Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Wrobiony [NZ]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Telepek
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 02 Lis 2008
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z domu...

PostWysłany: Pią 0:31, 31 Lip 2009    Temat postu: Wrobiony [NZ]



Witam was serdecznie.
Nie wiem co mnie do tego kusi. Naprawdę nie wiem. Ale to po prostu sam z siebie ostatnio usiadłem i zacząłem pisać Hameronka. Nie wiem czy sie spodoba [tego się najbardziej boję!]. Ostrzegam. Może być dużo błędów [zwłaszcza Interpunkcyjnych!], ale ja po prostu nie uznaje bet, wolę własne błędy naprawiać po swojemu. Za wszelkie uwagi, szczególnie dziękuję. No ale nie będę truć już. Miłego czytania.

____

Więzienie stanu New Jersey
23 czerwiec 2006 rok
Godzina 8:35


Lato tego roku było wyjątkowo dokuczliwe. Dzienne temperatury wahające się nawet do 40 stopni Celsjusza były prawdziwym utrapieniem, szczególnie dla osób starszych, które praktycznie skazane były na siedzenie w swoich domach. Wydaje się iż najlepiej było przebywać w pustych zimnych celach więziennych.
W takiej sytuacji zastajemy mężczyznę, w wieku między czterdziestym piątym a pięćdziesiątym rokiem życia. Człowiek ten leży na więziennej pryczy prawie od piątej rano i spogląda w sufit. Był tutaj prawie 3 tygodnie i spoglądanie w sufit było jedyną rzeczą, którą wykonywał. Z racji kalectwa, pozbawiony laski i leków, zarządca przystał na środki ułatwiające egzystencję. Mężczyzna dostał jednoosobową celę gdzie było biurko, krzesło, łóżko oraz umywalka i sedes. Dostawał dwa posiłki dziennie. Jego laskę, pozwolono używać raz na tydzień by mógł się przespacerować. Niestety o Vicodinie nie było mowy.
Gregory House znajdował się w parszywej sytuacji. Nie mógł uwierzyć w swoją własną głupotę i wtórny idiotyzm. Tak dał się podejść! Raz uwierzył obcemu człowiekowi, a ten zrobił go w balona. A wszystko to by zdobyć jego Allison…
Gregory House zaczął wspominać…


20 styczeń 2006
Godzina 8:00

- Wstajemy kochani! Wstajemy! Ruszamy swoje kochane cztery litery z łóżeczka. W tak cudowną pogodę aż żal nie pobiega…
Reszta jazgotu spikera z lokalnej rozgłośni radiowej została gwałtownie stłumiona przez poduszkę. Gregory House wstawał. Gregory House wstawał o nieprzyzwoicie wczesnej porze. Jak Gregory House wstawał o nieprzyzwoicie wczesnej porze to był zły. Bardzo zły. Ze złości wepchnął w siebie po kolei 5 Vicodinów, po czym udał się do łazienki.
Pół godziny później umyty i ubrany był już w kuchni i otwierał lodówkę. Tam prócz pingwinów grających w hokeja nie znalazł nic. Stwierdził, że po ostatniej dostawie Wilsona 2 tygodnie temu, czas najwyższy udać się do sklepu. Ubrał kurtkę i zatrzasnął drzwi. „Dobrze, że supermarket jest blisko” – pomyślał z ulgą. I faktycznie jego ulubiony sklep był dosłownie po drugiej stronie ulicy tuż obok domu który od dwóch miesięcy był na sprzedaż. I tu również czekała go niespodzianka.
Przed wyżej wspomnianym domem stały dwa samochody dostawcze i kręciło się pięcioro mężczyzn, taszczących meble i wielkie pudła. „Mamy nowego sąsiada” – pomyślał z kwaśną miną. Nie lubił nowych ludzi, bo burzyli oni jego staranny ład. „Nie można zawsze mieć wszystkiego” – stwierdził po czym przekroczył drzwi sklepu.
Wewnątrz, wziął sklepowy koszyk do ręki i ruszył na poszukiwania. Wziął wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy [czyli 10 słoików masła orzechowego, 3 paczki chleba tostowego i sześciopak piwa] i już miał iść do kasy, kiedy zobaczył kobietę. A dokładniej mówiąc – tył kobiety. Jej brązowe włosy były dziwnie znajome…
- Panie rusz się pan, tarasujesz przejście – nagle, znikąd pojawił się jakiś staruszek. House zignorował go i rozejrzał się jeszcze raz po sklepie. Tajemniczej kobiety nie było. Uznawszy, że to był wymysł jego jeszcze zmęczonego mózgu, odwrócił się i wyłożył wszystkie zakupy na kasę.


XxXxXxXx

W pracy, jak na swoje możliwości zjawił się wyjątkowo wcześnie. Już o dziesiątej stanął oko w oko z Cuddy czy jak ją uwielbiał nazywać „biuściastym spełnieniem snów każdego mężczyzny”.
- Nie spóźniłeś się.
- A ty wciąż masz wydekoltowaną bluzkę.
- Coś się stało, że jesteś tak wcześnie?
- Tak, masz wydekoltowaną bluzkę!
- Odpowiadaj!
- Masz tak wydekoltowaną bluzkę, że wszystko widać! – powiedział stopniowo podnosząc głos i był pewny, że końcówkę usłyszeli wszyscy zgromadzeni w holu. I to podziałało. Cuddy zaczęła robić się czerwona z wściekłości po czym odeszła rzucając krótko:
- Klinika czeka.
House uśmiechnął się mściwie. „Prędzej w ten szpital uderzy rakieta Ziemia-Powietrze, niż ja na jej zawołanie pójdę do kliniki”, po czym ruszył w stronę wind.

XxXxXxXx

- Jak się ma moja znakomita trójca…? – przywitał się, po czym stanął jak wryty w przejściu z jednego powodu: nie było Cameron. - … albo raczej dwójca. – poprawił się szybko. – Gdzie jest Cameron?
- Wzięła dzień wolnego, mówiła, że z powodów rodzinnych, czy coś takiego… – powiedział Chase, siedząc wygodnie rozpostarty na krześle, popijając kawę.
- Ok. – odpowiedział House. – mamy coś ciekawego?.
- Nic. Żadnych przypadków, epidemii, masowych katastrof, nic co mogłoby zaciekawić zwykłego śmiertelnika – odezwał się Foreman z gabinetu House’a leżący wygodnie na jego leżance i uśmiechający się kpiąco.
- Te twoje „nic” niezbyt dobrze zawiera się w twojej minie, więc sądzę, że jest coś jeszcze.
- Owszem. Jutro będzie z nami pracować nowy doktor.
House’a zamurowało. Stał dobrą minutę z kamienną twarzą, po czym wyszedł szybko z Sali. Chase spojrzał znacząco na Foremana, który już sięgał do portfela by wyjąć banknot pięćdziesięciodolarowy.

XxXxXxXx

House wpadł do gabinetu Cuddy. Wpadł to jest perfekcyjnie dobrane określenie, bo ani nie wszedł, ani nie wbiegł, tylko idąc był tak zapatrzony przed siebie, że nie zauważył źle powieszonego płaszcza. Zaplątał się w niego, stracił równowagę i runął przez drzwi, na podłogę gabinetu jego przełożonej.
- Potrzebuje pan czegoś, doktorze House? – rozległ się głos Cuddy.
- „Pan”? „A od kiedy ja jestem „Panem””? – pomyślał zbierając się z podłogi i masując obolałą nogę, rozejrzał się po gabinecie. Cuddy nie była sama. W fotelach przed jej biurkiem siedziało dwóch mężczyzn. Jeden, starszy na oko sześćdziesięcioletni ubrany był w modny garnitur, białą koszulę i fantazyjny krawat. W ręku trzymał cygaro i patrzył na House’a jak na kosmitę.
Drugi mężczyzna był młodszy a rysy twarzy wskazywały, że był synem tego starszego. Był blondynem o ogólnie sympatycznej twarzy i darzył House’a szczególnym zainteresowaniem.
- Nic – powiedział przekąsem. – doktor Cuddy – dodał ze szczególną ironią. – Wpadłem przypadkiem.
- Doskonale, że pan wpadł doktorze. Pragnę panu przedstawić Artura McKinnona. Pan Artur jest jednym ze sponsorów tego szpitala, z jego pieniędzy unowocześniliśmy oddział onkologii. Obok jest jego syn Max, który właśnie ukończył Hopkinsa na oddziale diagnostyki. Warto dodać iż jego specjalizacją są choroby autoimmunologiczne.
House każdego z mężczyzn przywitał skinięciem głowy. Jednak po wzmiance o synku, w jego mózgu coś kliknęło. Wiedział, że to mu się nie będzie podobać…
- Max potrzebuje, standardowego, pięciomiesięcznego stażu na wybranym przez siebie oddziale by móc odbyć jakiekolwiek praktyki. Wybrał pana, doktorze House – powiedziała Cuddy z miną, która krzyczała „MAM CIE DRANIU!”.
House nerwowo przełknął ślinę. Był wściekły. Cuddy udało się wyprowadzić go w pole, a jakiś zasmarkany dzieciak bogatego tatusia będzie się pałętać mu pod nogami. Ten dzień jest zdecydowanie do bani.
- Będę zaszczycony, móc wziąć pod swoje skrzydła młode pokolenie w dziedzinie diagnostyki – powiedział po krótkiej przerwie z bardzo udawaną uprzejmością. Zwrócił się do syna. – Oczekuje pana jutro w moim gabinecie, punkt dziewiąta rano. – po czym wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi.

XxXxXxXx

Po krótkim przekazaniu informacji swoim dwóm kaczuszkom, House dał im wolne, a sam zabarykadował się w gabinecie burcząc by mu nie przeszkadzać. Tam spotkał go kolejny zawód – w jego ukochanym I-podzie rozładowała się bateria. Wściekły, wrzucił go do swojego plecaka, po czym usiadł na krześle i zapatrzył się w drzwi rozmyślając. Myślał o wszystkim. O najbliższym pokazie Monster-Trucków, o jakimś synalku bogatego ojczulka, który będzie mu się pałętać pod nogami, o Vicodinie, o jakimś synalku bogatego ojczulka, który będzie mu się pałętać pod nogami, o kolejnych odcinkach „General Hospital”, czy o jakimś synalku bogatego ojczulka, który będzie mu się pałętać pod nogami!. W końcu stwierdził, że nadeszła pora obiadowa, a on przecież jeszcze nie ukradł czegoś Wilsonowi...

XxXxXxXx

Na szczęście ten parszywy dzień w pracy dobiegał końca. Tuż po siedemnastej, wziął plecak i szybko uciekł ze szpitala, bojąc się, że jakaś nieczysta siła z powrotem zaciągnie go do środka. Wezwał taksówkę i kazał zawieść się do swojego ulubionego baru, który znajdował się trzysta metrów od jego domu.
Dojechał tam w dwadzieścia pięć minut. Wszedł do środka i odetchnął znajomym zapachem. Podszedł do lady barowej i usiadł na jednym z krzeseł. Wcześniej wypisany czek na pięćdziesiąt dolarów, wręczył barmanowi. Ten bez słowa włożył go do kasy, postawił przed nim dużą, kryształową szklankę i napełnił ją do połowy Burbonem. House wziął malutki najpierw malutki łyczek, delektując się cudownym trunkiem.
Dawno skończył z piciem na umór. W zapomnienie poszły dni gdzie w tym samym barze wydawał raz w miesiącu do dwustu dolarów i upijał się tak, że Wilson musiał go wyprowadzać i zawozić do domu. Sam nie wiem kiedy to się stało, i co najważniejsze – dlaczego tak się stało. Może po prostu zaczął się starzeć? Ale od tego momentu schemat był ten sam – pięćdziesiąt dolarów, co pokrywało koszty dwóch dużych szklanek burbonu, kieliszka Martini i trzech kieliszków, prawdziwej, czystej wódki. W sam raz dla niego by „być na luzie” i jednocześnie „nie wylądować w krzakach”.
Siedział w barze godzinę, po czym, po kieliszku Martini przypomniał sobie o najnowszych odcinkach „General Hospital”. Wstał, mruknął „zatrzymajcie resztę”, po czym udał się do domu.
Sięgając po swoje klucze, zauważył na wycieraczce złotą kopertę. Zdziwiony niezmiernie, podniósł ją i wyciągnął jej zawartość. Była to najzwyklejsza, czysta kartka papieru zgięta w połowie. Rozwinął ją i zrozumiał, iż jest to zaproszenie:

Drogi House

Jak zapewne już zauważyłeś, [a może jednak nie], wprowadziłam się do tego domu naprzeciw Ciebie. Tak tego obok supermarketu. W związku z tym zapraszam Ciebie jutro na godzinę osiemnastą do mnie na małą parapetówkę.


Całuję.
Allison Cameron.


Mimowolnie się uśmiechnął. Może ten dzień nie jest tak tragiczny jak mu się wydawało?[/code]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Telepek dnia Sob 21:15, 01 Sie 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 10:15, 31 Lip 2009    Temat postu:

Dobry debiut

House w więzieniu? Ciekawe co przeskrobał?

Wiedziałam, że Cameron się tam wprowadzi. Zaprasza go na parapetówkę i jeszcze całuję. Extra


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
White
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 27 Lip 2009
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:07, 31 Lip 2009    Temat postu:

Ładnie się zaczyna, House w więzieniu ? Mm..już jestem ciekawa dlaczego. No, i nasz biedaczek nie ma vicodinu. Cameron tak blisko House’a ? Już zaczyna mi się podobać.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:03, 31 Lip 2009    Temat postu:

Fajnie się czyta. Początek jest tajemniczy, i oczywiście to Hameronek, więc nie pozostaje mi nic innego do napisania jak to, że czekam na dalszą część

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
M.eD.ical
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 14 Mar 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:39, 31 Lip 2009    Temat postu:

Mmm.. pięknie Czekam na relacje z imprezy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:06, 02 Sie 2009    Temat postu:

fajny tekst, czekam na następną część

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Telepek
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 02 Lis 2008
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z domu...

PostWysłany: Sob 0:53, 08 Sie 2009    Temat postu:

Kolejna część.
Byłaby dwa dni wcześniej, gdyby nie fakt, że mój komputer, zaczął żyć własnym życiem


Więzienie stanu New Jersey
23 czerwiec 2006 rok
Godzina 9:10



„Tak. To był zdecydowanie początek nowych i ekscytujących rzeczy” – przyznał House mając wciąż w pamięci dokładny obraz tej koperty. Ba, nawet ciągle trzyma ją w szafce koło swojego łózka!
Później stwierdził, że czas rozruszać te jego odrętwiałą nogę. Poderwał się z pryczy, usiadł, i kiedy próbował się podnieść znowu to się powtórzyło.
Ból. Ale nie był to zwykły ból, który go nękał w przypadku zmian pogodowych czy zmian nastroju. To był ból spowodowany długim brakiem jakichkolwiek środków przeciwbólowych. Od początku jego pobytu tutaj, jego noga stanowczo protestowała powodu braku jakichkolwiek leków. Przepłacił to bólem, licznymi wymiotami i paroma bezsennymi nocami, w czasie których nawet krzyczał, zarówno z bólu jak i z bezsilności. „Mając problemy z Tritterem, trzeba było wysłać mnie do paki. Przeszedłbym szybki detox a pan detektyw cieszyłby się jak małe dziecko, widząc mnie w więziennym uniformie” – powtarzał codziennie.
Sam ból nie trwał długo, ale zawsze był wystarczający by House stracił poczucie rzeczywistości. Potem było cudowne uczucie ulgi, a przez następną godzinę, nękały go straszne skurcze, które – Bogu dzięki – dało się wytrzymać.
House w końcu podniósł się z ziemi i wstał. Zachwiał się lekko, ale na szczęście nie spotkał się ponownie z podłogą. Podszedł do drzwi i zastukał mocno pięć razy. Taki był kod. Po pięciu uderzeniach pojawiał się strażnik, który bez słowa wręczał mu jego laskę i pilnował go jak ten przechadzał się po więziennym holu. Od spacerniaka trzymano go z daleka – dla jego własnego dobra.
Uwielbiał się przechadzać zachodnią stroną budynku. Tam były okna, które nie wychodziły na więzienny spacerniak, głupie ogródki pana naczelnika czy lokalną oczyszczalnie ścieków. Widok z zachodniej części, rozpościerał się na panoramę New Jersey. Uwielbiał stać w tym oknie i obserwować. Gdzieś tam było PPTH, gdzieś była Cuddy z „wydekoltowaną bluzką”. Tam były jego kaczuszki, klinika, której serdecznie nienawidził i tam była… ona.
Już miał odwracać się i wracać do celi, kiedy na parapecie spostrzegł kwiat. W dużej, brązowej doniczce były zawilce. I znów ruszyły wspomnienia…


21 styczeń 2006
Godzina 17:25



- Pójdę.
Stuk.
- Nie pójdę.
Kolejny stuk.
- A może jednak pójdę?
Jeszcze jeden stuk.
- A może jednak nie…
Stuk.
„Co ja robię! Uzależniam swoją decyzję o wyjściu na imprezę od ilości Vicodinu, jaką posiadam w fiolce. Zachowuje się jak idiota.”
To była prawda. Gregory House nie wiedział co robić. Miał wyjść na imprezę, gdzie pewnie połowy nie będzie znać, kiedy to jego jedyne wyjścia towarzyskie polegały na spotkaniach z Wilsonem w barach i upijaniu się do nieprzytomności. Czuł się jak siedemnastolatek, który się boi uciec na parę godzin z domu, ponieważ mama będzie zła. „Żałosne” – pomyślał.
Jednak prawda była taka iż nawet z powodu swojego niezdecydowania przygotował się starannie. Z powodu braku „nowego, piątego muszkietera” i całkowitego braku przypadków, wymknął się z pracy wcześniej by jak to sam określił „jakoś wyglądać na imprezie”. Na tę specjalną okazję zakupił nową wodę kolońską [puścił wodzę wyobraźni i kupił wodę „Playboy Miami”], włożył swoją najładniejszą marynarkę a pod nią swoją ulubioną, niebieską i niestety wyprasowaną koszule w kratkę.
Nie zapomniał o prezencie. Mimo swojej awersji do jakichkolwiek reguł, regularnie powtarzał słowa swoje matki: „Jak idziesz do znajomych, kup im prezent, by oni kupili Ci dwa razy droższy na twoje święto”. Jednak z kupnem prezentu dla kobiety, miał problem. Dla faceta to była łatwizna – sześciopak piwa, dobra whisky czy zestaw do grania w pokera w domowym zaciszu. Ale co u diabła miał kupić dla kobiety?
Obrazki, bibeloty, ckliwe figurki z porcelany i zwierzęta od razu odrzucił. Raz że na widok tych „cudownych, ślicznych, wyśmienitych dzieł natury” dostawał odruchu wymiotnego, a dwa po prostu nie wiedziałby co wybrać. Postanowił kupić jakiś kwiat. I z tej otóż okazji zajechał do najdroższego sklepu ogrodniczego w całej okolicy. Wszedł do środka i po prostu, najzwyczajniej w świecie opadła mu szczęka.
Kwiaty były dosłownie wszędzie. Na długich ladach sklepowych, wieszane pod sufitem, czy nawet wkopane w specjalnie przygotowaną ziemię. House poczuł się jak na łące. Od różnorodności barw płatków kwiatowych dostawał oczopląsu, a od wydzielanego zapachu dostawał lekkich mdłości. Postanowił załatwić sprawę szybko. Zwrócił się do najbliżej stojącego pracownika obsługi.
- Przepraszam.
- W czym mogę panu pomóc?
- Szukam, czegoś co nadawałoby się na prezent.
- A jaka okazja?
- Dla sąsiadki, dopiero co się wprowadziła.
- A więc roślina doniczkowa. Jaki gatunek sobie pan życzy?
House zamyślił się. „Gatunek? A to kwiaty mają gatunki?”
- Eeeee… coś ładnego.
- Widzę, że za bardzo to się pan nie zna na ogrodnictwie – odpowiedział sprzedawca, uśmiechając się nieznacznie. – powie mi pan tylko czy to ma być jakaś wielka roślina, czy coś co ma się zmieścić na parapecie, a coś panu wybierzemy.
- Coś, żeby się łatwo niosło. – odpowiedział House stukając nieznacznie laską o podłogę z miną wyrażającą „jestem kaleką, kretynie!”
- Proszę tu poczekać, coś się panu przyniesie. – odpowiedział sprzedawca, uśmiechając się, po czym zniknął za sklepowymi ladami.
House został sam. Po zniknięciu sprzedawcy, zaczął się nudzić. Rozglądał się niecierpliwie po sklepie, liczył w myślach do miliona, postępował nerwowo z nogi na nogę. Chciał stąd wyjść. I już miał wprowadzić swój plan w życie kiedy je zobaczył.
Stały pod sklepową ścianą na brązowej półce na kółkach. W średniej wielkości doniczkach, małe kwiatki o białych i żółtych płatkach. W troszkę mniejszych doniczkach były większe, o podobnej budowie, lecz płatki były fioletowe. Było w nich, coś co go urzekło. Było to coś „kulawego”, ale coś co wyjątkowo polubił.
- Tu pan jest. – rozległ się głos. Był to sprzedawca, który trzymał przed sobą wózek wypełniony kwiatami, o których istnienie podejrzewałby tylko filmy science-fiction.
- Wybrałem już. – odrzekł krótko. – Proszę zapakować doniczkę tych białych, żółtych i fioletowych, eeee…
- Zawilców. – dokończył sprzedawca z nieco zawiedzioną miną, że jego trud poszukiwać poszedł na marne. – Proszę za mną do kasy.
Przy kasie zapakowano mu kwiaty wygodnie w ładny czerwony papier do pakowania prezentów tak, że paczka przypominała teraz piramidkę, dzięki czemu House mógł swobodnie złapać za czubek.


XxXxXxXx

- Pójdę.
Stuk ostatniej wpadającej tabletki rozległ się w pomieszczeniu. Los zdecydował. Spojrzał na zegarek. Była siedemnasta pięćdziesiąt osiem. W końcu zwlókł się z kanapy, wziął prezent i wyszedł.
Dotarcie do domu Cameron trwało mniej niż sześćdziesiąt sekund. Stanął przed nowymi dębowymi drzwiami ozdobionymi w małą różę i mosiężną tabliczkę z wygrawerowanym „A. Cameron”, wziął głęboki oddech, po czym zapukał pięć razy. Po chwili, pani domu otworzyła mu drzwi.
Ubrana była w piękną, kobiecą, czarną sukienkę sięgającą do kolan. Włosy miała rozpuszczone, a na twarzy delikatny makijaż i promienny uśmiech.
- Cześć. – przywitała się radośnie, wspinając się i całując go w policzek. House’a taka serdeczność i otwartość zamurowała, że był w stanie tylko wydukać ciche „Witaj”, po czym na chwilę zapadła kłopotliwa cisza, przerwana przez Cameron:
- To dla mnie? – powiedziała, spoglądając na paczkę.
- Co? – wydukał ponownie House. „No chłopie, elokwencją się popisujesz. Weź się w garść!” – zganił sam siebie w duchu. – Tak, przepraszam. Prezent przyniosłem. – powiedział wręczając jej paczkę.
- Ooooo. – Allison nieco zdziwiona odebrała ją, po czym zaprosiła Grega do środka. – Wejdź, przybyłeś pierwszy.
House, nieco onieśmielony wszedł do oświetlonego korytarza, po czym ruszył za Cameron do pokoju gościnnego.
W umeblowaniu i dekoracji wyraźnie było widać kobiecą rękę. Sam pokój był pomalowany na kolor, który ostatnio widział w reklamie telewizyjnej. Była to „Węgierska Śliwka”. Wyróżniała się wielka beżowa kanapa, mogąca pomieścić nawet 6 osób. Przed kanapą ustawiony był szklany stół, na którym były talerze, sztućce oraz mnóstwo przystawek. Wśród umeblowania można było dostrzec fotel w kolorze identycznym jak kanapa, dwie szafki ze szklanymi drzwiami, przez które widać było mnóstwo kieliszków, stolik na którym mieścił się alkohol oraz wiele innych półeczek, na których, mieściła się prawdopodobnie pasja Cameron: szklane kule, których wnętrze po potrząśnięciu sprawiało wrażenie zaśnieżonego. Kul tych było naprawdę dużo.
- Podobają się? – przybyła Cameron, niosąc w ręku dużą kryształową szklankę, wypełnioną Burbonem.
- Taaa… - mruknął. – Ile ich właściwie masz?
- Aktualnie 98.
- Wow. – kolejna elokwentna odpowiedź doktorka.
- Ale to nieważne. Usiądź. – powiedziała Cameron, wskazując fotel. House pokuśtykał ku niemu, po czym z pewnym trudem usiadł. Cameron wręczyła mu szklankę z alkoholem, po czym ponownie zaległa dosyć krępująca cisza.
- Eeee… to kto jeszcze będzie?
- A, parę osób. Zaprosiłam Cuddy, Foremana, Chase’a, Wilsona i dwie pielęgniarki, które znam ze szpitala.
„Ufff” – pomyślał z ulgą House. „Nie będzie tak źle.” W tym samym momencie, rozległ się dzwonek od drzwi, i Cameron poszła otworzyć. Rozległe się standardowe głosy powitań i składania życzeń. House poznał iż przybyli Cuddy, Wilson, reszta jego kaczuszek. I nie mylił się, bo po chwili ujrzał ich przekraczających próg salonu. Cuddy obdarzyła go nieco wymuszonym uśmiechem, Wilson był wyraźnie zdziwiony, Foreman przywitał się, a Chase, patrzył na niego jakby zobaczył ducha, oraz tak jakby z pogardą, jakby myślał, że jego spojrzenie mogłoby Housa wykurzyć z Imprezy. House nieco zdziwiony, obdarzył go kpiącym uśmiechem, lecz nie odezwał się ani słowem, bo Cameron akurat weszła do salonu i zaczęła pytać się o trunki.

XxXxXxXx


Chwilę potem jako ostatnie, przybyły dwie pielęgniarki: Brenda, którą znał z kliniki, oraz Alice, pielęgniarka, którą przelotem widywał, w czasie jego spacerów po szpitalu. Po podaniu Lazanii i pięciu rodzajów włoskich sałatek, impreza rozkręcała się na dobre. Wszyscy nie żałowali sobie jedzenia, i rozmawiali wesoło o sprawach błahych, takich jak polityka, czy pogoda. Oczywiście, wszyscy, prócz House’a, który ciągle siedział w milczeniu i sączył swojego Burbona. Dopiero przy kwestii zadanej przez Wilsona [który przy okazji spojrzał znacząco na House’a], dotyczącej kwestii „dlaczego tutaj się przeprowadziłaś?, House trochę się ożywił, a Cameron odpowiedziała, że „tylko tutaj było najatrakcyjniej”. Ostatecznie Greg nie wytrzymał.
- To prawda.
Wszyscy zdziwieni odwrócili głowy w jego stronę.
- Co ma być prawdą?
- Mieszkanie przy tak fajnym i seksownym doktorze jak ja jest najatrakcyjniejszą szansą dla kobiety na świecie! – wyrecytował, po czym zrobił minę i pogładził się po włosach niczym Johny Bravo.
Ku jego zdziwieniu, wszyscy wybuchnęli śmiechem. I to wydarzenie, było przełomem. Greg, zaczął udzielać się towarzysko, z męską częścią grona plotkował, że kobiety w ogóle nie znają się na piłce. Płeć piękna nie była dłużna i odgryzała się facetom, że oni nie znają się na modzie i potrafili by latami chodzić w jednym zestawie ubrań. Tym sposobem wybuchła odwieczna rywalizacja, o to, która płeć jest lepsza, okraszana wielką ilością jedzenia i alkoholu.
Ostatecznie House, który zapomniał o Vicodinie i uskarżał się od dwóch godzin na dokuczliwy ból, zdecydował się opuścić imprezę. Przed pierwszą w nocy, wstał niezgrabnie z krzesła, pożegnał się z każdym i poszedł odszukać gospodyni domu, by pożegnać się z nią osobiście.
Znalazł ją w kuchni, napełniającą miski chipsami, popcornem i innymi rzeczami. Nie była sama, bo pomagał jej Chase. Nie wiedział, co go podkusiło, ale schował się za framugą i chwilkę podsłuchiwał.
- Mogę wiedzieć, co ci odbiło, by zapraszać tego gbura? Przecież dobrze wiesz królewno, że on nie ma wielkiego, wspaniałego rumaka, a sam nie wejdzie na szczyt twej wieży, bo jest zbyt wielkim kaleką!
- Oj Chase, daj spokój, przecież on mieszka po drugiej stronie ulicy, jest moim szefem, byłoby niezręcznie go tak nie zapraszać…
- I tylko dlatego go zaprosiłaś?
- Jesteś zazdrosny?
- Przecież mówiłaś, że wyleczyłaś się z niego! A ta impreza najwidoczniej nie potwierdza tej teorii!
- Dalej potwierdzam tą teorię. Skończyłam z nim.
W Housie, który wszystko słyszał, coś pękło. Było to kompletnie obce mu uczucie, które doświadczał pierwszy raz w życiu. Pod jego wpływam stanął w progu kuchni, rzucił krótkie „Wychodzę, dzięki za przyjęcie.” Po czym udał się do domu i poszedł spać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Telepek dnia Sob 0:55, 08 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:15, 08 Sie 2009    Temat postu:

House kupuje kwiaty?! Nowość

Ładna część.
Czekam na C.D.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 14:45, 10 Sie 2009    Temat postu:

sytuacja w kwiaciarni była nieco zabawna jak dla mnie
ale ogółem część niezła, czekam na cd.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:12, 11 Sie 2009    Temat postu:

Jak ja Chase'a nie lubie...
Fajna czesc. Ciekawi mnie dlaczego House jest w wiezieniu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
m90
Łyżka Lifepaka
Łyżka Lifepaka


Dołączył: 23 Lip 2008
Posty: 1855
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zakamarki opolszczyzny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:10, 18 Sie 2009    Temat postu:

Z reguły, nie lubię debiutów, każdy kiedyś musi, ale ja nie lubię, jednak tutaj muszę zasadę złamać. To jest debiut, ale genialny debiut. Odnoszę wrażenie, że jednak piszesz/pisałeś coś wcześniej, bo chyba nie siadłeś po prostu do klawiatury i to napisałeś? To jest za dobre, żeby miał to być początek pisarstwa, widać tu własny styl, bynajmniej ja go widzę. Jest ciekawie, cholernie ciekawie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Telepek
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 02 Lis 2008
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z domu...

PostWysłany: Wto 22:56, 18 Sie 2009    Temat postu:

m90: nie jest to moj debiut całkowity, pisałem wcześniej parę opowiadań, ogólnie nie związanych z tematyką House'a.

Wszystkim dziękuję, za miłe komentarze.

Niestety nastepny part bedzie nie wiem kiedy. Kupiłem nowy komputer z zainstalowaną vista, a z nią sa same problemy. Ale nie martwcie się - jest pisane na kartce w zeszycie, bede musiał tylko przepisac i poskładac, jak dojdę do składu z nową maszyną ;-)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
m90
Łyżka Lifepaka
Łyżka Lifepaka


Dołączył: 23 Lip 2008
Posty: 1855
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zakamarki opolszczyzny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:46, 19 Sie 2009    Temat postu:

Ha! Wiedziałam! To od razu widać ;p.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin