Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Cinderella in the House [BO,Z]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:18, 05 Lut 2010    Temat postu: Cinderella in the House [BO,Z]

Bez ograniczeń.
Taki drobiazg niezbyt udany.


Cinderella in the House.




Stała w ciemnościach po środku antykwariatu... antykwariatu jej ojca i czuła jak gorące łzy spływają jej po policzkach. Jej życie zamieniło się niecałe dwa lata temu w koszmar i nic nie wskazywało że będzie lepiej. Jeszcze półtora roku temu była szczęśliwą studentką przedostatniego roku medycyny, ze stypendium naukowym, świetnymi wynikami w nauce i perspektywami dobrej przyszłości. Po zdaniu ostatniego egzaminu miała jeszcze do zaliczenia miesięczną praktykę, a potem zostawał ostatni rok, egzamin lekarski i koniec!
Jeden telefon zmienił jej życie.
Telefon z domu. Jej matka była chora a właściwie umierająca. Rak płuc, nieoperacyjny z przerzutami. Wróciła natychmiast do domu, by przez sześć miesięcy patrzeć bezsilnie jak jej ukochana matka gaśnie z dnia na dzień. Zajmowała się matką, prowadziła dom i pomagała ojcu w sklepie. Jak zawsze, ojciec był chłodny i daleki, bardziej zajęty antykwariatem niż umierającą żoną i córką, Nie było go kiedy matka Allison zmarła, nie przyjechał na pogrzeb, ponieważ przebywał w Europie polując na przedmioty zamówione przez stałych klientów.
Allison była pewna, że wróci na studia mimo, że straciła stypendium. Potrzebowała tylko pieniędzy na jeden semestr, potem odzyskałaby stypendium. Ale ojciec odmówił. Ich sytuacja finansowa była nie najlepsza, choroba matki kosztowała duże pieniądze, a polisa na życie została wykorzystana wcześniej na pokrycie długów związanych ze złymi inwestycjami. Tak więc Allison potrzebna była do prowadzenia sklepu i domu, podczas gdy ojciec miał się zająć podróżami po świecie w poszukiwaniu interesujących rzeczy.
Te wieści zwaliły się na nią niczym trzęsienie ziemi. Nic nie wiedziała o kłopotach finansowych, o likwidacji polisy, na szczęście bank zgodził się rozłożyć na raty spłatę rachunków szpitalnych pod zastaw sklepu. Marzenie o zostaniu lekarzem odeszło w nieokreśloną przyszłość. Po cichu Allison liczyła, że uda się szybko pospłacać długi i wyrwie się z domu tym razem na zawsze. Jej poczucie odpowiedzialności nie pozwoliło uciec od razu. I tak została jako osobą do wszystkiego: opieka na domem, antykwariat, płacenie rachunków, odbieranie przesyłek od ojca i rozsyłanie ich... Jakoś pogodziła się z tym, bo pomimo, że ojciec nigdy nie był chętny do wyrażania uczuć, kochała go. I kochała matkę, śliczną, jasnowłosą kobietę, która po skończeniu historii sztuki zakochała się w mrukliwym Tomie Cameron i wyszła za niego za mąż, zrezygnowała z kariery i zajęła się antykwariatem.
I wszytko byłoby w porządku, gdyby ojciec, trzy miesiące temu, nie pojawił się w domu z żoną i dwiema pasierbicami. Nowa żona, Lisa, była niebrzydka kobietą po czterdziestce, władczą i arogancką. Córki: Rachel i Remy, były rozpuszczone, rozkapryszone i denerwujące. Od początku znienawidziły cichą i spokojną Allison. A ojcu wszystko co dotyczyło jego prawdziwej córki było obojętne. Lisa była bogata, ale jak oświadczył ojciec, nie będzie płacić jego zobowiązań, wiec wszystko pozostaje po staremu.
Nagle Allison poczuła się zawadą w swoim własnym domu. Wszystkie trzy kobiety dokuczały jej niemiłosiernie, krytykując każde jej posuniecie, wygląd, ubranie. Tak wiec Allison zaczęła spędzać coraz więcej czasu w sklepie ku dzikiej satysfakcji Remy i Rachel.
Zacisnęła mocniej oczy, nie chcąc więcej płakać. Ojciec przebywał w Paryżu i Lisa wraz z córkami szykowała się do podróży do niego, by razem spędzić święta. Oczywiście, ktoś musiał zostać w sklepie, bo to był najlepszy czas handlowy, więc Allison nie była przewidziana w zaproszeniu.
Oczywiste.
Może to i lepiej. Będę sama, ale przynajmniej nie będzie tego ciągłego jazgotu. I przestane przemykać się pod ścianami jak złodziej. Będzie dobrze. Musi być.
Oczywiście.


Allison siedziała zwinięta w kłębek na kanapie w biurze sklepu. Sytuacja na górze, w mieszkaniu położonym nad antykwariatem osiągnęła punkt krytyczny. Wspaniałe siostry doszły do wniosku, że nie są wstanie dzielić jednego pokoju i potrzebują dwóch. Problemem było to, że nie było wolnego pokoju. Dwa pomieszczenia zajmowała macocha, która nie miała zamiaru rezygnować z żadnego, jeden był ojca i ostatni Allison. Nie powiedziano tego wprost, ale sugestia była jasna: ma zwolnić pokój i koniec. Początkowo nie zwracała na to uwagi, nie miała się gdzie wynieść i nie widziała powodu dla którego miała by to zrobić. Ale zaczęły się mniejsze i większe złośliwości, jak zamknięcie na zasuwę drzwi wejściowych, by nie mogła wejść, zniszczenie jej ślicznych okularów, co spowodowało, że musiała kupić tanie i okropne oprawki w których wyglądała ohydnie, zalanie farbą jej rzeczy w szafie...
Jej przyjaciółka, Shelby, wprowadzona w sytuację, tylko zaciskała zęby żeby nie nawrzeszczeć na Allison. Shelby zdawała sobie sprawę, że przyjaciółka nie zostawi sklepu, długów i nie odejdzie. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Westchnęła. Obawiała się, że kiedy odwiedzi Allison następnym razem, znajdzie ją na strychu albo w piwnicy. Zwłaszcza, że ojciec odniósł się obojętnie do problemu i stwierdził tylko, że może spać na kanapie w biurze. Allison usiłowała podejść do sprawy lekko, oświadczając, że może spać w schowku pod schodami jak Harry Potter.
Ale to nie było śmieszne.
Ani trochę.
Shelby podniosła się i powędrowała do łazienki i coś ją zastanowiło. Otworzyła jedne drzwi pomyślała chwilę, potem otworzyła następne. Wszelkie myśli o łazience wywietrzały jej z głowy więc pognała na korytarz, żeby zajrzeć do piwnicy. Wróciła błyskawicznie z tryumfalnym uśmiechem na twarzy.
- Przestań się mazać i chodź ze mną – złapała Allison za rekę i pociągnęła za sobą.
- To jest magazyn, tak? – Spytała otwierając drzwi do pomieszczenia zastawionego skrzyniami.
- Tak... – odpowiedziała niepewnie Allison, nie wiedząc do czego dąży przyjaciółka.
- Ale ten drugi pokój to też magazyn?
- Tak. Tutaj trzymam skrzynie z rzeczami, które przysyła ojciec a na które nie ma miejsce w sklepie albo w tym drugim magazynku. Nie mam siły, żeby przetachać to wszystko do piwnicy...
- Świetnie. Masz rozwiązanie. Ten pokój ma spore okno i o ile dobrze widzę, kominek oraz grzejnik. Zrobimy porządek w małym magazynku, resztę zniesiemy do piwnicy, jest sucha i ciepła, ma nawet regały! Wysprzątamy, przeniesiemy graty i będziesz się mogła wypiąć na te babska. Mówiłaś, że dzisiaj wyjeżdżają do spa? – Shelby była bardzo zadowolona z siebie.
- Mmm.. tak, wracają w niedzielę. Ale nie damy rady zrobić tego we dwie...
- A kto mówi, że we dwie? Zagonię Petera i Nicka do pomocy, przynajmniej na coś się przydadzą. – Peter był starszym bratem Shelby, a Nick jego przyjacielem. – Mam nadzieję, że możesz wyrwać trochę kasy na zakupy? Musimy kupić kilka rzeczy: tapetę, farbę, firanki...
- Wezmę trochę pieniędzy z kasy i nic mnie nie obchodzi co powie ojciec. – Powiedziała zawzięcie Allison.
- Dobrze. Operacja „Przeprowadzka” rozpoczyna się jutro o szóstej rano. – Zakończyła Shelby podrywając się i gnając do łazienki.


Wszystko poszło gładko. Allison i Shelby zrobiły porządek w magazynku, dzięki czemu sporą część przedmiotów ze skrzyń udało się ustawić na półkach, reszta trafiła do piwnicy. Po opróżnieniu pokoju, okazało się, że jest całkiem spory, z wysokim, francuskim oknem, eleganckim kominkiem i piękną, podłogą z czarnego dębu. Dziewczyny pojechały po zakupy a mężczyźni wzięli się za zrywanie antycznej tapety i drapanie sufitu. Cameron wybrała kremową tapetę ozdobioną pączkami czerwonych różyczek, dobrała delikatne muślinowe firanki i o dwa tony ciemniejsze zasłony. Oprócz tapety i farb nabyły jeszcze w sklepie z używanym sprzętem najpotrzebniejsze rzeczy: dzbanek, toster, sztućce i inne drobiazgi. Podczas gdy Peter i Nick malowali sufit, dziewczyny przemeblowały kuchenkę, przesuwając pusty kredens w ten sposób, że odgrodził powierzchnię biurową, a pod okno wepchnęły idealnie tam pasujący stolik wraz z dwoma stołkami. Shelby z satysfakcja wywaliła ohydne kraciaste zasłonki, wieszając na ich miejsce delikatne zazdrostki haftowane w stokrotki i identyczne zasłonki. Na parapecie ustawiła doniczki z ziołami, zawiesiła siatkę z cebulą i papryką i kuchenka nabrała wyrazu. Łazienka dostała nową zasłonę na wannę, nowe dywaniki i sporą kolekcje muszli i kamieni zbieranych kiedyś przez Allison.
Pod wieczór sufit był pomalowany a ściany wytapetowane. Pokój wypiękniał i cała czwórka pęczniała z dumy. Zanim brygada przyjechała na drugi dzień, Cameron wysprzątała idealnie pomieszczenie, tak, że można było zająć się przenoszeniem mebli. Co, oczywiście, okazało się wcale nie takie proste ze względu na wąskie schody. Najgorszy był materac, osadzony na drewnianym stelażu, z którym utknęli beznadziejnie na zakręcie schodów. Zaklinowali się całkowicie, co spowodowało napad szalonego, niemal histerycznego śmiechu, ponieważ wyglądało na to, że zostaną tak do końca świata. W końcu udało się przepchnąć upiorny materac przez kluczowy punkt i reszta poszła gładko. Wczesnym przedpołudniem pokój był gotowy do zamieszkania, Nick podłączył jeszcze kabel i założył zasuwę w drzwiach prowadzących na klatkę schodową. Tak na wszelki wypadek.
Allison zabrała tylko swoje rzeczy, zostawiając bałagan w byłym pokoju dla diabelskich siostrzyczek.
Jej wyprowadzka została przyjęta z zadowoleniem i mamusia z córkami zabrała się za zmianę mebli, tapet i firanek. Allison to kompletnie nie obchodziło, dopóki pieniądze nie szły z budżetu antykwariatu. Ojciec przyjechał niedługo potem i nawet jednym słowem nie skomentował zmian. Za to przywiózł piękna biżuterię jako upominki dla swojej żony i jej córek.
Alison nie dostała nic.
Przestało to mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie. Była wiosna i musiała podjąć ważne decyzje, tylko nie wiedziała, jak do tego podejść. Nie miała pieniędzy, nie miała nawet swojego samochodu. Chcąc dokończyć studia, musiałaby odbyć praktykę w szpitalu, a to wykluczało pracę w sklepie. Musiała zapłacić czesne za pierwszy semestr, na co też nie miała pieniędzy. Bank udzielał pożyczki studenckiej, ale tylko na czesne. Gdyby podjęła decyzje o studiowaniu, musiała się wyprowadzić. Znaleźć mieszkanie, pracę i kupić samochód. Shelby zaproponowała jej, by zamieszkała razem z nią, ale ona miała mikroskopijne mieszkanko i bujne życie erotyczne. Cameron czuła, że poradziłaby sobie jakoś, ale problemem była ta cholerna praktyka. Miesiąc, gdzie nie będzie czasu na nic, czasem nawet na sen.
Znalazła się w sytuacji patowej.
Najgorsze było to, że jedyna osoba która mogla jej pomóc podróżowała gdzieś po świecie, nie dając znaku życia. Jej matka chrzestna była bardzo niekonwencjonalną osobą, to było pewne.
Zmęczona rozmyślaniem nad całą sytuacją odsunęła chwilowo czarne myśli na bok i wróciła do sprzątania i lekkiego przemeblowywania antykwariatu. Chciała, żeby niektóre przedmioty były lepiej wyeksponowane. Przesunęła ogromny globus i zaczęła wycierać z kurzu drobiazgi na półce, nie zauważając, że na włosach ma pajęczyny a twarz umazaną kurzem.
Za jej plecami zabrzęczał delikatnie dzwonek.
Klient.



Doktor Gregory House, światowej sławy lekarz i multimilioner, był znudzony. I to bardzo. Znudzony House oznaczał kłopoty. Właśnie wrócił z Francji, gdzie załatwiał pewne sprawy a teraz ugrzązł na długi czas w Princeton. W PPTH prowadził oddział diagnostyki, przyjmując tylko ciekawe, jego zdaniem, przypadki. To go fascynowało: rozwiązywanie medycznych zagadek. Ale jak na złość nic ciekawego ostatnio się nie przytrafiło. Westchnął obracając laskę w dłoniach. Jeszcze dwa lata temu jego życie wyglądało inaczej. Był zdrowy, miał kobietę, którą kochał, pracę którą uwielbiał, dobrze zarabiał i na swój sposób był szczęśliwy. A potem głupi zawał mięśnia, niefortunna decyzja Stacy, która wepchnęła go w kalectwo i chroniczny ból do końca życia. Stacy odeszła, zostawiła go ponieważ ją odepchnął. Ale nie walczyła. Wybrała łatwiejszą opcję. Nie mógł się pozbierać przez miesiące, tylko Wilson miał do niego dostęp i zbierał go do kupy. Pewnego dnia nawet nie wiedząc dlaczego, wypełnił i wysłał kupon na loterię krajową i wygrał sześćdziesiąt trzy miliony dolarów. Po opodatkowaniu oczywiście mniej, ale nadal to było kilkadziesiąt milionów. Jakby tego było mało, jego były pacjent zginął w wypadku samolotowym i okazało się, że cały majątek zapisał, jemu.
House’owi.
Nagle stał się posiadaczem kilku domów rozsianych po całym świecie, akcji, i różnego rodzaju inwestycji. Częścią pieniędzy obdarował szpital i uniwersytet, fundując specjalne stypendia. Ponadto zmusił Wilsona, swojego przyjaciela, który był onkologiem, do założenia fundacji zajmującej się poszukiwaniami lekarstwa na raka oraz nowych terapii w tej dziedzinie. Jeśli ktoś miał znaleźć remedium na raka, to był to James Wilson. Oczywiście, to House finansował wszystkie badania, ale uważał że dobrze robi.
Od momentu, kiedy stał się tak koszmarnie bogaty, mógł mieć prawie każdą kobietę, którą chciał. Prawie, bo jeszcze nie poderwał Angeliny Jollie. Powiedział sobie, że nie będzie robił konkurencji dla Brada Pitta. I nadal się nudził. A do tego PPTH razem z uniwersytetem postanowiło wydać na jego cześć bal. House jęknął. Bal. I te wszystkie mamusie z córeczkami polujące na bogatego męża...
Zastanawiał się, w co on się wpakował, a do tego Wilson nabijał się z niego niemiłosiernie. Siedział w swoim luksusowym Lexusie, jadąc okrężną drogą do szpitala z powodu robót drogowych i spoglądał nieobecnym wzrokiem przez szybę samochodu. Nagle jego uwagę przyciągnęła wystawa antykwariatu, więc zastukał w szybę i polecił kierowcy, żeby się zatrzymał. Jego pieski: Foreman i Chase popatrzyli na niego pytająco, ale nie odważyli się odezwać, nauczeni przykrym doświadczeniem. Wysiadł powoli z auta i skierował się do antykwariatu.
Dzwonek nad drzwiami zabrzęczał.


Z czeluści sklepu wyłoniła się młoda dziewczyna i House przyjrzał się jej rozbawiony. Ubrana w zwyczajne jeansy i bluzkę, nosiła okropne okulary, które ją oszpecały, a do tego na włosach i ubraniu miała pajęczyny, a twarz ozdabiały smugi kurzu przypominając nieco wojenne malunki. Dziewczyna usiłowała wytrzeć brudne ręce w ścierkę, co jej się nie udało i spytała:
- Czym mogę służyć?
Głos był miękki i przyjemny. House zauważył jeszcze ładnie wykrojone usta i bardzo zgrabną sylwetkę ukrytą pod nijakimi ciuchami.
- Interesują mnie stare narzędzia chirurgiczne i książki z historii medycyny.
- Oczywiście. Proszę za mną. – Dziewczyna zaprowadziła go w odległy kąt, gdzie na regale stały instrumenty bardziej przypominające narzędzia katowskie niż lekarskie. Na półkach obok upchano liczne woluminy. House poczuł się jak w raju. Wymruczał machinalnie podziękowanie i dorwał się do książek.
Allison odeszła bez słowa, nieco zszokowana. Facet zrobił na niej piorunujące wrażenie. Wysoki, atletycznie zbudowany, brązowe włosy opadały mu niesfornie na czoło a nieprawdopodobnie błękitne oczy patrzyły przenikliwie, jakby były w stanie odkryć jej wszystkie tajemnice. To, że kulał dodawało mu jedynie uroku w jej oczach. Mężczyzna, mimo, że sporo od niej starszy był seksowny jak diabli. Poszła do łazienki, żeby umyć ręce i spojrzała w lustro. Jęknęła na swój widok. I o mało się nie rozbeczała. A potem wzruszyła ramionami, stwierdzając ze stoickim spokojem, że na takiego kopciuszka taki facet jak jej klient nie zwróci uwagi. Umyła się, wytarła pajęczyny z włosów i zajrzała do sklepu. Intrygujący gość nadal przeglądał książki. Coś się jej przypomniało i weszła do magazynku, chwilę szukała na półkach aż znalazła.

- Może to pana zainteresuje? – Spytał dziewczęcy głos wyrywając House’a z zamyślenia. Sprzedawczyni trzymała ostrożnie w rękach starą książkę. Były to wspomnienia niemieckich prekursorów chirurgii z osobistymi komentarzami na marginesach i autografami na pierwszej stronie. House poczuł jak drżą mu ręce. To była prawdziwa rzadkość. Wiedział, że kupi to bez względu na cenę, zresztą w jego wypadku, cena rzadko robiła na nim wrażenie. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko widząc jego zainteresowanie i po kilkunastominutowych targach, House stał się posiadaczem woluminu.


Wracał jeszcze kilkakrotnie do antykwariatu, za każdym razem witany uprzejmie przez tę samą dziewczynę. Z niechętnych napomknięć wywnioskował, że sklep jest jej ojca, który podróżuje po świecie w poszukiwaniu przedmiotów do sprzedaży. Zaliczył też wizytę jej macochy, nieco krzykliwej brunetki, całkiem ładnej, gdyby nie nosiła ciuchów o dwa numery za małych. W antykwariacie spędził miłe chwile, oglądając mapy, oryginalną biżuterię, antyczne kołyski, secesyjne rzeźby, lustra no i oczywiście książki. Przywlókł nawet ze sobą Wilsona, który wsiąkł w średniowieczne mapy i House myślał, że go nie oderwie od kolekcji.
Termin balu zbliżał się nieuchronne i House robił się coraz bardziej nerwowy a spokój, uprzejmość i pewna delikatność jaką wyczuwał w dziewczynie, której imienia nawet nie znał, powodował, że czuł się mniej zdenerwowany. Wilson dokuczał mu ile wlezie, twierdząc, że nieładna dziewczyna w koszmarnych okularach podoba mu się na tyle, że wobec niej nie jest taki sarkastyczny i zrzędliwy. House jedynie wywrócił oczami w milczeniu.
Bo co miał powiedzieć? Dla siebie zachował podejrzenia, że za okularami kryje się śliczna dziewczyna, najwyraźniej skrzywdzona przez kogoś. Nie do niego należało ratowanie księżniczek z opresji. On był stary, zmęczony, zgorzkniały i do tego kaleka.


Macocha wraz z Rachel i Remy dostały szału z radości po otrzymaniu zaproszenia na bal. To była okazja, żeby się zaprezentować, pokazać i może spotkać kogoś ciekawego, w domyśle: złowić męża. Obie córki nie były brzydkie, ale za to głupie i krzykliwe. Zarozumiałe i aroganckie. Cameron pomyślała, że takie osoby maja szczęście w życiu. Oczywiście, ona nie dostała zaproszenia, pomimo, że załatwiał to jej ojciec. Pomijając, że nie miała sukienki... byłoby to po prostu... miłe. Była więcej niż ucieszona, że nie mieszka na górze, zwariowałaby od tego pisku, podniecenia i płaczu. Wielka trójka wybrała się na zakupy do Nowego Jorku celem upolowania odpowiednich kiecek, czego efektem było nabycie bardzo drogich i bardzo nie pasujących na nie sukni. Allison wzruszyła ramionami i zabrała się za papierkową robotę, mając nadzieję, że osoby na górze wreszcie pojadą na bal i przestana biegać i krzyczeć nad jej głową. Jej nieme prośby się spełniły i nastała upragniona cisza, którą przerwało dzwonienie do drzwi wejściowych. Allison poszła otworzyć, mając nadzieję, że to Shelby, ale na progu stała jej matka chrzestna, jak zwykle piękna, elegancka i zadowolona z siebie.
- Allison, kotku, jak dawno się nie widziałyśmy!! – Wykrzyknęła kobieta.
- Bardzo dawno – mruknęła Cam, ściskając ją mocno. – Całe dwa lata – dodała rzeczowo, wprowadzając Mae do środka. Matka chrzestna a zarazem jej ciotka, skierowała się bez wahania do drzwi prowadzących na zaplecze.
Allison uniosła do góry brwi. Z Mae tak było zawsze. Wydawała się zawsze wszystko wiedzieć. Tak jak teraz. Ciotka bezbłędnie dotarła do pokoju Allison, rozejrzała się z aprobatą i usiadła na fotelu patrząc krytycznie na siostrzenicę.
- Pójdziesz się teraz wykąpać, tutaj masz odpowiednie kosmetyki. Odżywkę na włosy nałóż i wróć tutaj. Ona musi być na włosach pół godziny – powiedziała podając dziewczynie sporą torbę. – No idź i nie marudź, nie masz za wiele czasu.
- Na co nie mam czasu? – Spytała zdezorientowana Allison idąc posłusznie do łazienki.
- Na guzdranie się! Idziesz na bal, więc się pospiesz!
Na jaki znowu bal? Co też ciotka znowu wymyśliła...
Allison wróciła do pokoju w ręczniku na głowie i natychmiast została usadzona przez Mae na fotelu a potem poddana torturom manikiuru i pedikiuru. Trzeba było przyznać, że ciotka miała w tym piekielną wprawę. Po spłukaniu odżywki i natarciu ciała jedwabnym balsamem, Mae równie sprawnie uczesała ją, układając jej włosy w miękki kok i puszczając kilka pasemek wolno. Potem nałożyła jej delikatny makijaż uwydatniający jej ogromne, zielone oczy. Kiedy Mae przyniosła sukienkę, Allison zaparło dech w piersiach. Suknia była czerwona, na ramiączkach z gorsetową górą, dół rozkloszowany i ułożony na białej tiulowej halce. Do tego były czerwone buty na dość wysokim obcasie, które Allison zmierzyła krytycznym wzrokiem. Przejrzała się w lustrze. Wyglądała bardzo ładnie i nie do poznania. Jeszcze torebka, zaproszenie, odrobina francuskich perfum i była gotowa.
Stała patrząc na ciotkę sarnimi oczami wyrażającymi wręcz panikę.
- Wyglądasz cudownie. Faceci będą ci padać do stóp, zobaczysz. Może spotkasz tego jedynego – uśmiechnęła sie Mae.
Ja już spotkałam tylko on mnie nie widzi...
- Jeden warunek: musisz wyjść przed północą – oświadczyła Mae tajemniczo.
Allison nie wnikała w szczegóły, ciotka zawsze była tajemnicza... Jeśli ma wyjść, wyjdzie.

Portierzy wyraźnie się ożywili na widok pięknej dziewczyny w czerwonej sukni wysiadającej z eleganckiej limuzyny. Dziewczyna podeszła nieco nieśmiało do wejścia i podała zaproszenie by po chwili wejść do środka Regency Hotel, gdzie odbywał się bal, odprowadzona spojrzeniami pełnymi podziwu. Ciotka miała rację: Allison miała niesamowite powodzenie, co wcale ją nie ucieszyło. Oderwała się w końcu od wielbicieli i postanowiła przyjrzeć sie wszystkiemu na spokojnie. Jej spokój został zburzony widokiem macochy i jej córek, które obrzuciły ją zazdrosnym spojrzeniem, ale najwyraźniej nie poznały. Tak wiec uspokojona, powędrowała przez salę balową do bufetu z zamiarem wypicia lampki wina.

Nudzący się śmiertelnie House, oblegany nie tylko przez kobiety ale i przez mężczyzn, z trudem hamował zniecierpliwienie i ochotę wygłoszenia kilku dosadnych komentarzy. Nie zrobił tego jeszcze, ponieważ założył się z Wilsonem, że będzie grzeczny, i nie miał ochoty przegrać zakładu. Dziewczyna w czerwonej sukni od razu przyciągnęła jego uwagę. Przyjrzał się jej uważnie i uśmiechnął się do siebie. Wreszcie ktoś ciekawy. I pokuśtykała za blond pięknością.
Allison zamówiła wino i opadła z ulgą na stołek dając odpocząć jej stopom. Tuż nad jej uchem rozległ się znajomy głos:
- Jak ci się podoba to targowisko próżności?
Obróciła się wystraszona i napotkała znajome niebieskie oczy. Tajemniczy klient z antykwariatu. Jej serce waliło tak mocno, że myślała, że wyskoczy z piersi, na policzki wpełzł zdradziecki rumieniec. Niebieskooki był wyraźnie rozbawiony jej zmieszaniem. Opanowała się z trudem, wiedząc, że mężczyzna jej nie poznał. Był to pewnego rodzaju komfort.
- Średnio – odpowiedziała na pytanie. – A tobie?
- Oooch... mnie... dla mnie to tortura na którą zgodziłem się dobrowolnie. Najwyraźniej mam w sobie coś z masochisty. Jestem Greg House – przedstawił się wyciągając rękę.
- Allison. – Nie podała nazwiska. Tak będzie lepiej. I nagle coś do niej dotarło. – Gregory House? Lekarz? – Spytała zdumiona.
- Tak. Słyszałaś o mnie? Mam nadzieję, że dobre rzeczy – zażartował.
- I takie i takie... ja chciałam być lekarzem... ale musiałam przerwać studia. Twoje nazwisko jest naprawdę bardzo znane... – była onieśmielona.
House wywrócił oczami. Nie miał zamiaru jej płoszyć. Popatrzył morderczo na kilku mężczyzn, kręcących się w pobliżu a oni znając jego reputację natychmiast się ulotnili. Zsunął się ze stołka i pociągnął Allison za sobą, prowadząc ją to stolika stojącego w kącie. Miał zamiar dowiedzieć się o niej najwięcej jak się da. Co nie okazało się być łatwe, ponieważ Allison pomijała milczeniem każde pytanie związane z życiem prywatnym. W związku z czym rozmawiali o medycynie, chorobach, zagadkach i wielu innych rzeczach, dopóki zdesperowany samobójca nie porwał Allison do tańca. House zaklął i wyszedł na taras obserwując, jak Allison przechodzi z rąk do rąk, oblegana przez mężczyzn. Zauważył, że kilkakrotnie rozejrzała się po sali najwyraźniej szukając go, ale postanowił nie pokazywać się na sali. Był kaleką, nie mógł tańczyć ani nosić jej na rękach. Był od niej starszy o piętnaście lat...
Odwrócił się tyłem do okna i pogrążył w zamyśleniu, z którego wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi. Na taras weszła Allison, która pochyliła się i ściągnęła buty z westchnieniem ulgi. House uśmiechnął się. Kobiety.
Cam wyprostowała się i wtedy go zobaczyła zamierając wpół ruchu. Podszedł do niej wolno podziwiając jej urodę, biel skóry, kolor oczu, pasemka włosów opadające swobodnie na jej szyję.
Była bardzo piękna.
Popatrzyła na niego tymi oczami Bambi i uśmiechnęła się uroczo.
- Myślałam, że znudziłeś się i pojechałeś do domu. Cieszę się, że się myliłam.
- Dlaczego?
- Dlaczego co? – Spytała niepewnie.
House popatrzył na nią ze zniecierpliwieniem.
- Po prostu... miałam nadzieję, że cię jeszcze zobaczę – jej głos zadrżał a na policzkach ponownie pojawił się rumieniec.
House przyglądał się jej w zadumie, jakby zastanawiał się nad wszystkimi za i przeciw. A potem nagle objął ją i pocałował. Kolana Allison natychmiast zrobiły się miękkie. Kontrast pomiędzy jego miękkimi i delikatnymi wargami a drapiącym ją lekko zarostem pozbawił ją tchu. Pocałunek początkowo delikatny i spokojny bardzo szybko przerodził się w coś bardo namiętnego i gwałtownego. Kiedy oderwali się od siebie, Allison leżała w ramionach House’a niczym lalka, z trudem łapiąc oddech. To było wspaniałe, straszne, fascynujące i ona chciała jeszcze.
House obserwował jak uczucia przepływają falą przez jej twarz a oczy ciemnieją od pożądania i... czegoś więcej. Pocałował ją ponownie, by sprawdzić czy będzie tak, jak za pierwszym razem.
Było.
Było nawet lepiej... znajomy, elektryczny wręcz dreszcz, biegnący w dół kręgosłupa, coś czego nie czuł od bardzo bardzo dawna. Jej dłonie zanurzone w jego włosach, ciepłe ciało przytulone do niego, drżące i miękkie.
Gdzieś daleko zegar zaczął wybijać północ. Allison poderwała się przerażona i usłyszała naglące trąbienie. Bez słowa wyrwała się z objęć House’a i poderwała do biegu pędząc po stopniach w dół a potem potykając się, po żwirze do czekającej pod brama limuzyny. I za chwilę jej nie było.

House stał nieruchomo pocierając w zamyśleniu wargi, na których czuł jeszcze usta dziewczyny. Wilson który z zaciekawieniem obserwował całą scenę zza szyby, wszedł na taras patrząc pytająco na przyjaciela. Ten wzruszył ramionami, by po chwili podejść do krzesła i podnieść czerwone szpilki, o których zapomniała Allison. Uśmiechnął się do siebie.
- Wiesz przynajmniej, kto to był? - Spytał Wilson.
- Nie, ale mam coś, co należy do niej.
- Chyba zwariowałeś, myśląc, że znajdziesz ją przez parę szpilek!
House tylko uśmiechną się tajemniczo.

Na drugi dzień po balu Allison była wykończona psychicznie i fizycznie. Ciągle czuła na swoim ciele dłonie House’a obejmujące ją mocno, na ustach jego wargi a jej palce pamiętały dokładnie miękkość jego włosów. Jęknęła sfrustrowana i przewróciła się na bok. I dlaczego była tak głupia i nie powiedziała mu jak się nazywa???
Dobrze, że była niedziela.. mogła cierpieć w milczeniu, nie nękana przez nikogo. Schowała głowę pod poduszkę, stwierdzając, że chce umrzeć.
Poniedziałek zaczął się fatalnie, od wizyty macochy, która zrobiła jej awanturę właściwie bez powodu. Potem zalała ulubiony sweter kawą i przypaliła śniadanie. Rozzłoszczona, przebrała się w szarą bluzkę, głodna i wściekła powędrowała otworzyć antykwariat obracając w głowie pytania jak ma rozwiązać sprawę studiów, co spowodowało, że wszelkie myśli o niebieskookim lekarzu zostały wyparte skutecznie z głowy. Na szczęście pojawiło się sporo klientów i była zbyt zajęta by marzyc na jawie.
Do czasu.

Po południu stała bezmyślnie przed szafką z biżuterią, a jej głowę zaprzątał pocałunek. Drgnęła gwałtownie, kiedy przed jej oczami znikąd pojawiła się para czerwonych szpilek.
- To chyba twoja własność, prawda?
House.
Obróciła się wolno i spojrzała prosto w jego uśmiechnięte diabelsko oczy.
- Jak mnie znalazłeś? Przecież nie po butach...
- Oczywiście, że nie. Od razu... tam na balu wiedziałem, kim jesteś. – Był bardzo zadowolony z siebie.
Allison odebrała od niego buty zwieszając głowę. I co teraz? Tłukło się jej po głowie.
Usłyszała zniecierpliwione westchnięcie i słowa:
- Kobiety. Nigdy im nie dogodzisz. Oddajesz buty, źle. Odnajdujesz źle... – wymruczał zdejmując jej okulary. Jego laska upadła z trzaskiem a ona była znowu w jego ramionach. Zamknęła oczy i uśmiechnęła się. teraz nic się nie liczyło. O resztę będzie się martwić potem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:31, 05 Lut 2010    Temat postu:

Kopciuszek!

Baśniowy Książę House jest tak uroczo zdecydowany i pewny siebie. Potrafi patrzeć i dokonywać właściwej oceny. Posiada charakter, którego rzeczywistego House'a pozbawiła decyzja TPTB o odebraniu mu z zespołu Cameron.

Jedną z ostatnich rzeczy, o które bym podejrzewała Nefrytową, to czytanie baśni. A tu proszę, tkwi na całego w bajecznym świecie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:40, 05 Lut 2010    Temat postu:

Ależ Eigle, ja uwielbiam bajki i baśnie, wszelkiej maści Obojętne czy są to bajki angielskie jak np Marcin spod dzikiej jabłoni, baśnie ze Sri Lanki, afrykańskie, mazurskie chińskie czy greckie. Uwielbiam ten świat i pewnie dlatego kocham tez fantasy bo magia, smoki i takie tam to jest to co koty lubią najbardziej

House w 6 sezonie nie jest sobą, jest bezwolnym popychadłem i chłopcem do bicia. A prawdziwy House taki nie jest. O.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ninka_m
Gość





PostWysłany: Pią 21:53, 05 Lut 2010    Temat postu:

Ech, podobało mi się... Udzielił mi się stanowczo nastrój kropki i tracę szansę w sens tego wszystkiego, a tu takie miłe zaskoczenie!

Cam jako Kopciuszek, House - książę, no i ta macocha z Remy... Czy w życiu (serialu) może być jak w bajce? Czy kopciuszek ma jeszcze jakieś szanse? Czy książę na zawsze zostanie pajacem? Na te i inne pytania odpowiedzą nam scenarzyści (którzy najwyraźniej nie czytali różnych "Morfologii mitu" i takich tam... )
Powrót do góry
Nisia
Killer Queen


Dołączył: 16 Maj 2008
Posty: 11641
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 97 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:13, 05 Lut 2010    Temat postu:

Omg, to jest boskie. Dawno nie czytałam fika w ten sposób- z zapartym tchem i rozdziawioną buzią. Żałuję, że nie głosowałam w konkursie

Brakuje mi jednego- epilogu, czy czegoś w tym stylu. A najlepiej ciągu dalszego, niezłe AU


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:23, 06 Lut 2010    Temat postu:

Nisiu Ty zua kobieto
Przecież wszystkie baśnie kończą sie w ten sposób
Epilog to może nie.. ale 2 część...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:05, 06 Lut 2010    Temat postu:

Ach! Po protu bajka! Wiadomo co będzie można czytać dzieciom

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:40, 06 Lut 2010    Temat postu:

Cytat:
Ach! Po protu bajka! Wiadomo co będzie można czytać dzieciom.

Tia... A oni będą swoim opowiadać

Nefrytowa... zatkało mnie. Naprawdę. Wbrew pozorom to się rzadko zdarza xD
Bardzo miło mi się coś takiego czyta. Taka magia po prostu

Cytat:
Nowa żona, Lisa, była niebrzydka kobietą po czterdziestce, władczą i arogancką. Córki: Rachel i Remy, były rozpuszczone, rozkapryszone i denerwujące.

Ten fragment spodobał mi się najbardziej. Od razu przed oczami stanęła mi Lisa Cuddy. Trudniej było z Rachel. Jakoś niemowlaka nie mogłam sobie wyobrazić

Ogólnie piękne


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:56, 09 Lut 2010    Temat postu:

Cudowne!

Bajki to coś, co chyba nigdy mi się znudzi także jestem zachwycona tym tekstem. Podoba mi się to jak dostosowałaś "Kopciuszka" do "House'a", (czy może raczej "House'a" do "Kopciuszka" ) Szkoda tylko, że wykorzystałaś tak niewiele postaci z serialu. Nie wiem czemu, ale wiedzę Amber jako matkę chrzestną (naprawdę nie wiem czemu!) xD
Chciałabym też wiedzieć co by się stało w Twojej wersji Kopciuszka, gdyby Cameron nie zniknęła przed północą. Zwykły kaprys matki chrzestnej to chyba trochę za mało, przydałby się jakiś konkretny argument, który naprawdę nakłoniłby Cameron do ucieczki... Ale to tylko moja ciekawość ^^" Ucieczka o północy to bardzo ważny moment tej bajki. Co w świecie pozbawionym magii może skłonić kogoś do tego żeby oderwał się od House'a tylko dlatego, że wybiła dwunasta? xD

Ale najważniejsze, że wszystko skończyło się jak w prawdziwej bajce. Mimo zmiany wyglądu, House i tak poznał Cameron (a już myślałam, że będzie z jej szpilkami jeździć po całym mieście xD).
Happily ever after!

Gratuluję, świetny pomysł i tekst! ^_^

PS Jest szansa na jeszcze jeden rozdział?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sinaj
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:48, 09 Lut 2010    Temat postu:

Ah, jestem pod wrażeniem. Gratuluje wspaniałego pomysłu.
Uśmiech podczas czytania nie schodził mi z twarzy.
Baśniowe, urocze, pięknie napisane


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin