Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Kości [NZ] [crossover]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Sherlock / Sherlock Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:59, 07 Maj 2011    Temat postu: Kości [NZ] [crossover]

Crossover. Dokładnie to mój debiut na tym polu. Ale tak to jest, jak się łączy wzmożone zainteresowanie pewnym Anglikiem z dziwną twarzą i oglądanie serialu "Kości" w ilościach znacznych.

W tej chwili to grafomania, tak naprawdę. Mam pomysł (fragmentami wprowadzany w życie), żeby zrobić z tego coś więcej (w sensie coś z gatunku crime/adventure), ale a) komuś musi chcieć się to przeczytać, b) moja wena musi się mnie trzymać przez dłuższy czas, z czym jest średnio ostatnio, c) muszę to skończyć przed publikacją.

Spoilerów w gruncie rzeczy brak.

Głównie dialog. Nie bić.

-----------

- Czy to nie pocieszające, że... – zaczął Sherlock, przebijając się przez tłum słuchaczy, wychodzących z sali. – Ach, pani doktor! – nagle wykrzyknął, unosząc rękę i podbiegając do wykładowcy. John nie miał wyboru, musiał ruszyć za przyjacielem. Mężczyzna towarzyszący kobiecie odwrócił się w stronę Sherlocka i widać było, że miał ochotę sięgnąć po broń, której, jak zauważył detektyw, nie posiadał w tej chwili. – To bardzo budujące, iż są na tym świecie osoby, które należycie używają swoich mózgów do pracy, nawet, jeśli to Amerykanie. Szkoda, że zazwyczaj są to najwyżej konsultanci dla wymiaru sprawiedliwości. – Sherlock westchnął z pewną dozą dramatyzmu, mierząc krytycznym wzrokiem dobrze zbudowanego towarzysza pani doktor.

- A ty to... – zaczął nieznajomy.
- Sherlock Holmes, detektyw konsultant dla Scotland Yardu.
- Chyba sobie jaja robisz – odparł mężczyzna z prychnięciem. Tymczasem pani doktor również obserwowała Sherlocka, ale na jej twarzy zamiast pogardy odbijało się szczere zainteresowanie.
- Och, myślę, że mówi prawdę – rzekła w końcu, nie odrywając spojrzenia od twarzy Sherlocka.

- Zastanawia mnie tylko, co z tego, co powiedziałem, wydaje się tak niesamowite dla pani partnera – powiedział Sherlock, wciąż mierząc mężczyznę badawczym wzrokiem, choć na twarzy miał leciutki, lekceważący uśmiech. – Wiem, że pracowali państwo ze Scotland Yardem, więc kwestia korzystania z konsultantów, w tym antropologów – dodał z lekkim skinieniem głowy w stronę kobiety – ...nie byłaby niczym dziwnym. Czy to fakt, że jednym z owych nieoficjalnych pomocników mógłby być prywatny detektyw? Czy też moje bardzo angielskie nazwisko jest tak szokujące dla pani towarzysza, jak się domyślam, odznaczonego i wysokiego rangą... agenta FBI. Nie ma to, jak otwarty umysł, prawda, doktor Brennan?

Agent FBI wyraźnie poczuł się nieswojo. Był praktycznie tego samego wzrostu, co Sherlock (może nieco wyższy, ale fryzura detektywa maskowała ewentualne różnice), ale znacznie lepiej zbudowany. Mimo iż Sherlock na pierwszy rzut oka nie wydawał się być groźnym przeciwnikiem, a postawa (oraz kolorowe skarpetki i klamra od paska z napisem „Cocky”) agenta FBI sugerowały pewność siebie, zarówno John, jak i wciąż przyglądająca się detektywowi doktor Brennan zdołali wyczuć pewne napięcie.

- Zdecydowanie – w końcu odezwała się pani antropolog. – To mój partner, agent specjalny Seeley Booth.
Panowie z pewną rezerwą podali sobie ręce. Sherlock przedstawił Johna jako lekarza, swojego przyjaciela, Watson tym razem nie skorygował tego do poziomu "kolegi".
- Jakiś czas temu pomagaliśmy detektyw inspektor Pritchard ze Scotland Yardu, ale nie pamiętam, żebyśmy się spotkali – stwierdził Booth.

- Prawda – wtrąciła Brennan. – A muszę przyznać, że kogoś o tak charakterystycznej strukturze twarzoczaszki z całą pewnością bym zapamiętała.
- Bones... – mruknął Booth z dezaprobatą. John, cichy świadek, wydał z siebie tylko stłumione prychnięcie.
- Tak, cóż... – Na Sherlocku uwaga o strukturze jego twarzoczaszki wyraźnie nie zrobiła większego wrażenia. – Pracujemy głównie z inspektorem Lestradem, pozostali oficerowie nie są nam zbyt przychylni.

- Bo wykonujesz ich pracę? – spytał Booth ze sceptycyzmem w głosie.
- Tak, dokładnie o to chodzi. Jestem lepszy w ich pracy od nich samych i nie ukrywam tego – odparł Sherlock z wymuszonym uśmiechem.
- W jaki dokładnie sposób? – spytała doktor Brennan, wyłącznie z ciekawością w jej głosie.

- Zauważam małe szczegóły i jestem w stanie na ich podstawie odtworzyć ogólną sytuację – wyjaśnił Sherlock, nie odrywając spojrzenia od brązowych oczu agenta. – Nie interesowałem się pana przeszłością, agencie specjalny Booth, ale jestem w stanie stwierdzić, że ma pan za sobą militarną przeszłość, odszedł pan z honorami. Pański kawalerski stan łatwo odczytać po braku obrączki, ale posiadanie dziecka i duże poczucie odpowiedzialności to już inna sprawa. Stawiam na syna w wieku około siedmiu, ośmiu lat. Zaś co do pani, doktor Brennan...

John poruszył się niespokojnie. Z twarzy Bootha łatwo odczytał rosnące poirytowanie – nie trzeba było być Sherlockiem, żeby poznać, że panowie się nie polubili.
- Trudne dzieciństwo, ciężka praca, dzięki której doszła pani do obecnego statusu; ogromna pasja w pracy, sądząc po sposobie prowadzenia wykładu, ale też problemy w kontaktach interpersonalnych...
- Macie ze sobą dużo wspólnego – mruknął John. Doktor Brennan spojrzała z zaciekawieniem na drobnego lekarza. Sherlock jakby nie usłyszał.

- Konflikt natury zarówno zawodowej, jak i prywatnej, ciężko mi w tej chwili dociec, czy chodzi o pani partnera, czy też coś innego. – Sherlock uśmiechnął się z satysfakcją. – Od szczegółu do ogółu. Dedukcja. Moja specjalność.
- Właściwie to indukcja – odezwała się doktor Brennan. Sherlock uniósł brwi. – Dedukcja to dążenie od ogółu do szczegółu. To, co pan robi, to indukcja.

- Niech tak będzie. Miło było panią poznać, doktor Brennan. Agencie Booth... – Sherlock skłonił się lekko, odwrócił na pięcie i odszedł, jak zwykle z Johnem Watsonem dwa kroki za nim.
- Czy przez „charakterystyczną strukturę twarzoczaszki” rozumiesz „najdziwniejsze oczy, jakie w życiu widziałem”? – spytał cicho Booth, odprowadzając wzrokiem wysoką postać z burzą czarnych loków na głowie.

- I nos – dodała Brennan, powoli kierując się w stronę wyjścia. – Identyfikacja kogoś o takich cechach, choć wyraźnie kaukaskich, byłaby zapewne zarówno ciekawa, jak i niezbyt trudna.
- Ciekawe, co by powiedziała Angela na widok takiej twarzoczaszki.
- Pewnie podzielałaby moje zafascynowanie. Ciekawe, czy zgodziłby się na dłuższą rozmowę w bardziej spokojnych warunkach...
- Wszystko z powodu twarzoczaszki?

- Booth... - Bones w końcu wyczuła ironię w głosie partnera. – Może inspektor Pritchard pomogłaby mi do niego dotrzeć, w końcu jest znany w Yardzie.
- Bones, lepiej sobie daruj. Facet może ma mózg i umie z niego korzystać, ale pan licho twarzoczaszkę, jest dziwny i bez niej.
- Ciężko byłoby mu egzystować bez twarzoczaszki - Brennan zaprotestowała z pełną powagą w głosie.
- Dobrze wiesz, o czym mówię - prychnął Booth, odwrócił się na moment, ale detektywa już nie było w zasięgu wzroku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez joasui dnia Nie 9:36, 29 Maj 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:40, 29 Maj 2011    Temat postu:

Zainteresowanie tym fikiem jest doprawdy szalone, nie nadążam z czytaniem komentarzy, ale... ma toto już siedem części i moja wena zaczyna szwankować. Wiecie, z głodu. Więc może znajdzie się ktoś, kto jednak widział oba seriale, będzie w stanie przebić się przez te wypociny i pomoże mi we wskazaniu, co jest nie tak (o jednym wiem: za duża ilość dialogów) albo co jest fajne...

Proszę nie bić, jeśli to będzie OOC... Czas akcji: po s1 "Sherlocka" i na pewno w trakcie s4 "Bones", choć w przypadku tego drugiego serialu nie jestem w stanie określić dokładnie. Poza licznymi wspomnieniami 4x01 raczej nie będzie spoilerów do konkretnych odcinków.

----------------

- Chyba coś się stało – stwierdził John, kiedy razem z Sherlockiem szedł w stronę biura detektyw inspektor Cate Pritchard. Widzieli przez szybę niemal miotającego się Bootha.

- Mam nadzieję, bo w momencie naszego wyjścia z mieszkania mój eksperyment diabli wzięli – mruknął Sherlock. Otworzył drzwi biura Cate i wszedł do środka, nie oglądając się na Johna. – Inspektor Pritchard! Czym zasłużyłem na pani uwagę?

- Niech pan się nie martwi, panie Holmes, do inspektora Lestrade'a też zadzwoniłam – odparła Cate, przerzucając akta na swoim biurku i starając się nie zwracać uwagi na Bootha.

- Jak to? – spytał agent FBI, nagle stając w miejscu.

Cate przerwała swoją pracę i spojrzała na agenta.

- Seeley, nie mam w tej chwili możliwości wzięcia się za tę sprawę, mówiłam ci. Lestrade jest bardzo dobry, bardziej doświadczony ode mnie i zgodził się tym zająć. Poza tym, jeśli będziecie musieli skorzystać z pomocy pana Holmesa, panowie pracowali ze sobą niezliczoną ilość razy i do tej pory obaj są żywi. Przepraszam – mruknęła, zdając sobie sprawę, że humorystyczne komentarze były nie na miejscu w obecności wyraźnie wstrząśniętego agenta.

- Kto powiedział, że... – zaczął Booth, rzucając nieprzychylne spojrzenie w stronę Sherlocka. Detektyw wsadził ręce w kieszenie spodni.

- Co ja tu robię? – przerwał agentowi.

- Pomyślałem, że byłbyś zainteresowany – odezwał się spokojny, męski głos z progu. Do pomieszczenia wszedł Lestrade. Przywitał się uściśnięciem ręki z Boothem i Johnem, dla Pritchard i Sherlocka ograniczając się do skinienia głowy. – Myślę, że przejdziemy do mojego biura. Co pan na to, agencie Booth?

Seeley poświęcił kilka sekund na przyjrzenie się inspektorowi. Lestrade był od niego nieco niższy i kilkanaście lat starszy. Postura, siwizna w krótko przyciętych włosach, typowe dla wieku zmarszczki na twarzy i spokój oraz ciepło w brązowych, przyjaznych oczach mówiły o doświadczonym profesjonaliście z dużą dozą empatii.

Booth skinął głową. Wszyscy (łącznie z Pritchard) przeszli kilka biur dalej. Lestarde zajął swoje miejsce za biurkiem, John i Cate usiedli naprzeciwko niego. Booth znowu zaczął chodzić w kółko, zaś Sherlock z założonymi rękami obserwował całą sytuację z bliskich okolic drzwi.

- Co się stało? – postanowił zapytać John. Zanim ktoś zdążył odpowiedzieć, Sherlock wystartował ze swoim beznamiętnym głosem:

- Podejrzewam, że doktor Brennan zniknęła w tajemniczych okolicznościach.

- Skąd wiesz? – spytał podejrzliwie Booth.

- Spójrz na siebie – prychnął Sherlock.

- Sherlock, w tych okolicznościach mógłbyś chyba... – zaczął cicho John, ale Holmes spojrzał na niego surowo.

- Od kiedy mnie znasz? Od minuty czy ponad roku?

- Możemy przejść do sprawy? – westchnął Lestrade. – Agencie Booth, mógłby pan nam powiedzieć, co się stało?

Seeley wykorzystał ciszę, która nadeszła, na uspokojenie się i krótką ocenę Sherlocka. Łatwo było dostrzec, że on i Lestrade są jak ogień i woda. Holmes musiał być nieco młodszy od Bootha. Ciężko było mu pozostawać w bezruchu. Miał w sobie coś snobistycznego, chłodnego, jakby zupełnie odcinał się emocjonalnie od wydarzeń, o których miał właśnie usłyszeć, choć dwa dni wcześniej to on podszedł do Brennan i rozpoczął rozmowę. Blada, gładko ogolona twarz silnie kontrastowała z burzą czarnych, rozczochranych loków i ciemnym, prostym garniturem. Jego oczy, które tak zwróciły uwagę Bones (przynajmniej Booth myślał, że o to jej chodziło w jej zachwytach nad „strukturą jego twarzoczaszki"), były o nieco kocim kształcie, jasne, szarozielone z brązową plamką nad prawą źrenicą. W tej chwili chłodno oddawały badawcze spojrzenie agenta.

Booth wziął głęboki wdech, stanął w miejscu i na sekundę spojrzał na podłogę. Szara wykładzina, jak wszędzie. Sytuacja dla niego była zdecydowanie dziwna, pierwszy raz znajdował się w niej na obcym terenie. Tutaj wszystko zależało od tego, czy Scotland Yard z Lestradem na czele pozwoli mu brać czynny udział w sprawie.

- Oboje z Bones... znaczy doktor Brennan, wzięliśmy kilka dni urlopu. Po jej wykładzie w Scotland Yardzie mieliśmy „poprawiać nasze stosunki" z Wielką Brytanią...

- Ostatnim razem nie poszło wam najlepiej – wtrąciła Cate z uśmiechem pełnym sympatii. Seeley spojrzał na nią.

- Tak – przyznał, na jego twarzy pojawił się grymas przypominający początki uśmiechu. Cate wiedziała, że Booth bardzo chronił Brennan, więc próbowała nieco rozluźnić sytuację. Seeley zdołał się tego domyśleć. – Poprzednim razem na środku skrzyżowania wrzeszczałem, że nienawidzę Anglii – wyjaśnił reszcie towarzystwa.

- Domyślam się, że ruch lewostronny jest w stanie zrobić coś takiego z człowiekiem – odezwał się John Watson. Sherlock tylko prychnął.

- Spędziliśmy zupełnie normalne dwa dni, jeżdżąc po mieście. Nawet pozwoliłem Brennan prowadzić. Wieczorem w dniu po wykładzie udało nam się wyciągnąć Cate na piwo, posiedzieliśmy godzinę i wyszliśmy z baru. Nie miałem żadnego poczucia zagrożenia, nikt nas nie śledził, przyjaciele Brennan z Instytutu Jeffersona twierdzą, że przed wyjazdem zachowywała się normalnie, żadnych sygnałów, że ktoś jej groził czy coś w tym rodzaju. My też się nie kłóciliśmy, wszystko było w porządku. Wczoraj wieczorem, około siódmej, stwierdziła, że wychodzi do znajomego i że mam znaleźć sobie coś do roboty, jeśli będę się nudził. Powiedziała, że może nie wróci na noc. Rzeczywiście nie wróciła, ale kiedy rano poszedłem do jej pokoju w hotelu, zauważyłem, że ktoś go bardzo dokładnie przetrząsnął.

- Ktoś sprawdzał ten pokój? – spytał Sherlock, uważnie słuchając całej opowieści.

- Tylko ja – odrzekł Booth. Poczuł ulgę, kiedy w głosie dziwnego detektywa usłyszał tylko i wyłącznie zainteresowanie sprawą.

- Będę chciał tam wejść – oświadczył Sherlock.

- Szukałem głównie śladów krwi, ale ich nie znalazłem – mówił dalej Booth, decydując się chwilowo na przemilczenie kwestii wejścia cywila na miejsce zbrodni. – Sprzęty nie były połamane, brak śladów walki, choć do pokoju wyraźnie się włamano. Próbowałem dodzwonić się do Brennan, ale komórka nie odpowiadała. Kazałem zabezpieczyć pomieszczenie i zadzwoniłem po Cate. Przysłała jakichś swoich ludzi, którzy mieli pilnować, żeby nikt nie wchodził, po czym przywiozła mnie tutaj. To było pół godziny temu.

Booth na zakończenie wzruszył ramionami.

- Nie wie pan, gdzie pana partnerka mogła spędzić wczorajszy wieczór? – spytał Lestrade, rzucając przy okazji okiem na Sherlocka. Holmes zmarszczył lekko brwi i patrzył badawczo na agenta FBI.

- Nie mam pojęcia. Bones... Doktor Brennan jest, jak by to powiedzieć... aktywna towarzysko i nie ukrywa tego.

- W tym seksualnie – wypaliła Cate. Booth powstrzymał zmieszanie. Był w sumie wdzięczny, że to ona to powiedziała. Trzej mężczyźni w biurze byli mu zupełnie obcy.

- Owszem – odparł. - Bardzo możliwe, że ma znajomych również tutaj.

- Ja wiem, gdzie doktor Brennan spędziła trzy godziny z wczorajszego wieczoru, już po wyjściu z hotelu, jak się okazuje – odezwał się nagle Sherlock, starając się nie patrzeć na Bootha.

- Gdzie? – spytał John.

- W moim mieszkaniu – odparł detektyw.

---------------

Tadam, tadam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
coolness
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:46, 27 Sie 2011    Temat postu:

Okej, ja znam dwa fandomy, od niedawna, co prawda - Bones skończyłam dwa tygodnie temu - ale mogę wreszcie przeczytać.

Pomysł naprawdę interesujący. Podoba mi się połączenia Sherlocka z Bones.

Muszę przyznać Ci rację, momentami trochę za dużo dialogów, a za mało opisów, choć w drugiej części już nie razi tak to, jak w pierwszej - jest trochę więcej dialogów. Ale w sumie taka ilość dialogów nie przeszkadza zbytnio w tym opowiadaniu - mi czytało się je przyjemnie. Dialogi są dobre przez co mała ilość opisów nie przeszkadza aż tak bardzo.

Postacie są kanoniczne. Szczególnie Booth jest taki typowy :)

Podoba mi się to opowiadanie i z chęcią przeczytałabym ciąg dalszy.

Weny,
ness


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vincent
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:56, 01 Wrz 2011    Temat postu:

Oba seriale znam, choć niestety Bones tylko z pierwszych sezonów i pojedyncze odcinki późniejszych. Za to ich wizytę w Anglii pamiętam doskonale

Choć na crossovery patrzę z lekką obawą (są dość nieprzewidywalne i nieraz trudno zespolić dwie różne rzeczywistości), to tutaj wydaje mi się to bardzo ciekawe i nawet wciągające. Co do dużej ilości dialogów –mają jedną zaletę- dodają dynamizmu opowiadaniu. Jednak na dłuższą metę mogą irytować. Na szczęście tutaj tego nie odczuwam, bo są dobrze napisane i w dużej części w charakterze postaci.


Cytat:
A muszę przyznać, że kogoś o tak charakterystycznej strukturze twarzoczaszki z całą pewnością bym zapamiętała.

Duży plus za zwrócenie uwagi na jego twarzoczaszkę – jest nieziemska


Życzę dużo weny i mam nadzieję, że nie porzucisz tego fika z powodu małej ilości komentarzy, bo całość zapowiada się interesująco.
W ogóle mało osób cokolwiek komentuje. Ech, chyba nastały ciężkie czasy dla tego forum – miejmy nadzieję, że drugi sezon Sherlocka trochę je ożywi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:33, 03 Wrz 2011    Temat postu:

Bardzo dziękuję za komentarze . Niestety, jeśli chodzi o ilość dialogów, to dalej nie jest lepiej . Ogólnie na razie jest 8 części, 9 jest w bardzo mozolnym pisaniu, ale Ktoś mnie ostatnio próbuje zmotywować do dalszego tworzenia - może od przyszłego weekendu uda mi się ruszyć dalej, bo już nic naukowego nie będzie mi wisieć nad głową.

W nagrodę trzecia część. Proszę wskazywać błędy.

------------

- Co? – spytał Booth, a w jego głosie pobrzmiewały groźne nutki.

- Doktor Brennan przyszła do naszego – Sherlock ruchem ręki wskazał siebie i Johna – mieszkania około ósmej wczoraj wieczorem, wyszła z niego po trzech godzinach i spożyciu dwóch kieliszków wina. Na własnych nogach, cała i zdrowa, przytomna, nieporwana. Widziałem przez okno, że złapała taksówkę kilka kroków od drzwi i odjechała.

- Doktorze, może pan to potwierdzić? – spytał Lestrade, z łatwością wyczuwając rosnące napięcie.

- Nie, noc spędziłem gdzie indziej – odrzekł John, z niepokojem obserwując coraz bardziej wzburzonego agenta FBI.

- Mogę wiedzieć, co robiliście? – szybko spytał Lestrade, bojąc się dopuścić Bootha do głosu.

- Rozmawialiśmy – odparł Sherlock z naciskiem, patrząc agentowi w oczy. – Nie zapraszałem jej. Między naszym spotkaniem po wykładzie a jej przyjściem do mieszkania nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu. Mój adres można z łatwością znaleźć w internecie. Jak mówiłem, wyszła z własnej woli, o własnych siłach, około jedenastej wieczorem.

- Ale nie masz sposobu, by to udowodnić – niemal warknął Booth.

- Mam, choć wolałbym nie mieć, dzięki pewnemu niereformowalnemu urzędnikowi rządowemu niskiego szczebla – głos Sherlocka ociekał ironią przy wypowiadaniu dwóch ostatnich słów.

- Nie mów, że twój brat... – zaczął John, na jego twarzy odbijało się przerażenie.

- Co z jego bratem? – spytał Booth.

- Mój szanowny starszy brat bardzo się o mnie martwi i swoją troskę okazuje między innymi przez instalowanie kamer w moim mieszkaniu – wyjaśnił zniecierpliwiony Sherlock. – Wszelkie urządzenia w sypialniach i wspólnych pomieszczeniach udało mi się znaleźć i usunąć. Zostawiłem kamerę przy wejściu na schody, stwierdziłem, że może się przydać. Słusznie, jak zwykle. Myślę, że dobrze byłoby zebrać ekipę i pojechać do hotelu.

- W porządku – stwierdził Lestrade, wstając zza biurka. Wyszedł ze swojego biura, machnięciem ręki przywołując kogoś z pomieszczenia ogólnego.

- Zostawię panów w takim razie. Gdybym była wam do czegoś potrzebna, w co wątpię, wiecie, gdzie mnie znaleźć – rzekła Cate i również skierowała się do wyjścia. Mijając Bootha poklepała go lekko po ramieniu.

Sherlock zaczekał, aż John również wyjdzie, po czym nagle zamknął drzwi biura, odwrócił się do agenta i bardzo zdecydowanym tonem rzekł:

- Jeśli mam pomóc znaleźć twoją partnerkę, lepiej wyjaśnijmy sobie kilka spraw już teraz.

- Nie prosiłem cię o pomoc i nie ufam ci – stwierdził Booth, w głębi duszy doceniając bezpośrednie podejście detektywa.

- Pogadasz chwilę z Lestradem, potem spotkasz jego ludzi i zaraz sam poszukasz mojego adresu w internecie – zaczął Sherlock, nachylając się w stronę Bootha, mówił cicho, szybko, wyraźnie i z pewną groźbą w głosie. – To inspektor Pritchard po mnie zadzwoniła, wiedząc, że będziesz musiał pracować z Lestradem. Zastanów się, dlaczego. Nie mam nic wspólnego ze zniknięciem twojej partnerki, nikt mi nie płaci za udział w śledztwach Yardu, ale znam to miasto i półświatek jak własną kieszeń i prędzej czy później ta wiedza ci się przyda.

- Znasz półświatek z własnego doświadczenia? – przerwał mu Booth. Sherlock milczał. – Ćpuna potrafię wywęszyć z odległości pięciu mil. Nie podobasz mi się, gościu.

- Nie biorę regularnie od siedmiu lat – rzekł cicho Sherlock. – W zamian biorę czynny udział w co czwartej sprawie Lestrade'a. Pracuję z nim od sześciu lat. Dziewięć lat temu znalazł mnie w melinie zaćpanego niemal na śmierć, choć obaj udajemy, że nie kojarzymy się stamtąd. Doskonale zna moją historię, a mimo to dopuszcza mnie do śledztw. Myślisz, że pozwoliłby mi na to, gdyby sądził, że dowody dostarczone przeze mnie mogłyby przepaść w sądzie przez moją przeszłość?

- Dlaczego tak ci zależy na odnalezieniu Brennan, jeśli tylko rozmawialiście?

- Nie zależy mi na odnalezieniu Brennan, tylko na rozwiązaniu zagadki. Jej zniknięcie jest zagadką. Oboje jesteście Amerykanami na obcym terenie. W gruncie rzeczy nie masz tutaj żadnej władzy poza tą, której udzieli ci Lestrade. Nawet nie masz prawa nosić broni, jeśli on ci na to nie pozwoli. A ja się nudzę. Trudno w tej chwili o lepszą stymulację dla umysłu.

Booth wyglądał, jakby miał wybuchnąć. Sherlock odsunął się od niego i podszedł do drzwi.

- I nie obchodzi mnie to, czy mnie z tego powodu znienawidzisz. W tej pracy trzeba zachować obiektywizm. I pewnie w pokoju hotelowym twojej partnerki okaże się, że moje podejście jest zdrowsze od twojego. Właściwie w ogóle nie powinieneś brać udziału w śledztwie – mówił Sherlock, szybkim krokiem zbliżając się do czekającej na nich grupki policjantów. Booth szedł dwa kroki za nim.

- Tak, jakbyście byli w stanie mnie powstrzymać – burknął, zamienienie twarzy Holmesa w krwawą miazgę przekładając na później.

Sherlock nagle stanął w miejscu i odwrócił się do Bootha. Agent prawie na niego wszedł.

- Pogadaj z Johnem na temat mojego przejmowania się ofiarami. Najlepiej jeszcze w drodze do hotelu. Im szybciej będzie wszystko wyjaśnione, tym lepiej.

Następnie odwrócił się w stronę grupki.

- Lestrade! Jedźcie do hotelu. Będę pięć minut po was, coś muszę załatwić. Niech nikt do tego czasu nie wchodzi do pokoju.

Booth minął go bez słowa.

***

Brennan było zimno.

Może nie arktycznie zimno, ale temperatura nie była komfortowa.

Wiedziała, że coś jest nie tak i pierwsze, co przyszło jej do głowy, to bycie zakopaną żywcem.

Wcześniej myślała o powolnej analizie sytuacji bez otwierania oczu, ale przez wspomnienie o tamtych godzinach w zakopanym samochodzie zwyczajnie nie mogła się powstrzymać.

Nie była zakopana. Leżała na twardej podłodze, właściwie klepisku, pokrytym cienką warstwą kurzu i piasku. Pomieszczenie, w którym się znajdowała, było duże, o powierzchni kilkunastu metrów kwadratowych, nie było w nim absolutnie żadnych mebli czy sprzętów. Wyglądało na dość płytką piwnicę: zakratowane okna były stosunkowo niewielkie, osadzone wysoko pod sufitem, ale wystarczające, by w pomieszczeniu było jasno. Gdyby nie kraty, dałoby się przez nie wyjść. Drzwi były tylko jedne, otwierane do wewnątrz, bez klamki po tej stronie, trzy schodki nad poziomem podłogi. Brennan nie zauważyła żadnych lamp. Ściany na pierwszy rzut oka wyglądały na otynkowane za pomocą gliny, ale po dokładnym przyjrzeniu się stwierdziła, że ogólnie pomieszczenie było gliniane, z drewnianymi elementami konstrukcji. Stary budynek, choć w znośnym stanie. Nie wyczuwała wilgoci.

Brennan wstała ostrożnie, próbując ocenić, w jakim stanie się znajdowała. Nie czuła bólu, oprócz lekkiego ćmienia w głowie, ale to mogła zrzucić na środki, którymi pozbawiono ją przytomności... O ile tak się rzeczywiście stało. Nie pamiętała. Miała na sobie swoje wysokie kozaki, ciemne spodnie, dobraną kolorem marynarkę, pod tym bieliznę i podkoszulek. Zabrali jej rozpinaną bluzkę. Nie było też śladu po jej torebce, nie wspominając o telefonie komórkowym. Na nadgarstku nadal miała zegarek, w uszach kolczyki. Była zakurzona, owszem, co jest normalne przy leżeniu na piwnicznej podłodze, ale żadnych innych zanieczyszczeń (w szczególności krwi, swojej czy cudzej) nie stwierdziła.

Bardzo nie chciała wyciągać wniosków. To nie było w jej stylu. Ale stwierdzenia, że a) porywacze nie mają zbyt zabójczych zamiarów, przynajmniej na razie i b) motyw na 99% nie był rabunkowy, nasunęły się same. Dobrze byłoby wiedzieć, o co chodziło dokładnie, ale na to Brennan była w stanie zaczekać.

Podeszła do jednego z okien. Była za niska, by zobaczyć coś dokładnie nawet po stanięciu na palcach, ale zdołała się zorientować, że znajduje się w jakiejś dzielnicy przemysłowej niedaleko rzeki.

Dalszą obserwację przerwało jej otwarcie drzwi. Brennan odwróciła się od okna, stanęła sztywno, ręce trzymała blisko ciała, ale widoczne.

- Doktor Temperance Brennan, antropolog sądowy z Instytutu Jeffersona w Waszyngtonie – zaczął wysoki mężczyzna, który wszedł jako trzeci, po dwóch uzbrojonych w karabiny maszynowe osobnikach. – Robi wrażenie. – Skinął głową, unosząc identyfikator Bones. – Oczywiście w tej sytuacji pani doświadczenie zawodowe i tytuły niewiele pomogą.

Bones, nie wiadomo dlaczego, właśnie wyobraziła sobie, jak by wyglądała czaszka tego mężczyzny po trzech tygodniach wystawienia na warunki atmosferyczne.

Mówił z brytyjskim akcentem, wskazującym na klasę robotniczą.

- Kilka spraw, pani doktor. – Mężczyzna podszedł bliżej Brennan, ale zatrzymał się w potencjalnie bezpiecznej odległości. – Po pierwsze, nie ma sensu uciekać. Po drugie, w tym wszystkim nie chodzi o panią, więc nie musi się pani martwić o swoje bezpieczeństwo. Niedługo dostanie pani coś do jedzenia. Po trzecie, pani wolność zależy od poczynań człowieka, który zapewne pani szuka, więc jeżeli wierzy pani w siły wyższe, w co wątpię, może się pani modlić o pomyślny przebieg sprawy. Po czwarte, jeśli zrobi pani coś, co mi się nie spodoba, nie będę miał skrupułów. Wszystko jasne?

Brennan skinęła tylko głową.

- To dobrze. Wychodzimy – rozkazał mężczyzna swoim ludziom i ruszył do drzwi.

- Przepraszam – odważyła się zawołać. Przywódca spojrzał na nią chłodno. – Czy byłaby możliwość, bym otrzymała jakiś koc? Jest tutaj...

- Doktor Brennan, mam na celu utrzymać panią przy życiu, a nie dostarczać wygody – przerwał jej mężczyzna, po czym bez słowa wyszedł za swoimi ludźmi. Rozległ się odgłos zasuwy przesuwanej na swoje miejsce.

Brennan zadrżała.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Sherlock / Sherlock Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin