Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Obyś żył w ciekawych czasach [OP] [+16]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kasiek
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 10 Sie 2008
Posty: 7864
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Ikerowej rękawicy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:13, 25 Sie 2009    Temat postu: Obyś żył w ciekawych czasach [OP] [+16]

Naszło mnie na napisanie hilsona... Ja naprawdę chyba nie powinnam się brać za pisanie....
Ale co poradzę, że lubię......

Tego ficka dedykuję Anyway... za motywację i Lady Makbeth za gotowość pomocy i wsparcie.....


No i zapraszam

Kategoria: friendship

Zweryfikowane przez autorkę

Wciąż nie był nudny. Dziwne…. Jego życie też nie było. Niestety. James Wilson znał doskonale złośliwe życzenie „Obyś żył w ciekawych czasach” kiedyś… jako młody chłopak nie do końca pojmował, na czym polega ta złośliwość. Potem się przekonał. I modlił się o to, żeby żyć nudnie. Nudnie, ale normalnie. Szczęśliwie.

Studia. Było dobrze. Raz pod górkę, raz z górki. Normalnie. Teraz mógłby powiedzieć, że nudnie. Tęsknił za tą nudą, swobodą, względną beztroską. Dziewczyny, imprezy, od czasu do czasu egzaminy. Normalne studenckie życie. W pewnym sensie sam zdecydował o końcu tego wszystkiego, wybrał onkologię jako specjalizację…. Mógł wybrać pediatrię…. Słodkie dzieci, ich młode matki, które nie stoją nad grobem i…. z wdzięczności zrobią wiele…. Ale nie! On wybrał onkologię, sam wiedział, co to oznacza… śmierć i ciągłą z nią walkę. Na bardzo nierównych warunkach. Też miał do czynienia ze słodkimi dziećmi tyle, że te urocze istoty na jego oczach gasły i przechodziły na druga stronę…. Czytał w ich oczach nieme pytanie „Dlaczego ja?” oraz to drugie, które ścinało krew w jego żyłach… nieme wołanie „Pomóż mi!”. A on nie mógł nic zrobić. Trzymał za rękę, pocieszał, wypisywał leki. „Żeby nie bolało… za bardzo”. W pewnym sensie chciał wnieść w życie tych chorych ludzi trochę dobra. Podzielić się tym, co sam miał. Jakby zadośćuczynić, że on ma wszystko, zdrową, szczęśliwą rodzinę, a oni nie mają już nawet nadziei.

Mylił się…. Wrodzona pogoda ducha, oraz pełne przygotowanie zawodowe na nic się zdało w momencie, gdy umarła pierwsza osoba, którą leczył. Na coś takiego nie da się przygotować. Przynajmniej on nie był przygotowany. A zrobił przecież wszystko. Wszystko, co było możliwe, w tym kierunku. Nie pomogło też czyste sumienie. Bo użył wszystkich znanych medycynie sposobów, aby pomóc temu człowiekowi.

Wciąż pamięta tą pustkę. To uczucie…. Jakby serce było ściskane przez lodową dłoń. I przypalane rozgrzanym do czerwoności żelazem. Jednocześnie. Pamiętał ten dzień jakby to było pól godziny temu. Tyle razy budził się zlany potem z tego snu…. Znowu to przeżywał. Jak jakiś cholerny dzień świstaka. Był krok od popadnięcia w alkoholizm… każde zbyt intensywne wspominanie, odtwarzanie tych chwil kończyło się koniecznością odwiedzenia barku. Lub wyjściem w piżamie do nocnego. Gdy sen był zbyt realistyczny.

Pierwszy zgon w jego karierze. To był cezura wyznaczająca koniec jego szczęśliwego i beztroskiego życia.

Wtedy jeszcze wierzył w miłość. Kobieta, z którą był najdłużej…, z którą przeżywał kryzysy i te dobre, piękne dni, które chce się wspominać ciągle od nowa. I znowu ta nuda. Znudziło go to wszystko. Codzienność, śniadania, obiady, kolacje, popołudniowe herbatki ze znajomymi. Nawet seks. Na początku pragnęli siebie. Chwile zbliżenia były pełne namiętności, jakby wciąż byli nastolatkami robiącymi to z tyłu samochodu ojca. Ale w końcu i to się wypaliło. Nuda weszła nawet do ich sypialni. Kochali się jakby spełniali po prostu małżeński obowiązek. Coś na wzór obowiązkowych wizyt u mechanika. Nuda.

Nie wytrzymywał tego. Miał dość tego, że jego droga jest prosta aż po horyzont. A jednocześnie, ta pierwsza zdrada była najtrudniejsza. Chyba najdłużej ze sobą wtedy walczył. Brał dodatkowe dyżury. Odwiedzał dom dziecka jako wolontariusz. Bo w głębi serca wiedział, że to zrobi, że to tylko kwestia czasu. I chciał uciszyć swoje sumienie. Tak na zaś.

Udało się. Gdy przyszło, co, do czego sumienie siedziało cicho. Trudno zaliczyć jego pierwszy romans z Samantha do udanych… mimo wszystko tłumił poczucie winy. Był rozdarty między potrzebą znalezienia- jak sobie to tłumaczył – ukojenia w ramionach kobiety, którą obchodził, a poczuciem moralnego obowiązku wierności żonie. Nigdy nie umiał i nigdy się nie nauczył ukrywać skoków w bok przed żonami. Wtedy też po prostu się przyznał. Przyznał i wyjechał.

Znamienna konferencja w Nowym Orleanie. Tam się dowiedział, że jego małżeństwo jest już przeszłością. O ile na śmierć pierwszego pacjenta w pewnym sensie był przygotowany. Nie był Az tak ślepym optymistą. Wiedział, że kiedyś to nastąpi, tak tutaj ten list, był dla niego kubłem zimnej wody, nie spodziewał się tego wcale. Najchętniej też upiłby się do nieprzytomności. I pewnie tak by zrobił gdyby nie awantura w barze. Wszczynanie burdy w miejscu publicznym było tak w nie jego stylu, że wydawało mu się, że patrzy na poczynania kogoś innego. Areszt, widomo więzienia… to było jak kiepski dowcip. Jak jakiś głupi sen, z którego nie mógł się obudzić.

Wtedy pojawił się w jego życiu Gregory House. Jakby Jahwe zsyłał mu ocalenie. Dosyć sprytnie ukryte w ciele złośliwego, będącego na bakier ze wszystkimi normami prawa ludzkiego i boskiego lekarza-geniusza. Mało jest chwil w życiu, które odmieniają egzystencję o 180 stopni. To była taka chwila. Pomógł mu, gdy sam Wilson błądził jak dziecko we mgle. I już nic nie było takie samo.

Z pozoru można było mniemać, że relacja łącząca ich nie leżała nawet obok pudełka z napisem przyjaźń. Pozornie mogło się wydawać, że House jest pasożytem, który ciągnie, co się da od Wilsona, sam nie dając nic w zamian. Wręcz przeciwnie, jeszcze rozwalał kumplowi związki, małżeństwa. Nie miał żadnych skrupułów. Trzeba było jednak spojrzeć głębiej, dokładniej, wnikliwiej, aby uświadomić sobie jak wiele czerpał z tego Jimmi. Miał przyjaciela. Miał osobę, na którą mógł liczyć, mimo wszystkich wariactw House`a, mimo sporów, różnic charakterów, różnych poglądów. I chociaż House sprawiał wrażenie niedostępnego, zimnego oraz niedbającego o innych, jak ważna była dla niego ta przyjaźń można było zobaczyć, gdy nastąpił pierwszy poważny kryzys.

Śmierć Amber. Obwiniał go. Oczywiście, ze tak, ale House, ani nikt inny nie wiedział, że i tak najbardziej obwiniał siebie. Chciał uciec, ale nie przed szpitalem, House`m czy wspomnieniami. On chciał uciec sam przed sobą. Nie uciekł, został. Obudził wszystkie demony przeszłości. Wystawił się na pastwę wyrzutów sumienia, wspomnień. Został w jej mieszkaniu, gdzie każda książka, każda poduszka, każda szklanka, wołały „To Twoja wina!!”. A House był obok, zawsze na miejscu z propozycją bardziej szaloną od poprzedniej. Wyciągał go do barów ze striptizem, jakby nie docierało do niego, że nie ma ochoty, na mejla wysyłał pornosy. Bo nie docierało do niego, że kumpel ma po raz pierwszy dość kobiet. Że chyba wyczerpał normę kobiecych ramion do utulenia i do zarywania nocy na rozpustę. Że teraz lepiej rozumie Cuddy i jej chęć stabilizacji.

A potem wszystko prysło. House zniknął ze swojego gabinetu, nie było go też w pokoju gościa ze śpiączką(żadnego!! A przecież tam gdzie kablówka tak House) nie wysiadywał też w przychodni, aby udawać, że pracuje. House odszedł, rozpierzchł się jak kamfora. Zniknął. A przecież w przyrodzie nic nie znika. Do jasnej cholery!!

Jak to się stało, ze tego nie zauważył, że nie zauważył, że House jest nieswój. No tak widział to, ale zwalił to na karb zakochania w Cuddy. Nim się spostrzegł House przywlókł się jak zbity pies za Cuddy wprost do jego gabinetu. I sytuacja stała się jasna. Tak się przyzwyczaili do Grega łykającego Vicodin jakby to były miętówki, że zaczęli bagatelizować, czym to grozi. I stało się.

House siedział obok niego. Na wyciągnięcie ręki. Na zewnątrz było szaro. Dobry krajobraz na wstęp do horroru. Pojedyncze krople znaczyły szyby samochodu a on nie mógł się nawet zdobyć na to, aby poklepać go pocieszająco po ramieniu, dodać otuchy. Bo sam był przerażony,, jak dziecko, któremu świat zwalił się na głowę. I gdy budynek szpitala rósł w oczach a drogi przed nimi było coraz mniej i gdy sekundy płynęły jak rwący strumyk. Gdy zbliżał się moment rozstania, czuł jak wielka kula w jego gardle narasta. Wiedział, że nie wykrztusi z siebie żadnego słowa otuchy, podziękowania za to wszystko, co House zrobił dla niego przez te lata, za to, że był przy nim i był oparciem. Wiedział, że w tym momencie traci coś cennego. Traci kogoś, kogo za wszelką cenę chciałby zatrzymać przy sobie.


Znowu stało się coś, na co nie był przygotowany. Tylko, że tym razem był zupełnie sam. Nie było obok niego House, który mógłby wyciągnąć go z depresji. Bo teraz sam House potrzebował jego pomocy, wsparcia, obecności. I wiedzieli o tym, że musi przejść tą drogę sam. I niewiadomo, kto znosili gorzej tą świadomość.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
soft
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tu te truskawki?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:23, 25 Sie 2009    Temat postu:

takie to smutne... ale jak pisałam na Still Not Boring - jest cudowny. takie podsumowanie życia Wilsona. poor Jimmy.
nie wiem co więcej napisać, bo katulanie mam totalną pustkę w głowie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:37, 25 Sie 2009    Temat postu:

och. tak. więc... ja też nie bardzo wiem, co napisać. Powinnam podziękować za dedykację, więc dziękuję. Ale co więcej. Mocne. Naprawdę mocne, pięknie opisane, smutne... To naprawdę świetny tekst, Kaśku.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Wto 11:39, 25 Sie 2009    Temat postu:

Wow jedynie to potrafię powiedzieć. Trafiło mnie to. Brak mi słów. Pięknie;* Biedny Wilson...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:03, 25 Sie 2009    Temat postu:

No nareszcie! Ależ ja się naczekałam. No i dziękuje za dedykację, wkrótce możesz się spodziewać rewanżu

Przeczytałam tytuł i nagle zamachał do mnie Pratchett. Same użycie tej sentencji obudziło we mnie miłe wspomnienia

Powyższe zostało napisane jeszcze nim przeczytałam tekst, więc teraz przejdźmy do meritum, shall we?

No i zupełnie nie rozumiem czego ty się tak bałaś? Opek jest śliczny. No i smutny. Bardzo smutny. Chociaż ja nawet w najsmutniejszych przypadkach lubię dostrzegać choćby iskierkę nadziei
Wilson nagle urasta do rangi postaci tragicznej. Naprawdę ładnie opisałaś tę postać.
No i mam taką nadzieję, że zafundujesz nam kiedyś bardziej optymistyczny sequel

Buziaki. Lady M.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Magsia
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BBa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:24, 25 Sie 2009    Temat postu:

świetny, chociaż- jak już wiele osób zwróciło na to uwagę- smutny tekst.
Bardzo mi się podoba ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasiek
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 10 Sie 2008
Posty: 7864
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Ikerowej rękawicy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:35, 25 Sie 2009    Temat postu:

Dziękuję Wam za miłe słowa.... Bo ja się bałam... bo ja już taka jestem


Ja to mam jakąś manię ostatnio na smutne zakończenia.... dziś się udam na długi pogodny spacer... i może zmienię koncepcję i upodobania


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:25, 25 Sie 2009    Temat postu:

A będzie ciąg dalszy analizy duszy własnej i umysłu Wilsona?

*chciałaby*

Nie odebrałam tekstu jako smutnego czy przygnębiającego. Raczej taki życiowy, jak to bywa. Przyzwyczajenie, rutyna. Nawet jeśli przyjaciel jest niezwykły, jego wartość dostrzegasz gdy on znika.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasiek
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 10 Sie 2008
Posty: 7864
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Ikerowej rękawicy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:32, 25 Sie 2009    Temat postu:

muszę wena dostać. Wen mój jest złośliwy. Podejrzewam, że to skrzyżowanie chochlika z poltergeistem. Niemalże nie do okiełznania...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:41, 25 Sie 2009    Temat postu:

Mój wen nazywa się pan J. Jest najbardziej niesubordynowanym stworzeniem na świecie, ale jak się nie ma, co się lubi..

Kasiek, ja z chęcią przeczytam cokolwiek innego wysmażysz. Od fików z wątpliwym poczuciem humoru to raczej ja jestem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasiek
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 10 Sie 2008
Posty: 7864
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Ikerowej rękawicy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:45, 25 Sie 2009    Temat postu:

Kasiek to w starogreckim dialekcie minojskim -mająca beznadziejne poczucie humoru- wolę smutaśną pisaninę ostatnio. A przynajmniej bez manifestacji moich głupawych żartów....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kamylka
Córka Rozpusty


Dołączył: 25 Cze 2009
Posty: 1737
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z bocianiego gniazda
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:53, 25 Sie 2009    Temat postu:

To jest jeden z pierwszych fików Hilsonowych, jaki przeczytałam. I jestem zachwycona. Naprawdę piękny. Nie będę się powtarzać, że smutny. Ale i tak śliczny.
Wena!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin