Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

A gdy uznamy, że to już [M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Marcelina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:31, 18 Lis 2010    Temat postu: A gdy uznamy, że to już [M]

Witam. Historyjka zapewne oklepana i nie wyszło mi tak, jak chciałam. Ale wierzę, że Wasze opinie wskażą mi błędy, niedociągnięcia itp.



Od wtargnięcia House'a do biura Wilsona minęły 2min. i 34s. House z każdą chwilą irytował oraz dziwił się tym, że onkolog nie zadaje pytania, które zawsze pojawia się w tego typu sytuacji, a mianowicie : "Czego chcesz, House?"
Wilson skrupulatnie wypełniał dokumenty, nie zważając na znaczące westchnięcia diagnosty, który uporczywie się w niego wpatrywał.
- Straciłeś mowę? - zapytał ironicznie House kładąc swoje nogi na biurku Wilsona.
- A czy ty straciłeś wzrok? - odpowiedział Wilson nie odrywając się od pracy.
- Ale to ja pierwszy zadałem pytanie.
- House, jak byś nie zauważył JA TU PRACUJĘ, wypełniam karty pacjentów. - odpowiedział nieco zirytowany Wilson.
Greg ściągnął nogi z biurka, pochylił się do przodu, przekręcił głowę w lewo i powiedział :
- Hmmm... Myślałem, że piszesz podanie o przyjęcie cię do okręgowego klubu chippendalesów.
Wilson wiedząc, że z przyjacielem nie wygra, westchnął i przestał pisać. Popatrzył na House'a, który uśmiechał się w sposób oznaczający zwycięstwo.
- Skoro przylazłeś do mojego biura - zaczął Wilson - to znaczy, że : a) zostałeś oskarżony o molestowanie pacjentki i chcesz, abym zapewnił ci alibi, b) chcesz pożyczyć kasę, c) znów masz problem natury egzystancjalno-miłosno-cielesnej z Cuddy. Moja odpowiedź na pierwsze pytanie brzmi : zacznij sobie wreszcie radzić sam, na drugie : nie ma mowy, bo wisisz mi ponad 150$, i na trzecie : zrobisz jak uważasz, ale ona pewnie ma rację.
House patrzył ze zdziwieniem na Wilsona i po krótkiej chwili powiedział :
- Widzę, że zły humorek dzisiaj mamy. Ale skoro wspomniałeś o tej jędzy pragnącej krwi prawiczków, to...
- Umów się z nią. - przerwał mu Wilson.
- Że co?! - krzyknął House.
- Ehhh, mówię ci to chyba po raz setny, ale cóż. Każdy w tym szpitalu wie, że ciągnie was do siebie. Bawicie się w jakieś durnowate podchody, zamiast porozmawiać z sobą jak dorośli ludzie.
- Pfff! - przewrócił oczami House - zazdrościsz mi.
- Niby czego?
- No publicznych podchodów. Ty taką zabawę urządzasz sobie tylko w domu z Sam. 'No gdzie jest mój Pępuszek?"
- Przestań! To było jednorazowe. Poza tym, to ty wszedłeś wtedy do MOJEJ sypialni, położyłeś się w MOIM łóżku, a wcześniej pogoniłeś Sam!
- No taaak... Moje jędrne ciało i zgrabna sylwetka mogły cię zmylić.
- Nie wracajmy do tego, ok?! Nie o tym chciałeś teraz gadać. - zdenerwował się Wilson.
- Cuddy coś przede mną ukrywa.
Wilson popatrzył się na House'a ze zdziwieniem.
- To znaczy?
- Jakbym wiedział, to bym do ciebie nie przychodził, co nie? Unika mnie.
- Faktycznie to do niej niepodobne. Cuddy wprost pała chęcią wysłuchiwania twoich zboczonych docinków na temat jej ciała. - ironizował Wilson.
- Ej, ja mówię serio! - uniósł się House. - Jest taka jakaś... inna.
- Może ma jakieś problemy. Zapytaj ją. - powiedział Wilson.
- Zapewne mi powie.
- Fakt. Przy tobie ciężko być wylewnym. - zamyślił się Wilson. - Może pokłóciła się z Lucasem.
- Nie sądzę. Widziałem ich dzisiaj razem i zachowywali się normalnie.
- House, jasnowidzem nie jestem. Użyj swoich sztuczek i sam dowiedz się o co chodzi. A teraz, jeżeli pozwolisz, dokończę swoją pracę.
House wstał i skierował się do drzwi.
- Twoje rady są szalenie pomocne, Jimmy. - powiedział i trzasnął drzwiami.

Cuddy rozmawiała w swoim gabinecie przez telefon. Widząc zbliżającego się House'a grzecznie zakończyła rozmowę mówiąc, że oddzwoni za kilka minut.
- Czego chcesz? - zapytała, gdy House przekroczył próg jej gabinetu.
- Zasmucę cię. Tym razem nie chodzi mi o seks.
Cuddy podniosła w górę brwi, a House pomyślał, że nawet z taką miną wygląda niesamowicie sexy.
- Nie sądziłem, że aż tak bardzo się tym przejmiesz. Jeżeli chcesz, to mogę się dla ciebie poświęcić. - mówiąc to puścił jej oczko.
Cuddy popatrzyła na niego groźnie chcąc w ten sposób opanować uśmiech.
- A tak naprawdę?
- Tak naprawdę, to w twoim biurze jest genialne feng shui. Energia płynąca z ustawienia twojej kanapy może mieć dla mnie dobry wpływ, nie sądzisz? - House uśmiechnął się szeroko, chłonąc wzrokiem każdy fragment postury Lisy.
Kiedy na nią patrzył z jego ciałem działo się coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczył. Od samego patrzenia robiło mu się...przyjemnie ciepło w środku. Przed Wilsonem nigdy się do tego nie przyznał, ale często myślał o tym, co by było, gdyby spróbował związać się z tą nałożnicą Szatana. Starał się odpędzać wszystkie pozytywne myśli związane z panią dziekan, ale im bardziej chciał je 'wyrzucić' ze swojej głowy, tym częściej one go nawiedzały.
Oprócz gapienia się w dwa cudowne Mont Everesty znajdujące się na jej klatce piersiowej, które powinny być wg niego wpisane na listę UNESCO, uwielbiał podziwiać twarz zadziornej brunetki. W każdej sytuacji : kiedy się miała, złościła, dziwiła, smuciła. Niejednokrotnie chciał palcem dotknąć jej subtelnych zmarszczek. Szczególnie tych, które robiły się, gdy się śmiała. Oczywiście dla House'a Cuddy była wiedźmą. Lecz coraz częściej dochodził do wniosku, że tylko ona jest w stanie go zrozumieć i...może zaakceptować takim, jakim jest. Bezwarunkowo.
Najdziwniejsze było to, że ryzyko było nieodłącznym elementem jego życia. Ale jeżeli chodziło o Cuddy, to bał się zaryzykować. Bo w medycynie można mieć dwa wyjścia : albo pacjent umrze, albo go wyleczymy. Z ryzykiem, które jest powiązane z podjęciem decyzji o byciu razem, już tak łatwo nie ma. Jeżeli pacjent umrze, to wina może spaść na lekarza. Lecz House nie chciał, aby w razie nieudanego związku z Cuddy, to właśnie ona była ofiarą ryzyka.
Podobną wojnę myśli toczyła Cuddy, która z każdą chwilą, z każdym dniem coraz bardziej grzęzła w błękicie jego oczu. Zastanawiała się, co by było, gdyby któregoś poranka, obudziła się obok House i w jego oczach zobaczyła własne odbicie. Gdy się kłócili, czasem miała ochotę krzyknąć : "Wiem idioto, że twój instynkt rzadko zawodzi i że kolejna zgoda na niebezpieczny zabieg jest ci potrzebna, ale najpierw przytul mnie, do cholery!"
Wystarczył jeden dotyk jego dłoni, muśnięcie się kawałkiem ciała, aby wszystko w niej nagle zaczęło wrzeć. Cuddy wiedziała, że kretynizm, debilizm, wariactwo House'a są ponad normę, ale była świadoma tego, że Greg ma w sobie pokłady wielkiej czułości, którą ona chciałaby kiedyś odkryć.
W gabinecie pani dziekan słychać było szybkie oddechy i bicie dwojga serc. Dwoje dorosłych ludzi, którzy nie potrafili dosłownie wyrazić tego, co do siebie czują, szukało w sobie nawzajem maleńkiej furtki do centrum dawno zagrzebanych uczuć, i chciałoby stanąć u jego wrót z najcięższą bronią - miłością, i walczyć o każdy dzień szczęścia, który w ich przypadku mógł oznaczać dzień spadnięcia w głęboką przepaść. Lecz póki co żadne z nich nie mogło się przemóc, by złamać szyfr do furtki, którym był najzwyklejszy w świecie strach.


*Dwa dni później*
Dochodziła godzina 21. House leżał na podłodze w swoim gabinecie. Paliła się tylko lampka stojąca na biurku. Starał się oswoić z myślą, że dziś prawdopodobnie stracił szansę na bycie z kimś, kto mógłby na nowo nauczyć go widzieć świat w nieco jaśniejszych barwach. Ale z drugiej strony, czy to jego wina, że w przypływie emocji powiedział, że Cuddy jest uosobieniem najgorszych cech, jakie może posiadać kobieta? Pewnie dla Lisy, usłyszenie czegoś takiego nie byłoby niczym szokującym, gdyby nie fakt, że przez jeden krótki moment zauważyła w oczach House'a światełka, które oznaczały, że jest gotów tak jak i ona spróbować być razem. A może szalę przechyliło powiedzenie przez Grega, że Cuddy zrywając z Lucasem dała dowód swojej pazerności. Wina House'a była bardziej niż oczywista.
House zagłębiał się w swoich rozmyślaniach do momentu, aż usłyszał stukot szpilek na korytarzu, a następnie w swoim gabinecie.
Cuddy stanęła przed nim, by po chwili położyć się obok niego.
House patrzył na nią nieco zdziwiony. Nawet nie zapytał, czy się na niego gniewa. Wystarczyło jedno spojrzenie w jej oczy, by wiedział, że konflikt został zażegnany, a wykonanie wyroku zawieszone.
- Co robisz?! Chcesz, aby pod wpływem twojego wielgachnego tyłka, szpital się zawalił?
Lisa szturchnęło go boleśnie w żebra.
- Ej, mogłabyś wstać i położyć się raz jeszcze, ale tym razem nogi skieruj ku mojej twarzy. Przynajmniej miałbym piękny widok przed swoją śmiercią.
Cuddy zaśmiała się cicho.
- Zboczeniec.
- Typowy facet jak już.
Leżeli w milczeniu przez kilka minut.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi od razu, że rozstałaś się z tym debilem? - zapytał House, ale nawet na nią nie spojrzał.
- Wg ciebie miałam to ogłosić na konferencji? Może jeszcze rozdać ulotki?
- Czemu nie. Ludzi podnieca nieszczęście innych. Mnie szczególnie.
Lisa i Greg czuli w tym momencie wachlarz różnorodnych uczuć. Oboje byli zdziwieni tym, że nawet cisza ich łączy. To wymowne milczenie sprawiło, że doszli do wniosku, jaką decyzję należy podjąć. Jednak Lisa bała się, że nie podoła wyzwaniu, jakim jest wytrzymanie z House'em, stworzenie z nim czegoś, co będzie kruche i niepewne, lecz jednocześnie silne na swój dziwny sposób. Z kolei on był przerażony tym, ile razy jego słowa i czyny mogłoby zrodzić łzy w jej oczach, na ile kawałków mógłby złamać jej serce, i ile razy na nowo je sklejać błękitnym klejem.
Lisa przysunęła delikatnie dłoń do dłoni House'a. I małym palcem lewej ręki, subtelnie dotknęła ręki mężczyzny, z którym więcej ją dzieliło niż łączyło. Ale w tej chwili nie ważne były różnice. W gruncie rzeczy nawet i one były na straconej pozycji. Bo to jedno uczucie, jakie łączyło tych dwoje, było mocniejsze niż milion przeszkód, które życie postawi im na drodze.
W melodii własnych obaw i nadziei, że dwa ognie zamiast spalać wszystko dookoła, będą budować nową rzeczywistości, w podjęciu decyzji, którego zapieczętowaniem było dotknięcie dłoni, House i Cuddy upewniali siebie nawzajem, że dadzą radę i że szyfr do ich wewnętrznego centrum z każdym dniem będzie łamany.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia Czw 17:59, 18 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuu
Internista
Internista


Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 657
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:56, 18 Lis 2010    Temat postu:

Witam!

Miniaturka moim zdaniem fajna. Ładne dialogi i postacie ze swoimi charakterkami Osobiście wolę gdy jest więcej opisów ale mimo to jest ok

"a) zostałeś oskarżony o molestowanie pacjentki [...] Moja odpowiedź na pierwsze pytanie brzmi : zacznij sobie wreszcie radzić sam" - Zrozumiałam to trochę opacznie


" by złamać szyfr do kurtki" - Kurtki???

+ plus teksty typu "UNESCO" - bezcenne

Pozdrwaiam i życzę wena na kolejne prace


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ciapkowa13
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 432
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: skąd to pytanie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:16, 20 Lis 2010    Temat postu:

Dzień dobry!
Miniaturka bardzo pomysłowa i śmieszna. UNESCO Exstra.-Oby tak dalej
Szyfr kurtki.??
Życzę Wena....=]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin