Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Walking away 36/37 [Z] (House/Chase)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:26, 03 Maj 2009    Temat postu:

Richie117 napisał:
o...m...g... // // poor Wilson *hugs him*


Poor Wilson? Przeciez House prosil zeby nikt mu nie mowil o jego chorobie....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:32, 03 Maj 2009    Temat postu:

dla mnie Wilson najczęściej jest "poor", co by mu się złego nie działo

a tutaj chodziło mi o to, że mimo wszystkiego, co się stało, Wilson dalej martwił się o House'a i chciał wiedzieć, co u niego słychać - no i nie dowiedział się tego, na czym mu tak bardzo zależało, co prowadzi prosto do wydarzeń kolejnej części opowiadania


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:50, 03 Maj 2009    Temat postu:

Ja jestem raczej zaskoczona, ze Cuddy dotrzymala sekretu i nie powiedziala nic Wilsonowi. Chociaz pewnie bylo jej z tym trudno...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:52, 03 Maj 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Guz w śródpiersiu House'a naciska na jego żołądek, powoli odbierając mu możliwość oddechu. Problemy z oddychaniem są częścią choroby - w końcu to rak płuc. Niestety, przy braku możliwości oddychania, pojawia się niemożność mówienia. W tej chwili House może jeszcze wypowiadać pojedyncze słowa i łączyć je w krótkie zdania. Ale jest świadom tego, jak szybko może się to zmienić. W tej sytuacji jest on pewien, że niedługo w ogóle przestanie być zdolny do jakiejkolwiek komunikacji i chce zobaczyć się z Wilsonem zanim to nastąpi.

Chase już więcej nie poruszył tego tematu, nie pytał, czy House jest gotowy zobaczyć się z Wilsonem. Oczywiście, zauważył zostawioną przez Cuddy wizytówkę. Ale nie drążył tematu. Założył sobie, że kiedy House będzie gotowy, powiadomi go o tym. Kiedy ten czas nadchodzi i House odwraca się do niego mrucząc: Jestem gotowy, nie potrzeba żadnych wyjaśnień.

- Co mam mu powiedzieć? - pyta Chase.

House posyła mu zmęczone spojrzenie. Nie wie, co powiedzieć, ale chciałby wiedzieć, ponieważ uświadamia sobie, że Chase potrzebuje jakiejś wskazówki. W zamian on po prostu oddycha głęboko i mówi coś, czego Chase nigdy się nie spodziewał:

- Ja... ufam... tobie.

-----------------------------------------------------------------------------------------

Chase postanawia zadzwonić, ale tylko by poprosić o spotkanie, ponieważ House chce, by podzielił się tą informacją w cztery oczy. Stara się być tak miły jak może, udaje, że jego chęć spotkania z Wilsonem nie jest niczym umotywowana i Wilson zgadza się na to z jakiegoś powodu. Od ich ostatniego spotkania minął rok i słowa, które padły w poczekalni izby przyjęć po niespodziewanym przedawkowaniu House'a już dawno zostały zapomniane. Nie ma nic dziwnego w jego chęci spotkania się przy kawie i zapytania co słychać u House'a.

Następnego popołudnia obaj spotykają się w restauracji w połowie drogi między nimi. Wilson jest obecny, kiedy pojawia się Chase, ale wstaje z miejsca, by uścisnąć mu dłoń, a potem siada.

- Posłuchaj - zaczyna Chase. - Wiem... to znaczy nie wiem. Nie mam pojęcia. Ale muszę ci powiedzieć, że nie jestem tu dla siebie.

- Tak... podejrzewałem...

- Nigdy wcześniej tego nie robiłem - wyjaśnia Chase. - Niezupełnie, więc nie będę... Po prostu ci to powiem...

Wilson zauważa, po samym wyrazie twarzy Chase'a, że cokolwiek usłyszy, to nie będzie dobra wiadomość. Nie sądzi, że House umarł, ponieważ usłyszałby o tym.

- Dziesięć miesięcy temu wykryto u niego małokomórkowego raka płuc. Przeszedł jedną rundę chemioterapii i naświetlań, co zwolniło trochę wzrost guzów w jego płucach, ale nie do końca. Miał kilka dobrych miesięcy... a potem pojawiły się przerzuty w kościach. Guz w jego śródpiersiu naciska na żołądek. Każdego dnia jest coraz gorzej i on... nie chce rurki do karmienia ani respiratora....

Wilson wie, że małokomórkowczaki to najbardziej agresywna forma raka i prawie zawsze śmiertelna. Wie także, że kiedy pojawiają się przerzuty i problemy z oddychaniem, przeżycie nawet roku jest trudne, chyba że zgodzisz się na amputację kończyn i rurkę w gardle. Zna House'a na tyle, by wiedzieć, że on nie zgodziłby się na żadne z tych wyjść, i nawet go za to nie wini. Ale nagle zadaje pytanie, które to jemu zadawano więcej razy niż może zliczyć.

- Jak długo?

- Może miesiąc.. tydzień... Nie jestem do końca... W tej chwili najbardziej obniża się czynność jego płuc. Ale, tak jak powiedziałem, on nie chce być intubowany.

Wilson jest cichy, zamyślony. Chase popija drinka i czeka, aż ta wiadomość w niego wsiąknie, przygotowuje się na dalsze pytania.

- Gdzie on jest?

- W swoim mieszkaniu.

Wilson unosi zmartwioną brew, ponieważ normalnie pacjent w tym stanie byłby w szpitalu.

- Sam?

- Nie, jest z nim pielęgniarką...

Wilson znowu cichnie i Chase nie jest pewien, czy on nadal zmaga się z tą wiadomością. Nie wie, że Wilson stara się znaleźć sposób, by zapytać go, czy przyjechał tylko po to, by go o tym powiadomić i czy House nie miałby nic przeciwko jego odwiedzinom.

- Posłuchaj... myślałem o tym, żeby powiadomić cię... wcześniej - mówi Chase. - Ale on... prosił mnie, żebym tego nie robił. Czułem, że w końcu zmieni zdanie. Chciałem uszanować jego życzenie.

Wilson nie jest pewien, co powiedzieć. Nie jest zaskoczony. Za pierwszym razem, kiedy House miał raka, nawet jeśli był on fałszywy, nadal byli przyjaciółmi. Gabinet House'a był obok jego gabinetu, a House nawet nie myślał o powiadomieniu go o swojej chorobie. Potem Wilson zostawił go, oznajmiając, że jakakolwiek więź miedzy nimi zostanie złamana. Nie miał powodu by sądzić, że House powiadomiłby go o ważnych wydarzeniach w jego życiu.

Ale teraz musi znać powód. Musi istnieć jakiś powód jego zachowania. House nie robi nic bez powodu.

- Czy powiedział dlaczego... dlaczego nie chciał, żebym wiedział?

Chase chichocze skrępowany. House powiedział mu wiele rzeczy. Nie jest pewien, które z nich może powtórzyć.

- To zależy... jaki ma dzień

- O co ci chodzi?

- Czasami... kiedy naprawdę go boli, mówi, że nie chce dać ci satysfakcji patrzenia na jego cierpienie... Kiedy indziej... mówi, że nie wyobraża sobie, przez co musiałbyś przejść. Widział jak zareagowałeś na... cóż, godzenie się ze śmiercią bliskich nie przychodzi ci łatwo. Myślę, że on myślał, że... łatwiej byłoby... gdybyś dowiedział się już... po wszystkim. Myślał, że łatwiej byłoby, gdybyś myślał, że nie możesz nic dla niego zrobić, ponieważ wtedy nie obwiniałbyś siebie.

- On... naprawdę tak powiedział?

- Więcej niż raz... zwykle kiedy jest naćpany... kiedy ból jest nieznośny, jego nastawienie się zmienia.

- Naćpany?

- Cóż, może nie do końca naćpany... kiedy jest pod wpływem leków. Bierze Oxy i Fentanyl.

Wilson nadal zmaga się z tym wszystkim. House powiedział Chase'owi naprawdę dużo. Zastanawia, się jak dużo.

- Ale teraz... chciał żebyś mnie powiadomił?

Chase uświadamia sobie, że Wilson stara się go spytać, czy jego obecność jest pożądana.

- Taak... Myślę... on wie, że to będzie... To znaczy on jest gotowy zobaczyć się z tobą, jeśli tego chcesz.

---------------------------------------------------------------------------------------------

Wilson jedzie do mieszkania House'a własnym samochodem. Jest w nim kobieta, w ubraniu ochronnym ozdobionym rysunkami małych kotków. Wygląda na to, że Chase jest jej zmiennikiem. Ona uśmiecha się do niego i łapie swój płaszcz i torebkę, podając mu najważniejsze wiadomości.

- Jest śpiący, ale w dobrym nastroju. Ostatnia inhalacja była o czwartej czterdzieści pięć. Właśnie wziął ostatnią dawkę leków przez snem. Nie chciał jeść... jak zwykle. Ale udało mi się namówić go, by wypił ćwierć szklanki soku jabłkowego... i zmieniłam mu pościel.

- Dziękuję Ci, Laurie. Do zobaczenia w środę.

- Dobranoc, Doktorze Chase.

Kiedy zamykają się za nią drzwi, Wilson oddycha głęboko. Od sypialni House'a oddziela go kilka kroków, ale wydaje się, że dużo więcej. Chase wydaje się bardziej pełen entuzjazmu. Od razu kieruje się w tamtą stronę, zdejmując kurtkę i rzucając ją na kanapę. Wilson jest zdziwiony tym, że ktoś inny czuje się tu jak w domu.

Jest onkologiem. Więc wie, czego się spodziewać. Ale to nie oznacza, że jest na to gotowy. Przeprowadza długi monolog wewnętrzny, który przygotował sobie w podróży, o tym że zrobiłby, co w jego mocy, gdyby wiedział, że House jest chory, że gdyby ktokolwiek powiedział mu wcześniej o tym, że House jest chory, on na pewno zmieniłby swoje nastawienie do niego. Spodziewa się tego, że House mu to wytknie i będzie próbował wymusić na nim poczucie winy.

Ale kiedy przekracza próg i widzi House'a z rurką z tlenem pod nosem i rurką kroplówki wystającą spod jego t-shirtu, nie pamięta o niczym. House jest taki przytłumiony. A raczej, wyniszczony. Wygląda dokładnie tak, jak inni ludzie, których ciała są opanowane przez nowotwór, wygląda jak wysuszony liść. Włosy odrosły mu, ale są rzadsze, o stłumionym piaskowym kolorze. Wróciły mu brwi, ale prawie ich nie widać i zniknął jego zarost. Jego ramiona są chude i brakuje w nich mięśni. Jest kompletnie otoczony poduszkami, prawdopodobnie by ochronić jego słabe kości.

Patrząc na House'a, Wilson czuje jak jego żołądek podchodzi mu do gardła, nawet po tak długim czasie. Spodziewał się, że House będzie na niego zły. Nawet chciałby, żeby tak było.

Ale on tylko się uśmiecha, jego oczy wypełniają się światłem na widok Wilsona, pojawiającego się w pokoju. Chase szybko sprawdza, czy nic mu nie jest, a potem cofa się, dając im chwilę dla siebie.

House nic nie mówi, ponieważ stało się to niezwykle trudne, nawet przez ostatnia dobę, z powodu ciśnienia wywołanego przez guzy w jego płucach. Chase kompletnie o tym zapomniał. Był przy Housie tak długo, że rozumieją się bez słów.

House czeka, aż Wilson zbliży się do niego, w jego oczach wyraźnie widać nadzieję.

Wilson ostrożnie siada na brzegu materaca. Zauważa, że to nie jest stare łóżko House'a, ale prawdziwe szpitalne z panelem zdalnego sterowania. House siedzi pośrodku niego, więc po obu jego stronach jest dużo miejsca. Wilson zbliża się jak tylko może, starając się nie zrobić mu krzywdy.

House wydaje z siebie cichy dźwięk, i stara się unieść dłoń. Tylko że nie może, już nie. Kiedy pojawiły się przerzuty w kościach, jakikolwiek ruch stawów stal się bolesny. Jego palce są opuchnięte i sztywne. Już nie nie może nic w nich trzymać. Ale znowu się stara, unosi prawą dłoń z łóżka i prawie dotyka nią kolana Wilsona. Ale nie może jej utrzymać. Jego usta wykrzywiają się z frustracją. Wilson nie wie, co o tym myśleć. Nie wie, czego House może chcieć. Ale czegoś na pewno.

Odwraca głowę, szukając pomocy u drugiego lekarza. Chase nadal stoi w drzwiach i, z jakiegoś powodu, płacze. Patrzenie na to, co się dzieje, sprawia mu ból, więcej bólu niż się spodziewał. Wilson patrzy na niego pytająco.

Chase otwiera usta, ale się powstrzymuje. Potrząsa głową i zmusza się do uśmiechu. Nie jest pewien, dlaczego to go wzrusza. Nie powinno. Spędził wiele miesięcy, opiekując się House'em, prawie rok, i dopiero teraz osiągnął to, co Wilson osiągnął przez samo pojawienie się w pokoju. Może to on do tego doprowadził, a może było inaczej. W każdym razie Chase wie, czego chce House.

- On... chce, żebyś go dotknął.

Wilson odwraca się z powrotem do House'a z niedowierzaniem, spodziewając się, że House odwróci wzrok, zmieszany sugestią. Ale wyraz twarzy House'a jest taki sam, pół uśmiech, oczy zaszklone w sposób, który może tylko oznaczać: tak, bardzo proszę. Wilson nie jest pewien, jak go dotknąć, boi się, że zgniecie człowieka, który stał się niewiarygodnie kruchy od ich ostatniego spotkania.

Myśli o nocy, kiedy House pojawił się w mieszkaniu Amber, o jego odmowie odejścia i o tym, że kiedy House w końcu się poddał, on nawet go nie dotknął. Nie chcę, żebyś odszedł, powiedział wtedy House, a Wilson nawet nie pomyślał o tym, jakie to było dla niego trudne. Nie uściskał go, ani nawet nie podał mu dłoni w geście pożegnania. Nawet kiedy poszedł do mieszkania House'a, w poszukiwaniu zakończenia, musiał zadzwonić pod 911. I nie dotknęli się w karetce. Może, gdyby było inaczej, trzymałby wtedy House'a za rękę. Ale nie mógł tego zrobić.

A teraz, House chce jego dotyku.

Wilson przesuwa ramiona za plecy House'a i ostrożnie unosi go z poduszki, która go podpiera. House opada na niego, masa jego ciała opada na tors Wilsona. Ramiona House'a wiszą luźno miedzy nimi. Wilson czuje jego drżenie i zastanawia się czy jest mu zimno. Nie uświadamia sobie, że House myślał o tym momencie od miesięcy i nigdy nie wiedział, czy to się stanie. House'owi na niczym już nie zależy, nie od co najmniej miesiąca. Nie obchodzi go to, co sobie powiedzieli, jak bardzo się skrzywdzili. Ten moment jest najważniejszy.

Nie może objąć Wilsona, chociaż tak bardzo tego chce. Najbardziej zamierzonym gestem jaki może wykonać, jest lekkie przesuniecie czaszki, niezgrabna parodia potrącenia nosem. House bierze głęboki oddech, przygotowując się do wypowiedzenia kilku słów. Ból w klatce piersiowej oznajmia mu, że to mu się nie uda. Mruczy sfrustrowany. Łzy pojawiają się teraz łatwo, zupełnie bez powodu. Zaczyna płakać na samą myśl i nie może się powstrzymać. Nie może tego ukryć. Nie cierpi tego, że jego własne ciało zdradza go, nie cierpi niemocy przekazania własnych myśli. Przez całe życie zasłaniał własne uczucia kłamstwami i cierpkimi komentarzami. Teraz chce powiedzieć prawdę i nie może.

Przełyka, czując narastający ścisk w gardle. Ma nadzieję, że mówi na tyle głośno, by Wilson go usłyszał. Ma nadzieję że Wilson zrozumie.

- Ja... kocham.

Natychmiastowa reakcja Wilsona jest po prostu uścisk. Szybko jednak uświadamia on sobie, że to za mocno i rozluźnia się. Czuje natłok myśli i uczuć. Jest wściekły, ponieważ nikt mu wcześniej nie powiedział, że House w ogóle jest chory. Mogłem pomóc, myśli. Mogłem spróbować go wyleczyć. Teraz nie może nic zrobić. Czuje wstyd z powodu tego, jak wiele znaczy dla niego to, że House to powiedział, chociaż wmówił sobie, że to nic by nie znaczyło. Jest wściekły na House'a za to, że nie powiedział mu wcześniej. Jest wściekły na samego siebie, za to, że i on nie znalazł na to sposobu. Mruczy z rozczarowaniem, tak bardzo rozczarowany tym, że on pojawił się tuż przed końcem. Z jego nosa kąpią łzy. To brzmi jak kłamstwo, albo jak coś, czego nie ma prawa powiedzieć. Ale w tym momencie to prawda.

- Ja też cię kocham... Tak bardzo cię kocham. Tak bardzo mi przykro... och Boże... Boże... Tak bardzo mi przykro.

House'owi wyrywa się dźwięk, który brzmi jak szloch, ale nim nie jest. To śmiech. On się śmieje.

Wilson nie rozumie, dlaczego House śmieje się w takiej chwili. Nie wie, jak na to odpowiedzieć. Nie wie, co może zrobić, więc po prostu przytula swojego przyjaciela i kołysze go jak dziecko. To sprawia, że House zasypia i zostaje tak przez chwilę, chrapiąc z otwartymi ustami i zaśliniając Wilsonowi koszulę.

Chase zostawia ich samych, ponieważ wydaje mu się, że po wszystkim, co zaszło, oni potrzebują chwili dla siebie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:25, 03 Maj 2009    Temat postu:

No i płakałam.

Wilson który wraca na ostatnią chwilę. Który żałuje wszystkich chwil które stracił. Hause który na koniec chce powiedzieć co czuje. I cichy, dyskretny Chase. Piękne.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:27, 03 Maj 2009    Temat postu:

Ja wiedzialam, ze tak bedzie...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 4:28, 04 Maj 2009    Temat postu:

elfchick napisał:
Ja jestem raczej zaskoczona, ze Cuddy dotrzymala sekretu i nie powiedziala nic Wilsonowi. Chociaz pewnie bylo jej z tym trudno...

zaskakiwanie nas w ten sposób to specjaloność Julii

*************

a komentarz do rozdziału? na nic więcej się nie zdobędę, poza tym:


(oczywiście większość łez dla Wilsona, bo House jest trochę sam sobie winien... )

No i niech to szlag, że Wilson potrzebuje Chase'a, żeby zrozumieć, czego chce House... Mam nadzieję, że zanim nadejdzie koniec, Wilson znów nauczy się rozumieć House'a bez słów... *sniff*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Antralina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Golubkowo.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 9:04, 04 Maj 2009    Temat postu:

Aaa, dlaczego ja po każdym z odcinków muszę płakać?

Wiedziałam, ze to się tak skończy - przyjedzie WIlson, i jak na razie, wszystko będzie dobrze. Ta para nie umie długo żyć w niezgodzie, dali już kilkakrotnie tego przykład.
CIekawi mnie tylko, co na to Chase. Dotychczas on był powiernikiem i 'przyjacielem' House'a w chorobie, a teraz część tego miejsca może zająć Wilson... Czekam z niecierpliwością na to, jak rozwinie się akcja.

Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:59, 04 Maj 2009    Temat postu:

Richie117 napisał:

No i niech to szlag, że Wilson potrzebuje Chase'a, żeby zrozumieć, czego chce House...


Pewnie zechcesz urwac mi glowe, ale mnie osobiscie to akurat sie podobalo poniewaz zaczyna mnie czasami wkurzac, ze Wilsonowi wydaje sie, ze juz wszystko wie o House'ie chociaz tak naprawde jest na odwrot. I to nie tylko w tym ficku. I nie rozumiem dlaczego wydaje Ci sie House jest sobie winien. Przeciez to Wilsongo zostawil.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez elfchick dnia Pon 20:59, 04 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:21, 04 Maj 2009    Temat postu:

nieee, ja nie urywam głów (chyba że chodzi o głupie baby, które zwracają mi uwagę, że owczarek powinien nosić kaganiec ), każdy ma prawo do własnego zdania

elfchick napisał:
zaczyna mnie czasami wkurzac, ze Wilsonowi wydaje sie, ze juz wszystko wie o House'ie chociaz tak naprawde jest na odwrot.

nie będę zaprzeczać, że od czasu do czasu Wilson (serialowy) zachowuje się tak, jakby niczego o House'ie nie wiedział. Jednak natchnięta kilkoma fikami doszłam do wniosku, że to dlatego, bo to, co wie o House'ie jest tak przerażające dla Wilsona, że woli żyć w zaprzeczeniu i udawać, że sprawy mają się inaczej, niż w rzeczywistości (damn... moje wyjaśnienie nawet mnie wydaje się pokręcone )

elfchick napisał:
I nie rozumiem dlaczego wydaje Ci sie House jest sobie winien. Przeciez to Wilson go zostawil.

napisałam, że jest winien tylko trochę - a wzięło mi się to stąd, że gdyby House nie robił tak wielkiej tajemnicy ze swojej choroby, to Wilson byłby przy nim już od dawna. Na przykład przy jednej z rozmów, w których Chase namawiał go na skontaktowanie się z Wilsonem, House mógł powiedzieć Chase'owi, że ma robić, co chce - Chase skontaktowałby się z Wilsonem i albo wrócił razem z nim, albo przemilczałby fakt, że Wilson ma gdzieś House'a i jego chorobę (bo nie uwierzę, że Jimmy byłby zdolny do tego, żeby po spotkaniu z Chase'em zadzwonić do House'a i powiedzieć, jak bardzo się cieszy, że House umiera... )


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pon 23:37, 04 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:09, 08 Maj 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Mniej niż godzinę później House budzi się z powodu chrypy i napadu duszności. Zanim Wilson ma szansę się poruszyć, Chase pojawia się w pokoju i układa plecy House'a na poduszce, przygotowując go do inhalacji.

Wilson przygląda się temu, jak House kaszle i trzęsie się, walcząc o oddech i wdycha lecznicze opary. Chase uspokaja go powoli, lekko pochylając go do przodu, opierając jego klatkę piersiową na ramieniu, które trzyma inhalator i rytmicznie głaszcząc jego plecy drugą ręką. Potem delikatnie uderza w nie pięścią, żeby rozluźnić flegmę, cicho mrucząc potwierdzenia: Świetnie ci idzie. Głębokie, powolne oddechy. Jesteś bardzo dzielny. Prawie skończyliśmy. Oni już to kiedyś robili, orientuje się Wilson, prawdopodobnie robili to setki razy. House jest przyzwyczajony do jego dotyku, a słowa, które normalnie uznałby za protekcjonalne, przynoszą mu widoczną ulgę.

Kiedy kończą, Chase osłuchuje płuca House'a przy pomocy stetoskopu. Opiera House'a z powrotem na poduszkach, układając je wokół niego.

- Lepiej się czujesz?

Na twarzy House'a widać jedynie wdzięczność. Nie odsuwa się, kiedy Chase przesuwa kciukiem po jego policzku, gestem spowodowanym przez potrzebę usunięcia śliny, która pojawiła się tam na skutek użycia inhalatora.

Chase unosi znowu głowę House'a, żeby mógł wypić resztki soku przy pomocy słomki, zanim na chwileę zaśnie. Podaje mu dożylnie trochę lekarstwa i ustawia łóżko tak, by było trochę bardziej pochylone. Potem patrzy znacząco na Wilsona.

- On teraz zaśnie na jakąś godzinę.

Mimo zapalonego światła, House zasypia w kilka minut. Oni wychodzą do salonu. Wilson zdaje sobie sprawę z tego, że Chase nie chce spać, nawet jeśli zwykle o tej porze sypiał, obudziłby się za godzinę, by dalej opiekować się House'em.

- Od jak dawna to robisz?

Chase chichocze, znużony.

- Uh... wydawałoby się, że jakiś czas. Ale... całą dobę... od dwóch miesięcy.

- A... Laurie, tak chyba miała na imię?

- Przychodzi kilka razy w tygodniu i pomaga... żebym mógł zrobić zakupy, albo się przespać.

- A ty... nie pracujesz?

Chase natychmiast myśli, że przecież pracuje. To jest jego praca. Ale wie, że Wilsonowi chodziło o coś innego.

- Wziąłem urlop.

- Co z...

Wilson nie pyta. Za co się utrzymujesz? To nie jego interes. Ale Chase'owi to nie przeszkadza. Wydaje się rozbawiony.

- Zaproponował, że... mi zapłaci...

To zaskakuje Wilsona, ale on tego nie mówi. House nigdy nie lubił rozstawać się z pieniędzmi. To, że chciał zapłacić Chase'owi za opiekę nad sobą, wiele znaczy.

- Och...

- Odmówiłem - informuje go Chase. Do tej pory nie powiedział nikomu o ofercie House'a. Nie powiedział nawet Cameron, ponieważ wiedział, że ona nalegałaby, żeby przyjął pieniądze.

- Ty nie...

- Nie chcę, żeby on myślał, że musi płacić ludziom, by się o niego troszczyli.

- O...czywiście, że nie.

- Kiedy... on... kiedy... wtedy wrócę do pracy. Przejmę jego mieszkanie. I tak w zasadzie już tu mieszkam. Moje rzeczy są u Cameron... póki co... Ale to nigdy nie było nic... na stałe.

Chase wzdycha i przesuwa dłonią po twarzy. Jego oczy znowu łzawią. Nie chce myśleć o tym, co będzie po, nie teraz. Ale to niedługo się zdarzy. Obecność Wilsona tylko to potwierdza.

House budzi się jakieś pięćdziesiąt minut później, tak jak powiedział Chase. Już dawno minęła północ. Wilson niczego nie słyszy. Obaj przysnęli na kanapie i nagle Chase wstaje, jakby usłyszał jakiś alarm.

- Obudził się - mówi bez wyrazu.

Chase ziewa i siada na brzegu łóżka House'a. Sprawdza jego klatkę piersiową. Brzmi w porządku. Następnej inhalacji będzie potrzebował za jakieś sześć godzin. Wilson zatrzymuje się w drzwiach, nie wiedząc, jaką rolę powinien w tym odegrać.

Chase poznaje po wyrazie twarzy House'a, że jest mu niewygodnie. Leki przeciwbólowe pomagają tylko do pewnego stopnia.

- Ramiona i nogi...?

House kiwa głową, przygryzając dolną wargę. Jego oddech jest urywany, ale teraz powoduje to ból.

- Może weźmiesz długą, gorącą kąpiel?

Ze zmiany wyrazu jego twarzy, Chase wnioskuje, że House myśli, iż będzie to za duży kłopot. Chase będzie musiał odłączyć wszystkie rurki i wyjąć mu cewnik, a także przesunąć aparat tlenowy do łazienki. Przez ostatnie tygodnie, odkąd tak zniedołężniał, polegali tylko na suchych kąpielach, przedtem zwykle brał prysznic.

- Jeśli tego chcesz, zrobimy to. Powinniśmy zrobić to teraz, skoro właśnie miałeś inhalacje.

Wychodzi do łazienki i odkręca wodę. Wilson w pewnym sensie idzie za nim, niepewny czy powinien zaoferować swoją pomoc. W tym momencie czuje się niezwykle obcy.

Chase wyjaśnia:

- Zwykle nalewam do wanny letniej wody i dodaję ciepłej, kiedy on już w niej siedzi... żeby mógł przyzwyczaić się do temperatury.

Wilson kiwa głową. To wszystko wydaje mu się lekko surrealistyczne - to, że ktoś przygotowuje House'owi kąpiel, szczególnie ten ktoś, chociaż zastanawia się czy wydawałoby mu się to dziwniejsze gdyby był to ktoś inny. On sam kilka razy pomagał House'owi wziąć prysznic po zawale. Ale nigdy nie zrobił nic tak inwazyjnego.

- Czy potrzebujesz pomocy... w przeniesieniu go?

Za pierwszym razem kiedy Chase musiał podnieść House'a, kosztowało go to sporo wysiłku. Nawet jeśli House nadal jest od niego wyższy o cztery cale, teraz waży o wiele mniej.

Chase odpowiada, nie zdając sobie sprawy z mocy swoich słów.

- Nie teraz. On nie jest aż taki ciężki... już nie.

- Och.

Chase zauważa, że Wilson czuje się poza nawiasem, ale on nie chciał, żeby tak było. Po prostu robi to wszystko od tak dawna, że ma ustalony system, który nie przewiduje udziału pomocników.

- Musisz przywieźć aparat tlenowy do łazienki.

Chase wraca do sypialni, Wilson idzie za nim zachowując tę samą dziwną odległość. Chase odsuwa koc, ukazując długie nogi House'a. Wilson zdaje sobie sprawę z tego, że House ma na sobie bawełnianą koszulę nocną i nic poza tym, jakby był pacjentem w szpitalu. Ona ledwie go okrywa i jego genitalia są od razu widoczne. Ale House nie wydaje się być zawstydzony, nawet kiedy Chase zakłada rękawiczki i unosi koszulę, żeby odłączyć cewnik.

- I tak musimy go zmienić... - mruczy Chase, wypuszczając powietrze z balonika i wysuwając rurkę. Wyrzuca wszystko do stojącego obok łóżka kosza na odpady medyczne i przynosi sterylną chusteczkę, którą wyciera penisa i jadra House'a. Wilson instynktownie odwraca wzrok, dopóki nie zauważa, że House'owi to nie przeszkadza, głównie dlatego, że korzysta z cewnika już od jakiegoś czasu.

Chase zmienia rękawiczki na nowe i zatyka linię centralną. Potem zdejmuje plastikową torebkę do kolostomii z miejsca, w którym jest przyczepiona do brzucha House'a. Jest ona w zasadzie pusta, odkąd House przeszedł na ściśle płynną dietę, ale nawet teraz mało je. Odkaża miejsce kolejną chusteczką i w miejsce torebki przykleja plaster, który zapobiegnie wlaniu się wody przez nacięcie. Zdejmuje rękawiczki i odłącza rurkę z tlenem.

Powoli układa ramię House'a wokół swoich ramion i wsuwa swoje ręce za jego plecy i pod kolana. Czeka, aż ich oczy się spotkają, a potem liczy do trzech i podnosi. Wilson krzywi się na to, jak bardzo naturalnie to wygląda, jak naturalnie House opiera głowę na ramieniu Chase'a. Nogi House'a są takie chude, że zwisają nad ramieniem Chase'a jak mokry makaron. Nawet blizna na jego udzie, która kiedyś była wklęsła, teraz wydaje się wypukła. Nie zostało na nim żadne ciało.

- ...aparat... - przypomina mu Chase.

Wilson łapie aparat tlenowy, który można wozić na specjalnym wózku i idzie za Chase'em do łazienki. Chase wkłada House'a do wanny tak delikatnie, jak tylko może. Wilson zauważa, że dno wanny jest wyłożone jakąś grubą gumową matą. Tył wanny jest obłożony dwoma ręcznikami, jeden z nich jest zwinięty jak poduszka pod karkiem House'a, drugi dla ochrony jego kręgosłupa. W wannie jest tylko około sześć cali wody. Ale jej poziom ciągle wzrasta. Chase sprawdza dłonią temperaturę, a potem klęka i zdejmuje z House'a koszulę. Kiedy ma wolne ręce, podłącza tlen.

- Możemy cię przy okazji umyć - decyduje Chase. Wie, że House nie cierpi czuć się brudny i stwierdza, że skoro siedzi on w wannie pełnej wody, powinni skorzystać z tej okazji i użyć mydła.

House nie odpowiada. Opiera się na ręcznikach, delektując się uczuciem ciepła na ciele. Jego dłonie leżą luźno w wodzie.

Chase przynosi gąbko-rękawicę i butelkę leczniczego żelu pod prysznic dla diabetyków cierpiących na neuropatyczne bóle. Jest taki delikatny, że Wilson nie może się powstrzymać i go podziwia, jego cierpliwość, jego troskę. To przypomina mu pielęgniarki, kąpiące nowonarodzone dzieci. Chase klęka przy wannie i przyciąga do siebie mokre ciało House'a, żeby umyć jego plecy, szyję, i za uszami, i wcale nie przeszkadza mu, że w międzyczasie moknie mu koszula. Robi to powoli, ponieważ wie o tym, że ten bezpośredni fizyczny kontakt może być najprzyjemniejszym doświadczeniem, jakie House kiedykolwiek przeszedł lub przejdzie.

Kiedy House jest czysty, Chase siada na klapie sedesu i pozwala mu się dalej moczyć. Widzi pytanie w oczach Wilsona, czy oni powinni tu zostać, czy raczej dać House'owi chwilę dla siebie.

- Zwykle siedzę tutaj. On nie lubi być... sam.

Wilson nie ma na to odpowiedzi. House nie lubi być sam? Od kiedy? Wydaje mu się, że jest to prawdopodobnie spowodowane jego śmiertelną chorobą i uzależnieniem od czyjejś troski. Ale najwyraźniej w jego związku z Chase'em jest coś więcej.

Wilson patrzy na House'a, zastanawiając się czy obchodzi go to, że oni o nim rozmawiają. Ale jego oczy są zamknięte i pozwala gorącej wodzie ukoić swoje obolałe ciało. Dwa razy Chase wstaje i dolewa więcej ciepłej wody.

- Brakuje mi twojego głosu - mówi gwałtownie Chase.

House otwiera oczy, a jego usta wykrzywiają się w grymas rozbawienia. Lekko chichocze, jakby chciał powiedzieć: wcale nie.

- Tak, naprawdę. Zapłaciłbym ci, żebyś nazwał mnie w tej chwili idiotą.

House znowu parska i czeka, aż Chase zbliży się do niego. Niezdarnie macha dłonią w wodzie. Przez to że wanna jest pełna, mała ilość wody przelewa się przez krawędź i moczy Chase'owi spodnie.

- Heh - parska House.

Chase wybucha śmiechem.

- O cholera. Chcesz, żebym był cały mokry?

Wilson opiera się o framugę drzwi łazienki, obserwując ich interakcję. Wcale się tego nie spodziewał. House umiera. Jego ciało powoli odmawia współpracy, on czuje ciągły ból i nie może sam się o siebie zatroszczyć. Ale, po raz pierwszy, Wilson patrzy na niego i widzi szczęście, całkowity brak strachu, jakiś rodzaj spokoju. On nawet nie jest zgorzkniały i sobie nie współczuje. Po prostu jest.

I wie, dlaczego Chase mu odmówił, odmówił pozwolenia, by mu zapłacił za tę opiekę. Ponieważ jest ona bezcenna. Na całym świecie nie starczyłoby pieniędzy.

Chase spogląda na Wilsona, ignoruje łzy spływające po jego twarzy. Jeśli on ma zamiar zostać na dłużej, to zdarzy się wiele razy. Może się do tego przyzwyczaić. Kiwa głową w kierunku półki przy drzwiach.

- Wyłóżmy dla niego kilka ręczników.

Wilson wraca do rzeczywistości i łapie dwa ręczniki ze stosu. Są ogromne i białe, wielkości ręczników plażowych. Prześcieradła kąpielowe - tak mówiła o nich jedna z jego żon. Stwierdza, że Chase musiał je kupić, ponieważ on nie pamięta, żeby one tu kiedykolwiek były.

- On łatwo marznie - mówi Chase, wyjaśniając rozmiar ręczników i dlaczego jest ich tak dużo. Wypuszcza wodę z wanny i odłącza tlen, owija House'a jednym z ręczników i unosi go. Układa House'a na rozłożonych przez Wilsona ręcznikach i wraca do łazienki.

- Wytrzyj go. Ja przywiozę aparat.

Wilson przełyka strach i zastanawia się, czy może okazać House'owi tą samą delikatność i troskę. Zawsze myślał, że jest troskliwy. Ale przyglądanie się Chase'owi w akcji może ustawić do pionu każdego.

Chase wraca i podłącza aparat, zanim Wilson w ogóle zaczął. Czuje się głupio z powodu swojego zażenowania. Chase go nie wyręcza. Czeka, pozwalając Wilsonowi uporać się z tym zadaniem. To zajmuje Wilsonowi minutę. House nadal z nimi jest. Chociaż znacznie się skurczył i ledwie może mówić, nie oznacza to, że to nie on. Wymierza sobie mentalny policzek za bycie takim przerażonym i delikatnie wyciera przyjaciela.

- Możesz użyć więcej siły - mówi Chase, mrugając do niego. - On nie jest aż taki słaby.

House uśmiecha się krzywo na ten komentarz i patrzy na Wilsona. Dopiero wtedy Wilson zauważa, że unikał wzroku House'a. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że House nie czuje się onieśmielony z tego powodu, że to mu się podoba. Chce być dotykany przez Wilsona, przez Chase'a, nawet przez pielęgniarkę i innych ludzi, którzy nadal go odwiedzają. W tej chwili został mu jedynie dotyk.

Chase przynosi butelkę homeopatycznego balsamu, który ma za zadanie pomoc przy bólu kości. Wmasowuje go w stopy House'a, a potem zakłada mu podobnie działające skarpetki. Nakłada balsam na resztę jego ciała House'a, posypuje jego pachy i pachwiny talkiem, żeby zapobiec odparzeniom. Potem zakłada mu świeżą koszulę, podłącza torebkę do kolostomii i zakłada nowy cewnik. Robi to wszystko z taką wprawą, że House po prostu leży i pozwala na to, jak każdy inny pacjent.

Już dawno minęła pierwsza w nocy, i teraz House prześpi kolejne trzy albo cztery godziny, najdłuższy okres w ciągu doby.

- Jesteś gotowy do snu - oznajmia Chase, układając poduszki wokół ciała House'a. Przykrywa go i zadaje to samo pytanie, które zadawał prawie każdej nocy przez ostatnie dwa miesiące. - Chcesz, żebym z tobą został?

Wyraz twarzy House'a jest pusty. Ale przesuwa wzrok na Wilsona. Oczywiście, uświadamia sobie Chase. Jego przyjaciel tu jest. House będzie chciał spędzić z nim tyle czasu ile może.

Patrzy dziwnie na Wilsona.

- Możesz położyć się przy nim, jeśli chcesz.

Wilson jest zdecydowanie zaskoczony.

- Czy... ty... tak właśnie robisz?

- Po prostu... ostatnio... on... - Chase patrzy na House'a, szukając pozwolenia, by podzielić się tą informacją. House mruga. Jest w porządku. To tylko Wilson.

Chase oddycha głęboko i czuje, jak łamie mu się głos, kiedy mówi:

- On wie, że... to już niedługo. Boi się, że... się udusi. Boi się, że... to będzie bolało. Chcę być przy nim... kiedy to się stanie. Nie chcę, żeby był wtedy sam.

W oczach Wilsona znowu pojawiają się łzy. Oczywiście, House nie jest inny niż ktokolwiek w jego sytuacji. Przedawkować narkotyki czy wsadzić nóż do gniazdka elektrycznego to jedno. Wtedy śmierć przychodzi prawie od razu. Tamto można kontrolować. Obecna sytuacja jest nieuchronna. On nie wie, kiedy to się skończy i w jaki sposób. To przeraziłoby każdego.

W końcu Wilson myśli, że może coś zrobić.

- Zostanę przy nim. Prześpij się.

Chase posyła mu zmęczony uśmiech. Wilson zastanawia się, czy on będzie teraz płakał, jeśli nie tylko z samego zmęczenia, na co wygląda. Wilson jest bardziej niż zaskoczony, prawie powalony na kolana, kiedy młodszy lekarz podchodzi do House'a, odsuwa dłonią jego przerzedzone włosy, i całuje go w skroń. I nie jest to wcale przelotny pocałunek. Jego usta zostają tam na prawie trzy sekundy. Wilson widzi, że oni już to robili.

- Zobaczymy się rano - mówi, jakby było ważne, by House to usłyszał. House odpowiada mu mruknięciem. Nie wygląda na onieśmielonego czy poirytowanego tym gestem. Na jego twarzy widać współczucie i chociaż on nie może wyrazić się w żaden inny sposób, chociaż to nie brzmi jak coś, co kiedykolwiek przedtem powiedział, Wilson mógłby przysiąc, że usłyszał jak House mówi biedny dzieciak.

Wilson czeka, aż Chase wyjdzie z pokoju. Zdejmuje buty, sweter i koszulę, zostawiając zwykły, biały t-shirt, który miał pod spodem. Wspina się na łóżko i kładzie obok House'a. To dziwne, leżenie w łóżku z House'em. Wiele lat temu dzielili łóżko w czasie delegacji, ponieważ w motelu nie było dwójek. Wilson przypomina sobie, jak House drwił sobie z jego piżamy w stylu Nicka i Nory, a potem przez całą noc świecił latarenką na sufit i opowiadał straszne historie, przez co żaden z nich nie mógł spać.

Łóżko nie jest zupełnie płaskie z powodu problemów, jakie House ma z oddychaniem. Wilson zastanawia się, czy powinien wejść pod przykrycie, czy nie.

House wygląda tak, jakby był śpiący, ale odwraca do niego głowę i się uśmiecha.

- Chcesz... żebym wszedł pod koc?

- Mmm hmm.

- W porządku.

Wilson wyłącza lampę i włącza coś, co wygląda jak nocna lampka, ale jest nieco jaśniejsze. Pokój jest na tyle ciemny, by spać, ale wystarczająco jasny, by Wilson widział, co robi. Wchodzi pod koce i kładzie się ramię w ramię z House'em. Prawie natychmiast House opiera się o niego głową i on znowu czuje łzy pod powiekami. Nie jest pewien, czy temu podoła. Już teraz czuje się tak, jakby ktoś wyrwał mu serce, więc on nie wie, jak będzie się czuł, kiedy nadejdzie koniec. Nagle uświadamia sobie, że najbardziej na świecie chce trzymać się House'a, po prostu trzymać go i nie puścić, jakby to mogło ochronić go przed nieodwracalnym.

I myśli tylko o tym, co powiedział mu Chase, o tym, że House wierzył, iż on czułby przyjemność, patrząc na jego cierpienie.

- Nie zasługujesz na to - szepcze. - Nie zasługujesz na takie cierpienie. Nigdy bym tak nie powiedział, bez względu na to, jak bardzo byłbym wściekły

- Mmph... - odpowiada jedynie House.

Wilson czuje drżącą dłoń na swoim kolanie, House znowu niezdarnie szuka czegoś, co mógłby złapać. Wilson delikatnie przykrywa jego dłoń swoją, gładząc delikatnie. Palce są zimne i cienkie, pokrywająca je skóra jest sucha i papierowa w dotyku. To sprawia, że on się krzywi.

- Czy jest ci wygodnie? Możesz tak spać?

House kiwa głową obok niego i odpręża się. Jest już przyzwyczajony do spania w prawie siedzącej pozycji. Wilson jest wyczerpany, ale nie może zasnąć. Myśli, że House umrze w środku nocy i że on to przegapi. Budzi się za każdym razem, kiedy przysypia. A House to wyczuwa, ponieważ za każdym razem jego dłoń przesuwa się po kolanie Wilsona. Wilson czuje ścisk w gardle z powodu możliwości, że House stara się go pocieszyć, że House, który umiera, mówi mu, żeby się nie bał.

W niemal całkowicie ciemnym pokoju Wilson płacze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:05, 08 Maj 2009    Temat postu:

Czytam to od początku, choć nie pojawiam się w komentarzach, bo za każdym razem wyrzuca mnie z butów.
Ale kiedy pojawia się Wilson już nie mogę milczeć i coś napiszę.

Najbardziej niewiarygodne jest w tym fiku, że mam wrażenie jakby to się działo obok mnie. Jest przerażająco realistyczny, i aż boli jak się go czyta.

Opis faktów, wkładane subtelnie uczucia, reakcje... Mogłabym śmiało napisać - perfekcyjnie oddane.
Bardzo mi się podoba, choć wyciska ze mnie ostatnie siły witalne i każe chodzić po krawędziach uczuć.

elfchick - dzięki za wyszukanie i trud tłumaczenia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 4:20, 09 Maj 2009    Temat postu:

kropka napisał:

elfchick - dzięki za wyszukanie i trud tłumaczenia.


Prosze bardzo.

Niestety, teraz nastapi przerwa w tlumaczeniu. Poniewaz, jest to ostatnia opublikowana przez Julie czesc, i poniewaz ja niedlugo wyjezdzam do Polski gdzie bede miala utrudniony dostep do komputera i internetu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:17, 10 Maj 2009    Temat postu:

Cytat:
Wilson jest wyczerpany, ale nie może zasnąć. Myśli, że House umrze w środku nocy i że on to przegapi. Budzi się za każdym razem, kiedy przysypia. A House to wyczuwa, ponieważ za każdym razem jego dłoń przesuwa się po kolanie Wilsona. Wilson czuje ścisk w gardle z powodu możliwości, że House stara się go pocieszyć, że House, który umiera, mówi mu, żeby się nie bał.

W niemal całkowicie ciemnym pokoju Wilson płacze.

Ja też płaczę

Piękna jest ta część. Ten House taki zmieniony, słaby, odchodzący. I Chase. I Wilson, który po raz pierwszy czuję się tą osobą zbędną, nie na miejscu przy House'e. I ostatni scena.

Piękne. I też dziękuję za to tłumaczenie

Pozdrawiam
g


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:59, 31 Maj 2009    Temat postu:

Jest już nowa część. Tłumaczenie jej może jednak potrwać dłużej niż zakładałam. Nie pytajcie dlaczego.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:30, 31 Maj 2009    Temat postu:

Przypuszczam, że wiem dlaczego
Przeczytałam właśnie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:30, 31 Maj 2009    Temat postu:

Dokładnie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:07, 01 Cze 2009    Temat postu:

nefrytowa, a powiedziałaś, że nie będziesz czytać...

*płacze z współczucia*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:50, 01 Cze 2009    Temat postu:

Cóż, można się było tego spodziewać.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:55, 01 Cze 2009    Temat postu:

Elf, jasne. Chodzi o sposób w jaki to zostało pokazane.
Rzadko kiedy coś mnie rusza, tak naprawdę. Ten fik to zrobił


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:48, 01 Cze 2009    Temat postu:

Muszę się z tobą zgodzić. Czytając to czułam się jakby Julia zrzuciła mi na głowę bombę atomową

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:27, 02 Cze 2009    Temat postu:

oł god... teraz naprawdę zaczynam się bać szczegółów

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 7:04, 02 Cze 2009    Temat postu:

Nie jest aż tak źle. Jest o wiele gorzej...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:39, 02 Cze 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Notka Autorki: Tak nadeszła pora na to. Ale to nie jest koniec opowiadania.


All your money won't another minute buy

House budzi się przed wschodem słońca, tuż po tym jak Wilson w końcu zasnął. Kiedy Chase wchodzi do pokoju o piątej trzydzieści, na poranne badanie, Wilson chrapie. Ruch spowodowany badaniami Chase'a i podaniem nowej dawki środka przeciwbólowego budzi go jednak.

- Masz ochotę coś zjeść?" Chase pyta z przyzwyczajenia. Wie co odpowie mu House. Ale lubi przypominać House'owi o istnieniu drugiego wariantu.

House potrząsa głową na tyle by przekazać odmowę. Nie jest głodny, od dawna nie chce mu się jeść. Wyraz prośby na twarzy Chase'a wystarczy by wzbudzić w nim chęć wmuszenia w siebie czegoś, od czasu do czasu. Obaj z Chase'em wiedzą, że całkowita odmowa jedzenia oznacza bliskość końca. Ale teraz naprawdę nie może. Jedzenie straciło smak, wogóle nie jest apetyczne. Żucie i trawienie pochłaniają zbyt dużo energii.

- Soku? - Pyta znowu Chase. Ton jego głosu jest nie wyraża żadnych oczekiwań.

House kiwa głową ponieważ rzeczywiście chce mu się trochę pić. Jego usta są suche i podoba mu się kwaśny smak napoju jabłkowo-żurawinowego. Sok pomaga osobom noszącym cewnik. Chociaż w tym momencie, zapobieganie infekcji raczej nie ma sensu. Już nie trzeba się o to martwić. Przyjmuje kilka łyków a Chase trzyma go za szyję żeby mógł je przełknąć.

Wilson nie miał zamiaru zostać na dłużej niż kilka godzin. Więc nie przywiózł ubrań na zmianę. Teraz nie chce wyjść nawet na pięć minut. Nawet po nowe ubranie.

- Mam ubrania ochronne. - Proponuje mu Chase. - W dużym rozmiarze. Napewno będą pasowały.

- Dzięki.

Wilson wchodzi pod prysznic, ciało boli go w kilku miejscach. Nie jest przyzwyczajony do spania w tak dziwnej pozycji. Myje się szybko, z tego samego powodu dlaczego tak krótko spał poprzedniej nocy. House może niedługo umrzeć. House może umrzeć właśnie w tym momencie, a on nie chce tego przegapić.

Kiedy kończy się myć, wyciera się szybko. Przesuwa ręcznik po włosach dopóki przestaje kapać z nich woda, daje sobie spokój z bielizną i w zamian zakłada parę niebieskich szpitalnych spodni, które Chase zostawił mu na zamkniętej muszli klozetowej.

Wraca do sypialni House'a niezbyt pewny czego się spodziewać, ale chcąc tam być mimo to. I nie dzieje się nic ciekawego. House ma następną inhalację. Chase lekko klepie go po plecach, nucąc znajomą Wilsonowi melodię Brahms'a albo Haydn'a. House opiera lekko policzek o jego ramię mrugając powiekami. Wydaje się spokojny.

Wilson zdaje sobie sprawę z tego, że jego niepewność jest widoczna. Wyraz jego twarzy pyta 'czy mogę coś zrobić?' Tylko, że nie może zrobić nic. To jest nudna część choroby, czekanie między okresem leczenia a końcem kiedy najważniejsze jest by House był żywy i go nie bolało.

- Po prostu bądź przy nim. - Mówi mu Chase. - To wystarczy.

-----------------------------------------------------------------

W ciągu dziesięciu dni Wilsonowi udaje się stać się częścią codziennej rutyny House'a. Pielęgniarka zgodziła się pójść do sklepu i kupić dla niego kilka rzeczy. Więc teraz wcale nie musi wychodzić. Zadzwonił do szefowej i wziął wolne na resztę miesiąca tłumacząc, że ma w rodzinie trudną sytuację. Ona zrozumiała to i zgodziła się przenieść jego pacjentów innym lekarzom. Wilson stara się pomagać żeby Chase mógł odpocząć, przeprowadza inhalacje, podaje leki przeciwbólowe a nawet suche kąpiele.

House jest cichy, głównie dlatego, że nie może mówić. Ale wyraźnie widać, że cieszy go obecność przyjaciela. Jest teraz bardziej przytomny, ma chęć zjeść kilka łyżek zupy czy budyniu, które ugotował Wilson.

- Żyje dłużej niż zakładałeś, - zauważa Wilson, wlewając resztki zupy do plastikowego pojemnika.

- Tak. - Zgadza się Chase. Nowotwory nie są jego specjalnością, ale jest pewien, że gdyby nie skontaktował się z Wilsonem, House już dawno by nie żył. Naprawdę nie jest pewien czy to dobrze, czy źle. Patrzy na pojemnik z zupą, ciekaw czy Wilson zachował ją dlatego, że ma nadzieję iż House ją zje.

- Nie jesteś zbyt szczęśliwy z tego powodu. - Mówi Wilson.

- Jestem. - Chase wie, że ton jego głosu tego nie wyraża.

Wilson przygląda się twarzy drugiego mężczyzny, jego zadowolenie z siebie powoli mija.

- Ty...ty chcesz, żeby umarł?

- Czy wydaje ci się, że tego chcę?

- Nie, ale tak się zachowujesz. Spotkałem się z tym...ludzie mogą dłużej żyć. Mogą wygrać z chorobą...jeśli ich wola jest wystarczająco silna.

- Wystarczająco silna do czego? - Wyrzuca z siebie Chase. - On ledwie może oddychać...i się poruszyć. Na co ma czekać...więcej zupy?

- Ja po prostu....czasami, - jąka się Wilson. Jego twarz czerwienieje. - Czasam jest możliwe by ludzie...

Sam nie wie co mówi. To wszystko zdarzyło się tak szybko, w jednej chwili jechał na lunch z dawnym kolegą z pracy a teraz czuwa przy łóżku House'a. Czuje się oszukany, jakby mógł coś zrobić, ktoś powinien byl go powiadomić, chociaż wie że nie mógłby zrobić niczego poza tym co zrobił Chase i inni lekarze.

Wrzuca pojemnik do lodówki i trzaska drzwiami, wybiegając z pokoju.

-----------------------------------------------------------------------------

Chase czeka kilka minut, starając się zdecydować czy nie przekroczył jakiejś granicy. Wie, że zaistniała sytuacja jest ciężka dla Wilsona, cięższa niż dla niego. Ponieważ on przechodzi przez to od początku, miał czas na pogodzenie się z rokowaniami House'a. Przegadał z House'em godziny na temat jego życzeń co do sposobu leczenia, spekulacji na temat istnienia siły wyższej, Wilson tego nie zrobił. Ale jego obowiązkiem jest House. Musi najpierw zająć się nim, nawet przed sobą, nawet kiedy jest to niewygodne. Ponieważ obiecał, że to zrobi.

House miał rację. Wilson nie potrafi radzić sobie ze śmiercią. Wybrana przez niego dziedzina medycyny jest prawie jak pokuta. Odbywa karę za jakieś wymyślone wykroczenie, patrząc jak ludzie umierają i torturując się przeświadczeniem gdyby tylko zrobił coś więcej, gdyby tylko się postarał, mógłby ich ocalić. Chase zastanawia się za co u diabła Wilson się karze, tyle lat pracy powinno go już dawno odkupić.

Znajduje Wilsona na podłodze łazienki, opartego plecami o wannę i z pochyloną głową. Nie wygląda na chorego. I nie siedzi blisko muszli klozetowej.

- Hej, - mówi cicho Chase, żeby go nie przestraszyć.

- Nie mogę, - szepcze Wilson ciągle to powtarzając. - Nie mogę. Nie mogę.

- Wiem.

- Nie...nie mów mi tego. Nie...- Nadal nie patrzy na Chase'a.

Chase wzdycha. Musi to powiedzieć. To jego praca, jeszcze nie wypełnił ostatniego zadania.

- On trzyma się dla ciebie. Musisz powiedzieć mu, że może odejść.

Wilson już to wie, to dlatego nie chciał by Chase to powiedział. Sam przechodził przez to tysiąc razy. Szczególnie w przypadku dzieci, które trzymają się kurczowo rodziców myśląc, iż to im pomoże.

A poza tym on czuje irracjonalne poczucie winny, z którym chyba się urodził. Jeśli powie House'owi, że może umrzeć, będzie tak jakby on tego chciał ale on tego nie chce. Ale, biorąc pod uwagę wszystko co się wydarzyło, wydaje mu się, że House tak to odbierze.

Wraca do momentu tuż przed śmiercią Amber, do deklaracji 'proszę, zostań jeszcze chwilę', jej mówiącej mu, że już czas, nadal to pamięta. House nadal tu jest, i chociaż Wilson zdaje sobie sprawę z tego, że jest to kompletnie samolubne, on chce by jeszcze chwilę został.

- Nie mogę. Ja...

- Tu nie chodzi o ciebie.

- Wiem.- Wilson zaciska mocno oczy.

- Myślisz, że za kilka godzin, jutro, za tydzień...to będzie mniej bolało?

- On i tak umrze. On...on...myślisz, że to ma znaczenie jeśli....

- On cierpi. Jest gotów cierpieć tak długo aż upewni się, że jesteś gotowy na jego odejście. Musisz mu powiedzieć, że jesteś.

- Wiem...wiem

- Nie nie wiesz. Jak myślisz dlaczego do ciebie zadzwoniłem?

Wilson w końcu unosi głowę,

- Słucham?

- Opiekuję się nim... od momentu jego diagnozy. Gdyby potrzebował cię z medycznego punktu widzenia sam by do ciebie zadzwonił.

- O co ci chodzi?

- Nie przywiozłem cię tutaj po to żebyś pomagał w jego pielęgnacji.

- Więc co mam do cholery zrobić?

- On...jest do ciebie przywiązany, w sposób z jakiego nawet nie zdajesz sobie sprawy...i wie co się stanie kiedy ta więź się zerwie...nie chce jej zerwać bez twojego pozwolenia. Musi wiedzieć, że nic ci nie będzie.

- Skłamałbym.

- Wszyscy kłamią Wilson. On musi odejść. Wystarczająco dużo wycierpiał.

- Ty nie rozumiesz....

- Mylisz się, rozumiem. To będzie bolesne. Trudne. Ale nie wiesz...nie wiesz przez co przeszliśmy, nie wiesz co czułem patrząc jak jego stan powoli się pogarsza...przez cały ten czas on pragnął twojej obecności, potrzebował twojego odkupienia, tęsknił za zbawieniem, które tylko ty mógłbyś mu dać.

- Mogłeś do mnie zadzwonić, - Wilson prawie krzyczy uderzając pięścią o kafelki. - Dlaczego do mnie po prostu nie zadzwoniłeś?

- Wiele razy to proponowałem. Ale prosił żebym tego nie robił. Chciałem...to była jego decyzja. Myślę, że on bał się,że nie przyjechałbyś. Nie był do tego właściwie nastawiony...emocjonalnie, nie zniósłby twojej odmowy.

- Jasne. - Odpowiada Wilson nie wie co powiedzieć ponieważ nie jest pewien co by wtedy zrobił. Chciałby myśleć, że przyjechałby. Ale prawdę powiedziawszy prawdopodobnie nie. Nadal był wściekły. Możliwe, że House miał rację, że poczekał i, że wezwał go we właściwym momencie.

- Ja...starałem się wypełnić tę lukę najlepiej jak mogłem.

- Zrobiłeś kawał dobrej roboty. - Przyznae Wilson. - Lepszej niż ja byłbym w stanie zrobić.

- Ale nie jestem tobą. Wspomnienia...czas jaki razem spędziliście, nie mogę tego zmienić w ciągu roku. Mogę go nosić, karmić, kąpać, przytulać. Ale to jedno musisz zrobić ty.

- Nie jestem pewien czy potrafię.- Głos Wilsona w końcu się łamie. - Jest taki zmęczony, nie spał więcej niż dziesięć godzin w tygodniu. Łzy po prostu kapią mu z oczu, żałoba zostawia sobie na później.

W głosie Chase'a słychać desperację. Do tej pory kontrolował swoje emocje, poza chwilowymi okresami załamania późno w nocy albo pod prysznicem. Patrzenie na histerię Wilsona rozrywa go od środka.

- Czego potrzebujesz?- Pyta desperacko. - Co mogę zrobić? Czego chcesz...jeśli chcesz możemy się pomodlić...

Wilson chichocze słysząc to, ocierając oczy wierzchem dłoni. Jest Żydem a Chase jest Katolikiem, ale żaden z nich nie jest zbyt praktykujący. Może sobie jedynie wyobraźić jak by to zabrzmiało. A poza tym modli się odkąd tu przyjechał, dodając do modlitwy 'Drogi Panie Bo że, tak to ja...James Wilson, no wiesz, ten, z którym nie rozmawiałeś od czasu jego bar micwy. Potem próbowałby po hebrajsku, poddałby się i skończyłby po angielsku.

--------------------------------------------------------------------------------

Kiedy Wilson wraca do sypialni, House jest przytomny. Jego usta ledwie się ruszają, ale lekko wyginają się w górę na tyle by wyjawić jego stan emocjonalny. House jest szczęśliwy z jego pobytu tutaj. Tak szczęśliwy, że zmusza się do wessania odrobiny zupy tylko po to by go przy sobie zatrzymać.

Wilson siada na brzegu łóżka. Spał w nim co noc odkąd dowiedział się o chorobie House'a, za każdym razem w niemal siedzącej pozycji. Ale nie przytula ani nie obejmuje przyjaciela ponieważ boi się, że naruszy jego i tak słabe już ciało.

Razem z Chase'em przekładają większośc poduszek na podłogę. Potem ostrożnie układają na nich House'a tak, że górna połowa jego ciała jest oparta o Wilsona.

Chase czeka aż oczy jego i House'a się spotkają i podaje mu dodatkową dawkę morfiny. Rozmawiali o tym wiele razy, zanim Wilson znowu się pojawił. Obaj wiedzą co się teraz stanie, pogodzili się z tym. W tej pozycji ciśnienie napierające na krtań House'a utrudni dopływ wystarczającej ilości powietrza do jego płuc i doprowadzi do jego powolnego uduszenia. Dzięki morfinie pójdzie to gładko i House nie będzie panikował kiedy do tego dojdzie.

Chase wymienia z Wilsonem znaczące spojrzenie. Obaj kiwają głowami i Chase wychodzi z pokoju. W salonie, pada na kolana i zaczyna się modlić. Biorąc pod uwagę jego edukację religijną, która wykształciła u niego pewne przyzwyczajenia i nawyki, nie może nie zwrócić się o pomoc do Boga. Przyjmij, Panie, swego sługę w miejsce zbawienia, które on ma zamiar uzyskać poprzez twoją łaskę. Wie, że ta decyzja nie należy do niego. Ale zdecydował, że jeśli ktokolwiek na Ziemi jest wart Bożej łaski i zbawienia, to tym kimś jest House.

House wydaje się Wilsonowi wychudzony, jak szkielet, jak coś nieludzkiego. Jakby już dawno umarł a na ziemi została tylko skorupa, czekająca na sygnał by przenieść się na inną płaszczyznę życia. I patrząc teraz na niego Wilson czuje się winny tego, że kazał mu zwlekać.

Pochyla głowę niżej dopóki dotyka ustami czoła drugiego mężczyzny. Całuje go tam, rozkoszując się ciepłem, które oznacza, że przynajmniej narazie House nadal żyje. Potem zaczyna mamrotać, tak jak setki ludzi przed nim. To nie ma sensu. Nie jest pewien czy House go rozumie, czy to ma jakieś znaczenie, czy mu zależy.

- Będę za tobą tęsknił. Kocham Cię. Jest w porządku. Możesz już odejść. Nie chcę żebyś więcej cierpiał. Tak bardzo cię kocham. Tak bardzo będę za tobą tęsknił. Ale nic mi nie będzie. Kocham Cię. Nie bój się. Proszę nie bój się...

Pod wpływem leku House śmieje się lekko co zaskakuje Wilsona. Kiedy pokasłuje, Wilson wpada w panikę i odsuwa się. House patrzy na niego i mówi coś niesłyszalnego. Jego usta powoli poruszają się. Jakby chciał coś powiedzieć ale nie ma siły uformować słów.

- Słucham?- Pyta Wilson. Ponieważ, jeśli House ma dla niego ostatnią wiadomość on nie chce jej przegapić. Ich twarze dzielą centymetry ale on ledwie czuje oddech drugiego mężczyzny.


Czy wiesz, że Cię kocham? Wiesz?

Czy wiesz, że jest mi przykro?

Czy tobie też jest przykro? Czy to dlatego tu jesteś

Będę za tobą tęsknił, wiesz? Czy ty będziesz tęsknił za mną?

Czy już za mną tęsknisz? Czy to dlatego płaczesz?

Czy jest Ci smutno? Nie smuć się, proszę.

Nic mu nie będzie. On wie,

On mnie czuje, a ja czuję jego.

Czy wiesz, że on zaopiekował się mną? Wiesz o tym? Zrobił kawał dobrej roboty.

Czy on o tym wie? Że świetnie się spisał? Proszę powiedz mu to.

I nie smuć się więcej. Ponieważ, Cię kocham, w porządku?

Czy mnie czujesz? Czy czujesz moją miłość? Czy wiesz, że ja czułem twoją?

Czuję, że cię kocham. Czuję, że ty kochasz mnie.

Czy ty też to czujesz? Ja nie czuję nic innego.

Czy wiesz dokąd teraz pójdę? Wiesz? Czy w końcu doszliśmy do jakiegoś wniosku?

Czy i ty tam kiedyś będziesz? Czy spotkamy się jeszcze raz?

Nie chcę być tam bez ciebie.

Będziesz tam? Będziesz? Powiedz, że przyjdziesz.

Czy się boisz? Proszę nie obawiaj się. Ponieważ, Cię kocham, w porządku?

Czy wiesz, że jesteś piękny? Nie pamiętam byś kiedykolwiek był taki piękny jak teraz.

Czy ja też jestem piękny? Czy bycie pięknym boli? Czy to dlatego płaczesz?

Czy jest ci smutno? Nie smuć się proszę. Ponieważ, Cię kocham, w porządku?

Czy wiesz, że Cię kocham?

Czy wiesz, że mogłem?

Czy to czujesz?

Czy czujesz mnie?

Czujesz?

Czy wiesz, że cię kocham?

Wiesz o tym?


Zakrztuszenie oznajmiające pojawienie się śmierci, jest na szczęście krótkie. Wilson wie z własnego doświadczenia, że czasami bywa gorzej, czasami trwa to całe godziny, torturując rodzinę i najbliższych chorego zanim przychodzi ulga. House mruga kilka razy, jego oczy zostają otwarte ale potem tracą wyraz. Cokolwiek zobaczył w momencie śmierci, sprawiło, że się uśmiechnął.

Chase znowu pojawia się w drzwiach i znowu patrzy na niego znacząco. Nie trzeba dzwonić po karetkę. Numer jest przygotowany, ale się nie spieszą, wszystko jest już ustalone.

Wilson siedzi tam prze następne kilka godzin, tuląc do siebie ciało House'a. Ściska je mocniej teraz kiedy nie czuje ono bólu.

Nawet po wyjściu z mieszkania i zamknięciu drzwi Chase nadal słyszy szloch Wilsona. Nie pomaga ani zatkanie uszu ani litania zrdowasiek i Ojcze Nasz. To brzmi jak płacz rodzica, któremu wyrwano dziecko i zabrano je w noc.[/i]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez elfchick dnia Wto 14:41, 02 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:37, 02 Cze 2009    Temat postu:

Właściwie tę część powinno się przemilczeć aż do pojawienia się następnej części - skoro elfchick pisze, że to nie koniec.

Ale nie wiem czy następna część nie rozerwie innych emocji, więc zostawiam tu kilka zdań, które pewnie brzmią mało składnie.
Punkt ciężkości opowiadania jest tak mocny, że każde kolejne zdanie wyciskało ze mnie górę emocji.
Na końcu pozostała tylko świadomość ludzkiego bólu.
Wiem. To tylko opowiadanie, jakiś fic o jakimś nieistniejącym lekarzu.

Ja to wiem, ale ono wyrzuca na wierzch takie emocje, że wydaje się że siedzisz między nimi na podłodze i widzisz odchodzące oczy kochającego House'a.

EDIT:
Zapomniałam dodać.
Dzięki za tłumaczenie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kropka dnia Wto 15:40, 02 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 7 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin