Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Feels like rain czyli świateczny cud (z małą pomocą Hellboya

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:11, 25 Gru 2010    Temat postu: Feels like rain czyli świateczny cud (z małą pomocą Hellboya



Dla Jiki jako prezent pod choinkę oraz dla wszystkich wielbicieli Hameronka. Taki trochę dziwny ficzek

Feels like rain
czyli świąteczny cud
(z małą pomocą Hellboya).


Człowieka obudził płacz. Rozpaczliwy, żałosny zagłuszający nawet odgłos deszczu walącego miarowo w szyby i uniemożliwiający spanie. Człowiek westchnął i podreptał zrezygnowany do drzwi. Na progu siedział czarny, mokry i nieszczęśliwy kłębek futra, teraz płaczący jeszcze bardziej żałośnie.
- Co ty robisz na deszczu?? - padło retoryczne pytanie, kiedy człowiek podnosił zmarnowana kulkę futra. Zielone oczy spojrzały na człowieka z ciekawością i nadzieją a przeraźliwy miałkot ucichł. Zwierzątko wtuliło się w ciepłe dłonie i zaczęło mruczeć. Człowiek westchnął zrezygnowany, wiedząc, że przegrał już na wstępie. Przytulając przemoczonego kociaka do siebie powędrował do kuchni w poszukiwaniu mleka i zapomnianej puszki tuńczyka.
- Jutro kupię ci kocie żarcie. I kuwetę. I obrożę. I... - głos ucichł. - O rany. Mam kota. - Człowiek obrzucił rozbawionym spojrzeniem malucha chłepczącego łapczywie mleko na stole. - I pewnie jeszcze muszę cię nazwać. - Na odgłos gromu człowiek drgnął gwałtownie popatrzył na smoliście czarne futro i mruknął: - Będziesz Hellboyem. Pasuje do ciebie. A teraz idziemy spać.
Kot oblizał się z zadowoleniem. Pierwsza część planu została wykonana. Dostał się do domu i zostaje. Jego człowiek jest bezpieczny i można powoli przejść do dalszej części. Jeszcze tylko sprawdzi, czy wszystko jest w porządku, w końcu jest Strażnikiem (oprócz innych funkcji) i musi dbać o swojego człowieka.
Prawda?


Siedział na zapchanym do granic możliwości parkingu przed Wal-Martem z głową na kierownicy i po raz kolejny w życiu nie wiedział kompletnie co ma zrobić. Był dzień przed wigilią i resztę ludzkości ogarnął świąteczny szał zakupowy. Samochody przyjeżdżały i odjeżdżały, ludzie pchali wypakowane koszyki, dzieci biegały i krzyczały, podniecone perspektywą otrzymania prezentów.
Nie lubił świąt. Zbyt wiele przykrych a czasem okrutnych wspomnień się z tym wiązało.
Pogoda zrobiła się wyjątkowo paskudna: po pierwszej fali ostrych mrozów przyszła nagła odwilż i teraz padał obrzydliwie mokry deszcz ze śniegiem. Na ulicach zrobiło się wyjątkowo niebezpiecznie i dlatego teraz siedział na parkingu i marzł. Jego telefon zaczął wygrywać melodię „ queen”.
Wilson.
Nie miał ochoty w tym momencie (ani prawdopodobnie w najbliższej i być może dalszej przyszłości) rozmawiać z przyjacielem. Jedyne co mógł usłyszeć, to oburzone wrzaski oraz kolejny, nudny i niepotrzebny wykład na temat jakim to on jest skończonym kretynem, zrywając z Cuddy. Najlepszą rzeczą jaka przydarzyła mu się w życiu.
Taaa...
Włączył niechętnie silnik, stwierdziwszy, że za chwilę zamarznie a potem radio. Jeździł po skali usiłując znaleźć stację nie nadającą świątecznych melodii. W końcu trafił na jakąś malutką stację, która puszczała bluesa. To mogło być. Siedział w aucie i słuchał muzyki, nie chcąc myśleć o tym co się stało. Nie czuł żalu.
Czuł ulgę.
Usłyszał znajome, wstępne riffy i popatrzył na radio. Buddy Guy. „Feels like rain”. Z głośnika popłynęły jakże znajome słowa. Słuchał zafascynowany, nie wiedząc dlaczego ta piosenka robi na nim aż takie wrażenie.

„ It looks like were in for stormy weather,
that aint no cause for us to leave
Just lay here in my arms
and let it wash away the pain
Feels like rain
And it feels like rain”


I nagle podjął decyzję. Szaloną, nieodpowiedzialną, żałosną i zarazem wspaniałą. Włączył silnik i powoli wytoczył się z parkingu kierując się w kierunku zjazdu na I-10. Najpierw Filadelfia a potem odbije na Chicago. Czekała go długa jazda, ale nawet nie pomyślał o pojechaniu na lotnisko i skorzystaniu z samolotu. Potrzebował zajęcia. Odwrócenia uwagi, nie myślenia co było, co będzie. Prowadzenie samochodu przez wiele godzin w takiej pogodzie wydawało się naprawdę świetnym rozwiązaniem.
Wiele godzin później przestał tak myśleć ale jechał dalej nie zważając na ból nogi, zatrzymując się na kawę i ciepły posiłek. Na miejsce dotarł późnym popołudniem w wigilię.
Oczywiście, że wiedział gdzie mieszka. I gdzie pracuje. Napisany przez nią artykuł znał na pamięć. Doskonale zdawał sobie sprawę, że wszystko może pójść źle. Może nie być jej w domu, może mieć gości, może zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. To ostatnie było najbardziej prawdopodobne. Zdecydował się podjąć ryzyko. Chciał wiedzieć.
Pogoda zmieniła się i teraz padał gęsty śnieg. Jechał ostrożnie po słabo odśnieżonych ulicach kierując się w stronę osiedla na którym mieszkała. Był przekonany, że w Chicago wynajmie mieszkanie, a tymczasem ona wynajęła (kupiła?) dom.
Dom.
Interesujące.
Wyplątał się w końcu z sieci jednokierunkowych uliczek i wjechał w Elm Street, sekretnie rozbawiony nazwą. Patrzył uważnie na numery mijanych, rozświetlonych domów, szukając właściwego. W końcu zobaczył: niewielki, skromny, parterowy domek, nieco cofnięty od ulicy i wyróżniający się brakiem szalonych, neonowych dekoracji. Na podjeździe stał sedan z rejestracją z innego stanu. Serce House'a zamarło na moment.
A więc ma gości...
Zawahał się na moment, ale postanowił spróbować. Jeśli znajdzie miejsce do zaparkowania samochodu. Dwukrotnie objechał sąsiedztwo, zanim nie zobaczył pustego miejsca jakieś dwa domy dalej. Z westchnieniem ulgi zaparkował, wygramolił się z auta ostrożnie, przeklinając pod nosem pomył założenia cienkiej kurtki. Przenikliwy wiatr przeszył go momentalnie na wylot a mokry śnieg oślepił. Miał ochotę kopnąć samego siebie za głupotę. Zanim dobrnął do domu Cameron, był zlodowaciały, na włosach miał całkiem sporą warstwę śniegu a ręce sztywne z zimna. Ostrożnie skręcił na chodnik prowadzący do wejścia i wtedy jego laska natrafiła na ukryty kawałek lodu a on wylądował w ogromnej zaspie, która zakrywała nie mniej ogromną kałużę. Wyrzucił z siebie długą wiązankę przekleństw w kilku językach, co niestety niewiele mu pomogło. Jego tyłek spoczywał w kałuży, po plecach ściekał śnieg, lewa dłoń bolała jak jasna cholera, nie widział laski... Właściwie nic nie widział, bo siedział w zaspie. Nie miał żadnego punktu oparcia i przez głowę przemknęła mu upiorna myśl, że zamarznie a jego ciało znajdą dopiero na wiosnę. Zdołał odrzucić trochę śniegu tak, że widział dom, co niewiele mu dawało, ponieważ wątpił, żeby jego wrzaski ktokolwiek usłyszał. W oknie pojawił się czarny jak smoła kot, przyglądający się House'owi z ciekawością.
Mógłbyś mi pomóc, futrzaku a nie gapić się jak przygłup... zupełnie irracjonalna i głupia myśl pojawiła się w głowie House'a.
Kot spojrzał na niego z zainteresowaniem i z czymś w rodzaju rozbawienia.
I nagle House poczuł laskę pod palcami, zanim się zorientował stał chwiejnie na chodniku, trzęsąc się z zimna i wściekłości.
Kot uśmiechnął się leniwie, ukazując pełne uzębienie i zniknął.
House powlókł się w stronę drzwi, mając nadzieję, że Cameron pozwoli mu przynajmniej przeschnąć, zanim go wyrzuci. I może nawet poczęstuje czymś gorącym. Stanął przed drzwiami, przełknął upokorzenie spowodowane swoim stanem ale zanim zdążył zastukać, drzwi otworzyły się. W progu stanęła Cam, ubrana w miękkie sportowe spodnie i śliczny czerwony sweterek. Popatrzyła spokojnie na House'a a następnie na rozgrzebaną zaspę. House był przekonany, że zaraz posypie się lawina pytań z nieodłącznym: co Ty tutaj robisz, ale nic takiego nie nastąpiło.
- Powiedziałam temu idiocie, żeby nie odgarniał śniegu na tę stronę, bo ktoś może wylądować w zaspie i zrobić sobie krzywdę, ale przecież on wiedział lepiej. Mężczyźni. - stwierdziła z lekkim obrzydzeniem w głosie. Odsunęła się od drzwi i skinęła lekko ręką. House podreptał za nią po raz pierwszy w życiu pozbawiony daru mówienia. Nie tego się spodziewał. Zaskoczyła go.
Punkt dla niej... stwierdził jakiś dziwny głos w jego głowie. Był zbyt zmęczony i zmarznięty, żeby kłócić się sam ze sobą. Do tego zaczął trząść się wręcz niekontrolowanie. Cameron bez słowa zaprowadziła go do łazienki, gdzie zaczęła nalewać wodę do wanny. House usiłował rozpiąć kurtkę, ale palce miał kompletnie zdrętwiałe a do tego jego lewa dłoń sprawiała wrażenie że zaraz odpadnie. Rzucił na nią okiem i zaklął. W zaspie musiały być ukryte kamienie albo jakieś inne świństwo, bo dłoń była rozharatana paskudnie i krwawiła naprawdę mocno. Słysząc jego przekleństwo i cichy syk bólu Cam obróciła się spoglądając na niego uważnie. Jej twarz spoważniała momentalnie i natychmiast znalazła się przy nim, ostrożnie i wprawnie badając ranę.
- Będzie trzeba szyć. Na razie założę luźny opatrunek, a potem zszyję. Przyjechałeś samochodem? Masz jakieś ubranie na zmianę?
- Mhm... w bagażniku. Kluczyki w kieszeni... - wymamrotał, czując zawroty głowy.
Cam wygrzebała kluczyki i kazała mu poczekać. Ciepło i szum wody zaczęły go usypiać i wpadł w coś w rodzaju sennego rozmarzenia, gdzie wszystko było proste a czarne koty nie wpatrywały się w niego badawczo, jakby posiadały zdolność czytania w myślach. Otworzył gwałtownie oczy I popatrzył z lekką niechęcią na kota.
- Ciekawe co widziała w tobie Cameron, że cię przygarnęła. Jesteś irytujący... - Mógłby przysiąc, że usłyszał echo rozbawionego śmiechu. - Jeszcze tylko trzeba, żebyś o północy zaczął mówić po ludzku - mruknął House.
Cameron pojawiła się po paru minutach, zdyszana i zaśnieżona. House drzemał niespokojnie siedząc na brzegu wanny, tuląc zranioną dłoń do siebie. Cam westchnęła cicho patrząc na niego.
I co ja mam z tobą zrobić, House?
W tym samym momencie powieki mężczyzny rozchyliły się, senne spojrzenie spoczęło na Cam. Do diabła, dlaczego nawet w takim stanie wyglądasz tak seksownie?? Cam była wściekła, że po tylu latach on nadal robi na niej takie wrażenie. Koszmar w kwiatki. Na Elm Street.
- House? Dasz radę sam się wykąpać i rozebrać?
- A jak nie to mi pomożesz? - Wygiął brew niezwykle sugestywnie.
- Nie, zadzwonię po ambulans.
- Uch, to nie jest zabawne... Dam radę - wymruczał lekko nadąsany, ale Cameron mogła stwierdzić, że nie wkłada serca w wygłupy. Nadal drżał i był bardzo blady.
- Ok, masz dwadzieścia minut. Nie więcej. Plecak leży obok ciebie, mokre ubranie został na podłodze, potem je wysuszę. I nie zasypiaj w wannie!
- Dobrze, mamo - House nie marzył w tej chwili o niczym innym jak wyciągnąć się w rozkosznie ciepłej wodzie, która złagodzi ból tego cholernego uda.

Dokładnie w dwadzieścia minut później pojawił się w salonie, przebrany w suche rzeczy, rozglądając się ciekawie w około. Pokój był spory, regały wypełnione książkami, duży kominek a przed nim ogromna brązowa kanapa. Girlanda nad kominkiem i niewielka choinka ustawiona na tle okna były jedynymi oznakami świąt. Radio nastawiono na jakąś stację nadającą przeboje lat osiemdziesiątych. Nie podejrzewał Cameron o coś takiego...
Opadł z ulgą na kanapę, patrząc podejrzliwie na sprzęt rozłożony na stoliku do kawy. Zapowiadały się lekkie tortury. Na jego oko, potrzebował przynajmniej sześciu a może i więcej szwów.
Cam popatrzyła na niego, potem na jego stopy i wybuchnęła śmiechem.
- Masz skarpetki jak agent Booth z Bones! - Wręcz dławiła się ze śmiechu.
- Głupi żart Wilsona - wymruczał zirytowany. Byłem w szpitalu przez cztery dni i zabrakło mi czystych rzeczy. Wilson przywiózł mi ubranie i podrzucił takie skarpetki... Zużyłem inne i tylko te zostały. Za to są ciepłe i seksowne - wygiął zabawnie palce u stóp.
Cam uśmiechnęła się i bez słowa zabrała się za zszywanie paskudnej rany. Pracowała szybko, pewnie i precyzyjnie. House patrzył wszędzie tylko nie na nią. Podobało mu się u niej. Było tak jakoś... spokojnie. Jego napięte nerwy wreszcie zaczęły się uspokajać a ciasny węzeł w jego żołądku powoli zaczął puszczać. Jakże łatwo mógł sobie wyobrazić samego siebie, leżącego na tej kanapie z kotem na kolanach.
Chyba zwariowałem.
- Jak się nazywa twój kot? - Zdecydował się wreszcie przerwać milczenie.
- Hellboy.
- Hellboy?? Naprawdę? Myślałem, że jak będziesz miała kota to nazwiesz go Ciasteczko albo Książę... - House był zszokowany.
Cameron rzuciła mu rozbawione spojrzenie.
- Hellboy do niego pasuje. Jest odrobinę niesamowity. I tajemniczy.
Kot zaprzestał robienia toalety i przyjrzał się uważnie ludziom. Miałknął cicho i odmaszerował do kuchni, gdzie zaczął szurać miską. Kocia działalność nie zrobiła większego wrażenia na Cameron. Hellboy był sprytny ale ona nauczyła się jak go przechytrzyć. Chciałaby kiedyś nauczyć się wygrywać z House'm.
O czym ona myśli... cholerne święta.
Skończyła zakładanie szwów i ostrożnie założyła opatrunek. Dziwnie było czuć dużą, elegancką dłoń House'a w swoich rękach. Przyjemne uczucie. Zbeształa się w duchu. Rzuciła kose spojrzenie na mężczyznę. Siedział spokojnie, cierpliwie czekając na skończenie opatrunku, wpatrując się w zamyśleniu w płomienie na kominku. Zastanawiała się dlaczego pojawił się u niej na progu tak niespodziewanie po tak długim czasie. I po co? Niemniej odgadywanie motywów postępowania Gregorego House'a przyprawiało jedynie o ból głowy. Wiedziała, że jest z Cuddy i że bardzo się zmienił, nie wspominając, że połowa szpitala nabijała się z niego, że chodzi na bardzo krótkiej smyczy a druga połowa współczuła mu. Znała wszystkie plotki z PPTH, ponieważ siostra Robin, jej sekretarki, pracowała właśnie tam. Chciała nie słuchać tego, zaoszczędzić sobie bólu, ale nie potrafiła. Jeśli był z Cuddy, co robił u niej na progu, w wigilię?
Nie miała zamiaru pytać. Będzie chciał sam powie.
Puściła jego rękę i wstała sprawnie porządkując rzeczy, zastanawiając się co dalej. No cóż... facet głodny to zły, jest wigilia, może okazać odrobinę miłosierdzia i nakarmić głodnego.
A potem się zobaczy.
House był zaskoczony. Zaskoczony spokojem Cameron, brakiem pytań, akceptacją i niespodziewaną “dorosłością”.
Zadzwoń do mnie jak dorośniesz. Zabrzmiały mu w myślach jego własne słowa.. O, tak. Cameron dorosła, a on nadal stał w miejscu.
Hellboy obserwował ludzi z irytacją. Sprowadzenie tych dwojga do jednego miejsca, w tym samym czasie kosztowało go wiele wysiłku oraz przysług do wykorzystania w przyszłości. I zamiast dogadać się, oni zachowują się jak nieznajomi. Miał ochotę podejść i pacnąć jedno i drugie z całej siły łapą, żeby oprzytomnieli. Ale w ich oczach był tylko kotem.
Tylko kot. Prychnął rozbawiony. Był Strażnikiem, z długiej linii, szanowanym w swoim świecie.
No dobra, przyznajmy, że był czymś więcej. Ok, czas na plan B. Wymagało to poproszenia o przysługę nieco wyżej, ale czego nie robi się dla swojego nieszczęśliwego człowieka??
Zadarł ogon do góry i pomaszerował w głąb domu. Potrzebował odrobinę samotności.
House dostał miskę wspaniałego, węgierskiego gulaszu wraz z lampką czerwonego wina i był na etapie osiągania błogostanu. Wreszcie zaczęło mu być ciepło, był najedzony, obok siedziała Cam, która nawet nie protestowała, gdy zabrał jej bezceremonialnie pilota i zaczął skakać po kanałach. Na stoliku stało jeszcze więcej jedzenia, nawet ukochane brownies się pojawiły! Owszem, miał tysiące pytań, ale to mogło poczekać. Ostrożnie wyciągnął prawą nogę przed siebie usiłując stłumić syk bólu.
- Gdzie masz leki? - Uwaga Cam natychmiast skoncentrowała się na nim.
- W spodniach... - wysyczał, wstrzymując oddech z bólu.
Cam bez słowa poszła do łazienki i po chwili pojawiła się z fiolką ibuprofenu w dłoni.
- Bierzesz ibuprofen? I to wystarcza? - w jej głosie brzmiało oszołomienie.
- Nie pomaga. Ale nie mam nic innego, a skoro nie mogę brać leków opioidowych... - jego głos zamarł. House wysypał trzy tabletki na dłoń, połykając na sucho. Ibuprofen nie pomagał, ale lepsze to niż nic.
- Dlaczego nie pójdziesz do specjalisty od chronicznego bólu? Jestem pewne, że będzie w stanie przepisać ci coś lepszego.
- Nie mogę... warunkiem przyjęcia mnie znowu do pracy było pozostanie czystym. - Niesamowita gorycz zabrzmiała w głosie House'a. - Bo przecież mój ból jest tylko psychologiczny. Szkoda, że moja noga nie chce tego zrozumieć.
Cameron postanowił odpuścić. Nie miała prawa wtrącać się w jego życie. Ale za to miała prawo wiedzieć dlaczego, więc po prostu spytała:
- Dlaczego?
House nawet nie trudził się żeby udawać, że nie rozumie o co chodzi. Zasługiwała na odpowiedzieć tym razem bez metafor czy kłamstwa.
- Widzisz... kiedy wyszedłem z Mayfield chciałem się zmienić. Chciałem być szczęśliwy. I chciałem mieć Cuddy. Wszyscy dookoła wmawiali mi, że ona jest dla mnie idealna i jedyna. Wielka miłość. Ona była z Lucasem, ale potem... potem przyszła do mnie i powiedziała, ze mnie kocha, nienawidzi tego, ale tak jest.
Cameron prychnęła drwiąco.
- Miłe, prawda? Mam wrażenie, że ja zgłupiałem, zrobiono mi pranie mózgu... ale to byłoby tylko usprawiedliwianie się. Tak bardzo chciałem być szczęśliwy z nią, że zacząłem się zmieniać tak jak ona chciała. Ale zawsze było za mało. A wtedy była zraniona. Nie chciałem widzieć, że nic nas nie łączy oprócz seksu, że robię rzeczy, których nigdy bym nie zrobił jako lekarz, tylko po to żeby ją zadowolić. Nie chciałem widzieć, że jestem żałosny. Jakiś czas czas temu... - urwał i zamyślił się. - Jakiś czas temu mieliśmy podejrzenie wypadku czarnej ospy. Byłem razem z pacjentem a raczej jego ciałem w izolatce i zachodziło podejrzenie ze mogę być zarażony. I ja się poddałem. Kompletnie. Dopiero studentka trzeciego roku medycyny musiała mnie zmusić, żebym obejrzał ciało!!! - W jego głosie był ból i wstyd. - Zepchnąłem to wydarzenie w głąb świadomości. Nie chciałem pamiętać. Ale bolało jak zepsuty ząb. Zrozumiałem, że straciłem swoje mojo, swoja zdolność obserwacji, całą moją szaloną etykę, nawet geniusz. Teraz ta smarkula jest lepsza. Zacząłem zdawać sobie sprawę, że to nie tak. Jestem uparty, nie chciałem przyjąć do wiadomości porażki. I wtedy pojawiła się mamusia Cuddy.
Cameron spojrzała na niego. W jego głosie pojawiły się dziwne nutki.
- Nie mówię, że była jędzą, czy coś. Po prostu uważała mnie za goja, niegodnego jej córeczki, podczas gdy mogłaby związać się z przyzwoitym Żydem, takim jak Wilson – prychnął drwiąco. - A Cuddy nawet nie protestowała za bardzo. I wtedy dotarło do mnie, że ona nie kocha mnie. Ona kocha ideę mnie. Jakiś ideał, który nijak się ma do mnie i na siłę, wszelkimi środkami usiłowała mnie w te ramki wcisnąć. Po tylu miesiącach ja nadal nie wiem jaką muzykę lubi, jakie książki czyta, o ile czyta cokolwiek, co lubi robić. My... razem... unieszczęśliwialiśmy się na wzajem. A ja przestałem być House'm a stałem się pustą wydmuszką. Karykaturą samego siebie. Miałem dość. - Nagle podniósł głowę I spojrzał na ekran. Na jakimś kanale muzycznym pokazywano koncert Buddy Guy'a, oczywiście grał "Feels like rain". Uśmiechnął się.
- Przez całą drogę trafiałem na tę piosenkę. Dziwne... - Teraz moja kolej na pytanie. Dlaczego?
Cam opuściła głowę i zamyśliła się. Dlaczego nie zamknęła mu drzwi przed nosem? Skomplikowane a zarazem proste. I nie chodziło wcale, że wyglądał jak utopiony szczur. Pracowała przez lata w PPTH i była przekonana, że jest lubiana, doceniana. Tymczasem, gdy podjęła decyzję o wyjeździe a w konsekwencji zostawienia Chase'a (choć tak naprawdę to on ją zostawił) wokół niej zapanował dziwna cisza. Kiedy pojawiła się po raz ostatni w szpitalu nie było przyjęcia na jej pożegnanie, żadnych życzeń powodzenia... nic. A potem zapanowała cisza. Nie zmieniła numeru telefonu, adresu mailowego I nikt, dosłownie nikt, nie odezwał się do niej, ani Foreman ani Wilson, którego uważała za przyjaciela. Tak jakby nigdy nie istniała, nie pracowała w PPTH. Tymczasem House, nie dość, że wiedział gdzie mieszka i prawdopodobnie gdzie pracuje, pojawił się u niej, co prawda niezapowiedziany, ale jednak. Nagle wszystkie okoliczności jego pojawienia stały się nieważne, przynajmniej tego wieczoru. Nie była sama.
- Dostałam w tym roku dużo kartek świątecznych, maili, smsów... od pracowników, znajomych rodziny a nawet od dawnych koleżanek ze szkoły.
House już wiedział co dalej usłyszy.
- Tylko od nikogo z PPTH. - Zamilkła.
- Czy musimy dalej o tym rozmawiać? - Wymruczał House nie odrywając oczu od telewizora, na którego ekranie paradowały skąpo odziane panienki. - Nawet pozwolę ci obejrzeć jakiś głupi świąteczny film.
- Oooch... łaskawco – Cameron była wyraźnie rozbawiona. - Nie chcę tych nudnych filmideł. Mam wszystkie części “Die hard”, co ty na to? I bardzo dużo popcornu – powiedziała kusząco.
House wybuchnął śmiechem. Takim prawdziwym, szczerym, którego chyba nigdy nie słyszała.
- Jeszcze jeśli masz piwo będę bardzo szczęśliwym człowiekiem...
- Pewnie że mam piwo. A nawet bourbona – prychnęła Cam.
- Jesteś ideałem kobiety, wiesz o tym? - House wpatrywał się w nią z dziwnym wyrazem oczu.
Cameron postanowiła nie analizować, nie zastanawiać się nad tym. Postanowiła przyjemnie spędzić ten wieczór, który miał być samotny i nieszczęśliwy a okazuje się całkowitym przeciwieństwem. Potem będzie analizować, myśleć, wspominać zamykając każdą chwilę tego wieczoru w kapsułce czasu, kiedy to miała House'a tylko dla siebie, by potem mieć o czym myśleć. Podreptała do kuchni po piwo i popcorn, przelotnie zastanawiając się gdzie podział się Hellboy.
Znajdzie się.
Teraz czas na Bruce Willisa, piwo i zapomnienie. Martwić i tęsknić będzie później, jak House zniknie znowu z jej życia. Byłaby ogromnie zdziwiona, gdyby poznała myśli House'a, który właśnie podjął pewne ważne postanowienie.
W połowie trzeciej części "Die hard", wysiadł prąd. Parze, która okupowała kanapę niezbyt to przeszkodziło, ponieważ obydwoje spali smacznie wtuleni w siebie i przykryci ogromnym afganem. Hellboy był zirytowany. On tyle się starał, a oni sami doszli do porozumienia.
Chyba.
Popatrzył na nich podejrzliwie, zaczynając się martwic co będzie jak się obudzą. Ok, będzie się martwić potem, teraz wszystko jest tak jak miało być.
- Nareszcie – wymruczał i natychmiast zakrył łapa pyszczek. Cholerna północ i zdolność mówienia ludzkim głosem!!
Na szczęście ludzie nie obudzili się, więc kot mógł ze spokojem zwinąć się obok kominka i zapaść w zasłużoną drzemkę.
Cameron obudziła się gdzieś nad ranem, nieco zdrętwiała. Na ekranie telewizora Scroodge'a nawiedzał właśnie duch przeszłości. Usiłowała zmienić pozycję, ale coś ją przygniatało.
House.
House???
- Naprawdę musisz się tak wiercić o tej koszmarnej godzinie? - głos House'a był śpiący i cholernie seksowny.
- Myślałam, że znikniesz jak duch... - wymruczała, czując równocześnie jak House przyciąga ją bliżej wsuwając nos w jej włosy i wdychając głęboko.
- Nie mam zamiaru zniknąć ani odejść. Znalazłem coś czego szukałem. No chyba, że ty nie chcesz... - zawiesił głos wyczekująco.
Cameron nie odpowiedziała, tylko wtuliła się mocniej w niego równocześnie ocierając się mocno sugestywnie. Usłyszała jak House wciąga gwałtownie powietrze i uśmiechnęła się do siebie.
- Jeśli nie przestaniesz pocierać pewnej części swojej anatomii o pewną część mojej anatomii... - jego głos urwał się nagle bo Cam poruszyła się znowu.
House wymruczał coś niezrozumiałego i po prostu pocałował ją. Mocno i gwałtownie chcąc sprawdzić czy będzie tak samo jak przed laty.
Było.
Było nawet dużo lepiej.
Hellboy zmrużył z rozbawieniem ślepia patrząc na bardzo zajętą parę na kanapie. Potrzebowali tylko siedmiu lat żeby wreszcie zrozumieć, że są sobie przeznaczeni. Ludzie.
Jego człowiek był szczęśliwy i miał to czego pragnął. I to było w porządku. Wreszcie mógł przejść do bardziej interesujących spraw jak ta ruda kocica z sąsiedztwa...
Hellboy oddalił się dostojnym krokiem nie mając ochoty na podglądanie.
Może innym razem. I uśmiechnął się jak kot z Chesire.

KONIEC


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez nefrytowakotka dnia Nie 12:43, 02 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Michalina2312
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ostróda-Mazury Zach.

PostWysłany: Sob 19:38, 25 Gru 2010    Temat postu:

Uwielbiam Cię za tego Fika
Merry Christmas and Happy New Year


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Michalina2312 dnia Nie 10:34, 26 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dark Angel
Nocny Marek
Nocny Marek


Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 5291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 69 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:18, 25 Gru 2010    Temat postu:

Uśmiałam się do rozpuku. Tyłek House'a lądujący w kałuży, mokry szczur i kot z Cheshire
Zdecydowanie powinnyśmy częściej urządzać Secret Santa, wpadałoby nam więcej takich smakowitych kąsków.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
JiKa30
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 31 Gru 2009
Posty: 5276
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:36, 25 Gru 2010    Temat postu:

Mój prezent.

Jeszcze raz dziękuję, Nefryt, podobało mi się niezmiernie. Czytając, posłuchałam również piosenki i uroniłam kilka łez. Taki piękny Hameronek. Dziękuję.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashe
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:34, 26 Gru 2010    Temat postu:

Nefrytowakotka!
Ty żyjesz!
Błagam, jest szansa na dokończenie innych opowiadań?Proszę, proszę, proszęęę!
Co do tego opowiadania to jest cudne. Ale po co to mówić? Każde Twoje opowiadanie jest cudne. Już mi chyba kot padł na głowę, ale nie wiem co mówię.
Wiem jedno. Cudne. I proszę.
Mashe


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:49, 26 Gru 2010    Temat postu:

Opowiadanie jak z bajki, jak to u Nefryt. House, kot i Cameron. Magia.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:43, 27 Gru 2010    Temat postu:

Przypadkiem wpadam dziś na forum, i taka niespodzianka!
House bez Cameron nie jest Housem, koniec kropka. Dzięki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
freestyle
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 22 Maj 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:47, 01 Sty 2011    Temat postu:

są takie fiki, które chce się czytać i czytać. nie nudzą, nie irytują, są po prostu idealne. I TO JEST WŁAŚNIE JEDEN Z NICH.
bosko<3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:36, 02 Sty 2011    Temat postu:

Mam ostatnio paskudne problemy z wysławianiem się więc trzymam język za zębami.
Ale dla Helboya uczynię wyjątek. Już dawno tak się nie uśmiechałam nad czytaniem jak tutaj.
Niech mnie "dźwi" ścisną gdybym miała kiedykolwiek zapomnieć o hameronkowej magii, albo gdyby ona miała umrzeć śmiercią naturalną. Jest tyle niedopowiedzeń w tej relacji, tyle mogłoby się tam dziać, gdyby niektórzy nie myśleli tylko o własnym nosie, albo mieli więcej wyobraźni.

Nie przestawaj pisać o tym co niedopowiedziane albo o tym co mogłoby być, dobrze nefryt?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin