Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Jak przetrwać. Rady wujka House'a. [45/?]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
HelpMe
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 27 Paź 2013
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:33, 23 Lut 2017    Temat postu:

Nadal mnie śmiech dusi na samo wspomnienie OLI336 wkurzającej się na mnie, bo męczyłam ją poprawkami <lol2>

OLA - Sama widzisz, że było warto ;> Mnie trzeba słuchać
Pisałam Ci już, ale powtórzę się, co mi tam - podobnie jak Sarape, jaram się tym rozdziałem jak gimbus Playboyem B) Mała jest tak uroczo pyskata Będzie z niej mistrz ciętej riposty, czuję to (tak jak wujek Staszek xD zna ktoś kawał o Jasiu i wujku Staszku?). Do tego ma zarąbistą stylówę
Myślę, że House jeszcze będzie żałował, że tak daje dzieciakom wchodzić sobie na głowę - kolejna bitwa też może się zakończyć klęską <lol2>

Pisz dalej, bo naprawdę się rozkręcasz i idzie Ci jeszcze lepiej z każdym rozdziałem

Z Ciebie, Sara, mam taką jazdę, że chyba nie dam rady się odnieść do wszystkiego (tym bardziej, że to nie do mnie było xD), ale słyszałam kiedyś, że współczesny feminizm kończy się w momencie, kiedy trzeba wnieść szafę na piętro


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:38, 24 Lut 2017    Temat postu:

Kochane Dzisiaj pragnę zacząć od kilku drobnych ogłoszeń
1. Jesteście kochane, że to czytacie i komentujecie, dziękuję
2. Nauczyłam się już cytować Wasze wypowiedzi Ale...
3. Byłam na nartach, zaliczyłam dwa porządne upadki, po których bolą mnie wszystkie narządy wewnętrzne Więc nie mam siły dzisiaj tego robić, wybaczcie



Trochę się u nas pozmieniało, prawda? Ale tylko trochę. Jedno pisklę wyfrunęło, a pozostałe zaczęły wariować. Jedno bardziej, drugie mniej. W gruncie rzeczy, to mimo wszystko dobre dzieciaki. Brzmi jak usprawiedliwienie? Może odrobinę… Chyba się starzeję, że mówię takie rzeczy. Wróćmy do sedna sprawy. Jak sobie radzić z tymi wszystkimi wybrykami? Metody są różne. Wszystko zależy od sytuacji. W tym przypadku wystarczyła męska rozmowa.


- Tato? – Edan wszedł do ojcowskiego gabinetu, który okazał się być pusty. – Ale cisza… Jak nie tutaj. – Zaczął się po nim kręcić, korzystając z okazji, że nikogo nie było. Jako pierwszą na cel obrał sobie białą tablicę, na której były wypisane objawy pacjenta. Sięgnął po flamaster, zauważył wolne miejsce na tablicy i zaczął po nim rysować. Następna w kolejce była gitara. Zdjął ją ze stojaka, włączył wzmacniacz i upewniwszy się, że kabel jest wystarczającej długości, usiadł z nią na fotelu za biurkiem ojca i zaczął grać. Jedna piosenka, druga, a w pomieszczeniu wciąż nikt się nie pojawił. Zrezygnowany odłożył instrument na miejsce. I nagle go olśniło! Wujek. Kierując się tym tropem, skierował swoje kroki prosto do gabinetu onkologa, który również okazał się być pusty. Miejsce pracy Wilsona było mniejsze, ale znacznie przytulniejsze. Przynajmniej takie odnosił zawsze wrażenie.
- No nic, pójdę do mamy. – Miał już wychodzić, ale jego uwagę przykuł przedmiot, który leżał na biurku wujka. Rozejrzał się dookoła, żeby się upewnić, czy gabinet jest aby na pewno pusty. Później uchylił drzwi i wyjrzał na korytarz. Nikogo. Zamknął drzwi i przyjrzał się swojemu znalezisku. Nie przewidziało mu się. Na blacie leżała paczka papierosów. Wziął ją do ręki, otworzył. W środku znajdowało się kilka papierosów i zapalniczka. – Od kiedy wujek pali? – Wiedział, że to nie jego sprawa i że powinien odłożyć je na miejsce. Ale młodzieńcza ciekawość zwyciężyła. Wyjął jednego papierosa i zaczął go obracać w palcach. Skoro tak długo nikogo nie było, to powinien był zdążyć. Tylko jeden. Nie podejrzewał, że wujek je policzył. Na pewno by tego nie zrobił, bo i po co?
- No dobra, raz się żyje. – Zabrał papierosa i zapalniczkę, a resztę odłożył z powrotem na miejsce. Palenie w pomieszczeniu wydawało się zbyt ryzykowne. W ogóle palenie było dość ryzykownym pomysłem. Nie chciał mieć na głowie jeszcze czujnika dymu czy zraszaczy, które jak podejrzewał, powinny się znajdować na terenie szpitala. Na szczęście Wilson miał gabinet z balkonem, który znacznie ułatwiał sprawę. Kilka kroków, jedno naciśnięcie klamki i był już na zewnątrz. Teraz albo nigdy. Musiał działać szybko. Wiedział, że wujek w każdej chwili może wrócić i przyłapać go na gorącym uczynku. Przez swój pośpiech stracił nieco na czujności, ale teraz liczyło się tylko jedno. Zdążyć. Wygrać z czasem. Spróbować, odłożyć zapalniczkę na miejsce i wyjść, jakby nic się nie stało. Włożył papierosa do ust i zaczął go odpalać. Jedna próba, druga. W końcu się udało. Zbyt mocny wdech sprawił, że zaczął kaszleć. Miał nadzieję, że to chwilowe i za drugim razem pójdzie mu znacznie lepiej, ale kaszel nie ustępował. Wręcz przeciwnie – stawał się coraz większym problemem, który przerodził się w duszenie. Zgarbiony, krztusił się i kaszlał. Jakby tego było mało, w pewnym momencie poczuł czyjąś rękę na swoim ramieniu, a później klepnięcie w plecy. Wciąż nie mogąc złapać tchu, odwrócił się, jeszcze bardziej spanikowany.
- Ta… tata? – Jedną ręką zasłonił usta, a w drugiej wciąż trzymał zapalonego papierosa.

I tak przyłapałem syna na paleniu. Chociaż bądźmy szczerzy. Ja osobiście bym tak tego nie nazwał. Dzieciak prawie wypluł sobie płuca. Przez chwilę nawet szkoda mi się go zrobiło. Ale tylko przez chwilę. W końcu miał za swoje.
- Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz?
- A… Mógłbyś… Mógłbyś jeszcze raz? – Wolną ręką pokazał gest klepania po plecach. Przewróciłem oczami i uderzyłem go jeszcze kilka razy w plecy. Nie ukrywam, że w pierwszej chwili wolałem przełożyć go przez kolano. Ale podobno bicie dzieci jest mało wychowawcze… Czy jakieś tam inne pierdoły. Nie byłem zły, że zapalił… No dobra, trochę byłem. Bo to totalna głupota. Jednak dać się złapać w taki głupi sposób?! Z dalszymi pytaniami i uwagami musiałem się jednak wstrzymać i poczekać, aż się wykaszle. Trochę to trwało.
- Już? – Wyprostował się, wbił wzrok w posadzkę i kiwnął potakująco głową. – To co? Poczekać, aż dopalisz? Tylko tym razem cię nie ratuję. Śmiało.
- Mi już wystarczy. – Podał mi nadpalonego papierosa, którego zgasiłem i wyrzuciłem za balkon.
- Zacznijmy od początku. – Oparłem się o murek i wciąż uważnie mu się przyglądając, zadałem pierwsze nurtujące mnie pytanie. – Skąd masz papierosy?
- Leżą na biurku wujka. – Wciąż nie miał odwagi na mnie spojrzeć. – Razem z tym. – Pogrzebał w kieszeni i wyjął z niej zapalniczkę, którą również mi oddał.
- Cały Wilson. Już wolę te jego dzieciaki z rakiem. Im przynajmniej nie daje palić. Zazwyczaj pluszak załatwia sprawę.
- To było niemiłe… - Odważył się dyskretnie na mnie spojrzeć.
- A my nie rozmawiamy teraz o mnie, prawda?
- Powiesz mamie? – Odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Właściwie, to powinienem. Mam jakieś powody, żeby tego nie robić?
- Męska solidarność? No i nie jesteś kapusiem. – Podniósł na mnie wzrok. Wcale mu się nie dziwię. Ileż można się gapić na tak brzydkie płytki?
- Nie ze mną takie numery. Dobrze wiesz, że to nie przejdzie. Co ci odbiło? Papieros? Przypomnieć ci, ile masz lat?!
- Ciekawość… I głupota. Przepraszam. – Burczał coś pod nosem.
- Zła kolejność.
- Przepraszam i…
- Głupota! Do przeprosin jeszcze wrócimy. – Potarłem dłonią czoło. – Matko, nawet Kyle nie odstawił tak słabego numeru. Wiesz, że to zabija? Może powinienem był cię wysłać do Wilsona na wykład o raku i kazać robić notatki? – Zacząłem głośno myśleć.
- Przecież to nie twoja wina, że zapaliłem.
- Dzięki. Znacznie mi lepiej, wiesz?
- Proszę…?
- To był sarkazm! – Przewróciłem oczami. – Myślałem, że już ustaliliśmy, że to twoja głupota. Co się z tobą dzieje?
- Nic! Przysięgam. Byłem cie… - Przerwał. – Głupi. To był pierwszy i ostatni raz, serio. Wcale mi się nie spodobało.
- Kamień spadł mi z serca. – Teatralnie westchnąłem z udawaną ulgą. – Kara?
- Szlaban na wyjścia. – Zaproponował niemalże ochoczo.
- Wybrałeś tę najmniej bolesną możliwość. Wyjścia i kieszonkowe. Przynajmniej będę miał pewność, że nie kupisz fajek.
- Tato! W tym tygodniu wychodzi nowa gra!
- Od konsoli też mała przerwa ci nie zaszkodzi. Tak, to umowa stoi.
- Tatooo! – Zaprotestował jeszcze głośniej i jeszcze bardziej żałośnie.
- Nie dyskutuję ze zbrodniarzami. Poza tym, myślę, że to uczciwy układ. Masz za to z głowy gderanie mamy. – Prawda, że korzystny układ?
- Już chyba wolę rozmowę z mamą…
-Chciałem ci tego oszczędzić, ale jak tak bardzo chcesz... Masz do kompletu jeszcze i to.
- Nie, żartowałem! Naprawdę mam już dość! Heh.. – Westchnął. – Nigdy więcej, nigdy. Mogę o coś zapytać?
- A będzie to tym razem chociaż trochę inteligentne pytanie? – Wolałem się upewnić.
- Tak, chyba. Skąd wiedziałeś, że palę?
- Zapamiętaj, Sherlocku – Odsunąłem się na bok. – że ja też mam balkon. O tam. - Od niechcenia machnąłem ręką w tamtym kierunku. – Miałeś pecha, że akurat wróciłem. Zagadka rozwiązana? Możemy już iść?
- Tak. Naprawdę przepraszam. To naprawdę było głupie. – Ruszyliśmy z powrotem do gabinetu Wilsona.
- Synu, jest jeszcze jedna rzecz, która nie daje mi spokoju. – Coś sobie nagle przypomniałem.
- Jaka?
- Co robi karny… No wiesz. Na mojej tablicy?
- Nudziło mi się. – Wzruszył ramionami. – Kyle je kiedyś rysował kolegom. No wiesz, jak pożyczał od nich zeszyty, żeby odpisać lekcje. Zabawne, prawda?
- Taa… Boki zrywać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:42, 25 Lut 2017    Temat postu:

OLA336 napisał:
2. Nauczyłam się już cytować Wasze wypowiedzi Ale...
3. Byłam na nartach, zaliczyłam dwa porządne upadki, po których bolą mnie wszystkie narządy wewnętrzne Więc nie mam siły dzisiaj tego robić, wybaczcie


I don't care. Co to za ignorowanie wypowiedzi swoich czytelników, huh?
OLA336 napisał:
Jako pierwszą na cel obrał sobie białą tablicę, na której były wypisane objawy pacjenta.

Biała tablica Zebra!
OLA336 napisał:
Następna w kolejce była gitara.

Ona była na stałe już w jego gabinecie? :wow: Cuddy na to pozwoliła?
OLA336 napisał:
– Od kiedy wujek pali?

Wilson jeden rak ci nie wystarcza?
OLA336 napisał:
- No dobra, raz się żyje.

A myślałam że dzieci House'a i Cuddy dostają na starcie jakiś bonus do IQ. No cóż - wygląda na to, że Edan jednak jest adoptowany
OLA336 napisał:
Jakby tego było mało, w pewnym momencie poczuł czyjąś rękę na swoim ramieniu, a później klepnięcie w plecy.

Nwm czemu, ale się uśmiechnęłam na ten opis, wiesz tak pod nosem, nie że śmieszne ale no... Bo własnie tak wyobrażałabym sobie House'a jako ojca (o ile się wcześniej ogarnął - wracająć do tego co pisałyśmy parę dni temu do 4 w nocy ) - moi by pewnie zrobili mi wykład, patrząc jak się krztuszę, czy nawet duszę, a nawet jakbym już wyzionęła ducha, to dalej by jeszcze nie skończyli
OLA336 napisał:
- Od konsoli też mała przerwa ci nie zaszkodzi.

I kto to mówi Sam House nie dajesz najlepszego przykładu Daj chłopakowi chociaż pograć no
OLA336 napisał:
- Co robi karny… No wiesz. Na mojej tablicy?

Dobra, to było piękne Ale że rzut karny? To się da przenieść do 2d?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sarape dnia Sob 14:49, 25 Lut 2017, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:06, 27 Lut 2017    Temat postu:

sarape napisał:

I don't care. Co to za ignorowanie wypowiedzi swoich czytelników, huh?


Co za chamstwo i brak współczucia, huh?

sarape napisał:

Biała tablica Zebra!


Odnoszę wrażenie, że dalej tego nie łapiesz z tą zebrą

sarape napisał:

I kto to mówi Sam House nie dajesz najlepszego przykładu Daj chłopakowi chociaż pograć no


Co wolno wojewodzie, to… Mam nadzieję, że znasz to xD

A Edan Cię jeszcze zaskoczy ;>

Dziękuję za komentarz To zawsze motywuje


Ta część ze specjalną dedykację dla mojego krytyka Pisząc o kabanosach, myślałam właśnie o Tobie



Posiadanie dorosłego syna ma swoje plusy i minusy. Największy plus? Mogę mówić co chcę, jak chcę i nie muszę się zastanawiać, czy jest to odpowiednie, właściwe i czy zaraz nie będę musiał tego tłumaczyć. Minusy? To działa w obie strony i pewnego dnia uczeń może przerosnąć mistrza. Tak więc, rada na dziś jest dość prosta i oczywista. Nie spoczywajcie na laurach i nie dajcie zbyt szybko triumfować swoim wyrośniętym smarkaczom!
Siedziałem w kuchni i jadłem śniadanie. Z kubka parowała pyszna kawa, której aromat roznosił się po całym pomieszczeniu. Obok talerza z kanapkami leżało czasopismo medyczne, które zamierzałem przejrzeć. Z takim zestawem sobota zapowiadała się naprawdę dobrze. Niestety. Wszystko, co piękne, kiedyś musi się skończyć, prawda?
- Śniadanie i kawa… Ekstra. A gdzie reszta? - Podszedł bliżej i wyciągnął rękę w kierunku moich pysznych kanapek.
- To moje. - Zdzieliłem go po łapach. - Zrób sobie własne. I ubrałbyś się.
- Własny ojciec żałuje mi chleba. - Przewrócił oczami. - Schudłem. Nie zauważyłeś? - Wyprostował się i wskazał na swój nagi brzuch.
- Dlatego chodzisz po domu bez góry od piżamy? Chcesz wzbudzić litość? Poza tym, mam inną teorię.
- Tak? - Widząc, że niczego tym nie wskóra, odwrócił się do mnie plecami i zaczął szukać czegoś do jedzenia w lodówce.
- Alkohol odwadnia. Napiłbyś się od czasu do czasu wody, a nie wód…
- Bardzo zabawne. - Przerwał mi. Znalazłszy kabanosy i kefir, zamknął lodówkę i usiadł naprzeciwko mnie. - Smacznego. To gdzie reszta?
- Wiedźma musiała pojechać do szpitala, a dzieciaki pewnie jeszcze śpią. - Z niedowierzaniem przyglądałem się, jak on mógł jeść taką mieszankę na śniadanie. – Jesteś w ciąży?
- Co?! Ja… - Nie dał rady powiedzieć nic więcej, bo zaczął się krztusić, a ja śmiać. - Bardzo… Bardzo zabawne, wiesz? I tak się wszystko w środku wymiesza, więc co za różnica?
- Żadna. Tak tylko zapytałem. - Wzruszyłem ramionami i zabrałem się za kończenie własnego posiłku. - Coś ty wczoraj robił, że przyjechałeś tak późno? - Zadałem kolejne pytanie.
- Siedziałem na wykładach. Trochę ich było.
- Na czym?
- Miło… - Westchnął. - Wiem, że jestem zdolny po tatusiu i mamusi, ale bez przesady. Swoją drogą, wiesz, że jeszcze niektórzy cię tam pamiętają?
- Naprawdę? Kto?
- Jest kilka osób. Z jednym mam anatomię. Podobno ciebie też uczył. Byłeś na pierwszym zajęciach, a później dopiero na egzaminie.
- Profesor Johnson. On jeszcze żyje? Pewnie ma już ze sto lat.
- Ledwo. Jak przechadza się po sali wykładowej, to mam wrażenie, że się zaraz rozpadnie. Ale mówił, że mimo wszystko zdałeś egzamin najlepiej na roku.
- Ja byłem najlepszy na roku. - Uśmiechnąłem się triumfalnie.
- I ta wrodzona skromność. - Przewrócił oczami, a ja z przerażeniem dostrzegłem, jak ta gadzina jest do mnie podobna. - Jest jeszcze jeden. - Kontynuował. - Ale go nie znam. Jak mnie zobaczył, to tak jakby spotkał samego Lucyfera. Coś ty mu, ojcze, zrobił?
- To dlatego, że jesteśmy do siebie podobni. - Wypowiedziałem swoje myśli na głos. - Cholera… Nawet, jakbym chciał, to się nie wyprę.
- Ja jestem młodszy, przystojniejszy i szczuplejszy. - Ze złośliwym uśmieszkiem spojrzał mi prosto w oczy. - Zapuściłeś się.
- Dziękuję za troskę, ale jest niepotrzebna. Jutro pojedziesz i w lodówce zostanie tylko światło. Więc dietę będę miał przymusową.
- Coś ci tam zostawię. - Próbował mnie pocieszyć.
- Ty może tak, ale twoja matka nie. - Już sobie wyobraziłem, jak wraca i zaczyna gotować, żeby jej biedny syneczek nie chodził głodny. - Więc wszystko ok? - Nie, nie martwiłem się. Chciałem po prostu podtrzymać rozmowę.
- Jasne. To był dobry wybór.
- Bo jakbyś chciał robić coś innego…
- Tato, słucham o medycynie od urodzenia. - Nie pozwolił mi dokończyć. - Śniadanie, sprawy szpitala. Obiad w szpitalnej stołówce, gdzie roi się od lekarzy i spraw związanych z pacjentami. Mam wymieniać dalej? Co innego miałbym robić? Ja tym żyję.
- Przepraszam, że miałeś takie straszne dzieciństwo. - Otarłem z oka nieistniejącą łzę. - Ale zawsze mogło być gorzej. Mogliśmy przykręcić ci zabawki do podłogi, albo kazać ci się bawić narzędziami chirurgicznymi.
- Tak, naprawdę doceniam, że nie trzymaliście mnie szafie. A co u was?
- No cóż. - Zacząłem się zastanawiać nad odpowiedzią. - Matka świruje, bo cię nie ma. Mała przestała traktować mnie jak boga, a zaczęła jak majordomusa, a Młodego przyłapałem na paleniu. - Trzeba przyznać, że trochę go ominęło.
- Co? Naprawdę to zrobił? Co za debil. - Pokręcił z niedowierzaniem głową. - Bardziej mnie jednak ciekawi, co mu z mamą zrobiliście.
- Nie powiedziałem jej. Dostał kilka szlabanów, wykład i na tym się skończyło.
- Ćwok.. Normalny ćwok. - Widząc moją minę rozwinął swoją myśl. - Ojcze, nie z ciebie. - Uśmiechnął się.
- Dzięki, łaskawco.
- Po sesji planujemy z Izzie jechać gdzieś na narty. - Puścił moją uwagę mimo uszu. - Może byśmy go ze sobą zabrali? Ostatnio jest jakiś mało ogarnięty.
- I ty chcesz go ogarniać? - Spojrzałem na niego przerażony. - Przez ciebie narysował mi karnego… - Machnąłem ręką. - A zresztą. Nie puszczę na libację alkoholową jedenastolatka. Poza tym, mam nadzieję, że planujecie tam jechać z wydębianych od nas pieniędzy, prawda?
- Po części. - Przyznał z powalającą szczerością. - Liczę też na stypendium. Poza tym, naprawdę myślisz, że ja tam tylko piję?
- Śpisz, jesz i nie próżnujesz z Izzie. Tylko błagam! Mam jeszcze do odchowania dwójkę dzieci. Nie chcę zostać dziadkiem.
- Ojcze, o antykoncepcji wiem wszystko. - Odparł z nieukrywaną dumą w głosie.
- To ginekologię i położnictwo zaliczysz śpiewająco. - Odciąłem się.
- Nawet mi nie mów… - Skrzywił się z obrzydzenia. - A o moim kochanym bracie mówiłem poważnie.
- Jak tylko uda ci się przekonać panią House, żeby nie dzwoniła do was co pięć minut, to droga wolna.
- Jezu…
- Masz rację. Do zrealizowania tego cudu może ci się przydać.
- Myślisz, że mama się kiedyś ogarnie? Ona dzwoni do mnie codziennie! I to po kilka razy.
- A ty do niej po kasę? - Trafiony, zatopiony!
- Częściej niż do ciebie. - Już wam mówiłem, że spłodziłem potwory, a nie dzieci? Nawet jeżeli tak, to nie zaszkodzi powtórzyć.
- A właśnie. Dałbyś mi stówkę, co?
- Wiesz, pasożycie, że posiadasz również innych członków rodziny? Zadzwoń do mojej matki, albo matki Cuddy. Wujek też się na pewno stęsknił.
- No weź! Nie bądź taki. - Upierał się przy swoim.
- Nie mogę. Twoja siostra przypomniała mi ostatnio, ile zarabiam ja, a ile twoja matka. Nie wiem czy wiesz, ale różnica jest znacząca.
- Dobra… Tym razem ci daruję i pójdę do mamy.
- Ludzki pan! Dzięki, łaskawco. Mam nadzieję, że dożyję dnia, w którym wybierzesz dobrze płatną specjalizację i przestaniesz na mnie żerować.
- Może. - Uśmiechnął się. - Ale jak sam zauważyłeś, masz nas troje. No i kiedyś te wnuki… - Wzruszył ramionami.
- Mam nadzieję, że chociaż zostawicie mi na trumnę.
- Jasne, ale na luksusy bym nie liczył. - Wstał od stołu. - Było miło, ale czas na mnie. Może wyjdę z psem? Cud, że ten pies jeszcze w ogóle żyje. Mogłeś wykorzystać moją nieobecność i się go pozbyć.
- Czekam na lepszą okazję.
- Zapamiętam ojcze, zapamiętam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez OLA336 dnia Pon 23:07, 27 Lut 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HelpMe
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 27 Paź 2013
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:01, 28 Lut 2017    Temat postu:

Dziękuję za dedykację, hahah Wiedziałam, że moje uzależnienie Cię zainspiruje Mogę umierać spokojnie

Przepraszam, że tak Cię męczyłam z poprawianiem tego jednego zdania Nic nie poradzę na Twoje lekkie zaćmienie umysłowe XD

Chciałam się tak rozpisać, ale skutecznie mi to uniemożliwiacie na konfie Więc spróbuję się streścić.

Kocham duet Pasożyt & House To jest mistrzostwo xD Ale kabanosy z kefirem to Ty szanuj

Czekam na tripa na nartach xD Byleby tylko się nie potłukli jak Ty, ciołku

A co do dziadka House'a... Chcę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:37, 01 Mar 2017    Temat postu:

Ola336 napisał:
Co za chamstwo i brak współczucia, huh?

Ola336 napisał:
Co wolno wojewodzie, to… Mam nadzieję, że znasz to xD

No coż... Wygląda na to, że sama sobie odpowiedziałaś
Ola336 napisał:
Odnoszę wrażenie, że dalej tego nie łapiesz z tą zebrą

Łapię już Zebra to nienowotwór - proste
Ola336 napisał:
– Jesteś w ciąży?

Oj to wcale takie niemożliwe - mam żywy przykład nie tak daleko I nawet lubi House'a... Ale co do wejścia na forum jest nieco sceptyczny (i bardzo dobrze Im mniej moich znajomych z "biedronki" wie o tamtych wypocinach, tym lepiej )
Ola336 napisał:
- Tak, naprawdę doceniam, że nie trzymaliście mnie szafie.

Przypomniało mi to tekst moich rodziców, gdzie mam jechać na wakacje w tym roku... Ojciec do wszystkiego sceptyczny (ale jak ktoś ma pilnować psa, jak oni będą się wylegiwali na wyspach karaibskich to ja jestem pierwszą i jedyną nadzieją ), aż mama nieco zirytowana powiedziała: "Najlepiej to niech będzie miała te wakacje w ogródku, co?"
Zresztą nieważne - podoba mi się ten tekst
Ola336 napisał:
Naprawdę to zrobił? Co za debil.

Kyle się pewnie zgodzi ze mną, że ten gimb jest jakiś adoptowany
Ola336 napisał:
- Przez ciebie narysował mi karnego…

Oj, biedny House
Ola336 napisał:
- Jak tylko uda ci się przekonać panią House, żeby nie dzwoniła do was co pięć minut, to droga wolna.
- Jezu…
- Masz rację. Do zrealizowania tego cudu może ci się przydać.

Ej, Cuddy nie jest aż taką nadopiekuńczą matką (no dobra, w sumie też ją sobie tak wyobrażałam )
Ale dialog boski

Eeeej czemu taki krótki? I ja dalej czekam na rozdział gdzie Cuddy będzie narratorem I tak, ja będę narzekać na ciebie, bo mogę


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sarape dnia Śro 21:43, 01 Mar 2017, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:49, 02 Mar 2017    Temat postu:

HelpMe napisał:
Dziękuję za dedykację, hahah Wiedziałam, że moje uzależnienie Cię zainspiruje Mogę umierać spokojnie


Tak, zainspirowało Ale lepiej nie umieraj

HelpMe napisał:

Przepraszam, że tak Cię męczyłam z poprawianiem tego jednego zdania Nic nie poradzę na Twoje lekkie zaćmienie umysłowe XD


Najważniejsze, że obie to przeżyłyśmy

HelpMe napisał:


Chciałam się tak rozpisać, ale skutecznie mi to uniemożliwiacie na konfie Więc spróbuję się streścić.


No oczywiście, że to nasza wina Jakby inaczej

Co do nart, to nie obiecuję Co do dziadka... To na pewno Ale kiedyś Dziękuję za komentarz

sarape napisał:

Przypomniało mi to tekst moich rodziców, gdzie mam jechać na wakacje w tym roku... Ojciec do wszystkiego sceptyczny (ale jak ktoś ma pilnować psa, jak oni będą się wylegiwali na wyspach karaibskich to ja jestem pierwszą i jedyną nadzieją ), aż mama nieco zirytowana powiedziała: "Najlepiej to niech będzie miała te wakacje w ogródku, co?"
Zresztą nieważne - podoba mi się ten tekst


Że co? Poproszę z polskiego na polski

sarape napisał:

Kyle się pewnie zgodzi ze mną, że ten gimb jest jakiś adoptowany


Nie jest adoptowany

Nie narzekaj, że krótkie, bo z Cuddy będzie jeszcze krótsze Więc doceń ;> Dziękuję za komentarz


Bez zbędnych wstępów, przejdźmy od razu do sedna sprawy. Jeżeli macie wypracowany system komunikowania się z własnymi dziećmi i on działa, to pod żadnym, ale to żadnym pozorem go nie zmieniajcie. Zrozumiano? A wszystko zaczęło się od tego, że pewnego wieczoru mogłem się w końcu wyrwać z Wilsonem do baru na piwo. Więc tak też zrobiłem. Pasożyty zostały z Cuddy, więc nic nie wskazywało na to, że nasz męski wypad obróci się w katastrofę. Pozory jednak mylą… Żeby jednak lepiej zobrazować wam całą sytuację, do pomocy wykorzystam jednego z moich synów. No to zaczynamy!
- Jeszcze raz to samo. - Poprosiłem barmana o kolejną porcję płynów wysokoprocentowych.
- Niech zgadnę, to ja płacę rachunek, prawda? - Wiecie, po czym poznać, że Wilson nie ma jeszcze dość? Po zadawanych przez niego pytaniach. Zwłaszcza tak oczywistych jak teraz.
- Pij i nie marudź. - Wziąłem swoją szklankę z alkoholem i napiłem się z niej. - Tego mi brakowało…
- Mi również. Dobrze, że udało się dzisiaj wyrwać.
- I kto to mówi? Ty nie masz zielonego pojęcia, co to znaczy „wyrwać się”.
- Może masz rację. Ale cieszę się, że tak skończyłeś. Mam nadzieję, że ty też. Jeszcze raz to samo! - Tak, James zaczynał być pod wpływem.
- A ja, że nie masz kolejnej byłej żony.
- Fakt. Z tego też się cieszę. - Kolejny łyk i kolejna dawka promili. Jeszcze kilka kolejek i rachunek nie będzie należał do moich zmartwień. - Macie genialne dzieci… - Zaczynał już nawet bredzić. Nikt przy zdrowych zmysłach by tak o nich nie powiedział. - Kyle na przykład… - Jego dłuższy wywód został przerwany przez dzwonek mojego telefonu.
- Podejrzewam, że o pasożytach mowa. - Wyciągnąłem komórkę z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz. Miałem nową nieprzeczytaną wiadomość. - A nie mówiłem? To może zaczekać. - Położyłem to ustrojstwo na barze.
- Nie, śmiało. Dzieci są najważniejsze.
- Wiesz co? Tobie już zdecydowanie wystarczy. - Spojrzałem na niego krytycznie. - Może te umierające na raka tak, ale teraz… Przecież Cuddy z nimi siedzi.
- To może być coś ważnego. - Nie dawał za wygraną. Pijanego Wilsona nie przegadasz. Więc tym razem skapitulowałem.
- Dobra, jedna wiadomość. - Wziąłem się za jej odczytywanie. - To nic takiego. - Zacząłem odpisywać, a Wilson czytać treści moich smsów.
- „Mama zabroniła mi iść do kolegi! -,- Jest piątek i skończyły mi się szlabany Ratunku, błagam! ” - Jej… Problemy trzeciego świata. - Podsumował. - Co zrobisz? - Nie odpowiedziałem. Byłem zbyt zajęty pisaniem.
- „I co ja na to mogę? Nie ma mnie przecież w domu.” - Mój przyjaciel kontynuował czytanie. Tym razem postanowiłem mu wybaczyć, że przy okazji słyszało to pół baru. - Naprawdę piszesz z nimi używając tych wszystkich znaków? A emotki? - Spojrzałem na niego jak na wariata. Przez chwilę nie wiedziałem, czy jest już tak pijany, czy przypadkiem nie rozmawiam z nastolatką.
- Co ty bredzisz? Barman! Temu panu już wystarczy.
- Daj spokój. Naprawdę nie wiesz, co to emotki?
- A ty zacząłeś czytać „Bravo girl”? - Odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- X i D. - Chłopak stojący po drugiej stronie lady podłapał temat. - Naprawdę pan nie wie?
- Ciii! Kolejna wiadomość. - Wilson zaangażował się w moją rozmowę z synem lepiej niż w walkę z rakiem. Z jednej strony, to dobrze. Z drugiej, odrobinę przerażające. Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko odblokować telefon.
- „Zadzwoń do mamy i powiedz, że się zgadasz! ;> Błagam! ” - Chłopak jest tak zdesperowany, że nawet dał ci buziaka. - Znowu wszyscy nas słyszeli. Mój tłumacz emotek nie mógł się od tego powstrzymać. Albo nie był w stanie. Jedno z dwóch. Jak dla mnie, to bez różnicy. - Myślałem, że już z tego wyrósł.
- Mógłbyś się odrobinę przymknąć? - Niestety nie mógł.
- Co mu odpiszesz? - Z ciekawością zaczął się przyglądać temu, co wystukiwałem na klawiszach. No i oczywiście zaczął to również czytać.
- „Ile ty masz lat? 5? Załatw to sobie sam.” - Tak po prostu? Daj mi to. Ja się tym zajmę. - Nim zdążyłem zareagować, on już poprawiał moją wiadomość, która teraz wyglądała tak:
„Ile ty masz lat? 5? ;> Załatw to sobie sam xD”
Dumny z siebie, oddał mi telefon. - Nie uważasz, że tak jest znacznie lepiej?
- Nie jestem przekonany…
- Dobra, to inaczej. Jak piszesz z żoną TE wiadomości. - Puścił do mnie oko. - To też tak… - Szukał odpowiedniego słowa. - Na sucho?
- Może i robię się stary, ale wiem co to takiego MMS. Jak mam na myśli TE rzeczy, to wysyłam zdjęcie.
- Nagie? Nie! Nie odpowiadaj. Tak naprawdę to nie chcę tego wiedzieć. Po prostu mi zaufaj i to wyślij, ok?
- Zaufać? Tobie? Już wolałbym włożyć rękę do akwarium pełnego piranii.
- Jeżeli to wyślesz, to ja ponoszę koszty naszej dzisiejszej imprezy. To jak będzie? - Chyba nie muszę wam mówić, że tym argumentem wygrał, prawda? Wszystko też wskazywało na to, że może jednak nie był jeszcze aż tak pijany, jak początkowo sądziłem.
- Dobra, umowa stoi. - I właśnie w tym momencie, popełniłem najważniejszy błąd tego wieczoru. Dlaczego? O tym to już opowie Edan.
- Tato, odpisz… Błagam! - Tak, mówiłem do siebie, ale tylko przez chwilę. Każdy tak czasami ma, jak czeka na ważną wiadomość, nie? - Jest! Co? To na pewno… Hmm… - Z telefonem w ręku, wybiegłem z pokoju i pobiegłem prosto do salonu, gdzie mama z Małą oglądały jakiś film.
- Mamo…
- Już o tym rozmawialiśmy, prawda? Nie zgodziłam się. Nigdzie dzisiaj nie idziesz.
- Ja nie o tym. To znaczy… Nie tylko o tym. Spójrz. - Pokazałem jej wiadomość od taty.
- Też mogę zobaczyć? O co chodzi? - Amaya zaczęła się niecierpliwić.
- Tata się chyba już nastukał. - Wzruszyłem ramionami. - Niby nie pierwszy raz. Ale chyba aż tak nigdy. - Zachichotałem.
- Czy tata użył emotek? - Mała dorwała się w końcu do telefonu. - Da radę wrócić sam do domu?
- Przestańcie. Może to przez przypadek?
- Tata i przypadek? Nie sądzę. Jak już używa emotek, to świat się kończy. Ale możemy to sprawdzić. Zaraz mu odpiszę. - Dziewczyny zrobiły mi miejsce na środku kanapy, a ja zabrałem się do pracy. Po chwili wyglądało to tak: „Tatooo… Ale to na nic! -,- Wiesz dobrze, jaka jest mama, prawda? Straszna! Zwłaszcza, jak się na coś uprze xD”
- Ładne masz zdanie o własnej matce. - Przyznaję, że może trochę mnie poniosło, ale byłem jeszcze odrobinę wkurzony, że nie mogłem pójść do kolegi.
- Ja bym mu dała szlaban. - Wolałem moją siostrę, jak była po mojej stronie.
- Musiałem to podkoloryzować. - Próbowałem z tego wybrnąć. Kocham mamę, ale ona naprawdę jest straszna, jak się na coś zaweźmie. Zwłaszcza na mnie.
- Tym razem ci daruję. Odpisał coś?
- Nie. Jeszcze… Chwila. Mam coś. - Otworzyłem odebraną wiadomość i pozwoliłem im ją przeczytać.
- „O.o Czy ja już nie mogę mieć nawet chwili dla siebie? -,- Poza tym, jak raz nie pójdziesz do kolegi, to świat się nie zawali, wiesz?
- Brat, czy ty właśnie dostałeś od taty buziaka? Szybko się uczy. - Amaya była pod wrażeniem.
- Albo szybko pije. Czekajcie, zadzwonię do niego. - Mama była rozbawiona, a jednocześnie przerażona całą tą sytuacją.
- A ja zrobię screena i wyślę Kyle’owi.
- Możesz też wysłać tacie buziaki ode mnie? To było nawet słodkie.- Teraz i ona zaczęła się śmiać.
- Najpierw brat. - W czasie kiedy ja robiłem i wysyłałem zrzuty ekranu, do pokoju wróciła mama.
- Nie odbiera.
- Pewnie uznał, że sprawa jest zamknięta. To nawet wygląda tak, jakby cię poparł. Prawda, mamo? O! Kyle odpisał: „Jezu! o.O Co zrobiliście ojcu?!” - Po przeczytaniu tego wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. - Jest i następny: „Już to drukuję i daję w ramkę. Warte jest zapamiętania xD”
- Wiecie, co jest w tym wszystkim najstraszniejsze? Że nawet jeżeli wasz ojciec jest tak pijany, że jutro nie będzie tego pamiętał, to…
- My już do końca życia nie pozwolimy mu o tym zapomnieć? - Wspólnie z Małą dokończyliśmy za nią.
- Dokładnie tak.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:50, 04 Mar 2017    Temat postu:

Ola336 napisał:
Nie jest adoptowany

Uwierzę ci dopiero wtedy, kiedy dostanę kubki po kawie Cuddy i House'a i poddam je analizie
Ola336 napisał:
Jeżeli macie wypracowany system komunikowania się z własnymi dziećmi i on działa, to pod żadnym, ale to żadnym pozorem go nie zmieniajcie. Zrozumiano?

Ale przecież nic takiego się nie stało Tylko myśleli że się aż tak zalał w trupa i tyle A najlepsze jest to, że myślą że on nie będzie nic pamiętał, pewnie nic nie powie a tu takie niespodzianka

Ola336 napisał:
Wiecie, po czym poznać, że Wilson nie ma jeszcze dość? Po zadawanych przez niego pytaniach. Zwłaszcza tak oczywistych jak teraz.

Piękny cytat Będę je wyróżniać i z tylko takim komentarzem, bo nwm za bardzo co napisać, ale mi się bardzo podobają Są takie... House'owskie

Ola336 napisał:
Kolejny łyk i kolejna dawka promili. Jeszcze kilka kolejek i rachunek nie będzie należał do moich zmartwień.

Jakby Wilson na trzeźwo mocno protestował

Ola336 napisał:
- Macie genialne dzieci… - Zaczynał już nawet bredzić. Nikt przy zdrowych zmysłach by tak o nich nie powiedział.

No chociaż jeden co jeszcze mówi normalnie (co do naszej rozmowy o dzieciach )

Ola336 napisał:
Naprawdę piszesz z nimi używając tych wszystkich znaków? A emotki?

Jak dla mnie do bardzo dobrze to o Housie świadczy (odezwała się ta, co nie używa wcale emotikonek, co? ). Co to, kryzys wieku średniego? Emotki jakoś mi do żadnego z bohaterów w sumie nie pasują... Chociaż, jakbym miała wybrać do kogo najprędzej, też bym wybrała w sumie Wilsona

Ola336 napisał:
- X i D. - Chłopak stojący po drugiej stronie lady podłapał temat. - Naprawdę pan nie wie?

Dosłownie parę godzin temu mój tato spytał mnie o co chodzi z tym "iksde"

Ola336 napisał:
Mój tłumacz emotek nie mógł się od tego powstrzymać. Albo nie był w stanie. Jedno z dwóch. Jak dla mnie, to bez różnicy.

Dla mnie też

Ola336 napisał:
Już wolałbym włożyć rękę do akwarium pełnego piranii.

I see what you did there

Ola336 napisał:
- Da radę wrócić sam do domu?

Ta mała rozumie słowo "nastukał"i wie jak to wygląda? Albo House już parę razy dał jej o tym znać?

A teraz dawaj narracje Cuddy!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sarape dnia Sob 21:52, 04 Mar 2017, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:31, 04 Mar 2017    Temat postu:

sarape napisał:

Uwierzę ci dopiero wtedy, kiedy dostanę kubki po kawie Cuddy i House'a i poddam je analizie


*Podsyła kubek House'a i Cuddy do analizy*

sarape napisał:

Piękny cytat


A dziękuję W House’a jakoś łatwo mi się wczuć, przestawić na jego złośliwe myślenie 

sarape napisał:

Jakby Wilson na trzeźwo mocno protestował



Czepiasz się

sarape napisał:

Ta mała rozumie słowo "nastukał"i wie jak to wygląda? Albo House już parę razy dał jej o tym znać?


Ta Mała nie jest już wcale taka mała Poza tym przypominam, że ma dwoje starszego rodzeństwa i to braci To wszystko wyjaśnia Dziękuję za komentarz

Dobra… To było MEGA trudne i nigdy więcej. Nie ma tego dużo, ale przynajmniej ją trochę naprostowałam… A przynajmniej tak mi się wydaje


Dobra, to koniec! Dłużej się nie da, przysięgam. Musicie jednak przyznać, że i tak udało mi się ją przez długi czas ukrywać przed światem. Oczywiście z pożytkiem dla wszystkich, ale co zrobić… Puszka Pandory została otwarta! Ratuj się kto może!
A on jak zawsze miły i uprzejmy… Mała zmiana. Dzisiaj posłuchacie, jak to jest być żoną takiego faceta jak Gregory House i przy tym nie zwariować. Gotowi? Jesteśmy małżeństwem od siedemnastu lat. Pierwszy był nasz syn, a dopiero później sformalizowanie naszego związku. Żeby wszystko było jasne, nie zmusiłam go do tego. Zrobił to James i trochę przepisy szpitala. Po przyjściu na świat Kyle’a przez pewien czas miałam wrażenie, że w domu pojawiło się drugie dziecko. Tak samo marudzące i hałaśliwe jak House. Gdyby nie to, że wciąż spóźniony przychodził do pracy i zarabiał, to właściwie nie widziałabym różnicy. Chwila… To, że mimo wszystko zarabiał i dalej to robi, to moja zasługa.
- To, że zarabiam tak mało, też…
- House, zamknij się! Teraz to moje pięć minut.
- Na szczęście tylko pięć.
Pojawienie się dziecka, a później jego rodzeństwa, wcale nie przewróciło naszego życia do góry nogami. No dobra, moje może i tak, ale mojego męża? Wcale. Kiedy ja przez pewien czas siedziałam z naszym pierwszym synem w domu, a on wracał wieczorami z pracy, opowiadałam mu zaaferowana wszystko, co się u nas działo. Na co zawsze słyszałam: „Ale żyje?”
- Wracałem zmęczony! Kobieto, ja wbrew pozorom też pracuję!
- Tak jak w przychodni?
- I tu mnie masz.
On do wszystkiego podchodził na spokojnie, fachowo. Ja za to bardzo emocjonalnie.
- I tak ci zostało.
Myślę, że w ten sposób się uzupełniamy. Na szczęście mimo odmiennego podejścia do niektórych spraw, potrafił mnie wesprzeć i poprzeć zawsze, kiedy tego potrzebowałam.
- Szkoda, że to nie działa w obie strony…
- Przypominam, że mój czas się jeszcze nie skończył. Więc mógłbyś dzielnie znosić krytykę, jak na prawdziwego faceta przystało? W milczeniu?
- Twój wizerunek prawdziwego faceta kłóci się z moim.
- Porozmawiamy o tym później, ok?
Mój mąż i prawdziwy facet? Czasami mam wrażenie, że emocjonalnie zatrzymał się na wieku pięciu lat, a później już tylko rósł. Ciągłe docinki, głupie teksty… Zwłaszcza te o wyimaginowanym romansie i sypianiu ze sobą. Dobrze, że to już przeszłość.
- Mówienie przy pielęgniarkach, że już więcej się z tobą nie prześpię, straciło cały urok. No i okazałoby się kłamstwem, a ja przecież…
- Wszyscy kłamią. - Przerwałam mu.
- I?
- Nie zawsze możesz mieć to, czego chcesz.
- Zuch dziewczyna!
Na szczęście, jak mawiał Mick Jagger: „Jeżeli się postarasz, czasami dostajesz to czego potrzebujesz.”
- Ja potrzebowałem więcej seksu, a ty gościa od czarnej roboty w przychodni. To nie filozofia Jaggera, a mimo wszystko trochę niesprawiedliwy układ, nie uważasz?
- Ja bym to podpięła do obowiązku małżeńskiego, ale jak sobie chcesz.
- Szkoda, że nie wszystkie obowiązki są tak przyjemne… Możesz już kończyć? Chciałbym wykorzystać fakt, że nie ma dzieci i spełnić swój obowiązek.
- Wyrzuć najpierw śmierci i wyjdź z psem.
- Ty to potrafisz zabić w człowieku entuzjazm…
Zazwyczaj właśnie tak to wygląda. Dobrze, że chociaż w przypadku dzieci odniosłam większy sukces wychowawczy. Chociaż nie wiem jak on to robi, ale i tak ma większy autorytet. Może to zasługa tego, że jest dla nich nie tylko ojcem, ale też kumplem?
- Słowo przyjaciel jest ładniejsze. I też byś mogła się tego nauczyć.
Skoro o przyjaciołach mowa, trzeba przyznać, że jeżeli chodzi o nasz związek i dzieci, to James bardzo nam pomógł i dalej to robi.
- Chcesz mi coś powiedzieć?! To one nie są moje?
Nawet nie będę tego komentowała. Robił za opiekuna do dzieci, negocjatora…
- Przyznaj, że rozpieścił te pasożyty.
Tak, świetny z niego wujek i przyjaciel. Zawsze nam kibicował i był po naszej stronie. Dobrze wiedzieć, że ktoś się jeszcze stara, żebyś w końcu wydoroślał i zachowywał się przyzwoicie przy ludziach.
- Już wieki temu przestałem trzymać łokcie na stole. Nie zauważyłaś?
- Co by jednak o tobie nie powiedzieć i bez względu na to jak bardzo mnie denerwujesz, to za to też cię kocham.
- Naprawdę to powiedziałaś? Fuuu…
Tak, to najbardziej pokręcony facet na ziemi. Ale tylko przy nim czułam, że nigdy nie wpadnę w życiową rutynę, monotonię. Tylko on potrafi sprawić, że żaden dzień nie jest podobny do poprzedniego. Mój obrazek idealnej rodziny, która mieszka w cudownym domu z ogródkiem i białym płotkiem? No cóż… Daleko nam do tego. Ale nikt nie jest idealny.
- Wiesz, że to nawet miłe? I w końcu zaczęłaś mówić z sensem.
Gregory House to facet dla kobiet lubiących wyzwania.
- Masz o sobie zbyt wysokie mniemanie…
- Od kogoś się tego nauczyłam.
Czy jestem godną rywalką? Nie wiem. Czy często wygrywam w słownych przepychankach, albo w innych głupich konkurencjach, które mój szalony mąż wymyśli? No cóż. Za każdym razem staram się podnosić rzuconą przez niego rękawicę i dać z siebie wszystko. Czasami wygrywam. Bywa też tak, że kończy się to dla mnie nokautem i najchętniej bym go utłukła i zakopała w ogrodzie.
- Dzięki… Ja wciąż tu jestem, wiesz?
Ale jak już wspomniałam, to najbardziej pokręcony, a zarazem niesamowity facet na ziemi. Bez którego, szczerze powiedziawszy, nie wyobrażam sobie życia. Mężczyzna, który dał mi troje wspaniałych dzieci i który jest tylko mój.
- Dobrze, że jednak wyjaśniła się sprawa związana z ojcostwem.
- Myślę, że tyle wystarczy.
- A mogłabyś powiedzieć o mnie jeszcze coś miłego?
- House, nie przeginaj.
- To nie było miłe...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:39, 05 Mar 2017    Temat postu:

Ola336 napisał:
*Podsyła kubek House'a i Cuddy do analizy*

*Bierze kubek i zamiast do analizy, oprawia w ramkę * You're mine bitch now! *szatański śmiech, pioruny bijące w tle i białe szkła okularów których nie ma*
Ola336 napisał:
To było MEGA trudne i nigdy więcej.

Ja ci dam nigdy więcej Wyszło dobrze i będzie dobrze bo jeszcze coś będzie
Ola336 napisał:
Żeby wszystko było jasne, nie zmusiłam go do tego. Zrobił to James i trochę przepisy szpitala.

I chwała mu za to Wait, jak przepisy szpitala?
Ola336 napisał:
Po przyjściu na świat Kyle’a przez pewien czas miałam wrażenie, że w domu pojawiło się drugie dziecko. Tak samo marudzące i hałaśliwe jak House.

Nwm czemu, ale wydaje mi się, że w tym drugim zdaniu, zamiast House'a powinien być Kyle Bo brzmi to jakby House'a cała czas brała za dziecko, a teraz była zdziwiona, że nowonarodzony Kyle też jest dzieckiem Przynajmniej tak w moim odczuciu (ale znasz mnie i mojego nieogara, więc w sumie wszystko jest tu możliwe )
Ola336 napisał:
To, że mimo wszystko zarabiał i dalej to robi, to moja zasługa.

Piękne, feministyczno-cuddzinkowe zdanie Widzisz, umiesz, a ty tam narzekasz
Ola336 napisał:
Przypominam, że mój czas się jeszcze nie skończył. Więc mógłbyś dzielnie znosić krytykę, jak na prawdziwego faceta przystało? W milczeniu?

Powinien też docenić, że przy nim powiedziała tak miłe słowa i to "na wizji" Dajcie temu panu jeszcze rok więcej kliniki
Ola336 napisał:
Mówienie przy pielęgniarkach, że już więcej się z tobą nie prześpię, straciło cały urok. No i okazałoby się kłamstwem, a ja przecież…

#podobamisiętozdanie
Ola336 napisał:
- Wyrzuć najpierw śmierci i wyjdź z psem.

I tak właśnie proszę państwa umiera romantyzm
Ola336 napisał:
- Ty to potrafisz zabić w człowieku entuzjazm…

O, to też
Ola336 napisał:
Zawsze nam kibicował i był po naszej stronie.

I w tej strefie KibicZone Wilson ma pozostać Żadne mi tu Hilsony Uwielbiam gościa, ale tylko w tej postaci... I jest chyba kanoniczna, tak jakby
Ola336 napisał:
Co by jednak o tobie nie powiedzieć i bez względu na to jak bardzo mnie denerwujesz, to za to też cię kocham.

Naprawdę to powiedziała? Fuuu...
Ola336 napisał:
Mój obrazek idealnej rodziny, która mieszka w cudownym domu z ogródkiem i białym płotkiem? No cóż… Daleko nam do tego. [..] Bywa też tak, że kończy się to dla mnie nokautem i najchętniej bym go utłukła i zakopała w ogrodzie.

Czyli jednak tylko tego białego płotu im brakuje, bo ogródek jak widać ^ przecież jest... A po cholerę?
Zresztą, z tego co pamiętam, ona nie miała płotu chyba w ogóle (a przynajmniej w żaden płot House nie wjechal, kiedy wbijał jej na chatę )

Powtarzam się, ale... Za krótki! Ale dobry - pisz więcej Cuddy.. Ale pisz dłuższe (ten ze szkołą to jest na razie tylko wyjątek potwierdzający regułę Trzeba zniszczyć to gniazdo - bo jaja już złożyło - i to szybko i skutecznie )


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sarape dnia Nie 17:42, 05 Mar 2017, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:51, 05 Mar 2017    Temat postu:

sarape napisał:

I chwała mu za to Wait, jak przepisy szpitala?

Jest odcinek, w którym House i Cuddy idą do czegoś na kształt kadr i zgłaszają swój związek Ona obiecuje, że nie będzie go faworyzować itp. i podpisują oboje jakieś papierki. Tym się kierowałam
sarape napisał:

Piękne, feministyczno-cuddzinkowe zdanie Widzisz, umiesz, a ty tam narzekasz

Nie, to nie tak... Ja nie potrafię. Ty się po prostu nie znasz
sarape napisał:

I tak właśnie proszę państwa umiera romantyzm

Raczej popęd House'a
sarape napisał:

Czyli jednak tylko tego białego płotu im brakuje, bo ogródek jak widać ^ przecież jest... A po cholerę?
Zresztą, z tego co pamiętam, ona nie miała płotu chyba w ogóle (a przynajmniej w żaden płot House nie wjechal, kiedy wbijał jej na chatę )

Ej! Z całym szacunkiem do domu Cuddy i jego wielkości itp. Ale oni mają troje dzieci Już dawno kupili coś nowego
Dziękuję za komentarz
Wszystkie opisane wybryki ich syna wydarzyły się naprawdę miała w nich udział moja klasa, ewentualnie wydarzyły się w moim liceum



Czy już wam opowiadałem, że ja i sprawy szkolno-wychowawcze nie przepadamy za sobą? Najlepszą i jedyną radą jest unikanie tego, jak tylko się da. Wszystkie chwyty i sposoby dozwolone. Przychodzi jednak taki dzień w życiu każdego mężczyzny, który jest ojcem, że czy człowiek chciał, czy nie chciał, to musi iść do szkoły i interweniować. Tak było i w moim przypadku. To co? Gotowi?
- House! – Wiedźma wparowała do mojego gabinetu, w którym niestety nie byłem sam. Siedzieliśmy całym zespołem i diagnozowaliśmy pacjenta. Cuddy nie wyglądała na szczęśliwą z powodu tej wizyty.
- To będzie ciekawe. – Trzynastka rozsiadła się wygodnie na krześle i zaczęła mi się uważnie przyglądać.
- Nic nie zrobiłem, przysięgam. A przychodnia… Mam pacjenta, który tym razem nie jest zmyślony i który naprawdę cierpi. – Wymieniłem wszystkie rzeczy, za które mogło mi się oberwać. – Mam świadków! – Wskazałem na kolegów po fachu.
- Masz rację. Ty nic nie zrobiłeś. Ale twój syn tak. Dlatego chcę widzieć twój tyłek w moim gabinecie i to natychmiast! – Powiedziała i wyszła, jak gdyby nigdy nic. W pomieszczeniu zapanowała niezręczna cisza, a ja poczułem na sobie zaciekawione spojrzenia mojego zespołu.
- Zdam wam później relację. – Podniosłem się ze swojego miejsca i ruszyłem śladami wiedźmy. Na wszelki wypadek zdjąłem z wieszaka kurtkę i zabrałem ją ze sobą. Miałem dziwne przeczucie, że może mi się przydać. – Swoją drogą, zauważyliście, że jak te potwory robią coś złego, to zawsze są tylko moje? – Nie czekając na ich odpowiedź, opuściłem gabinet. Zanim jednak udałem się we wskazane przez moją żonę miejsce docelowe, postanowiłem najpierw pójść do Wilsona. Chwyciłem za klamkę i bez pukania wszedłem do środka.
- House, mogłem mieć…
- Tak, wiem. Pacjent. – Przerwałem mu. – Ciągle to powtarzasz. Mogłoby ci się to już znudzić, wiesz? Mam pytanie. – Postanowiłem przejść do sedna sprawy. – Chciałbyś być przez chwilę mną?
- Nie jestem tego godny. – Uśmiechnął się do mnie. – Poza tym, już raz odpracowywałem za ciebie przychodnię. Więc odpada.
- Chyba muszę jechać do szkoły… - Zrobiłem minę zbitego psiaka.
- Aż tak?
- Nie jestem pewny, ale tak mi się wydaje. Była wściekła i użyła dwóch strasznych słów: „Twój syn.”
- Nie brzmi to zbyt dobrze. – Sherlock się znalazł. – Ale wierzę, że sobie poradzisz. Widzimy się później. – Zbył mnie.
- A ponoć prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. – Rzuciłem na odchodne i już mnie nie było. Tym razem nic nie wskórałem, ale warto było spróbować, prawda? Zjeżdżając na dół windą, próbowałem sobie wyobrazić, co takiego Edan mógł zrobić, że Cuddy była aż tak wkurzona.
- To co takiego… - Zacząłem od samiutkiego wejścia.
- Nie wiem. – Przerwała mi. – Podobno cały tydzień mu się zbierało, aż w końcu przesadził. – Zaczęła się ubierać.
- I ta idiotka dzwoni do ciebie po tygodniu? – Muszę przyznać, że nienawidziłem baby. Była straszna i w ogóle nie nadawała się ani na nauczycielkę, ani tym bardziej na wychowawcę klasy.
- Dzwonił dyrektor. – Była już prawie gotowa do wyjścia.
- Upss… Trafił swój na swego, co? Nie możesz jechać sama? – Chwyciłem się ostatniej deski ratunku.
- Nie. Chcą nas oboje. – Wyjaśniła. – Idziemy? – Westchnąłem. A miałem inne wyjście?
- Panie przodem. – Przepuściłem ją w drzwiach, zerkając dyskretnie na jej tyłek. Bo co innego mi pozostało? Tylko i wyłącznie nagroda pocieszenia.
Podróż minęła nam nadzwyczaj szybko. Nie rozmawialiśmy ze sobą zbyt dużo. Bo niby o czym? Mieliśmy się stawić w szkole i tyle. Koniec informacji. Nie ustaliliśmy też, kto gra dobrego, a kto złego policjanta. Trzeba będzie improwizować. Wiedźma co prawda jakby nieco się uspokoiła, ale mogły to być tylko pozory. Z jednej strony, wcale nie chciałem tam jechać, ale z drugiej… Co do diabła takiego zrobił? Ponieważ był to mój syn, to mogło to być dosłownie wszystko. Dobrze, że studia rządzą się innymi prawami i z uczelni nikt na pewno o nas nie zadzwoni.
- Gdzie teraz? – Weszliśmy do budynku, w którym roiło się od dzieciaków. Miałem nadzieję, że nie trafimy na przerwę, no ale… biednemu zawsze wiatr w oczy.
- Gabinet dyrektora jest na drugim piętrze. – Odpowiedziała i ruszyła w kierunku schodów.
- Nie ma windy? – Przewróciłem oczami.
- Widać, że byłeś tu ostatnio… Nawet nie pamiętam, kiedy. – Postanowiłem jej przyjść z pomocą.
- Klasa Kyle’a była na parterze. Chyba tu. – Wskazałem na mijane przez nas drzwi.
- Świetnie. – Spiorunowała mnie morderczym spojrzeniem. – Tytuł ojca roku masz w garści.
- Naprawdę? To już chyba nie pierwszy raz? – Pokonywaliśmy powoli schody. – Myślisz, że potwór już tam jest?
- Lepiej dla niego, żeby był na przerwie, a później na lekcjach. Jestem naprawdę zdenerwowana.
- Mówisz poważnie? Nie zauważyłem. – Uśmiechnąłem się szyderczo i nim się spostrzegłem, staliśmy już przed drzwiami do gabinetu dyrektora. – To co? Na trzy?
- Miejmy to już za sobą. Mam jeszcze dzisiaj spotkanie z radą.
- Jak wygrasz ze szkolnym dyrektorem, to wygrasz z każdym. – Starałem się ją pocieszyć.
- Ja? Mógłbyś chociaż ty mnie nie wkurzać i zacząć się zachowywać jak dorosły? Jak nie, to ja cię tu chętnie zostawię.
- Ale mamooo…! – Wygiąłem usta w podkówkę.
- Państwo House? – Drzwi otworzyły się, a przed nami stała młoda kobieta. Zakładam, że była sekretarką, czy kimś równie mało istotnym.- Zapraszam. Pan dyrektor już na państwa czeka. – Powiedziała i wróciła do swoich obowiązków. Czyli pewnie picia kawy.
- Myślisz, że nas słyszała? – Zapytałem dyskretnie Cuddy.
- Nie wiem. Ale jeżeli nawet, to z nas dwoje ty wyszedłeś na niedorozwiniętego. – Ruszyła przed siebie, zostawiając mnie za sobą.
- Punkt dla ciebie. – Podążyłem za nią.
- Dzień dobry. – Na nasz widok młody mężczyzna wstał zza swojego biurka i czekał, aż podejdziemy bliżej. Dlaczego w dzisiejszych czasach wysokie stanowiska są tak źle obstawiane? Nie, nie byłem zazdrosny. – Jestem…
- Tak, wiemy. – Machnąłem ręką i usiadłem naprzeciwko niego. – Dyrektorem tej wspanialej placówki. To co on zrobił?
- House, zamknij się! – Cuddy uderzyła mnie w ramię, a później jak gdyby nigdy nic, przywitała się z tym gościem i usiadła obok mnie. – Przepraszam za mojego męża. – Przybrała służbowy ton. – Chciał się pan z nami widzieć. Co się stało?
- Wow! Niezła jest. – Mrugnąłem do niego porozumiewawczo, a na nią spojrzałem z podziwem. – Przed chwilą powiedziałem dokładnie to samo, wiesz? – Oszołomiony belfer nie wiedział jak powinien się był zachować.
- No cóż… Państwa syn to zdolny, inteligentny…
- Tak, tak, tak! – Ponaglałem go. – Wiem. To mój syn. Ale co zrobił? Widzi pan. Sprawa wygląda tak, że mi właśnie umiera pacjent, a moja żona ma zebranie rady czy inne ważne spotkanie. Jeżeli się ono nie odbędzie, to szpital nie dostanie dotacji czy czegoś jakoś tak.
- Ale oczywiście najważniejszy w tej chwili jest nasz syn. – W tym momencie, gdyby mogła, to by mnie zabiła.
- No tak. – Teatralnie uderzyłem się dłonią w czoło. – W końcu po to tutaj jesteśmy.
- Dobrze. Zaczęło się od zamówienia w poniedziałek na lekcję historii pizzy… - Nie mogłem się powstrzymać i parsknąłem śmiechem.
- House…
- Przepraszam. Proszę kontynuować. – Rozsiadłem się wygodniej. Czułem, że jeszcze tu trochę posiedzimy.
- Dostał uwagę i miał rozmowę z wychowawczynią. Obie kary niestety nic nie dały. Następnego dnia, zamiast skupić się na lekcjach, czytał książki niezwiązane z programem szkolnym, za co został odesłany do szkolnego pedagoga.
- Nie wiedziałem, że czytanie książek w szkole jest przestępstwem. Nie powinno się raczej nagradzać takiej postawy?
- Mógłbyś przez chwilę pomyśleć, zanim coś powiesz? – Ledwo panowała nad sobą. – Dobrze wiesz, o co chodzi.
- Kobieto, odpuść trochę. – Przewróciłem oczami. – Widziałaś jego oceny? Chłopak się tutaj nudzi.
- Możemy przenieść go do klasy wyżej. Ale wrócimy do tego jeszcze. Dzisiaj natomiast, jak to pan określił? Nudził się tak bardzo, że wyskoczył ze znajdującej się na parterze klasy przez okno.
- Co zrobił?! Jednym szlabanem to się na pewno nie skończy. – Ona dramatyzowała, a ja byłem coraz bardziej zaciekawiony.
- Tak bez powodu? Otworzył okno i skoczył? Może zabierzmy go ze sobą? Wypiszę mu skierowanie na psychiatrię.
- Nie. Podczas nieobecności nauczyciela, koledzy zaczęli wygłupiać się i rzucać jego zeszytem. Pech chciał, że ów zeszyt wypadł w końcu przez okno, a państwa syn postanowił właśnie tak go odzyskać. Całą sytuację widział inny nauczyciel, który właśnie wchodził do budynku.
- Pecha to miał, że go przyłapano.
- Wychowawczyni poinformowała go, że zostaną państwo powiadomieni o całej sytuacji telefonicznie. – Oboje zignorowali mój komentarz. – Na co usłyszała, pozwolę sobie zacytować: „Co mi tam. Proszę zadzwonić i przy okazji zapytać, co dzisiaj na kolację.”
- Więc problem polega na tym – wziąłem się za podsumowanie całej rozmowy. – że nasz syn chodzi po szkole głodny i czyta książki?
- House!
Można powiedzieć, że właśnie tak skończyła się nasza urocza pogawędka z panem dyrektorem. Cuddy jeszcze przepraszała za mnie, za młodego i obiecała, że z nim porozmawiamy. Później ustaliliśmy, że zwolnimy go z reszty lekcji i wrócimy razem najpierw do szpitala, a później do domu. Nudne to było, dlatego macie tylko streszczenie. Ciekawiej się zaczęło robić w drodze powrotnej w samochodzie.
- Możesz powiedzieć, co w ciebie wstąpiło?! Jestem wściekła! Jak mogłeś się tak zachować?! – Krzyczała na niego z przedniego siedzenia dla pasażera.
- To z pizzą, to byliśmy po prostu głodni. Zrobiliśmy zrzutę i tak jakoś wyszło. – W lusterku widziałem jak wzrusza ramionami.
- Nie dajesz im śniadania? – Spojrzałem na nią jak na wyrodną matkę.
- Patrz na drogę i siedź cicho!
- Żądasz niemożliwego.
- Tyle masz mi do powiedzenia? – Zwróciła się znowu do niego. – A cała reszta?
- Zeszyt był mi potrzebny. Miałem dość, to był straszny tydzień. Było mi wszystko jedno, jak po niego pójdę. Z tekstem może trochę mnie poniosło…
- Synu, możesz mi wytłumaczyć, co się z tobą dzieje? Zaczynam się o ciebie poważnie martwić.
- Nie moja wina. Ta szkoła jest głupia i nudna. Tato, muszę tam chodzić?
- House, lepiej sto razy zastanów się nad odpowiedzią. – Ostrzegła mnie.
- Przynajmniej do osiemnastego roku życia. Później to już twój wybór.
- Świetnie! Dajesz mu zły przykład. – Podejrzewałem, że ta odpowiedź jej nie zadowoli. Ale i tak była lepsza niż zwykłe „nie”. – Możesz mi w takim razie powiedzieć, co ty zamierzasz robić w życiu, skoro szkoła ci nie pasuje?
- A możemy o tym porozmawiać, kiedy indziej? Ten pomysł się raczej mamie nie spodoba…
- A ja? Też tutaj jestem! – Przypomniałem o swoim istnieniu. Swoją drogą, nie wiem, jakim cudem oni mogli o mnie zapomnieć. Przecież to niemożliwe!
- Dobrze. Porozmawiamy o tym w domu. Na spokojnie.
Tyle musi wam wystarczyć. Fajnie było? Muszę przyznać, że ja nawet całkiem nieźle się bawiłem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HelpMe
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 27 Paź 2013
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:42, 15 Mar 2017    Temat postu:

Właśnie odrabiam matmę, jak widać

Jak ja lubię tego młodego XD Jest taki zgimbusiały I widać, że Hałsa krew

Cytat:
– Jestem…
- Tak, wiemy. – Machnąłem ręką i usiadłem naprzeciwko niego. – Dyrektorem tej wspanialej placówki. To co on zrobił?
- House, zamknij się! – Cuddy uderzyła mnie w ramię, a później jak gdyby nigdy nic, przywitała się z tym gościem i usiadła obok mnie. – Przepraszam za mojego męża. – Przybrała służbowy ton. – Chciał się pan z nami widzieć. Co się stało?


Próbuję sobie wyobrazić, jak to musiało wyglądać i po prostu kisnę Jaka Cuddy... Czy to już podpada pod zaburzenia osobowości?

Tak ogólnie... też bym zamówiła pizzę do szkoły... Narobiłaś mi smaka

Cytat:
Następnego dnia, zamiast skupić się na lekcjach, czytał książki niezwiązane z programem szkolnym, za co został odesłany do szkolnego pedagoga.


Podsunęłaś mi pomysł ^^ I to pomysł idealny xD Trzy pieczenie na jednym ogniu xD Nie dość, że książkę dokończę, ominą mnie nudne lekcje, to jeszcze randka z pedagog Czego chcieć więcej? Edan to ma jednak łeb xD

A z tym oknem... hmm... xD dodałam to na listę "Do zrobienia przed śmiercią" XD

Super rozdział Ale Ty dobrze o tym wiesz, bo mówiłam Ci to już wcześniej xD Tak czy siak - czekam na kolejny (nie tylko te zaległe, ju noł łot aj min)

Oby Cię wen nie opuszczał


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez HelpMe dnia Śro 20:43, 15 Mar 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:47, 15 Mar 2017    Temat postu:

HelpMe napisał:
Właśnie odrabiam matmę, jak widać


Jak tak dalej będzie, to jeszcze polubię matmę
HelpMe napisał:


Jak ja lubię tego młodego XD Jest taki zgimbusiały I widać, że Hałsa krew


Ufff... A już myślałam, że tylko ja go lubię Będzie miał fajne życie

HelpMe napisał:

Podsunęłaś mi pomysł ^^ I to pomysł idealny xD Trzy pieczenie na jednym ogniu xD Nie dość, że książkę dokończę, ominą mnie nudne lekcje, to jeszcze randka z pedagog Czego chcieć więcej? Edan to ma jednak łeb xD


No ba xD Same plusy xD a się czepiali i mnie i jego
HelpMe napisał:

Super rozdział Ale Ty dobrze o tym wiesz, bo mówiłam Ci to już wcześniej xD Tak czy siak - czekam na kolejny (nie tylko te zaległe, ju noł łot aj min)


Dziękuję Starałam się jak zawsze Dziękuję za komentarz Za wyrwanie mnie z emerytury dostaniesz następny może już jutro ;>



Dzisiaj pobawimy się w małą retrospekcję. Chcecie? Właściwie, to nie macie wyjścia. Przecież i tam wam to opowiem. Musicie wiedzieć, że nie wszyscy rodzą się tak inteligentni, jak ja. Nawet, jeżeli mają moje geny. A szkoda… Może miałbym wtedy więcej dzieci? W każdym razie, wiedzę często zdobywa się w bólach. W przypadku pasożytów, jest to ból ich rodziców, którzy starają się im tę wiedzę przekazać. Rada? Bądźcie wytrwali i cierpliwi. No i nie dajcie się zwariować. Kolejność dowolna. Zaczynamy?
- Greg, mogę wiedzieć, co ty teraz robisz? – Cuddy stanęła przede mną, zasłaniając mi telewizor. Dziwię się, że zadała to pytanie. Przecież to było oczywiste. Po świetnie wykonanej pracy leżałem na kanapie i odpoczywałem, co w skrócie oznaczało, że uratowałem kolejne ludzkie istnienie i oglądałem koncert Stonesów.
- To, co widać. A właściwie, czego nie widać, bo zasłonił mi to twój wielki tyłek. Bardzo go lubię, ale to też naprawdę genialny występ i…
- Czyli nic. Idealnie. – Zignorowała mnie, a następnie sięgnęła po leżący na stoliku pilot i wyłączyła telewizor.
- Ej! Oglądałem to! – Próbowałem protestować.
- Zgadza się. Czas przeszły. Teraz wstaniesz i pobawisz się z córką, żeby wiedziała, że ma też ojca.
- Świetnie. – Przewróciłem oczami. – A ty?
- Muszę jeszcze popracować. Amaya, chodź. Tatuś się z tobą pobawi. – Trzymając pod pachą jakieś pudełko, mała wparowała do salonu. Nie zrozumcie mnie źle, toleruję nasze dzieci. Nawet pomagam w ich utrzymaniu, ale zabawy z dwulatką? Za każdym razem, kiedy Cuddy była w ciąży, błagałem różne nadprzyrodzone siły, żeby dziecko okazało się być chłopcem. Jak widać, za trzecim razem nie zostałem wysłuchany. Brzmi strasznie? Nie tak bardzo, jak te wszystkie zabawy w dom, sklep i różowe ubranka. Nie potrafię też pleść warkoczy. – Miłej zabawy. Jakbym była NAPRAWDĘ potrzebna, to jestem na piętrze. – Specjalnie położyła nacisk na to jedno słowo i sobie poszła. Dobrze, że chociaż reszta potworów była gdzieś poza domem. Edan na lekcjach gry na gitarze, a Kyle na zajęciach sportowych w szkole.
- Ok. To w co się pobawimy? – Z pozycji leżącej przeszedłem w siedzącą i spojrzałem na córkę.
- To. – Usiadła na podłodze, a przed sobą położyła trzymany wcześniej przedmiot. Zerknąłem na pudełko. Była to gra „Kolorowe domino”. Kolejny genialny prezent od mojej matki albo od Wilsona.
- Na pewno potrafisz w to grać? – Wolałem się upewnić.
- Tak. – Odpowiedziała z powalającą jak na dwulatkę pewnością siebie. Do dziś jej to zostało. – Tatuś, tu sieć. – Wskazała mi miejsce na podłodze, a później otworzyła opakowanie z grą i zaczęła z niego wysypywać kolorowe karty, które miały robić za domino. Westchnąłem i przesiadłem się na podłogę. Zapowiadało się długie popołudnie.
- Chyba musimy się tym podzielić. – Zebrałem wszystko w jeden stosik i zacząłem rozdzielać. Jedno dla mnie, jedno dla niej. W końcu wziąłem swój zestaw kartoników do ręki i zacząłem się mu przyglądać. Mała nie dała rady utrzymać tego wszystkiego w rękach, więc położyła to sobie obok siebie. – Kto zaczyna?
- Ja! – Że też przez chwilę spodziewałem się innej odpowiedzi… A podobno nie jestem naiwny. Tym sposobem na środku wylądowała karta, na której była niebieska papuga i czarny kot. Przez chwilę zastanawiałem się, czy aby na pewno gramy zgodnie z zasadami, ale odpuściłem. Jeżeli gra się z dziećmi, to w wielu przypadkach zasady nie obowiązują. A przynajmniej te oficjalne.
- Dobra. Teraz moja kolej. – Do kota dołożyłem czarną mrówkę i fioletową wiedźmę na miotle. Na widok tego obrazka uśmiechnąłem się. Jeszcze mi za to zapłaci. Zemsta będzie słodka. – Teraz ty.
- Tak?
- Tak. Śmiało. – Zachęciłem ją. Widzicie? Wcale nie jestem taki zły. Amaya zastanawiała się chwilę, po czym dumna z siebie, dostawiła do wiedźmy kartonik z czerwoną wiśnią i maliną.
- Jus! - Zaczęła nawet bić sobie brawo. Musiałem jednak nieco ostudzić jej entuzjazm. Tak złe zagranie nie przystoi nawet dwulatce.
- Źle. To nie jest ten sam kolor.
- Nie jest? – Patrzyła na mnie jak na wariata. Jednak mimo wszystko zabrała swoją kartkę i dała inną. Również złą. Teraz przy papudze leżał zielony smok i równie zielony ogórek. – Teras?
- To ptaszysko jest niebieskie, a to zielone. Musisz dać coś niebieskiego. Ewentualnie fioletowego do wiedźmy. – Starałem się to wytłumaczyć najprościej, jak tylko potrafiłem. Niestety. Poległem z kretesem.
- Beskiego? – Trybiki w jej małej główce ruszyły, ale jeszcze nie wskoczyły na odpowiednie miejsca. – To? – Pokazała palcem na pomarańczową kurę i czerwonego kraba.
- Nie. – Przewróciłem oczami. – Zacznijmy jeszcze raz. Widzę, że kolory to totalna abstrakcja.
- Tak trakcja. – Przyznała mi rację, a ja nie mogłem się nie uśmiechnąć. Proszenie ją o powtarzanie trudnych słów to dopiero zabawa. – Czy pióra tej kury są podobnego koloru do piór papugi? – Wzruszyła ramionami. – Czy oba obrazki wyglądają podobnie, albo tam samo? – Spróbowałem nieco inaczej.
- Tak. – Teraz przynajmniej zrozumiała, o co mi chodzi. Odpowiedź jednak wciąż błędna.
- Mała, błagam. Przecież to zupełnie coś innego. Trochę ci pomogę, zgoda? Może wtedy zrozumiesz.- Ponieważ nie usłyszałem słowa sprzeciwu, wziąłem od niej kartonik z niebieskim słoniem i pomarańczową marchewką i dostawiłem w odpowiednie miejsce. – Widzisz? Niebieski ptak i niebieski słoń. Są o takim samym kolorze. Dlatego pasują. Moja kolej. – Fioletowy balon z pomarańczowym dzwonkiem powędrował w kierunku wiedźmy i w końcu zaczęło to wyglądać jak domino.
- Pacz, piś! – Wzięła do ręki obrazek z pomarańczowym misiem i dynią, a ja zaczynałem dostrzegać światełko w tunelu.
- Widzę. Miś. Czy on pasuje do tego, co już mamy?
- Tak. Tu. – Umieściła „pisia” obok dzwonu. Byłem z siebie ogromnie dumny. Moja nauka nie poszła w las! Wszystko wskazywało też na to, że może jednak kiedyś uda nam się zakończyć tę grę.
- Świetnie! Teraz możesz bić brawo. A ja… - Zrobiłem przegląd posiadanych kart. – Wiewiórka i choinka idzie do marchewki. Futrzak przy warzywie, bo to ten sam kolor. Teraz ruch należy do ciebie.
- Wiem. Pacz, tata. Tak! – Czerwona torebka i niebieski kwiatek wylądowały obok zielonego drzewka.
- Nie! – Uderzyłem się ręką w czoło. – Naprawdę? Było już tak dobrze. Przecież to nie jest to samo.
- Nie jest? Cemu?
- To nie jest ten sam kolor. Amaya, możemy pobawić się w coś innego? Albo włączę ci jakąś bajkę, zgoda? Ty pooglądasz, a ja się zdrzemnę. To świetny układ.
- Nie. Glamy!
Spędziliśmy przy tym prawie dwie godziny. Tłumaczyłem, prosiłem, ale wszystko na próżno. Wciąż się myliła. Ja przewracałem oczami, wzdychałem, marudziłem, a Amaya miała z tego niezły ubaw. W pewnym momencie miałem już tak serdecznie dość, że zacząłem podejrzewać, że ta gra to wynalazek samego diabła. Dalej tak uważam. Ale wiecie co? W późniejszym czasie zagrałem z nią w to jeszcze kilka razy. Wychodziło to różnie. Dziś moja córka ma sześć lat i z kolorami radzi sobie świetnie. Do daltonistki jej daleko. Więc nie poszło mi tak źle, prawda?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HelpMe
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 27 Paź 2013
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:00, 15 Mar 2017    Temat postu:

Cytat:
Jak tak dalej będzie, to jeszcze polubię matmę

Matmę to się KOCHA XD

Cytat:
Za wyrwanie mnie z emerytury dostaniesz następny może już jutro ;>

Trzymam za słowo, hahahah


Ta część jest taka słodziaśna, że dostaję hiperglikemii za każdym razem, kiedy to czytam (a trochę tego było, przy sprawdzaniu na przykład xD)

Cytat:
- Ej! Oglądałem to! – Próbowałem protestować.
- Zgadza się. Czas przeszły. Teraz wstaniesz i pobawisz się z córką, żeby wiedziała, że ma też ojca.
- Świetnie. – Przewróciłem oczami. – A ty?
- Muszę jeszcze popracować. Amaya, chodź. Tatuś się z tobą pobawi.


Cuddy taka władcza Mrrr


Cytat:
Umieściła „pisia” obok dzwonu.


Jak mi to wysyłałaś do sprawdzenia, mignęło mi to jedno zdanie i bałam się, że będą grać w patologiczne scrabble ale później się okazało, że ona wtedy była za malutka na to xD


Ale tak swoją drogą, trochę lipne takie domino. Za moich czasów to się grało drewnianym albo plastikowym, można było ustawiać wężyki z kostek i się fajnie przewracały xD A papierowe to lipa, nie domino... Wilson/babcia House się nie zna xD

Jak zawsze super


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:47, 17 Mar 2017    Temat postu:

HelpMe napisał:


Ta część jest taka słodziaśna, że dostaję hiperglikemii za każdym razem, kiedy to czytam (a trochę tego było, przy sprawdzaniu na przykład xD)


Jeżeli chodzi o czytanie moich wypocin, to fakt... Trochę tego czytasz

HelpMe napisał:


Cuddy taka władcza Mrrr


A kogo w końcu jest Cuddy? Twoja, czy Sarape?

Też wolę to tradycyjne domino, ale co zrobisz jak nic nie zrobisz? Z dzieckiem nie wygrasz Dziękuję Ale nie zawsze jest super Dziękuję za komentarz



Kobiety zarzucają mężczyznom, że są mało romantyczni, nieczuli, że ich nigdzie nie zabierają… Dlaczego zapominają przy tym, że same nam na nic nie pozwalają? Wiedźma każdy mój pomysł zabija wymówkami związanymi z brakiem czasu albo z dziećmi. Ale oczywiście ja jestem tym złym, bo nigdzie nie chcę jej zabrać. Rada? W takich sytuacjach najlepiej postawić kobietę przed faktem dokonanym.
- House! –Wparowałem do pomieszczenia, w którym przez większość czasu przebywa moja żona. – Chcę widzieć twój tyłek w moim gabinecie! – Musicie wiedzieć, że zawsze chciałem to zrobić. Dobrze, że mamy to samo nazwisko. To świetne uczucie. Już wiem, dlaczego tak często to robi. – A dokładniej na moim biurku, bez…
- Zdurniałeś już do reszty?! Prawie dostałam zawału!
- Super. Wtedy też mógłbym pobawić się…
- Przyszedłeś tu rzucać takimi nieprzyzwoitymi tekstami, czy masz jakąś konkretną sprawę? – Znowu mi przerwała.
- W tym przypadku jedno łączy się z drugim. – Rozsiadłem się wygodnie na kanapie i zacząłem ją uważnie obserwować.
- Mógłbyś jaśniej? Mam dużo pracy. Z tego, co pamiętam, to ty również. W przychodni. – OK, do braku czasu i dzieci dodajmy jeszcze przychodnię. Teraz już powinniśmy mieć komplet.
- W przyszłym tygodniu nasi synowie jadą w góry. Pamiętasz?
- Jak mogłabym zapomnieć? Zwłaszcza, że wciąż jestem temu przeciwna. Edan nie zasłużył, a Kyle… - Zaczęła się zastanawiać nad trafnym określeniem. – Nie jest do końca świadomy, z czym wiąże się opieka nad jedenastolatkiem.
- Niech się wprawia. Kto wie, może za jakiś czas ta wiedza mu się przyda?
- Co?! – Obserwowanie jej reakcji to jedno z moich ulubionych zajęć. Zwłaszcza, jak siedzi za tym swoim administratorskim biurkiem i jest wkurzona.
- Skoro udało nam się pozbyć dwojga naszych dzieci, to czemu nie pójść za ciosem i nie pozbyć się trzeciego? – Zmieniłem temat. – Tydzień u mojej, albo twojej matki. No, ewentualnie u twojej siostry. To jak? Umowa stoi?
- Udam, że tego nie słyszałam. Co ty kombinujesz? – Teraz to ona przypatrywała się uważnie mnie.
- Ja?! – Udałem zaskoczonego. – Skąd taki pomysł? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Przed chwilą rozmawialiśmy o pozbywaniu się dzieci. Doceniam, że nie zaoferowałeś sprzedania ich na czarnym rynku z narządami.
- Nie zwróciłyby się włożone w nie pieniądze. Nie warto. Masz jednak rację. Rozmawialiśmy o pozbywaniu się dzieci. – Tak, też nie wierzę, że to powiedziałem.
- Naprawdę? – Jak widać, ona również w to nie wierzyła.
- Tak. A ty na mnie za to nie nawrzeszczałaś. – Uśmiechnąłem się triumfalnie. – Co oznacza, że też masz ich dość i że nie będę musiał namawiać cię do tego tak długo, jak początkowo podejrzewałem. To akurat źle, bo zdążę pójść jeszcze do przychodni i…
- Greg, błagam. Do rzeczy.
- Tydzień bez dzieci. Tylko ty i ja. Sami. – Puściłem do niej oko.
- Mam dać tobie i sobie tydzień wolnego? A szpital? Poza tym, to niewykonalne. – Zaczęła kręcić nosem. I tak jest za każdym razem. Ja wpadam na genialny pomysł, a ona się wycofuje.
- Szpitalem zajmie się Wilson. Jest w radzie. Poradzi sobie. To tylko tydzień. – Na szczęście miałem kontrargumenty. – Co się może stać? Zrówna go z ziemią, zadłuży? Nie jest mną.
- To prawda. Ale nie mogę. To niewykonalne.
- Oboje mamy zaległe urlopy. Sprawdziłem. – Prawda, że szło mi całkiem nieźle?
- Nie mam siły nigdzie chodzić, jechać… - Zaczęła mięknąć i używać coraz słabszych argumentów.
- A kto mówił o wypadzie poza miasto? OK, sprecyzuję swoje plany. Ty, ja i nasze łóżko.
- Romantyk… - Przewróciła oczami. – Że też wcześniej się nie domyśliłam, o co tak naprawdę może ci chodzić. Naiwna jednak jestem.
- Daj spokój! - Teraz to ja przewróciłem oczami. – Nie musimy ciągle uprawiać seksu. Byłoby miło i w ogóle, ale…
- House… - Westchnęła.
- No dobra. Kolacja? Spacer z tym pchlarzem? Film? Boże, mam wrażenie, że zaczynam się staczać! – Zrobiłem przerażoną minę.
- To nawet urocze, wiesz?
- Rozumiem, że się zgadzasz? Świetnie! To do kogo ją odsyłamy? – Wyciągnąłem z kieszeni telefon. – Jeżeli wolisz, żeby to była twoja matka, to ty dzwonisz.
- Kiedy ja naprawdę…
- Lisa, proszę. – Przerwałem jej.
- Odezwałeś się do mnie po imieniu. – Wstała zza biurka i ruszyła w moim kierunku. – Mało tego, ty poprosiłeś. – Kładąc mi rękę na czole, usiadła obok mnie. – Ale to nie gorączka. Jesteś chory?
- Tak. Z twojego powodu. Ale spokojnie. Mam to od kilkunastu lat i jeszcze nie umarłem. Co prawda, rozwinęły się z tego trzy pasożyty, ale…
- Głupek. – Uderzyła mnie w ramię. – Nie możemy pozwolić sobie na tydzień przerwy. – A ona znowu to samo. – Ale cztery dni? Myślę, że mogłoby się udać.
- Dobre i to.
- Nie wyglądasz na zachwyconego. – Dobrze, że to zauważyła. Byłbym świetnym aktorem. Jak mnie kiedyś zwolni, to wiem, w jakim zawodzie również bym sobie poradził. – O co chodzi?
- Czy… - Zacząłem niepewnie, przybierając przy tym poważny wyraz twarzy. – Mimo że to tylko cztery dni, możemy odesłać małą na cały tydzień?
- Jesteś jednak straszny. – Wstała z miejsca i chciała odejść, ale nie pozwoliłem jej na to. Złapałem ją za rękę i pociągnąłem w swoim kierunku. Nie spodziewała się tego i wylądowała z powrotem na kanapie. – I dziecinny.
- Wiem.
- I głupi.
- Powtarzasz się.
- Więc się zamknij i mnie w końcu pocałuj.
- Takie polecenia to ja mogę wykonywać…
W tym momencie musicie poruszyć swoje szare komórki i domyśleć się, co było dalej. Dajcie upust fantazji!
Podsumowując, może i nie wynegocjowałem tygodnia, ale tak przypieczętowana umowa dawała nadzieję, że jednak przez te cztery dni nie wyjdziemy z łóżka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HelpMe
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 27 Paź 2013
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:40, 31 Mar 2017    Temat postu:

A ja lubię czytać xd nawet z hiperglikemią

Oczywiście, że Cuddy jest moja. Nawet, jeśli Sarape twierdzi inaczej Może dostać co najwyżej pyranię

Jak można w ogóle produkować domino, które się nie przewraca? No jak, pytam się

House to jest taki kombinator No ale w sumie... Jakbym miała takie pasożyty z ADHD, chyba też kombinowałabym, jak by się ich pozbyć

Boję się, czym może się skończyć ta wyprawa w góry Studenci i dzieciak to nie najlepsze połączenie Może być różnie


Wincyj!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:23, 31 Mar 2017    Temat postu:

HelpMe napisał:
A ja lubię czytać xd nawet z hiperglikemią


A to tak się da?

HelpMe napisał:

Oczywiście, że Cuddy jest moja. Nawet, jeśli Sarape twierdzi inaczej Może dostać co najwyżej pyranię


Przekonałaś mnie

HelpMe napisał:

Wincyj!


Tak, musiałam to zacytować bo rozwaliło mnie na łopatki Mówisz i masz Dziękuję za komentarz



Słyszeliście o tym, że dziewięć na dziesięć wypadków przytrafia się w domu? Nie wiem, skąd wzięła się ta statystyka, ale w przypadku moich dzieci nie ma żadnego zastosowania. One robią sobie krzywdę dosłownie wszędzie. Podwórko, szkoła, dom, szpital… Miejsce nie ma znaczenia. Wiem, powiecie, że dzieci już takie są i nic się na to nie poradzi. Coś w tym jest, ale dlaczego jednemu z moich synów zdarza się to nadzwyczaj często? Nie mam pojęcia… Rada? No cóż, dobrze jest mieć lekarza w rodzinie.
Siedziałem w kuchni i czytałem gazetę. Miałem na coś ochotę, ale nie wiedziałem, na co. Znacie to uczucie, prawda? Po namyśle stwierdziłem, że napiłbym się kawy. Było co prawda już dość późno, ale jakoś nie szczególnie się tym przejmowałem. Wstałem od stołu i nastawiłem wodę. Z jednej szafki wyciągnąłem kubek, a z drugiej kawę, którą do niego wsypałem. Pustą torebkę chciałem wyrzucić, ale nie miałem gdzie. Kosz na śmieci był pełny.
- Edan! – Jeśli grał na gitarze, szansa na usłyszenie mnie wynosiła zero. – Edan?! – Westchnąłem. Zamiast zdzierać sobie gardło, postanowiłem wyciągnąć z kieszeni telefon i napisać do niego. Po wysłaniu wiadomości oparłem się o kuchenny blat i czekałem.
- Co chciałeś?! – krzyczał, zbiegając po schodach z góry. W końcu pojawił się w kuchni.
- Po pierwsze, to ile razy wam powtarzałem, żebyście nie biegali po schodach, bo połamiecie sobie kulasy? Przypominam, że ani mamusia, ani tatuś nie są ortopedami. A po drugie, to marsz ze śmieciami. Nie zaraz czy za chwilę, a już. Z tego kubła się prawie wysypuje.
- Dobrze, już idę. Jeju… - Wyjął z kosza worek, zakręcił go i ruszył w kierunku przedpokoju.
- Nie zapomniałeś o czymś?
- Ubiorę kurtkę. – Usłyszałem w odpowiedzi.
- A nowy worek sam się założy? – Przewróciłem oczami. – Nie będę robił za was wszystkiego, jak wasza matka. Mowy nie ma.
- Tata jest dzisiaj jakiś marudny. – Cofnął się, żeby zrobić to, o co go prosiłem. – Czemu mała nie może tego zrobić?
- Jest późno, ciemno i nie chcę, żeby coś jej się stało.
- A mi może? Dzięki! Kubły są na końcu podjazdu!
- Więc masz odpowiedź. Nic ci nie będzie, bo to bardzo blisko.
- Proszę, gotowe. Zawsze ja… Zawsze… - Burczał coś pod nosem, ale w końcu się ubrał i wyszedł. Przez ten czas czajnik skończył gotować wodę, więc zalałem sobie napój i z kubkiem w ręku usiadłem znowu przy stole. Gdzie ja skończyłem czytać? Już wiem. Jedna strona, druga, trzecia… A jego wciąż nie było. Jak to jakiś kolejny głupi kawał, to mnie popamięta. Miałem już wstać i podejść do okna, żeby zobaczyć, co on wyprawia, kiedy nagle usłyszałem trzask zamykanych drzwi i jego głos.
- Tato… Chyba złamałem nogę. Strasznie boli i… nie mogę na niej ustać.
- Co zrobiłeś?! – Zostawiłem wszystko i udałem się do przedpokój. – Która noga i gdzie boli? Jak tyś to zrobił?! – Zasypałem go pytaniami.
- Lewa. Nad kostką. Wracałem już do domu, ale się poślizgnąłem. Pod śniegiem był lód. Wygięła się jakoś dziwnie i… Aaaa! Błagam, nie dotykaj!
- Muszę ją obejrzeć. – Zignorowałem jego protesty i najdelikatniej jak tylko potrafiłem, dokończyłem podwijać nogawkę jego spodni. – Delikatne zgrubienie. Zaraz zacznie puchnąć. Trzeba to prześwietlić.
- Jedziemy do szpitala? Tylko nie to!
- Trzeba było ubrać zimowe buty, a nie adidasy. Nawet takie rzeczy trzeba wam mówić?
- Co tu się dzieje? – Amaya zeszła na dół i popatrzyła na nas jak na wariatów.
- Twój brat złamał nogę. – Zacząłem się ubierać. – Jedziemy do szpitala.
- Co za sierota… - Spojrzała na niego z większą litością, niż Wilson patrzy na swoich umierających na raka pacjentów. – Dobra, to ja też się już ubieram.
- Nie! Tato, błagam. Będzie komentować i mi dogryzać, a mnie boli! Nie mam siły jeszcze z nią dyskutować. Błagam!
- Brat, nie przesadzaj. Będzie fajnie!
- Tato! – Bądź tu mądry… Wyglądało na to, że naprawdę cierpiał. Pozwolić, żeby dobiła go własna siostra? Nie miałem serca.
- Koniec! Amaya, zostajesz. Dzwonię po wujka. – Poszukałem telefonu, a następnie wybrałem odpowiedni numer i zadzwoniłem.
- Ale ja chcę jechać!
- A ja chcę, żebyś została. Ponieważ to ja jestem dorosły i to ja was utrzymuję, decyzja należy do mnie. Wilson?
- Tak dokładnie, to mama…
- Zaczekaj chwilę. – Odsunąłem od ucha komórkę i spojrzałem na córkę. – Wiem. Zarabia więcej. Nie dajesz mi o tym zapomnieć. Jednak władzę rodzicielską mamy taka samą. Zostajesz.
- To niesprawiedliwe! – Obrażona, wróciła na górę do swojego pokoju.
- Przyjedziesz i zostaniesz z młodą i gniewną? – Wróciłem do przerwanej rozmowy. – Nie, nic się nie stało. Chociaż… Ta kaleka chyba złamała nogę. Tak, Edan. Czekam. – Rozłączyłem się.
- Zapomniałem, że tata też jest mistrzem ciętych komentarzy. – Westchnął zrezygnowany. – Naprawdę było ślisko i…
- Adidasy! – Przypomniałem mu.
- A ty?!
- Mógłbyś naśladować moje dobre zachowania? Poza tym, ja nie jestem tak „zdolny” jak ty. Na prostej drodze, naprawdę? Aż zacznę się zastanawiać, czy nie masz masochistycznych zapędów.
- Podjazd był oblodzony i wcale nie jest prosty, tylko…
- Ma góra pięć stopni nachylenia!
Tak sobie wesoło rozmawialiśmy, aż w końcu przyjechał Wilson i mogliśmy ruszać. Nie dzwoniłem do Cuddy, bo przecież jechaliśmy do szpitala, więc i tak się dowie. A wysłuchiwać jej marudzenia dwa razy? Nie ma mowy!
- Tato? – Edan siedział na fotelu obok kierowcy i uważnie mi się przyglądał. – Mama będzie zła?
- Dobre pytanie. Na pewno będzie zdenerwowana i zmartwiona, ale odbije się to na mnie. Ty będziesz tym biednym, a ja tym złym. Boli?
- Trochę. Dobrze, że to nie ręka. Nie mógłbym grać na gitarze.
- Lubisz to robić, prawda? – Spojrzałem na niego, a później znowu na drogę.
- Kocham. Wiesz, że Keith Richards spał ze swoją gitarą, żeby ją lepiej poznać?
- Chcesz mi coś powiedzieć? – Odpowiedziałem pytanie na pytanie.
- Tato! – Skrzywił się. – Wiesz, o co mi chodzi.
- Skąd mam wiedzieć? Zabrałeś mi tę książkę, zanim zacząłem ją w ogóle czytać. Przynajmniej już wiem, kto to zrobił. Jak skończysz ją studiować, to odłożysz ją z powrotem na miejsce?
- Dobrze. My jesteśmy ubezpieczeni? – Przyznam, że takiego pytania się nie spodziewałem.
- Pytasz, bo martwisz się, że będziesz musiał z kieszonkowego zapłacić za gips i jego założenie? Bez obaw. Mama wpisze to w straty, czy jakiś inny szpitalny dokument.
- Zastanawiałem się, czy dostanę odszkodowanie. – Też macie wrażenie, że czuł się już znacznie lepiej?
- Noga już cię chyba mniej boli. Zaczynasz kombinować, jak na House’a przystało. Może zawrócimy do domu?
- Boli mnie, naprawdę. Po prostu staram się znaleźć w tym nieszczęściu jakieś plusy. – Wzruszył ramionami.
- Powiedz to swojej matce. Na pewno ją to pocieszy i uspokoi. Zaraz będziesz mógł to zrobić. Jesteśmy na miejscu. – Wjechałem na szpitalny parking i zatrzymałem się możliwie jak najbliżej wejścia. – Poczekaj tu chwilę. Pójdę po wózek. – Zgasiłem silnik, wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki i otworzyłem drzwi.
- Tato, poczekaj chwilę.
- Tak? – Zatrzymałem się z ręką na klamce.
- Ty to zrobisz? Założysz gips i w ogóle?
- Mówiłem ci, że nie jestem ortopedą. Ty do specjalisty, a ja do mamy. Zaraz wracam.
Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Młodego zawiozłem do kolegi po fachu, a sam poszedłem do Cuddy. Swoją drogą, to dobrze, że wszyscy nas tu znają. Na oddziale ratunkowym było tyle ludzi, że gdyby nie znajomości, czekalibyśmy kilka godzin na swoją kolej.
- Dawno się nie widzieliśmy. Stęskniłem się. – Wkroczyłem do gabinetu żony i stanąłem przed jej biurkiem.
- Pogorszył się stan waszego pacjenta? Jak potrzebujesz zgodę na jakiś niebezpieczny zabieg, to jutro. Dzisiaj chciałabym już skończyć tę papierkową robotę i pójść do domu. Z dziećmi jest Wilson?
- Z dzieckiem. – Sprostowałem. – Jedno przywiozłem ze sobą.
- Co się stało? – Przestała wypełniać jakiś dokument i z przerażeniem spojrzała na mnie.
- Chyba złamał nogę. Zaraz się zresztą okaże. Pewnie już go zawieźli na…
- Jak to się stało?! – Wystrzeliła z miejsca, ominęła mnie i ruszyła w kierunku drzwi. – Chodź, opowiesz mi wszystko po drodze.
- Nie ma pośpiechu. Oddałem go w dobre ręce naszego ortopedy. Nie pamiętam, jak się nazywał, ale wierzę, że nie zatrudniłabyś byle kogo, więc…
- Jeżeli nie chcesz mnie wkurzyć to ruszysz swój tyłek za moim. – Znowu mi przerwała.
- Mój tyłek jest mniejszy niż…
- House!
- Idę przecież. – Po chwili już szliśmy korytarzem prosto do windy.
- Więc jak to się stało? Jak on się czuje? Był tydzień na nartach i włos mu z głowy nie spadł, a teraz złamana noga? Czy u nas chociaż raz nie może być normalnie?
- Wiesz, że też się często nad tym zastanawiam? A co do pozostałych pytań… - Wsiedliśmy do windy. Lisa wybrała odpowiedni przycisk i już po chwili jechaliśmy na piętro z ustrojstwem do RTG. – Poszedł wyrzucić śmieci. Wracając, poślizgnął się i upadł. Oprócz tego, że boli go noga, to jest ok.
- Czy my kiedyś odpoczniemy?
- Tak. Jak nas pochowają. – Winda się zatrzymała, drzwi się otworzyły, a my mogliśmy pójść do gabinetu, w którym najprawdopodobniej był nasz syn.
- Jest! – Cuddy zignorowała moją uwagę i pobiegła do pielęgniarki, która wiozła na wózku naszego syna, a pod pachą prawdopodobnie trzymała kliszę ze zdjęciem. – Edan?! – Dopadła ich w końcu. – Jak się czujesz? Co z nogą?
- Dobrze. – Uśmiechnął się krzywo. – Trochę boli, ale da się żyć.
- Mogę? – Kiedy ona była zajęta byciem matką, ja postanowiłem dla odmiany pobawić się w lekarza. Nie, jeszcze mi się to nie znudziło. Nigdy mi się nie znudzi. – Nie jest źle. – Przyjrzałem się zdjęciu. – Delikatne pęknięcie. Trzeba założyć gips, ale myślałem, że będzie to gorzej wyglądało.
- Czyli nie jest złamana, a pęknięta? – Przerwał rozmowę z wiedźmą i spojrzał na mnie.
- Każdy uszczerbek na kości lekarze nazywają złamaniem. Tak jest łatwiej. Nie musisz tłumaczyć rodzicom różnicy. Złamanie to złamanie.
- Rozumiem. Dobrze, że nie trzeba nastawiać, czy coś… Chyba bym tego nie przeżył.
- Bardzo dobrze, że tylko tak się to skończyło. – Cuddy włączyła się do rozmowy. – Pojedziesz teraz z panią pielęgniarką na założenie gipsu, a my z tatą zaraz do ciebie przyjdziemy.
- Jasne. – Wzruszył ramionami. – Daleko nie ucieknę…
- Nawet nie próbuj. – Pielęgniarka zabrała ode mnie zdjęcie i odjechała z nim i naszym synem z powrotem do ortopedy.
- Czy jego coś albo ktoś kiedyś nauczy, że musi na siebie uważać? – Lisa przytuliła się do mnie, a ja zacząłem głaskać ją po plecach. Zawsze ją to trochę uspokajało.
- Nie wiem. Ale możemy spróbować zadzwonić do Kyle’a i poprosić, żeby to on założył ten gips. Może trochę dodatkowego bólu i strach do lekarzy i szpitala…
- Jesteś okrutny. – Uderzyła mnie pięścią w tors. – Ale jak już wszystkie sposoby zawiodą, to kto wie?
- Prawda? Chłopak w końcu musi się na kimś uczyć. – Uśmiechnąłem się do niej.
- Wracamy do domu? – Zmieniła temat.
- A papiery?
- Pojadą z nami.
- Zgoda. Muszę sobie zrobić nową kawę. – Ruszyliśmy do windy.
- Kawę? O tej porze? – Nie ukrywała zdziwienia.
- Od niej wszystko się zaczęło. Pewnie już dawno jest zimna. Albo Wilson mi ją wypił.
- Porozmawiamy o tym później. – Złapała mnie za rękę i przyśpieszyła kroku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ala
Tooth Fairy


Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 350
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wonderland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 13:14, 30 Cze 2017    Temat postu:

Hej, hej! A ja też sobie po cichutku, z ukrycia czytam o perypetiach tej [h]ochanej rodzinki i serducho mi się raduje, że huddy nadal żyje:) Kocham ten fik, wytrwałości w pisaniu!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
Strona 8 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin