Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Konkurs fikowy #11 - Piosenka

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Konkursy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:11, 19 Lip 2010    Temat postu: Konkurs fikowy #11 - Piosenka

„Piosenka”


Cytat:
Motywem przewodnim tego konkursu jest piosenka. Cały fik może być w formie piosenki, możecie też wpleść dowolny utwór w treść opowiadania... Poza tematem niczego nie narzucam,możecie dać się ponieść wyobraźni.




Zasady:
1. Fik zgłoszony do konkursu nie może być nigdzie wcześniej publikowany.
2. Musi zawierać co najmniej 100 słów
3. Musi być ukończony
4. Razem z fikiem należy wypełnić poniższą "tabelkę":
Klasyfikacja: wiekowa (bez ograniczeń, +13, +16, +18 )
Postacie: czyli główne postacie w fiku
Uwagi: tu proszę napisać czy fik zawiera spojlery do jakiegoś odcinka oraz wszelkie inne uwagi
Opis: krótki opis fika (1-2 zdania)
5. Fiki proszę wysyłać do mnie na PW, przed tekstem umieścić tytuł i go 'pogrubić', by był widoczny.
6. Wszelkie pytania proszę zadawać w przeznaczonym do tego temacie
7. Można zgłosić do 3 fików.

Termin nadsyłania fików: 6 sierpnia godz. 18.00

Bardzo proszę by w temacie PW wpisać: Fik na konkurs #11

Fiki dostaję na PW i zamieszczam tu bez podania autora, żeby konkurs był anonimowy

Uwaga:

Nie mamy nic przeciwko betowaniu fików konkursowych, jeżeli spełnione zostaną dwa warunki:
1. Osoba betująca zachowa dyskrecję co do tożsamości Autora,
2. Beta nie będzie zachęcała do głosowania na tekst, który sprawdzała, jak również sama nie może oddać na niego głosu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Saph dnia Nie 12:33, 14 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 7:52, 05 Sie 2010    Temat postu:

Do udziału w konkursie na chwilę obecną mam aż 0 zgłoszeń! W związku z tym wprowadzam małe zmiany dot. konkursów fikowych.

Z wrzuceniem opowiadań od teraz czekać będę do chwili, gdy uzbiera mi się ich 7. I do czasu, gdy tych 7 fików nie będę miała w swej skrzynce, możecie sobie pomarzyć o kolejnej odsłonie konkursu. Nowe tematy przewodnie będą się pojawiać wyłącznie po uzyskaniu 7 zgłoszeń do aktualnego wyzwania fikowego.

Także nadal można nadsyłać fiki na konkurs fikowy #11 - Piosenka. Do upadłego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 6:53, 25 Sie 2010    Temat postu:

Mam już 4 fiki, więc jeszcze tylko 3 i możemy ruszyć z konkursem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:50, 04 Paź 2010    Temat postu:

Przyszło 6 fików i mówiąc szczerze zabrakło mi cierpliwości, by dalej czekać. Miłego czytania!



Przepraszam za miłość

Klasyfikacja wiekowa: bez ograniczeń
Postacie: House, a raczej myśli Housa
Uwagi:
*SPOJLERY DO ODCINKÓW 5x23 I 5x24!!!
Użyta piosenka: Shout- przepraszam za miłość
Opis: House myśli o tym co się zdarzyło w 5x23 i 5x24


Znów siedzę sam wśród czterech ścian
Już zamknięty czas wspólnych dni
To już koniec, koniec
To był tylko sen, piękny sen
Znów słyszę głos, wciąż jeszcze trwa
Chodź brak mi sił by powiedzieć ,że
To już koniec ,koniec
To był tylko sen, piękny sen... przepraszam więc.

Zwykła durna halucynacja…

Przepraszam Cię za miłość mą
Wybacz mi, że Ciebie wybrałem
Przepraszam Cię za miłość mą
Wybacz mi, że jesteś mi bliska... wybacz mi

Wszystko przez ten pieprzony vicodin…

Kolejny dzień przeżyłem sam
Nie liczę dni, bo szkoda łez
To już koniec ,koniec
To był tylko sen, piękny sen
Ja czekam wciąż na miłość Twą
I nie mów mi, że szkoda łez
I że koniec, koniec
To był tylko sen piękny sen... przepraszam więc.

Kochasz ją House. Kochasz Cuddy. Tyle że… najwyraźniej ona ciebie nie.
Uzależniony narkoman. To były tylko halucynacje.


Przepraszam Cię za miłość mą
Wybacz mi, że Ciebie wybrałem
Ale takie realne…

Przepraszam Cię za miłość mą
Wybacz mi, że jesteś mi bliska... wybacz mi.

Głupi House. Nie dość że ćpun, to jeszcze gada do siebie w psychiatryku.



Complicated

Klasyfikacja wiekowa: bez ograniczeń
Postacie: Gregory House a gdzieś w tle John.
Uwagi: W tle piosenka Good Charlotte „Complicated”
Opis: Przemyślenia House’a po śmierci ojca.


Było późne, wiosenne popołudnie. Gregory House siedział zamyślony w swym gabinecie, sprawiając wrażenie przygnębionego i nieobecnego. Z głośnika w kącie pokoju płynęła muzyka.

And we've been here for so many years,
But still it seems as if you're not there (are you there?)


Tak, zawsze wydawało mu się, że John House jest cieniem ojca. Jakby przez te wszystkie lata doświadczał kontaktu bardziej z duchem, niż z żywą, w pełni zmaterializowaną osobą. Niby był obecny w jego życiu, niby stanowił istotną jego część, ale czy była mu ona należna? Czy zasługiwał na miano rodzica?

Well, every time I talk, you turn away (do you care?)
Isn't Dad an obligation to care?


Właśnie – w tym tkwił problem. Jedyne sytuacje, w których ojciec wyrażał zainteresowanie synem, to te, w których mógł mu wytknąć popełnione błędy. Momenty, w których mógł go poniżyć, upokorzyć. Czy tak postępuje dorosła, w pełni ukształtowana psychicznie osoba? Czy to normalne, że 10-letni chłopiec boi się wrócić do domu, bo wie że spóźnił się całe 5 minut? Że tłumaczenie, że autobus przyjechał chwilę po czasie nic nie da, że po raz kolejny usłyszy, jakim zawodem jest dla Johna, jak ten bardzo żałuje, że ma takiego właśnie syna? Czy takie zachowanie można nazwać w ogóle troską? Innego zainteresowania ze strony ojca Greg nigdy nie doświadczył.

And we've been here for so many years,
So many years still it seems,
Why you so complicated? (yeah),
You're overrated (well alright),
You're complicated,
Well this feeling is love


Diagnosta zdawał sobie sprawę z tego, że nie tylko House Senior był skomplikowany. Wiedział, że sam nie należy do osób dobrych w kontaktach międzyludzkich. Co więcej – doskonale rozumiał, kto go takim skomplikowanym uczynił.

Lata spędzone na próbach zaimponowania ojcu; lata w których całym swoim jestestwem próbował udowodnić, że jest coś wart. Że jest wart jego uwagi; uwagi innej, niż ta, z którą spotykał się przez całe swe dotychczasowe życie – składającej się wyłącznie z wiecznych pretensji, przytyków i kar, które miały uczynić z niego mężczyznę. I trzeba przyznać, że uczyniły, lecz nie takiego, o jakim marzył John. No ale jak to mówią: „Nie można mieć wszystkiego.”, prawda? Widać facet, który go wychował, nie słyszał nigdy piosenki Stonesów, bo gdyby było inaczej, wiedziałaby że jeśli się postara, to dostanie to, czego mu potrzeba.

Well I came in the door,
Yeah I said it before,
I never let the stress get me down no more


Niedawno stracił tę namiastkę ojca, którą posiadał. John House zmarł, a Greg wykonał test DNA. Nie było zaskoczeniem, że wynik wskazał na brak pokrewieństwa. Starszy mężczyzna nie miał już na niego żadnego wpływu. Ale czy na pewno?

And we've been here for so many years,
So many years still it seems,
Why you so complicated? (yeah),
You're overrated (well alright),
You're complicated,
Well this feeling is love




,,What a wonderful world”


Klasyfikacja: +13
Postacie: Dr Gregory House, Dr James Wilson, Dr Lisa Cuddy, Dr Chris Taub
Uwagi: żadnych :-)
Opis: W szpitalu coś się szykuje, coś o czym nie wie ani House, ani Cuddy. Taub i Wilson trzymają język za zębami...

House wszedł do szpitala i od progu wyczuł, że coś nie gra. Podłoga była idealnie wypucowana, tak, że trudno się było nie poślizgnąć. Znikły wreszcie świąteczne jajka, które doprowadzały go do furii. Cuddy udawała obrażoną, po tym, gdy pewnego dnia jadła lizaka w kształcie pisanki, a przechodzący obok diagnosta rzucił: ,,Dam ci moje, tyleż samo pracy językiem”.
Czuł, że coś się dzieje, ale ledwie zdążył to wszystko ogarnąć, gdy z zamyślenia wyrwał go Taub.
- Wreszcie jesteś.
- Wreszcie? – Gregory spojrzał na zegarek – Jestem tak, jak zwykle…
Chris przygryzł wargę i szybko się poprawił:
- Nie ważne, posłuchaj, mamy pacjentkę… czterdziestoparoletnia kobieta z chorobą weneryczną.
- Przecież to nie przypadek!
- Jest tylko jedno ,,ale”. Ona jest dziewicą.

***
Drzwi gabinetu Lisy Cuddy otworzyły się z impetem. Ona sama nie musiała unosić głowy znad dokumentów, żeby zorientować się, kto przyszedł.
- Nie mam teraz czasu, na twoje problemy z kablówką.
- Co tu się dzieje?
- Siedzę i wypisuję jakieś durne potwierdzenia.
- Nie o to mi chodzi. Coś się święci, czuję to. A ty, jako dyrektor szpitala, powinnaś wiedzieć co.
- Właściwie… - zaczęła Cuddy odkładając długopis i wlepiając oczy w House’a - Miałam zamiar zapytać o to ciebie. Sądziłam, że to twoja sprawka, że stołówka jest zamknięta, a Brenda ciągle gdzieś biega.
Zapadła dość niezręczna cisza, podczas której Cuddy przyglądała się marszczącemu się czołu House’a.
- Wilson… - szepnął sam do siebie, mając zamiar wyjść, gdy…
- House? Dzisiaj jest 2 kwietnia…
Diagnosta odwrócił się i spojrzał na dziekan medycyny dziwnym wzrokiem.
- I?
- I nic. Tak tylko… przypominam ci, żebyś… eee… nie zapomniał, jaką datę masz wpisać na karcie pacjenta...
Cuddy szybko zanurzyła nos w dokumentach, ukrywając łzę.

***
James Wilson był właśnie w trakcie trudnej rozmowy, podczas której musiał poinformować żonę pacjenta, że ten umrze za dwa dni. Przeszkodził mu w niej naturalnie jego najlepszy przyjaciel, który podszedł do nich, stojących na korytarzu i wykrzyczał onkologowi do ucha:
- Co ty knujesz, co?!
- Przepraszam na chwilę – szepnął Wilson przepraszająco do kobiety i odciągnął House’a na bok.
- O co ci znowu chodzi?
- Coś kombinujesz, razem z moim zespołem. Czuję to.
- Oskarżasz mnie na podstawie zapachu mojej nowej wody kolońskiej? To…
- Oj, nie chodzi mi o to, doskonale wiesz! Przez przypadek znalazłem się w szatni z Foremanem. Oprócz tego, że zastałem go tam całkiem nagiego, zakładającego nowe ubrania, to zobaczyłem coś jeszcze…
Wilson zrobił pytającą minę.
- W jego szafce wisiał strój okolicznościowy.
- I sugerujesz, że to ja maczałem w tym palce?
- Nie ma dzisiaj moich urodzin, ani imienin. Więc? Szykujesz jakieś party, na którym się nie znajdę?
- Zapomniałeś, tak? Nie wierzę House! Zapomniałeś!
- O czym?
- Dzisiaj o 18.00 w jadalni. Przyprowadź Cuddy, nie zdążyłem jej o tym powiedzieć.
- O czym?!
- Sam się domyśl, nieomylny diagnosto – rzucił Wilson, będąc już przy żonie pacjenta.

***
Dochodziła 18.00. Za dziesięć minut powinien iść po Cuddy i zjawić się w jadalni. Przerażało go jednak to, że zapomniał. Zapomniał o czymś bardzo ważnym, a nie może przecież iść tam bez wiedzy, po co idzie. Jego komórka zapikała. Wiadomość od Wilsona.
,,Dziś są 45. Urodziny Cuddy, sklerotyku. Kazałem twojemu zespołowi, żeby nic ci nie mówili, chciałem zobaczyć, czy sobie przypomnisz.”
***
Cuddy weszła do ciemnego pomieszczenia.
- Niespodzianka! – rozległo się ze wszystkich stron, w tym samym momencie zapaliło się światło.
Cuddy zobaczyła znajomy personel, który wśród serpentyn i wiwatów życzy jej wszystkiego najlepszego. Łzy spłynęły jej po policzkach; jeszcze nikt nigdy nie zrobił jej takiej niespodzianki. Byli wszyscy. Z wyjątkiem tej jednej osoby, dla niej najważniejszej.
- Gdzie House? – spytał Wilson, kiedy z głośników poleciała muzyka, a wszyscy zaczęli się bawić – Miał przyjść z tobą…
- Wszedł tylko do mnie do gabinetu i powiedział, żebym tu przyszła.
Głośniki zapiszczały, muzyka przestała grać. Po chwili salę wypełnił głos Gregory’ego House’a, wzmacniany przez mikrofon.
- Zebraliśmy się, żeby uczcić urodziny naszej dziekan. Nie mówmy, które, to widać po rozmiarach jej pupy. Nie będę ci życzył miłości, bo wierzę, że już ją odnalazłaś…
Struny trzymanej przez niego gitary zadrżały. Po chwili lekarz zaczął grać. Dziwił się sam sobie, że wybrał akurat tę piosenkę. Dużo w życiu przeszedł , ale ten tekst, ta muzyka charakteryzowała jego aktualną pogodę ducha. Był szczęśliwy.


I see trees of green........ red roses too
I watch 'em bloom..... for me and for you
And I think to myself.... what a wonderful world.

I see skies of blue..... clouds of white
Bright blessed days....warm sacred nights
And I think to myself .....what a wonderful world.

The colors of a rainbow.....so pretty ..in the sky
Are there on the faces.....of people ..going by
I see friends shaking hands.....sayin'.. how do you do
They're really sayin'......I love you.

I hear babies cry...... I watch them grow
They'll learn much more.....than I'll never know
And I think to myself .....what a wonderful world

The colors of a rainbow.....so pretty ..in the sky
Are there on the faces.....of people ..going by
I see friends shaking hands.....sayin'.. how do you do
They're really sayin'...I ....LOVE....YOU).

I hear babies cry...... I watch them grow
You know their gonna learn
a whole lot more than I'll never know
And I think to myself .....what a wonderful world
Yes I think to myself .......what a wonderful world.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:55, 04 Paź 2010    Temat postu:

ZAŚPIEWAJ MI

Klasyfikacja wiekowa: bez ograniczeń
Postacie: dowolni kobieta i mężczyzna z serialu. Mężczyzna wprawdzie gra na fortepianie, ale kto powiedział, że Wilson, Chase lub Foreman nie mogą sprawić sobie takiego instrumentu? Albo Taub? Nie mam nic przeciwko!
Uwagi: Fragment wiersza wykorzystany w fiku nie jest mojego autorstwa - czyjego jest, dowiecie się po zakończeniu konkursu
Opis: Powiem banalnie - o sile muzyki. I zaufania. Oraz o znaczeniu tego, co się nam przytrafia, gdy jesteśmy jeszcze bardzo młodzi.


- Zaśpiewaj mi – poprosiła któregoś wieczoru.
Wywrócił oczami. Ona nie mogła tego widzieć - wokół było ciemno. Westchnął.
- Nie potrafię – rzucił na odczepnego.
- Potrafisz. Jeśli grasz na fortepianie, musisz umieć śpiewać, choć trochę.
Westchnął ponownie. Tak, potrafił śpiewać, nawet całkiem nieźle. Ale nie o trafianie we właściwe nuty tu chodziło. Wiedział, że jeśli otworzy teraz usta i spróbuje wydać z siebie dźwięk, głos ugrzęźnie mu w gardle i z całą pewnością nie wydostanie się na zewnątrz. Bo śpiewanie jest czynnością intymną. Nie mówimy tu oczywiście o sadystycznym bezczeszczeniu dzieła Animalsów, gdy wyjemy na imprezie o trzeciej nad ranem „There is a house in New Orleans…”, albo o zdzieraniu gardła przy „We are the champions” po wygranym meczu ulubionej drużyny. Śpiewanie komuś do ucha w środku nocnej ciszy jest jak szeptanie zwierzeń, jak wykrawanie głęboko skrywanego kawałka duszy i podawanie go komuś na dłoni. To nie jest coś, co można zrobić ot tak.
- Proszę, nie dzisiaj, jestem zmęczony – jęknął, licząc na to, że do jutra ona zapomni o tym dziwacznym pomyśle.
Milcząco się zgodziła. Ale nie zapomniała. Następnego dnia spróbowała ponownie. Za dwa dni również. I za trzy.
- Zaśpiewaj mi.
Czwartego dnia uległ. Pomyślał, że z jakiegoś zupełnie nie zrozumiałego dla niego powodu, musi jej na tym bardzo zależeć. Stwierdził, że zaśpiewa cokolwiek, coś zwyczajnego, może nawet śmiesznego, w nadziei, że ją to zadowoli i przestanie go wreszcie dręczyć tą niewygodną, nieco absurdalną sprawą.

Czwartego wieczoru odchrząknął więc, otworzył usta i jak gdyby nigdy nic - zaczął śpiewać. Lecz gdy pierwsze dźwięki wydostały się z jego gardła, poczuł, że nie będzie w stanie zaśpiewać tak, jak chciał - byle jak, sztucznie i obojętnie. Bo gdy już wydasz z siebie tę pierwszą nutę, pozostałe odrywają się gdzieś z samego dna serca i wypływają niepohamowanym strumieniem, jak woda wytryskająca ze źródła, jak cisnące się do oczu łzy nieopisanej rozpaczy lub radości. Miał rację - w nocnej ciszy, dla tego jedynego, wyjątkowego słuchacza, nie da się zaśpiewać, nie odkrywając przy tym swej duszy. Przestraszył się, gdy zobaczył, że drobne kawałeczki oderwane od jego wnętrza ulatują z krawędzi jego warg i fruną w górę, rozświetlając duszny mrok nocy. Chciał przestać, zamknąć usta natychmiast, lecz nie umiał. Wbrew swej woli – a może wcale nie? - śpiewał dalej, a srebrzyste, powstałe w jego duszy nuty unosiły się wokół, wyżej i wyżej, opromieniając ich twarze, rozsiewając mieniący się jasnymi kolorami ciepły blask. Ona patrzyła na ten niedostrzegalny dla nikogo innego spektakl z niemym zachwytem w swoich dużych, okrągłych oczach, rozgorączkowanych niecodziennym widokiem. Tkwiła w milczeniu i bezruchu, by nie spłoszyć tych zdumiewających, zrodzonych z muzyki istot. On natomiast, śpiewając, z rosnącym zdziwieniem obserwował, jak jej ciało staje się coraz bielsze i coraz cieńsze, niczym najdroższa porcelana. Powoli znikało. Gdy zrobiło się prawie zupełnie przezroczyste, mógł zobaczyć kłębiące się tuż pod powierzchnią jej skóry nuty najróżniejszych barw i kształtów. W końcu jej skóra stała się tak delikatna, że przestraszył się, że ona naprawdę zaraz zniknie zupełnie, że nie zostanie z niej już nic. Na szczęście właśnie wtedy piosenka dobiegła końca, jego śpiew się urwał i w ciągu kilku chwil wszystko wróciło do swego zwykłego stanu. Znów zapanowały cisza i ciemność. Ale teraz cisza i ciemność były inne niż zwykle. Były przyjazne. Oswojone.

Zasnęła wtulona w jego ramię, marząc o tym, by któregoś dnia zamienić się w rzeźbione w bursztynie skrzypce.
A on przestraszył się. Leżał długo z szeroko otwartymi oczami, wpatrując się w sufit, i myślał o tym, co przed chwilą zobaczył.

Następnego dnia unikał jej. I kolejnego również. Wykonywał najbardziej niedorzeczne czynności, takie jak porządkowanie starych gazet i naprawianie cieknącego kranu, byle tylko być czymś zajętym, gdy ona była w pobliżu. Po prostu bał się, że jeśli znów go poprosi, nie będzie umiał odmówić. A wtedy - jeśli znów zacznie śpiewać - uleci z niego cała dusza i wszyscy będą mogli ją zobaczyć jak na dłoni, a on stanie się w środku zupełnie pusty, jak wypchana trocinami kukła. A jego ukochana zamieni się w mgłę i rozpłynie się w powietrzu. I już jej więcej nie zobaczy. A tego by nie chciał. Bardzo by tego nie chciał.

Trzeciego dnia doszedł do wniosku, że dłużej tak się nie da. Że ma już dość naprawiania naprawionego kranu, sprzątania i tak nie dających się sprzątnąć gazet i wychodzenia z domu pod byle pretekstem na ten ohydny listopadowy ziąb. Tak, był mistrzem unikania. Ale jej spojrzenia, dotyku i głosu już dłużej unikać nie chciał. Poza tym zdawał sobie sprawę z nieracjonalności swoich obaw i czuł się z tym idiotycznie. Przecież od śpiewania, ani tym bardziej od słuchania, nikt jeszcze nie umarł – powtarzał sobie. A jako lekarz słyszał o wielu naprawdę niecodziennych przyczynach śmierci. Ale o zgonie w następstwie śpiewania lub słuchania z całą pewnością nie słyszał nigdy. Postanowił więc zaufać swojej medycznej intuicji. Poza tym – musiał to przyznać - zżerała go ciekawość… Co się stanie, jeśli znów zaśpiewa? Czy zobaczy to samo, co poprzednio…?

Trzeciego dnia wieczorem usiadł w fotelu i czekał aż ona wróci z pracy. Przyszła mu wtedy do głowy pewna melodia, zapamiętana jeszcze w dzieciństwie. Nie mógł się zorientować, skąd ją zna, ale muzyka stopniowo odtwarzała się w jego głowie. Zaczął nucić. I wtedy nagle przypomniał sobie - to była kołysanka. Tak, gdy był małym chłopcem, mama nuciła mu ją swoim miękkim, kojącym głosem, tuląc do snu. Zaśpiewaj mi – prosił ją co wieczór, wdrapując się na wysokie łóżko. Czysta pościel pachniała jak wiatr od morza. Dobrze, zaśpiewam ci, synku – mówiła, uśmiechając się łagodnie.
Przymknął oczy i w ciszy przyglądał się przesuwającym się pod powiekami wspomnieniom.

*

Gdy przyszła do domu, było już późno. On wstał wtedy z fotela i podszedł do niej bez słowa. Powiesił jej płaszcz na wieszaku, wziął ją za rękę i zaprowadził do fortepianu. Stanął nad klawiaturą i zastygł na moment w bezruchu. Potem nabrał do płuc powietrze, jakby chciał coś powiedzieć, ale z jego ust nie padło żadne słowo. Ona przyglądała mu się wyczekująco, ale z pełnym cierpliwości spokojem. W końcu drgnął, spojrzał na nią i, jakby zawstydzony wypowiadanymi słowami, powiedział cicho:
- Zaśpiewam ci.
Usiadł do fortepianu. Ona nadal stała obok, opierając się o czarny instrument, i patrzyła na niego tymi swoimi dużymi, okrągłymi oczami, których spojrzeniu nie potrafił się oprzeć. Zaczął grać. Grał tę zapomnianą melodię z dzieciństwa. Była spokojna i delikatna, jakby spod jego palców wypadały jasne perły. Muzyka, cisza i noc tworzyły niezwykły, odurzający opar.
W końcu zdecydował się – wziął głęboki oddech i zaczął śpiewać. Ostrożnie i cicho. Spojrzał na nią. Znów działo się to samo, co poprzednio – z każdą wydostającą się z jego gardła nutą jej skóra robiła się coraz cieńsza i coraz bardziej przezroczysta. Pod nią widać było poruszające się jakby w magicznym tańcu wielobarwne dźwięki. Obserwował ten obraz z niepokojem i zachwytem jednocześnie. I wówczas stało się coś, czego się nie spodziewał – ona zaczęła śpiewać razem z nim. Nigdy wcześniej nie słyszał, jak śpiewa. Miała wysoki, jasny głos. Dźwięczał jak kryształ, wprawiając powietrze w delikatne drgania. I właśnie wtedy jej kruche, porcelanowe ciało nie wytrzymało naporu muzyki i pękło, uwalniając kłębowisko połyskliwych istot. Uwięzione dotąd dźwięki bezszelestnie wyfrunęły z jej wnętrza. Przeciągnęły się rozkosznie, rozwinęły skrzydła i poleciały w przestrzeń, posypując fortepian, meble i ich głowy mieniącym się wszystkimi kolorami tęczy pyłem. Pogrążony w mroku nocy pokój rozjaśniła złota poświata, jakby łuna z rozsypanego po niebie brokatu. Obserwowali połyskliwe tony muzyki, wypełniające swymi eterycznymi ciałami pokój po same brzegi, a gdy śpiewali dalej, z ich warg zaczęły ulatywać koronkowe, srebrzyste kawałeczki ich dusz. Mieszały się z płynącymi poprzez powietrze świetlistymi nutami, malując zapierające dech w piersiach obrazy. Wtedy on poczuł, że koszula na jego ramieniu robi się mokra. Kapały na nią łzy – a może nuty? – spływające błyszczącym strumieniem po jej gładkich, białych policzkach.

*

- Wiesz, w dzieciństwie nikt mi nigdy nie śpiewał. W ogóle u mnie w domu się nie śpiewało. Nawet kolęd na święta, nawet „Sto lat” na urodziny. Jakby to było coś nagannego. Lub wstydliwego. Albo może po prostu nikt nie uważał za stosowne, by zawracać sobie głowę czymś tak nieistotnym i marnować czas na czynność zupełnie niepożyteczną. A ja zawsze tego pragnęłam. Czasem zbierałam się na odwagę i prosiłam mamę albo babcię o jakąś piosenkę, ale one zawsze zbywały mnie byle drobiazgiem, albo mówiły, że jestem już na to za duża. Dlatego ja też bałam się śpiewać. W szkole na lekcjach muzyki miałam kłopoty, bo zawsze odmawiałam śpiewania z innymi dziećmi. Chociaż chciałam. Ale nie potrafiłam. Coś ściskało mi gardło czarną, oślizgłą ręką. I zawsze marzyłam o tym, żeby ktoś nucił mi do snu. Gdy byłam mała, bałam się ciemności. Wierzyłam, że dźwięki rozjaśniłyby mroki nocy.

- Miałaś rację. Muzyka to światło.

*

- Zaśpiewasz mi?
- Zaśpiewam.

Nie bój się nocy. Jej puchu strzegą
krople kosmosu, tabuny zwierząt;
oczy w nią otwórz –
zrozumiesz kształty, które nieznane
przez ciebie idąc – tobą się staną.
Nie bój się nocy. To ja nią wiodę
ten strumień żywy przeobrażenia,
duchy świecące, zwierząt pochody,
które zaklinam kształtów imieniem.
Ułóż wezbrane oczy w kołysce,
ciało na skrzydłach jasnych demonów,
wtedy przepłyniesz we mnie jak listek,
opadły w ciepły tygrysi pomruk.


*

Odtąd codziennie zasypiała wtulona w ciepły, miękki puch jego głosu, a choć światło było zgaszone, pokój rozjaśniał złoty blask. Wtedy naprawdę zamieniała się w rzeźbione w bursztynie skrzypce.
A on rozkładał na poduszce dookoła jej głowy perłowe drobinki swojej duszy, wiedząc już, że dusza nie zniknie, wręcz przeciwnie - powiększy się o bezbrzeżne wymiary kojąco szemrzących głębin. Głębin rzeźbionych w bursztynie.



Śniąc pieśń twoją

Klasyfikacja: na wszelki wypadek niech będzie +13;
Postacie: House, Chase;
Uwagi: fik nawiązuje do innego, którego jeszcze nie napisałam, ale mam zamiar; spojlerów raczej brak; Chouse; fantastyka (ja naprawdę nie chciałam, ale to jest silniejsze ode mnie);
Opis: to jest dziwnie rozegrany Chouse - ogólnie, to jest dziwny fik; najlepsze jest to, że kiedy zaczęłam go pisać, miałam skończyć zupełnie inaczej - to on mnie poprowadził w tę stronę, którą będziecie mieli okazję zobaczyć; chciałam też zaznaczyć, że próbowałam zerżnąć charaktery postaci z opowiadań dwóch cudownych autorek horumowych, ale mi nie wyszło - po konkursie powiem, o kogo mi chodzi; cytując mojego ulubionego pisarza, fik "jest niewielkim opowiadaniem, w którym wszystko, łącznie z jakimkolwiek rozwiązaniem, pozostaje tuż poza zasięgiem";

1. Jestem, nie ma mnie
To wszystko zdarzyło się właściwie w jednej chwili. Uderzenie, jedno, drugie, wielka przegrana, umarł. Być może nie całkiem, ale coś w nim umarło i nie chciało zmartwychwstać. Albo nie mogło. Właściwie czemu miałby wierzyć w zmartwychwstanie? Zdarzyło się raz, dwa tysiące lat temu. Może wcale nie chciał, żeby coś w nim odżywało.
Może wolał być martwy.
To będzie historia o duchu, mruknął do siebie, kiedy wsiadał do samochodu. Potem zaczął nucić pod nosem nieznaną mu melodię, która tak po prostu przyszła mu do głowy.
Takie pieśni nie są bezpieczne. Zwłaszcza, kiedy nucą je martwi.

2. Wygrywam, przegrywam
Robert Chase leżał na łóżku w idiotycznie błękitnej pościeli i wiedział, że popełnił błąd, którego konsekwencje będą go słono kosztować. Irytowało go to, że tak łatwo można się pomylić. Z drugiej strony zastanawiał się, co do cholery sobie myślał, kiedy szedł za Housem do jego pieprzonego mieszkania i dał się wykorzystać jak jakaś dziwka. Nietrudno było go zdobyć, wystarczył błysk błękitnych oczu i Robert Chase się poddał. Przecież i tak nic nie mógł na to poradzić.
Martwiła go też natrętna myśl, że jego szef był lepszy w łóżku niż Cameron, którą usilnie próbował wyrzucić z głowy. Co za niedorzeczność. Był idiotą i doskonale to wiedział.
W życiu wcale nie szło mu dobrze – wręcz przeciwnie, wszystko było irytujące popieprzone, a poza tym wyglądało coraz gorzej. Może dlatego za nim poszedł. Może myślał, że po tym, jak da się przelecieć, wszystko będzie dobrze. Wszystkie problemy znikną i pozostanie tylko czysta miłość.
Odkąd wszyscy go opuścili, Chase w pewien smutny i żałosny sposób histerycznie pragnął odrobiny miłości, zupełnie jak zaniedbywane dziecko. To, że szukał jej u House’a, to już zupełnie inna sprawa.
Diagnosta wszedł do pokoju powoli i popatrzył na leżącego na jego łóżku Roberta, który próbował udawać, że śpi. Prawda była taka, że panicznie bał się ruszyć. Mógłby tu już zostać do końca świata. Właściwie było mu wszystko jedno, byle tylko nie musieć patrzeć House’owi w oczy. Tego by nie zniósł.
- Wstawaj – powiedział diagnosta zdecydowanie, nie spuszczając wzroku z leżącego Roberta.
- Nie chcę – odparł zgodnie z prawdą Chase, nie ruszając się, zdziwiony, że odważył się to powiedzieć. Ku jego przerażeniu, House zaśmiał się cicho.
- Wstań, albo zrobię to za ciebie.
A więc jednak? Robert nie mógł w to uwierzyć. Diagnosta był miły. Jak na razie. Więc może wszystko zaczynało właśnie układać się zgodnie z planem, może jednak…
- Nie możemy razem pracować – usłyszał siebie samego i zamarł. W pomieszczeniu nagle zrobiło się przeraźliwie zimno, a powietrze zgęstniało.
A potem Chase wstał, wziął swoje rzeczy i za pięć minut był już na dworze. Dopiero wtedy uświadomił sobie, co dokładnie zrobił.
W końcu odwrócił się i zwymiotował w krzaki obok domu diagnosty.

3. Zostaję, uciekam
To stało się pewnego popołudnia, kiedy Chase uświadomił sobie, że House na niego patrzy. Uważnie, wręcz wertuje wzrokiem. W jednej chwili przypomniał sobie wszystko, o czym tak długo starał się zapomnieć. Tę noc. Te słowa. Tę śmierć.
A kiedy Chase zmieniał ubranie w szatni, House przyszedł do niego, nucąc jakąś melodię. Miał na twarzy uśmiech satysfakcji, a Robert zapragnął w jednej chwili uciec. Daleko, najlepiej tam, gdzie nie będzie nikogo i niczego. Tylko ciemność, on i myśli.
Nie. Myśli by nie zniósł. Prędzej zabiłby się, przegryzł sobie żyły, albo coś podobnego.
Zmienił się. Diametralnie się zmienił.
- Wygodniej było po prostu przyjść do mnie i przerżnąć pijanego – rzucił z przekąsem w stronę House’a. Grali w dziwną grę, w której nie było zwycięzców. Chase nie wiedział nawet, po co to powiedział. Może chciał wywołać sprzeczkę, uderzyć tego sukinsyna, a potem zabrać do domu i dać się wykorzystać.
- Zamierzałeś się dzisiaj upić? – zapytał House. Wyraźnie bawiła go zaistniała sytuacja. Robert nienawidził go w tej chwili. Jak przez większość czasu spędzonego z diagnostą.
- Nie wiem – odpowiedział Chase i zaczął pakować rzeczy do szafki.
Nagle poczuł ciepło oddechu na karku.
Pieprzony.
Dupek.
- Chcesz iść na przyjacielskie piwo?
- Nie jesteśmy przyjaciółmi – powiedział zdecydowanie Robert, przywołując się do porządku. Odwrócił się napięcie i stanął twarzą w twarz z diagnostą. Nie wiedział, po co zadaje ciosy, skoro miał świadomość, że zaraz powrócą ze zdwojoną siłą i skierowane w niego.
- Po prostu szkoda mi pieniędzy na dziwkę, Chase – szepnął House prosto do jego ust. – Myślisz, że nie widać, jak bardzo potrzebujesz choć odrobiny zainteresowania, odkąd Cameron cię zostawiła? Jesteś dosyć żałosny, a ja nie lubię żałosnych ludzi w moim zespole. Miałem zignorować te wszystkie spojrzenia, błaganie w twoich oczach?
Chociaż Robert był pewien, że House chciał przez to wykrzyczeć, że nie ma prawa tak się do niego odzywać, bolało jak diabli. Pierwszy cios został zadany.
- Idziesz czy nie?
- Nigdy nie będę bardziej samotny i pragnący zainteresowania niż ty, House. Pamiętasz, kiedy mówiłeś mi, że jesteś wielkim przegranym, zupełnie samotny, bez Cuddy, bez twojego najlepszego przyjaciela, bez nikogo w cierpieniu? Mnie też wtedy nie było, House. Już na zawsze będziesz sam.
Nie potrafił kontrolować tego, co mówił. Słowa same płynęły z jego ust. Słowa desperacji, słowa bólu, słowa nieszczęśliwie zakochanego człowieka, który miał dość poniżania i w ogóle dość wszystkiego. Czasami człowiek wybucha. Czasami nie wytrzymuje. A czasami jest to po prostu chłodna fala nienawiści wycelowana w kogoś, kto akurat się nawinie. Niekiedy zdarza się, że ten ktoś to właściwa osoba.
House tylko uśmiechnął się szerzej.
- Wydawałeś się dosyć realny, kiedy miałeś orgazm na moim łóżku.
Nokaut.
Niepotrzebnie to wszystko zaczynał.
Chase odwrócił się, wziął rzeczy i wyszedł z przekonaniem, że nigdy nie wróci. W oddali, za jego plecami, ktoś uderzył mocno ręką w rząd metalowych szafek, usiadł ciężko na drewnianej ławce i zaklął cicho, ale Robert już tego nie słyszał.

4. Płynę, tonę

Jechał przed siebie przez dwa dni, zatrzymując się tylko po to, żeby zaspokoić potrzeby fizjologiczne. Nie wiedział, dokąd zmierza, ale wiedział, przed czym ucieka. Czasami nucił tę melodię, której pochodzenia nie miał.
Starzy gawędziarze mawiają, że każdy człowiek ma swoją własną piosenkę w głowie. Każda jest niepowtarzalna i znają ją tylko ci, w których głowach gości. Być może była to melodia Chase’a. Zaskakująco skoczna, pomyślałby Robert, gdyby go to obchodziło.
Zatrzymał się trzeciego dnia, kiedy jadąc na kompletnym pustkowiu, zauważył kogoś leżącego przy drodze.
- Wszystko w porządku, proszę pana? – zapytał, kiedy wysiadł z samochodu. To był starszy mężczyzna, najwyraźniej przytomny, bo kiedy Chase do niego podszedł, starzec usiadł i uśmiechnął się do niego. Wyglądał jak bezdomny, był zaniedbany i wychudzony.
- W najlepszym, synu – odpowiedział i poklepał miejsce obok siebie, chcąc, aby Robert usiadł obok niego. Chirurg posłusznie przysiadł się, ponieważ teraz było mu już wszystko jedno.
- Może pana gdzieś podwieźć? – zaproponował Chase po krótkiej chwili milczenia. Starzec zarechotał.
- Nie możesz mnie stąd wywieźć, synu. To mój dom – odparł. – Przed laty, chyba w tysiąc siedemset czterdziestym, zostałem tutaj uwięziony. Pomyślisz, że majaczę, ale to szczera prawda. W końcu – po co miałbym cię okłamywać? – Westchnął. – Chętnie bym się stąd z tobą zabrał tym metalowym dyliżansem bez koni – zawsze chciałem to zrobić. Ale nie mogę.
Zapadło milczenie.
- Potrzebuje pan pomocy – stwierdził Robert, nieco zaniepokojony.
Nieznajomy znowu zarechotał przyjaźnie.
- Miłe z ciebie dziecko. Co robisz na tym pustkowiu?
- Uciekam – mruknął Chase.
Zanucił melodię pod nosem. Nieznajomy pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Znasz historię tej pieśni? – zapytał nagle.
- Której? – zdziwił się Robert.
- Tej, którą przed chwilą zanuciłeś – odparł mężczyzna. - Niebezpiecznie jest, kiedy nucą ją umarli.
- Nie wiem nawet, skąd ją znam – powiedział Chase. – I jestem żywy, proszę pana – dodał bez przekonania.
Stary znowu pokiwał głową.
- Też tak na początku myślałem. Świetnie się maskujesz jak na ducha. – Nagle coś sobie uświadomił. – To dlatego nucisz tę melodię, prawda?
Robert nie rozumiał niczego. Ale nie obchodziło go to. Miał cały czas świata na rozmowę z dziwnym, prawdopodobnie chorym psychicznie nieznajomym.
- Kiedyś ta pieśń krążyła tylko po morzach. Przedostała się na ląd dzięki marynarzom i piratom, którzy rozpici w karczmach rozpowiadali historie, szepty wód i oceanów. Wprawdzie powinny zostać one w błękitach mórz, ale kreatury, o których nawet nie śniło się ludziom, zawsze przystosowywały się do ziemian. Macie wielką władzę i zostaliście obdarzeni niewiedzą. Legendy głoszą, że tę pieśń wyśpiewywały duchy syren, żeby zwabić ludzi i odzyskać życie. Straszliwymi potworami były te syreny, piękne tylko na pierwszy rzut oka, żeby potem zamienić się w obrzydliwe, obślizgłe kreatury. Ich usta były rybie, ich gałki oczne czerwone, twarze zniekształcone. Ale miały dar śpiewu tak słodkiego, że nikt nie mógł się mu oprzeć. Właśnie tę pieśń teraz nucisz, synu. Chcesz powrócić do życia.
Chase wstał.
- Jest pan pewien, że nie potrzebuje pomocy?
- Nic nie może mi pomóc, synu – powiedział starzec wesoło.
Robert odwrócił się i ruszył w stronę samochodu.
- Powodzenia! – zawołał za nim nieznajomy, kiedy chirurg odjeżdżał.

5. Żywy, umarły
Jechał następny dzień, aż trafił na jakiś festyn w małym, obskurnym miasteczku. Nie wiedział nawet, czy można było to miejsce nazwać miasteczkiem. Parę domów ustawionych wzdłuż drogi, niedługo pewnie zamienią się w ruinę. Wokół kompletna pustka. Poczuł się jak w jakimś chorym filmie.
Nad ulicą zwisały czerwone, żółte i pomarańczowe lampiony, uliczny grajek wygrywał na gitarze skoczną melodię, która coś Chase’owi przypominała. Zapadał zmrok. Kobiety tańczyły na ulicach, miały na sobie kolorowe, kwieciste sukienki. Mężczyźni siedzieli na schodach, gankach i ulicy, popijając jakiś alkohol z brudnych szklanek. Przy niektórych domach zostały rozstawione stoły z owocami i poczęstunkiem. Wszystko przedstawiało się biednie, ale i pięknie. Ciekawie. A ludzie byli chyba szczęśliwi.
Chase przejechał powoli przez miasto. Kobiety patrzyły na niego uważnie, próbując rzucić urok. Mężczyźni nie zwrócili najmniejszej uwagi na przybysza. Robert zatrzymał się kilka kilometrów za wyjazdem z miasta i powolnym krokiem wrócił do oświetlonego lampionami, skrawka życia na pustkowiu.
Kobiety od razu zaczęły wokół niego tańczyć. Było w tym coś magicznego.
- Oddam ci życie, nous – szepnęła do jego ucha jedna z nich i zaczęła nucić.
Chase pochylił się i cicho zaśpiewał jej swoją pieśń. Dziewczyna popatrzyła na niego przerażona.
- Eínai éna pragmatikó fántasma! Fýge apó edó̱, psychí̱ akátharto! – zaczęli krzyczeć mężczyźni, którzy nagle zainteresowali się nieznajomym.
Robert posłusznie wycofał się do samochodu. W połowie drogi uświadomił sobie, że jedna z kobiet za nim podąża. Chase na próbę zanucił melodię. Usłyszał westchnienie.
- Chcę ci oddać życie, nous – powiedziała, zbliżając się do niego. Mówiła prosto do jego ucha, dotykając delikatnie szyi ustami.
- Nie – odparł Chase.
Jej oczy przybrały kolor czerwieni, uśmiechnęła się do niego rybimi ustami. Jej kły błyszczały w promieniach słońca. Robert odwrócił się, a miasto nagle zniknęło.

6. Głupi, dumny

To stało się pewnego popołudnia, kiedy Chase uświadomił sobie, że House na niego patrzy. Uważnie, wręcz wertuje wzrokiem. W jednej chwili przypomniał sobie wszystko, o czym tak długo starał się zapomnieć. Tę noc. Te słowa. Tę śmierć.
A kiedy Chase zmieniał ubranie w szatni, House przyszedł do niego, nucąc jakąś melodię.
- Nie oszukasz mnie drugi raz – powiedział twardo Chase. Potem minął House’a i wybiegł z pomieszczenia.
W oczach diagnosty mignęła czerwień.
- Chase! – krzyknął House, kiedy Robert wpadł do gabinetu diagnostycznego. Stanęli ze sobą twarzą w twarz, niebezpiecznie blisko zetknięcia się ustami. – Co cię…
- Zamknij się – wydyszał chirurg. – Chcę z tobą iść na piwo.



FEAR

Klasyfikacja: bez ograniczeń
Postacie: Gregory House
Uwagi: bez spojlerów, death!fik
Opis: Piosenka to OneRepublic - Fear. Przemyślenia House'a odpowiednio odniesione do słów piosenki nt. strachu po wyjątkowo okrutnym porwaniu Wilsona.

No sleep
Today
Cant even rest when the suns down
No time
Theres not enough


Znowu nie mogę zasnąć. Słońce zachodzi, mrok ogarnia coraz większą część miasta, a ja siedzę na kanapie, patrząc w nieokreślony nawet dla mnie punkt. Trwam w zawieszeniu, nie myśląc o niczym. Nie widzę nic poza jedną, specyficzną rzeczą…

Większość dni właśnie tak spędzam. Nie mam pojęcia, czy coś jem albo piję, egzystuję poza rzeczywistością. Nie wiem, czy ktoś mnie odwiedza, ale raczej nie. Jedyna możliwa osoba prawdopodobnie czeka na moje odwiedziny, a ja nie mogę nawet tego zapewnić. Zawaliłem na całej linii. Plan obrony przed światem w masce cynizmu i ironii spalił na panewce, chociaż uważałem go za idealny. Cóż, jestem tylko człowiekiem. Jedynie bóg mógłby uniknąć błędu, ale… W końcu stworzył nas, beznadziejne kreatury próbujące utrzymać się przy życiu i czepiające się każdego możliwego ratunku, jaki od niego dostajemy. Gdy dotrwamy do połowy wieku, wyprawiamy huczne imprezy, obwieszczające wszystkim dookoła, jakimi szczęśliwcami jesteśmy. Mało takich ludzi jest na świecie. W dzisiejszych czasach trzeba korzystać z każdej sekundy, bo jest ona błogosławieństwem dla nas, gatunku zagrożonego wyginięciem z powodu własnej głupoty. A podobno jesteśmy inteligentni…

Nocami próbuję zasnąć i zmazać ten jeden obraz sprzed oczu, ale nie udaje mi się. Zdaję sobie sprawę z tego, że dziesięć dni bez snu zabiłoby mnie, dlatego mogę podejrzewać, że czasami śpię. To jednak nic nie daję, bo nawet we śnie nie zmieniam pozycji, w której siedzę. Wiem, to jest bezsensowne, powinienem coś zrobić ze sobą, powinienem…

Jestem tylko człowiekiem.

When we were children we'd say
That we don't know the meaning of
Fear, fear, fear


Tak, jak byłem dzieckiem, nie znałem strachu. Nawet ojciec go we mnie nie wzbudzał. Biegałem po płotach, wkradałem się na czyjeś posesje w celu zerwania owoców… Byłem nieświadomy tego, co mnie czeka, rzeczywistość odbijała się od tarczy, jaką było dzieciństwo. Ta błoga nieświadomość nie trwała długo, ale nawet ja do pewnego wieku nie bałem się niemal niczego. Po prostu żyłem pełnią życia, jak każde dziecko.

Wish I
Didn't know the meaning of...


Strach to podstępna istota. Jak już wspomniałem, na początku życia nie daje o sobie znać, czeka na odpowiedni moment. Gdy ten nadejdzie, wtedy nie ma litości dla człowieka. Strach ogarnia go wszędzie.

Chciałbym wrócić do dzieciństwa. Chciałbym nie wiedzieć, co to strach, bycie beztroskim i wolnym – za to jestem w stanie zapłacić wszystko. Chciałbym móc wychodzić z hotelu bez nerwowych spojrzeń. Chciałbym móc odbierać telefon. Chciałbym żyć normalnie, jak dziecko, biegać po płotach i kraść owoce. Chciałbym, przede wszystkim, nie umierać śmiercią powolną i tragiczną z powodu braku wieści o Jamesie. Chciałbym, żeby się odnalazł. Chciałbym, żeby jego porywacze nigdy się nie urodzili. Chciałbym, żebyśmy żyli w mniejszym strachu, niż dotychczas. Chciałbym nigdy nie dostać listu z żądaniem o okup za Jamesa. Chciałbym… Chciałbym go zobaczyć jeszcze raz, zanim mój organizm zniszczy sam siebie przez brak snu i pożywienia.

***

Gregory House siedzi na kanapie bez ruchu, wpatruje się w niewidzialny punkt. Jego twarz nic nie wyraża, w oczach pustka. Po chwili spięte mięśnie się rozluźniają, wargi wykrzywiają się w błogim uśmiechu. Radość, tak można opisać emocje wypisane na całym ciele. Radość i… ulga. Niespodziewana ulga.

Gregory House umiera z uśmiechem na twarzy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:01, 04 Paź 2010    Temat postu:

GŁOSOWANIE

Wybieracie 3 fiki i wysyłacie do mnie PW z tytułem: Głosowanie - konkurs fikowy #11
z wypełnioną taką tabelką:
I miejsce - tytuł fika
II miejsce - tytuł fika
III miejsce - tytuł fika

Głosowanie trwa do 23 października (sobota), do godziny 16.00

Nie głosujemy na swoje fiki i nie namawiamy do głosowania na nie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:25, 23 Paź 2010    Temat postu:

Z uwagi na fakt, iż tylko garstka osób ruszyła tyłki, głosowanie w konkursie zostaje przedłużone do soboty 30 października.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Saph dnia Nie 10:47, 24 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:05, 30 Paź 2010    Temat postu:

WYNIKI

I miejsce:
„ZAŚPIEWAJ MI” - Czerwono-Zielona

II miejsce:
„Śniąc pieśń twoją” - gehnn

III miejsce:
„FEAR” – Muniashek



„Tabela” wyników:
„ZAŚPIEWAJ MI” - Czerwono-Zielona – 23 punkty
„Śniąc pieśń twoją” – gehnn – 21 punktów
„FEAR” – Muniashek – 9 punktów
“Complicated” – Saph – 5 punktów
"What a wonderful world” – Kacper – 5 punktów
"Przepraszam za miłość" – Vicodinka – 1 punkt

Od siebie dodam jeszcze gratulacje dla zwycięzców oraz podziękowania dla Użytkowników, którzy nadsyłają fiki na kolejne odsłony konkursów, jak również dla biorących udział w głosowaniu.

Zapraszam do komentowania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czerwono-Zielona
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from unbroken virgin realities
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 0:38, 31 Paź 2010    Temat postu:

DZIĘKUJĘ!!!
Przede wszystkim - za głosy... Nie spodziewałam się...

Ponadto:
*Współkonkursowiczom - za wzięcie udziału
*Głosującym - za głosowanie
*Saph - za zorganizowanie konkursu
(kolejność przypadkowa^^)

Gratuluję gorąco Dzielącym Ze Mną Podium i wszystkim Uczestnikom

A "piosenka" z mojego fika to tak naprawdę fragment wiersza pt. Kołysanka autorstwa K.K.Baczyńskiego


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Czerwono-Zielona dnia Nie 1:04, 31 Paź 2010, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Muniashek
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a stąd <-
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 1:19, 31 Paź 2010    Temat postu:

Czerwono-Zielona, właściwie chciałam napisać, że jak najbardziej zasłużyłaś na pierwsze miejsce - ten fik jest magiczny *____*

I właściwie nie czuję potrzeby rozwijania komentarza, ale... no to jest naprawdę piękne *_*


A ja chciałabym podziękować za głosy i też za zorganizowanie tego konkursu. Saph, musisz mieć naprawdę anielską cierpliwość. Z drugiej strony - chyba nie tylko ja zauważam ostatnio pustki na horum, niestety chyba nie można za bardzo więcej od wszystkich wymagać. Tak myślę.

Tak czy siak, dziękuję

I ofk gratuluję wszystkim


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Muniashek dnia Nie 1:19, 31 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 7:26, 31 Paź 2010    Temat postu:

Zostanę jasnowidzem. Wyniki dokładnie takie same, jak mój głos. ^^

Czerwono-Zielona, gratuluję. Twój fik naprawdę zasługuje na wygraną.
Zdobywcom drugiego i trzeciego miejsca, gehnn i Muniashek, też gratuluję. Wasze fiki są również godne uwagi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sonea dnia Nie 7:27, 31 Paź 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:25, 31 Paź 2010    Temat postu:

O, idealnie moja tabelka Serdecznie wszystkim gratuluję!

Czerwono-Zielona - fik naprawdę niezwykły Zdecydowanie zasłużył sobie na wygraną.

Pozostałe dwa miejsca na podium również godne uwagi. Śliczne! "Śniąc pieśń twoją" to po prostu wow. A "Fear" również niczego sobie:) Jeszcze raz gratuluję.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dr Tygrysolka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 25 Kwi 2009
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: W-wa

PostWysłany: Nie 11:41, 31 Paź 2010    Temat postu:

Gratuluję wszystkim wygranym, jak i biorącym udział w konkursie, gdyż tym razem nie udało mi się zebrać Naprawdę serdeczne gratulacje.
Dodam jeszcze, że co do autorstwa fika 'Śniąc pieśń twoją' nie miałam żadnych wątpliwości

Pozdrawiam,
Tygrys


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kacper
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 792
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piotrków Trybunalski
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:20, 31 Paź 2010    Temat postu:

Chciałbym poznać te pięć osób, które głosowały na mój fik (notabene pisany na poczekaniu) XD

Dziękuję i wielkie gratulacje!

Szczególnie wyróżnił się chyba fik gehnn. Masz rację, strasznie dziwny Chouse, aczkolwiek bardzo interesujący


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gehnn
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 17 Lis 2009
Posty: 743
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z zamku pięciu Braci
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:26, 31 Paź 2010    Temat postu:

No dobra, to teraz ręce do góry, kto zauważył trzy grube błędy w "Śniąc pieśń twoją"? Bo były. I to takie naprawdę żenujące, aż kilka razy zbierałam się, żeby wysłać Saph poprawioną wersję, ale skończyło się tylko na planach.

DZIĘKUJĘ!
Branie udziału w konkursach horumowych to ogromna przyjemność, i to zawsze. Chciałam podziękować tym, którym chciało się ruszyć tyłki i coś napisać, po stokroć Saph, która, jak już wyżej wspomniano, ma nieskończoną cierpliwość, aby to wszystko organizować i o czywiście GŁOSUJĄCYM, że przeczytaliście to to. No i za uznanie. Bardzo, bardzo dziękuję.

W mojej przemowie chciałabym zaznaczyć, że znalezienie się fika Czerwono-Zielonej na pierwszym miejscu było do przewidzenia. Prawda? Prawda. Tak więc gratuluję i dziękuję wszystkim!

Pozdrawiam,
G.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez gehnn dnia Nie 13:26, 31 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
neko.md
Epidemiolog
Epidemiolog


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 1231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:53, 01 Lis 2010    Temat postu:

Gratuluję wszystkim biorącym udział, a szczególnie gehnn bo moim zdaniem jej fik był GENIALNY!
No i oczywiście Saph, za cierpliwość


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vicodinka
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 802
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Taka planeta Ziemia...Może słyszałeś?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:03, 01 Lis 2010    Temat postu:

Gratulacje!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czerwono-Zielona
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from unbroken virgin realities
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:14, 01 Lis 2010    Temat postu:

Kochani, dziękuję za wszystkie tak miłe słowa! To naprawdę niesamowite jak inaczej od autora mogą spojrzeć na tekst Czytelnicy... Sprawiliście mi wielką radość

Ja przyłączam się do zachwyconych fikiem Gehenn i w odróżnieniu od większości^^ uważam, że to on zasługuje na pierwsze miejsce


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Konkursy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin