Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

... i zamienić się z nim miejscami [M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:46, 12 Lis 2009    Temat postu: ... i zamienić się z nim miejscami [M]

Kategoria: love

Zweryfikowane przez Autorkę.

A/N
Witam! Dawno mnie tu nie było, pomyślałam, że wpadnę się przywitać. =D Jak zwykle, postaci są tak bardzo niemoje, że to przestało być śmieszne. Moja jest za to Angel, ale możecie ją sobie pożyczyć, jeśli ktokolwiek kiedykolwiek by chciał.

OSTRZEŻENIE: spoilerfree, jednostronny slash, magia, fatalizm i florystyka, trochę angst, ale to nie jest deathfic! (wow, WIEM xD)

… i zamienić się z nim miejscami

Żelazo. Ferrum. Pierwiastek z ósmej grupy układu okresowego, z czwartego okresu. Posiada dwadzieścia pięć izotopów, z czego trwałe są tylko cztery. Żelazo stanowi jeden z głównych składników hemoglobiny, a odmiana dwuwartościowa odpowiedzialna jest za wiązanie się z tlenem. Żelazo odpowiadało za intensywnie czerwony kolor krwi i to ono nadawało jej ostry, metaliczny zapach i posmak.

Wiedział, że ciało człowieka zawiera około sześciu litrów krwi, oczywiście, że wiedział. Nie wiedział za to, ile z tej krwi rozlanych było w kałuży na posadzce, nie wiedział, ile wsiąkło w jego granatowe spodnie. Na pewno za dużo. W przypadku utraty ponad 40% całej objętości krwi można już było mówić o poważnym zagrożeniu życia pacjenta. Nie wszystkich udawało się uratować.

Wyciągnął ręce przed siebie. Ciecz na jego palcach zalśniła szkarłatem w wpadającym przez wysokie okna świetle słonecznym.
- Nie…

Wtedy otworzył oczy.


***

House z zainteresowaniem przyglądał się przyjacielowi, który ze spuszczoną smętnie głową mieszał łyżeczką w kubku z kawą. Wyglądał na nieprzytomnego.
- Bez obrazy, Jimmy – zaczął House, gdy Wilson opadł na krzesło i ukrył twarz w dłoniach – ale wyglądasz jak zombie. Ciężka noc?
- Nawet nie wiesz, jak – doszła go przytłumiona przez dłonie odpowiedź. House zastanowił się chwilę, ale w końcu położył rękę na ramieniu przyjaciela. To zmusiło Wilsona do podniesienia głowy. Był blady, miał ciemne cienie pod oczyma, a jego czekoladowe oczy miały nawiedzony wyraz. Wyglądał jak osoba, którą prześladują koszmary. Wyglądał jak… no, House, a przynajmniej jak ten, kogo House przez kilka lat oglądał w lustrze. Ale już nie.
- Ja dzisiaj prowadzę – oświadczył diagnosta, wstając od stołu i wstawiając kubek po herbacie do zlewozmywaka. Wilson się skrzywił.
- Dzięki, House, ale sam sobie poradzę.
House podniósł brwi w wyrazie uprzejmego powątpiewania. Wilson jedynie wzruszył ramionami, podniósł swój kubek i dopił resztkę kawy, po czym również wstał, przysunął krzesło do stołu i powolnym – ospałym, pomyślał House – krokiem udał się do salonu. Dokąd House podążył za nim.
- Nie, nie poradzisz – burknął diagnosta, wytrącając laską kluczyki do samochodu z ręki przyjaciela. Kluczyki upadły na podłogę. O stopniu przytomności Wilsona dużo powiedział fakt, że House szybciej od niego po nie sięgnął. – Wyglądasz jak śmierć na wakacjach i wyraźnie nie masz pojęcia, co się wokół dzieje. Nie pozwolę ci prowadzić w takim stanie. – Mężczyzna schował kluczyki do kieszeni. – Takim jestem odpowiedzialnym obywatelem.
Wilson potarł dłonią kark, po czym zacisnął pięść i przyłożył ją do ust. Spojrzał na House’a spod rzęs, ale diagnosta wyraźnie widział iskierki wdzięczności w czekoladowych oczach przyjaciela. No jasne.
- Dzięki, House – powiedział cicho Wilson, biorąc marynarkę. Tym razem podziękowanie było szczere, niepodszyte sarkazmem. House wyszczerzył zęby.
- Spoko. W zamian za to zrobisz mi naleśniki.
Nie ma za co.

***

Wilson spojrzał na dwudziestodwuletną rudowłosą stażystkę, która spłonęła ceglastym rumieńcem i szybko zaczęła przerzucać notatki.
- Pacjentka, Angel… - urwała, nie mogąc przeczytać nazwiska. Wilson westchnął. To było takie typowe.
- Agyeman – podpowiedziała nastolatka z uśmiechem. Ruda stażystka zarumieniła się jeszcze bardziej. Wilson oderwał plecy od ściany, podszedł do dziewczyny, przywołał na twarz najbardziej czarujący uśmiech i skinął głową.
- Dziękuję, doktor Thomaidis. – Dziewczyna założyła rudy kosmyk za ucho. - Czy mogłaby pani pójść do laboratorium po wyniki badań pana Bedela?
- O-oczywiście, doktorze.
Dziewczyna dygnęła, po czym szybko ruszyła w stronę wyjścia z pokoju. Przy drzwiach odwróciła głowę i uśmiechnęła się do pacjentki, która pomachała jej na pożegnanie. I już jej nie było.
- Kiedy mogę wrócić do domu? – spytała pacjentka, Angel, zanim Wilson zdążył otworzyć usta. Onkolog zamrugał.
- Angel, masz chłoniaka – przypomniał powoli. – Musisz jak najszybciej zacząć leczenie, powinnaś zostać w szpitalu.
Dziewczyna wzruszyła ramionami. Sięgnęła po leżącą na stoliku obok łóżka wiązankę ziół i suszonych kwiatów i wyciągnęła jednego kwiatka, którym następnie zaczęła się bawić. Na łodydze wkrótce pojawiło się kilka supełków.
- Jestem chora – stwierdziła oczywiste dziewczyna. – Równie dobrze – przysunęła kwiatka blisko twarzy, na wysokość oczu – mogę być chora w domu.
- W domu jednak nie będziesz leczona.
- Kto powiedział – zmięła kwiatek w dłoni; pozostałe suche wiórki zdmuchnęła – że chcę się leczyć?
Wilson pokręcił z niedowierzaniem głową. To… to było niedorzeczne. Może powinien tę dziewczynę podrzucić House’owi – oprócz raka, miała coś jeszcze poważnie nie tak z głową.
- Niestety, ta decyzja nie należy do ciebie – powiedział onkolog. – Jesteś niepełnoletnia, Angel, i odpowiadają za ciebie twoi opiekunowie.
- Babcia – uściśliła dziewczyna, teraz przypatrująca się z nieprzytomną miną swoim palcom.
- Tak, twoja babcia – potwierdził lekarz. – Powiadomiliśmy ją, już tu jedzie.
- Dobrze. – Angel opuściła rękę i spojrzała na Wilsona. Już nie przypominała nawiedzonej, nie; była w pełni świadoma. – Przyjedzie tu i zabierze mnie do domu.
Że co?
- Do domu? – Angel przytaknęła. – Angel, nie sądzisz, że twojej babci trochę bardziej zależy na…
- Dla mnie już nic się nie da zrobić. – Tym razem dziewczyna wzięła do rąk cały bukiet. – I ona o tym wie.
- Angel, zawsze jest nadzieja, że…
- Nie, nie zawsze – zaprzeczyła z uśmiechem. Wskazała na bukiet. – Wie pan, co to jest? – Wilson pokręcił przecząco głową. – Zawilec. Symbolizuje utraconą nadzieję. – Wskazała palcem inny kwiatek. – Szarłat? Używany przy pogrzebach. Irys, reprezentujący śmierć kobiety. – Dziewczyna wsadziła nos w bukiet i wzięła głęboki wdech. Przymknęła oczy i uśmiechnęła się. – Nie może pan uratować wszystkich.
- Porozmawiam z twoją babcią, gdy tu przyjedzie – powiedział w końcu Wilson po kilku minutach nieprzyjemnej ciszy. – Na razie.. odpoczywaj, Angel.
Dziewczyna kiwnęła głową i odłożyła bukiet na bok. Wilson odsunął się od łóżka pacjentki z zamiarem wyjścia z pokoju, gdy zatrzymał go jej głos:
- Powiedział mu pan? – Wilson obrócił się na pięcie i spojrzał pytająco na dziewczynę. – Temu, o którym pan myśli?
- J-ja… - zaczął onkolog, po czym urwał. Przełknął ślinę. – Nie wiem, o czym mówisz.
Angel uśmiechnęła się delikatnie, samymi kącikami ust.
- Wie pan – powiedziała z pewnością w głosie. Wilson zacisnął usta i wyszedł z pokoju dziewczyny. Po drodze do swojego gabinetu podrzuci jej akta House’owi. Z nią naprawdę było coś nie tak.

***

House postawił przed Wilsonem talerz leczo, usiadł naprzeciw onkologa i zaczął mu się przypatrywać ze źle ukrywanym, ironicznym uśmieszkiem. Wilson westchnął.
- Proszę bardzo, zrób to.
Uśmieszek się powiększył.
- Nie wiem o czym mówisz – skłamał House z miną pełną niewinności. Wilson przewrócił oczyma.
- Nabijaj się do woli z mojej kiepskiej oceny…
- A! – House postukał widelcem w talerz. – O to ci chodzi. W takim razie z chęcią skorzystam. – Diagnosta odchrząknął. – Ty – wskazał Wilsona widelcem brudnym od sosu, który właśnie zaczął skapywać na obrus – nie nadajesz się na diagnostykę. Nawet gdybyś chciał i nawet gdybym ja cię chciał, nie nadajesz się. Przysłałeś mi całkowicie zdrową dziewczynę…
- Ona ma raka, House – wtrącił Wilson, starając się nie patrzeć na plamy z sosu.
- Całkowicie zdrową dziewczynę – powtórzył House – twierdząc, że jest coś nie tak z jej głową. Z którą jest wszystko w porządku, Kaczątka sprawdzały dwa razy, nawet Foreman się pod tym podpisał, a on jest podobno niezłym neurologiem.
- Zachowywała się dziwnie – mruknął Wilson, spuszczając głowę. Leczo nagle przestało wyglądać dobrze.
- Owszem, ma głowę pełną tych luizjańskich voodoo-hoodoo bzdur, ale to akurat kwestia wychowania. Jeśli już szukasz przy tym pomocy, trzeba było prosić Cameron, ona nadaje się do tych wszystkich dziewczyńskich rozmów o uczuciach i problemach.
Wilson gwałtownie poderwał głowę.
- Co?
House westchnął teatralnie.
- Dziewczyna jest wyznawcą Wicca czy innego syfu a la Nowa Era. Ma w pokoju masę ziół, niektóre z nich są halucynogenne. – House sięgnął po puszkę coli, którą otworzył ze świstem. – I tak, dużo rzeczy jest z nią nie tak, ale żadna nie podpada pod mój wydział. – Podniósł puszkę do góry w swoistym toaście. – Dlatego ci ją oddaję.
- Och.
Wilson ponownie spuścił głowę. House odstawił puszkę na stół i spojrzał podejrzliwie na przyjaciela.
- Co jest? – zapytał. Było to najlepszym dowodem troski, na jaki był w stanie się zdobyć.
- Nic. – Wilson potarł dłonią twarz. – Jestem zmęczony – powiedział słabo, po czym wstał od stołu i poszedł do sypialni. Jego leczo pozostało nietknięte.

***

Pozostał tylko huk, huk był odległy i przytłumiony, jakby jego mózg nie chciał go zarejestrować. Następny był dźwięk uderzającej o posadzkę łuski i ten był wyraźny, jakby wzmocniony, niesiony przez echo i to jest niemożliwe, bo tego nie było słyszeć, bo wokół było za głośno.

Kilka plamek szkarłatu na koszuli, zaczęły rozlewać się w kałużę, nasiąknięte granatowe spodnie, smuga na prawym policzku, nie, nie, nie. Trzy z sześciu to za dużo, to za mało, nie, nie, tak nie może być…

Krzyk odbija się od milczących ścian i zalanej szkarłatem posadzki.


***

- Czemu mu pan nie powie? – spytała Angel, gdy tylko Wilson otworzył drzwi jej pokoju. Onkolog zawahał się, ale ostatecznie wszedł do środka.
- To tylko sny – odparł spokojnie, sprawdzając odczyty na aparaturze. Angel przewróciła oczyma.
- Nie o to mi chodzi – powiedziała. – I pan o tym wie – dodała cicho. Wilson westchnął i spojrzał na dziewczynę zmęczonym wzrokiem.
- Więc dobrze – wypalił. – Udało ci się mnie rozgryźć, gratuluję. Czego chcesz?
Angel wzruszyła ramionami i odwróciła głowę w kierunku stolika. Wilson również tam spojrzał. Dzisiaj, zamiast bukietu suszków, leżała tam gałązka bluszczu.
- To dla pana – powiedziała dziewczyna, sprawiając, ze brwi onkologa powędrowały do góry. – Babcia przyniosła. Jedno zaniosła też do gabinetu tego drugiego lekarza.
- House będzie zachwycony – mruknął pod nosem Wilson, wyobrażając sobie pełną zdumienia minę przyjaciela. Oooch, to będzie piękne. - Rozumiem, że bluszcz też ma jakieś specjalne znaczenie?
To pytanie ożywiło dziewczynę.
- Oczywiście! Każda roślina ma jakieś właściwości i czemuś odpowiada. – Dziewczyna uśmiechnęła się wesoło i poklepała łóżko. Wilson przysiadł na rogu. – Bluszcz symbolizuje wiele rzeczy.
- Coś… konkretnie?
Angel zmierzyła go wzrokiem.
- W pana przypadku? – Wilson niepewnie kiwnął głową. Nagle zaczął mieć wątpliwości, czy chce usłyszeć resztę tego wywodu. – Przyjaźń – odparła dziewczyna i onkolog odetchnął. Za wcześnie. – Uczucie. Wierność. – Ciemne oczy Angel nabrały dalekiego wyrazu. – Może oznaczać też stratę. – Dziewczyna umilkła i zaczęła tarmosić róg kołdry. Wilson przygryzł wargę. Miał szczerą nadzieję, że babcia Angel nie była tak gadatliwą osobą. – On umrze – powiedziała cicho dziewczyna, nie podnosząc głowy. Wilson nachylił się w jej stronę.
- Mogłabyś powtórzyć?
Angel podniosła głowę i spojrzała lekarzowi w oczy.
- On umrze – powtórzyła o wiele głośniej. – Ten, którego pan kocha. Pojutrze – dodała grobowym głosem. Wilson zbladł. – Ja… - Angel położyła swoją drobną dłoń na tej onkologa, którą ten bezwiednie zacisnął na kołdrze. - Przykro mi.

***

Zegarek na nadgarstku wskazuje dziewiątą rano. Zamykasz drzwi samochodu i zaczynasz iść przez zatłoczony podjazd ku drzwiom szpitala. Już wyciągasz rękę w kierunku drzwi, gdy nagle słyszysz głuche łupnięcie. Przytłumiony huk i czyjś krzyk. Pchasz drzwi i wchodzisz do środka, do środka szarpaniny, kolorowego chaosu, który machnie metalem i spalenizną. Ktoś łapie cię za rękaw i gdzieś ciągnie, i nie wiesz gdzie, ale dajesz się ciągnąć. Puszczają twój rękaw pośrodku holu. Upadasz na kolana, na czerwoną posadzkę, która zawsze była biała. Twoje spodnie powoli robią się mokre, mokre, a powietrze wokół ciebie przesiąknięte jest zapachem żelaza. Pochylasz się, czujesz palce na policzku, który również jest mokry. Czerwona smuga pod prawym okiem, czerwień na twoich rękach i wszędzie wokół, a pośród niej przebłysk błękitu.

Tik-tak, tik-tak, tik-tak, nie-tak…


***

- Cuddy to największy despota, jaki chodził po tej ziemi – oświadczył House, wchodząc do zamkniętego gabinetu Wilsona. Diagnosta spojrzał na przyjaciela, który siedział przy biurku i pustym wzrokiem wpatrywał się w ścianę; onkolog nie zareagował, gdy House położył dorobiony klucz na biurku, ani gdy rozłożył się na kanapie i następnie laską strącił z biurka porcelanową figurkę słonia. – Czy ty w ogóle tu jesteś, mentalnie?
Mrugnięcie. House uznał to za wystarczające potwierdzenie, bo umościł się wygodniej na kanapie.
- Co się stało? – spytał w końcu Wilson.
- Odcięła mi Internet – poskarżył się diagnosta. – Powiedziała, że jeśli jutro o siódmej rano pojawię się w przychodni i pomogę szczepić bandę przedszkolaków, znów go podłączy. – House odwrócił głowę w stronę przyjaciela, oczekując z jego strony jakiejś reakcji, miny, czegokolwiek. Nic. – Co w ciebie ostatnio wstąpiło?
Wilson pokręcił powoli głową.
- Nic – powiedział. Skłamał, bardziej. – Po prostu… Przestałem dobrze sypiać.
- Ha. – House wciąż patrzył na przyjaciela podejrzliwie. – W każdym razie, muszę nastawić budzik. Rano idę do przybytku złaaa.
Wilson zamrugał. Po czym zbladł.
- Ju-jutro?
- Wierzę, że przed chwilą to powiedziałem, ale powtórzę: jutro.
- Nie możesz jutro – powiedział szybko onkolog. House westchnął.
- Tak, Jimmy, też żałuję, że przegapię dzień z naleśnikami, ale praca nie radość. – Diagnosta mrugnął wesoło, po czym wstał. – Zrobisz mi je kiedy indziej.
- Ale… - zaczął protestować Wilson, ale House jedynie mrugnął ponownie i sprężystym krokiem wyszedł z jego gabinetu.

***

… tik-tak, nie-tak…

***

Kiedyś mu wybaczy.

Wilson nacisnął klamkę modląc się w duchu, by drzwi nie skrzypnęły. Nie zrobiły tego. Mężczyzna odetchnął. Najwyraźniej, Bóg był dzisiaj po jego stronie. Onkolog wślizgnął się po cichu do pokoju przyjaciela, podszedł do szafki nocne i wyłączył alarm budzika. House wymruczał coś przez sen i przewrócił się na drugi bok, ale to tyle. Wilson odetchnął. To pomoże mu uniknąć kłopotliwego tłumaczenia się. Mężczyzna zrobił krok w stronę łóżka. Opuszkami palców dotknął ramienia diagnosty. House jęknął przez sen. Wilson uśmiechnął się i przycisnął palce do ust. Zrobił krok w tył i zaczął wycofywać się z pokoju. Kiedyś… Kiedyś House mu wybaczy. Nawet, jeśli będzie wybaczał tylko jego pamięci.

***

House’a obudził klakson taksówki. Mężczyzna poderwał głowę i zaczął się rozglądać. Było już jasno, za jasno na tak wczesną godzinę poranną, jasno… Jasna cholera. Diagnosta szybko wyciągnął rękę i pochwycił budzik. Było za kwadrans dziesiąta. Mężczyzna zaklął szpetnie i zaczął wygrzebywać się z pościeli. Musiał przespać dźwięk budzika, co zresztą nie błoby pierwszym razem… Diagnosta pospiesznie wyszedł z pokoju i wszedł do kuchni. Tam zatrzymał się w progu. Na stole stał talerz pachnących jeszcze naleśników, a obok nich leżał złożony liścik. House jedną ręką zwinął suchego naleśnika, drugą rozłożył kartkę.

Zaspałeś. Pojechałem zamiast ciebie, Cuddy na pewno odda ci internet. Smacznego i trzymaj się.
Kocham, W.


House uśmiechnął się do siebie, sięgając po drugiego naleśnika. Nastawił wodę na herbatę, włączył radio i zaczął normalną, poranną kuchenną krzątaninę. Gdzie do cholery Wilson postawił masło orzechowe…? Będzie musiał się zapytać, gdy przyjedzie do pracy. Pozostawiona wczoraj w salonie komórka House’a zaczęła wygrywać kaczątkową melodię. Mężczyzna wyciągnął głowę z lodówki, po czym z miną cierpiętnika powlókł się, by odebrać. W kuchni radio nadal grało.

… policja szuka odpowiedzialnego za poranną tragedię w miejscowym szpitalu. O godzinie dziewiątej rano nastoletni chłopak oddał osiem strzałów, poważnie raniąc lekarza i kilkoro dzieci. Napastnikowi udało się zbiec. Stan ofiar nie jest jeszcze znany…

KONIEC
(ciąg dalszy być może nastąpi)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Katty B. dnia Wto 10:33, 16 Lut 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:58, 12 Lis 2009    Temat postu:

Boże, to genialne jest!
I to jak James się martwił i pojechał zamiast niego...i kurczę oberwał! Ale mówisz, że żyje? No bo napisałaś, że nie deathfick, to znaczy, ze przeżyje? Oby. Ale może się nie dowiemy...
Co ja będę cytować. Musiałabym cały skopiować, takie to piękne jest
A Angel jest bardzo miłą i uroczą postacią
Ehh, czemu ja tak nie umiem pisać?
Weny! Może na dalszy ciąg


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
soft
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tu te truskawki?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:18, 12 Lis 2009    Temat postu:

Atris i ty się dziwisz, że ma przy was wszystkich am kompleksy dotyczące [i]mojego[/] pisania? ;P

Katty! Cudowne! Naprawdę prześliczne. Ze wszystkich opowiadań twojego autorstwa ten zdecydowanie podoba mi się najbardziej ;3
Angel jest dziwna, ale nie da się jej nie lubić
Cytat:
Kocham, W.

^^

Tak, czekamy na ciąg dalszy. Wenu ;3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shetanka
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 436
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:45, 12 Lis 2009    Temat postu:

Smutne. Piękne. Piękne. Smutne. Piękno-smutne. Smutno-piękne .

Cytat:
Żelazo. Ferrum. Pierwiastek z ósmej grupy układu okresowego, z czwartego okresu. Posiada dwadzieścia pięć izotopów, z czego trwałe są tylko cztery.


Miałam wrażenie, że jednak siadłam do nauki chemii. I w sumie nawet to zabrzmiało przyjemnie! XD

Cytat:
House z zainteresowaniem przyglądał się przyjacielowi, który ze spuszczoną smętnie głową mieszał łyżeczką w kubku z kawą. Wyglądał na nieprzytomnego.


O nie. To jednak nie chemia była taka ciekawa ;_;

Cytat:
Angel…


To dość... zobowiązujące imię XD

[quote]– On umrze – powiedziała cicho dziewczyna[/qoute]

Ej ej! Miało nie być deathfika ;_;

Cytat:
Kocham, W.


aj *.*

Cytat:
… policja szuka odpowiedzialnego za poranną tragedię w miejscowym szpitalu. O godzinie dziewiątej rano nastoletni chłopak oddał osiem strzałów, poważnie raniąc lekarza i kilkoro dzieci. Napastnikowi udało się zbiec. Stan ofiar nie jest jeszcze znany…


to.. smutne ;_;

i musi być ciąg dalszy, to nie może się tak urwać :<


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:46, 12 Lis 2009    Temat postu:

Dwie rzeczy Katty
Po pierwsze, naprawdę cieszę się, że wróciłaś. Nawet nie wiesz jak tęskniłam za twoim pisaniem

I po drugie. Przerażasz mnie. Naprawdę. Fik formalnie jest piękny, dobrze napisany (no ale czy po tobie można by się spodziewać czegoś innego? ) i niezwykle klimatyczny (mistycyzm, to jest ot ). Ale i tak chcę od niego uciec jak najdalej
Nieładnie Katty, zostawiłaś mnie tu z nie całkiem łatwo dającymi się określić uczuciami. I chwała ci za to

PS. O tym można powiedzieć wszystko, ale nie to, że jest smutne. TO nie jest smutne.
PS2. Ja nie lubię Angel

Bez odbioru


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 10:47, 13 Lis 2009    Temat postu:

Dziękuję wszystkim za miłe słowa. I aww, L.M., ja też za Wami tęskniłam! *group hug* Fik to trochę eksperyment, który najwyraźniej się udał - mogę więc bez obaw wyciągnąć z szuflady szkice Ciągu Dalszego.

Cieszy mnie też, że większości spodobała się Angel - wczesne szkice jej niestety trochę przewidują. Jak również swego rodzaju duchową podróż House'a. No, ale zobaczymy, co z tego będzie.

Dziękuję!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:26, 13 Lis 2009    Temat postu:

Jedno. Wielkie. Wow.
Jak wracasz, to w wielkim stylu . Czekam na ciąg dalszy (chociaż to slash ).


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Pią 17:28, 13 Lis 2009    Temat postu:

Katty czy Ty zdajesz sobie sprawę co wyrabiasz z ludźmi? Każdy Twój tekst czyta się wręcz pochłania się całym sobą. Przynajmniej ja. Nie potrafię wręcz ominąć żadnego słowa. I kiedy nastepuje koniec czuję się taka pusta. Bo już nie ma dalej! Twoje teksty są idealne pod każdym względem! Jest tutaj kilka takich osób.
Ten tekst... No wywołał u mnie falę smutku... I wręcz błagam, aby był ciag dalszy!!
Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:56, 13 Lis 2009    Temat postu:

Oh. Najpierw bez sensu, a potem od początku.

Bez sensu:
*______* Grejt. Cudny pomysł.

Od początku:
Początek mnie zaczarował. To przejście od suchych informacji, które najpierw przypominają wykład z chemii, do jednego, niepokojącego zdania... jestem pod wrażeniem *_*

<i>Ruda stażysta zarumieniła się jeszcze bardziej</i> - melduję literówkę

<i>Sięgnęła po leżącą na stoliku obok łóżka wiązankę ziół i suszonych kwiatów i wyciągnęła jednego, którą następnie zaczęła się bawić</i> - jednego, którą?

<i>Owszem, ma głowę pełną tych luizjańskich voodoo-hoodoo bzdur</i> - voodoo-hoodoo Rasowy House

<i>… tik-tak, nie-tak…</i> - perełka *_* Chcę wpadać na Twoje pomysły!

I w ogóle to jestem nowa, czeeść <macha>


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez 333bulletproof dnia Pią 17:57, 13 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 4:11, 14 Lis 2009    Temat postu:

Um... Katty... gdybym powiedziała (napisała), że tęskniłam, nie byłaby to tak do końca prawda - bo z Tobą mam tak, jak z "House'em" od zeszłego sezonu: pojawienie się nowego Twojego fika (oraz epa House'a) ekscytuje, ale ta wolność od stresu, kogo znowu skażesz na cierpienie (co znów spieprzą scenarzyści) jest taaaka przyjemna...

Hmm... notka, że to nie d!fik była zachęcająca, ale mimo wszystko... Ja chyba po prostu podzielam intuicję Angel. I (być może dlatego) mam nieciekawe przeczucia na temat ewentualnego dalszego ciągu. Tym bardziej będę wdzięczna, jeśli je rozwiejesz

A fik, jak to Katusiowe fiki mają w zwyczaju... poruszający, dający do myślenia, chwytający za serce, żeby długo nie puszczać.
Tylko czemu, czemu ten idiota Wilson polazł do szpitala, zamiast walnąć się do łóżka koło House'a?! Jestem dogłębnie przekonana, że wynagrodziłby mu odcięcie od neta - w końcu House korzysta z internetu tylko po to, żeby ściągać pornosy Ah, well...
(gdyby mnie ktoś pytał, to w ewentualnej kontynuacji widziałabym House'a, który bierze na siebie rolę ofiarnego pielęgniarza Wilsona. In all naughty ways )


PS. Coś jestem w czepialskim nastroju, więc się przyczepię, jeśli pozwolisz (chociaż pewnie nie mam racji, ale to mi po prostu zazgrzytało):
(...) udał się do salonu. Gdzie House podążył za nim. - "dokąd" zamiast "gdzie"?
Coś… konkretnie? - "konkretnego"?


Weny, Katuś, weny na ładnego fluffiastego slasha!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Muniashek
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a stąd <-
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:03, 14 Lis 2009    Temat postu:

O. Wracam tu sobie po krótkiej chorobie i dłuższej nieobecności na Horum i trafiam, ot co, na taką perełkę. Muszę być chyba częściej nieobecna

Nie cytuję, bo wyszedłby z tego megahipersuperdługi komentarz Eee, oszczędzę męki

Katty, cóż mogę rzecz? Jak pisałam, perełka. Czytając Twoje fiki, moje kompleksy powiększają się i powiększają, aż w końcu czuję się taka tycityci w stosunku do Ciebie i mam ochotę wyrzucić swój zeszyt, pióro i wszystkie teksty, bo i tak są beznadziejne. W porównaniu do Ciebie, ofkorz. I do innych na tym forum. Damn.

Przechodząc do fika, to to genialne jest. Faktycznie refleksyjny, skłaniający do zastanowienia się może nad czymś takim, jak przeznaczenie i skłonność do poświęceń. Nigdy nie wiadomo, co się stanie. Wilson nie powinien wiedzieć tego, czego się dowiedział (nie żebym House'owi źle życzyła), bo przeznaczenie robi swoje i w końcu naszego diagnostę dosięgnie.

Btw, House to głupi jest. Że tak nieuważnie radia słucha

Chcę ciąg dalszy, chcę jak najbardziej. I notka mówiąca, że to nie jest deathfick, mnie nie uspokoiła. Chociaż, z drugiej strony Wilson jest jeszcze żyjący. Mam nadzieję, że nie będzie źle...?

Kurde, miałam komentować fika

Wracając do głównego wątku, to bardzo piękna historia. Ofkorz cudownie napisana. Powtórzę słowa Agusss: Katty, Twoje fiki są mega wciągające, nie da się ominąć żadnego słowa z całości, a na końcu czuje się taką... pustkę. Kompletną pustkę. Że to koniec.

Czekam na CD.

Pozdrawiam, Munio


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
coolness
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:29, 14 Lis 2009    Temat postu:

Wow, wow, wow!!!

Koniec pierwotnej wersji komentarza

To było takie... hmm... smutne i piękne zarazem.
Popłakałam się.
Mogę ci tylko powiedzieć, że piszesz cudownie, genialnie... (no dobra przyznaję się w moim chudziutkim słowniczku nie ma takiego określenia na twoje cudowne pisarstwo... )
Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dżuczek
Wieczny Rezydent


Dołączył: 22 Wrz 2007
Posty: 862
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stąd

PostWysłany: Śro 22:22, 18 Lis 2009    Temat postu:

Co to znaczy być może nastąpi? Ciąg dalszy bezdyskusyjnie musi nastąpić!
Dawno już niczego nie czytałam w FF. Kapitalne, że na powrotne "Dzień dobry" trafiłam na ten tekst.
Tajemnicza Angel - prorokini śmierci (?), A nie, bo to nie jest Death Fick (oczywiście, że WOW!!!). Więc niech będzie prorokini nieszczęścia, cierpienia. Fascynująca postać. Chyba po raz pierwszy w fiku najbardziej zainteresował mnie pacjent... Chociaż nie, relacja House-Wilson i Wilson doświadczający koszmarnych snów - proroczych snów - i jego decyzja zastąpienia House'a w dniu kiedy pisana była mu śmierć.

Fabuła fabułą, sposób przedstawienia fantastyczny. To lubię


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dziaga
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 07 Gru 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:49, 18 Lis 2009    Temat postu:

Ten tekst jest... jest... mój Boże brak mi słów... po prostu genialny.
Świetnie opisałaś całe zajście z tą dziewczyną co przepowiedziała śmierć Housa. Sam pomysł jest w ogóle niesamowity, kwiaty na prawdę mają dużo znaczeń i świetnie to wykorzystałaś. Brawo!
Fajnie, że Wilson tak troszczy i boi się o swojego przyjaciela, lubie fanficki z takimi relacjami tych bohaterów.
Najbardziej dobiła mnie końcówka z radia... czy to znaczy, że Wilson? Oby nie...
Ehh nie pozostaje mi nic innego jak modlić się każdego dnia, że postanowisz napisać kolejną część.

Pozdrawiam i życzę duuużej weny )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gehnn
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 17 Lis 2009
Posty: 743
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z zamku pięciu Braci
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 3:10, 02 Lut 2010    Temat postu:

Czytałam już kilka twoich tekstów i wysnułam parę wniosków. A mianowicie jeden. Ludzie powinni się od ciebie uczyć, jak pisać. To raz. Dwa: ten tekst jest bardzo niedoceniony (rozumiem, że to o niczym nie świadczy, ale proszę - jedna strona komentarzy? bądźmy poważni). Nie jestem hilsonką, przynajmniej nie oficjalnie, a już na pewno nie hilson!love, ale są takie fiki, które przekonują do danego parignu bardziej, niż do swojego własnego oficjalnego. To było nieznaczne wtrącenie. A teraz przejdę do sedna.

Wstyd mi, ogromnie mi wstyd, że odkrywam tak piękne teksty dopiero pod wpływem jakiegoś konkursu. W przyszłości bardziej przyłożę się do czytania. Nie chce mi się rozpływać nad tym, jak cudownie i idealnie jest napisany: po pierwsze - nie jestem dobra w rozpływaniu się, po drugie - sądzę, że nie znalazłabym dobrych słów i tylko bym się powtórzyła, a to nie zaprowadziłoby nas donikąd, więc zostawię ten wzgląd ze słowami "perfekcyjnie napisane". Oraz powyższym.

Jeśli chodzi o pomysł: nie dość, że świetny, to jeszcze interesujący. Angel była ciekawa, ale znacznie bardziej przykuł moją uwagę Wilson. Bardzo dobrze opisany, opis snu bajeczny, a dialogi żywcem wyjęte z serialu (to znaczy, taki był ich charakter: i to jak najbardziej dobrze, bo wyszło niesamowicie naturalnie). O zakończenie lepsze się prosić nie mogłam. Pozostawiłaś pole do popisu, postawiłaś na inteligencję czytelnika i jego chęć do zastanowienia, co będzie dalej - chwała ci za to, to zjawisko jest rzadkie obecnie (ubolewam nad tym bardzo), wszystko jest podtykane pod nos, całe mizernie szczęśliwe zakończenie, brak miejsca na czytelnika. W końcu wszyscy skończymy z wypranymi mózgami.

Podsumowując: idealnie, piszę się na więcej takich.
Pełna podziwu i bijąca pokłony,
G.

(trochę przesadziłam z końcówką, miałam nie słodzić - niekonsekwentne ze mnie dziecię)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez gehnn dnia Wto 16:39, 02 Lut 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin