Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Konkurs fikowy #01 - Halloween

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Konkursy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Eriss
Queen of the Szafa


Dołączył: 08 Kwi 2008
Posty: 5595
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:56, 24 Paź 2008    Temat postu: Konkurs fikowy #01 - Halloween

Jest już konkurs ikonkowy, to teraz jest też konkurs fikowy

Tematem pierwszego konkursu jest Halloween.

Zasady:
1. Fik zgłoszony do konkursu nie może być nigdzie wcześniej publikowany.
2. Musi zawierać co najmniej 100 słów
3. Musi być ukończony
4. Razem z fikiem należy wypełnić taką 'tabelkę':
Klasyfikacja: wiekowa (bez ograniczeń, +13, +16, +18 )
Postacie: czyli główne postacie w fiku
Uwagi: tu proszę napisać czy fik zawiera spojlery do jakiegoś odcinka oraz wszelkie inne uwagi
Opis: krótki opis fika (1-2 zdania)

5. Fiki należy zamieszczać w tym temacie (nie wysyłać do mnie na pw), przed tekstem umieścić tytuł i go 'pogrubić', by był widoczny.
6. Wszelkie pytania proszę zadawać w przeznaczonym do tego temacie
7. Można zgłosić do 3 fików.

Termin nadsyłania fików: 31 października godz. 20.00
edit: fiki można nadsyłac do 21.30


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Eriss dnia Pią 19:31, 31 Paź 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cwankiara
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 02 Lut 2008
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:58, 25 Paź 2008    Temat postu:

Klasyfikacja: uniwersalny
Postacie: House, Wilson, Cuddy
Uwagi: uważam, że Fic nie zawiera spojlerów, a bynajmniej czytający nie skojarzy, że to jest spojler
Opis: bal charytatywny w princenton


Moje wewnętrzne ja


Jak co roku, w pewnym, znanym wszystkim szpitalu odbywał się halloween`owy bal charytatywny z całą rzeszą nadzianych kasą sponsorów, ciągle zabieganą i wrzeszcząca szefową oraz jednym zupełnie niezdyscyplinowanym lekarzem. House, który nigdy nie przepuściłby okazji do ogrania w pokera tego grubego członka zarządu i wyduszenia z niego ostatniego dolara, już szykował swój najlepszy frak, kiedy jego wewnętrzny głos powiedział:

- Przeczytaj jeszcze raz zaproszenie, debilu!!!

Ponieważ Greg nigdy nikogo nie słuchał, nawet siebie (z zasady) zaniechał wykonania tej drobnej czynności i stwierdził, że skoro jest już 10.00 to ostatecznie powinien już wychodzić do pracy.

Oczywiście pierwszym pomieszczeniem, do którego się udał po wejściu do szpitala był gabinet Wilsona, to co tam zobaczył zadziałało na niego ja mocna kawa, wiecie taka siekiera. Zobaczył swojego przyjaciela, chociaż nie, w tym momencie wątpił czy to jest jego przyjaciel i już zaczynał wybijać numer na swojej komórce, aby ktoś z oddziału z piętra wyżej przyjechał po onkologa. Ale zaraz, jeszcze nie wiecie co takiego robił Jimmy. Może od początku: House ja zwykle z impetem otworzył drzwi i zobaczył człowieka, który ma na głowie maskę Achmed`a * i krzyczącego:

-I`II kill you!!!!

Greg nie wiedział, czy śmiać czy płakać. Zrobił minę taką, jakby się dowiedział, że Cuddy chce adoptować dziecko.

- Mamusia cię biła w dzieciństwie? – zapytał.
- To tylko maska na bal, chciałbyś być moim Jeff Dufman`em?? - Wilson spojrzał na Grega maślanym wzrokiem.
- Wybierasz się na bal przebierańców?? Chyba faktycznie jesteś chory? A może baby ci trzeba?- zapytał, coraz bardziej zirytowany House.
- Nie udawaj głupka, przecież za tydzień jest bal charytatywny
- No właśnie, a ty zdrajco wybierasz się na jakąś maskaradę… Cuddy nigdy ci tego nie wybaczy, ja z resztą też. – Greg otworzył drzwi z zamiarem wyjścia
- Mogłem się tego domyślić. Nie przeczytałeś zaproszenia. Każdy uczestnik balu, zobowiązany jest aby przebrać się w jakiś ciekawy kostium. – Wilson zatrzymał przyjaciela na moment
- Nie będzie w tym roku darmowego chlania. Ja się w takie dziadostwo nie bawię.

Po tych słowach House , ze spuszczonym wzrokiem wyszedł z gabinetu. Wtedy koleiny raz odezwał się jego wewnętrzny głos.

- Mówiłem Ci o zaproszeniu, ty uparty ośle
- Skoro ja jestem upartym osłem, to ty również – zripostował House.
- Nigdy mnie nie słuchasz!!!
- Nie ufam lekomanom.-Zakończył House
- Radzę Ci, lepiej idź na ten bal i…

Tydzień później

Wszyscy bawili się na wyjątkowo udanym balu. Foreman był Robin Hood`em, Cameron – Fioną, natomiast Chase – kapitanem Jackiem Sparrow`em. Zabawa była przednia. Wszyscy bawili się i pili, no może nie wszyscy. Nie było tam najbardziej znanej w szpitalu postaci: Gregor`ego House`a. Każdy zauważył jego nieobecność, a atmosfera wśród jego współpracowników była dość napięta:

- Pewnie znów się naćpał – spekulował Foreman
- Wiecie, że on nie lubi tego typu imprez – broniła Cameron
- Nie obchodzi mnie to gdzie on jest i co się z nim stało… Hej mała, może zaprezentować ci technikę masażu serca?? –rozmowę zakończył Chase zaczepiając przechodzącą obok pielęgniarkę.

Brak House`a odczuła najbardziej Cuddy. Jako Pocahontas wyglądała seksownie i kusząco, podświadomie wybrała ten strój właśnie z myślą o diagnoście. Zmęczona całym wydarzeniem, wymknęła się po angielsku do swojego gabinetu. Zamierzała tylko wziąć torebkę i pójść do domu. Jakie było jej zdziwienie kiedy wchodząc do środka zauważyła maleńką lampę zaświeconą przy jej biurku. Jej fotel powoli obrócił się, a na jej miejscu siedział najbardziej znany diagnosta w całym New Jersey

- Nie mogłem odpuścić sobie obejrzenia największej tegorocznej klapy- zaczął House
- To nie była klapa, to najlepszy bal za moich rządów. Z resztą nie powinieneś tu być.
- Dlaczego? Przecież dostałem zaproszenie – zapytał ze zdziwieniem
- Nie masz kostiumu, są zasady, a tym razem nie pozwolę ci ich złamać
- Ale ja się przebrałem
- niech zgadnę, za dr. House`a? – zapytała Cuddy z sarkazmem
- Dokładnie – odpowiedział wstając

W tym momencie serce Cuddy zabiło mocniej. To… nieprawdopodobne, House stał przed nią w… lekarskim kitlu

-Nie miałem pomysłu na kostium, z resztą i tak widzę, iż masz na mnie aż taką ochotę, że zaraz zdejmę z siebie nie tylko tą białą szmatę.

Podszedł do Cuddy i za chwile jej kanapa przestała pełnić funkcję mebla, na którym siedzą sponsorzy podczas podpisania umowy. Zapomnieli jednak o małym szczególiku, lampce na biurku, która wbrew pozorom pozwoliła pewnemu wścibskiemu onkologowi oglądać to co się działo w środku biura.

- wiedziałem, bez darmowego picia i pokera przeżyje, ale nigdy nie odpuści darmowego seksu.


*Achmed – postać z jednego ze skeczy Jeff`a Dufman`a


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez cwankiara dnia Sob 17:02, 25 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:13, 25 Paź 2008    Temat postu:

Klasyfikacja wiekowa: bez ograniczeń
Postacie: Brenda, Cuddy, Cameron, Chase, House, Wilkołak
Opis: Halloween, po szpitalu grasuje wilkołak.

Thriller


"Its close to midnight and something evils lurking in the dark
Under the moonlight you see a sight that almost stops your heart
You try to scream but terror takes the sound before you make it
You start to freeze as horror looks you right between the eyes,
You're paralyzed”


Raport policyjny
1.11.2008

31 października 2008 roku, piątek, godzina 23.05 Do Princeton Plainsboro Teaching Hospital wpada „wilkołak”.
Świadek zdarzenia: pielęgniarka siedząca w recepcji, niejaka Brenda Watson.

Kobieta nadal jest w głębokim szoku, jednak podczas przesłuchania udało jej się opisać stworzenie. Pani Watson twierdzi, że bestia miała ok. 190cm wzrostu, długi, pociągły pysk, paskudne, krzywe zęby i cała była pokryta gęstym, ciemnym futrem.

Jak zeznaje pielęgniarka „wilk” wpadł jak burza do szpitala, szybko wyminął recepcję i zgarbiony pobiegł w kierunku schodów. Pani Watson zawiadomiła ochronę i policję, choć jak sama mówi, nie wierzyła w to, co przed chwilą ujrzała.

Godzina 23.08 Przed gabinetem dr Lisy Cuddy, administratorki szpitala przebiegło dziwne stworzenie. Kobieta początkowo była tak przerażona, że nie mogła się poruszyć. Gdy pierwszy szok minął z jej gardła wydobył się krzyk przerażenia. „Wilkołak" pobiegł w kierunku Departamentu Diagnostyki Medycznej dr Gregory’ego House’a. Kobieta wykręciła 911 i poprosiła o natychmiastową interwencję.

Godzina 23.10 Bestia wpadła do gabinetu dr House’a. Nie zastała go, rozejrzała się niespokojnie, jej spojrzenie padło na dwójkę przerażonych lekarzy siedzących przy stole w przyległym gabinecie. Kobieta zerwała się na nogi i z krzykiem zaczęła się cofać w kierunku ściany. „Wilkołak” wpatrywał się w nią wygłodniałym wzrokiem, lecz gdy ruszył w kierunku dr Cameron, mężczyzna, który do tej pory siedział bez ruchu wstał, podszedł do sparaliżowanej strachem kobiety i zasłonił ją własną piersią.

Bestia wydawała się być zadowolona z takiego obrotu spraw. Zbliżyła się powoli to lekarzy, jej żółte ślepia wpatrywały się z zamiłowaniem w tors Roberta Chase’a.

Gdy był już na wyciągnięcie łapy drzwi Departamentu Diagnostyki otworzyły się i próg przekroczył Gregory House. W momencie, w którym zauważył stworzenie, na jego twarzy odmalował się głęboki szok, lecz już po chwili starszy mężczyzna zaczął się śmiać, co pewnie trochę zaskoczyło człowieka-wilka, który powoli ruszył w kierunku rozbawionego mężczyzny.

W momencie, gdy znalazł się na tyle blisko, by zaatakować upadł z potężnym hukiem na ziemię. Jak zgodnie zeznała para młodych lekarzy, House podciął „potwora” laską, po czym skoczył na niego, by zedrzeć mu z "twarzy" maskę.

Nie wydawał się być ani trochę zdziwiony, gdy spostrzegł, że przebierańcem jest jego pracownik.

- Foreman, ty idioto! Cuddy już pewnie wezwała policję. Co ci strzeliło to tego głupiego łba? – zapytał.

Podsumowanie: Napastnikiem okazał się być 30-letni neurolog, zatrudniony na stałe w zespole Gregory’ego House’a.
Zapytany o motyw swojego postępowania stwierdził, że chciał udowodnić, że wbrew pozorom wcale nie jest takim nudziarzem, za jakiego go wszyscy uważają.

Lisa Cuddy nie wniosła oskarżenia. Sprawę uważam za zamkniętą.

Młodszy aspirant Harry Lucas

"Darkness falls across the land
The midnite hour is close at hand
Creatures crawl in search of blood
To terrorize yawls neighbourhood”


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Saph dnia Sob 18:16, 25 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evi
Messi Oosom Łajf
Messi Oosom Łajf


Dołączył: 05 Lip 2008
Posty: 8577
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: skądinąd
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:45, 25 Paź 2008    Temat postu:

Klasyfikacja wiekowa: bez ograniczeń
Postacie: Cameron, Wilson
Opis: o tym, jak gwiazdy zmieniły Noc Duchów z nieprzyjemnej tradycji w magiczny wieczór.

Gwiazdkę z nieba

* * *
Nie obchodził Halloween od dawien dawna. Zawsze tego dnia nawiedzały go nieprzyjemne wspomnienia z dzieciństwa. Pamiętał to jedno jedyne Halloween. Od tamtego momentu nie świętował więcej. Przebieranki uważał za niepotrzebne marnotrawienie czasu. Wolał go poświęcić na cokolwiek innego.

Miał wtedy sześć lat. Rodzice kupili mu strój diabełka. Miał widełki, ogon, różki. Niby wszystko w porządku, a jednak koledzy wyśmiali jego strój. Ale nie mógł się rozpłakać. Nie mógł pokazać, że jest mu przykro, bo wtedy byłby to dla niego straszny wstyd. Dzieci są okrutne. Zniósł więc wyśmiewanie ze stoickim spokojem.

Chodził z kolegami od domu do domu, czując się strasznie nie na miejscu i z trudem powstrzymując łzy. Nie uzbierał tylu cukierków, ile jego koledzy. Kiedy wracał do domu, czuł się pierwszy raz w życiu zażenowany.

Gdy zamknął za sobą drzwi pokoju, wybuchnął gwałtownym płaczem. Tak nie płakał nigdy przedtem ani nigdy potem. Wszystkie swoje słodycze wyrzucił, nie był w stanie ich zjeść. Nikt nie słyszał jego łkania w poduszkę, nikt nie przyszedł go pocieszyć, nikt go nie rozumiał. Albo się śmiali (jak koledzy), albo niczego nie widzieli (jak jego rodzice).

* * *

Kolejne Halloween zamierzał spędzić gdzieś poza domem. Nie chciał znów udawać, że nie ma go w środku. Nie chciał czuć się winny, że nie podarował bogu ducha winnym maluchom cukierków.

Wybrał wizytę w planetarium.

* * *

Punktualnie o szóstej wieczorem ubrał swój prochowiec, obwiązał się szczelnie szalikiem, bo nadchodząca noc wydawała się być mroźna. Sprawdził trzy razy, czy na pewno zamknął drzwi na klucz i, wkładając ręce do kieszeni, wyszedł na ulicę.

We wszystkich oknach obowiązkowo stała wydrążona dynia. Jedne bardziej, inne mniej udane. Wszystkie zaś przedstawiały maskę dziwnego potwora z różnej wielkości zębami, trójkątnym nosem i różnokształtnymi oczami. Wszystkie były zaskakująco podobne do siebie.

Wlepił wzrok w chodnik. Nie chciał, by wspomnienia tamtych uczuć znów powróciły. Pojedyncza łza spłynęła po jego policzku. Odeszła mu ochota na spacer, planetarium. Chciał skryć się tylko w swoim przytulnym domu, otulić ciepłym kocem i zasnąć. Przespać ten trudny wieczór. Kto twierdzi, że dzieciństwo nie odbija się piętnem na człowieku, jest albo pijany, albo zwyczajnie głupi.

* * *

Nie miała ochoty na nic. Uważała Halloween za niepotrzebną i idiotyczną tradycję. Dopchanie w kalendarzu kolejnej niby coś znaczącej daty. Jakby mało było świąt i okazji do świętowania. Swój sprzeciw wyrażała, nie podporządkowując się wymogom Nocy Duchów.

Pomyślała, że spacer to dobry pomysł, by oderwać się od hordy wrzeszczących dzieciaków i nierzadko nadopiekuńczych rodziców podążających krok w krok za swoimi pociechami. Należało jedynie obrać właściwy cel spaceru. Nim się zorientowała, stała przed planetarium.

* * *

- Wilson?

- Cameron?

- Co ty tutaj robisz?

- O to samo mógłbym zapytać ciebie.

- Nie lubię Halloween.

- Ja także. Wejdźmy do środka. Zrobiło się zimno.

* * *

Niebo usiane było gwiazdami. Najpiękniejsze niebo usiane najpiękniejszymi gwiazdami. A oni siedzieli na wygodnych fotelach i mogli do woli wpatrywać się w migoczące punkciki, by za chwilę dostrzec spadającą gwiazdkę i po raz setny powtórzyć to samo życzenie.

Nie rozmawiali. Dobrze czuli się w swoim towarzystwie i nie musieli wypowiadać tego na głos. Bali się, że każdy dźwięk może zepsuć magiczną atmosferę tego miejsca. Siedzieli więc tak, tracąc poczucie czasu.

Planetarium było puste. Nikt nie zdecydował się tego dnia na odwiedziny. Nikt za wyjątkiem ich dwojga. I wcale im to nie przeszkadzało. Może Halloween stanie się dzięki temu bardziej... znośne? A może nawet... warte wspominania?

* * *

Nie wierzyli w cuda. Ale oboje uczciwie przed sobą musieli przyznać, że byli romantycznimi orędownikami idei drugiej połówki pomarańczy. I żadne z nich nie było w stanie zdefiniować swoich uczuć w stosunku do drugiego. Byli jak dzieci, które nie wiedzą, czy bawić się dzisiaj w chowanego, czy w berka, skoro mamy czas na tylko jedną zabawę, a obie są jednakowo fascynujące.

Tego, co czuła Cameron i tego, co czuł Wilson, nie dało się zdefiniować w sposób prosty i jednoznaczny ani nawet rozłożyć na czynniki pierwsze. Można jednak sprowadzić do wspólnego mianownika. Gdzieś tam oboje czuli nieoczekiwane podrygi serca, gdy jedno myślało o drugim.

* * *

- Cameron?

Całą odwagę Wschodu i Zachodu, jaką Wilson kumulował w swojej osobie, wykorzystał na przerwanie błogiej ciszy między nimi, wpatrującymi się z namiętnością w nieboskłon.

Kobieta odwróciła wzrok, przywdziewając swój najbardziej onieśmielający i olśniewający uśmiech. Najpiękniejszy uśmiech, jaki znał świat. Wilson poczuł nagły przypływ odwagi. Wstał z fotela i podbiegł do kobiety, która zdążyła już postawić stopy na ziemi. Chwycił zaskoczoną Cameron w pasie i nucąc pod nosem jakiś nieznany towarzyszce utwór, zaczął tańczyć.

Y lo quiero vivir contigo [I chcę żyć z tobą]
Y lo quiero bailar contigo [i chcę tańczyć z tobą]
lo quiero estar contigo [chcę być z tobą]


* * *

Wracali razem z planetarium. Było już późno, ale na ich prośbę i słodkie oczy Cameron właściciel zwlekał z zamknięciem swego przybytku. W końcu jednak ich wygonił, bo któż to słyszał, żeby tak długo siedzieć i gapić się w nieprawdziwe gwiazdy?

Wszędzie biegały dzieciaki drące się wniebogłosy "Cukierek albo psikus!", ale oni nie zwracali na to uwagi. Szli wpatrzeni w niebo. Niebo usiane gwiazdami.

* * *

- Wejdziesz?

Nie musiała odpowiadać. Wystarczył ten najpiękniejszy na świecie uśmiech i gwiazdy odbijające się w jej błyszczących oczach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Betta
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Sie 2008
Posty: 1014
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z nienacka...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:06, 25 Paź 2008    Temat postu:

Klasyfikacja: Bez ograniczeń wiekowych.
Postacie: House, Wilson, Cameron, Cuddy, Foreman, Zjawa.
Uwagi: Brak szczególnych uwag .
Opis: Przyjaciele wyciągają Grega na kameralne Halloween w pobliskiej restauracji.

OPOWIEŚĆ Z WĄSIKIEM

- Och, Patricku, to coś się do ciebie zbliża!
- Ach, Bernadetto, wiedz, że zawsze cię kochałem...
- Och, Patricku! Uważaj, o nie!

Pierdut. Patrick został rozszarpany na miliardy kawałeczków, a wokół tryskała czerwona farba. Gregory House nie przejął się zbytnio tragiczną śmiercią chłopaka, bo właśnie kontynuował grzebanie sobie w zębach po zjedzeniu miski Popcornu. Czasem tak jest, że masz ochotę na same przyjemności, a tu ci się takie to małe, brązowe napatoczy i przeszkadza!
Ding dong!
Greg poczłapał w stronę drzwi z niechęcią i otworzył je. Stał tam Foreman.
Deja vu?
- Cukierek albo psikus? -wyszczerzył się.
- Zjeżdżaj. -burknął House, gdy nagle zza rogu wyskoczyła Cuddy. Zamrugał oczyma kilka razy. Przejechał wzrokiem po ciele Lisy, po czym zatrzymał się na na siłę wciśniętych w obcisłą bluzkę piersiach. Jak zwykle.
- Och, Liso, cóż za zbieg okoliczności, że oboje przyszliśmy do House'a o tej porze! -zapiał Foreman.
- Och tak, ale cóż to, któż to? -odparła kobieta patrząc w dół.
I zza poręczy wychylił się Jimmy, a tuż za nim Alison. House stał jak wryty w ziemię. Czułby się trochę pewniej, jakby miał na sobie coś oprócz bokserek.
- Niech zgadnę, to, że przyszliście do mnie jednocześnie o dwudziestej trzeciej, ubrani w wizytowe stroje, jest zwyczajnym zbiegiem okoliczności? -zapytał kąśliwie -Nie, nigdzie nie idę! Zostaję TU!

***

-Mogłem zostać w domu... -żalił się Greg, gdy wcisnęli go w garnitur i siłą zaprowadzili do restauracji.
-Nie marudź. -zachichotała Cuddy -Koreczka? -z niewinną minką podała mu talerz. I wtedy zgasło światło. Lisa ze strachu upuściła to, co trzymała i słychać było tylko szepty i pojedyncze krzyki:
- Auua!
- Co się stało?
- Wbiłaś mi koreczka w udo!
- To nie ja, to Foreman!
- Foreman!!! Co robiłeś ze swoją łapą przy moim udzie?!
I nagle zapaliła się jedna, czerwona lampka, a na scenie przeznaczonej do występów upadłych gwiazd ujrzeli wysokiego, bladego mężczyznę z długimi wąsami. Spojrzał po wszystkich groźnie i zaśmiał się złowieszczo.
- TY! -wskazał na House'a -Podejdź tu.
House na chwilę zapomniał treść całego poradnika "sarkastycznych uwag" i ruszył przed siebie powoli i z drżeniem na całym ciele.
- Tak? -zapytał, gdy dotarł do upiora.
- Czy ty nazywasz się Hugh Laurie?! -zapytała zjawa.
- Nie. -odrzekł Greg.
- O. -zmieszała się bestia -Yy, bo strasznie gościa przypominasz. Dobra, to ja wracam do piekła. -tupnął nogą - Kurde, i kolejną przepustkę diabli wzieli! -po czym zapaliły się światła, a zjawa zniknęła.

***

-Och, Bernadetto, to coś chyba cię dogania! Och, ojej! Córko moja, niee!
Chlast. Głowa Bernadetty upadła na ziemię. House nie przejął się tym zbytnio, tylko ziewnął przeciągle. Nadchodziła trzecia w nocy, a on wcale nie czuł się zmęczony.
Włączył laptop i gdy tylko pojawił mu się internet, wpisał " w w w . h o u s e m d . f o r a . p l " i rozpoczął wyszukiwanie wiadomości o sobie.
-Ha! -syknął z tryumfem -Jeszcze dzisiejszego wieczoru nie wyczaili! I dobrze, bo z cudzych perypetii sobie materiał do opowiadań robią. Phi, idę spać.
I wyłączył laptop.
A Betta kliknęła "wyślij".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vicodin_addict
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 06 Sie 2008
Posty: 4562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: I share my world with no one else.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:06, 25 Paź 2008    Temat postu:

Klasyfikacja: Bez ograniczeń.
Postacie: House, Wilson.
Uwagi: Spojlerów brak. Użyta jedynie moja wyobraźnia.
Opis: O tym, że trick-or-Treat'ing nie musi byc zabawą tylko dla nastolatków.




Trick-or-Treat.


Siedział na kanapie z butelką bourbon'a stojącą na stoliku obok. Halloween. Kolejne z serii nic-nie-znaczących-świąt. Nie miał zamiaru otwierać drzwi grupom bachorów z torebkami na słodycze. Nie bawiło go to. To był tylko kolejny dzień jego życia, spędzony w samotności, spędzony na kanapie, gdzie jedynymi jego towarzyszami były butelka i włączony telewizor. Nigdy nie przeszkadzał my ten stan rzeczy, chociaż ostatnio ... ostatnio dość często przyłapywał się na tym, że brakowało mu towarzystwa. Brakowało mu osoby, z którą de facto i tak spędzał najwięcej czasu. Ale Jimmy miał być na kolejnej randce. Greg nie do końca rozumiał przyjaciela. Każdy jego związek kończył się tak samo – najpierw ślub, później parę lat życia z panią Wilson, a następnie rozwód. Do tej pory były trzy, jeśli dzisiaj wszystko pójdzie dobrze, może niedługo będzie czwarty. Mężczyzna miał jednak nadzieję, że coś się nie uda, nie dlatego, że źle życzył Wilson’owi, ale dlatego, że chciał go mieć przy sobie.

Dzwonek do drzwi. Cholera, pomyślał, kolejna grupa młodocianych wampirów. Nie przyciszył telewizora, miał gdzieś, czy go słychać, prędzej czy później zrezygnują. Miał tylko nadzieję, że prędzej niż później.

Stukanie do drzwi. House pociąga łyk trunku. Jeżeli myślą, że im otworzy to się mylą. A jeśli nawet by im otworzył, to nie niech nie marzą o cukierkach – jedyne jakie miał w domu to JEGO vicodin. Nie było mowy, żeby ktoś inny go dostał, przynajmniej nie w obecności House’a.

Dzwonek telefonu. Dźwięki Pretty woman mówią mu, że to Cuddy. Nie wie, czego kobieta mogłaby dzisiaj od niego chcieć, ale sięga dłonią po telefon, po czym cofa ją. Nie, nie dziś. Nie chce słyszeć jej głosu, wystarczy, że zagoniła go do kliniki. Nawet dzisiaj. Mało tego, zagoniła go do kliniki, mimo że w słoiku nie było ani jednego czerwonego lizaka. Utkwił wzrok w ekranie telewizora, uparcie ignorując telefon i starając się uwolnić swoje myśli od obrazu James’a z rogami diabła, tymi kiczowatymi, plastikowymi rogami, na które dzieciaki wydają cześć tygodniówki.

Cholera, znowu dzwonek do drzwi. Lekarz wstaje z kanapy i rusza w stronę drzwi. Ma zamiar pozbyć się natrętów najszybciej jak się da. Niech nie liczą na słodycze. Zakłócanie spokoju tego wieczoru zakrawa w jego opinii na zbrodnię.

- Cukierek albo psikus. – mówi bliżej niezidentyfikowany osobnik, mający być wilkołakiem, a przypominający raczej połączenie owczarka niemieckiego z czymś ... w zasadzie nieokreślonym. Źe też dorosłym chce się w to jeszcze bawić, myśli House, dostrzegając, że przebieraniec jest wzrostu dorosłego mężczyzny.
- Chyba zwariowałeś... – odpowiada House - ... kimkolwiek jesteś.
- W takim razie psikus, tak?
- Czekaj, zaraz ci coś przyniosę – mówi Greg, wycofując się do kuchni. Jeśli temu komuś tak bardzo zależy na słodyczach ... – Zaraz przyjdę – krzyczy z kuchni wystarczająco głośno, żeby tamten usłyszał.

Po chwili wraca, trzymając ręce za plecami. Tamten robi mały krok do tyłu, coś w rodzaju zawahania. House uśmiecha się złowieszczo. Odechce mu się kawałów, myśli. Po chwili zwalnia kroku. To zawahanie... przypomina mu o czymś. Przed samymi drzwiami Greg skręca w lewo, do salonu. Chwyta telefon i przywołuje listę ostatnio wybieranych numerów. James Wilson jest pierwszy. House przyciska klawisz i dzwoni do przyjaciela. Nasłuchuje dźwięku dzwonka. Po chwili sprzed drzwi wejściowych dobiegają go dźwięki What a wonderful world. House idzie w tamtą stronę. Wydaje mu się niemożliwe, żeby James zrezygnował z randki tylko dlatego, żeby zrobić mu kawał. Mógłby się domyślić po przebraniu, niezbyt idealnym połączeniu różnych materiałów i dodatków, nie komponujących się w nic sensownego.

Dobiega do drzwi, gdzie czeka na niego onkolog, już bez maski.
- Jak się domyśliłeś? – na jego twarzy maluje się zdumienie.
- Ta chwila zawahania ... – zaczyna House.
James uśmiecha się, patrząc w niebieskie oczy przyjaciela, które nagle nabrały blasku.
- Mogę wejśc? – pyta.
- Skoro już tu jesteś. – odpowiada starszy lekarz, przepuszczając go w drzwiach.
Jimmy mija korytarz i kieruje się do salonu. House kuśtyka za nim, …łykając po drodze dwie tabletki vicodin’u. – A gdzie nowa potencjalna pani Wilson?
- Stwierdziłem, że to nie ma sensu. To i tak zawsze kończy się tak samo. Chyba powinienem w końcu zacząć doceniać to, co mam. – uśmiecha się do House’a i zajmuje miejsce na kanapie. Ten odwzajemnia uśmiech i siada obok niego. Jimmy opiera głowę na ramieniu diagnosty, ten z kolei obejmuje go jedną ręką. Obaj spoglądają na leżącą obok pomarańczowo-czarną torbę i na kawałki kostiumu onkologa.
- Myslałem, że nie doczekam się, aż to powiesz. Co myślisz o odrobinie zabawy? Mój zespół chyba nam nie odmówi? – House kiwnął głową w stronę torby i mrugnął okiem. Oboje wyszli z mieszkania. Było w końcu Halloween. Najlepsze Halloween w życiu House’a.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez vicodin_addict dnia Sob 22:10, 25 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kama
She-Devil


Dołączył: 17 Mar 2008
Posty: 2194
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:53, 25 Paź 2008    Temat postu:

Klasyfikacja: +13
Postacie: House, Cuddy
Uwagi: nie ma spoilerów; tylko pragnienia
Opis: fik o tym, że czasem trzeba się przebrać, gdy się przegrywa. Ale nie ma przegranej, której nie osłodziłby...

CUKIEREK

- Bierz – mruknął House, wyciągając w kierunku Cuddy cukierka w srebrnym opakowaniu.
- Nie lubię krówek. O czym zresztą wiesz. Ale w przeciwnym razie na pewno nie oparłabym się tak uprzejmiej propozycji – odwarknęła Cuddy, mocując się przed lustrem z zapięciem łańcuszka.
House westchnął i odłożył cukierka na półkę pod lustrem. Zapiął Cuddy biżuterię i, korzystając z okazji, skontrolował opuszkami palców głębokość dekoltu czarnej sukni.
-No, weź i nie wybrzydzaj – wymamrotał łagodniej.
Lustrzane odbicie Cuddy spojrzało na niego, a potem równie nieufnie na cukierka.
- Skąd ta hojność?
- To ważny dzień. Nasze pierwsze wspólne Halloween. Znaczy, odkąd jesteśmy...
- Zrozumiałam. Strrrasznie romantycznie – Cuddy uśmiechnęła się, a potem podejrzliwie uniosła brwi. – Ale pierwszych wspólnych walentynek nie obchodziliśmy, więc czemu...?
- Bo to Halloween, Cuddy. Dzień wszelkich potworności, koszmarów i mrożących krew w żyłach przeżyć. Uczczenie naszej znajomości tego dnia wydaje się więc jak najbardziej na miejscu.
- Potworność to ja ci dopiero zaserwuję, jak się wreszcie nie nauczysz nazywać naszej znajomości związkiem.
House skrzywił się:
- Ale to brzmi tak, jakbyśmy byli...
- Związani. A nie jesteśmy? Przypomnij mi o tym, jak wrócimy i będziesz chciał...
- Dobra, przestań już, kobieto. Związek. Związek. Związek. Zadowolona?
Cuddy poprawiła włosy i odwróciła się od lustra:
- W miarę. Od jutra popracujemy nad użyciem tego trudnego słowa w zdaniu. A teraz się przebierz.
- Muszę? – House zrobił minę zbitego psa.
- Musisz. Zakład to zakład.
- Nie grałaś fair.
- Ty też nie. Po prostu tym razem moje nie fair było lepsze od twojego.
- Ale inne dzieci będą się ze mnie śmiały – zamarudził House.
- Mniej więcej taki był mój zamysł. I przestań się zachowywać jak pięciolatek - zniecierpliwiła się Cuddy i otworzyła szafę. - Niedługo będę musiała zatrudnić do ciebie niańkę.
- Już to zrobiłaś.
- Czyżby?
- Foreman?
- Racja.
Oboje parsknęli śmiechem.
- No, koniec żartów – uśmiechnęła się przewrotnie Cuddy, wyciągając z szafy dwa kawałki kartonu z przyklejonymi piórami. – Zakładaj skrzydła. I ciesz się, że zrezygnowałam z aureoli.
House jęknął, ale założył przebranie na plecy.
- Naprawdę nie możemy iść na to przyjęcie jako Piękna i Bestia?
- Nie. Przecież kazali nam się przebrać – stwierdziła Cuddy z kamienną twarzą i zaśmiała się dopiero na widok miny House’a.
- Nice. A czemu ty nie jesteś przebrana?
- Daj mi chwilę.
Cuddy wyjęła z szafy elegancką czerwoną maskę, która zakryła jej tylko oczy. Uważając na fryzurę dołączyła małe czerwone różki, a potem włożyła czerwone szpilki i sięgnęła po czerwoną torebkę.
- I co myślisz?
- Sam seks – mruknął House. – Ale chyba wspominałaś, że masz się przebrać?
- Dowcipniś – Cuddy szturchnęła go lekko. – Idziemy?
- Skoro musimy. Ale wyglądam jak idiota.
- Więc jest inaczej niż każdego innego dnia, bo... Właściwie, dlaczego?
- I ty się dziwisz, że daję ci prezenty na Halloween a nie na walentynki, diabelskie nasienie!
- Wielki mi prezent. Cukierek, którego nie lubię.
- Cóż, w takim razie szkoda by było, żeby się zmarnował.
House sięgnął po cukierka, ale Cuddy zasłoniła półkę.
- Od początku chciałeś go dla siebie, co? Ja dostanę sam gest, a ty cukierka? Nie ma mowy. Dałeś mi go, więc jest mój. Oprawię go w ramki i powieszę obok gazety, którą dałeś mi na urodziny.
- Ej, to był kolorowy dodatek do archiwalnego „Playboya”, którego ma niewielu kolekcjonerów. Nie wiesz, co dobre. Zresztą, masz już swój prezent na dziś. Cały wieczór możesz oglądać mnie w tym durnym przebraniu.
- Racja, to przeżycie słodsze niż tysiąc cukierków.
- Tak? Czyli tych już nie chcesz? – spytał House, wyciągając z szuflady bombonierkę z ulubionymi czekoladkami Cuddy. – Dobra, będzie więcej dla mnie.
- Kto powiedział, że nie mogę mieć wszystkiego? – zaśmiała się i wyciągnęła rękę po słodycze.
- Chwila! – House schował czekoladki z plecami i nachylił się tak, że jego usta były tuż przy ustach Cuddy. – Cukierek i psikus.
- Cukierek albo psikus, jak już – poprawiła go Cuddy, przybliżając się lekko.
- Nie. W moim ujęciu jest cukierek i psikus. Dostaniesz cukierka, jak zgodzisz się na psikusa.
- Dawaj te słodycze, House – zaśmiała się Cuddy. – Nie muszę się zgadzać na żadnego psikusa, bo toleruję ciebie. A ty jesteś jednym wielkim żartem.
- Tak, ja ciebie też... – mruknął House i pocałował Cuddy, upuszczając przy tym bombonierkę na podłogę.
Jakoś żadne z nich się tym nie przejęło.
A zapomniany cukierek leżał spokojnie pod lustrem, które odbijało od miesięcy, tak jak w tej chwili, piękne potworności, koszmary i mrożące krew w żyłach przeżycia...

KONIEC


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dark Angel
Nocny Marek
Nocny Marek


Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 5291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 69 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:04, 27 Paź 2008    Temat postu:

Krawat

Klasyfikacja: bez ograniczeń
Postacie: House, Wilson, Pan Dynia, Pani Dynia, Dyniątko Numer Trzy
Uwagi: bez spoilerów
Opis: O tym, jak Wilson próbował nauczyć House'a korzystać z życia, korzystając z uroku Halloweenowej nocy i odrobiny magii.

- House! Spóźnimy się! - Wilson krzyczał na przyjaciela z przedpokoju.
- Już... tylko ten cholerny krawat! - House krzywił się przed lustrem. Co ci przyszło do głowy, żeby się przebrać za dżentelmenów z "Buffy, pogromcy wampirów"?* - Patrzył z przestrachem na grubą pończochę, którą musiał założyć na głowę, żeby udawać łysego.
- Byli straszni, plus jest Halloween. Pasuje?
- Żaden nie utykał. No i... krawat? - ręce plątały mu się między paskami czarnego materiału.
- Nie marudź! Impreza będzie świetna, nie możesz ciągle siedzieć na czterech literach w swojej gawrze, stary niedźwiedziu! - Wilson z nudów wziął dynię, z której House oczywiście nie zdążył zrobić latarni, i wbił w nią nóż.
- Auuu! - wrzasnęła dynia.
- House! Coś się stało?
- Przecież ja nic nie mówiłem!
- To kto? - otworzył dynię i już miał zagłębić w niej rękę, by ją wypatroszyć, gdy usłyszał:
- Łapy przy sobie!
- House!!! - Wilson wypuścił dynię i odskoczył jak oparzony. - Dynia gada!
- Że co?!
- Gada. Mówi... Przemówiła do mnie.
- Nie wiem, co brałeś, ale chcę trochę tego samego. - Po raz kolejny przełożył krawat nie tak jak trzeba i ze złością zerwał go z szyi.
- Podnieś mnie, łajzo! Myślisz, że fajnie na ziemi się leży? - zażądała dynia.
- Ale jakim cudem mówisz? Nawet ust ci nie wyciąłem...
- Nie musisz. Oczu też mi nie musisz wycinać. Widzę cię, co prawda jesteś jakiś szary, ale cóż, taki los...
- Filozofująca dynia - jęknął Wilson.- House! Bo zwariuję! Chodź tu!
- Nie dynia, a Dyniątko. Jestem Dyniątko Numer Trzy. Poczekaj, aż moja rodzina przyjdzie, wtedy sobie inaczej porozmawiamy. I odłóż ten nóż, ładnie proszę.
Wilson bezwiednie położył nóż na komódce. Przyszedł w końcu House.
- No matko moja, ile można czekać... House, to jest Dyniątko Numer Trzy, Dyniątko, to jest doktor House, mój przyjaciel.
- Miło mi - zaszczebiotało Dyniątko.
House roześmiał się.
- O w mordę, ty chcesz żebym ja zawału dostał? Kiedy się nauczyłeś brzuchomówstwa?
- To nie ja... To O N A... Dynia... - mówił Wison teatralnym szeptem. - Ona m ó w i.
House parsknął śmiechem.
- Już ja ci pokażę, kiedy dynia mówi.
Wziął nóż i już miał go wbić i zrobić dyni gustowne, wygięte usta, gdy usłyszał pukanie.
- Otwórz, ja załatwię twoje demony. - House z radosnym uśmiechem delikatnie przejechał po dyni końcówką noża. Dyniątko zachichotało, po czym powiedziało:
- Chwilowo było śmiesznie, ale ani się waż wbijać tego żelastwa we mnie.
House zdębiał. Nóż wypadł mu z ręki i z niemądrą miną bez słowa wpatrywał się w warzywo. Nawet nie wiedział, że warzywo wpatruje się w niego z równą uwagą. Tymczasem Wilson otworzył drzwi. Za nimi stały dwie wielkie dynie. Każda z nich trzymała pod pachą mniejszą.
- Świetne przebrania! Chcecie cukierki?
- Ja jestem Pani Dynia, a to jest Pan Dynia. Przyszliśmy po syna - oznajmiła jedna z dyń.
- Hę? - zdziwił się uprzejmie Wilson.
- Mamo! Tato! - Dyniątko piskliwym głosem wyrażało swą radość z przedpokoju.
- Jest tu! - Pan Dynia spojrzał na małżonkę. - Sami nie wejdziemy, ledwo zmieściliśmy się w drzwi wejściowe, a on jeszcze nie umie chodzić, nawet rączki mu jeszcze nie wyrosły... Najlepiej dla wszystkich będzie, jak go nam przyniesiecie po dobroci... - spojrzał wymownie na futrynę.
- Moment, dobrze? - Wilson wycofał się do przedpokoju, pociągnął za sobą House'a do kuchni i powiedział - House! Za drzwiami stoją dwie wielkie wściekłe dynie i grożą, że rozwalą Ci drzwi wejściowe, jeśli im nie oddasz swojej dyni, która ponoć jest ich dzieckiem.
- Zapłaciłem za nią!
- Weź daj im te cholerne warzywo, zawiąż krawat i pójdziemy na imprezę cali i zdrowi.
- A może ja nie chcę iść na imprezę? - skrzywił się House.
- Dam ci swoją dynię, jak chcesz. Tylko pozbądź się tych dziwadeł z korytarza!
- Skoro tak... - House pokuśtykał do przedpokoju i wziął Dyniątko do ręki. Rozwiązany krawat żałośnie sterczał mu na piersi. Pan Dynia wybuchnął śmiechem:
- Krawata nie umiesz zawiązać?
- Bo T Y umiesz... - mruknął House pod nosem.
- Ej, co mu zrobiliście? - Pani Dynia patrzyła na swoje Dyniątko. - Obcięliście mu włosy!
- Możemy przyszyć, jesteśmy lekarzami - powiedział House zjadliwie.
- No to już! - patrzyła z troską na swoje dziecko.
- Wilsooon! Dawaj igłę i nitkę.
- A masz w ogóle?
- Gdzieś powinna być.
Po dłuższym poszukiwaniu Wilson przyniósł to, o co House prosił.
- Niebieska? - Pani Dynia skrzywiła się z niesmakiem.
- W pomarańczowym głupio wyglądam, podobnie jak większość ludzkości - odparował House, wbijając igłę w Dyniątko. - Daj te jego "włosy", Wilson. I może lepiej ty szyj... - spojrzał wymownie w kierunku dwóch szklanek po szkockiej whisky.
Przyjaciel schylił się poszukiwaniu kawałka dyni. Znalazł go pod komódką, spłukał kurz i przyłożył do Dyniątka. Igła błyszczała, gdy robił kolejne ściegi. Gdy skończył, Pani Dynia wzięła od niego pokiereszowanego syna.
- Strasznego Halloween! - uśmiechnęła się niewidzialnym dla lekarzy uśmiechem.
House poszedł z wrażenia po whisky. Wilson podszedł do drzwi, by je zamknąć.
- Ładny krawat... - powiedział Pan Dynia na odchodnym.
- Chcesz?
- Jasne!
Wilson zdjął krawat, ale tak niefortunnie, że się rozwiązał. Już miał go zawiązać...
- Nie trzeba - powiedział Pan Dynia.
A House ze szklaneczką whisky ogłupiały obserwował, jak Pan Dynia, patrząc do lustra trzymanego przez Jimmy'ego, w parę sekund wiąże sobie krawat.

---

Pierwszego listopada Wilson obudził się z potężnym kacem na kanapie w mieszkaniu House'a. Telewizor brzęczał. Greg spał pół metra dalej, zawinięty w koc. Na podłodze leżały trzy puste butelki po whisky.

----
----
* Przepraszam że dopiero w podwójnej (już potrójnej, bo zaś coś się zrobiło z linkiem... ja to nieumiałek jestem, jeśli chodzi o takie rzeczy...) edycji, ale musiałam lecieć na zajęcia i nie zdążyłam znaleźć obrazka. Tu jest zdjęcie dżentelmenów: [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dark Angel dnia Wto 2:55, 28 Paź 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ana12
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 15 Sie 2008
Posty: 1168
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ***
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:01, 31 Paź 2008    Temat postu:

Klasyfikacja: bez ograniczeń
Postacie: House, Cameron, Chase
Uwagi: zawiera spojler do ostatniego odcinka 3 serii
Opis: O tym, że Halloweenowa tradycja może być świetnym pretekstem do powrotu.

Powrót w Halloween

Wysiadła z autobusu. Ulica była ciemna i wyglądała na opuszczoną. Słychać było pohukiwanie, choć może sama to wymyśliła za strachu, jaki ogarnął ją po tym jak pojazd odjechał. Ruszyła przed siebie, starając się cicho stawiać kroki, choć w pobliżu nie było nikogo. Dawno mnie nie było, pomyślała.

Powróciły wydarzenia sprzed pół roku: zwolnienie Chase’a, jego decyzja o wyjeździe do Niemiec, odejście ze szpitala. Właściwie, dlaczego to zrobiła? Przecież nie z miłości, a jednak. Ale nie do niego, tylko do swojego szefa. Na myśl o Gregorym Housie mimowolnie się uśmiechnęła. Widziała to przed oczami dokładnie: smutek, jakby żal w jego oczach, gdy wręczała mu rezygnację. Pytania, mnóstwo pytań. Dlaczego? Dla kogo? Próby tłumaczenia, naprawdę chciała to z nim wyjaśnić. Idąc tam, powiedziała sobie: teraz albo nigdy. A potem nic. Zero reakcji z jego strony. Żadnego głupiego ,,zostań”, pomyślała z goryczą.
Powstrzymała się od łez w jego obecności, wyszła i pojechała do Chase’a.

Był taki dobry, wysłuchał jej i zgodził się by wyjechała z nim. Nie oczekiwał niczego w zamian za swoją miłość. Nie wiedziała jak będzie. Nie wiedziała też, co zrobić, kiedy House zadzwonił i powiedział, żeby wróciła. Poznała po głosie, że był pijany, więc wytłumaczyła mu spokojnie jak dziecku, żeby położył się spać. Wmawiała sobie, że to nic nie znaczy, po prostu wykręcił pierwszy lepszy numer. Nie dopuszczała do siebie słów Wilsona, który powtarzał zawsze:
,, jak chcesz wiedzieć co on myśli, musisz go upić”.

Miała nadzieję, że się ułoży, ale tak się nie da. Nie można żyć z kimś, kogo się nie kocha. W końcu przychodzą niewypowiedziane pragnienia tej drugiej osoby. Strach pojawia się z każdym ,,muszę ci coś powiedzieć”, ,,porozmawiajmy”, wyczekiwanie pierścionka niczym końca wszystkiego – tego tak długo budowanego świata, mogącego się rozpaść w każdej chwili. Nie spodziewała się, że będzie tak bolało. Wrócił wspomnienia, jakby pękła bańka, którą tworzyła przez ten czas. Znów myślała o wszystkim, czego doświadczyła w Princeton. Od momentu przeprowadzki po śmierci męża, nowe zagadki medyczne, wspólne rozmowy, żarty. Dobre i złe momenty. Po raz setny zastanawiał się czemu złożyła taką ,,propozycję” Robertowi? Były święta, nie chciała znów spędzić ich samotnie przed telewizorem. Miała to być tylko chwila, a skończyło się na wspólnym domu.

Zaprosił ją na kolację, wręczył kwiaty, był romantyczny jak nigdy. Cały wieczór była zdenerwowana i w końcu wziął ją do ogrodu. Ukląkł i zapytał. Miłość w jego oczach sprawiła, że przez chwilę chciała powiedzieć to wyczekiwane przez niego od początku ,,tak”, ale nie mogła mu tego zrobić. ,,Przykro mi”, tyle zdołała wykrztusić. Wzięła swoje rzeczy, a po paru dniach w hotelu postanowiła znów spróbować w Princeton.

Weszła na ulice, przy której stał dom, w którym jak się dowiedziała zamieszkał House, zobaczyła grupki dzieci w strojach upiorów, czarownic itp. Przypomniała sobie, że dziś Halloween. Kiedyś uwielbiała to święto, przebieranie się, chodzenie z przyjaciółmi. Skierowała się w stronę domu z małym ogrodem. Od razu poznała, że to ten, gdyż poza tym, że jako jedyny nie był przystrojony, przed furtką zobaczyła grupkę, która czekała od dłuższego czasu, a nikt nie otwierał, choć w środku paliło się światło. Tak, to idealnie do niego pasowało.

Gdy maluchy odeszły dalej polować na słodycze, zapukała cicho. Usłyszała kroki i domyślała się, że szykuje się, żeby ochrzanić tych, którzy zakłócają mu oglądanie nowego odcinka ulubionego serialu. Drzwi powoli się otworzyły i ujrzała zdziwienie, a chwilę potem uśmiech na twarzy Housa.
- Cukierek albo psikus.
Wróciła.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ana12 dnia Pią 16:03, 31 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nisia
Killer Queen


Dołączył: 16 Maj 2008
Posty: 11641
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 97 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:38, 31 Paź 2008    Temat postu:

Klasyfikacja: +18
Postacie: House, Lucas, Cameron, Trzynastka, Brenda, Cuddy, państwo Taub, Kutner, Chase, Wilson, Nisia, Foreman, Prostytutka.
Uwagi: spojlerów brak
Opis: To wszystko wina mojej podatności na sugestie i bujnej wyobraźni. Przepraszam

12 MIESIĘCY

LISTOPAD
Spojrzał przez okno w ponury, jesienny zmierzch. Znowu lało, a on znowu wróci do tego cholernego, pustego mieszkania. W takie wieczory jak ten, samotność doskwierała mu bardziej.
Był już prawie przy drzwiach wyjściowych, kiedy przypomniał sobie o parasolu, który zostawił w gabinecie, a który był mu niezbędny, aby dotrzeć do samochodu nie wyglądając jak zmokła kaczka. Obrócił się na pięcie i z westchnieniem poszedł w stronę wind.
Zbliżając się do oddziału diagnostycznego zauważył, że światło się świeci. Był pewien, że je zgasił, spodziewał się więc, że zobaczy krzątającą się sprzątaczkę. Jakie było jego zdziwienie, kiedy ujrzał, że to nie sprzątaczka ale House zwinnie uwija się w gabinecie. I bynajmniej nie robił on porządków.
Kiedy obaj mężczyźni go ujrzeli speszyli się mocno. House jednak- jak to House- szybko odzyskał rezon.
- Chcesz się przyłączyć?- spytał ostentacyjnie kładąc ręce na torsie półnagiego Lucasa- przyda się ktoś do czarnej roboty.
Westchnął ciężko, chwycił swój parasol i bez słowa opuścił gabinet. Otwierając auto przypomniał sobie o parasolu, który nierozłożony ściskał w dłoni. Woda spływała po nim ciurkiem, ale nie bardzo go to obchodziło.

GRUDZIEŃ
Przekładał książkę z ręki do ręki, nie mogąc się zdecydować.
- Pomóc w czymś?- spytała ekspedientka niezbyt miłym tonem. Nie dziwił się, to już piąty raz jak pytała w ciągu tych dwudziestu minut, kiedy się zastanawiał, żonglując książką. Nie zaskoczyłoby go, gdyby kazała zapłacić za przetarcia na okładce.
W końcu chwycił przedmiot swych wahań, z duszą na ramieniu i do końca nie będąc pewnym tego, co wyrabia podszedł do kasy, poprosił o ładne zapakowanie i zapłacił.
Centrum handlowe było pełne rozentuzjazmowanych tudzież spłukanych jednostek. Wszędzie wisiały te badziewia świąteczne, które go tylko drażniły. Jeszcze mocniej drażnili go wszędobylscy Mikołajowie. Wyglądali jak durnie.
Musiał jeszcze tylko kupić ojcu sweter i mógł się ewakuować z tej świątyni tortur. Wszedł do ulubionego sklepu odzieżowego, chwilę wybierał odpowiedni model i udał się wraz z nim do przymierzalni. Ojciec był podobnej postury i wzrostu, więc mógł na sobie sprawdzić, czy będzie pasować. Zasłonił zasłonkę i zdjął płaszcz. Usłyszał jakieś szmery w kabinie obok. Ściągał właśnie sweter, kiedy szmery stały się wyraźne, w dodatku głos, który je wytwarzał był dziwnie znajomy.
- Panie Mikołaju, czy mogę zobaczyć worek?- usłyszał znajomy damski głos za ścianą, któremu odpowiedział równie znajomy męski śmiech. Potem nastąpiła seria westchnień i jęków. Nie chcąc tego słuchać, czym prędzej przebrał się w swoje ubranie i wyszedł z przymierzalni. Miał nadzieję, że ich nie spotka, udał się prędko w stronę pokaźnej kolejki przy kasie, modląc się, aby tamtym dwojgu się nie śpieszyło. Prawie, prawie zaczął się cieszyć, kiedy przyszła jego kolej do płacenia a ich dalej nie było, jednak czytnik kart kredytowych był zdecydowanie złośliwy. I go nie lubił. Właśnie próbował wedrzeć się do jego zwojów i pozawerbalnie go pośpieszyć, kiedy ktoś go klepnął w plecy.
- To dla mnie? Ale ten kolor nie pasuje mi do oczu- powiedział House spoglądając na sweter, za który on wciąż bezskutecznie usiłował zapłacić.
Stojąca obok House'a Cameron wymownie wzniosła oczy ku sufitowi i mrugnęła do niego.
Czytnik kart zadziałał, wpisał PIN i zabrał pakunek. Cameron położyła na ladę komplet czerwonej, seksownej bielizny i uśmiechnęła się sympatycznie do sprzedawcy. House poprawił czapkę Mikołaja.
- Hoł, hoł, hoł, Wesołych Świąt!- powiedział mu na odchodne, skubiąc doklejaną brodę.
Westchnął ciężko i wyszedł ze sklepu. Mijając kosz na śmieci wrzucił do niego pakunek z księgarni. Stojący nieopodal facet przebrany za Mikołaja, zapraszający do pizzerii za rogiem spojrzał na niego zdziwiony.
- Wyglądasz jak dureń, wiesz?- powiedział wściekły, mijając przebierańca.

STYCZEŃ
- Pomysły, ludzie, pomysły!- House stał przy tablicy i nerwowo stukał markerem o jej powierzchnię. Niezapisaną.
Przerzucali się losowymi diagnozami, a House wszystkie szybko wykluczał.
- Dalej!- powiedział zniecierpliwiony diagnosta- kto będzie najbliżej wygra randkę ze mną.
W końcu House zaordynował parę badań, które pozwolą ewentualnie rozjaśnić sytuację.
Westchnął ciężko i wyszedł z pomieszczenia ignorując fakt, że House coś do niego mówi. Niech mówi do pleców.
Ten człowiek działał mu na nerwy jak nikt inny. Sam nie wiedział dlaczego nienawidzi go a jednocześnie coś go do niego cholernie przyciąga. Chyba był emocjoholikiem.
Wypił spokojnie kawę w kafeterii i porozmawiał z Cuddy o dziwnym przypadku z onkologii.
W końcu postanowił zajrzeć co słychać u House'a i oddziału. Trochę dziś przesadził z reakcją, to z przemęczenia. No i za oknem to białe ścierwo... Teraz dla odmiany będzie miły, w ramach zadośćuczynienia.
Poszedł w stronę wind i przycisnął guziczek. Czekał aż kabina zjedzie, tupiąc sobie nogą w rytm melodii, którą słyszał dziś w radio- z gatunku tych, które chodzą potem za człowiekiem cały dzień. W końcu rozległ się dzwoneczek i drzwi windy otwarły się. Zobaczył House'a i Trzynastkę, którzy właśnie się z czegoś śmiali.
- O, ty tutaj? No proszę, świat jest mały!- powiedział House wysiadając- rozwiązaliśmy sprawę, idziemy do domu- powiedział wykuśtykując się do holu- Trzynastka trafiła diagnozę- House mrugnął do niego porozumiewawczo- wybierz coś i skontaktuj się z moją sekretarką. Pamiętaj, że ty stawiasz i że ma być tak, że nawet moja trzecia noga będzie zadowolona- zwrócił się na odchodne do dziewczyny.
Trzynastka skrzywiła się lekko, ale wiedział dobrze, że nie oprze się temu wyzwaniu.
Znowu wkurzony wrócił do gabinetu, zebrał swoje rzeczy i też postanowił iść do domu. I tak nie miał dziś zaplanowanych zajęć.
Kiedy wysiadał z auta koło swojego bloku, zauważył, że niedaleko wejścia dzieci ulepiły bałwana. Odłamał gałąź z stojącego obok drzewa i umieścił ją z boku bałwana, zagiął końcówkę niczym laskę i z zadowoleniem przyjrzał się swojemu dziełu.
- Dobranoc, Greg- powiedział odchodząc.

LUTY
Był bardzozły. Bardzo bardzozły. Idąc rano z auta do szpitala poślizgnął się na jakimś pieprzonym połaciu zamrożonej H2O i upadł, boleśnie uderzając się w nogę.
Był bardzozły.
W dodatku House miał dziś nastrój z rodzaju jestem-dziś-radośnie-upierdliwy i oczywiście nikomu nie popuścił.
Był bardzozły.
Starał się zająć pracą i nie przejmować żadnymi dupkami, żeby nie popełnić zbrodni. Musiałby zachlapać dywan. Nie zniósłby krwi na dywanie. Na samą myśl o krwi na dywanie
był bardzozły.
Po raz kolejny zagłębiał się w papiery i po raz kolejny wpadł House i mu dogadał. Dupek.
Był bardzozły.
W końcu się poddał, postanowił dla odmiany zejść na ER i poprosić o obejrzenie stłuczonej nogi, która- nawiasem mówiąc- bolała i też przyczyniała się do tego, że
był bardzozły.
Cameron była pogrążona w papierach. Kiedy go zobaczyła uśmiechnęła się ciepło i kazała mu iść usiąść na łóżko za parawanem. Przez chwilę nawet nie
był bardzozły.
Potem odsunął ten chrzaniony parawan. I zobaczył tego chrzanionego House'a obłapiającego pielęgniarkę Brendę. Noga nagle przestała boleć. Odmaszerował szybko, mówiąc w przelocie do Cameron, że przyjdzie potem. Wiedział, że to kłamstwo. Poszedł po swoje rzeczy i pojechał do domu.
Był naprawdę bardzozły.

MARZEC
Dzień Steku i Loda a on nawet nie ma z kim go spędzić.
To smutne jak człowiek wśród miliardów ludzi na Ziemi może czuć się samotny. Spotykasz ich wszędzie, mijasz na ulicach i korytarzach, wchodzisz z nimi w mimowolny kontakt fizyczny.
I nie masz z kim spędzić Dnia Steku i Loda.
W pracy było całkiem spokojnie, odwalił nawet parę godzin kliniki z braku laku (oczywiście żaden z pacjentów w klinice nie zaprosił go na wspólne świętowanie) i postanowił, że spyta House'a, czy ma plany na wieczór. Poszedł do gabinetu, ale nie zastał tam diagnosty. Co za niespodzianka, znowu nic z tego. Trudno.
Postanowił, że sam się z sobą zabawi. Pójdzie na stek a potem- symbolicznie co prawda- na loda do tej nowej lodziarni.
Jak pomyślał, tak zrobił. Zjadł obiad w przyjemnej restauracji i czuł się całkiem nieźle. Widać mam na tyle bogate życie wewnętrzne, że potrafię sam sobie być kompanem- pomyślał- szkoda tylko, że nie ćwiczyłem nigdy jogi, ten lód...
Pchnął drzwi lodziarni a dzwoneczek delikatnie obwieścił jego przybycie. Znalazł wolne miejsce w przytulnej loży, wyścielanej brązowym pluszem i poszedł złożyć zamówienie. Wracając do loży i myśląc ze smakiem o lodach truskawkowych w waniliowej polewie, dopiero po chwili rozpoznał znajomą twarz przy stoliku w rogu sali. Dr Cuddy też go zauważyła i pomachała mu z uśmiechem. Nie wypadało nie podejść. Idąc widział tylko plecy jej towarzysza, ale bardzo szybko zauważył laskę opartą o stolik. Cholera, znowu on.
- Witam- powiedział inteligentnie stając obok nich.
House spojrzał nad niego znad swojego pucharka z lodami.
- No co się tak patrzysz?- spytał przełykając porcję deseru- na steku już byliśmy, teraz ją schładzam, żeby potem była rozgrzana- roześmiał się z własnego żartu, a Cuddy spojrzała na niego pobłażliwie, nie kryjąc jednak czułości.
Pożegnał się szybko i wyszedł. Nie zjadł zamówionych lodów.
Bojkot Dnia Steku i Loda mode on.

KWIECIEŃ
Wracając z pracy zajechał do sklepu ze sprzętem komputerowym. Jego obecny komputer to już totalna prehistoria, podejrzewał, że ta największa rysa na obudowie jest autorstwa pterodaktyla. Czy coś.
Długo się nie zastanawiał nad wyborem. Przywiózł do domu nowiutki, pachnący jeszcze fabryką notebook w zeberkę. Jakoś tak mu się rzuciło w oczy, poza tym pasowało do czarno- białego wystroju jego sypialni.
Zamiast zająć się obiadem przebrał się naprędce i dorwał do nowej zabawki. Po zainstalowaniu niezbędnych programów podłączył Internet. W końcu będzie mógł swobodnie surfować, w poprzednim komputerze wszystko ciągle się wieszało.
Zadzwonił do Chińczyka i zamówił zestaw nr 5, przynajmniej nie będzie musiał się odrywać w celach kuchennych.
Sprawdził skrzynkę mailową po czym zaczął oglądać różne strony. Sam nie wiedział jakim cudem dotarł do tych dla samotnych. Na jednej z nich była reklama „Skojarzyliśmy już wiele par, chcesz się przekonać? Kliknij, aby zobaczyć opinie innych.” Kliknął. Zobaczył stronę pełną wypowiedzi zadowolonych z serwisu użytkowników. Były pary ale także i trójkąty- opcja dla małżeństw, szukających urozmaicenia. Przeglądał z lekko ironicznym uśmiechem różne wpisy. Nagle w oczy rzucił mu się komentarz:
„Wasze pożycie jest już trochę nudne? Ten serwis świetnie pomaga w rozwoju związku. Polecamy! Chris i Mandy T., Greg H.”
Wydało mu się to dziwnie znajome. Kliknął w odnośnik do zdjęcia i jego oczom ukazał się House, Taub i żona Tauba z szerokimi uśmiechami na twarzy. Wszyscy mieli na sobie koszuli z napisem „ Lubię mój trójkąt”.
Usłyszał brzęczyk domofonu. Dostawca od Chińczyka.
Odebrał jedzenie, ale nawet do niego nie zajrzał. Jakoś stracił apetyt.

MAJ
Zawiązał mocniej sznurówki i wstał. Pomieszczenie było jasno oświetlone a zewsząd dochodziły dźwięki toczących się kul do kręgli. Spojrzał na swoich towarzyszy, którzy tylko na niego czekali.
- Czy ty nie możesz czasem poskromić tych pedals...pedantycznych zachowań?- spytał House patrząc ironicznie- czekaliśmy pięć minut aż poprawisz każdą fałdkę na ubraniu, kolejne pięć aż zawiążesz idealnie buty. Ashton Kutcher nie wyskoczy nagle zza kręgi z okrzykiem „Mtv wkręca”, niepotrzebnie się wysilasz.
- Mam cię gdzieś, House- odpowiedział.
- O, chciałbyś!- roześmiał się diagnosta i klepnął w pośladek Kutnera. Ten spłonił się lekko,ale nie zaprotestował. Przez chwilę spoglądali sobie w oczy.
Świetnie- pomyślał. Wkurzony chwycił kulę i pchnął. Przetoczyła się raźno wzdłuż toru i uderzyła w kręgle. Zbił prawie wszystkie, na placu boju został tylko jeden. Zadowolony uśmiechnął się do siebie. Zawsze był dobry w te klocki.
Obejrzał się, aby się upewnić czy zrobił odpowiednie wrażenie na House'ie. Ten jednak siedział przy stoliku, mocno zajęty rozmową z Kutnerem.
Cholera- pomyślał wkurzony.
- Kutner, twoja kolej- powiedział na głos-Pokaż jak się zbłaźnisz- dodał w myślach.
Kutner wstał i wyluzowany podszedł do podajnika. Chwycił kulę, wziął zamach i pchnął. Zbił wszystkie kręgle, rozległa się melodyjka.
- Mistrz pchania- powiedział House, klepiąc go w tyłek. Kutner roześmiał się jak nastolatka.
- Dobra, my się zmywamy- dodał House- przed nami eee... maraton Gwiezdnych Wojen. Miecze świetlne, kosmos i te sprawy- powiedział klepiąc Kutnera w tyłek po raz trzeci w ciągu dziesięciu minut. I wyszli.
Wściekle rzucił kulą, która zjechała z toru i nie trafiła ani jednego kręgla.
Rozejrzał się wokół. Miał ogromną nadzieję, że jednak gdzieś ukrywa się Kutcher i zaraz cała sytuacja okaże się kolejnym „Mtv wkręca”.

CZERWIEC
Chciało mu się.
Na Boga, był człowiekiem przecież i to w dodatku mężczyzną. Miał potrzeby.
Czy coś.
Zadzwonił do agencji. Poprosił kobietę, która odebrała telefon, aby przysłano mu kogoś szybko. Nie ma wymagań, byleby nie goliła nóg. Lubił owłosione.
Czy coś.
Przyjechała. Była szorstka z wyglądu, szorstka w obsłudze i szorstka po fakcie. Podobało mu się to.
Czy coś.
Zbierała się, bo ma następnego klienta. Stałego. Strasznie złośliwy koleś, z laską, popsutą nogą , niesamowicie niebieskimi oczami i zawsze się targował jak przychodziło do zapłaty- opowiadała. Chytrus i złośliwiec.
Czy coś.
Wcale go to nie zaskoczyło. Poczuł wręcz pewne podniecenie faktem, że najpierw on, potem House... To prawie jakby razem...
Czy coś.

LIPIEC
Zapukał do drzwi. Usłyszał niedbałe „wlazł!”- więc wlazł. W salonie House'a byli już wszyscy. Siedzieli rozluźnieni przy stole do brydża i prowadzili rozmowy o wszystkim i niczym. Z kuchni wyszedł Chase i podał House'owi butelkę piwa. Ten chwycił butelkę, przelotnie muskając dłoń młodego chirurga.
Zasiedli do stołu i szybko wciągnęli się w grę. Pokój wypełnił dym z cygar, dźwięk otwieranych kolejnych butelek piwa i oczywiście męskie rozmowy.
Miał problemy z koncentracją, wyczuł, że coś się święci pomiędzy House'm a siedzącym obok niego Chase'm i zamiast skupiać się na kartach uważnie ich obserwował. Tamtych dwóch najmniej uczestniczyło w rozmowie ogólnej, zajęci kartami i sobą.
Kiedy wszyscy zaczęli się zbierać trochę sie ociągał, ale Chase zaproponował, żeby zostawili wszystko, a on pomoże House'owi w sprzątaniu.
Zniechęcony odłożył karty, pożegnał się i wyszedł ze wszystkimi. Postanowił skoczyć do pobliskiego baru na drinka. Wysączył go siedząc przy ladzie i rozmawiając z barmanem. Było całkiem nieźle.
Sięgnął po komórkę aby zamówić taksówkę, ale nie mógł jej znaleźć. Obszukał dwukrotnie wszystkie kieszenie, zanim przyjął do wiadomości, że musiał zostawić telefon u House'a.
Pożegnał się i niechętnie ruszył w stronę mieszkania diagnosty. Stał pod drzwiami i już miał pukać, kiedy usłyszał stłumiony głos Chase'a:
- House, twoja laska... jest taka duża i twarda...
Cofnął dłoń i odwrócił się na pięcie. Przejdzie się na nogach do domu, to znowu nie tak daleko.

SIERPIEŃ

Coś mu się nie zgadzało. Wpatrywał się uważnie w zdjęcie z rezonansu mózgu pacjentki. Wyraźnie zauważał patologię. Poszedł do biura House'a, ale oczywiście go nie było. Postanowił poradzić się Wilsona. Zapukał do gabinetu, ale nikt mu nie odpowiedział. Zapukał ponownie. Nic. Już miał odchodzić, kiedy usłyszał cichy jęk. Przerażony, że onkologowi coś się dzieje nacisnął klamkę. Drzwi nie były zamknięte. Jego oczom ukazał się Wilson siedzący za biurkiem, z bardzo dziwną miną.
- Wszystko ok, Wilson?- spytał podchodząc bliżej.
- Taaaak- zapiszczał Wilson- ja po prostu się... relaksuję. Tak. Możesz iść!
Zbity z tropu popatrzył chwilę na onkologa i już miał wychodzić, kiedy kątem oka zauważył leżącą obok biurka laskę. Odwrócił się znów w stronę biurka.
- House?- spytał.
Wilson spojrzał pod biurko z paniką w oczach. Po chwili nad powierzchnię blatu wysunęła się głowa House'a. Popatrzył na jego zdziwioną minę i wytarł usta.
- Co się tak patrzysz? Relaksuję Wilsona, nie przeszkadzaj!
Po czym ponownie zniknął pod biurkiem.
Wilson spojrzał na niego przepraszającym wzrokiem i rozparł się wygodnie w krześle.
Co miał robić, wyszedł.
W ramach relaksowania siebie kopnął z rozpędu w ścianę wyobrażając sobie, że to tyłek House'a. Stłukł przy tym palec, ale co tam.
Relax, take it easy.

WRZESIEŃ
Kolejny przypadek, kolejne próby rozgryzienia go, kolejne przytyki od House'a, że są idiotami. Nic nowego.
Rozdzielił między nich badania a sam poszedł się obijać po szpitalu.
Nic nowego.
Zrobili badania i poszli z wynikami do gabinetu. House'a nie było.
Nic nowego.
Czekali na niego już godzinę. Nadal go nie było, na komórkę nie reagował.
Nic nowego.
Do gabinetu wyszła młoda dziewczyna z wiśniowymi włosami. Uśmiechnęła się sympatycznie i spytała o House'a. Powiedziała, że jest z nim umówiona.
Nic nowego.
Powiedzieli żeby poczekała z nimi. Siedzieli i żartowali, kiedy wpadł House. Na widok dziewczyny uśmiechnął się lubieżnie i obejmując ją w pasie poinformował, że on na dziś bierze wolne. Idą karmić ptaki.
Nic nowego.
Wyszli śmiejąc się a jego serce zwinęło się w rulonik i opadło na dno żołądka.
Nic nowego.

PAŹDZIERNIK
Był zmęczony. Bardzo zmęczony i zniechęcony. Najdrobniejsza nawet iskierka nadziei z sykiem zgasła. Kochał go, ale wiedział, że nic z tego.
Znowu siedział sam i tęsknił. Tyle miesięcy House go zwodził. Uwielbiał z nim igrać, bo wiedział, że go kocha i będzie kochać.
Ale nie będzie walczyć, ma dosyć. Tych samotnych wieczorów pełnych tęsknoty za jego dotykiem i ustami. Smutnych poranków, kiedy nie budził się koło niego. Tak nie może być dalej. Powiedział mu, że nie zgadza się na dalszy luźny związek. Że albo wyłączność, albo koniec.
House odpowiedział, że nie ma zamiaru kupować browaru kiedy ma ochotę na piwo.
Wyszedł, trzaskając drzwiami.
Wrócił do pustego mieszkania i włączył komputer.
W skrzynce mailowej miał wiadomość od swojej netowej znajomości, podpisującej się „Princenton”. Już jakiś czas korespondowali.
Princenton znowu przypomina o ewentualnym spotkaniu. Dotąd odmawiał, bojąc się, że właśnie wtedy House przyjdzie i...
Odpisał Princeton, że jest chętny. Umówili się na następny wieczór, na balu halloweenowym. Napisał, że będzie przebrany za Królika Mordercę. Princenton ma go znaleźć.
Rozglądał się i próbował wytypować który z gości to Princeton.
Mijały minuty. Princeton nie było.
Siedział przy stoliku i smętnie sączył kolejnego drinka.
Znowu został wystawiony. Nie był zły. Nie był zaskoczony. Przywykał...
Nagle ktoś zasłonił mu oczy.
- Myślałeś, że tak łatwo cię oddam?- spytał ktoś- spróbowałem już każdego. Ty smakujesz najlepiej.
Wziął ręce.
Spojrzeli sobie w oczy.
- To idealny wieczór dla nas- roześmiał się Foreman- wszelkie dziwadła i potwory świętują
- Cukierek albo psikus- mruknął House, chwilę przed tym jak ich usta połączyły się w gorącym pocałunku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nisia dnia Sob 0:37, 01 Lis 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eriss
Queen of the Szafa


Dołączył: 08 Kwi 2008
Posty: 5595
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:52, 31 Paź 2008    Temat postu:

GŁOSOWANIE

Wybieracie 3 fiki i wysyłacie do mnie PW z tytułem: Głosowanie - konkurs fikowy #01
z wypełnioną taką tabelką:
I miejsce - tytuł fika
II miejsce - tytuł fika
III miejsce - tytuł fika

Głosowanie trwa do wtorku do godziny 20.00

Proszę nie głosować na swoje fiki i nie namawiać innych do głosowania na nie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eriss
Queen of the Szafa


Dołączył: 08 Kwi 2008
Posty: 5595
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:00, 04 Lis 2008    Temat postu:

WYNIKI

I miejsce
"Thriller" - Saph

II miejsce
"CUKIEREK" - Kama

III miejsce
"12 MIESIĘCY" - Nisia

tabela z wynikami:
[link widoczny dla zalogowanych]

gratulacje!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dark Angel
Nocny Marek
Nocny Marek


Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 5291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 69 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:07, 04 Lis 2008    Temat postu:

Gratulacje 2/3 trafiłam i to na odpowiednich miejscach, jestem z siebie dumna

EDIT
I dzięki serdeczne za głosy... Przepraszam, ale dopiero oprzytomniałam, bo coś dziś nie teges ze mną...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dark Angel dnia Wto 23:22, 04 Lis 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kama
She-Devil


Dołączył: 17 Mar 2008
Posty: 2194
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:09, 04 Lis 2008    Temat postu:

Gratuluję serdecznie Saph i Nisi Dziękuję za głosy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cwankiara
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 02 Lut 2008
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:12, 04 Lis 2008    Temat postu:

Gratulacje dla wszystkich podjumowców i oczywiście dziękuję za głosy:)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vicodin_addict
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 06 Sie 2008
Posty: 4562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: I share my world with no one else.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:21, 04 Lis 2008    Temat postu:

Gratulacje dla wszystkich.
I. Ołmajgosz. Dziękuję za głosy. Srsly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nisia
Killer Queen


Dołączył: 16 Maj 2008
Posty: 11641
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 97 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:29, 04 Lis 2008    Temat postu:

Gratki dla wszystkich i danke za głosy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Betta
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Sie 2008
Posty: 1014
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z nienacka...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:36, 04 Lis 2008    Temat postu:

Gratz ;*!
Haha, jeden głosik!
Rzondze! xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:40, 04 Lis 2008    Temat postu:

Gratuluję wszystkim i bardzo dziękuję za głosy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ana12
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 15 Sie 2008
Posty: 1168
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ***
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:56, 04 Lis 2008    Temat postu:

oklaski dal wszystkich
i dziękuje za te dwa głosy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ceone
Tygrysek Bengalski
Tygrysek Bengalski


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:28, 04 Lis 2008    Temat postu:

gartki dla wszystkich ;p

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evi
Messi Oosom Łajf
Messi Oosom Łajf


Dołączył: 05 Lip 2008
Posty: 8577
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: skądinąd
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:54, 04 Lis 2008    Temat postu:

gratuluję zwyciężczyniom i dziękuję za głosy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PannaN
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 13 Sie 2008
Posty: 795
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:03, 04 Lis 2008    Temat postu:

Gratulacje dla wszystkich : D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Konkursy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin