Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

House - Lata Młodości
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Alria
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 04 Mar 2009
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:15, 18 Cze 2009    Temat postu:

O nie, przepraszam za pomyłkę! Tak jakoś z przyzwyczajenia, do wszystkich tu zwracam się w formie żeńskiej
I widzę, że mimo mojej namowy by pisać dalej ciągle się wahasz.
A więc mówię po raz kolejny i mam nadzieje ostatni:
PISZ DALEJ! TO JEST ŚWIETNE!
*Niekontrolowany napad śmiechu*
Właśnie wyobraziłam sobie młodego Hausa uciekającego oknem. Widok niesamowity


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:04, 18 Cze 2009    Temat postu:

no pewnie że chcemy dalszych części:) próbuję zgadywać, kogo tam jeszcze on możne "znajomego" spotkać, ale zawsze zaskoczysz:)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:56, 19 Cze 2009    Temat postu:

Ja chcę więcej!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mistrustful
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 30 Sty 2009
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza miedzy ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:29, 20 Cze 2009    Temat postu:

Ten młody policjant od razu wydawał mi się podejrzany ^^
Tritter
Eh, pisz, pisz, pisz ;D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mistrustful dnia Sob 10:31, 20 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DracoPOL
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sulmierzyce
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 8:19, 21 Cze 2009    Temat postu:

Trochę czasu mi zajęło napisanie tej części, ale to ze względu na to, że w piątek trzeba było opić otrzymane świadectwo z paskiem i stypendium, a wczoraj i dziś mam święto mojego miasta, czyli kolejna impreza . Ale mam nadzieję, że mimo tego ta część nie będzie słaba. Zapraszam do czytania i dziękuję za wszystkie miłe komentarze. Cieszę się, że wam się podoba i nie piszę tylko do szuflady.

HOUSE - LATA MŁODOŚCI
Odcinek 4 "Free" Part 1/3



Słońce schowało się za chmurami. Zapowiadało się na deszcz. Dyrektor Gerardi zmierzał w stronę domu House'a. Nie umówił się z Johnem na spotkanie, lecz wiedział, że on będzie musiał z nim porozmawiać. Pan Will czuł się za wszystko odpowiedzialny. Gdy zaczęło padać, dyrektorowi zrobiło się jeszcze bardziej smutno. Zatrzymał się na poboczu, oparł głowę o kierownicę i uronił kilka łez. Wiedział, że bardzo możliwa jest taka decyzja policji, która zaszkodzi Charliemu. Nie mógł nic zrobić. Teraz pozostało mu tylko czekać na wyrok.
Theodore kazał usiąść Nestorowi obok siebie, chciał się wszystkiego dowiedzieć. Był troszkę zaniepokojony, bo chciał wreszcie skończyć szkołę, jest już przecież ojcem. Ale z każdą chwilą ten sukces gdzieś uciekał, stopniowo się oddalał.
- Dyrektor podejrzewa, że jesteś odpowiedzialny za pobicie jakiegoś chłopaka.
- Jakiego chłopaka?! - zapytał zirytowany Volakis.
- Nie pamiętam jak on się nazywa, Halls, Heals, coś na 'h'.
- House. - powiedział do siebie Theo. - To ten chłopak, którego pobił Rufus.
- No właśnie, House! Ale skoro zrobił to Rufus, to dlaczego oni chcą ciebie w to wplątać?
- Bo wiedzą, że jestem szychą w tej szkole. Wiedzą, że Rufus jest jednym z mojej grupy.
- Skąd taki czub jak dyrektor ma wiedzieć o tym, że wszyscy "gorsi" są ludźmi z twojej grupy? Skąd w ogóle wiedzą, że masz jakąś grupę?
- Ktoś z uczniów mu powiedział. Myślę, że zrobił to mój kuzyn.
- Kto jest twoim kuzynem? - spytał z zainteresowaniem Nestor.
- Charles Rogers, przewodniczący samorządu uczniowskiego juniorów.
- Ooo, więc niedaleko spada jabłko od jabłoni, co? - zaśmiał się Nestor. - W końcu coś go pociągnęło w tą ciemną stronę.
- O czym ty mówisz, do cholery?
- Nie słyszałeś? Twój kuzynek siedzi w areszcie.
- Co takiego? Charlie jest w więzieniu? Za co?
- Podobno był na jakiejś imprezie i brał narkotyki.
- To do niego niepodobne. - serce zaczęło mu mocniej bić.
- Ale w końcu przeszedł na twoją stronę, powinieneś się cieszyć. - zawołał Wright.
- Zamknij się. Wcale nie jest dobrze. - Volakis wstał i ruszył przed siebie szybkim krokiem.
House szedł cały czas przed siebie. Widział nadchodzące czarne chmury. Zrobiło mu się trochę chłodno. Wiedział, że jeśli nadejdzie deszcz, to będzie z nim ciężko. Ma na sobie tylko szpitalną piżamę i kurteczkę, którą wziął z sali. Powoli skierował się w stronę budki telefonicznej. Wsadził do aparatu kilka drobnych i wykręcił numer Moreno. Czekał na sygnał polączenia.
- Halo? - usłyszał delikatny głosik. - Hej, dawaj słuchawkę, jesteś za mała na telefon. Słucham?
- Hej, czy rozmawiam z Meg? - zapytał House.
- Nie, a kto mówi?
- Jej znajomy, proszę ją poprosić do telefonu.
- I myślisz, że jeśli jej powiem, że dzwoni znajomy, to będzie chciała odebrać? - usłyszał w głosie dziewczyny jakąś złośliwość.
- Tak, uwierz mi. Przybiegnie do aparatu z prędkością światła. Zawołaj ją. - Gregowi przypomniało się o siostrze o której mówiła Meg, dlatego trochę wyluzował.
- Niech ci będzie, przez telefon nie zrobisz jej nic złego. Meg! Meg! Masz telefon! - ryknęła starsza panna Moreno.
House chwilę poczekał, ale spieszył się, bo nie miał ze sobą więcej pieniędzy, tylko te drobne, które zwinął ze szpitala. Mruczał coś do siebie pod nosem. Na dodatek, zaczęło mocno padać. Gdy usłyszał głos Meg w słuchawce, od razu przeszedł do rzeczy.
- Meg, poratujesz mnie?
- A co się stało? - zmartwiła się dziewczyna.
- Uciekłem ze szpitala i...
- Co?! Dlaczego to zrobiłeś?
- Nie ważne, potrzebuję tylko dachu nad głową, a do domu nie wrócę. Pomożesz? - czekał na decyzję Meg.
- Nie wiem, może.
- Ale ja muszę wiedzieć teraz. Podasz mi swój adres, przyjdę do ciebie. Będę ci dozgonnie wdzięczny. Więc jak będzie.
- No dobra, przyjdż na Rockdale, na ulicę... - House usłyszał tylko przerwany sygnał.
- Meg! Meg! Halo! Niech to szlag.
House był już bardzo zmoczony, ponieważ z nieba spadały duże krople deszczu. Trząsł się z zimna, ale skierował się w stronę Rockdale i liczył na to, że jest to mała dzielnica i bez problemu znajdzie Meg. Nagle mocno zakręciło mu się w głowie, zrobiło mu się słabo i upadł na ziemię. Stracił przytomność. Mimo, że wielu ludzi przechodziło obok niego, żaden przechodzień mu nie pomógł. Dopiero po jakimś czasie zauważyła go jakaś kobieta.

Mam nadzieję, że nie było tak źle. A teraz idę do kościółka, a potem na mecz. Trzymajcie kciuki, bo to pierwszy sparing przedsezonowy w tym roku . Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alria
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 04 Mar 2009
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:29, 21 Cze 2009    Temat postu:

Biedny House, dopiero uciekł ze szpitala a już musi tam wracać
I gratuluje dobrego świadectwa. Ja tam tylko o takim pomarzyć mogę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ciacho
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 13 Mar 2009
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Princeton :P
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:15, 21 Cze 2009    Temat postu:

Bardzo fajna część.
Biedny House, co z nim będzie?

Pisz szybciutko kolejną część.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ILikeBigBoom
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Innej Bajki
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:32, 21 Cze 2009    Temat postu:

Ciekawe jaka kobieta
Pisz dalej plose :robi słodkie oczy:
Bo nudno w wakacje:robi oczy jeszcze raz:
Gratulacje średniej ja też miałam pasek
Głównie przez :słodkie oczy do skutku:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DracoPOL
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sulmierzyce
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 10:03, 24 Cze 2009    Temat postu:

Trochę to trwało, ale udało mi się napisać kolejną część. W wakacje, przy takiej pogodzie nic się nie chce, ale musiałem to dla was napisać, ponieważ mnie bardzo prosiliście. Ale nie martwcie się, będę pisał nawet gdy nikt nie będzie tego czytał. Dziękuję za wszystkie komentarze i liczę na kolejne. A teraz zapraszam do czytania.

HOUSE - LATA MŁODOŚCI
Odcinek 4 "Free" Part 2/3



W salach szpitalnych zrobiło się ciemno. Słońce zostało już całkowicie zasłonięte przez wielkie czarne chmury. Pielęgniarka weszła do pokoju, w którym leżał House. Gdy zauważyła puste łóżko i otwarte okno, to szybko pobiegła do ordynatora. Była bardzo przestraszona o swoją posadę, ponieważ chłopak był głównie pod jej opieką.
- Panie ordynatorze! - zawołała kobieta, gdy zauważyła go wychodzącego ze swojego gabinetu.
- Coś się stało? Tylko szybko, bo zaraz idę na salę operacyjną. - powiedział lekarz.
- Chłopak z sali nr 13. Zniknął. Nie wiem, gdzie może się podziewać.
- O cholera, są tu gdzieś jego rodzice?
- Nie, nie ma ich. - rzekła zdyszana pielęgniarka.
- To dobrze, że ich nie ma. I niech tak zostanie. Będziemy mieli więcej czasu na odnalezienie go. Jak uciekł, to na pewno nie wrócił do domu. - krzyknął stanowczo ordynator.
- Ale co będzie, jeśli któryś z jego rodziców tu przyjedzie?
- Porozmawiasz z nimi, powiesz, że chłopak jest na jakichś badaniach lub coś w tym stylu. Wymyślisz coś.
- Dobrze, zrobię wszystko co w mojej mocy.
Ordynator powiadomił o tym pana Farrisa, lekarza prowadzącego badania nad Gregiem, a sam poszedł na salę operacyjną. Doktor był bardzo zaniepokojony tym, że jego podopieczny zbiegł ze szpitala. Wiedział, że chłopak ma trochę zrujnowaną psychikę, ale nie spodziewał się wcale jego ucieczki. Pobiegł w kierunku recepcji.
- Pani Webster, proszę pani! Musi pani obdzwonić wszystkie szpitale w okolicy i zapytać o pewnego chłopaka. Nazywa się Gregory House.
- A co się stało?
- Po prostu proszę wykonać polecenie, jest to decyzja ordynatora.
- Co mam im powiedzieć, doktorze?
- Powiedz im, że... chcemy tylko informację. Jest to ważne.
- Dobrze, zrobię to, co będę mogła. Ale dlaczego pan doktor nie chce mi powiedzieć, dlaczego szukamy tego chłopaka?
- Bo tak! Przestań mi zawracać tym głowę, weź się lepiej do roboty! - zdenerwował się lekarz.
Tymczasem dyrektor Gerardi znalazł się koło domu House'a. Poszedł na ganek i ostrożnie zapukał w drzwi. Otworzyła mu matka Grega.
- Dzień dobry! - powiedziała cichym głosem.
- Dzień dobry pani, nazywam się William Gerardi, jestem dyrektorem szkoły, do której uczęszcza pani syn. Czy mogę porozmawiać z panem Johnem?
- Ale w sprawie Grega proszę zwracać się tylko i wyłącznie do mnie i nie mieszać w to mojego męża.
- Nie obchodzi mnie to, chce porozmawiać z autorem tego faksu, a był to raczej pani mąż, tak? - powiedział, oddając jej kartkę.
- Tak, to był on, ale...
- Proszę zawołać pani męża, chcę z nim porozmawiać.
- John! John! Chodź tutaj! - zawołała pani Blythe. - Co ty zrobiłeś? Dlaczego złożyłeś Gregowi wymówienie bez konsultacji ze mną?
- Powiedzieliśmy sobie, że jakakolwiek afera z udziałem naszego syna będzie miała miejsce, to wracamy do Los Angeles. I nie próbuj się teraz wykręcać - zwrócił się do żony.
- Ale to do cholery nie jest tylko twój syn, a nawet jest bardziej moim synem niż twoim! - krzyknęła Blythe i poszła do kuchni.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałbym z panem właśnie o tym porozmawiać. - powiedział, wskazując palcem na faks, który House trzymał w ręku.
- To już jest moja decyzja, niech pan się nie wtrąca w nasze rodzinne problemy. Do widzenia. - rzekł i próbował zatrzasnąć drzwi, jednak Gerardi mu je zablokował.
- Proszę pana, z tego co przed chwilą usłyszałem, to Greg nadal chce się uczyć w Poly, a pan odbiera mu nadzieję na lepszą przyszłość.
- I tak będzie nikim, rozumie pan? On nie jest wart niczyjej uwagi. Pierwsze dni w szkole, a on już wylądował w szpitalu? To jest chore, bo on sam jest chory. Do widzenia.
- Proszę pana, w jego osobie nie widzę żadnej choroby, to pan jest chory. Jest pan egoistą, który martwi się tylko o siebie.
- Tak? Najwyraźniej Greg ma tą cechę po mnie, bo nawet go nie obchodziło, że dla jego szkoły rezygnuję z pracy w Los Angeles. Ale nie, jedziemy do Baltimore, żeby nasz syn dostał się do szkoły medycznej Hopkinsa i wyrósł na lekarza. Dzięki Bogu, teraz mam jeszcze szansę to naprawić.
- A więc o to tutaj chodzi, pan chce pracować w Los Angeles. Proszę dać synowi jeszcze jedną szansę w Poly, bo na pewno sobie na nią zasłużył.
- Wcale nie, niech pan stąd jedzie, bo zadzwonię na policję! - krzyknął John i trzasnął drzwiami o futrynę.
Dyrektor Gerardi był zdziwiony tą rozmową, ale dowiedział się nowych faktów. Teraz już wie, że Greg nadal chce się uczyć w jego szkole. Postanowił, że zrobi wszystko, aby mu pomóc.
House był już w szpitalu. Był wieziony na noszach przez środek szpitalnego korytarza z dużą prędkością. Lekarze chcieli go szybko zawieźć na salę operacyjną, żeby go uratować. Jeden z lekarzy podbiegł do nich i zapytał:
- To jest ten nieprzytomny chłopak, którego znaleźli na ulicy?
- Tak, to on.
- Kto powiadomił pogotowie?
- Nie wiem, w recepcji mówili, że była to jakaś kobieta, ale gdy tam pojechaliśmy, nie było nikogo, kto by się do nas zgłosił. - powiedział jeden z ambulansu.
- Dobra, pospieszcie się, nie możemy doprowadzić do śmierci tego chłopaka!
Farris był zaniepokojony, siedział na głównym korytarzu przy recepcji i czekał na informację od pani Webster. W końcu postanowił sam do niej podejść.
- Jest coś o tym chłopaku?
- Nie, na razie nie. Ale nie obdzwoniłam jeszcze wszystkich szpitali.
- A jeśli on się teraz włóczy po ulicach, przecież to może być dla niego niebezpieczne.
- A więc uciekł wam?
- Tak, niestety. Nawet wizyta psychologa nie pomogła. Cholera! - krzyknął lekarz, waląc pięścią o blat.

Mam nadzieję, że się podobało. Pozdrawiam was wszystkich! W niedalekiej przyszłości (naprawdę niedalekiej) ostatnia część czwartego epizodu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:57, 24 Cze 2009    Temat postu:

No no, akcja się rozkręca.
John jest okropny! Żeby na świecie było więcej takich dyrektorów, to szkoła byłaby boska:)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alria
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 04 Mar 2009
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:39, 24 Cze 2009    Temat postu:

O tak takich dyrektorów mogło by być więcej!
A odcinek jak zwykle boski/cudowny/fajny/ciekawy. Czyli jeśli chodzi o ten fik klasyka. Przez ciebie się powtarzam! No nic. Pozostaje mi tylko dodać, że nie mogę się doczekać kolejnej części (czyli znowu klasyka) i mam nadzieję, że szybko napiszesz co dalej ;prosi:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DracoPOL
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sulmierzyce
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 10:58, 25 Cze 2009    Temat postu:

Witam, mam dla was ostatnią część czwartego odcinka, mam nadzieję, że będzie się podobać. Dzięki za wszystkie komentarze, zapraszam do czytania.

HOUSE - LATA MŁODOŚCI
Odcinek 4 "Free" Part 3/3


Theo szukał w szkole dyrektora, chciał się dowiedzieć w jakim więzieniu jest Charlie. Biegał po szkolnych korytarzach i każdego pytał się o to, czy nie widział pana Gerardiego. Nagle na drogę wszedł mu pan Stiles i wpadli na siebie. Fizykowi spadły z rąk wszystkie rzeczy, które miał w kartonie. Zdziwiony Volakis zapytał pomagając mu w zbieraniu przedmiotów:
- Proszę pana, bardzo przepraszam. Gdzie się pan wybiera?
- Kończę pracę, złożyłem rezygnację.
- Jak to?
- A co cię to obchodzi, Volakis! Pilnuj swojego nosa.
- Gdyby złożył pan rezygnację, nie zachowywałby się pan w taki sposób. - zauważył Theodore.
- Ale ją złożyłem i tak właśnie się zachowuję. Okej? A teraz spadaj. - denerwował się Stiles.
- Dobra, jak pan sobie chce. Chciałem być miły. - powiedział chłopak, gdy przez drzwi na korytarz wszedł dyrektor.
- Zostaw te rzeczy Craig! Zostajesz. - zwrócił się do nauczyciela będąc w ciągłym ruchu pan Will.
Fizyk ze zdziwienia mocno otworzył usta i ponownie upuścił karton ze swoimi rzeczami. Tymczasem za dyrektorem poszedł Volakis. Weszli do jego gabinetu.
- Co tu robisz, Volakis? Jestem zajęty, wyjdź! - krzyknął pan Gerardi.
- Muszę się czegoś dowiedzieć. Natychmiast. - powiedział stanowczo Theo.
- Tak? Czego musisz się dowiedzieć?
- W którym więzieniu jest Charlie?
- Był u ciebie Nestor, tak? To dobrze, powiedz mi czy masz coś wspólnego z pobiciem House'a.
- Nie, nic o tym nie wiedziałem dyrektorze. A teraz proszę mi powiedzieć, gdzie jest Charlie!
- To rozkaz? Przykro mi, chłopcze, ale to są poufne dane. Nie mogę ci powiedzieć.
- Tak? Nie jestem tego taki pewien, panie dyrektorze! Proszę mi powiedzieć.
- Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy? - zainteresował się pan Will.
- Muszę się z nim zobaczyć, rozumie pan? Muszę z nim pogadać.
- Nawet jeśli bym ci powiedział, nie wpuszczą cię tam, bo nie jesteś z jego rodziny. Przykro mi raz jeszcze, Theo.
- A skąd pan może o tym wiedzieć? - denerwował się Volakis.
- O czym musisz porozmawiać z Charliem?
- To są już prywatne sprawy.
- Tak? Czy masz wyrzuty sumienia, że przez ciebie i twoje wybryki on jest teraz w areszcie?
- Ja nic nie zrobiłem, panie dyrektorze.
- I nadal próbujesz się z tym kryć? Czy zdajesz sobie z tego sprawę, jakie przez ciebie grożą temu chłopakowi konsekwencje?
- Wiem co mu grozi, ale powtarzam... to nie przeze mnie on jest w więzieniu.
- Więc powiedz mi, przez kogo?
- Nie wiem, słyszałem, że to sprawka Murphy'ego. To on pobił tego chłopaka. Chcę się tylko dowiedzieć, gdzie jest Charlie?
W tej chwili zadzwonił telefon. Dyrektor Gerardi odebrał go z niebywałym refleksem.
- Tak, słucham?
- Witam, z tej strony Dave Douglas, komendant policji. Czy rozmawiam z panem Williamem Gerardim.
- Tak, przy telefonie. - potwierdził mężczyzna.
- Proszę pana, wyrok chłopcom z pańskiej szkoły zostanie dany za dwa dni.
- Jaki wyrok?
- Decydujący głos w tej sprawie ma policjant prowadzący tę sprawę, Michael Tritter. O złagodzenie wyroku proszę się zwrócić osobiście lub z adwokatem właśnie do niego.
- Cholera jasna! - krzyknął pan Gerardi.
- Wszystko w porządku? - zapytał zaniepokojony komendant.
- Nic, wszystko gra. Zaraz tam będę, porozmawiam z tym facetem.
- Jak pan sobie chce. Ale mówię panu, nie będzie to potrzebne.
- Dlaczego? - zdziwił się dyrektor.
- Dlatego, że funkcjonariusz Tritter to dobry człowiek i fantastyczny policjant. I nie chce niczyjej krzywdy. Da najłagodniejszy wyrok jaki tylko się da.
- Interesujące. - powiedział w myślach pan Gerardi. - Do zobaczenia, panie komendancie.
- Do widzenia.
Odłożył słuchawkę. Oparł łokcie na biurku i złapał się za głowę. Gdy tylko pomyślał o kolejnej utarczce z tym wkurzającym policjantem, aż po plecach przechodziły mu ciarki.
- Co się stało? - zapytał Volakis.
- Nic się nie stało, muszę wyjść, więc bardzo cię przepraszam.
- Jedzie pan do więzienia. - nadal pytał Volakis, nawet gdy dyrektor opuścił gabinet.
- Nie twoja sprawa, idź na zajęcia.
- Ale ja już jestem po lekcjach.
- Więc w takim razie wracaj do domu, do widzenia.
Volakis nie chciał tego tak zostawić. Gdy tylko dyrektor wszedł do samochodu i ruszył, ten wsiadł na swój motocykl i zaczął go śledzić.
W szpitalu Hopkinsa nadal wszyscy czuwali nad sprawą ucieczki House'a, nawet sam ordynator. Mężczyzna podszedł do Farrisa i powiedział:
- Nie wiem, skoro nie ma go w żadnym szpitalu, trzeba będzie zadzwonić na policję.
- Nie, proszę pana, poczekajmy jeszcze trochę. Nie obdzwoniliśmy jeszcze wszystkich szpitali w okolicy. Może gdzieś tam jest.
Nagle przez korytarz wbiegła matka House'a, która była zaniepokojona dziwnym zachowaniem pielęgniarki.
- Próbowałam, ordynatorze. - zawołała jedna z nich biegnąc za panią Blythe.
- Co się dzieje z moim synem, dlaczego nie mogę go zobaczyć? - denerwowała się matka Grega.
- Mamy dla pani smutną wiadomość...
- Proszę pana! - przerwała mu recepcjonistka. - W Harbor Hospital znalazł się jakiś młody chłopak, został zawieziony nieprzytomny na ostry dyżur. Odpowiada rysopisem naszemu zaginionemu. - szeptała w stronę ordynatora, gdy ten do niej podszedł.
- Co się stało?
- Proszę pani, Gregory House został przewieziony do innego szpitala.
- Tak? Ale dlaczego?
- Dlatego, że w naszym zabrakło miejsc. Ale proszę do niego jechać dopiero jutro, Harbor Hospital, w którym chłopak się znajduje nie życzą sobie tak późnych odwiedzin.
- Ale jest dopiero trzecia!
- Proszę do niego pojechać dopiero jutro. - powiedział ordynator.
Matka była zaniepokojona. Czuła, że to nie jest zwykłe przeniesienie ze względu na brak miejsc u Hopkinsa. Instynkt podpowiadał jej, że to ma drugie dno.
Dyrektor Gerardi dojechał na posterunek policji. Volakis, który go śledził, dowiedział się o miejscu, w którym jest zamknięty Charlie. To mu wystarczyło, tylko to chciał wiedzieć. Postanowił, że pojedzie się zobaczyć z Charliem dopiero kolejnego dnia. Założył kask i wrócił do domu. Pan William poszedł do recepcji, spytał się o funkcjonariusza Trittera.
- Przecież rano pan z nim rozmawiał! - powiedziała kobieta siedząca za ladą.
- Ale mam z nim jeszcze coś do omówienia.
- Powiadomię go o tym. - wybrała jakiś numer na aparacie i powiedziała: - Funkcjonariuszu Tritter, pan Gerardi chce się z panem zobaczyć.
- Niech wejdzie. - zabrzmiał głos z głośniczka.
Pan William otworzył drzwi gabinetu Trittera. Spojrzał na niego lekceważącym wzrokiem i spytał:
- Mogę tutaj spocząć?
- Jasne, że pan może. I jak idzie panu pisanie skargi na moją osobę?
- Zapomnę o tej skardze, jeśli da pan łagodny wyrok moim chłopakom. - powiedział głośno Gerardi.
- Czy to jest szantaż?
- Nie, po prostu chcę pana prosić o łagodny wyrok.
- Mam tu pięć nazwisk. Które z nich jest dla pana najcenniejsze?
- Charlie Rogers. On znalazł się tam przez przypadek, nie brał narkotyków.
- Tak właśnie wykazały jego badania. Ale sama obecność w tej melinie może budzić moje podejrzenia.
- Więc czy budzi jakiekolwiek podejrzenia?
- Nie, wiem, że to jest porządny chłopak. Nie mam zielonego pojęcia, jak taki uczeń jak on mógł się tam znaleźć.
- Więc przejrzał pan profile wszystkich uczniów? - zapytał William.
- Tak, przejrzałem dokładnie. I spodziewałem się, że dla pana najcenniejszy jest Rogers.
- Więc dla niego postara się pan o łagodniejszy wyrok? Nie wyrzuci go pan ze szkoły?
- Nie postaram się o żaden łagodniejszy wyrok. Wie pan, w końcu to są narkotyki. - powiedział Tritter i zaśmiał się głośno.
- Czy chce pan mojego nieszczęścia?
- W rzeczy samej, panie dyrektorze. Oczywiście, mógłbym postarać się o łagodny wyrok dla tego chłopaka. Ale nie zrobię tego. Będzie wyrzucony ze szkoły.
- Może się pan na mnie uwziąć, ale nie ma prawa karać niewinnego chłopaka. - krzyczał dyrektor.
- Mogę podmienić wyniki badań, mogę dorzucić mu nawet 30 dni pracy w mieście.
- Niech go pan zostawi w spokoju, niech pan ukara mnie.
- Mogę, ale wiem, że bardziej panu zależy na karierze tego chłopca niż na swojej posadzie. - ponownie głośno zaśmiał się Michael.
- Powiem o tym wszystkim komendantowi.
- On nie widział wyników. Zobaczy dopiero te podmienione. Ostrzegałem, lepiej żyć ze mną w zgodzie. Ha, ale będzie heca. Nie mogę doczekać się miny tego chłopaka, gdy dowie się o tym, że nie będzie już chodził do szkoły. Cały rok, że tak powiem, za przeproszeniem ma w dupie.
- Jesteś okropny. - zdenerwowany Gerardi rzucił się na niego z pięściami.
Uderzył go mocno w twarz i rozciął wargę. Szybko do gabinetu wpadli inni policjanci i zatrzymali wkurzonego dyrektora, który aż syczał ze złości.
- Wiesz co grozi za uderzenie policjanta? - powiedział Tritter i parsknął śmiechem. - Wypuśćcie go, tymczasowo.
- Zabiję cię, po prostu cię zabiję! - krzyczał w złości Gerardi.
W Harbor Hospital próbowali ocucić nieprzytomnego House'a. Nagle jego serce na chwilę się zatrzymało, lekarze szybko sięgnęli po zestaw ratunkowy.
- Raz, dwa, trzy. Ładuję. - Greg dostał elektrowstrząsem, jednak jego serce nie zareagowało.
- Raz, dwa, trzy. Ładuję. - po tym uderzeniu serce zaczęło bić.
House otworzył oczy i natychmiast powiedział.
- Ona jest chora! - i ponownie zamknął oczy i zasnął.
Lekarze byli bardzo zdziwieni, ale wiedzieli, że po takim zabiegu chłopak będzie długo spał.

Piszcie w komentarzach, czy się wam spodobało. Niedługo napiszę kolejny odcinek. Pozdrawiam wszystkich Horumowiczów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DracoPOL
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sulmierzyce
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 14:57, 27 Cze 2009    Temat postu:

Witam, coś nie było komentarzy po finalnej części 4 odcinka, ale to nic . Życzę miłego czytania pierwszej części 5 odcinka i mam nadzieję, że nie będziecie żałowali czasu, który stracicie na przeczytanie tej części. Zapraszam do komentowania.

HOUSE - LATA MŁODOŚCI

Odcinek 5 "Deal" Part 1/3


KILKANAŚCIE LAT WCZEŚNIEJ

W szpitalu leżała pewna kobieta, która była umierająca. Obok niej siedział młody chłopak, wyglądający na jakieś osiem lat. Trzymał ją za rękę, a ona płakała. Wiedziała, że jej czas jest bliski. Obróciła się w kierunku chłopca i powiedziała:
- Braciszku, mój kochany. Mam do ciebie pewną prośbę.
- Zrobię dla ciebie wszystko. - odpowiedział malec.
- Nie pozwól, by... - mówiła z trudem.
- Słucham cię, siostrzyczko.
- Nie możesz pozwolić mu stać się takim człowiekiem, jakim był nasz ojciec.
- Postaram się, aby nigdy nie robił złych rzeczy. - rzekł chłopak, a z jego oczu pociekło kilka łez.
- Przysięgasz?
- Tak, przysięgam. - mówiąc to, położył rękę na sercu.
- Czy przysięgasz za swoje życie? - kontynuowała kobieta.
- Tak, przysięgam za swoje życie. Zawsze będę go chronił.
- Jesteś tylko kilka lat od niego starszy, ale...
- Słucham cię.
- Bądź dla niego jak ojciec. To może być dla ciebie trudne, ale musisz mnie zastąpić.
- Tak zrobię.
Po chwili kobieta oddała ostatnie tchnienie i zamknęła oczy.
- Nie! Proszę, nie zostawiaj mnie! Ja nie dam rady, nie mogę.
Do sali wszedł jeden z lekarzy, położył malcowi rękę na ramieniu i powiedział spokojnym głosem.
- To musiało kiedyś nastąpić, teraz jest ta chwila. Już nic nie dało się zrobić.
Chłopiec położył się na kolanach kobiety i szlochając zawołał:
- Nie zostawiaj mnie, czuwaj nade mną. Bądź ze mną, Amber!

4 WRZEŚNIA 1975

Było kilka minut po północy. Meg siedziała w koszuli nocnej przy oknie i piła herbatę. Spoglądała na wielkie krople deszczu spadające na ziemię. Była zmartwiona przerwanym telefonem House'a. Po chwili podeszła do niej matka.
- Meg, co ty tutaj robisz?
- Siedzę sobie, mamo. Nie mogę zasnąć. - odpowiedziała Moreno.
- Dlaczego? Coś się stało?
- Po południu zadzwonił do mnie kolega ze szkoły, który mimo urazów uciekł ze szpitala.
- A co mu się stało?
- Nie ważne. Zadzwonił i powiedział, że potrzebuje dachu nad głową. Zgodziłam się mu pomóc, ale zanim zdążyłam przekazać mu adres to połączenie się przerwało.
- Na pewno wrócił do domu albo ktoś zawiózł go znowu do szpitala.
- Nie jestem tego taka pewna. Obawiam się, że coś mu się mogło stać.
- Poczekaj z tym do rana. A teraz idź się położyć, dobrze.
- Dobrze, mamo. Spróbuję zasnąć. Dobranoc. - wstała i pocałowała matkę w policzek.
- Dobranoc, skarbie.
Theodore wstał bardzo wcześnie i postanowił zrezygnować dziś ze szkoły. Ruszył do łazienki i wziął prysznic. Stanął przed lustrem i zaczął myśleć o Charliem. Był zdenerwowany, trzasnął ręką o umywalkę. Ubrał się i wyszedł na dwór. Wskoczył na motocykl i pojechał w stronę Baltimore Police Department. Zwrócił się w recepcji do siedzącej tam kobiety.
- Dzień dobry, czy mogę widzieć się z Charlesem Rogersem, jednym z aresztowanych?
- Przykro mi, ale jest na to jeszcze trochę za wcześnie. Czas odwiedzin zaczyna się o dziewiątej, a jest dopiero szósta.
- Ale to jest bardzo ważne.
- Czy jest pan z rodziny aresztowanego? - zapytała policjantka.
- W pewnym sensie.
- Co to znaczy, w pewnym sensie?
- Jestem z jego rodziny. - potwierdził bez entuzjazmu Volakis.
- Może to pan jakoś udowodnić?
- Nie wiem... - przerwał mu dzwoniący telefon.
Nagle przez główne wejście na posterunek wszedł komendant Douglas. Volakis postanowił do niego podejść.
- Dzień dobry, nazywam się Theodore Volakis, chciałbym porozmawiać z jednym z aresztowanych.
- Odwiedziny zaczynają się dopiero od dziewiątej, więc proszę poczekać do tej godziny. - odpowiedział komendant jakby był czymś zdenerwowany.
- Ale to sprawa priorytetowa.
- Proszę pana, nie będę specjalnie dla pana łamał regulaminu! Zrozumiano? Proszę poczekać do dziewiątej i nie zawracać mi głowy! - krzyknął komendant Dave.
Theo był troszkę zdziwiony chamskim zachowaniem komendanta, ale pomyślał, że może mieć jakieś rodzinne problemy. Wyszedł z posterunku i postanowił poczekać do dziewiątej. Skierował się w stronę centrum handlowego.
Dyrektor Gerardi leżał w swoim łóżku. Był wpatrzony w biały sufit. Musiał wstać do szkoły, ale nie miał na to ochoty. Wiedział, że Tritter podejmie decyzję najgorszą dla niego. Dodatkowo może go jeszcze oskarżyć o groźbę i napad. Ale mężczyzna wcale tego nie żałował. Gdyby ponownie znalazłby się w takiej sytuacji, postąpiłby tak samo. Gdy tylko przypominał sobie twarz Trittera robiło mu się niedobrze. Miał dosyć rozmów z tym facetem. Nigdy nie chciał mieć kłopotów z policją, jednak zawsze musi nastąpić ten pierwszy raz. Ubrał się i wyjechał do szkoły. Gdy wszedł do swojego gabinetu, na fotelu siedział jego zastępca, Clarence Freeman.
- Witaj, Will. - powiedział, a przez jego twarz przebijał się fałszywy uśmieszek, który mężczyzna próbował opanować.
- Co ty tutaj...
- Dostałem telefon od policji. Coś namieszałeś!
- Ah, więc o to chodzi. Porozmawiamy o tym, ale czy mógłbyś zejść z mojego fotela?
- Nie, bo to już nie jest twój fotel. Jesteś zawieszony do odwołania.
- Co takiego? - nie dowierzał własnym uszom Gerardi.
- Tak, właśnie tak. Zdziwiony? Do końca procesu wytyczonego przez niejakiego Trittera, którego ty pewnie dobrze znasz nie możesz być na stanowisku. Pewnie potem zostaniesz całkowicie zwolniony.
- O mój Boże. - zawołał pan Will i pomyślał - Przeklęty Tritter!
- Nie spodziewałeś się, że uda mi się ciebie wygryźć, co? W końcu pozbędę się papierkowej roboty. To zawsze ty kazałeś mi wypełniać jakieś pieprzone formularze, listy, pisma. Wszystkie formalności były na mojej głowie. - opowiadał Freeman z pewną zawziętością. - Setki rzeczy, które mogłeś zrobić sam! A ty tylko siedziałeś na dupie i grzałeś fotel.
- To przecież była twoja praca.
- Nie na mojej głowie było robienie tych wszystkich niepotrzebnych rzeczy! Ty zawsze byłeś zajęty czymś innym, ale teraz to ja mogę się z ciebie śmiać. Niech ten policjant cię tak udupi, że będziesz musiał żyć na zasiłku! - krzyczał zdenerwowany Clarence.
- Jeśli odbierałeś te zajęcia jako osobiste porachunki to bardzo cię przepraszam. Ale nie wypruwaj mi teraz tego wszystkiego! - powiedział Gerardi.
- Wyjdź. Nie chcę cię tu więcej widzieć.
Jak kazał Freeman, tak też zrobił. Był zdziwiony tak nadzwyczajną reakcją swojego kolegi. Nie spodziewał się tego. Ale teraz doszedł jeszcze jeden kłopot, który był na jego głowie. Stracił funkcję dyrektora i miał mniejszą szansę obronić Charliego przed złym wyrokiem. Opuścił szkołę i chciał zobaczyć się z komendantem Douglasem, aby wyjaśnić to nieporozumienie.

Jak pisałem wcześniej, zapraszam do komentowania. Niedługo kolejna część. Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez DracoPOL dnia Sob 17:59, 27 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DracoPOL
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sulmierzyce
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 11:00, 29 Cze 2009    Temat postu:

Witajcie. Szkoda, że przestaliście komentować mojego fika, ale mam nadzieję, że nie przestaliście go czytać. Ale rozumiem, wakacje. Mam dla was drugą część piątego epizodu. Zapraszam.


HOUSE - LATA MŁODOŚCI

Odcinek 5 "Deal" Part 2/3


W szpitalu House się przebudził, a przy łóżku już siedziała jego matka. Spojrzała na niego wzrokiem pełnym miłości i powiedziała:
- Kochanie, słyszałam, że cię przenieśli.
- Co? - zdziwił się Greg. - Ach, tak. Przenieśli mnie. - przytaknął matce, chociaż nie wiedział gdzie jest.
- Ja mam jednak wątpliwości. Musiało się coś stać, bez żadnego powodu nie przewoziliby cię z jednego szpitala do drugiego.
House odwrócił głowę, popatrzył na kroplówkę i przyglądał się jej przez jakiś czas. Powoli zaczął sobie przypominać co się stało. Przypomniało mu się również o Meg.
- Muszę zadzwonić.
- Co? Przecież dopiero co cię tutaj przewieźli. Do kogo chcesz zadzwonić?
- Nie ważne do kogo. Po prostu muszę skorzystać z telefonu.
- Jest bardzo wcześnie, pewnie jeszcze nie można nigdzie dzwonić.
Nagle Greg zrobił wielkie oczy i zatrzymał swój wzrok na ścianie.
- Gdzie jest moja kurtka? - zapytał po chwili.
- Jaka kurtka? Przecież ty nie miałeś żadnej kurtki!
- Miałem kurtkę, a w niej miałem...
- O co chodzi, kochanie. Martwię się. Hej. - matka szturchnęła Grega parę razy, jednak ten pozostał w totalnym osłupieniu, jakby nad czymś myślał.
- Ta kobieta...
- Ja zawołam lekarza, dobrze?
Matka była bardzo przestraszona. Greg zachowywał się jak jakiś opętany. Mało rzeczy do niego docierało, ale on o wielu myślał. Wszystko dotarło mu do głowy w jednej chwili. Fakty zaczęły mu się zlewać. Musiał sobie wszystko poukładać. Postanowił wstać z łóżka i pochodzić sobie po szpitalu. Chciał przypatrując się chorym przypomnieć sobie kobietę, która zadzwoniła do szpitala. On odzyskał na chwilę przytomność. On ją pamiętał. Ona była chora.
Dyrektor Gerardi dojechał na posterunek. Przed wejściem spotkał siedzącego na parapecie Volakisa. Zdziwił się gdy go zobaczył.
- Co ty tutaj robisz, Theo?
- Dzień dobry, dyrektorze. - zawołał chłopak zeskakując z parapetu.
- Nie odpowiedziałeś na pytanie.
- Siedzę sobie, a co pan tutaj robi?
- I tak całkowicie przypadkowo siedzisz sobie tutaj, przed posterunkiem w którym zamknięty jest Charlie?
- Tak, całkowicie przypadkowo. O matko, czyli on tutaj jest zamknięty?
- Nie rób ze mnie idioty, Volakis! Wystarczy, że robią to inni. Skąd wiesz, że Charlie jest tutaj? Spotkałeś się z nim?
- Przykro mi, ale nie widziałem go. Nie chcą mnie jeszcze wpuścić. Muszę poczekać jakąś godzinę jeszcze.
- Po co chcesz go widzieć?
- Wie pan coś o umowie, zawartej przysiędze? - rzekł Volakis z nutką tajemniczości w głosie.
- Co? - spytał ze zdziwieniem pan Will.
- Obiecał pan coś kiedyś komukolwiek?
- Tak.
- Więc ja muszę dokonać zawartej obietnicy.
Gerardi nie miał zamiaru dalej drążyć tej rozmowy. Pożegnał się z chłopakiem skinieniem głowy i wszedł na posterunek.
Tymczasem matka House'a wraz z lekarzem, który się nim zajmował, Colinem Gillinghamem szła w kierunku pokoju Grega.
- Nie wiem, co mu się mogło stać. Gada bez sensu, nic go nie rozu... - przerwała, gdy zobaczyła puste łóżko. - O mój Boże, gdzie on do cholery jest?
- Niech się pani nie denerwuje, na pewno nie uciekł ze szpitala. Ze żadnego szpitala nie da się uciec. - uspokajał ją lekarz.
- Proszę go znaleźć, natychmiast! On chyba utracił zmysły! Coś mu na pewno jest! - kobieta powoli wpadała w furię.
Pan Gillingham wyszedł z sali i zawołał do recepcji, aby zlecili poszukiwania House'a w obrębie szpitala.
- Daleko nie mógł zniknąć. Musimy go znaleźć, bo ta babka dostanie szału.
- Może po prostu poszedł się odpryskać?
- Nie wiem, sprawdźcie wszystko.
W tej chwili House spokojnie sprawdzał wszystkie korytarze. Patrzył wszystkim chorym na twarze, analizował ich ruchy, wygląd. Musiało mu się coś przypomnieć. Nagle zauważył pewnego faceta, który nie był pacjentem. Miał okulary przeciwsłoneczne. Ta kobieta również je miała. To coś znaczyło. On to wiedział. Wtedy. Przez chwilę, która minęła szybko jak lekki powiew chłodnego wiatru w lecie. I nie chciała wrócić w pełnej okazałości.
- Hej, proszę się zatrzymać. - podbiegła do niego jakaś pielęgniarka.
- O co chodzi?
- Proszę wrócić na salę.
- Ale ja tylko spaceruję.
- To polecenie doktora Gillinghama, który się tobą zajmuje.
House poszedł z pielęgniarką, ale to wspomnienie nie dawało mu spokoju.

Mam nadzieję, że się podobało. Pozdrawiam wszystkich Horumowiczów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 12:44, 30 Cze 2009    Temat postu:

wakacje są to trochę rzadziej się wchodzi. Ale wciąż śledzę
Kim jest pierwsza Amber? Siostrą Thea?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DracoPOL
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sulmierzyce
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 13:13, 30 Cze 2009    Temat postu:

Cieszę się, że nadal śledzicie mój fik. Mam dla was ostatnią część piątego odcinka. Na wszystkie pytania, które wam przyjdą do głowy, tak jak na przykład kin dostaniecie odpowiedź w fiku. Zapraszam do czytania.

HOUSE - LATA MŁODOŚCI
Odcinek 5 "Deal" Part 3/3


Dyrektor Gerardi z hukiem zatrzasnął drzwi na posterunku. Skierował się do recepcji i przeszkodził kobiecie w rozmowie telefonicznej.
- Gdzie jest komendant Douglas?
- Słucham? - spytała zdezorientowana recepcjonistka.
- Zadałem proste pytanie, gdzie jest komendant i czy mogę się z nim zobaczyć?
- Ale komendant jest teraz zajęty, ma właśnie wizytę.
- Nie obchodzi mnie to, wchodzę.
- Ale bez jego zgody nie może pan...
- Nie obchodzi mnie to! - powtórzył dobitnie mężczyzna.
Otworzył szeroko drzwi od gabinetu komendanta. Ten, bardzo zdziwiony wstał i powiedział.
- Co pan tutaj robi? Mam teraz ważną rozmowę.
- Moja jest ważniejsza.
- Przepraszam na moment. - zwrócił się do siedzącego obok faceta i odszedł na bok z Gerardim. - Chodzi panu o to zawieszenie?
- Tak, właśnie o to. Ale pan jest domyślny, gratuluję.
- Proszę sobie darować sarkazm, panie Gerardi.
- Dlaczego, przecież i tak już nic więcej nie mogę stracić przez tego gówniarza!
Mówiąc to, pan Will machnął ręką w stronę mężczyzny w garniturze, który siedział wcześniej z komisarzem. Ten spoglądał zdezorientowany z wzrokiem wskazującym jego niewinność, myślał, że Gerardiemu chodzi właśnie o niego.
- Jeśli wszystko pójdzie dobrze to odzyska pan stanowisko.
- Tak? - uspokoił się dyrektor.
- Tak, musi pan tylko postarać się o dobrego adwokata.
- Kur..! - ugryzł się w język w samą porę. - Jeszcze mam tracić pieniądze na adwokatów?
- Nie ma innego wyjścia. Musiałem pana zawiesić, takie jest prawo. Musi się pan oczyścić z zarzutów, które stawia przeciwko panu funkcjonariusz Tritter.
- Niech to szlag. A jakie zarzuty mi postawił?
- Tego dowie się pan od prokuratury. Sprawa już jest w sądzie, niedługo przyślą panu termin rozprawy.
- Załatwię tego sukinsyna, nie przejdzie mu to na sucho.
- Proszę pana, przykro mi panu o tym mówić, ale Tritter jest wzorowym policjantem, ma doskonałą rangę jak na swój wiek. Jest bardzo wiarygodny, to będzie trudna walka. Ale jest zawzięty, gdy już coś postanowi, nie zrezygnuje z tego za żadne skarby. Może strata posady nie będzie pana jedynym zmartwieniem.
- Myśli pan, że on postara się jeszcze o coś więcej?
- Może jakieś odszkodowanie, a w najgorszym wypadku mała odsiadka. Może postarać się o maksimum 3 lata pozbawienia wolności. - cały czas mówił spokojnym tonem komendant Douglas.
- Za takie coś? Tylko rozciąłem mu wargę.
- Tak? Słyszałem, że jeszcze mu pan groził.
- No cholera! Teraz to już przesadził.
- To, co pan powiedział wcześniej, że go pan załatwi, też mógłby wykorzystać przeciwko panu. Ale o niczym się nie dowie, to rozmowa prywatna. Ale proszę, niech pan postara się nie mówić o nim złego słowa, tutaj, przy wszystkich mundurowych, ani nigdzie indziej. Zrozumiano? On podczas śledztwa ma wszędzie swoje wtyki. Dlatego jest dobrym policjantem.
- Dobra, postaram się. Dziękuję za radę.
- Nie ma za co. Tu pan ma wizytówkę do dobrego adwokata... - sięgnął po nią do kieszeni i przekazał w ręce Gerardiego. - ...on powinien panu pomóc. A teraz muszę już iść, bo ten gość zaraz dostanie sraczki od tego czekania. Do widzenia.
- Dziękuję jeszcze raz. Do widzenia.
Dyrektor wyszedł z gabinetu i nie był usatysfakcjonowany. Tak jak powiedział mu Freeman, ten policjant może go naprawdę zniszczyć. Był zaniepokojony, ale musiał martwić się jeszcze o siebie, a nie tylko o Charliego. Postanowił wrócić do domu i się trochę zdrzemnąć.
Pod szkołę podjechał czarny samochód. Wyszedł z niego Tritter i skierował się w stronę gabinetu dyrektora. Zapukał delikatnie do drzwi.
- Proszę. - usłyszał cichy głos.
- Dzień dobry, czy mam przyjemność z panem Freemanem?
- Tak, tak. - powiedział mężczyzna i zaczął oczyszczać biurko z papierów. - Wie pan, formalności.
- Rozumiem. - uśmiechnął się policjant.
- A ja z kim mam przyjemność?
- Nazywam się Michael Tritter, jestem...
- Michael Tritter. Zaraz, zaraz. Kojarzę to nazwisko.
- Prowadzę sprawę chłopaków z tej szkoły zamkniętych za bawienie się narkotykami.
- Ah, tak. Już wiem. Czym mogę służyć?
- Wie pan, bo tak naprawdę to ja przyszedłem tu prywatnie. Może przejdziemy na ty, co?
- Skoro tak... Dobrze, Clarence jestem.
- Michael. - mężczyźni podali sobie ręce przez biurko.
- To po co do mnie przyszedłeś?
- W sprawie pana Gerardiego, który został zawieszony.
- To ty załatwiłeś to zawieszenie?
- Bez jego pomocy bym tego nie zrobił. - zaśmiał się szyderczo. - Ale tak, złożyłem przeciw niemu pozew.
- A co tak właściwie zrobił?
- Zaatakował mnie, groził mi i ubliżał. Wystarczy?
- Och, tak. A czego pan chce ode mnie?
- Bo wiesz, mogę załatwić tych zarzutów znacznie więcej, ale z twoją pomocą.
- Ale dlaczego?
- Nie zachowuj się jak dziecko. Pewnie go nie lubiłeś. Każdy zastępca nie lubi kogoś, kto jest nad nim wyżej. A szczególnie takiego parszywego faceta jak Gerardi.
- Czasami mnie wkurzał, ale nie aż tak...
- Będziesz mógł zachować posadę do końca swojej kariery zawodowej. Pomyśl, cały ten gabinet na zawsze twój. I nigdy nikomu go nie oddasz. - mówiąc to wstał z miejsca i zaczął gestykulować, akcentując każde wypowiedziane zdanie.
- Nie jestem pewien... - zastanawiał się Freeman. - A co właściwie miałbym zrobić?
- Złożyć doniesienia o niekompetencji Gerardiego.
Tritter wyciągnął z teczki, którą ze sobą przyniósł jakieś papiery i przekazał Freemanowi.
- Mam powiedzieć, że Gerardi miał nie po kolei w głowie? - dziwił się wicedyrektor przeglądając kartki.
- Tak, o dowody niech cię głowa nie boli, załatwię to. Potrzebuję tylko wiarygodnego świadka. To co, jesteśmy w jednej drużynie? - wyciągnął rękę do przestraszonego Freemana.
- Niech będzie, ale co ja będę z tego miał?
- Sporą sumkę, wiesz? Naprawdę sporą. A więc, umowa stoi.
Mężczyźni podali sobie ręce, a potem Tritter wyszedł z gabinetu bardzo zadowolony. Freeman miał mieszane uczucia, ale po tych wszystkich dobijających zadaniach od Gerardiego, które mu przekazywał, gdy był dyrektorem... po tych wszystkich znieważeniach, w końcu mógł się odegrać. Myślał, że pozbędzie go sporej sumy pieniędzy, którą będzie musiał zapłacić za odszkodowanie. Ale Tritterowi nie chodziło tylko o to.
Nadeszła dziewiąta. Volakis cały czas od kiedy wrócił z centrum handlowego i nie zobaczył tam niczego, czemu mógłby poświęcić swoją uwagę, siedział przed posterunkiem i pilnował czasu co do sekundy. Cieszył się również z tego, że dyrektor Gerardi opuścił już budynek i pojechał do domu. Gdy zobaczył na zegarku właściwą godzinę, zeskoczył z parapetu i poszedł umówić się na wizytę z Charliem. Na szczęście już nic nie stało na przeszkodzie, aby się z nim zobaczyć. Wszedł do pokoju wizyt prawie od razu, a po chwili próg drzwi przekroczył również Rogers. Był przemęczony i można było w jego oczach zobaczyć strach.
- Volakis? I jeszcze po tym wszystkim masz czelność mnie odwiedzać? - krzyknął zdenerwowany chłopak, gdy spostrzegł, że to jednak nie jest nikt z jego rodziny, ani nawet dyrektor Gerardi. Zwrócił się do policjanta. - Hej, ja nie chcę się z nim widzieć!
- Charlie, uspokój się. Przysięgam ci z ręką na sercu, nie miałem nic wspólnego z pobiciem tego gościa.
Gdy wszedł policjant, Charlie przekonał go, aby jednak dał im chwilę czasu. Obaj usiedli przy stole stojącym na środku pomieszczenia.
- Więc po co przyszłedeś? Pośmiać się ze mnie? Co? Ty cały czas robiłeś coś głupiego i nigdy tu nie wylądowałeś, a ja... siedzę tu za nic! I gdzie jest ta sprawiedliwość, do cholery!
- Charlie, naprawdę nie chciałem żeby to tak się skończyło.
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać, my się przecież wcale nie kumplujemy. Znamy się tylko z widzenia, a ty tak się przejmujesz? To co zrobisz, kiedy umrze ci matka?
- Charles, łączy nas o wiele więcej niż myślisz. A poza tym z kim masz pogadać? Gerardi ma własne życie, twój ojciec pojechał do Europy, a reszta rodziny ma cię w dupie!
- Skąd tyle o mnie wiesz? - spytał zdziwiony Rogers.
- Bo jestem twoim aniołem stróżem. Takie dostałem zadanie. - powiedział z pełną powaga w głosie.
- Zwariowałeś? Zgłupiałeś już do reszty.
- Charlie, twoja matka była moją siostrą. Jestem twoim wujem. Miałem pilnować abyś nigdy nie wylądował w takim miejscu oraz abyś nie stał się takim jak dziadek. Wszystko szło dobrze, byłeś wzorowym uczniem, przewodniczącym samorządu. Aż do teraz.
- Kłamiesz! Na pewno kłamiesz!
- Nie byłbym tego taki pewien, Charlie. Powiedzieć ci, jak mówiła na ciebie matka gdy miałeś trzy latka?
- Nie wiesz, bo nikomu o tym nie mówiłem.
- Mówiła na ciebie 'mój kochany Mruczusiu' bo tak śmiesznie się śmiałeś, jak byłeś mały.
- Cholera, ty naprawdę miałeś kontakt z moją matką. Wiedziałem, że ona miała jakąś rodzinę, ale nie obchodziło mnie to, gdy umarła.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy, abyś wrócił do szkoły i mógł kontynuować swoje wzorowe życie. Wyciągnę cię z tego gówna, dobra? Zrobię wszystko.
- Koniec wizyty! - krzyknął policjant, ostro pukając w drzwi i wchodząc do pokoju wizyt po Charliego.
- Postaraj się, w tobie ma jedyna nadzieja. - zwrócił się w ostatnich chwilach razem do Volakisa.
- Zrobię wszystko.
Jeszcze przez chwilę siedział w pokoju wizyt, później wyszedł i skierował się w stronę swojego motocyklu. Ruszył i jechał z nadzwyczajną prędkością, ponieważ go to bardzo uspokajało.

Mam nadzieję, że się podobało. Wkrótce szósty odcinek. Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mistrustful
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 30 Sty 2009
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza miedzy ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:04, 30 Cze 2009    Temat postu:

Hymm.. No, zapowiada sie całkiem, całkiem, akcja sie rozwija

Mam tylko parę zastrzeżeń.
- po pierwsze, rób przynajmniej linijkę przerwy między poszczególnymi akapitami, żeby tekst się nie zlewał, bo póki co wygląda mniej więcej tak: Byłam z rodzicami nad morzem. W górach padał deszcz, ale bawiliśmy się dobrze. Trochę źle się to czyta.
- nie bardzo rozumiem, dlaczego Tritter wnosi oskarżenie wobec dyrektora? Czy to zadanie nie należy przypadkiem do prokuratury?
- trochę dziwi mnie, że Tritter tak po prostu zaproponował komuś przejście na "ty" , ale tylko troszeczkę, więc się nie przejmuj

Więcej zastrzeżeń chyba nie mam, w każdym razie nie pamiętam. Znalazłam parę błędów, ale czytałam chyba z 4 odcinki po kolei i nie kojarzę już gdzie co było.

Pisz dalej, życzę wena!

Przypomniało mi się Czy ten fik nie powinien mieć jakiegoś oznaczenia wiekowego? Tak tylko, dla zasady, bo przecież pojawiło się parę mocnych słów


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mistrustful dnia Wto 19:10, 30 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DracoPOL
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sulmierzyce
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:43, 01 Lip 2009    Temat postu:

Mam dla was pierwszą część 6 epizodu pt. "Woman". Zapraszam do czytania. Ten odcinek to Housecentric, bo wiem, że ostatnio mało było o naszym doktorku. Mistrustful, 1 - dzięki za radę, zacznę to stosować; 2 - tu przyznaję, mój błąd, możemy sobie wyjaśnić tak, że Tritter ma takie wtyki, że pomaga również prokuraturze, ale chyba nie o szczegóły tutaj chodzi (chyba); 3 - nie wiem, może Tritter ma to coś w sobie; 4 - oznaczenie wiekowe dałem +13, ale chyba muszę powiększyć, bo zaczynam pisać coraz ostrzej. A teraz zapraszam do czytania.

HOUSE - LATA MŁODOŚCI
Odcinek 6 "Woman" Part 1/3


House leżał w łóżku i spoglądał przez okno. Słyszał ciche szepty, które wydawali stojący trochę dalej lekarze rozmawiający z jego matką. Nie rozumiał ich żadnego słowa. Zastanawiał się tylko nad kobietą, która zadzwoniła do szpitala. Ona była chora i chłopak jest tego pewien. Ale nie sądzi, żeby ona sama o tym wiedziała. W jego podświadomości stworzyła się luka, której nie potrafi wypełnić. Nie pamięta nawet, po czym poznał, że ona jest rzeczywiście na coś chora. Nagle mimo woli powiedział:
- Ta kobieta...
Usłyszał go doktor Gillingham i podszedł do jego łóżka.
- Słucham?
- Ta kobieta, która zadzwoniła po karetkę...
- Po jaką karetkę?! - zdenerwowała się pani Blythe.
- Spokojnie. - lekarz zwrócił się do kobiety. - Proszę skontaktować się z doktorem Farrisem ze szpitala Hopkinsa. On pani wszystko wytłumaczy.
- Co takiego?
- Proszę ją zabrać, dać jej coś na uspokojenie. - powiedział do drugiego lekarza. Gdy wyszli, znowu zwrócił się do House'a. - Dlaczego ci na niej zależy?
- Gdzie ona jest? Chcę ją zobaczyć!
- Tylko spokojnie, George.
- Greg!
- Przepraszam, Greg. Nie zgłosiła się do nas. A o co chodzi? Chciałeś jej podziękować?
- Nie, chciałem ją uratować.
Doktor Gillingham zrobił wielkie oczy. Przez chwilę nie mógł nic powiedzieć, aż w końcu opuścił pokój. Zostawił House'a bez żadnego słowa wyjaśnienia. Chłopak czuł się troszkę poirytowany. Wiedział, że lekarz mu nie uwierzył, nawet nie zrozumiał o co mu chodzi. Po prostu spanikował. Ale on mówił prawdę. Przynajmniej tak podpowiadał mu jego mózg.

Meg siedziała przed telewizorem. Była niespokojna. Postanowiła odwiedzić szpital Hopkinsa, chociaż wiedziała, że jeśli House jest gdzieś na wolności, to takie rozwiązanie mu się nie spodoba. Ale musiała tak postąpić, po prostu tak czuła. Czuła, że on nadal potrzebuje czyjejś pomocy. Gdy przekroczyła próg szpitala zobaczyła na korytarzu doktora Farrisa i panią House. Zdecydowała, że troszkę ich podsłucha.
- Proszę pani, został przewieziony do Harbor Hospital, ponieważ po pierwsze, u nas jest ścisk, a po drugie, nasz sprzęt, który jest potrzebny do zrobienia niezbędnych badań zepsuł się i czekamy na jego wymianę.
- Ale mój syn mówił coś o jakiejś karetce.
- Może zobaczył gdzieś jakąś karetkę, niech pani nie zapomina, że ma uraz głowy. Nie minie mu to natychmiastowo. - kłamał lekarz.
Gdy Moreno to usłyszała, była troszkę zdziwiona, że doktor Farris okłamuje matkę Grega. Postanowiła jednak nic nie robić, dowiedziała się, że jej kolega jest w innym szpitalu i nic mu nie jest. Ruszyła z miejsca i poszła powolnym krokiem do szpitala Harbor.
- Ale na pewno nic mu nie jest? Nie okłamujecie mnie? - upewniała się pani House.
- Nic mu nie jest i nie będzie. Zapewniam panią. Wie pani, dlaczego chłopak został przewieziony. To wszystko dla jego dobra.
- Czuję w pańskim głosie jakieś dziwną nutę tajemniczości.
- Proszę pani, może zawsze miałem taki głos, a pani dopiero teraz zwróciła na to uwagę? Niech pani jedzie do domu, a później odwiedzi syna, dobrze?
- Dobrze. Postaram się już tym nie martwić. - odparła kobieta i wyszła ze szpitala.

KILKANAŚCIE LAT PÓŹNIEJ

W chińskiej restauracji siedziało ze sobą dwóch młodych mężczyzn, a jednym z nich był Gregory House. Jedli jakieś paskudztwo, a chłopak o delikatnej cerze, znakomitej jak na swój wiek z ledwością utrzymywał w ręku pałeczki.
- Zaraz szlag mnie trafi! Tego cholerstwa nie da się jeść czymś takim! - krzyczał ze złości.
- Chińskie dania je się w taki sposób. Musisz mieć ręce jak chirurg, nie mogą ci się trząść jak galareta.
- I kto to mówi? Facet, który nienawidzi chirurgów. - powiedział sarkastycznie mężczyzna.
- I co z tego? Nie wiem, czy już ci o tym mówiłem... - House zaczął nowy temat.
- Znowu kolejna historyjka jak na uniwersytecie uratowałeś jakąś ślicznotkę, a potem się z nią przespałeś? Nie, dzięki, wolę porno bez twojej osoby.
- Nie tak ostro, bo się pokaleczysz, złotko. To było jeszcze w szkole średniej...
- Muszę tego słuchać?
- Tak, jesteś moim przyjacielem czy nie?
- Niech ci będzie, jakoś to wytrzymam.
- Jakoś ja muszę słuchać, jak opowiadasz o swoich kłopotach z żoną! - zdenerwował się House.
- Dobra, będę uważnie słuchał! - mężczyzna sięgnął po filiżankę z zieloną herbatą, bo już nie mógł wytrzymać smaku tego paskudztwa w ustach.
- A więc, byłem w szpitalu... znalazłem się tam w dziwnych okolicznościach i miałem małe zaniki pamięci.
- Jak to do ciebie podobne.
- Czy ja ci kiedykolwiek przerywam?
- Dobra, kontynuuj.
- Jakaś kobieta zadzwoniła dla mnie po karetkę, jak straciłem przytomność na ulicy.
- A co, stałeś całą noc o chlebie i wodzie? - zaśmiał się mężczyzna.
- Cholera, przestaniesz? Na chwilę przytomność odzyskałem, ale tego nie pamiętałem. Pamiętałem jedynie, że kobieta była chora. Zauważyłem u niej jakiś objaw. Z pomocą Meg ją znalazłem. Nie zgadniesz, przed czym ją uratowałem.
- Tą Meg, która została...
- Musisz poruszać te tematy, Wilson! Idę stąd, straciłem ochotę na opowiastki.
- Hej, nie denerwuj się. Nie chciałem przywołać złych wspomnień.
Mimo tego House opuścił restaurację. Był trochę zły na Wilsona, ale wiedział, że niedługo mu minie.

Mam nadzieję, że się podobało (nawet ta nieudana wstawka z Wilsonem), pozdrawiam i zapowiadam wkrótce kolejną część szóstego odcinka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mistrustful
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 30 Sty 2009
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza miedzy ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:35, 01 Lip 2009    Temat postu:

Hymm.. Nie bardzo właściwie rozumiem, dlaczego tak nagle przeniosłeś całą akcję kilkanaście lat do przodu?

"Na chwilę przytomność odzyskałem, ale tego nie pamiętałem." Eh, postaraj się unikać takich rymów


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DracoPOL
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sulmierzyce
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:53, 05 Lip 2009    Temat postu:

Witam. Dzięki za wszystkie komentarze i rady, jestem wam wdzięczny, że nadal czytacie mojego fika. Ostatnio dawno nic nie napisałem, ale w końcu mam drugą część 6 odcinka. Mistrustful, to są futurospekcje, chcę wprowadzić takie coś, żeby było jakieś małe ubarwienie. A teraz czytajcie.

HOUSE - LATA MŁODOŚCI
Odcinek 6 "Woman" Part 2/3

4 WRZEŚNIA 1975

Meg przekroczyła próg Harbor Hospital. Podeszła do recepcji i zapytała o House'a. Otwarła spokojnie drzwi od jego pokoju. Spojrzała na niego słodkim wzrokiem, usiadła na krześle stojącym obok łóżka i powiedziała:
- Co słychać?
- Meg... - chłopak trochę się przestraszył. - Co ty tu... skąd wiedziałaś?
- Hej, nie denerwuj się. Pojechałam do Hopkinsa, to wszystko. Oni mi wszystko powiedzieli, a ściślej... sama się dowiedziałam.
- Nie rozumiem.
- Tu nie trzeba nic rozumieć. Jak się czujesz? - zmieniła temat.
- Dziwnie, mam mętlik w głowie. Nie umiem się odnaleźć we własnym mózgu.
- Ciekawe stwierdzenie. - zaśmiała się Moreno. - A jak się znalazłeś tutaj?
- Straciłem przytomność po naszej rozmowie... znalazła mnie jakaś kobieta i zadzwoniła po karetkę. Gdy dzwoniła... na chwilę odzyskałem przytomność i coś zauważyłem.
- Co takiego?
- Ona jest na coś chora, znalazłem u niej objaw. Nie wiem tylko jaki. Nie pamiętam.
- To nie zgłosiła się do lekarzy?
- Nie, zostawiła mnie wśród gapiów. Ja muszę ją znaleźć, jeśli jej nie pomogę ona będzie mogła umrzeć.
- Jesteś pewien, że to nie jest tylko twoja wyobraźnia?
- Tak, jestem pewien.

KILKANAŚCIE LAT PÓŹNIEJ

House stał koło głównego wejścia do szkoły medycznej na uniwersytecie w Michigan. Nagle podeszła do niego jakaś kobieta.
- Witaj, House.
- Witaj, Cuddy. Co porabiasz?
- Jestem już po ostatnich zajęciach, może skoczymy na kawę?
- Nie chcę. Mam już dość kofeiny na dziś, jeśli wypiję choćby jeszcze jedną kawę to nie będę spał do zimy.
- To może szklanka soku pomarańczowego?
- Dobra, ja stawiam. Ale ty płacisz.
- Świetnie... - uśmiechnęła się lekko.
Ruszyli w stronę jakiejś skromnej kawiarni. Usiedli się przy stoliku i zamówili napoje.
- Masz jakiś dziwny wyraz twarzy. - powiedziała po chwili milczenia Cuddy.
- Tak? Może to przez tą bródkę, dawno się nie goliłem, bo zawsze gdy jestem w supermarkecie zapomnę o żyletce.
- Nie żartuj. Coś się stało, możesz mi powiedzieć.
- Nic mi nie jest. Po prostu się nie wyspałem. - spoważniał House.
- Aha, a o co tak naprawdę chodzi?
- Rozmawiałem wczoraj z Wilsonem, wkroczyliśmy na temat mojej szkoły średniej. - odparł po chwili zawahania.
- Opowiadałeś mu o swoich młodzieńczych podbojach?
- Nadal jestem młody, mam tylko 25 lat. Wspomniał o Meg, teraz nie mogę spać.
- Tej Meg, która została...
- Tak, dokładnie o tej.
Przerwali, gdy kelner przyniósł im napoje. Przez chwilę siedzieli w milczeniu, patrząc sobie w oczy.

4 WRZEŚNIA 1975

Meg i Gregory siedzieli na korytarzu, rozmawiali o różnych rzeczach. O pogodzie, o lekarzach, o szkole. Wszystko tylko po to, by odsunąć myśli House'a od kobiety z ulicy. Nagle korytarzem w stronę sali Grega przeszła Anne Madison, jego psycholog ze szpitala Hopkinsa. Uśmiechnęła się lekko gdy zobaczyła go na korytarzu.
- O cholera!
- Co się stało? - zapytała trochę zdziwiona Meg.
- To moja psycholog z tamtego szpitala. - szepnął jej do ucha, a potem zwrócił się do pani Madison z fałszywym uśmieszkiem na twarzy. - Dzień dobry!
- Dzień dobry Greg. Możemy porozmawiać?
- Taa, jasne.
- Ale ja chciałabym porozmawiać na osobności.
- Nie mam przed nią żadnych tajemnic.
Gdy House to powiedział dziewczynie zrobiło się przyjemnie w brzuchu. Automatycznie się uśmiechnęła, z ledwością powstrzymała się przed mimowolnym atakiem śmiechu.
- Dobrze, ale może przejdźmy do twojej sali.
Z niechęcią ruszył się z miejsca, za nim natychmiast wstała Meg. Gdy wchodzili pani psycholog zatrzymała Moreno na chwilę.
- Proszę cię, zostaw nas samych. - powiedziała cicho.
Usiadł się na łóżku i gdy zobaczył, że nie ma Meg krzyknął:
- Gdzie ona jest?
- Powiedziała, że pójdzie po jakiś napój. Porozmawiajmy.
- Niech pani będzie. O czym pani chce rozmawiać?
- Dlaczego uciekłeś ze szpitala?
- Musiałem.
- Dlaczego?
- Matka ciągle mnie odwiedzała, kłóciłem się z nią. Miałem po prostu ochotę uciec od tej sztucznej troski.
- Rozumiem, a teraz powiedz mi o jakiej kobiecie cały czas mówisz?
- O dziewczynie, którą chcę spotkać w swoim łóżku. Może mówię o pani. Nie widzę na dłoni żadnego pierścionka, więc albo jest pani skromna, albo nie jest nawet zaręczona. Skoro panią obchodzę oznacza to, że nie ma pani życia towarzyskiego. Więc może chciałaby pani ze mną przeżyć swój pierwszy lub kolejny raz? - dogryzł chłopak.
- Przykro mi, ale nie mam ochoty na żadne stosunki. - zażartowała. - Lekarze mówią, że musisz kogoś uratować. Kogo masz na myśli?
- Kobietę, która zadzwoniła po pogotowie. Ale potem uciekła, gdy na chwilę odzyskałem przytomność zobaczyłem ją.
- I? - czekała na dalszy ciąg mowy.
- I nic, zapomniałem. Nie pamiętam.
- Myślisz, że naprawdę ją widziałeś?
- Wiem o tym.
W tym momencie do sali weszła pielęgniarka i powiedziała:
- Przepraszam, ale muszę wam przeszkodzić. Pacjent House musi pojechać na badania.
- Nic nie szkodzi. I tak już kończyliśmy, prawda?
- Oczywiście. - powiedział Greg i razem z pielęgniarką opuścił pokój.

Mam nadzieję, że się spodobało. Zapraszam do komentowania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DracoPOL
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sulmierzyce
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:41, 08 Lip 2009    Temat postu:

Witajcie, mam nadzieję, że ostatnia część 6 odcinka się wam spodoba, jest troszkę dłuższa, a mimo to nie zmieściłem tam wszystkiego, co chciałem zmieścić. Zapraszam do czytania.

HOUSE - LATA MŁODOŚCI
Odcinek 6 "Woman" Part 3/3


Volakis siedział załamany. Nie wiedział co zrobić, aby pomóc Charliemu. Zastanawiał się nad tym bardzo długo. W końcu zadecydował wybrać się na posterunek i porozmawiać z gościem, który zajmuje się tą sprawą. Dojechał na posterunek i w drzwiach trącił barkiem jakiegoś faceta.
- Przepraszam.
- Nic nie szkodzi.
Theo podszedł do recepcji i zwrócił się do siedzącej tam kobiety.
- Dzień dobry, czy mogę dowiedzieć się kto prowadzi sprawę zamkniętych chłopców ze szkoły Baltimore Polytechnic Institute?
- Ach, to znowu ty. Sprawę prowadzi funkcjonariusz Tritter, to ten, którego przed chwilą minąłeś w drzwiach.
- Dobrze, dziękuję.
Wybiegł z budynku i spoglądał na wszystkie strony szukając Trittera. Niestety, policjant wszedł już do samochodu i odjechał. Volakis się zdenerwował i krzyknął sam na siebie. Postanowił porozmawiać ze swoimi kolegami.

House wrócił z badań, a Meg siedziała już w jego pokoju i czekała z niecierpliwością. Uśmiechnęła się i powiedziała:
- Całe szczęście, że ta twoja psycholog już sobie poszła.
- Dlaczego?
- Jest wredna. Niby ma pomagać ludziom, ale bije od niej zła aura.
- Tak? Nie zauważyłem tego, ale... masz rację, jest trochę wredna.
Położył się na łóżku i zamyślił się. Siedzieli w ciszy, dopóki Greg nie rozpoczął kolejnego tematu do rozmowy.
- Dobrze, że moja matka już tu nie przychodzi. Przynajmniej na chwilę mam spokój. Ale pewnie jeszcze dzisiaj przyjedzie.
- Mam nadzieję, że zdążę już sobie pójść do tego czasu.
- Dlaczego?
- Twoja matka mnie nie lubi i dobrze o tym wiesz. - powiedziała z małą złością w głosie.
- No tak, ale... mniejsza z tym.
- Mówiłeś, że nie pamiętasz dokładnie, co zobaczyłeś u tej kobiety, tak?
Gdy Meg to powiedziała, House trochę się zdziwił. Spojrzał jej w oczy, zbliżył się do niej i zapytał:
- Dlaczego pytasz?
- Mam znajomego, jest hipnotyzerem. Podobno hipnoza pomaga podczas utraty pamięci.
- Nie jestem pewien. - House trochę się bał hipnozy, znowu położył głowę na poduszce.
- Wiesz, to może się udać. Ale jest pewien problem.
- Jaki?
- On ma zakaz wykonywania hipnoz w szpitalach publicznych. Kiedyś podobno się naraził. Ale jest bardzo dobry w tym co robi. Ma prywatny gabinet.
- Jak tak mówisz, to do niczego mnie nie przekonujesz.
- Musimy stąd uciec. Jeśli tego chcesz, oczywiście.
- Nie wiem, to bardzo... trudne. Nie uda mi się drugi raz uciec ze szpitala. Dlaczego on nie może tu przyjść? Nikt się nie dowie, że wykonuje hipnozę.
- On tu nie przyjdzie. W każdej chwili ktoś mógłby tu wejść. Greg, nie musimy stąd uciekać na stałe. Będziemy mogli tu wrócić.
- Niby jak, jesteśmy na drugim piętrze. Chcesz stąd skoczyć? - krzyknął gniewnie House.
- Nie wiem, coś się wymyśli.
- Nie. Nie zgadzam się. Mam gdzieś tą kobietę, może nawet nic u niej nie zauważyłem. - odparł Greg, choć tak naprawdę wcale nie wierzył w to, co mówił. - Może to tylko moje omamy. Za dużo leków, tego wszystkiego. Idź już sobie.
- Co?
- Idź już stąd! - krzyknął House.
Dziewczyna wstała z krzesła, skierowała się w stronę drzwi. Spojrzała jeszcze raz na chłopaka i wyszła ze szpitala.

Volakis spotkał się ze swoimi kumplami, którzy byli w stanie zrobić dla niego wszystko. Siedzieli na ławce w parku, jeden z nich wskoczył do miejskiej fontanny, a inni się z niego śmiali.
- Kevin, wyłaź stamtąd. Mamy ważną sprawę do omówienia. - zawołał Theo.
- Ale to jest zajebiste! - krzyczał entuzjastycznie chłopak. - Jest fantastycznie!
- Zrobisz to samo, ale u siebie w wannie. Wyłaź natychmiast, albo sam cię z tej fontanny wytargam!
- Słyszałem, że Rufus z ósmej klasy wylądował w więzieniu. - powiedział Steve, następny kumpel Volakisa.
- Tak, ale gówno mnie to obchodzi, tak szczerze.
- Więc o co chodzi? - zapytał w końcu Ian, najbliższy przyjaciel Theo'a.
- Mam problem z pewnym gościem. - powiedział Volakis. - Miałem nie angażować w to was, ale sam sobie nie dam rady.
- Słuchamy. - rzekli wszyscy z wyjątkiem chlapiącego się w fontannie Kevina.
- Musimy go trochę postraszyć, ale wiecie... Najpierw coś lekkiego, jakiś list z pogróżkami, później nawiedzanie w domu i tak dalej. W końcu coś na niego podziała.
- Nie ma sprawy, ale jak się ten facet nazywa? - spytał Jerry.
- Michael Tritter.

House leżał na łóżku, z jego oczu kapały delikatne łezki. Nie chciał tak potraktować dziewczyny, z którą świetnie się dogaduje. Wszystko było w porządku, dopóki niczego nie spieprzył. Wpatrywał się na drzewo za oknem, którego gałęzie kołysały się w rytmie znanej piosenki. Nagle do sali wszedł doktor Gillingham.
- Dzień dobry, jak się czujesz?
Chłopak szybko przetarł poduszką łzy z oczu, odwrócił się do lekarza i powiedział:
- Dobrze. A dlaczego pan pyta?
- Taka jest moja powinność, chłopcze. Mam dla ciebie niespodziankę.
- Tak?
- Ktoś chce cię wyciągnąć na spacer. Z tego powodu, że jest ciepło, a ty czujesz się dobrze, zgodziłem się.
- Czy to moja matka?
- Nie, to ktoś inny. Ale to niespodzianka. Dalej, chodźmy.
House był trochę zaintrygowany, dlatego zgodził się pójść z doktorem Gillinghamem. Gdy zobaczył stojącą przy wejściu Meg, nie chciał od niej uciekać... wręcz przeciwnie, miał ochotę ją uściskać. Wybiegł w jej stronę i mocno ją przytulił.
- Przepraszam cię za moje zachowanie, bardzo przepraszam. - mimowolnie zaczął płakać, a pan Gillingham postanowił ich zostawić.
- Tylko na terenie szpitala. - zawołał jeszcze i odszedł w głąb korytarza.
- Co się stało? - zapytała Moreno.
- Hej, ja nie chciałem cię wyrzucić. Jak jeszcze możesz mnie odwiedzać po czymś takim? - mówił chłopak, wciąż trzymając ją za ręce.
- Chodź, jeśli chcesz możemy iść na normalny spacer, ale...
- Jest gdzieś w pobliżu ten hipnotyzer?
- Tak. Ale nie musisz jeśli nie chcesz.
- Pójdziemy tam i dzięki twojej i jego pomocy dowiem się, co stało się tej kobiecie. I odnajdę ją. Meg, dziękuję.
- Nie znałam cię jeszcze z tej strony. - uśmiechnęła się i razem wyszli na zewnątrz.
- Jeszcze wielu moich wad i zalet nie znasz. - spojrzał na nią z dziwną iskierką w oku i zamknął za nią drzwi.

KILKANAŚCIE LAT PÓŹNIEJ

House siedział w stołówce na uniwersytecie razem z Wilsonem.
- Rozmawiałem z Lisą. Nie chciałem cię urazić wspominając o tej Meg.
- Nic się nie stało, po prostu ja zareagowałem trochę zbyt emocjonalnie. Zawsze gdy tylko o niej pomyślę, budzi się we mnie to...
- To złe uczucie, jakim jest współczucie i prawdziwa miłość. - dokończył James. - Nie musisz wstydzić się łez, House.
Gdy próg stołówki przekroczył ojciec Grega, John House, to Wilson trochę się zapeszył. Wstał i powiedział:
- Patrz, kto przyszedł. Zostawię was samych.
Gdy James odszedł, do stolika Grega zbliżył się jego ojciec.
- Witaj.
- Co ty tu robisz? - zdenerwował się Greg.
- Przyszedłem cię odwiedzić, to wszystko.
- Po tym wszystkim, co zrobiłeś? Nie widziałem cię od czasu wypadku, a ty... teraz masz czelność mnie odwiedzać?!
- Ale nie denerwuj się.
- Zabiłeś człowieka i nic ci za to nie zrobili. Potrafisz ochronić własną dupę, ale ja wiem jak było naprawdę. - uderzył pięścią o stół tak mocno, aż wylała się zupa.
- Nic nie wiesz, Greg.
- Wiem wszystko, John. Nie chcę cię widzieć. Rozumiesz? Nie chcę cię widzieć!
- Dobra, jak chcesz. Ja tylko, tak z troski.
- Teraz obudziła się w tobie troska? A gdzie byłeś, kiedy najbardziej cię potrzebowałem, co? Gdzie wtedy byłeś!? - House był cały zapłakany, krzyczał przez łzy, nie mógł opanować swojego uczucia, szlochał jak dziecko.
- Przepraszam.
- Teraz, po takim czasie. To się nie liczy, John. Potrzebowałem wsparcia, potrzebowałem ojca! Ale ty jak zawsze miałeś mnie głęboko gdzieś! Nie obchodziło cię to, co robiłem. Wolałeś wyjechać i zostawić mnie samego. Jesteś parszywym... parszywym gnojem! - House cały czas płakał.
Koło innego stolika, w pobliżu całej tej sceny siedziała Cuddy. Patrzyła na to wszystko i prawie sama się popłakała, gdy widziała tą kłótnię. Kłótnię na oczach wszystkich. Jeszcze nigdy nikt nie widział najlepszego ucznia na uniwersytecie w takim stanie. Teraz zaczną się rozmowy, zacznie się gadanie. Ale House to również człowiek i to było widać właśnie wtedy. Jeszcze nigdy Cuddy nie widziała go płaczącego, mimo że miała z nim częsty kontakt. Współczuła, miała szkliste od łez oczy. Jednak nie chciała płakać.
- Żegnam cię! Nie chcę cię już nigdy więcej widzieć.
- Do widzenia, synu.
- Nie jestem twoim synem! - House ze złości rzucił stolik na ziemię, a John opuścił stołówkę.
Gdy to wszystko się skończyło podeszła do niego Cuddy. Najpierw krzyknęła do wszystkich...
- Koniec przedstawienia, możecie dokończyć jedzenie!
... a potem spojrzała na House'a i przytuliła go z uczuciem.
- Już będzie dobrze. Wszystko dobrze, Greg. Nie płacz, wszystko będzie dobrze. - mówiła, choć sama z ledwością powstrzymywała łzy.

4 WRZEŚNIA 1975

House i Meg zbliżali się do hipnotyzera, który miał pomóc chłopakowi w zapełnieniu luki w pamięci. Greg czuł się tak, jakby poprzedniego dnia pił i nic z tego nie pamiętał. Miał nadzieję, że znajomy Meg mu pomoże.
- Dobrze, teraz na chwilę opuścimy teren szpitala. Mam nadzieję, że nie nas nie zauważą.
- Okej. - przytaknął Greg.
Wyszli w stronę małej uliczki, tam czekał już na nich mężczyzna z bródką i długimi włosami.
- Greg, poznaj mojego kuzyna, Davida Cochrana.
- Witaj, ty pewnie jesteś Greg, tak. - powiedział wyciągając rękę.
- Tak, pewnie tak.
- Dobra, wiem, że to nie są najlepsze warunki do hipnozy, trochę przeszkadzają nam samochody, ale... powinno się wszystko udać.
- Czy jest jakieś zagrożenie dla mojego zdrowia? - upewniał się chłopak.
- Nie, żadnego. W razie czego od razu cię wybudzę.
House postępował zgodnie z poleceniami mężczyzny. Jego gruby, a zarazem delikatny, rozpływający się mu w uszach głos powoli go usypiał.
- A teraz, poczuj się tak jak wtedy. Co pamiętasz?
- Był deszcz...
Nagle Greg poczuł opadające na niego krople deszczu. Otworzył oczy, było bardzo jasno. Widział ruch uliczny, widział kobietę rozmawiającą przez telefon.
- Jest... widzę ją. - zawołał House.
- Mów, co dalej.
- Oślepia mnie światło...
Nie było słońca, a jednak coś go oślepiało. Nie wiedział tylko co. Nie potrafił zrozumieć, że podczas hipnozy można się poczuć w taki sposób. Wszystko było niesamowicie realistyczne. Kobieta odłożyła słuchawkę, miała na sobie okulary przeciwsłoneczne.
- Tak jak mówiłem. Są okulary przeciwsłoneczne.
- Musisz się skupić na tym co widzisz.
- Wygląda fatalnie. Ma na sobie stare łachmany.
- Stare łachmany i okulary przeciwsłoneczne? To trochę pokręcone.
- Jestem przekonany, że tak było.
Kobieta powoli podeszła do House'a. Spojrzała na niego i otarła mu czoło starą chusteczką.
- Jej palce...
- Zaraz przyjedzie pogotowie. Nie martw się, wszystko będzie dobrze. - powiedziała kobieta.
Nagle ogromna ciężarówka wjechała na chodnik trąbiąc i rozjechała wszystkich stojących gapiów.
- O mój Boże, wszyscy... nie żyją.
- A co się stało?
- Ciężarówka ich rozjechała.
- Musisz się skupić. Mieszają ci się głosy zewnętrzne z twoją wizją. Mówiłem, że będzie trudno. Zacznij od nowa. Co było na początku, po przebudzeniu?
House zobaczył błysk i znowu zaczęło padać. Tym razem wszystko było ciemniejsze, jakby była noc. Zobaczył kobietę, rozmawiała przez telefon. Ta sama kobieta, te same okulary i te same stare łachmany. Gdy podeszła do niego zauważył, że miała ciemne, przerzedzone włosy. Gdy otarła mu czoło chusteczką zauważył...
- Jej palce, są ciemne...
- Jak to ciemne?
- Po prostu ciemne.
- Zaraz przyjedzie pogotowie. Nie martw się, wszystko będzie dobrze. - powiedziała kobieta.
Nagle chwyciła się za kolana. Jakby ją bolało. Bolały ją stawy. Mocno ją bolało.
- Bolało ją... Zauważyłem to.
- Co ją bolało?
- Muszę iść, kochaniutki. Zaraz przyjedzie pomoc, za chwilę przyjadą.
- Odeszła...
- To właśnie tak mogło być. - usłyszał głos Meg i zaraz zobaczył ją stojącą na ulicy.
- Meg...
- Co się stało?
- Jesteś tutaj. W mojej...
Zrobiło się ciemno. Gdy Greg otworzył oczy zobaczył Davida.
- Jesteś cały spocony, co się stało?
- To jest toczeń. Toczeń rumieniowaty.
- Skąd wiesz? - zapytała Moreno.
- Bo to widziałem.

Komentujcie, jeśli macie taką ochotę i pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez DracoPOL dnia Śro 17:43, 08 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DracoPOL
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sulmierzyce
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 10:29, 12 Lip 2009    Temat postu:

Witam wszystkich Horumowiczów. Ostatnio mało osób się odzywa, czasami jeszcze coś mi poradzi Mistrustful, ale myślę, że nie przestaliście czytać mojego fika. Przynajmniej mam taką nadzieję. Ale rozumiem was, są wakacje, a komu chce się cokolwiek czytać w wakacje. A teraz zapraszam do czytania..


HOUSE - LATA MŁODOŚCI
Odcinek 7 "Guilty" Part 1/3


"Charles Rogers. Przemyślałeś to?". Kartkę z takim niezrozumiałym napisem miał wrzuconą pod drzwi Michael Tritter. Zastanawiał się, czemu wszystkim tak bardzo zależy na tym chłopaku. W końcu pomyślał, że to sprawka Gerardiego. Uśmiechnął się i usiadł na kanapie. Włączył swój ulubiony kanał erotyczny, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.

Volakis ponownie spotkał się z Ianem, Jerrym, Stevem i Kevinem. Usiedli się na ławce w parku, tym razem wiał zimniejszy wiatr, dlatego Kevin pozostał z chłopakami.
- Zrobiliście to?
- Tak jak chciałeś. - zawołał Jerry.
- Bardzo się cieszę, wiecie może jak zareagował na tą kartkę?
- Nie, możemy się tylko domyślać. - rzekł Ian.
- Na pewno nic nie zrobił, pewnie takich kartek dostaje dziennie z tysiąc. -
- Taa, a teraz podciera sobie nią tyłek. - powiedział Kevin. - Na jego miejscu zrobiłbym papier toaletowy z kartek z pogróżkami. Byłby to papier pogróżkowy Trittera, a hasłem reklamowym tego produktu byłoby "Ktoś ci grozi? Miej to w dupie. Teraz naprawdę możesz.".
- Zamknij się, Kev! - krzyknął Volakis. - Jutro rozprawa. Będzie dany wyrok wszystkim chłopakom, którzy byli wtedy złapani.
- Rufusa też postaramy się uratować?
- Nie, on zasłużył sobie na taki los. Idiota! Przez niego teraz Charlie jest w więzieniu.
- Ale to nie była tylko wina Rufusa, znasz może okoliczności, w których Rogers znalazł się u Danny'ego? - zapytał Jerry.
- Nie, to znaczy, nie dokładnie. Jednak pewne szczegóły znam.
- Ha, i tu cię mam! - zawołał Kevin.
- Co? O co ci znowu do cholery chodzi?
- Znasz pewne szczegóły, tak?
- Tak, właśnie przed chwilą to powiedziałem.
- Tylko szczegóły typu: Charlie znalazł się u Danny'ego, bo mama mu kazała tam iść, czy szczegóły typu: Charlie był u Danny'ego, bo dowiedział się, że rozdają tam darmowe dragi?
- A mama cię nie bije? - spytał ironicznie Steve.
- Czasami bije, ale... co to ma do rzeczy?
- Kevin ma rację. Nie wiem, dlaczego tak naprawdę Charlie poszedł do Danny'ego. Nie znam żadnych szczegółów tego typu, jeśli ci to pomoże, Kev.
- To dlaczego się nie dowiemy?
- Jak się mamy dowiedzieć, Kev? Godzina odwiedzin już skończona.
- Pójdziemy do dyrka, on na pewno zna wszystkie okoliczności zamknięcia Charliego.
- Kevin, coraz częściej stajesz się przydatny.
- To dzięki temu, że mnie ojciec bije. On bije mocniej od mamy i...
- Nie chcemy poznawać szczegółów. - przerwał mu Jerry. - A więc chodźmy do Gerardiego.

House i Meg wrócili do szpitala. House chciał szybko biec i powiadomić o wszystkim lekarzy, jednak dziewczyna go zatrzymała:
- Hej, nie możesz powiedzieć o tym, że byłeś hipnotyzowany.
- Kurczę, zapomniałem. Powiem, że sam sobie przypomniałem.
- Tak? I myślisz, że wtedy ci uwierzą?
- A powinni?
- Nie, cholera! Nie uwierzą ci. Pomyślą, że zwariowałeś.
Nagle z jego pokoju wyszła pani House i ucieszyła się na widok syna.
- Witaj, Greg.
- Cześć, mamo. Znasz Meg, tak?
- Niestety, znam.
- Hej, ja tu jestem. Może pani nie mówić o mnie źle w mojej obecności? - zapytała Moreno.
- A co, mam o tobie mówić źle za twoimi plecami?
- Byłoby mi niezmiernie miło.
- Nie kłóćcie się! Opętało was? Muszę iść do lekarzy.
- Po co idziesz do lekarzy? Gorzej się poczułeś? To pewnie przez to, że ta krowa wyciągnęła cię na spacer.
- Nie jestem niewidzialna! Ale bardzo bym chciała. - zawołała dziewczyna.
- Jeszcze raz nazwiesz ją w taki sposób, to będziesz musiała zniknąć mi z oczu! - zdenerwował się House. - A teraz zostawcie mnie, mam sprawę do załatwienia.
House skierował się w stronę izby lekarskiej, a pani Blythe i Meg usiadły się na krzesłach na korytarzu. Patrzyły na siebie nerwowym i pełnym nienawiści wzrokiem. Moreno całkiem zapomniała o sprawie, którą miał załatwić Greg. Jego matka wybiła ją z równowagi.

Mam nadzieję, że nie było najgorzej. Wkrótce kolejne części, wiecie, najgorzej jest zacząć pisanie, gdy się napisze pierwsze zdania, to później już jakoś leci. Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alria
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 04 Mar 2009
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:19, 14 Lip 2009    Temat postu:

Nie nie było najgorzej Było całkiem fajnie. Właściwie bardzo fajnie.
I zgadzam się z tobą, że najgorzej jest zacząć, a potem już samo idzie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
naska
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 19 Wrz 2008
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:26, 14 Lip 2009    Temat postu:

Do tej pory tylko czytałam, ale postanowiłam się odezwać

Bardzo fajny i ciekawy jest ten fik Gratuluję pomysłu i wykonania

Życzę weny i czekam na kolejną część


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shadow
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z sypialni Wilsona ;D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 7:36, 15 Lip 2009    Temat postu:

Fic super! Gratuluję pomysłu i wykonania. Trafi się czasami parę błędów. Czekam niecierpliwie na kolejną częśc!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin