Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

My Black Whale [NZ, +16]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Czy podoba Ci się ten fik?
tak
83%
 83%  [ 20 ]
nie
4%
 4%  [ 1 ]
nie mam zdania
12%
 12%  [ 3 ]
najlepszy fik jakiego czytałem/czytałam!!! :D
0%
 0%  [ 0 ]
co za badziewie wstawiacie na forum!!!
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 24

Autor Wiadomość
Zuś
The Federerest
The Federerest


Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 3363
Przeczytał: 1 temat

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:26, 14 Kwi 2009    Temat postu:

Kilka błędów rzeczywiście się pojawiło, ale poza tym cześć jest dobra

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ania
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 04 Sty 2008
Posty: 318
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z daleka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 12:37, 14 Kwi 2009    Temat postu:

długo nie było mnie na forum. Wchodzę, a tu takie orzeszki w miodzie

Dobrze piszesz. Co prawda jest kilka literówek i rzeczywiście nie wiesz co pasuje do czerwonej sukienki ;P ale można to przecież wybaczyc


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:23, 14 Kwi 2009    Temat postu:

Fajnie piszesz
Nigdy nie pomyślałabym, że facet może wymyśli takiego fika

Podoba mi się "romantyczny" House


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:25, 14 Kwi 2009    Temat postu:

mmm... ale odważna Cam tu jest :devil:

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dr Gregory House
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 19:26, 14 Kwi 2009    Temat postu:

allison23
A że co? Że niby facet nie może mieć wyobraźni i nie potrafi sklecić prostego zdania na papierze? (w tym wypadku monitorze) Jeżeli tak myślisz to masz rację... ale może jestem wyjątkowy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:38, 14 Kwi 2009    Temat postu:

Widocznie jesteś, bo np. w mojej klasie na 100% nic by nie napisali.
Ba nawet na 200%.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dr Gregory House
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:04, 14 Kwi 2009    Temat postu:

Wiem że trochę offtopuje ale po prostu jestem horumowym fanem House'a i nic na to nie poradzę. Gdybym mógł być taki jak on bez wahania bym się zgodził Najlepszy diagnosta w kraju... kto wie czy nie na świecie... ahhh... pomarzyć można

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ciacho
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 13 Mar 2009
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Princeton :P
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:27, 19 Kwi 2009    Temat postu:

Cudowny fik To chyba jeden z najlepszych, które czytałam Bardzo lubię jak ktoś opisuje uczucia, to wydaje sie takie namacalne, że aż coś mi się w żołądku zaciska
Będzie następna część? Bo coś tak ucichło


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dr Gregory House
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 22:39, 31 Lip 2009    Temat postu:

Mijały kolejne dni. Życie przeplatało się na zmianę z pracą. House miał swoich pacjentów, a Cameron jak zwykle odrabiała za niego godziny w przychodni. Pomimo nawału pracy znajdowali jednak czasem i chwilę dla siebie. Starali się nie obnosić z ich związkiem, ale nie zawsze uchodziło to ciekawskim oczom Cuddy. Raz przyłapała ich na całowaniu się w biurze:
-House! Mogę wiedzieć co Ty wyprawiasz?! – podeszła do nich oburzona.
House puścił Cam.
- Cholera... –mruknął do siebie- A mówiłem żeby uważać...
Cuddy nadal stała oszołomiona całym tym widowiskiem. Stała w drzwiach z otwartą buzią.
- Lisa to nie to co myślisz... – zaczeła Allison- On wcale mnie nie wykorzystywał... ani nic w tym stylu... my po prostu...
Uciszył ją przykładając palec do jej ust.
-A niech myśli co chce. – uśmiechnął się łobuzersko- I tak nigdy nie słucha... A teraz czy byłabyś tak łaskawa i opuściła mój gabinet? – zaakcentował słowo mój- A następnym razem mogłabyś pukać.
Wciąż zdezorietnowana opuściła gabinet z nieukrywaną złością.
Tak właśnie mijało im życie. Wpadli w rutyne. Dni spędzali w pracy główkując nad nowymi przypadkami, a noce na rozmowach o niczym. Wiedli by pewnie to piękne życie jeszcze przez długo gdyby nie jedna niespodziewana wizyta.
-Wiesz kto mnie dzisiaj odwiedził? – zapytała go Cam podczas lunchu – Szef kliniki w Melbern. Zaoferował mi pracę... dwa razy wyższe zarobki...
Spojrzał na nią. Wykrzywił usta w uśmiechu bardziej przypominającym grymas.
-Jeżeli ją chcesz, to nie musisz się mnie pytać o zgodę... po prostu bierz. I tak będziemy się nadal spotykać – popatrzył jej w oczy – Chyba że... że przeprowadzasz się tam na stałe...- opuścił wzrok. Nie chciał pokazywać jak bardzo go to rani. Wolał pokazać że mu to nie przeszkadza. Nie udało mu się jednak jej nabrać. Wiedząc co teraz sobie myśli pospiesznie dodał.
-To na prawdę nic wielkiego... ale nie musisz chyba dawać odpowiedzi już teraz prawda?- znów podniósł wzrok. Z jego gardła wyrwało się krótkie oh.
-Greg... –wzięła go za rękę – To tylko propozycja... porozmawiamy o tym póżniej dobrze? W domu.
Pocałowała go nie zważając na gapiących się ludzi.
-Jeżeli nie chcesz żebym wyjeżdzała to tego nie zrobię. Nie opuszczę Cię. Rozumiesz?
Spojrzała na niego pytająco mając nadzieje że nie będzie musiała nic więcej mówić. Zrozumiał.
Porzucili nieprzyjemne tematy i rozmawiali głównie o pracy i o ich wspólnym życiu. Cameron wspominała o tym jakie to wspaniałe, że wreszcie są razem, House teatralnie wywracał oczami... śmiali się, obgadywali Wilsona, a właściwie tylko House, bo Allison wolała objeżdżać Cuddy za to, że włazi z buciorami w ich życie. Siedzieli tak dopóki nie zadzwonił paiger. Zapdnięte płuco podczas testu wysiłkowego u jego nowego pacjenta.
-Jakby nie mogli go ustabilizować i nie dać mi spokoju...
Westchnął i ruszył do gabinetu.
-Heey krasnoludki!
Krzyknął gdy tylko znalazł się w środku. Foreman opierał się o ścianę koło ekspresu, a Chase jak zwykle na krześle z nogami założonymi na blacie. House uderzył go celnie w piszczel laską.
-Usiądź przyzwoicie, albo Ci je połamię!- spojrzał na niego groźnie, po czym się uśmiechnął.- To po co mnie wezwaliście? Skoro tu siedzicie to z pacjentem wszystko w porządku, prawda?
Spojrzał na nich. Nie byli zbytnio przybici więc podejrzewał że pacjent ma się dobrze.
-Jego stan jest stabilny. Płuco zapadło się podczas testu wysiłkowego na bieżni. Drogi oddechowe były drożne, a jednak nie oddychał. Wciąż nie wiemy czemu tak się stało...
Nie słuchał go już. Swój zwrok utkwił w jednym punkcie. Po jego głowie przeleciał tuzin szalonych pomysłów. Wyłowił z nich jeden.
-Ty idioto! To torbiele w jej płucach. Podczas testu torbiel pękła i płuco się zapadło...
Wyszedł szybkim krokiem z gabinetu, a zespół za nim.
-Zróbcie biopsje torbieli. Prawie na pewno jest to zwłóknienie płuc.
Odwrócił się do nich. Co do Foremana zawsze miał mieszane uczucia, ale że Chase na to nie wpadł. Wciąż był nie tyle w szoku co w dezorientacji. Co to za drużyna?! Pewnie Allison by na to wpadła gdyby nie fakt, że była zbyt zajęta niańczeniem swojego chłopaka. Skarcił się za to w duchu. „Nigdy więcej nie będę odłączał nikogo z zespołu. Jeżeli mam do kogoś prywatną sprawę to załatwiam ją po pracy” pomyślał.
-Do roboty.
Odwrócił się i ruszył pogadać z Wilsonem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dr Gregory House
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 22:42, 31 Lip 2009    Temat postu:

Coś mnie natchnęło żeby to napisać. Jeżeli wezmę się w garść i trochę wysilę może pojawi się kolejna część. Ale może, nie znaczy na pewno.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jolly102
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 07 Kwi 2008
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 23:33, 31 Lip 2009    Temat postu:

Po prostu genialny flik, jeden z lepszych jaki czytałam. PISZ DALEJ

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Manett
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 11 Lip 2009
Posty: 202
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Far Away ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:49, 01 Sie 2009    Temat postu:

TAk, świetny fik, rozumiem, że Chase i Foreman jescze nic nie wiedzą o związku Hameronka ? ;p keep going ;p

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:40, 01 Sie 2009    Temat postu:

Trochę długo czekaliśmy, ale to nic. Fajne. Czekam na więcej.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:28, 02 Sie 2009    Temat postu:

ta Cuddy musi zawsze im przeszkadzać... ;/
i Cam niech nie wyjeżdża, to zniszczy Grega !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dr Gregory House
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 18:30, 10 Paź 2009    Temat postu:

Z tego fika to robi się chyba miesięcznik xD
OBIECUJE ŻE NIEZALEŻNIE OD WSZYSTKIEGO KOLEJNA CZĘŚĆ BĘDZIE JUTRO. CHOĆBYM MIAŁ PISAĆ JĄ ODRĘCZNIE!

edit: Była Co nie zmienia faktu, ze mnie nie było


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dr Gregory House dnia Nie 18:55, 11 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dr Gregory House
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 10:12, 11 Paź 2009    Temat postu:

-Po każdym z nich spodziewałem się czegoś innego... po Foremanie że postawi na jakąś chorobę nerwu obwodowego... All postawiłaby pewnie na autoagresje wywołującą zamknięcie dróg oddechowych... oczywiście gdybym nie zajmował jej czasu...
Siedział, a właściwie leżał na kanapie u swojego jedynego przyjaciela Wilsona. Tak naprawdę tylko on chyba chciał go słuchać... była jeszcze Cameron, ale ona zawsze podchodziła do wszystkiego tak emocjonalnie... zaczęła by mu współczuć, czy coś w tym stylu... wolał, że to Wilson.
Jak zwykle wzrokiem był nieobecny wyrzucając z siebie to co mu leżało na sercu. James spojrzał na niego badawczo. Lustrował go wzrokiem. Z początku House nie wiedział o co mu chodzi. Spojrzał na niego pytająco. Przyłapał teraz sam siebie gdzie popełnił błąd. Szybko jednak to naprawił.
-Całowaliśmy się w moim gabinecie. Potem zacząłem ją rozbierać, ale przeszkodziła mi w tym Cuddy... chyba sama chciała to zrobić...- udał że zastanawia się czy faktycznie Cuddy miałaby na to ochotę.
Wywrócił teatralnie oczami. Odegrał swoją rolę idealnie. Tak jak za starych dobrych czasów. Jak zwykle podziałało. Wilson rzucił mu ostatnie ciekawskie spojrzenie i wrócił do przerwanego tematu.
-To są tylko ludzie House. Wbrew wszelkim plotkom i faktom Ty też nim jesteś. Nie zaprzeczysz ewolucji...
Teraz to Greg spojrzał na niego zdziwiony.
-Myślałem, że wierzysz w Boga...- zaakcentował to słowo wyraźnie się z niego nabijając- i jego niesamowitą wszechmoc...- podniósł jedną brew. Wilson nieco zmieszany jego spostrzeżeniem wrócił do wypełniania kart pacjentów.
-Bo tak jest... co nie zmienia faktu, że teoria o ewolucji wydaje się przekonująca...- powiedział nie odrywając wzroku od papierów.
Po głowie House’a przepływały chaotyczne myśli. „Dlaczego myślałem, że to Chase wpadnie na genialny pomysł? Dlaczego wciąż wierze, że to on pociągnie ten oddział, gdy mnie nie będzie? Przecież Cameron nadawałaby się do tego równie dobrze...”- wolał nie przyzwyczajać się do jej imienia by uniknąć przyszłych wpadek- „Ach.. no tak. Jej propozycja nie do odrzucenia...”. Wziął głęboki oddech na pozór cichy jednak przykuwający wzrok przyjaciela.
-Na miłość boską! Czy Ty masz w ogóle jakąś pracę do wykonania? Bo nie powiesz mi chyba, że Twoim zadaniem jest przyglądanie się jak oddycham!
Onkolog uśmiechnął się do siebie. House’owi wyraźnie się to nie spodobało. Często się uśmiechał, ale mogło to oznaczać, że coś wyłapał.
„Nie będę się teraz zastanawiać, co on takiego zauważył... kij z tym.”
-Czas wrócić do LECZENIA ludzi, a nie ich pocieszania, jak co niektórzy w tym pokoju.- spojrzał na niego wymownie. Podniósł się i ruszył do drzwi. Wilson natychmiast oderwał się od papierów.
-Nie poprosisz mnie o receptę na Vicodin? Robisz to codziennie, nawet, jeżeli masz jeszcze fiolkę. Tak na wszelki wypadek...
Teraz wiedział już, że się nie wymiga. Opuścił głowę i spojrzał na niego podpierając się całym ciężarem na lasce. Myślał nad jakimś wytłumaczeniem, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Onkolog bacznie mu się przyglądał.
„Cholerne pigułki... do grobu mnie wpędzą...”
-Nie boli mnie... przynajmniej nie aż tak bardzo...
Pokazał mu prawie pełną fiolkę Vicodinu. Wyglądała jak ta, którą niedawno mu przepisał. Jednak tamta już od dawna leży pusta w koszu. Teraz w opioidy zaopatrza go Cameron. Jemu to bardziej pasuje. Zna go. Zna jego ból i zawsze jest przy nim. Więc czemu nie miałaby posłużyć za jego przenośną, niewyczerpywalną i zawsze dostępną receptę na środki przeciwbólowe? W jego mózgu znów zaczęło odradzać się stare uczucie. Egoizm. Nie doświadczył go odkąd zaczął spotykać się z Allison. Jak zawsze, gdy pojawiało się ono i jego dawne nawyki noga zaczynała boleć podwójnie dokuczliwie. Użył całej siły swojej woli by się nie skrzywić i nie złapać za nogę. Właściwie nie okłamywał przyjaciela. Noga nie bolała go tak bardzo jak kiedyś. Wszystko dzięki jednej niepozornej lekarce...
Tak jak poprzednio z zamyślenia wyrwał go siedzący naprzeciwko lekarz. Siedział z szeroko otwartymi oczami. Nie był w stanie uwierzyć, że ból zelżał od tak. Gregory doskonale to wiedział. Musiał mu się jakoś wyjaśnić z kolejnych kłamstw... „Chociaż... nie. Wcale nie musze się tłumaczyć... pobawię się z nim.” Do akcji wrócił stary House. Obrócił fiolkę między palcami. Zawartość kusząco brzęczała. Rzucił ją na biurko. Otworzył drzwi i ruszył korytarzem zostawiając osłupiałego James'a Wilson'a sam na sam z własnymi myślami... i podejrzeniami.

Wiem, że nie jest to zbyt długa i ciekawa część, ale traktuje ją jako prolog. Wstęp przed ciekawszą, dłuższą i jeszcze bardziej Hałsową częścią Życzcie mi powodzenia


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dr Gregory House dnia Nie 10:13, 11 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
SzatuunZiioom_
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 16 Sty 2009
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gorzów (W sercu Poznań)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:55, 11 Paź 2009    Temat postu:

Powodzenia ;p.
Świetna część.
Czekam na kolejną


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dr Gregory House
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 16:21, 11 Kwi 2010    Temat postu:

Ruszył przez szpitalne korytarze chwiejnym krokiem. Świat przybrał jakieś szare barwy. Musiał szybko znaleźć Cameron, bo Vicodin przestawał już działać, a swoją jedyną fiolkę zostawił u Wilsona. Rozglądał się na boki mając nadzieje, że akurat ją spotka. Niestety przechodząc do swojego gabinetu, a potem w dół do stołówki nadal nie było po niej śladu. Zrezygnowany i targany bólem wrócił do gabinetu. Usiadł za biurkiem zaciskając z całej siły pięści. Z hukiem przeszukiwał kolejne szafki swojej szafki. Na próżno. Wiedział, że każdą, nawet pojedynczą tabletkę oddał Cam, bo jak to stwierdziła "Chce mieć go pod kontrolą." Wściekły na siebie samego cisnął piłką przez pokój. Rozejrzał się po gabinecie. Tuż przed nim leżała mała karteczka z ładnym, schludnym, typowo kobiecym pismem. Spojrzał na nią. Rozpoznał pismo natychmiast i równie szybko podniósł ją przed siebie.
"Greg. Szukałam Cię. Dzwonili z kliniki w Melbern. Zaoferowali mi świetne warunki, zdecydowanie większa podwyżka i specjalizacje którą kocham. Bardzo mi przykro, że się nie pożegnaliśmy. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak ciężko mi było podjąć tą decyzje bez Twojej wiedzy..."
W tym miejscu pismo było nie do rozczytania, kartka była mokra od łez. Wilgoć zamieniła zgrabne literki w niebieską smugę. Dalsza część tekstu brzmiała po prostu:
"Bardzo Cię kocham i obiecuje, że wrócę jak najszybciej. Niesłychanie mi przykro... Na zawsze Twoja. Allison."
Gregory House siedział jak wmurowany w fotel, raz po raz studiując tekst na kartce. Był nieruchomy. Nawet nie oddychał.. Jedynie jego oczy biegły szaleńczo od literki do literki, od wyrazu do wyrazu. Niespodziewany zawód ugodził go jak sztylet w plecy. Po smutku przyszła złość. Zerwał się z miejsca z nadzwyczajną sprawnością i pognał prosto przed siebie. Już wiedział kogo za to obwinić.

-Ty porąbana imitacjo lekarza!
Stał w gabinecie Cuddy wydzierając się na cały szpital. Dyrektorka siedziała osłupiała, patrząc na niego oczami jak spodki.
-Czy Ciebie już do reszty pogieło?! Odbierasz mi kolejno wszystkie rzeczy, które sprawiają mi radość, na tym padole bezgranicznej głupoty, którą nazywasz szpitalem!
Celował w nią końcem swojej laski wrzeszcząc o dziwo coraz głośniej.
-Czy to jest jakaś kara?! Za to wszystko co Ci zrobiłem?! Wreszcie jestem na tyle szczęśliwy by móc normalnie pracować! BEZ BÓLU! A ty mi wbijasz nóż dokładnie w serce!
Wydarł się najgłośniej jak potrafił.
-Pozwoliłaś jej ot tak odejść wiedząc do dla mnie znaczy... jesteś bezdusznym substytutem człowieka. Twoja córka będzie Cię szczerze nienawidzić. Pewnie już to robi.
Ściszył głos do głośnej rozmowy, lecz wkładając w to długie zdanie tyle jadu ile potrafił. Lisa siedziała wciąż zdębiała nie rozumiejąc co się dzieje. Po chwili każde słowo House'a ugodziło ją z siłą bokserskiego knockoutu. Wyglądała jak spoliczkowana. I tak właśnie się czuła. Ostatnie zdanie wryło jej się dotkliwie w pamięć. W oczach stanęły jej łzy. Łzy bólu, a nie złości. To wszystko do niej jeszcze nie dotarło by była w stanie się złościć. Nie była w stanie. Czuła sie wręcz jak zaszczuta, a nie mogła sobie na to pozwolić. Oczy Gregor'ego House'a zionęły teraz niewymownym gniewem, wręcz furią. Zaciskał dłoń na lasce z taką siłą, że w ciszy która nastała, słychać było trzaski i pojękiwania drewna.
-Mam nadzieje, że jesteś z siebie dumna.
Ostatnie słowa ściszył do szeptu i pewnym jak na niego krokiem wyszedł z gabinetu, zostawiając oszołomioną i dotkniętą szefową samą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dr Gregory House
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 16:41, 11 Kwi 2010    Temat postu:

RETORO... REPERO... RERU... NO SPOJRZENIE WSTECZ.

Minęła właśnie Chase'a, z którym ucięła krótką pogaduszkę na temat House'a i ich pacjenta. Była strasznie wkurzona. Wszystko co dzisiaj mogło pójść źle właśnie tak szło.... i do tego zazębiło się z jej cyklem. Po prostu istny koszmar. Właśnie szukała Grega by chociaż na chwilę poczuć się lepiej. Jego ciepły dotyk i to spojrzenie, które zawsze ją uspakajało. Przeszła pół szpitala, zajrzała nawet do przychodni, ale nigdzie go nie było. A ona, jak to kobieta pod wpływem silnego stresu, była coraz bardziej rozjuszona. Ruszyła dziarskim krokiem w ostatnie miejsce gdzie mogłaby go znaleźć, czyli do jego gabinetu. Niestety była tam tylko kolorowa piłka i sterta papierów. Przeraził ją bałagan, jaki tam panował. Wzniosła głowę ku niebu w poddańczym geście. Podeszła powoli do biurka i przejrzała papiery. Zaległe akta spraw: starych, albo bardzo starych,lub po prostu tych, które już dawno powinny zostać zniszczone. Usiadła w fotelu, wyciągnęła swoje tabletki na ten "trudny" okres. Przesunęła stos makulatury na bok, przestudiowała nagłówki kolejnych akt i zaczęła segregować. Była już w połowie pracy, gdy znowu złapał ją ten cholerny ból. Chwyciła fiolkę, bez większego namysłu wyciągnęła i połknęła dwie tabletki. Zamknęła pudełeczko i wróciła do pracy. Zdziwiła się gdy ból zniknął jak ręką odjął, a jego miejsce zajęła euforia i dziwna lekkość. Ostatkami przytomności zerknęła na fiolkę przed nią. Widniało na niej jej nazwisko z ładnymi... okrągłymi tableteczkami... zaczęła głupio chichotać, gdy uświadomiła sobie, że obok niej stoi jeszcze jedno pudełko. Jego zawartość była pociągła, a nazwisko zdecydowanie nie należało do niej. Nie dała jednak rady go przeczytać, bo obraz przed jej oczami zaczął rozmazywać się i tańczyć w dzikich rytmach. Z oddali pobrzmiewała cicha muzyka. Nawet papiery wyglądały na bardziej ciekawe i kolorowe niż przed chwilą. Postanowiła zostawić Gregowi list miłosny napisany ślicznym, niebieskim długopisem na równie pięknej kartce. Starała się pisać wyraźnie, co jak się okazało, nie było wcale tak proste. "Jak ten Greguś to robi... aaach... Greg..." Oparła brodę na splecionych dłoniach, patrząc nieprzytomnie w przestrzeń. "Taki on przystojny... i czarujący... i miły... co będzie kiedy ja pojadę? Tam daleko do... Me... Ma... Muelabarune... ?" Gdy o tym pomyślała ogarnął ją chwilowy smutek i łzy napłynęły jej do oczu. Wiedziała już co napiszę mu w liście... i na tym skończyła się jej świadomość. W tej chwili kierowała ją już tylko podświadomość, która jakoś kleciła nieporęczne zdania. Wiedziała tylko, że pisze jak bardzo go kocha i że jest jej straaaasznie przykro, że będzie musiała wyjechać... łezki spływały po jej policzkach wprost na zgrabne literki, rozmazując je i pozostawiając niewyraźnymi. Gdy skończyła czuła się fatalnie. Tabletki działały cały czas, ale mocno targały nią emocje. Otarła mokre oczy, chwyciła obie fiolki i zataczającym się krokiem wyszła z gabinetu, mając nadzieje, że zostawi tam również złe samopoczucie.


A WRACAJĄC DO TEMATU...

Tymczasem House był wściekły jak jeszcze nigdy. Mógł nawet przebiec maraton, żeby się wyładować i nie czuć przy tym bólu – gniew przytłumiał każde inne jego uczucie. Był tak wkurzony, że... nie. Tego nie da opisać się słowami.
Szedł wąskim korytarzem mijając kolejne pomieszczenia. Zatrzymał się przed salą swojego pacjenta, który był w śpiączce. Wszedł tam zatrzaskując z hukiem drzwi. Szyby zadygotały od uderzenia w framugę. Stanął nad jego łóżkiem i morderczym wzrokiem zmierzył go od stóp do głów. „Ja tu cierpię, a on śpi w najlepsze...”. Zacisnął kurczowo dłoń na lasce. Sprzęt monitorujący pracę serca pikał nieznośnie, jakby chciał mu przypomnieć, że świat nie stanął w miejscu. Wziął zamach i z siłą zawodowego bejsbolisty roztrzaskał urządzenie w drobny mak. Ekran huknął o szklane drzwi, które tym razem nie wytrzymały tej utarczki. Szkło pękło i z donośnym trzaskiem uderzyło o ziemie. Bogu ducha winny sprzęt przejechał jeszcze kilka metrów po posadce i zatrzymał się na przeciwległej ścianie. Jednak House'a to nie zadowoliło. Jego laska była mocno poobdzierana, lecz świetnie się trzymała, więc nie tracąc ani chwili dłużej ruszył do swojego gabinetu.
Znów stał przed miejscem swojej pokuty. Wszedł do gabinetu i ujrzał tę feralną wiadomość. Miał serdecznie dosyć tego cierpienia, które go otaczało.
Musiał zdemolować coś jeszcze. Dać wreszcie upust swoim rządzą. Szybkim krokiem udał się do łazienki. Oczywiście zniszczył wcześniej sale pacjenta w śpiączce i gabinet, ale co tam. Wszedł do pierwszej kabiny, musząc pozbyć się ciążących płynów. Nawet w sytuacji stresowej organizm musi pracować dalej. Nawet dwa razy szybciej. Wiedział, że działa na zwiększonych obrotach, bo noga wciąż go nie bolała. "Oczywiście... pieprzona spłuczka... ". Otworzył pojemnik i sprawdził co w nim nawaliło. W ten głupi sposób odciągał swój zmęczony mózg od największego problemu. Przypomniał sobie MacGyver'a – swojego idola z lat młodzieńczych. Wziął Wilsonową gumę do żucia i mymłolił ją kilka sekund. Wyciągnął ją z ust i sprawnym ruchem podkleił zepsuty element. Zamknął kompakt i znów nacisnął. Woda czystym strumieniem spłynęła po ściankach muszli klozetowej. Otworzył drzwi silnym kopniakiem i stanął przed lustrem. Przyglądał się swojemu wściekłemu spojrzeniu i czerwonym oczom. Zmrużył je i z pełnym impetem uderzył pięścią w lustro. Posypało się na miliony fragmentów. Nie usatysfakcjonowało go to. Uderzyła w ścianę roztrzaskując przy tym kostki palców. Skrzywił się lekko czując pulsujący ból dłoni i spojrzał na swoją porozcinaną, krwawiącą dłoń. Ciecz zostawiała czerwone smugi na „nowym wystroju łazienki”. Syknął cicho widząc głębokie rany, w których tkwiły kawałki szkła i wyszedł.

Opadł na ławkę w korytarzu. Wściekłość trochę ucichła, odbijając się echem rozpaczy. Świat w okół pulsował szarością i niewysłowionym żalem. Jakby to on chciał się wyładować na nim, a nie na odwrót. Tylko Allison dawała mu tę radość z życia. To było tak jak rozgwieżdżone niebo... gdy patrzyło się w każdą gwiazdę z osobna wydawała się niepowtarzalna, lecz gdy ujrzało się wreszcie księżyc, który wręcz oślepiał swoją czystością i blaskiem, nie widziało się więcej gwiazd. Tak jakby wszystkie jego powody do szczęścia- rozwikłane przypadki, numery wycięte Wilsonowi, targi z Cuddy o głupie spódniczki dla pielęgniarek, czy nawet te dziwki, które towarzyszyły mu w życiu - to wszystko zniknęło.

Po chwili jego pager zaczął „prosić się o uwagę”. Wyciągnął go z zaczepu i spojrzał na komunikat. Pacjent zmarł. Miał krwotok z rozciętej żyły. „Ale skąd tego typu krwotok?” Przypomniał sobie swoją furie i latające odłamki szkła. Teraz już wiedział. Znów pikanie. "Pacjenta przewożą do kostnicy" „Zabiłem pacjenta” - oszołomiony tym wstał i pokuśtykał do kostnicy zostawiając za sobą szlak krwi. Pchnął lekko drzwi i wszedł do mroźnego środka. Pacjenta jeszcze nie było. Co wydawało się dziwne, bo szedł tutaj co najmniej pół godziny. Znalazł za to kogoś innego. Na jednym ze stołów sekcyjnych siedziała Cameron.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Allie House
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 06 Wrz 2009
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dziwnów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:16, 12 Kwi 2010    Temat postu:

Jedno tylko mi przychodzi do głowy : OMG , ale pojechałeś . Super . Czekam na kolejną część

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dr Gregory House
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 19:53, 15 Lut 2011    Temat postu:

Wracam w łaski, z nowym kąskiem Smacznego.


Stał teraz w progu szpitalnej kostnicy, próbując zebrać myśli. Jego ciało zupełnie odłączyło się od mózgu, który powoli nie wytrzymywał wysokich obrotów.
-Aa...Alison?
Wydukał z siebie, nie będąc do końca pewien, czy ma przewidzenia po tramalu, czy po prostu wszystko to jeden, wielki, pieprzony sen. Jeżeli miał to być sen, to on wolałby fantazje erotyczne.
-To ty..?
Kolejna seria mało zawiłych wyrażeń wypłynęła z jego ust. Zrobił duży krok w przód, podtrzymując się na obdartej lasce.
Cameron siedziała jakby nieprzytomna na wysuniętej szufladzie prosektorium. Podniosła powoli głowę, jak gdyby starając się przy tym nie stracić przytomności. Spojrzała na niego spod przymkniętych powiek. Jej zamglone spojrzenie mówiło jedynie: „Nudzi mi się.”
Dopiero po chwili jej neurony odpaliły, dając znać, że jeszcze są przytomne, czego nie można było w pełni powiedzieć o ich właścicielce. Zauważyła tylko lekki uśmiech na twarzy ukochanego, nim padła w jego objęcia.
Gregory był w siódmym niebie. No poza zabiciem pacjenta. Wiedział teraz na pewno, że Cameron jest bezpieczna i nic jej się już nie stanie.
-All.. Kochanie... pamiętasz jak się tutaj znalazłaś?
Zapytał miękkim i kojącym tonem. Znów spróbowała unieść głowę. Wyciągnęła drugą dłoń z kieszeni fartucha. Oczom Grega ukazała się pomarańczowa fiolka. Co było dziwniejsze, miała na plakietce jego nazwisko.
Jego pierwszą reakcją było zaskoczenie. Teraz on sam nie mógł sobie tego poukładać. Dotarło do niego, skąd mogła ją mieć...
W jej oczach stanęły łzy. Była teraz na emocjonalnej huśtawce, a do tego ta przybijająca wręcz obojętność i nuda. Po policzkach spłynęły kropelki łez, choć jej mina nie zdradzała zbyt wielu uczuć.

House odsunął się na chwilkę od niej, zostawiając na jej śnieżnobiałym fartuchu szkarłatną smugę. Diagnosta poczuł kujący ból, gdy kawałki szkła wbite w jego dłoń, osunęły się o kilka milimetrów. Skrzywił się nieznacznie, przypominając sobie przez co dzisiaj przeszedł. Zmrużył lekko oczy z wysiłku na jaki się zebrał, lecz dalsze próby przerwała Allison.
-Co się stało?
Z jej ust nie brzmiało to jak pytanie. Wyglądała na równie zmęczoną i psychicznie wypraną z wszelkich ludzkich reakcji. Z nieznacznym zdziwieniem spoglądała na swój kitel, jakby faktycznie nie dotarło do niej, że ręka jej ukochanego wygląda jak jeż. Szklany jeż, zmutowany przez szalonego naukowca z przerostem ego i prostaty.
-Nic, czym powinnaś się w tej chwili przej...
Nie dokończył, bo ogromny potok łez runął po jej policzkach. Stał tak osłupiały nie wiedząc co powiedzieć ani jak się zachować. Cameron zupełnie go zignorowała.
-Mój borze! Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? Co się stało?!
Dawno nie widział jej tak wstrząśniętej. Długo jednak nie miał okazji jej w tym stanie oglądać, gdyż drzwi otworzyły się z cichym kliknięciem, wpuszczając do środka niechcianych intruzów.
-Co u licha...
Wyartykułował Foreman, widząc ściskającą się parę, na wysuniętej szufladzie wśród trupów. Jego zdziwienie sięgnęło szczytu, gdy zauważył krwawą masę w miejscu prawej ręki diagnosty.
Zaraz za Foremanem wszedł Chase. House wywrócił oczami, chcąc wyrazić swoją dezaprobatę w związku z przybyciem (nawiasem mówiąc: bardzo rychłym) jego zespołu.
Australijski kangur, najpierw się cofnął, potem jego usta mimowolnie ułożyły się w literkę „o”, aż wreszcie z niedowierzania pochylił się w stronę diagnosty.
-Co ci się stało w rękę?
Z zabawnym uśmieszkiem skomentował całe to widowisko.
-W każdy piątek wbijam sobie coś w rękę. Dzisiaj padło na szkło.
Rzucił mało wyszukanym, abstrakcyjnym, przaśnym żarcikiem, po czym dodał:
-Macie dla mnie nowego pacjenta do zabicia czy przyszliście popatrzeć jak jem śniadanie?
Za tym zdaniem, schował się jak za murem, próbując obwarować się od trudnych pytań o uczucia i motywy.
Allison, uniosła głowę zupełnie zapominając o wcześniej zadanych pytaniach i tępo zmierzyła wzrokiem dwoje nowo-przybyłych lekarzy. Pociągnęła krótko nosem i zupełnie wyrwanym z rzeczywistości tonem powiedziała krótkie „cześć”.
Czarny Foreman i kangur Chase spojrzeli po sobie równie tępo i niezrozumiale.
-Za dużo melisy.
Odpowiedział beztrosko House i objął swoją dziewczynę ramieniem.
-Jeżeli bylibyście na tyle mili i przynieśli mi kawę byłbym wdzięczny. A jak znajdziecie czas to kartę nowego pacjenta!
Pokiwał głową i pomachał im, próbując w ten sposób zmusić ich do wyjścia. Skonsternowani znów spojrzeli po sobie jak cielaki i wyszli z pomieszczenia.
Piękna pani doktor uśmiechnęła się do niego łagodnie i skryła głowę w jego ramieniu.



Co wydarzyć się powinno...

Gregory House i Allison Cameron, trwali w tej chwili w ciszy, mierząc się z własnymi demonami, bijącymi się w ich zmęczonej i skołatanej nerwami głowie. Zimno i skrywane lęki, których nikt nie chciał wypowiedzieć, kłębiły się wokół, jakby to one miały wciągnąć i ukryć ich, a nie na odwrót. Tykający na ścianie prosektorium zegar, rytmicznie pulsował w ciszy. Sekundy zamieniały się w godziny, a minuty dłużyły się gorzej niż dni w szpitalu, wokół chorych „pacjentów”. Cameron powoli oddychała chłodnym powietrzem, pochłonięta po-narkotycznym snem, rozłożona wygodnie na szufladzie i przykryta marynarką. House natomiast siedział na podłodze, wyciągając kawałki szkła ze swojej dłoni, która nie przestawała krwawić. Jego załoga najwyraźniej nie potrafi poruszać się w miejscach większych niż jego gabinet i zaginęła w wielkim świecie, próbując dorwać szpitalny wózek. Szklane drzwi pomieszczenia rozsunęły się, a w nich stanął onkolog, James Wilson.
-Przyniosłem kilka bandaży i opatrunków. Chase powiedział, że siedzisz tutaj i się samookaleczasz, a Cameron jest naćpana. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że to nie ty jesteś naćpany.
Bez innych błyskotliwych kwestii, trudnych pytań i karcących spojrzeń, podszedł do okaleczonego diagnosty i kucnął naprzeciw niego. Wyciągnął z kieszeni fartucha fiolkę, przyjaciel odkorkował ją i łyknął dwie tabletki. Wilson również tego nie skomentował. House zmierzył go nieco skarconym, jednak ciekawym spojrzeniem, doszukując się jakiegokolwiek znaku, że to wszystko tylko farsa, a on jest w centrum uwagi ukrytych kamer... niczego takiego jednak nie dojrzał. Bez namowy, choć niepewnie, wyciągnął poharataną dłoń, która od razu polana została środkami dezynfekującymi. Na jego twarzy wymalował się grymas bólu. Tramal dostarczony przez onkologa, jeszcze nie zaczął działać. Czasem chciał, by wszystko wyglądało jak w filmie. Tabletki, zaraz po zażyciu znoszą ból, laski lecą na największych gówniarzy, a przypadkowi kolesie, zostają wielkimi bohaterami czy lądują samolotem bez żadnej wiedzy na ten temat...
Kolejne kawałki zakrwawionego szkła opadały na metalową tacę. Już po chwili po obcym „towarzyszu” w dłoni Gregory’ego, nie było śladu, a rany zostały owinięte bandażem.
-Wygląda dobrze, ale póki się nie zagoi nie oglądaj pornoli.
Uśmiechnęli się do siebie, choć po tym wszystkim co się wydarzyło, humor to ostatnia rzecz o jakiej mogliby pomyśleć.
-Co z nią? - zapytał Wilson.
House wolał by nigdy to pytanie nie zostało zadane. By Cameron nigdy nie pomyliła Vicodinu z czymkolwiek innym... by on nigdy nie zwyzywał swojej szefowej za coś czego nie zrobiła. Niestety, żadnej z wyżej wymienionych rzeczy zmienić się już nie da. Pozostaje tylko dalej z tym wszystkim żyć. W końcu wszystko się ułoży... musi. Choć złość i ból pozostaną...
Diagnosta po raz kolejny wysilił się, by odpalić swoje neurony.
-Z Cameron?
Zaczął nieco tępo, jednak po chwili się zreflektował i dokończył wypowiedź:
-Trzyma się. Wzięła za dużo jak na pierwszy raz... wszyscy chcą mnie naśladować... ach, ta sława jest już męcząca.
Westchnął unosząc brwi do góry, jak znudzona gwiazda kina akcji. Cameron w ramach szybkiej riposty również westchnęła przez sen, ni to komentując, ni to ripostując. Obaj mężczyźni spojrzeli po sobie, zdziwieni takim zbiegiem okoliczności. Czar prysł, gdy Wilson przerwał ciszę.
-Z Cuddy nie jest najlepiej. Zamknęła się w gabinecie i odwołała spotkania. Najpewniej wylecisz.
Przyjaciel diagnosty nie karał go za jego postępowanie. Patrzył na niego jedynie swoim „rakowym spojrzeniem” jakim to obdarza wszystkich pacjentów, gdy zbytnio przejmuje się ich losem. House tego nienawidził. Całej tej szopki ze współczuciem, na które nie zasłużył. Zdawało mu się, że człowiek naprzeciwko niego, James Evan Wilson, jest w tej chwili jego ojcem, a on - najznamienitszy lekarz diagnostyki – jest synem, który ogromnie zawiódł zaufanie rodzica. Nie został ukarany. Nie. To byłoby zbyt proste. Jedynie spojrzenie, pełne miłości i troski, miało być dla niego najgorszą pokutą.
Gregory opuścił pokornie głowę, nie spuszczając wzroku z rozmówcy. Nie miał nic do dodania. Pozostały mu już tylko konsekwencje.


Co wydarzyło się naprawdę...

Gdy udało mu się spławić Formana i Chasa, szybko spróbował obmyślić jakiś plan działania. Spojrzał jeszcze raz na swoją nieprzytomną ukochaną. Na jego twarzy zawidniało politowanie. Ten niecodzienny widok utrudniał mu zebranie myśli.
Nie zastanawiając się za wiele, dźwignął Cameron pod ramię i skierował się w stronę tylnego wyjścia. Dziewczyna otworzyła piękne oczęta i powłóczyła tuż obok niego nogami. Wraz ze wsparciem jego laski (tej drewnianej rzecz jasna) dotarli skrótami do wjazdu dla ambulansów. Żywił nadzieje, że pomimo zakrwawionej dłoni, naćpanej kobiety zawieszonej na jego barku, nie zwróci na siebie zbytecznej uwagi.
Udało mu się dokuśtykać do samochodu. Pospiesznie rzucił Cameron na tylne siedzenie, a sam wsiadł za kierownice i oddalił się na bezpieczną odległość od PPTH. Już w drodze, nie przejmując się pociętą i krwawiącą dłonią, dobył telefonu i wykonał szybkie połączenie.
-Zaraz u ciebie będę. Schłodź piwo i przygotuj opatrunki.

Wilson długo nie mógł uwierzyć w przedstawioną przez diagnostę historię. Kilkukrotnie wybauszał na niego swoje brązowe oczy i sprawdzał mu źrenice, by upewnić się, kto tu faktycznie jest naćpany.
-Forman i Chase nie wiedzą dokładnie, co się stało.
-Mam ich powiadomić i polecić zrobienie laurki?
-Oni mnie nie martwią. Cuddy nie może się o niczym dowiedzieć!
-House, to nie możliwe. Zabileś pacjenta, rozbiłeś szybę... nawet bóg gdyby istniał, nie byłby w stanie tego zatuszować.
-Sam powiedziałeś, ze zamknęła się gabinecie. Będę musiał podać jedynie inną przyczynę zgonu... To da się jakoś zrobić.
-A co ze świadkami? Zamierzasz ich w imię zasad wykończyć? Mam akurat rewolwer w szafce, mogę ci pożyczyć.
Wilson wciąż nie pojmował, jak to wszystko mogło się stać... jednego dnia. I to w publicznej placówce.. o ironio! Zdrowia! Kontynuował jednak wywód nieco spokojniejszym tonem.
-Wiesz czym to grozi...? Wiesz, jakie ogromne konsekwencje mogą cię spotkać?
Debatę nad uchyleniem się przed konsekwencjami przerwała im Allison, która nagle wybiła się z narkotykowego transu i zaczęła już dochodzić do siebie. Urwali w pół słowa, gdy zobaczyli jej zdziwienie na twarzy i zaspane spojrzenie.
-Co... się stało?
Z pewnością sama nie pamięta ile razy padło to pytanie z jej ust, dzisiejszego dnia. House również. Zakładał jednak, że co najmniej kilkanaście.
-Nic ci nie jest? Prócz bólu głowy, czujesz coś jeszcze? Nudności, ból brzucha, drętwienie kończyn, trudności z zadaniem pytania innego niż „co się stało”?
Gregory przeprowadził szybki wywiad, by sprawdzić, czy nie doszło do uszkodzeń w połączeniach nerwowych po opioidach.
-Boli mnie głowa... i ogólnie nie czuję się najlepiej...
Wydukała z siebie, wciąż nie będąc w stanie w pełni zidentyfikować miejsca w którym się znajduję.
-Jesteśmy u Wilsona. Wszystko w porządku. Przedawkowałaś Vicodin.
Wyjaśnił jej pokrótce i wrócił do rozmowy z przyjacielem, jakby nigdy nic się nie stało.
-Wiem czym to grozi. Bez tego jednak odbiorą mi licencje, a to wcale nie będzie lepsze. Wóz, albo przewóz.
Pochylał się w stronę onkologa, który najwyraźniej prowadził moralną potyczkę we własnej podświadomości. Jego dobre, miłe i pluszowe ja, kontra chęć pomocy potrzebującemu...
-Pomożesz mi, czy mam działać na własną rękę? A jak widzisz mam sprawną jedynie jedną.
Uniósł zabandażowaną wcześniej dłoń i pomachał mu nią przed nosem.
Twarz Jamesa Wilsona stężała i spoważniała. Lekko przekręcił głowę w swoim naturalnym odruchu i rzekł:
-Od czego zaczynamy?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dr Gregory House dnia Wto 20:29, 15 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
msnobody000
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 19 Lut 2011
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:04, 19 Lut 2011    Temat postu:

natchnąłeś mnie do napisania pierwszego, własnego fika, zły człowieku...
<witam>
nie będę się rozpisywać, bo idę pisać

fik dobry, inaczej by mnie nie natchnął


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez msnobody000 dnia Sob 15:06, 19 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
flea-bitten mongrel
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 10 Paź 2010
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: czeluści własnej psychozy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:49, 18 Wrz 2011    Temat postu:

Kiedy ciąg dalszy?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin