Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Yin i yang [M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kasiek
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 10 Sie 2008
Posty: 7864
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Ikerowej rękawicy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:26, 25 Lip 2009    Temat postu: Yin i yang [M]

Mój pierwszy fick. Efekt... bo ja wiem... lubię sobie popisać co nieco... i postanowiłam zabrać się za ficki... Publikuję póki starczy mi odwagi. Proszę o litość.
I dedykuję to opowiadanie tym, którym się chciało przeczytać.... pozdrawiam



Zweryfikowane przez autorkę

Yin i yang

Lisa Cuddy starała się odesłać precz grypę. – O ironio!! Szewc bez butów chodzi, a Dziekan Medycyny w poważanym szpitalu nie może zwalczyć zwykłego przeziębienia. Padła ofiarą epidemii. Oraz kolejnego napadu niechciejstwa House`a. Ba niechciej był u niego konstansem, tak jak dążenie do pogrążenia szpitala a zwłaszcza przychodni w chaosie. Gdyby nie epidemia walka o utrzymanie prestiżu szpitala skończyłaby się li i jedynie na nadgodzinach i bajońskich sumach płaconych opiekunce. Ale ponieważ kara za pobłażanie Gregowi musiała ją spotka, leżała teraz oto w łóżku, pół żywa .
Klęła go w duchu w przerwach pomiędzy zużywaniem hurtowych ilości tabletek od bólu gardła. Normalnie potraktowałaby to jako niespodziewany urlop. Chwilę na odpoczynek i podładowanie akumulatorów, ale od czasu gdy adoptowała dziecko nie mogła tak myśleć. Narzuciła sobie żelazny reżim, aby jak najmniej narazi małą na najmniejszą chociażby infekcję, tymczasem sama teraz była rezerwuarem bakterii.
Ledwo żywa poczłapała do kuchni zrobi sobie gorącej herbaty i łyknąć garść witamin. Światło lampy ją raziło, parę kroków zdawało się odbiera jej siły. Tą resztkę sił które jej zostało.
- cholerny House – zaklęła ochryple – ostatni raz wymigał się od pracy- westchnęła głośno i opadła ciężko na krzesło czekając aż woda się zagotuje. Omiotła wzrokiem swoją kuchnię. Nic nie świadczyło o tym, że w tym domu mieszka małe dziecko. Kuchnia jak i cały dom był wysprzątany z zegarmistrzowską wręcz precyzją. Tylko poprzez bycie perfekcjonistką, ba! Wręcz pedantką mogła dojś do tego do czego doszła. Miała wszystko. Dobrze płatna posada, zarządzanie tak dużą placówką, było poza sferą marzeń kobiety w momencie gdy zaczynała karierę w medycynie. Nawet dziś niewiele kobiet zajmowało takie stanowisko. Dobrze zarabiała, teraz miała dziecko, spełniła swoje marzenie. Wreszcie, kobieta w jej wieku, po tylu nieudanych próbach powinna doceni to, że dane jej było cieszy się macierzyństwem. I nie jest tak, że nie doceniała. Doceniała, ale właśnie w takich chwilach jak ta odczuwała pustkę. Dokuczała jej świadomość, ze jej życie nie jest do końca kompletne, że brakuje jej osoby z którą mogłaby dzielić swoje smutki, radości, wszystko. Brakowało jej pokrewnej duszy, która pomogłaby jej zapomnieć o ciężkim dniu w pracy, kogoś kto razem z nią obserwowałby jak Rachel rośnie, rozwija się. Kogoś kto w taki parszywy dzień jak ten podałby jej kubek herbaty i otulił dodatkowym kocem.
Ze smętnych rozmyślań wyrwał ją dźwięk gotującej się wody. Zalała herbatę i parząc dłonie o gorący kubek pomaszerowała do łózka. Po drodze zajrzała jeszcze ostrożnie do córki, która spała jednak spokojnym snem, jakim mogą spać tylko małe dzieci nieświadome brutalnych reguł gry rządzących tą loterią jaką jest życie.
Parząc sobie usta sączyła herbatę otulając się kołdrą najszczelniej jak tylko mogła. Czekała ją długa noc, noc z zatkanym nosem i płucami uparcie próbującymi wydostać się na wolność. Gdyby była House`m spóźniłaby się do pracy. Chociaż, zaraz! Nie! House nie potrzebowała choroby, żeby się spóźniać, on spóźniał się notorycznie. Ona zaś jako odpowiedzialna matka, obowiązkowa szefowa nie mogła sobie teraz pozwoli nawet na dzień wolnego. Wstała rano o 6, żeby nakarmi Rachel i przygotować wszystko profilaktycznie na przyjście opiekunki.
Walcząc z poczuciem ogromnej ogólnej słabości, dziwnym bólem gardła modliła się o to by House nie miał jakiejś szaleńczej eksplozji inwencji. Niestety nie dane było jej tego sprawdzić. Wychodząc z domu dostała takich zawrotów głowy, że musiała skapitulować. Ten dzień będzie wyjęty z życiorysu, ledwo dowlokła się do łóżka i ostatkiem sił zadzwoniła do asystentki, żeby wytłumaczy swoją absencję. Po czym odpłynęła w niebyt.
Gdy otworzyła oczy była noc, zmrużyła oczy które zapiekły z powodu światła nocnej lampki, słabego, ale jednak rażącego jej wrażliwe w trakcie przeziębienia oczy.
- Dobrze, ze wstałaś. Zaczynałem się martwic – z trudem rozpoznała tak przecież charakterystyczny głos James Wilsona.
- co ty tu robisz?- zapytała słabo.- House wysadził w powietrze szpital czy tylko podpalił? – dodała z sarkazmem.
- Martwiłem się powtórzył- jak to z ciepłem w głosie. – Ale to ciekawe, że House jest pierwszą osobą o którą pytasz.
- Jestem słaba i chora- zaczęła gniewnie strzepując pościel- możesz sobie oszczędzić swatania i swojej podejrzliwości. Oraz zaprzestań sugerować, że motorem moich wszelkich działań jest zaciągnięcie go do łózka? Gdzie moje dziecko? Która jest godzina – przerażona skonstatowała, że jest już szalenie późno a opiekunka przecież nie oferuje 24 godzinnej pomocy.
-Cameron wzięła ją do siebie- uspokajał ją przyglądając się jej badawczo. Wciąż uważał, ze ona i House są wymarzoną parą. Oboje byli jego przyjaciółmi i widział, że ciągną do siebie jak magnesy chociaż w oślim uporze zaprzeczają temu. Chociaż House…. Chyba zaczynał się łamać, albo odezwało się w nim sumienie, bardzo rozkojarzony był od kiedy dowiedział się, że Cuddy jest chora, bardzo chora skoro nie przyszła do pracy. Niby nic nie dawał po sobie poznać, rozciągając mięsień sarkazmu oraz ćwicząc swoje „błyskotliwe poczucie humoru” na kim popadło. Ale Wilson wiedział…. Miał sobie za złe, że ją naraził… naraził na niepotrzebne niedogodności.
-Cameron ma Rachel? – Cuddy najwyraźniej z trudem składała w całość kawałki otaczającej ją rzeczywistości- U Cameron… dobrze….
- Liso może ja cię jednak zbadam co? – lekko niepokoił się tym, że po końskich dawkach leków(co skonstatował rzucając okiem po zawartościach dopiero co kupionych pudełek lekarstw) nic a nic nie czuje się lepiej
- nie wygłupiaj się- zaczęła się gramolić z łóżka – idę do toalety. Dam sobie radę- powstrzymała go gestem widząc, że rzucił się jej na pomoc.

- Czujesz się chociaż troszkę lepiej- zapytał gdy wróciła i ułożyła si e w łóżku
- nie bardzo. Słabo się czuję, ale trudno domagać się cudu po jednej dobie brania leków –oszukiwała siebie. I jego, nie chciała, żeby zaalarmował cały szpital, nie chciała obciążać innych swoją osoba i tak narobiła za dużo kłopotu. Sobą. Bo prawda była taka, że czuła niepokój, może zlekceważyła by gorączkę i ból gardła, nawet obrzęknięte węzły chłonne, ale powoli niepokoiła ją akcja serca, zbyt nieregularna jak na przeziębienie. Tłumaczyła sobie to wszystko mutacją grypy. Spała niespokojnie, za bardzo się pociła, budziła się co chwilę, taki sen bardziej męczył niż przynosił ulgę, regenerował. Wydawało jej się, ze widzi House`a, który trzyma ja za rękę i mówi, żeby się nie martwiła, że wszystkim się zajmie, ze wszystko jest dobrze. I wtedy powoli zaczynało do niej docierać, że zależy jej na tym ekscentrycznym geniuszu, ze chciałaby widzie te oczy błękitne jak niebo w pogodny dzień co rano po przebudzeniu, chciałaby dzieli z nim swoje problemy, żeby wyśmiewał jej lęki i opijał z nią sukcesy. Wspólne. By oboje przestali by samotni. Bo oboje tak bardzo do siebie pasują, są jak kawałki układanki, tylko wspólnie mogą stworzy coś kompletnego.

O wykładzinę uderzała rytmicznie duża piłka. Wydawało się, że to jedyny dźwięk na tej kondygnacji. Gregory House siedział i starał się udawać, ze nic się nie zmieniło, że wszystko jest tak jak dawniej. Że przyjecie Lisy Cuddy na oddział ze zdiagnozowana ostrą postacią dyfterytu nie obeszło Go prywatnie w żadne sposób. Nie mógł być słaby. Nie mógł okazać poczucia winy. Bo to była jego wina! Wiedział to. Przesadził z arogancja z tomiwisizmem, próbami pokazania jej jak bardzo Go nie obchodzi. Z okłamywaniem samego siebie i innych. Wszyscy wiedzieli jak bardzo poważny jest jej stan. Mimo, że dyfteryt był bardzo rzadka obecnie chorobą, niemalże wyeliminowana w Stanach, ludzie nadal na niego umierali. Ciężka choroba, choroba z której wychodzi się długo, powoli. I teraz Ona z jego winy przez to przechodzi. O ile wcześniej odczuwał tylko lekkie wyrzuty sumienia, że naraził ją na chorobę, teraz gdy widział jak dmucha na siebie, aby nie przynieść do domu najmniejszej bakterii czy wirusa, aby nie naraża Dziecka. Małej. Rachel.
Jakim był glupcem! Tyle lat zmarnował. Przez tyle lat nie zdołał przełama tej skorupy jaka się otaczał. Nie zdołał pokona swojej nalogowej negacji wszelkich uczu poza nienawiścią. Wystarczyło tylko pojawic się w jej gabinecie, czy domu i powiedziec co do niej czuje. Ile Ona dla Niego znaczy, że jest dla niego jak Yin dla Yang, jak Zajac dla złego Wilka. Jest uzupełnienim jego opowieści. Nie wybaczyłby sobie gdyby powiedział jej o tym za późno a wiele omenów na to wskazywalo, Cuddy zostala już dotknięta porazeniem mięśni. Czuł ból. Ale nie fizyczny, któremu zaradzał Vocodin zmieszany z kawą. Uderzył ręką w biurko mając nadzieję, że to pomoże. Nienawidził siebie.
Nienawidził siebie za to, że nie powiedział jej nigdy wcześniej. Za to, ze nawet teraz był skończonym kretynem, że wstydził się tego co czuje. Że dalej kryje się za swoją arogancją.
Wyszedł z gabinetu, szedł przez ciche korytarze. Szedł do jej gabinetu, chciał poczuć jej zapach, ślad jej obecności, chociaż jej cień. Miał nadzieje, że to wszystko okaże się koszmarem, że Ona będzie tam siedziała wypełniając dokumenty, tak jak zwykle, lub będzie się starała ukryć telefony do Biura Samotnych Serc. Nie wierzył w Boga, ale miał nadzieje, że jest tam Ktoś. Ktoś kto nie pozwoli, aby popełniał ciągle głupie błędy.
I wtedy poszedł nie do gabinetu Cuddy, nie poszedł nawet jej odwiedzić, poszedł do kaplicy prosić jakiś transcendentny byt o to aby pozwolił Jej wyzdrowieć, aby pozwolił mu naprawić wszystkie błędy, które do tej pory popełnił


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pinky
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 252
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: okolice Częstochowy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:46, 25 Lip 2009    Temat postu:

No cóż...
Bardzo ciekawe porównania, szczególnie o śnie Rachel. Jednak trochę przyciężkawy masz styl, brak miniaturce lekkości.
Pojawiają się literówki (chyba nie bardzo lubisz literę "ć" ), interpunkcyjne.
Lubię takie zakończenia jak to - nie jest szczęśliwe, ale bardzo uczuciowe.
Pisz dalej, zobaczymy co z tego wyjdzie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasiek
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 10 Sie 2008
Posty: 7864
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Ikerowej rękawicy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:48, 25 Lip 2009    Temat postu:

Dzięki
pierwsze koty za płoty
literkę "ć" lubię, ale laptok nie myślałam, ze wyłapię, ale się nie udało


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Coccinella
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 24 Kwi 2009
Posty: 939
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szpital Psychiatryczny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:08, 25 Lip 2009    Temat postu:

Kasiek! Witamy w gronie fikopisarzy

Nie jest to jakiś spektakularny początek, bo temat jak na taki efekt zbyt banalny, ale nie jest też źle. Po pierwsze i najbardziej istotne to te błędziory interpunkcyjne. Brak przerw przed i po myślnikach, duże litery, przecinki.
A te oto zdania:

Cytat:
Gdy otworzyła oczy była noc, zmrużyła oczy które zapiekły z powodu światła nocnej lampki, słabego, ale jednak rażącego jej wrażliwe w trakcie przeziębienia oczy.

Ciężka choroba, choroba(tej nie liczę, bo zakładam, że tak miało być) z której wychodzi się długo, powoli. I teraz Ona z jego winy przez to przechodzi. O ile wcześniej odczuwał tylko lekkie wyrzuty sumienia, że naraził ją na chorobę


To masakra powtórzeniowa raniąca oczy.
Musisz zwracać większą uwagę na to co piszesz i czy jest to sformułowane poprawnie.

Nie mogę niestety powiedzieć, że mi się podobało, ale przebrnęłam przez nią mimo okropnego bólu głowy, to znaczy, że coś w sobie ma. Coś pozytywnego.

Pozdrawiam i życzę wena.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martusia14
Internista
Internista


Dołączył: 08 Paź 2008
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:54, 25 Lip 2009    Temat postu:

Po pierwsze fajne,że zaczęłaś pisać.
Po drugie błędy nie da się ukryć są niektóre strasznie widoczne.
Po trzecie jakoś zakończenie mi nie pasuje,ponieważ ciężko jest mi sobie wyobrazić Grega idącego do kaplicy proszącego o to aby Lisa wyzdrowiała jak na moje to nie w jego stylu.
Fik nawet fajny ale musisz jeszcze trochę popracować.
Pozdrawiam i życzę dużo weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasiek
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 10 Sie 2008
Posty: 7864
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Ikerowej rękawicy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:11, 26 Lip 2009    Temat postu:

Dziękuję za uwagi.
Jeśli jeszcze coś będę pisała, to mam nauczkę, zeby dopóki nie okiełznam laptopa, pisać na stacjonarnym. No i nad samą treścią też popracuję


że wytrwałyście Wasze zdrowie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin