Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Ostatnia praca [11/? NZ]
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
anna lee.
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 08 Sie 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza ekranu.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:43, 07 Gru 2009    Temat postu:

Atris napisał:
Elizabeth musi tylko dostać się do House'a, a Mary będzie jej, a to fałszować wyniki, a to może jej służyć za koleżankę, którą to niby odwiedza. Czy coś
Ale poplątałam


aaaaa.

źle zrozumiałam. wybacz, że musiałaś stukać w klawiaturę i wyjaśniać.

zabić grega..?! nieee. mam nadzieję, że na to nie pozwolisz.

tak czy siak, i'm waiting.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:41, 11 Gru 2009    Temat postu:

Ok, jestem, krótko, ale troszkę wyjaśnień
Miłego czytania


- Może i nie zostałam dostarczona do szpitala, jako nieprzytomna, jak inni pańscy pacjenci, doktorze, ale na pewno zainteresuje pana fakt, że przeżyłam dwa tygodnie temu wstrząs anafilaktyczny stadium trzeciego, choć nie miałam kontaktu z żadnym alergenem, a i nie jestem na nic uczulona.

- Wiesz, że to było dwa tygodnie temu? Już jesteś zdrowa, możesz spadać.

- Ach tak? Dobrze...- powiedziałam, uśmiechając się tajemniczo i zniknęłam za drzwiami. Czułam jego wzrok na sobie, gdy wychodziłam z przychodni. Mogłam sobie na to pozwolić. Skoro miałam tam Roberta, nie musiałam dostawać się pod skrzydła House’a.

Zaśmiałam się cicho, przecież to było takie proste. Do Chase’a mogłam przychodzić codziennie, wątpię, żeby dał się wplątać w związek, był mądry, mądrzejszy, niż ktokolwiek przypuszczał, może nawet na tyle, żeby wiedzieć, czym się zajmuję... ale był za to pomocny...

Aż nazbyt pomocny.

Przy wyjściu spotkałam Mary. Gdy chciała do mnie podjeść, pokiwałam jej przecząco głową. Ona mnie nie zna. To może się jeszcze później przydać.

Wyszłam ze szpitala i spojrzałam w niebo. Zbierało się na deszcz. Ożywczą wodę, która pozostawi po sobie zieleniące się pędy. Rozejrzałam się. Po drugiej stronie ulicy zauważyłam małą piekarnię.

Powoli ruszyłam w tamtą stronę, rozpamiętując moje ostatni spotkanie z Robertem.

Było to kilka lat temu, na początku mojej kariery. Spotkałam go przy okazji lunchu z moim pierwszym celem. Był kelnerem, studiował wtedy, dorabiając na boku. Marzył o tym by wyrwać się spod skrzydeł ojca. Ja byłam młodą, piękną kobietą, która od razu wpadła mu w oko.

Nie wiem nawet, jak dowiedział się, jak się nazywam, gdzie mieszkam. Któregoś dni po prostu zastałam go pod moim domem z bukietem róż. Pamiętam, że zmrużyłam wtedy oczy i spojrzałam na niego gniewnie. Wszystko mógł zepsuć. Ale on był tak rozbrajająco szczery, że nie mogłam odprawić go z kwitkiem.

Później często go spotykałam. Lubił przychodzić do mnie po wykładach, siadać na schodkach i czekać na mnie, tak długo, jak było potrzeba. Zawsze tam był, a ja mogłam opowiadać mu, jaki wspaniały dzień miałam dzisiaj, jak bardzo chciałabym już wyjechać, jak bardzo mam dość tego faceta, a on chciwie łapał każde moje słowo i starannie notował w swojej głowie.

Miał tam więcej haków na mnie, niż ktokolwiek inny, a nigdy nie zrobił mi krzywdy. Nawet wyjechał ze mną po pierwszej mojej pracy, przeniósł się na studia w Ameryce. Niestety tam musiałam się z nim rozstać. A teraz znów wracam...

Westchnęłam głośno i zatrzymałam się przed szybą wystawną piekarni. Patrząc na te wszystkie smakołyki, zapragnęłam natychmiast coś sobie kupić. Po chwili wyszłam stamtąd z dwoma ogromnymi pączkami. Wróciłam do szpitala i usiadłam na jednym z krzeseł przy wejściu. Zamierzałam odnowić starą znajomość...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
IloveNelo
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 986
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Caer a'Muirehen ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:43, 11 Gru 2009    Temat postu:

No, akcja się toczy
Chase...jaki romantyczny
Szkoda tylko, że tak krótko
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ot_taka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 08 Gru 2009
Posty: 259
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: stamtąd
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:55, 11 Gru 2009    Temat postu:

Atris napisał:


- Może i nie zostałam dostarczona do szpitala, jako nieprzytomna, jak inni pańscy pacjenci, doktorze, ale na pewno zainteresuje pana fakt, że przeżyłam dwa tygodnie temu wstrząs anafilaktyczny stadium trzeciego, choć nie miałam kontaktu z żadnym alergenem, a i nie jestem na nic uczulona.

- Wiesz, że to było dwa tygodnie temu? Już jesteś zdrowa, możesz spadać.


Jakże by inaczej - cały House - już to widzę - minka "co-za-nuda" i machnięcie laską do drzwi

Czekam na rozwój wypadków


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:31, 17 Gru 2009    Temat postu:

Daawno mnie chyba nie było, prawda? W każdym razie, skręcona kostka sprzyja napływowi wolnego czasu i nawet po części weny, po części, ponieważ bez Placebo by się nie obyło
Miłego czytania Może okaże się, że nie jestem tak przewidywalna, jak sądzicie


- Robert? – zawołałam, gdy wychodził z windy z jakąś brązowowłosą kobietą. Domyślałam się, że razem pracują. Nie podobało mi się to, jak na nią patrzył. Było coś zaborczego w jego wzroku, a ona chętnie to przyjmowała.

Mężczyzna spojrzał na mnie nieprzytomnie. Pomachałam do niego paczką z pączkami i podeszłam bliżej.

- Ellie? Poznaj Allison Cameron. – Kiwnęłam w stronę kobiety głową. – To Elizabeth Francis.

- Masz jakieś plany? – spytałam, a Chase spojrzał na swoją towarzyszkę. Ta pokręciła głową.

- Nie musisz mnie dowozić, Robercie. Poradzę sobie sama. – Uśmiechnęła się i ruszyła w stronę drzwi.

- Przepraszam, że wam przerwałam gołąbki - wymruczałam pod nosem, tak, żeby kobieta tego nie usłyszała, ale żeby Australijczyk doskonale wiedział, co powiedziałam.

- Między nami nic...

- Nie ma? Spójrz tylko na siebie...

- Ellie, chyba nie jesteś zazdrosna.

- Oczywiście, że nie, Robert. Minęło tyle czasu, czemu miałabym? – On prowadził, szliśmy najwyraźniej do jakiejś kafeterii. Faktycznie, po chwili tam byliśmy. Chase zamówił dwie kawy, dokładnie wiedział, którą piję ja. Mleko, cukier i mocny wywar, to było to, co lubię. Usiedliśmy przy stoliku.

- To dlaczego tu jesteś? Pracujesz? – zapytał, ostatni wyraz wręcz wypluwając. Spojrzałam na niego przekornie, nawet przekrzywiłam głowę.

- Robercie, chyba nie jesteś zazdrosny – powtórzyłam jego słowa z przed kilku minut.

- Minęło w końcu tyle czasu, czemu miałbym? – Zaśmiałam się przy tym i napiłam się kawy. Chwilę milczałam.

- Tak... pracuję – wyszeptałam znad kubka. Chase zmrużył oczy.

- Nie żartuj. House? – spytał, a gdy kiwnęłam głową, zaśmiał się sfrustrowany.

- Co w tym śmiesznego, czy dziwnego? Po tym, jak odnosi się do pacjentów, mam wrażenie, że jest wiele osób, które chciałyby mu się odwdzięczyć... – wymruczałam, praktycznie sama do siebie, ale Robert spijał każde słowo z moich ust.

- Nie rozumiesz... – powiedział cicho i pochylił się nad stolikiem. – On nigdy cię do siebie nie dopuści, a jeśli już... on jest tak zamknięty, że jeśli otworzy się przed tobą... zranisz go jak nigdy, nikogo – rzucił i rozejrzał się wkoło.

Kafeteria była prawie pusta, jedynie w kącie pomieszczenia, przy najbardziej oddalonym stoliku, siedziało dwóch mężczyzn. Jednym z nich był House, którego już dziś poznałam. A drugi z nich, był wysokim, brązowowłosym przystojniakiem, który nie spuszczał wzroku z przyjaciela.

- Wilson? James Wilson? Ten onkolog? Nie wiedziałam, że tu pracuje...

- Znasz go? Ahh, byłaś na zjeździe medycznym na temat raka w Arizonie? Jak się ma twoja siostra?

- Właściwie... to właśnie on ją wyleczył, ale mnie nigdy nie widział. Nie uważasz, że ten świat jest mały? – spytałam z przekąsem w głosie. – Bardzo się przyjaźnią? – Spoglądałam na nich kątem oka.

- Tak, są najlepszymi przyjaciółmi i często odnoszę wrażenie, że Wilson to jedyny przyjaciel, jakiego House kiedykolwiek miał...

- Opowiedz mi jak pracujecie – poprosiłam i spojrzałam Robertowi w oczy. Wiedziałam, że opowie mi wszystko drobiazgowo, bo widziałam w nich to samo, co dawniej. Troskę pomieszaną z jakimś nieznanym mi uczuciem...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
IloveNelo
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 986
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Caer a'Muirehen ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:22, 17 Gru 2009    Temat postu:

Nono Tylko mi tu chaserona nie rób, błagam!
Ale świetnie, nadal czekam, jak House'owi ta dziewczyna namąci w życiu
Pozdrawiam i dużo Wena!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:24, 17 Gru 2009    Temat postu:

Nie będzie Chaseronka, bo według mnie Czesio za fajny na Cameron jest
A to męczenie House'a to jeszcze długo, jak to z House'm


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:27, 31 Gru 2009    Temat postu:

Okay, wielki powrót
Chociaż nie jestem dumna z rozdziału, a przecież początkową koncepcję spełniłam
Miłego czytania



Od dziś rozpoczynam plan A. Jest bardzo prosty. Naprawdę.

Wysiadając z windy wpadłam na przyjaciela House’a. Doktora Jamesa Wilsona. Ten wymruczał ciche przeprosiny, gdy podnosił moją torebkę z podłogi.

- Czy my się skądś nie znamy? – spytałam, biorąc od niego moją własność. Mężczyzna spojrzał na mnie przelotnie.

- Wydaje mi się pani znajoma – rzucił, a jego ręka powędrowała na kark.

- Ach, tak. Jest pan tym sławnym onkologiem. James Wilson, jeśli się nie mylę. Pana wypowiedź na temat leczenia raka trzustki w Arizonie był świetna i bardzo pouczająca, doktorze. – Mężczyzna zarumienił się i mocniej potarł kark.

- A pani jest?

- Elizabeth Francis.

- Ma pani może siostrę?

- Tak. Leczył ją pan, doktorze. – Uśmiechnęłam się olśniewająco. – Przepraszam, ale muszę już iść... może jutro też na pana wpadnę.

- Mów mi James.

- Oczywiście James. Do zobaczenia.

- Do zobaczenia, Elizabeth. – Czułam jego wzrok na sobie, gdy kierowałam swoje kroki do gabinetu House’a. Gdy weszłam do środka, zauważyłam, że przy stole siedzi Chase i murzyn, który wyglądał, jakby połknął kij od szczotki. Spojrzał na mnie zdziwiony i kopnął Roberta pod stołem. Ten też podniósł wzrok, a oczy rozszerzyły mu się ze zdumienia.

- Ellie?

- A kogo się spodziewałeś? Swojej dziewczyny? – Mrugnęłam do niego, a na stół rzuciłam paczkę z czterema pączkami.

- Dla mnie? – zapytał, rzucając się na torbę. Zaśmiałam się i podeszłam do ekspresu do kawy, do którego wsypałam świeżo zmielone ziarenka, kupione w sklepie na rogu i włączyłam go.

- Tak, dla ciebie i dla twojego uroczego kolegi – rzuciłam, obracając się. Murzyn patrzył na mnie nieufnie. – Nie przedstawisz mnie?

- Eric Foreman. Elizabeth Francis.

- Miło mi – powiedziałam i podałam mu dłoń. W jego spojrzeniu wciąż widziałam nutę nieufności i zdystansowania, ale ujął moją rękę.

- Mnie także.

- Częstujcie się. – Chase wyjął z paczki jednego pączka i podał ją Foremanowi, który zrobił to samo. Opadłam na jedno z krzeseł przy długim, szklanym stole i także się poczęstowałam. Patrzyłam w okno, powoli go żując, gdy drzwi do gabinetu otworzyły się i do środka wkroczył House. Jego wzrok od razu padł na intruza, ale doskonale zamaskował zdziwienie.

- Kto to?

- Elizabeth Francis, widziałam się z panem wczoraj, doktorze – rzuciłam, podnosząc się z krzesła i, łapiąc paczuszkę z ostatnim pączkiem, skierowałam się do drzwi.

- Mówiłem, że kartki z podziękowaniami zostawiamy w recepcji, czekoladki przysyłamy pocztą – wymamrotał, patrząc na mnie łakomym wzrokiem. Uśmiechnęłam się w duchu. Że też tak szybko złapał haczyk. Do gabinetu wpadła Cameron, która zmierzyła mnie pogardliwym spojrzeniem. Uderzyłam torebką z pączkiem w pierś House’a.

- Proszę się nie martwić, już wychodzę – wysyczałam, a moje oczy ciskały błyskawice w stronę młodej lekarki. – Mam nadzieję, że kawa będzie panu smakować, doktorze. I pączek też. – Po tych słowach wyszłam dumnie z gabinetu i ruszyłam do windy. Jutro druga część planu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
IloveNelo
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 986
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Caer a'Muirehen ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:05, 31 Gru 2009    Temat postu:

Jeee!
Doczekałam się!
No, akcja się toczy I dobrze, że nie będzie Chaserona
Zobaczymy, co dalej
Weena!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Canadien
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 18:14, 31 Gru 2009    Temat postu:

Atris napisał:
Troskę pomieszaną z jakimś nieznanym mi uczuciem...


Inne, Inne... A więc może Chouse? xD
Ofc, fick jest świetny, lepszy niż inne Twoje FF (przynajmniej Hilsony), a te były naprawdę wspaniałe. Czekam na c.d.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:23, 31 Gru 2009    Temat postu:

Chaseronka nie będzie na bank. Może będzie nim zalatywać, ale nie będzie. I promise.

Chouse? Też nie
Co do Chase'a mam ambitne plany
Żeby nie było, że jestem przewidywalna, jak to Agusss wymyśliła, zmieniłam koncepcję

Canadien, bardzo dziękuję
Cieszę się, że się podoba. Jeśli ktoś nie jest Hilsonkowym wyznawcą, bardziej podobają mu się inne ficki, nie mam ci tego za złe
Chociaż sama sądzę, że niektóre z moich Hilsonków biją to, o nieprzemyślane dzieło na głowę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Canadien
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 19:34, 31 Gru 2009    Temat postu:

Atris napisał:
Cieszę się, że się podoba. Jeśli ktoś nie jest Hilsonkowym wyznawcą, bardziej podobają mu się inne ficki, nie mam ci tego za złe


Ależ ja jestem za Hilsonem i bardzo lubię hilsonowe ficki. "Ostatnia praca" urzekła mnie oryginalnością. Dlatego uważam ją za lepszą.

Buu, nie będzie Chousa


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:46, 31 Gru 2009    Temat postu:

To jest właśnie to, co lubię w innych, tutaj ficki potrafią być wzięte z każdego zakamarka mózgu autora. Ale w Hilsonku cię nie widziałam
Niee, gdzie tam. House z Chase'm? Nic dobrego by z tego nie było


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Canadien
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 23:34, 31 Gru 2009    Temat postu:

Atris napisał:
Ale w Hilsonku cię nie widziałam

Większość ficków czytam, prawie nigdy nie komentuję.
Atris napisał:
Niee, gdzie tam. House z Chase'm? Nic dobrego by z tego nie było

Nie, Chouse to świetny ship. Właściwie lubię go jeszcze bardziej od Hilsona.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:44, 31 Gru 2009    Temat postu:

Hmm... Lubię Czesia, ale nie przesadzajmy, gdzież on by wytrzymał z House'm. Ale jest na forum tłumaczenie, bodajże Elfhicka, gdzie House choruje na raka, a Chase się nim opiekuje. Fick był totalnie super świetny. Polecam, jeśli nie czytałaś, ale to musisz poszukać, bo nawet nie pamiętam jak się nazywa

EDIT: http://www.housemd.fora.pl/inne,23/fic-walking-away-house-chase,4302.html
Proszę, oto link


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Atris dnia Czw 23:47, 31 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Canadien
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 0:51, 01 Sty 2010    Temat postu:

Tak, znam ten fick. ^^ I zgadzam się z tym, że jest świetny. Elfhick tłumaczyła jeszcze FF'a z romantycznym Chousem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 0:58, 01 Sty 2010    Temat postu:

Taak? Hmmm
Chyba mnie ominął... poszukam jutro.
Znaczy dziś, ale później, na razie pisze Hilsonka, a poza tym, nie mam siły wgapiać się w monitor


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:53, 06 Sty 2010    Temat postu:

Okay, jestem
Za długie to nie jest. I robi mi się z tego telenowela
Trzeba to zmienić
W każdym razie, miłego czytania


Kolejne dni były jak cholerny dzień świstaka. Wilson specjalnie pchał się pod windę, gdy przychodziłam i za każdym razem wytrącał mi z rąk torebkę. Cameron już piąty dzień z rzędu przychodziła po Housie, czyli w gruncie rzeczy się spóźniała. Ja robiłam kawę, częstowałam chłopców i żegnałam wszystkich uprzejmie. No może nie wszystkich. Ta lekarka zdecydowanie działała mi na nerwy, tymi swoimi małymi i zbyt blisko siebie położonymi oczkami bajerowała mi Chase’a.

House już całkowicie przyzwyczaił się do mojej porannej obecności. Nie marudził, nie krzyczał, w sobotę nawet dopominał się o swojego pączka, o kawie nie wspominając. Dlatego postanowiłam go zadziwić, niespodzianki podobno działają na facetów lepiej niż rutyna.

W poniedziałek nie przyszłam, jak co dzień z pączkami, ale za to umówiłam się z Chase’m na lunch w kawiarni po drugiej stronie ulicy. Kiedy tam przyszłam, zamówiłam dwie kawy i jakąś przypadkowo wybraną pozycję do jedzenia dla swojego towarzysza.

- Elizabeth! – rzucił, gdy tylko wszedł do środka i ruszył w moją stronę. Wstałam, uścisnęłam go i pocałowałam w policzek na przywitanie. Poczekał aż ponownie usiądę i sam zajął miejsce.

- Witaj. Macie nowy przypadek? – spytałam, podczas gdy on starał się ukryć rumieniec za bogatym menu kawiarni.

- Nie, House gdzieś zniknął. Rano nikt mu nie przygotował kawy. Dopiero gdy wychodziłem, widziałem go z Wilsonem przy windach w holu.

- Wspominał coś o mnie?

- Pytał jedynie, dlaczego nie przyszłaś – odpowiedział, gdy kelnerka stawiała przed nami filiżanki. Westchnęłam i zaczęłam stukać obcasami o podłogę. – Musisz to robić? – spytał ze złością, obracając w rękach łyżeczkę i nie patrząc na mnie. Znieruchomiałam.

- Jeśli ci to przeszkadza... – rzuciłam zdziwiona.

- Doskonale wiesz, że nie o tym mówię! Dlaczego tu jesteś?

- Mogę wyjechać – powiedziałam ozięble, ignorując nieprzyjemny ruch w okolicy mojego żołądka.

- Nie o to chodzi!

- To może mnie oświeć! – Wstałam i chwyciłam moją torebkę. Wyciągnęłam portfel.

- Nie musisz płacić. – Chase także wstał i złapał mnie za nadgarstek. Wyszarpnęłam go gwałtownie.

- Gdybym nie zapłaciła, byłaby to randka. Nie chcę, byś miał to mylne przekonanie – wysyczałam i rzuciłam na stolik kilka dolarów. Wyszłam na zewnątrz, nie oglądając się za siebie.

Mijając okno, spojrzałam na mężczyznę, z którym zaledwie przed chwilą się kłóciłam. Stał w tym samym miejscu i patrzył uparcie w ścianę. Ponownie zignorowałam rękę ściskającą moje serce.

***

Siedziałam na kanapie i, zajadając się lodami czekoladowymi, których nie jadłam już od wieków, obserwowałam niewidzącym wzrokiem dwie surykatki biegające po ekranie. Do ust włożyłam kolejną łyżkę słodkiego przysmaku, po czym rzuciłam pudełko w kat. Spojrzałam na nie z nienawiścią. Jadłam, by odgonić od siebie rozpacz. I złość.

Dlaczego, dlaczego chciał, żebym skończyła? Żebym wyjechała?

Niech idzie o diabła! Niech zajmie się tą swoją słodką lekareczką! Patrzy na nią w końcu tym maślanym wzrokiem.

Och mój Boże! Dlaczego?

Nawet dzwonek do drzwi i róże na wycieraczce nie rozwiały moich wątpliwości, ani nie odpowiedziały na moje pytania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
IloveNelo
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 986
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Caer a'Muirehen ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:36, 07 Sty 2010    Temat postu:

Noo
Lody czekoladowe... Ja też chcę!

Cytat:
Wilson specjalnie pchał się pod windę, gdy przychodziłam i za każdym razem wytrącał mi z rąk torebkę

Przy tym padłam

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:18, 07 Kwi 2010    Temat postu:

*rozgląda się uważnie* Pamięta mnie tu jeszcze ktoś?
Mam taką nadzieję, bo oto powracam
Może nie w wielkim stylu, ale na pewno po długiej przerwie odpoczywania od House'a No cóż, oczarował mnie Holmes i teraz muszę dzielić czas pomiędzy ich dwóch
Chociaż, w tym opowiadaniu bardziej pomiędzy Czesia i Holmesa. Ale cóż ja poradzę, że tak bardzo go kocham?
Miłego czytania.


Weszłam do szpitala pewnym krokiem i od razu skierowałam swoje kroki w stronę wind. Gdy przystanęłam na chwilę przy ich drzwiach, zauważyłam, że nerwowo postukuję butem o podłogę. Wzięłam głęboki wdech i opanowałam tik. Spojrzałam na zegarek, po czym rozejrzałam się wokoło, rozpaczliwie starając się nie wyglądać na zagubioną. Usłyszałam, że drzwi windy rozsuwają się i podniosłam wzrok, który napotkał spojrzenie Roberta.

- Ellie – zaczął, ale cofnęłam się o krok i, zgrabnie wymijając tłoczących się ludzi, wskoczyłam do tej drugiej, po lewej stronie. Drzwi zamknęły się tuż przed jego nosem.

Gdy dzwoneczek w windzie zasygnalizował dotarcie na piętro, ostrożnie wyjrzałam na korytarz. Jamesa nie było na szczęście w zasięgu mojego wzroku. Zrobiłam niepewny krok do przodu i przystanęłam, wciąż się rozglądając. Byłam tak zajęta przeszukiwaniem spojrzeniem korytarza, że to, iż drzwi windy zamykają się, dostrzegłam w momencie, kiedy poczułam ich uścisk na ramionach. Oczywiście natychmiast rozsunęły się pod wpływem oporu, jednak to nie przeszkodziło komuś w „ratowaniu” mnie. Już chciałam podziękować „wybawicielowi”, który pociągnął mnie za barki do przodu, lecz napotkałam pełne troski spojrzenie niebieskich oczu Roberta. Wyślizgnęłam się z jego uchwytu i, poprawiwszy płaszcz, ruszyłam do pomieszczenia obok gabinetu House’a.

Słyszałam pospieszne kroki za sobą i głuche uderzenie dłoni o drzwi, gdy mocno pchnęłam je w tył. Ma chłopak refleks. Na stół rzuciłam torbę z pączkami, tym razem tylko trzema, ale za to najlepszymi, jakie mogłam znaleźć w tej szarej, mało słodkiej mieścinie. Przeszłam przez pokój, kierując się w stronę ekspresu do kawy. Na dziś wybrałam najbardziej aromatyczne ziarna i z czystej złośliwości przyszykowałam trzy kubki zamiast czterech. Popatrzyłam przeciągle na Foremana, który już zajadał się pączkiem i rzuciłam szybkie spojrzenie na Chase’a, który siedział skulony na swoim krześle. Nawet nie odważył się wyciągnąć dłoni po paczuszkę.

- Ellie...

- Elizabeth. – Poprawiłam, podając kubek parującej kawy House’owi, który właśnie wszedł do środka. Rzucił plecak na pierwsze wolne krzesło i wyrwał mi naczynie z dłoni, natychmiast upijając łyk. Przymknął oczy, po czym rzucił się na biednego, bezbronnego pączka, czekającego na niego w torbie. Ostatniego podał mi uroczystym gestem. Uśmiechnęłam się do niego figlarnie, podałam drugi z kubków Foremanowi, a z trzeciego upiłam łyk i postawiłam przed Chase’m.

- Smacznego, chłopcy – rzuciłam przed wyjściem i, odgryzając duży kawałek pączka, ruszyłam w dół korytarza odprowadzana dwoma zachłannymi wzrokami i jednym obojętnym spojrzeniem.

***

Żeby tradycji stało się zadość, przy windach wpadłam na Wilsona, którego tak doskonale uniknęłam od rana. Złapał mnie za łokieć, przytrzymując przed upadkiem.

- Witam, doktorze – powiedziałam, stając pewniej na nogach. Mogłabym się już przyzwyczaić.

- James. – Skorygował, uśmiechając się czarująco.

- Witaj, James.

- Masz może ochotę na kawę? – zapytał, wskazując mi otwartą i pustą windę. Skinęłam głową, wchodząc do środka. Podążył za mną i rozpoczął opowieść jakiejś ponurej historyki, nawet nie zwracając uwagi na to, czy wciąż jestem nią zainteresowana. A nie byłam.

***

Jedno macchiato i muffinkę później James zamilknął i spojrzał na mnie przenikliwie.

- Elizabeth, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – spytał, widząc jak obracam łyżeczkę wokół jej własnej osi. Podniosłam wzrok.

- Oczywiście, James. Jak mogłeś pomyśleć, że jest inaczej? – Spojrzałam na niego z udawanym wyrzutem, a on roześmiał się sztucznie. Na pierwszy rzut oka widać było, jak bardzo jest spięty. Opierał łokcie na stole, a jego palce raz po raz splatały się w powietrzu ze sobą. – Czy wszystko w porządku? – dodałam, wyciągając dłoń i kładąc ją na jego nadgarstku.

- Tak – rzucił niepewnie. – Czy może... chciałabyś dziś gdzieś razem wyjść? Do kina... albo teatru. Albo do galerii sztuki? Albo...

- Przykro mi James – powiedziałam, starając się mówić delikatnie i z żalem. – Niestety dziś nie mogę. Może innym razem. – dorzuciłam, mając nadzieję, że nie weźmie tego dosłownie. Spojrzałam w jego smutne oczy. – Ale jestem pewna, że ta egzotyczna metyska z radiologii będzie stanowić dobry zamiennik – zaśmiałam się, wskazując mu wzrokiem młodą kobietę, która szła przez kafeterię wpatrując się w plecy mojego towarzysza. Gdy ten tylko spojrzał przez ramię, odwróciła wzrok i potknęła się o jedno z krzeseł. Wilson natychmiast wstał i podszedł do niej, podnosząc z podłogi tacę. Uśmiechnęłam się, widząc jego niepewne ruchy małego szczeniaczka. Jakże on mi go przypominał!

Zauważyłam, jak spogląda na mnie, więc pokiwałam zachęcająco głową i wyszłam z pomieszczenia w nadziei, że jutro oszczędzi mi siniaków.

***

Kiedy weszłam do mieszkania, na powrót podłączyłam kabel telefonu do gniazdka. Przywitało mnie migotanie czerwonej lampki, którą po chwili wahania nacisnęłam. Telefon zachrobotał i wyrzucił z siebie krótkie:

- Nagranie pierwsze!

Później słyszałam już tylko szum i krótkie, płytkie oddechy. Wiadomość skończyła się po kilkunastu sekundach, automatyczna sekretarka oznajmiła mi to przenikliwym dźwiękiem.

- Nagranie drugie!

- Ellie... – Rozległ się błagalny głos. – Daj mi się wytłumaczyć. Proszę.

Kolejne piknięcie telefonu.

- Nagranie trzecie!

Z automatu dobiegał głośny, nasilający się szum. Usłyszałam klakson samochodu.

- Jadę do ciebie, Elizabeth. Wysłuchasz mnie czy tego chcesz, czy nie.

- Odtwarzanie zakończone! Wybierz jeden, by odtworzyć powtórnie, wybierz dwa...

Złapałam za słuchawkę i położyłam ją sobie na ramieniu, przyciskając ją do niego uchem. Prawą ręką zaczęłam wybierać numer komórki Roberta, lewą rozwiązywałam chustkę i zdejmowałam buty.

- Chase! Nie waż się przyjeżdżać!

- Już prawie jestem – wymamrotał, a ze słuchawki doszedł mnie ostry pisk, hamujących opon.

- Nie otworzę ci drzwi!

- Więc będę stać pod nimi – powiedział spokojnie, zatrzaskując drzwiczki samochodu.

- Nie będę cię słuchać!

- Więc porozmawiam sam ze sobą.

- Robercie! Mam zadanie. Tak będzie lepiej – rzuciłam, starając się by w moim głosie nie usłyszał rozpaczliwej nuty. Odpowiedział mi sygnał oznaczający zakończenie połączenia. Odetchnęłam i opadłam na kanapę. Nagle poczułam się niezwykle wykończona. I... rozczarowana.

- Dla kogo będzie lepiej, Elizabeth? – Dobiegło zza drzwi wołanie. Uczucie rozczarowania zniknęło bezpowrotnie.

- Odejdź, Robercie – powiedziałam głośno, podchodząc do drzwi. Nic, tylko cisza. – Idź do tej twojej ukochanej, milutkiej, słodziutkiej lekareczki – wysyczałam. Oparłam się o drzwi plecami.

- Ellie, o co chodzi? Dlaczego się wściekasz? Przecież nic nie zrobiłem! Wytłumacz mi!

- Robercie, proszę... odejdź, tak będzie lepiej – powtórzyłam cicho.

- Ellie...

- Proszę – niemal wyszeptałam, a jednak byłam pewna, że mnie usłyszał. Zapadła cisza, po której usłyszałam powolne kroki na korytarzu.

- Nie. Zostanę tu całą noc, jeśli będzie trzeba.

- Robercie, czy ty musisz być taki uparty?

- To już nie raz ratowało mi skórę – odpowiedział zadziornie i usłyszałam, jak osuwa się po ścianie.

- Dobranoc, Robercie.

- Dobranoc, Lizzy – rzucił przekornie, zanim zdążyłam odejść od drzwi. Zaśmiałam się głośno i po chwili zamilkłam. Lecz gdy z korytarza także dobiegł mnie śmiech, nie mogłam się już powstrzymać. Do sypialni wkroczyłam roześmiana, właściwie bez żadnego dobrego powodu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Atris dnia Śro 11:19, 07 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:33, 01 Maj 2010    Temat postu:

Może to wam przypomni o mnie
Hej, naprawdę nikt nie pamięta?



Uchyliłam drzwi swojego mieszkania, nieśmiało zza nich wyglądając. Robert siedział oparty o przeciwległą ścianę. Oczy miał zamknięte, głowa opadła mu na prawe ramię. Wyszłam na korytarz i podeszłam do niego na placach. Przykucnęłam, jednocześnie przykrywając go kocem. Poruszył się niespokojnie, ale nie obudził. Ja natomiast odskoczyłam niemal pod same drzwi. Zerknęłam na zegarek. Była już prawie północ.

- Jest lekarzem, musi być wyspany, rześki, w przeciwnym razie może popełnić błąd – tłumaczyłam sobie. Nachyliłam się nad nim i delikatnie dotknęłam jego ramienia.

- Robercie – szepnęłam. – Robercie, obudź się.

Otworzył oczy i spojrzał na mnie nieprzytomnie.

- Ellie?

- Wejdź, jest późno, a ty musisz być wypoczęty. Przy swoim szefie nie możesz nawalić. – Uśmiechnęłam się zachęcająco, pomagając mu wstać. Koc zsunął się z jego ramion. Schylił się i podniósł go.

- Dzięki – powiedział, wchodząc za mną do mieszkania. Wyszarpnęłam pled z jego rąk i rzuciłam go na kanapę.

- Śpisz tutaj. Chcesz poduszkę? – zapytałam, a on pokiwał nieśmiało głową. Ruszyłam do sypialni. Poszedł krok w krok za mną. Drzwi mojego pokoju zamknęłam mu przed nosem. – Tu nie masz wstępu, Chase! – rzuciłam, przez szparę w drzwiach podając mu duży zagłówek.

- Nie ma sprawy, Leyer. Dobranoc jeszcze raz.

- Tak. Dobranoc jeszcze raz, Robercie.

***

Włączyłam ekspres do kawy i wyjęłam z szafki dwa kubki. Ustawiłam je w urządzeniu i na placach poszłam do łazienki. Gdy wróciłam, naczynia pełne były parującej cieczy. Wzięłam łyk z jednego z kubków i poparzyłam sobie język. Z lodówki wyjęłam mleko i dolałam go do swojej kawy. Sięgnęłam po płatki i miseczkę. Śniadanie zjadłam w pośpiechu, dopiłam swoją kawę, a drugą, po chwili zastanowienia, postawiłam tuż obok kanapy, na której leżał Robert.

Tak zabawnie spał. Leżał na plecach, usta miał otwarte, ułożone w doskonałe O. Jego prawa dłoń oparta była o podłogę, lewa zawisła na oparciu kanapy. Gdy do jego nosa doszedł zapach kawy, obrócił się na brzuch, głowa ześlizgnęła mu się z sofy i zawisła nad kubkiem. Zamknęłam za sobą drzwi i zeskoczyłam po schodkach, kierując się do swojego samochodu. Pomyślałam chwilę o kluczach do mieszkania, które zostawiłam w kieszeni skórzanej kurtki Roberta i o tym, czy je znajdzie. Zerknęłam na wyświetlacz mojego telefonu, po czym włożyłam kluczyki do stacyjki.

Zamknij mieszkanie. Klucze są w twojej... części garderoby, która najbardziej mi się podoba. Miłego szukania.
Nie, nie włożyłam ich do twoich majtek.


***

- Może wyskoczymy razem na lunch? – Usłyszałam, gdy wysiadłam z windy. I tym razem nie był to Wilson. Zza House’a dobiegło mnie prychnięcie. Foreman. – Nim się nie przejmuj. On sam najchętniej wyskoczyłby do zoo. Foreman, słyszałeś, że CZS* poszukuje goryli? Świetnie byś pasował.

Mężczyzna prychnął raz jeszcze i wsiadł do pustej windy. House odprowadził go wzrokiem, po czym spojrzał na mnie.

- To jak, idziemy coś zjeść? – spytałam, rozpinając płaszcz i zdejmując chustkę. Diagnosta pokiwał głową, a ja miałam wrażenie, że jest nieco zdziwiony moim entuzjazmem. Wskazał mi drugą windę.

- Dlaczego tu przychodzisz? Nikt cię tu nie zna. Do Chase’a? Kto chciałby przychodzić codziennie do szpitala, przynosić ze sobą pączki i robić kawę, gdyby mógł dłużej pospać, czy po prostu poleniuchować? – Przyglądał mi się przenikliwie. Drzwi windy rozsunęły się. Udałam, że się zastanawiam.

- Tajemnica – powiedziałam i pokazałam mu język.

- I tak się dowiem – stwierdził i ruszył za mną do kafeterii.


***

Przesuwaliśmy się powoli wzdłuż blatu. Gdy dotarliśmy do kasy poprosiłam o dwie porcje frytek i dwie kawy. Wyciągnęłam portfel.

- House, co z tobą? Pozwolisz kobiecie za ciebie zapłacić? – zadrwiłam, patrząc na niego wyzywająco. Diagnosta sięgnął do kieszeni. Roześmiałam się.

- Żartowałam – dodałam, biorąc tacę w ręce i ruszając w stronę wolnego stolika. Jedynego wolnego stolika na tej sali, trzeba dodać. Niestety, tuż przed nami, miejsce zajęła jakaś młoda para, ciesząca się z kolejnego wspólnie spędzanego przedpołudnia. Już niedługo. House podszedł do nich szybkim krokiem i uderzył laską w stolik.

- Bezduszni neandertalczycy! Czy nie ustąpicie miejsca kalece? Gdzie w tym kraju miłosierdzie? Gdzie zasady? – wykrzyczał. Nawet ludzie z najbardziej oddalonych krańców stołówki odwracali z zainteresowaniem głowy w stronę odgrywanej sceny. Kobieta spojrzała niepewnie na swojego towarzysza, zauważyłam, że na placu błyszczy jej obrączka, i wstała, pociągając go za rękę. Jej mąż stawiał słaby opór jeszcze przez chwilę, po czym dał się odciągnąć od House’a na bezpieczną odległość. – Patrz i się ucz.

- Świetny sposób. Bo faktycznie, nie prościej było do nich podejść i zapytać, czy nam tego miejsca nie ustąpią – powiedziałam sceptycznie. House uśmiechał się drwiąco.

- Jeśli czegoś chcesz, to to bierz. Nie baw się w półśrodki.

- Oczywiście zrobienie sceny na środku kafeterii jest godnym przejawem dorosłości i inteligencji, którymi tak się szczycisz. – House prychnął.

- Oczywiście świecenie idealnymi nogami, zamiatanie mojego gabinetu pięknymi włosami i przekupywanie nas pączkami i kawą również są przejawami inteligencji i dorosłości, którą tak doskonale pragniesz przed nami ukryć? Naprawdę chcesz uchodzić za piękną i pustą? – Tym razem to ja prychnęłam.

- Czemu uparcie przesłaniasz błyskotliwość, spostrzegawczość i niebywałą inteligencję chamstwem? Chcesz sprawdzić, jak daleko możesz się posunąć? Co możesz zrobić? Gdzie jest granica? Kiedyś ją przekroczysz i ludzie znienawidzą cię pomimo twoich umiejętności. Wilson od ciebie odejdzie, bo nie będzie mógł znosić twoich uwag, zachowania i sposobu bycia. Cuddy cię zwolni, ponieważ nie wystarczy jej funduszy, by pokryć wydatki z tobą związane. Pracownicy... Chase, Foreman, Cameron... odwrócą się od ciebie, bo które z nich tak naprawdę cię lubi?

- A kto lubi ciebie? Odkąd tu jesteś próbujesz nas czymś przekupić. Jedynie Chase przylepił się do ciebie jak rzep do psiego ogona! Ale to też przeminie. Wreszcie zauważy twój prawdziwy charakter! Zobaczy coś, co ukrywasz i cię opuści. I nikt ci nie zostanie.

- A co ty o mnie wiesz?

- Co TY możesz o mnie wiedzieć?

- Na pewno więcej niż ty o mnie.

- Nie, to ja wiem więcej o tobie, niż ty o mnie – stwierdził. Zaśmiałam się, choć on wciąż patrzył na mnie uparcie.

- Naprawdę sądzisz, że... – urwałam. Dźwięk mojego telefonu rozbrzmiał w cichym gwarze kafeterii. Spojrzałam na House’a, który ruchem głowy zachęcił mnie bym odebrała. Złapałam torebkę, uśmiechnęłam się do niego przepraszająco i odeszłam od stolika.

- Ellie?

- A któżby inny? – spytałam, maskując zdziwienie. – Robercie, skąd masz numer mojej komórki?

- Nie zapominaj, że byłem u ciebie w domu. – Pomyślałam o notesie z numerami, schowanym głęboko w mojej szafie.

- Przeszukałeś moje rzeczy?! – wykrzyknęłam z oburzeniem. Kilka głów obróciło się w moją stronę. Ściszyłam głos. – Jak mogłeś?

- Niczego nie ruszałem – odpowiedział spokojnie. – Przy telefonie leżała karteczka z tym numerem. Pomyślałem, że to twój...

- Robercie, czy ty prowadzisz?

- Tak. Czemu pytasz?

- Więc prowadź! Porozmawiamy jak dojedziesz do szpitala – powiedziałam i rozłączyłam się. Po chwili telefon zabrzęczał ponownie, więc wyciszyłam głos i wróciłam do stolika.

- Chase? – zapytał House, a ja pokiwałam twierdząco głową, sięgając po jedną z frytek.

- Nie jesz? – Diagnosta przyciągnął do siebie talerzyk. – Smacznego.

- Smacznego, Elizabeth.


*CZS - Cohanzick Zoological Society – zoo w New Jersey.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shadow
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z sypialni Wilsona ;D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:10, 01 Maj 2010    Temat postu:

Atris, uwielbiam tego ficka!
Coś mi się wydaje, że Ellie nie zrani House'a, tylko raczej Chase'a, a tego bym nie chciała... House wyzyskujący miejsce w stołówce wymiata

Cytat:
Zamknij mieszkanie. Klucze są w twojej... części garderoby, która najbardziej mi się podoba. Miłego szukania.
Nie, nie włożyłam ich do twoich majtek.


Uwielbiam ten fragment
Przepraszam, ale niczego konstruktywnego raczej nie wymyślę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
IloveNelo
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 986
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Caer a'Muirehen ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:18, 01 Maj 2010    Temat postu: .

Przepraszam, bylam pewna, ze skomentowalam poprzednia czesc!

Nie wíem az, co napisac. Uwielbiam tego fika
Tak malo jest opowiadan z Czesiem, prosze nie koncz tego za szybko!
I rowniez wydaje mi sie, ze to serce Czesia zostanie zlamane

Wena zycze i pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:54, 08 Maj 2010    Temat postu:

Hej, może nie będę aż tak przewidywalna
Miłego czytania.



- Przepraszam, że na ciebie naskoczyłam. Faktycznie, nic o tobie nie wiem.

- Och, a myślałem, że choć ty tak łatwo się nie poddasz – zaśmiał się. Kończył właśnie jeść frytki. Podsunęłam mu swoją, niemal pełną, porcję.

- Nie jestem kłótliwa.

- Jesteś.

- Nie jestem! – warknęłam oburzona.

- W ciągu piętnastu minut wykorzystałaś wszystkie możliwe okazje, by rozpocząć ze mną kłótnię. Jesteś kłótliwa – stwierdził. Westchnęłam.

- Dobrze. Masz rację.

- Zawsze mam rację. Będziesz musiała to zapamiętać, jeśli chcesz tu zostać. Choć nie powiedziałaś mi jeszcze, co tutaj robisz.

- Mówiąc „tutaj” chodzi ci o sens mojej ziemskiej egzystencji, czy raczej „tutaj”, czyli w tym przepięknym, szaroburym miasteczku?

- Mówiąc tutaj, chodzi mi o ten dokładnie szpital.

- Właściwie przychodzę tu tylko, aby spędzić miło przedpołudnie. Później mam wykłady na Uniwersytecie Princeton.

- A więc studiujesz. Wyglądasz na starszą niż jesteś w rzeczywistości – wytknął mi House.

- Tak naprawdę to robię doktorat. Z historii sztuki. – Mężczyzna skinął głową na znak, że zrozumiał. Popatrzyłam po stoliku. Oba talerzyki były puste, tak jak i kubki. Wstałam.

- Nie masz pracy, House? – przypomniałam mu.

- Nie. Właściwie to nie bardzo – westchnął, podając mi płaszcz i ruszając za mną do wyjścia.


***

- Summer has come and passed, the innocent can never last, wake me up when September ends!

- Odbierz. No odbierz, Ellie. Oboje wiemy, że odbierzesz – szeptałem do telefonu. – Elizabeth? Odbierz proszę, muszę ci coś powiedzieć – powiedziałem automatycznej sekretarce. Nagle wcisnąłem gwałtownie hamulec i wyminąłem auto, które stanęło przed chwilą na środku drogi. Podczas manewru telefon wyleciał mi z ręki i zniknął gdzieś pod siedzeniami.

- Summer has come and passed, the innocent can never last, wake me up when September ends!*

Schyliłem się, jedną rękę odrywając od kierownicy i sięgając po leżący na podłodze telefon. Pod ręką wyczułem płaskie urządzenie i przez jedną krótką chwilę spojrzałem na wyświetlacz. Usłyszałem pisk i głośny dźwięk klaksonu. Z naprzeciwka nadjeżdżał jakiś, zapewne pijany, kierowca, który wjechał na zły pas. Skręciłem, jednocześnie przecinając chodnik. Przede mną wyrosło, niczym spod ziemi, drzewo. Zacisnąłem powieki, czekając na uderzenie. Ostatnim, co usłyszałem po ogłuszającym jazgocie giętej stali, był odgłos zakończonego nagrania automatycznej sekretarki.

***

Spojrzałam na wyświetlacz. Trzy nieodebrane połączenia i jedna wiadomość na poczcie głosowej.

- Jak kochasz, to poczekasz – stwierdziłam, wsiadając do windy. Całkowicie zapomniałam o pączkach, które od samego rana spoczywały na dnie mojej torebki. Drzwi rozsunęły się, ukazując mi panoramę całego korytarza. Wilson stał przy biurku i rozmawiał z którąś z pielęgniarek, a Foreman i Cameron stali przed wejściem do gabinetu House’a i o czymś głośno dyskutowali.

- Zazwyczaj się nie spóźnia – tłumaczyła lekarka.

- Może zaspał? Albo jest korek? To nie powód, by zawracać House’owi głowę.

- Co się stało? – zapytałam Foremana, który natychmiast odwrócił się w moją stronę.

- Chase’a jeszcze nie ma.

- Dzwonił do mnie pół godziny temu. Już dawno powinien dojechać – rzuciłam, zaczynając się niepokoić. Spojrzałam niepewnie na ekran komórki.

- Dlatego chcieliśmy porozmawiać z House’m. Może on coś wie? – powiedziała Cameron, patrząc na mnie wyzywająco.

- Dobrze. Czemu nie? Możemy go zapytać. – Foreman otworzył nam drzwi i weszliśmy do gabinetu diagnosty. On siedział na fotelu, śledząc nas z zainteresowaniem.

- Foreman, jak tam twój angaż w zoo? – zapytał kpiąco, rzucając lekarce jakieś papiery.

- Znaleźli odpowiedniego goryla. Teraz poszukują pawia. Znacie kogoś odpowiednio próżnego i pysznego? – odgryzłam się w imieniu neurologa.

- Znamy ciebie. Czyżbyś wreszcie zechciała pochwalić się nam swoimi wadami? – odpowiedział, sarkazmem pokrywając zdumienie.

- Nie. Chciałam wymienić twoje wady, co najwyraźniej źle zinterpretowałeś. No i gdzie ta twoja przesławna inteligencja? – House już otworzył usta, by kontynuować naszą polemikę, lecz wtrąciła się Cameron.

- Czy nie mieliśmy dowiedzieć się czegoś o Robercie? – spytała. Kiwnęłam głową.

- Słyszałem, co mówiliście na korytarzu. Nie mam pojęcia, co z nim, ale jak się znajdzie, to pewnie go zwolnię. Lepiej żeby miał dobre wytłumaczenie...

- Którego i tak nie wysłuchasz – wysyczałam. House spojrzał na mnie z uznaniem.

- Skąd wiedziałaś? – Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z gabinetu. Podniosłam komórkę, którą cały czas trzymałam w dłoni, do ucha.

- Nagranie pierwsze!

- Elizabeth? Odbierz proszę, muszę ci coś powiedzieć. – Po tym wyznaniu nastąpiła cisza, a później seria trzasków i uderzeń. W końcu doszedł mnie przeciągły jęk i nagranie zakończyło się.

- To wszystkie wiadomości. Jeśli chcesz je odsłuchać jeszcze raz naciśnij...

Opuściłam rękę, nadal mocno ściskając w niej komórkę. Za mną trzasnęły drzwi i podeszła do mnie Cameron.

- Co się stało? Coś się stało, prawda? – zapytała, patrząc na moją, zapewne bladą, twarz i ściśnięte wargi. Podałam jej telefon, uprzednio wciskając pierwszy przycisk. Spoglądałam na nią i widziałam, jak w miarę upływu czasu, ona także blednie. Komórka wypadła jej z dłoni. Rzuciła mi spłoszone spojrzenie i wbiegła z powrotem do gabinetu. Widziałam, jak żywo gestykuluje, relacjonując Foremanowi i House’owi rozwój wypadków. Widziałam, ale nie słyszałam. Tak, jakby głos wokół mnie zatrzymał się na słowach Cameron:

- Coś się stało, prawda?

- Tak. Coś się stało – wyszeptałam, nadal sparaliżowana.


* Green Day – Wake me up when september ends.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Atris dnia Sob 14:55, 08 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czerwono-Zielona
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from unbroken virgin realities
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 7:54, 21 Maj 2010    Temat postu:

Atris, to jest świetne. Świetny zarówno pomysł, jak i realizacja
Podoba mi się to, że narracja jest w pierwszej osobie... Bardzo polubiłam naszą drogą Elizabeth. Ma babka charakterek... Teoretycznie nie pasują mi do siebie z Chasem, ale dzieki temu tylko bardziej mnie ciekawią
No i plan uwiedzenia House'a - absolutnie szatańsko genialny Tylko żal mi go będzie strasznie, jak już go rzuci... Chętnie go wtedy pocieszę A może nie rzuci...?
No i co z tym z Chasem?! Pisz, pisz, bom ciekawa!

Naprawdę dobrze się "Ciebie" czyta Przeczytałam to wszystko jednym "tchem", bo oderwać się nie mogłam

I jest nawet "Wake me up when september ends"!

Pozdrawiam i wena życzę!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Czerwono-Zielona dnia Pią 7:58, 21 Maj 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin