pierwszy raz stanęła twarzą w twarz z Michaelem Warmthem, nie była już taka pewna, czy spełni on dobrze rolę rodzica. Michael Warmth był jednym słowem, antypatyczny i zachowywał się antyspołecznie, jak stwierdziła Allison po pięciu minutach obcowania z nim. Nikt raczej nie chciałby, aby jego dziecko zostało wychowane przez takiego człowieka, który pewnie ukształtowałby je na swoje podobieństwo. I w ten sposób zaczęła się walka między Michaelem Warmthem, a Allison Cameron o prawo do opieki nad Louisem Thomsonem. Żeby było śmieszniej, oboje nie chcieli ustąpić, cały czas powołując się na ten sam argument. Pan Warmth stwierdzał, że ma większe prawo do Louisa, bo bądź co bądź, jest jego biologicznym ojcem, natomiast Cameron odpowiadała na to kontrargumentem, stwierdzając, że to ją Jane wyznaczyła na opiekunkę młodego Thomsona. Ich prawnicy nie byli lepsi, nigdy się nie lubili, można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że wręcz nienawidzili, zawsze ze sobą współzawodniczyli. I teraz, każde z nich chciało wygrać sprawę, jednakże ich wzajemne przekrzykiwania jakoś nie poruszyły podstarzałej sędzi, która najlepsze lata miała już najwyraźniej za sobą. Doradziła obydwojgu zmianę prawników na innych, kiedy obydwoje zaprotestowali, zagroziła, że Louis Thomson zostanie do osiągnięcia pełnoletniości tam, gdzie przebywa teraz, innymi słowy, w Domu Dziecka.

Cameron dokładnie nie wiedziała, po co wybiera się dzisiaj do sądu. Rozprawa owszem, była, ale ona nie miała jeszcze nowego prawnika, z tego, co wiedziała, pan Warmth również nowego nie miał.
Kiedy Allison weszła do sądu, od razu wiedziała, że coś jest nie tak. Jonathan Mortimer, jej prawnik, miał na nią czekać w korytarzu, zaraz za wejściem do budynku. Nie czekał, natomiast kiedy weszła do środka, na jej widok podniosła się z krzesła czarnowłosa kobieta. Cameron poznała ją. Stacy Warner nic się nie zmieniła od czasu, kiedy ostatni raz ją widziała.
- Stacy, co tu robisz? – zapytała.
- House – odpowiedziała krótko.
Kiedy Allison spojrzała na nią z niezbyt inteligentną miną, wyjaśniła:
- Przysłał mnie Greg. Powiedział, że możesz potrzebować dobrego prawnika.
- Przecież on nic nie wiedział… - wydukała zdezorientowana, nawet nie dziękując za zaoferowaną pomoc. Jasne było, że Stacy przejmie sprawę.
- Znasz Grega – Uśmiechnęła się pani Warner – on zawsze wszystko wie – Dokończyła.
Allison westchnęła, ale nie mogła nie przyznać jej racji.
- Wchodzimy? – odezwała się po paru minutach milczenia Stacy.
Młoda lekarka spojrzała na zegarek.
- Tak – Zadecydowała. Zanim przekroczyła próg, pomyślała jeszcze, że później zadzwoni do swojego byłego szefa. W dwóch sprawach – i po to, aby mu podziękować i po to, aby ochrzanić za wtrącanie się w nie swoje sprawy.

***

House wysłuchał tyrady Cameron, przerywanej podziękowaniami, ze stoickim spokojem. Jedynie komórkę oddalił trochę od ucha. To trzeba było przyznać Allison – krzyczała głośno.
- To jak, herbata, za godzinę w kawiarence przy szpitalu? – zapytał, uśmiechając się bezczelnie. Wiedział, że jego uśmiechu nie zobaczy, ale podejrzewał, że wyczuła go na odległość, w końcu znali się nie od dziś.
- House, jesteś niemożliwy, wiesz? – zapytała retorycznie i nie czekając na odpowiedź, która i tak pewnie by nie nadeszła, rzuciła – Niech będzie. Ale i tak jesteś tym samym House'm, wbrew temu, co sądzi Wilson. Nie zmieniłeś się.
- Ludzie się nie zmieniają. – Usłyszała, jeszcze zanim się rozłączyła.

***

Cameron wpatrywała się bezmyślnie w okno. Obok niej siedział House, również spoglądając na to, co się działo na ulicy, jakby to było najbardziej interesującą czynnością na świecie.
Czuli się niezręcznie w swoim towarzystwie. Bądź co bądź, trochę minęło odkąd się widzieli (nie licząc przypadkowego spotkania przy wyjściu ze szpitala PPTH). Poza tym wcześniej byli w zgoła innej sytuacji, on był jej szefem, a ona jego podwładną. Teraz było inaczej – siedzieli w kawiarence, jako równi sobie.
- Zanosi się na deszcz – Przerwała krępującą ciszę Allison, wskazując na powoli niknące za chmurami słońce.
- Czasem słońce, czasem deszcz… - burknął. Obydwoje wiedzieli, że ich rozmowa jest raczej na poziomie pięciolatków, ale bynajmniej im to nie przeszkadzało.
- Jest taki musical – Zauważyła Cameron.
- Chcesz obejrzeć? – spytał z zawadiacką miną.
Uśmiechnęła się, wstając.
- Może kiedy indziej, teraz naprawdę muszę już iść – Rzuciła jeszcze, ubierając płaszcz.

***

Kiedy Allison szła ulicami Princeton, wiedziała już, że jej krótka wizyta w Princeton przerodziła się w o wiele dłuższą. Miała teraz zbyt wiele spraw do załatwienia, by wyjechać od razu. Priorytetem było oczywiście zdobycie praw do opieki nad Louisem Thomsonem. A później musiała zająć się jeszcze House'm. Wyraźnie wiedziała, że były szef czegoś od niej chciał. A ona chciała wiedzieć, co od niej chciał. Tak, pobyt w Princeton miał potrwać zdecydowanie dłużej, niż planowała.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez coolness dnia Czw 22:22, 27 Maj 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
JiKa30
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 31 Gru 2009
Posty: 5276
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:34, 27 Maj 2010    Temat postu:

Po pierwsze: Dziękuję za dedykację. Betowało się bardzo przyjemnie.

Po drugie: Jak już mówiłam, fik bardzo mi się podoba. Świetne jest to, że wprowadziłaś do niego Stacy.

Po trzecie: Wiesz, że jesteś świetna?

Po czwarte:
Cytat:
- Zanosi się na deszcz – Przerwała krępującą ciszę Allison, wskazując na powoli niknące za chmurami słońce.
- Czasem słońce, czasem deszcz… - burknął.

Ten fragment jest cudny.

Po piąte: Życzę duuużo weny i pamiętaj, że zawsze jestem chętna do sprawdzania!

Pozdrawiam,
Jika


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez JiKa30 dnia Pon 13:08, 31 Maj 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izoch
Okulista
Okulista


Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sammyland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:12, 27 Maj 2010    Temat postu:

*przyleciała*
*zdejmuje skrzydła, które doczepiła jej coolness*
Dziękować! *_* I za skrzydła, i za dedykację, jej!


Och, francuski tytuł.
Kiedyś miałam wielką manię na punkcie tego języka, ale do dziś umiem powiedzieć tylko "dobranoc" i "przepraszam"

Zacznę niechronologicznie jakoś, ale bardzo lubię ich spotkanie w kafejce. Jakże ja się cieszę, że nie opisałaś tego tak różowo, tak przepięknie. Właśnie tak sobie wyobrażam ewentualne ich spotkanie: niezręczne, ciche. W gruncie rzeczy przecież wcześniej rozmowy opierały się na medycynie.

House uruchomił kontakty i załatwił Cameron Stacy! Och, kochany człowiek. Swoją drogą, podejrzewałam, że dowie się o rozprawie. Nie potrafię wyobrazić sobie, że byłby nieuświadomiony. To nie ten typ

Genialni prawnicy Nie ma to jak być rzetelnym prawnikiem, o tak! Biedna pani sędzia, pewnie wiele razy musi z takimi ludźmi się spotykać Przy okazji, wierzę, że Stacy pomoże jej zdobyć opiekę nad Louisem. Nie pozwól mu być z tym Michaelem O Nazwisku Którego Wymowa Jest Zabójcza! Chyba, że chcesz skrzywdzić biedne, niewinne, wymagające miłości dziecko...

Tak w ogóle, to ta scena z Chasem w serialu mnie dobiła. Ale to na marginesie.

Jestem niezmiernie ciekawa tego, jak dalej potoczysz ich losy. I co zrobisz, żeby byli razem


Działu Hameronka nie odwiedzam za często, więc, błagam, napisz mi na pw, czy w offtopie o nowej części. Tak na zaś piszę, żebyś pamiętała


EDIT
Właśnie sobie przypomniałam.
Jest literówka w nazwisku Louisa oraz niepotrzebny przecinek przed "co" w:
Cytat:
ma większe prawo do Louisa, bo bądź, co bądź


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Izoch dnia Czw 22:15, 27 Maj 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eithne
Szalony Filmowiec


Dołączył: 23 Maj 2008
Posty: 4040
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z planu filmowego :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:26, 27 Maj 2010    Temat postu:

Niesamowicie szybko powstał ten kawałek hameronkowego fika. Jestem pod wrażeniem!
Ciekawie się zapowiada, Cameron zajmującej się dzieckiem jeszcze nie było... Baaardzo chętnie poczytam jak to dalej rozwiniesz i jak w całej sytuacji odnajdzie się House.

I dziękuję serdecznie za dedykację


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:51, 28 Maj 2010    Temat postu:

Tak mogłoby wyglądać zakończenie tamtego odcinka, nie obawiałabym się wtedy o koniec sezonu
Czy jest coś, czego nie wie Greg House? Chyba nie
Podoba mi się. Zaciekawiłaś mnie. Czekam na więcej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ninka_m
Gość





PostWysłany: Pią 19:01, 28 Maj 2010    Temat postu:

też się zaciekawiłam i zdecydowanie będę wypatrywać następnej części.
Powrót do góry
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:20, 29 Maj 2010    Temat postu:

Mmm... ta wojna o dziecko zapowiada się bardzo ciekawie. Szczególnie jeśli House i Stacy mają jej pomagać.

Jestem ciekawa czy House będzie wspomagał Cam duchowo. Jeśli tak, już nie mogę się doczekać, aby to 'zobaczyć'.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sonea dnia Sob 19:21, 29 Maj 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin