Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Wakacje na Baker Street [5/?]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Sherlock / Sherlock Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Vicodinka
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 802
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Taka planeta Ziemia...Może słyszałeś?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:04, 09 Mar 2012    Temat postu: Wakacje na Baker Street [5/?]

Aż się boję to dodawać. Mój pierwszy fick z fandomu Sherlocka, tak więc bójcie się, drodzy czytelnicy
Ogólny zamysł jest taki, że do pani Hudson na wakacje przyjeżdża siostrzenica i spędza wakacje na Baker Street. I jak to na Baker Street, czeka ją sporo przygód Z góry przepraszam za wszystkie błędy, uwagi i pochwały mile widziane, ale bardziej te drugie


Rozdział 1
Kate Elisson nieprzytomnym wzrokiem rozejrzała się dookoła. Znajdowała się w hali przylotów na lotnisku Heathtrow. Była przeraźliwie zmęczona po dwunastogodzinnym locie- marzyła tylko o tym, by rzucić się na łóżko i spać, spać kilkanaście godzin bez przerwy.
W tłumie na lotnisku nie widziała swojej ciotki. Jej uwagę przykuł za to dość niski mężczyzna o blond włosach ubrany w parkę. Trzymał tabliczkę z jej imieniem i nazwiskiem. Nieco zdziwiona, podeszła do niego, ciągnąc za sobą dużą czerwoną walizkę na kółkach.
-Ty musisz być Kate. Jestem John Watson.-mężczyzna wyciągnął rękę. Kate ją uścisnęła.
-Gdzie jest moja ciotka? -spytała zaspana dziewczyna
-Wysłała mnie, bym po ciebie przyjechał. Daj, wezmę to-wziął od niej walizkę-Złapmy taksówkę.
Wyszli przed budynek lotniska. Na zewnątrz było zimno i padał deszcz. Kate zadrżała. Miała na sobie bluzkę na ramiączkach i krótkie spodenki- gdy wylatywała z Florydy było ponad trzydzieści stopni. Powinna była o tym pomyśleć. Na szczęście w walizce miała cieplejsze ubrania, w sam raz na angielską pogodę.
Anglia. Jej ziemia obiecana. Od kilku lat Kate błagała rodziców, by pozwolili jej przyjechać do Londynu. Lecz oni ciągle mówili nie- ,,nie mamy pieniędzy, jesteś jeszcze za młoda by lecieć sama samolotem, ciotka akurat choruje… ‘’ Lecz w tym roku się zgodzili. Postawili tylko jeden warunek- aby spędzić wakacje w Anglii, dziewczyna musiała mieć co najmniej czwórkę z chemii. Kate nigdy nie lubiła tego przedmiotu, jednak dla Londynu była zdecydowana zrobić wszystko. Wysiłek opłacił się. Dziewczyna uśmiechnęła się, gdy przypomniała sobie reakcję rodziców na nie na czwórkę, lecz piątkę! Piątkę z chemii.
Nadjechała taksówka. John otworzył Kate drzwi, wsadził jej walizkę do bagażnika, po czym wsiadł i podał adres. Samochód ruszył.
Nastolatka obawiała się trochę tych wakacji. Marie Hudson była siostrą cioteczną jej taty. Była dość starszą, samotną kobietą. Mieszkała w Londynie na Baker Street- Kate znała ten adres z kopert. Jej rodzina utrzymywała z ciotką kontakt- pisała listy, od czasu do czasu dzwoniła, jednak na żywo Kate spotkała ciotkę tylko raz. To było Boże Narodzenie, dziewczyna miała wtedy z osiem lat. Marie Hudson przyleciała wtedy ze swoim mężem, który rok później został skazany na śmierć. Dziewczyna pamiętała, że dostała wtedy na Gwiazdkę lalkę. Porcelanową. Nazwała ją Rosie.
Droga na Baker Street nie zajęła zbyt wiele czasu. Już po kilkunastu minutach Kate była obejmowana przez osobę, której praktycznie nie znała a w której domu miała spędzić dwa miesiące wakacji.
-Och, Kate!- ciotka w końcu puściła swoją siostrzenicą i obrzuciła ją zachwyconym spojrzeniem- Jak ty urosłaś! Ale jesteś zdecydowanie za chuda. Nie karmią cię tam?
John wniósł walizkę i postawił ją z hukiem.
-Dziewczyno, co tym tam nosisz? -spytał z rozbawieniem
-Taki świat z tyloma tobołami! -ciotka załamała ręce, kręcąc się jak fryga- John, upiekłam szarlotkę. W kuchni na blacie. Może się skusi.
-Wątpię. Raczej nie zje nic, dopóki nie rozwiąże sprawy.
-Ale on musi coś jeść!
-Gdy jest głodny, lepiej mu się myśli-mężczyzna westchnął i przewrócił oczami-Naprawdę się o niego martwię, nie je od trzech dni, może zasłabnąć…
-Przepraszam… -wtrąciła Kate- Ale o kim mowa?
John i pani Hudson popatrzyli na siebie i uśmiechnęli się, rozbawieni.
-Ech… Taki jeden idiota… -odparł Watson
-Genialny idiota!- z góry rozległ się krzyk.-Chodź tutaj, John!
Mężczyzna chwycił ciasto, uśmiechnął się i poszedł na górę.
-Kim jest ten genialny idiota? -spytała dziewczyna patrząc na zegarek. Dochodziła godzina dwudziesta. Czyli w Panama City była… Piętnasta? Nastolatka nie miała siły, ani ochoty liczyć. W końcu były wakacje.
-To Sherlock, razem z Johnem wynajmują mieszkanie na górze. Wspaniały człowiek, gdy ma coś do roboty. Zapoznam cię z nim, jeśli chcesz.-kobieta zamknęła drzwi na zasuwkę.- Zjesz coś i spać.-powiedziała stanowczo.-Pościeliłam ci łóżko w dziupli. No, znaczy w małym pokoju. Tak go nazywam, bo… Sama zresztą zobaczysz. Dobrze się czujesz?
Kate zamrugała oczami
-Mogę się wykąpać?
Ciotka, wylewając z siebie potoki słów, zaprowadziła dziewczynę do wyłożonej starymi kafelkami łazienki i dobrodusznie poklepała po ramieniu, radząc, aby zrobiła sobie gorącą kąpiel.
-Tutaj masz mydło, tu czysty ręcznik, szampon i szlafrok. Pójdę zrobić kolację. Jest późno, więc jakąś lekką. Lubisz twarożek?
Dziewczyna pokiwała głową. Ciotka zakręciła się i wyszła z łazienki.
Wylegując się w wannie, Kate miała wrażenie, że słyszy strzały z pistoletu. Poderwała głowę. Dźwięki dochodziły z góry, po chwili jednak ustały. ,,Pewnie mi się zdawało” -pomyślała dziewczyna i wyjęła korek.
Kuchnia była mała, ledwie mieściły się w niej dwie osoby. Meble były nudne i byle jakie- niemrawy, socjalistyczny kredens, dwa pociągnięte zieloną farbą olejną taborety, stolik przykryty kraciastą serwetą. Przy nim siedziała pani Hudson, która właśnie skończyła rozmowę przez telefon.
-Zadzwoniłam właśnie do twoich rodziców. U nich wszystko w porządku, pozdrawiają cię- podsunęła swojej siostrzenicy talerz z kanapkami.-Bidulka, zmęczyłaś się tą podróżą. Jutro możesz spać choćby do południa.
-Dziękuję-wymamrotała Kate. Nie była zbyt głodna, więc z grzeczności zjadła jedną kanapkę, a potem wpatrywała się tępo w talerz. Ciotka nie wpychała w nią jedzenia na siłę- pozwoliła jej łyknąć ze dwa kęsy i iść spać. Dziewczyna polubiła ją za to od razu.
Ostatnią rzeczą, którą Kate zapamiętała tego wieczoru, była okrągła, rumiana twarz ciotki, okolona jasnymi loczkami, pochylająca się nad nią z troską. Pocałowała ją w czoło, co odrobinę dziewczynę zdziwiło, ale przez to szybciej zamknęła powieki. Nie usłyszała nawet, jak ciotka gasi światło i zamyka za sobą drzwi.
Spała.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vicodinka dnia Pią 14:02, 06 Kwi 2012, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:04, 10 Mar 2012    Temat postu:

Z pochwałami zaczekam, aż się rozkręci...

Czyli czekam na dalszy ciąg . Temat na pewno ma potencjał


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:27, 10 Mar 2012    Temat postu:

Przyznam, że sceptycznie odnoszę się do fików, w których na pierwszym planie jest postać wymyślona przez autora. I o ile ta postać jest ciekawa, a jej wprowadzenie służy przyjrzeniu się bohaterom pod innym kątem ("z zewnątrz") - jestem jak najbardziej za. Problem zaczyna się kiedy to na tej postaci skupia się tekst.

Twój tekst jak na razie zapowiada się ciekawie. Nie wiem jak zamierzasz poprowadzić fabułę i kto ostatecznie znajdzie się na pierwszym planie, także z oceną poczekam na ciąg dalszy. Sherlock, John i ich codzienne życie oczami nastolatki? Wynik może być zaskakujący

Także trzymam kciuki i czekam na następne rozdziały


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vicodinka
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 802
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Taka planeta Ziemia...Może słyszałeś?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:59, 12 Mar 2012    Temat postu:

Rozdział 2

Przez pierwszą chwilę, Kate nie miała pojęcia co ją obudziło. Leżała przez chwilę, próbując przypomnieć sobie wszystko, co wydarzyło się wczorajszego wieczoru, aż w końcu otworzyła oczy. Przez jasne, kremowe zasłony sączyło się światło. Pokój był mały i niesamowicie zagracony- zapewne służył ciotce za składzik zbędnego badziewia. I nagle Kate coś usłyszała.

Skrzypce. Cholerne skrzypce. Nie była to żadna melodia, nic Bacha ani Vivaldiego. Brzmiało to tak, jakby ktoś sterylizował kota bez znieczulenia. Rzępolenie dolegało z góry. Czyli to któryś z chłopaków- albo Watson, albo ten Sherlock.

-Może zaraz skończy-powiedziała do nikogo Kate, wsadzając głowę pod poduszkę.

Minęło piętnaście minut, a ,,koncert” wciąż nie ustawał. Dziewczyna z jękiem sięgnęła na szafkę nocną po telefon. Była 5:45.

-No to już przesada! -krzyknęła. Wnet wstąpiła w nią energia. Wyskoczyła z łóżka, wybiegła z pokoju, i przeskakując po dwa schody naraz wpadła do mieszkania na górze. Na kanapie siedział skrzypek.

Był to dość młody mężczyzna, przeraźliwie chudy i wysoki. Miał kruczoczarne, kręcone włosy, pociągłą twarz i piękne oczy, którego koloru Kate nie była w stanie określić. Zielone? Szare? Niebieskie? Zielono- szaro- niebieskie? Ubrany był w piżamę i niebieski szlafrok. W ręce trzymał smyczek, skrzypce położył na kolanach, a tymi swoimi oczami o nieokreślonym kolorze wpatrywał się teraz w Kate.

Boże. Jaki on był cholernie przystojny.

-Jakiś problem? -odezwał się niskim, wyjątkowo męskim głosem.

Dziewczyna odchrząknęła.

-Owszem. Nie ma nawet szóstej, a pan gra… w sumie nawet nie gra, tylko drze kota na skrzypcach. A niektórzy ludzie chcieliby łaskawie pospać. Tak więc…

-W sumie dobrze, że przyszłaś-odpowiedział, całkowicie ją ignorując- John jeszcze śpi, a pani Hudson ZNOWU zabrała moją czaszkę! –wstał i zaczął chodzić zamyślony po pokoju, drapiąc się po głowie smyczkiem.

-Ale… Co ja mam niby robić? -spytała, zdziwiona nagłą zmianą tematu, Kate.

-W zasadzie to nic. Usiądź sobie-wskazał ręką na kanapę-I po prostu mnie słuchaj. Od czasu do czasu możesz zadawać pytania, wydawać odgłosy potwierdzenia, ,,aha” ,,dobra” ,,rozumiem” i takie tam.

Nim Kate zdążyła zaprotestować, zaczął swój monolog

-Włamanie do domu na Regent Street. Właściciele to małżeństwo w średnim wieku. Ona ma kochanka, on tego nie zauważa, bo cały czas siedzi w biurze. Ktoś włamuje się do domu, ale nic nie kradnie, zostawia tylko wiadomość do męża o zdradzie żony…

-Może to kochanek? -odezwała się Kate. Sherlock spojrzał na nią z pogardą.

-Bez sensu, po co miałby mu to przekazywać? Żeby wzbudzić jego zazdrość? Dwa dni później kobieta spotyka się ze swoim kochankiem, nagle ktoś samochodem jedzie prosto na nich- kobieta zdążyła uciec, facet ginie na miejscu. I nie, to nie mąż zabił.

Kate z otwartymi ze zdziwienia ustami wpatrywała się w maszerującego Sherlocka, który próbując się skoncentrować, złożył ręce jak do modlitwy.

-To jest jeszcze gorsze niż brazylijska telenowela- zaśmiała się Kate- Mnóstwo romansów, kochanek powinien jeszcze wstać z grobu i wrócić do swojej innej kochanki…

-Kochanka kochanka…- nagle w oczach mężczyzny pojawił się tajemniczy błysk, na twarzy rozkwitł uśmiech. Przez chwilę Holmes wyglądał jak dziecko, cieszące się z nowej zabawki. –Dziewczyno! Jesteś genialna! -rzucił w jej stronę smyczek i wybiegł z pokoju.

-Zrób sobie herbatę! -krzyknął zza drzwi

Przez kilka sekund Kate siedziała z szeroko otwartymi ustami na kanapie. Sherlock był… dziwny. Interesujący wręcz. No i wyjątkowo przystojny.

-Dlaczego nie mam trzydziestu lat? –mruknęła do siebie i postanowiła zrobić sobie herbatę. Gdy tylko weszła do kuchni, jęknęła.

Gdyby nie lodówka i kuchenka, pomieszczenie mogłoby uchodzić za laboratorium. Wszędzie znajdował się sprzęt laboratoryjny- na stole stał ogromny mikroskop, kilkanaście probówek w statywach, oraz palnik spirytusowy. Na suszarce suszyły się zlewki i szalki- żadnego talerza, garnka czy chociażby kubka. Na blacie znajdował się ogromny moździerz porcelanowy, oraz kilka starych gazet.

Herbatę znalazła w drugiej szufladzie. Jedna, samotna torebka, leżąca w otoczeniu plastrów nikotynowych, kilku zgniecionych papierosów i czegoś, co bardzo przypominało ludzką kość biodrową. Znalazła też łyżeczkę, tyle że ubrudzoną czymś gęstym, lepkim i czerwonym. Kate wrzuciła ją z obrzydzeniem do zlewu. Miała nadzieję, że to tylko dżem. A herbatę można wymieszać bagietką laboratoryjną.

Kubek był w piekarniku. O dziwo czysty. Przysłonięty maską gazową.

Kate spróbować herbaty z mlekiem. Nigdy jeszcze takiej nie piła, a że znajdowała się w Anglii, wypada chociaż spróbować. Otworzyła lodówkę i po chwili z wrzaskiem zamknęła ją z powrotem.

Ludzkie stopy. Ludzkie. Stopy.

Kto normalny trzyma ludzkie stopy w lodówce?

,,Sherlock oczywiście” -pomyślała dziewczyna-,, Który zdecydowanie nie jest normalny.”

Ochota na herbatę wyraźnie jej przeszła. Nastolatka miała dość słaby żołądek, a po widoku stóp w lodówce, była pewna że nie przełknie niczego co najmniej przez godzinę. Skąd Holmes wziął stopy? Nie wiedziała. I nie chciała wiedzieć.

Gdy odskoczyła od lodówki, upadła na stół, przez co zrzuciła jedną ze zlewek. Stłukła się na drobne kawałki, dziewczyna uklęknęła by pozbierać przynajmniej większe kawałki szkła. Podczas sprzątania zauważyła coś pod piekarnikiem.

Puszka po herbacie.

Z czystej ciekawości wyciągnęła ją i zajrzała do środka. Nieduża strzykawka. Kilka igieł. Oraz malutki słoiczek z napisem ,,morphinum” na etykiecie.

Usłyszała kroki, więc szybko wrzuciła puszkę z powrotem pod piekarnik. Odwróciła się gwałtownie.

To był John. Miał na sobie szlafrok. Na jej widok zmarszczył brwi.

-Sherlocka nie ma, jeśli jego pan szuka- powiedziała Kate, podnosząc się do pionu- Wyszedł stąd jakieś pięć minut temu.

-Rozwiązał sprawę? -Kate kiwnęła głową.

-On jest detektywem prawda? -spytała Johna, wychodząc z kuchni i siadając w skórzanym fotelu.

-Detektywem doradczym. Jedynym na świecie.-mężczyzna uśmiechnął się i sięgnął do lodówki. Zignorował stopy, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, wyjął jogurt, umył zakrwawioną (czy aby na pewno zakrwawioną?) łyżeczkę i usiadł na kanapie.

-Zapewne robiłaś za czaszkę? -spytał dziewczynę.

-Owszem. Skąd pan wiedział?

John uśmiechnął się.

-Ja za nią robię cały czas.

___________________________
A jeżeli jest ktoś ciekaw: [link widoczny dla zalogowanych] mniej więcej wyobrażałam sobie grę Sherlocka


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vicodinka dnia Pon 20:02, 12 Mar 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:36, 12 Mar 2012    Temat postu:

Dziewczyna zaskakująco spokojnie zareagowała na Sherlocka. A jego szaroniebieskozielone oczy wszystkich zbijają z tropu
Plusik za lepszą edycję, trochę milej się czyta.
Czekam na więcej...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:29, 13 Mar 2012    Temat postu:

Mi za to wybitnie podoba się Twoje ujęcie Johna A w szczególności końcówka tego rozdziału i to, jak doskonale doktor porusza się po tym bałaganie. Nie dziwi również zachowanie Kate, a dokładnie fakt, że podoba jej się Sherlock. Nie krytykuję cię, ale akurat to jest takie typowe, kiedy do opowiadania dodaje się własną postać. Bo moim zdaniem prawdziwa nastolatka uznałaby takiego prawdziwego Sherlocka z kompletnego oszołoma No i z pewnością nie określiłaby go mianem "przystojnego" O nim akurat można wiele powiedzieć, ale na pewno nie to, że jest "przystojny".
Tak czy siak, fajne opowiadanie stworzyłaś jak dotąd


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lady Makbeth dnia Wto 15:30, 13 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vicodinka
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 802
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Taka planeta Ziemia...Może słyszałeś?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:17, 13 Mar 2012    Temat postu:

Lady Makbeth napisał:
Bo moim zdaniem prawdziwa nastolatka uznałaby takiego prawdziwego Sherlocka z kompletnego oszołoma No i z pewnością nie określiłaby go mianem "przystojnego" O nim akurat można wiele powiedzieć, ale na pewno nie to, że jest "przystojny".

W takim razie jestem nienormalna
Cieszę się, że się wam podoba.
Jeśli dobrze pójdzie, trzeci rozdział wstawię w piątek lub sobotę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:11, 14 Mar 2012    Temat postu:

Też bardzo podoba mi się część, w której pojawia się John Ech, ten jego spokój.
Sherlocka nie ma, w lodówce są ludzie stopy, a w kuchni czeka nastolatka? Co tam. Kolejny dzień Na Baker Street

Poza tym wykorzystanie Kate jako czaszki jest cudownie sherlockowe xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vicodinka
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 802
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Taka planeta Ziemia...Może słyszałeś?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:43, 15 Mar 2012    Temat postu:

W tym rozdziale po raz pierwszy pojawia się dedukcja. Macie pojęcie, jak trudno było to pisać? Dziękuję za wszystkie miłe komentarze Miłego czytania

Rozdział 3

Godzinę później, Kate jadła śniadanie razem z Johnem i ciotką. Sherlocka wciąż nie było. Posiłek był typowo angielski- jajka sadzone, bekon, grzanki i do tego oczywiście herbata z mlekiem. Nie była taka zła. Nawet całkiem dobra.

Siedzieli w mieszkaniu ,,chłopaków”, jak zaczęła ich nazywać w myślach Kate. Potrawy przygotowała pani Hudson, używając produktów z własnej kuchni. ,,I chwała Bogu” pomyślała dziewczyna, sięgając po pieczywo.

Od kilku minut przy stole panowała niezręczna cisza. Ciotka wyczerpała już typowe pytania, które zadaje się nastolatkom- czym się interesujesz, jak ci idzie w szkole, jakich masz przyjaciół, i tym podobne. Dorosłych to nie obchodzi, nastolatki nie chcą o tym gadać, ale tradycji musi stać się zadość. Mimo wszystko dziewczyna odpowiadała na pytania, co prawda krótko i dość cicho, lecz pytanie o plany na przyszłość zignorowała. Nie miała pojęcia kim chciałaby być w dorosłym życiu. We wszystkim była beznadziejna. Na szczęście ciotka nie naciskała.

-Więc… Kate…- odezwał się John, chyba po raz pierwszy od kiedy usiadł do stołu-Co chciałabyś zwiedzić w Londynie?

-No… ja…- Kate poczuła że się czerwieni i pocą jej się dłonie. Jak zwykle, gdy nie wiedziała co odpowiedzieć. Odchrząknęła i wzięła głęboki oddech.- Jeszcze się do końca nie zastanawiałam… Znaczy… Wiadomo, typowe londyńskie zabytki- London Eye, Big Ben, Tower Bridge, Pałac Buckingham…. Może zakupy na Oxford Street…

-Nuda- odezwał się niespodziewanie Sherlock, powodując o Kate jednosekundowy zawał serca. Musiał wrócić już jakiś czas temu, i pewnie czekał na odpowiedni moment by się ujawnić.-Każdy turysta wraca stąd ze zdjęciami Big Bena czy London Eye. A żeby wyróżnić się wśród mnóstwa uczniów pracujących przy gazetce szkolnej, przydałoby się coś oryginalnego.

Kate zamarła z widelcem w dłoni. Mężczyzna uśmiechnął się ironicznie i zdjął płaszcz.

-Skąd… pan wie o gazetce?

-Nie tylko o gazetce-odparł Holmes. Watson przewrócił oczami.-Mało tego! Wiem też, że podoba ci się twój sąsiad z naprzeciwka, lubisz pisać, prowadzisz pamiętnik i masz mnóstwo kompleksów oraz praktycznie zero pewności siebie.

Zapadła niezręczna cisza. Panią Hudson nagle bardzo zainteresował widok za oknem. John z wyrzutem wpatrywał się w detektywa, który uśmiechał się dumnie.

-No dobra… Ale skąd? -spytała Kate, zdziwiona, zawstydzona, ale też zafascynowana.

-Wystarczy tylko widzieć. Wszyscy ludzie patrzą, ale nigdy nie widzą.- mężczyzna podszedł do stołu i wziął sobie grzankę- Na prawej ręce masz ślady długopisu. Jesteś praworęczna. Rano ich jeszcze nie miałaś, czyli całkiem niedawno coś pisałaś. Trzymasz długopis w dziwny sposób- opierasz go na palcu serdecznym. Masz na nim gulkę, która jest zaczerwieniona, czyli pisałaś długo- zapewne pamiętnik, pasuje do zakompleksionej nastolatki, prowadzisz go od niedawna. Piszesz też opowiadania i wiersze- nawet nie zauważyłaś, ale wczoraj z torebki wypadł ci notes. Jesteś ubrana w szary sweter i workowate podarte dżinsy- dlaczego? Nie chcesz się wyróżniać z tłumu, jesteś nieśmiała. W tym roku postanowiłaś coś w sobie zmienić, więc przefarbowałaś włosy na blond, zaczęłaś się malować i postanowiłaś jakoś rozwinąć swój talent-pisanie, zapewne kółko dziennikarskie. Proste. Przyjechałaś ładnie ubrana i pomalowana, i nie, wcale nie pytałem Johna, tylko wyjrzałem przez okno, ale dzisiaj nie masz na twarzy nawet pudru czy błyszczyka. Dlaczego? Postanowiłaś się zmienić dla chłopaka, raczej nie ze szkoły, bo już byś sobie darowała, tylko sąsiada- mógł cię wczoraj zobaczyć, gdy wyjeżdżałaś. W każdym razie, czy mam rację?

Ponownie zrobiło się cicho. Kate zdała sobie sprawę, że ma otwarte usta, więc natychmiast je zamknęła. Przełknęła ślinę.

-Tak. Ma pan. Jasna cholera…- ciotka spojrzała na nią nieco gniewnie, lecz dziewczyna ją zignorowała.-Jak pan to zrobił?

-Obserwacja i dedukcja. Proste.

-Można się tego nauczyć?

-Oczywiście. Prywatne lekcje bierze ode mnie cały Scotland Yard, ale oni są zbyt durni, żeby się czegokolwiek nauczyć. Poczytaj trochę na mojej stronie internetowej- Sztuka Dedukcji.

-Sherlock…- John wstał i podszedł do mężczyzny z niepokojem-Co ci się stało?

Dopiero teraz Kate zauważyła, że detektyw trzyma rękę dziwnie sztywno i ma zakrwawiony rękaw koszuli.

-Co? A, to! George Willows miał dziewczynę, to ona włamała się do mieszkania i przejechała Willowsa. Złapali ją, ale miała nóż, zasłoniłem się i…- Sherlock spojrzał na swoją dość sporą ranę i zmarszczył brwi.-John, masz jakiś plasterek, lub…

Watson westchnął i uderzył się dłonią w czoło.

-Plasterek, na pewno. Masz szczęście, jak nie trzeba będzie zszywać. Chodź, na górze mam apteczkę.

Mężczyźni wyszli z pokoju, odprowadzani troskliwym wzrokiem pani Hudson.

-Och, czyż oni nie są uroczy?- spytała z zachwytem swoją siostrzenicę- Jak stare, dobre małżeństwo!

-Tak w ogóle…- przerwała ciotce Kate- Czy oni są… no, wie ciocia…

-Parą?- ciotka najwyraźniej nie należała do osób, które wstydziłyby się rozmawiać o tego typu rzeczach.-Szczerze mówiąc, to nie mam pojęcia. Coś zdecydowanie między nimi jest- wystarczy na nich popatrzeć. Ale czy są razem… Nie wiem!

Kate wstała od stołu.

-Pójdę już. Nie przyjechałam tutaj, by cały czas siedzieć w domu.

-Fakt, a w Londynie jest przecież tyle rzeczy, które trzeba zobaczyć!- kobieta wstała od stołu i zaczęła zbierać talerze.-Idź już dziecko, idź. Ja posprzątam. Tylko wróć przed piątą.

-Jeszcze jedno. Ma ciocia może jakiś poradnik lub mapę?

-Ja nie, ale u chłopców na półce na pewno coś znajdziesz. Poszukaj! -ciotka zeszła na dół, niosąc brudne naczynia.

Kate uważnie zbadała półkę z książkami. Pomiędzy kryminałami, starymi wydaniami gazet i literaturą medyczną, znalazła trzy egzemplarze poradnika ,,Londyn: A-Z”. Dlaczego trzy? Nie miała pojęcia. Chwyciła pierwszy z brzegu i wyszła z pokoju.

Nawet na dole słyszała rozmowę i śmiechy dobiegające z górnego piętra.

-Ona jest jak Molly z okresu dojrzewania! -chichotał Holmes. Kate nie chciała wiedzieć, czy to dobrze że jest taka jak ona, czy nie. Wyszła z mieszkania przy Baker Street, wprost na ulice ruchliwego Londynu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vicodinka dnia Czw 22:00, 15 Mar 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:43, 15 Mar 2012    Temat postu:

Podoba mi się. Zdecydowanie mi się podoba. Opis dedukcji wyszedł ci nadspodziewanie dobrze, generalnie sposób, w jaki piszesz postać Sherlocka mi się podoba. Twój Sherlock jest taki typowo... sherlockowy Nawet Kate zaczęła się robić ciekawa, taka niby szara myszka, a jej reakcja na osobliwość, jaką jest Sherlock naprawdę bawi. No i oczywiście John. Jak zwykle po mistrzowsku go opisałaś.

Zauważyłam tylko jeden błąd.
Cytat:
Postanowiłeś się zmienić dla chłopaka, raczej nie ze szkoły, bo już byś sobie darowała, tylko sąsiada- mógł cię wczoraj zobaczyć, gdy wyjeżdżałaś. W każdym razie, czy mam rację?

Powinno być "postanowiłaś".

Jest jeszcze coś:
Cytat:
Watson westchnął i wykonał dość popularny gest, potocznie nazywany facepalm’em.

Mnie osobiście słowo "facepalm" w języku polskim mierzi. Wiem, że to jest pisane z punktu widzenia obcokrajowca, więc jednak jest to dopuszczalne użycie, ni mniej lepiej by zabrzmiało np. "Watson pacnął się dłonią w czoło", albo coś w tym rodzaju. Jednak wszystko zależy od ciebie, inni mogą woleć, żeby zostało po staremu


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vicodinka
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 802
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Taka planeta Ziemia...Może słyszałeś?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:22, 19 Mar 2012    Temat postu:

Rozdział 4

Pierwsze dni w Londynie Kate spędziła w miarę spokojnie. Nie zwiedziła zbyt dużo-tylko Muzeum Historii Naturalnej. Głównie chodziła po centrum Londynu, szukając cichych, nie odkrytych przez turystów uliczek, tajemniczych sklepów z książkami i klimatycznych kawiarenek. Nie bała się, że się zgubi- zawsze miała przy sobie telefon, zresztą już po krótkim czasie odkryła zasadę poruszania się po Londynie- jeżeli się zgubisz, idź do metra. A dalej to już z płatka.

Zgodnie z prośbą ciotki, wracała do domu przed zmrokiem. Tam zawsze czekała na nią pożywna kolacja i najczęściej ciasto. Co jak co, ale gotować to ciotka potrafiła.

Przez trzy dni starała się unikać Sherlocka Holmesa i jego ,,przyjaciela”. Mężczyzna nieco ją przerażał, ale zarazem fascynował. Wystarczył mu jeden rzut oka, i już znał wszystkie jej myśli, pragnienia i obawy. Koleżanki z jej klasy, przyjaciółka, nawet rodzice nie zauważali, że dziewczyna jest tak nieśmiała, że nie pozwala jej to normalnie funkcjonować. A Sherlock zauważył to od razu.

Kusiło ją bardzo, by wejść na jego stronę internetową, ale ciotka nie miała komputera, a ona zapomniała wsiąść ze sobą laptopa.

Ten dzień zapadł Kate w pamięć szczególnie.

To był wtorek. Dziewczyna wstała wtedy o dziesiątej i planowała pójść do Muzeum Figur Woskowych Madame Tussauds. Ciotka poprosiła ją, by wróciła około szesnastej, czyli nieco wcześniej niż zwykle, bo szykuje na kolację coś specjalnego.

Do muzeum było mniej niż dwie minuty drogi. Nie trzeba było wsiadać autobus czy w metro- kilka kroków i już się było na miejscu.

Gdy wychodziła, prawie zderzyła się w drzwiach z dość starszym mężczyzną, którego przedstawiono jej jako ,,pana Lestrade’a”. Nie zauważyła go, bo czytała książkę. Już od kilku dni nie mogła oderwać się od ,,London: A-Z”.

Przewodnik sam w sobie nie był napisany zbyt interesująco, ale miał w sobie coś takiego, że trzeba było go odkryć. ,,Miał duszę”. Jego właściciele nie traktowali go z szacunkiem- strony były pomięte i naddarte, niektóre oblane kawą i spryskane czymś żółtym (farba w sprayu?), niektóre sklejone. Wiele słów było podkreślonych i poprawionych, a zakładkami były artykuły z gazet o mordercy przechodzącym przez ściany. Na samym końcu książki Kate znalazła zdjęcie graffiti. Namalowane żółtą farbą, w jakimś tajemniczym języku. Jakiś szyfr? Możliwe. Tylko… co on oznaczał?

Zaczytana dziewczyna nie zauważyła, że weszła na ulicę.

Rozległ się pisk hamulców oraz krzyki przechodniów. Prosto na dziewczynę sunął olbrzymi, piętrowy autobus. Kate krzyknęła.

Nagle upadła na chodnik. Nie potknęła się, ani nie poślizgnęła. Ktoś ją popchnął. Ktoś uratował jej życie. A tym kimś był…

-Nic ci nie jest? -odezwał się chłopak. Miał krótkie, brązowe włosy, zielone oczy i promienny uśmiech. Wyglądał na jakieś szesnaście lat.

Coś przewróciło jej się w żołądku.

-Na szczęście nie-odparła, starając się nie zwracać uwagi na przechodniów, wytykających ją palcami-Dzięki tobie.-spojrzała mu w oczy. Był naprawdę ładny, a teraz uśmiechał się promiennie.

-Jestem Josh -przedstawił się

-Kate-odpowiedziała, sprawdzając czy nic nie wypadło jej z torebki.

-Masz śmieszny akcent, skąd jesteś?

-Floryda

-Tak myślałem!- Josh zaśmiał się. Dziewczyna uśmiechnęła się.

Przed chwilą niemal nie zginęła pod kołami autobusu, a teraz była podrywana przez naprawdę przystojnego chłopaka. Czegoż więcej chcieć od życia.

-Nie stójmy tu tak. Niedaleko stąd, na Malcombe Street jest kawiarnia Dorset. Mają tam pyszną kawę i znakomite ciasta.-znowu się uśmiechnął-Oczywiście, jeśli chcesz.

-Miałam iść do Madame Tussauds… Ale zawsze pójść tam jutro.-odpowiedziała Kate.

Po pewnym czasie siedzieli razem przy stoliku, jedząc ciasto czekoladowe, pijąc kawę i śmiejąc się nawzajem. Dziewczyna rozluźniła się, żartowała, opowiadała o sobie. Josh słuchał jej z zainteresowaniem.

-To w czym się tak zaczytałaś? -spytał, sięgając po filiżankę.

-Ach… Zwykły przewodnik.-uśmiechnęła się lekko- W sumie nie taki zwykły. Ta książka ma… duszę. Nie patrz tak na mnie, wiem, że gadam jak idiotka…

-Nie, ja to rozumiem. Są takie książki, które mają w sobie coś takiego, że nie sposób się od nich oderwać. Czy to pożółkłe, zakurzone strony, czy to przeżycia któregoś z bohaterów…- chłopak umilkł na chwilę popijając kawę.-Mogę zobaczyć? -Kate podała mu książkę. On przekartkował ją i uśmiechnął się.

-Faktycznie. Aż chcę się czytać.-przewracał delikatnie strony, wyjmował artykuły, czytał je i wkładał z powrotem. Gdy znalazł zdjęcie z tajemniczym graffiti, uniósł brwi.

-Dziwne… Ale już to gdzieś widziałem… -podniósł zdjęcie do światła i przyjrzał mu się uważnie.-Nie jestem pewien, ale chyba u taty.

-U taty? On maluje graffiti? -natychmiast zdała sobie sprawę, że żart nie wyszedł. Zagryzła wargi. O, ty głupia.

-Nie, on jest…- nagle Kate spojrzała na zegarek. Dochodziła już piętnasta, a ona miała być na Baker Street o szesnastej.

-Osz cholera… -zaklęła i poderwała się z miejsca. Josh patrzył na nią zdziwionym wzrokiem-Przepraszam, ale muszę lecieć…- zaczęła szybko szukać w torebce portfela.

-Powoli, Kate! Ja zapłacę. Daj mi tylko swój numer telefonu- mrugnął do niej łobuzersko.

Cała czerwona i jednocześnie szczęśliwa, dziewczyna zapisała numer na serwetce.

-Miło było-powiedziała, w pośpiechu nakładając kurtkę.-No i… dzięki za uratowanie życia.

-Zawsze do usług. Do zobaczenia, mam nadzieję! -krzyknął za nią, ale dziewczyna już go nie słyszała. Wybiegła z kawiarenki, jakby ją piorun strzelił.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vicodinka
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 802
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Taka planeta Ziemia...Może słyszałeś?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:05, 06 Kwi 2012    Temat postu:

Rozdział trochę dłuższy niż zwykle. Sorry, że tak długo ale po zebraniu miałam szlaban na kompa. Enjoy, no i...
WESOŁYCH ŚWIĄT!



Rozdział 5

Zdążyła w samą porę. Gdy tylko wbiegła do przedpokoju, poczuła zapach ciast. Zaintrygowana, weszła do kuchni i zamarła.

Ciotka oszalała.

Dziesięć ciast o różnych rozmiarach, kształtach i kolorach stygło czekając na połączenie w coś niewiarygodnie pysznego, a w piekarniku znajdowała się kolejna tura. Wszędzie stały miski ociekające surowym ciastem, otwarte pudełka z mąką, przeróżne cukry, puste opakowania po śmietanie, a w zlewie znajdowały się skorupki jajek, zniesionych chyba przez całą kurzą fermę. Pani Hudson stała przy kuchence, mieszając w garnku lukier.

-Och, Kate! Dobrze, że przyszłaś! -uśmiechnęła się kobieta-Pomóż mi trochę, i pozmywaj.

-Ciociu, ty oszalałaś!- zaśmiała się dziewczyna.

-Po prostu chciałam upiec ciasto! Nie wiedziałam jakie zrobić, więc… upiekłam wszystkie!- pani Hudson wyjaśniła to takim tonem, jakby była to całkowicie normalna rzecz.

-Ale dlaczego aż tyle?

-Powiem wam przy kolacji-kobieta uśmiechnęła się i wyjęła z piekarnika kolejne ciasto. Wtedy Kate olśniło.

Wam. Wam, czyli Kate i chłopakom. O rany. John był w porządku, ale jeśli Sherlock znowu zacznie się popisywać… Chyba tego nie zniesie.

Przynajmniej może spróbować odzyskać zeszyt z opowiadaniami, który wciąż przebywał w pokoju na górze, w bliżej nieokreślonym miejscu.

Sherlock się nie popisywał. W ogóle nikt nic nie mówił. Wszyscy byli zajęci próbowaniem przeróżnych tortów, ciast i ciasteczek. Nawet Holmes trochę zjadł. Dziewczyna miała wrażenie, że pęknie- musiała poluzować pasek przy spodniach o dwie dziurki.

-Muszę wam coś powiedzieć-odezwała się ciotka przy herbacie

-Krem z filtrem piętnaście to zdecydowanie za mało, pani Hudson. Lepsza będzie trzydziestka lub nawet czterdziestka-przerwał jej detektyw

Kobieta zarumieniła się i spojrzała z matczyną miłością na Holmesa.

-Sherlock jak zwykle mnie przejrzał! I jak zwykle ma rację… A więc, wyjeżdżam.

-Wyjeżdża ciocia?

-Tak. Do Grecji. Do końca wakacji.

-Do końca wakacji? Zaraz..-John urwał, spojrzał na Kate, na panią Hudson a potem znowu na Kate.

-Czyli… -odezwała się dziewczyna- Ciocia zostawi mnie… samą w domu?

-Nie będziesz mi miała tego za złe? Moja siostra wygrała bilety na loterii. Wyspa Kos, cudowne ciepłe morze, grecka kuchnia, luksusowe pokoje… Nie mogłam się oprzeć! Pomyślałam, że skoro przyjeżdżasz, to będziesz mogła się zająć domem… Co ty na to?

Kate była w lekkim szoku. Ciotka, którą dopiero poznała, zostawia pod jej opiekę dom? Dziwne. No i będzie sama. Całkowicie sama przez całe dwa miesiące. Nie musi wracać o określonej porze do domu, nie musi meldować ciotce, gdzie aktualnie się znajduje, może zaprosić do siebie kogo tylko będzie chciała… Całkowicie sama! No… nie całkowicie.

-Dokończcie beze mnie, muszę dokończyć się pakować. Samolot mam jutro o piątej, Nie wstawajcie rano, wezmę taksówkę. Sherlock, weź jeszcze ciasta. A ty Kate, uśmiechnij się! I nic się nie martw-chłopcy na pewno się tobą zaopiekują.

,,Chłopcy” spojrzeli na siebie, a gdy kobieta wyszła z pokoju, wybuchnęli śmiechem. Kate rzuciła im jedno ze swoich groźniejszych spojrzeń.

-Ha ha, bardzo zabawne. Naprawdę, pękam ze śmiechu-wymamrotała

-Ja nie umiem opiekować się dziećmi!- odezwał się John, próbując powstrzymać chichot.

-Ej, ja nie jestem dzieckiem! -krzyknęła podenerwowana dziewczyna.

-Ja też-Sherlock ją zignorował- Nawet nie umiem z nimi rozmawiać. Pamiętasz tą dwunastolatkę z Oxford Street?

-To ta, która kłamała, że ojciec zamordował matkę?

-Nie, to nie ta. To ta, którą zgwałcono i…

-Dobra! Przestańcie!- mężczyźni odwrócili się w jej stronę. Samą Kate zaskoczył jej krzyk. Rzadko traciła nad sobą kontrolę, ale ta ,,parka” bardzo działała jej na nerwy. Wzięła głęboki oddech.-Nie musicie się wcale mną opiekować. Bez przesady, mam piętnaście lat, a nie cztery.

-W porządku-John zastanowił się chwilę-Po prostu melduj nam, gdy gdzieś wychodzisz. Przyjdź i powiedz, zostaw liścik, cokolwiek. I przede wszystkim-nie mów do mnie ,,pan”. Czuje się wtedy jeszcze starzej niż zwykle. Zwykłe ,,John” wystarczy.

-No dobra. Mam jeszcze jedno pytanie…- wskazała ręką na stojącego na biurku laptopa-Mogę pożyczyć?

-Jasne, bierz.

Dziewczyna potykając się o probówki, książki i paczki papierosów wzięła laptopa i zeszła na dół do swojego pokoju.

Chciała wysłać maila do rodziców i wejść na fanfiction.net, by sprawdzić czy ktoś skomentował jej opowiadanie. Jednak nie zrobiła tego.

Jej plany zniweczyła otwarta karta przeglądarki. Blog doktora Johna H. Watsona.

-A co mi tam-mruknęła do siebie dziewczyna, odnalazła pierwszy wpis i zaczęła czytać.

**

Studium w różu. Ślepy Bankier. Wielka Gra. Przeczytała wszystko, i nie mogła się oderwać.

Aż trudno było uwierzyć, że to wszystko wydarzyło się naprawdę.

Było już późno, a ona była zmęczona. Poszła więc na górę, by oddać Johnowi komputer. Weszła do pokoju i zamarła.

Dość niezwykły widok. Sherlock Holmes, słynny detektyw doradca, leżał zwinięty w kłębek na kanapie, z głową na kolanach Johna. Spał. Lekarz ignorował telewizor i wpatrywał się z uśmiechem w śpiącego mężczyznę.

-Oddaję laptopa-powiedziała Kate, stawiając go na biurku-On śpi?

-Wyobraź sobie, że tak.-odpowiedział Watson-Mieszkamy razem już prawie rok, i pierwszy raz widzę, jak śpi. Dziwne, nie?

-Trochę…- dziewczyna usiadła w fotelu.-Czytałam twojego bloga. -John podniósł wzrok

-I jak ci się podobał?

-Bardzo… Czy wy jesteście parą?- wypaliła. To pytanie męczyło ją już od pewnego czasu. John uśmiechnął się.

-Sporo ludzi tak myśli. Ale wiesz co? Ja sam nie wiem.

-Nie wiesz?

-W pewnym sensie go nienawidzę, momentami jest naprawdę denerwujący. Z drugiej strony go kocham. Nie w tym sensie… To jest… Skomplikowane.

-Braterska miłość?

-Coś w tym stylu. Silna przyjaźń. Tak, to dobre słowo.

-Przyjaźń tak silna, że mógłbyś oddać za Sherlocka życie?

-Dokładnie-odparł bez wahania John.

Siedzieli przez chwilę w ciszy, przerywanej cichym chrapaniem detektywa. W końcu Kate wstała.

-Dobranoc.

-Dobranoc.-odpowiedział lekarz.

Dziewczyna wyszła, zostawiając dwóch najlepszych przyjaciół samych.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vicodinka dnia Pią 14:38, 06 Kwi 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Sherlock / Sherlock Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin