Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

... i zapukali do drzwi karawanseraju... [2/? NZ]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:47, 09 Gru 2009    Temat postu: ... i zapukali do drzwi karawanseraju... [2/? NZ]




Pomysł przyszedł do mnie i nie chciał się odczepić...


„...i zapukali do drzwi karawanseraju...”

z „Rubajjatów” Omara Chajjama.



Sam nie wiedział jak trafił do tej małej restauracji, takiej „dziury w ścianie” niedaleko swojego apartamentu. Przyjechał sprawdzić mieszkanie, nie mógł znaleźć miejsca parkingowego, więc zostawił motor dwie przecznice wcześniej. Kiedy wrócił do pojazdu, jego uwagę przyciągnęły dwa oświetlone okna i czerwony napis nad czarnymi drzwiami: FENIKS.
Był głodny, zapachy ziół, czosnku i przypraw podrażniły jego powonienie. Miał nadzieję, że jedzenie będzie równe dobre jak zapachy dobiegające z wnętrza. Ciepło owiało go przyjemną falą, kiedy tak stał w progu mrużąc oczy oślepione światłem. Wnętrze nie było duże, może jakieś dziesięć, dwanaście stolików umiejętnie rozstawionych, tak, że zapewniały pewną prywatność. Niewysokie kratki oplecione pnączami oddzielały poszczególne stoliki tworząc niewielkie oazy. Na jednej ze ścian szemrała cicho kielichowa fontanna, a po środku królował szklany kominek. House poczuł zapach jałowca i płonącego igliwia. Kremowe ściany, akwarele przedstawiające morze Śródziemne i budynki Gaudiego. Było przytulnie i domowo, a niewielkie świeczki osadzone w oryginalnych świecznikach potęgowały to wrażenie.
Do House’a podszedł niewysoki mężczyzna w obowiązkowych czarnych spodniach i białym fartuchu.
- Stolik dla jednej osoby? – Głos był miły i wyczuwało się w nim uśmiech.
- Tak... poproszę gdzieś na uboczu.
- Oczywiście, proszę za mną.
Kelner sprawnie doprowadził House’a do stolika pod oknem, zapalił czerwoną świeczkę, podał menu i zabrawszy zamówienie na bourbona oddalił się spiesznie. House wyciągnął nogi usiłując ukryć grymas bólu. Wczorajsza wyprawa do siostry Cuddy dała mu się we znaki. Westchnął cicho nad swoją własną głupotą i otworzył menu. Restauracja nie miała określonego stylu, były zarówno owoce morza jak i reuben, kurczak marsala, ryby, mięsa z rusztu i kilka potraw, których kompletnie nie rozpoznał. Zdecydował, że jak na razie ma dość reubena i wybrał krepsy z jabłkami i cynamonem oraz schab w sosie serowo-kaparowym. Otrzymał swojego bourbona, złożył zamówienie i popadł w głębokie zamyślenie, machinalnie obracając świecznik w dłoni. Dopiero po chwili dotarło do niego, że jest wzorowany na oryginalnym projekcie Gaudiego. Ktoś tutaj ma dobry gust...
Od momentu powrotu z Mayfield, nic nie układało się dobrze. Najpierw ten idiotyczny pomysł Nolana o niewracaniu do pracy i znalezieniu sobie hobby. House zastanawiał się jak długo miałby unikać pracy. Nie wyszło, więc wrócił. Ta sprawa z Dibalą... gdyby nie ona, Cameron nie odeszła by i nie powiedziała kilku bolesnych, za to prawdziwych rzeczy. Pomysł mieszkania z Wilsonem też nie był mimo wszystko zbyt dobry. Wilson zachowywał się dziwnie, to nie była dawna przyjaźń, nawet cień ich przyjaźni z wcześniejszych lat. I wydawał się taki znudzony, taki daleki i chłodny. I to w momencie kiedy House rozpaczliwie potrzebował czegoś stabilnego i pewnego w życiu. To bolało i nawet nie miał z kim o tym porozmawiać, a już na pewno nie z Nolanem. Zresztą już jakiś czas temu podjął decyzje o przerwaniu terapii u Nolana. Facet go drażnił, opowiadał banały i na siłę próbował zmienić House'a. A tego lekarz nie był w stanie znieść. Cala ta historia z Mayfield była jedną wielką pomyłką. I jeszcze Lydia... Jedyne co się nauczył, to to, że ma rację unikając ludzi, Potrafili tylko ranić. Choćby Cuddy.
Po wczorajszym dniu czuł się fatalnie. owszem, często wkręcał Cuddy, Wilsona w swoje gierki, ale nigdy tak. Przypuszczalnie Cuddy uważała, że narobi jej wstydu przy stole, ale jak do tej pory to Lucas jemu dokuczył boleśnie. Przypomniał sobie wcześniejsze działania Cuddy w postaci linki w poprzek drzwi, braku laski, popsucia windy i uśmiechnął się gorzko do siebie. Zdaje się, że wczoraj przeszedł przez linię i już nie było powrotu. Jeśli Cuddy chce być szczęśliwa z Lucasem... proszę bardzo. On nie zamierzał już nic w tej sprawie robić. Widać było mu pisane pozostać samemu. Ku swojemu zdziwieniu, nie czuł nawet żalu za Cuddy. Zdawał sobie doskonale sprawę, że po prostu nie chciał być sam a Cuddy wydawała się być idealną kandydatką. Cóż, pomylił się, a za błędy się płaci. Ostatnio coś często płaci za błędy i czasem nawet nie za swoje...
Jeszcze raz westchnął i dokończył pyszne krepsy. Talerz został natychmiast zabrany a przed nim wylądował następny bourbon. Podniósł zdziwiony wzrok, ale zobaczył tylko plecy oddalającej się kobiety. Wysoka, szczupła, jasne włosy splecione we francuski warkocz. Czarne spodnie i biała jedwabna bluzka. Brak fartucha. I piękne, długie kolczyki ozdobione szafirami.
Interesujące.
Schab dostarczył mu znajomy kelner, a House był zbyt pogrążony w swoich myślach, by zapytać o tajemniczą kobietę. Danie było smaczne, mięso kruche i delikatne, sos idealnie pasował do schabu. Znowu jego myśli podryfowały gdzieś daleko, tym razem zastanawiał się nad pomysłem Wilsona w sprawie kupna mieszkania czy też domu. Wspólnego domu. Początkowo uznał to za dobry pomysł, ale potem... owszem, nie chciał być sam, mieszkanie z Wilsonem miało swoje zalety, ale miało też i wady. I pomimo wielu złych wspomnień lubił swoje mieszkanie i swobodę. To było jego sanktuarium, jego kryjówka przed światem. Był tam swobodny, nie musiał niczego udawać ani grać. Mógł spędzać całe godziny przy fortepianie popijając whisky czy piwo. Nikt nie krzywił się, jak nie pozmywał naczyń, zresztą zirytowany zmywaniem kupił zmywarkę. Pilot należał tylko do niego, miał kominek w którym palił czasem nawet w lecie ponieważ uwielbiał trzask palącego się drewna. Nie wspominając już o dziwkach i nocach pokerowych. Postanowił na razie nie podejmować decyzji. Będzie jeszcze na to czas.
Kelner powrócił pytając o deser. House zamówił tylko kawę, która okazała się być rewelacyjna. Wypił ją mrużąc oczy z zadowolenia, rozkoszując się smakiem, zapachem i uczuciem ciepła w żołądku. W końcu zapłacił i skierował się do wyjścia, kątem oka zauważając blondynkę. Ładna. Nawet bardzo ładna. Szare, ogromne oczy, ładnie wykrojone usta, owalna twarz przypominająca elfa. Miała trzydzieści pięć lat, może więcej.
Wyszedł na świeże powietrze oddychając głęboko. Wsunął laskę w uchwyt z boku motocykla i odpalił motor. Zniknął w mroku, nie wiedząc, że był obserwowany przez kobietę z baru.

Wrócił po dwóch dniach, czując sie głupio, „jego” stolik był na szczęście nie zajęty. Zjadł bardzo dobry obiad, odnotowując z żalem brak ślicznej blondynki. Wzruszył ramionami, nie wiedząc dlaczego czuje żal. Kobieta na pewno była mężatką, albo była z kimś związana. Natychmiast zganił się w myślach. O czym on do cholery myśli? Mało mu było ostatnich doświadczeń? Najlepiej będzie jak przestanie tu przychodzić.
A jednak wrócił po kilku dniach. I weszło mu w nawyk, zaglądanie trzy, cztery razy na tydzień na obiad. Zawsze przy tym samym stoliku, który czekał niezajęty na niego. Blondynka była teraz zawsze, witając gości, prowadząc do stolika, często wdając się w żartobliwe rozmowy. Kiedy tylko wypił swojego pierwszego bourbona, kobieta pojawiała się z następnym, stawiała bez słowa na stoliku i znikała. House lubił obserwować ją kątem oka przyglądając się jej interakcjom z innymi klientami. Poruszała się z gracją, zawsze uśmiechnięta i życzliwa, czujnym okiem sprawdzając, czy gościom czegoś nie brakuje. Początkowo uważał, że jest szefem sali, ale szybko doszedł do wniosku, że musi być właścicielką. Była dobrze ubrana, elegancko i z gustem, personel czuł wyraźny a większość gości wydawała się bardzo zaprzyjaźniona.
House czuł się tutaj dobrze, nikt nie wymuszał na nim rozmowy, nie zaczepiał, jedzenie było świetne a kawa nieprawdopodobnie dobra. I teraz siedział zadowolony popijając kawę i znowu rozważając leniwie pomysł stałego mieszkania z Wilsonem. Zapatrzył się w okno, by po chwili zacząć kląć bezgłośnie. Właśnie zaczynał padać śnieg. Pierwszy prawdziwy śnieg, a on był motorem. I tak zima wyjątkowo w tym roku nastała późno. Będzie musiał odstawić motor do garażu i pozostać na łasce Wilsona, bo jego stary samochód po prostu odmówił posłuszeństwa. Znowu zaklął. To oznaczało ranne wstawanie i słuchanie marudzenia przyjaciela na jego opieszałość. Nic z tego. Musi kupić auto i pozostać niezależny. Bycie na łasce Wilsona wcale nie było takie miłe. W końcu dlaczego nie nowy samochód? Jakiś ekstrawagancki... Stać go było, wiec czemu nie? Jego twarz rozjaśnił uśmiech a blondynka patrząca akurat w jego stronę wstrzymała oddech. Uśmiech dodał blasku tym nieprawdopodobnie pięknym oczom i odmłodził oblicze. Mężczyzna był niewątpliwie bardzo przystojny interesujący. Nie tak dawno temu, kiedy zdejmował kurtkę, zauważyła przy jego pasku przypięty pager. Pagery nie zdały w ogóle egzaminu oprócz jednego miejsca: szpitala. A wiec ten interesujący mężczyzna z laską był lekarzem. Nie chciała przyznać sama przed sobą, że czeka niecierpliwie na jego przyjście każdego dnia, mimo, że wiedziała, iż nie przychodzi codziennie. Teraz jego stolik by zawsze zarezerwowany. Annie i Michael nie komentowali tego, ale przypatrywali się jej nieco dziwnie. Trudno. Niebieskooki interesował ją bardzo i ciągle zastanawiała się, czemu przychodzi zawsze sam.
House dojechał z trudem do domu Wilsona, śnieg rozpadał się na dobre i było piekielnie ślisko. Oczywiście, Wilson nie byłby Wilsonem gdyby nie palnął kazania. House słuchał go jednym uchem, obmyślając jak ma się urwać, żeby kupić auto bez asysty. Postanowić wykorzystać do tego porę lanczu, najwyżej się spóźni i Cuddy będzie miała powód do awantury, choć przypuszczał, że będzie zbyt zajęta unikaniem go. To miało swoje zalety.
Ponieważ wiedział dokładnie, jakie auto chce kupić, nie brał go na raty, sprzedaż poszła piorunem i oto stał się posiadaczem całkowicie nowego samochodu, ekstrawaganckiego jak diabli, za to pięknego i szybkiego. Przypuszczał, że fala plotek ruszy jak burza w szpitalu. W sumie mało go to obchodziło. Zauważył z lekkim zdumieniem, że PPTH już go tak nie bawi jak kiedyś.
Starzeję się...
Zostawił auto na swoim miejscu parkingowym i powędrował do szpitala. Nie miał aktualnie pacjenta, ale miał nadzieję, że znudzony Foreman coś znajdzie. Początkowo myślał, że Foreman pogodzi się z Trzynastką... ale nie. Pomiędzy nimi trwało dziwne zawieszenie broni i nic ponadto. Natomiast Chase.. ooo to była inna historia. Całkiem łatwo pogodził się z odejściem Cameron i teraz jego wolny czas zabierało gapienie się na Trzynastkę. Zaczynało być ciekawie...
Cuddy, nieco zdenerwowana stała na parkingu, zastanawiając się gorączkowo do kogo należy auto pozostawione na miejscu należącym do House’a. Nie miała ochoty na następną awanturę o parking. Niestety, nikt nie znał właściciela nieszczęsnego auta. Dobrze, że House jeździ z Wilsonem...
- Cuddy, co robisz na tym cholernym parkingu bez płaszcza? Bliźnięta zmarzną i nie daj boże, zmniejszą się! – Usłyszała drwiący głos House’a.
Cholera.
- Usiłuję ustalić, kto postawił samochód na twoim miejscu! – Warknęła wściekle.
- A, o to chodzi. Nie przejmuj się, to moje auto. – House uśmiechnął się diabolicznie, otworzył drzwi i wślizgnął się do środka, by błyskawicznie odjechać.
Cuddy stała z otwartymi ustami.
House kupił sobie porsche.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez nefrytowakotka dnia Nie 18:49, 10 Sty 2010, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marysiaaa
Proktolog
Proktolog


Dołączył: 08 Paź 2009
Posty: 3329
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:53, 09 Gru 2009    Temat postu:

a) w tytule i zapukali oddzielnie, c'nie?
a1) wkradła się literówka - zjadłaś "ł" przy "ziół" i wyszło "zió" (a może wziuuu? )
b) forum samo zmienia na emota?
edit: no zmienia

c) podoba mi się, i mówię to całkiem serio. House i porsche, ojaaa
Bliźniaki się zmniejszą
fajne teksty i fajna analiza tego, co w głowie House'a

ja już chcę part 2!

pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez marysiaaa dnia Śro 18:55, 09 Gru 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:48, 09 Gru 2009    Temat postu:

Błędy poprawiono, niestety miewam kurzą ślepotę
Następna część niedługo.
Dzięki za komentarz bo jak wiadomo komentarze karmią wena


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:34, 10 Gru 2009    Temat postu:

Gdybym cię Nefryt nie lubiła tak bardzo, chyba męczyłabym cię moim extra ostrym leczo, za pakowanie w ramiona House'a kolejnej obcej kobiety. Co z tego, że kolejna interesująca postać, skoro to nie ta właściwa?

Tyle wywnętrzania się.

A teraz refleksja: Znowu ciekawie, znowu całkiem inna historia. Eh, potrafisz tworzyć alternatywne scenariusze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:31, 11 Gru 2009    Temat postu:

Eigle uwielbiam ostre leczo
Widzisz, postać Cam mnie ogranicza. Nie moge pewnych wymyślonych akcji przeprowadzać z nią bo po prostu nie pasuje. A tak... mogę wszystko
Mam nadzieję, że ta postać kobieca będzie się podobać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:49, 10 Sty 2010    Temat postu:

Następna część.
Enjoy



Pomimo starań jego pacjent zmarł. Za późno znaleźli przyczynę choroby, zresztą, tak naprawdę niczego to by nie zmieniło, ponieważ na końcu i tak czekała śmierć, powolna i bolesna. W pewnym sensie ten zawał był wybawieniem. Co nie zmieniało faktu, że House czuł się paskudnie. Nienawidził tracić pacjentów. Owszem, doskonale zdawał sobie sprawę, że nie może uratować wszystkich, ale nadal cierpiał wewnętrzne męki po stracie pacjenta. Wbrew powszechnej opinii House przejmował się pacjentami, tylko tego po prostu nie okazywał. Czuł się pusty i otępiały, kiedy wchodził do „Feniksa” mając nadzieję na obiad, drinka i kawę. Zatrzymał się w progu na widok prawie pustej restauracji i Michaela sprzątającego salę. Rzucił okiem na zegar i zaklął. Nie wiedział, że jest już tak późno. Westchnął i obrócił się do wyjścia, ale czyjaś dłoń zatrzymała go. Obejrzał się. Blond właścicielka stała tuż za nim uśmiechając się lekko.
- Przepraszam... nie wiedziałem, że jest aż tak późno... ciężki dzień w pracy – wyjaśniał kulawo, przeklinając w myślach swoją niezręczność i spłoszenie na widok pięknej kobiety. Nigdy nie był spłoszony w obecności kobiet, do cholery!
- Nie szkodzi. Kuchnia jest co prawda już nieczynna, ale dla stałego klienta coś się zawsze znajdzie – kobieta uśmiechnęła się olśniewająco a zarazem łagodnie, i leciutko popchnęła go w stronę „jego” stolika.
House skinął głową w milczeniu i pokuśtykał wolno w kierunku okna. Noga dokuczał mu bardziej niż zwykle, lekarstwa przepisane przez Nolana w ogóle nie działały i noce stawały się męczarnią. W dzień jeszcze jakoś sobie radził, zwłaszcza jeśli miał pacjenta, ale noce... noce były najgorsze, zwłaszcza teraz, kiedy zaczęła się zima z jej niskimi temperaturami. Ataki bólu pozostawiały go wymęczonego i mokrego od potu. Znalazł się w pułapce. Nikt, po Mayfield, nie uwierzy, że on naprawdę czuje ból, ból fizyczny. Zrzucą na ból psychologiczny i odeślą go do Nolana, a House prędzej był w stanie samemu odciąć sobie nogę niż zwrócić się do Nolana o cokolwiek. Ponadto do kogo miał pójść?
Cuddy?
Roześmiał się w duchu ironicznie.
Wilson?
Przyjaciel zachowywał się ostatnio jak nieobecny duchem, wlaściwie nie zwracając uwagi na House’a.
Nieprzyjemne rozmyślania przerwało pojawienie się talerza z ogromnym stekiem i sałatką cesarską.
- Tylko to jest osiągalne. Bez frytek, niestety. Ale na deser mogę zaproponować jabłecznik z bitą śmietaną na gorąco i nowy rodzaj kawy.
- To mi wystarczy, stek wygląda świetnie. Jabłecznik i kawa... okay – posłał jej zmęczony, prawie uśmiech i zabrał się za jedzenie. Stek był więcej niż wyśmienity a House głodny nieprawdopodobnie. Błyskawicznie pochłonął mięso i sałatkę, by potem oprzeć się na krześle i wpatrzyć w okno. Dzisiaj Wilson oświadczył mu, że znalazł ładne mieszkanie i postanowił je kupić. Pytanie, czy House przeprowadzi się z nim, zawisło niewypowiedziane. Ale House nie widział entuzjazmu w oczach przyjaciela.
Zabolało, i to mocno. I teraz patrząc przez okno na padający wolno śnieg, zdecydował, że wróci do swojego apartamentu. Stanie się znowu niezależny. I obojętnie, czy poświęci czas na granie na fortepianie, komputerze czy też będzie tracił pieniądze na dziwki, będzie to jego czas, pieniądze i mieszkanie. Przestanie się czuć intruzem w życiu Wilsona.
Przed jego nosem pojawiła się zapowiadana szarlotka i rozkosznie pachnąca kawa. Podniósł wzrok na właścicielkę i niespodziewanie dla samego siebie spytał:
- Może wypijesz ze mną kawę... oczywiście jeśli nie jesteś zajęta... – I od razu pożałował zaproszenia. Zaczną się nieuchronne pytania o nogę, gdzie pracuje, czy jest z kimś. Zaklął w myślach.
Blondynka rzuciła okiem na szóstkę gości, którzy kończyli deser i skinęła lekko głową, odchodząc w kierunku zaplecza, by po chwili wrócić z ogromnym ceramicznym kubkiem, z którego unosiła się wonna para.
- Herbata? Nie kawa? Spytał zdumiony.
- Ciężki dzień a jutro jeszcze gorzej. Za namową pewnej entuzjastki, zaczynamy od jutra serwować śniadania. Nic wielkiego... omlety, jajka po wiedeńsku, naleśniki, muffinki no i oczywiście kawę. Musze złapać kilka godzin snu, bo zaczynamy o siódmej rano.
- Barbarzyńska pora – mruknął, mrużąc oczy z zadowolenia, kiedy gorąca i aromatyczna kawa wypełniła mu usta.
Kobieta roześmiała się i upiła łyk herbaty.
- Owszem barbarzyńska, ale jeśli pomysł wypali, moja entuzjastka, Jolia, zajmie się wszystkim. Zapraszam jutro na śniadanie i kawę. Stali goście mają zniżkę – powiedziała kusząco.
- A do której serwujecie śniadanie? – Zainteresował się.
- Do jedenastej. Potem zamykamy, ponieważ trzeba przygotować salę na popołudnie i wieczór. Jeśli wyjdzie, przedłużę do dwunastej. A było tak spokojnie i miło... jakim cudem dałam się namówić na to szaleństwo?
House roześmiał się na to stwierdzenie, ponieważ na twarzy kobiety malowała się zgroza i rozbawienie, co czyniło ją jeszcze bardziej pociągającą. Blondynka uśmiechnęła się w odpowiedzi, zachwycona zmianą, jaka zaszła w ponurym zazwyczaj obliczu. Twarz nabrała łagodności i pewnej delikatności, a w oczach zapalił się diabełkowaty błysk.
House odprężył się nieco, ponieważ wyglądało na to, że nie padnie żadne z pytań, których się obawiał. Rozmawiali zwyczajnie o fatalnej pogodzie, muzyce i filmach. Nigdy nie był dobry w takich rozmówkach, ale tego wyjątkowego wieczoru szło mu całkiem składnie. Nawet nie zauważył, że świętujący obok goście wyszli. Dopiero widok ziewającego Michaela, przywrócił go do rzeczywistości. Rzucił okiem na zegarek i wstrzymał oddech ze zdumienia. Było wpół do drugiej.
A Wilson nie zadzwonił z pytaniem, gdzie on się do diabła podziewa...
- Przepraszam... – wymamrotał. – Jest już bardzo późno, muszę wracać do domu a ty masz jutro ważny dzień.
- Mam, ale nic się nie stało. Przyjemnie sie z tobą rozmawia – miała uśmiech na twarzy i w oczach.
- Nawet nie wiem, jak masz na imię – wypalił nagle.
- Olivia. A ty?
House otworzył usta żeby powiedzieć “House” i nagle zatrzymał sam siebie.
- Greg. Mam na imię Greg. – Powtórzył. – Olivia... ładne imię. Miło cię poznać, Olivio – i mówił to szczerze. Co się z nim do diabła działo?
- Mnie też miło wreszcie dowiedzieć się jak masz na imię. – Podniosła się lekko i kiwnęła mu głową na pożegnanie. Coś było dziwnego w tym zatrzymaniu się zanim powiedział swoje imię, ale nie sądziła, żeby skłamał. Przypuszczała raczej, że zazwyczaj wołano na niego po nazwisku i stąd to jego zawahanie. Może kiedyś zapyta o to. Chociaż... lepiej nie. To był człowiek, który nie cierpiał pytań. Podobnie jak ona.

House powiadomił Wilsona, że wraca do swojego mieszkania, co nie zrobiło najmniejszego wrażenia na przyjacielu. Wilson pokiwał tylko głową i stwierdził, że chwilę potrwa zanim się przeprowadzi. House’owi się nie spieszyło, ponieważ musiał najpierw załatwić podłączenie mediów i odkopać numer do swojej sprzątaczki, Lady, no i przygotować się psychicznie do przeprowadzki. Na szczęście, nie miał aż tak dużo rzeczy u Wilsona. Kiedy pakował część ubrań, nagle odczuł ulgę. Mieszkanie w świątyni poświęconej Amber i słuchanie jak Wilson rozmawia ze zmarłą, było nieco przerażające. I nie tylko. Miał wrażenie, że Wilson w ten sposób karze go za jej śmierć.
Nie była to przyjemna myśl.
Do świąt zostało niewiele czasu, mimo to House pozałatwiał wszelkie sprawy związane z apartamentem a Lady zabrała się za sprzątanie, po wylaniu litanii żalów, że nie zawiadomił jej wcześniej. House zdołał ją namówić na zrobienie mu solidnych zakupów, bo on sam utknął beznadziejnie w szpitalu, przy swoim nowym przypadku. Cztery cholerne dni i noce tkwił w pracy, ponieważ pacjent był naprawdę w ciężkim stanie, a to, że miał dopiero osiem lat, nie ułatwiało sprawy. W międzyczasie Wilson powiadomił go, że spakował do końca jego rzeczy i przerzucił je do porsche’a. House przyjął to do wiadomości, kiwając nieobecnie głową, zaabsorbowany pacjentem. Dopiero później dotarło do niego, co zrobił Wilson.
Wymazał go.
Ot, tak po prostu.
Potem się zajmie przyjacielem.
Pomimo nawału spraw, nadal regularnie bywał w „Feniksie” i, oczywiście, pojawił się w pierwszy dzień serwowania śniadań. Od Olivii dostał w prezencie piękny kubek podróżny wypełniony wspaniałą kawą i przyrzeczenie, że zawsze może podjechać po uzupełnienie.
Kubek wywołał lekkie zamieszanie wśród kaczuszek, spowodowane przez Tauba.
- Nie wiedziałem, że jesteś zwolennikiem włoskiego designu – powiedział chirurg zobaczywszy kubek na biurku House’a.
- Co? – Spytał mało inteligentnie jego szef.
- To Alessi. Włoski design i do tego cholernie drogi...
- Ach, tak. Dostałem w prezencie – tu House rzucił mordercze spojrzenie na swojego pracownika i Taub wycofał się pospiesznie. Ale rozmowy na temat tajemniczego kubka nie ucichły.


House powiadomił Lady, że wraca do apartamentu i uzyskał zapewnienie, że jest posprzątane, w kominku napalone, lodówka zapełniona, a czek może przysłać tak jak zawsze, na adres Lady, tak więc House wyrwawszy się wreszcie ze szpitala po czterech morderczych dniach, pojechał do domu.
Wszystko było tak jak zapowiedziała Lady. Zapaliła nawet świecę ustawioną na okapie kominka i mieszkanie pachniało przyjemnie cynamonem, a nie środkami czystości. Zaniósł swoje rzeczy do sypialni i zaczął chować do szafy czyste, a brudy do kosza. W pewnym momencie niechcący kopnął swoje wyjściowe buty i zamarł kiedy usłyszał znajome grzechotanie i błysk pomarańczu. Pochylił się i wyjął fiolkę vicodinu. Pełną. Poczuł, że się trzęsie. Na autopilocie otworzył szufladę ze skarpetkami i wyjął następne opakowanie. Oszołomiony, chodził po mieszkaniu sprawdzając wszystkie swoje skrytki i wyciągając kolejne fiolki. W końcu ustawił je wszystkie na stole w kuchni, czując, że ma trudności z oddychaniem. Po wyjściu z Mayfield, poprosił Wilsona, żeby opróżnił jego mieszkanie z tabletek.
I Wilson powiedział mu wyraźnie, że to zrobił. Tymczasem tuż przed jego nosem stały wszystkie ukryte przez niego opakowania. Zaczął się trząść. Nie dlatego, że chciał zacząć brać, choć była taka pokusa, ale z powodu implikacji tego co zrobił, a raczej czego nie zrobił Wilson. Poczuł, że się dusi. Musiał wyjść natychmiast albo oszaleje i wyląduje z powrotem w Mayfield.
Tym razem na zawsze.
Potykając się złapał za laskę, narzucił kurtkę i wypadł z mieszkania kierując się w stronę „Feniksa”.
I Olivii.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
anna lee.
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 08 Sie 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza ekranu.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:12, 10 Sty 2010    Temat postu:

zaczęłam czytać teraz i... CHCĘ WIĘCEJ!

tym bardziej, że okolica znajoma i przejrzyście się to wszystko rozgrywa...

uwielbiam takie zamotane emocjonalnie fiki, kiedy nagle pojawiają się problemy z którymi nasz drogi Greg nie potrafi sobie poradzić...

czekam na ciąg dalszy z olbrzmią niecierpliwością i życzę weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin