Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Pies przestaje szczekać wiosną [M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:22, 04 Lip 2011    Temat postu: Pies przestaje szczekać wiosną [M]



Mnie pewnie się tutaj nie spodziewaliście, prawda? No ale tak już zazwyczaj mam, że gdy piszę dłuższe teksty, potrzebuję się rozerwać czymś krótszym. Dlatego powstają te wszystkie moje Cameronki

Otóż Pies przestaje szczekać wiosną jest kolejnym - 4, jeśli dobrze pamiętam (a może jest ich już więcej ) - moim tworem o Cameron i tym razem znów jest całkowitym angstem, więc nie polecam tym, którzy chcą się rozerwać.

Pisane to to było przy baaardzo długiej playliście, ale głównie proponuję "Chciałbym umrzeć przy tobie" - Myslovitz (tekst miałam wpleść gdzieś, ale ostatecznie zrezygnowałam) i "The Heart asks for pleasure first" - Michael Nyman.

A na koniec chciałabym zadedykować
Czerwono-Zielonej i gehnn. Ponieważ uwielbiam wasze utwory, komentarze i niesamowicie szanuję was jako autorki.

Miłego czytania.



Pies przestaje szczekać wiosną

Do mieszkania naprzeciwko ktoś się wprowadza. Balkon tuż obok naraz zapełnia się kwiatami, krzesłami, stolikiem, mężczyzną i psem. Irytującym, szczekającym godzinami psem.

*

- Moja najsłodsza, ukochana księżniczka.
- Kocham cię, tatusiu.
- Ja ciebie też, księżniczko.
- Wyjdziesz za mnie?


*

Po miesiącu jej cierpliwość się kończy. Kiedy puka lekko do połyskujących nowością, sosnowych drzwi i nie otrzymuje żadnej odpowiedzi, zaczyna ze zniecierpliwieniem bębnić w nie pięścią. W oddali wciąż słychać szczekanie.

Drzwi otwierają się powoli, ukazując zmęczoną twarz o podkrążonych oczach, i na chwilę głos zamiera jej w gardle. A potem znów słyszy szczek i jej usta wykrzywia grymas złości.

- Proszę coś zrobić z tym psem – żąda i nawet jej samej jej głos wydaje się dziwnie szorstki i niemiły. On jednak nie jest urażony. Uśmiecha się do niej ponuro i kiwa głową.

- Przepraszam – mówi. Brzmi tak słabo i cicho, że czuje na gardle uścisk poczucia winy. Mamrocze „do widzenia” i szybko wraca do mieszkania. Choć pies cichnie, ona i tak szczelnie zamyka drzwi prowadzące na balkon, a potem wszystkie okna w przylegającym do niego pokoju. Jest gorąco, ale da sobie radę. Bo choćby nawet ten pies znów zaczął szczekać, i szczekał dwa razy głośniej i bardziej uciążliwie, ona nie chce znów spojrzeć temu dziwnemu mężczyźnie w oczy.

*

- Księżniczko.
- Tato, nie.
- Córeczko.
- Żegnaj.
- Zadzwonię.
- Nie odbiorę.
- A ja i tak zadzwonię.


*

Kiedy rano siedzi przy kuchennym oknie i w dłoniach trzyma kubek z ożywczą kawą, on spaceruje z psem po małym skwerku przed blokiem. Obserwuje wtedy jego spokojne, ostrożne ruchy, jego zmęczoną – ale rankami trochę mniej – twarz i jego błyszczące radością oczy.

Raz się potyka. Siedzi wtedy przez chwilę na chodniku, jakby zdziwiony, a potem podchodzi do niego jego pies i trąca jego ramię nosem. Mężczyzna uśmiecha się słabo i wplata palce w beżowe futro. Powoli wstaje, opierając się lekko na zwierzaku.

A ona patrzy, nawet nie zwróciwszy uwagi, że kubek wypadł z jej rąk. Jego zawartość rozlała się, brudząc jej nowe spodnie.

Kawa była już zimna.

*

- Chciałbym żebyś przyjechała na święta.
- Może znajdę czas.
- Księżniczko…
- Tato.
- W takim razie do świąt?
- Tak tato, do świąt.

(nie znalazła.)


*

Dźwięk dzwonka odbija się echem w jej głowie. Pies nie szczeka, gdy drzwi uchylają się powoli, znów ukazując tą samą, zmęczoną twarz.

- Czy…? – zaczyna niepewnie, a ona wyciąga w jego stronę dłonie, w których trzyma owinięty papierem śniadaniowym talerz.

- Nie, wszystko jest w porządku – zapewnia, starając się uśmiechnąć. Poczucie winy za ostatni raz wciąż ściska ją za gardło. – Przepraszam. I przyniosłam ciasto z truskawkami.

On także się uśmiecha, a jego twarz staje się jaśniejsza. Patrzy jej przez kilka sekund w oczy, a potem odsuwa się od drzwi, wpuszczając ją do środka.

- To dobrze. Lubimy truskawki.

*

- Tato, zakochałam się.
- Czy…?
- Tak.
- Został mu tylko rok.
- Wiem.
- Księżniczko…
- Kocham go.
- Dasz sobie radę?
- Pomożesz mi?
- Oczywiście.
- Więc dam sobie radę.


*

Nocami znów zdarza jej się trzymać za rękę jedynego mężczyznę, w którym była kiedykolwiek zakochana. Za każdym razem umiera. A ona za każdym razem umiera wraz z nim.

Wtedy budzi ją szczekanie.

*

- Tato, przyjadę na święta.

*

Czasami wieczorami ma zwyczajnie dość samotności w zamkniętym pokoju, do którego i tak docierają odgłosy szczekającego psa.

- Znów mam ciasto. Czy mogę…? – Wita ją ta sama, zmęczona twarz, znów rozjaśniająca się na jej widok. Mężczyzna wpuszcza ją do środka, patrząc na nią, jakby wiedział, dlaczego przyszła.

- Zawsze jesteś u mnie mile widziana – mówi później, gdy oboje zanurzają wreszcie łyżeczki w galaretce.

- Tak, tak. Chciałbyś tylko więcej truskawek.

Kai uśmiecha się i cienie spod jego oczu znikają. Wygląda odrobinę zdrowiej. Rzuca psu jedną z truskawek wykrojonych z galaretki. Przez chwilę oboje patrzą, jak zwierzak podnosi się na drżących łapach i połyka owoc. Dociera do właściciela i kładzie się u jego stóp.

Ona podnosi wtedy głowę i spogląda na Kaia. – Co się z wami dzieje?

- Umieramy.

*

- Znalazłam pracę w New Jersey.
- Cieszę się. A jak sobie radzisz?
- Znalazłam pracę w New Jersey.
- To już wiem. Księżniczko?
- Tato, ja już dłużej nie mogę.
- Przyjedź na weekend.
- Dobrze, tato.


*


- A co dzieje się z tobą? – pyta któregoś wieczora, gdy ona jest zbyt zmęczona, by unikać odpowiedzi. Siedzą w głębokich fotelach i wsłuchują się w ciche dźwięki fortepianu.

- Michael Nyman przeszedł sam siebie, nie sądzisz? – Próbuje odwrócić jego uwagę, komentując utwór. Kai wpatruje się w nią, nic nie mówiąc. – On umarł – mówi w końcu martwym – jak jej mąż – głosem.

- Kto?

- Jedyny mężczyzna, którego kochałam.

*

- Ktoś wprowadził się do tego pustego mieszkania obok mnie.
- Powinnaś zachować się jak tradycyjna pani domu.
- ?
- Upiec ciasto i powitać tego kogoś w sąsiedztwie.
- Jego pies ciągle szczeka.
- Truskawkowe powinno być dobre.
- Nie daje mi spać.
- Sezon na truskawki właśnie się zaczął.
- Nie mogę się skupić.
- Większość ludzi uwielbia truskawki.
- Tato…
- Czy jest przystojny?
- Tato!
- Ciasto truskawkowe powinno być dobre.


*

- Robert mnie kocha – wyznaje kiedyś, gdy we trójkę leżą na kanapie. Ona opiera głowę na jego ramieniu, podczas gdy on przeczesuje lekko palcami jej włosy. Pies – Berry – rozpycha się pomiędzy ich nogami.

- Wiem.

- Wiesz? – pyta, unosząc się na łokciach i spoglądając na niego z góry. Wciąż wygląda lepiej, niż gdy go zobaczyła po oraz pierwszy, ale widzi w jego twarzy powracające zmęczenie. Serce zamiera jej w piersi.

- To oczywiste. Ciebie tak łatwo pokochać. – Przez chwilę przygryza wargi, a potem nachyla się i przyciska swoje czoło do jego. Berry porusza się niespokojnie, ale nie wstaje.

*

- Tato…
- Co się stało, księżniczko? Nie płacz.
- Tato…
- Czy on też…?
- Tak, on też umiera. Jestem lekarzem i nie mogę nic zrobić. Jestem tak cholernie bezsilna!
- Kochasz go?
- …nie.

*

- Nie wolno ci mnie kochać. – Ma zaciśnięte wargi i nie patrzy na nią. Wpatruje się w coś za oknem, choć okno jest przecież zaparowane.

- Ale…

- Nie. – Ucina. Jego głos jest ostry. Ostry i zmęczony. Ona pochodzi do niego i delikatnie całuje. – Kocham cię.

- Nie uważasz, że to trochę niesprawiedliwe?

- Nie uważasz, że umierający mogą sobie pozwolić na niesprawiedliwość? – Berry podnosi pyszczek i spogląda na swojego pana. Kai klepie ją lekko po głowie. Oboje zauważają, jak trudno jej zaczerpnąć oddech.

- Żadne z was nie umrze. Nie pozwalam.

- Nie wolno ci mnie kochać.

- Więc nie będę. Będę za tobą szaleć.

*

- Tato? Skłamałam.
- Wiem, księżniczko.
- Kocham go. Kocham jak idiotka.
- Wiem.
- Przyjedziesz?
- Będę za szesnaście godzin.
- Dziękuję.


*

Pies przestaje szczekać wiosną.

*

- Już niedługo?
- Tak.
- Dasz sobie radę?
- Pomożesz mi?
- Oczywiście.
- Więc znów dam sobie radę.


*

Uśmiecha się przez łzy. Ostatni raz jest przytomny, odbijają się echem w jej głowie słowa Jamesa. Patrzy więc na tą ukochaną, wymęczoną twarz i znów ściska dłoń. A ukochany znów umiera. Ona umiera wraz z nim.

- Przepraszam, ale jednak cię kocham.

Świat nie kończy się bez zapowiedzi. Nie kończy się raz, bezpowrotnie. Kończy się po raz drugi. I znów nikt tego nie zauważa. Nie ma krzyków, płaczu, szlochów. Świat nie kończy się pośród akompaniamentu rozrywanej blachy, walących się budynków, wybuchów wulkanów, spadających gwiazd, huraganów, tajfunów. Świat kończy się po raz drugi z ostatnim świszczącym oddechem Kaia.

*

- Kochanie, damy sobie radę.
- Wiem, tato.
- Ten Robert to dobry chłopak.
- Wiem, tato.
- Planuje poprosić cię o rękę.
- Wiem, tato.
- Zgodzisz się?
- Nie wiem, czy potrafiłabym przejść przez to trzeci raz.
- On jest bezpieczny. Jest dobry. Jest inny.
- Nie wiem, czy potrafię go pokochać.
- Nie musisz. Nie tym razem.
- Tato...
- Chcę żebyś była szczęśliwa.


*

- Wyjdziesz za mnie?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Atris dnia Wto 20:09, 05 Lip 2011, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czerwono-Zielona
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from unbroken virgin realities
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 0:42, 20 Lip 2011    Temat postu:

Witaj Atris!!! Wieki mnie tu nie było, przychodzę, a tu taka niespodzianka! Jak ja się stęskniłam... Zapomniałam jak to dobrze jest przeczytać kawałek dobrego, mądrego tekstu house'owego Dziękuję za dedykację! I za te ciepłe słowa...

Jak cudownie było znów móc zagłębić się w coś Twojego! Ach, ten styl... Hipnotyzujesz, czarujesz, udaje Ci się wciągnąć mnie w historię o bohaterce, która - jak chyba wiesz - w serialu mojej wielkiej uwagi nie przyciąga. Ale Ty piszesz tak, że nie da się nie zapałać sympatią do postaci, że nie można przerwać, gdy już się przeczyta pierwsze zdanie.

Oszczędnie, a emocje kipią. Strasznie mi się taki styl podoba (o czym też już chyba wiesz...). Może dlatego, że ja sama nie umiem pisać minimalistycznie, a w tym właśnie jest moc...
Historia Cameron, odbywająca się równolegle ze znanym nam z ekranu związkiem z Chasem. Muszę przyznać, że wydaje mi się ona szalenie prawdopodobna. Pasuje do Cameron, po prostu. Dziewczyna pakuje się - mówiąć kolokwialnie - w kolejny podobny związek. Jak wielu z nas, zresztą, powtarza te same błędy. Ale czy miłość można nazwać "błędem"? Ona wybiera ten związek, choć jest on z góry skazany na porażkę, na tragiczną przegraną, chce go bardziej niż "bezpiecznej" znajomości z Chasem. Wbrew swej woli w pewnym sensie, a przynajmniej wbrew głosowi zdrowego rozsądku, podąża za uczuciem. Czy jest w tym coś "złego"? Czy jest Cameron jakoś skrzywiona emocjonalnie? Przez całe moje oglądanie serialu się nad tym zastanawiam... Czy jej "przypadek" nadaje się na terapię, na kozetkę u psychiatry? Czy też Cameron po prostu potrafi kochać, kochać szczerze, może naiwnie, ale prawdziwie, zapominając o kalkulowaniu, o teoretycznie rozsądnych ostrzeżeniach? Bo czy można nie pokochać kogoś tylko dlatego, że jest chory? Wiesz, przedstawiłas tu bardzo ważne pytanie, a przez to, że pokazane jest w świeży sposób - nie z punktu widzenia historii z mężem, a z kimś nowym, po raz kolejny - pozwala ono spojrzeć na wybory Cameron inaczej. Bo odnoszę wrażenie, że w serialu jej ślub z umierającym człowiekiem jest zawsze komentowany - przynajmniej przez inne postacie - jako pewna "wada", skrzywienie, zboczenie, przejaw tego, że jest z nią coś nie tak. Być może. Nie znam się na psychoterapii. Ale ja zawsze próbowałam spojrzeć na ten fragment jej życia z bardziej ludzkiego punktu widzenia. I myślę, że może on pokazywać jej wielką wrażliwość. Brak egoizmu. Każdy inny powie "nie - bo będę cierpieć, bo to za trudne, nie dam rady, nie mam dość sił, niech umiera sam". A Cameron po prostu nie umie przejść obojętnie obok potrzebującego człowieka i zapomina wtedy o sobie. A może wręcz przeciwnie? Może to jest właśnie z jej strony w pewnym sensie egoistyczne? Zaspokaja w ten sposób jakąś własną potrzebę? To jest szalenie trudne pytanie... I dlatego tak frapujące, tak ciekawe... Dotykające głęboko istoty ludzkiej natury, naszych wyborów. A Ty je tak umiejętnie zadałaś. I w sumie nie odpowiedziałaś - to dobrze. Bo tu chyba nie ma odpowiedzi. Ale podoba mi się, że postawiłaś na tę emocjonalną stronę, nie na zdroworozsądkowe ocenianie.

Lubię wstawki - rozmowy Cameron z ojcem. Piękne, proste, ukazujące ich uczucie. Dopełniają całości. Przedstawiają tę właśnie bardziej ludzką stronę decyzji Cameron, a nie tylko szpitalne komentarze kolegów, że "ona ma chyba jakiś problem".

Cytat:
- Wyjdziesz za mnie?

No i znów mamy Chase'a. Jak wiemy, nie kończy się to najlepiej. I tu rodzi się pytanie: dlaczego? Czy tylko dlatego, że to była próba ucieczki przed tamtymi tragicznie zakończonymi związkami? Tylko ucieczka, bez miłości. Czy też Cameron nie potrafi być w dłuższym związku, i faktycznie ma jakiś problem? Perspektywa spędzenia pięćdziesięciu lat z porozrzucanymi skarpetkami męża tudzież jego niechęcią do pacjentów-dykatatorów, okazuje się być dla niej zbyt trudna do przeskoczenia. Cieszenie się kilkoma miesiącami, nie mając nic do stracenia, wydaje się - paradoksalnie - łatwiejsze. Skarpetki w takich okolicznościach przestają przecież mieć znaczenie... Może Cameron wpadła w pułapkę, że jej pierwszy poważny związek właśnie tak wyglądał i on stworzył pewien schemat. A człowiek ma to do siebie, że pragnie poczucia bezpieczeństwa i boi się zmian. I czasem doprowadza to do takiego absurdu, że lepsze wydaje się stare, choć złe, ale - znane, niż nowe, nawet jeśli lepsze, ale - obce.

Tak naprawdę szalenie trudno mi się do tego ustosunkować, nigdy nie byłam w podobnej sytuacji, to niełatwe do wyobrażenia... Ale jedno wiem na pewno: Twoje dzieło wzruszyło mnie szalenie. Zwłaszcza, że gdy czytałam je po raz pierwszy, moja mama wróciła właśnie ze szpitala, gdzie odwiedzała swojego kolegę, a męża mojej nauczycielki, który umiera na raka... A moja psina (notabene o imieniu Kaja) jest dobrze starszą 'panią' (16 lat) z nie najlepszym już zdrowiem... Także to było naprawdę dziwne uczucie, gdy ów tekst czytałam... Pamiętasz, gdy napisałaś "Vale, House", miałam akurat trzy pogrzeby w rodzinie i koszmarny kaszel... Jakoś tak umiesz się wstrzelić w różne wydarzenia w moim życiu... To sprawia, że wrażenie podczas poznawania Twoich opowiadań jest jeszcze bardziej niezwykłe.

Cytat:
Nocami znów zdarza jej się trzymać za rękę jedynego mężczyznę, w którym była kiedykolwiek zakochana. Za każdym razem umiera. A ona za każdym razem umiera wraz z nim.

Cytat:
Świat nie kończy się bez zapowiedzi. Nie kończy się raz, bezpowrotnie. Kończy się po raz drugi.

To prawda. Pamiętasz może, kiedyś naskrobałam taką dziwną rzecz o tytule "Ile razy". Zainspirował mnie cytat z piosenki My Chemical Romance: Oh, how wrong we were to think that immortality meant never dying - Jak bardzo myliliśmy się sądząc, że nieśmiertelność znaczy nie umrzeć nigdy. Tak... Umieramy z każdym kolejnym ciosem, który zadaje nam życie, a potem rodzimy się na nowo, tylko po to, by znów umrzeć... Dlaczego Cameron decyduje się na to - mniej lub bardziej - świadomie? Może dlatego, że bezczynność i obojętność są gorsze. Może dlatego, że każde takie doświadczenie to ważna nauka. Bolesna, ale cenna. Może dlatego, że tylko te najbardziej intensywne emocje i przeżycia wydają się być prawdziwe i istotne. Może nie umie wyprzeć ze świadomości swoich prawdziwych uczuć, tak jak czyni to większość z nas w obawie przez cierpieniem. To nie jest zarzut, to taki naturalny mechanizm obronny. Może niektórzy po prostu go nie posiadają.

Cytat:
Nie ma krzyków, płaczu, szlochów. Świat nie kończy się pośród akompaniamentu rozrywanej blachy, walących się budynków, wybuchów wulkanów, spadających gwiazd, huraganów, tajfunów.

To mi przypomniało pewne opowiadanie autorstwa gehnn. Nie-house'owe, więc nie wiem, czy miałaś okazję przeczytać... Ona tam używa właśnie takiej metafory - obrazowej, dosłownej wizji końca świata, by przedstawić maly "prywatny" koniec świata jednego samotnego człowieka. Jeśli nie znasz tego tekstu, myślisz, że gehnn obraziła by się, gdybym Ci go przesłała...? W sumie jest on też ogólnodostępny na jej blogu... Nie wiem, można by się jej zapytać, tylko nie wiadomo, kiedy tu zajrzy...
Ale ciekawe jest to, że Ty piszesz, że tak nie jest, a gehnn pisze, że tak właśnie jest, ale w sumie chodzi Wam o to samo ;]

O, a kojarzysz "Piosenkę o końcu świata" Miłosza? To chyba podobny punkt widzenia. Innego końca świata nie będzie.

I jeszcze Muse:
And we'll fly, and we'll fall, and we'll burn
No one will recall, no one will recall
(...)
And we'll love, and we'll hate, and we'll die
All to no avail, all to no avail
.

("Stockholm Syndrome")

Pracę magisterską można by napisać, tyle marteriału


Jeszcze jedno: tytuł. Niesamowity. Szczególnie, gdy już się wie, co on oznacza. Ale po prostu jako pomysł - niezwykle... chwytliwy. Nie wiem, czy to właściwe słowo, ale jest w nim coś melodyjnego, zapada w pamięć i zastanawia.

Ojej, dopiero teraz zauważyłam... To jest napisane w czasie teraźniejszym! A ja bardzo lubię czas teraźniejszy

Atris, muszę Ci podziękować. Za te wszystkie chwile wzruszeń i przemyśleń, jakich dostarczyło mi Twoje dzieło. Tak dawno niczego nie komentowałam... No i wreszcie coś po polsku Ostatnio siedzę na pewnym międzynarodowym forum (o synestezji - znalazłam ludzi, którzy też widzą muzykę i mają inne tego typu 'przypadłości' ) i pomimo całej mojej miłości do języka angielskiego, zatęskniłam za brakiem konieczności zastanawiania się po dziesięć razy nad poprawnością każdej końcówki, czasu i literki No i dzięki Tobie "przypomniałam" sobie o pewnym porzuconym tekście, może go dokończę... House mało house'owy, jak to czasem u mnie bywa, a na dodatek styl szalenie "kwiecisty" (w sumie taki był mój zamysł...), ale co tam, trzeba od czasu do czasu coś napisać, tak dla higieny psychicznej Dzięki Ci raz jeszcze i gratuluję kolejnego mądrego, ciekawego, poruszającego, z niewątpliwym talentem napisanego opowiadania.

Pozdrawiam i wena kudłatego życzę
Czerwono-Zielona


PS. Strasznie mi głupio, bo ten tekst jest naprawdę świetny, ale czy mogę się przyczepić...?
Cytat:
Obserwuje wtedy jego spokojne, ostrożne ruchy, jego zmęczoną – ale rankami trochę mniej – twarz i jego błyszczące radością oczy.
Raz się potyka. Siedzi wtedy przez chwilę na chodniku, jakby zdziwiony, a potem podchodzi do niego jego pies i trąca jego ramię nosem.

Odnoszę wrażenie, że trochę tu zbyt dużo tych "jego". Można by zrezygnować z tego wyrazu przed 'oczami' i przed 'psem'. Na pewno będzie wiadomo, że to o jego psa i o jego oczy chodzi

Cytat:
(nie znalazła.)

Myślę, że może by tak napisać to wielką literą...? I podobno kropkę stawia się za nawiasem ;]

Cytat:
że czuje na gardle uścisk poczucia winy

Nie wiem dlaczego, ale coś mi tu nie brzmi... Chyba mówimy zwykle, że coś podobnego czuje się W gardle. Albo na szyi. Albo to tylko takie moje widzimisię


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Czerwono-Zielona dnia Śro 1:41, 20 Lip 2011, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:26, 20 Lip 2011    Temat postu:

Strasznie chciałabym ci odpowiedzieć, bo znów napisałaś mi fantastyczny, ocieplający serduszko komentarz
Ale nie mogę, bo siedzę na laptopie na zadupiu i nie umiem się tu posługiwać tym takim czymś, po którym się porusza paluszkiem, a żeby ci odpowiednio odpisać, musiałabym się baaardzo męczyć. Dlatego piszę, żeby nie było, że cię zignorowałam, albo że mi nie jest miło.

A co do "Innego końca śwata nie bedzie", to tak, myślałam o tym wierszu pisząc, ale samą inspirację do tego akapitu wzięłam z jednego z angielskich ff-ów, które ostatnio czytuje na komórce.

Odpowiednia odpowiedź będzie gdzieś pod koniec sierpnia, jak dorwę się do swojego własnego komputerka i będę miała myszkę
Obiecuję i bardzo dziękuję za komentarz.

PS. Co do błędów, o tym "jego" myślałam, ale w pierwszym zdaniu taki był zabieg, a z drugiego można faktycznie wykasować, co uczynię niezwłocznie, gdy tylko wrócę do domu.
Ten nawias, małe litery i kropkę to ja zrobilam specjalnie. Taki mój wymysł. (Ale się ze mnie pisarzyna zrobiła, prawda? )
A z tym gardłem to ja miałam jakieś zaćmienie. Chyba z pitnaście minut się zastanawiałm jak to napisać

Do sierpnia

PS.2 Może mi wyślij link do tego tekstu ghenn przez prywatną wiadomość. Skoro jest ogólnodotępny, nie powinna się obrażać
PS.3 właśnie się zorientowałam, że mi strasznie gupio, bo znów twój komentarz jest dłuższy od tekstu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Atris dnia Śro 18:29, 20 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czerwono-Zielona
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from unbroken virgin realities
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 1:56, 21 Lip 2011    Temat postu:

Hej! Dzięki, że odpisałaś pomimo takich sprzętowych niedogodności
Cóż, czasem dobrze jest oderwać się od cywilizacji (choć ja niestety zauważam u siebie uzależnienie od elektryczności ).

O, jak fajnie, że Ty też pomyślałaś o "Piosence o końcu świata"
A fick, który Cię zainspirował, to house'owy może? Jeśli tak, to będę wdzięczna, jeśli zarzucisz linkiem, chętnie się zapoznam

Jeśli chodzi o "jego" - tak właśnie pomyślałam, że to mogło być celowe w tym pierwszym zdaniu =]

Zdanie w nawiasie - tak w ogóle to ono jest świetne! I rozumiem, że chciałaś je podkreślić. Poza tym ono jest dość specyficzne, taki rodzaj wtrącenia, z którym nie wiadomo, co zrobić^^, więc aż się prosi, żeby jakoś je wyróżnić. No i tak w ogóle to ja jestem za łamaniem wszelkich zasad! Anarchia. Chaos. Mydło. Kropki Przed Nawiasem.

A propos zaćmień - dzisiaj zmieniałam wte i wewte jedno zdanie i nadal nie wiem jak jest dobrze - ma ochotę ją dotknać czy jej dotknąć?

Ach, muszę Ci powiedzieć, naprawdę natchnęłaś mnie do pisania, dziasiaj cały dzień stukałam w klawiaurę, co było szalenie... uspokajające, Jak medytacja. Przebywanie z Housem w jednym pokoju w nocy po ciemku przy fortepianie (w sensie - opisywanie go oczywiście ) działa na mnie bardzo relaksująco =]

Link do gehnnowego bloga zaraz Ci wyślę. Też myślę, że się nie powinna nasza droga gehnn pogniewać

I niech Ci w żadnym razie nie będzie głupio! Zabraniam! Toż to ja się przecież cieszę, że mam co czytać i co komentować

Do sierpnia

(Ale nie czuj się zobowiązana, broń borze, do pisania jakichś elaboratów, mnie już jest miło, że mi odpisałaś Choć oczywiście z największą przyjemnością przeczytam cokolwiek kiedykolwiek gdziekolwiek napiszesz ).

I dlaczego tu nikt nie komentuje?!?! Taki świetny, piękny tekst... *rwie włosy z głowy*

(Już mi nic tu nie musisz odpisywać. Delektuj się urokami dzikiej przyrody i nie psuj sobie nerwów na użeranie się z nieporęcznym laptopem Enjoy yourself! Wsi spokojna, wsi wesoła... Amber i Kochanowski, nie ma to jak dobry mix ).
[Matko, odbija mi... Muszę zmniejszyć dawki, w jakich piszę ficki, to źle działa na mój musk ).
See you


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Czerwono-Zielona dnia Czw 2:31, 21 Lip 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
coolness
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:16, 29 Sie 2011    Temat postu:

Czerwono-Zielona napisał:
I dlaczego tu nikt nie komentuje?!?! Taki świetny, piękny tekst... *rwie włosy z głowy*

Ja właśnie... próbuję.

Okej, Atris, komentarz będzie, tak jak obiecałam, ale może być nieco nieskładnie i nie do końca sensownie (brak snu robi swoje), ale zrobię co w mojej mocy, bo naprawdę Tobie za ten tekst należy się co najmniej porządny komentarz.

Jak już Ci wielokrotnie wspominałam, lubię Twoje opowiadania, lubię Twój styl i podziwiam Twoje teksty. To kolejna miniaturka, która potwierdza moją opinię o Tobie, jako autorce. Widząc nick "Atris" przy tekście, można zawsze się spodziewać dobrego tekstu. A jeśli ten tekst jest w dziale "Inny" to zazwyczaj jest to poważny, piękny angst i deathfik. Naprawdę, najlepiej wychodzą Ci teksty w dziale "Inne". Nie wiem skąd Ci się to bierze, ale zwłaszcza Cameron piszesz po prostu genialnie i nadajesz jej w pewien sposób głębi, której momentami brakowało jej w serialu.

Strasznie mi się podoba w jaki sposób przedstawiasz Cameron w tej miniaturce. Ona tutaj jest, w pewien sposób, do bólu samotna. Bo nawet, jeśli jest z kimś, kogo kocha, to od samego początku wie, jak to się skończy. I to naprawdę boli. I to wcale nie jest tak, że tylko raz to się dzieje - nie, więcej. I to chyba boli jeszcze bardziej. Stracić kogoś raz, to bolesne - stracić kolejną osobę, którą się kochało, to boli jeszcze bardziej.

Atris napisał:
Nie wiem, czy potrafię go pokochać.

Strasznie mi pasuje to do Cameron, i Roberta w tej miniaturce, bo po tym, jak Cameron traci kolejną osobę, którą kochała, trudno się jej dziwić, że w nie chce już pokochać kolejnej osoby, w pewien sposób bojąc, że to skończy się tak jak wcześniej, i jeszcze wcześniej. I to w sumie wyjaśnia dlaczego im nie wychodzi. Bo Cameron boi się zaryzykować po raz kolejny i umrzeć po raz kolejny.

Z tego tekstu aż czuć ból Cameron i wszystko to, co przeżywa. I w sumie tylko te krótkie rozmowy Cameron z ojcem, są jako takim pocieszeniem. Znakiem, że nie jest całkowicie sama. Że ma jeszcze ojca, który ją kocha i chce żeby była szczęśliwa, ma nadzieję, że będzie szczęśliwa, nawet jeśli wcześniej nie skończyło się tak, jak powinno.

Ta miniaturka, podobnie jak większość Twoich tekstów, pełna jest perełek.

Atris napisał:
Nocami znów zdarza jej się trzymać za rękę jedynego mężczyznę, w którym była kiedykolwiek zakochana. Za każdym razem umiera. A ona za każdym razem umiera wraz z nim.

To jest takie... prawdziwe, bolesne, realistyczne.

Atris napisał:
Żadne z was nie umrze. Nie pozwalam.

Uwielbiam ten fragment. Cały, nie tylko ten cytat. Ale to uderza, bo jest takie prawdziwe. Mówisz coś, starając się w to wierzyć, mówisz: nie pozwalam, jakby to mogło pomóc, jakby to mogło coś zmienić. Ale to nic nie daje. Tylko to boli jeszcze bardziej.

Atris napisał:
Świat nie kończy się bez zapowiedzi. Nie kończy się raz, bezpowrotnie. Kończy się po raz drugi. I znów nikt tego nie zauważa. Nie ma krzyków, płaczu, szlochów. Świat nie kończy się pośród akompaniamentu rozrywanej blachy, walących się budynków, wybuchów wulkanów, spadających gwiazd, huraganów, tajfunów. Świat kończy się po raz drugi z ostatnim świszczącym oddechem Kaia.

I choć cała miniaturka, jest strasznie, strasznie genialna, to ten fragment pokochałam najbardziej Pokazuje on, że świat dla jednego człowieka może lec w gruzach niezliczoną ilość razy, a i tak zauważą to tylko nie liczni - tak naprawdę tylko ci, których to dotyczy. Pokazuje to też, że świat może kończyć się tak... zwyczajnie, bez wybuchów, czy spadających gwiazd. Tak po prostu. To tylko kolejny koniec świata. I to chyba boli najbardziej. Że koniec nadchodzi tak po prostu, po raz kolejny i z pewnością nie po raz ostatni.

To tylko niektóre z perełek tej miniaturki.

Powtórzę raz jeszcze. Jestem pod wrażeniem i strasznie podoba mi się ten tekst. Jestem pewna, że wrócę do niego jeszcze wielokrotnie.

Przepraszam za nieskładność, etc, etc.

Weny,
ness


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez coolness dnia Pon 20:19, 29 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 8:46, 30 Sie 2011    Temat postu:

Jeeej, wreszcie w domu. No i pojutrze do szkoły
Czas się przestać lenić i wziąć się do roboty, prawda? Więc zaczynam od odpisania na komentarze

Czerwono-Zielona:
Cytat:
Wieki mnie tu nie było, przychodzę, a tu taka niespodzianka!

Mnie też wieki nie było i żadnych niespodzianek nie było! To nie fair

Cytat:
Ale Ty piszesz tak, że nie da się nie zapałać sympatią do postaci, że nie można przerwać, gdy już się przeczyta pierwsze zdanie.

Naprawdę? Jejku. Tylko ty nie pałaj aż taką sympatią do Cameron, bo ja jej w serialu prawię nie lubię. Denerwowała mnie trochę miejscami

Cytat:
Oszczędnie, a emocje kipią. Strasznie mi się taki styl podoba (o czym też już chyba wiesz...). Może dlatego, że ja sama nie umiem pisać minimalistycznie, a w tym właśnie jest moc...

Wiesz, że ja nawet nie umiem pisać inaczej? Jak pisze jakiegoś długiego ficka, w którym trzeba wszystko opisowo robić, to ja się zaczynam gubić, sto lat zastanawiać nad zdaniami? A w takiej miniaturce można zminimalizować ilość opisów i uczuć i tego wszystkiego.
Cytat:

Czy jest w tym coś "złego"? Czy jest Cameron jakoś skrzywiona emocjonalnie? Przez całe moje oglądanie serialu się nad tym zastanawiam... Czy jej "przypadek" nadaje się na terapię, na kozetkę u psychiatry? Czy też Cameron po prostu potrafi kochać, kochać szczerze, może naiwnie, ale prawdziwie, zapominając o kalkulowaniu, o teoretycznie rozsądnych ostrzeżeniach? Bo czy można nie pokochać kogoś tylko dlatego, że jest chory?

Taak, faktycznie, wszyscy w serialu komentują jej ślub jako usterkę, której nie można już naprawić. Uważają, że Cameron zrobiła to tylko z miłosierdzia, że uwielbia przygarniać "zepsute" zwierzątka, że zależy jej tylko na innych i nie zastanawia się nad swoim dobrem. A jeśli Cameron zwyczajnie potrafi kochać? Bez zastanawiania się, czy miłość się kiedyś skończy i czy życie się kiedyś skończy? Bo przecież każdy kiedyś umiera. A to, że umierają wszyscy, których kocha, tylko nie ona sama, to czy to jej wina? Ma się nigdy więcej nie zakochiwać, zamknąć się w skorupie, ponieważ osoba którą kochała umarła?

Co do tego pytania Chase'a, to ja nie trzymałam się kanonu pod tym względem. Bo w serialu Cameron znalazła pierścionek wcześniej i było tam jakieś odwlekanie, już dokładnie nie pamiętam, o co tam poszło. Po prostu to pytanie miało być zakończeniem, konkluzją rozmowy z ojcem. I wcale nie miało być pewne, że Cameron się zgodziła. Przecież wiemy, że nie potrafi pokochać po raz kolejny, nie Roberta. Więc czy się zgodziła na związek bez miłości? Czy chciała jednak zabezpieczyć się, bo przecież Chase jest bezpieczny? Co wybrała? Życie w samotności, czy postanowiła nie ryzykować już nigdy więcej i związać się z Robertem, czy też zadecydowała, że kiedyś zaryzykuje raz jeszcze i się zakocha?

Czerwono-Zielona, a ty jak zawsze masz swoją cudowną teorię
I za te teorię to ja cię ubóstwiam, bo zawsze potrafisz wyciągnąć z mojego tekstu dużo więcej, niż ja miałam zamiar napisać i wam pokazać

Cytat:
Jakoś tak umiesz się wstrzelić w różne wydarzenia w moim życiu... To sprawia, że wrażenie podczas poznawania Twoich opowiadań jest jeszcze bardziej niezwykłe.

Ja to jestem utalentowana, prawda? A wiesz skąd wzięłam inspirację na ten tekst? Z Simsów. Bo moja simka pisała książkę i jej tytuł taki losowy był właśnie coś ze szczekającym psem

Cytat:
Jeszcze jedno: tytuł. Niesamowity. Szczególnie, gdy już się wie, co on oznacza. Ale po prostu jako pomysł - niezwykle... chwytliwy. Nie wiem, czy to właściwe słowo, ale jest w nim coś melodyjnego, zapada w pamięć i zastanawia.

O to zazwyczaj chodzi, gdy wybiera się tytuły. Coś o jakimś szczekającym psie zapamiętacie szybciej niż kolejny pospolity, zwyczajny tytuł po polsku czy angielsku, który niczym nie różni się od stu poprzednich innych tytułów.

Cytat:
A fick, który Cię zainspirował, to house'owy może? Jeśli tak, to będę wdzięczna, jeśli zarzucisz linkiem, chętnie się zapoznam

To drarry było, dłuuugie strasznie, a ten fragment inspiracji gdzieś na samym końcu, ale jeśli chcesz, to poszukam. W tytule coś było z fairytale, więc może znajdę

Cytat:
Anarchia. Chaos. Mydło. Kropki Przed Nawiasem.

A na koniec powinnaś dodać: jedynka z polskiego.

Cytat:
A propos zaćmień - dzisiaj zmieniałam wte i wewte jedno zdanie i nadal nie wiem jak jest dobrze - ma ochotę ją dotknać czy jej dotknąć?

Chyba jest mieć ochotę na kogo, co? czyli chyba będzie ją

Dziękuję ci za wszystkie miłe słowa, Czerowno-Zielona

Coolness:
Taaa, najpierw się wzięłam za odpisywanie na komentarz, zamiast sprawdzanie

Cytat:
Okej, Atris, komentarz będzie, tak jak obiecałam, ale może być nieco nieskładnie i nie do końca sensownie (brak snu robi swoje), ale zrobię co w mojej mocy, bo naprawdę Tobie za ten tekst należy się co najmniej porządny komentarz.

I tyle by wystarczyło Naprawdę, ja po prostu potrzebuję czasem zapewnienia, że tekst zasłużył na pozytywną ocenę czytelnika i już jestem usytasy.

Cytat:
Nie wiem skąd Ci się to bierze, ale zwłaszcza Cameron piszesz po prostu genialnie i nadajesz jej w pewien sposób głębi, której momentami brakowało jej w serialu.

Może dlatego, że ja się odrobinę z nią identyfikuję? Jak z żadną inną postacią kobiecą w żadnym innym serialu czy książce. Choć miała swoje momenty, w których patrzyłam na nią wzrokiem pt. "Przepadnij, kobieto!", to i tak ona ma coś w sobie pod głębokimi warstwami strachu i pod woalką, którą obrzucają jej postać twórcy House'a.

Cytat:
Strasznie mi pasuje to do Cameron, i Roberta w tej miniaturce, bo po tym, jak Cameron traci kolejną osobę, którą kochała, trudno się jej dziwić, że w nie chce już pokochać kolejnej osoby, w pewien sposób bojąc, że to skończy się tak jak wcześniej, i jeszcze wcześniej. I to w sumie wyjaśnia dlaczego im nie wychodzi. Bo Cameron boi się zaryzykować po raz kolejny i umrzeć po raz kolejny.

Miałam całkiem inną koncepcję. Przecież Cameron z Robertem spędziła już tyle czasu! Miała okazję, by się zakochać. A tego nie zrobiła. Odnalazła natomiast Kaia, który był dalece słabiej osiągalny niż zakochany Chase. Może po prostu Robert nie jest w jej "stylu". Tu mogę trochę gdybać, dlaczego Cameron "nie może się w nim zakochać". Może faktycznie, nie potrafi już zaufać swojemu sercu? A może Chase jest zupełnie inny niż ideał Cameron?

Wiesz, że do tych perełek wybrałaś moje ulubione zdania? Może dlatego są ulubione

Cytat:
Przepraszam za nieskładność, etc, etc.

Nie ma żadnej nieskładności, coolness.
Dziękuję


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Sob 12:27, 15 Paź 2011    Temat postu:

Atris, nie wiem czy ja gdzieś Ci pisałam, że piszesz bardzo dobrze. Bardzo mi się podoba. Szczerze, gdy czyta się Twoje pierwsze ficki czuje się różnice. Nie mówię, że wtedy źle pisałaś, ale teraz to się wyrobiłaś. Na lepiej, choć i tak wcale źle nie było! Po prostu pisanie Ci sprzyja

Ok, nie umiem pisać komentarzy więc dość zwięźle będzie.

Po pierwsze ciekawy tytuł, który przykuwa uwagę czytelnika. Taki tajemniczy. Osoba Cameron, aż tak mnie nie ciekawi, ale czytając ten tekst... Mogłam mieć inne wrażenie. Dobrze przedstawiona postać.
Po pierwsze to przywiązanie do ojca. Bardzo mi się to podoba. A jej wybór. Choć tak łatwy ze względu sercowych jest tak trudny ze względów życiowych. Bardzo dobrze ujęte. Bardzo ciekawie napisane. Duże emocji. Nie to jest tekst naszpikowany emocjami! Genialnie. Pięknie. Zachwycająco. Nie wszystkim udaje się napisać tekst tak emocjonalny na tak dobrym poziomie. Może być naszpikowany, ale niekoniecznie jest tak wyborny. Więc nisko się kłaniam. Cóż więcej. Podobało mi się. Cholernie mi się podobało! Oby tak dobrych tekstów powstawało więcej. Abyś pisała ich więcej.

Weny życzę!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Agusss dnia Sob 13:15, 15 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin