Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Czas miłości [M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:06, 27 Gru 2008    Temat postu: Czas miłości [M]


Zweryfikowane przez Autorkę.

A/N
Wszystkiego spóźnionego i najlepszego. Oto przed Państwem fik napisany na potrzeby Horumowej Hoinki. Zdecydowałam się umieścić go w Hameronie, bo
a) jest to ulubiony pairing osoby, która fik otrzymała
b) pairingowa akcja właściwa fika rozgrywa się wokół tegoż pairingu

Wesołych od Kat, którą Boże Narodzenie wprawia w czarną depresję.

Czas miłości

I know
Nothing lasts eternal in life
But love hurts forever


- I miłości - mówi Cuddy, podnosząc do góry kieliszek. House wywraca oczami, ale również dołącza się do ogólnoszpitalnego toastu. Więcej dobrych życzeń jeszcze nikomu nie zaszkodziło, prawda? Tym bardziej, że… miłości… House nigdy tego nikomu nie przyzna, ale w tym roku absurdalna świąteczna mówka Cuddy wydała mu się jakaś mniej absurdalna. Może to przez tą wyżej wymienioną miłość, a może po prostu i jemu udzielił się nostalgiczny nastrój? A może to były te brązowe włosy tej osoby? House bierze głęboki oddech, rozkoszując się zapachem cedru.
- Wzniosłeś w tym roku toast - zauważa Wilson, odwracając się w stronę przyjaciela. Ale nie dość szybko, by zauważyć błogi uśmiech na jego twarzy.
- Owszem - przyznaje House, starając się jednocześnie opanować swoją mimikę twarzy. Nie myśl o cedrze, nie myśl o Wilsonie, najlepiej w ogóle nie myśl.
- Życzenia Cuddy ci się podobały? - zgaduje Wilson. House prycha. Jasne. Wilson nie odpuści, będzie go dręczył tak długo, aż dostanie przyswajalne wytłumaczenie irracjonalnego i nietypowego zachowania. Czasami Wilson jest gorszy od niego.
- Nie - odpiera House – ale pomyślałem, że mogę się dołączyć. Dołączenie to jak składanie, tak?
- Tak. - Wilson marszczy brwi, nie mogąc zrozumieć, dokąd jego przyjaciel zmierza.
- Więc… Miłości. Wilson, miłości. I tego życzy kobieta, której życie prywatne jest bardziej suche niż Gobi.
- Tego nie wiesz.
- Wiem. - House wzdycha. - To, że Lucas już się tu nie kręci nie oznacza, że już dla mnie nie pracuje. Pracuje. I ja nadal wiem wszystko o wszystkich. - Wilson unosi sceptycznie brwi. - No, prawie wszystko.
Wilson uśmiecha się tym uśmiechem i House’owi robi się słabo. Spokój odzyskuje dopiero w momencie, gdy przyjaciel odchodzi, by złożyć życzenia Cameron. Cameron… W gruncie rzeczy, House jest gorszy od Cameron; ona przynajmniej potrafiła przyznać się do faktu, że się zakochała.

***

Wilson odbiera od sprzedawczyni dwie kawy z podziękowaniem na ustach. Wychodzi z kafeterii i idzie w stronę lobby. Gdzie – oczywiście, przecież życie nie może być proste – natyka się na House’a.
- O, jakie to urocze z twojej strony - stwierdza diagnosta, wyciągając rękę po jeden z kubków. Wilson natychmiast przyciska styropianowe naczynie do siebie.
- To nie dla ciebie - mówi ostrzegawczym tonem. House natychmiast cofa rękę i przygląda się przyjacielowi badawczo.
- To nie jest dla mnie. I na pewno nie dla Cuddy… - House mruży podejrzliwie oczy. - W szpitalu jest ktoś, kto ci się podoba.
Wilson wzdycha i kręci głową.
- Anie przeszło ci przez myśl - pyta - że chcę po prostu być miły dla kogoś, z kim chciałbym porozmawiać?
- Nie zaprzeczyłeś - wytyka diagnosta, zupełnie nie zwracając uwagi na to, co onkolog powiedział.
- Nie ma czego.
Wilson mija zamyślonego przyjaciela i zaczyna iść przez lobby.
- Kto to? - woła za nim House.
- Chyba nie myślisz, że ci powiem? - Wilson uśmiecha się ciepło. - Już trochę się znamy i - aż wstyd się przyznać - dopiero teraz zrozumiałem kilka rzeczy.
Wilson odwraca głowę i nie ogląda się już ani razu. Nie może przez to zobaczyć pełnego nadziei błysku, który pojawił się w oczach jego najlepszego przyjaciela.

***

Cameron składa swój pełen zawijasów podpis na karcie i uśmiecha się ciepło do pacjentki.
- Może pani już iść - mówi pogodnie. - Później przyjdzie tu pani tylko na zdjęcie szwów.
- Dziękuję bardzo, pani doktor - odpiera pacjentka. Cameron odchodzi od łóżka, kładzie kartę na kontuarze i zaczyna rozglądać za kolejną ofiarą. Styropianowy kubek pojawia się w jej polu widzenia tak szybko, że dziewczyna odskakuje od lady.
- To tylko kawa - mówi z rozbawieniem Wilson. Cameron rzuca mu pełne urazy spojrzenie, ale bierze kubek do ręki.
- To nie było śmieszne - stwierdza i bierze łyk napoju. - Dziękuję.
- Nie ma za co. - Zapada wyjątkowo niekomfortowa cisza. - Co robisz wieczorem? - pyta nagle Wilson. Cameron niemalże krztusi się kawą.
- Nic - udaje jej się wydusić. - A co? - dodaje, już nieco bardziej opanowana.
- Może… miałabyś ochotę pójść na kolację?
Cameron mruży podejrzliwie oczy.
- To ma być randka?
Wilson zaczyna się śmiać.
- Boże, nie.
Nieszczerze, stwierdza Cameron.
- Czemu nie? - zgadza się Cameron. Bo w sumie, czemu nie? Jej związek z Chase’m przestał istnieć już dawno temu, jest wolna i może robić co jej się żywnie podoba z kim jej się żywnie podoba. Z prawie każdym i to „prawie” ciąży jej na sercu od ponad pięciu lat.
- Świetnie - uśmiecha się zniewalająco Wilson, odwraca i odchodzi. Cameron widzi, jak stojąca niedaleko młoda pielęgniarka wzdycha tęsknie za przystojnym onkologiem.
- Podobasz mu się - stwierdza półgębkiem Brenda, podając Cameron kartę kolejnego pacjenta.
- Daj spokój - radzi lekarka. - To nawet nie będzie randka - powtarza kłamstwo. Brenda unosi do góry brwi.
- No właśnie.

***

- To był naprawdę uroczy wieczór - stwierdza Cameron i naprawdę tak myśli. Wilson podarował jej piękny bukiet i zabrał do drogiej restauracji. Było to więcej niż kiedykolwiek zrobił dla niej Chase. Było to więcej niż kiedykolwiek pozwoliła mu zrobić.
- Cieszę się, że dobrze się bawiłaś - odpowiada Wilson, parkując przed kamienicą, w której mieszka dziewczyna. Siedzą przez chwilę w ciszy, po czym Cameron decyduje się odezwać.
- Wilson, ja naprawdę cię lubię - mówi szybko. Chce jak najprędzej to z siebie wyrzucić, mieć to z głowy. Żeby nie musieć do tego wracać. - Jesteś utalentowanym lekarzem i świetnym przyjacielem. Ale to - wskazuje ręką przestrzeń między nimi - nie ma szans.
- Dlaczego? - pyta Wilson wyjątkowo cicho, nawet na nią nie patrząc.
- Bo kocham House’a. I nie umiem przestać. I to zniszczyło mój związek z Chase’m, i to zniszczy każdy kolejny.
- Rozumiem.
Cameron jest pewna, że nie rozumie, ale decyduje się tego nie mówić na głos. Nie chce psuć wieczoru jeszcze bardziej. Dlatego nachyla się, cmoka onkologa w policzek, by zaraz potem otworzyć drzwi i wysiąść z samochodu.
- To był naprawdę miły wieczór.
I już nie obejrzeć się za siebie.

***

- Zastanawiam się, co takiego zrobiłeś, że Cameron cię kocha – mówi Wilson, gdy tylko House przestępuje próg jego gabinetu. Diagnosta marszczy brwi i siada na krześle naprzeciwko przyjaciela, a nie na swoim zwyczajowym miejscu na kanapie.
- Nie kocha - odpiera powoli House, przyglądając się uważnie onkologowi. Wilson prycha. - Jej się tylko wydaje.
- Nie. - Wilson kręci głową, wciąż wpatrzony w sufit, nie zwracający uwagi na coraz bardziej skonsternowaną minę przyjaciela. - Ona cię kocha. Tak naprawdę, głęboko. - Śmieje się nieco histerycznie. - Na tyle mocno, by rezygnować z życia i czekać, i marzyć, że kiedyś ją zauważysz.
- Skąd to wiesz?
- Zaprosiłem ją na randkę. Powiedziała mi. - Chrząka. - W zasadzie nie powiedziała. Próbowała się tłumaczyć, resztę sobie dopowiedziałem. - Wzdycha. - Jak ona może cię kochać?
- To oczywiste - mówi House, okraszając wypowiedź odpowiednią ilością humoru i samouwielbienia. - To moja niezwykła osobowość sprawia, że wszyscy mnie uwielbiają.
Wilson spogląda ze złością na przyjaciela, po czym przenosi wzrok z powrotem na sufit. House się wzdryga - nie podoba mu się wyraz twarzy onkologa.
- Mówię serio - stwierdza cicho Wilson.
- Nie wiem - odpowiada szczerze House. Po czym pauzuje. - Sam sobie na to odpowiedz.
- Jak?
- Ty mnie kochasz.
To stwierdzenie - stwierdzenie, nie pytanie - sprawia, że Wilson znowu zaczyna się śmiać. Inaczej, niż kilka minut temu. Suchym śmiechem, który nie ma nic wspólnego z humorem.
- Nie - odpiera po prostu. - Nie - powtarza dla podkreślenia przesłania. - Jesteś moim przyjacielem, ale cię nie kocham. I nie wiem, jak Cameron może.
House jest cicho przez moment, po czym wstaje z krzesła, mówiąc, że ma pacjenta, i pospiesznie wychodzi z gabinetu. Wilson nie odwraca głowy, nie widzi więc pełnego bólu spojrzenia błękitnych oczu.

***

Cameron otwiera już po trzech stuknięciach w drzwi.
- House! - mówi zaskoczona. - Co ty…
Reszta zdania ginie w pocałunku, którym mężczyzna ją wita. Nie odrywając się od siebie udaje im się wejść do mieszkania, a później dobrnąć do sypialni, gdzie padają na łóżko w bezkształtnej plątaninie kończyn i gardłowych jęków. Kilka godzin i kilkanaście uspokajających oddechów później House całuje spoconą i wniebowziętą Cameron tuż nad obojczykiem.
- Dlaczego teraz? - spyta dziewczyna. House wodzi nosem po jej szyi.
- Bo chciałem się odegrać - odpowiada cicho. Cameron natychmiast wyrywa się z objęcia i spogląda na mężczyznę z przestrachem. House przewraca się na plecy i wzdycha, wstaje z łóżka i zaczyna się ubierać. - To był błąd - mówi szybko. Cameron się nie odzywa, wciąż zszokowana. W jej oczach błyszczą łzy, którym nie chce pozwolić popłynąć. - A teraz żegnaj.
Wychodzi z sypialni, z mieszkania, wsiada do samochodu i odjeżdża. Gdy wreszcie dociera do swojego domu, zrzuca z siebie zimowy płaszcz i idzie do salonu. Przygotowuje drinka, nie, całą butelkę wódki, ale nie wypija; zamiast tego idzie do sypialni i wyciąga z szafy swój nigdy nie używany, osiemnastkowy prezent do ojca. Bierze pudełko do ręki i wraca do salonu, po drodze zabierając jeszcze telefon. Siada na kanapie, wypija pierwszego drinka i wykręca numer Wilsona. Tak jak podejrzewał, zastaje go automatyczna sekretarka. House zamyka oczy i uśmiecha się gorzko, jednocześnie czując łzy pod powiekami. Może tak jest lepiej.
- Chciałem ci tylko życzyć wesołych Świąt - mówi sekretarce, starając się, by jego głos brzmiał w miarę neutralnie. - I szczęścia w Nowym Roku. Beze mnie Bo ty… - Pauzuje. Wie, że brzmi to wyjątkowo dramatycznie, w połączeniu z powstrzymywanym cichym szlochem, ale pieprzyć to. - Złamałeś mi serce, pierdolony egoisto.
Po czym trzaska słuchawką o blat. Jego babcia powiedziała mu kiedyś, że prawdziwa miłość to prawdziwe cierpienie. House nie był tego pewien, nie do teraz. I nie chodzi tu nawet o Cameron i jej fatalne zauroczenie, tu chodzi o niego. I Wilsona, przez którego w ostatnim półroczu House płakał więcej niż w ciągu pozostałych czterdziestuparu lat swego życia.
- Twoje zdrowie, Jimmy - stwierdza, podnosząc szklankę i wypijając kolejnego drinka. I następnego, i następnego. W końcu odstawia naczynie na stół i otwiera pudełko. Wpatruje się przez chwilę w błyszczącą, srebrną lufę i zastanawia się, czy jego ojciec przewidział, w jakim celu owa broń zostanie raz jeden wykorzystana. Najprawdopodobniej tak i ta myśl napełnia go jakimś dziwnym spokojem. Spokojem tak wielkim, że nie czuje nic, gdy wyciąga pistolet z pudełka.

Huk wystrzału tonie wśród dźwięku dzwonów obwieszczających światu, że oto narodził się Zbawiciel.

***

Cuddy otwiera drzwi domu i wchodzi do środka. Z salonu dobiega ją dźwięk ognia trzaskającego w kominku. Kobieta zdejmuje płaszcz i szpilki, wsadza stopy w ciepłe kapcie i udaje się do bawialni.
- Nie mówiłeś, że wrócisz do Princeton na Boże Narodzenie - mówi w kierunku stojącego przodem do kominka fotela.
- Żadna sprawa, nawet najbardziej opłacalna, nie zatrzymałaby mnie poza miastem na Święta - odpiera Lucas, wystawiając głowę zza fotela. Cuddy uśmiecha się lekko i przyciąga drugi fotel tak, by usiąść koło detektywa. Dopiero po chwili zauważa, że mężczyzna trzyma na rękach jej małą podopieczną.
- Gdzie opiekunka? - pyta się nagle Cuddy, zwracając uwagę na nieobecność dziewczyny. Lucas uśmiecha się uspokajająco.
- Powiedziałem, że jestem twoim mężem i że może wrócić do domu.
- Uwierzyła? - pyta z niedowierzaniem administratorka.
- Nastolatki potrafią być wyjątkowo głupie. - Maleństwo zaczyna pochlipywać, Lucas przytula je więc mocniej i zaczyna lekko kołysać. Cuddy wpatruje się w niego, oczarowana. - Ona naprawdę jest śliczna - mówi cicho detektyw głosem pełnym uwielbienia. - Jak ją nazwałaś?
- Nie nazwałam - odpiera kobieta. Lucas spogląda na nią ze zdziwieniem. - W każdym razie, nie oficjalnie.
- A jak ją nazwałaś nieoficjalnie?
- Joy.
- Joy - powtarza Lucas z uśmiechem. - Joy. Radość dla świata. - Wpatrują się przez chwilę w małą istotkę w ramionach detektywa; odrywają od niej wzrok dopiero, gdy jej wielkie, zielone oczy zamykają się powoli i dziewczynka usypia. - Czego życzyłaś swoim podwładnym? - pyta szeptem Lucas.
- Miłości - odpiera równie cicho Cuddy i nachyla się, żeby pocałować detektywa. - Bo jeśli tego się nie ma, to nie ma się niczego, prawda?
- Myślisz, że oni mogą znaleźć miłość?
Cuddy doskonale wie, o jakich „ich” chodzi Lucasowi. Zastanawia się przez moment, po czym uśmiecha się, tym promiennym uśmiechem, który na jej twarzy potrafi wywołać tylko młody detektyw.
- Każde z nich - odpiera, myśląc o Housie, Wilsonie, Cameron i całej reszcie tych smutnych nieszczęśliwców z jej szpitala. - W końcu.
Cuddy naprawdę wierzy w to, co mówi.

Cause every heart that's broken is a murdered one
(Sugababes - Every Heart Broken)


KONIEC


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Katty B. dnia Wto 21:22, 03 Lut 2009, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Uthar
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 19 Wrz 2008
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Sob 18:11, 27 Gru 2008    Temat postu:

Heh fik dramatyczny... w znaczeniu dramatu postaci...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ana12
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 15 Sie 2008
Posty: 1168
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ***
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:29, 27 Gru 2008    Temat postu:

jeszcze raz dzięki za napisanie takiego cuda
dobrze, że go zamieściłaś, to inni będą mogli podziwiac


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ana12 dnia Sob 20:30, 27 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kallien
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 29 Lip 2008
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:56, 27 Gru 2008    Temat postu:

To. jest. świetne.
I jesteś już o krok bliżej fluffa! Musisz tylko wyrzucić tę angstową część xD [Gratuluję, połączyłaś dwa przeciwne światy: fluff i angst.]
Sis, jesteś miszcz.
Angst mi się niezmiernie podoba. Za ten jednostronny trójkąt [który nieco przypomina mi symbol recyklingu... xD], za nieistniejącą Hameronową scenę erotyczną i uroczego Wilsona. Za housowe strzelanie sobie łeb nie, bo zbytnio przypomina mi to spn-owego emo misia.
Za to fluff podoba mi się nade wszystko, bo ja po prostu uwielbiam Cuddy/Lucas, ahaha! *melt*

I mówię ci: ten fik jest dobry. Srsly.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:48, 28 Gru 2008    Temat postu:

życzenia Cuddy były takie... cudowne... w jej ustach "miłość" pięknie brzmi *_*
scena House-Wilson-kubek zabawna oczywiście xD
a scena erotic House & Cam oczywiście mru mru mru
i jak Wilson dał jej kubek to miałam atak panicznego śmiechu, sama nie wiem czemu xD
ogółem : niezły fick, trochę drama, ale jest ok


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:24, 03 Sty 2009    Temat postu:

Dziękuję bardzo za komentarze. Nie byłam pewna, czy taki "świąteczny, jednostronny trójkąt w wersji noir" będzie dobrym prezentem, ale pomysł nie chciał się ode mnie odczepić. Poza tym, większość świąt, które widzieliśmy w serialu, wcale taka szczęśliwa nie była.

Cieszę się, że się podobało.

Sis, kochanie, ja Ci jeszcze kiedyś napiszę 100-procentowego fluffa. Promise. ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
fion
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 16 Lis 2008
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:09, 03 Sty 2009    Temat postu:

Dlaczego ten fik nie jest w Hilsonie?

Zauroczył mnie ten wątek House'a i jego miłości do Wilsona.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tysiaaa
Troll Horumowy
Troll Horumowy


Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 1398
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: Dukla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:23, 04 Sty 2009    Temat postu:

Pewnie:D Miłość jest najważniejsza
Swietny fik.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 8:50, 15 Cze 2009    Temat postu:

Złamałeś mi serce, pierdolony egoisto.

Ale się śmiałam, gdy to przeczytałam.

I moje oczy napełniły się łzami, gdy strzeli.

Bardzo fajny Hilsono-Hameronek


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin