Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Ona tak jak ja [M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:08, 07 Cze 2010    Temat postu: Ona tak jak ja [M]

No cóż, to coś powstało pod wpływem silnego wstrząsu psychicznego właśnie dla osoby, która owy wstrząs wywołała. Miniaturka może być przez to nieskładna i... dziwna. Pisana w pierwszej osobie, jako Lisa Cuddy.

Może korzystając z okazji przeproszę pewnego Ktosia za nagięcie prywatności korespondencji. Mimo że nikt inny nie będzie wiedział o kogo chodzi, to i tak wybacz za tak wredne wykorzystanie, ale... no dobra, nie mam nic na swoją obronę.




Zweryfikowane przez autorkę

Ona tak jak ja


Budzę się. Kiedy ostatnio otworzyłam oczy i nie czułam się zmęczona? Nie pamiętam, to było tak dawno temu. Patrzę na zegarek. Jest trzy po jedenastej. Och, ale późno. Tylko, co to za różnica? Nie muszę iść dzisiaj do pracy. Boli mnie lewa ręka. W tej chwili żałuję, że wczoraj tak długo się opalałam. Już słyszę to, jak moja mama będzie marudziła, karcąc mnie tym za to, że nie posmarowałam się żadnym olejkiem. Przeciągam się i wstaję. Czuję się szczęśliwa.

Idę do salonu. Na jednym z krzeseł siedzi mój ojciec i bawi się z Rachel. Uśmiecham się i obserwuję ich chwilę z ukrycia. W pewnym momencie parskam śmiechem, zdradzając tym samym moje położenie. Tata odwraca się i posyła mi ciepły uśmiech. Odwdzięczam mu się tym samym. Podchodzę, całuję w czoło Rachel i jego w szorstki, jeszcze nieogolony policzek. Proszę, żeby bawili się dalej i idę do kuchni. Nadal czuję się szczęśliwa.

Wchodzę do kuchni i widzę w niej moją mamę. Smaży dla mnie jajecznicę ze szczypiorkiem. Obok, w czajniku, gotuje się woda. Na stole stoi kubek i wsypana do niego kawa z cukrem. Lituję się nad wrzątkiem i wlewam wodę do kubka. Mama podaje mi jajecznicę. Cmokam ją w policzek i dziękuję. Siada ze mną. Jem pomału, rozkoszując się każdym kęsem. Rozmawiamy wesoło o Rachel i wczorajszych wygłupach ojca. Opowiadam jej o swoim szczęściu. O miłości, którą ostatnio zaoferowano mnie i mojej córeczce. O pewnym egocentrycznym dupku, który wcale nie jest dupkiem i przy bliższym poznaniu, każdy zdaje sobie sprawę, że nie jest również egocentrykiem. W dalszym ciągu jestem szczęśliwa.

Picie gorącej kawy przerywa mi dzwonek telefonu. Podrywam się z krzesła i z uśmiechem, patrzę na wyświetlacz – Wilson. Jestem gotowa na jakieś miłe nowiny, bo wczoraj w nocy wrócił z kilkudniowej wycieczki. Myślę, że chce się umówić na spotkanie i miłą rozmowę, pokazać zdjęcia, opowiedzieć o wszystkich śmiesznych sytuacjach, które go spotkały. Zamieniam jeszcze kilka szybkich słów z mamą i odbieram. Witam się radośnie, a on odpowiada. Pyta, czy słyszałam już o House’e. Wyrażam zdziwienie. Co miałam o nim słyszeć? Dopiero, kiedy zaczyna mi wszystko tłumaczyć słyszę, że łamie mu się głos. Mam wrażenie, że bardzo stara się nie wybuchnąć płaczem. Budzi to we mnie niepokój. House nie żyje. Te trzy krótkie słowa burzą mój cały, uporządkowany świat. Nie czuję zupełnie nic. Żadnego pieczenia w oczach, nie chcę mi się płakać. Przez chwilę uważam się za nieczułą sukę. Może jedynie coś ścisnęło mi gardło. Mówię krótkimi zdaniami, aby używać jak najmniej słów. Jak to? Co się stało? Miał zawał. Zmarł dziś rano. O Boże! Dopiero teraz moje oczy wypełniają łzy. Mała kropelka spływa po moim prawym policzku, coś ściska mnie za gardło. Nie jestem w stanie nic więcej powiedzieć. Nie jestem w stanie się zezłościć, że nikt mi nie powiedział, że House się gorzej czuje. Nie jestem w stanie pytać gdzie zmarł, kto zadzwonił po pogotowie, czy był w szpitalu, czy w domu. Nie pytam zupełnie o nic. Stoję przy oknie i patrzę w przestrzeń, ale niczego nie dostrzegam. Wilson chyba wreszcie się rozpłakał. Płaczliwym tonem mówi, że pogadamy później. Ja przytakuję. Rozłączamy się bez pożegnania. Odkładam telefon na stół. Czuję, że w dalszym ciągu trudno mi mówić. Odwracam się w stronę mojej mamy i siadam przy stole. Musi dostrzegać moje łzy. Dlaczego płaczesz? Nawet się lekko uśmiecha, jakby wyśmiewała moje nagłe załamanie. Stało się coś? Zastanawiam się jak to powiedzieć używając jak najmniejszej liczby słów. Po wyrazie House, nie jestem w stanie nic więcej mówić. Przełykam łzy i zaczynam jeszcze raz, po słowie House robiąc chwilę przerwy. House… umarł. Uznałam, że tak będzie najkrócej. Jak to umarł? Irytuję się i tym razem to ja śmieję się przez łzy. Jest to nerwowy chichot. No jak to, jak? Normalnie. Nie żyje. Biorę do ręki kubek z kawą, tylko po to, żeby się czymś zająć. Popijam kilkakrotnie. Co mu było? Miał zawał. Znów piję parę łyków. Kiedy? W nocy. Był w szpitalu? Nie wiem. Miał wcześniej problemy z sercem? Boże… nie wiem. Nic nigdy nie mówił. Cały czas z moich oczu płyną łzy. Nie szybko, pomalutku. Jedna po drugiej. Co pewien czas ocieram je wierzchem dłoni. Nadal piję kawę. Czuję, że coś ściska mnie za serce i gardło. Pięć minut po otrzymaniu tej wiadomości wstaję i idę do łazienki. Nie zamykam się w środku, bo wyczuwam za sobą spojrzenie matki. Nie chcę, żeby wyglądało to zbyt melodramatycznie. Biorę jedynie chusteczkę i wycieram nos. Wracam do kuchni, biorę do ręki pusty kubek i talerz po jajecznicy. Zmywam naczynia. To zajęcie wydaje mi się tak nierealne. Z oczu nadal skapują mi łzy. Ponownie wycieram nos i wyrzucam do kosza zużytą już chusteczkę. Kręcę się po domu. Widzę, jak wszyscy patrzą na mnie współczująco. Błagam w myślach, żeby nic więcej o nim nie mówili.

Idę do sypialni i się ubieram. Robię to machinalnie. Zakładam te same ciuchy, co wczoraj. Jedyną zmianą jest koszulka w ciemnym kolorze. Wiem, że takie gesty nie maja znaczenia, ale pozwolą mi się lepiej czuć, w tym irracjonalnym świecie. Nikt nie dostrzega zmiany w moim ubiorze, a przynajmniej nic na ten temat nie mówi. Ojciec znów bawi się z Rachel. Mama siedzi na kanapie i wiąże jakieś lalce warkoczyki. Idę do łazienki i tym razem się tam zamykam. Patrzę na swoje odbicie w lustrze. Mam czerwone, zapuchnięte oczy, w których widać łzy oraz bardzo smutną minę. Wyglądam okropnie. Postanawiam się uczesać. Korzystając z tego, że nikt mnie nie obserwuję, płaczę. Nie, nie pomaga mi to. Raczej męczy. Tylko, że ja chcę być zmęczona. Boli mnie głowa, trzęsą mi się ręce. Już nie pamiętam rannego uczucia wyspania, mimo że wstałam niecałą godzinę temu. Chwytam szczoteczkę do zębów i odnajduję pastę. Płaczę myjąc zęby. Gdy kończę uświadamiam sobie, że nie czuję pieczenia, za mocno opalonej skóry. Czuję tylko wewnętrzną pustkę i silny ból głowy. Znów wycieram nos, wyrzucam chusteczkę do sedesu i kilkakrotnie obmywam twarz zimna wodą. Postanawiam sama przed sobą, że nie będę już płakać. Wychodzę z łazienki.

Siadam w salonie i staram się zagadać rodziców, odnośnie jakiegoś programu w telewizji, który oglądają. Odpowiadają mi krótkim zdaniem i pytają czy mogłabym zadzwonić do Wilsona i wypytać o szczegóły. Czuję, że jestem blisko złamania obietnicy o niepłakaniu, ale zdecydowanie odmawiam. Kilka razy. Odnoszę wrażenie, że jestem bardzo dzielna.

Po kolejnych dwunastu minutach Rachel oświadcza, że chce oglądać bajkę. Rodzice bez protestów przełączają na jej ulubiony program i wychodzą do ogrodu. Ja zostaję i razem z córką oglądam film – Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków. Oglądam, ale nie do końca dociera do mnie to, co widzę. Boli mnie brzuch. Mam ochotę zwymiotować. Przypominam sobie, kiedy ostatnim razem go widziałam, co robił, co mówił, jaka była jego mimika, gesty. W co był ubrany, jak na mnie patrzył. To było chyba cztery dni temu. Miał na sobie swoje ulubione spodnie, koszulę i koszulkę z jakimś śmiesznym napisem. Było to bodajże – Dawca orgazmów. Uśmiecham się w duchu. Przyszedł do mojego gabinetu. Chciał zgodę na biopsje mózgu. Odmówiłam. Pocałował mnie, powiedział, że napis na koszulce mogę uznać za wiążący. Zgodziłam się. Uśmiechnął się, wyszedł. Potem przyjechali moi rodzice i już go nie widziałam. Bajka do mnie nie przemawia. Za dużo w niej o śmierci. Każde słowo typu: zabij, nie żyje, niech umrze, umarła lub to cię zabije wbija mi wielką szpilkę w serce. Ale nie płaczę. Jestem dzielna, ale na pewno nie jestem szczęśliwa.

Potem jem obiad. Jak ja kocham moja mamę za to, że go ugotowała. Przełykam kęs za kęsem. Boli mnie głowa, poza tym czuję się lepiej. Minęły już dwie i pół godziny. Gdy kończymy, tata zdeklarował się, że pozmywa. Jestem mu za to wdzięczna, bo zmywanie wydaje mi się zbyt błahe. Zanim wstaje mówi coś o tym, że Gregory’ego House’a już nie ma. Czuję jak moje oczy wypełniają się łzami, ale nie pozwalam im popłynąć. Popijam wodę. Wszyscy rozchodzimy się do swoich zajęć. Znów idę do łazienki, ale nie płaczę.

Rachel idzie z mamą i tatą na spacer, więc siadam przy komputerze. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym siedzieć i nic nie robić. Wolę pogapić się w ekran. Dostałam widomość. Ktoś pyta, jak minął mi tydzień. Ha, jak minął? No, niby całkiem dobrze. Widzę się z rodzicami, odpoczywam, nie poszłam do pracy przez kilka dni, dziś pierwszy raz od dawna porządnie się wyspałam. Jest piękna pogoda. Od dwóch dni opalam się, czytam książki, rozmawiam z ludźmi, których uwielbiam, cieszę się latem i dojrzewającymi na drzewie czereśniami. Tylko, że w tej chwili to wszystko nie ma znaczenia. Mój tydzień mogę przekreślić grubą, czarną kreską i powiedzieć, że był fatalny, bo jak teraz na niego patrzę, to taki mi się wydaje. Tak też odpisuję. Po co mam kłamać? Nie piszę o powodach mojego smutku. Tylko to, że mój weekend nie jest udany.

Przeglądam strony internetowe i myślę o House’e. Już nie płaczę, ale bardzo boli mnie głowa. Podejrzewam, że z nerwów. Cały czas widzę jego twarz przed moimi oczami. Gdy wstałam i poszłam do kuchni po szklankę wody, zobaczyłam komórkę leżącą na stole. Zachciało mi się płakać tak, jakby ten telefon zwiastował kolejną tragedię. A przecież wcale tak nie jest. Wracam do komputera. Dostaję kolejną wiadomość. Czytam - Mam nadzieje, że to nic strasznego. Śmieję się cichutko. Ależ oczywiście, że to jest straszne. Okropnie straszne. Nie jestem pewna, czy powinnam, ale postanawiam napisać, co jest powodem mojego smutku. Pierwsza osoba z grona nie rodziny, której to mówię, czy tam piszę, to nie ma znaczenia. Piszę, że on nie żyje, a ja nawet nie wiedziałam, że gorzej się ostatnio czuł. Tak bardzo pragnę, żeby ktoś oderwał moje myśli od niego. Tak bardzo tego potrzebuję. Dostaję odpowiedź. Słowa pocieszenia, pewnego rodzaju wsparcia. W tym momencie nie wytrzymuję. Z oczu znowu płyną mi łzy. Nie wiem, dlaczego, przecież nic takiego nie było w tej wiadomości – trzymaj się. Czy te słowa mogą doprowadzić do łez? Nie odpisuję od razu. Idę do łazienki. Czuję, że głowa mi zaraz eksploduje. Rodzice wrócili, mama zaparzyła kawę. Siedzę w łazience i płaczę. Po kilku chwilach przestaję, wycieram nos i przemywam twarz lodowatą wodą. Biorę kilka uspokajających oddechów i wychodzę z toalety. Po drodze do ogrodu i rodziców połykam tabletkę na ból głowy. Jest dopiero czwarta po południu.

Pijemy kawę i rozmawiamy o głupotach. Głowa nie przestaje mnie boleć, ale już nie płaczę. Odbieram to, jako mój osobisty sukces. Bardzo trzęsą mi się ręce. Podejrzewam, że ze zdenerwowania. Dopijam kawę, bawię się chwilę z Rachel. Próbuje normalnie funkcjonować, mimo że każda godzina i minuta wydaje mi się taka sama, jak poprzednia. Moje życie zatrzymało się kilka minut po jedenastej, kiedy Wilson powiedział – House nie żyje.

Pobyt na świeżym powietrzu trochę mnie uspokaja. Tata uczy Rachel jeździć na rowerze, który jej kupili. Mama przygląda się temu ze śmiechem. Nawet ja śmieję się kilka razy. Po godzinie wracam do domu i do komputera. Pozbierałam się w sobie, więc odpisuję. Teraz jestem już w stanie. Potem wstaję i wracam na powietrze. Nadal dokucza mi głowa. Domyślam się, że jest to ból spowodowany zdenerwowaniem i tabletka na niewiele się zda. Doszłam do tego wniosku, gdy spostrzegłam, że zaczyna boleć mnie bardziej, gdy słyszę o House’e. Mimo to jem drugą, tym razem silniejszą tabletkę. Po pół godzinie ból ustępuje, dzięki czemu czuję się o niebo lepiej. Zastanawiam się, kiedy odbędzie się pogrzeb. Mam ochotę zadzwonić do Wilsona i z nim porozmawiać, ale nie znajduję w sobie odwagi na ten krok. Nie wiem, czy jestem w stanie patrzeć na czyjś żal. Sama ledwo się trzymam. Gdybym zobaczyła lub usłyszała, że ktoś płacze, pewnie sama bym się rozpłakała, a przecież nie o to w tym chodzi.

Tata przygotował dla mnie kolację. Nie jestem szczególnie głodna, ale dziękuje i posłusznie zjadam kanapki. Gdy piję herbatę, uświadamiam sobie, jak bardzo chciało mi się pić. Znów przypomina mi się Greg. Tym razem widzę jego oczy. Ten błękitny ocean w jego spojrzeniu, którego dna nie zdążyłam jeszcze odkryć. Widzę jego uśmiech. Ten ironiczny, który oglądałam od wielu lat oraz ten drugi, szczery i prawdziwy, który znam od niedawna. Tak bardzo chciałabym go jeszcze raz zobaczyć, poczuć zapach jego perfum, przytulić się do jego nagiego torsu, powiedzieć mu, że go kocham lub zwyczajnie się z nim pokłócić. O niczym innym, w tej chwili nie marzę. Czy ja proszę o zbyt wiele?

Jestem bardzo zmęczona. Pytam mamę, czy położy Rachel spać za mnie. Zgadza się z wielką chęcią. Dziękuję jej i idę wziąć prysznic. Gdy zrzucam z siebie ubrania i wchodzę pod ciepłe strumienie wody, czuję się wreszcie wolna. Tutaj nie muszę niczego udawać, niczego grać. Siadam na podłodze i płaczę. On był mój, a teraz już go nie ma. Zostałam sama. No, jest Rachel, ale ona jest za mała, żeby mnie zrozumieć. Wilson jest zbyt załamany, żeby mi pomóc. Rodzice za krótko go znali, żeby odczuć tę stratę razem ze mną. Otaczają mnie ludzie, ale tak naprawdę, jestem sama. Tylko ja i moje cierpienie na wyspie z codzienności. Tak okrutnej, bo innej bez niego. Tak groźnej, bo od dziś muszę ją odkrywać sama. Tak niesprawiedliwej, bo przecież nie zrobiłam nic, co usprawiedliwiłoby świat z tego, że mi go odebrał.

W końcu wstaję, myję się i wychodzę spod prysznica. Nie wiem, czy minęło kilka sekund, minut, godzin, czy dni. Szczerzę mówiąc nie za bardzo mnie to obchodzi. Gdy szukam mojej piżamy natrafiam na koszulę Grega. Od razu ją chwytam i zakładam na siebie. Nadal pachnie jego perfumami. Jakże się cieszę, że nie spełniłam jego prośby i nie wyprałam jej od razu. Napawając się jego zapachem wchodzę do sypialni i rzucam się na łóżko. Tak puste i zimne bez niego. Wyobrażam sobie, że on mnie przytula, że obejmuje mnie w pasie, że maluje palcem wzorki na moich plecach, że muska wargami moją szyję. Tak bardzo w to wierzę, że niemal to czuję. Nagle słyszę pukanie do drzwi i wszystko, co sobie wyobraziłam okrutnie znika. Mama pyta, czy wszystko ze mną w porządku. Nie otwierając drzwi zapewniam, że tak, ale boli mnie głowa, więc już się położyłam. Życzy mi dobrej nocy i odchodzi. Jestem jej za to bezgranicznie wdzięczna.

Próbuję wrócić myślami do dotyku House’a, ale bezskutecznie. Z moich oczu skapuje łza i tworzy na pościeli mokrą plamę. Leżymy tak obok siebie. Ona jedna, jedyna i bardzo samotna. Ja opuszczona, zostawiona i aż za bardzo sama. Obie zapomniane przez los. Porzucone na tej pościeli bez żadnego celu. Ona jest taka, jak ja, a ja jestem taka, jak ona. Obie tak smutno wyglądamy. Obie chcemy być przy kimś, kto nie istnieje. Ona marzy o kolejnych łzach, które do niej dołączą. Buduje swoje szczęście na nieszczęściu innych. Ja marzę o jego dotyku, o jego oczach – bezkresnej studni marzeń, w której mogłam się zatracić. Ale jego już nie ma. On już nie istnieje. Tak samo łzy. One również nie istnieją. Nie dołączą do mojej, blaknącej już towarzyszki. Nie mam siły, aby podarować jej te łzy. Umrze nie spełniwszy największego marzenia. Ja też tak umrę. Jedyną różnicą jest to, że ona zrobi to wcześniej. Jak ja, w tej krótkiej minucie, jej zazdroszczę. Tak cholernie jej zazdroszczę.


Pozdrawiam
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Szpilka dnia Pon 15:11, 07 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marguerite.
Epidemiolog
Epidemiolog


Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 1221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Debrzno
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:10, 07 Cze 2010    Temat postu:

Mam bardzo mieszane uczucia, co do Twojego opowiadania.
Z jednej strony jest trochę tak jakby... Naciągane? Temat ze śmiercią jest bardzo często wykorzystywany...
A z drugiej?
Druga strona jest o wiele głębsza i poruszona tym, co przeczytała. W ciekawy sposób oddałaś emocje, które targały Lisą od środka... Sama czułam, jak przechodziły na mnie, kiedy czytałam, jak sama czułam, że łzy napływają mi do oczu.

Piękny jest ten fragment, taki prawdziwy.
Cytat:
Próbuję wrócić myślami do dotyku House’a, ale bezskutecznie. Z moich oczu skapuje łza i tworzy na pościeli mokrą plamę. Leżymy tak obok siebie. Ona jedna, jedyna i bardzo samotna. Ja opuszczona, zostawiona i aż za bardzo sama. Obie zapomniane przez los. Porzucone na tej pościeli bez żadnego celu. Ona jest taka, jak ja, a ja jestem taka, jak ona. Obie tak smutno wyglądamy. Obie chcemy być przy kimś, kto nie istnieje. Ona marzy o kolejnych łzach, które do niej dołączą. Buduje swoje szczęście na nieszczęściu innych. Ja marzę o jego dotyku, o jego oczach – bezkresnej studni marzeń, w której mogłam się zatracić. Ale jego już nie ma. On już nie istnieje. Tak samo łzy. One również nie istnieją. Nie dołączą do mojej, blaknącej już towarzyszki. Nie mam siły, aby podarować jej te łzy. Umrze nie spełniwszy największego marzenia. Ja też tak umrę. Jedyną różnicą jest to, że ona zrobi to wcześniej. Jak ja, w tej krótkiej minucie, jej zazdroszczę. Tak cholernie jej zazdroszczę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez marguerite. dnia Pon 16:40, 07 Cze 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:17, 07 Cze 2010    Temat postu: Re: Ona tak jak ja [M]

Szpilka napisał:
Z moich oczu skapuje łza i tworzy na pościeli mokrą plamę. Leżymy tak obok siebie. Ona jedna, jedyna i bardzo samotna. Ja opuszczona, zostawiona i aż za bardzo sama. Obie zapomniane przez los. Porzucone na tej pościeli bez żadnego celu. Ona jest taka, jak ja, a ja jestem taka, jak ona. Obie tak smutno wyglądamy. Obie chcemy być przy kimś, kto nie istnieje. Ona marzy o kolejnych łzach, które do niej dołączą. Buduje swoje szczęście na nieszczęściu innych. Ja marzę o jego dotyku, o jego oczach – bezkresnej studni marzeń, w której mogłam się zatracić. Ale jego już nie ma. On już nie istnieje. Tak samo łzy. One również nie istnieją. Nie dołączą do mojej, blaknącej już towarzyszki. Nie mam siły, aby podarować jej te łzy. Umrze nie spełniwszy największego marzenia. Ja też tak umrę. Jedyną różnicą jest to, że ona zrobi to wcześniej. Jak ja, w tej krótkiej minucie, jej zazdroszczę. Tak cholernie jej zazdroszczę.


I przy tym fragmencie całkowicie i nieodwracalnie się poryczałam

Wiem, temat śmierci House'a był poruszany wiele razy, jednak ten fik jest zdecydowanie jednym z lepszym o tej właśnie tematyce. Nie ma w nim dialogów, nie ma wielkich łez. Cuddy zachowuje się tak... obojętnie. Rozumiem ją. Sama w takich chwilach zdecydowanie bardziej jestem skłonna do zajęcia się codziennością, oddalenia od siebie chwili, gyd prawda uderzy ze zdwojoną mocą niż do rozpaczy i smutku.

Podoba mi się. Bardzo, ale to bardzo mi się podoba. Gratuluję napisania świetnego fika, Szpilko. Liczę na więcej takich "perełek" w śród stosu twoich...eee... kryształowych opowiadań, może tak to nazwę.

Dużego, wręcz przeogramniastego Wena


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Agnes dnia Pon 17:19, 07 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
daritta
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 2185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Leszno
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:41, 07 Cze 2010    Temat postu:

Rezerwacja

Edit: To jest przepiękne.!
Oczywiście łzy mi leciały jak czytała. Później jeszcze kazałam Muchacho przeczytać,to ona też się wzruszyła i tak razem na GG zachwalałyśmy tego ficka
Bardzo mi się podoba
Bardzo fajnie opisane emocje Cuddy
Czekam na kolejne ficki


Pozdrawiam i wena życzę


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez daritta dnia Wto 20:51, 08 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gorzata
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:48, 07 Cze 2010    Temat postu:

klepię!

e: bardzo mi się podobało!
temat śmierci może i wiele razy poruszany, ale jednak każdy fick jest inny...
piękne, cudowne, wspaniałe!
takie prawdziwe...
czekam na więcej twoich ficków!
Wena!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gorzata dnia Wto 18:38, 08 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ugryź_Suchara
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:45, 09 Cze 2010    Temat postu:

Napewno za to co usłysze to napewno śmiech na sali będzie. Ale dosłownie przy końcu się poryczałem (a jestem chłopakiem) rzeczywiście temat śmierci był poruszany ale tu bomba!!! Jak na razie moja ulubiona mminiaturka:D

Pozdrawiam:
Suchar


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarah_amelia
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 09 Wrz 2009
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krosno
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:52, 09 Cze 2010    Temat postu:

Witaj Szpilko!(Chyba za każdym razem tak zaczynam xD)
Szczerze mówiąc, też mam mieszane uczucia. Tekst był dobry, ale jakoś nie chwycił mnie za serce. Tzn. nie poszukuję tu melodramatu wielkich łez i rozpaczy. Ale brakowało mi tego czegoś, czego nie potrafię dokładnie uchwycić. Początek trochę gorzej mi się czytało jednak im dalej tym lepiej. Podobała mi się ta wewnętrzna pustka, wypalenie Lisy. Brakowało mi nie wiem, trochę ciekawszych opisów przeżyć wewnętrznych? Dla mnie trochę za sucho, jak automat. Poszłam, wypiłam, zjadłam. Chyba że takie było zamierzenie. Ogólnie temat śmierci jest trudny, całkiem w porządku sobie poradziłaś. Moim marudzeniem się nie przejmuj Ja jestem trochę skrzywiona xD
Mimo wszystko uwielbiam to jak piszesz, mimo małych wpadek, pisz i pisz więcej, nie zniechęcaj się
edit: Ten fragment jest przepiękny
Cytat:
Próbuję wrócić myślami do dotyku House’a, ale bezskutecznie. Z moich oczu skapuje łza i tworzy na pościeli mokrą plamę. Leżymy tak obok siebie. Ona jedna, jedyna i bardzo samotna. Ja opuszczona, zostawiona i aż za bardzo sama. Obie zapomniane przez los. Porzucone na tej pościeli bez żadnego celu. Ona jest taka, jak ja, a ja jestem taka, jak ona. Obie tak smutno wyglądamy. Obie chcemy być przy kimś, kto nie istnieje. Ona marzy o kolejnych łzach, które do niej dołączą. Buduje swoje szczęście na nieszczęściu innych. Ja marzę o jego dotyku, o jego oczach – bezkresnej studni marzeń, w której mogłam się zatracić. Ale jego już nie ma. On już nie istnieje. Tak samo łzy. One również nie istnieją. Nie dołączą do mojej, blaknącej już towarzyszki. Nie mam siły, aby podarować jej te łzy. Umrze nie spełniwszy największego marzenia. Ja też tak umrę. Jedyną różnicą jest to, że ona zrobi to wcześniej. Jak ja, w tej krótkiej minucie, jej zazdroszczę. Tak cholernie jej zazdroszczę.

Pozdrawiam
Sarah


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sarah_amelia dnia Śro 18:57, 09 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GosiaczeQ_17
Proktolog
Proktolog


Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 3357
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina wiecznej młodości
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:23, 10 Cze 2010    Temat postu:

No i jest kolejny fick Nawet nie wiesz jaka była moja radość, jak zobaczyłam kolejnego Twojego ficka
Jesteś mistrzynią w opisywaniu emocji
Dzięki i czekam na więcej takich cudeniek


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin