Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Bursztyn [BO, M, Z]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dark Angel
Nocny Marek
Nocny Marek


Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 5291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 69 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:21, 25 Gru 2010    Temat postu: Bursztyn [BO, M, Z]

Fik powstał jako prezent w ramach Secret Santa BHKB 2010 dla nefrytowejkotki.

Miłej lektury!


Cameron spojrzała przez szparę w zasłonie. Dziewczynka, o którą walczyła na ostrym dyżurze, była podłączona do respiratora. Maszyny monitorowały każde uderzenie serca, każdy stymulowany mechanicznie oddech. Spuściła głowę, zastanawiając się, co powie rodzicom tej małej. Lilla miała zaledwie dziewięć lat. Na ostry dyżur trafiła z odwodnieniem i gorączką, ale choć udało się pokonać i jedno, i drugie, dziewczynka zapadła w śpiączkę. Dlaczego? - powtarzała w myślach Cameron, gorączkowo szukając choćby najdrobniejszego przeoczenia ze swojej lub pozostałego personelu strony. Wszystko zrobili podręcznikowo. A może... zbyt podręcznikowo? Może trzeba było do tego podejść niekonwencjonalnie? Jak on...

Przełknęła głośno ślinę. Nie myślała o nim. No dobrze, myślała. Czasami. Rozstali się niby jak dobrzy przyjaciele, ale znów nie chciał podać jej ręki. Tak jakby pokazywał jej, że nie akceptuje jej wyborów. Nic mu do tego. To moje życie. Zrobię co zechcę. Podniosła dumnie głowę, by po chwili westchnąć. Jasne. Wyszłam za mąż za człowieka, który stał się mordercą. Wciąż trzymam zamrożoną spermę byłego męża. Nie potrafię zebrać się do wyprowadzki z mieszkania, choć sąsiedzi nade mną robią przemeblowanie chyba co tydzień i bez przerwy przesuwają te swoje mebelki tam i z powrotem... Odgoniła od siebie te myśli. Teraz ma ważniejszą rzecz. Musi powiedzieć przygnębionym, ale jeszcze pełnym nadziei rodzicom, że ich jedyna córeczka może się już nie obudzić. Nie zwlekając ruszyła do poczekalni.

- Nie mam dobrych wieści - powiedziała tylko. Więcej nie musiała. Rodzice dobrze wiedzą, kiedy z ich dziećmi jest coś nie tak; potrafią to wyczytać z oczu lekarza. Taka wiadomość, i to na dwa dni przed Bożym Narodzeniem!
Pani Gordon rozpłakała się. Mąż objął ją i zmierzył Allison błagalnym wzrokiem.
- Niech pani zrobi wszystko, co pani może.
- Obawiam się, że już niewiele mogę.
- W takim razie niech pani zrobi to, czego pani nie może. Czego pani nie powinna. Wszystko. To nasze jedyne dziecko... Niech je pani ratuje!
Cameron tylko pokiwała głową. Głos uwiązł jej w gardle. Tyle lat pracy, igrania ze śmiercią, a ona wciąż nie potrafiła spojrzeć jej śmiało w oczy.

Wróciła do pokoju, w którym Lilla leżała bez ruchu, jak woskowa laleczka. Telefon nagle zaczął jej ciążyć w kieszeni, jakby jego waga zaczęła się podwajać z każdą sekundą. Jeśli zadzwonię do niego, to będzie to nie tylko objaw słabości. Przyznam się w ten sposób, że wciąż nie nauczyłam się od niego wszystkiego, czego byłam w stanie. Czy jestem w stanie oddać swoją dumę i niezależność za tę małą dziewczynkę?

***

House mijał wystawy, kuśtykając powoli. Terapia u Nolana okazała się całkowitą porażką. Taki program nie mógł się udać. Założyć, że ubzdurał sobie ból nogi! Też coś. Psychiatra od siedmiu boleści. Ciekawe, jak by się zachowywał, gdyby mu tak niechcący usunąć pół uda, a potem karmić żelkami zamiast lekami przeciwbólowymi? Pewnie byłby szczęśliwy jak wszyscy diabli. Przeżuwając te niewesołe myśli, House sięgnął do kieszeni i z okrągłego pudełka wyjął znajomą w kształcie tabletkę, którą włożył spiesznie do ust i połknął. Ta wyuczona na pamięć sekwencja ruchów była przyjemnie znajoma. Dawała pewność, że ból się odsunie na tyle, że będzie w stanie dokończyć zakupy. Chciał znaleźć mamie coś ładnego na święta, skoro już postanowił się szarpnąć i kupić sam z siebie prezenty. Wilsonowi kupił nowego ipoda - na starego nie mógł już patrzeć. Jak zwykle zostawał problem z zakupieniem czegoś dla matki. Tylko dwa prezenty, a ile zachodu. Dwa, bo tylu miał najważniejszych ludzi na świecie. Tak, tylko tylu - upewnił się w myślach, licząc do dwóch.

Zatrzymał się przed wystawą sklepu z biżuterią. Nie żeby popatrzeć - po prostu potrzebował chwili odpoczynku. Śnieg i cienka warstwa lodu skutecznie utrudniały mu poruszanie się. Zwykle powolny, teraz poruszał się w żółwim tempie. I wtedy to zobaczył. Cienki srebrny łańcuszek, a na nim wisiorek. Wpatrywał się w niego, zaskoczony. Ciepły brąz, żółć i zieleń przenikały się w owalnym, oprawionym w cienką srebrną ramkę bursztynie. Tak jakby natura, tworząc go miliony lat wcześniej, przewidziała, że któregoś dnia na świecie pojawi się osoba, której oczy będą odwzorowaniem tego niespotykanego piękna, i że ktoś zwróci na to uwagę. Nie zastanawiając się, wszedł do sklepu i po chwili wyszedł, niosąc w kieszeni dwa pudełka. Mniejsze z wisiorkiem i większe z ametystową broszą, którą sprzedawczyni podsunęła mu jako upominek dla matki, rozwiązując w ten sposób jego problem.

Przyszedł do domu, otrzepał ubranie ze śniegu, który od rana padał leniwie grubymi płatkami, i wyjął oba pudełka. Większe położył na stole, mniejsze potrzymał chwilę w dłoni, po czym z westchnieniem wpakował do najniższej szuflady komody. Tuż obok innych pudełek różnych wielkości i kolorów. Przebiegł po nich smutnym wzrokiem. Było ich razem z najnowszym siedem.

Po jednym za każdy rok, który spędziła, pracując w Princeton-Plainsboro, dwa odkąd odeszła. Zamknął szufladę i usiadł przy pianinie. Jego dłonie z rezygnacją, ale i czułością przebiegły po klawiszach, aby w końcu odgrywać, jedna za drugą, wszystkie melancholijne melodie, jakie mógł sobie przypomnieć.

***

Nastał nowy dzień. Lilla miała gorączkę. To coś nowego. Nowe jest dobre - Cameron powoli odtwarzała wszystko, czego nauczyła się w Princeton. To nie wirus ani bakteria - to już wykluczyli. Przeskanowali całe ciało w poszukiwaniu guzów. W końcu poddała się. Wyjęła telefon i chowając dumę do kieszeni, wybrała jego numer.
- House? Potrzebuję twojej pomocy...
Dokładnie opisała, co się działo z dziewczynką, po czym rozłączyła się. House nie odebrał, ale była niemal pewna, że o ile nic interesującego nie działo się w szpitalu, siedział w domu i słuchał, jak ona nagrywa się na automatyczną sekretarkę.
Nie oddzwonił.

Po południu Cameron siedziała w swoim gabinecie, wczytując się po raz setny w wyniki badań. Wiedziała już, że jest zdana tylko na siebie, i że najprawdopodobniej przegra tę walkę. Najgorsze, co ją czekało, to oczywiście rozmowa z rodzicami. To nigdy nie przychodziło jej łatwo, bała się mówić o śmierci najbliższym osobom pacjenta od niepamiętnych czasów. Tak już miała i tyle. Dlatego ze wszystkich sił starała się unikać takich sytuacji, walczyła o swoich pacjentów jak lwica. Nie zawsze się udawało, ale nie w takich sytuacjach. Tu miała czas na zrobienie badań i postawienie diagnozy. Rzadko mogła sobie pozwolić na taki luksus, jednak okazało się, że i to niekoniecznie daje wymierne rezultaty.

Od stosu kartek wybawił ją dźwięk pagera. To nie mogła być dobra wiadomość, zerwała się więc i na widok numeru sali jak wicher pognała do pokoju Lilli. Z wielkim zdziwieniem zauważyła tam House'a, który stał obok łóżka. Do kroplówki podłączona była fiolka. Podbiegła i wzięła ją w rękę. Insulina. Obok stały dwie zużyte fiolki. Lilla miała otwarte oczy.

- Jak mogłaś przeoczyć cukrzycę? - patrzył na nią z lekkim wyrzutem.
Cameron potrząsnęła tylko głową.
- Nie wyczułam zapachu acetonu, to tylko dziecko, ma normalną budowę ciała... - wyszeptała.
Pogłaskała małą po głowie.
- Będzie dobrze. Podziękuj doktorowi House'owi.

Opadła ciężko na fotel, zaczęła pocierać skronie. Czy jestem złą lekarką? Może po prostu się nie nadaję? Wykluczam coś, co może być oczywistym rozwiązaniem, szukając czegoś bardziej skomplikowanego?
- Nie jesteś złą lekarką. Każdy mógłby przeoczyć cukrzycę przy gorączce. Gorączkę zbiłaś już wcześniej, ale wróciła, bo organizm był osłabiony. Nie zadręczaj się.
Stał w drzwiach, a jego nieziemsko niebieskie oczy przenikały ją na wylot. I wtedy, jakby wiedziony nagłym impulsem, podszedł do jej biurka i zaczął wyciągać przewiązane wstążkami paczuszki.
- To dla ciebie. Za te wszystkie lata... - zarumienił się lekko i znieruchomiał, zmieszany.

Cameron patrzyła na niego z niedowierzaniem. Myślał o niej! Kupował jej prezenty pod choinkę! Pokręciła głową.

- Dlaczego? - zapytała tylko.
- Bo nie umiem żyć bez Ciebie - powiedział miękko, patrząc prosto w jej trójkolorowe oczy, o wiele piękniejsze od wszystkich wisiorków na świecie.

EDIT - miałam jeden błąd formatowania treści i kursywa nie chciała się włączyć


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dark Angel dnia Sob 18:23, 25 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:57, 25 Gru 2010    Temat postu:

Piękne to bardzo.
W dzisiejszym serialowym świecie nierealne jak diabli, ale jakże byłoby naturalne jeszcze nie tak dawno. Przypomniało mi House'a, który mnie zafascynował i przekonał oraz Cam, która jak nikt inny pasowała, by być tak blisko słońca.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin