Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Na końcu korytarza [M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Izoch
Okulista
Okulista


Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sammyland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:21, 01 Lut 2010    Temat postu: Fic: Na końcu korytarza [M]

Kategoria: friendship

Zweryfikowane przez Izocha


Ekhem. Moje pierwsze publikowane tłumaczenie. Najtrudniejsze z tego wszystkiego było napisanie do autorki, zapomniałam kompletnie języka Nie mówię, że jest idealnie, ale wydaje mi się, że przełożyłam to w miarę dobrze ;D

Tytuł oryginalny: Am Ende Des Ganges ([link widoczny dla zalogowanych])
Autor: whathobertie


Podszedł do niego. Stał na końcu korytarza. Opuszczone ramiona, wychudzony. Sam korytarz był przerażający. Z powodu nadmiernej ilości światła zmrużył oczy, co zadało mu ból. Jeszcze tylko kilka kroków. Położył swoją ciepłą dłoń na jego ramieniu.
- Co jest? – spytał łagodnie.

Odwrócił się i spojrzał na niego obojętnym wzrokiem, jednak mimo to jego twarzy wyrażała wiele emocji. Strach, bezradność, tęsknota. A przede wszystkim: żal. Całe morze emocji, które starał się ukryć przed światem, jak dziecko starające się zapomnieć o koszmarze. – Nie żyje.

- Ach. – Ścisnął jego rękę uspokajająco.

- Co teraz? – Jego głos drżał.

- Pójdziesz dalej, jak zawsze – odpowiedział.

- Nie potrafię. – Pociągnął nosem i otarł twarz rękami.

- Ty płaczesz.

- Wiem.

- Dlaczego? – Jego głos był spokojny i kojący, jak głos matki pocieszającej dziecko, że to nie koniec świata.

- Bo nic innego nie można zrobić.

- Człowiek zawsze może coś zrobić.

- Co? – zapytał zrozpaczony, a w pytaniu było tyle nadziei, jak w żadnym innym.

- Iść dalej. Człowiek zawsze może iść dalej.

Potrząsnął głową, nie opuszczając przy tym z oczu rąk. Łzy spływały po jego policzkach i łączyły się na brodzie, gdzie zatrzymywały się na krótko, by spaść, jak w zwolnionym tempie, na podłogę. Spojrzał na nie. – Nie mogę iść dalej – powiedział cicho. Jego głos niemal całkowicie stłumiły łzy i smutek.

- Wiem, że możesz to zrobić. – Jego głos brzmiał jak miód, który spada na twardy kamień, próbując uczynić go miękkim i gładkim. Dotknął ramienia stojącego obok. Krótko, ale wystarczająco długo.

- Dlaczego? – zapytał zadyszany.

- Ponieważ cię znam – odpowiedział.

- Teraz wszystko się zmieniło. – Spojrzał na małą kałużę, która utworzyła się z jego łez.

- Jesteś silny.

- Czuję się teraz słaby, jak nigdy.

- To minie.

- A jeśli nie?

Uśmiechnął się. – Po prostu mi zaufaj.

Kiwnął i spojrzał w górę. – Czy to przestanie boleć?

- Nie, nigdy – powiedział szczerze. – Ale w końcu będzie bolało mniej.

Jego powieki były ciężkie i zamykały się co chwilę. – Dzięki. – Mrugnął gwałtownie. – Cieszę się, że tu jesteś.

Kiwnął głową. – Dobrze go znałeś? – zapytał mimochodem.

Jego wzrok był żałosny, nigdy takiego nie widział. – Był moim najlepszym przyjacielem.

Zmieszany, zmarszczył brwi i odwrócił się do szyby. Dzięki przedostającemu się przez żaluzje światłu, zauważył siebie leżącego w łóżku. Sztywny. Nieruchomy. Martwy. Poruszył się kilka kroków w przód i poczuł, jak przerażenie wkrada się na jego twarz. Jakby w obronie, trzymał ręce na piersi.

Spojrzał na niego ze zdziwieniem. – Co jest?

Jego nogi poruszyły się niespodziewanie, przez co się potknął. – Muszę iść – odpowiedział zduszonym głosem. Stach ścisnął mu drogi oddechowe, nie mógł nabrać powietrza.

- Nie idź! – zawołał rozpaczliwie.

Chciał mu odpowiedzieć, ale żaden dźwięk nie wydostał się z jego gardła. Nawet słaby jęk. Odwrócił się i pobiegł. Korytarz jak zawsze oblany był białym światłem, przez co oczy bolały go tak bardzo, że musiał je zakryć rękoma. Chciał krzyczeć, ale żaden dźwięk nie wydostawał się z jego gardła. Jego ciało zdawało się krzyczeć za niego. Wszystko go bolało. Rozpaczliwie próbował nabrać powietrza do płuc, ale im bardziej się starał, tym bardziej zaciskało mu się gardło. Zimno. Było lodowato. Jego nogi zatrzymały się. Upadł. Nieskończenie głęboko.

Cisza.

Ból.

Dużo bólu.

Bardzo dużo bólu.

Pisk.

Przeraźliwy pisk.

Zdjął ręce z oczu, ale były nadal zamknięte. Jaskrawe światło zniknęło. Było ciemniej. Jego oczy nie bolały już tak bardzo, ale ciało dalej krzyczało. Jeszcze więcej hałasu. Kroki. Głosy. Zmusił swoje oczy do otwarcia, ale wszystko było zamazane. Jakaś twarz pojawiła się nad nim i po kilku chwilach była wyraźna. Patrzył na niego szeroko otwartymi oczami. Chciał powiedzieć jego imię. Gorąca dłoń wylądowała na jego ramieniu, poczuł się bardzo dobrze.

- Nie próbuj mówić. Jesteś zaintubowany. Wyjmę to, okej. Nie panikuj. – Jego ręka delikatnie gładziła chłodne ramię.

Nie panikuj. Te słowa ciągle krążyły w jego głowie. Nie panikuj. Czuł rozgrzane palce Wilsona. Z pomocą gwałtownego kaszlu nabrał powietrza do płuc i przymknął oczy, całkowicie wyczerpany. Ciepła dłoń wylądowała na chwile na jego czole. – Co się stało? – zapytał ledwie zrozumiale i ponownie chrząknął. Był zagubiony i bał się. Dłoń znowu była na jego ramieniu i zbierała cały ból oraz strach.

Brązowe oczy Wilsona spojrzały na niego z niepokojem. – Byłeś w śpiączce. Pamiętasz?

Szukał w swojej głowie jakichkolwiek informacji, ale nic nie znalazł. Ręka ścisnęła delikatnie jego ramię i w tym momencie chciał mu powiedzieć, jak bardzo się cieszył z jego obecności. Ale jego mózg nadal rozpaczliwie szukał odpowiedzi. Jakichkolwiek informacji.

Noga. „Noga” było jedynym wyrazem, które zrozumiał. Noga. – Noga – wydusił niemal szeptem. Kiedy tylko to powiedział, poczuł skurcz, który promieniował z prawego uda do całego ciała.

Wilson kiwnął i pogłaskał go po czole. Krople potu zwilżyły jego palce. – Jesteś zdezorientowany. Nie bój się. Wszystko poszło dobrze. Boli cię?

Milcząco kiwnął głową.

- Gdzie? – spytał zatroskany.

- Wszędzie – zastanowił się. – Z nogą jest źle.

- Zwiększę morfinę. – Wilson dotknął paru przycisków.

- Co się stało, Wilson?

Wilson spojrzał na niego z trwogą. – Nie przypominasz sobie?

Jego mózg zalały wspomnienia. Wszystkie były jasne. – Owszem, ale… - Widział niepokój w oczach Wilsona. – Mam dziwne uczucie w nodze.

- Co masz na myśli?

- Nie wiem.

- Miałeś zawał mięśnia.

- Wiem. Nie to mam na myśli.

Wilson spojrzał na niego niepewnie.

- Co się stało, Wilson? – zapytał ponownie. Tym razem niepewnie.

Zawahał się. Jedna sekunda, dwie. – Operowali. – Jego głos drżał.

Uderzył pięścią w materac. Łzy spływały po jego twarzy. Mówiły o smutku, żalu i rozczarowaniu. – Powiedziałem nie – powiedział i poczuł niesamowity ból.

- Wiem. – Jedna łza zatrzymała się na brodzie, zanim spadła na koc. – Inaczej mogłeś umrzeć.

- Oni…

Wilson potrząsnął głową. – Wycięli mięsień.

Kolejny ostry ból zalał jego ciało i zrobiło mu się niedobrze. – Nie wiem, co mam robić, Wilson. Tak bardzo boli. – Jego oczy dosłownie krzyczały z bólu.

Wilson słyszał to głośno i wyraźnie. Patrzył na niego tak przenikliwie, że niemal odczuwał ból. Jego głos był miękki, ale każdy wyraz wskazywał na wielką determinację i nadzieję, że jednak coś się zmieni. Wilson ścisnął mocno jego chłodne ramię. – Musisz iść dalej.



_
*Zakrywa twarz rękoma, jak House*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 4:14, 02 Lut 2010    Temat postu:

hmm... looks good Kilka literówek tu i tam, ale nie jest źle

Bosh, w pewnym momencie się bałam, że to jednak death!fik, ale całe szczęście nie *uff* I jak miło wrócić do starych, dobrych czasów... Nie ten cały crap, co teraz.

Zgrabnie Ci wyszedł ten debiut, gratuluję
(a z pisaniem do autorów sama mam problem... o wiele łatwiej tłumaczyć na nasze, niż na ichnie )

Weny do dalszych tłumaczeń!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izoch
Okulista
Okulista


Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sammyland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:57, 03 Lut 2010    Temat postu:

Cytat:
Bosh, w pewnym momencie się bałam, że to jednak death!fik, ale całe szczęście nie *uff*


Death!fiki mnie nie lubią i ich słownictwo mnie poraża



Dziękuuuuję ;*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin