Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Konkurs fikowy #03 - B A N A N

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Konkursy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Eriss
Queen of the Szafa


Dołączył: 08 Kwi 2008
Posty: 5595
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:15, 06 Lis 2008    Temat postu: Konkurs fikowy #03 - B A N A N

„B A N A N”

Tematem trzeciego konkursu fikowego jest *tadadadadaaaaaaaaaaam*... ! ( )
Dlaczego taki? A dlaczego by nie?
Banany ostatnio są w modzie na forum.
Tak, więc...
Czekam na wasze bananowo-house'owe fiki!
Interpretacja tematu bardzo dowolna
Aaaaaaaa!
*pada przygnieciona giga-bananem-mutantem*


Zasady:
1. Fik zgłoszony do konkursu nie może być nigdzie wcześniej publikowany.
2. Musi zawierać co najmniej 100 słów
3. Musi być ukończony
4. Razem z fikiem należy wypełnić taką 'tabelkę':
Klasyfikacja: wiekowa (bez ograniczeń, +13, +16, +18 )
Postacie: czyli główne postacie w fiku
Uwagi: tu proszę napisać czy fik zawiera spojlery do jakiegoś odcinka oraz wszelkie inne uwagi
Opis: krótki opis fika (1-2 zdania)

5. Fiki proszę wysyłać do mnie na PW, przed tekstem umieścić tytuł i go 'pogrubić', by był widoczny.
6. Wszelkie pytania proszę zadawać w przeznaczonym do tego temacie
7. Można zgłosić do 3 fików.

Termin nadsyłania fików: 14 listopada godz. 20.00


Bardzo proszę by w temacie PW wpisać: Fik na konkurs #03

małe info:
Fiki dostaje na PW i zamieszczam je tu bez podania autora, żeby konkurs był anonimowy. Autorów podam podczas ogłoszenia wyników.

Uwaga:
Ze względu na cenzure na forum, jak widzicie nie można napisać ... no widzicie prawda? XD tak więc jeśli ktoś nie chce by się b a n a n zmienił w obrazek musi napisać go z kropką/kreską/spacją/cokolwiek w środku no chyba, że ma być obrazek to ja nie mam nic przeciwko


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Eriss dnia Pon 14:25, 24 Lis 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eriss
Queen of the Szafa


Dołączył: 08 Kwi 2008
Posty: 5595
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:37, 13 Lis 2008    Temat postu:

Choryrror

Klasyfikacja: bez ograniczeń
Postacie: Jimmy Wilson, złowieszczy <img src="http://i111.photobucket.com/albums/n152/saphira182/banana.gif">
Uwagi: brak
Opis: O tym, jak Jimmy był prześladowany.

Premia... Jimmy ścisnął w dłoni grubszy niż zazwyczaj plik banknotów wypłacony z bankomatu i z uśmiechem ruszył w stronę sklepu. Na dworze panowała ciemność, ruch na ulicy był nieduży.
- Tak, najwyższy czas sprawić sobie nową komórkę. - mruknął pod nosem. Wszedł do sklepu z nowoczesnym towarem przez szklane drzwi. Poprawił rozwiane od zimnego wiatru włosy - przyjemny, ciepły zapach wypełnił jego wnętrze, zrobiło się cieplej. Z uśmiechem ruszył w stronę półki z telefonami komórkowymi, żeby po piętnastu minutach wyjść z upatrzonym już dużo wcześniej, najnowszym modelem Samsunga.
Wesoło gwiżdżąc, szybszym krokiem oddalił się w stronę mieszkania. Wzdychał z radością cicho co kilka metrów i sprawdzał, czy pudełko dalej leży w kieszeni, jakby mogło dostać nóżek i uciec. Poklepał kieszeń z zadowoleniem - czuł się conajmniej jak król świata, teraz tylko zrobić sobie ciepłą herbatę i pobawić się nowym sprzętem.
Nagle poczuł się dziwnie osamotniony. Wiedział, że na ulicy nie ma prawie nikogo, ale teraz tą samotność dało się wyczuć niesamowicie łatwo. Wszystkie latarnie przygasły, ucichło szumienie liści, wszystko zwolniło. Zdawało się, że świat zamarł na chwilę. Zapanowała denerwująca, świdrująca cisza, tylko odgłosy jego coraz wolniejszych kroków i ocieranie puchatego płaszcza były jedynym źródłem hałasu. W końcu stanął, gdy powietrze zaczęła zasnuwać biała, gęsta mgła. Oddech Jimmy'ego zamienił się w parę. Mężczyzna ze strachem przycisnął się do ściany jednego z budynków. Spokój zdawał się być zmącony.
I nagle zobaczył to. Na środku jezdni, w miejscu, gdzie nie dotarła mgła, leżał średniej wielkości, żółty b a n a n. Wilson przełknął ślinę, czuł się, jakby owoc go obserwował. Ten jednak nie przejawiał szczególnych uczuć. Po prostu leżał. Jimmy postanowił cichutko go obejść i zamknąć się w mieszkaniu.
Nagle b a n a n zniknął, w powietrzu śmignęła złota smuga, a Wilson poczuł mocne ukłucie w boku, tak silne, że wywróciło go na chodnik. Zakrył głowę rękoma, przygotowany na więcej uderzeń, ale poczuł tylko dłoń, która go podnosi. Świat wrócił do normalności. Jimmy wstał i otrzepał się, dziękując starszemu mężczyźnie za pomoc i zapewniając go, że nic mu nie jest. Potem pierwsze co zrobił, to spojrzał na ulicę. Banana nie było. Zamrugał szybko oczami i pomacał kieszeń.

Komórki też nie.


----------------------------------------------------------------------------------


Miłość od pierwszego banana

Klasyfikacja: bez ograniczeń
Postacie: Greg, Stacy
Uwagi: Brak szczególnych uwag
Opis: Jak dwoje ludzi odnalazło w sobie drugą połówkę banana... na jakiś czas.

Leniwie ruszył chodnikiem w stronę najbliższego warzywniaka. Świdrował błękitnymi oczami co się tylko dało, ręce trzymał w kieszeni, szedł luźnym krokiem. Nie był charakterystyczny, ale się wyróżniał. To w nim było najdziwniejsze.
Gdy miał wchodzić do obskurnego sklepu, jego wzrok przyciągnął mały straganik z najróżniejszymi owocami. Wyglądały one dużo lepiej niż brudne i podejrzane warzywa na półkach u pani McForeman.
Podszedł do drewnianych "półeczek", na których leżały duże i dorodne jabłka, pomarańcze, cytryny... Leniwie przejechał po nich wzrokiem - nie wiedział co ma wziąć. Nagle zza lady wyskoczyła dziewczyna w żółtym fartuszku. Miała szeroki, promienny uśmiech, jasną czapeczkę z nazwą firmy i burzę czarnych, długich włosów.
- Witamy w naszym warzywniaku "na świeżym powietrzu", gdzie wszystko jest zdrowe i pyszne, czym mogę służyć? - zapytała pogodnie. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że rozmawia z młodym chłopakiem, w dodatku bardzo przystojnym.
Uśmiechnął się do niej. Sięgnął po kiść żółtych, dojrzałych <img src="http://i111.photobucket.com/albums/n152/saphira182/banana.gif">ów. Zarumieniła się, gdy musnął jej dłoń, przy podawaniu. Niemrawo zważyła towar i zapakowała do foliówki.
- Greg. - powiedział, gdy płacił.
- Stacy. - odpowiedziała, wydając resztę. Spojrzał na nią jeszcze raz, po czym obrał jednego banana ze skórki i zaczął jeść. Spodobało mu się - bana.n był słodki i soczysty, rozpływał się w ustach.
- Nie smakuje, jak zwykły bana.n. - powiedział rozmarzony.
- Wiem... - szepnęła Stacy, dalej zarumieniona - To bana.n czikita.
Poczuł, że wróci tu jeszcze nie raz.


----------------------------------------------------------------------------------


Bananana tu bananana tam

Klasyfikacja: bez ograniczeń
Postacie: House, Wilson
Uwagi: brak
Opis: Fic za krótki żeby go opisywać Pewnej nocy u House`a….

- Wilson, wyjaśnij mi dlaczego nigdy nie zakochałeś się w rudej kobiecie?
To pytanie zostało zadane Jimmie`mu mniej więcej po wypiciu czwartej butelki burbonu. Pisanie kto je zadał jest zbędne , oficjalnie wiadomo kto jest miłośnikiem tego trunku oraz to, że tylko jedna osoba w USA* jest w stanie wypić taką ilość alkoholu i móc zapytać swojego przyjaciela o takie coś w momencie kiedy pije drinka, co spowodowało jego nagłe zakrztuszenie
- A dlaczego ty, mimo tego, że jesteś najbardziej niewychowaną małpą jaką znam nie jadasz jedynie <img src="http://i111.photobucket.com/albums/n152/saphira182/banana.gif">ów?? – zripostował Wilson
- Połączenie <img src="http://i111.photobucket.com/albums/n152/saphira182/banana.gif">ów i alkoholu zmusiłoby mnie do częstych romansów z toaletą, więc sam rozumiesz – odparł House – nie mógłbym cię wtedy tak często nachodzić
- Może zrobisz mi jednak tą przyjemność?? – zapytał z sarkazmem
- Ja ci żadnych przyjemności robił nie będę!!! – wykrzyczał House
I w tym momencie obaj zasnęli;)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eriss
Queen of the Szafa


Dołączył: 08 Kwi 2008
Posty: 5595
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:47, 13 Lis 2008    Temat postu:

Rocznica

Klasyfikacja wiekowa: bez ograniczeń
Postacie: House, Cuddy, Joy
Uwagi: brak
Opis: O tym co House jest w stanie zrobić dla kobiety.

Nienawidził piec. Potrafił – jednak nienawidził. Na samą myśl o papraniu się w mące, odechciewało mu się wszystkiego. Nie był również typem dotrzymującym obietnice – tym razem jednak okazja była wyjątkowa, więc postanowił, że tego nie spieprzy. Była to, bowiem ich pierwsza rocznica, oraz pierwsze urodziny ich córeczki. Nie mógł uwierzyć, że minął już rok. Mała Joy rosła w oczach, wydawało się, że jeszcze nie tak dawno temu House ze wszystkich sił próbował odwieść Cuddy od adopcji, teraz nie potrafił sobie wyobrazić życia bez małej i jej pięknej mamy. To wszystko potoczyło się tak szybko. Nagłe przyjęcie Becci na oddział, zagrożenie ciąży, cesarskie cięcie, płacz Joy. A w tym wszystkim – on. Za wszelką cenę niedopuszczający do siebie prawdy o tym, że tak naprawdę oddałby wszystko, aby było to ich dziecko – Cuddy i jego. I stało się. Pocałunek, trzymanie Joy na rękach, wyznanie miłości. A to wszystko w ciągu jednego dnia.
Wyszedł wcześniej z pracy, uważając, aby Cuddy go nie przyłapała. Co prawda obiecał jej, że przygotuje niespodziankę, jednak Lisa znała go na tyle dobrze, aby nie robić sobie wielkich nadziei. Nakazał Wilsonowi, aby ten stał na czatach i kilka minut później parkował samochód przed supermarketem nieopodal ich domu.

Wchodząc do środka złapał za pierwszy lepszy wózek i wyruszył na łowy. Trochę trwało zanim znalazł wszystkie niezbędne składniki, jednak udało mu się. Dumny z siebie zapakował zakupy. Teraz czas przejść do tej trudniejszej części.

Będąc już w domu, udał się prosto do kuchni. Nie mógł tracić czasu. Lisa powiedziała, że będzie wcześniej, a nie mógł pozwolić sobie na to, aby zaskoczyła go w połowie pracy. Wyciągnął z kieszeni pomiętą listę zakupów i postanowił sprawdzić, czy aby na pewno ma wszystko.

Mąka pszenna – jest
Cukier – jest
Masło – jest
Jajka – są
Soda – jest
Banany - ?

Banany… - ?!?!?!?!

– Cholera! Gdzie te banany?! - Krzyknął przerażony. Czyżby zapomniał o najważniejszym składniku swojego wypieku? Był prawie pewien, że je kupował. Rzucił się „biegiem” do przedpokoju, aby sprawdzić czy przypadkiem nie zostawił tam jeszcze jednej z zakupowych toreb. Odetchnął z ulgą. Stała tuż obok kluczy i kurtki, które rzucił w kąt, kiedy tylko przekroczył próg.

- Zabawę czas zacząć…

Powiedział i zamoczył ręce z mieszance mąki i masła. Walka była trudna. Mieszał, rozdrabniał, wsypywał. Oczywiście nie obyło się bez ofiar. Poległy dwie szklanki, kto by jednak zwracał uwagę na poległych, kiedy w grę wchodziła tak wysoka stawka. Kiedy skończył w kuchni panował chaos, a on sam wyglądał jak małe dziecko po zetknięciu z farbami, z tą jednak różnicą, że umazany był mąką oraz innymi składnikami swojego wypieku. To jednak również nie miało żadnego znaczenia.

- Pantoflarz… - pomyślał. Sam się dziwił, że potrafił się tak poświęcić dla kobiety… dla kobiet – Całe szczęście, że Wilson mnie nie widzi. Śmiałby się ze mnie do końca moich dni… - zadrwił sam z siebie.

Właśnie skończył rozkładać talerze, kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Lisa, trzymając Joy na rękach przekroczyła próg.

- Już jesteśmy! – krzyknęła. Zdziwiła ją cisza panująca w domu. Przeważnie, kiedy wracała dom wypełniony był hałasem dobiegającym z coraz to nowszych gier wideo, które jej ukochany sprawiał sobie systematycznie. Kiedy udało mu się wyrwać wcześniej z pracy, miał jedyną okazję na chwilę dla siebie. Gdy w pobliżu była Joy prawie nie odstępował małej na krok.

Nie usłyszawszy odpowiedzi udała się do kuchni. Zobaczyła nakryty stół, pośrodku którego stało pysznie wyglądające ciasto. Faktycznie – kiedy weszła do domu poczuła przyjemny zapach, nie spodziewała się jednak takiej niespodzianki. House zobaczywszy ją, poszedł do niej. W pierwszej kolejności pocałował Joy w czółko, następnie złożył czuły pocałunek na ustach Lisy.

- Wszystkiego najlepsze kochanie… - wyszeptał prosto w jej ucho.


----------------------------------------------------------------------------------


WIELOBANANOWA ZNAJOMOŚĆ

Klasyfikacja: +16
Postacie: House, Cuddy
Uwagi: brak
Opis: Cuddy prowadzi owocowe (i owocne) śledztwo, wspominając bananowe chwile z przeszłości.

Ba.nan na biurku.
Fakt, była przyzwyczajona do różnych symboli. Kiedy po sprawie sądowej znalazła w gabinecie szmacianą lalką w pomarańczowym ubraniu więziennym, umiała zinterpretować to jako: „Będziesz niezłą matką. Dzięki za wyciągnięcie z paki”. Oczywiście musiała wcześniej przypomnieć sobie, że House bywa ludzki. Ktoś, kto nie znał go tak dobrze, mógłby zinterpretować komunikat jako: „Twoje ewentualne dzieci i tak skończą w więzieniu”.
Ale żeby ban.an?
Kiedy po wypadku autobusu na wycieraczce znalazła strój pielęgniarki i kartkę z napisem „DEGRADACJA”, wiedziała, że to podziękowanie House’a za czuwanie przy jego łóżku. Ewentualnie zawierająca drobny podtekst seksualny. Prosta zagadka.
Jednak, cholera, ban.an?
Jakie jest jej pierwsze skojarzenie z bananem?
Zaczerwieniła się. No dobrze, może jakieś drugie skojarzanie, bo przecież House’owi nie może chodzić o tak prostą aluzję. Ona, House, ban.an. Jakie jest połączenie? Myśl, Liso, myśl.

***
- To twój ulubiony owoc?
- Czego znowu chcesz, House? – spytała Cuddy, nie podnosząc głowy znad zeszytu i gryząc kolejny kęs banana.
- Nic takiego. Tylko zauważyłem, że jesz dużo ban.anów. Ale nic dziwnego, że już lubisz. Są takie długie. I twarde.
Zakrztusiła się. Świetnie, to tyle w kwestii zachowania kamiennej twarzy przy odzywkach tego zarozumiałego idioty.
- Nie dlatego je lubię. Z tych powodów lubię... inne rzeczy – uśmiechnęła się słodko. – Banany mają tę zaletę, że jeśli rzucę skórkę za siebie, to może przewróci się na niej pewien dupek, który łazi za mną od tygodni.
Speszył się lekko. Nie mógł przecież zaprzeczyć, że od pewnego czasu był zawsze tam, gdzie ona.
Pozbierał się jednak szybko:
- Chciałem cię tylko pochwalić. Nieźle sobie radzisz z tymi... bananami. Ale ćwicz dalej, ćwicz. Zdolności „językowe” mogą ci się przydać. Są branże pasujące do ciebie bardziej niż medycyna.
Wstała i odeszła z wysoko podniesioną głową. Oczywiście szedł za nią. Przeklęta legenda kampusu. Wszystkie dziewczyny marzyły, żeby „ten fascynujący Greg” zwrócił na nie uwagę. Niech te idiotki spróbują skosztować jego uwagi chociaż przez jeden dzień.
Jak dobrze, że za kilka miesięcy House skończy studia i wyjedzie, a ona nie będzie musiała słuchać jego seksistowskich komentarzy o swoich dekoltach. Nigdy więcej.


***
Uśmiechnęła się pod nosem na to wspomnienie. O, naiwna młodości. Ale przecież House na pewno nie pamiętał tej rozmowy. Ona sama zapamiętała tę scenę tylko dlatego, że dwa dni później faktycznie rzuciła ze siebie skórkę od banana. A jej ulubiony profesor zwichnął sobie przez to nogę...
Ale House’owi musiało chodzić o coś innego. Tutaj dochodziła znowu do seksualnych aluzji. A przecież miała szukać bardziej wyszukanego skojarzenia.
Spojrzała na banana...

***
- Czemu ja to robię?
- Bo jestem kaleką – przypomniał jej złośliwie. – W dużej mierze przez ciebie. I powiedziałaś, że jak będę kogoś potrzebował, to mam zadzwonić.
No tak, powiedziała. To była rozpaczliwa próba ratowania ich przyjaźni. A potem Stacy odeszła, a ona musiała sobie radzić z jeszcze bardziej zgorzkniałam i złośliwym House’em. Tym razem zadzwonił, bo miał ochotę na wycieczkę. Ale tak naprawdę chodziło o to, żeby ją pomęczyć. Po co innego kazałby zawieźć się...
- Zobacz, małpki!
... do zoo. Jak ona nie cierpiała zoo! Coś się w niej wywracało, gdy widziała te wszystkie uwięzione zwierzaki. Oczywiście, wiedział o tym.
- Zobacz, ten goryl po lewej wygląda zupełnie jak Michaels.
Spojrzała i wbrew sobie parsknęła śmiechem. Faktycznie, wykapany ordynator interny.
- Chyba jest głodny... – mruknął House.
Najwyraźniej był dziś w niezłym nastroju. A to mogło znaczyć tylko jedno. Musiała nastawić się na różne szaleństwa.
- Damy panu doktorowi banana – stwierdził House i wyciągnął z plecaka kiść owoców.
- House, napisali wyraźnie, żeby...

- ... nie karmić zwierząt! – krzyczała na niego pół godziny później. - Ale ty musiałeś oczywiście zrobić po swojemu. Wisisz mi pięćset dolarów, które musiałam zapłacić za karę!
- A ty wisisz mi zdrową nogę! – warknął.
Umilkli. Po chwili zaparkowała pod jego domem.
- Wynoś się.
- Nie histeryzuj. Może bananka?
- Wypchaj się swoimi bananami, House!
Wysiadł. Odjechała. Bez słowa, za to z piskiem opon.


***
Seks albo kłótnia. Taki właśnie miała wybór, kiedy szukała spraw łączących ją, House’a i banany. Właściwie, taki miała wybór spraw łączących ją, House’a i cokolwiek. W czym ban.an był wyjątkowy? A może...
Sięgnęła po telefon i wybrała numer.
- Nie, House! Nigdy więcej pójdę z tobą do zoo! Nawet za wszystkie banany świata.
Przez chwilę na linii panowała cisza.
- Cuddy? Mówisz o tym bananie na twoim biurku? Rozdawali je w kafeterii. Pamiętam, że kiedyś je lubiłaś, więc ci jednego przyniosłem. W zamian oczekuję zwolnienia z kliniki na jeden dzień.
- To znaczy... – poczuła, jak się czerwieni.
- To znaczy, że niepotrzebnie szukasz we wszystkim jakichś podtekstów. Zoo? Naprawdę musisz mi opowiedzieć, jakimi drogami wędrował twój naćpany widokiem banana umysł. Wpadnę wieczorem i mi opowiesz. Kup jakieś wino. Pasuje?
Z zażenowania nie zdążyła odpowiedzieć, więc wyciągnął z tego wygodny wniosek:
- Nic nie mówisz, czyli się zgadzasz. Świetnie, jesteśmy umówieni. Do zobaczenia.
Rozłączył się, a ona przez chwilę wpatrywała się w telefon. Jak to: są umówieni? Coś ją tknęło. Wybrała inny numer.
- Tu Lisa Cuddy. Czy to prawda, że w kafeterii rozdawano dziś owoce...? Tak, rozumiem, nic takiego nie miało miejsca. Dziękuję. Do widzenia.
Popatrzyła na banana raz jeszcze. No tak. Czyli jakimś cudem są umówieni. Na wieczór. Z winem.
Naprawdę powinna już się nauczyć, że najlepiej ufać pierwszym skojarzeniom.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Eriss dnia Czw 23:12, 13 Lis 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eriss
Queen of the Szafa


Dołączył: 08 Kwi 2008
Posty: 5595
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 23:27, 14 Lis 2008    Temat postu:

Banana Pancakes

Klasyfikacja: bez ograniczeń.
Postacie: House, Cuddy, Nancy Carter (pacjentka) oraz Cameron
Uwagi: brak.
Opis: Fik opowiada o pacjentce, którą przyjął House. Rano przyrządzała ciasto bananowe dla męża i doznała duszności oraz pokrzywki.

House wszedł do gabinetu Cuddy.
- Co masz dzisiaj dla mnie? – zapytał opierając się o laskę.
- Nancy Carter, lat 32, ma pokrzywkę i duszności. – rzuciła jakby od niechcenia i podała House’owi teczkę.
- Pewnie ma jakieś lęki. – mruknął sarkastycznie.
- Na jej koncie znajdzie się kolejny gdy ją odwiedzisz. – uśmiechnęła się delikatnie i wstała z fotela, po czym podeszła do House’a kładąc mu dłoń na ramieniu – Tylko jej nie wystrasz jakąś wybujałą diagnozą, bo wtedy duszności jej się nasilą. – uśmiechnęła się i poszła w stronę biurka, usłyszała za sobą tylko pusty dźwięk zamykanych drzwi.
House próbując poskromić swoje myśli, które były złośliwymi uwagami przygotowywanymi na spotkanie z naiwną histeryczką i to w dodatku blondynką – czego jeszcze nie wiedział szedł w stronę swego gabinetu, gdzie Nancy Carter już na niego czekała.
Otworzył drzwi i wszedł do gabinetu utykając lekko, zobaczył swoją pacjentkę, nawet nie odezwał się słowem, usiadł na biurku i zajrzał w dokumenty.
- Duszności, tak? – spytał znów sarkastycznym tonem.
- Dokładnie i swędzą mnie dłonie. – jęknęła kobieta patrząc z przerażeniem na House’a.
- Ktoś u Pani w rodzinie przebył choroby układu oddechowego? – uniósł brew nawet na nią nie spoglądając.
- Moja babka miała astmę. – wciąż miała przerażoną minę.
- To wszystko wyjaśnia. – poszedł na łatwiznę.
- Pokrzywka nie bierze się z chorób oddechowych. – pouczyła go robiąc złośliwą minę.
- Ach racja, przecież jeszcze ta pokrzywka na dłoniach. – tu urwał i spojrzał na nią poważnie – Ma pani chwasty z rodziny pokrzywowatych w swoim ogrodzie? – zapytał.
- Nie mam ogrodu i nie dotykałam żadnych pokrzyw. – ucięła.
A on w tym momencie wstał i wyszedł ze swojego gabinetu, po czym bez pukania wszedł do Cuddy.
- Symulantka. – rzucił bez wahania i położył teczkę na jej biurku.
- Jak to symulantka. Czyś ty zwariował ? Chyba pokrzywki nie zasymulowała, widziałam ten obrzęk na dłoniach. – zirytowała się – We wszystkich tylko widzisz szulerów i kłamców, bo próbujesz sobie ułatwić robotę. Może byś chociaż poświęcił trochę więcej czasu biednej kobiecie, skoro do Ciebie przyszła? – wytknęła mu błąd.
- Kto tu jest biedny… - ruszył w stronę drzwi.
- House! – wrzasnęła – Naprawdę chcesz sobie odpuścić? – spytała.
- Zawsze jestem stuprocentowo poważny. – nie odwrócił się nawet w jej stronę.
- To dzisiaj to zmienisz, przecież kobieta sobie tego nie wymyśliła, gdyby wiedziała, że ją przyjmiesz to by tego nie robiła – więc mamy potwierdzenie, że nie symuluje. – tu uśmiechnęła się delikatnie.
- Pewnie napotykała się pokrzyw i umartwia się nad swoimi bąblami na dłoniach. Duszności? Tak jak już mówiłem pewnie się czegoś zlękła. – urwał cały czas stojąc do Cuddy odwrócony plecami – Jej babka miała astmę.
- Ty to zlekceważyłeś ?! Gregory House, dowiedział się, że babka pacjentki miała astmę, a pacjentka ma duszności i sądzi, że jest symulantką; na niebiosa… - westchnęła – Czy Ty zdajesz sobie sprawę jaki zasadniczy błąd popełniłeś ?!
- Ja nigdy nie popełniam błędów Liso. – odwrócił się w jej stronę na jego twarzy zawitał delikatny uśmiech.
- Wróć do niej i pogadaj z nią jeszcze, nie możemy tego tak zostawić. – powiedziała władczym tonem.
Choć nie w jego stylu było słuchanie poleceń bo to on zazwyczaj je wydawał, to jednak posłuchał się Cuddy i wrócił do siebie.
- Jest pani alergiczką? – zapytał napierając na pacjentkę.
- Byłam przebadana w szkole średniej, nic nie wykryto. – wystraszyła się nie na żarty.
- Pani rodzina miała jakąkolwiek alergię?
- Moja babka miała, ale nie wiem jaką. – zmarszczyła czoło.
- Czyli wszystko za sprawą babki. – mruknął i wyszedł, po czym złapał na korytarzu Cameron – Zróbcie jej wszystkie możliwe badania alergiczne. – polecił jej i wrócił do gabinetu Cuddy.
- Jej babka miała astmę i alergię, to przypadek? – spytał siadając na sofie.
- Mówiłam, że próbowałeś sobie ułatwić robotę…i co odesłałeś ją do domu? – zapytała spokojnie.
- Nie, powiedziała, że była badana, ale zleciłem Cameron zrobienie jej wszystkich badań alergicznych.
- To pozostało nam tylko czekać na wyniki. – mruknęła.
- Zapewne będą negatywne. – i tak wiedział swoje.

***

Parę godzin później.

House znalazł Cameron i podchodząc do niej zapytał :
- Jak się ma nasza symulantka ? Wykryliście coś ?
- Jest uczulona na wszelkie produkty zawierające owoce z rodziny bananowatych.
- Banany? – aż sam się zdziwił wytrzeszczając oczy.
- Dokładnie. – powiedziała z uśmiechem.
House wziął tylko od niej wyniki i popędził do Lisy.
- Jest uczulona na bananowate. – uśmiechnął się.
- Czyli nie przypadek mądralo.
- Nie nazywaj mnie tak. – rzucił i wyszedł do Nancy.
- Czy jadła lub przygotowywała dziś Pani banana w jakiejkolwiek postaci?
- Robiłam dzisiaj ciasto bananowe – zdziwiła się – A co to ma do rzeczy?
- W czystej postaci dotykała pani banana?
- A niby w jakiej? – roześmiała się histerycznie.
- Więc wiadomo skąd pokrzywka i duszności. Jest pani uczulona na bananowate.
- Słucham?
- Na wszelkie produkty zawierające coś z <img src="http://i111.photobucket.com/albums/n152/saphira182/banana.gif">, krótko mówiąc. – mruknął sarkastycznie jak to zwykle.
- Obrzęk w postaci pokrzywki za parę dni ustąpi samoistnie, duszności także miną. Proszę się trzymać P. Carter i nie dotykać, a tymbardziej nie jeść <img src="http://i111.photobucket.com/albums/n152/saphira182/banana.gif">ów! – przestrzegł ją i skończył pracę na dziś. Wyszedł przed szpital i wsiadł na swój motocykl.
Wrócił do domu, gdzie zastał Wilsona przygotowującego kolację. Rozebrał się i wszedł do kuchni.
- Masz może ochotę na naleśniki bananowe? – zapytał Wilson z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- A dajcie Wy mi święty spokój z tymi bananami, bo jeszcze sam zaraz dostanę uczulenia… - krzyknął i udał się do sypialni.


----------------------------------------------------------------------------------


Założysz się?

Klasyfikacja: bez ograniczeń
Postacie: Greg House, Alison Cameron, James Wilson, Lisa Cuddy, Eric Foreman
Uwagi: Brak spojlerów.
Opis: O przegranym zakładzie.

Greg nie mógł powstrzymać uśmiechu. Przed chwilą przebiegł obok niego duży, pluszowy b a n a n. Zdawało się, że zatrzymał się i chciał mu przyłożyć, ale nie miał siły i możliwości. Gregowi przypomniał się wczorajszy wieczór, przyjacielskie, męskie spotkanie... Kilka szklaneczek... Może trochę więcej. Potem głupi pomysł z zakładem i wygrana. Usiadł ze śmiechu i złapał się za brzuch. Jak to dobrze mieć opanowaną technikę wygrywania. Niekoniecznie fair.
***
Alison przetarła oczy ze zdziwienia. Albo za długo pracowała i jest zmęczona, albo właśnie korytarzem śmignął monstrualny b a n a n. Usiadła zdziwiona. Czy to możliwe, że jakiś wariat uciekł z psychiatryka? Albo ktoś robi sobie żarty?
Spojrzała w kalendarz. Nie, dzisiaj nie ma żadnej, szczególnej okazji do przebieranek. Potrząsnęła głową i podeszła do kranu. Odkręciła kurek zimnej wody i przemyła twarz. Otrzepała się i stwierdziła, że musi wziąć krótki urlop.
***
Jimmy otworzył szeroko usta. A jednak! Jednak doszło do tego! Głupi House... I jego świetne poczucie humoru. Jak się teraz musi czuć ten biedak? Co musi przeżywać? Wilson dręczył się myślą, że mógł zostać trochę dłużej i zapobiec tragedii.
Po chwili jednak, widząc czarny kuperek pluszowej maskotki znikający za zakrętem wybuchnął śmiechem. Stwierdził, że przyda się więcej przyjacielskich spotkań.
***
Lisa właśnie wychodziła z gabinetu, trzymając w ramionach papiery. Ze stoickim spokojem i delikatnym, pogodnym uśmiechem szła korytarzem, zmierzając do pielęgniarek. Nagle przystanęła ze strachem. Słyszała chyba tupanie nóg. Zbyt głośne i szybkie. I się zbliżało! Nagle zza rogu wyskoczył...ogromny b a n a n! Lisa krzyknęła ze strachu. Potwór wpadł na nią i wytrącił z jej rąk wszystkie papiery, po czym uciekł. Lisa zamrugała oczyma. Były one teraz większe niż pięciozłotówki. Ręce trzymała nadal w obronnym geście, na twarzy malowało się przerażenie.
Powoli się schyliła i podniosła papiery. Szybkim krokiem wróciła do gabinetu, a gdy usiadła, nasunęła jej się jedna myśl.
To musi być jakoś związane z Housem.
***
Eric biegł w stronę drzwi wyjściowych. Był cały zgrzany i mokry. Bolały go nogi i ręce, na dodatek chyba dostał uczulenia. Wypadł na dwór i z wyraźną ulgą schował się wśród pobliskich drzew.
Posiedział chwilę, głośno dysząc, po czym zdjął pluszowy kostium.
- Nigdy... więcej... zakładów... z Gregiem. - wyszeptał.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eriss
Queen of the Szafa


Dołączył: 08 Kwi 2008
Posty: 5595
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 23:30, 14 Lis 2008    Temat postu:

GŁOSOWANIE

Wybieracie 3 fiki i wysyłacie do mnie PW z tytułem: Głosowanie - konkurs fikowy #03
z wypełnioną taką tabelką:
I miejsce - tytuł fika
II miejsce - tytuł fika
III miejsce - tytuł fika

Głosowanie trwa do wtorku do godziny 20.00

Proszę nie głosować na swoje fiki i nie namawiać innych do głosowania na nie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eriss
Queen of the Szafa


Dołączył: 08 Kwi 2008
Posty: 5595
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:59, 18 Lis 2008    Temat postu:

Ze względu na małą ilość głosów przedłużam głosowanie do jutra, do godziny 20.00.
Bardzo proszę byście zagłosowali.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eriss
Queen of the Szafa


Dołączył: 08 Kwi 2008
Posty: 5595
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:42, 20 Lis 2008    Temat postu:

WYNIKI

I miejsce
Betta - Założysz się? (24)

II miejsce

Kama - WIELOBANANOWA ZNAJOMOŚĆ (12)
Betta - Choryrror (12)

III miejsce
Katarzyna - Rocznica (10)


'tabelka' ;p
Betta - Choryrror (12)
Betta - Miłość od pierwszego banana (2)
cwankiara - Bananana tu bananana tam (2)
Katarzyna - Rocznica (10)
Kama - WIELOBANANOWA ZNAJOMOŚĆ (12)
Arno - Banana Pancakes (4)
Betta - Założysz się? (24)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jarii007
Kardiochirurg
Kardiochirurg


Dołączył: 30 Wrz 2008
Posty: 2951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:48, 20 Lis 2008    Temat postu:

Gratulacje



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arno
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 13 Lis 2008
Posty: 306
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 0:10, 21 Lis 2008    Temat postu:

Zaraz za podium.
4 miejsce i 4 głosy. xD
Mimo wszystko jest mi bardzooo miło. Dzięki za głosy, no i ofc gratuluje tym, którzy zwyciężyli.!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Arno dnia Pią 0:10, 21 Lis 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Konkursy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin