Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Tajemnica białej kartki [BO, Z]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Sherlock / Sherlock Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:09, 06 Kwi 2012    Temat postu: Tajemnica białej kartki [BO, Z]

Fik konkursowy



Tytuł: Tajemnica białej kartki
Klasyfikacja: Bez ograniczeń
Fandom: Sherlock
Postacie: Sherlock, Watson, Irene Adler
Uwagi: coś zmiksowanego z książkowym i serialowym Sherlockiem.
Opis: Ponieważ nie podobał mi się odcinek z Ireną Adler, postanowiłam napisać własną wersję.




Sherlock Holmes obecnie kolejny dzień z rzędu przebywał w mieszkaniu i kolejny dzień z rzędu grał na skrzypcach tą samą melodię. Watson zaczynał już dostawać ataków furii. Wiedział, że przyjaciel się nudzi, że nie ma nowych spraw, ale jednak stan Sherlocka doprowadzał go do szewskiej pasji. Usiłował przemówić mu do rozsądku, rozmawiał, pertraktował, tłumaczył. Niestety. Sherlock nie spał kilka dni, wciąż grał na skrzypcach lub palił fajkę, którą ostatnio dostał od brata z wyrazami wdzięczności za pomoc w rozwiązaniu sprawy. To było lekko podejrzane, Watson nie sądził by Mycroft dał bratu cokolwiek, jednak nie chciał poddawać w wątpliwość słów przyjaciela. Zresztą, z Sherlockiem nie dało się rozmawiać.
Możliwe, że stan ten trwałby jeszcze długo, lecz pojawiła się w salonie pani Hudson, która poinformowała swych lokatorów o pewnym gentelmenie, który właśnie dotarł do ich mieszkania przy Baker Street.
Sherlock odłożył skrzypce, usadowił się na kanapie a gościowi zaproponował fotel w pobliżu kominka. Watsonowi pozostało samotnie stojące krzesło w rogu pokoju.
Gość odetchnął kilka razy a następnie zaczął mówić.
- Panie Holmes, jest pan moją ostatnią nadzieją. - zaczął. - Nie wiem już co mam robić. Nie wiem z kim powinienem rozmawiać. Czuję się taki zdesperowany. - przybysz ukrył twarz w dłoniach.
- Może niech pan zacznie od początku, panie Williams. - Sherlock poprawił się na kanapie.
- Skąd pan wie kim jestem? - zdziwił się przybysz.
- Och, to bardzo proste. - powiedział Holmes, jakby od niechcenia. - Z pana ubioru wynika, że jest pan szlachetnie urodzony lub ewentualnie należy pan do bardzo bogatego rodu. Na wewnętrznej stronie marynarki ma pan wyszyte litery HW, z kolei pana zdjecie pojawiło się jakiś czas temu w gazecie. Więc proszę mi wszystko opowiedzieć dokładnie, ze szczegółami.
- Dobrze. - przybysz skinął głową. - Nazywam się Henry Williams, jak pan już to wie, jestem dość majętny, moja rodzina wywodzi się ze szlacheckiego rodu. Rok temu poznałem pewną kobietę. - zamilkł na momen, ale milczenie Holmesa i Watsona kazało mu kontynuować. - Była piękna, miała oczy jak gwiazdy a jej uroda jest nieziemska. Wdaliśmy się w romans. Dość poważny romans. Jednak ona jest tylko artystką, związek z nią byłby mezaliansem. Wiem, wiem, panie Holmes. W dzisiejszych czasach nie takie rzeczy się dzieją. Jednak moja rodzina jest w tej materii bardzo surowa. Jeśli ten romans wyjdzie na jaw to stracę wszystko.
- W jaki sposób miałoby się to wydać, panie Williams? - odezwał się Watson. - W końcu to było rok temu i może pan wszystkiemu zaprzeczyć.
- Och, mój naiwny Watsonie. - Sherlock wstał z kanapy. - Zapewne rzeczona panna posiada jakiś kompromitujący dowód.
- Och tak, panie Holmes! Są zdjęcia i pewne listy. - Henry Williams prawie zalał się łzami. - Ona nie jest wielbicielką poczty elektronicznej, więc pisałem jej odręczne listy, pełne namiętności i wyznań. Poza tym są zdjęcia, prywatne nasze. Widać jak na dłoni, że coś nas łączyło.
Holmes zaczął spacerować w tą i spowrotem po salonie.
- Dobrze. Wezmę tą sprawę. Czy rzeczona dama przebywa w Londynie?
- Oj, tak. Nazywa się Irene Adler, tu ma pan jej adres. - mężczyzna wyciągnął z kieszeni kartkę z adresem i podał Holmesowi.
- Dobrze, więc będę się z panem kontaktował. Na razie więc to wszystko.
Mężczyzna podziękował i po chwili już go nie było.
- Mamy więc sprawę, Watsonie. - Holmes wydawał się być uradowany. Żwawym krokiem wyszedł z pokoju. - Pani Hudson, zjadłbym coś bardzo sycącego!


Przez kilka kolejnych dni Holmes krążył po mieście w różnych przebraniach. Pojawiał się i znikał, nic nie mówił. Któregoś dnia po prostu się pojawił i zabrał Watsona do knajpki na rogu. Opowiedział, że wyśledził tą pannę Adler, wie gdzie mieszka, zna jej dokładny rozkład zajęć. Irene Adler okazała się być aktorką teatralną, która faktycznie była prześliczna. Holmesowi udało się nawet wejść do jej domu i poszukać pewnych informacji na temat tych listów i zdjęć.
Watson uważał, że Sherlock coś przed nim ukrywa. Wspominając Irene Adler zaczynał się lekko rumienić, mówił ożywionym tonem i wcale nie był to jego zwyczajny ton, którego używał podczas rozwiązywania różnych spraw. Watson nie był niestety takim dobrym detektywem jak Sherlock.
Wrócili do domu dość późno, na progu powitała ich pani Hudson.
- Dobrze, że już wróciliście. Pół godziny temu pojawił się pewien gentelmen, który uparł się by poczekać. - powiedziała zatroskanym tonem.
- Jaki gentelmen? - Holmes wydawał się być poruszony.
- Nie przedstawił się, ale... - dalsze słowa umknęły Sherlockowi, który jak burza przebiegł po schodach i wpadł do salonu. Nikogo nie było.
- Sherlocku? Coś się stało? - Watson wpadł zaraz za nim. - Gdzie ten facet?
- Sprawdź w szufladzie czy jest tam twoja broń. - zarządził Holmes. Watson bez słowa podszedł do biurka, gdzie chował swój pistolet i otworzył szufladę. - Jeśli jej nie ma, a zapewne tak jest, to mamy nieciekawą sytuację.
- Doprawdy Holmesie... - odwrócił się i spojrzał wprost w wycelowaną w niego lufę swojego własnego pistoletu.
- Na pana miejscu nie robiłabym żadnych gwałtownych ruchów. - powiedziała kobieta, która w obu rękach trzymała wymierzone w nich pistolety.
- Nie sądziłem, że będziesz miała czelność tu przyjść. - Sherlock spokojnie usiadł na kanapie. Wydawało się, że nic nie robi sobie z obecności tej kobiety, która mogła go zabić w każdej chwili. - Watsonie, poznaj pannę Irene Adler. - powiedział spokojnie i zapalił fajkę.
- Takie czasy, Holmes. - Irene kiwnęła w stronę Watsona by usiadł.
- Chyba nas nie zastrzelisz? - zapytał Holmes.
- Potrzebuję twojej pomocy.
- I dlatego celujesz do nas z naszej własnej broni? - Holmes wyjął fajkę z ust i spojrzał na kobietę.
Irene powoli opuściła ręce, ale nie wypuściła broni z dłoni. Teraz Watson mógł się jej dokładnie przyjrzeć.
Była to naprawdę piękna kobieta. Jej długie, rude włosy delikatnie opadały na plecy a wygodne ubranie uwydatniało smukłą sylwetkę i ponętne kształty.
- Tak już lepiej. Więc czego od nas oczekujesz? - zapytał Holmes.
- Wiem, że Williams cię wynajął. Oddam ci te zdjęcia, oddam ci również listy. Ten nadęty bufon i tak zostanie wydziedziczony prędzej czy później. Jednak musisz mi pomóc w odzyskaniu czegoś. - wyjaśniła Irene.
- Nie sądzę byś była w pozycji by nas o cokolwiek prosić.
Irene spojrzała na niego i odłożyła broń na stolik.
- Porozmawiajmy jak cywilizowani ludzie. W twoim interesie też powinno leżeć odzyskanie tego o co proszę. - kobieta wyjęła coś z kieszeni i pokazała Holmesowi. Była to zwykła, biała kartka. Jednak najwyraźniej zrobiła spore wrażenie na detektywie, który długo przeglądał to co Irene mu pokazała, Watson nie potrafił dostrzec ze swojego miejsca co to może być. Wychylił się lekko, ale dostrzegł spojrzenie Irene Adler, więc usiadł wyprostowany na swoim fotelu. Holmes przeleciał wzrokiem kartkę a następnie wstał i włożył ją do szuflady, którą następnie zamknął na klucz.
- Więc zrobisz to? - zapytała Irene.
- Zrobię. - Holmes przytaknął zrezygnowanym tonem. Irene wstała z miejsca.
- Odezwę się w najbliższym czasie. - wyszła z mieszkania.
Watson wpatrywał się w przyjaciela pytającym wzrokiem.
- Och, Watsonie. Źle się dzieje, gdy dwóch ludzi nie może podzielić się myślami. - wstał i opuścił salon.


Holmes, w zmowie z Irene Adler, znów często wychodził z mieszkania. Watson nie mógł się dowiedzieć co takiego pokazała mu Irene Adler, że postanowił jej pomóc. To było niepodobne do Holmesa by współpracować z kimś, kto celował do nich z broni. Dodatkowo, nie trzeba było być wybitnym detektywem by dostrzec, że Holmes już kiedyś spotkał się z panną Adler.
- Co ty robisz? - zapytał przyjaciela, który odsunął regał i przywiesił na ścianie ogromny plan jakiegoś budynku.
- Plan domu na Brooklyn Street. - wyjaśnił Holmes. - Muszę się dostać stąd, tutaj. - wskazał dwa miejsca na planie.
- To jest jakaś hala?
- Magazyn w zasadzie. Jednak podzielony na piętra i pokoje, więc ciężko się będzie tam dostać.
- Czego ty szukasz? - zapytał Watson.
- Zadajesz złe pytania, Johnie. - mruknął Holmes, zakreślając jakiś punkt.
- Złe pytania? Adler chce byś coś dla niej znalazł. Wiesz, że bym ci pomógł.
- Może przejdzę tędy.... - Sherlock wydawał się go nie słuchać.
- Doskonale wiesz, co bym chciał powiedzieć. - odezwał się Watson.
- Więc moja odpowiedź jest ci pewnie znana. - Holmes zwinął mapę. - Posprzątaj tu, z łaski swojej. Nie możemy pozwolić by pani Hudson nadwyrężyła plecy. - Sherlock zabrał płaszcz i wyszedł.
Trzy dni później, Sherlock oddawał Williamsowi zdjęcia i listy, które uzyskał od Irene Adler. Williams gorąco dziękował i nie przejął się nawet tym, że Irene może mieć kopie.


O tym co było na kartce, którą Irene Adler dała Sherlockowi, Watson dowiedział się wiele lat później. Sherlock skrzętnie zatajał prawdę i dopiero gdy już obaj przeszli na zasłużoną emeryturę, detektyw wyjawił swoją tajemnicę.
Obaj siedzieli na werandzie nowego domu Holmesa i palili fajki.
- Wiesz, ostatnio tak przeglądałem moje zapiski i trafiłem na sprawę związaną z Irene Adler. - zaczął Watson. Kartka nie dawała mu spokoju przez wiele lat, lecz nigdy nie pytał o nią przyjaciela, z góry wiedząc, że nie uzyska odpowiedzi.
Sherlock uśmiechnął się a następnie wstał ze swojego miejsca, wszedł do domu i z szuflady biurka wyciągnął starą książkę. Podał ją Watsonowi i usiadł na swoim miejscu.
- Otwórz na pierwszej stronie. - powiedział.
Watson otworzył książkę i zobaczył pożółkłą już kartkę, na której były napisane tylko dwa słowa: "Twoje dziecko". Nie było nic więcej. Żadnego zdjęcia, żadnych innych informacji. Nic. Watson odczytywał je raz za razem, usiłował zrozumieć ich sens.
Sherlock zapalił fajkę.
- Jak mogłeś się domyślić, poznałem Irene Adler już wcześniej. Wtedy nazywała się inaczej, ale przemilczę jej prawdziwe imię, chociaż minęło już tyle lat. Parałem się trochę aktorstwem, stąd są też moje udane przebrania, z których często korzystam. Ona była wtedy młodziutką studentką aktorstwa, która, jak się później okazało, prowadziła ciemne interesy. Jej głównym zajęciem były szantaże bogatych i wpływowych, których uwodziła a następnie szantażowała. Dość szybko dorobiła się sporego majątku. Była piękna, nadal jest, więc mężczyźni za nią szaleli. Ja również straciłem dla niej głowę, na krótko, ale jednak. - Sherlock zaciągnął się dymem z fajki i kontynuował. - Nie wiem co ona we mnie zobaczyła. Nie byłem majętny, zresztą teraz też nie jestem, jednak coś nas do siebie przyciągnęło. Wdaliśmy się w dość namiętny, lecz krótki romans. Rok szkolny się skończył, ona wyjechała i nie odezwała się do mnie więcej. Po prawie dwóch latach znów ją zobaczyłem. Pojawiła się w moim mieszkanku i oznajmiła, że jestem ojcem jej dziecka. Nie wierzyłem w to, lecz ona powiedziała, że ma dowód. Chciała bym poszedł zrobić testy na ojcostwo, lecz zanim to zrobiłem, ona znów zniknęła. Okazało się, że szukało jej kilka typków spod ciemnej gwiazdy. Zapewne oszukała ich i chcieli ją dorwać. Z tego co słyszałem to wyjechała do Nowego Jorku i słuch po niej zaginął. Powróciła na salony jako Irene Adler, wspaniała i utalentowana aktorka teatralna, która wciąż jest postrachem wpływowych mężczyzn. Przeszłość ją dorwała i ktoś porwał jej syna z ich domu w Nowym Jorku. Dostała list, że dziecko jest w Londynie, miała wykonać coś dla porywaczy, inaczej zabiją małego. Oczywiście, udało nam się a ona powróciła do Stanów. - Sherlock zakończył swoją opowieść.
- I nigdy nie obchodziło cię twoje dziecko? - zdziwił się Watson.
- Och, jestem przekonany, że nie było moje. - wyjaśnił Holmes. - Inaczej wiele razy byśmy widzieli pannę Adler, która znana była z brania tego, co było jej.
- Jednak...
- Dość, Watsonie. Popatrz jaki mamy piękny dzień. - Sherlock spojrzał na pobliski ocean i przymknął oczy. Po jego twarzy błąkał się uśmiech.


KONIEC


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Sherlock / Sherlock Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin