Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

4x01 - Growing Pains

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> The Vampire Diaries - Pamiętniki Wampirów / vd Odcinki / VD Sezon 4.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Na ile punktów oceniasz odcinek?
1
0%
 0%  [ 0 ]
2
0%
 0%  [ 0 ]
3
0%
 0%  [ 0 ]
4
0%
 0%  [ 0 ]
5
0%
 0%  [ 0 ]
6
0%
 0%  [ 0 ]
7
0%
 0%  [ 0 ]
8
0%
 0%  [ 0 ]
9
0%
 0%  [ 0 ]
10
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 0

Autor Wiadomość
Nisia
Killer Queen


Dołączył: 16 Maj 2008
Posty: 11641
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 97 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:31, 13 Lip 2012    Temat postu: 4x01 - Growing Pains

Premiera w USA - 11. października 2012.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:32, 12 Paź 2012    Temat postu:

Czuję się wyjątkowo rozczarowana. Możliwe, że to po fantastycznym rozpoczęciu nowego sezonu "Merlina", wymagałam od "Vampire Diaires" czegoś, co one wydają się spełniać jedynie w kończących sezon cliffhangerach. No ale cóż, rozczarowanie wciąż nie znika.

Stefan znów jest "tym dobrym" i następuje tu jakby przeskoczenie wszystkiego, co zrobił w poprzednim sezonie. Wymazuje się wszystkie winy i daje czystą kartę. Elena/Stefan znów wróciło do nudnych flaków z olejem i naprawdę, jak normalnie znoszę wszelkie shipy, których nie lubię, teraz zaczyna mnie już w dołku skręcać.

Szczególnie gdy główna bohaterka wykazuje się praktycznie całkowitą nieumiejętnością patrzenia na świat obiektywnie. Wszyscy powinni robić to co ona chce, szanować tylko jej decyzje i być altruistycznymi Mary Sue. No cóż, niektórzy mają w TVD jeszcze charakter i dzięki Bogu!

Jedyny ekscytujący wątek w odcinku, to Damon. Kocham jego reakcję na widok Matta i na wypowiedź Eleny o powracających wspomnieniach. Choć Elena mnie straszliwie denerwuje, to jakoś życzę Damonowi tego związku z nią, właśnie ze względu na niego i jego uczucia. I na wszystko co wycierpiał. Gdyby nie Damon, TVD straciłoby zapewne połowę publiczności.

Zainteresowały mnie ponadto dwa wątki. Rebekah, która ma miękkie serduszko pod pokrywą z bezdusznej barbie. Szczególnie jej chwilowa zgoda ze Stefanem, która kosztowała ją zemstę na Elenie oraz wątek z krwią. Tu akurat zero współczucia dla Klausa.

I jedno pytanie na koniec: mamy wampiry. Mamy wilkołaki. Mamy czarownice i hybrydy. Cóżże wymyślił znów pastor?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alumfelga
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 28 Lis 2009
Posty: 1927
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: D.G.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:38, 12 Paź 2012    Temat postu:

Proszę państwa, mamy otwarcie sezonu. I tyle mam myśli, że może będę się trzymać mniej więcej kolejności scen, żeby je jakoś uporządkować.

Zacznę może od początku, czyli nowego początku. Zmian w czołówce szczerze nienawidzę i na kilka zmian, których byłam świadkiem, tylko jedna zyskała moją aprobatę. Jeśli już jest, czołówka powinna oddawać pewną esencję, podstawy serialu, więc wiadomo, że kiedy próbuje się gmerać w podstawach, istnieje duża szansa, że całość się zawali. Czołówka VD (której nigdy mi nie brakowało) utwierdza mnie niestety w tym, że Klaus zostanie w Mystic Falls na zawsze i dość boleśnie stawia Elenę w centrum wydarzeń (a ja to naprawdę zaczęłam oglądać z ciekawości historii Salvatore’ów…). Zdziwiłam się nawet, że Klaus tam ciągle figuruje jako wróg, skoro chyba nie ma już z resztą bohaterów żadnego konfliktu interesów, ale ta czołówka też na pewno będzie modyfikowana. Jak widzę Stefana skaczącego z dachu, to zaczynam tęsknić za „for over a century I have lived in secret”, poważnie.

Dobra, zostawmy czołówkę. Dobrze znany początek, Elena się budzi. Podobno traciła i zyskiwała przytomność przez kilka godzin, więc zdążyła wrócić do domu i przebrać się, ale nie wie, co się stało, oosom. Stefan siedział przy niej cały czas, ale w międzyczasie pogadał z Bonnie, która chce Elenę przywrócić do życia, zrobiła jej też pierścień, ale nawet do niej nie przyszła? Ja bym tam jednak chciała zobaczyć przyjaciółkę.

Tymczasem Jeremy zachowuje się wspaniale i jest wielkim wsparciem dla swojej siostry, której mówi, że albo jest jego siostrą, albo wampirem oraz dla Bonnie, której wysiłki kwituje krótkim „to wszystko, co umiesz?” Jakbym słyszała Klausa. Ale fakt, że Steven z coraz większym trudem pozuje na szesnastolatka i zwłaszcza w scenach z drobniutką Eleną widać, jaki jest wyrośnięty.

Elena in transition, czyli na kacu. Lampa świeci za głośno, zegar tyka w kilodecybelach, a gwizd czajnika powoduje, ze trzeba zwiewać – wcale nie pragnienie krwi, nie myślcie sobie. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim Elena czuje krew pulsującą w żyłach pana pastora, ale nie ma problemu z przytulaniem Jeremy’ego czy opanowaniem się w obecności Matta z rozciętą tętnicą. Vicky i Caroline to cieniasy. Za to kanapka smakuje źle (eee… głód?), a średnio śmieszne kawały powodują niepowstrzymany śmiech. Elena nie powinna się zbliżać do Damona, bo jego wypowiedzi ją zabiją.

Ale nie tylko Elena jest na kacu w tym odcinku. Naszpikowana werbeną Rebekah zachowuje się, jakby ledwo kojarzyła, gdzie jest i jakby wcale jej to nie obchodziło, co w połączeniu z nowo odkrytą wieścią o zmartwychwstaniu Klausa oraz wiedzą o istnieniu Kołka Zagłady jest bardzo, bardzo dziwne. A jako świadek jednej z porywających rozmów Stefana i Eleny… już widzę, jak Price Peterson podpisuje screena słowami w stylu „nie chcę tego słuchać! zabijcie mnie!”.

Ale wyprzedzam czas. Albowiem teraz Elena Sobie Przypomina. Świetny sposób z tym na nowo przeżywanym wspomnieniem, zastanawiam się, w którym momencie uświadomiłabym sobie, że to wspomnienie, gdybym nie wiedziała, że musi się pojawić. Może od razu, bo Damon nigdy nie czeka na Elenę w tej samej pozycji, a parapet już był. W każdym razie… łał. Wtedy też grała ta muzyka? Nawet nie pamiętam. Ta scena dziś wyglądała jeszcze lepiej niż wtedy.

A teraz… tam da dam! Pastor Young (co tłumaczy obecność piosenki „Some die Young”) wkracza do gry razem ze swoim… planem awaryjnym (zważywszy na to, że oni nigdy nie mieli nawet planu A… właśnie). I tu mamy największy facepalm w tym odcinku. Może mi ktoś łaskawie wytłumaczyć, dlaczego, och, dlaczego, pan pastor żył w Mystic Falls przez półtorej roku i nic go nie obchodziły wampiry? Dlaczego nikt nie skorzystał z jego sprzętu i umiejętności? Toż Liz biedna od początku serialu próbuje się odnaleźć w wampirycznej sytuacji, przewodniczy Radzie jak umie, najpierw z burmistrzem, potem z Damonem i bawi się nieudolnie Rada w pogromców wampirów, kiedy pod ręką cały czas jest Pasterminator? Gdyby jeszcze on miał jeszcze bardziej skrajne poglądy niż Rada i chciał zabijać też ludzi, którzy cokolwiek z wampirami mieli wspólnego, to rozumiem. Ale Elenę ugościł, obiadek jej nawet zrobił, a na Matta się antywampiryści może od razu nie rzucili, ale jednak go „ratowali” przed Damonem. Więc podejrzewam, że chodziło o pana pastora zapędy dyktatorskie. I tutaj nie wiem, czy to było zamierzone, ale razem ze słowami „exterminate whole vampire race” wkrada nam się kolejny element historyczny, a mnie wystarczył już Nietsche w Klausowym wydaniu i nie potrzebuję Hitlera. Pastor Young w każdym razie w ciągu góra kilku dni zyskał taką władzę, że może jako szeryf aresztować burmistrza, a potem jako burmistrz uczynić się szeryfem. Nie wiem, komu podlegają bezpośrednio dyrektorzy szpitali, ale obowiązki tego kogoś również może przejąć ambitny pastor. Gdyby żył Rick, to na pewno ujrzelibyśmy podobną scenę w szkole. Zaczynam się bać, jak w tym mieście działa prawo, serio.

I wszystko pięknie, tylko na co to wszystko, skoro byliśmy świadkami spektakularnego wybuchu? Teoretycznie, pastor wierzy w życie wieczne i system piekło-niebo-czyściec, więc się pewnie zdziwi, kiedy wyląduje po drugiej stronie („but the other side is for dead people!”, zauważa bystrze Jeremy). Ale może jak się umrze w badylem werbeny w ręku, to się wcale nie umiera? Pojęcia nie mam, o co biegało w tej scenie. Może będą teraz napastować Jeremy’ego, żeby pomagał walczyć z wampirami. Albo Bonnie, która, podobnie jak sezon temu, kiedy przywróciła Jeremy’ego do życia i nie stało się niż, czego nie można było odkręcić, poniosła straszliwe konsekwencje i… zabiła swoją martwą babcię. Facepalm jak stąd do Mystic Falls. Łudzę się, że martwa babcia to symbol utraconej mocy Bonnie (i wtedy można byłoby ją zabić), ale obstawiam raczej, że Bonnie teraz też będą nawiedzały duchy, tylko te złe, jak potwory spod łóżka. Błagam, niech tylko nie wraca Esther. Już starczy, że znaną osobą, która miała powrócić w którymś z pierwszych dwóch odcinków okazała się babcia Bennett, a nie, jak liczyłam, Rick albo Jenna. Ale, żeby nie było, Bonnie ma potencjał na fajny wątek w tym sezonie. Pewnie mało logiczny, ale fajny. Ja testem za.

Widzieliście, jak spaliło Klausa? Zgoliło mu bródkę tylko, reszta pozostała bez zmian. Uwielbiam elementy magiczne w tym serialu, są cudownie absurdalne. Chuck Norris potrafi podnieść krzesło, na którym siedzi. Klaus potrafi (jako Tyler) siedzieć na trumnie, w której leży (swoją drogą, czy to troszkę nie brak szacunku wobec zwłok?). Klaus obudził się w swoim ciele, oskrobał się trochę i poszedł. „Jesteś zwęglona, mówię ci, wsyp się do urny i zatrzaśnij drzwi.” Ale przynajmniej Trevino się postarał i mimicznie był fajny, choć głosowo wciąż trochę za mało Klausowy. Jak on to zrobił, że jedno hybrydowe ciałko spowodowało dachowanie jednego samochodu i tak zniszczyło drugi? Chcę to zobaczyć, bo prawa fizyki na pewno przy tym nie były. Zastanawiam się też, jak mocne więzy musiano zastosować na Orydżinal Sister, że nie dała rady się wyswobodzić. I serio, oni mają też sztylety? Totalni złodzieje!

Cieszę się, że Klaus się jednak nie wycofał, kiedy Caroline aka zbieg, który nie zbiegł rzuciła się na niego, bo w przeciwieństwie do Julie Plec uważam, że wykorzystałby okazję, by się do niej dobrać. Choć Klaus mi się z seksem nijak nie kojarzy. Tekst Caroline o odkażaniu jamy ustnej byłby najlepszym tekstem odcinka, gdyby nie…

… Damonowe „juhu, wielki zły wampir!” Rzucił się na Matta jak na pana Tannera, z kobietami nigdy się tak nie brudzi podczas picia, tu zero subtelności. Ale ogółem zachowanie Damona średnio mi się dziś podobało. Ja wiem, że Damon we wściekłym modzie myśli najwyżej kwadrans do przodu, ale jednak rzucanie się na Rebekę, przez co, wobec ówczesnej wiedzy Damona, na 33 i jedną trzecią procent, mógł zginąć on, Stefan i Elena oraz jechanie po Stefka i Elenę tylko z Mattem i bez niczego, było nieco nierozsądne.

Natomiast jego nastawienie i atakowanie wszystkich było do przewidzenia. Dziwię się, że Stefan nie wyleciał przez okno, ale może to dlatego, że nie byli u siebie (właśnie, tęsknię za domem Salvatore’ów). Znów wyszło, że Damon miał rację i znów on jest tym złym – bardzo mi się nie podoba, że praktycznie jesteśmy w pierwszym czy drugim sezonie, czyli dwa gołąbki ćwierkają na dachu, a trzeci niszczy sobie wątrobę w samotności. Scena na dachu krzyczała do mnie Zmierzchem, a w tych kratach… ona na serio wierzy, że Stefan był jej najlepszym wyborem w życiu? Znów coś tłumi, znów coś wyznaje przedśmiertnie i to jej nie wyjdzie na dobre, niestety. A to ich obopólne „uśmiecham się” jest chyba kwintesencją ich związku.

Czy tylko mnie ułożenie „cel” Stefana i Eleny skojarzyło się z „Magadaskarem”? Dziwię się, że Stefanowi się nie włączył Ripper po tym zabójstwie. A Damon pokonał dwóch panów w swoim stylu, udawanie martwego naprawdę działa.

Bardzo fajną stroną odcinka był Matt, który jest teraz naprawdę biedny. Wszyscy, łącznie z nim samym, nienawidzą go za to, że żyje, to musi być paskudne uczucie. Wygląda na to, że Matt w końcu ma powód, żeby jako człowiek pozostać w centrum wydarzeń. Ale kurczę, Stefan mówi Mattowi, że powinien się cieszyć, że może żyć z poczuciem winy, a przecież gdy to samo kilka razy postulował Damon w kontekście Eleny (że Elena musiałaby żyć wiedząc, że jej przyjaciele poświęcili za nią życie), Stefan się wtedy totalnie sprzeciwiał. Ech, te podwójne standardy.

Coś, na co długo czekałam, czyli rozmowa Eleny z Damonem. (Wcześniej Elena tajemniczym sposobem się uwalnia – przeszła przez kraty? W sumie głowa wyszła, a ponoć jak głowa wyjdzie, to reszta już też. Zakładam, że pan strażnik miał klucze w trochę bardziej dostępnym miejscu niż własną krew na podłodze.) Elena drugi raz wyskakuje ze swoim „czemu mi nie powiedziałeś?” i trochę szkoda, bo myślałam, że kwestia Damonowej powściągliwości słownej została już wyjaśniona w 3x19 i Elena się skapła, że Damon nie robi rzeczy na pokaz oraz nie robi niepotrzebnych wyznań. Ale zmieniłam zdanie w kwestii Elenowej świadomości czegokolwiek przy „Matt would be dead because you couldn’t let go” – co to ma być? Elena uważa, że Damon by ją uratował ze złośliwości, z jakiegoś ślepego uporu?! Noż przecież… I to jest kolejna scena, która kończy się złym, może nawet rozczarowanym i ciut rozgoryczonym odchodzącym Damonem i Eleną pozostającą z głupią miną. To jest ciągle konsekwencja tego, co powiedziała Rose, że Damon sprawia, że Elena musi ciągle myśleć, analizować i odrzucać błędne wnioski, bo ona go naprawdę nie łapie w paru kluczowych momentach, a jej sądy często bywają mylne.

Jak pokazali Klausa z torebkami i lodem, myślałam, że robi sobie zimnego drinka Zupełnie zapomniałam, że miał jeszcze krew Eleny. Teraz, jak już jej nie ma, co będzie robił? Cała ta scena była bardzo Klausowa, fajnie było go zobaczyć znów In charakter, a nie tylko z Caroline, bo wtedy bywa różnie. Tu był Klaus-despota w pełnej okazałości.

O scenie na dachu pisałam, o końcówce też. Wygląda na to, że mamy koniec. Cała masa wątków została w tym odcinku rozpoczęta, niektóre były na pierwszym planie, niektóre przemykały w tle. Żałuję, że nie wspomniano Ricka, ale liczę, że przyjdzie na to czas w drugim odcinku, gdzie Damon będzie też na pewno spokojniejszy. Mam nadzieję, że Stefan odzyska trochę dawnej charyzmy, bo dziś tylko albo gadał z Eleną, albo kłócił się z Damonem, a naprawdę nie chciałabym, żeby się zamienił w siebie z początków serialu. Wyobrażałam sobie przemianę Eleny trochę bardziej spektakularnie, ale skoro już jest, jak jest, to niech kwestia rzucania się na ludzi wypłynie w najbliższej przyszłości. W kontekście Steleny boję się trzeciego odcinka, bo już dziś miałam dość. Delena odsunęła się w nieokreśloną przyszłość, naprawdę miło. Pojęcia nie mam, po co serialowi teraz Meredith. Bonnie ma szansę na czas antenowy, może zrzuci z piedestału Caroline.

Jakkolwiek ironiczna nie byłaby ta wypowiedź, jestem zdania, że lepszy zły odcinek VD niż żaden odcinek VD. Nie wiem, czy ten odcinek był zły. Nie porwał mnie tak, jak niektóre odcinki potrafią, parę rzeczy mi się wybitnie nie podobało, trochę nielogiczności było i tak, wciąż jestem wściekłą z powodu Ricka. Powstrzymuję się od oceny, czekając na kolejne odcinki. Na razie wydaje mi się, że to nie będzie mój ulubiony sezon. Ale może…?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nisia
Killer Queen


Dołączył: 16 Maj 2008
Posty: 11641
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 97 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:08, 14 Paź 2012    Temat postu:

W końcu zebrałam się do obejrzenia nowego odcinka. Tak czekałam nań i czekałam, a jak się już pojawił, to się bałam obejrzeć.

No ale do rzeczy.
Mam mieszane uczucia i sama nie wiem od czego zacząć- może od tych bardziej błahych spraw. No więc Tyler- Klaus. Michael T. całkiem nieźle oddał Klausa, chwilami się zapominałam- a innymi chwilami się śmiałam, gdy w wypowiedziach pojawiał się jakiś akcent typu "bloody", który miał nadawać brytyjskości, bo akcent Michaelowi nie szedł już tak genialnie, jak Josephowi. Tak czy owak miał fajne momenty- np. jak uratował Caroline i powiedział do Rebbeki "sister", albo w ogóle cała ich prawieseksowa scena w lesie (byłam nawiasem mówiąc pod wrażeniem, że Klaus nie wykorzystał sytuacji i nie dał się uwieść jako Tyler- trochę mi się to gryzie z tym, że wyraźnie wracają do Klausa totalnego badassa, sądząc po tym jak potraktował Rebbekę). Dalej. Bobbie, świeczki, krew z nosa i szeptanie zaklęć, czyli nic nowego. Nie pamiętam czy ktoś ją wcześniej tak ładnie podduszał jak w tym odcinku, ale ta scena awansowała do moich ulubionych scen z Bonnie (ta lista jest niespecjalnie długa) (właściwie trudno to nawet nazwać listą, bo ma jedną pozycję). Ciekawe czy i jeśli tak, to jak, wątek z babcią i gniewem łyczów będzie kontynuowany. Ogólnie to nie jestem pewna co sądzę o tym, że Bonnie tak łatwo się poddała od ratowania Eleny, a walczyła o Tylera. Ale może to bardziej kwestia sytuacji, przy Elenie się bardzo przestraszyła na przykład.

Matt... zastanawiałam się co o nim myśleć i w sumie współczułam mu strasznie, bo nie wierzę, że taka poczciwina jak on, mając w ogóle wybór, pozwoliłby się uratować- ale Stefan go ładnie naprostował na koniec. Swoją drogą Stefan to go też musi nieźle nienawidzić teraz. Chociaż czy ja wiem? Wydaje mi się, tak z grubsza, że teraz to Damon bardziej żałuje, że Elena jest wampirem, choć było na odwrót (aczkolwiek w sumie nie przypominam sobie by Stefan kiedykolwiek się wypowiadał na ten temat, poza tradycyjnym szanowaniem wyboru Eleny).

Ten pastor mnie generalnie wkurza. Nie bardzo też ogarniam gdzie oni go dotąd, z tą podejrzliwością i armią fanatyków, trzymali, gdy wampiry grasowały od 3 sezonów. Oraz co właściwie miało dać to końcowe kaboom, robi armię kontrwampirów by zwalczać wampiryzm, czy co? Jakichś innych dziwnych stworów? To ma sens... Zwłaszcza, że pastor szanowny skojarzył mi się z jakimś skrajnym rasaludzkafaszystą czy coś, co to tylko rodzaj ludzki uznaje za właściwy. Zastanawia mnie też jak to jest, że może mianować się szeryfem i ogólnie przejąć miasto we władanie, jakieś potajemne głosowanie rady chyba się odbyło, jak sądzę- no, ale po co mieliby tłumaczyć, jeszcze musieliby skrócić odcinek o jeden jęk Bobbie albo jedną głupią minę Stefana, a to by było nie do przeżycia.

Jeremy był jakiś taki, sama nie wiem. Nieczuły trochę w tym odcinku, przynajmniej do momentu, gdy Bobbie prawie dedła.

Hitem odcinka jest dla mnie Rebbekah. Pomieszanie rozkapryszenia, niedopieszczenia i naiwności znów wkracza do akcji- nawet Bonnie wnosi więcej do tego serialu.

Stefan... muszę przyznać, że go podziwiałam dziś, gdy mówił Elenie co się stało. Damon starał się z całych sił utrudnić tę chwilę i był jednym wielkim wyrzutem, ale Stefan zachował poziom. Inna sprawa, że ja naprawdę mam dość jego marsowych min.
Scena w więzieniu Stefan- Elena była całkiem- całkiem, choć nie endżojowałam tak naprawdę (a już zwłaszcza gdy się okazało, że E. pamięta już wszystko) bo Elena nadal woli jego. Nie wiem sama, ja po prostu nie potrafię jej zrozumieć. W każdym razie, skoro jeszcze jestem przy Stelenie- o ile scena "pożegnalna" w więzieniu była dość chwytająca, o tyle ostatnia na dachu była typowo stelenowa dla mnie- nudna, przesłodzona i bez wyrazu.Przykro mi. Tymczasem ten jeden jedyny moment rozmowy Damona z Eleną przy aucie był pełen tradycyjnej dla nich pasji i uczuć, normalnie sparkles i te sprawy (w ogóle w tej błyskotliwej odpowiedzi Damona, gdy Elena spytała go co by zrobił,g dyby to on był na miejscu Stefana, czekałam każdym ścięgienkiem mojej duszy na to, żeby powiedział "jestem silnym wampirem, uratowałbym was oboje na raz!" To by dopiero zrobiło durnia z tej melepety Stefana!).

Co do Damona, to wkurzający był dziś strasznie (ja tam go nie lubię badassa takiego zupełnie), ale jak pomyślę o tej całej burzy uczuć, która nim miota, to go rozumiem. Podoba mi się to jak bardzo wścieka go, że Elena jest/staje się wampirem- kiedyś sam by tego dla niej chciał, teraz przyznaje, że skoro chciała być człowiekiem, to powinna nim być (w ogóle bardzo ładnie ją zatkał przy tym aucie- cóż ona chciała osiągnąć wyciągając w ogóle to "pamiętam wszystko, czemu mi nie powiedziałeś?"- no bez kitu?!). Do tego strasznie musi piec go ego- dla nas to kilka miesięcy, ale w jego odczuciu to przecież wczoraj Elena powiedziała, że woli Stefana. Znów. Mimo wszystko. I to wszystko w ogóle jest kurde tak nie fair, że po prostu chyba dlatego jestem rozczarowana tym odcinkiem- oto mamy znów sytuację dobry Stefan, zły Damon, wściekła jestem, bo miałam wrażenie, że mogę się spodziewać czegoś więcej po Elenie i czuję, że jej zachowanie to totalne ooc ze strony twórców, bo trudno mi uwierzyć, że kanoniczna Elena:
a) najpierw krzyczy, że nie chce być wampirem, a potem raźno posysa sobie krewkę, a następnie
b) siedzi n a dachu ze Stefanem i w sumie to wszystko jest ok, a wręcz łał, Stefanku, śliczny pierścioneczek, będzie mi pasował do tej nowej bluzki! (chyba powinnam się cieszyć, że dostałam mój upragniony beztroski moment, niewdzięczna ja!)
c)jest wyraźnie poruszona tym, co sobie przypomniała i wydaje się, że jej opinia wobec Damona naprawdę zaczyna być bliska temu jaki on naprawdę jest, a nie jakie może sprawiać wrażenie- ba, Elena wyciąga nawet ten temat, po to by
d) w sumie po prostu zagrać Damonowi na uczuciach, bo przecież tak naprawdę to nic nie zmienia, ale przecież zawsze można kopnąć leżącego
e) a tak poza tym, to co prawda przypomniała sobie pewne sytuacje z Damonem (choć nadal trochę mnie dziwi, że to spotkanie w pokoju aż tak ją zaskoczyło, ona ma naprawdę dziwnie złe zdanie o D.- co nie zmienia faktu, że scena we wspomnieniach wydała mi się jeszcze piękniejsza- czy ona w oryginale nie była krótsza? Przez chwilę miałam wizję, że ją na nowo nakręcili), ale za to radosną amnezją otoczyła fakt, że Stefan jakby przez chwilę jest fajny, a potem mu odpierdziela i staje się Ripperem, no ale kto by się tym przejmował przy całym tym złu Damona!- to ze Stefanem lepiej spędzić wieczność.
No, chyba jednak jestem wkurzona

Tak poza tym: całkiem niezły flaszbak na początku, choć bez prewjusli in wempajr dajris to jednak nie było tego klimatu; podobały mi się też efekty specjalne- nie nachalne, nie usiłujące być wielkimi, ale przyjemne- wypadek czy Elena, która staje się wampirem (i to nie pociąg krwi nią miota, ale tykający zegar i gwizdający czajnik, za jasne światło...- ja to zatem staję się wampirem zawsze jak poprzedniego dnia popiję).

Nie wiem w sumie czego się spodziewać jako tematu sezonu. Będzie coś z pastorem, to pewne, choć nie wiadomo dokąd zaprowadzi ich przebywanie przy werbenie podczas eksplozji w ranczu na skraju miasta, to brzmi jak przepis na coś naprawdę złego Nie wiem co Klaus będzie wyczyniał, bo chyba go tak po prostu nie wykasują przecież teraz- a w związku z tym pewnie *odruch wymiotny* wątek pierwotnych wciąż jest w grze. Może rzucą coś Bonnie, dla odmiany, ciągle mnie intryguje motyw z babcią i łyczami. No i z całych sił zaciskam kciuki, by Damon znalazł jakieś sensowne ukojenie, bo naprawdę nie zasługuje na taki los- a on zdaje się mieć naprawdę dość, bo jeszcze kilka odcinków temu gdyby Elena oznajmiła, że pamięta wszystko, to z nadzieją by czekał na to co powie, spijając każde słowo- tymczasem tu z ledwością patrzył jej w oczy. No i ciekawe co pokombinują z wątkami prywatnymi.

Trochę jestem rozczarowana jednak tym początkiem sezonu i nie mam najlepszych wizji na przyszłość- nie lubię fanatyków (skrajnie nie lubię ) i denerwuje mnie Klaus. Mam nadzieję, że chociaż Elajdżę przyniosą na chwilę.

I łer de fak jest Rick, albo chciaż słówko na jego temat, ja się pytam?!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nisia dnia Nie 22:26, 14 Paź 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> The Vampire Diaries - Pamiętniki Wampirów / vd Odcinki / VD Sezon 4. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin