Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zmiany [8/13]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:30, 13 Maj 2009    Temat postu: Zmiany [8/13]


Zweryfikowane przez autora

He he! Powróciłam! Co prawda jeszcze nie z własnym fikiem, ale od czegoś trzeba znów zacząć, prawda? A ten jest wyjątkowo przyjemny Aczkolwiek jego tłumaczenie jest istnym piekłem. Zresztą sami zobaczycie. I to wszystko przez te dialogi Mam nadzieję, że mi wybaczycie.

Aha, i jeszcze jedno. Widzicie ten uroczy znaczek powyżej? Zgadza się, moje drogie! Ale na odrobinę ery trzeba będzie jeszcze troszkę poczekać. Ale nie martwcie się, you'll be rewarded

No to lecimy z tym koksem!



Tytuł: [link widoczny dla zalogowanych]
Autorka: MadameCSI
Raiting: sami widzicie
Tłumaczenie: Lady Makbeth

1. Greg.

Dobitne słowa przewijały się przez jego głowę, kiedy kuśtykał w kierunku drzwi, zza których rozlegało się uporczywe stukanie. Szarpnięciem otworzył drzwi mrucząc szorstko:

- Co?

Nie był przygotowany na Wilsona z zarumienioną, załzawioną twarzą i podpuchniętymi oczami. Nie widzieli się przez prawie dwa tygodnie, ich ostatnie spotkanie zakończył Wilson, mówiąc swemu najbliższemu przyjacielowi, że już nigdy więcej nie chce go widzieć. House opuścił wzrok ku podłodze, natychmiast odczuwając dyskomfort spowodowany emocjonalną konfrontacją, która miała mieć miejsce, ale nie przeoczył niemal pustej butelki po alkoholu w lewej ręce Wilsona.

Zaskoczyły go miękkie słowa, wypowiedziane bez tchu:

- Ona odeszła, House. Amber odeszła.

Błękitne spojrzenie uniosło się, niepewne jakiej emocji się trzymać:

- Wiem.

- Obwiniałem cię.

Momentalnie zwrócił uwagę, że słowo zostało wypowiedziane w czasie przeszłym, natychmiast decydując się nie wspominać o tym czy się nad tym zastanawiać. - Wiem. - Upłynęło kilka chwil ciszy, zanim dodał - Chcesz piwa?

Wilson, robiąc parę kroków znalazł się w mieszkaniu House'a, zataczając się, opadł na kanapę, jego butelka gotowa była upaść na podłogę.

- Więęęęc, dobrze ci z tym, co masz, czy jednak chcesz to piwo?

Milczącą odpowiedzią Wilsona było przytknięcie butelki do ust. Przełknął łyk alkoholu:

- Miałeś rację.

Zastanawiając się, czy każde stwierdzenie popełnione przez przyjaciela w zamroczonym alkoholem umyśle było tak oczywiste, znów odpowiedział:

- Wiem.

Wilson zaśmiał się sarkastycznie:

- Nie chcesz nawet wiedzieć, o czym mówię?

Grymas na jego twarzy i przechylenie głowy było jedyną odpowiedzią.

- Mam na myśli Amber. To, dlaczego się z nią spotykałem. Miałeś rację. - Łyk alkoholu spowodował krótką pauzę. - Była twoją żeńską wersją.

House wprowadził szczyptę sarkazmu:

- Więc teraz uzmysłowiłeś sobie, że nie możesz beze mnie żyć? W porządku, przyjmuję cię.

Z niesamowitą siłą Wilson rzucił butelką o ścianę, roztrzaskując szkło, a resztka płynu rozchlapała się i ściekała na drewnianą podłogę. Krzyk zdumiał obu mężczyzn:

- Nie waż się mnie lekceważyć! Cholera, House!

Kuśtykając w kierunku laski opartej o pobliski stolik:

- Czego ode mnie chcesz, Wilson? Przepraszam! Ok? Przepraszam!

Stanął na chwiejnych nogach, natychmiast unosząc dłonie ku głowie i zaciskając powieki. Kiedy już się pozbierał, powiedział:

- Przestań! Czemu, do diabła, przepraszasz? Nie zrobiłeś nic złego!

Twarzą w twarz, konkurs krzyków z każdą minutą stawał się głośniejszy.

- Przepraszam, że mnie winiłeś! Co, do cholery, mam zrobić, abyś mi wybaczył, jeśli nie przeprosić?

- Myliłem się! Cholera, House! Postaw mi się! Powiedz, że jestem ignorantem! Powiedz, że jestem idiotą!

- Jesteś idiotą! Byłeś idiotą, spotykając się z nią! Byłeś idiotą, obwiniając mnie! I jesteś kompletnym idiotą, bo wybrałeś ją zamiast mnie! - Cisza, która nastąpiła, przerażała go. Posunął się za daleko. Mówił teraz delikatniej, ale bez strachu w głosie: - No już. I teraz co?

Ale nawet chociaż pytał, House nie był przygotowany na odpowiedź na to pytanie. Bez słowa Wilson zrobił jeden krok, aby zmniejszyć dystans między nimi, złapał obie strony jego nieogolonej twarzy i gwałtownie przycisnął swe usta do drugich - zaskoczonych. Palce zagłębiły się w ciało, usta przywarły do siebie, serca łomotały.

Skończyło się to równie cicho, jak się zaczęło. Łzy ściekały po twarzy Wilsona, kiedy jego mokre oczy spotkały zaszklony oceaniczny błękit. Ich spojrzenia się zetknęły, szukając u siebie nawzajem odpowiedzi. Potem równie szybko, jak się zjawił, bez żadnego wytłumaczenia Wilson ruszył do wyjścia, zostawiając swego kalekiego przyjaciela oszołomionego w ciszy.


Dwa tygodnie minęły nim znów rozległo się znajome pukanie do jego drzwi. Przewracając oczami, nie zawracał sobie nawet głowy wstawaniem, zawołał jedynie, aby wszedł.

Drzwi stanęły otworem i Wilson wślizgnął się do środka.

- Skąd wiedziałeś, że to ja?

Z piwem w ręce i otwartą buteleczką Vicodinu na stoliku House odpowiedział:

- Nie zamawiałem dziwki, a ty jesteś moim jedynym przyjacielem.

Nastąpiła krótka chwila ciszy, nim Wilson spytał:

- Nadal jesteśmy przyjaciółmi?

House odpowiedział jak gdyby nic się nie stało:

- Ty tu jesteś, ja tu jestem. Powinno wypalić.

Nic się nie zmieniło.

Nastąpiło pojedyncze skinienie głowy wyrażające zrozumienie.

- Przyniosłem piwo. - Dumnie podniósł sześciopak. House wysuszył ostatnią butelkę w swej dłoni nim sięgnął po następną.

House oglądał telewizję, zupełnie jak zawsze - dramatyczną, banalną telenowelę, którą nagrał z jakiegoś powodu. Wrzeszczał na aktorów, jak gdyby naprawdę mogli usłyszeć, co ma do powiedzenia i sypał diagnozami pięć minut nim ukazały sie w serialu, które były w 90% prawidłowe. Był nieznośny, gwałtowny i głośny, wszystkie te szczególne cechy były w jakiś sposób atrakcyjne dla Wilsona.

Podczas gdy House był skupiony na serialu, Wilson pozwolił niespiesznie błądzić swoim oczom po ciele, po którym nigdy by się nie spodziewał, że będzie go pociągać. Spoglądał na jego stopy, zawsze obute w adidasy, po czym wędrował po jego długich, wiecznie-odzianych-w-spłowiałe-dżinsy nogach zatrzymując się na ukrytej bliźnie na jego prawym udzie, które tak pragnął uzdrowić. Jak zwykle, rockowa koszulka okrywała jego umięśnioną klatkę piersiową i szerokie ramiona. Jednak to twarz przykuwała uwagę Wilsona. Wygląd wołający o maszynkę do golenia, który zwykle go drażnił, zdawał się nie tylko odpowiadać House'owi, ale także zwiększać jego atrakcyjność. Wspomnienie delikatnej, choć nadal szorstkiej szczęki w jego dłoniach nawiedzało go i sprawiało, że chciał więcej. Ale to błękitne niczym ocean oczy urzekały go, zatrzymywały cząstkę niego, o której utracie nie miał pojęcia, aż do teraz.

Nie miał pojęcia od jak dawna jest zagubiony. Miał mnóstwo czasu by o tym pomyśleć odkąd zmarła Amber. Z najnowszym obiektem swego zauroczenia przyjaźnił się od piętnastu lat, a znali się nawet dłużej. Był żonaty trzy razy, wszystkie trzy małżeństwa przepadły, bo zawsze przed wszystkie swoje żony stawiał House'a. Potem Amber. Była tak blisko, jak tylko mógł znieść. Naprawdę ją kochał. Ale czy kochał ją dla niej samej, czy dla House'a? Nadal nie potrafił na to odpowiedzieć.

Z myśli otrząsnął go krzyk:

- To rak!

- Czemu to zawsze jest rak? - zachichotał.

- To nie zawsze jest rak - odpowiedział House, nie odwracając wzroku od telewizora.

- Ale ty z jakiegoś powodu zawsze myślisz, że to rak.

Nastąpiła krótka pauza nim House odpowiedział:

- Jeśli to rak, wtedy jesteś mi potrzebny.

Następna pauza, podczas której mózg Wilsona sprowokował go do zadania następnego pytania:

- Potrzebujesz mnie?

Nadal nie odwracając wzroku od telewizora:

- Jeśli to rak.

Wilson przewrócił oczami ukradkiem rozkoszując się tą potyczką:

- Czy to jest rak?

House brzmiał niemal jakby przyznawał się do porażki:

- Tak.

- Dobrze - odpowiedział z uśmiechem Wilson.

Serial dobiegł końca bez dalszej rozmowy i Wilson wstał z zamiarem wyjścia. Pragnienie, aby pocałować milczącego mężczyznę, siedzącego na kanapie, było niemal niekontrolowane, ale rzut oka na twarz House'a powiedział mu, aby nawet o tym nie myślał. Miast tego rzucił:

- Dobranoc House.

- Dobranoc Wilson. - Obserwował jak jego przyjaciel wychodzi, po czym jego głowa opadła na oparcie sofy. Co on do diabła wyrabiał?


Następnego ranka nadal zadawał sobie to pytanie, kiedy wchodząc do biura Cuddy kuśtykał na swej lasce.

- Dzień dobry O Piersiasta.

Cuddy była przyzwyczajona do jego wygłupów:

- Czego chcesz, House?

- Jak tam przesłuchania na wakat na onkologii?

- Masz na myśli posadę Wilsona? Możesz powiedzieć jego nazwisko.

Wlepił wzrok w podłogę starając się ukryć swoje zakłopotanie, nawet jeśli nastąpiło z zupełnie innego powodu, niż myślała Cuddy.

- Taa, ten gość. Zastąpiłaś go już kimś?

- Musisz zostawić to za sobą, House. Wy chłopcy byliście... jesteście najlepszymi przyjaciółmi. On dojdzie do siebie. Po prostu daj mu trochę czasu. - Jego przenikliwe spojrzenie sprawiło, że przewróciła oczami. - Nie, nie znalazłam jego następcy.

- Dobrze. On wróci. Nie trać czasu.

- A więc rozmawiasz z nim. Gratuluję. Jak skłoniłeś go do powrotu?

- Jeszcze tego nie zrobiłem. Potrzebuję czasu.

- Jeśli próbujesz wymigać się od obowiązków w klinice, zapomnij o tym. Sprowadź go z powrotem w swoim wolnym czasie.

- Zdzira bez Serca.

- Pa, House. Daj mi znać, kiedy wróci Wilson. - Kiedy, kuśtykając, wyszedł, wróciła do swoich papierów, kochając to, że nadal ma nad nim w pewnym sensie nieco kontroli.

To właśnie House zastanawiał się, kto ma nad kim kontrolę, kiedy to później tego popołudnia dostał sms-a od Wilsona. Zawierał tylko jedno słowo: "kolacja"? Odpisał po prostu: "randka"? Westchnął, nie wiedząc z ulgą, czy ze smutkiem, kiedy nadeszła odpowiedź: "nie, tylko kolacja". Zdecydował się na prostotę: "gdzie?". Nadeszła nazwa restauracji i godzina, a on zwyczajnie odpowiedział: "ok", myśląc, że z każdą minutą brzmi to coraz bardziej jak randka.

Później, siedząc w swoim biurze coraz bardziej skłaniał się ku myśleniu, że to może być randka, istotnie rozważając powrót do domu, by się przebrać zanim wybierze się na kolację. Kiedy kaczątka wpakowały się do jego biura natychmiastowo podjął decyzję i wstał, zarzucając sobie plecak na ramię.

Gdy ich mijał Foreman spytał:

- Gdzie idziesz?

Rzucił im przez ramię:

- Sorry, mam randkę. Do zobaczenia jutro. - Nie odwrócił się, by zobaczyć wyraz ich twarzy, ale mógłby sobie wyobrazić opadnięte szczęki i uniesione brwi.


Godzinę później stał przed restauracją w świeżej, domagającej się prasowania koszuli nadal zastanawiając się co, u diabła wyrabia. Głos z tyłu zaskoczył go:

- Wchodzimy do środka czy będziemy tak sobie stać na zewnątrz?

Milcząc, House sięgnął do drzwi, przewracając oczami kiedy to Wilson przytrzymał ja dla niego. Wwlekł się do środka i zaczekał, aż Wilson potwierdzi ich rezerwację, a potem ruszył, gdy poprowadzono ich do stolika dostrzegając, iż przyjaciel postanowił wstrzymać się z zajęciem miejsca, aż on sam nie usiądzie.

House zdołał poczekać, aż będą sami, by spytać:

- Co, do diabła, tu robimy?

Nie podnosząc głowy z listy win Wilson odpowiedział:

- Jemy kolację.

- Mogliśmy robić to w moim mieszkaniu, z pizzą i piwem. To miejsce dzieli tylko jeden krok od zmuszenia mnie do założenia krawata i marynarki.

- Właściwie, powinieneś założyć krawat i marynarkę. Musiałem zapłacić 100 dolców napiwku, żeby cię wpuszczono. - Nie zauważył uniesionej brwi po drugiej stronie stołu. - A tak w ogóle, ładna koszula. Dobrze ci w niebieskim.

Raptem House wstał i odszedł zostawiając nieco oszołomionego Wilsona przy stoliku. Wróci. Nie odszedłby tak po prostu. Nie mógłby. Obaj tego potrzebowali. Czekał. Ale po piętnastu minutach House nie wrócił. Wilson zostawił pięćdziesiątkę na stole i wyszedł z mieszanką gniewu i smutku, buzującą mu w żołądku.

Wsiadł do samochodu i odjechał. Trzy razy przejeżdżał obok mieszkania House'a, zanim naprawdę się zatrzymał. Nie zawracając sobie głowy pukaniem, wpadł do środka gotowy wrzeszczeć i krzyczeć. Ale się zatrzymał, ledwie rozumiejąc rozciągającą się przed nim scenę. Dla każdej innej osoby zupełnie niedorzeczną, dla Wilsona niemal romantyczną.

House siedzący na kanapie, w rozpiętej do połowy koszuli, z nogami opartymi na stoliku, z pizzą i dwiema butelkami piwa nieopodal jego stóp. Ale mała latarka mówiła wszystko. Światło było wyłączone, radio grało cicho, a latarka promieniem do góry umieszczona została na środku stolika.

- Kolacja. Krawaty i marynarki nie wymagane.

Głośny śmiech ogarnął Wilsona, kiedy zdejmował krawat i marynarkę i zajmował miejsce raczej na środkowej poduszce, niż na swym zwykłym miejscu na końcu kanapy.

- Co zamierzałeś zrobić gdybym się nie pojawił?

House odezwał się z przekonaniem:

- Nigdy nie pomyślałem, że się nie pojawisz. - Pochylił się aby chwycić obie brązowe butelki i podał jedną Wilsonowi. - Chcesz zjeść ze mną kolację, robimy to na moich warunkach. Nie stroję się.

- Wystroiłeś się dla Cameron.

- To nie była randka, tylko dopełnienie mojej części umowy.

- TO nie była randka, tylko kolacja.

- Zmieniłem dla ciebie koszulę. Dopłaciłeś sto dolców, żeby wejść ze mną do restauracji. Czułem się źle, zostawiając cię samego. TO jest randka.

- Naprawdę?

- Cóż, według ciebie.

- A według ciebie?

- Zmieniłem dla ciebie koszulę, Zapaliłem świecę... w pewnym sensie. - Nastąpiła chwila ciszy. - Czy możemy już jeść?

Zjedli pizzę w przyjemnej ciszy, Wilson przysuwając się nieco bliżej niż to potrzebne do mężczyzny obok, słuchając muzyki sączącej się z głośników. Słowa nie miały znaczenia, piosenkarz był Wilsonowi nieznany. Ale dźwięk fortepianu w tle wyzwalał jego zmysły.

- Zagrasz dla mnie?

- Słucham?

- Na fortepianie. Zagrasz dla mnie?

- Zwykle nie gram dla innych ludzi.

- Dobrze, bo nie proszę cię abyś zagrał dla innych ludzi. - Ich oczy się spotkały - Proszę cię abyś zagrał dla mnie.

Ściągnął usta, po czym dokończył swoje piwo, wstał i ruszył do fortepianu, zatrzymując się na chwilę, by zdecydować, co zagrać. Każda nuta poruszała duszę Wilsona, nawet jeśli nie potrafił tego wytłumaczyć. Przez wszystkie te lata, kiedy byli przyjaciółmi, nigdy nie słyszał, jak House gra. To było coś, co trzymał tylko dla siebie, jego własna, mała cząstka świata. A teraz się nią dzielił.

Korzystając z okazji, Wilson wstał i przeszedł przez pokój, zajmując miejsce za muzykiem, siedzącym przy fortepianie. Z dłońmi na ramionach, które zdawały się czasami dźwigać świat, piosenka powoli dotarła do końca. Kiedy przebrzmiała ostatnia nuta:

- Dziękuję.

House skinął głową:

- Nie ma za co

Ich głosy ledwo przewyższały szept:

- Powinienem iść.

- Ok.

Jego dłoń znajdowała się na klamce zanim z drugiego końca pokoju nadeszło słowo: - Wilson. - Wstrzymał oddech, obserwując, jak House kuśtyka przez pokój bez laski w dłoni. Kiedy znaleźli się twarzą w twarz:

- To była randka, prawda?

Wilson z trudem przełknął ślinę i przytaknął. W głowie miał gonitwę myśli, gdy ich usta spotkały się tylko na najkrótszą, ale najbardziej idealną chwilę.

- Branoc.

- Dobranoc... Greg.

TBC


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lady Makbeth dnia Wto 20:50, 27 Lip 2010, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:56, 13 Maj 2009    Temat postu:

Kobieto, ja cię kocham

Po prostu świetne!

Masz super "słówka" xD

pozdro i życzę weny.

~kotek


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narquelie
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 25 Kwi 2009
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:03, 13 Maj 2009    Temat postu:

Hm, optymistyczne akcenty po ostatnim odcinku są szczególnie mile widziane... :idzie czytać:
O, randka. Oryginalne tempo, zwykle dojście do sypialni zajmuje im mniej czasu. ;D


Cytat:
- To nie zawsze jest rak - odpowiedział House, nie odwracając wzroku od telewizora.

- Ale ty z jakiegoś powodu zawsze myślisz, że to rak.

Nastąpiła krótka pauza nim House odpowiedział:

- Jeśli to rak, wtedy jesteś mi potrzebny.

Następna pauza, podczas której mózg Wilsona sprowokował go do zadania następnego pytania:
- Potrzebujesz mnie?

Nadal nie odwracając wzroku od telewizora:

- Jeśli to rak.

Bardzo to przewrotne.

Cytat:
- Zmieniłem dla ciebie koszulę, Zapaliłem świecę... w pewnym sensie. - Nastąpiła chwila ciszy. - Czy możemy już jeść?

Świeca w pewnym sensie. Interesujący element dekoracji wnętrz. xD


Z usterek, jakie mi się bardziej rzuciły w oczy:

Cytat:
Kuśtykając w kierunku laski opartej o pobliski stolik:

Tutaj zdecydowanie brakuje czasownika. Nie wiem, co na to angielski oryginał, ale polska gramatyka wypowiada się w bardzo stanowczo.

Cytat:
(...) i sypał diagnozami pięć minut nim ukazały sie w serialu, które były w 90% prawidłowe.

Kosmetyczne. Jakby to które były... przemieścić po diagnozami, to byłoby czytelniej. I zamieniłabym nim na zanim (tak jak gdzieś w tekście widziałam miast), bo wydaje się tu nie do końca... naturalne.

A,

Cytat:
Błękitne spojrzenie uniosło się, niepewne jakiej emocji się trzymać:

Spojrzenie, które się czegoś trzyma, budzi moją głęboką nieufność i nieszczególnie pozytywne obszary skojarzeń. xD

A w ogóle, całkiem sympatyczne.

Weny,
Narb.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narquelie dnia Śro 19:04, 13 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
oliwka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bo jak dwoje ludzi się kocha...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:06, 13 Maj 2009    Temat postu:

Cudne.
Pierwsze randki zawsze są cudne ale ta jest najlepsza
Czekam na następna część.
Życzę dużo weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
soft
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tu te truskawki?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:16, 14 Maj 2009    Temat postu:

ze względu na ograniczenie wiekowe, mój poniżśzy post jest tylko izlują i wcale mnie tu nie ma ;PP

boskie
czytałam nie reagując na żadne bodźce z zewnątrz. nie mogę się doczekać następnej cześći ^^
fragment o raku przecudowny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:26, 11 Lip 2009    Temat postu:

A więc przede wszystkim wybaczcie, że tak długo, ale mój brak weny jest ostatnio tak dobitnie przytłaczający, że nawet tłumaczyć mi się chwilowo odechciało. Ale dla Este postanowiłam się pozbierać.
To tłumaczenie dedykuję właśnie jej

P.S. Este, niespodzianka still in progress


2. Łzy.

Trzy dni minęły, zanim dostał wiadomość od Wilsona i wszystkie trzy spędził, zastanawiając się czy tak właśnie czuje się kobieta, gdy facet mówi, że zadzwoni i tego nie robi. Ale tu było inaczej. Równie łatwo sam mógł nawiązać kontakt. Lecz nie, on wykonał ostatni ruch. Następny należał do Wilsona. Lub Jamesa.

Greg. Jedynie jego matka tak go nazywała. I Stacey. Dziwki nakłaniał, by nazywały go Doktorem. W pracy mówili na niego House. Pacjenci zwracali się do niego Doktorze. House. Ale "Greg" było słowem, które padło z ust Wilsona tuż przed tym jak wyślizgnął się z jego mieszkania. Usta Wilsona, usta, których muśnięcie miało być całusem na dobranoc, najbardziej niestosownym całusem na dobranoc, w którym kiedykolwiek brał udział. Ale to zrobił. I nawet jeśli nie odczuł żadnej fizycznej reakcji, jakaś cząstka jego nieszczęśliwego serca poczuła się dobrze, tak dobrze jak nie czuł się od czasów Stacey.

A zatem serfował po sieci w poszukiwaniu najnowszego internetowego porno, próbując pozbyć się myśli o swoim najlepszym przyjacielu ze swojej głowy. Ale brzęczenie komórki przeszkodziło mu w poszukiwaniach. "Przestań przeglądać porno i wracaj do domu."

Zachichotał, wiedząc, że nikt nie zna go lepiej niż jego przyjaciel.

Dwadzieścia minut później zastał Wilsona w swoim mieszkaniu, kiedy wycierał talerze i wkładał je do kredensu.

- Myślisz, że możesz mieć mnie teraz na zawołanie?

- Przecież przyszedłeś.

Przekrzywiając głowę i wzruszając potwierdzająco ramionami, upuścił swoją torbę na podłogę.

- Jak właściwie się tu dostałeś?

- Klucz. Znalazłem go, kiedy poprzednim razem pozwoliłeś mi tu zostać. Ja... miałem dosyć czekania na zewnątrz. Powinieneś być w domu już ponad godzinę temu.

- Więc co... masz mnie teraz na własność?

- Nie chcę, żebyś był moją własnością. Nie widziałem cię przez trzy dni. Ja... tęskniłem za tobą.

House połknął Vicodin i wyrzucił pusty pojemnik.

- A czyja to wina? Byłem w twoim mieszkaniu, mieszka tam jakaś starsza kobieta!

Wilson rzucił ręcznik na ladę.

- Poszedłeś... mnie szukać?

- Być może.

- Powiedziałeś, że mieszka tam starsza kobieta. Byłeś tam.

- Więc?

- Czy... tęskniłeś za mną?

Zwlekając, bawił się swoją laską. Następne słowa wypowiedział z nieco większym gniewem niż zamierzał:

- Nie dzwoniłeś przez trzy dni. Gdzie, do cholery, byłeś?

- Tęskniłeś za mną! - Obdarowany sztyletującym spojrzeniem dodał: - Załatwiałem pewne sprawy.

House wcale nie chciał ujawniać desperacji w tonie swojego głosu:

- Dostałeś pracę? Gdzie?

- Spokojnie. Ja... przyjąłem pracę parę tygodni temu. Musiałem tam pojechać i osobiście przeprosić... za wycofanie się.

House udawał, że jest zajęty grzebaniem w płytach CD.

- Dlaczego?

Wilson zbliżył się do niego.

- Bo to było w Kalifornii, a ja nie mogłem cię zostawić, nie znowu.

House prowokował go swoim spojrzeniem:

- Dlaczego?

- Nie, Greg. Nie jesteś na to gotowy. - Zwiesił głowę, nienawidząc, że młodszy mężczyzna miał rację. Zmienił temat: - Wypożyczyłem film. - Poszedł do kuchni - Jesteś głodny? Przyniosłem chińszczyznę. Ale muszę ją podgrzać.

Wilson krzyknął za nim:

- Taa. Jaki film?

- Pretty Woman.

- Serio?

House wrócił niosąc piwo i kieliszki od wina.
- Taa, cóż, ty weźmiesz dziwkę, ja - Richarda Gere'a.

- Wyrośniesz z tego, no nie?

- Jeśli się nie zamkniesz, następnym razem przyniosę Tajemnicę Brokeback Mountain.

House postanowił zupełnie zmienić kierunek, w którym toczyła się rozmowa:

- Więc, czemu opuściłeś swoje mieszkanie?

Wilson wrócił z dwoma talerzami, nim odpowiedział:

- Wszystko przypominało mi o Amber.

- To gdzie się teraz podziewasz?
Nacisnął przycisk Play:

- W ’Extended Stay America’ oraz w przechowalni.

- W takim razie pójście do ciebie odpada?

Wilson zachichotał:

- Taa.

- Co zamierzasz zrobić w sprawie pracy?

- Jeszcze nie wiem.

- Czemu nie pogadasz z Cuddy, żeby przywróciła cię na twoją starą posadę?

- Nie zatrudniła jeszcze nikogo na to stanowisko?

- Nie.

Minęła chwila ciszy.

- Czy to nie byłoby dziwne?

- Co?

- My pracujący razem. Nie byłoby to dziwne?

- Latami pracowaliśmy razem!

- Ale teraz my... się spotykamy. - Nawet dla niego brzmiało to dziwnie.

- Postaram się kontrolować w pracy!

- Bądź realistą!

- No dobra, dobra. Jesteśmy dorośli. Praca to praca. Życie prywatne to życie prywatne. Nie musimy być jak Cameron i Chase, i ogłaszać się za darmo.

- Jesteś pewien?

- Tak, jestem pewien. Przestań zachowywać się jak idiota!

Opadł z powrotem na kanapę:

- Tak, kochanie.

Oglądali film w milczeniu, Wilson stopniowo zmniejszał dystans między nimi. House nie wykonał żadnego ruchu, by się zbliżyć, ale nie poruszył się również, żeby się odsunąć, tym samym dając Wilsonowi tę odrobinę pewności siebie, której potrzebował, by umieścić swoją dłoń na przyodzianym w dżinsy udzie, kiedy tylko znalazł się dostatecznie blisko. Nie nastąpiło po tym gwałtowne odsunięcie się, jak się spodziewał, House jedynie przeniósł wzrok z telewizora na dłoń, która wtargnęła w jego przestrzeń osobistą. Niespełna dwadzieścia minut później ciepła dłoń okryła tę pierwszą, wysyłając impuls wzdłuż ramienia Wilsona.

Nie poruszył się do końca filmu, bojąc się, że moment mógłby dobiec końca, ale kiedy przewijały się napisy, sięgnął po pilota starając się zachowywać swobodnie. Umył ich talerze i odłożył je na miejsce, a kiedy wrócił, zastał House'a nadal siedzącego na kanapie. Stanął przed nim:

- Hej, wszystko w porządku?

Ze swojego miejsca House chwycił rękę stojącego przed nim mężczyzny. Spoglądając na jego dłoń, jakby mógł wyczytać przyszłość, przycisnął ją do swoich ust. Bardzo powoli jego język wysunął się z jego ust, czując smak płynu do mycia naczyń. Potem, szarpnął niespodziewanie, sprawiając, że Wilson upadł na kanapę obok niego, ani na moment nie puszczając jego ręki.

Głos Wilsona ledwo głośniejszy od szeptu:

- Co robisz?

House uśmiechnął się znacząco:

- To jest nasza druga randka. A druga randka oznacza drugą bazę.

- Mówisz serio?

- Biorąc pod uwagę, że nie uprawiałem seksu od tego wieczora, kiedy mnie pocałowałeś, tak! Muszę wiedzieć czy będę coś z tego miał.

Wilson wyszarpnął swoją rękę:

- Co? Chodzi ci tylko o twoją przyjemność?

- A nie powinno tak być?

- Nie! Tu powinno chodzić o uczucia, o związek!

- W każdym związku, w którym kiedykolwiek byłem, chodziło o seks! Czemu tu ma być inaczej?

- Bo nie chcę być dziwką, której płacisz, aby zrobiła ci dobrze! Chcę, żeby ci na mnie zależało!

House wstał, podnosząc głos:

- Chcesz, żebym cię kochał! Po prostu to powiedz!

- W porządku! Tak! Chcę, abyś mnie kochał!

- Nie mogę kochać kogoś, z kim nie mogę uprawiać seksu!

- Dlaczego wszystko musi się kręcić wokół seksu?

- Ponieważ związek bez seksu prowadzi do zdrady! A ja nie mogę znów cię stracić! - House odwrócił się do ściany i oparł o nią czoło, dochodząc do wniosku, że właśnie odkrył wszystkie swoje karty.

Omal nie ugięły się pod nim kolana, kiedy otoczył go ciepłe ramiona. Obie dłonie wypalały znamiona na jego piersi, bicie serca, które czuł na swoich plecach było równie szybkie, jak jego własne. Jego imię wypowiedziane szeptem, wywołało dreszcz. - Greg - Nie mógł się ruszyć z miejsca. - Greg, spójrz na mnie. - Odwrócił się dotykając plecami ściany, pochylił głowę, starał się zignorować mężczyznę, który stał niebezpiecznie blisko niego.

- Greg. Proszę, spójrz na mnie. - Nie uzyskawszy odpowiedzi, wziął sprawy w swoje ręce. Zetknięcie jego ust z nagą skórą ponad kołnierzykiem koszuli starszego mężczyzny wywołało syknięcie, które pragnął usłyszeć. Podszczypywał skórę na jego obojczyku, okrywając ją swoimi ustami i usłyszał łomot laski upadającej na podłogę, podczas gdy jego dłonie znalazły się pod koszulką House'a, odnajdując gładką skórę powyżej pasa.

Przeniósłszy usta do płatka jego ucha, chwycił go pomiędzy wargi, zanim wyszeptał: - Nie zamierzam cię opuścić. - Chcąc to udowodnić, wykonał jeden krok potrzebny, aby przycisnąć ich ciała do siebie, uwidaczniając swoje podniecenie. Złączając swe usta z ustami partnera, otrzymał odpowiedź, której oczekiwał. Otoczyły go ramiona House'a, ich pocałunek pogłębił się, języki natarły na siebie.

Rozdzielili się, obaj pozbawieni tchu. - Greg?

- Ja... uh... tak.

- Wszystko... w porządku?

- Przydałby się... zimny prysznic.

Pocałowali się niewinnie:

- Zobaczymy się jutro.

House chwycił ramiona młodszego lekarza. - Słucham?

- Co?

- Dokąd się wybierasz?

Wilson potraktował to jak głupie pytanie:

- Do domu.

- Mieszkasz w hotelu!

- Więc?

- Obiecałeś, że mnie nie opuścisz!

- Nie opuszczam cię. Wracam do domu.

- "To" jest twój dom!

- House! Zachowujesz się irracjonalnie!

Użycie przez Wilsona jego nazwiska zaskoczyło go. - Wynoś się. - Postawił krok, zapominając, że nie ma laski i zatoczył się do przodu. Wilson natychmiast znalazł się przy nim. - Powiedziałem: wyjdź!

Wilson odezwał się błagalnie: - Pozwól mi sobie pomóc.

Krzyk House'a był zupełnie niepotrzebny:

- Wynoś się!

Greg House nie spał tej nocy. James Wilson również. Greg House swój brak snu odbił sobie zarówno na kaczątkach, jak i pacjentach. James Wilson odbił go na sobie. Nie jadł. Nie pił. Nie starał się odzyskać swej pracy.

Chciał zadzwonić. Ale pamiętał zdanie House'a. Praca to praca. Nie będzie przeszkadzał House'owi w wykonywaniu obowiązków. Lecz spowodowało to tylko jedno. Zaprowadziło go do drzwi mieszkania, do drzwi, przez które wyszedł poprzedniej nocy z oczyma pełnymi łez. Ani wtedy, ani teraz, nie miał pojęcia, co się stało. Więc usiadł, opierając się o drzwi i czekał ze łzami spływającymi mu po policzkach.

Tak, miał klucz, ale nie wiedział, czy ma prawo go użyć. Więc czekał. Najbardziej wkurzała go jego przewidywalność. Więc nie tylko czekał, ale czekał również ponad dwie godziny dłużej niż zwykle powinien.

Więc płakał, łzami smutku, łzami frustracji, łzami złamanego serca. Płakał, dopóki nie zasnął.

TBC


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
soft
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tu te truskawki?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:07, 11 Lip 2009    Temat postu:

Miało być tak pięknie, miało nie wiać w oczy nam... I ociekać szczęściem...
jakoś mi się tak skojarzyło.

Cytat:
"Przestań przeglądać porno i wracaj do domu."

o tak.jestem za. a jak już wróci do domu to może nagrać porno z sobą i Wilsonem w roli głównej z dedykacją dla hilsonek ;P

Cytat:
Czy... tęskniłeś za mną?
Oczywiście, że tęsknił!

Cytat:
Taa, cóż, ty weźmiesz dziwkę, ja - Richarda Gere'a.



Cytat:
Postaram się kontrolować w pracy!

że jak? ich zabawy w pracy są najciekawsze ;PP

Cytat:
Tak, kochanie



Cytat:
Zetknięcie jego ust z nagą skórą ponad kołnierzykiem koszuli starszego mężczyzny wywołało syknięcie, które pragnął usłyszeć. Podszczypywał skórę na jego obojczyku, okrywając ją swoimi ustami i usłyszał łomot laski upadającej na podłogę, podczas gdy jego dłonie znalazły się pod koszulką House'a, odnajdując gładką skórę powyżej pasa.

kyaaaaa...

Cytat:
- Zobaczymy się jutro.
House chwycił ramiona młodszego lekarza. - Słucham?
- Co?
- Dokąd się wybierasz?
Wilson potraktował to jak głupie pytanie:
- Do domu.

że jak? niech Wilson więcej nie zmywa bo mu opary płynu do mycia naczyń w łebku mieszają.

Cytat:
"To" jest twój dom!

i to nawet w dwóch znaczeniach

Cytat:
Więc płakał, łzami smutku, łzami frustracji, łzami złamanego serca. Płakał, dopóki nie zasnął.

Zły House, poor Jimmy

już nei mogę się doczekać następnych części. wena życzę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Este
Bad Wolf
Bad Wolf


Dołączył: 31 Maj 2008
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:44, 13 Lip 2009    Temat postu:

Lady, przepraszam, że dopiero teraz, ale zrobił się ze mnie jeszcze większy leń, niż sądziłam. *bad Este, bad, zbiła się linijką po łapach* Ale w końcu kopnęłam się w tyłek i wzięłam się do roboty.

Dziękuję bardzo za dedykację. Widzę, że kopiąc siebie w tyłek, z rozmachu dostało się i tobie. I tak trzymać, dziewczyno, trzeba się zmobilizować i rozruszać Hilsonowe towarzystwo. Trzymam kciuki za wenę do pisania i tłumaczenia. I już się nie mogę doczekać niespodzianki.

Kiedyś już wspominałam, że "Changes" to jeden z moich ulubionych fików. Bardzo się cieszę, że go tłumaczysz, bo IMO wszystkie Hilsonki powinny go poznać. Tylko na początku czytania powinno się przydzielać jakieś karnety na dentystę, bo po takiej porcji fluffu próchnica murowana, jak nic. Miałam skomentować wybrane fragmenty, ale wtedy koment byłby większy od samego fika. Powiem więc tylko, że bardzo mi się podoba. Muszę przyznać, ze tłumaczenie czytało mi się równie dobrze, jak oryginał. Greg i James są tutaj tacy, jakich chciałabym zobaczyć kiedyś w serialu. *marzy*

Mam nadzieję, że szybko wrzucisz kolejną część. Buziaki i masa uścisków.

Pozdrawiam
Este


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:58, 15 Lip 2009    Temat postu:

Tym razem szybko, bo plecy mi doskwierają niemiłosiernie i muszę się położyć.
Znów z dedykacja dla Este. I wybacz, kochana, że niespodzianki jeszcze ni widu


3. Miłość.

Adidas uciskał mu żebra. Czuł ból w całym ciele. Głowa mu pulsowała. Wspomnienie tego, jak płakał, dopóki nie zasnął, sprawiło, że łzy znów napłynęły mu do oczu, co jeszcze bardziej złamało mu serce, o ile było to w ogóle możliwe.

- Wstawaj.

Zwykły dźwięk głosu Grega sprawił, że ból, który czół w piersi zmalał, nawet jeśli słowa były ostre i pozbawione emocji. Drzwi się otworzyły, starszy mężczyzna przeszedł wokół młodszego, nadal spoczywającego na podłodze. Zmuszając swoje ciało, aby się podporządkowało podniósł się do pozycji stojącej, czując jak każdy z jego bolących mięśni protestuje.

- Dlaczego po prostu nie wszedłeś?

Poruszając się z trudnością, pokuśtykał do mieszkania.

- Ponieważ... wywaliłeś mnie zeszłej nocy.

House mówił spokojnie:

- Czemu się tym przejąłeś? Przecież i tak już cię nie było.
- O czym ty mówisz? Byłem tutaj, a ty nawrzeszczałeś na mnie, żebym się wynosił.

House nadal mówił spokojnie:

- Proszę, zamknij drzwi. Moi sąsiedzi nie muszą słyszeć naszej miłosnej sprzeczki. - Czekając, aż drzwi zostaną zamknięte, otworzył piwo, po czym kontynuował. - Pod względem emocjonalnym już mnie zostawiłeś. - Nie próbował ukryć depresji w swoim glosie, stanowczo chcąc, aby młodszy mężczyzna poczuł się winny.

- Jestem zmęczony. Jedyna okazja do snu, jaką miałem., to ta, którą mi przerwałeś. Całe ciało mnie boli. Głowa mi pęka. Moje serce... Nawet nie mam odpowiedniego słowa. Przestań zbaczać z tematu i powiedz mi co, do cholery, zrobiłem? - Nastąpiła cisza. Wilson błagał. - Greg, proszę.

Wskazał swoja laską oskarżycielsko.

- Właśnie!

- Co? Co „właśnie"? - Wilson wyrzucił ramiona.

- Kiedy tu jesteś, nazywasz mnie Greg - powiedział House, podchodząc do niego.

- Więc jesteś na mnie zły, bo nie mówię do ciebie po nazwisku?

- Nie! Nie bądź idiotą! - Jego frustracja wzrastała. - Jestem zły, bo zaraz po tym, jak się pocałowaliśmy, poprosiłem cię, byś został, a ty nazwałeś mnie House. Poruszyłem temat trwałości, a ty się wycofałeś.

- Nie wycofałem się! Ja się... przestraszyłem.

Serce mu stopniało. Nie wiedział, czy być zaskoczonym, czy zmartwionym.

- Dlaczego miałbyś się przestraszyć?

- Bo tak. Bo dotarcie do tego miejsca zajęło mi ponad piętnaście lat i nie chcę tego zaprzepaścić, ponieważ czegoś nie przemyślałem.

Myśl o byciu zmartwionym opuściła umysł House'a.

- Gówno prawda!

- Cholera, Greg! Nie rób tego. - Pojawiła się panika. Oczywiście, że był przestraszony. Nawet przerażony. Ale wiedzieć, dlaczego tak jest, a przyznać się do tego na głos, było dwoma różnymi rzeczami.

House oparł swoją laskę o najbliższy stolik i odłożył piwo, nim zbliżył się do niego. Był blisko, tak blisko, aż zapierało dech w piersiach.

- Powiedz mi.

Łzy napłynęły Wilsonowi do oczu. Oto stawał twarzą w twarz z prawdą. To było to, nie będzie już odwrotu. Wziął głęboki oddech i powiedział:

- Bałem się bo... bo ja... ja cię kocham.

Trzy proste słowa uderzyły w serce House'a niczym tir. O mało nie ugięły sie pod nim kolana. Ale utrzymał się na nogach dzięki spojrzeniu z oczu, które badały jego duszę. Z czułością, o której posiadaniu nie miał nawet pojęcia, wsunął dłonie w gęste włosy na karku mężczyzny i przyciągnął go do siebie, łącząc usta w najłagodniejszym z połączeń.

Zrobił krok do tyłu, wziął dłoń, która zdawała się trzymać jego serce i poprowadził mężczyznę, który bezsprzecznie go kochał, do sypialni. Kiedy przekroczyli próg, Wilson w końcu przemówił:

- Greg?

Kładąc swe palce na jego ustach, House odezwał się nieco głośniej od szeptu, łagodnie wskazując fakty, co do których wiedział, że są prawdą:

- Ciii. To jest twój dom. Kochasz mnie. Chcesz tu być. Jest północ. Jesteśmy zmęczeni. Chodźmy do łóżka. Rano będziemy rozmawiać dalej.

W ciszy obaj rozebrali się do bokserek i, poruszając się niepewnie, wdrapali się na łóżko. Kiedy już się położyli, House powiedział:

- Och, jeszcze dwie rzeczy. Po pierwsze, nie przytulam się... z powodu mojej nogi. Po drugie... też cię kocham, James. - Już. Powiedział to. Oczywiście, to była prawda. Część niego wiedziała to od dawna. Lecz teraz ta druga, uparta część pozwalała powiedzieć mu to na głos. To jedno stwierdzenie rozświetliło mu serce. Teraz już wszystko będzie dobrze.

Ich dłonie spotkały na materacu pomiędzy nimi chwilę przed tym, jak zasnęli, obaj znajdujący spokojne sny, zadowoleni, że nareszcie są szczęśliwi.

Brzęczenie komórki zbudziło ich ze snu parę godzin później, ich dłonie wciąż były złączone, jakby co dopiero zasnęli.

Spojrzał na wyświetlacz komórki i opanował głos, nim odebrał:

- Hallo?

Głos Cuddy sprawił, że odsunął telefon od ucha:

- Gdzie ty, do cholery jesteś? Powinieneś być w przychodni już dwie godziny temu!

- Tobie również życzę dobrego dnia. Przy okazji, czuję się dobrze.

Niemal wierząc, że coś mogło mu się stać: - Coś się stało? Wszystko w porządku?

- Jesteś taka łatwowierna! Wszystko dobrze! Dzisiaj rano spotkałem się z Wilsonem. Namówiłem go, by przyjął z powrotem swoją posadę. Właśnie jesteśmy w drodze do pracy.

- Cóż... tylko nie myśl, że praca w przychodni cię ominie!

- Dodaj to do mojego rachunku. - Rozłączył się, tym samym blokując denerwujący głos po drugiej stronie. - Obudziłeś się?

- Na tyle dawno, aby usłyszeć, jak okłamujesz Cuddy.

- Więc nie namówiłem cię, abyś wrócił do pracy?

Wilson przesunął się ostrożnie, pamiętając o nodze swego partnera i spojrzał w nadal zamglone błękitne oczy:

- Mówiłem o nas, będących już w drodze do szpitala.

- Masz inne plany?

- Miałem. Ale chyba poczekają. Muszę wziąć prysznic i nie mam tutaj żadnych swoich ubrań.

- A czyja to wina?

- Czy wspominałem już, że kocham cię mimo, iż wypominasz mi wszystkie moje winy?

- Czy wspominałem już, że musimy się dostać do pracy nim zła wiedźma z Plainsboro dołoży mi więcej godzin w przychodni?

Przeturlał się ze śmiechem, wstał z łóżka i kierując się prosto do łazienki, powiedział przez ramię:

- Daj mi pięć minut i potrzebuję czegoś do ubrania w drodze do hotelu.

Pół godziny później Wilson zaparkował swój samochód na swym starym miejscu w PPTH, czując się jak w domu. Właśnie miał wysiąść z auta, kiedy to poczuł ucisk na ramieniu. Jego oczy spotkały te niebieskie, teraz przepełnione miłością i odrobiną wahania.

- Wszystko w porządku, Greg?

Jego imię, choć padło jakby zwyczajnie z ust młodszego lekarza, wywołało w sercu uczucie miłości i zrozumienia, którego nie mógł wyjaśnić. Tyle było niemożliwych do wytłumaczenia rzeczy, kiedy chodziło o jego nowoodkrytą miłość. Część tego go przerażała, a druga część uspokajała. To, ten moment, miłość, którą odnalazł w parze niemal czekoladowych oczu i czułość w jego głosie, która mogła kompletnie przewrócić jego świat do góry nogami, to go pocieszało, sprawiało, że czuł się błogo:

- Teraz tak.

- Dobrze. Teraz chodźmy. Nie chcę, abyś przepracowywał nadgodziny w przychodni.

Obaj mężczyźni śmiali się, gdy wkraczali do budynku, myśli o powrocie do normalności odsuwały każde możliwe napięcia. Rozdzielili się w korytarzu, Wilson zmierzając do biura Cuddy, a House do swojego.

Jego kaczątka zebrały się już wokół stołu, symptomy były wypisane na tablicy. Przełączając w głowie przełącznik na tryb pracy, zawędrował do swego osobistego biura i krzyknął przez ramię:

- Kto pisał na mojej tablicy?

Foreman, zawsze gotów postawić się szefowi, odpowiedział:

- Niektórzy z nas dotarli dziś do pracy o czasie i zdecydowali, że powinniśmy zdiagnozować naszego pacjenta.

House wrócił przez otwarte drzwi:

- Byłem zajęty. A ty nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

- A jakie to ma znaczenie?

- Ma znaczenie, bo to ja pytałem.
Kutner w końcu przemówił:

- Ja, w porządku? Czy możemy wreszcie ruszyć z naszą diagnozą?

Nim House mógł odpowiedzieć, wtrąciła się Trzynastka:

- Czy ty się uśmiechasz?

Uśmiechał się? Serio? Naprawdę nie miał pojęcia. Posługując sie sarkazmem, który zawsze zdawał się skutkować:

- A jak to się ma do naszego pacjenta?

- Nijak. Ale to interesujący fakt.

Próbował ją ignorować:

- Fantastycznie.

Foreman zaczął tryskać medycznymi stwierdzeniami i stanami, po czym przeszedł do możliwych diagnoz, przez cały ten czas Trzynastka wcale nie spuszczała oczu ze swojego szefa.

Kiedy tylko Foreman skończył ,House zaczął wydawać rozkazy. Wskazując najpierw na Foremana: - Ty, rezonans. - Potem na Tauba: - Ty pobierzesz krew i mocz. - Na Kutnera: - Ty pomożesz ciemnemu z rezonansem. - W końcu na Trzynastkę: - A ty przestań się gapić. Zaczynasz się ślinić. Potem, skoro jesteś w tym taka dobra, idź pogmerać w życiu osobistym chorego gościa. - Nikt się nie ruszył - Idźcie! - Krzesła zaszurały o podłogę, kiedy wszyscy w końcu zdecydowali się wykonać rozkazy, a House ruszył do swojego biura zastanawiając się, co, do cholery, robią szczęśliwi ludzie, gdy są w pracy.

Nie miał zbyt dużo czasu na myślenie, nim znajoma sylwetka ukazała się w jego drzwiach:

- Wszystko załatwione?

- Zaczynam od jutra.

- Dobrze. Chodź tutaj.

Niepewnie Wilson zrobił kilka kroków w stronę biurka i oparł się biodrem o jego brzeg:

- Myślałem, że nie będziemy tego robić tutaj?

- My nic nie robimy.

Wilson odezwał się przyciszonym głosem:

- Praktycznie rozbierasz mnie oczami.

House rozejrzał się, potwierdzając swoje następne stwierdzenie:

- Nikogo tutaj nie ma.

- Dobra wymówka.

- Zamknij się.

- Tak, kochanie. - Napięcie miedzy nimi było niezaprzeczalne i obaj mężczyźni zastanawiali się, jak mogli ignorować to tak długo.

- Odwozisz mnie dzisiaj do domu? Proszę.

- Myślisz, że zmusiłbym cię, żebyś wracał piechotą? Nigdy bym na to nie pozwolił.

- Oczywiście, że nie. Nie. Tylko się upewniałem.

- Naprawdę, nie ma takiej potrzeby. Dobrze. Będę tutaj o szóstej.

- Co masz zamiar dzisiaj robić?

Wilson udał urazę:

- Sprawdzasz mnie?

- Nie. Miałem zamiar zasugerować, żebyś wymeldował się z hotelu.

- Chcesz, żebym się do ciebie wprowadził?

- Nie bądź taki zaskoczony! Mieszkasz w hotelu! Jak trudno będzie ci się stamtąd wyprowadzić?

- Czy naprawdę musimy rozmawiać o tym w pracy?

- Formalnie rzecz biorąc, to ty nie pracujesz. Tak naprawdę, to mój chłopak przyszedł odwiedzić mnie w pracy. - I w jakiś sposób te słowa nie zdawały się go dziwić.

Wilson powiedział z błyskiem w oczach:

- Nie wiedziałem, że w to gramy.

Ton House'a był ostrzegający:

- Wilson!

Wilson mówił nieco głośniej od szeptu: - Greg. - Jego usta spotkały się z ustami partnera w krótkim i delikatnym muśnięciu. Z początku miało to drażnić, ale szybko przemieniło się w coś więcej. Ich usta się rozdzieliły, lecz zaraz znów się spotkały, czule poszukując miłości drugiej pary, żaden z mężczyzn nie zamartwiał się, że ktoś może wejść. Kiedy młodszy lekarz odsunął się z błyskiem w oczach i uśmiechem na ustach, powiedział:

- Tylko odwiedzam swojego chłopaka, racja?

- Zdzira.

- Kochasz to.

House był zmieszany:

- Taa.

Wilson wstał:

- Widzimy się o szóstej.

- Ok.

Wilson ruszył do drzwi, ale nim wyszedł rozejrzał się i odwrócił:

- Kocham cię.

- Też cię kocham, James.

Kilka godzin później, kiedy zbliżał się czas powrotu do domu, Cuddy wykrzyknęła jego imię, w chwili gdy próbował wymknąć się z przychodni. Udając, że ją ignoruje udał się do windy i wcisnął guzik górnego piętra.

Nim drzwi się otworzyły, już ciągnęła go za ramię.

- Na moim biurku leżą akta z notatkami przypadku.

Woląc wpatrywać się w oświetlone numery, niż odwrócić się do niej, House odpowiedział:

- Cieszę się razem z tobą.

- Są twoje! Czy ty w ogóle przejrzałeś karty swoich pacjentów i spisałeś notatki?

- Cóż, trzeba było albo zrobić to, albo popracować parę godzin w przychodni. Stwierdziłem, że to będzie mniejsze zło.

- Nie miałeś żadnej telenoweli do obejrzenia, ani pacjenta w śpiączce do odwiedzenia?

Drzwi od windy się otworzyły i House wszedł do środka, ale podążyła za nim jego szefowa.

- Cholera! Wiedziałem, że o czymś zapomniałem. - Został obdarzony surowym spojrzeniem. - Co? Masz mi za złe, bo wykonuję swoją pracę?

- Nie.. nie. Zastanawiam się tylko, czy będziesz nadal wykonywał swoją pracę teraz, kiedy Wilson wrócił, czy z powrotem wrócisz do bycia dupkiem.

House odpowiedział z ożywionym wyrazem twarzy:

- Obstaję przy tym drugim.

- Tak myślałam.

Jego komórka zabrzęczała. Kiedy ją otworzył, przeczytał wiadomość: „ Nie wściekaj się, wysyłam taksówkę, aby cię odebrała o szóstej. Zaufaj mi. kocham cię". Wyłączywszy telefon, kiedy drzwi windy się otworzyły, odwrócił się do Cuddy, mówiąc:

- Wybacz. Zostałbym i pogadał, ale mam pacjenta, który mnie potrzebuje.

Cóż, to nie całkiem było kłamstwo. Miał pacjenta.

TBC


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agaSek
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:24, 16 Lip 2009    Temat postu:

Cytat:
- Tylko odwiedzam swojego chłopaka, racja?

- Zdzira.

- Kochasz to.


;D Oj czego House'a nie kocha w Wilsonie

Kawałek kapitalny.. początek mega smutny a zakończenie (wszystko może się tak kończyć ). Kiedy next część, niektórzy nie mogą się doczekać ?? (czyt. JA). Tłumaczenie super ! Nie będę czytać reszty po ang. poczekam na kolejne części mam nadzieje, że bedą wkrótce?? (pls)
Good Luck!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agaSek dnia Pon 18:56, 03 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
oliwka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bo jak dwoje ludzi się kocha...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:18, 28 Sie 2009    Temat postu:

Ale oni są słodcy. Szkoda będzie niszczyć ich szczęście(nie wierze żeby mieli życie usłane różami. wiem jestem pesymistą ) Nie mogę się doczekać co tez Wilson wymyślił

Życzę weny i czekam na następna część


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzelika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:50, 28 Sie 2009    Temat postu:

Ciekawe co wymyślił Wilson? Przerywanie w tak ciekawym momencie jest istną torturą dla czytelnika!
Wspaniałe opowiadanie

ps. czekam na kolejny part


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:42, 27 Paź 2009    Temat postu:

Niespodzianka!
W przerwie pomiędzy mordowaniem mojego fika postanowiłam reaktywować moją przygodę z tłumaczeniem.

I tym razem ostrzeżenie;
Moi drodzy, w poniższym rozdziale występują treści nieodpowiednie dla osób poniżej 18 roku życia
Czyli, niniejszym, będzie era

A więc, kochani read and enjoy



4. Potrzeba.

Kiedy kierowa nie wziął od niego zapłaty, mówiąc, że kurs był opłacony z góry, wysiadł z taksówki i pokuśtykał do własnego mieszkania, zmieszane uczucia strachu i podekscytowania kotłowały mu się w duszy. Wilson powiedział mu, aby się nie wściekał, co nigdy nie przeszło mu przez myśl. Jak tylko dostał tę wiadomość, poczuł się owładnięty niecierpliwością, której nigdy wcześniej nie czuł.
Pomysły krążyły mu po głowie, zastanawiał się, jakiego asa ma w rękawie jego nowy partner. James miał uzasadnienie na wszystko. W tym szaleństwie była metoda. Greg trzęsącą się dłonią chwycił klamkę, tym samym kończąc swoje oczekiwanie.

Wewnątrz znalazł przyćmione światło i migoczące świece. Delikatna muzyka płynęła przez głośniki, a oszałamiający zapach wydobywał się z kuchni. Opierając się o regał, trzymając w rękach dwa kieliszki od wina, ubrana w wyblakłe dżinsy i wypuszczoną na nie koszulę, zapiętą jedynie do połowy klatki piersiowej, stała jedyna osoba w jego życiu, której potrzebował bardziej niż czegokolwiek innego.

- Chciałem ugotować dla ciebie kolację i pomyślałem, że to może być ostatnia szansa przez jakiś czas, aby cię zaskoczyć. Krawat i marynarka nie są wymagane.

Kiedy House zostawił swój plecak na podłodze, wziął podany mu kieliszek i wypił łyk:

- To jest piwo.

- Wiedziałem, że gdybym podał ci kieliszek wina, to byś go nie wypił. Po prostu pomyślałem, że sam kieliszek sprawia, że jest to nieco bardziej... romantyczne.

Opierając laskę o ścianę, wolną dłonią nakrył policzek młodszego mężczyzny:

- Mój Jimmy. Beznadziejny romantyk.

Wilson się uśmiechnął:

- A co się stało z Jamesem?

- Badam swoje możliwości. - Pochylił się i przycisnął swoje usta do drugiej pary ust, której jego serce pragnęło w każdej minucie tego dnia. Sam kontakt ich warg sprawił, że jego ciało przeszedł dreszcz. Dreszcz, który rozbudził zmysły głęboko wewnątrz i przeraził go w tym samym momencie. Nigdy nikogo nie potrzebował. Bez wątpienia kochał Stacey. Ale to było coś innego. To była znacznie głębsza miłość, której jego serce potrzebowało aby dalej bić.

- Jesteś głodny?

W oczach House'a błysnęły iskry. - Taa.

Śmiejąc się, James poprowadził Grega do stołu i zaserwował dwie porcje pieczonego ( [link widoczny dla zalogowanych] ).

- Mój ulubiony. Czy jest coś, czego nie pamiętasz?

- Być może.

- Zaczynam w to wątpić.

Upłynęła chwila ciszy, nim James znowu się odezwał, serce tłukło mu się w piersi niczym lokomotywa. - Pamiętam chwilę, kiedy się w tobie zakochałem. - Ich spojrzenia spotkały się ponad migoczącym płomieniem świecy, połączone miłością. Kiedy jego serce zwolniło do rytmu, który mógł wytrzymać, rzekł. - To było po Stacey. Tak bardzo cierpiałeś; i to mnie zabiło. Chciałem tylko wziąć cię w ramiona i przekonać, że wszystko będzie w porządku. Wszystko, co sprawia ból. Chciałem tylko sprawić, aby to znikło i pokazać ci, że życie znów może być radosne.

- Dlaczego tego nie zrobiłeś?

- Ponieważ bałem się, że mi przyłożysz.

- Spora szansa, że bym to zrobił. Co się zmieniło?

- Uzmysłowiłem sobie, że byłem gotów zrezygnować dla ciebie ze wszystkiego. Nie ma niczego, czego bym nie zaryzykował. Już to zrobiłem. Wszystkie moje trzy małżeństwa, moją pracę, moje życie, Amber... Zaryzykowałem to wszystko. I chociaż może wtedy tak o tym nie myślałem, to teraz wiem, że nie obchodziło mnie, co stracę dopóty, dopóki na końcu miałem ciebie.

- Dlaczego mnie zostawiłeś?

Z jego ust płynęła szczerość, której nie potrafił zatrzymać: - Ponieważ się bałem. Myślałem, że łatwiej będzie odejść samemu, niż być odepchniętym przez ciebie.

- Co się stało?

- Nie mogłem tego zrobić. Zbyt mocno cię kochałem. Byłem nieszczęśliwy. To sprawiło, że zrozumiałem, iż nie ma znaczenia 'jak' cię stracę, ból będzie taki sam. Więc pomyślałem, że równie dobrze mogę dać temu szansę.

- Co byś zrobił gdybym cię odrzucił?

Długa chwila ciszy minęła, nim odważył się odezwać. Część niego zastanawiała sie nadal, co by wtedy zrobił. Oczywiście jego początkową reakcją była myśl, że by przeżył; może w nie w najlepszym stanie, ale posunąłby się naprzód o ile w ogóle nie zacząłby od nowa. Ale jakaś cząstka jego umysłu zastanawiała się, czy byłby dostatecznie silny. - Ja... ja nie wiem. Myślę, że chyba... Nie wiem.

- A ja się bałem, że byś mnie zostawił.

- To się nie stanie, Greg.

- Więc utknąłem przy tobie do końca życia?

- Przynajmniej do końca mojego.

Jego serce gwałtownie przyspieszyło, intymność pomiędzy nimi ścisnęła mu gardło. Głos zniżył mu się do ochrypłego pomruku: - Mogę z tym żyć. - Dokończyli swój posiłek w przyjemnej ciszy, James wyczyścił ich talerze i zastąpił je nowymi, z kawałki bananowego ciasta z kremem. - To naprawdę mnie przeraża. Nie mam przed tobą tajemnic.

- Ja przed tobą też nie mam żadnych. Ale mnie to nie przeraża. Myślę, że dzięki temu jesteśmy dla siebie stworzeni. Ty znasz wszystkie moje uchybienia i wady, a ja znam wszystkie twoje; i nadal tu jesteśmy.

- Ale ja się zmieniłem. Czuję, jak się zmieniam.

- Jak?

- Zrobiłem dzisiaj notatki do akt moich pacjentów i rozważałem nadrobienie nieco moich godzin w przychodni.

- Naprawdę?

Oczy House'a wędrowały wszędzie, byle tylko nie spotkać oczu po drugiej stronie stołu. - Bycie szczęśliwym zmienia osobę.

- Ja sprawiam, że jesteś... szczęśliwy?

Wzrok House'a opadł na stół. - Taa. - Usłyszał szuranie krzesła o podłogę i kroki kierujące się w jego stronę, a potem poczuł szarpnięcie, które postawiło go na nogi.

- To prawdopodobnie najmilsza rzecz, jaką ktokolwiek kiedykolwiek do mnie powiedział. - Ich usta się spotkały, namiętność unosiła się w powietrzu. James wsunął dłonie w krótkie, oprószone siwizną włosy na karku Grega, wciągając go głębiej w pocałunek. Jego język przedarł się przez wargi i minął zęby, docierając do celu. Stłumiony jęk, dobiegający z gardła Grega sprawił, że James oderwał swoje usta z ust swojego partnera. - Potrzebuję cię.

Szybkie oddechy dobiegały z głębi jego piersi. - Nigdy tego nie robiłem.

Oczy Jamesa wypełnione były namiętnością, serce biło mu gwałtownie. - W porządku. Ja też nie.

Trzymając się za ręce, przeszli do sypialni, Greg przystanął, kiedy zobaczył walizki stojące wzdłuż ściany. - Wprowadziłeś się.

James odpowiedział, nie ruszając się z miejsca. - Oczywiście, że tak. Kocham cię. Chcę tutaj być. Pamiętasz?

Jednym, delikatnym szarpnięciem, pociągnął Jamesa w swoje ramiona. - Pamiętam. - Powoli, z rozmysłem, odpiął każdy guzik koszuli, która oddzielała go od gołej skóry. Jednym ruchem ściągnął koszulę z szerokich ramion i zniżył usta, aby pocałować nowo odsłoniętą klatkę piersiową. Podczas gdy zmagał się z guzikiem i zamkiem dżinsów, jego usta nie opuszczały ciała, które podsycało jego pożądanie. Kiedy w końcu rozpiął pasek, jego partner nie mógł dłużej czekać.

James ściągnął koszulkę przez głowę Grega, pragnąc kontaktu z jego skórą. Przygryzł, z początku delikatnie obojczyk starszego mężczyzny, a potem coraz mocniej, gdy posuwał się ku jego klatce piersiowej. Zęby napotkały sutki wywołując syk i jęk z głębi gardła Grega, sprawiając, że erekcja Jamesa pulsowała w jego poluzowanych dżinsach błagając o uwolnienie.

Nagle bardziej zachłannie, każdy ruch stawał się bardziej pośpieszny i mniej płynny. Ubrania zostały szybko usunięte, zanim opadli na łóżko, dłonie dotykały po omacku, ciągły za włosy, zagłębiały się we wrażliwą skórę. Usta i języki zwarły się ze sobą i z każdym nietkniętym jeszcze fragmentem ciała, jaki mogły znaleźć. Biodra drgnęły, przyciskając do siebie erekcje, wzmagając ich pragnienia i potrzebę spełnienia.

Kiedy James chwycił w dłoń nabrzmiałą erekcję swego partnera, Greg wysyczał słowa pełne namiętności. - Chryste! James!

Pomiędzy urywanymi oddechami James odpowiedział: - Greg! Potrzebuję cię!

Myśli pędziły mu w głowie. Niedostatek krwi w mózgu sprawiał, że czuł się oszołomiony, niezdolny do żadnej racjonalnej myśli. Wiedział jedynie, że jego pożądanie doszło do granic eksplozji, a jedyną osobą, która mogła ponieść go do pełni szczęścia był mężczyzna, leżący na nim nago. Z ledwo odczuwalnym bólem nogi , przewrócił ich splątane ciała i na wpół usiadł okrakiem na mężczyźnie leżącym pod nim. Przyciskając dłońmi ręce swojego kochanka do materaca narzucił rytm, który szybko posłał go o krok od orgazmu.

Balansując niebezpiecznie na krawędzi eksplozji, wypowiedział jedno słowo. - James?

Odpowiedź została niemal wykrzyczana: - Greg!

Przyspieszył tempo, czując ciepło spełnienia swojego kochanka tuż przed swoim własnym. Jego ciało trzęsło się gwałtownie, kiedy to jęki i sapania wydłużały ich przyjemność z każdym pchnięciem ich bioder. Kompletnie wyczerpany opadł na swojego partnera, z lepka pozostałością ich miłości ściśniętą pomiędzy ich wyczerpanymi ciałami.

Delikatnie uwalniając swoje ręce, James oplótł ramionami swego kochanka, jedną dłoń przycisnął płasko do jego pleców, drugą wplótł we włosy na jego karku. Owładnął nim spokój, kiedy jego oddech się wyrównał, uświadomił sobie, że czekał na ten moment o wiele za długo. - Tak bardzo cię kocham. - Greg próbował się ruszyć, ale James tylko przytrzymał go mocniej. - Nie. Ja tylko... wiem, że nie lubisz się przytulać... po prostu daj mi parę minut.

Greg wtulił się bliżej. - W porządku, Evan.

- Evan?

Jego głos zabrzmiał sennie. - Badam swoje możliwości.

James zaśmiał się krótko. - Jasne. - Chwilę później, przeczesując palcami włosy Grega, powiedział: - Podoba mi się James.

- Kocham Jamesa.

- Dobrze, bo James kocha ciebie. Bardziej niż możesz przypuszczać. - Zamknął oczy i słuchał jak oddech starszego mężczyzny uspokaja się, kiedy zapadał on w głęboki sen, mając cichą nadzieję móc słyszeć to samo częściej, niż mógłby zliczyć.

W końcu osiągnął życie, o którym śnił i marzył od lat, ale teraz już się nie bał, że je straci. Życie było idealne. W tej chwili, podczas gdy reszta świata wirowała wokół nich, wcale się nimi nie przejmując, oni razem znaleźli rozkosz.

Ponad godzinę później Greg poruszył się na jego klatce piersiowej. Samemu nie zapadając w sen, lecz zamiast tego rozkoszując się trzymaniem swego kochanka w ramionach, wyszeptał: - Hej.

Greg, ostrożnie obróciwszy się na swój lewy bok, nadal jednak utrzymując styczność pomiędzy ich ciałami, powiedział. - Hej. Jak długo mnie nie było?

- Około godziny.

- A ty spałeś?

- Nie. Nie, relaksowałem się.

Greg odpowiedział z chytrym uśmiechem: - Ja też.

- Mówiłeś, że nie lubisz się przytulać.

- Tak mówiłem.

- Ale?

- Ale... z tobą wszystko jest inaczej. - Myślał o swoich słowach, kiedy to łatwo wymykały mu się z ust i zrozumiał, do czego się przyznawał. W milczeniu czekał, aż James będzie go naciskał, chcąc wydobyć z niego więcej, lecz ta prośba nigdy nie nadeszła. Jak na ironię sprawiło to, że chciał się podzielić czymś więcej. - Nigdy jeszcze nikogo nie kochałem tak, jak kocham ciebie. Jedyną osobą, w której byłem zakochany była Stacey, ale nie było jak teraz. - Z roztargnieniem rysował kółka wzdłuż klatki piersiowej drugiego mężczyzny, zastanawiając się, ile jeszcze pozwoli mu wyznać jego serce. - Potrzebuję cię.

Oddech uwiązł Jamesowi w gardle, jego serce zatrzymało się na chwilę. - Ja też cię potrzebuję.

TBC


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lady Makbeth dnia Wto 18:43, 27 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Muniashek
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a stąd <-
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:01, 27 Paź 2009    Temat postu:

Matko, Lady. Zabiłaś mnie.

Nie będę cytować, bo zajmie to za dużo miejsca, a nie wybiorę 'specjalnych' cytatów...

Podoba mi się to od samego początku. Jest takie... romantyczne. I napawa mnie cholernym optymizmem

Nie wiem, jestem w szoku, bo to jest tak piękne, że aż niemożliwe, i obawiam się (taa, to ja - zawodowa pesymistka ), że taka sielanka nie będzie długo trwała, albo że przynajmniej coś ją przerwie.

Kurczę, czytałam generalnie bez przerw. Zamiast szukać informacji na zad dom z PO.

Świetne, genialne I będę z niecierpliwością czekać na następne części^^

Weny na tłumaczenie, Munio


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
soft
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tu te truskawki?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:36, 28 Paź 2009    Temat postu:

Ze względu na erę - nikt mnie tu nie widział, jasne?

Part przeczytałam dopiero dziś rano, bo jak wczoraj zobaczyłam, to stwierdziłam, że nie będę tego czytać mając szanowną rodzicielkę za plecami, bo mnie chybaby do psychiatry od razu wysłała. Tak więc stwierdziłam, że zaczekam, zerwałam się za dwadzieścia szósta i przeczytałam.
Oh, Lady, ciocu kochana, czekać było warto ;3 Ba, warto, cholernie warto! Jak narazie (i myślę, że to się akurat nie zmieni) ten fick należy do najpiękniejszych, najbardziej uroczych i najfajniejszych jakie czytałam. I obok "Gimme..." Richie zajmuje pierwsze miejsce, jak dla mnie.

Powiedz, że przy tej uroczej sielance nie zamęczysz chłopców nam zbytnio i wszystko dobrze się skończy.

Sił dla Pana Żelaznego!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:41, 01 Lut 2010    Temat postu:

Oto po stuleciach waszych oczekiwań udało mi się dorobić tłumaczenie następnego rozdziału (Richie, dziękuję ), toteż niektóre z was, którym jeszcze na tym fiku zależy (serio, są takie?) będą miały teraz co czytać

Zapostuję ten rozdział i ogłaszam, że z tą chwilą na moment kończę z pisaniem Hilsona, zresztą i tak strasznie zaniedbałam ten fandom odkąd adminuję forum Holmesowe. Zamierzam na jakiś czas poświęcić się tłumaczeniu i tworzeniu Hatsona.
Ale nie martwcie się, na zawsze Hilsona nie porzucam, no i przecież nadal pozostaję waszą hilsonową ciotką

To do zobaczenia wkrótce


PS, Wiadomość nagląca; TU JEST ERA! Wiecie, co to znaczy


5. Randka

House siedział samotnie w swoim biurze, wysławszy swą ekipę, aby sprawdzić co z pacjentem, któremu polepszyło się na tyle, że można było go wypisać później tego popołudnia i zamknął oczy. Zeszłej nocy on i James wzięli razem prysznic, pierwszy dla niego, ale z pewnością nie ostatni. Nadal mógł czuć silne dłonie, wędrujące po jego namydlonym ciele, tak zmysłowe, wywołujące ciarki na skórze. Tej nocy każdą chwilę spędzili blisko siebie, jakby byli razem od lat, a nadal nie mieli się nawzajem dosyć. Zmywali razem naczynia, jedli ciasto zwinięci w kłębek na kanapie, oglądając program, na który żaden z nich nie zwracał uwagi i szli spać, wtulając się w siebie, pragnąc tyle wzajemnego kontaktu, ile tylko możliwe.

Kiedy obudzili się tego ranka, James nadal leżał w jego ramionach i żaden z nich nie chciał opuścić łóżka. Nie bez protestów wstali na skromne śniadanie, które James uparł się zrobić i pocałowali się, nim wyszli z mieszkania, jakby rozstawali się na kilka dni. a nie jedynie na jazdę do pracy.

House'a nigdy nie znudziłoby całowanie swego kochanka. Usta Jamesa były takie miękkie i doskonałe. Pasowały do jego ust, jakby były dla siebie stworzone, rozchylały się jak na zawołanie, poddając się coraz głębszemu pragnieniu. Kiedy ich języki się spotykały, rozpoczynając wspólny taniec we własnym rytmie, smakując się i dotykając, budziło to reakcję głęboko w jego duszy.

Był pogrążony we wspomnieniach języka Jamesa, muskającego jego wargi, drażniącego delikatnie, kiedy to przerwało mu chrząknięcie. Otworzył jedno oko i uśmiechnął się, gdy ujrzał stojącego przed nim Jamesa.

- Cześć.

Śmiejąc się, Wilson odpowiedział:

- Wiesz, zupełnie ci nie wychodzi to oddzielanie pracy od życia osobistego.

House otworzył oboje oczu, zachowując się tak, jakby nie miał pojęcia, o czym mówi drugi mężczyzna.

- Co?

- A niby o czym teraz myślałeś?

House nie miał powodu, aby kłamać.

- O całowaniu ciebie.

- Nie mam nic do dodania.

- Nie żebym miał powiedzieć o tym komukolwiek innemu.

Ton Jamesa był pełen niedowierzania:

- Taa. - Potrząsnął głową. - W każdym razie, mamy problem.

House wstał zatroskany i podszedł do młodszego lekarza.

- Co się stało?

- Właśnie wróciłem z kadr. Musiałem uaktualnić moje akta, jako że - technicznie rzecz biorąc - zwolniłem się, a potem wróciłem, mimo iż przywrócono mnie na poprzednie stanowisko.

- Przejdź do rzeczy.

James nerwowo przesunął dłonią po twarzy.

- Chcą znać mój adres.

Serce House'a zwolniło, troska ustąpiła miejsca rozbawieniu.

- No i?

- Mieszkam z tobą. Podałem im adres mojej skrytki pocztowej, ale chcą też mój adres zamieszkania.

- No więc?

- Chcesz, abym dał im twój adres?

- Mówimy o pracownicy działu personalnego. Naprawdę myślisz, że ona przeszukuje akta każdego. aby sprawdzić, czy do siebie pasują? Po prostu podaj im ten cholerny adres.

James wypuścił westchnienie ulgi.

- Cieszę się, że to powiedziałeś. Wiesz jaki beznadziejny jestem w kłamaniu.

- Już im dałeś ten adres, prawda?

Policzki Jamesa zabarwił rumieniec.

- Co innego miałem zrobić?

- Ależ z ciebie idiota. - Po chwili dodał: - Ale na nic bym cię nie zamienił.

Na twarzy młodszego mężczyzny pojawił się szeroki uśmiech.

- Powiedziałem ci, że jesteś w tym kiepski.

Twarz House'a skrzywiła się.

- Naprawdę jestem, co?

James odwrócił się i odszedł, mówiąc przez ramię:

- Tak, naprawdę jesteś.

Będąc nieznacznie wkurzonym, iż lekarski kitel zasłania mu widok, kiedy obserwował, jak Wilson odchodzi, wrócił do rzeczywistości i ruszył do przychodni. Spędził tam kilka godzin, nim Cuddy złapała go w przerwie między pacjentami.

- Do mojego gabinetu.

House był równie zaskoczony co ona jego odpowiedzią:

- Musisz dać mi parę minut. Czekam właśnie na wyniki badań do sali numer 2, a potem mam jeszcze jednego pacjenta.

Odszedł z laską w jednej ręce, aktami w drugiej i zniknął w pokoju, zostawiając Cuddy stojącą jak słup soli.

O co tu, do diabła, chodzi? Obudziwszy się z transu, Cuddy udała do swojego biura, zdecydowana wykorzystać cokolwiek wstąpiło w jej diagnostę-mizantropa. Blisko pół godziny później House wkroczył do jej biura i opadł na krzesło na przeciwko niej.

- Ile godzin spędziłeś dzisiaj w przychodni?

Przechylił głowę i zmrużył oczy:

- Być może sześć?

Cuddy powiedziała rzeczowym tonem:

- Siedem.

House stukał laską w podłogę.

- Skoro wiesz, to czemu pytasz?

- Co, do cholery, się z tobą dzieje?

W Housie zagotował się gniew.

- Czemu czepiasz się mnie za to, że w końcu wykonuję moją pracę?

- Nie czepiam się. Ja tylko... robisz to, aby wyłgać się od jutrzejszej kolacji?

Cholera, zapomniał o tej przeklętej kolacji. Udał więc, że nie ma pojęcia o czym mówi jego szefowa.

- Jaka kolacja?

- House! Mówiłam ci o tym miesiąc temu! I od tego czasu ci o tym przypominałam! Idziesz na tę kolację!

- Nie, nie idę.

Cuddy odpowiedziała twardo:

- Tak, idziesz. I znajdź sobie kogoś do pary. Wilson i ja odbierzemy cię o siódmej.

Nadstawił uszu.

- Wilson?

Wiedziała, że to nim zachwieje; może nie chcieć pójść na kolację, ale chętnie spędzi czas ze swoim przyjacielem. Tygodnie, podczas których Wilson nie chciał sie do niego odzywać, go wyniszczały. W przeciwieństwie do niej, Wilson był jedynym, prawdziwym przyjacielem House'a; nie była nawet pewna, czy House uważał ją za przyjaciela. Szczerze mówiąc, nie była pewna, czy ją to obchodziło.

- Tak, Wilson zgodził się mi towarzyszyć. Poprosiłam go o to dzisiaj. Więc nie zachowuj się jak piąte koło u wozu. Znajdź sobie kogoś. Załóż czarny krawat. Jeżeli to dziwka, kup jej sukienkę i upewnij się, że potrafi mówić. Chodzi o datek wartości stu tysięcy dolarów od rodziny pacjenta; pacjenta, którego ty uratowałeś! Chcą cię spotkać, podziękować ci... znowu.

Kiedy skończyła, wywrócił oczyma. Równie dobrze mógł się zgodzić. I tak Wilson zmusił by go do pójścia.

- Dobrze.

Wykuśtykał drogą, którą przyszedł, zastanawiając się kogo zabrać ze sobą na tę parszywą kolację. W przeszłości to Cameron byłaby łatwym wyjściem. Ale teraz, odkąd miała Chase'a, miast próbować ratować żałosny tyłek House'a, skupiła się na czymś więcej, niż codziennym bzykaniu. Wcześniej zawsze wybierał się na tego typu imprezy sam. Czemu tym razem miałoby się to zmienić? Cholerny Wilson! Czemu nie mógł po prostu powiedzieć 'nie', zmyślić jakąś wymówkę? Zachichotał. Ponieważ Wilson nie kłamał, nie potrafiłby, nawet gdyby spróbował; wyjątek od ostatecznej reguły House'a, że 'wszyscy kłamią'.

Pchnął gwałtownie szklane drzwi swego biura, [stwierdzając] że jego ekipa już się zebrała. I wtedy rozwiązanie nagle do niego dotarło.

- Trzynastka, mogę cię widzieć w moim biurze?

A do reszty kaczątek rzekł:

- Możecie iść. Miłego weekendu.

Bez kłótni mężczyźni wyszli, podczas gdy Trzynastka podążyła za Housem do jego biura z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Jakby było to najnormalniejszą rzeczą na świecie, spytał:

- Masz jakieś plany na jutrzejszy wieczór?

Trzynastka nie chciała mu niczego ułatwiać.

- Czemu jest to takie ważne?

- Jutro wieczorem jest kolacja. Darczynna na szpital, bo ocaliłem komuś życie i rodzina jest niezmiernie wdzięczna.

- Więc?

- Więc potrzebuję partnerki.

Uniosła brew.

- Taa, cóż, pójdziemy z Wilsonem i Cuddy, więc będziesz mogła udawać, że idziesz z nią jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej.

- Łał. To jest dla ciebie naprawdę trudne.

- Zamknij się.

Upłynęła chwila ciszy.

- Więc, wchodzisz w to?

- Cóż, nie mam żadnych planów i chętnie zobaczyłabym Cuddy w obcisłej, seksownej sukience, więc... pewnie.

- Świetnie. Przyjedziemy po ciebie nieco po siódmej. Załóż czarny krawat.

- Mam założyć coś jeszcze?

Po raz pierwszy w życiu przyznał się, że naprawdę nie mogło go to mniej obchodzić. Jednak na głos powiedział:

- Nie, jeśli o mnie chodzi. Ale Cuddy może się naprawdę wkurzyć, jeśli będziesz miała większy dekolt niż ona.

Przewróciła oczami i wyszła, rzucając przez ramię:

- Do zobaczenia jutro.

Obserwował jak wychodzi, wcale nie podniecony sposobem, w jaki kołysze tyłkiem, ani ciągnącym się za nią chichotem. Zadowolony ze swej decyzji, przekonany, że Trzynastka będzie idealnie odwracać uwagę Cuddy, aby mógł spędzić więcej czasu z mężczyzną, z którym rzeczywiście chciał spędzić czas, opuścił biuro. Teraz był gotowy aby pójść do domu i dać wspomnianemu mężczyźnie do wiwatu za to, że nawet go nie ostrzegł przed nadchodzącą podwójną randką.

Dwadzieścia minut później, jakby nigdy nic, przywałęsał się do kuchni, stając za Jamesem, który zajęty był przygotowywaniem kolacji. Boże, mógłby się do tego przyzwyczaić. Złożył słodki pocałunek na karku partnera.

- Co na kolację?

Wilson miał mętlik w głowie. Czy to możliwe, że Cuddy nie powiedziała mu o wieczornym spotkaniu?
Przełknął ślinę.

- Spaghetti. Głodny?

Greg położył dłonie po obu stronach Jamesa, więżąc go pomiędzy gorącem kuchenki a ciepłem swojego ciała.

- Dlaczego jesteś zdenerwowany? Coś nie tak ze spaghetti, czy może denerwujesz się, bo masz mi powiedzieć o swojej randce jutro wieczorem?

Wilson odwrócił się i zaczął paplać ze zdenerwowaniem:

- Przepraszam, Greg. Co miałem zrobić? Przecież nie mogłem jej powiedzieć, że ja... - Przerwały mu usta kochanka, które poczuł na swoich. - Więc nie jesteś zły?

- Zły, że naszą pierwszą sobotnią noc będę musiał spędzić na jakimś głupim spotkaniu charytatywnym? Tak. Zły, bo nie przyszedłeś najpierw mnie ostrzec? Tak. Zły, bo zobaczę twój seksowny tyłek cały wystrojony? Nie. A zły na ciebie? Definitywnie nie.

Sądząc, że mu się upiekło, oplótł ramionami talię Grega i pochylił się, by go pocałować, jednak został powstrzymany.

- Ale... myślę, że jesteś mi coś winien... no wiesz, za to, że zgodziłeś się iść na randkę z kimś innym. - James uniósł brew, zaintrygowany seksownym tonem głosu Grega. - Powiedzmy, że weźmiesz mnie do naszej sypialni i zrobisz ze mną, co zechcesz.

James chciał jeszcze udawać, że to ważne, chociaż obaj mężczyźni wiedzieli, iż nie było na to najmniejszej szansy.

- Ale zrobiłem spaghetti.

House był już podniecony i wcale nie dbał, czy Wilson zrobił kompletną kolację na Święto Dziękczynienia.

- A ja mogę zamówić nędzną pizzę.

Odwrócił się i poszedł do sypialni, zostawiając Jamesa, by uporał się z ryzykiem wzniecenia pożaru, po drodze rzucając swoje ubrania na podłogę. Leżał nago na ich łóżku w pełni podniecony, kiedy to parę chwil później pojawił się James.

Cała jego nieśmiałość się ulotniła, James powoli się rozebrał, nie spuszczając z oczu wirujących, błękitnych tęczówek, przepełnionych namiętnością, które mogły doprowadzić go do orgazmu po prostu na niego patrząc. Z każdym fragmentem odzieży, ogień, który czuł na dnie żołądka stawał się bardziej naglący o jakąś formę kontaktu. Stanął nagi przed swoim kochankiem, całkowicie bezbronny, jednak niezaprzeczalnie spokojny.

Przerywając ich kontakt wzrokowy, pozwolił swoim oczom wędrować wzdłuż nagiego ciała Grega, podziwiając jego mocną klatkę piersiową, potem cienką linię włosów, które doprowadziły go do jego drgającej erekcji, potem do blizny na jego prawej nodze. Nie potrafił tego wyjaśnić, ale coś ciągło go, aby zaczął, od umieszczenia swoich ust na tym jednym niedoskonałym miejscu na ciele, które doprowadzało go do szaleńczych wierzchołków rozkoszy.

Zaczął tam, najpierw ustami, potem językiem, rozkoszując się każdym centymetrem jego ciała zaczynając od jego nogi, potem w górę ku biodru, brzuchowi i klatce piersiowej, aby nareszcie dotrzeć do jego szyi [kończąc i na koniec zawisnąć nad jego wargami.

- Jesteś tak cholernie cudowny.

Usta Grega otworzyły się w spotkaniu z jego ustami, ich języki szukały się nawzajem, zarost starszego mężczyzny drapał wrażliwą skórę młodszego. Gładkie, nagie klatki piersiowe przywarły do siebie, Greg objął Jamesa swymi silnymi ramionami, jedna ręka powędrowała w dół, by złapać go za tyłek.

James jęknął w usta swego kochanka, jego ciało potrzebowało więcej. Lecz to Greg głośno wypowiedział swe pragnienia:

- Pragnę cię.

James odpowiedział zdyszany:

- Masz mnie.

W oczach Grega wirowała namiętność, burza kłębiła się w błękitnych niczym ocean tęczówkach.

- Nie. To znaczy... chcę ciebie.

- Ale my...

- Cii. Chcę poczuć cię w sobie.

- Jeszcze nigdy tego nie robiłem.

- Pragnę... cię. Kochaj się ze mną, James. - Niepewnymi ruchami, Greg odsunął swego kochanka na tyle, aby móc się obrócić na brzuch. - Żel nawilżający i prezerwatywy... są w szufladzie szafki nocnej.

Czekając, wstrzymał oddech, nie był pewien czy na ból czy na przyjemność. Jedno, co wiedział, to to, że tego potrzebował. Tu chodziło o połączenie... i zaufanie. Chodziło o pożądanie i potrzebę. Chodziło o miłość. Wypuścił powietrze z jękiem, kiedy poczuł jak wciska się w niego śliski palec, powoli wchodząc i wychodząc. Jego pożądanie wzrosło, kiedy tylko poczuł kolejny palec, rozciągający go, powodujący jedynie nieznaczny ból. Uważał, aby nie krzyknąć, gdyż wiedział, że chce więcej. Kiedy poczuł jak palce wysunęły się z niego, a erekcja Jamesa chce zastąpić ich miejsce, jęknął gardłowo:

- Weź mnie.

Operując delikatnymi, krótkimi pchnięciami, James wszedł w swego kochanka, mocno przytrzymując jego biodra, obserwując jak ręce Grega wczepiały się w poduszki i prześcieradła. Z każdym pchnięciem czuł, jak traci swą samokontrolę kawałek po kawałku.

- Powiedz mi. Powiedz, że nadal tego chcesz.

- Pragnę cię. Po prostu zrób to.

Jedno, ostatnie pchnięcie i jego kochanek był już głęboko w nim, jego palce wbijały się w kościste biodra Grega. Greg leżał spokojnie, czekając aż ból zniknie i zawładnie nim przyjemność. To nie było nie do zniesienia, nic, co sobie wyobrażał i nic bliskiego bólowi, jaki czuł w nodze. Rezultat będzie wart chwili dyskomfortu.

Kiedy już jego ciało zaczęło się przyzwyczajać, poczuł jak dłoń Jamesa obejmuje jego erekcję i pocieraniem sprawia, iż zapomniał o bólu. W odpowiedzi Greg pchnął biodrami w tył, bezgłośnie dając znać swemu partnerowi, że jest gotów na więcej.

James znów położył dłonie na biodrach kochanka, powolnymi, rytmicznymi pchnięciami poruszając się do przodu i do tyłu.

- Jest mi z tobą tak cholernie dobrze.

Jego tempo przyśpieszyło, oddech stał się głęboki i ciężki.

- Boże, Greg. Tak ciasno.

Pomiędzy pchnięciami Greg zdołał wypowiedzieć jedno słowo:

- Tak!

Jego umysł próbował ogarnąć przyjemność, która narastała gwałtownie, pozostawiając go oszołomionym i w wirze pożądania. Zrównując rytm ze swym partnerem, przyśpieszył i pogłębił każde pchnięcie. Poczuł, że jego kochanek szczytuje tuż przed tym, jak usłyszał swoje wykrzyczane imię i pozwolił sobie zanurzyć się w rozkoszy, eksplodując z gwałtownymi wstrząsami, a jego ciało dygotało niemal konwulsyjnie.

Żadnego z mężczyzn nie martwił przegapiony posiłek, miast tego zdecydowali się na prysznic, nasyceni wzajemną miłością.

TBC (some day )


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lady Makbeth dnia Pon 20:43, 01 Lut 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Wto 21:28, 02 Lut 2010    Temat postu:

TAK! TAK! TAK!

Czekałam, czekałam i sie doczekałam! Jestem w tym ficku zakochana od pierwszych słów!
Ona ma w sobie to "coś". Nie potrafie tego określić, ale... No kocham go!

A ta część! Era! ERA!
Wiedziałam, że warto było czekać tak długo!
To w jaki sposób Greg zachęcił Jimmy'iego było takie słodkie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:27, 03 Lut 2010    Temat postu:

Cytat:
Szarpnięciem otworzył drzwi mrucząc szorstko


Mam wrażenie, że mruczącego szorstko House'a mogłabym słuchać co wieczór na dobranoc

Cytat:
Z niesamowitą siłą Wilson rzucił butelką o ścianę, roztrzaskując szkło, a resztka płynu rozchlapała się i ściekała na drewnianą podłogę.


Uwielbiam, kiedy to robi!! To chyba jakieś prywatne Wilson!show
Powinien zacząć używać tylko plastikowych przedmiotów, to byłoby bezpieczniejsze dla otoczenia!

*ślini się do sceny pocałunku*

Cytat:
Był nieznośny, gwałtowny i głośny, wszystkie te szczególne cechy były w jakiś sposób atrakcyjne dla Wilsona.


To są atrakcyjne cechy dla wszystkich, Wilson powinien już to załapać

Cytat:
- Ale ty z jakiegoś powodu zawsze myślisz, że to rak.
Nastąpiła krótka pauza nim House odpowiedział:
- Jeśli to rak, wtedy jesteś mi potrzebny.


Totalnie urocze *_* No i rozwiązała się zagadka, dobrze, że Wilson nie jest patologiem (patolog robi sekcje zwłok, right?) ...śmiertelność pacjentów House'a stałaby się wtedy niepokojąca

Cytat:
Zawierał tylko jedno słowo: "kolacja"? Odpisał po prostu: "randka"?


*tęsknym wzrokiem spogląda na własna komórkę, 0 nowych wiadomości od Wilsona/House'a*

Cytat:
Dla każdej innej osoby zupełnie niedorzeczną, dla Wilsona niemal romantyczną.


Zdecydowanie romantyczną *_* Powinno się zacząć pisać "dla każdej innej osoby poza Wilsonem i Hilsonkami"
I, yeah, to zdecydowanie była randka *_*

Cz. 2

Cytat:
Niespełna dwadzieścia minut później ciepła dłoń okryła tę pierwszą, wysyłając impuls wzdłuż ramienia Wilsona.


Zachowują się jak zakochana para nastolatków Me likee it, wreszcie jakiś tekst w którym zamiast rzucić się na siebie robią wszystko w odpowiedniej kolejności Pierwsza baza, druga baza...

Cytat:
- To jest nasza druga randka. A druga randka oznacza drugą bazę.


Jestem House'm!

Cytat:
- Ponieważ związek bez seksu prowadzi do zdrady! A ja nie mogę znów cię stracić!


Uf, miałam nadzieję, że za tymi początkowym "sex only" kryje się jakaś pokręcona logika House'a
Oj, coś niedmyślny jest Wilson

Cz. 3

Trzecia baza!

Cytat:
Przeturlał się ze śmiechem


Moja głupia wyobraźnia zapętliła obraz Wilsona turlającego się w tę i z powrotem po łóżku, god

- Praktycznie rozbierasz mnie oczami. - a może lepiej będzie "wzrokiem"?

Cytat:
- Tylko odwiedzam swojego chłopaka, racja?
- Zdzira.
- Kochasz to.


Yeah, jak my wszystkie

Cz.4

Cytat:
Czyli, niniejszym, będzie era


*333 cieszy się do ekranu*

Wilson podający piwo w kieliszku do wina (żeby było romantycznie!) jest niesamowity *_*

Cytat:
Greg wtulił się bliżej. - W porządku, Evan.
- Evan?
Jego głos zabrzmiał sennie. - Badam swoje możliwości.
James zaśmiał się krótko. - Jasne. - Chwilę później, przeczesując palcami włosy Grega, powiedział: - Podoba mi się James.
- Kocham Jamesa.
- Dobrze, bo James kocha ciebie.


*mroczne zakamarki duszy 333 jaśnieją, topią się i zamieniają w tęczowy kisiel*

Cz.5

Cytat:

- Taa, cóż, pójdziemy z Wilsonem i Cuddy, więc będziesz mogła udawać, że idziesz z nią jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej.


Houseee! *pisk fangirla*
Uwielbiam jego teksty na temat 13

Cytat:
- Cóż, nie mam żadnych planów i chętnie zobaczyłabym Cuddy w obcisłej, seksownej sukience, więc... pewnie.


A fuj Założę się, że nie!
*zastanawia się chwilę* O nie! To nie może być prawdziwy pomysł, prawda? *przerażenie w oczach* Nienienie! Nie Cuddy!

...ale Wilson zrobił spaghetti!

Świetne tłumaczenie, nadałaś temu tekstowi zdecydowanie taki wyraz, jaki powinien mieć *_* Nie wiem, jak Wy to robicie, że wygrywacie z erą po polsku; i mam wrażenie, że nigdy się nie dowiem W każdym razie, wspaniała robota! ^^
(A miałam nie czytać... teraz będę ćwiczyć silną wolę, żeby uszanować Twoją pracę i nie sięgać po oryginał ^^')

Czasu, weny, czasu!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Muniashek
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a stąd <-
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:14, 04 Lut 2010    Temat postu:

Po pierwsze, 333 czyta w moich myślach i generalnie podpisuję się pod jej postem

Ale, jest kilka momentów, które mnie z niewiadomych przyczyn kompletnie rozmiękczyły i rozwaliły i nie mogę się pozbierać, bo uwielbiam takie momenty

Cytat:
Zeszłej nocy on i James wzięli razem prysznic, pierwszy dla niego, ale z pewnością nie ostatni. Nadal mógł czuć silne dłonie, wędrujące po jego namydlonym ciele, tak zmysłowe, wywołujące ciarki na skórze.


Zaraz ja będę mieć ciarki...

Cytat:
Tej nocy każdą chwilę spędzili blisko siebie, jakby byli razem od lat, a nadal nie mieli się nawzajem dosyć. Zmywali razem naczynia, jedli ciasto zwinięci w kłębek na kanapie, oglądając program, na który żaden z nich nie zwracał uwagi i szli spać, wtulając się w siebie, pragnąc tyle wzajemnego kontaktu, ile tylko możliwe.


Bezwstydnie spytam, czy nie powinno być "od tej nocy"?

To jest takie... Takie... Takie oh. Aw. I wszystko

Oni się zachowują naprawdę cudownie, uwielbiam ich romantycznych^^

Cytat:
Kiedy obudzili się tego ranka, James nadal leżał w jego ramionach i żaden z nich nie chciał opuścić łóżka.


Well. Nikt nie chciałby opuścić łóżka, w którym są House i Wilson

Cytat:
House'a nigdy nie znudziłoby całowanie swego kochanka. Usta Jamesa były takie miękkie i doskonałe. Pasowały do jego ust, jakby były dla siebie stworzone, rozchylały się jak na zawołanie, poddając się coraz głębszemu pragnieniu. Kiedy ich języki się spotykały, rozpoczynając wspólny taniec we własnym rytmie, smakując się i dotykając, budziło to reakcję głęboko w jego duszy.


Autorka zdecydowanie nie powinna dawać takich opisów. Moja wyobraźnia, pobudzona po poprzednich fikach, bryka nieznośnie i podsuwa mi różne obrazy. -.-

Cytat:
nie była nawet pewna, czy House uważał ją za przyjaciela. Szczerze mówiąc, nie była pewna, czy ją to obchodziło.


No tak. Prawdziwe oblicze Cuddy w końcu się ukazało! *czeka na biczowanie ze strony Huddzinek, jeśli się tutaj takie znajdują*

Co do 13 podniecającej się Cuddy, jak pisałam, podpisuję się pod postem 333

Cytat:
Zadowolony ze swej decyzji, przekonany, że Trzynastka będzie idealnie odwracać uwagę Cuddy


Uh. Gorąco Ale, że w sensie, że Cuddy coś ten?

Cytat:
Dwadzieścia minut później, jakby nigdy nic, przywałęsał się do kuchni, stając za Jamesem, który zajęty był przygotowywaniem kolacji. Boże, mógłby się do tego przyzwyczaić. Złożył słodki pocałunek na karku partnera.


Pierwszy fragment, który wywołuje we mnie nieokreślone sensacje Bo to, że stanął za Jamesem, który robił jedzenie, a potem pocałunek na karku, Bosh, to jest tak cudowne...

Cytat:
Greg położył dłonie po obu stronach Jamesa, więżąc go pomiędzy gorącem kuchenki a ciepłem swojego ciała.


A zatem. *próbuje ochłonąć*

Sensacje wywołane poprzednim fragmentem są niczym w porównaniu do tego. Nie wiem, co, ale coś mnie cholernie podnieca, jeśli czytam/widzę (nie pytać)/sama w czymś takim biorę udział (NIE PYTAĆ! )/whatever, scenę, w której jedna osoba jest "przygwożdżona" przez drugą np. pod ścianą, na blacie, nieważne. To jest takie... Takie... AWWWWW!

Zdecydowanie wolę jednak pierwszą i trzecią opcję

Cytat:
Cała jego nieśmiałość się ulotniła, James powoli się rozebrał, nie spuszczając z oczu wirujących, błękitnych tęczówek, przepełnionych namiętnością, które mogły doprowadzić go do orgazmu po prostu na niego patrząc.


Oczy. Oczy. OCZY. Uwielbiam oczy. Czyjeś. I ten fragment jest na drugim miejscu (a jednak ), zaraz po tym poprzednim

Nawet nie o oczy w sumie chodzi. Moimi faworytami są teksty, w których jeden, ekhm, partner (nie lubię tych słów, ale chodzi mi o homo i hetero ) nie widzi w drugim tylko narzędzia do seksu, ale całe ciało, każdy jego fragment, i jeden taki fragment potrafi go podniecić. Bo coś takiego jest po prostu piękne I po swojemu magiczne, wg mnie. Oh, i cudowne. Damn it. Nie umiem tego dokładnie określić, mam nadzieję, że wiesz o co chodzi

Cytat:
ręce Grega wczepiały się w poduszki i prześcieradła


Oh. Takie fragmenty też uwielbiam Chodzi o to wczepianie się we wszystko, co jest pod ręką. Aw.

Piękne. To wszystko, co mam do powiedzenia

A co Hatsona, nie obrażę się

Weny! Muniashek


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:46, 15 Cze 2010    Temat postu:

Hmmm, ile to już było? Cztery miesiące?
I przy okazji, tłumaczę tego fika już ponad rok. To smutne



6. Taniec

Następnego dnia Greg stał oparty o framugę drzwi łazienki i obserwował jak James się goli, będąc już zmęczony noszeniem swego absurdalnego smokingu.
- I ty się dziwisz, czemu nie golę się codziennie. Wyobrażasz sobie mnie mającego tyle cierpliwości?
Nie odrywając oczu od lustra, Wilson odpowiedział:
- Nie dziwię się. Właściwie to nawet polubiłem twoją nieogoloną twarz. Aczkolwiek moja skóra protestuje.
- Chcesz żebym się ogolił?
- Zrobiłbyś to, gdybym poprosił?
- Prawdopodobnie nie.
- Tak właśnie myślałem. - Po kilku kolejnych pociągnięciach żyletką dodał: – Nie chcę, abyś się dla mnie zmieniał. Chcę, abyś się zmienił dla siebie. Poza tym kocham cię takim, jakim jesteś.
- Jakie to osobliwe.
Wilson spryskał się nieco płynem po goleniu i powiedział:
- Dlaczego jesteś w takim złym nastroju?
- Zawsze jestem w złym nastroju.
- Nie, kiedy jesteśmy w domu. Wtedy nie jesteś.
House przerwał, zastanawiając się nad prawdziwością tych słów. Potem użył ich na swoją korzyść:
- Jasne. I właśnie dlatego mam zły nastrój. Musimy wyjść z domu na jakąś bezsensowną kolację, gdzie muszę nie tylko nie spędzać z tobą czasu, ale jeszcze udawać, że nie mam zamiaru zedrzeć z ciebie ubrania i cię wykorzystać. To głupie!
James objął ramionami talię Grega.
- To tylko jedna noc i to nie jest bezsensowne. Ocaliłeś życie ich córki. Są wdzięczni, a my potrzebujemy tej dotacji.
- My nie potrzebujemy datków. My musimy zostać w domu… w łóżku.
Wilson wiedział, jak dotrzeć do swego partnera.
- Powiem ci coś. Jeżeli będziesz dzisiaj grzeczny, możemy jutro spędzić cały dzień w łóżku.
- No, to jest najlepsze przekupstwo, z jakim się kiedykolwiek spotkałem.
Później, chociaż był zdecydowany zdobyć swoją nagrodę, Greg siedział żałośnie nad zbyt drogim, nędznie smakującym posiłkiem. Mimo że planował ulokować się przy stoliku obok Jamesa, jego plan poszedł nie po jego myśli, kiedy Trzynastka wcisnęła się, aby zdobyć miejsce przy Cuddy, ostatecznie więc dwie kobiety siedziały pomiędzy oboma mężczyznami. Jego irytacja tylko jeszcze powiększała się za każdym razem, kiedy James wstawał i prowadził Cuddy na parkiet, zostawiając go, siedzącego ze swoją partnerką przy niemal pustym stoliku.
Dopiero kiedy obie kobiety znikły w łazience, James przysiadł się do Grega.
- Czemu nie tańczysz?
- Chora noga… nadmierne utykanie… laska. Wybierz powód.
- To nie są powody, to wymówki. Mógłbyś tańczyć gdybyś chciał.
- Dobrze. To mój powód; Nie chcę.
- Czemu nie?
House przysunął się bliżej i syknął niewiele głośniej od szeptu:
- Posłuchaj. Jestem tutaj. Zachowuję się. Nie chcę tańczyć z Trzynastką. Jest tutaj tylko dlatego, bo Cuddy kazała mi przyprowadzić kogoś. Ona wolałaby zatańczyć z Cuddy. Jeżeli miałbym tańczyć, zatańczyłbym z tobą.
- Świetnie. Kiedy wrócimy do domu, zatańczymy.
House poczuł się rozbawiony:
- Czemu nie tutaj? Wstydzisz się mnie?
Wilson wyjąkał lekko roztrzęsionym głosem:
- O-oczywiście, że n-nie. My-myślałem, że zgodziliśmy się n-nie ujawniać się przed ludźmi.
House udał wstrząśniętego:
- Naprawdę? Bo ja nie przypominam sobie, abym się na to zgadzał.
Wilsonowi twarz się zarumieniła:
- Greg, pogadajmy o tym później.
- Dlaczego nie możemy pogadać o tym teraz, James?
- Słuchaj, złościsz się, bo dzisiejszy wieczór spędzasz tutaj. Rozumiem. Przepraszam, że zmusiłem cię do przyjścia. Ale jesteśmy tutaj. Przetrwajmy jakoś tę noc, w porządku?
Chwilę później kobiety wróciły, przerywając ich rozmowę. To Cuddy rozpoznała zakłopotanie:
- Wszystko w porządku?
Głośniej niż to było potrzebne, House odpowiedział:
- Wszystko dobrze! – Zniżył nieco swój głos. – Po prostu Wilson za mną tęskni i chce usiąść obok. Nie masz nic przeciwko, prawda, Trzynastko?
Cuddy przewróciła oczami a Trzynastka wzruszyła ramionami, obie zajęły dwa wolne krzesła. Trzynastka, która była cicho przez większość wieczoru, w końcu się odezwała:
- Więc Doktorze Wilson, miło wrócić do pracy?
- Praca nigdy nie stanowiła dla mnie problemu. Wiedziałem, że mogę znaleźć jakąś posadę. Martwiło mnie to, że nie będę się tam czuł tak jak w domu.
House wtrącił odrobinę sarkastycznie:
- Więc to miło być w domu?
Wilson zdecydował, że w grę House’a można grać we dwóch:
- Tak. Nigdy nie czułem się tak bardzo jak we własnym domu, co teraz.
Kompletnie nieświadoma co chodzi, Cuddy powiedziała:
- Cóż, cieszymy się, że w końcu mamy cię powrotem.
Głos z przodu Sali powstrzymał ich od dalszej rozmowy:
- Przepraszam wszystkich. – Kiedy sala się uspokoiła kontynuował: – Dziękuję wam wszystkim za przybycie.
Ojciec pacjentki, którą House ocalił rozpoczął przemowę o tym, jakie miał szczęście i jak wdzięczny był House’owi za uratowanie jego córki. Po tym nastąpiła prezentacja czeku z darowizną dla Cuddy. Jednak to następna prośba zaszokowała wszystkich. Kiedy ojciec poprosił House’a o głos, cała sala zamilkła.
W końcu Wilson dźgnął House’a w żebra, otrząsając go z transu. House przykuśtykał na miejsce i wziął mikrofon od ojca.
Podczas gdy milczał, serce Wilsona biło gwałtownie, martwił się, co House mógłby powiedzieć. Twarz Cuddy przedstawiała czystą grozę. Wilson obserwował jak wyciągnęła rękę, aby dotknąć ramienia House’a, mając nadzieję, że jej błagania o to, aby się zachowywał, jakoś do niego przenikną.
Kiedy w końcu przemówił, zabrzmiał elokwentnie:
- Tego wieczoru jesteśmy tutaj wszyscy, bo przyszedłem do pracy i zrobiłem to, co do mnie należało. Ludziom nie potrzebne są przyjęcia czy honorowe datki, ponieważ robią, co do nich należy. Jednak rozumiem, że dzisiejszy wieczór odbywa się z powodu miłości i ta miłość uzmysławia komuś, co jest naprawdę ważne. Mówi wyraźnie, iż ci ludzie chcą przyznać się przed wszystkimi, że poświęcą sto tysięcy dolarów, bo mogą nadal kochać swoją córkę. Więc za to dziękuję.
Był oklaskiwany przez każdą osobę na Sali z wyjątkiem Wilsona. Dla reszty zebranych przemówienie było znaczące, nawet miłe. Lecz Wilson usłyszał skierowany do niego podtekst. Rodzice pragnęli poświęcić sto tysięcy z powodu miłości do ich córki, ale on nie chciał poświęcić dumy, aby zatańczyć ze swym chłopakiem przed kolegami.
Potrzebował powietrza. Już na zewnątrz chodził w tę i z powrotem kilka razy, próbując poukładać sobie to wszystko w głowie. Czy była to jedynie jakaś egoistyczna sztuczka zrodzona w umyśle House’a, mająca na celu zrobienie z Wilsona durnia? Czy to Greg usiłował ubłagać Jamesa aby zrobił następny krok? Zacznijmy prościej. Czy to był House czy Greg? W głowie mu łomotało. Lepsze pytanie. Czemu powinno mieć znaczenie czy to House czy Greg? Lepsze jeszcze. Czy Greg i House to nie ta sama osoba?
Odetchnął i szybko wszedł do łazienki. Ochlapawszy twarz wodą, oparł się rękami o umywalkę i pozwolił wodzie skapywać do odpływu.
Kiedy oklaski dobiegły końca, House wrócił do stolika, zatrzymywany wielokrotnie przez różnych ludzi, chcących uścisnąć mu dłoń. Cuddy w końcu przybyła mu na ratunek.
- Doktorze House, miałbyś ochotę zatańczyć?
Z początku chciał jej powiedzieć, aby poszła do diabła, ale do wyboru miał taniec albo nękanie przez otaczający go tłum ludzi. Zdecydował, że z dwojga złego woli ją i ruszył za nią na parkiet.
Kołysząc się łagodnie do muzyki, Cuddy powiedziała:
- To była piękna mowa House. Nie wiedziałam, że stać cię na coś takiego.
House śmiał się w duchu. Prawie wygrał swój zakład i udowodnił swoją rację Wilsonowi w czasie jednego wieczora. Zdecydował się przyznać część prawdy.
- Wilson założył się ze mną. Powiedział, że nie będę się potrafił zachować przez cały wieczór.
- Wiedziałam, że coś w tym musiało być. Ile?
- Ile czego?
- Pieniędzy? O ile pieniędzy się założyliście.
Nim mógł odpowiedzieć odezwał się głos:
- Przepraszam, mogę się wtrącić?
House cofnął się, odpowiadając:
- To twoja partnerka. Proszę bardzo.
Wilson przełknął ślinę:
- Nie. Nie, miałem na myśli… ciebie.
Greg uniósł brew:
- Serio?
Na policzkach Jamesa wykwitł rumieniec, ale postarał się nie jąkać. Cały ten czas Cuddy stała niczym zamrożona, nie wiedząc czy ma się śmiać czy dostać ataku serca. Wziąwszy głęboki oddech, James w końcu się odezwał:
- Załapałem. Twoje przemówienie. Załapałem. Wygrałeś. Lepiej nawet, wygrałeś.
Cała trójka stała nieruchomo, każdy z innego powodu, dopóki James nie zapytał:
- To zatańczysz ze mną, czy nie?
Uśmiechając się ironicznie, House odpowiedział:
- Nie. Wystarczy, że chciałeś. Cóż, to i fakt, że dokumentnie zszokowaliśmy naszą szefową. Wynośmy się stąd.
James odetchnął z ulgą nim Greg zwrócił się do Cuddy:
- Nie masz nic przeciwko złapaniu taksówki, tak? Mój chłopak i ja jedziemy do domu… razem.
Nie czekali na odpowiedź, ale po prostu wyszli. Nie trzymając się za ręce, nie wykorzystując swojego związku, po prostu wychodząc.
Byli w połowie drogi do domu, kiedy Greg powiedział:
- Dzięki.
Wilson nie potrzebował tłumaczenia:
- Nie ma za co.
- Co byś zrobił, gdybym przyjął twoją propozycję?
- Zatańczyłbym z tobą.
- Bez wahania. Łał, naprawdę cię wzięło, James.
- A ty co byś zrobił, gdybym to ja zrobił scenę?
- Zatańczyłbym z tobą.
- Dlaczego tego nie zrobiłeś?
- Bo nasz związek to nie ich interes.
James zapytał lekko biadolącym głosem:
- To dlaczego robiłeś z tego taki wielki problem?
- Ponieważ to, że ty się wstydzisz i to, że to nie ich interes, to dwie kompletnie różne sprawy.
- A więc chodziło o zasady?
- Tak.
- Fajnie.
Parę chwil minęło, nim James spytał:
- Co zrobimy z Cuddy?
- Nic. To nie jej sprawa, kto z kim chodzi. To nie wbrew polityce szpitala. Jeżeli zacznie kłapać jadaczką, jestem pewien, że mogę wymyślić jakąś pogróżkę, aby się zamknęła.
Kilka minut później, kiedy James zatrzymał się na parkingu sklepu spożywczego, Greg zapytał:
- Co my, do cholery, tutaj robimy?
- Zakupy. Chyba, że wolisz wrócić do domu i musieć potem wracać? – Kiedy nie dostał odpowiedzi dodał: – Jutro cały dzień mamy spędzić w łóżku. Zakładam, że w końcu zgłodniejemy, a ty pewnie przeciągniesz to wszystko do niedzieli, a potem do poniedziałku rano. Musimy zrobić zakupy.
James pchał wózek, Greg wrzucał do środka cokolwiek zechciał. Jamesa to nie obchodziło, dopóki byli razem . Nie mógł nic na to poradzić. Greg zaczął narzekać w połowie drogi przez alejkę z płatkami:
- Wyglądamy śmiesznie w tych smokingach w sklepie.
- Od kiedy martwisz się, co pomyślą ludzie?
- Nie martwię się. Po prostu stwierdziłem fakt.
Pół godziny później podeszli do frontowych drzwi swojego mieszkania i znaleźli tam Cuddy, opierającą się o ścianę. Przyjmując sarkastyczny ton Grega, James spytał:
- Doktor Cuddy, czemu zawdzięczamy tę przyjemność?
- Zamknij się, Wilson, i wpuść mnie do środka.
Ruszyła za nimi do mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Kiedy odkładali zakupy, ona stała na środku kuchni z ramionami założonymi na piersi, tupiąc butem o podłogę. Po kilku minutach ignorowania jej, zawołała:
- Hej! Czy ktoś w końcu coś mi powie?
Spokojnie, James odpowiedział:
- Co chciałabyś wiedzieć?
- Wszystko.
- Cóż, kochamy się. Mieszkamy tutaj razem.
Potem, jakby to nagle go uderzyło, odwrócił się do Grega:
- Dlaczego tutaj mieszkamy?
- Ponieważ ty mieszkałeś w hotelu?
- Nie, to znaczy, czemu nie znajdziemy sobie nowego mieszkania?
- Bo ja lubię to mieszkanie. Wszystkie nasze wspomnienia się tu znajdują.
Przez ułamek sekundy właściwie wierzył swojemu kochankowi. Potem wrócił do rzeczywistości:
- Ależ pierdoły.
Cuddy przerwała ich małą sprzeczkę:
- Przepraszam!
Obaj odwrócili się równocześnie:
- Co?
- Co się tutaj dzieje, do cholery?
Greg podał Jamesowi lody, aby ten włożył je do zamrażarki, pytając przy tym:
- Myślisz, że jeśli będziemy ją ignorować, to sobie pójdzie?
- Nigdzie nie idę!
Kompletnie ją ignorując, James odpowiedział:
- Mogłoby się udać. Może.
Skończyli odkładać swoje zakupy nim Greg wysyczał:
- Ona nadal tu jest.
- Wy dwaj możecie mnie ignorować, ile chcecie, nie wyjdę dopóki ze mną nie porozmawiacie.
Nadal udając, że jej tam nie ma, Greg powiedział do Jamesa:
- Dobra, mój pomysł nie wypalił. Jaki jest twój?
James był cicho przez chwilę nim powiedział:
- Jestem całkiem pewien, że jeśli zaczniemy się całować ona wyjdzie.
Przyciskając swego partnera do lady, House rzekł:
- James, ty niegrzeczny chłopcze.
Przyciskając swego partnera do lady, Greg rzekł:
- James, ty niegrzeczny chłopcze.
Zaatakował usta swego kochanka, nie dbając o stojącą za nim kobietę. Lecz głośno zaczerpnięte powietrze wprawiło Jamesa w atak śmiechu.
- W porządku. W porządku. – Odwrócił się do kobiety, która zakłócała jego wieczór i wskazał palcem w jej kierunku. – Posłuchaj. Masz pięć minut, aby uzyskać wszystkie informacje jakie chcesz. Po upływie tego czasu nie będę odpowiedzialny za zwierzęce akty, które twoje oczy ujrzą. Czy wyrażam się jasno?
Pierwszym pytaniem, które wybełkotała było:
- Cz-czy to jakiś żart?
House był przygotowany, aby przejść przez to najszybciej, jak to możliwe.
- Nie.
- Kiedy to się zaczęło?
- Kilka tygodni temu.
- Czy… wy… się kochacie?
- Tak.
- Czy… ktoś jeszcze wie?
- Nie.
- Czy to dlatego rzeczywiście wypełniałeś w pracy swoje obowiązki?
- Tak.
- Doktorze Wilson, czy to wpłynie na twoją pracę?
- Nie.
- Widzę, że nie. – Minęła chwila, nim dodała: – Ja… cieszę się z waszego powodu.
Jedynie James odpowiedział:
- Dziękuję. Bardzo się cieszymy.
Spytała House’a:
- Jesteś… szczęśliwy?
Odpowiedział odrobinę głośniej niż szeptem:
- Kiedy jestem z nim… tak.
Skinęła lekko głową i odwróciła się do wyjścia.
Kiedy drzwi się zamknęły, Greg zwrócił się do Jamesa, mówiąc:
- Nareszcie!
Zrobił kilka kroków, potrzebnych aby przycisnąć swoje ciało powrotem do ciała kochanka.
- Zaraz, na czym stanęliśmy?
- Myślę, że miałeś właśnie zamiar powykorzystywać mnie przez następne 36 godzin.
- Dzięki Bogu za to!

TBC


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Czw 13:01, 24 Cze 2010    Temat postu:

Nowy rozdział "Zmian" a ja nie skomentowałam?
Przecież to jeden z moich ukochanych ficków

W nim coś jest, że mogę na niego czekać nawet i kolejne 10 lat, ale będę czekać

Część ciekawa. Bardzo chciałam żeby zatańczyli, to byłoby takie ciekawe^^ O no i całe owijanie w bawełnę przez House'a. Nigdy tego za mało
I proste[dla mnie wręcz logiczne]:
Cytat:
- Zatańczyłbym z tobą.
- Bez wahania. Łał, naprawdę cię wzięło, James.


No i ogólnie James bardzo szybko się uczy od swojego partnera prawdziwych, podstawowych rzeczy:
Cytat:
Przyjmując sarkastyczny ton Grega, James spytał:
- Doktor Cuddy, czemu zawdzięczamy tę przyjemność?


I po prostu ta ignorancja Cuddy. Pięknie wykonana

Normalnie kocham ten fic Dziękuję, że go tłumaczysz

Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:15, 10 Lip 2010    Temat postu:

Cóż, jak dalej, to dalej


7. Trzynastka


Po weekendzie, wypełnionym najbardziej satysfakcjonującym seksem, jakiego kiedykolwiek doświadczyli, nadszedł poniedziałek. House unikał Cuddy cały dzień, przeważnie z sukcesem. Jednak z drugiej strony Trzynastka trzymała się go jak rzep psiego ogona cały dzień. Przydzielał jej podrzędne zadania, jedynie po to aby pozbyć się jej sprzed jego oczu, a ona każde z nich akceptowała bez kłótni. To by go zaskoczyło, gdyby nie wiedział, że szuka ona odpowiedzi i szczegółów, aby mogła się do nich przyczepić.
Wskoczył do swego gabinetu, kiedy zobaczył ją, wracającą ze swej ostatniej zadanej pracy, ‘jego’ dyżuru w klinice. Ale szklane ściany nie zdołały go ukryć i Trzynastka nie traciła czasu, wciskając się za nim. Otworzyła gwałtownie drzwi i opadła na krzesło naprzeciw niego.
- Więc, sypiacie ze sobą chłopcy, czy tylko badacie grunt?
- Chciałabyś wiedzieć.
- A więc spotykacie się ze sobą. – To nie było pytanie lecz raczej stwierdzenie.
House podrzucał swoją przerośniętą piłkę.
- Nigdy tego nie powiedziałem.
- Nie musiałeś. Ja tylko spytałam, czy sypiacie ze sobą, czy nadal badacie grunt. Miast wypierać się jakiegokolwiek związku, ty jedynie zażartowałeś na temat jego statusu. To mi mówi, że jesteś w związku. Więc uprawiacie sex?
Cholera, pokonała go w jego własnej grze. Dlaczego się tego nie spodziewał? On i James wieki rozmawiali o tym, co zrobić z Cuddy. Żaden z nich nigdy nie wspomniał o Trzynastce. Jak to mogło przejść niezauważone? Na stare lata tracił wyczucie. Sfrustrowany, spytał:
- Nie mamy pacjenta, którym mogłabyś się zająć?
- To jest bardziej interesujące. Poza tym, w naszej drużynie jest jeszcze trzech innych ludzi. Tylko tylu ludzi potrzeba, aby zrobić testy krwi. Seks jest fantastyczny?
Wilson wszedł do pokoju, powtarzając:
- Jaki seks?
Trzynastka nie ukrywała tematu, jakiego dotyczyło pytanie:
- Seks, który ty i House uprawiacie.
Wilson miał więcej niż wystarczająco doświadczenia z Housem, aby nie dać się nabrać na najstarszą ze sztuczek.
- Kto powiedział, że uprawiamy seks?
- Jeszcze nikt, o to mi chodzi.
Zakładając ręce na piersi, równocześnie wkładając akta pacjenta pod ramię, Wilson spytał:
- Więc stanowi dla ciebie problem, jeśli House i ja ‘nie’ uprawiamy seksu?
Stała, usiłując symulować siłę.
- To problem dla mnie, jeśli House uważa, że w porządku jest mówić wszystkim, że jestem biseksualna, ale uprawia seks z tobą i się do tego nie przyznaje.
- A więc tu chodzi o House’a.
- Tak.
- Dobrze. Więc mnie w to nie mieszaj.
House w końcu się odezwał:
- Dobrze rozegrane, Wilson.
Następnie zwrócił się do Trzynastki:
- A teraz wynoś się stąd.
Przespacerowała się do wyjścia, rzucają spojrzenie mówiące, iż jeszcze wróci i nie ma zamiaru się poddać. Kiedy była już poza zasięgiem słuchu, Wilson spytał:
- Jak długo to się dzieje?
Z pełnym przygnębienia westchnięciem, House rzucił piłkę na stół.
- Cały dzień.
- Łał! Nigdy się tego nie spodziewałem.
- Ja również. Jak to możliwe?
Wilson zignorował skierowane do niego pytanie.
- Co masz zamiar zrobić? Nie wygląda na to, aby miała się wkrótce poddać.
House masował swoje czoło.
- Nie wiem.
Wilson wyjął z kieszeni fiolkę, wytrząsnął pigułki i położył je na stole przed Housem.
- W każdym razie, wpadłem, aby ci to dać. Uzupełniłem to wcześniej.
House uniósł brwi.
- Uzupełniłeś mój lek bez mojej prośby?
- Trochę czasu już minęło. Pomyślałem, że tego potrzebujesz. Twój zapas musi już być na wyczerpaniu.
Decyzja aby zaopatrywać Grega w tabletki nawiedzała go, szarpała jego duszę i sprawiała torturę. Jednak w końcu się z tym pogodził, decydując, że lepiej mieć kontrolę nad sytuacją niż pozwolić aby jego chłopak wyciągał narkotyki z najwygodniejszego źródła.
Mózg Grega pracował tak szybko, iż nie miał pojęcia, co powiedzieć. Tak naprawdę, to odciął się od swojego leku przeciwbólowego odkąd zaczął się ich związek. Nikt nie zauważył. Nikt, tylko on. Dostatecznie trudno było przyznać sobie samemu, że wszyscy mieli więcej racji, niż on chciał, aby mieli. Naprawdę był uzależniony. Tak, bolała go noga. Bolała mocniej, niż większość ludzi mogłaby dzień w dzień znosić. Ale przyzwyczaił się do bólu, był niemal znośny ze zwykłą dawką leków przeciwbólowych. Przedawkowywanie nie było potrzebne.
Dodatkowe pigułki miały pomóc mu zapomnieć, zapomnieć jego nieszczęśliwe, samotne życie, jego pragnienie miłości, oraz jego skrywaną potrzebę kogoś, kto by go zaakceptował. Ale teraz nie potrzebował zapomnienia. Ta część jego życia już się skończyła, i tak samo było z jego zapotrzebowaniem na dodatkowe pigułki.
Spojrzał na Jamesa ponad swoim biurkiem i stwierdził, że nie może kłamać. Miał milion sarkastycznych uwag, jak „najwyższy czas”, albo „jasne, że ich potrzebował”, jednak żadne słowa nie opuściły jego ust. Jego wzrok przesuwał się od bursztynowej fiolki do czekoladowych oczu i nagle jego umysł znalazł ripostę.
- Jesteś idiotą.
Jakkolwiek by na to nie spojrzeć, pasuje.
James odpowiedział, przewracając oczami:
- Będę musiał dziś wieczorem zostać jakieś pół godziny dłużej. Chcesz na mnie zaczekać, czy pojedziesz do domu, a ja złapię taksówkę?
- Zaczekam. Jeżeli pierwszy pojadę do domu, możesz oczekiwać, że przygotuję kolację, albo coś równie szalonego!
Wilson wzniósł ręce jakby w geście poddania:
- Nigdy w życiu!
Później tego popołudnia, House siedział w swoim biurze, faktycznie znów zajęty robotą papierkową, czekając aż Wilson skończy pracę na dzisiaj, kiedy to Trzynastka znów spacerem wkroczyła do jego gabinetu. House wymamrotał „cholera” po czym powiedział:
- Jeżeli nie jesteś tu w sprawie naszego pacjenta, możesz po prostu odwrócić się i wyjść!
- Nawet jeżeli o to by chodziło, musiałabym w zwyczajnych okolicznościach zadzwonić do ciebie na komórkę lub przesłać ci wiadomość pagerem o tak późnej porze. Jakiś konkretny powód, dlaczego nadal tu jesteś?
Kiedy nie podniósł wzroku znad dokumentów, podjęła:
- To nie miałoby nic wspólnego z faktem, że doktor Wilson nadal tutaj jest, czy tak?
House nadal ją ignorował.
- Czego nie rozumiem, to czy jeżeli uprawiacie razem seks i nie jest on do niczego, to czemu byś temu zaprzeczał? To znaczy, jest mnóstwo osób, które już cię nienawidzą, a ciebie to nie obchodzi. Czemu miałoby cię obchodzić, jeżeli kilka osób więcej nienawidziłoby cię, gdyby się dowiedzieli, pieprzysz jakiegoś faceta?
Głos dochodzący od drzwi w końcu zatrzymał jej niekończącą się paplaninę.
- Nie pieprzymy się ze sobą. – Wilson odwrócił się do House’a. – Gotowy na kolację?
Trzynastka wstała i podeszła do nich z ramionami założonymi na brzuchu.
- Gorąca randka?
- Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Cały czas jadamy razem kolacje.
Posłała mu uśmieszek.
- A potem gorący seks?
House nadszedł z tyłu, ocierając się o jej ramię, nawet nie próbując jej ominąć.
- Chciałabyś wiedzieć?
Skinął na Wilsona, który ruszył zaraz za nim.
Byli w połowie korytarza, nim usłyszeli krzyk:
- W końcu dowiem się wszystkiego!
Kiedy znaleźli się już w bezpiecznych ścianach swojego mieszkania, James w końcu powiedział:
- Równie dobrze mogłeś jej powiedzieć. Będzie cię nękać, dopóki jej nie powiesz.
- Pieprzę ją.
- Wolałbym abyś tego nie robił.
- Na szczęście dla ciebie, ona chce jedynie, abym pieprzył ciebie i potem dał jej o tym znać.
James poszedł do kuchni, podwijając rękawy.
- Co w tym złego?
Greg poszedł za nim i zatrzymał się w drzwiach.
- Czy uszy mnie zawiodły? Czy to nie jest mężczyzna, który nie chciał ze mną zatańczyć kilka dni temu?
James postawił jedzenie na ladzie i powiedział:
- Nie, to mężczyzna, który chciał zatańczyć z tobą tamtego wieczoru.
- Więc to jest to?
- Co „to”?
- Teraz już nie dbasz o to, kto wie? Jesteś gotów, aby świat się dowiedział?
- Cóż, może nie świat, ale jestem gotów więcej nie chować się po kątach. Nie mówię, że musimy to wywiesić na tablicy informacyjnej albo coś. Po prostu chcę… abyśmy przestali kłamać.
- Wszyscy kłamią.
- Ale nie o wszystkim.
- Prawda.
Wyszedł z pokoju, zostawiając Jamesa, aby przygotował kolację, podczas gdy on zasiadł przy fortepianie, aby rozładować emocje. Z każdym klawiszem przychodziła nuta; z każdą nutą przychodziła myśl.
Jego życie się zmieniało. On się zmieniał. Kiedyś był nieszczęśliwym starym kutwą, mizantropem. Teraz, nadal był stary. Jego kości, bolące mięśnie i zmarszczki na czole mu o tym mówiły. Ale był szczęśliwy. Szczęście, uczucie, które odczuwał jedynie w skąpych ilościach przez okres niemal pięćdziesięciu lat, teraz wypełniło jakimś sposobem zawsze obecną w jego duszy pustkę. Dla niektórych był to osiągnięcie, powód do świętowania. Ale w nim budziło to zupełnie inne uczucie. Strach.
Strach był emocją, do której był całkowicie przyzwyczajony. Bał się, że każdy dzień może być ostatnim, kiedy będzie mógł chodzić. Obawiał się, że kiedy następnym razem ją zdenerwuje, Cuddy go zwolni, bez względu na to, ile razy mówiła, że tego nie zrobi. Bał się, iż nie będzie mógł rozwiązać kolejnego przypadku. Bał się, że w każdej chwili James odejdzie, nigdy się za siebie nie oglądając. Jednak ze wszystkich tych rzeczy, ostatnia była tą, której obawiał się najbardziej.
Przez tych kilka tygodni zrozumiał, że tą jedną najważniejszą rzeczą - nieożywioną czy też przeciwnie - w jego życiu był James. Potrzebował go. Więc każdy dokonany przez niego wybór musiał być krytycznie przemyślany. Jeśli by zdecydował, iż nie chce, aby ktokolwiek inny wiedział o ich związku, James pomyślałby, że się go wstydzi, a tak nie było. Powodem nie był wstyd, chodziło o ochronę ostatnich skrawków prywatności, które nadal miał.
Większość ludzi znała szczegóły z jego życia. Było niemal otwartą księgą. Każdy wiedział o Stacy, o jego nodze, o jego postrzeleniu, o Vicodinie i jego uzależnieniu od tego leku. Każdy wiedział o jego potrzebie skomplikowanych przypadków oraz o pragnieniu do rozwiązywania zagadek. Każdy wiedział, że był kalekim dupkiem, który przeginał granice wszystkiego, co robił w życiu. Lecz to, jego związek z Jamesem, było jedynym ukrytym fragmentem jego życia. Jedną rzeczą, którą nie musiał się dzielić.
Usłyszał za sobą kroki, nim poczuł dłonie na swych ramionach. Jego palce dalej poruszały się po klawiszach z kości słoniowej, kiedy James spytał:
- Piękne. Co to jest?
Greg odetchnął głęboko.
- Myśli.
- O czym?
- O dzieleniu się.
Większość osób nie potrafiłoby nadążyć za tajemniczą rozmową, ale on miał lata doświadczenia.
- I?
- Lubię mieć ciebie całego tylko dla siebie.
- Nie dzielisz się mną. Rozmawiamy jedynie o tym, aby ludzie wiedzieli, że… - Jego głos zamarł, wiedząc, że ma tylko tą jedyną szansę aby dotrzeć do sedna. I potem to do niego dotarło, jakby ktoś włączył żarówkę. – Że należę do ciebie. Że nikt inny nie ma do mnie żadnego prawa, fizycznie, czy emocjonalnie. Że każda drobinka mojej istoty należy wyłącznie do ciebie.
Jakkolwiek było to wytłumaczenie, aby przekonać Grega, słowa były niczym muzyka dla jego własnych uszu. Naprawdę należał do Grega. Nie był nawet pewien, czy posiada jeszcze najdrobniejszą część siebie samego.
Kiedy place House’a wędrowały po klawiszach, uzmysłowił sobie, iż nigdy nie myślał o tym w ten sposób. Może dzielenie się nie było takie złe. Przestał grać.
- W porządku.
James nie chciał robić z tego wielkiej rzeczy.
- Dobrze. Kolacja zaraz będzie gotowa.
Miał zamiar się odsunąć, kiedy lewa dłoń Grega uniosła się i przykryła jego prawą. Żadnych słów, tylko gest. To było wszystko, czego potrzebowali.
Później tego wieczoru, James trzymał głowę na jego kolanach, a on przeczesywał palcami brązowe loki, podczas gdy oglądali powtórki CSI* w telewizji.
- Więc mogę sądzić, że nie przeszkadza ci należenie do mnie.
- Oczywiście, że nie.
- Dobrze, bo nie mam najmniejszego zamiaru zostawać czwartą panią Wilson.
- Jakoś nie wyobrażam sobie ciebie jako ‘pani’ jakiejkolwiek.
- Oczywiście, że nie. New Jersey legalizuje jedynie związki partnerskie osób tej samej płci, nie małżeństwa.
- Czy ty… szukałeś informacji na ten temat?
- Nie.
James nie roztrząsał tego więcej, a Greg nie rozwijał tematu. Miast tego, wrócił do pierwotnego celu rozmowy.
- Wiesz, że jak tylko wieści zatoczą krąg, będziemy głównym tematem dyskusji, prawda?
- Nie mam nic przeciwko temu.
House uśmiechnął się diabelsko.
- To będzie niezła zabawa.
James przewrócił oczami.
- Nie rób z tego zabawy, Greg. Nie musimy sobie z tego robić wielkiej rzeczy, po prostu przestańmy się ukrywać.
- Masz pojęcie do kogo mówisz?
James przewrócił się na plecy i spojrzał prosto w oczy swojego kochanka.
- Tak, tak mam pojęcie. I wiesz co… rób co chcesz. Ale pamiętaj, że potrzeba dwóch osób do gry.
- Oo, kocham, kiedy brzydko mówisz!
Poruszając się ostrożnie, James usiadł okrakiem na kolanach Grega, cały czas uważając na jego nogę. Spoglądając głęboko w błękitne oczy, które ciemniały z każdą chwilą, pochylił swoje usta, aby pocałować oczekujące wargi swego partnera. Jego język przecisnął się przez zapraszające, rozchylone usta nim zaczął lizać i smakować szorstką skórę pomiędzy ustami i uchem Grega. Delikatnie przygryzł płatek jego ucha i zapytał:
- Czy gdybym mówił do ciebie brzydko, podnieciłoby cię to, Greg?
Greg opuścił głowę na oparcie kanapy i zamknął oczy. Niemal mrucząc, powiedział:
- O, tak.
Jego język muskał ucho Grega pomiędzy pełnymi pożądania słowami:
- Więc, jeżeli powiedziałbym tobie, że chcę kreślić każdy cal twego ciała moim językiem, smakując kropelki potu, powstające na twoim naprężonym ciele, czy to by cię podniecało? – Cichy jęk dobył się z gardła Grega nim kontynuował. – A jeżeli powiedziałbym, że chcę ustami pochłonąć twojego penisa, liżąc go od nasady do końca, muskając go językiem, smakując płyn* sączący się z twojego ciała, czy stanąłby ci wtedy - Greg uniósł biodra, mamrocząc potwierdzenie, przyciskając rosnącą już erekcję do swego partnera, zanim James mówił dalej. – A potem, jeżeli opisałbym twojego twardego, pulsującego penisa, wsuwającego się głęboko we mnie, wykonującego pchnięcia, sprawiającego, że wiłbym się pod tobą, błagając, abyś pozwolił mi dojść, czy dzięki temu byś mnie pragnął? – Nie czekając na odpowiedź, mówił dalej. – A potem, jeśli opisałbym szczegółowo, jak pulsujesz wewnątrz mnie, nabrzmiały, na granicy eksplozji, wchodząc we mnie po raz ostatni nim rozsadzi cię najbardziej satysfakcjonujący orgazm, jaki kiedykolwiek przeżyłeś, czy…
Greg przerwał mu, nie będą już w stanie więcej tego znieść:
- Cholera! Łóżko, teraz!
James zaśmiał się cicho, wstając, jednocześnie zdejmując ubranie, kiedy udawał się do ich sypialni, Greg deptał mu po piętach. Kiedy opadli na łóżko, James zaatakował ciało Grega swoimi ustami, lecz ten odepchnął go powrotem na łóżko.
- Darujmy sobie całą resztę. Od razu skupmy się na tym, jak wpycham swojego pulsującego penisa w twój idealny tyłek.
Młodszy mężczyzna już miał zamiar obrócić się na brzuch, jednak starszy go zatrzymał:
- Nie. Chcę cię widzieć.
Chwila intymności, wywołana przez Grega, spowodowała emocjonalną reakcję głęboko w piersi Jamesa. Milczał, czekając, podczas gdy jego kochanek założył prezerwatywę i nawilżył swą sztywną erekcję. Ból, który czuł, kiedy Greg wsuwał się w niego był niemal nie do zniesienia. Ale jęk rozkoszy, który usłyszał wystarczył, aby było warto.
Pochylając się do przodu, Greg possał dolną wargę Jamesa, a potem powiedział:
- Otwórz oczy.
Głębokie, brązowe oczy otworzyły się, spoglądając na wirujący błękit.
- Dobrze się czujesz?
Nie mógł się powstrzymać, emocje były nie do zniesienia.
- Kocham cię.
Napierając na swego kochanka, Greg wywołał u nich jęk, nim u obu mężczyzn niemal jednocześnie nastąpiła eksplozja orgazmu.

TBC
* [link widoczny dla zalogowanych]
* w oryginale pre-cum, czyli jedna z rzeczy, na którą nikt nie wymyślił tłumaczenia [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:09, 19 Lip 2010    Temat postu:

Cytat:
- Chcesz żebym się ogolił?


Niee!!! On wygląda... gorzej, kiedy jest ogolony.

Cytat:
Trzynastka wcisnęła się, aby zdobyć miejsce przy Cuddy


Jeszcze raz - niee!!! >.<

Cytat:
Dopiero kiedy obie kobiety znikły w łazience


Nienienie. To się zaczyna robić przerażające. Trzynastka ocieka cielesnością a Cuddy jest zaprzeczeniem seksualności, to nie może być prawdziwe!

Cytat:
Kiedy w końcu przemówił, zabrzmiał elokwentnie

Nie wiem czego oni się tak boją, w końcu to wykształcony, inteligentny facet

Strasznie mi się podoba zastanawianie się nad ideą House i Grega *_*
Ale to zdanie:

Cytat:
Ochlapawszy twarz wodą, oparł się rękami o umywalkę i pozwolił wodzie skapywać do odpływu.


...nie chcesz wiedzieć, jak je przeczytałam za pierwszym razem

Cytat:
- Jestem całkiem pewien, że jeśli zaczniemy się całować ona wyjdzie.
Przyciskając swego partnera do lady, House rzekł:
- James, ty niegrzeczny chłopcze.
Przyciskając swego partnera do lady, Greg rzekł:
- James, ty niegrzeczny chłopcze.


Tak-taktaktak! House i Greg, i powtórzenie i to na-pokaz-niegrzeczny-chłopcze.
Jestem szczęśliwa

Cytat:
Lecz głośno zaczerpnięte powietrze wprawiło Jamesa w atak śmiechu.
- W porządku. W porządku. – Odwrócił się do kobiety, która zakłócała jego wieczór i wskazał palcem w jej kierunku. – Posłuchaj.


Zdecydowanie uwielbiam takiego Jamesa Po prostu widzę jak to wszystko robi.

Martwi mnie tytuł siódmej części. Mam nadzieję, że Cuddy nie poczuje się wyzwolona.
Okej, Trzynastka się broni ale później staje się zbyt nachalna ==

Cytat:
Obawiał się, że kiedy następnym razem ją zdenerwuje, Cuddy go zwolni, bez względu na to, ile razy mówiła, że tego nie zrobi.

Ha! Teraz, kiedy już nie ma nadziei na szybki numerek ze swoim podwładnym, House powinien uważać na to, co robi. Pozbył się najważniejszej karty przetargowej

Cytat:
Nie był nawet pewien, czy posiada jeszcze najdrobniejszą część siebie samego.

*_______* Czuję się roztopiona w siedmiomilową tęczę.

Cytat:
- Darujmy sobie całą resztę. Od razu skupmy się na tym, jak wpycham swojego pulsującego penisa w twój idealny tyłek.

*fangirlowski pisk* Housee!

Okej Ja mogę czekać jeszcze drugi rok, żebyś tylko skończyła
Czasu i weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Sob 13:44, 24 Lip 2010    Temat postu:

Wow! Trzynastka w akcji! xD

I dzięki niej chłopcy przeprowadzili bardzo ciekawą rozmowę. Rozmowa, która wszystko powyjaśniała. Teraz już wiedzą co i jak xD Chociaż i tak już wiedzieli

Już nie mogę doczekać sie kolejnej części^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:48, 27 Lip 2010    Temat postu:

Przyczołgałam się, wklejam następny rozdział i niniejszym padam trupem. Kwiaty i wieńce wysyłać pod dom


8. Wszyscy wiedzą.



Następnego dnia siedzieli w szpitalnej kafeterii, Greg zjadał połowę lunchu Jamesa, kiedy Trzynastka opadła na krzesło przy ich stoliku.
Greg spytał sarkastycznym tonem:
- Możemy ci w czymś pomóc?
Zadowolona z siebie, spytała:
- Przyjechaliście razem.
Udając zaszokowanego, Wilson odpowiedział
- Zeszłej nocy wyjechaliśmy też razem!
Przyłączając się do gry, House dodał:
- I dzisiejszego wieczoru planuję znowu z tobą wyjść!
James wstał, zupełnie ignorując kobietę, która zakłóciła ich lunch.
- Do zobaczenia później, Greg.
- Tak.
Poczekała, aż młodszy lekarz będzie poza zasięgiem słuchu, nim spytała:
- Nazwał cię ‘Greg’.
- Ooo, ty... oglądałaś ‘dużo’ CSI. – Potrząsnął palcem w jej kierunku. – Nic ci nie umknie!
Wstał. Ale zanim odszedł, powiedział:
- To moje imię, idiotko!
Rzuciła się za nim, kiedy kuśtykał, odchodząc.
- Jasne. Ale nikt nie nazywa cię Greg.
- Moja mama. Stacey również miała taki zwyczaj.
- Używasz swojej matki i byłej dziewczyny jako porównania?
- To był kiepski przykład, hmm?
Próbował umknąć do windy, ale podążyła za nim.
Był wdzięczny, że wstrzymała się ze swoimi pytaniami, kiedy jakiś mężczyzna dołączył do nich w metalowym pudle. Obu lekarzy zaszokowało, kiedy spytał:
- Doktor Gregory House?
Przewracając oczyma, House zastanawiał się, jaki pojedynek na wrzaski zaraz nastąpi. Nie rozpoznał w mężczyźnie pacjenta, ale to naprawdę nic nie znaczyło, skoro tak rzadko odwiedzał pacjentów. Przynajmniej będzie to jakaś odmiana od denerwujących pytań Trzynastki.
- Tak. W czym mogę panu pomóc?
Cios, który potem nadszedł musiał być naprawdę dobrze przemyślany. Wiązał się z siłą, która posłała House’a na kolana, w drodze na dół waląc głową w ścianę. Wszystko pociemniało nim upadł na podłogę.
Wilson właśnie usiadł przy biurku, kiedy zadzwonił telefon. Ledwo wydusił powitanie nim Cuddy zaczęła gorączkowo tłumaczyć:
- Chodzi o House'a. Leży nieprzytomny w windzie…
Paplała nadal, ale on już wstał z fotela i biegiem gnał w stronę wind. Upadł na kolana obok Grega, ściągając stetoskop z szyi i krzycząc do Trzynastki:
- Sprowadź nosze!
Odpowiedziała drżącym głosem:
- Już są w drodze.
Greg leżał zwinięty na podłodze w bezbronną bryłę. James właśnie sprawdził mu puls i osłuchał serce, ale obawa nie chciała go opuścić.
- Co się, do diabła, stało?
- W windzie był facet. Spytał czy nazywa się Doktor House i kiedy powiedział, że tak, gość po prostu mu przyłożył. Uderzył głową o poręcz, kiedy upadał. Facet uciekł, jak tylko drzwi się otworzyły.
Wilsonem wstrząsnął gniew:
- Pozwoliłaś mu uciec?
- Ochrona zamyka wejścia do szpitala. Wiem jak wygląda. Nie ucieknie. – Była bliska łez, broniąc się. – Pomyślałam, że będzie lepiej, jeśli zostanę z nim tutaj i wezwę pomoc, zamiast ścigać tamtego szaleńca!
Wilson przejechał dłonią po twarzy, wiedząc, że wyładowuje swój gniew na młodej lekarce.
- Przepraszam.
Natychmiast złagodniała.
- W porządku. Martwisz się. Kochasz go.
Zanim mógł odpowiedzieć, załoga lekarzy przybyła z noszami. Uskoczył z drogi, wykrzykując polecenia.
- Puls miarowy. Prawdopodobny uraz głowy. Potrzebuje rezonansu głowy, bezzwłocznie.
Miał wszelki zamiar, aby podążyć za drużyną lekarzy i nie odchodzić, dopóki każdy test nie zostanie przeprowadzony i przejrzany, lecz Cuddy zatrzymała go, nim przeszedł przez podwójne drzwi.
- Musimy porozmawiać.
- O czym mielibyśmy właśnie ‘teraz’ porozmawiać, co jest ważniejsze od mojej obecności przy Gregu?
Rozumiała jego reakcję, lecz wiedziała, że musi odwrócić jego uwagę. Jeżeli tego nie zrobi, Wilson się uniesie, narzekając, że każdy test trwał za długo i nic nie będzie wystarczająco dobre.
- Złapaliśmy gościa.
Wyrzucił ręce w powietrze.
- Więc? Posadźcie go do więzienia! Co mnie to obchodzi?
- Nie chcesz wiedzieć dlaczego?
- Przepraszam. Myślę, że pomyliłaś mnie z Gregiem. Nie muszę rozwiązywać tej zagadki. Ja tylko chcę być z moim chłopakiem.
Zaczął się odwracać, ale Cuddy zatrzymała go, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- House chciałby, abyś to zrobił.
Odetchnął, wiedząc, że Cuddy ma rację. Czując się nieco pokonany oraz rozdarty pomiędzy dwoma kierunkami, odwrócił się z powrotem i kiwnął swej szefowej. Kiedy szedł, milion myśli przebiegało mu przez głowę. Myślał o wszystkich rzeczach, które mogły dolegać Gregowi, cały czas modląc się, iż on po prostu się obudzi cały i zdrowy. Potem zastanawiał się, co spowodowało to przykre zdarzenie. Jasne, Greg już wcześniej obrywał; właściwie to kilka razy. Ale nigdy nie stracił przytomności. To była zupełnie inna gra.
Kiedy dotarli już do gabinetu Cuddy, wrzał, pełen gniewu. Zatrzymała go, nim weszli, przykładając mu dłoń do piersi.
- Nie każ mi tego żałować.
Wziął głęboki oddech i skinął głową, nim weszli do pokoju. W środku zakuty w kajdanki, z parą policjantów po obu jego stronach, siedział na krześle trzydziestoparoletni mężczyzna, ubrany w czapeczkę bejsbolową, dżinsy i koszulkę. Jeden z funkcjonariuszy natychmiast zaczął mówić.
- Stephen Moore. Użył tego. – trzymał plastikową torebeczkę z zestawem miedzianych [link widoczny dla zalogowanych].
Wilson powstrzymał chęć, aby skoczyć na mężczyznę.
- Dlaczego to zrobiłeś?
Mężczyzna nie chciał mówić, dopóki jeden z policjantów nie pchnął go w ramię.
- Powiedział mojej żonie, że ją zdradzam. Zostawiła mnie.
Był zupełnie spokojny, kiedy mówił, jakby opowiadał o pogodzie, a nie o fakcie, iż właśnie znokautował mężczyznę.
Wilson chodził po pokoju, trzymając jedną rękę na biodrze, a drugą na swym czole.
- A zdradzałeś ją?
- No, tak… ale o tym nie wiedziała.
Wilson wyrzucił ramiona w powietrze.
- A więc wsypał cię, a ty myślisz, że to w porządku przyjść i pobić go do nieprzytomności?
- Nie miałem zamiaru tego zrobić. Ja tylko chciałem, żeby wiedział, że nie ujdzie mu na sucho takie wtrącanie się w życie ludzi.
- Przyłożyłeś mu kompletem miedzianych kastetów. Myślałeś, że co się stanie? Mogłeś go zabić!
Myślał, że zaraz wybuchnie. Skoczyło mu ciśnienie i wydawało się być o jakieś dziesięć stopni cieplej niż było, zanim wszedł do pokoju. Wiedząc, że powinien być teraz przy Gregu, zamiast samemu dać się wpakować za kratki, powiedział:
- Wiesz co? Nie mam na to czasu.
Spytał policjanta:
- Idzie do więzienia?
- Tak, proszę pana.
- Dobrze. – Odwrócił się, ruszając na ostry dyżur i szybko znalazł Cuddy depczącą mu po piętach. – Co?
- Nadal musimy porozmawiać.
Odezwał się głosem nieco głośniejszym, niż zamierzał:
- Co? Czego teraz chcesz?
Odpowiedziała mu współczującym tonem:
- Jest nieprzytomny. Musisz się uspokoić, abyś był zdolny do podejmowania decyzji, jeśli zajdzie taka potrzeba.
- Uspokoić się? Chcesz, abym się uspokoił? – Niemal wrzeszczał, nie dbając o to, kto słucha. – Mój chłopak jest nieprzytomny, a ja stoję tu, gadając z tobą, miast dowiedzieć się, co, do cholery, jest z nim nie tak. I nawet nie ma znaczenia czego się dowiem, bo nawet chociaż go kocham, to nie mam absolutnie nic do powiedzenia w sprawie tego, co zostanie poczęte!
Krzyknęła, aby przerwać jego paplaninę.
- Doktorze Wilson!
Zamknął się, bardziej z zaskoczenia, niż jakiegoś innego powodu.
- Masz wszelkie prawa. Jesteś jego pełnomocnikiem medycznym. Nie wiesz o tym?
Szczęka mu opadła.
- Ja… ja nie… kiedy… ja… - Nie potrafił uformować spójnej myśli.
- Tak. Zmienił zapis w formularzu kilka tygodni temu.
Spróbowała rozjaśnić atmosferę.
- Może jest telepatą.
Spojrzał zmartwionym wzrokiem w jej oczy.
- W porządku. Po prostu… proszę, uspokój się. On cię potrzebuje.
Odpowiedział drżącym głosem:
- Ja potrzebuję jego.
Skinęła głową, zanim ruszyli.
Niemal pół godziny później, Wilson zmierzył się ze swą pierwszą decyzją. Rezonans ujawnił [link widoczny dla zalogowanych]. Mógł skorzystać z szansy, iż obrzęk sam się z czasem zmniejszy lub zarządzić operację mózgu, aby zmniejszyć nacisk. Tak czy siak, podejmował ryzyko.
Przeszedł w tryb lekarza.
- Przeprowadźcie operację. Potem podajcie mu [link widoczny dla zalogowanych] na obrzęk i [link widoczny dla zalogowanych] przeciwko możliwym napadom.
Stał w Sali podczas operacji - nie miał pojęcia po co. Trzymał się z daleka, ubrany w lekarski fartuch i maseczkę, oplótł się ramionami, jakby to miało go uchronić od wszelkiej zewnętrznej siły. Chociaż nie przyznałby się do tego głośno, bał się. Tyle lat zajęło mu zrozumienie, iż jego szczęście należało i było kontrolowane przez Grega. Kilka miesięcy temu sądził, że szczęście czuł z Amber; potem ją stracił. Jedynym powodem dzięki, któremu udało mu się przejść przez te ciężkie miesiące naznaczone stratą, była świadomość, iż Greg nadal przy nim był. Jeżeli straci Grega, nikt mu nie zostanie. Nie będzie miał się czego trzymać. Nie pozostanie żaden powód, aby iść dalej.
Kilka godzin później siedział przy łóżku Grega, trzymając go za rękę, błagając go w milczeniu, aby się obudził. Lekarze i pielęgniarki przychodzili i odchodzili, upewniając się, czy jest mu wygodnie. Wilson dodał [link widoczny dla zalogowanych] do leków podawanych Gregowi, wiedząc, iż między operacją, nogą, oraz oczekiwanymi bólami głowy, będzie potrzebował środków przeciwbólowych. Greg, choć był stabilny, nie zrobił nic, co by świadczyło, że się budzi.
W drzwiach pojawiła się Cameron i spytała:
- Jak on się trzyma?
- Tak samo.
- Chcesz, żebym coś dla ciebie zrobiła? Mogę przynieść zmianę ubrania albo coś do jedzenia.
- Czyli nie masz zamiaru spróbować przekonać mnie, abym wrócił do domu i nieco odpoczął?
Podeszła kilka kroków do łóżka, mówiąc:
- Wolę nie marnować czasu, jeśli nie muszę. – Ich oczy spotkały się, patrząc znacząco. – Dlaczego nikomu nie powiedzieliście?
- Bo nie byliśmy gotowi. Jak na ironię, zeszłej nocy doszliśmy do wniosku, że jesteśmy.
- To dobrze, bo jestem całkiem pewna, że wszyscy już na to wpadli.
Zachichotał.
- Taa, tak sądzę.
Cameron zawsze była w stanie go rozśmieszyć.
- Wyjdzie z tego. Jest zbyt uparty. Wiesz o tym, prawda?
Po raz pierwszy poczuł, że płacze.
- Po prostu pragnę, aby się obudził. Boże, Cameron, tak bardzo go kocham.
Czekała, podczas gdy on płakał, część niej rozumiała dokładnie, co czuł. Po cichu przysunęła krzesło obok Wilsona i usiadła. Przez lata wszyscy zauważyli, iż Wilson i House byli blisko. Byli najlepszymi przyjaciółmi. Nikt temu nie przeczył. Ale też nikt tego nie rozumiał. Nikt nie rozumiał dlaczego Wilson trzyma się blisko i przyjaźni się z mizantropijnym dupkiem. Wilson był miły, troskliwy, oddany; był wszystkim, czym House nie był. Lecz w jakiś sposób James Wilson faktycznie zakochał się w kompletnym przeciwieństwie.
Kiedy łzy ustały, a oddech mu się uspokoił, wymamrotał przeprosiny.
Cameron zignorowała niepotrzebnie wypowiedziane słowa.
- Jak długo jesteście… razem?
Wykorzystując zmianę tematu oraz to, że chciała go wysłuchać przyjazna osoba, odparł:
- Cóż, przypuszczam, że to zależy od twojej definicji „razem”. Chyba kocham go, odkąd Stacy odeszła. Ale… oficjalnie sądzę, że od kilku tygodni.
- Czy on też cię kocha?
- Tak.
- Bez wahania. To dobrze.
- Nie. Kochamy się. Nie mam wątpliwości co do tego.
- Nie chciałabym, aby to tak zabrzmiało, ale… skąd wiesz?
Wiedział, o co jej chodziło. Nie próbowała być uwłaczająca. Naprawdę chciała wiedzieć, skąd miał pewność, że Greg jest jego jedyną, prawdziwą miłością.
- Bo jestem gotowy zrezygnować ze wszystkiego, dopóki ostatecznie będę miał jego. To on jest tym, dla którego zrobiłbym… wszystko. Znam wszystkie jego wady i żadna z nich nic nie znaczy. – Przerwał na chwilę, nim podjął: – I wiem, że on mnie kocha, ponieważ jestem jedyną osobą, przed którą się otworzył od czasu Stacy. Jestem jedynym, którego do siebie dopuścił. I powiedział mi również, że dzięki mnie czuje się szczęśliwy.
- To niesamowite.
- Wiem.
- Więc co z jedzeniem, ubraniami?
- Umm, tak, byłoby świetnie. Moje dżinsy są w drugiej szufladzie od dołu i może być obojętnie która koszulka. I… chińszczyzna?
Podał jej swoje klucze, trzymając w górze klucz do mieszkania.
W drodze do drzwi rzuciła:
- Będę z powrotem za czterdzieści pięć minut.
Kiedy tylko wyszła, James pocałował grzbiet dłoni Grega, której nie puścił, odkąd wszedł do pokoju. Wyszeptał:
- Proszę, obudź się. Potrzebuję cię.

TBC


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin