Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Opowieść o G. - część II "Grudniowego.." [BO, Z, 1
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mashe
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 17:22, 27 Lut 2010    Temat postu:

Jej... Wzruszająca, pełna emocji część...
Opłacało się wchodzić codziennie po dwa razy żeby w końcu trafić na takie cudeńko. Greg i Gillian - są wspaniali. I wspaniałe jest ich... nie wiem nawet jak to nazwać. Styl życia? Chodzi mi w każdym razie o to, że nawet ta ich mała tradycja - pseudo piknik na cmentarzu, jest takie... Hausowate. Rodzinne.

Cóż, teraz czeka mnie kolejnych kilka dobrych dni, w czasie których będę wysiadywać na forum czekając na nowe części moich ulubionych autorek. Możecie życzyć mi szczęścia.

Ja ze swojej strony pozwolę sobie jeszcze raz pogratulować świetnie wykonanej roboty i życzyć dużo weny.
Pozdrawiam
Mashe


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mashe dnia Sob 17:24, 27 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:28, 01 Mar 2010    Temat postu:

Przeczytałam od samiutkiego początku, czyli od: „Grudniowy Hameron...” i muszę napisać, że bardzo, ale to bardzo mi się podobało! Ta dwójka jest cudowna, urocza, genialna! Cały fik jest taki! Bardzo podobają mi się opisy Są bardzo trafne i świetnie napisane Całe opowiadanie jest… no brak mi słów Czekam na więcej

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ninka_m
Gość





PostWysłany: Pon 23:48, 01 Mar 2010    Temat postu:

Bardzo mi się ten fik i ten pomysł - na Hameronkową - córkę podoba. Pisz dalej!
Powrót do góry
Mashe
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:20, 08 Maj 2010    Temat postu:

Mam nadzieję, że niebawem ukaże się kolejna część

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:29, 25 Maj 2010    Temat postu:

(aż się boję tu zajrzeć, żeby nie być zbitą przez kogoś przez swoją nieobecność. Wybaczcie, błagam! Matura! Nikomu tego nie życzę. Żeby nie zabierać dłużej czasu: kolejna część )

8 ( 19 )

House doskonale zdawał sobie sprawę, z kim zadaje się jego nastoletnia teraz córka – bo tak jak on, nie lubiła zmian, nie zmieniała więc od dzieciństwa swoich znajomych; a byli to Rachel Cuddy, i (ku jego wybuchom złości) Tommy Chase.
Wobec samej Rachel Cuddy, prócz tego że była Rachel Cuddy, nic nie miał: przypominała matkę, ale była o wiele znośna, nie dawała sobie wejść na głowę, chciała zostać lekarzem i choć mogła zapobiec większości psikusów autorstwa Gillian, to wcale tego nie czyniła.
Natomiast Tommy… tu sprawy miały się zupełnie inaczej.
Gilliana poznała Tommy’ego zaledwie kilka dni, od kiedy na dobre zamieszkała z Housem – miało to oczywiście miejsce w szpitalu. Był pełen radości, gdy córka oznajmiła mu, że ten ‘nadęty i uparty jak osioł laluś nigdy nie będzie miał tej przyjemności cieszyć się względami kogoś takiego jak Gillian Cameron House’. Choć House znał malca niemal od kołyski – starszy o rok od Paskudy, syn Roberta Chase’a i jego żony, Seleny Diar – nie przepadał za nim, a miało to związek z psikusem, jaki maluch zgotował mu, mając lat cztery.
Był to ten pierwszy raz, kiedy pani Chase nie mogła się zaopiekować chłopcem, a Chase na polecenie House’a miał przestudiować kilkanaście kart chorób pacjentów z przychodni, by wyeliminować epidemię rozprzestrzeniającą się w Princeton. Malec nudził się więc niemiłosiernie w ich gabinecie, bawiąc się początkowo własnymi samochodzikami, ale gdy te przestały mu wystarczać, a ojciec nie zwracał na niego uwagi – Tommy grzecznie zajął się przygotowanym mu przez matkę drugim śniadaniem (na które składały się tosty i zapakowany do małego słoiczka dżem truskawkowy). „Spokojne dziecko to niegrzeczne dziecko” – powiedział House, wchodząc kilkanaście minut później do gabinetu. „Nie wydaje ci się, że twój dzieciak właśnie coś…”
Tu House przerwał, czując jak jego laska wyślizguje mu się spod ręki; następnie jego prawa stopa poszła w ślady laski, potem wielkie „Łup!” – i House rozgląda się z rządzą mordu po pokoju, leżąc na środku gabinetu upaćkany dżemem truskawkowym.
Oczywiście dzieciak, dopóki ojciec nie powstrzymał go, zanosił się śmiechem i za nic miał groźby ‘tego siwego zrzędy z laską’.

Kilka lat później Tommy wpadł na korytarzu na Gillian, i co ją oburzyło jak jeszcze nic wcześniej, nie pomógł jej pozbierać rozsypanych nut które niosła z nabożną ostrożnością, a na dodatek nazwał ją niezdarą. Od tamtego czasu wrogiem numer jeden dla Gilliany był Tommy Chase, i na odwrót. Mimo prób pogodzenia ich (inicjatorką była Rachel), Gillian za nic w świecie nie chciała wybaczyć chłopakowi jego okropnego zachowania, wspierana ponadto przez ojca w tej sprawie.

Jakie więc było jego zdziwienie, gdy pewnego popołudnia, gdy Gillian ubierała się w czarny płaszczyk, oznajmiła mu, że wychodzi na spacer i wróci nieco później.
- Od kiedy to Rachel może się włóczyć po mieście dłużej niż cztery godziny? I niech przekaże Cuddy, że mam zamiaru odrabiać jutro godzin w klinice, z których dzisiaj zwiałem! – krzyknął do niej z kuchni.
- Nie idę z Rachel. Idę z Tommym – oznajmiła spokojnie Gillian.
- Z kim? – zapytał House, wyciągając głowę znad lodówki.
- Z Tommym. Tommy Chase. Błagam cię, nie wmawiaj mi, że nie wiesz o kogo chodzi.
Nim zdążył otrząsnąć się z szoku i zareagować, jego córka była już na drugiej stronie ulicy.

Od kiedy to Paskuda chodzi na spacery z synem Chase’a?
Natychmiast wygrzebał komórkę spod sterty medycznych gazetek i wybrał numer Chase’a seniora – juniora, ale gdy ten powiedział że o niczym takim nie wie, zadzwonił do Rachel.
Po prawie godzinnej awanturze i nastolatkowej paplaninie udało mu się wydedukować, że chłopak pewnego dnia skapitulował, i z kwiatkiem w ręku stanął przed Gillianą Cameron, przepraszając ją za swoje zachowanie. Sama Gillian podobno była tak zaskoczona, że zamiast zignorować chłopaka jak to miała w zwyczaju, przyjęła przeprosiny i przez jakiś kwadrans zaczęli chwalić się za psikusy robione drugiej stronie i nie tylko.

Przez kolejną godzinę House nie mógł sobie znaleźć miejsca w mieszkaniu. Nie pomagała głośna muzyka, Monster Trucki, granie na fortepianie, słuchanie kompozycji Gilliany, medyczne artykuły, nawet sprawdzanie w mandaryńskim słowniku odpowiedników objawów, jakie miał jego ostatni pacjent – wreszcie poddał się i opadł na kanapę.
Czuł się, jakby coś wymykało się spod jego kontroli.
House, idioto. Czy ty myślałeś, że nastolatka będzie ci się spowiadać ze wszystkiego? Streszczać ci swoje randki, z tym samym zapałem co swojej najlepszej przyjaciółce?
To było naprawdę dziwne. Przywykł do tego, że o wielu rzeczach z życia córki dowiadywał się pierwszy, i to jemu przychodziło tłumaczyć jej jak działa świat i ludzie (o tym, jak przed pierwszym wyjazdem na szkolny obóz wytłumaczył dziewięciolatce skąd się biorą dzieci i jakich kolegów powinna się wystrzegać krążyły już legendy; podobnie było z uświadamianiem jej jakieś dwa lata później).
Dopiero teraz wyobraził sobie, że oboje trzymają się ze sobą takimi linami – jej pytania, jego odpowiedzi, jej przeżycia, jego dbałość o nią…
Tych lin było naprawdę dużo – a jednak brak tej jednej, zatytułowanej „Tommy Chase – dobry chłopak” odczuł boleśniej, niż to sobie wyobrażał.

Zaalarmowana przez Rachel, Cuddy zjawiła się u niego po kilku kwadransach.
- House, co się dzieje?! – krzyknęła od progu, wyobrażając sobie najgorsze rzeczy.
Tymczasem House siedział na kanapie z nieprzytomnym wzrokiem, wciąż zszokowany.
Cuddy podeszła do niego, gotowa dzwonić do szpitala, ale wtedy wypowiedział jedno zdanie, które nie tyle uspokoiło ją, co rozbawiło do granic możliwości:
- Gilliana ma randkę z Chasem juniorem, i nie powiedziała mi tego.
Jej śmiech obudził go z letargu; spojrzał na nią, jakby popełniła największą w życiu zbrodnię.
- House! Ja wiem, że ty ją bardzo kochasz, ale… to nastolatka! – Cuddy, wciąż trzęsąc się, usiadła obok niego.
- To moja córka!
- Właśnie! Wiem, że łączy was coś o wiele dziwniejszego niż innych ojców i córki, ale pod tym jednym względem zachowujecie się jak reszta ludzi! I to nie jest złe!
- Kobieto, nie miałem pojęcia, że oni się pogodzili! Byłem pewien, że pozostaną na ścieżce wojennej do końca życia! Przegapiłem to!
Cuddy westchnęła ze współczuciem, i odwróciła House’a w swoją stronę.
- Popatrz na mnie i posłuchaj mnie uważnie – powiedziała, patrząc mu prosto w oczy – żadna córka nie dostała od ojca tyle, co Gillian od ciebie. Żaden znany mi ojciec nie interesuje się córką tak, jak ty. Nie zna jej ulubionych książek, zespołów muzycznych, programów telewizyjnych, a już na pewno nie kupuje z nią bielizny i nie tłumaczy jej jak przebiega cykl menstruacyjny. To nic złego, że nie wiedziałeś o ich zgodzie. Po prostu… nastolatki nie powiedzą wszystkiego rodzicom, podobnie jak rodzice nie powiedzą nastolatkom, nie mam racji?
- Nie rozumiesz, ja… przecież powinienem coś zauważyć, oni mijają się codziennie w szpitalu…
- House… nie jesteś wszechwiedzący. I nie jesteś złym ojcem. Tak to już jest – dzieci dorastają, zaczynają żyć swoim życiem… Wiem, że to daleka przyszłość, ale Gillian może kiedyś się zakochać, wyjść za mąż… Nie lubisz zmian, ale pewne będziesz musiał zaakceptować. Nie będzie łatwo, więc zacznij się z tym oswajać. A póki co… ciesz się tym, co masz.
Nieco podniesiony na duchu, spędził ten wieczór opijając z Cuddy jego brawurową ucieczkę z przychodni, o której przypadkiem wypaplał się przed niczego nieświadomą Lisie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kin dnia Wto 15:33, 25 Maj 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Michalina2312
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ostróda-Mazury Zach.

PostWysłany: Śro 14:57, 26 Maj 2010    Temat postu:

Boskie...
Choć czegoś mi brakuje...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bajeczka
The Wild Rose
The Wild Rose


Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 2472
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódzkie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:25, 26 Maj 2010    Temat postu:

Zacznę od tego, że Grudniowy Hameron, zarówno jego pierwsza jak i druga część są jednymi z moich ulubionych horumowych fików.
Część trzyma poziom, choć mogłaby być dłuższa. Dobrze piszesz, a ja zwykle błędów nie dostrzegam, więc żadnej nagany Ci nie udzielę.
Pisz szybko kolejną część i mam nadzieję, że więcej nie karzesz nam czekać na kolejną część tak długo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashe
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:19, 26 Maj 2010    Temat postu:

Z uwagi na maturę wykażemy się oczywiście zrozumieniem
Co do części - najlepszy był moim zdaniem moment, w którym House siedzi na kanapie i patrzy nieobecnym wzrokiem przed siebie - mam nadzieję, że będzie więcej takich smaczków. Całość generalnie dobra, nie ma się do czego przyczepić. Choć osobiście najbardziej lubię czytać o życiu House-Paskuda, ich rozmowach itd. Podejrzewam, że taka randka też musiała się pojawić
Pozdrawiam i życzę teraz nieco wytchnienia. Mam nadzieję, że matura poszłą zadowalająco?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:40, 07 Cze 2010    Temat postu:

Witam! Bez żadnych ogródek wrzucam kolejną część. Wiem, jest nieco krótsza, ale mam nadzieję, że wam się spodoba. Dedykuję wszystkim fanom Hameronka

9 (20)

Nie bała się wielu rzeczy – w sumie, gdyby ktoś ją o to zapytał, to długo zastanawiałaby się nad odpowiedzią.
Ale czuła się dziwnie, gdy ojciec odprowadzał ją, trzymając nieśmiało za rączkę, pod drzwi cioci Lisy. Podobało jej się mieszkanie z tatą i jej nowy pokój – każda ściana innego pokoju, wielkie łóżko z miękkim materacem i powieszona przez tatę gitara, której jednak nie pozwalał ruszać. Na ogromnym regale z czarnego drewna znalazło się mnóstwo miejsca na jej rzeczy przywiezione z Atlanty, i nie musiała utrzymywać porządku na biurku.
Przecież ciocia była miła. Poznała nawet jej małą córkę, Rachel. Dziewczynka nie umiała jeszcze mówić, ale uśmiechała się szeroko na widok Gillian i uwielbiała się z nią bawić.
„No to czego ja się boję?”
Dzwonek.
Tata instruuje, jak doprowadzić ciocię Lisę do szału.
Drzwi się otwierają.
Ciocia zaprasza do środka i bierze od taty jej torbę.
Gillian odwraca się i przytula się na sekundę do taty.
Tata znika za drzwiami.
Ciocia prowadzi ją do kuchni, gdzie od progu słychać piski Rachel.
Ciocia podchodzi do wysokiego krzesełka, w którym siedzi dziewczynka, i bierze ją na ręce.
„Wiem.”
Gillian jeszcze przez kilka minut wpatruje się ze smutkiem w ciocię i Rachel, po czym siada przy stole i bierze do ręki czerwone jabłko.

Dopiero wieczorem gdy ciocia czyta im bajkę na dobranoc, nie ma już siły powstrzymywać tego smutnego wyrazu twarzy.
Ciocia to zauważa, i upewnia się, że Rachel już śpi. Potem przerywa czytanie i podchodzi do Gillian.
- Co się stało? Chcesz wrócić do domu?
Gillian kręci głową.
- Rachel ma szczęście, bo ciocia żyje. Smutno mi, bo ja tego nie mam. Moja mama nie żyje.
Lisa czuje, jak coś chwyta ją za gardło i nie pozwala przemówić.
Może byłoby łatwiej, gdyby dziewczynka zaczęła przy tym płakać, tupać nogą, krzyczeć, że to niesprawiedliwe, że jej matka, ta wspaniała kobieta, już nigdy jej nie poczyta przed snem i nie ucałuje na dobranoc – ale dziewczynka dusi to w sobie, pozwalając by wszystko przelało się na najsmutniejszy ton głosu, jaki Lisa kiedykolwiek w życiu słyszała.
Czyniąc tak, do złudzenia przypomina swojego ojca.
Cuddy bierze małą rączkę Gillian w swoje dłonie.
- Mama Rachel też nie żyje – mówi, gdy wreszcie udaje jej się zapanować nad głosem.
Gillian podnosi głowę i spogląda na nią zaskoczona.
- Kiedy Rachel się urodziła, jej mama była bardzo chora. Umarła, a pewien pan pozwolił mi się nią zająć.
Dziewczynka analizuje to przez kilka minut.
- Czy wszystkie mamy umierają? Mama mojej koleżanki cały czas żyje.
- Skarbie, niektórych chorób nie można wyleczyć, i wtedy umieramy.
- I nie ma na nich lekarstw.
- Niestety.
- To nie możecie czegoś wymyślić? Przecież ty i tata, i wujek Wilson i ciocia Remy jesteście mądrzy.
- To nie takie proste. Wciąż się staramy, ale nie zawsze nam wychodzi.
- Ale nie przestaniecie, prawda? Bo może kiedyś wymyślicie to lekarstwo, i inne mamy nie umrą…

Ci, którzy zdążyli wtedy poznać Gillian Cameron, słusznie twierdzili, że jest podobna do House’a.
Ale Lisa Cuddy, gasząc światło w pokoju gdzie spały dziewczynki, wiedziała coś jeszcze.
Gdy Gillian zdejmie zimową pelerynkę „House”, jest odziana w gruby sweterek „Cameron”.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashe
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 16:20, 07 Cze 2010    Temat postu:

To było takie urocze... Aż łza się w oku kręci. Jak do tej pory rzeczywiście przedstawiałaś nam G. jako miniaturkę House'a. Teraz dopiero widać, że jest podobna do matki.
Inna część. Można powiedzieć - powrót do przyszłości. Ale takie coś jest potrzebne. Nadaje głębię.
Wzruszona
Mashe


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:39, 20 Cze 2010    Temat postu:

Witam ponownie...
Co niektórzy czekali na to, co tu dzisiaj wrzucę. Przepraszam za to, że musieli tak długo czekać, i za to, że nie jest tego więcej, jeżeli tego oczekiwali.
So... Enjoy!

10 (21)

"Czerwiec
Moja mała Gillian. Wygląda jak te inne bobasy i zachowuje się jak inne bobasy, ale jest też takim jedynym w swoim rodzaju dzieckiem. Moja mała córeczka. Moja i Grega.
Jak tylko na nią spojrzę, widzę jego. Ma takie same oczy (mam nadzieję, że nie zmienią koloru), nosek i usta… kiedy nie śpi stroi takie miny, że od razu wiadomo co ma na myśli (lub co akurat chce, jak kto woli). Ma charakterek ta mała panna. Nie łatwo z nią wygrać. No, jak tak dalej pójdzie i wszyscy którzy się nią opiekują będą jej ustępowali bo się do nich słodko uśmiechnie, za kilka miesięcy zupełnie nie dam sobie z nią rady i będzie bardziej rozkapryszona niż jej ojciec.
To chyba już ma w genach.
Jak tu gorąco! Dostałam nowe leki i inhalator, a za tydzień czeka mnie nowa terapia. Będę musiała przez tydzień leżeć w szpitalu na drugim końcu miasta. Cały tydzień! Christina obiecała, że będzie mnie codziennie z Gillian odwiedzać, ale nie jest mi przyjemnie gdy pomyślę, że znów muszę się z nią rozstać.
*
Drugi dzień. Jest tragicznie. Nie mam siły na nic, nowe leki chyba nie działają i miałam od rana już dwa ataki. Ta terapia wcale nie pomaga…
Robili mi dzisiaj wszystkie zaległe badania, więc jutro powinnam poznać wyniki.
Ale ja już je znam.
Cóż, w końcu ktoś pracował na najlepszym oddziale diagnostycznym, i wie co nieco o raku…
*
I koniec.
Koniec terapii, zaraz wracam do domu.
Koniec.
Nie wiem, jakie inne słowo miałabym tu wpisać.
Że umrę?
Każdy umiera.
Chcę usiąść w moim fotelu z Gillian.
Jak najszybciej.
Cholera, nie podejrzewałam, że nawet minuty będą dla mnie tak cenne…
To czuje człowiek, gdy wie kiedy umrze?
Zaczyna doceniać każdą sekundę, każdy wdech i wszystko dookoła?
*
Mam tylko pięć lat przed sobą.
Pięć cholernie krótkich lat.
Gillian patrzy na mnie i zaczyna się uśmiechać. A gdzieś w środku tak mnie boli, że ledwie mogę się zmusić do odwzajemnienia tego uśmiechu.
Widzę ją teraz, ale nie będę widziała, gdy przyniesie pierwszą piątkę za śpiewanie piosenki, za pierwsze wypracowanie, ani gdy się wreszcie przyzna że podoba jej się kolega z klasy…
Widzę pierwsze łezki gdy udaje jej się wyrazić swoje niezadowolenie, ale nie będę widziała tych łez, kiedy wpadnie ze szkoły trzaskając drzwiami, bo pokłóci się z najlepszą przyjaciółką… i nie będę widziała tych minek aniołka, gdy wrócę z wywiadówki i dowiem się o jakiś zatajonych ocenach…
*
Lipiec
Tłumaczył mi kiedyś pięć etapów umierania…
Do diabła z nimi. A co mam niby zrobić? Buntować się, powiedzieć że tego nie zrobię?
Albo próbować uciec?
Nie. I nie będzie już żadnego użalania się nad sobą. Może byłoby, gdyby sprawy potoczyłyby się inaczej, wtedy w wrześniu…
Ale nie zrobię tego, nie kiedy ktoś mnie potrzebuje.
Gillian nie będzie mnie pamiętała jako kogoś, kto tylko czeka na tą popieprzoną śmierć.
Oj, wiem kiedy umrę, ale nie zamierzam temu dopomagać.
Ona mnie potrzebuje.
*
Może ona od początku miała być tym kimś, kto mnie tu przytrzyma przy życiu?
Paradoksalnie, gdybym się zgodziła na tamtą operację i zabicie jej… miałabym szansę żyć.
Jakim kosztem…
Może to taki dar od tego, kto mieszka tam na górze a w kogo nie wierzę, by nie poddać się…?
*
Gillian i jej charakterek. Zaczyna się wojna „baw się ze mną, albo będę krzyczeć”.
Do sierpnia mam wolne, a potem wrócę na pół etatu do przychodni. Ale będę szukać innej pracy.
Może i na krótko, ale wreszcie moje ambicje wciąż szepczą mi do ucha coś w stylu „Po co skończyłaś studia i starałaś o pracę u niego, skoro tego nie wykorzystujesz”, i tak dalej…
Czas zacząć brać z życia co się da, a nie tylko czekać na swoją kolejkę.
*
Upał?
Sahara?
Czy jest jakieś słowo które w zupełności odda to, co tu się wyprawia?
Siedzę z Gillian na tarasie. Ona to ma dobrze – leży sobie w wózku, ssie przez sen płócienny kocyk i nic więcej jej nie trzeba.
Za to ja nie mogłam wytrzymać tego leniuchowania, i pojechałam wczoraj do szpitala po jakąś papierkową robotę.
To już chyba pracoholizm…
No tak. Chwila wiercenia się, po czym pora na ciche pomruki i ślinienie się.
Gillian się przebudziła.
I oczywiście zaraz wyląduje u mnie na rękach…
Te piękne oczy jednak będą mnie prześladowały… do śmierci."


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashe
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:35, 20 Cze 2010    Temat postu:

Cóż... Jedyne co mogę powiedzieć to to, że warto codziennie czatować na forum w oczekiwaniu na nową część.

Piękna, wzruszająca, smutna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Michalina2312
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ostróda-Mazury Zach.

PostWysłany: Śro 21:52, 28 Lip 2010    Temat postu:

Piękne. Brak słów po prostu. Czekam na cd. pozdrawiam Michalina

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:08, 05 Sie 2010    Temat postu:

Ach! I znów uciekam, żeby ukryć się przed tymi, którzy czekali ponad miesiąc. Przepraszam! Przepraszam!

11 (22)

Znała wiele słów i ich znaczenia, ale było jeszcze wiele, wiele innych, o których nie miała pojęcia.
Na przykład słowo „pogrzeb”… było jej zupełnie obce, ale nie brzmiało jakoś szczególnie zachęcająco, by starała się je poznać.
Siłą rzeczy, musiało to nastąpić kilka dni po tym, jak serce jej mamy przestało bić.
Wiedziała, że ojciec nie jest jak inni; wiedziała, że ona nie jest jak inni. Nie odczuwała palącej potrzeby wypytywania go w tych dniach o wszystko. Wystarczała jej jego obecność.
Któregoś wieczoru gdy otulała się szczelnie kołderką, ojciec nie usiadł w fotelu i nie zaczął jej się przyglądać dopóki nie zasnęła. Zamiast tego, siedząc na skraju jej składanego łóżka, oddał się wzrokowemu badaniu jej króliczka Letty.
- Jutro rano będzie pogrzeb Cam… Allison. Cuddy twierdzi, że nie powinienem cię zabierać…
- Ja chcę iść – przerwała, wpatrując się w ojca.
Nie miała pojęcia, o co chodzi, ale wszystko wskazywało na to, że ojciec tam pójdzie, a skoro nie ma jej ze sobą zabierać… to zostanie gdzieś, gdzie go nie ma.
Nie chciała się z nim rozstawać. Nie teraz. Nawet na te kilka godzin.
Tata wyglądał tak przeraźliwie smutno… sama czuła, że gdyby przyszło jej spędzić kilka minut w towarzystwie kogoś innego, rozpłakałaby się. A jeżeli ona się tak czuje, to tata też może się tak czuć. A ona nie chce, żeby on płakał. Bo wtedy nie miałaby powodu powtarzać sobie, że każde serce kiedyś przestaje bić. W sumie to chyba wina tego całego Boga. On stworzył, on zabiera. Ale dlaczego akurat jej mamę, i to teraz?
Spojrzał na nią, jakby jej nie widział przez jakiś czas.
- Więc pójdziesz.

Tata pomógł jej rankiem założyć jakąś czarną sukienkę, a ona nie prosiła (od kilku dni zresztą), by zrobił cokolwiek z jej włosami; opadały więc luźno, przykrywając ramionka. Sam ubrał się w białą koszulę, czarne spodnie i marynarkę. Potem pojechali samochodem na wielkie, zielone wzgórze odgrodzone od reszty miasta żelaznym płotem. Było już tam kilkunastu ludzi, w tym przyjaciel taty – wujek Jimmy – i ciocia Lisa, która przywitała ich ze smutnym spojrzeniem.
Nie widziała reszty, i nie miała ochoty na nich spoglądać; stała, obejmowana jedną ręką przez ojca, wpatrując się w dziwną, drewnianą trumnę, w której – jak jej powiedziała ciocia – leży jej mama. Ale nie pokwapiła się już wyjaśnić dziewczynce, dlaczego trumna jest drewniana. Widziała w swojej książce jak Królewna Śnieżka leżała w szklanej trumnie – a jej mama nie mogła leżeć w szklanej? Wszyscy widzieliby, jaka była piękna. I ona widziałaby ją te kilka chwil dłużej. I dlaczego czworo ludzi spuszczało tą trumnę w głęboki dół wykopany w ziemi? Królewna leżała na białym kamieniu! Czy oni chcieli zakopać mamę tylko dlatego, że żaden Książę nie miał już szans ją obudzić??
Kiedy zasypano już dół a na świeżej ziemi pojawiła się znikąd góra kwiatów, ludzie zaczęli podchodzić do nich i mówić jakieś niezrozumiałe dla niej rzeczy, ale widząc spojrzenia jej i ojca milkli zawstydzeni…
Przykro im…?
Współczują nam?
Moje kondolencje…?
Gdzieś w środku zadrżała z gniewu. Nigdy wcześniej nie widziała tych ludzi więc wydawało jej się śmieszne, że będzie im brakować kogoś, z kim nie widywali się przez kilka lat. I kim oni są, że przychodzą zobaczyć jak jej mamę przysypują ziemią i kwiatami?
To była JEJ mama!
TYLKO jej, bo tylko ona opowiadała jej bajki na dobranoc, i ona naklejała plastry na jej zdarte łokcie i kolana!

Potem była fala ulgi i spokoju, gdy zobaczyła znajome twarze.
Bo wujek Foreman i ciocia Remy nic nie powiedzieli, gdy do nich podeszli; wujek skinął głową tacie, a ciocia kucnęła przed nią i chwyciła ją za rączkę – dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że ciocia Lisa stała cały czas obok niej i to w jej rękę nieświadomie wbijała swoje małe paznokietki; w ten sam sposób podszedł wujek Chase z nieznaną jej panią.
Spojrzała w górę, na ciocię.
Obok niej była ciocia, ale tata…
Kolejna fala ulgi. Tata nie stał sam.
Obok niego przez cały czas stał wujek Jimmy.

Jakoś niespecjalnie przypadła jej do gustu ta cała ceremonia.
Wolałaby mieć mamę cały czas w szklanej trumnie, bo bała się, że pewnego dnia nie będzie sobie w stanie przypomnieć jak wygląda.
Obiecała sobie tamtego dnia, że na żaden pogrzeb więcej razy nikt ją nie zaciągnie, żadnymi prośbami ani groźbami.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Michalina2312
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ostróda-Mazury Zach.

PostWysłany: Czw 18:33, 05 Sie 2010    Temat postu:

Nie wiem co mam powiedzieć. Może później coś dopiszę... Teraz po prostu daje znak, że się czyta to co napiszesz.
Ps. Nie karz znów tak długo czekać na cd.
pozdrawiam Michalina


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Panna_Harriet
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 25 Lip 2010
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: 216
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:55, 05 Sie 2010    Temat postu:

pięknie napisane! prosto i pięknie! chyba myśli nikogo innego jak Gillian nie mogłyby oddać tak dobrze atmosfery pogrzebu Cameron.

kin nie uciekaj tylko na długo! (:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Michalina2312
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ostróda-Mazury Zach.

PostWysłany: Pią 19:20, 05 Lis 2010    Temat postu:

Tak dla przymomnienia, że pamietamy o "Opowieści..." przynajmniej ja pamiętam. I czekam na cd.
Pozdrawiam Michalina.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashe
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:16, 11 Lis 2010    Temat postu:

Michalina napisała, to i ja coś wspomnę. Wciąż wpadam na forum średnio co dwa dni. Została mi tylko nadzieja...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:34, 15 Lis 2010    Temat postu:

Matko boska, dziewczyny i chłopaki, przepraszam! Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, chyba że szok związany z pierwszym rokiem studiów i obawa że mnie wyleją po I semestrze
Nieubłaganie zbliżamy się do końca... którego tak naprawdę nie ma To znaczy... już od dwóch lat (omg...) stoję w momencie, w którym chciałam skończyć, lecz nie mam pojęcia którą wersję zakończenia wybrać (ani kiedy ona powstanie).
Tak więc, mając nadzieję, że i tym razem ujdę z życiem...

12 (23)

Sierpień
Nie wytrzymam tych upałów. Gillian też coraz mniej się podobają, więc jeżeli już siedzimy na tarasie to osłonięte wielkim parasolem, w najbardziej chłodnym i zacienionym kącie.
A może tak wyprawa na Grenlandię?
*
Październik
Gillian chyba do reszty pojęła jak wykorzystać swój urok osobisty. Jeszcze trochę i nie dam sobie z nią rady.
Kolejna operacja. Beznadziejna sprawa. Za miesiąc mam naświetlanie.
Allison Cameron, złodziejka czasu.
*
Jesień prawie taka, jak tam…
Nawet nie zauważyłam jak minął rok. A moje życie wywróciło się o 360 stopni dwukrotnie…
Znalazłam pracę w prywatnej klinice. Dostałam pod swoje skrzydła oddział immunologiczny. Więcej papierków, ale będę mogła brać je do domu, albo zabierać ze sobą Gillian.
Tęsknię za diagnozami różnicowymi.
*
Styczeń
Ach! Bełkotanie i mamrotanie Gillian zaczyna coraz bardziej przypominać normalne słowa. Zagaduje mnie, jak tylko się obudzi. A wczoraj zrobiła dwa kroki! Oczywiście, zadowolona z prezentowanej mi umiejętności, sama zaczęła sobie klaskać i po chwili runęła jak długa na podłogę. Podbiegłam do niej spodziewając się ogłuszającego ryku, ale ona przekręciła się na bok i pochlipując, zaczęła walić nóżkami nieszczęsną podłogę. Kiedy jej pomogłam wstać, znowu zaczęła przebierać nogami, i trzymana za obie rączki, doszła do kanapy.
W pewnym momencie spostrzegłam się, że zamilkła i z upartym wyrazem twarzy wpatrywała się w swój cel, a ja… no właśnie.
„Gilly, a nie sądzisz że na dzisiaj wystarczy? Będziesz miała okropnie dużo czasu na chodzenie. Do kanapy i koniec. Jeszcze nie skończyłaś roku, moja panno, powinnaś być dumna z tego…”
Tak przypominała Grega!
Wielu słów jeszcze nie zna, ale „odpuść” chyba nigdy nie zrozumie.
*
Kolejne badania. Kolejne naświetlania. Nowy inhalator. A i tak wszystko diabli bierze.
Christina powiedziała, że mogłabym się z kimś umówić, tak niezobowiązująco.
Ale niby z kim? I po co, skoro będę tego kogoś wciąż do niego porównywać?
*
Maj
Pierwsze urodziny za nami. Teraz muszę się uporać z ogromną górą prezentów, zajmującą większość pokoju Gillian.
*
Kwiecień
Mogłabym tyle o niej napisać. Że jest takim słoneczkiem które wszystko rozświetla. Najpiękniejszą melodią, którą jakimś cudem udało mi się skomponować razem z Gregiem. A wystarczy, że pomyślę „Córcia”, i wszystko jakoś mieści się w tym słowie.
Moja mała Abstrakcja…
Minęło tyle czasu. W sumie, jakby mrugnięcie okiem… a tylko tyle pozostało.
*
Operacja. Zaczynam żartować że nie będę miała czym oddychać, bo mi wytną płuca do reszty
*
Sierpień
Dlaczego tu jest tak gorąco, tak duszno?
Musiałam napisać artykuł do gazety. Boże, jak ja się bałam. Nie podali na szczęście żadnego więcej faktu prócz tego, że obecnie pracuję w Atlancie, ale to by im w zupełności wystarczyło…
Ale cisza. Nic.
Nie szuka.
Nie muszę się nim martwić.
I tak jego oczy wpatrują się teraz we mnie z takim uwielbieniem, jak nigdy wcześniej.
*
Wrzesień
Jest jakiś ukryty sens wspominania tej jednej nocy?
Nie wiem, może podświadomie staram sobie przypomnieć, gdzie zgubiłam spinkę mamy?
Lekka poprawa po ostatnim naświetlaniu. Gillian wykończona po dniu spędzonym ze mną w szpitalu.
*
Marzec
To wygadane dziecko (że też gardło ją nigdy nie boli) ostatnio obejrzało z Jessicą „Pollyannę” i zażyczyło sobie, by zwracać się do niej „Gilliana”. A że na Gillian Cameron przestała reagować, cóż…
Gdyby ją ktokolwiek zobaczył, nie miałby wątpliwości kim jest ojciec Gilliany. Kamień z serca, że afera z artykułem nie rozrosła się bardziej.
*
Kwiecień
I tak będę tam musiała pojechać...
Mam coraz mniej czasu. A nie mogę jej tak po prostu zostawić.
Cuddy? Po tym wszystkim co zrobiłam?
Nie mam pojęcia, do kogo innego miałabym się zwrócić… Ale to by oznaczało, że Greg się dowie.
Muszę to przemyśleć.
Wczoraj pojechałyśmy z Gillianą do sklepu muzycznego po nowe płyty. Uciekła mi oczywiście gdzieś między półki, a gdy już zapłaciłam, znalazłam ją przyglądającą się jak jakiś chłopakk grał na wystawionym na sprzedasz pianinie.
- Gilliana, idziemy!
- Mamo! – ton przepełniony czcią – co to jest?
- Pianino.
- Mamo, proszę, kup mi takie! Ja też chcę tak grać!
- Kochana, najpierw musiałabym ci kupić koturny żebyś sięgnęła do pedałów!
- Ale ja chcę tak grać!
Geny, czy co?
Po krótkim koncercie udało mi się ją zaciągnąć do samochodu. Rano znów coś wspominała o graniu.
Wygląda na to, że mam w domu małego muzyka…
*
Listopad
Mam nowe wyniki badań. Wyglądają gorzej niż stare.
Plan dopracowany. Skontaktować się z nią po przyjeździe, poprosić o spotkanie, wyjaśnić. Jeżeli nie ona, to Wilson.
Tak czy siak, chyba się nie obejdzie bez udziału Grega.
*
Nasze pierwsze, samotne święta.
Choinka, smakołyki, Gilliana zachwycona prezentami, ale najbardziej podoba jej się płyta z utworami Yirumy. Tak na początek. Nie są dla niej za trudne, a jak to zamiłowanie muzyką nie minie, kupię jej kogoś bardziej znanego.
Ta, gdyby tu siedział z nami, nie miałby problemu jakiego kompozytora dla niej wybrać.
*
Maj
Kolejne urodziny, a ona coraz bardziej przypomina ojca.
Abstrakcja kochana. Nie ma pojęcia, jak bardzo.
Dwa ataki tygodniowo to już norma. Chyba się przeprowadzę do szpitala.
*
Lipiec
Zapytała mnie dzisiaj, gdzie jest tata.
Pięknie. Jakoś nigdy się nie zastanawiałam co jej odpowiedzieć.
„W szpitalu” mruknęłam tylko, układając sobie dobre wyjaśnienie, dlaczego akurat w szpitalu.
Ale ona pokiwała główką, powiedziała „Acha” i dalej bawiła się Louis’em i Letty.
*
Wrzesień
Gilliana miała dzisiaj swój pierwszy występ. Przedszkolny co prawda, ale i tak zażyczyła sobie na tę okazję nową sukienkę. Nauczycielka nie myliła się, mówiąc, że Gilliana ma piękny głos i nie można tego zmarnować. Zapisała ją do chóru starszaków, mimo że jest o dwa lata za młoda. A pianino wciąż jej się śni po nocach…
*
Jest gorzej. A ja mam coraz mniej siły. Na pracę, na dom, na Gillianę…
Tłumaczyłam jej dzisiaj, że jestem chora, ale chyba niewiele zrozumiała. Czego ja wymagam od małej dziewczynki…
*
Kwiecień
Wyjeżdżamy. I pewnie tu nie wrócimy.
Smutno mi. Nawet smutniej, niż wtedy.
Może dlatego, że przeżyłam tu więcej szczęśliwych dni? Bez niego, ale z nią?
Chyba nie będzie mi dane cieszyć się obecnością ich obojga jednocześnie.
Nie mam siły na kolejne słowa, pod którymi mogłabym się złamać.
Żegnaj, biały domku.
Zapasy czasu wyczerpane.
*
Gilliana, słoneczko… Choćbym ci całe dnie powtarzała jak bardzo cię kocham, to i tak nawet połowy tego uczucia nie potrafiłabym wyrazić. Mam nadzieję, że wybaczysz mi tę ucieczkę, ale ludzie są słabi i boją się walczyć. Ja chyba też bałam się dalszej walki z nim… poddałam się. Wygrałam kilka bitew, ale na tym koniec. Nie chciałam, żeby ciebie spotkało to samo, co Grega. On jest dobry, tam głęboko, tak głęboko, że sam chyba nie jest w stanie wykrzesać to z siebie. Trzeba mu pomóc. A wcześniej pokonać bardzo długą drogę, by pozwolił się do siebie zbliżyć. Myślę, że gdyby nie choroba… może zostałabym, i pewne rzeczy wyglądałyby zupełnie inaczej. Ale czasu nie można cofnąć. Wszystko, co robimy, ma jakiś sens. I nikt mi nie wmówi, że trzeba brać przykład z cudzych błędów, o nie… tylko te własne będziemy rozpamiętywać do końca życia. Dlatego starałam się zrobić wszystko tak, by nie żałować. Wydawało mi się, że te ostatnie lata nie powinny mi upływać pod gradem złośliwych komentarzy i ciągłego poniewierania… chciałam je spędzić tak, jak to sobie wymarzyłam.
Ty byłaś dla mnie wielką niespodzianką. Nie spodziewałam się, że dostanę od życia kogoś tak wspaniałego. Byłaś, i wciąż jesteś małą Abstrakcją, bo czasem gdy się budzę idę do twojego pokoju i patrzę jak śnisz by mieć pewność, że ty tu naprawdę jesteś.
Tęskniłam za oczami Grega do czasu, gdy ty na mnie po raz pierwszy spojrzałaś.
Jakaś część mojego serca cierpiała z powodu tego, co mu zrobiłam, ale i on nie był święty. Takie to wszystko głupie, takie zagmatwane…
Jedyne, czego żałowałam od kiedy zamieszkałam w Atlancie, to że nie potrafiłam wynaleźć sposobu, by przedłużyć dni. Ale nie można walczyć z naturą i światem, oni prędzej czy później i tak wygrają.
Może w filmie to się komuś udaje, ale życie to nie film.
Głupio byłoby nie walczyć o te kilka lat z tobą. Ale inna jest walka, gdy wciąż masz nadzieję od tej, gdy wiesz, co cię czeka zamiast zwycięstwa.
Można się buntować, ale to nic nie da.
Można się pogodzić i użalać nad sobą.
Ale byłaś za cenna, za droga mojemu sercu, bym marnowała czas na wyżej wymienione czynności. Kiedy byłam z tobą, nie myślałam o tym wszystkim co mnie niszczyło, i po prostu żyłam.
To był najpiękniejszy dar, jaki mi kiedykolwiek dałaś.

(przepraszam, jeżeli przesłodziłam, z perspektywy czasu zmieniłabym kilka rzeczy, ale nie chcę już mieszać. muszę uciekać do starożytnego bliskiego wschodu)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashe
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 1:12, 16 Lis 2010    Temat postu:

Aloha!
Ale trafiłam, aż miło. Tak na początek, to życzę powodzenia na studiach.
Tak a propos końca opowiadania - dlaczegóż by nie umieścić kilku alternatywnych zakończeń? Ja tam byłabym zadowolona
Tak poza tym, to chyba wolę tekst z punktu widzenia Gillian i Grega. Pamiętnik też ma swój urok, ale mimo wszystko mam jakiś taki sentyment do tych pierwszych notek i zadziornej pary.
Więc cóż... Życzę powodzenia i dużo weny.
Pozdrawiam
Mashe


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Michalina2312
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ostróda-Mazury Zach.

PostWysłany: Wto 17:13, 16 Lis 2010    Temat postu:

Kin jak ja Cię lubię) za nową część oczywiście
Poprawiłaś mi humorek Dziękuje za to...
Życzę powodzenia i nie każ nam czekać znów tyle czasu.
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:53, 21 Gru 2010    Temat postu:

Merry Christmas!

13 (24)

Porządki - nieważne jakie – zawsze budziły w nim obrzydzenie.
Nie widział powodu, by zmieniać cokolwiek w tej kwestii. Póki nie zabijali się z Gillian o cokolwiek, co pokrywało podłogę i utrudniało poruszanie się do maksimum, nie oddawali się tej idiotycznej czynności jaką było sprzątanie.
Gilliana królowała w kuchni przygotowując obiad i śpiewając głośno „Hakuna Matata”, on tymczasem wspinał się po piramidzie z fotela, kilku grubych słowników i niskiego taboretu ku najwyższej półce w salonie.
Owa półka była systematycznie zapełniana przez House’a na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat wszelkimi gazetkami i książeczkami medycznymi, które kupił, przejrzał, zapomniał o potrzebie ich dokładnego przeczytania, po czym odrzucał na owe miejsce.
Dziś rano przypomniało mu się, że „odłożył” tam pewną książeczkę, gdzie młody student kardiologii poruszał dość nietypowe przypadki chorób serca.
Był już na szczycie, gdy coś zakręciło go w nosie, i kichnął.
Niestabilna konstrukcja zaczęła się niebezpiecznie chwiać.
Udało mu się utrzymać równowagę, ale równocześnie strącił ręką wszystko, co znajdowało się na półce, kurzu nie pomijając, na podłogę.
Kaszląc i klnąc pod nosem, zszedł ostrożnie ze szczytu konstrukcji i zaczął przerzucać książki i pisemka, szukając owej książeczki o sercu.
Kiedy się na nią natknął, wstał zadowolony i czubkiem nogi zepchnął resztę bałaganu pod regał, gdy jakieś znajome litery przykuły jego uwagę.
Pochylił się i wziął do ręki medyczną gazetkę.
Była bardzo stara, cała okładka pożółkła; mimo to czarne litery biły po oczach, tworząc w jego głowie chaos nie do opanowania.
W prawych dolnym rogu widniał opis : „Postępy dzisiejszej immunologii – dr Allison Cameron, strona 5”.
Szybko przekartkował gazetkę, ale nie zaczął czytać artykułu. Wpatrywał się w maleńkie literki między tytułem a resztą tekstu.
„Dr Allison Cameron, kierownik oddziału immunologicznego w prywatnej klinice w Atlancie…”

Pamiętał ten dzień. Gazetkę znalazł między stertą rachunków. Wrócił właśnie po dwudniowych wakacjach w swoim gabinecie. Miał pacjentkę, która bardzo mu ją przypominała. To go jeszcze bardziej denerwowało niż niespodziewany brak vicodinu w kieszeni jego marynarki. Już miał ją przeglądać, kiedy jego komórka zaczęła grać „Mmmbop”… Rzucił rachunki i gazetkę na małą wieżyczkę innych gazetek, a potem wdał się w kłótnię z Taubem i Foremanem na temat terapii, jaką zaserwowali pacjentce… kiedy następnego dnia wieżyczka rozsypała się pod wpływem mocnego kopnięcia nogą, zaczął wrzucać ową makulaturę na najwyższą półkę, bo przecież nie do kosza…

A wystarczyło tylko spojrzeć na okładkę…

Na okładkę, idioto…

- … Naucz się tych dwóch, radosnych słów… Wszystko okej? – usłyszał gdzieś z dala.
Rozejrzał się nieprzytomnie, i szybko ukrył gazetkę w kieszeni swojej marynarki.
- A masz podstawy by w to wątpić? – odkrzyknął i ruszył do kuchni.
Jego córka przypomniała mu o tym, że zbliża się Halloween – była cała w mące.
- Będziemy ćpać na obiad mąkę z solą? – zakpił, patrząc na nią z przekrzywioną głową.
- Nie! To pizza, nie widać? – oburzyła się, wskazując ręką na okrągłe ciasto na stole.
- Jak dobrze że jestem lekarzem, inaczej bałbym się ryzykować.
Nie usłyszał odpowiedzi, za to wybuch niepohamowanego śmiechu tak, gdy coś lepkiego trafiło go w prawe ucho.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashe
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 23:12, 21 Gru 2010    Temat postu:

Mam w głowie wbudowany radar namierzający nowo dodane odcinki tego opowiadania.

Hakuna Matata! Śpiewam to przed każdym testem w szkole Bardzo ujmująca piosenka śmiem rzec. I tekst również. House! Idioto! Jak mogłeś! Nie przeczytać! Huh.

Przez to stracił kilka pięknych dni z Cameron... Jak sobie przypomnę jak scenarzyści okropnie sparowali H. z Cuddy to aż krew doprowadza mi się do wrzenia. Jak? Jak? Jak on tak wspaniale do Cam pasuje. I jakie dzieciątko spłodzili!

Część cud, miód i orzeszki. Tak aby świątecznie było. Życzę Wszystkiego Najlepszego, Radosnych Świąt Bożego Narodzenia i Szczęśliwego Nowego Roku. I Hakuna Matata!

(W skrócie: CCMiO.ŻWN,RŚBNiSzNR.IHM!)

Dzięki Ci za tę część! Dzięki!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mashe dnia Wto 23:14, 21 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Michalina2312
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ostróda-Mazury Zach.

PostWysłany: Śro 16:05, 22 Gru 2010    Temat postu:

Hakuna Matata jak cudownie to brzmi )
Pięknie:)
Jak zwykle czekam na cd:)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:46, 07 Lut 2011    Temat postu:

Znów mnie co niektórzy zlinczują za czekanie
Po raz kolejny - wybaczcie. Dzisiejsza wymówka - sesja.

Tym razem, ostatnia część. Dlaczego nagle? Bo z tych, które miałam zapisane na komputerze nie wychodzi nic prócz totalnego lukru, choćbym nie wiem jak to chciała zmienić (Gillian zostaje gwiazdą rocka i wychodzi za mąż, a House dostaje świra na punkcie swojej wnuczki, Allison Cameron House-Chase. Nie mam pojęcia, jak ja mogłam coś takiego stworzyć). A że odnalazłam coś, co początkowo miało być miniaturką, spisaną podczas wakacji 2009 w środku nocy, kiedy oczywiście nie miałam przy sobie zeszytu do pisania, nie dziwcie się, że tak długo szukałam tych karteluszek
Tu też w sumie lukier... ale za bardzo uwielbiam dobre zakończenia.
Ze specjalną dedykacją dla tych, którzy wytrwali do końca, oraz dla Mashe i Michaliny2312

13, the last.

- Greg?
Rejestruje ten głos i stara się jak najszybciej go przetworzyć.
To szept, pełen troski, zmęczenia i nadziei.
Czuje delikatny dotyk ciepłych palców na czole i policzku.
- Obudź się, Greg...
Ma ochotę zastanawiać się ile czasu zajęłoby mu dojście do wniosku, że warto otworzyć oczy gdyby ten szept mu tego nie podpowiedział, ale otwiera je posłusznie, nie spiesząc się i rozgląda się wokół.
Zielony pokój tonie w półmroku; przez zasunięte zasłony słychać co jakiś czas stłumiony dźwięk przejeżdżającego samochodu, a stojąca obok nich lampa rzuca długi cień. Leży w swoim łóżku przykryty miękką pościelą, i ma przyspieszony oddech. Wreszcie widzi ukochaną twarz, na której maluje się chęć odpoczynku i snu, rozświetlona szczerym uśmiechem.
- Wreszcie. Byłeś nieprzytomny dwa dni.
Zdezorientowany nie odrywa oczu od ręki zakładający jasny kosmyk włosów za ucho, a następnie ta sama ręka przykłada mu mokry ręcznik do rozgrzanego czoła.
- Byłem... co? - wyjąkał nie będąc pewny czy dobrze usłyszał.
Turkusowe oczy patrzą na niego z miłością.
- Od czwartku majaczyłeś z gorączki. Chciałam cię zawieźć do szpitala, ale Wilson stwierdził że na oddziale z pewnością ci się nie polepszy. Znosisz tą grypę gorzej od dzieciaków. - Mówi to ze spokojem, uradowana jego przebudzeniem.
Wstaje i zaczyna się krzątać dookoła, zbierając lekarstwa, rozrzucone ubrania i próbując ogarnąć panujący w pokoju bałagan, a on wodzi za nią oczami, powracając do rzeczywistości.
Czyli to były majaki? Ta cała ucieczka, choroba, Mała Paskuda.. to była halucynacja?
Wraca pamięcią do tamtej pierwszej nocy i poranka, kiedy to przyłapał ją na ucieczce; poprosił ją wtedy, by z nim została, a ona odmówiła, mówiąc mu o chorobie. Pozwolił jej odejść, ale po kilku dniach odnalazł ją w prywatnej klinice i uparcie asystował przy każdym badaniu. Nieplanowana wycieczka do Las Vegas, noc poślubna na jakimś wybrzeżu, dzień w którym testy były ujemne i widmo choroby zostawiło ich raz na zawsze. To dziwne przerażenie na wiadomość o niespodziewanej ciąży kilka lat później, dumne paradowanie z synkiem w wózku po całym szpitalu, ich kłótnie i rozmowy przy fortepianie, i koncerty rockowe z dzieciakami...
- Co takiego gadałem? - pyta się, starając się ułożyć wszytko na osi czasu.
- Coś o pogrzebie, bieliźnie, szkole muzycznej i jakiejś... paskudzie - odpowiada, przynosząc mu poduszkę i pomagając mu usiąść. - Teraz pójdzie z górki. Do przyszłej soboty wyzdrowiejesz.
Nie może odwrócić wzroku od jej turkusowych oczu i nie potrafi ukryć ulgi, jaką teraz odczuł.
Kobieta, którą kochał, żyła, była z nim i nic nie wskazywało na to, by miało ich coś rozdzielić w najbliższym czasie...
Chce przytulić ją do siebie i nie wypuszczać z objęć tak na wszelki wypadek, upewnić się, że czuje jej ciepły oddech przy sobie, że ona naprawdę tu jest, ale nie ma siły; bierze jej rękę i przykłada do swojego serca.
- Przepraszam - szepcze, przypominając sobie ich ostatnią sprzeczkę wywołaną przez niego, tuż przed tym jak zmorzyła go grypa - miałaś rację, Allison.
Widzi zaskoczenie na jej twarzy, bo rzadko zwracał się do niej tak po imieniu.
- Daj spokój, oboje byliśmy zmęczeni - odpowiada zmieszana.
- Nie. Ja... nie mogę cię stracić.
Posyła mu najpiękniejszy i najskromniejszy uśmiech, starając się powstrzymać łzy, i przytula się do jego piersi.
- Nie stracisz.
Powoli przybliża swoją twarz do jego twarzy, ich usta prawie się ze sobą złączyły, kiedy dwa głosy przerywają ich chwilę zapomnienia.
- Mamo, możesz mi przynieść ręcznik? Gregoriana wylała herbatę na moje łóżko!
- Od kiedy to Allan pozwala Gregorianie siedzieć w swoim pokoju? - pyta zaskoczony, kiedy Allison kręci głową.
- Od kiedy nie chcę mieć jeszcze więcej sprzątania przed Bożym Narodzeniem - wstaje i kieruje się do drzwi - oszczędzam też na prądzie, bo oglądają razem filmy na jednym DVD.
- Poczekaj! - wychyla się z łóżka i przyciąga za rękę do siebie. - Allanie i Gregoriano House, wasz ojciec ma pilną sprawę do omówienia z waszą matką, więc zajmijcie się łaskawie telewizorem na kilkadziesiąt minut!
- Ważną sprawę? - dziwi się Allison, ale po chwili ląduje na jego kolanach i czuje, jak jego usta niecierpliwie wędrują po jej twarzy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin