Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zjawa [M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Sherlock / Sherlock Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 4:22, 11 Lut 2011    Temat postu: Zjawa [M]

Żadne tam "supernatural". Zwykłe takie tam, OOC (zapewne), studium postaci (moja fikowa specjalizacja, czyli niczego nowego się nie dowiecie), brak slashu (NIE LUBIĘ SLASHU! I to jest chyba jedyny powód, dla którego tutaj to wklejam . Nie zwracajcie na mnie uwagi...), wena wzięła i wyskoczyła z ciemnej dziury, w której siedziała chyba od roku, zaatakowała, złapała i nie chciała puścić. Zaczęte kilka dni temu, skończone dziś ok. 2:30 w nocy. Beznadzieja i w ogóle fuj. Moją obsesją, jeśli chodzi o charakterystykę postaci, oprócz zębów, są oczy i głos. Co będzie widoczne, choć uwagi o zębach tym razem zdołałam sobie podarować.

W rolach głównych: Sherlock H. i Molly H. Kategoria wiekowa: 13+, a i to pewnie zawyżone.

Smacznego, proszę nie bić.

-------------

Kiedy zaczęła pracować w szpitalnej kostnicy, on już był tam znany. Poznała go dopiero dwa tygodnie po podjęciu pracy. Wysoki, około trzydziestoletni, chudy mężczyzna z dziwnymi oczami i chwilami chłopięcą, charakterystyczną twarzą. Twarzą barwy kości słoniowej.

Praktycznie nie zwracał na nią uwagi. Widziała tylko, jak przechodził między kostnicą a laboratorium sprężystym, zdecydowanym krokiem, zamyślony, pochłonięty eksperymentami. Często wysyłał SMSy ze swojej komórki, rozmawiał niechętnie. Ostrzegano ją, żeby mu nie przeszkadzać, bo łatwo się irytuje i potrafi się dość srogo zemścić za zawracanie mu głowy. Czasami po chwili bezruchu wkładał na siebie swój długi, czarny płaszcz i praktycznie wybiegał ze szpitala, i nie pojawiał się przez kilka dni. "Kim on jest?" - pytała, zafascynowana. "Współpracuje z policją" - odpowiadali. Nie "jest policjantem", tylko "współpracuje".

Nie słyszała jego głosu. Jeśli z kimś rozmawiał, to dyskretnie i cicho. Zauważyła jednak, że mówił szybko, jakby na jednym oddechu, żywo gestykulując. To, co mówił, musiało być ważne, skoro potrafiło zmusić do działania wysokich oficerów Scotland Yardu, którzy również dość często byli gośćmi kostnicy i laboratorium.

- Macie jakieś świeże zwłoki? - usłyszała za sobą któregoś razu, pochłonięta pracą papierkową po niedawno przeprowadzonej sekcji. Podskoczyła na krześle.
Odwróciła się do źródła głosu. Głębokiego, bardzo męskiego, wywołującego dreszcze na plecach i gęsią skórkę.

Stał za nią, wysoki, obojętny, z rękami w kieszeniach spodni.
- Zazwyczaj załatwiał to twój kolega, ale dziś mi powiedziano, że to ty tu rządzisz, więc pytam ciebie - dodał, wbijając w nią chłodne spojrzenie swoich dziwnych oczu. Mówił szybko, ale bardzo wyraźnie.
- Niestety, wszystkie zwłoki są z wczoraj, sekcje już zostały przeprowadzone - odrzekła, starając się powstrzymać drżenie głosu.
- Och, to nic, wystarczy kawałek wątroby. Znajdzie się jakaś? - spytał, darząc ją czymś w rodzaju uśmiechu.

- Po-poszukam - stwierdziła, wstając ze swojego krzesełka i wędrując do lodówki z próbkami tkanek. W metalowych drzwiach lodówki ujrzała, jak otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć. Zaraz jednak je zamknął.
Wyciągnęła słoiczek z próbką wątroby i podała mu.
- Chyba jeszcze się nie znamy - rzekła, zanim zdążył odwrócić się i wyjść. - Jestem Molly Hooper - przedstawiła się, wyciągając do niego dłoń.

Wpatrywał się w nią dobre kilka sekund, zanim wyciągnął swoją szczupłą, bladą rękę z długimi, delikatnymi palcami i lekko uścisnął zaoferowaną dłoń.
- Sherlock Holmes - odparł. Uścisk był niepewny, jakby wymuszony. - Dzięki za wątróbkę - dodał, zrobił nagły w tył zwrot i wyszedł, odprowadzany jej nieśmiałym uśmiechem.

Śnił się jej tej nocy. Widziała go wyraźnie. W jej śnie jego spojrzenie było ciepłe, uśmiech szczery, pełny, głos przyciszony, poważny. Śniła o zanurzaniu dłoni w burzy jego czarnych, rozczochranych loków, śledzeniu bez najmniejszego skrępowania każdego detalu jego chłopięcej twarzy. Śniła o wielu innych rzeczach.
Po raz pierwszy od wielu tygodni obudziła się szczęśliwa.

**

W czasie lunchu do jej stolika w stołówce dosiadła się jedna z nielicznych osób, z którymi Molly zdołała się już zaprzyjaźnić. Angie była pielęgniarką na oddziale paliatywnym. Mimo specyfiki pracy wymagającej delikatności, była znana z mówienia wprost, co jej leży na wątrobie bądź co prawdopodobnie leżało innym. Molly bała się tego rodzaju osób, ale poza tym Angie była osobą wesołą i sympatyczną.

- Słyszałam, że powinnaś sobie dać spokój z tym facetem, który cię rzucił - zaczęła Angie jakieś dwie sekundy po dołączeniu do stolika Molly.
- Słucham?
- Słyszałam, że źle cię traktował. Minął ponad miesiąc, a ty nadal się zadręczasz. Chyba najwyższy czas...
- Kto ci to mówił? - przerwała Molly. Nikomu nie mówiła o swoich problemach w związku.

- To podobno oczywiste, że coś się działo - mówiła Angie.
- Kto ci to mówił? - powtórzyła Molly, cicho i nerwowo.
- Nasza zjawa laboratoryjna - odparła Angie oczywistym tonem.
- Kto?
- No, Sherlock, ten facet, który od ciebie wczoraj wziął próbkę wątroby.

- Co on może wiedzieć o moich problemach sercowych, skoro dopiero co się oficjalnie poznaliśmy? - spytała Molly, niemal kompletnie zapominając o swoim jedzeniu. Śledził ją? Wypytywał o nią? Nie, na pewno nie. Wiedziałaby. Zresztą, czemu miałby to robić?
- Jemu wystarczą dwie minuty i zna historię twojego życia. Wnioski o problemach w związku poparł literówkami na twoim raporcie z autopsji i wyglądem twoich palców.

Niezła rewelacja. Molly pytanie "Ale jak to?" zostawiła na później.
- I rozmawiał o tym z tobą?
- Nie, z Mike'm. Ja tylko podsłuchałam. I to nie była troska o twój stan psychiczny, tylko stwierdzenie faktu, że "tak długie opłakiwanie faceta, który się nad nią znęcał, jest dla niego niezrozumiałe i powinna wziąć się w garść, bo to źle wpływa na jej pracę". On taki jest.

- Literówki i palce? - mruknęła Molly półprzytomnie. Cała rozmowa była prowadzona po cichu, nikt koło nich nie siedział, więc była pewna, że jej tajemnica jest względnie bezpieczna... O ile Angie ograniczyła się do podzielenia się rewelacjami tylko z nią. - Ktoś jeszcze o tym wie?
- Tylko my. Znaczy Zjawa, Mike, ja i ty. Nikomu więcej nie powiem, obiecuję.
Molly poczuła się lepiej.

- Dlaczego nazywasz go zjawą? - spytała nagle.
- Przyjrzałaś mu się? - odpowiedziała pytaniem Angie, wbijając widelec w liść sałaty.
- Tak. Wygląda normalnie.
Angie prychnęła.

- Jasne. Długi, chudy, dziwna twarz, blady jak duch, nawet skrada się jak on; czasem mam wrażenie, że słyszy głosy; wszystko o wszystkich wie; jak stanie cicho za tobą i coś powie, masz ochotę wyskoczyć ze skóry, jakby ktoś krzyknął "Bu!". I nie rób takiej miny, wiem, o czym mówię, znam go dłużej. I jeszcze jedno, tym razem dla ciebie. Jaki on ma kolor oczu? Poza tym, że blady? - rzuciła Angie, unosząc brwi.
- Szary... Szarozielony... - myślała na głos Molly. - Szarozielononiebieski?

- Już sama wiesz, dlaczego "Zjawa" - zakończyła Angie.
- Mhm...
Molly zamyśliła się.
- Wiesz... - znowu zaczęła cicho Angie. - Wybacz, że tak wyskoczyłam z tym twoim związkiem. Jesteś fajną dziewczyną i jeśli Sherlock miał rację co do tego, że ktoś się nad tobą znęcał...
- Nikt się nade mną nie znęcał - przerwała gniewnie Molly. Widziała gorsze przypadki, z ofiarą na jej stole sekcyjnym włącznie; jej związek mieścił się jeszcze w normie.

- Nieważne. Naprawdę czas wziąć się w garść i żyć dalej, bo to nie jest warte twoich nerwów i czasu. Ale z drugiej strony...
- Mhm?
- Jeśli będziesz szukać wypełniacza dla pustego miejsca w sercu, niech nim nie będzie Sherlock.
- Co? Dlaczego?

- Bo on jest dziwny - odparła Angie szeptem. - Może nie niebezpieczny, ale dziwny. Obce są mu jakiekolwiek emocje związane z byciem z drugą osobą. Nie będzie cię zauważał i znowu skończy się na bezsennych nocach. Nie ma co. On ma inne sprawy na głowie.
- Jak choćby?

- Ta jego praca, o której nikt nie wie, na czym polega. Nigdy nie widziałam go w towarzystwie, poza oficerami Scotland Yardu, a i to nie były przyjacielskie relacje. On nie ma znajomych, przyjaciół, jest sam. Żyje tylko swoją pracą, a jak jej nie ma, to się nudzi i wymyśla dziwne eksperymenty. Nie zdziw się, jeśli z twojej kostnicy zaczną znikać fragmenty ciał nieboszczyków. Takie przyjacielskie ostrzeżenie.

Angie rozejrzała się jeszcze dookoła, sprawdzając najwyraźniej, czy Zjawy nie ma gdzieś w pobliżu.
- Nie jest w moim typie, więc nie mówię tego dlatego, żeby odstraszyć potencjalną konkurencję. Po prostu. Życie z nim raczej nie zapowiada się na usłane różami - zakończyła.
Molly miała o czym myśleć.

**

Ostrzeżenie Angie nie spowodowało jednak wygaśnięcia fascynacji. Jednak przez kolejne lata ich sporadycznej współpracy Zjawa Laboratoryjna nabierała coraz bardziej ludzkich cech. Molly nadal podziwiała go za poświęcenie swojej pracy (w końcu dowiedziała się, na czym polegała), ale jego niemal codzienne dedukcje na temat tego, co robiła poprzedniej nocy, z czasem zaczęły ją irytować. Próby zaproszenia go na kawę czy zwrócenia na siebie jego baczniejszej uwagi kończyły się stwierdzeniem odpowiedniego faktu ("Tak, czarna, dwie kostki cukru", "Zmieniłaś fryzurę?"), nie prowadząc do niczego więcej. W końcu zdała sobie sprawę, że jest zwyczajnie wykorzystywana, że jego sporadyczne komplementy to była metoda na wymuszenie bliższej współpracy w dostępie do zwłok. Odmiana w postaci ciepłego, miłego, pomocnego, NORMALNEGO Jima z działu informatycznego była od dawna wyczekiwana i z ulgą przyjęta. Komentarz Sherlocka o jego byciu gejem dał jej o tyle do myślenia, że stwierdziła, że zwyczajnie nienawidzi obiekt swojej, teraz już dawnej, fascynacji.

Ale niedługo potem Jim zniknął bez słowa z jej życia. Sherlock ze swoim przyjacielem wplątali się w jakąś grubszą aferę. Podobno mieli coś wspólnego z eksplozją na basenie. Nie widziała ich miesiąc. Nie słyszała o nich, nie interesowała się. Seria dziwnych eksplozji ustała.

**

Kiedy znów Zjawa pojawiła się w jej życiu, to przyjaciel, doktor Watson, poprosił o dostęp do zwłok. Umożliwiła mu to bez zbędnego czarowania ze strony mężczyzny. Niski, poważny, spokojny blondyn był dziwną przeciwwagą dla Sherlocka, który swoim zachowaniem, pozbawionym szczerych emocji, tylko potwierdzał swój szpitalny przydomek.

Zauważyła od razu, że Watson wyglądał inaczej w porównaniu z ostatnim, krótkim spotkaniem. Na twarzy i dłoniach miał zanikające już, czyli mające około miesiąca blizny, jakby po płytkich zadrapaniach. Z Sherlockiem zaś nie rozmawiała bezpośrednio w kostnicy. Widziała go tylko przez okno z korytarza, kiedy oglądał zwłoki z typową dla siebie dokładnością. Zdołała jednak wypatrzeć podobne do tych doktora pamiątki po dawnych obrażeniach na jego twarzy. Jego blizny były jednak wyraźniejsze. Albo był ciężej ranny, albo do większej widoczności przyczynił się jaśniejszy niż zwykle odcień jego skóry.

Dwie godziny później wyszła z laboratorium w stanie na nowo pobudzonej frustracji. Musiał zacząć czarować ją w ten swój dziwny sposób! Kiedy się w końcu wyleczy z rzuconego na nią uroku? Miesiąc się nie widzieli, a on powrócił do tego swojego flirtowania, mieszając je z sadzeniem brutalnej prawdy prosto w oczy, jakby zapomniał, jak potraktował ją i Jima dopiero miesiąc wcześniej!
Oparła się o ścianę niedaleko drzwi do laboratorium i próbowała się uspokoić. Nagle dobiegł do niej pełen wyrzutów głos doktora Watsona:

- Przestałbyś z nią tak pogrywać!
- Nie pogrywam. Robię swoje - odrzekł drugi głos, ten niski, męski, poważny, neutralny. Głos Sherlocka.
- Widziałeś, że to na nią nie działa. Myślałem, że jest ci potrzebna, a robisz wszystko, żeby cię znienawidziła.
- Bo to prawda, jest mi potrzebna. Powiem szczerze, męczy mnie już ta fasada. Myślałem, że byś poparł szczerość.

- Możesz być chociaż trochę delikatniejszy! Zwłaszcza po aferze z Moriartym!
- Ona nie wie.
Za drzwiami zapadła chwilowa cisza. Molly przysunęła się bliżej drzwi. O czym nie wiedziała?
- Nie powiedziałeś jej? - to doktor Watson.
- Nie - cicha, neutralna odpowiedź Sherlocka.
- Dlaczego?

- Sam dobrze wiesz. Mówiłeś, jest mi potrzebna. Chcesz, żebym był delikatniejszy. Biorąc pod uwagę, że jestem uważany za psychopatę, nie jestem chyba najlepszą osobą do sprzedania jej rewelacji, że jej zaginiony od miesiąca chłopak był mistrzem zbrodni. Mam jej powiedzieć, ile osób bez- lub pośrednio zabił? Poza tym, jest bezpieczniejsza w ten sposób.

Sherlock mówił neutralnie, pochłonięty obrazem w mikroskopie.
- Jeśli Moriarty się u niej znowu pojawi z pozornie niewinną chęcią odnowienia znajomości, a Molly zdradzi się w najmniejszy sposób, że wie, że to zbrodniarz, z dużym prawdopodobieństwem będziemy oglądać jej zwłoki z wiadomością dla nas. Bo raczej nie da rady się przed nim obronić. W tym wypadku niewiedza to błogosławieństwo.

Znowu pauza za drzwiami.
- Poza tym, jak miałbym jej to przekazać? - mówił dalej Sherlock. - "Cześć, Molly, wybacz, ale twój chłopak to jedna z najniebezpieczniejszych istot na świecie"? Pamiętasz, jak zareagowała na geja? I nie pogrywam z nią. - Sekunda ciszy. - Muszę sprawdzić jeszcze kilka rzeczy.
- W porządku, pójdę do stołówki. Chcesz coś? - zaoferował doktor, najwyraźniej uznając dyskusję za zamkniętą.

- Nie, dzięki.
- Kawa i jabłko?
Molly uśmiechnęła się. Jedną z przyczyn nazywania Sherlocka Zjawą było to, jak chudy on był. Dobrze, że ktoś chociaż próbuje o niego dbać.
- A dasz mi spokój? - Głos Sherlocka nie był poirytowany. Właściwie był przyjazny, i to w znacznie bardziej szczery sposób od tego oferowanego jej.

- Jak zjesz. - Za drzwiami dalej miała miejsce drobna, przyjacielska potyczka.
- Mhm...
Molly uznała to a sygnał do odsunięcia się od drzwi. Po dwóch sekundach otworzyły się, wyszedł doktor, kierując się od razu do stołówki. Wydawało się, że jej nie zauważył.
Jak zwykle, musiała się zebrać na odwagę przed bezpośrednim spotkaniem z Nim. Ale tym razem trwało to tylko kilka sekund. W końcu weszła bez pukania.

- Wszystko słyszałaś - rzekł, wciąż tak samo obojętnie.
- Tak. Nie wiem, czy ci dziękować, czy być zła za to, że mi nie powiedziałeś. Muszę to jeszcze przemyśleć. Ale przepraszam, że byłam na ciebie wtedy taka zła... Kiedy mi powiedziałeś, żebym dała sobie spokój z Jimem. Nie chciałeś, żebym marnowała przy nim czas.

- On nie był gejem - przerwał jej. - A nawet jeśli był, to miałabyś znacznie poważniejsze powody, żeby z nim zerwać - dodał, wciąż wpatrując się w mikroskop.
- Tak, wiem. - Westchnęła, zbierając dodatkowe pokłady odwagi. Weszła tu w konkretnym celu i miała zamiar go osiągnąć. - Sherlock... Nie udawaj więcej. Nie czaruj, dobrze? Chcesz coś ode mnie, po prostu to powiedz. Zrobię, co się da, ale przestań udawać.

To zwróciło jego uwagę. Oderwał oczy od okularów mikroskopu i spojrzał na nią. Wpatrywał się w nią swoimi niesamowitymi oczami przez dobre kilka sekund, po czym skinął głową.
- Pewnie tobie by to przez myśl nie przeszło, ale ja mam prawo sądzić, że ukrywanie tożsamości Jima było elementem troski o mnie. - Uśmiechnęła się, podchodząc bliżej. - Choć pewnie to doktor Watson jest jedyną osobą, wobec której czujesz coś, co przy odrobinie wysiłku można nazwać troską. Co jest godne podziwu. Czyni z ciebie bardziej człowieka, niż Zjawę Laboratoryjną.

Nie wydawał się zaskoczony przydomkiem. "Pewnie ciężko na niego pracował" - pomyślała. Kroczek bliżej. Już widziała wyraźnie kolor jego oczu - w tej chwili jasnoniebieskie w jaskrawym świetle lamp - rozpoznała wszystkie zagojone już, drobne zadrapania na jego twarzy; były wyraźniejsze po prawej stronie.
- Molly... - zaczął cicho, ale uniosła dłoń.

- Nic nie mów, zaraz zabraknie mi odwagi, a jeśli teraz tego nie zrobię, będę się palić ze wstydu, ilekroć spojrzę ci w oczy - rzekła szybko, na jednym wydechu. Tak, jak on miał w zwyczaju.
Była już bliziutko. Tuż przy nim. Nie odsunął się. Nie zdziwił. Po prostu siedział na stołku przy mikroskopie i patrzył na nią. Pozwolił jej przestudiować każdy szczegół swojej nadal chłopięcej twarzy barwy kości słoniowej.

Nie zamknął oczu, kiedy zanurzyła swoje małe dłonie w burzy jego czarnych, miękkich loków, wiecznie znajdujących się w stanie miernego chaosu, w przeciwieństwie do reszty jego aparycji. Nie znieruchomiał jak kamień, nie odsunął się, nie zbliżył, kiedy przysunęła swoją twarz do jego i delikatnie pocałowała go w usta.
Boże, marzyła o tym od tylu lat.

Marzyła po prostu, by być tak blisko niego. Nie myślała w ogóle o jego reakcji - a tej zwyczajnie nie było.
Dał się całować. Tak po prostu.
Może troszkę zareagował. Może to nie było tylko całowanie ciepłego, oddychającego posągu mężczyzny. Może posąg dał się poznać bliżej...
I nagle się to skończyło.

Odsunęła się. Jej dłonie nadal były zanurzone w jego włosach. Pozostały tak kilka kolejnych sekund, kiedy po prostu patrzyli na siebie.
- Dziękuję. I proszę, przestań ze mną grać. Właśnie się wyleczyłam - rzekła cicho, na resztkach odwagi.
- Dobrze - odparł szeptem, w którym nie było intymności. Zwyczajna odpowiedź. Był całowany. Ot, kolejny nudny epizod w jego życiu.

A ona odsunęła się, odwróciła i spokojnym krokiem wyszła, mijając w drzwiach powracającego doktora Watsona.
- Wszystko w porządku? - spytał troskliwy medyk. Nie zareagowała, szła dalej. Usłyszała jednak za sobą spokojną, wiecznie neutralną odpowiedź Sherlocka:
- Jasne. Wyjaśniliśmy sobie kilka spraw.

------------

Koooniec.

Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.
Chyba, że coś mi odbije i postanowię przetłumaczyć to na angielski...
Dobranoc.

Czy może raczej dzień dobry...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez joasui dnia Pią 13:59, 11 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:39, 11 Lut 2011    Temat postu:

W którym momencie ten tekst jest beznadziejny? xD

Największy plus tego fika to na pewno sam Sherlock. Jego zachowanie, odpowiedzi i analizowanie biednej Molly są bezbłędne. Po prostu... sherlockowe Wydawałoby się, że tekst pisany z punktu widzenia Molly będzie nudny, ale ten czyta się naprawdę dobrze. Opisujesz Sherlock wręcz obsesyjnie: głos, włosy, skóra i oczywiście oczy, ale ani przez chwilę nie jest to nudne.
Btw. Jego oczy czasem są niebieskie ^^

Muszę przyznać, że rozbroiła mnie pierwsza rozmowa Molly i Sherlocka. Nie dajesz zapomnieć, że akcja dzieje się w kostnicy xD

Plusem jest też to, w jaki sposób zarysowałaś obecność Johna. Nie jest go dużo, nie narzuca się, ale mimo to wiemy, że jest gdzieś tam, w pobliżu Sherlocka

W tym tekście pojawiła się bardzo ciekawa kwestia, a mianowicie: jak zareaguje Molly, kiedy dowie się o Jimie. I tu jest też jedyny słaby punkt fika. Wydaje mi się, że wątek umawiania się z szaleńcem i mordercą powinien być bardziej rozwinięty. Wiem, że tekst jest bardziej o jej relacji Sherlockiem, ale jednak zbyt szybko przeskoczyłaś nad tym tematem. Ciekawe jak on mógł się zachowywać wobec Molly. Wiemy oczywiście, że Moriarty perfekcyjnie udaje, ale i tak nie daje mi to spokoju. O czym można rozmawiać z geniuszem zbrodni? xD Ale to chyba temat na osobne opowiadanie

Zdecydowanie moje ulubione fragmenty:

Cytat:
-Literówki i palce?


Cytat:
- W porządku, pójdę do stołówki. Chcesz coś? (...)
- Nie, dzięki.
- Kawa i jabłko?


Mów, co chcesz. Moim zdaniem ten fik jest naprawdę dobry. Nawet pomimo całej tej niechęci do slashu

Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:06, 12 Lut 2011    Temat postu:

Ślicznie dziękuję za recenzję. Już myślałam, że to taka beznadzieja, że brak słów . Dawno nic nie pisałam i traktowałam to opowiadanie jako zwykły rezultat ataku weny, grafomanię. Tym bardziej dziękuję
No, miewam obsesję na temat wyglądu i głosu. Ben/Sherlock jest zdecydowanie ciekawym materiałem do opisywania . Co do jego oczu... Sama nie wiem. Na początku myślałam, że ma niebieskie, potem w fikach często pojawiały się, że szare, zaś w "The Great Game" w niektórych scenach świecił taką zielonością, że ach.
Zaś co do reakcji Molly na informację o prawdziwym "zajęciu" Jima... Też mi się to nie podobało. Stąd lekko asekuracyjne "muszę to przemyśleć" w ustach Molly. Może dotrze to do niej za jakiś czas i będzie histeria w kostnicy .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Sherlock / Sherlock Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin