Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dwanaście [D]
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:00, 31 Lip 2008    Temat postu:

om rany , co za desperacja , on naprawdę cierpi . świetne

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ceone
Tygrysek Bengalski
Tygrysek Bengalski


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:31, 31 Lip 2008    Temat postu:

nieeeeeeeeee nie rób mi tego. Hilson musi trwać ((.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LM
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 26 Lip 2008
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:44, 31 Lip 2008    Temat postu:

Zauważyłam jedynie jeden mały błąd, a mianowicie: kiedy piszesz dialog powinien być on zbudowany w ten sposób:
- Witaj, Kasiu - powiedział Zdzisiu.
Twój natomiast wygląda tak:
-Witaj, Kasiu. - Powiedział Zdzisiu.
Ta kropeczka troszeczkę przeszkadza, ale poza tym tekst czyta się świetnie i płynnie.

Hm, więc Wilson zrozumiał swoje błędy i postanowił się zabić, cóż jego postawa przypomina mi zachowanie koleżanki mojej kuzynki, która po zerwaniu z chłopakiem chciała się zabić pigułkami antykoncepcyjnymi. Ten ruch (kończenie z życiem) wydaje mi się zbyt teatralny, groteskowy jak na dorosłego faceta.
Poza tym jest ładnie zgrabnie i powabnie, podoba mi się!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:11, 31 Lip 2008    Temat postu:

Z góry przepraszam za to, co napiszę, ale dzisiaj cholernie boli mnie noga, chodzę o lasce i szlag mnie trafia.

Droga Panno LM, po pierwsze - wiem, jak zbudować poprawny dialog. Wiem, że nie stawia się kropki na końcu zdania, jeśli po pauzie dialogowej znajduje się słowo związane z mówieniem (powiedział, mruknął, westchnął, boru, nawet sarknął da się zrozumieć). Natomiast jeśli znajduje się jakiekolwiek inne słowo, nie postawienie kropki jest błędem interpunkcyjnym. Jeśli Panna wskaże mi, GDZIE popełniłam błąd, będe bić się w pierś dziewiczą, rytualnie spalę moje wszelkie listy polecające i konspekty LEKCJI JĘZYKA POLSKIEGO NA TEMAT POPRAWNEGO BUDOWANIA DIALOGÓW i powiem oficjalnie, że jestem , a nie beta, skoro nie potrafię poprawnie napisać dialogu.

Kłaniam.
Kat.

EDIT: Przepraszam, jeśli zabrzmiało ostro. It was just the pain talking.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Katty B. dnia Pią 10:54, 01 Sie 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 8:28, 01 Sie 2008    Temat postu:

A/N
Nie moje. Ale zbetowane. Przez betę społeczną, moją partnerkę w zbrodni i studentkę polonistyki. A, i mnie. Wyrok brzmi: w porządku. Więc wklejam. Ostatnia część. Bardziej zbliżona do miniaturki, niz drabble'a, patrząc na ilość słów (nieco ponad 800). Dziękuję za tę wspólną podróż i mam nadzieję, że przyniosłam Wam choć trochę rozrywki.

P.S. Chodzenie o lasce sucks.

Dwanaście

powrót

Gdybym chciał wiernego przyjaciela, który zawsze mnie będzie kochał i zawsze na mnie będzie czekał, kupiłbym sobie psa. Ja chcę prawdziwego przyjaciela – takiego zrobionego z prawdziwego człowieka. Bez reklamacji.
(Gregory House w szczerej rozmowie po zażartej kłótni)


Otworzył oczy i to było pierwszą rzeczą, jaka go zdziwiła. Powinien być martwy. Nie powinien móc otwierać oczu. A nawet jeśli by mógł, nie powinien widzieć wnętrza jednej z sal w szpitalu. A już na pewno nie w szpitalu, w którym pracował. Niebo nie może wyglądać, jak Princeton-Plainsboro. Chyba, że trafił do Piekła i jego miejsce zatrudnienia, którego - z pewnych powodów, które miały bujne brązowe loki, lat około trzydziestu i jak wydawały się być idealne - szczerze teraz nienawidził miało być również miejscem jego pokuty. Tak, to byłoby paskudną karą. Chodzić przez wieczność po korytarzach, które pamiętały o wiele lepsze czasy.
- Jesteś idiotą – usłyszał gdzieś ponad sobą. Wilson uniósł lekko głowę i spojrzał na stojącą przy łóżku osobę. Gregory House wyglądał… cóż, po prostu paskudnie. I nie w swoim zwyczajowo paskudnym stylu. Wyglądał Paskudnie przez duże P. Miał podkrążone oczy, a jego ubrania były jeszcze bardziej pogniecione, niż zwykle. Zupełnie, jakby w nich spał. – Jeśli chciałeś się zabić, trzeba było chociaż wymyślić coś oryginalnego. Vicodin to moja działka.
House podszedł do stojącego obok łóżka fotela i usiadł w nim, ani razu nie spuszczając wzroku z Wilsona. Onkolog starał się nie patrzeć na diagnostyka, zaczął więc rozglądać się po pokoju. Na szafce obok stał kosz z kwiatami, który dawał wyraźnie do zrozumienia, że pracownicy szpitala już wiedzą i że jest im go wyraźnie żal. Przez zasłony próbowało przedrzeć się światło słoneczne, co oznaczało, że był nieprzytomny co najmniej dwanaście godzin. Natomiast najbardziej zadziwiający był koc przewieszony przez oparcie fotela – pozwalał myśleć, że House – a w każdym razie ktoś – cały czas przy nim czuwał. To było… urocze.
- Gdybyś kiedykolwiek mi powiedział, że czekanie jest tak wkurwiające – zaczął słabo House – postarałbym się umierać mniejszą ilość razy.
To było jeszcze bardziej urocze, w szczególności, że Gregory House przeklinał tylko w dwóch przypadkach: albo, jak noga go naprawdę mocno bolała, albo, gdy się bał. Wilson uśmiechnął się lekko, a bliżej nieokreślony grymas pojawił się też na twarzy diagnostyka. I wszystko byłoby idealnie, gdyby do sali nie wszedł Lucas.
- Greg, Eric cię prosi na chwilę. Mają problem z tym waszym pacjentem. Zdaje się, że naćpał Lawrence’a i próbował zadźgać Chrisa strzykawką.
House spojrzał ze złością na Lucasa, później z zastanowieniem na Wilsona, po czym kiwnął głową i wyszedł. James spodziewał się, że Lucas wkrótce podąży za diagnostykiem, jak wierny piesek salonowy, ale chłopak został.
- Siedział przy tobie cały czas – powiedział cicho, zwracając się do Wilsona. – Nikomu nie udało się go wyciągnąć z tego pokoju. Nikomu.
Wilson poruszył się niespokojnie. Lucas przysiadł na fotelu House’a, po czym kontynuował:
- Myślę, że wini siebie za twój pobyt tutaj. I myślę, że ty winisz mnie – powiedział Lucas, a Wilson nie zaprzeczył. – Wiesz, gdybyś odezwał się wcześniej, gdybyś nie był tak uparty i tak zapatrzony w siebie... Gdybyś wierzył, że niektóre rzeczy po prostu się dzieją… Zauważyłbyś, że on mnie nawet nie lubi.
Wilson spojrzał na Lucasa ze zdziwieniem. Chłopak się roześmiał.
- Nie zauważyłeś, prawda? Ale tak jest. On mnie nawet nie lubi. Spędza ze mną czas, bo w zasadzie nie ma wyboru. Wszyscy są czymś zajęci, a ty… No, ciebie nie było.
- Ale się zmienił. – Wilson przełknął ślinę. – Przy tobie się zmienił.
- Nieprawda. – Lucas pokręcił głową. – Próbował się zmienić i próbował to zrobić dla ciebie. Żebyś zauważył, że się stara. Żebyś wrócił.
- Próbował? – Wilson zmarszczył brwi. Lucas ponownie się zaśmiał, Boże, ależ on był irytujący.
- Ludzie się nie zmieniają. – Chłopak mrugnął wesoło. – Ludzie próbują, ale tak naprawdę nigdy się nie zmieniają. – Przez wciąż otwarte drzwi doszedł ich odgłos stukotu laski. Lucas obejrzał się przez ramię i wstał.
- Zawsze byłem substytutem ciebie. Cieszę się, że ten rozdział jest już zamknięty. Nie wiem, jak długo jeszcze potrafiłbym mu nie przywalić. – Tym razem i Wilson się uśmiechnął. – Musisz mieć anielską cierpliwość.
- To mój przyjaciel.
- Dobrze, że wreszcie to do ciebie dotarło. – Lucas uścisnął rękę Wilsona. – Cóż, zbieram się. Za pół godziny mam pociąg.
- Wyjeżdżasz? – zdziwił się Wilson. W momencie, gdy mógłby spróbować go polubić, dzieciak się zmywał?
- Wydział Zdrowia już nie kontroluje Lisy. A w Mercy jakaś pielęgniarka zastrzeliła trzech pacjentów i lekarza, jadę poodwracać ich uwagę. Na razie, James.
W drzwiach stanął House i spojrzał podejrzliwie na uśmiechających się mężczyzn. Lucas podszedł do diagnostyka i klepnął go w ramię.
- Na razie, Greg.
- Powodzenia w Nowym Jorku.
Lucas kiwnął głową, puścił Wilsonowi perskie oko i wyszedł. House przyglądał mu się jeszcze przez chwilę, po czym przeniósł wzrok na Wilsona.
- Kocham cię – powiedział onkolog, nawiązując do jakże podobnej sytuacji sprzed miesięcy. House nic nie powiedział. Przysunął fotel jeszcze bliżej łóżka, tak, że gdyby chciał, mógłby położyć głowę na materacu, i usiadł. Dwaj przyjaciele milczeli, patrząc to sobie w oczy, to na swoje niemal dotykające się dłonie. I ta cisza nie była niekomfortowa. Prawdę mówiąc, była to najlepsza cisza, jaką James Wilson kiedykolwiek milczał.

Pilnuj Grega, Jim, bo to dobry chłopak. Taki przyjaciel trafia się raz w życiu.
(z Księgi Mądrości Wszelakich Dziadka Wilsona)


KONIEC


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Katty B. dnia Sob 19:09, 01 Lis 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 9:00, 01 Sie 2008    Temat postu:

pięęęękne
masz świetny styl, przyjemnie się czyta, łatwy w odbiorze, no super po prostu ^^

co do treści
fajny pomysł, znakomite wykonanie

Gregory House wyglądał… cóż, po prostu paskudnie. I nie w swoim zwyczajowo paskudnym stylu. Wyglądał Paskudnie przez duże P. Miał podkrążone oczy, a jego ubrania były jeszcze bardziej pogniecione, niż zwykle. Zupełnie, jakby w nich spał.
uwielbiam te momenty, gdy widzimy, że w rzeczywistości House troszczy się o Wilsona i mu na nim zależy

I ta cisza nie była niekomfortowa. Prawdę mówiąc, była to najlepsza cisza, jaką James Wilson kiedykolwiek milczał.
czasem w ciszy można więcej usłyszeć niż podczas rozmowy

Pilnuj Grega, Jim, bo to dobry chłopak. Taki przyjaciel trafia się raz w życiu.
(z Księgi Mądrości Wszelakich Dziadka Wilsona)

Księga Dziadka Wilsona :smt003
w końcu ktoś coś takiego powiedział o Hałsie, a nie o Wilsonie ;p

podoba mi się, że zakończyłaś w ten sposób
resztę (czy będzie tylko przyjaźń czy coś więcej) każdy może dopowiedzieć sobie sam
^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasinka
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a kto to wie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 9:08, 01 Sie 2008    Temat postu:

AAAA To jest piękne!
Nareszcie wszyscy zdali sobie sprawę, gdzie ich miejsce. A ten Lucas rzeczywiście nie okazał się takim dupkiem na jakiego wyglądał :smt002

Końcówka śliczna. Uwielbiam milczenie między nimi :smt007

Właśnie zdałam sobie sprawę że nigdy nie widziałam Wilsona w szpitalnym łóżku... I że chciałabym to zobaczyć :smt003

Świetnie się czytało, bardzo się ciesze, że napisałaś coś tak ładnego. Czekamy na inne Twoje fiki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ceone
Tygrysek Bengalski
Tygrysek Bengalski


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 10:00, 01 Sie 2008    Temat postu:

piękne piękne piękne.
*___________________________________*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 10:13, 01 Sie 2008    Temat postu:

Z tego fika (bo to raczej fik, a nie cykl drabbli) najbardziej mi się podobały te "cytaty"
Co nie znaczy, że reszta była zła, wręcz przeciwnie. Była świetna. Byłaby bezbłędna, gdyby nie miłosne wyznanie pod koniec (tak, nie lubię miłosnego Hilsona).
Dostarczyłaś bardzo dużo rozrywki. I mam nadzieję, że dalej będziesz jej nam dostarczać

Przy okazji, mam nadzieję, że wiesz, że "P.I." oznacza "Private Investigator", czyli po prostu prywatny detektyw?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LM
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 26 Lip 2008
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:36, 01 Sie 2008    Temat postu:

Dopiero teraz przeczytałam Twoją odpowiedź i przepraszam, rzeczywiście masz rację, a ja powinnam zostać poćwiartowana i spalona na stosie.

To jest piękne, to zakończenie - szczególnie myśl o ciszy jest... wzruszająca i taka prawdziwa. Dobrze, że to wszystko skończyło się w taki, a nie inny sposób, bo dzięki temu do serc czytelników wkrada się nadzieja, że prawdziwa miłość (?) i przyjaźń istnieją. Na prawdę piękne...

Gratuluje tak ślicznego zakończenia serii.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kallien
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 29 Lip 2008
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:18, 01 Sie 2008    Temat postu:

Czytałam to zakończenie wcześniej i już wtedy mi się podobało. Elegancko i z klasą. Goł, bejbe goł!

[Ale jeżeli skasujesz tamtego posta to cię ustrzelę jak łosia.]

Taki Hilson lubię.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:40, 01 Sie 2008    Temat postu:

piękne, tak ładnie zakończyłaś

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Brandy
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 17 Lip 2008
Posty: 121
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Houseland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:41, 01 Sie 2008    Temat postu:

Ale fajnie się skonczyło :smt007 Wilson żyje i wrócił do Grega, a Lucas pojechał i już nigdy nie wróci :smt003 Bałam się, że to się tragicznie skończy, ale miło się rozczarowałam xD Czekam na następne ficki :smt001

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
unblessed
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 03 Lip 2008
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:27, 01 Sie 2008    Temat postu:

Kobieto! Padam i biję pokłony. Kawał porządnego kawałka tekstu. Duży plus za konwencję - najciekawsza, z jaką zdarzyło mi się zetknąć na tym forum. Cytaty na początku każdego odcinka wyróżniają się oryginalnością, naturalnością, polotem i dowcipem. Urzekły mnie. Pozwolę sobie nawet zacytować moje ulubione:
Cytat:

Udajesz, że masz miękkie serce i że można cię we wszystko wmanipulować, a tak naprawdę jest na odwrót. Ty pozwalasz innym myśleć, że tobą manipulują i że jesteś takim miłym, małym misiaczkiem. Wiesz co? Skurwysyn z ciebie, James.
(ostatnie słowa cheerleaderki Johanny przed zerwaniem, 1982 r.)

Cytat:
Gdybym chciał wiernego przyjaciela, który zawsze mnie będzie kochał i zawsze na mnie będzie czekał, kupiłbym sobie psa. Ja chcę prawdziwego przyjaciela – takiego zrobionego z prawdziwego człowieka. Bez reklamacji.
(Gregory House w szczerej rozmowie po zażartej kłótni)
Ten ostatni jest w całości Twój? Piękny! Mogę pożyczać na opisy?

Twoje drabble-obrazki bardzo ładnie układają się w historyjkę. Naturalnie i wiarygodnie oddane uczucia Wilsona. Pomysłowa fabuła - jedyne, co budzi moje wątpliwości to tak ostry ostracyzm wszystkich poza Cameron, ale rozumiem, że było to potrzebne do budowania napięcia. Masz lekki i wciągający styl, który zaskakuje mnie od czasu do czasu jakimiś perełkami. Jeszcze nigdy z taką przyjemnością nie czytałam mów odautorskich
Bezbłędnie, a przynajmniej ja nie dostrzegłam nawet zbędnego przecinka *ukłony w stronę bety*. House uroczy ze swoją próbą zmian, ale co najważniejsze wszystko rozegrane wiarygodnie. Ładnie wykreowana własna postać - mam na myśli oczywiście Lucasa. Ktoś się dziwi czemu z moich ust spływa sam lukier?

Padam i biję pokłony
u.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez unblessed dnia Pią 20:31, 01 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karola
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Lip 2008
Posty: 215
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 1:09, 02 Sie 2008    Temat postu:

Genialny fic, ciekawa konstrukcja,wciągajaca fabuła. Jestem urzeczona.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Karola dnia Pon 23:07, 22 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:20, 02 Sie 2008    Temat postu:

Dziękuję bardzo za pozytywne komentarze. One dodają skrzydeł i karmią Juliusza.

LM - proszę Panny, proszę się nie martwić, nie jesteśmy lekarzami. Nikogo nie zabija fakt, że autorzy i czytelnicy popełniają błędy. Errare humanum est!

unblessed - wszystkie cytaty w całości stworzone przeze mnie, można pożyczać bez obaw.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Pon 17:18, 04 Sie 2008    Temat postu:

Nie do końca wiem, jak powinnam zareagować po przeczytaniu. Z jednej strony muszę [a nawet chcę] przyznać, że brabble'o-fik niezwykle mnie wciągnął i okazał się czymś, w co mogłabym uwierzyć. I to jest ta druga strona. Bo nie ma ludzi po prostu dobrych, nawet jeśli wydaje się nam, że znamy taką osobę. Każdy ma swoją "ciemną stronę", Wilson też. I może dlatego Wilson z twojego opowiadania wydaje mi się taki prawdziwy.

Pilnuj Grega, Jim, bo to dobry chłopak. Taki przyjaciel trafia się raz w życiu.
(z Księgi Mądrości Wszelakich Dziadka Wilsona)


Skończyłaś, a ja zostałam z nieodpartym wrażeniem, że Wilson nie zasługuje na House'a. Niemniej [a może właśnie dlatego] serdecznie gratuluję.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marengo
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 28 Lip 2008
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:46, 06 Sie 2008    Temat postu:

Świetny fik. Bardzo ładnie napisany, przeczytałam z przyjemnością

Ciekawie jest tu przedstawiony Wilson, nie jako ktoś, na kim zawsze można polegać i kto jest zawsze życzliwy i pomocny (chociaż to już częściowo wiemy - jego trzy byłe żony mogą zaświadczyć ).

Kochasz beznadziejne przypadki. Dlatego wybrałeś tę specjalizację. Dlatego szukasz kontaktu z House’m. Kochasz beznadziejne przypadki, bo pozwalają ci się czuć mniej beznadziejnie.
(doktor Andersen, Dziekan Medycyny, podczas lunchu trzeciego dnia pracy w PPTH, 1992 r.)

To mi tak do Wilsona pasuje. Rak, beznadziejne przypadki, kobiety, które poślubiał, bo czuł, że potrzebują pomocy... I rzeczywiście, dzięki temu mógł czuć się lepiej. Bo to nie on czegoś potrzebował, on pomagał.

Lucas. Och, szybko go znielubiłam. Jak on śmiał zajmować czas House'owi? Chociaż to dobrze, bo Wilson wreszcie zrozumiał, że z tej ich "popieprzonej przyjaźni" nie korzysta tylko House. Że on, Wilson, też czegoś potrzebuje. Potrzebuje przyjaźni. Potrzebuje House'a.
Zresztą to nie wina Lucasa, że był. To wina Wilsona, że go nie było.
Ten Nepal jest niezły. Medytujący House... Chciałabym to zobaczyć. Chyba naprawdę musiało mu zależeć na Wilsonie, że tak się poświęcił

Z jakiegoś powodu zdenerwowała mnie Cameron w "poznaniu". Za to w "pytaniu" bardzo mi się podobała. Była taka... Cameronowata.

Onkolog podszedł do szafki, do której Cameron schowała Johnny’ego, i wyciągnął whisky z ukrycia.
Słabo się Cameron postarała. Szafka, też coś Inna sprawa, że to i tak nie miało znaczenia, bo co się miało stać, i tak by się stało.

Nawet jego popieprzony świat marzeń nie wydawał się już bezpiecznym miejscem.
Szkoda mi się go zrobiło... W zasadzie szkoda mi się go zrobiło dużo wcześniej, a tu po prostu jeszcze bardziej

- Siedział przy tobie cały czas – powiedział cicho, zwracając się do Wilsona. – Nikomu nie udało się go wyciągnąć z tego pokoju. Nikomu.
Oooch. A tu się rozczuliłam. Przyjaźń ponad wszystko. I wszystko się dobrze kończy: Wilsonowi zależy na Housie, House'owi na Wilsonie... i będą żyli długo i szczęśliwie. Jako przyjaciele, rzecz jasna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 3:33, 08 Sie 2008    Temat postu:

OMG - też bym chciała wpadać w nocy na jakieś ciekawe pomysły :smt003 Tzn miewam trochę, ale nie nadają się do wykorzystania :smt077

Katty B. napisał:
Aha... Jeśli ktoś pomyśli, że Wilson tutaj to cham, to dobrze. Takie było założenie. Nasz kochany onkolog ma dwanaście drabbli na zrozumienie popełnianych błędów i naprawienie ich. Czy mu się uda...?

Aha, na potrzeby fika założyłam optymistycznie, że Wilson urodził się w okolicach 1965 roku. Resztę matmy zróbcie sami.

OMG... Wilson-Cham? Normalnie pozabijam scenarzystów za to, co przez nich ludzie myślą o Jimmym!!! Bo czy przez 4. sezonem komuś by to w ogóle przyszło do głowy? :smt009
Ja jak zawsze wierzę, że mu się uda, chociaż z Tobą, Katty, nigdy nic nie wiadomo... :smt016

Jak dla mnie to pesymizm, bo zakładam, że Wilson jest z rocznika RSL, czyli 1969 :smt002 Blee, matma w wakacje? :smt005

***
dwanaście

Starszy mężczyzna kiwnął głową i wyszedł z gabinetu. Wyszedł i zostawił Wilsona samego. Wielka szkoda, że to irytujące uczucie pustki nie było tak łaskawe, jak House.
poor House stara się nawiąząć kontakt, a Wilson nie chce odebrać jego sygnałów :smt010 House, don't give up!!!
poor Wilson Ja nawet nie staram się zrozumieć, czemu on to robi :smt009 Bo dla mnie cała ta sytuacja z obwinianiem za śmierć Amber, szczególnie po tym wszystkim, co zrobił House jest mocno nieżyciowa :smt010

przyjęcie

Wilson spojrzał ze zdziwieniem na Cuddy. Kiedyś było to zrozumiałe, że powinien wiedzieć, ale teraz…
Wilson, idioto, lepiej trzymaj rękę na pulsie, żeby nie wypaść z obiegu, zanim ta głupia złość ci przejdzie :smt016

- Powiedziałam mu, że w naszym szpitalu był tylko jeden przypadek próby zastrzelenia pracownika – powiedziała i z mściwą satysfakcją obserwowała, jak Wilson mimowolni robi się blady jak ściana.
czyli że co? Cuddy chce udowodnić Wilsonowi, że jakiś obcy bardziej się interesuje House'em, niż sam Wilson?
Katty, masz talent do pisania skomplikowanej fabuły :smt003
(albo mi się mózg od ery przegrzał :smt002 )

przerwa

Po raz pierwszy od lat nikt nie kradł mu lunchu i nie wmanewrowywał go bezczelnie w płacenie za frytki. To było prawie odprężające i „prawie” było tu słowem kluczowym. I, oczywiście, James zdecydował się ignorować tę prawdę oczywistą.
Bosh, poczułam się jak w "One Step" :smt010
jak można się skazywać na takie cierpienie w imię... no właśnie, czego? :smt009

gdy dostrzegł House’a stojącego w kolejce i rozmawiającego z miło wyglądającym brunetem. Mężczyzna gestykulował żywo, House co chwilę kiwał głową, a raz nawet parsknął śmiechem.
no i co? zazdrość? iskierka żalu po tym, co stracił na własną prośbę? You're IDIOT, James Wilson!
(btw - w jednym fiku Wilson jest zazdrosny, bo myśli, że House zostawił go dla nowego lekarza :smt005 )

Wilson zdążył jeszcze zauważyć, jak diagnostyk wyciąga portfel i płaci zdumionej sprzedawczyni za obydwa napoje.
i teraz zrobiło się Wilsonowi łyso...
(bo ja zawsze stoję murem za Wilsonem - a scenarzyści to banda dupków )

nieobecność

- Na golfa? – spytał z niedowierzaniem.
no właśnie - NA GOLFA??? :smt103 nie kręgle czy Monster Trucki? House nie przestaje zaskakiwać :smt005

Wszyscy liczący się ludzie zostali powiadomieni – wyjaśnił Foreman
jezu, znowu Foreman pastwi się nad Wilsonem :smt010
jeszcze bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie cierpię Foremana - niby krytykuje House'a, ale jest dokładnie taki jak on (poza genialnym umysłem :smt016 ), albo gorszy, bo okłamuje samego siebie, że jest inaczej

zapomnienie

Nie wierzę, że powiesił tę kartkę. Lucas ją zaproponował w ramach dowcipu, nie wierzę, że House naprawdę ją powiesił.
omg... House robi dowcipy pod dyktando kogoś innego?? :smt103 Wilson... weź się do roboty, bo nic nie zostanie ze starego, dobrego House'a :smt010

Powiedział, że dawno się tak dobrze nie bawił w urodziny.
OMG - to były urodziny? jest bardzobardzo źle - House przecież nie obchodzi urodzin!!! :smt089

House miał urodziny? – spytał z niedowierzaniem, próbując sobie przypomnieć, jaki w ogóle dziś dzień. – O mój Boże… Zapomniałem o jego urodzinach.
pięknie, Wilson! naprawdę, cudownie!
nie wiem, co bym sobie zrobiła na miejscu Wilsona, ale na pewno nic dobrego :smt010
chociaż w obecnej sytuacji, to nawet gdyby pamiętał - co by to zmieniło?

A ja i tak dałem mu prezent urodzinowy
no, ciekawe, co by mu teraz dał? może kwiatki przez posłańca? :smt009

Nigdy wcześniej nie zapomniałem o jego urodzinach – wyszeptał bezradnie.

Wilson, serio, weź się w garść!!! jeszcze nie wszystko stracone (mam nadzieję)

poznanie

Drzwi gabinetu otworzyły się gwałtownie i James Wilson przez moment miał nadzieję, że zaraz ujrzy znajomą sylwetkę szefa diagnostyki
:smt007
stare nawyki jeszcze nie opuściły Wilsona :smt003 *czuje rosnącą nadzieję*

On i House siedzą teraz na diagnostyce i House próbuje mu wytłumaczyć tajniki podrywania administratorek.
aha, House udawał (i udaje) miłego gościa, a chce się pozbyć nowego kolesia :smt003
*ma coraz większą nadzieję, że będzie OK*

House traktuje Cuddy jak własność, zaczął obnażać kły, kiedy ja zabrałem ja na randkę.
jak na mój (Hilsonowy) gust, to House nie myślał wtedy o Cuddy, tylko o Wilsonie :smt007

I może jest pewien, że Cuddy trafi do dobrych rąk, że Lucas jest jej wart?
niech ją sobie bierze i niech odjadą razem w siną dal :smt077
a House zostanie z Wilsonem :smt003

A ja nie byłem – mruknął Wilson ponuro, odwracając się.
eee tam :smt003 ciesz się, Wilson - Cuddy po wszystkim odgryzłaby ci głowę, a tak przymajmniej żyjesz :smt016

Wyglądało to tak infantylnie, tak uroczo i tak naturalnie, że James zaczął wątpić, czy kiedykolwiek w ogóle znał swojego domniemanego najlepszego przyjaciela
*nadal sądzi, że House tylko udaje przed Wilsonem*
poor Wilson

podejście

Był u mnie parę razy, czasami sam, czasami z innymi lekarzami. To fajny facet, nie? – Wilson mruknął coś niezrozumiałego. – Chciałabym, żeby to on robił badanie.
:smt103
ale House sobie zadaje trud żeby poruszyć "serce" Wilsona :smt016 (przynajmniej mam taką nadzieję)
a Wilson zadaje sobie cierpienie, dopytując się o House'a...
masochiści :smt007

Niech pan mu powie, żeby znowu przyszedł z tym przystojnym brunetem, Lucasem. Oni są tacy fajni razem
noł, noł, noł, ja się nie zgadzam!!! :smt019
jedynym brunetem (facetem czy w ogóle człowiekiem), z którym House jest "fajny razem" jest WILSON

Ej, dlaczego pan tak szybko wychodzi?!
mam nadzieję, że Wilson leci teraz na diagnostykę, obić Lucasowi mordę :smt003
chociaż pewnie nie... :smt009

nałóg

Dlaczego więc House potrafił żyć dalej, potrafił cieszyć się tym życiem podczas gdy on sam, James, tkwił w przygnębieniu jak na jakiejś samotnej wysepce pośrodku bezkresnego oceanu radości? I dlaczego on sam, James, chwytał się ostatnio każdej możliwości spędzenia z House’m czasu, jak tonący brzytwy?
pięknie napisane!!! :smt003
chociaż trwam przy teorii, że House tylko udaje i kątem oka wypatruje, aż na horyzoncie tego oceanu pojawi się jego Jimmy
James, głupku, potrzebujesz go i tyle. No kiedy to do niego dotrze?!?!?!?!?

House już nie bierze!
*zbiera zęby rozsypane po podłodze*
nie no, to absurd :smt016 House nie mógł ot tak przestać brać... Pytanie tylko, skąd ma recepty...

Znowu Lucas
znowu poor Wilson
Jimmy, weź go zabij, a ja ci dam alibi :smt003

Nie trafiłeś z Vicodinem. Ale powiem House’owi, że byłeś. Albo po prostu wpadnij za godzinę z tic-tacami.
ech, Trzynastka... stara się, ale to Wilsonowi nie pomoże :smt009

Lucas nie da House’owi Vicodinu, on go po prostu zastąpi.
uff... jakie szczęście, że czytałam sporo fików, w których to Wilson zastępuje House'owi vicodin :smt040
i to nie jakąś głupią (bez urazy) jogą, ale SOBĄ :smt007
poor Wilson
(po tych nowych promo zaczynam się zastanawiać, kogo będzie mi bardziej żal... )

I najwyraźniej House go nie potrzebował. To on sam, James, potrzebował House’a.
to tylko pozory!!! Wy się potrzebujecie siebie nawzajem!!! Tak jak ogień potrzebuje powietrza, żeby płonąć :smt003

beznadziejność

Była tylko jedna rzecz, z której był dumny i ta jedna rzecz tak ładnie wymykała mu się z rąk. A może już się wymknęła?
nie, na pewno nie!!! tak po prostu NIE może być :smt016

Przychodzi Lucas, wystarczają mu cztery miesiące i House zachowuje się jak zupełnie inna osoba.
*nadal się upiera, że House udaje*

był beznadziejny
eh... Wilson kilka wpadek nie oznacza beznadziejności

pytanie

Ty najczęściej upierasz się przy czymś bo wiesz, że przyniesie ci to korzyści.
Hm... ja bym raczej powiedziała, że Wilson się upiera, bo nie chce stracić twarzy, zmieniając zdanie... Ale Stacy lepiej go zna :smt003

Swoim małym, popieprzonym świecie marzeń, gdzie uciekał za każdym razem, gdy życie stawało się nie do zniesienia
witaj w klubie, Wilson :smt040
też tak robię :smt003 ostatnio uciekam w mały świat popieprzonych fików, ale co tam :smt003

Mówiła, że wyglądałeś na przygnębionego, gdy dziś wychodziłeś.
to Cuddy chyba powinna iść do okulisty... mnie się Wilson od dawna wydawał "przygnębiony" (czy raczej przybity jak cholera)

House o ciebie pytał – zaryzykowała.
oj Cam, obyś nie kłamała...

Nawet jego popieprzony świat marzeń nie wydawał się już bezpiecznym miejscem.
bo jedyne bazpieczne miejce na ziemi to KANAPA HOUSE'A!!! :smt040
(nawet jeśli istnieje zagrożenie... powodzią :smt005 )

dwanaście

chyba musiałabym zacytować całego drabble'a - całość przepięknie napisana :smt003 Niby wszystko tak oczywiste, ale sama nie potrafiłabym tego tak pięknie ująć. Serio - wielki, wielki szacun *pada do nóg*

Kto by się oparł pokusie wiecznego zapomnienia?
ktoś, kto się boi, że to jednak nie zadziała...
kiedyś często zastanawiałam się nad metodą samobójstwa, która by mi odpowiadała i też zdecydowanie sięgnęłabym po tabletki :smt003
a teraz jestem tu z wami tylko dlatego, że w razie porażki byłoby tylko jeszcze gorzej, więc dałam sobie spokój...
((A teraz już o tym nie myślę, bo znalazłam ludzi, którzy mnie nie tylko zauważają, ale też (jak wynika z komentów), cenią to, co robię... Życie jest piękne - chociaż czasem nadal daje w dupę :smt016 ))

aha - miało być optymistycznie (bo jeśli nie... :smt077 ), więc się nie martwię, tylko czekam, aż pojawi się House i go ocali :smt007
Mimo mojej bezgranicznej miłości do Wilsona, a może z jej powodu, jego próby samobójcze mnie nakręcają :smt077 - pod warunkiem, że House go znajduje :smt016 (w końcu Wilson robił to już tyle razy, że czas na rewanżyk )

powrót

Otworzył oczy
no i całe szczęście :smt040 niech jeszcze zobaczy czuwającego House'a koło siebie, a będę w siódmym niebie :smt003 (rym nie zamierzony - wręcz starałam się go uniknąć :smt016 )

- Jesteś idiotą – usłyszał gdzieś ponad sobą
:smt007 to mógł powiedzieć tylko ON (i nie mam na myśli Onego z "Atomówek" :smt077 )
*rozpływa się*

Wilson uniósł lekko głowę i spojrzał na stojącą przy łóżku osobę. Gregory House wyglądał… cóż, po prostu paskudnie
:smt007
*zbiera kałużę siebie z podłogi za pomocą gąbki, wkłada do lodówki, czeka na zamarznięcie, po czym wychodzi i ZNÓW SIĘ ROZPŁYWA*
:smt007

Jeśli chciałeś się zabić, trzeba było chociaż wymyślić coś oryginalnego. Vicodin to moja działka.
that's so sweet :smt005
jeszcze niech powie, że po 12 tabletkach nie groziła mu śmierć, tylko poważne zatrucie... :smt077

Natomiast najbardziej zadziwiający był koc przewieszony przez oparcie fotela – pozwalał myśleć, że House – a w każdym razie ktoś – cały czas przy nim czuwał. To było… urocze.
tak, to na pewno był House :smt007
czuwanie w fotelu House'a nad Wilsonem lub na odwrót to najnajnajbardziej urocza rzecz na świecie :smt007

Gdybyś kiedykolwiek mi powiedział, że czekanie jest tak wkurwiające – zaczął słabo House – postarałbym się umierać mniejszą ilość razy.
yeah!!! :smt003
o to właśnie chodziło - skoro Wilson mógł, to niech chociaż raz House się przekona jakie to uczucie
przepiękne, Kat :smt003

To było jeszcze bardziej urocze, w szczególności, że Gregory House przeklinał tylko w dwóch przypadkach: albo, jak noga go naprawdę mocno bolała, albo, gdy się bał.
zgadzam się w 200% - przeurocze :smt007

House spojrzał ze złością na Lucasa
YES YES YES!!! :smt077

po czym kiwnął głową i wyszedł
cóż, w końcu to szpital - nie można siedzieć cały czas u jednego pacjenta...
(chyba że ktoś - np ja, czy raczej moje korniki - stworzy ku temu odpowiednie warunki :smt003 - eh... wyszedł mi mini spoilerek :smt002 )

Siedział przy tobie cały czas – powiedział cicho, zwracając się do Wilsona. – Nikomu nie udało się go wyciągnąć z tego pokoju. Nikomu.
i bardzo dobrze! :smt007
foch na każdego, kto w ogóle próbował :smt019

Wiesz, gdybyś odezwał się wcześniej, gdybyś nie był tak uparty i tak zapatrzony w siebie... Gdybyś wierzył, że niektóre rzeczy po prostu się dzieją… Zauważyłbyś, że on mnie nawet nie lubi.
aaaaaaaaaa!!! :smt040 - mówiłam, że od początku wiedziałam? mówiłam??? :smt003

Próbował się zmienić i próbował to zrobić dla ciebie. Żebyś zauważył, że się stara. Żebyś wrócił.
no właśnie, prawie jak w "Boy Wonder" (albo "Wonder Boy") wszelakie zmiany House'a są wywołane tylko Wilsonem :smt007 (chcociaż ja i tak wolę, jak House uważa, że nie musi się zmieniać, żeby wszystko grało - a Wilson nie powinien na nim wymuszać zmian, w końcu House is House :smt003 )
Ale właśnie - to House przestał brać vicodin, czy nie???

Zawsze byłem substytutem ciebie. Cieszę się, że ten rozdział jest już zamknięty. Nie wiem, jak długo jeszcze potrafiłbym mu nie przywalić. – Tym razem i Wilson się uśmiechnął. – Musisz mieć anielską cierpliwość.
(ah... gdzie Huragius, żeby tłumaczyć eraśnego fika z substytutem Wilsona *rozgląda się* )
TAK, zdecydowanie Wilson jest aniołem :smt040 (a te małe różki dodają mu uroku :smt005 )

- Kocham cię – powiedział onkolog, nawiązując do jakże podobnej sytuacji sprzed miesięcy.
ha! i powiedział to, zanim House zaproponował mu dodatkowe leki :smt002 *czuje w powietrzu erę* :smt002

Przysunął fotel jeszcze bliżej łóżka, tak, że gdyby chciał, mógłby położyć głowę na materacu, i usiadł. Dwaj przyjaciele milczeli, patrząc to sobie w oczy, to na swoje niemal dotykające się dłonie. I ta cisza nie była niekomfortowa. Prawdę mówiąc, była to najlepsza cisza, jaką James Wilson kiedykolwiek milczał.
*rozpływa się kolejny raz*
po prostu brak mi już słów zachwytu - więc może pomilczę chwilę :smt002

Pilnuj Grega, Jim, bo to dobry chłopak. Taki przyjaciel trafia się raz w życiu
dziadku Wilsona - i może dobrze, że tylko raz - bo co by to było, gdyby się miało więcej takich sukinsynów na karku???

*******
OMG... trzy godziny czytania i komentowania... (jeśli są jakieś literówki, to dlatego, że mi się oczy kleiły :smt002 )
To było piękne! Wiem, że jestem tylko pyłkiem w świecie fików, ale naprawdę GRATULUJĘ: stylu, pomysłu, konstrukcji, wszystkiego! :smt008
Strasznie wymęczyłaś Wilsona i nieco pozakulisowo House'a, ale jeśli prowadzi to do happy endu, to zawsze popieram!!! :smt003
Pewnie podobałoby mi się jeszcze bardziej, gdyby nad głową nie krążył mi "One Step" - muszę koniecznie zabrać się za komentowanie jakichś lżejszych ficzków, żeby trochę ochłonąć :smt003

A cytaty przed drabblikami to po prostu mistrzostwo świata. Chciaż moja subiektywna opinia nt Wilsona nie pozwala mi w nie wierzyć, to resztki zachowanego krytycyzmu (zasługa studiów psychologicznych zapewne) nie pozwalają mi ich odrzucić... Mówiąc po prostu - pewnie Wilson jest właśnie taki, ale ja nie chcę go takim widzieć :smt003

WIĘCEJ!!! (tylko pamiętaj - jak ma któryś z nich umrzeć, to uprzedź mnie, proszę, na pw czy jakoś, żebym nie czytała... Pewnie i tak kiedyś przeczytam, ale wolę się przygotować do czegoś takiego - o ile to możliwe :smt016

****************************************************************************************

Brandy napisał:
Ale zmiana House'a ;o House bez vicodinu to nie House :smt003

podpisuję się wszystkimi kończynami!!!
czytałam 2 fiki, w których House się zmienił na koniec, zawsze dla Wilsona (raz friend, raz love :smt007 ) i zawsze było mi cholernie smutno, chociaż fiki miały Happy End :smt016
House nie powinien się zmieniać! "House is House"!!! :smt003


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kremówka
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 2623
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 9:29, 08 Sie 2008    Temat postu:

trafiłam dopiero teraz a tego fika, przeczytałam całego i jestem absolutnie zachwycona...
*chylę czoło i składam pokłony*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elestren
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 16 Lip 2008
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zewsząd
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 9:47, 08 Sie 2008    Temat postu:

po przebrnięciu przez ten fik i przez reszte zaczełam sie zastanawiac czy nie moznaby publikować fików w osobnym temacie niz opinie o nich i cytaty, które to czasami ciągną sie przec połowe strony...
swoją drogą fik niezly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:28, 15 Lut 2009    Temat postu:

Piękne. Tak nagle role się odwracają:
House sobie radzi i nawet pacjenci go lubię a my patrzymy na mroczną stronę Wilsona i jego problemy z samym sobą. I dobre zakończenie. To najważniejsze.

I to "kocham cię"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cudna :D
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:16, 31 Sie 2009    Temat postu:

Wilson przeszedła na ciemną stronę i wrócił.
Powtórze, po innych, że świetny fik.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Faberry
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 04 Lut 2015
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 3:36, 05 Mar 2015    Temat postu:

Chyba a raczej na pewno mój ulubiony ff f-shipowy Wilson który zdaje sobie sprawę, że brakuje mu House'a i w ostateczności cierpienia sięga po Vicodin by się zabić. Całe szczęście przeżył i Greg już przy nim był House próbuje ułożyć sobie życie bez Wilsona, ale chyba nie umie choć przez chwilę całkiem nieźle sobie radzi. Ostatecznie znajduje się tam gdzie zawsze powinien być i gdzie zawsze James powinien być - u boku przyjaciela. Miałam 'fazę' dokopania Wilsonowi za jego zachowanie i aby pocierpiał z braku House'a (niekoniecznie slashowo) i Twoje ff zaspokoiły moją potrzebę i 'fazę'. Bo Wilsonowi się należało, ale na koniec wszystko wróciło do normy. Tak jak być powinno Świetny ff

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin