Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Statystyka

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:57, 28 Lut 2010    Temat postu: Statystyka

Kategoria: love

Zweryfikowane przez Pino


A oto mój kolejny mały i niedorzeczny twór. Miłego czytania!


Z dedykacją dla Vincenta! Bo sprawdzanie pierwszych wersji tego tekstu musiało być męczarnią... Bardzo dziękuję za pomoc! ^_^



- Nie mogę tego zrobić – powtórzył House znudzonym głosem, po raz kolejny tego wieczoru.
- Nadal nie podałeś żadnego powodu – stwierdził spokojnie Wilson po dłuższej chwili. – Dobrego powodu – dodał szybko, widząc, że przyjaciel już otwiera usta żeby coś powiedzieć.
Po tych słowach znowu zapadła cisza.
Dochodziła północ. Siedzieli na kanapie House’a leniwie popijając piwo i oglądając powtórkę jakiegoś nudnego meczu. Od strony telewizora raz na jakiś czas dobiegały dziwne trzaski, właściwie od blisko miesiąca był to jedyny dźwięk jaki emitował. Od tego czasu wieczory zazwyczaj spędzali u Wilsona, który mimo usilnych starań nie potrafił zmusić House’a do wymiany tego grata na nowy. Wymiany, naprawy, czegokolwiek - byle tylko przestał zmuszać go do oglądania dziwnej telenoweli, której tytułu nie potrafił nawet powtórzyć. Tego wieczoru House wyjątkowo zaprosił go do siebie.
- Mecz - powiedział - to coś do czego dźwięku nie potrzeba. Komentatorzy to idioci.
‘Amen’ pomyślał Wilson i tak oto skończyli na tej nieszczęsnej kanapie, otoczeni pustymi puszkami po piwie i resztkami pizzy.
Obaj zmęczeni i znudzeni - tego dnia House skończył leczyć trudny przypadek, a Wilson nadrabiać zaległości w papierkowej robocie. Ich rozmowa ciągnęła się już od paru godzin. To zadawali pytania, to zapadali w dziwne otępienie. Obaj nie byli już nawet pewni, w którym momencie padła ta kłopotliwa propozycja. Bo to, że padła nie budziło żadnych wątpliwości.
- Chciałbym żebyś mnie pocałował - stwierdził nagle Wilson bez ogródek po kolejnej dłuższej chwili wypełnionej ciszą. House nie był zdziwiony, oburzony czy zniesmaczony. Nie zareagował w żaden ze wskazanych na ten moment sposobów. Nie było, zatem ‘Przepraszam Jimmy, ale jestem hetero’, nie było też ‘Porozmawiajmy o tym późnie, ucieka mi samolot’. Było za to ‘Nie’, łyk piwa i dłuższa chwila milczenia. Do czasu.
- Nie podałem powodów, ponieważ znasz je równie dobrze jak ja – odezwał się niespodziewanie House z miną znudzonego rodzica. – Poza tym odnoszę wrażenie, że podchodzisz do tego jak do eksperymentu. Myślisz sobie, miałem tyle rozwodów – ciągnął uśmiechając się przebiegle – może to ze mną jest coś nie tak.
- Przestań – przerwał mu Wilson. – Gdybym podchodził do tego jak do eksperymentu, miałbym już w ręku dokładne dane całej grupy przystojnych ochotników. Zestawiłbym wyniki w formie tabelki.
- Tabelki, statystyki, dowody... - wyrecytował House kręcąc głową. – Tego właśnie się boję. Po wszystkim każesz wypełnić mi jakiś formularz.
Ostatnie słowa sprawiły, że Wilson zakrztusił się właśnie przełykanym piwem. Ocierając usta spojrzał oskarżycielsko w stronę drugiego mężczyzny.
- Przesadziłeś – wycedził, kiedy już odzyskał oddech. – To nie było nawet śmieszne.
- Och, wierz mi, że było – odparł House, poklepując przyjaciela po plecach. – Już dobrze? – dodał po chwili nieco zaniepokojony.
- Dość tego – stwierdził Wilson zrzucając rękę przyjaciela ze swoich pleców i usiłując podnieść się z kanapy, na której spędził ostatnie kilka godzin. Stanął nieco chwiejnie na nogach, po czym przeciągnął się z przyprawiającym o ciarki chrzęstem.
- Robimy to, czy nie? – Rzucił od niechcenia tonem, przeznaczonym raczej dla dzieci pytających rodziców o zgodę na późniejszy powrót do domu niż dorosłego proponującego pocałunek
- Nie – oświadczył House odwracając wzrok od przyjaciela. – Chcę najpierw obejrzeć ten mecz – dodał wskazując w stronę ekranu. – A do tego czasu ty już będziesz smacznie spał – zakończył gładko.
- A niech cię! – Przeklął Wilson nie kryjąc rozdrażnienia. - Masz czas do końca tygodnia, żeby przedstawić mi jakiś sensowny powód, dla którego po tylu latach znajomości nie możesz... - urwał zakłopotany. – No wiesz. Zresztą... - podjął po chwili, mrużąc oczy, jakby próbował coś sobie przypomnieć. – Już to kiedyś prawie zrobiliśmy. Pamiętasz? Na koncercie Stones’ów w…
- Nie rozśmieszaj mnie, Jimmy – przerwał szorstko. – Mieliśmy jeden koc, a samochód był cholernie mały. - Po tych słowach House zaśmiał się nerwowo i potarł dłonią czoło. - Oszalałeś. Tylko tyle mam do powiedzenia. Wiesz co...- zaczął, wstając nagle i wyłączając telewizor. – Prześpij się na kanapie. Chyba jesteś bardziej pijany niż na to wyglądasz.
Nie czekając na odpowiedź chwycił z podłogi laskę i krzywiąc się nieco ruszył w kierunku sypialni.
- I nie waż się tu zaglądać! – rzucił uśmiechając się przebiegle zanim zamknął drzwi.


Rano House nie znalazł nikogo na swojej kanapie. Łatwo jednak dało się zauważyć, że Wilson skorzystał z propozycji. Nikt inny nie zostawiłby schludnie ułożonego w kostkę koca i nie posprzątałby całego bałaganu, który wczoraj zostawili.
Ciekawe czy będzie coś pamiętać zastanawiał się House w drodze do szpitala. Uśmiechnął się na samą myśl o tym jak będzie dokuczać Wilsonowi z powodu wczorajszej rozmowy. Pierwsze kroki skierował prosto do gabinetu przyjaciela. Otworzył drzwi nie marnując czasu na pukanie i spojrzał na onkologa z rozbawieniem.
Na stole miał wielki kubek kawy, obok biurka stała butelka wody, a kiedy podniósł na niego zirytowany wzrok, dostrzegł też głębokie cienie pod oczami.
- Nie kłopocz się House. Doskonale pamiętam wczorajszy wieczór i jeśli nie masz mi niczego ciekawego do powiedzenia, wyjdź.
Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu House’owi zabrakło słów. Stał w drzwiach z osłupieniem wypisanym na twarzy i pustką w głowie. Przewrotny uśmiech zniknął bezpowrotnie, a jego czoło przecięła głęboka bruzda. Nacisk położony na słowo ‘ciekawego’ przyprawił go o dziwny skurcz żołądka.
- Nie tak wita się przyjaciela, który użycza ci kanapy – wydusił z siebie, kiedy już odzyskał zdolność mówienia. Zorientował się, że cały czas stoi w wejściu, więc czym prędzej zmusił swoje nogi do posłuszeństwa i podszedł do biurka Wilsona. Z głośnym westchnieniem opadł na krzesło, po czym wbił oskarżycielski wzrok w drugiego mężczyznę.
– Szczerze mówiąc do tej pory łudziłem się, że to wszystko efekt zbyt dużej ilości alkoholu i grzybków, którymi nafaszerowałem pizzę, kiedy nie patrzyłeś.
- Nawet nie próbuj – zagroził mu Wilson nie odrywając wzroku od papierów, które właśnie wypełniał.
- Nie próbuj czego?
- Nie próbuj obracać wszystkiego w żart. Zresztą nawet ty nie dodałbyś...
- Gdybym wiedział, że tak zareagujesz, z pewnością nie – przerwał mu diagnosta, uśmiechając się złośliwie.
- Przestań – powiedział Wilson patrząc na niego z politowaniem.
- Na twoim miejscu nie byłbym taki spokojny. Wiesz, co to oznacza? – zapytał unosząc w górę brwi. – Że chciałeś na trzeźwo wpakować mi język w usta. No prawie na trzeźwo...
- Chcę zrobić to nadal – oświadczył Wilson odważnie i dość niespodziewanie, nawet dla siebie samego.
- Czy to nie ja powinienem być górą w tej pokręconej przyjaźni? Jestem w końcu starszy – zapytał z pretensją w głosie House.
- Ale to ja jestem samcem alfa. Nie zapominaj o tym.
- Powiedz, że żartujesz – poprosił po chwili House z niemym błaganiem w oczach.
- Masz tydzień na to żeby podać mi jakiś sensowny powód dla którego nie możemy tego zrobić – stwierdził Wilson wracając do papierów, które wypełniał przed pojawieniem się House’a
To trochę otrzeźwiło diagnostę. Przybrał kpiący – ja mu się zdawało – uśmieszek i wstał z krzesła.
- Wyznaczasz terminy, tworzysz napięcie. Z tego nie wyjdzie nic dobrego – rzucił kierując się w kierunku drzwi.


Dla House’a rozpoczął się dziwny tydzień. Codziennie rano budził się z nadzieją, że Wilson opamięta się w końcu i przyzna, że to wszystko to tylko żart – ‘marny’ dodawał zawsze po chwili zastanowienia. Żart albo sen. Bo jego stary dobry Jimmy nie robi takich rzeczy. Nie wyprowadza przyjaciela z równowagi, nie zmusza go do unikania stołówki i pory lunchu, nie pozbawia zdolności do racjonalnego myślenia, nie osacza. Myślał, że Wilson przez najbliższy tydzień będzie go unikać, że zachował przynajmniej na tyle przyzwoitości żeby nie zbliżać się do niego ze swoimi grzesznymi myślami. Ten jednak odwiedzał go tak jak kiedyś - mówił znajome zabawne rzeczy, skarżył się, że umarł mu kolejny pacjent, nęcił kawą. I wszystko byłoby w porządku gdyby nie to, że gdzieś między nimi wisiał właściwy temat, którego usilnie starali się unikać. Wilson ponieważ powiedział już wszystko co chciał, House bo bał się powiedzieć cokolwiek.
Z czasem zaczął podczas tych spotkań dostrzegać rzeczy, które wcześniej mu umykały. Zabłąkane spojrzenia Wilsona, rumieniec pojawiający się w nieodpowiednich chwilach i ukryte uśmiechy patrzących na nich ludzi. Zauważył tez, że to wszystko, choć powinno go irytować wywołuje w nim raczej spokój.
Raz tylko odważył się nawiązać do Tego Tematu. Wracali właśnie ze stołówki, kiedy naszła go dziwna myśl.
- Dlaczego właśnie teraz, Wilson? I dlaczego mam czas do końca tygodnia?
- A dlaczego nie? – zapytał onkolog uśmiechając się przebiegle.
To najwyraźniej miało wystarczyć mu za całą odpowiedź, bo nie czekając na protesty czmychnął do swojego gabinetu.
House chciał krzyknąć, że jeszcze go dopadnie, ale dotarło do niego, że w tej sytuacji nie jest to na miejscu.


Dopiero po pewnym czasie w pełni zrozumiał, czego oczekiwał Wilson. Zrozumiał też, że nie budzi to w nim odrazy, lecz ciekawość. I choć to mogło okazać się błędem, House postanowił zagrać w tą dziwną grę.

Dni mijały zdecydowanie zbyt szybko, a House nadal nie był przygotowany na nadejście piątku. Nie był też przygotowany na Wilsona wyciągającego go zza biurka i ciągnącego do windy, pięć minut po tym jak zjawił się w swoim gabinecie. W ostatniej chwili udało mu się tylko złapać opartą o biurko laskę i teraz rozważał czy nie zdzielić nią onkologa w głowę. To nie to, że Wilson odkrył w sobie nagle niesamowite pokłady siły, które pozwalały mu zaciągnąć House’a wbrew jego woli do windy – nie – to, że House nie opierał się miało raczej coś wspólnego z ręką Wilsona. Ciepłą ręką, która niespodziewanie znalazła się na jego własnej i sprawiła, że wszyscy na korytarzu zaczęli się za nimi oglądać, kiedy kontynuowali tą dziwaczną wędrówkę.
- Mogę wiedzieć, co ty właściwie robisz? – zapytał zirytowany w momencie gdy drzwi windy zamknęły się wreszcie, odcinając ich od ciekawskich spojrzeń. Kiedy Wilson puścił jego dłoń, zacisnął ją kurczowo w pięść.
- Minął tydzień.
- Też mi wielka nowina. Nawet gdybym chciał, nie dałeś mi o tym zapomnieć.
- I nie przedstawiłeś żadnego sensownego powodu – stwierdził tylko, zupełnie ignorując jego wcześniejszy komentarz. Oparł się plecami o ścianę i spojrzał mu w oczy.
House nie zdążył nic powiedzieć, bo nagle drzwi windy znowu się otworzyły, a ręka Wilsona wróciła na swoje poprzednie miejsce. To znaczy zacisnęła się na jego dłoni.
- Czyś ty... - zaczął zirytowany diagnosta, kiedy onkolog wyciągnął go na zewnątrz.
- Bądź cicho. Uciekamy z pracy, nie chcesz chyba żeby Cuddy nas...
- House! Wilson! A wy dokąd?
- ... przyłapała.
Krzyk Cuddy zatrzymał ich zaledwie parę metrów od wyjścia i sprawił, że w jednej sekundzie znaleźli się w centrum uwagi. Kobieta chciała najwyraźniej dodać coś jeszcze, gdy nagle jej wzrok spoczął na ich złączonych rękach. Gdyby nie sytuacja w jakiej się właśnie znalazł, House na pewno skomentowałby jej problemy z zamknięciem ust. Wilson tylko ścisnął jego dłoń jeszcze mocniej i uśmiechając się przepraszająco wyprowadził ostatecznie ze szpitala. Chłodny wiatr szybko przypomniał House’owi o kurtce zostawionej w gabinecie, ale nawet nie próbował zapytać czy może po nią wrócić.
- Dlaczego trzymasz mnie za rękę? – zapytał kiedy cisza między nimi zaczęła się przedłużać. Opuścili szpital i Wilson stracił całą werwę. Zupełnie jakby nie wiedział co ma teraz zrobić.
- Dlaczego mi na to pozwalasz? – odpowiedział, ale momentalnie rozluźnił uścisk i zrobił krok w tył.
- Skoro już wyrwałeś mnie ze szponów Cuddy… Co teraz? – wyrzucił z siebie diagnosta, chcąc jak najszybciej zmienić temat. Choć nie wiedział co właściwie cała ta wyprawa ma znaczyć, nie chciałby wracać teraz do szpitala. Lepiej niech Wilson skończy to co zaczął.
- Ja... Hm. Chodź. – powiedział zakłopotany i ruszył w kierunku swojego samochodu. House bez słowa poszedł za nim.


Celem okazało się być mieszkanie Wilsona. W samochodzie nie wymienili ani jednego słowa. Dopiero kiedy znaleźli się w mieszkaniu Wilson rozluźnił się wyraźnie i odważył spojrzeć na House’a.
- Co ja narobiłem... - powiedział zrezygnowanym głosem pocierając w zakłopotaniu kark.
- Masz na myśli wkurzenie Cuddy, czy mnie?
- Jesteś zły? – zapytał podnosząc wzrok. – Właściwie nie powinno mnie to dziwić. Może... Może napijemy się piwa? – wyrzucił z siebie i już go nie było.
House pokręcił tylko głową i ruszył w kierunku salonu. Kiedy tam dotarł rozsiadł się wygodnie na kanapie pocierając obolałe udo. Usłyszał za sobą kroki i już po chwili w polu jego widzenia pojawiła się ręka trzymająca piwo. Wilson podał mu butelkę po czym usiadł obok niego. House rzucił mu zaciekawione spojrzenie i wziął spory łyk alkoholu. Sobie również przyniósł butelkę, ale obracał ją tylko w rękach i nie sprawiał wrażenie osoby desperacko potrzebującej alkoholu. W przeciwieństwie do House’a.
- No więc... Po co mnie tu ściągnąłeś w godzinach pracy? – rzucił uśmiechając się krzywo.
Wilson parsknął i przewrócił oczami
- Jakbyś się przejmował tym, że zwiałeś z pracy. Przestań. – Ostatnie słowo wypowiedział dziwnie zdecydowanym tonem. House poczuł, że stają mu na karku wszystkie włoski. Ten ton oznaczał, że Wilsonowi wróciła pewność siebie. Atak Cuddy i wątpliwości na chwilę wytrąciły go z równowagi. Ale teraz byli sami w jego mieszkaniu, a on znowu zmienił się w Hyde’a.
- Wilson, Proszę cię, nawet nie zaczynaj!
- Ale ja jeszcze nic nie powiedziałem – odparł niewinnym tonem.
- Ale chcesz. Chcesz żebym znowu zaczął ci tłumaczyć dlaczego całowanie się z najlepszym przyjacielem nie jest najlepszym pomysłem.
- Nie chcę. Wiem, że nie masz żadnego dobrego argumentu... - zakończył, nagle przybliżając się do niego nieznacznie i odstawiając butelkę na ziemię.
House chwycił laskę i zerwał się na równe nogi. Kiedy zrobił kilka pospiesznych kroków w tył, uderzył nogami o kant małego stolika i stracił równowagę. Butelka piwa wypadłą mu z ręki i spadła na ziemię. Kiedy potoczyła się w kierunku telewizora, po pokoju rozniósł się gorzkawy zapach.
- Mam! – wykrzyknął nie zważając na bałagan jaki zrobił. Histerycznie rozejrzał się wokoło i zaczął grzebać w kieszeniach. Po chwili wyciągnął z jednej pognieciony świstek papieru. Nosił to ze sobą już od kilku dni, łudząc się, że jednak nie będzie nigdy zmuszony korzystać z tego. - Znalazłem statystyki, według których 60% stosunków seksualnych kończy się nawiązaniem więzi emocjonalnych...
- Ale my już...
- ... Nie przerywaj mi Wilson. – Powiedział karcąco. – 80% osób nawiązujących więzi emocjonalne o charakterze romantycznym ma lepszy humor i nastawienie do świata. W skrajnych przypadkach przejawiają odruchy altruistyczne. – Podniósł oczy znad kartki i wbił oskarżycielski wzrok w drugiego mężczyznę. – Chcesz żebym przeprowadzał staruszki przez ulicę? – zakończył rozpaczliwym tonem.
- Sam jesteś kaleką. Przecież nikt cię nie poprosi o coś takiego – odparł naiwnie Wilson.
– Jimmy, nawet seks z tobą nie jest tego wart.
Ostatnie zdanie sprawiło, że Wilson otworzył usta i nie potrafił już ich zamknąć.
- Chcę zobaczyć te statystyki – powiedział słabo, kiedy już odzyskał oddech i zdolność myślenia. Zdecydowanym ruchem podniósł się na nogi.
- Nie.
- Wymyśliłeś je.
- Oczywiście.
- Ale...
- Jakie ‘ale’? – Wykrzyknął gniewnie House. Jakby to wszystko przestało go nagle śmieszyć. - Cały czas łudzę się, że to wszystko jest tylko marnym żartem notorycznego rozwodnika. – wycedził, ściskają laskę tak, że zbielały mu palce. - Cholera jasna! Cały tydzień męczysz mnie i zrzędzisz z powodu jakiego kretyńskiego pomysłu. Chcesz koniecznie się z kimś przespać to zapłać za to komuś.
Krótkie, celne i przesiąknięte jadem. Dopiero po chwili dotarło do nich obu.
House zastanawiał się, co właśnie powiedział, a Wilson trawił to co usłyszał. Bolało.
- To nie tak – zaczął kiedy już odzyskał zdolność mówienia. - To nie w porządku Greg.i dobrze o tym wiesz. To nie w porządku – szeptał gorączkowo celując w niego oskarżycielsko wskazującym palcem. Na twarzy miał wypisaną urazę i rozczarowanie. Zwłaszcza to ostatnie zabolało House’a, sprawiło, że wziął głęboki oddech i zrobił kilka niepewnych kroków w kierunku przyjaciela.
- Zaczekaj Wilson – zaczął niepewnie. – Przepraszam. Wiesz, że zawsze mówię głupoty. Nie chciałem... - dodał pośpiesznie.
- Chciałeś! Cholera... Chciałeś! I dobrze o tym wiesz – krzyknął wbijając wzrok w podłogę. Miał zaciśnięte pięści a jego oczy straciły gdzieś ciepły czekoladowy blask.
- Jimmy... - wyszeptał drżącym i niepewnym głosem. Tak do niego niepodobnym.
- Nie nazywaj mnie tak... - uciszył go rozpaczliwie i cicho, dziwnie daleko od krzyku sprzed kilku sekund.
- Kiedy to wszystko przestało być żartem? – zapytał po chwili House, wbijając w Wilsona pytający wzrok.
- Sam nie wiem – odpowiedział niechętnie. – Chyba wtedy, kiedy odwiedziłeś mnie w gabinecie. Następnego dnia. – Zagryzł wargę nie kryjąc zakłopotania. – A może od samego początku coś w tym było. Sam nie wiem. Widzisz, byłem trochę pijany, kiedy to mówiłem. Później zaczęło mnie bawić twoje przerażenie i całe to zadanie. Myślałem, że przyniesiesz mi jakieś zabójcze statystyki, upijemy się, będziemy śmiać z tego wszystkiego. I w ogóle... - zakończył dość nieskładnie, siadając z powrotem na kanapie i ciężko wzdychając.
- Czyli to wszystko, to tylko zabawa? – zapytał nagle House.
W jego głosie zabrzmiało coś dziwnego i Wilson z całego serca nie chciał, żeby to coś okazało się być ulgą.
- Nie – odpowiedział po prostu, zaciskając nerwowo dłonie.
- Nie? – zapytał House jak ostatni idiota, starając się żeby jego głos brzmiał pewnie. Zabrzmiało to raczej sucho i Wilson skulił się nieznacznie.
- Nie. To znaczy, ja sam do końca nie wiem jak to z nami jest.
- Ja też nie. – Prosta i szczera odpowiedź połączona z nerwowym potarciem policzka i zerknięciem na przyjaciela. House wahał się tylko przez chwilę zanim w końcu usiadł obok niego na kanapie.
- Nie jestem gejem i ty też nie. To oczywiste.
- Zdecydowanie.
- To dlaczego od dłuższego czasu mam ochotę cię pocałować?
- Nie wiem, ale to chyba działa w dwie strony.
House nie wiedział do końca, dlaczego wypowiedział ostatnie zdanie. Jednak ciepło, które pojawiło się wraz z nim w oczach Wilsona mogło być dobrym wytłumaczeniem.
Dziwny błysk i rumieniec. Potem niepewne zerknięcie na usta, dłoń muskająca policzek, linię szczęki i kończąca swoją wędrówkę na karku. Stało się. Ciepło i bliskość. Było coś nieśmiałego w ich pocałunku, w Wilsonie przymykającym powoli oczy i nieśmiało przysuwającym się do niego, w jego dłoniach wciąż kurczowo zaciśniętych na kolanach. Dopiero, kiedy palce House’a ostatni raz musnęły szyję Wilsona i rozpoczęły powolną wędrówkę w dół jego pleców, ten westchnął i rozluźnił się. Odsunął na chwilę i uśmiechnął.
- Rumienisz się – szepnął House, patrząc na przyjaciela spod przymkniętych powiek. Wyraz twarzy Wilsona, czysta radość i niedowierzanie były wszystkim, czego potrzebował w tej chwili. Te dwa słowa były wszystkim, co mógł wydusić z siebie w tym momencie. Nagrodzony został cichym prychnięciem i kolejnym pocałunkiem.

A później, dużo później, kiedy starali się jeszcze to wszystko ogarnąć i zrozumieć, House zadał znamienne pytanie.
- To jak to właściwie z nami jest?
- Wiem tylko, że jesteś moim najlepszym przyjacielem – odpowiedział Wilson spokojnym i pewnym głosem.
- I myślisz, że to wszystko wyjaśnia?
- Tak, dokładnie tak myślę. A zresztą... kogo to obchodzi? - szepnął uśmiechając się niedorzecznie i ponownie przybliżając się do niego.

THE END



SCENY WYCIĘTE:

- No nie...
- Ja ty witasz swojego najlepszego przyjaciela?
- Sądząc po twojej minie, masz ze sobą kolejną statystykę?
- Oczywiście. Mamy przecież kolejny dzień tygodnia. Piątek i ‘godzina zero’ zbliżają się wielkimi krokami. Wciąż łudzę się, że przemówię ci do rozsądku.
- Nie ma szans.
- Gdybyś odpuścił przestałbym odczytywać te statystyki.
- ...
- Kuszące, prawda?
- Zastanawiam się... Właściwie to skąd je bierzesz? Jesteś zbyt leniwy żeby je przygotowywać. Nawet w wyższym celu, jakim jest uprzykrzanie mi życia.
- Cameron je przygotowuje, a co?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pino dnia Śro 14:58, 03 Mar 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narcyza
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 03 Lut 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza rogu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:30, 01 Mar 2010    Temat postu:

Mogę wytkąć kilka błędów? *wraca na górę strony* Nie mogę, okay

Słodkie to było w gruncie rzeczy, tylko wydaje mi się, że scena pocałunku (szczególnie początek) była nieco zagmatwana, w sumie to nie wiedziałam, kiedy zaczęli się całować. Ale, to pewnie moja wina, bo ostatnimi czasy nie umiem czytać ze zrozumieniem xD No, to tego...
Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gehnn
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 17 Lis 2009
Posty: 743
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z zamku pięciu Braci
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:13, 02 Mar 2010    Temat postu:

Och, jej.

Cały przebieg akcji jest tak uroczy, że nie jestem w stanie pisać niczego chłodnego i poważnego. Podoba mi się czarujący humor fika, podoba mi się (a nawet bardzo) odważny Wilson, podoba mi się cały ten chaos. Bardzo podoba mi się pomysł. Kocham to, że fik jest długi i to, że na początku cały zamysł wydawał mi się tak niedorzeczny, że aż prawdopodobny C:

Jak dla mnie bardzo, bardzo dobry. Ogromnie przyjemnie się czyta. I to chyba tyle ^_^

Pozdrawiam,
G.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
milea
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 2104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: The Mighty Boosh
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:20, 02 Mar 2010    Temat postu:

Ooooochhhhhhhhhhhhh

Pino, UWIELBIAM Twoje fiki. Po pszczołach i wielkiej rybie, całkowicie się zakochałam w Twojej twórczości.

Wilson jak zwykle taki kochany, House niedostępny i happy end

ślicznieeeeee


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:54, 02 Mar 2010    Temat postu:

Narcyza: Może i jest nieco zagmatwana, ale od początku chciałam żeby ta scena tak wyglądała ^^" Mam nadzieję, że mimo wszystko Ci się podobało. Dziękuję za miły komentarz

gehnn: Odważny Wilson i niedorzeczna fabuła - to dlatego przez dłuższy czas zastanawiałam się czy w ogóle pisać dalej ten tekst ^_^ To mój pierwszy fik, w którym to Wilson przejmuje inicjatywę i muszę przyznać, że nawet mi się to podoba (chociaż na początku nie byłam do tego przekonana). A fabuła... Trochę szaleństwa nigdy nie zaszkodzi! xD Cieszę się, że mimo tego iż całość opiera się na dość szalonym i nierealnym pomyśle, da się dotrwać do końca i jeszcze napisać tak miły komentarz. Bardzo dziękuję

milea: Nie będę się rumienić, nie będę się rumienić... xD Cieszę się, że podobają Ci się moje fiki. Może kiedyś spróbuję napisać coś, co oddali się chociaż o kawałeczek o fluffu ale szczerze mówiąc mam chyba słabość do 'happy endów' ^_^
Dziękuję!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pino dnia Wto 22:55, 02 Mar 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vincent
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:34, 04 Mar 2010    Temat postu:

No dobra, to się mogę w końcu wypowiedzieć
Ilekroć czytam ten tekst, znajduje jakieś nowe ciekawe zdania.
A czytam to już fiu, fiu ... z dziesiąty raz. Jednym słowem ten fik żyje chyba własnym życiem

Cytat:
jego oczy straciły gdzieś ciepły czekoladowy blask.
Eh ! [głośno wzdycha]

Niedorzeczny pomysł? Raczej szalony i zuchwały, czym lepiej dla fabuły. A że fluffowate to nic nie szkodzi,
też wolę jak jest happy end( ani mi się waż przerzucać na angsty, bo tego sprawdzać nie będę ).

Cytat:
– Jimmy, nawet seks z tobą nie jest tego wart.
Jest, jest ...

Bardzo przepraszam, że komentarz trochę taki wymemłany. To wszystko przez piosenkę, którą mi wysłałaś.
Odebrało mi całą radość życia i nastroiło nostalgicznie.

Jak zwykle wielbię twoje mini-epilogi i sceny wycięte.
PS

Najważniejsze, że zagubieni w czasie i przestrzeni się odnaleźli.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vincent dnia Czw 21:44, 04 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:45, 05 Mar 2010    Temat postu:

Vincent napisał:
No dobra, to się mogę w końcu wypowiedzieć


Nareszcie! ^_^

Vincent napisał:
Ilekroć czytam ten tekst, znajduje jakieś nowe ciekawe zdania.
A czytam to już fiu, fiu ... z dziesiąty raz. Jednym słowem ten fik żyje chyba własnym życiem


Też chciałabym znajdować w nim coraz ciekawsze zdania. Niestety u mnie ta opcja już nie działa zbyt dobrze xD
Dziesiąty raz? I właśnie w ten magiczny sposób wywołujesz u ludzi poczucie winy. Nie. Ja Cię wcale nie zmuszałam do czytania tego tekstu, ja Cię wcale nie zmuszałam do czytania tego tekstu... Przynajmniej gdzieś od piątego razu czytanie tego przestało być katorgą

Vincent napisał:
Cytat:
jego oczy straciły gdzieś ciepły czekoladowy blask.
Eh ! [głośno wzdycha]


*również głośno wzdycha*

Vincent napisał:
Niedorzeczny pomysł? Raczej szalony i zuchwały, czym lepiej dla fabuły. A że fluffowate to nic nie szkodzi,
też wolę jak jest happy end( ani mi się waż przerzucać na angsty, bo tego sprawdzać nie będę


Zuchwały? Jak to świetnie brzmi! Jesteś pewna, że to o moim fiku? xD
Na razie nic się nie bój angstów. Co prawda od maja zeszłego roku (sic!) planuje jednego ale jak na razie nic z tego nie wychodzi ^^"

Vincent napisał:
Cytat:
– Jimmy, nawet seks z tobą nie jest tego wart.
Jest, jest ...


Hell yeah!

Vincent napisał:
Bardzo przepraszam, że komentarz trochę taki wymemłany. To wszystko przez piosenkę, którą mi wysłałaś.
Odebrało mi całą radość życia i nastroiło nostalgicznie.


Twój komentarz w żadnym wypadku nie jest wymemłany. A piosenką proszę się nie tłumaczyć, gdzieś od czwartej minuty jest nawet dość skoczna xD

Ogólnie... Baardzo dziękuję


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pino dnia Pią 20:46, 05 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 8:59, 21 Mar 2010    Temat postu:

Whoa *_* Z pijackiego zakładu (który był bardzo w ich stylu) zrobiłaś cudną, lekką historię o odkrywaniu siebie (która... no cóż, która okazała się być jeszcze bardziej w ich stylu, brawo!)

Tym, co kupiło mnie najbardziej, był fakt, że to pomysł Wilsona - i wreszcie to Wilson (który przecież jest nie gorszy w manipulowaniu ludźmi od House'a) trzyma go w garści; Wilson, który jest pewny swojego wyboru i zmusza House'a, z wdziękiem i gracją, do zaakceptowania (więcej, do radosnego przyłączenia się) tego zwariowanego pomysłu.
Uh, mam nadzieję, że nie bredzę za bardzo i wszystko jest w miarę jasne

Cytat:
Już to kiedyś prawie zrobiliśmy. Pamiętasz? Na koncercie Stones’ów w…
- Nie rozśmieszaj mnie, Jimmy – przerwał szorstko. – Mieliśmy jeden koc, a samochód był cholernie mały.


Proszęproszęproszę rozpisz to! *_*
Weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:55, 21 Mar 2010    Temat postu:

333bulletproof napisał:
Tym, co kupiło mnie najbardziej, był fakt, że to pomysł Wilsona


Do tej pory w moich fikach to House był tym knującym i zdecydowanym, także na początku chyba nie do końca zdawałam dobie sprawę z tego co piszę. Ale ostatecznie spodobał mi się właśnie taki Wilson. To w końcu on jest samcem alfa, prawda? xD

333bulletproof napisał:
Uh, mam nadzieję, że nie bredzę za bardzo i wszystko jest w miarę jasne


Wszystko jest bardzo jasne i bardzo miłe. Dziękuję! ^_^

333bulletproof napisał:
Proszęproszęproszę rozpisz to!


Kuszące, nie powiem Boję się tylko, że po rozpisaniu okaże się, że to była całkiem banalna i nudna historia. Chyba lepiej będzie jeśli zostanie tak jak jest - niedopowiedzenie zostawia miejsce dla wyobraźni xD

Pozdrawiam ^_^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izoch
Okulista
Okulista


Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sammyland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:32, 21 Mar 2010    Temat postu:

Że też nie umiem napisać czegoś takiego, czym zabłysnęłabym i w ogóle, no ;d


Wiedziałam, że House wykombinuje coś w tym stylu - to jest w takie jego... ekhm, stylu ;D Chociaż na początku myślałam, że się skusi. Kto by się nie skusił? *___*
Z kolei pod koniec bałam się, że Wilson zachowa się jak dupek i znielubi bardzobardzo House'a i rzuci w niego wazonem/butelką/czymś innym. I to nie była fajna wizja.
Scena wycięta mnie powaliła

Weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:11, 22 Mar 2010    Temat postu:

Izoch napisał:
Scena wycięta mnie powaliła


Nareszcie ktoś to w ogóle zauważył. To mój ulubiony moment!

Izoch napisał:
Z kolei pod koniec bałam się, że Wilson zachowa się jak dupek i znielubi bardzobardzo House'a i rzuci w niego wazonem/butelką/czymś innym.


Oj, było blisko. Na szczęście mój przesiąknięty fluffem umysł na to nie pozwolił xD

Dziękuję ^_^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vincent
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:19, 30 Mar 2010    Temat postu:

Cytat:
Dziesiąty raz? I właśnie w ten magiczny sposób wywołujesz u ludzi poczucie winy. Nie. Ja Cię wcale nie zmuszałam do czytania tego tekstu, ja Cię wcale nie zmuszałam do czytania tego tekstu...


Nie, nie zmuszałaś A czytanie tego tekstu nawet po raz dwudziesty jest dla mnie przyjemnością.

Cytat:
Na razie nic się nie bój angstów. Co prawda od maja zeszłego roku (sic!) planuje jednego ale jak na razie nic z tego nie wychodzi ^^"


Co ci takiego chodzi po tej głowie? Aż strach pytać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin