Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Pozew o miłość [Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:31, 21 Sie 2010    Temat postu:

Wybaczcie to ja Wiem, że dawno mnie nie było, ale ostatnio trochę się u mnie dzieje i za nic nie mogę znaleźć czasu na pisanie Już nawet nie wiem ile pomysłów mi uciekło, bo nie miałam czasu ich spisać Ale nie ważne Wczoraj udało się. Powstała kolejna część i zarys dwóch kolejnych Musicie wybaczyć mi mój spadek formy, ale to wszystko przez... to wszystko, rozumiecie? No i przez siódmy sezon nie wiem, czy moje serducho dociągnie do września, jeszcze jedno takie promo i nie wiem, co będzie
Wracając do tematu, w końcu mogę sobie popisać Bardzo Wam dziękuję za komenarze za to, że czekacie za to, że czytacie
Paulinka, w sumie chyba możesz liczyć ale część taka trochę dziwna ogólnie, zaczynam się bać, jak Shore i spólka poprowadzą siódmy sezon, żeby House nadal był House'm, zawsze wierzyłam, że to nic trudnego, ale pisząc tego fika mam wątpliwości, bo mój House chyba staje się Wilsonem Dla równowagi spróbuję WIlsona nieco Shałsowatować? A Cuddy? nie wiem, co mi z niej wyjdzie, na pewno nie zmienię jej w zimnego drania to domena Szpilki
A zatem... rozchwiany emocjonalnie lisek zaprasza na ciąg dalszy


IX

Diagnosta przez dłuższą chwilę wpatrywał się w zamknięte, a raczej zatrzaśnięte drzwi sypialni onkologa.
- Coś za coś – pomyślał. – Czyli szczęście kosztem zamiany w… Wilsona? – jego mina była niezwykle zabawna. – O nie. Do tego nie dopuszczę. Nie pozwolę, by w tym wszystkim ucierpiała moja długo wypracowywana opinia zimnego drania – mruczał pod nosem. Z drugiej strony wiedział, że z tej drogi nie ma już odwrotu. Nie chciał wracać. – W sumie ona jest jeszcze stosunkowo mała. Pewnie i tak za chwilę nie będzie nic pamiętać – próbował przekonać sam siebie. Wreszcie pewnym krokiem ruszył przed siebie. Wiedział, że nie ma wyboru, a decyzję podjął już jakiś czas temu. Bez trudu pokonał pierwszą przeszkodę w postaci drewnianych drzwi. Mała leżała nieruchomo, z głową wciśniętą między puchate poduszki.
- Mam czas – usiadł na brzegu łóżka i oparł głowę o swoją laskę. Odpowiedziało mu bardzo wymowne milczenie. Przez moment znów poczuł wielką chęć, by uciec stąd z krzykiem.
- Dlaczego nic nie mówisz? – po pięciu minutach wsłuchiwania się we własne oddechy Rachel chyba postanowiła dać mu szansę.
- Nie wiem, czy chcesz gadać? W końcu to ty uciekłaś – ton jego głosu nie był delikatny, ale starał się, by nie brzmiał zbyt oschle i obojętnie.
- To po co przyszedłeś? – bardzo powoli odwróciła się w jego stronę. Wiedział, że na niego patrzy, ale nie odwrócił się. Tępo wpatrywał się w przestrzeń przed sobą, jakby w głowie układał sobie jakiś najbardziej skomplikowany plan.
- Nie wiem, czy potrafię… – wciągnął powietrze w płuca, widać było, że słowa które próbuje wypowiedzieć bardzo opornie przechodzą mu przez gardło.
- Czy potrafisz co? – dziewczynka usiadła obok niego i usilnie próbowała namierzyć punkt w pokoju, który tak go zainteresował.
- Czy potrafię powiedzieć ci to tak, żebyś zrozumiała.
- Będziesz tatą. Zrozumiałam – w jej głosie wyczuł wielki smutek i żal.
- Chyba nie do końca – uśmiechnął się pierwszy raz odkąd przekroczył próg tego pomieszczenia.
- Powiedziałeś wujkowi, że będziesz tatą. Mama mówi, że jak pan i pani się kochają to mają dzieci. Myślałam, że kochasz tylko mamę? – czuł jej palące spojrzenie na swoim policzku. – Nie jesteś moim tatą, a mówisz, że kochasz mamę. Ale jak możesz kochać mamę skoro kochasz inną panią z którą będziesz miał dzidziusia? – mała wyrzucała z siebie słowa niczym Wilson podczas swoich wywodów. House wreszcie odwrócił się w jej stronę i nie miał pojęcia, czy się śmiać, czy płakać. Znacznie bliżej było mu do tego pierwszego.
- Myślisz, że nadawałbym się na arabskiego szejka? To miłe – puścił oczko w stronę zdezorientowanej dziewczynki.
- Kogo? – widząc jej minę nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Ona była bliska płaczu, a on nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Wiedział, że dzieci bywają trudne, skomplikowane, denerwujące, ale w tej chwili zrozumiał, że potrafią być też urocze i wbrew sobie bardzo zabawne.
- Chodź – poklepał ręką po swoim kolanie. Mała niepewnie wdrapała się na nie. Objął ją ramieniem i znów to poczuł. Dziwne ciepło ogarniające go od wewnątrz. – Jesteś bardzo podobna do swojej matki – spojrzał na jej ciągle błyszczące oczy. – I odrobinę do Wilsona – zaśmiał się widząc jak świdruje go spojrzeniem pt. „nic nie rozumiem”, ale to o niczym nie świadczy. Problem polega na tym, że ja lubię takie gadatliwe czarownice. Mówię o tobie i Cuddy – wyjaśnił dla pewności. – No i o Wilsonie, ale z nim raczej nie mógłbym mieć dziecka więc… – znów spojrzał tylko w sobie znany punkt. Mała wpatrywała się w niego niczym zahipnotyzowana. – Zawsze byłem sam. Lubiłem być sam. Ale potem trochę zaszaleliśmy z twoją matką i wyszło jak wyszło. I okazało się, że pod pewnymi względami bycie z kimś, z wami... jest… - szukał odpowiedniego słowa.
- Fajne? – Rachel postanowiła rzucić mu koło ratunkowe.
- Fajne – powtórzył. – Gdy mówiłem, że będę ojcem miałem na myśli ciebie – ich spojrzenia się spotkały. – Ale gdybym wiedział, że to będzie takie trudne dwa razy bym się zastanowił – mała milczała. Chyba powoli docierał do niej sens tego co usłyszała. - No to co? Raz kozie śmierć? – jego poważny wyraz twarzy niwelowały lekko unoszące się ku górze kąciki ust.
- Nazwałeś się kozą? – tym razem to Rachel parsknęła śmiechem. House wywrócił oczami.
- Z mojej rozbudowanej wypowiedzi wyłapałaś tylko to?! – zrobił przerażoną minę. – Może to i lepiej – wymruczał sam do siebie.
- Kocham cię… tato – ostatnie słowo brzmiało tak obco i tak ciepło zarazem. Jakby jakiś siła zapakowała całą radość świata w ten jeden wyraz i to jemu przypadł zaszczyt rozpakowania tego prezentu. Jej oczy jeszcze nigdy tak nie błyszczały, a uśmiech był szeroki, jak nigdy wcześniej. Gdyby miał wyobrazić sobie najszczęśliwszą osobę na świecie wyglądałaby dokładnie tak, jak to dziecko siedzące na jego kolanach. Rachel objęła go za szyję i uściskała tak mocno, że prawie się dusił. Jakby bała się, że jeśli tylko poluźni uścisk całe szczęście, gdzieś się ulotni.
- Czyli już nie jesteś zła?
- Nie. Znaczy trochę, ale to inna sprawa – powiedziała tajemniczo.
- Wiesz, chyba zostaniesz moim najbardziej skomplikowanym przypadkiem.
- To źle? Tato – specjalnie zaakcentowała ostatnie słowo. Wypowiedziała je z dumą i siłą kogoś kto wie, że w życiu wszystko jest możliwe.
- To dobrze. I przestań w kółko powtarzać to słowo – posłał jej groźne spojrzenie.
- Ale to fajne słowo - zaznaczyła. Był zdziwiony, a nawet zszokowany. Spodziewał się płaczu, krzyków, lamentów, melancholi i pojednania w stylu bohaterów brazylijskich telenowel Wilsona. A okazało się, że czasem tak ważne rozmowy mogą być tak zwyczajne. Oboje już od dłuższego czasu traktowali się wyjątkowo, teraz po prostu dookreślili swoje relacje. A on nadal czuł się sobą. Może nieco zbyt szczęśliwym sobą, ale miał dziwne przeczucie...
- Co to za inna sprawa? - postanowił jednak wrócić do rzeczywistości.
- Nic wielkiego. Drobiazg. Mała niespodzianka dla mamy – jej niewinny wyraz twarzy przyprawiał go o dreszcze.
- Kogo mamy zabić? – nie otrzymał odpowiedzi. Mała chwyciła go za rękę i ruszyli w kierunku wyjścia.

Cuddy siedziała w swoim gabinecie i zastanawiała się, czy los jest tak złośliwy tylko dla niej, czy w życiu po prostu tak już musi być. Wygrywasz jedną bitwę, przegrywasz drugą. Jesteś szczęśliwa, ale musisz zapłacić za to szczęście wysoką cenę. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Otaczały ją ściany poryte dyplomami i nagrodami. Była świetna w tym, co robi i miała tego pełną świadomość. Każdy taki świstek był koronnym dowodem jej siły i wytrwałości w dążeniu do celu. Miała swój gabinet, ba, miała swój szpital. Jeden z najlepszych w kraju. Miała też czterdzieści lat, a chwile w których była naprawdę szczęśliwa mogłaby zamknąć w kilku miesiącach. A właściwie to w tych ostatnich, które spędziła, z nim i ze swoją córką. – A więc coś za coś – pomyślała. – Albo raczej raz kozie śmierć – zaśmiała się. W tym momencie do biura wszedł Wilson.
- Czy ty właśnie nazwałaś się kozą? – jego ciepły uśmiech sprawił, że od razu poczuła się lepiej. – Co robisz? – spojrzał jak składa podpis na jakimś dziwnym dokumencie. – Wiem, że była tu rada. Cuddy, co jest?
- Dowiedzieli się – oparła się na fotelu odkładając długopis.
- Z twojej miny widzę, że nie byli zachwyceni.
- Gdybyś ich słyszał. Jakby to wszystko czego tu dokonałam przez te lata nagle przestało istnieć, jakby nie miało znaczenia. A wszystko przez to, że... – ukryła twarz w dłoniach. – Może gdybyśmy się rozwiedli? – wypowiedziała wbrew sobie.
- Wiem, że tak nie myślisz. Chyba się nie poddasz? House ci na to nie pozwoli. Ja ci na to nie pozwolę.
- Dokonałam już wyboru. Wilson, teraz widzę czego tak naprawdę pragnę – mówiła, a jej twarz promieniała. Nie wyglądała jak ktoś, kto tracił cząstkę siebie. Wyglądała jak ktoś, kto po przebyciu milionów kilometrów dotarł właśnie do upragnionego celu.
- Ciszę się. Ale pamiętaj, czasem można mieć wszystko. Trzeba tylko trochę o to zawalczyć.
- Mówisz jak House – zaśmiała się wymownie . – Dziękuję – dodała po chwili. Pocałowała go w policzek i wyszła nie odwracając się za siebie. Onkolog uśmiechał się duchu. Nie mógł uwierzyć jak długą drogę przebyła ta dwójka. Gdyby ktoś powiedział mu jeszcze rok temu, że będą małżeństwem, że House będzie walczył, że ona mając wybór stracić to wszystko albo zyskać coś tak nietrwałego i niepewnego jak związek z jego przyjacielem bez wahania wybierze to drugie, po prostu wyśmiałby go, wyśmiałby każdego, kto pokusiłby się o takie dywagacje. Nagle w głowie zaświtała mu pewna myśl. – Chyba najwyższa pora, by do akcji wkroczył trzeci z muszkieterów – jego spojrzenie mówiło samo za siebie, aczkolwiek przyjęta poza bardziej przypominała innego super bohatera.

- Ale było super – małą, aż roznosiła energia.
- Super?! Przez ciebie jechałem dwadzieścia na godzinę, czuję się jakbym przeszedł tę trasę pieszo – jego zmaltretowana mina nie była w stanie odebrać jej owej frajdy, której przed chwilą doświadczyła.
- Więc to twój dom? – wskazała na budynek przed sobą.
- Nadal nie wiem, co tu robimy? – przyglądał się jej uważnie. Rachel ruszyła przed siebie. Chcąc nie chcąc pokuśtykał za nią.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Sob 13:45, 21 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HuddyFan
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 13:33, 21 Sie 2010    Temat postu:

zamawiam!!!

e; jutro wieczorkiem edytuję.
e2; haha! Oluś się spóźniła.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez HuddyFan dnia Sob 13:42, 21 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:33, 21 Sie 2010    Temat postu:

*Patrzy groźnie*


E: Dalej patrzy groźnie A ja skomentuje jak posprzątam Obiecuję



Przepraszam, że dopiero teraz, ale poprawka i w ogóle…
Rozmowa Rachel i House’a jest cudowna I House nie jest kozą… co najwyżej czasami osłem Ale takim kochanym Stanął na wysokości zadania i to się liczy i to „Kocham cię… tato” Wzruszyłam się To teraz nie będzie na powitanie: „House!!!!!!”, tylko „Tato!!!!!!!!!” I jestem happy I co ona kombinuje? A tak! Już wiem, bo znam następną część
O Cuddy też się już nie muszę martwić, bo wiem, że Wilson wkroczy do akcji


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez OLA336 dnia Śro 13:36, 25 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
daritta
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 2185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Leszno
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:40, 21 Sie 2010    Temat postu:

No i ja też klepię ;d

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:00, 21 Sie 2010    Temat postu:

A ja nie klepię *prostuje się z dumą*

Lisku, ileś ty nam kazała czekać? Musi się nad nami tak... wyzwierzęcać? Sama już nie wiem, jak długo nie było nowego rozdziału. Ale tak skrótowo, to z pewnością za długo.

Rachel jest taka... słodka. Urocza. Jak Wilson, jak Cuddy, ale i jak House.

Cytat:
- Fajne – powtórzył. – Gdy mówiłem, że będę ojcem miałem na myśli ciebie – ich spojrzenia się spotkały. – Ale gdybym wiedział, że to będzie takie trudne dwa razy bym się zastanowił – mała milczała. Chyba powoli docierał do niej sens tego co usłyszała. - No to co? Raz kozie śmierć? – jego poważny wyraz twarzy niwelowały lekko unoszące się ku górze kąciki ust.
- Nazwałeś się kozą? – tym razem to Rachel parsknęła śmiechem. House wywrócił oczami.


W dzieciach najwspanialsze jest to, że nic nie rozumieją. On jej mówi o tym, że ją kocha (na swój sposób, oczywiście), a ona rouzmie tylko, że House jest kozą. To takie dziecinne. Dziecięcie w sumie.

Cytat:
Albo raczej raz kozie śmierć – zaśmiała się. W tym momencie do biura wszedł Wilson.
- Czy ty właśnie nazwałaś się kozą? – jego ciepły uśmiech sprawił, że od razu poczuła się lepiej.


Wilson Kocham tego człowieka. Zdecydowanie jedna z moich ukochanych postaci zarówno w House'ie, jak i we wszystkich innych serialach. Tak ogólnie go uwielbiam. Jest taki pozytywny i ciepły, że nie sposób się nie uśmiechnąć na jego widok. Zazdroszczę go House'owi


Oj, coś mi się wydaje, że Cuddy podjęła jedyną słuszną decyzję. Szpital to nic, kiedy obok ma się miłość swojego życia, czyż nie? No i oczywiście niespodzianka Rachel mnie intryguje, fascynuje i nieco przeraża. Czekam na ciąg dalszy.

Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:58, 21 Sie 2010    Temat postu:

Ja też nie klepię

No i co znowu ja? Zawsze jak coś złego to ja Ale cóż, był czas przywyknąć To dobrze, że nie zmienisz Cuddy. Pamiętasz kłótnie? Tak samo jest z Lisą. Zmienianie Cuddy i Huddy kłótnie mogę tylko ja A tak na serio to cieszę się, że moja Lisa tak zapadła Ci w pamięć

Test jest jak zwykle przecudowny. Ja już nie wiem, co mam Ci pisać, bo zawsze mogłabym powiedzieć to samo. Nie lubię popadać w taką rutynę. Napisz w końcu coś beznadziejnego! Ale rozumiem, że nie potrafisz nic zepsuć, tzn. zepsuć czegoś, co jest słowem pisanym. Właściwie to dobrze. Tylko pogratulować!

Ty wiesz czy Ty nie wiesz, że ja uwielbiam rozmowy House'a z Rachel? W sumie skąd miałabyś to wiedzieć W takim razie informuję Cię, że ja ich rozmowy wprost uwielbiam. Lubię patrzeć jak Greg stara się wykrztusić z siebie coś w miarę uczuciowego, takiego... normalnego, ludzkiego. Czegoś bez podtekstów, takiego prawdziwego. Kocham patrzeć, gdy on próbuje się otworzyć. I kocham to jak House najpierw wmawia sobie, że Rachel to "dziecko jak dziecko", a potem zaczyna traktować ją jak córkę i zaczyna czuć się ojcem.

Cytat:
- Powiedziałeś wujkowi, że będziesz tatą. Mama mówi, że jak pan i pani się kochają to mają dzieci. Myślałam, że kochasz tylko mamę? – czuł jej palące spojrzenie na swoim policzku. – Nie jesteś moim tatą, a mówisz, że kochasz mamę. Ale jak możesz kochać mamę skoro kochasz inną panią z którą będziesz miał dzidziusia?


Jeju, jakie skomplikowane rozumowanie. Rachel jest cudowna. Tak trochę zagubiona, smutna, przy tym ciekawska i... no po prostu taka mała dziewczynka. House ma niełatwy orzech do zgryzienia.

To jak Greg wszystko małej wytłumaczył było śliczne. No i później te "kocham cię... tato". Piękny opis tego jak House się wtedy poczuł i jak wyglądała Rachel. Intryguje mnie ta niespodzianka. Jak zwykle sprawiasz, że nie mogę się doczekać kolejnej części. Jestem zbyt ciekawska, żeby czytać takie rzeczy.

Czy ja dobrze zrozumiałam? Cuddy wybrała House'a? Och, zdecydowanie jej nie zmieniłaś w zimnego drania! To dobrze, że wybrała jego. Zapewne nie było to dla niej proste. W końcu każdy wie, jak ważna jest dla niej ta praca. Cudownie, że jej szczęście i miłość, rodzina i dom są dla niej jeszcze ważniejsze. No i Wilson... on to zawsze jest kochany, wiec co tu o nim dużo mówić.

Rachel z House'm w jego domu... No ej, teraz to już przegięłaś! Chcę wiedzieć co jest dalej! Teraz, zaraz, natychmiast, już Mówiłam, że jestem troszkę... no dobra, bardzo niecierpliwa?

Czekam na ciąg dalszy i życzę, żebyś znalazła czas na pisanie, bo wychodzi Ci świetnie.

Pozdrawiam i przesyłam buziaki
Weny, Mistrzuniu
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mika-house
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 19 Maj 2010
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: szczecin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:29, 22 Sie 2010    Temat postu:

łojojoj... się naczekaliśmy
ale było wspaniale, bardzo... nie wiem jak to nazwać, ale było cud
długo czekałam, aż rachel powie do housa tato... ach, warto było
czekam na c.d. Wena!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aduśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 07 Wrz 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedlce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:21, 22 Sie 2010    Temat postu:

Liisku kochany

Powiem poraz kolejny, że kocham twoje prace, twojego Wena.
No i Twojego House'a and Cuddy

Cudnie prowadzisz ten fik

Wszystkie części są po prostu boskie

Ogromnie się cieszę, że oni nie wezmą rozwodu, natomiast zakochałam się we fragmentach z House&Rachel


Cytat:
- Mam czas – usiadł na brzegu łóżka i oparł głowę o swoją laskę. Odpowiedziało mu bardzo wymowne milczenie. Przez moment znów poczuł wielką chęć, by uciec stąd z krzykiem.
- Dlaczego nic nie mówisz? – po pięciu minutach wsłuchiwania się we własne oddechy Rachel chyba postanowiła dać mu szansę.
- Nie wiem, czy chcesz gadać? W końcu to ty uciekłaś – ton jego głosu nie był delikatny, ale starał się, by nie brzmiał zbyt oschle i obojętnie.
- To po co przyszedłeś? – bardzo powoli odwróciła się w jego stronę. Wiedział, że na niego patrzy, ale nie odwrócił się. Tępo wpatrywał się w przestrzeń przed sobą, jakby w głowie układał sobie jakiś najbardziej skomplikowany plan.
- Nie wiem, czy potrafię… – wciągnął powietrze w płuca, widać było, że słowa które próbuje wypowiedzieć bardzo opornie przechodzą mu przez gardło.
- Czy potrafisz co? – dziewczynka usiadła obok niego i usilnie próbowała namierzyć punkt w pokoju, który tak go zainteresował.
- Czy potrafię powiedzieć ci to tak, żebyś zrozumiała.
- Będziesz tatą. Zrozumiałam – w jej głosie wyczuł wielki smutek i żal.
- Chyba nie do końca – uśmiechnął się pierwszy raz odkąd przekroczył próg tego pomieszczenia.
- Powiedziałeś wujkowi, że będziesz tatą. Mama mówi, że jak pan i pani się kochają to mają dzieci. Myślałam, że kochasz tylko mamę? – czuł jej palące spojrzenie na swoim policzku. – Nie jesteś moim tatą, a mówisz, że kochasz mamę. Ale jak możesz kochać mamę skoro kochasz inną panią z którą będziesz miał dzidziusia? – mała wyrzucała z siebie słowa niczym Wilson podczas swoich wywodów. House wreszcie odwrócił się w jej stronę i nie miał pojęcia, czy się śmiać, czy płakać. Znacznie bliżej było mu do tego pierwszego.
- Myślisz, że nadawałbym się na arabskiego szejka? To miłe – puścił oczko w stronę zdezorientowanej dziewczynki.
- Kogo? – widząc jej minę nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Ona była bliska płaczu, a on nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Wiedział, że dzieci bywają trudne, skomplikowane, denerwujące, ale w tej chwili zrozumiał, że potrafią być też urocze i wbrew sobie bardzo zabawne.
- Chodź – poklepał ręką po swoim kolanie. Mała niepewnie wdrapała się na nie. Objął ją ramieniem i znów to poczuł. Dziwne ciepło ogarniające go od wewnątrz. – Jesteś bardzo podobna do swojej matki – spojrzał na jej ciągle błyszczące oczy. – I odrobinę do Wilsona – zaśmiał się widząc jak świdruje go spojrzeniem pt. „nic nie rozumiem”, ale to o niczym nie świadczy. Problem polega na tym, że ja lubię takie gadatliwe czarownice. Mówię o tobie i Cuddy – wyjaśnił dla pewności. – No i o Wilsonie, ale z nim raczej nie mógłbym mieć dziecka więc… – znów spojrzał tylko w sobie znany punkt. Mała wpatrywała się w niego niczym zahipnotyzowana. – Zawsze byłem sam. Lubiłem być sam. Ale potem trochę zaszaleliśmy z twoją matką i wyszło jak wyszło. I okazało się, że pod pewnymi względami bycie z kimś, z wami... jest… - szukał odpowiedniego słowa.
- Fajne? – Rachel postanowiła rzucić mu koło ratunkowe.
- Fajne – powtórzył. – Gdy mówiłem, że będę ojcem miałem na myśli ciebie – ich spojrzenia się spotkały. – Ale gdybym wiedział, że to będzie takie trudne dwa razy bym się zastanowił – mała milczała. Chyba powoli docierał do niej sens tego co usłyszała. - No to co? Raz kozie śmierć? – jego poważny wyraz twarzy niwelowały lekko unoszące się ku górze kąciki ust.
- Nazwałeś się kozą? – tym razem to Rachel parsknęła śmiechem. House wywrócił oczami.
- Z mojej rozbudowanej wypowiedzi wyłapałaś tylko to?! – zrobił przerażoną minę. – Może to i lepiej – wymruczał sam do siebie.


House i trudne rozmowy. Boski fragment. Bardzo mi się podobało jak jej tłumaczył

Cytat:
- Kocham cię… tato – ostatnie słowo brzmiało tak obco i tak ciepło zarazem. Jakby jakiś siła zapakowała całą radość świata w ten jeden wyraz i to jemu przypadł zaszczyt rozpakowania tego prezentu. Jej oczy jeszcze nigdy tak nie błyszczały, a uśmiech był szeroki, jak nigdy wcześniej. Gdyby miał wyobrazić sobie najszczęśliwszą osobę na świecie wyglądałaby dokładnie tak, jak to dziecko siedzące na jego kolanach. Rachel objęła go za szyję i uściskała tak mocno, że prawie się dusił. Jakby bała się, że jeśli tylko poluźni uścisk całe szczęście, gdzieś się ulotni.
- Czyli już nie jesteś zła?
- Nie. Znaczy trochę, ale to inna sprawa – powiedziała tajemniczo.
- Wiesz, chyba zostaniesz moim najbardziej skomplikowanym przypadkiem.
- To źle? Tato – specjalnie zaakcentowała ostatnie słowo. Wypowiedziała je z dumą i siłą kogoś kto wie, że w życiu wszystko jest możliwe.
- To dobrze. I przestań w kółko powtarzać to słowo – posłał jej groźne spojrzenie.
- Ale to fajne słowo - zaznaczyła. Był zdziwiony, a nawet zszokowany. Spodziewał się płaczu, krzyków, lamentów, melancholi i pojednania w stylu bohaterów brazylijskich telenowel Wilsona. A okazało się, że czasem tak ważne rozmowy mogą być tak zwyczajne. Oboje już od dłuższego czasu traktowali się wyjątkowo, teraz po prostu dookreślili swoje relacje. A on nadal czuł się sobą. Może nieco zbyt szczęśliwym sobą, ale miał dziwne przeczucie...


Ajjj!

Kocham,kocham,kocham!

Cuddy dokonała dość trudnego wyboru, ale chyba dobrego
Czekam na następne części

I jesteś świetna w opisach. Naprawdę bardzo,bardzo!

Sacun Mistrzu!


Całuję i pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:09, 22 Sie 2010    Temat postu:

Huddyfan, Oluś, Daritta cokolwiek napiszecie, już Wam dziękuję Więc śmiało możecie mnie zjechać i tak jesteście kochane

Agnes, ale to nie moja wina, to te... na jak im to siły wyższe cieszę się, że się podoba, trochę nie mam przekonania, ale muszę się przyznać, że trudno będzie mi skończyć tego fika, bo bardzo polubiłam bawić się w dom z naszym Huddy
Któż nie kocha Wilsona
E... tam, Rachel to aniołek nic nadzwyczajnego nie wymyśli no chociaż...
Dzięki

Szpiluś kochana Oj, nie tylko Twoja Lisa zapadła mi w pamięć, wszystkie Twoje fiki bardzo dobrze pamiętam
DLa mnie wszystko co piszę jest kichowate i beznadziejne więc może spoójrz na to moim okiem
Dziękuję Ci za tak miłe słowa Rachel i House jeszcze wystąpią w duecie Jak już mówiłam, zabawa w Huddy dom i Huddy wspólne życie bardzo mnie wciągneła, boję się, że za bardzo w sensie, myślę o końcu, ale ciągle pojawia się coś nowego. Cóż, podniosłaś mnie na duchu wiesz już się nie boję, jak zwalę tego fika, przynajmniej Ty będziesz zadowolona, że będziesz mogła coś innego napisać, a krtytyka zawsze wskazana
Nie licz na za wiele nie będzie żadnych wybuchów i tym podobnych I po raz setny, to Ty piszesz świetnie, i to Ty jesteś Mistrzem, nie wierzysz przeczytaj swoje fiki zrozumiesz o czym mówię
Również przesyłam buziaki I pamiętaj, bardzo sobie cenię, że taki Mistrzu ciągle mnie czyta

Mika House, wiem, wiem, za to teraz będzie szybciej, co nie znaczy lepiej Super, bo bałam się, że wjdzie zupełnie niehałsowo, ale skoro się podoba
dzięki

Aduśka
Wiec, że jest zła tak, bo ja czekam z utęsknieniem na Twoje piękne niedokończone fiki czy ja mam zabrać Twego wena na osobistą pogadankę No. A teraz do rzeczy...
Niezasłużyłam, niezasłużyłam... na tak piękne słowa

Mam nadzieję, że nie zawiodę
Bardzo Ci dziękuję


Cóż, uczulonych na sielanki, słodycze i tym podobne prosi się o nie czytanie ciągu dalszego na pocieszenie powiem, że nie będzie trwało to wiecznie




X

Nie minęło nawet pół godziny, a w gabinecie onkologa zebrał się już spory tłum pielęgniarek i nie tylko. Był woźny Ted, magazynierka Trish, kilku lekarzy z przychodni i trzech ordynatorów. Wilson mając do wyboru siłowe rozwiązanie sprawy, czyli przykucie się do drzwi wejściowych szpitala i protest głodowy w obronie dyrektorki, wybrał jak to określił, mniej szkodliwe rozwiązanie. W końcu nie chciał odbierać całej frajdy swojemu przyjacielowi. Nawet nie próbował sobie wyobrażać, co się będzie działo, gdy House się dowie. Przypuszczał, że kajdanki i blokada drzwi byłby najmniejszym problemem zarządu.
- Doktorze Wilson? – z lekkiego zamyślenia wyrwał go głos pielęgniarki z chirurgii.
- Zapewne dotarła już do państwa niepokojąca nowina o odejściu doktor Cuddy – wśród zebranych nastąpiło lekkie poruszenie.
- Ale co się stało? – zapytał jeden z ordynatorów. Cichy wielbiciel pani administrator.
- Sprawy osobiste…
- Ślub z doktorem House’m – wyjaśnił siedzący na kanapie onkologa woźny. Wszystkie pary oczu znajdujące się w pomieszczeniu skierowane zostały w jego stronę. Najbardziej zdziwiony wydawał się Wilson.
- Ale skąd? – myślał, że był jedyną osobą znającą ich mały sekret.
- Powiedzmy, że znalazłem się w nieodpowiednim momencie w nieodpowiednim miejscu – jego mina była bardzo wymowna.
- Wracając do sprawy – zaintrygowane miny zebranych nieco zrzedły. Wszyscy mieli nadzieję, że usłyszą od woźnego nieco więcej szczegółów. Niestety onkolog nie mógł pozwolić na rozwijanie jakichkolwiek wątków pobocznych. Choć musiał przyznać, że opowieść z pewnością byłaby ciekawa. – Rada szpitala posunęła się za daleko. Nasze życie prywatne nie może mieć wpływu na to kim jesteśmy i co robimy w tym szpitalu.
- Doktor Cuddy, chyba znała ryzyko – odezwał się jeden z mniej sympatycznych lekarzy. Spojrzenie Wilsona jasno sygnalizowało „wypatroszę cię i rzucę rekinom na pożarcie.” Nikt więcej nie zabrał głosu.
- A pamięta pan pański mały problem z doktorem Okonorem – mężczyzna w momencie zrobił się czerwony.
- Mimo, iż doktor Okonor bardzo nalegał na usunięcie pana ze szpitala, doktor Cuddy uznała jednak, iż fakt, że sypia pan z jego żoną nie dyskwalifikuje pana jako lekarza, a tylko jako człowieka. Dzięki niej nadal ma pan stałą i dobrze płatną posadę. To kolejna rzecz, którą jej zawdzięczamy. Spojrzał wymownie na pielęgniarki. To dzięki Cuddy nasze pensje są jednymi z najwyższych w kraju. No i sponsorzy. Sprzęt, na którym pracujecie nie został zakupiony przez radę szpitala, która boi się podejmowania jakichkolwiek działań, no może poza bezpodstawnymi zwolnieniami. Teraz tylko czekać, aż zaczną się zwolnienia z powodu podejrzeń o romanse; tu spojrzał wymownie na dwóch chirurgów; z powodu nagminnych zwolnień lekarskich wynikających z posiadania licznego potomstwa; tym razem jego wzrok powędrował na ordynatora oddziału wewnętrznego; ojca siedmiorga dzieci. Zapewniam, że tylko doktor Cuddy jest tak wyrozumiała. Więc jeśli nie chcemy, by szpitalem zaczął zarządzać jakiś niedouczony synalek jednego z członków zarządu z przerostem ambicji wpojonym przez nieszczęśliwego ojca to musimy coś zrobić - zakończył swoją przemowę.
- O ile znam doktora House’a sam się tym zajmie – skwitowała jedna z pielęgniarek. Reszta towarzystwa parsknęła śmiechem i pokiwała głową na znak, że myślą podobnie.
- Wolałbym, żeby do tego nie doszło – Wilson uśmiechnął się blado.
- Więc co możemy zrobić?
- Na początek napiszemy petycję. Rada nie będzie w stanie walczyć z całym szpitalem – rozejrzał się niepewnie po zebranych. Oczywiście jako pierwsze po długopisy sięgnęły pielęgniarki z onkologii. Za nimi w kolejce ustawiali się kolejni zwolennicy rządów doktor Cuddy. W tym momencie Wilson faktycznie poczuł się jak super bohater.

W tym czasie Cuddy dotarła już do domu. Ku jej zdziwieniu pustego domu. Zadzwoniła do niani.
- Jak to dał ci wolne?! Dobrze. Nic się nie stało. Do jutra, Mirando – o tak, czuła, że to nie koniec tego długiego dnia. W pierwszej chwili lekko się przeraziła. Sama myśl, że jej córka jest z House’m budziła jej niepokój, ale nie była przesadnie zdenerwowana. Wiedziała, że wbrew wszystkiemu z diagnostą Rachel jest bezpieczna. Zdjęła szpilki i żakiet. Udała się do kuchni. Była strasznie głodna. Zamiast wyrywać sobie włosy z głowy ona uśmiechała się do siebie. Świat zwariował. Bez wahania oddała swój szpital, House zajmuje się jej córką, a ona jak gdyby nigdy nic robi sobie zapiekanki z serem. Była przerażona i rozbawiona zarazem.
- Jestem wariatką – pomyślała i spojrzała w okno. Powoli zaczynało się ściemniać.


- Jesteś wariatem – mała zaśmiała się na cały głos. House wywrócił oczami.
- Miałaś być cicho. I uznam to za komplement – dodał dumnie popychając drzwi.
- Jak możesz nie mieć klucza do swojego domu – Rachel westchnęła. – I oddaj mi spinkę.
- Co dalej? – nie zdążył się odwrócić, a dziewczynka już była w środku. Czuła się jak u siebie to za mało powiedziane.
- Łał, ile tu fajnych rzeczy – nie mogła wyjść z podziwu. Najpierw jej uwagę przykuła spora kolekcja piłek. Później przeglądała jego płyty. – Co to? – wskazała na stare urządzenie.
- Gramofon – wyjaśnił opadając na kanapę. Miał przeczucie, że cokolwiek to miało być trochę to potrwa.
- Włączysz? – wbiła w niego maślane spojrzenie. – Łał! – nie zdążył nawet odpowiedzieć, a mała już siedziała przy pianinie. W takich chwilach zastanawiał się skąd się u niej bierze ta energia. Niepewnie położyła jeden palec na klawiszu. W pokoju rozległ się cichy dźwięk.
- Nie gryzie – zaśmiał się widząc jej delikatność.
- Mama mówiła, że napisałeś dla niej piosenkę – House skinął głową na potwierdzenie. – Zagrasz?
- Ale to piosenka dla twojej mamy.
- Więc zagraj specjalną dla mnie. Mamusia mówiła, że uwielbia jak grasz.
- Nie tylko - właśnie przypomniała mu się ich druga randka. Faktycznie, właśnie wtedy zagrał dla niej, ale to co było potem było o wiele ciekawsze. Podszedł do pianina. Wydawało mu się, że nadal czuje jej zapach na klawiszach.
- Siadaj – z zamyślenia wyrwała go dziewczynka. Zeskoczyła z krzesła robiąc mu miejsce. – Coś wesołego! – krzyknęła znikając w korytarzu.
- Tylko nie baw się zapałkami!
- Dobrze, tato! – diagnosta parsknął śmiechem. Wiedział, że sam się o to prosił. Po chwili w całym mieszkaniu rozbrzmiała bardzo rytmiczna melodia.
- Gdzie ty trzymasz skarpetki? I dlaczego w łazience nie ma żadnych kremów? – Rachel wkroczyła do salonu z rękami założonymi na biodra i z bardzo skonsternowaną miną. Była ona jednak niczym w porównaniu z miną diagnosty. Spojrzał na dziewczynkę i na leżącą obok niej walizkę.
- Jeśli potrzebowałaś skarpetek trzeba było powiedzieć. Kupiłbym ci – palnął pierwsze co mu wpadło do głowy.
- Bardzo śmieszne. Jak nie chcesz mi pomóc będziesz chodził w moich. Różowych. Albo w rajstopach mamy – zaznaczyła zadziornie. I w tym momencie wszystko do niego dotarło. Jasno i wyraźnie. Pięciolatka podjęła za niego kolejną życiową decyzję. Cóż, biorąc pod uwagę fakt, że o jego ślubie zadecydował facet w przebraniu Elvisa był skłonny uznać to za postęp. Panującą w pokoju konsternację przerwał dźwięk wibrującego telefonu. Na wyświetlaczu widniał napis „Cuddy.”
- To mama – bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Jep.
- Powiedz, że jesteśmy na zakupach – House posłał jej groźne spojrzenie.
- Mam kłamać?
- Wszyscy kłamią – wzruszyła ramionami. Miał przesrane. – W to akurat uwierzy. Uwielbiam zakupy.
- Nie uwierzy – ponownie spojrzał na wyświetlacz.
- Jak będziesz przekonujący to uwierzy.
- Witaj, matko małego potwora.
- Gdzie jesteście? Robi się późno?
- Jesteś już domu? Coś się stało? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Ja spytałam pierwsza. Mam nadzieję, że nie będę musiała was znów odbierać z posterunku policji.
- To była wina Wilsona! A my jesteśmy na… zakupach – dokończył stanowczym tonem. Zapanowała cisza.
- Tato… kup mi to proszę! Kup! Proszę! O nic więcej nie poproszę! – mała byłaby świetną aktorką.
- Przekonana? – nie czekając na odpowiedź rozłączył się. Lisa była skłonna w to uwierzyć. To było bardzo w stylu Rachel. Ale zaraz? Cholera! Czy ona usłyszała… tato?

- Przez ciebie będę miał przesrane – starał się brzmieć poważnie, ale nie był w stanie. Widok dziewczynki upychającej jego koszule do wielkiej walizki zwyczajnie go rozczulał. – Wiesz, co to znaczy? Będziesz mnie widywać rano i wieczorem. Moje brudne skarpetki będą walały się po całym salonie. I będziesz musiała mi zrobić miejsce w łazience – mała uśmiechała się promiennie. Nie wyglądała na przerażoną.
- I tak widuję cię rano. Zwykle w łóżku mamy. Wieczorem zresztą też. A skarpetek nie można trzymać w salonie. A twoją szczoteczkę możesz trzymać w kubku mamy – wyjaśniła. W takich momentach poważnie rozważał swoją teorię o jej podobieństwie do pewnego onkologa. Był skłonny uwierzyć, że mała gaduła była owocem związku Wilsona z jedną z jego pacjentek.
- Resztę musisz zrobić sam – Rachel pociągnęła go za rękaw kurtki. Spojrzał na olbrzymich rozmiarów bagaż. W tej chwili mógł to jeszcze powstrzymać, ale myśl o chodzeniu w różowych skarpetkach sprawiła, że błyskawicznie pochwycił uchwyt walizki. Jego życie zmieniło się o trzysta sześćdziesiąt stopni. A to był dopiero początek.
- Co ty tam nawrzucałaś?! – zgromił ją spojrzeniem. Odpowiedziało mu pełne uzębienie małej dziewczynki. Już mieli wychodzić, gdy telefon znów przypomniał o swoim istnieniu.
- House?
- Wilson? – diagnosta użył tego samo tonu.
- Mamy problem.
- Ja mam problem. Poważny problem. Starzeję się stary. Robię coś naprawdę głupiego…
- Piłeś?
- Nie.
- Jesteś sam?
- Nie. Jest ze mną czarownica. Ta mniej wredna.
- Uroczo. Dogadaliście cię się. Co musiałeś zrobić w ramach przeprosin? – onkolog był wyraźnie zainteresowany.
- Nie jesteś zdziwiony.
- House. Zajmowałem się nią tyle razy, że już wiem jak to działa. Podpadasz na przykład zabraniając jej oglądać kanału medycznego o przeszczepach wątroby, a później lądujesz z wielkim kubkiem lodów w swoim idealnie wykrochmalonym łóżku i błagasz, by ten niewinny błysk w jej oczach już nigdy nie zgasł. House tępo wpatrywał się w istotę opartą o jego walizkę. O tak, jej oczy błyszczały.
- Jesteś tam?
- Nie. Teleportowałem się. I wierz mi, wolałbym lody. Przeżyłbym nawet krochmal. Cokolwiek to jest? – James wywrócił oczami.
- Ale nie zabiliście nikogo? – pewne wypowiedzi po prostu musiał ignorować.
- Skąd – odpowiedział najbardziej luzackim tonem na jaki było go stać. – Oprócz tego, że mała co pięć minut używa słowa tata i właśnie wprowadzam się do domu swojej żony to nic poważnego się nie stało. Robię to, bo nie zamierzam chodzić w różowych skarpetkach. Tyle. Ale to chyba ta masz jakiś problem? O co chodzi? Przesunęli godzinę emisji Esmeraldy? O Boże! W aptece zabrakło środków odkażających do prania pościeli? – taksówkarz, który przysłuchiwał się tej rozmowie i facetowi z wielką walizką i małą uśmiechniętą dziewczynką wyglądał na lekko zaniepokojonego. No dobra, na odrobinę przerażonego.
- Nie przeżywaj tak. Cuddy wbrew temu co mówisz nie jest modliszką. I jest twoją żoną. Wiem, ze nie lubisz tego określenia, ale to urocze. Zwłaszcza w połączeniu z twoją osobą.
- I kto tu przeżywa.
- Cześć wujek – do rozmowy wtrąciła się Rachel. W tej chwili stary taksówkarz doznał olśnienia. Był pewien, że wiezie ze sobą psychopatycznego geja, który porwał tą niewinną duszyczkę i będzie ją więził w swoim wielkim domu. Nawet nie przypuszczał jak bardzo się pomylił.
- Cześć słoneczko. Jak tata? Trzyma się jakoś?
- Hej, ja nadal to słyszę! – oburzył się diagnosta.
- Więc oddaj jej telefon.
- Jest trochę zdenerwowany, ale myślę, że da radę – skwitowała.
- Bardzo śmieszne. Mów, co to za problem, bo zaraz dojeżdżamy – Wilson nie był w stanie zepsuć im tego wieczoru. Domyślał się, że Cuddy i tak powie mu co się stało więc ostatecznie postanowił pozwolić im nacieszyć się tą chwilą.
- To nic takiego. I pamiętaj, szczęście nie boli – rzucił na pożegnanie.
- Auć!!! Jasna cholera! – diagnosta próbując wysiąść z taksówki źle ocenił odległość pomiędzy drzwiami samochodu, a swoją głową.
- Przypomnij mi, żebym nie zapomniał podziękować wujkowi Wilsonowi – zwrócił się do dziewczynki. Gdy żółty pojazd opuścił podjazd domu Cuddy wszystko stało się jasne. Z jedną ręką opartą o swoją laskę i drugą kurczowo ściskającą rączkę walizki ruszył przed siebie. Prowadziła go mała dziewczynka.
- Mamo!!! – jako pierwsza wpakowała się do środka.
- Już miałam dzwonić na policję – uściskała swoją córeczkę. – A gdzie House i zakupy? – nagle w pomieszczeniu zjawił się wspomniany osobnik, a za nim wielka walizka.
- Co to ma być? – nie była w stanie wykrztusić z siebie nic innego.
- Była wyprzedaż – uśmiechnął się zatrzaskując drzwi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Nie 14:17, 22 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:12, 22 Sie 2010    Temat postu:

No i mam dwa komentarze?




Wilson w akcji! I niech mi ktoś, kiedyś powie, że on nie jest kochany, to ręka noga mózg na ścianie Bo Wilson jest super bohaterem Fajnie, że dostał inną rolę niż swatka I świetnie, że tak się troszczy o swoich przyjaciół


Oooo Cuddy! Wreszcie nie pracoholiczka Super!



Rachel!!! Ona jest świetna! I widziałam ją buszującą po House’owym domu I jak się troszczy, żeby House miał w czym chodzić Ale nie ładnie tak okłamywać mamy! W ogóle, to ja bym tam szybko pojechała, bo ona od słowa „tato” mogła dostać zawału I w ogóle dlaczego on się tak wyraża przy dziecku?



I rozmowa House’a i Wilsona Miodzio Kocham ich I co ten taksówkarz sobie myśli? O.o ok. ale wybaczę mu to Pewnie pomyślałabym coś podobnego


Ja mam pytanie, co to ma znaczyć, że to nie będzie trwało wiecznie? Nie będzie Happy End’u? Nie rób mi tego! Błagam!


Świetna część! Ja chce wiedzieć, co dalej! Kocham i bardziej i idę zaraz komentować wcześniejszą


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez OLA336 dnia Nie 14:36, 22 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:16, 22 Sie 2010    Temat postu:

Lisku kochany, to było takie... Nie, chwila. Nie kochany! Ty zły, lisku! Jak można kończyć w takim momencie? Lisku, doigrasz się kiedyś, zobaczysz. Przyjdę do ciebie i wymuszę na tobie pisanie nowych części

Wilson w akcji to doprawdy niezastąpiony widok. Niezastąpiony opis w sumie. Ale naprawdę, tylko on mógł wpaść na pomysł zwołania połowy szpitala i napisania petycji. A, zapomniałabym! Lisku, ty chyba lubisz woźnego Teda, prawda? Ale Jimmy troszczący się o Cuddy o House'a to coś tak uroczego i słodkiego, że aż mam ochotę go przytulić.

Rachel Chyba tylko ona mogła wpaść na pomysł spakowania House'a i przeniesienia go do swojego domu wbrew jego woli. Chociaż... Z jego wolą bardziej tu pasuje

Cytat:
W tej chwili stary taksówkarz doznał olśnienia. Był pewien, że wiezie ze sobą psychopatycznego geja, który porwał tą niewinną duszyczkę i będzie ją więził w swoim wielkim domu. Nawet nie przypuszczał jak bardzo się pomylił.


Czy ten taksówkarz jest kretynem? Pomijając oczywiście to, że taksówkarze zazwyczaj są kretynami. Przecież jest zupełnie na odwrót! Znaczy, Rachel nie jest ani gejem, ani psychopatą, ale to ona "porwała" House'a. Ech, co wyrośnie z tego dzieciaka?

Cytat:
- To nic takiego. I pamiętaj, szczęście nie boli – rzucił na pożegnanie.
- Auć!!! Jasna cholera! – diagnosta próbując wysiąść z taksówki źle ocenił odległość pomiędzy drzwiami samochodu, a swoją głową.


Nie chwal dnia przed zachodem słońca, ot co!

W tym komentarzu nadużywam tej - minki. Ale nie szkodzi.

Życzę Weny!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Agnes dnia Nie 15:17, 22 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:13, 22 Sie 2010    Temat postu:

Ha, jak ja pisałam to też wciągnęło mnie pisanie o Huddy wspólnym życiu. No bo to jest takie... wciągające Wiem, ta wypowiedź nie jest obezwładniająco błyskotliwa, ale czego się więcej po mnie spodziewać W każdym bądź razie w dalszym ciągu nie udało Ci się napisać nic beznadziejnego. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że Tobie nie uda się nic spieprzyć! I ja po raz setny, nie mogę czytać tego co napisałam, bo okropnie mnie to nudzi. Naprawdę nie wiem, co Ci się w tym podoba Ja również uważam, że większość tego, co napiszę jest beznadziejne i ogólnie nie za ciekawe. Zapewniam, że Twoje teksty nie są beznadziejne, co więcej, one są dobre. Czytam je od bardzo dawna... dużo dłużej niż Ty czytasz moje teksty... i muszę przyznać, że nie pamiętam, żeby coś mi się w całości nie spodobało. Jesteś Mistrzem i czas się z tym pogodzić, Lisku

Hmm, to był wstęp. To tak dla uściślenia Teraz przechodzę do rozwinięcia i... jak zwykle mam do powiedzenia tylko jedno - same ochy i achy. I jak zwykle powiem więcej, bo nie mogę się powstrzymać, ponieważ okropna ze mnie "gaduła w pisaniu".

Od początku, choć korci mnie, żeby przejść od razu dalej... Ale mimo to zaczynam od początku. Wilson. Mój kochany Wilson. Mój kochany, o wszystko się troszczący Wilson. I jak można go nie kochać? Chyba każdy chciałby mieć takiego przyjaciela, jakim jest James dla House'a i Cuddy. I to całe zebranie, ta przemowa... po prostu pięknie. Fajnie pokazałaś te plotki w szpitalu i zjednoczenie się pracowników. Cuddy z pewnością będzie wzruszona. Ja bym była.

Po drugie, cieszę się, że Lisa nie żałuje swojej decyzji. Jak sama mówi, przypomina to wariactwo, no ale... kto by nie zwariował mając House'a pod ręką

O, i to jest część, do której chciałam przejść od razu. Nie będę powtarzała rozprawki z poprzedniego komentarza odnoście House'a i Rachel, bo byłoby to nudne(tak, jakby to teraz było inne ). Rachel jest cudowna i wspaniała! Kocham jak Greg na wszystko jej pozwala. Wspaniale napisałaś jak mała biega po domu i wszystko ogląda. No i House grający specjalnie dla Rachel... a potem ta walizka, wizja różowych skarpetek na nogach House'a, ta scenka z telefonem, to udawanie, że są w sklepie. Uwielbiam, gdy ona mówi do niego "tato". Mnie, tak jak House'a, rozczula widok Rachel pakującej tę walizkę. Ona jest kochana, że podjęła za niego tak ważną życiową decyzję. Greg potrzebuje takiego kopa, bo sam w życiu by się na to nie zdecydował. Dobrze, że mała o tym wie.

Rozmowa House'a z Wilsonem i przysłuchujący się temu taksówkarz również zasługuje na uwagę. Problemy Wilsona w wersji House'a mnie powaliły

Cytat:
- Co to ma być? – nie była w stanie wykrztusić z siebie nic innego.
- Była wyprzedaż – uśmiechnął się zatrzaskując drzwi.


Dwa piękne zdania. Niby brzmią tak normalnie, ale w takim kontekście... w kontekście ich wcześniejszej rozmowy przez telefon... nabierają swojej niezwykłości. I House, mój kochany House, który nigdy nie powie niczego wprost. Przecież słowa "wprowadzam się" są dla niego zbyt pospolite. I właśnie tym fragmentem wyśmienicie to pokazałaś.

Kończąc, jeśli tak sobie cenisz to, że czytam Twoje teksty to wiedz, że ja zawsze je czytałam, czytam i będę czytała, bo są wspaniałe. I jeśli już się upierasz, że nie jesteś Mistrzem... nie, nie powiem, że nim nie jesteś ... bądź, chociaż moim Mistrzem, co?

Pozdrawiam i całuję
Weny, Mistrzuniu
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
paulinka11133
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:40, 22 Sie 2010    Temat postu:

Spóźniona o dwie części, ale postaram się nadrobić.

Cytat:
- Przez ciebie będę miał przesrane – starał się brzmieć poważnie, ale nie był w stanie. Widok dziewczynki upychającej jego koszule do wielkiej walizki zwyczajnie go rozczulał. – Wiesz, co to znaczy? Będziesz mnie widywać rano i wieczorem. Moje brudne skarpetki będą walały się po całym salonie. I będziesz musiała mi zrobić miejsce w łazience – mała uśmiechała się promiennie. Nie wyglądała na przerażoną.
- I tak widuję cię rano. Zwykle w łóżku mamy. Wieczorem zresztą też. A skarpetek nie można trzymać w salonie. A twoją szczoteczkę możesz trzymać w kubku mamy – wyjaśniła. W takich momentach poważnie rozważał swoją teorię o jej podobieństwie do pewnego onkologa. Był skłonny uwierzyć, że mała gaduła była owocem związku Wilsona z jedną z jego pacjentek.


Po tym fragmencie zaczęłam się zastanawiać, czy Rachel poświęci swoje gąbki a raczej ich umiejscowienie dla taty.

Cytat:
- Więc co możemy zrobić?
- Na początek napiszemy petycję. Rada nie będzie w stanie walczyć z całym szpitalem – rozejrzał się niepewnie po zebranych. Oczywiście jako pierwsze po długopisy sięgnęły pielęgniarki z onkologii. Za nimi w kolejce ustawiali się kolejni zwolennicy rządów doktor Cuddy. W tym momencie Wilson faktycznie poczuł się jak super bohater.


Za Wilsonem pielęgniarki sznurem.
Ciekawe czym ich skusił do podpisania petycji nasz miłośnik nimf leśnych.


Cytat:
- Tato… kup mi to proszę! Kup! Proszę! O nic więcej nie poproszę! – mała byłaby świetną aktorką.


Ten tekst jest niezawodny i zawsze działa na naszych kochanych tatusiów. Akurat tutaj nie działa stwierdzenie "Nie zawsze możesz mieć to co chcesz."

Lisek jesteś mistrzynią!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aduśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 07 Wrz 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedlce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:54, 22 Sie 2010    Temat postu:

Lissku

Wiem, wiem. Jestem strasznie zła. Ja albo mój wen. ALbo my oboje Z resztą nie ważne Zła to zła.
Hmmm, powiedzieć jej, czy nie powiedzieć hmm:


Ale w każdym bądź razie Ty nie zawiodłaś

Kocham James'a - Superbohatera- Wilson'a
Dobrze, że walczy o swoją przyjaciółkę i poniekąd o jej związek ;D

Kocham Twojego House'a w roli taty.
Wciąż nie mogę wyjść z rozanielenia, gdy czytam takie fragmenty:

Cytat:
Dobrze, tato! – diagnosta parsknął śmiechem. Wiedział, że sam się o to prosił. Po chwili w całym mieszkaniu rozbrzmiała bardzo rytmiczna melodia.




Kocham Twoją ciekawską, sprytną, kłamliwą i jakże słodką Rachel. Kocham,kocham!

Że tak się spytam. Ile ona ma lat? Bo gada jak jej matka Z tymi kluczami, czy kremami. Bosssko.
Ale nie mogłam z niej, jak zaczęła pakować jego rzeczy. Słodkie dziecko. Jak tu go nie kochać? No jak?!
No i jeszcze lekko 'zdemoralizowane' dziecko. ' Przecież wszyscy kłamią' Czysty House!



Cytat:
- House?
- Wilson? – diagnosta użył tego samo tonu.
- Mamy problem.
- Ja mam problem. Poważny problem. Starzeję się stary. Robię coś naprawdę głupiego…
- Piłeś?
- Nie.
- Jesteś sam?
- Nie. Jest ze mną czarownica. Ta mniej wredna.
- Uroczo. Dogadaliście cię się. Co musiałeś zrobić w ramach przeprosin? – onkolog był wyraźnie zainteresowany.
- Nie jesteś zdziwiony.
- House. Zajmowałem się nią tyle razy, że już wiem jak to działa. Podpadasz na przykład zabraniając jej oglądać kanału medycznego o przeszczepach wątroby, a później lądujesz z wielkim kubkiem lodów w swoim idealnie wykrochmalonym łóżku i błagasz, by ten niewinny błysk w jej oczach już nigdy nie zgasł. House tępo wpatrywał się w istotę opartą o jego walizkę. O tak, jej oczy błyszczały.
- Jesteś tam?
- Nie. Teleportowałem się. I wierz mi, wolałbym lody. Przeżyłbym nawet krochmal. Cokolwiek to jest? – James wywrócił oczami.
- Ale nie zabiliście nikogo? – pewne wypowiedzi po prostu musiał ignorować.
- Skąd – odpowiedział najbardziej luzackim tonem na jaki było go stać. – Oprócz tego, że mała co pięć minut używa słowa tata i właśnie wprowadzam się do domu swojej żony to nic poważnego się nie stało. Robię to, bo nie zamierzam chodzić w różowych skarpetkach. Tyle. Ale to chyba ta masz jakiś problem? O co chodzi? Przesunęli godzinę emisji Esmeraldy? O Boże! W aptece zabrakło środków odkażających do prania pościeli? – taksówkarz, który przysłuchiwał się tej rozmowie i facetowi z wielką walizką i małą uśmiechniętą dziewczynką wyglądał na lekko zaniepokojonego. No dobra, na odrobinę przerażonego.
- Nie przeżywaj tak. Cuddy wbrew temu co mówisz nie jest modliszką. I jest twoją żoną. Wiem, ze nie lubisz tego określenia, ale to urocze. Zwłaszcza w połączeniu z twoją osobą.
- I kto tu przeżywa.
- Cześć wujek – do rozmowy wtrąciła się Rachel. W tej chwili stary taksówkarz doznał olśnienia. Był pewien, że wiezie ze sobą psychopatycznego geja, który porwał tą niewinną duszyczkę i będzie ją więził w swoim wielkim domu. Nawet nie przypuszczał jak bardzo się pomylił.
- Cześć słoneczko. Jak tata? Trzyma się jakoś?
- Hej, ja nadal to słyszę! – oburzył się diagnosta.
- Więc oddaj jej telefon.
- Jest trochę zdenerwowany, ale myślę, że da radę – skwitowała.
- Bardzo śmieszne. Mów, co to za problem, bo zaraz dojeżdżamy – Wilson nie był w stanie zepsuć im tego wieczoru. Domyślał się, że Cuddy i tak powie mu co się stało więc ostatecznie postanowił pozwolić im nacieszyć się tą chwilą.
- To nic takiego. I pamiętaj, szczęście nie boli – rzucił na pożegnanie.
- Auć!!! Jasna cholera! – diagnosta próbując wysiąść z taksówki źle ocenił odległość pomiędzy drzwiami samochodu, a swoją głową.


Wybacz, że tak dużo, ale właśnie ten fragment położył mnie chyba najbardziej.


I jak napisała Szpilka.
Te dwa ostatnie zdania. Doskonale pokazują, jak House nie lubi banalnych określeń.

Kłaniam się raz jeszcze

Całuję

PS wytrzymaj jeszcze trocha


Aaaa! jeszcze jedno:

Cytat:
na pocieszenie powiem, że nie będzie trwało to wiecznie


ej! Ja się nie zgadzam
Oby to nie była taka 'rzeka radości, ocean smutku' Plis!
Ale się nie odzywam. Twój fik - i to piękny fik, więc działaj
A ja zaraz moją duszę ujażmię.
Czekam na nastepne ślicznotki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GosiaczeQ_17
Proktolog
Proktolog


Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 3357
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina wiecznej młodości
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:19, 22 Sie 2010    Temat postu:

Świetne kolejne 2 części Robię sobie tutaj w dziale duuuże zaległości wszystko przez "Potop" Ale dam radę

Końcówka ostatniej części taka House'owa, że już nie wiem co pisać, żeby wychwalić Twój talent
Mogłabyś śmiało pisać scenariusze do House'a Hudzinki byłyby wtedy wniebowzięte

Twoja Rachel jest przekomiczna
Wbrew pozorom czekam na cd
Pzdr
GosiaQ


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mika-house
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 19 Maj 2010
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: szczecin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:40, 22 Sie 2010    Temat postu:

napawa mnie duma z powodu wilsona!! tak trzymaj przyjacielu i nie puszczaj tylko marzyć o takim przyjacielu...

od razu widać, że house ma słabość do rachel i ją kocha... ach te małe kłamstewka...

jako Hudzinka padam do stup
czkam na c.d. i Wena!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Prozak
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 106
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:42, 22 Sie 2010    Temat postu:

haha fantastyczne ;D

SuperWilson w akcji - coś wspaniałego, Rachel przekomiczna a House jest taki.... jest takim Housem

tylko tam gdzieś w trakcie rzuciło mi się że wszystko obróciło się o 360 stopni czy jakoś tak, gdyby o 360 stopni to by na około wróciło do tego samego miejsca , ale 180 byłoby na odwrót. Pewnie to głupstwo i nikt nie zwrócił na to uwagi ale wprost nie byłabym sobą gdybym tego nie powiedziała

pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Prozak dnia Nie 20:43, 22 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:33, 25 Sie 2010    Temat postu:

Dziewczyny jesteście... - niech te oczka przemówią same za siebie.
Prozak, dzięki jak tylko znajdę wspomniany fragmet od razu poprawię
A teraz coś od siebie Otóż musicie mi uwierzyć, że z każdą pisaną częścią robie wszystko, by zmierzać do końca niestety... na pocieszenie powiem, że mam jeszcze dwa rozdziały i pisze trzeci w założeniu ostatni Poprzednie dwa też miały być ostatnie Jakby co dajcie znać, czy nie zmierzam w klimaty MNS

Pisane z myślą o kimś, a raczej o ktosiach z myślą, żeby w końcu i one coś napisały
Tak Oluś, tak Szpilko, tak Aduś na środek sali poproszę i tłumczyć mi się tu dlaczego? Co? Dlaczego to tyle trwa?


XI

Trzy pary oczu, trzy serca, trzy osoby i tylko jedno marzenie, by ta chwila mogła trwać wiecznie.
- Przynieś szklankę z wodą – House odezwał się jako pierwszy.
- Ale mi nie chce się pić – zdziwiła się dziewczynka.
- Jeśli Cuddy za chwilę nie zacznie oddychać, woda z pewnością będzie potrzebna – dopiero te słowa wyrwały brunetkę z głębokiego szoku. Spojrzała na wielką walizkę. Byli małżeństwem od prawie pięciu miesięcy i nie sądziła już, że doczeka się tej chwili. Wiedziała, że House jest specyficznym człowiekiem, że nie uznaje nakazów, zakazów i innych norm rządzących światem zwykłych ludzi i dlatego już dawno straciła nadzieję, że zdoła go w jakikolwiek sposób „ucywilizować.” Rozwód miał być ostatecznym tego dowodem. Dopiero teraz uświadomiła sobie jak bardzo się pomyliła. – Obawiam się, że od dzisiaj swoje push up-y i niezliczone ilości stringów będziesz musiała zmieścić w jednej szufladzie – wyjaśnił bezceremonialnie wpychając walizkę do sypialni. – To co na kolację? – rzucił jak gdyby nigdy nic. Cuddy stała jak wryta. Nadal. Śledziła każdy jego ruch.
- Za.. zapiekanki – w końcu zdołała wykrztusić z siebie pierwsze słowo. Uśmiechnęła się blado i podążyła za swoją niezwykłą dwójką. Jej serce waliło jak oszalałe. Miała ochotę wybiec na ulicę i wykrzyczeć na głos jak bardzo jest szczęśliwa. Jednak nie zamierzała ich straszyć. Wystarczyło, że sama uważała się za wariatkę. Postawiła więc na pozorny spokój i opanowanie.
- Tato, możesz podać mi jeszcze jedną – mała wskazała na pyszną, ociekającą serem kanapkę. W tym momencie Lisa zakrztusiła się swoim kęsem. House i Rachel spojrzeli na siebie.
- Mówiłem, że woda będzie potrzebna – dodał podając brunetce zbawienny płyn.
- Czy coś mnie ominęło? – wychrypiała zszokowana. Nawet przez chwilę nie pomyślała o tym co dziś straciła. Żyła już tylko tym, co tu i teraz. Jeśli miałaby ocenić, czy na taką chwilę warto czekać dwadzieścia lat, bez wahania odpowiedziałaby, że warto.
- Nie. Teraz jesteś już na bieżąco – skwitował dumny z siebie diagnosta. Administratorka miała ochotę przeskoczyć ten wielki stół i rzucić mu się na szyję.
- Idę spać – niezwykle interesującą wizję brunetki przerwała mała dziewczynka zeskakująca z krzesła.
- Coś ty jej zrobił? – Lisa nie mogła uwierzyć, że jej córka idzie sama spać i to przed dwudziestą drugą.
- Pewnie wczoraj zamiast spać oglądała z naszą super nianią nocne kanały medyczne o przeszczepach wątroby – wyjaśnił wbijając w nią intensywne spojrzenie. Brwi Cuddy złączyły się w jedną, wąską linię.
- Nie wykpisz się zmianą tematu – zaznaczyła. – Czeka nas bardzo poważna rozmowa – mężczyzna również wstał i bez słowa pokuśtykał w stronę sypialni.
- House!
- No co? Wszystkie nasze przełomowe rozmowy miały miejsce właśnie tam.
- Pójdę sprawdzić co z Rachel i zaraz wracam. Udawanie, że śpisz w niczym ci nie pomoże. I nie uśmiechaj się tak głupkowato. Wiesz, że nie o to mi chodzi – diagnosta właśnie coś sobie uświadomił. Tak. Znów. Tym razem to, że ani przez moment nie pożałował swojej decyzji.

- Rachel!!!! – rozbrzmiało w całym domu. Cuddy wzdrygnęła się spoglądając na córkę.
- To nic mamo. Pewnie znalazł to śmieszne urządzenie, które wpakowałam mu do walizki i potem całą drogę narzekał, że ma cholernie ciężkie skarpetki – zachichotała.
- Co ja mam z wami zrobić? – przetarła dłońmi twarz. – I co to za słownictwo moja panno? – Rachel nakryła się kołdrą tak, że nie było jej już widać. – Dokończymy jutro – zaznaczyła całując ją w czoło, albo raczej w miejsce, w którym powinno się znajdować. – Teraz muszę porozmawiać z House’m.
- Mamo…
- Tak kochanie?
- Nie krzycz na niego. To był mój pomysł z tymi zakupami – wychyliła głowę spod kołdry.
Spojrzenie Cuddy sprawiło, że znów zniknęła pod kołdrą. Kobieta uśmiechnęła się sama do siebie. Marzyła o tym, by ta dwójka jakoś się porozumiała, a tymczasem oni nie tylko świetnie się ze sobą dogadują, ale pomagają sobie, kryją się nawzajem i bezczelnie nawiązują tajne pakty przeciwko niej. O tak, w życiu niczego nie można przewidzieć. Teraz to wiedziała. - Żadnych więcej planów. Jestem dokładnie tu, gdzie, powinnam być. W miejscu, w którym zawsze pragnęłam być – pomyślała popychając drzwi.

- Widziałaś tego potwora. Zobacz, co przez nią taszczyłem przez pół miasta – wskazał na stare urządzenie.
- Piękny gramofon – zauważyła. House siedział na dywanie, z obecnej perspektywy krótka koszulka administratorki podobała mu się jeszcze bardziej. – Musimy pogadać – powtórzyła.
- Brzmi groźnie. Mam się bać?
- Zaskoczyłeś mnie dzisiaj – usiadła na łóżku naprzeciw niego. Z lekkim rozbawieniem przyglądała się jak zastanawia się do której szuflady upchać swoje rzeczy.
- Weź górną.
- Uważasz, że jestem kaleką niezdolnym do pochylenia się nad szufladą z bielizną? Wybieram dolną szufladę.
- Oczywiście – westchnęła.
- Jasne. Wiedziałaś, że się nie zgodzę. Wybieram górną – zaczął przerzucać swoje rzeczy do owej szuflady. Kobieta nie wytrzymała i zaśmiała się perliście. – Wiesz, że cię nienawidzę – mężczyzna podniósł się i spojrzał na kobietę leżącą na łóżku.
- Wiem – wychwyciła jego pożądliwe spojrzenie. Powoli zbliżał się do celu. – Hej, a walizka? – uwielbiała się z nim drażnić. Zwłaszcza, gdy był w takim stanie. Miała pełną świadomość władzy jaką miała nad nim w tym pomieszczeniu. Spojrzał na walizkę i otwartą górną szufladę.
- Cholera! Wiedziałaś, że jak wybierzesz górną, ta ja pomyśle, że to specjalnie i nie wybiorę dolnej, myśląc, że robię ci na przekór – doznał olśnienia. Jej niewinny wyraz twarzy pogrążył ją ostatecznie. – No to się doigrałaś – zaznaczył przygniatając ją swoim ciałem. Unieruchomił jej nadgarstki przytrzymując je swoimi dłońmi po obu stronach jej głowy. Ich twarze dzieliły milimetry. Napawał się jej zapachem. Próbowała się wyrwać mając nadzieję na przejęcie kontroli jednak szybko zrozumiała, że nie ma na to najmniejszych szans. Napierał na nią coraz bardziej. W końcu pocałował. Delikatny pocałunek szybko przerodził się w bardzo namiętny. Jej opór słabł z każdą chwilą. Uwolnił jedną jej rękę, a swoją ułożył ja jej udzie. Sunął niespiesznie w górę. Podciągnął i tak króciutką koszulkę. Cuddy westchnęła. – Nadal chcesz rozmawiać? – zapytał sięgając drugą ręką w okolice jej dekoltu.
- Właściwie to tak –wymruczała mu prosto w usta. W jednej chwili znalazł się tuż pod nią. Oplotła go nogami w pasie i spojrzała na niego tak, że przepadł. – Muszę ci coś powiedzieć, a ty musisz obiecać, że nic z tym nie zrobisz – wyjaśniła błądząc dłońmi po jego nagim torsie. Tym razem to on westchnął przeciągle.
- Znów wykorzystujesz swoją pozycję – zauważył. – Dosłownie – nie odrywał od niej wzroku. Próbował wyglądać na mniej zadowolonego, a bardziej na oburzonego. Nie szło mu jednak najlepiej.
- Obiecujesz? – nie dawała za wygraną. Tym razem jej usta wędrowały po jego klatce piersiowej.
- Nie ma mowy – w momencie znów znalazł się na górze. Nieśpiesznie pozbył się jej koszuli, tak, by móc całować jej nagie piersi.
- Pozwól, że chociaż tu będę górą – znów zamienili się pozycjami.
- Podział jest jasny. Ty rządzisz w szpitalu, a ja tu – dla pewności znów uwięził jej nadgarstki tuż nad głową. Cuddy wiedziała, że przegrywa. Ale i tym razem nie czuła się przegrana. Jego zachłanne dłonie były wszędzie. Usta nie zamierzały pominąć ani jednego skrawka jej ciała.
- House…
- Nie tak szybko – wyszeptał w okolice jej szyi.
- Przestań… ja tylko… - nie pozwalał jej mówić. Jego usta ciągle ją całowały. Coraz zachłanniej. Do utraty tchu. Była tak strasznie szczęśliwa. Wiedziała, że on już nie odejdzie, że będzie tu jutro, pojutrze, zawsze? On był szczęśliwy. Jej córka była szczęśliwa. – Obiecaj… że… nic… nie zrobisz – jej oddech coraz bardziej przyspieszał.
- Obiecuję – wymamrotał licząc, że w końcu przestanie tyle mówić.
- House, bo ja… House! – nie dokończyła. Namiętność zawładnęła nimi całkowicie.


W pomieszczeniu woń pasji i namiętności mieszała się z zapachem poranka wdzierającym się do środka przez uchylone okno. Mężczyzna spoglądał raz na zegarek wskazujący siódmą pięćdziesiąt, a raz na spokojnie śpiącą brunetkę. Była taka piękna i niewinna. - No i chyba nieświadoma, że pierwszy raz w życiu spóźni się do pracy – pomyślał i uśmiechnął się sam do siebie. Kobieta nieznacznie się poruszyła odsłaniając przy tym większy skrawek swojego ciała. W tym momencie nie zwracał już uwagi na zegarek.
- Gapisz się – zauważyła otwierając jedno oko. – To nawet miłe – House westchnął wymownie.
- Czy przespałem środę, czwartek i piątek… i sobotę? – spojrzał na nią podejrzliwie. W pierwszym momencie nie zrozumiała aluzji. Jednak, gdy jej wzrok powędrował na zegarek wskazujący godzinę ósmą, zrozumiała. Diagnosta zauważył jej zaniepokojone spojrzenie. Był pewien, że zaraz wyskoczy spod kołdry i zacznie swój rytualny bieg mający na celu zminimalizowanie swojego opóźnienia. Jakie było jego zdziwienie, gdy Cuddy najzwyczajniej w świecie przytuliła się do niego. Ułożyła głowę na jego torsie, a prawą nogę ostentacyjnie przerzuciła mu przez biodra. – Wiesz, mi to nawet pasuje – w odwecie ułożył swoją dłoń na jej udzie, ale nie wiem, czy szpital…
- House… - przerwała mu. Patrzyli sobie prosto w oczy. – Pamiętasz, jak wczoraj próbowałam ci coś powiedzieć?
- Jak przez mgłę. Właściwie to pamiętam tylko „O, tak! House!!! Jeszcze! House!!! Coś w tym stylu – widać było, że bawi się znakomicie. Do czasu. Do momentu, w którym łokieć Cuddy przypadkiem nie uderzył w jego żebra. – Auć! Ale za co, mamo? – Lisa wyprostowała się. Teraz nie miała już wyboru w końcu musiała mu powiedzieć, że nie tylko on odmienił swoje życie.
- Od wczoraj jestem bezrobotna – wypowiedziała najszybciej jak tylko potrafiła.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Śro 14:33, 25 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:36, 25 Sie 2010    Temat postu:

*Wychodzi na środek… drapie się po głowie i spuszcza wzrok, podziwiając piękną podłogę Szturcha Szpilkę i szepcze jej do ucha: „Mamy przesrane


Trzy pary oczu, trzy serca, trzy osoby i tylko jedno marzenie, by ta chwila mogła trwać wiecznie.



Już mnie tym kupiłaś *Zawiesza na szyję zawieszkę z napisem: "Sprzedane" * Już nawet nie muszę czytać dalej Mogę siedzieć i czytać to zdanie do śmierci I ja je chce ukraść Mogę?


Dobrze, że ona tylko się zadławiła, a nie doznała zawału I oczywiście, że ją ominęło Piękna rozmowa
Mała jak zawsze wspaniała A jaka podstępna Niby taka dobra córeczka tatusia, a tu proszę Czułam, że to jej pakowanie ma służyć czemuś innemu Kocham ją I wreszcie Cuddy weźmie się za jej wychowywanie, brawo To słownictwo… House, wstydziłbyś się!



Czemu mnie nie dziwi, że ta rozmowa TAK się skończyła? On jest niewyżyty, a to jest niepokojące Ach ten niekonwencjonalny sposób wyrażania uczuć Dobra, zmieńmy temat… Dobrze, że mu powiedziała Tylko nie wiem dlaczego, ale mam przed oczami House robiącego zadymę na cały szpital… Mam też przed oczami House zabijającego pół szpitala, ale zostańmy przy wersji numer jeden
I bardzo, ale to bardzo mnie cieszy, że ona nie żałuje i nie tęskni za szpitalem


Dziękuję za dedykację A tłumaczenie się, a raczej nas zostawiam Szpilce *chowa się przed Szpilką * To jest cudowne i ja chce więcej i fajnie, że nie koniec i fajnie, że więcej części i w ogóle cudownie i genialnie Kocham bardziej i czekam na więcej


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez OLA336 dnia Śro 14:18, 25 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:40, 25 Sie 2010    Temat postu:

Oluś, słońce Ty moje jeśli chcesz coś ukraść to po prostu kradniesz, a nie pytasz o pozwolenie a tak serio to strasznie mi miło i pewnie, że możesz
Postanowiłam Wam trochę pomóc i do tłumaczeń zmusić też Aduśkę no, ale już zdecydowałaś, że Szpilka mi wszystko wyjaśni no to czekam (tym razem lisek szepce Oli na ucho *masz przesrane*) No więc... Szpiluś kochana


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:54, 25 Sie 2010    Temat postu:

Ukradłam
I tak, tłumaczeniem zajmie się Szpilka Ona ma gadane (pisane)
A kiedy następna część?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:10, 25 Sie 2010    Temat postu:

Lisku kochany To jest wspaniałe. Czuję się całkowicie zakochana, omotana i kupiona tym fikiem.

Cytat:
Trzy pary oczu, trzy serca, trzy osoby i tylko jedno marzenie, by ta chwila mogła trwać wiecznie.


Niech ta minka mówi sama za siebie. To zdanie jest piękne, wspaniałe, rozczulające... Mogłabym tak wymieniać bez końca. A tego chyba nikt nie chce Bo jak już się Agnes rozgada, to nie ma zmiłuj

Zdecydowanie najbardziej podoba mi się rozmowa w sypialni. A raczej to, w co zamieniła się rozmowa House i Cuddy to taki wspaniały związek. Nie, zaraz. Wróć. To takie wspaniałe małżeństwo. I wiesz co, Lisku? Nawet nie wiesz jaką radochę sprawia mi to, że w końcu mogę to powiedzieć.

Hmm... Coś wątpię, żeby House tak łatwo zostawił Cuddy bez pracy. Czekam na to, co on już wykombinuje.

Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:56, 25 Sie 2010    Temat postu:

*wychodzi na środek sali zastanawiając się dlaczego ona jest tak cholernie długa, staje przy Oli i szepcze jej do ucha"Owszem, mamy przesrane, Ty nawet u dwóch osób ", uśmiecha się słodko do Liska, aby uśpić jej czujność i prostuje się dumnie* Tak ogólnie to nie mam nic na swoją, a przepraszam *spogląda na Olę wzrokiem pt. "Gdyby wzrok mógł zabijać to już byś nieżyła" * naszą obronę Tak jak napisała Ola ja mam pisane(bo nie gadane ), więc nie wiem, czy nawet zaczynać tłumaczenie, bo jak zacznę to będzie długo. Mogę powiedzieć tyle... kiedyś coś napiszemy. Staramy się. Ola napewno, a ja... ja miałam przerwę, a teraz nie mam weny, bo Rysiu jest na wycieczce Ale że nie napisałam słowa od trzech tygodni więc może w końcu coś sklecę. Teraz mam miesiąc na siedzenie w domu i nudzenie się w samotności, co dość dobrze wróży(ach, to słowo wiele dla mnie znaczy Nie zwracaj na mnie uwagi, jestem walnięta) na przyszłość. A Ola? Ją wystarczy tylko podręczyć i coś napisze. Prawda, Oluś, kochanie? Dobra, kończę...

Odwróciłaś moją uwagę od tego wspaniałego tekstu. Toż to prawie niedopuszczalne. Wcale nie podoba mi się perspektywa kończenia tego fika, bo jak dla mnie on może się dopiero rozkręcić. Wiem, wszystko się zaczyna i kończy. I możesz być pewna, że od MNS dzieli Cię jeszcze pięć tysięcy osiemset dziewięćdziesiąć osiem odcinków lub coś koło tego

Pierwsze zdanie jest oczywiście rewelacyjne i... tak zwyczajnie piękne. Znów nie udało mi się powiedzieć niczego oryginalnego, bo chyba wszyscy zwrócili na nie uwagę. Może nastepnym razem się uda... Cuddy, hm, jej zaskoczenie jest jak najbardziej zrozumiałe. Podoba mi się ich rozmowa przy jedzeniu kolacji. To jak Lisa nie otrząsnęła się jeszcze z szoku wywołanego wprowadzeniem się House'a, a Rachel serwuje jej "tatę" na deser. Dobrze, że tam nie zemdlała Kocham tą Twoją Rachel! Ona jest cudowna. Gramofon w walizce... i Greg targający te ciężary przed pół miasta. Ach, kocham to dziecko całym sercem A potem broni House'a przed Cuddy... to "nie krzycz na niego"... i branie winy na siebie. Ona jest po prostu przesłodka. Rozmowa, a raczej brak rozmowy Cuddy z House'm w sypialni również bardzo udana. Podobał mi się spór o szafki. Fajnie pokazałaś przekorny charakter Grega. Końcówka również świetna. Dobrze, bardzo dobrze, że Lisa nie żałuje swojej decyzji. Ale kto by żałował po takim wieczorze? Ja z pewnością nie. Lisa straciła dużo, bo szpital, w który wkładała całe serce, ale zyskała jeszcze więcej, bo normalne, ludzkie szczęście. To jest chyba więcej warte, niż praca. Dobrze, że ona odbiera to w ten sposób.

Jak zwykle jestem zachwycona. Wiem, trochę to nudne. Cały czas mówię tylko, że wszysko mi się podoba, ale co ja na to mogę poradzić? Podoba mi się i tyle. Jesteś cudowna w tym co robisz. Naprawdę świetna. I dobrze to sobie zapamiętaj.

Pozdrawiam i całuję
Weny, Mistrzuniu
Szpilka

PS. *nie do końca przekonana czy udało jej się wytłumaczyć siebie i Olę wraca do szeregu i obserwuje jak pójdzie Aduśce*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aduśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 07 Wrz 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedlce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:31, 25 Sie 2010    Temat postu:

Ehm,ehm
Czyli mnie obgadujecie, tak? I to za moimi plecami, tak?


Cytat:
Postanowiłam Wam trochę pomóc i do tłumaczeń zmusić też Aduśkę


Cytat:
PS. *nie do końca przekonana czy udało jej się wytłumaczyć siebie i Olę wraca do szeregu i obserwuje jak pójdzie Aduśce*


Że tak się spytam O co kaman? Bo tak nagle zobaczyłam ' siebie' w komach
Bo ja albo taka niedoinformowana, albo taka nierozumna

*drapie się po głowie i myśli co ma tłumaczyć*

A komentarz już niedługo. Muszę pomyśleć



Mimo wszystko jednak, Was mocno całuję


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:20, 25 Sie 2010    Temat postu:

Aduś to nic takiego po prostu mam ochotę przeczytać coś Waszego w końcu ileż człowiek może pisać i pisać i postanowiłam Was publicznie pomolestować

A propo tłumaczeń cóż Ola wybrnęła dość gładko niech będzie Szpilka, cóż muszę się przyznać, że w jej przypadku zawsze jestem na tak, w sensie cokolwiek powie i tak mnie kupi niech będzie Aduśka, no dobra, na piękne oczy niech będzie
Grzechy odpuszczone aczkolwiek pokuta musi być, tak, tak... ja tu sobie będę grzecznie czekać na te płodne dni Waszych wenów

Buziaki

Ps. Kolejna część w fazie doszlifowywania

Ps.2
Agnes No, nie mogłam nie odpowiedzieć nawet nie wiesz, jak wiele znaczą takie słowa Jesteś kochana
Prawda niby w ich przypadku brzmi tak irracjonalnie, ale ma w sobie tę niezwykłość.
Dzięki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 4 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin