Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Unsolved Case [+16, NZ, Futurefic]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dr Gregory House
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 10:23, 15 Sie 2011    Temat postu: Unsolved Case [+16, NZ, Futurefic]


zweryfikowany przez Dr Gregory House.

Cytat:
Nie mam wiele do napisania, jeżeli chodzi o ten fik. Bezsensem jest wyjaśnianie o co chodzi, czy wprowadzenia, wszystko co powinniście wiedzieć, jest zawarte w tekście

See you next Monday!


Greg House przemierzał korytarz wolnym krokiem, wsparty o swoją nieodzowną laskę. Cameron nie lubiła odstępować go na krok, a zważywszy, że dopiero co wstał z łóżka, był to kolejny powód by ją obmacywać.
-Ups. To było niechcący.
Usprawiedliwił się po raz dwudziesty, gdy jego ręka zawędrowała na jej pośladki. Lekarka jedynie wywróciła oczami, skupiając się na tym by go podtrzymywać. Był to dla niej znaczący wysiłek: filigranowa dziewczyna, podtrzymująca prawie dwu metrowego faceta, który jeżeli chodzi o dietę, sobie nie oszczędzał.
Przekroczyli próg gabinetu dziekan medycyny Jannet Waldorf.
„Jak w ogóle można zostać dziekanem z takim imieniem? Już wolałbym jej biuro jako burdel, niż zołzowatą szefową z takim imieniem.”
Zlustrował ją wzrokiem. Była tutaj raptem od kilkunastu dni, a jednak zdarzyła już rozpakować wszystkie swoje graty i sprzątnąć pozostałości po dawnej głowie szpitala Lisie Cuddy. Historia owej kobiety jest jedną ze smutniejszych. Zginęła ona w nieszczęśliwym wypadku. Jej dom spłonął, gdy lekarka znajdowała się w środku razem ze swoim 9 letnim dzieckiem. Niektórzy twierdzą że winna temu była niewymieniona instalacja gazowa, a pojedyncze jednostki jak doktor Grergory House, wysnuwają dalej idące wnioski o zabójstwie.
-doktor Cameron, czy może zostawić nas Pani samych?
Zdanie choć mające formę pytania, było jasno postawionym stwierdzeniem, nie podlegającym żadnemu sprzeciwowi.
-A co chce mnie Pani wykorzystać? Zostań.
Rzucił natychmiast House, usadzając dziewczynę, która najwyraźniej i tak się nigdzie nie wybierała. Chwila gdy spojrzenia obu kobiet się spotkały, była chwilą ciszy absolutnej. Martwa próżnia wisiała w pokoju, wysysając tlen z powietrza, które stało się ciężkie i morowe. Gregory idąc śladem swojej podopiecznej, usadowił spojrzenie na pani dziekan medycyny Jannet Waldorf. Po wielu latach nie było to spojrzenie miażdżące, zdecydowanie nie. Ono jedynie mroziło krew w żyłach. Ba! Zamieniało w kamień na co najmniej na zawsze. Właśnie ta sytuacja trwała nie dłużej niż 10 sekund, gdy lekarka za biurkiem pojęła swoje własne położenie i przeniosła wzrok na komputer stojący na biurku. Doskonale wiedziała, że może ich zwolnić po tym co się wydarzyło, jednak jak się okazuje w całym szpitalu nie było lepiej zgranego duetu, który z taką łatwością leczyłby pacjentów.
-Pani Dziekan, może przejdziemy od grzeczności do konkretów, co? W moim stanie nie powinienem był choćby palcem kiwnąć z szpitalnego łóżka.
Wyglądała na spoliczkowaną. I takiego efektu po gromiącej burzy spojrzeń oczekiwał. Nie zamierzał być wyrozumiałym misiem. Skończyły mu się taryfy ulgowe dla leserów.
-Taak… przepraszam, oczywiście.
Podjęła temat narzucony przez diagnostę, szybko zbierając myśli po fiasko jakie odniosła jej próba zdobycia przewagi w rozmowie.
-Byłabym wielce zobowiązana gdyby zaprzestał Pan dalszych docieka..
-Nie.
Kolejny policzek. Cameron siedziała, wciąż tłamsząc ego Waldorf swoim spojrzeniem. Niedomówieniem było stwierdzenie, że owa dziewczyna nie darzy głowy szpitala wielkim szacunkiem czy ciepłym uczuciem. Tak samo chybione byłoby, gdyby powiedzieć, że zapomina wyrządzonych krzywd… nawet jeżeli były one czysto metafizyczne.
-Eeem.. to nie jest prośba doktorze Hou…
-Przepraszam najmocniej czy my mówimy w tym samym języku, czy może po prostu nie rozumie Pani Dziekan pojęcia „nie”?
Jakakolwiek konwersacja z tą kobietą była w tej chwili bezsensowna. Sprowadzona do poziomu podwładnego, nieprzygotowana na odpowiedź negatywną, jedynie siedziała i spoglądała na House’a, starając się aż nadto unikać spojrzenia Cameron.
-Czy to wszystko co ma mi Pani do powiedzenia, czy może znów mam spać niespokojnie dręczony koszmarami o kolejnych, jaaaakże wartkich i interesujących dyskusjach z Panią?
Każdy zwrot grzecznościowy wobec niej był przesycony po brzegi sarkazmem. Jakże należycie, patrząc na to z pozycji Gregorego jak i Allison.
Uśmiechnął się jedynie delikatnie odwracając się plecami do przełożonej i rzucając krótkie:
-Kompania odwrót.
Druga połówka zgranego duetu do spraw niszczenia osobowości i psychiki, wsparła go pod ramię i pomogła wyjść z gabinetu. Zgliszcza jakie po sobie zostawili w dawnym gabinecie Lisy Cuddy, długo będą sprzątane przez nową zarządczynie. Teraz jedyne czego im brakowało to prowadzące do nikąd dysputy ze słupem soli.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dr Gregory House dnia Pon 10:32, 15 Sie 2011, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:03, 15 Sie 2011    Temat postu:

Pomysł mi się podoba. Ogólne wykonanie jakoś niezbyt. To znaczy widzę sporo błędów stylistycznych. Przede wszystkim budowa dialogów. Po myślniku powinna być spacja. np.
Cytat:
- Byłabym wielce zobowiązana gdyby zaprzestał Pan dalszych docieka..
- Nie.


Dialogi jakieś takie suche mi się wydają, ale to pierwsza część, więc może się rozkręcisz.

Poza tym zarządczynię a nie zarządczynie.

Cytat:
Druga połówka zgranego duetu do spraw niszczenia osobowości i psychiki, wsparła go pod ramię

tu bez przecinka.

Ogólnie jest ok. To są takie błędy, które rzuciły mi się najbardziej w oczy. Ale sam pomysł podoba mi się i to bardzo i czekam na kolejną część.

edit: I zapomniałam o tym:
Cytat:
-doktor Cameron

Powinno być z dużej litery jako, że to początek zdania. No i spacja po myślniku, ale już o tym wspominałam


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rory Gilmore dnia Pon 11:40, 15 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dr Gregory House
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 13:07, 15 Sie 2011    Temat postu:

Autor napisał:
Pojawią się w tej części nowe postacie, które mam nadzieję przypadną do gustu Miałem wstawić ją za tydzień, ale dam ją dzisiaj. Z reguły tak działają na mnie komentarze pod tekstem. Czuję, że ktoś czyta i chce czytać... a wtedy się łamię i wrzucam kolejną część... anyway...
Smacznego!


Dni mijały na rekonwalescencji i długich rozmowach na temat pacjentów. Ich prywatne śledztwo musiało poczekać. Natłok nowych kart, piętrzył się w stosy na biurku w gabinecie doktora Gregory’ego House’a, który chwilowo niedysponowany, został nimi zalany w szpitalnej sali. Zarówno on jak i doktor Allison Cameron, pomimo najszczerszych chęci, nie byli zdolni do ogarnięcia ich wszystkich w regulaminowym trybie pracy, więc pozostawali po dyżurach. Motyw House’a, był prosty: i tak nie mógł się stąd ruszać. Cameron natomiast trwała u jego boku, przeniósłszy sobie rozkładany fotel z sali wypoczynkowej lekarzy. Oczywiście nie minęło się to z komentarzami, jednak znając jej powiązania z „najbardziej upierdliwym lekarzem stulecia obecnego jak i zeszłego”, cichły szybciej niż dziekan medycyny, zdający sobie sprawę z własnej głupoty. Padła wreszcie propozycja, która dłuższy już czas wisiała między nimi, gotowa by paść, gdy któreś z nich zda sobie wreszcie z niej sprawę.
- Sami nie damy rady. Ona jest upierdliwa, specjalnie zsyła nam więcej pacjentów…
- Poważnie? Cholera, myślałem, że po prostu ludzie zaczęli częściej chorować na trudne do zdiagnozowania choroby.
Odparsknął zmęczony 16 godzinnym przeglądaniem kart Gregory. Przetarł powoli oczy i ponownie spojrzał na nią, nieco zbyt nieprzytomnym spojrzeniem, spod na wpół przymkniętych powiek.
- Są jakieś podania?
Chase i Foreman zrezygnowali z pracy kilka miesięcy temu. Nie po raz pierwszy, choć jak się teraz okazuje, ostatni. Sprawy nazbyt się dla nich skomplikowały i postanowili poszukać bardziej stabilnej pracy, w normalniejszym miejscu.
- Kilka… dziesiąt.
Westchnął głęboko i lekko się przeciągnął. Allison opadła bezsilnie na oparcie swojego skórzanego fotela, odchylając nieznacznie głowę ponad wezgłowie.
- Dawaj wszystkie, kiedyś i tak będziemy musieli je przejrzeć.
Już po chwili leżeli zatopieni przez podania, listy motywacyjne, zdjęcia, osiągnięcia i Bóg jeden raczy wiedzieć co jeszcze. Cameron przeglądała, dokładnie każdą po kolei, natomiast House, metodą prób i błędów wyciągał spod spodu kolejne teczki, rzucając przelotnie spojrzeniem, w poszukiwaniu przydatnych umiejętności i doświadczenia. Po trudach i przekopywaniu przez tysięczne już kartki ich oczy skupiły się na tym samym nazwisku.
- Doktor Adam Grey. Urodzony w Nowym Jorku, blablabla, dwuletni staż, nudy, rekomendowany przez, o to jest ciekawe, doktora Horacego Silverstone'a tamtejszego dyrektora oddziału pulmonologii jak i wydziału diagnostycznego. Odszedł ze szpitala ze sporymi osiągnięciami w leczeniu trudnych przypadków.
Uniósł wzrok znad brązowej okładki, która kryła kilkanaście stron osiągnięć i opisów i zatrzymał go na zmęczonej lekarce. Lekko kiwała głową, a wysłuchawszy go pojęła jego spojrzenie.
- Brzmi nieźle. Umówić go na rozmowę?
- Wyślij list gołębią pocztą. Oczywiście, że dzwoń. Póki co, to nasz najlepszy strzał.
Wyjęła telefon z fartucha rzuconego w kąt sali i wybrała numer podany w formularzu. Po nie więcej niż 3 sygnałach usłyszeć można było lekko zaspany i zachrypnięty głos.
„Doktor Adam Grey, słucham?”
Allison uśmiechnęła się jednym z tych swoich ślicznych, delikatnych uśmiechów, które kierowała tylko do Gregory'ego odpowiedziała mężczyźnie po drugiej stronie słuchawki.
- Dobry wieczór, mówi doktor Allison Cameron z oddziału diagnostyki w szpitalu Princeton Plainsboro. Przepraszam za tak późny telefon, jednak właśnie przejrzałam pańskie podanie o pracę w szpitalu i chciałabym zaoferować panu rozmowę kwalifikacyjną.
House leżał wyciągnięty na wznak na szpitalnym, nieco za twardym łóżku, spoglądając w sufit i czekając na koniec rozmowy. Słuchał jak jego podopieczna operuje biegle wyrafinowanymi i kurtuazyjnymi sformułowaniami, jakby od tego zależało, czy mężczyzna z którym się połączyła, zgodzi się łaskawie przyjść na rozmowę. Równie dobrze, mogłaby wysłać mu sms’a, a on i tak zjawiłby się zanim dostaliby raport o doręczeniu. Nie miał jej jednak tego za złe. Taka już była.
Stłumiony przez przyciśnięty do ucha głośnik, głos odpowiedział na jej złożoną wypowiedź. Można było wnioskować, że nie jest już tak nieprzytomny i nieobecny jak gdy odbierał telefon od nieznanego numeru. Wezwania ze szpitala wprawionego lekarza natychmiast stawiają w pełnej gotowości.
- Doskonale. Proszę zjawić się w gabinecie doktora Gregory’ego House’a dzisiaj o godzinie 9 rano.
Kolejna stłumiona odpowiedź twierdząca. Dziewczyna roześmiała się szczerze, po czym zakończyła rozmowę kulturalnym:
- W takim razie do zobaczenia.
I zakończyła połączenie z szerokim uśmiechem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dr Gregory House dnia Pon 13:33, 15 Sie 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:24, 15 Sie 2011    Temat postu:

Najpierw zacznę od tego, że już jest lepiej. Trochę mi budowa zdań nie pasuje i przecinki są nie w tych miejscach co trzeba.
Cytat:
On jak i doktor Allison Cameron

Tu bym dała "Zarówno on jak i..." lub "On z doktor Allison Cameron".

Cytat:
Cameron natomiast, trwała u jego boku, przeniósłszy sobie rozkładany fotel

Powinno być: "Cameron natomiast trwała u jego boku" bez przecinka. To "przeniósłszy" mi też jakoś niezbyt pasuje, ale w ostateczności może zostać.

Cytat:
Padła wreszcie propozycja która dłuższy

przecinek przed która.

Cytat:
dwu letni staż

dwuletni nie dwu letni.

Gregory'ego nie Gregorego

Cytat:
Przepraszam za tak późny telefon, jednak właśnie przejrzałam pańskie zgłoszenie do szpitala i chciałabym zaoferować panu rozmowę kwalifikacyjną.

Tu mi nie pasuje to zgłoszenie. On się nie zgłosił do szpitala tylko do pracy, więc by bardziej pasowało "pańskie podanie o pracę" lub "pańskie cv".

Na koniec przecinki. Dużo jest takich przecinkowych błędów. A tu brakuje a tam za dużo. Nie chce mi się wypisywać wszystkich bo jest tego troszkę. Ale nie jest źle. Lepiej niż poprzednio.

Ogólnie fajna ta część, krótka no i jednak niezbyt dużo wniosła do akcji. Ale podoba mi się.

P.S. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tego wytykania błędów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dr Gregory House
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 13:37, 15 Sie 2011    Temat postu:

Rory Gilmore napisał:
P.S. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tego wytykania błędów.


Gdybym miał, to bym nie wstawiał powyższej części i nie narażał się na Twoje poprawianie Cieszę się, że ktoś przykłada wagę do moich błędów, bo to znaczy, że czyta uważnie... albo, że jest małostkowy i lubi wytykać błędy. Tak czy inaczej, dziękuje


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:39, 15 Sie 2011    Temat postu:

Sama piszę, więc wiem jak jest. Jak się jest autorem to często się nie zauważy, że tu jest przecinek a nie powinno być, że zamiast ć jest c itp. Samemu się takich błędów czasem nie wyłapie, więc trzeba mieć świeższe spojrzenie na sprawę

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dr Gregory House
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 11:52, 21 Sie 2011    Temat postu:

Autor napisał:
Blablabla, smacznego.


Nieprzeniknioną ciemność pokoju rozerwał wibrujący na szafce telefon. Wyświetlacz odcinał się na jednolicie czarnym tle, jasnością podświetlenia i wszechobecnym dudnieniem o drewnianą szafkę.
Zegarek elektroniczny wskazuje 3.30.
- Kimkolwiek jest dzwoniący, szczerze go w tej chwili nienawidzę…
Sapnąłem z rozeźlenia i niedospania. Przewróciłem się bezwładnie na brzuch i sięgnąłem po ten piekielny wynalazek błagający o uwagę. Nieznany numer. Czy naprawdę ma mnie trafić szlag?
- Doktor Adam Grey, słucham?
Wysiliłem się na spokojny ton, choć gdyby słowa mogły zabijać, w promieniu 5 kilometrów od rozmówcy, właśnie chowano by ciała w plastikowe worki.
„Dobry wieczór, mówi doktor Allison Cameron z oddziału diagnostyki w szpitalu Princeton Plainsboro…”
Princeton Plainsboro? Przysiągłbym, że gdybym zamiast czaszki miał szklaną osłonkę, widać by było jak trybiki zgrzytają i przeskakują, układając kolejno informacje w logiczną całość. Na szczęście nie miałem.
Jedwabiście miękki i ciepły dźwięk płynący ze słuchawki koił chwilowe kłopoty z koncentracją. Z każdym słowem, stawałem się bardziej przytomny, powoli się rozbudzając. Posiadaczka tego niesamowitego głosu, była z pewnością niezwykle piękna… choć oczywiście nie musiała być. Niejednokrotnie spotykałem przypadki „ładny głos = nie-do-końca-ładna-osoba”. Jednak tutaj moja podświadomość już układała jej portret na podstawie barwy i tonu głosu. Anioł. Z całą pewnością w mojej głowie wyglądała już jak anioł… chwila o czym ona mówi?
„…przejrzałam pańskie zgłoszenie do szpitala i chciałabym zaoferować panu rozmowę kwalifikacyjną.”
Ach! No proszę. Ktoś wreszcie raczył zadzwonić.
Rozszerzone źrenice, mozolnie wychwytywały ogólniejsze szczegóły pokoju w którym byłem. Okno na wprost łóżka, było zasłonięte zasłonkami i firankami, i Bóg jeden raczy wiedzieć czym jeszcze. Ostatnio nie sypiam najlepiej, a to w nieznacznym stopniu ułatwia zaśnięcie, po nagłym przebudzeniu.
Próbuje poskładać jakąś logiczną odpowiedź, która nie okaże się serią monosylabicznych burknięć.
- Wspaniale, miałem nadzieję, że zadzwonicie. Jak rozumiem, mam przyjść do szpitala? Jestem gotów w każdej chwili.
To wcale nie zabrzmiało nadgorliwie, ani błagalnie.
„Doskonale. Proszę zjawić się w gabinecie doktora Gregory’ego House’a dzisiaj o godzinie 9 rano. „
I znów ten piękny głos. Jak Ci ludzie mogą normalnie pracować? Toż to skupić się nie można!
- Mogę być i za 10 minut, jeżeli to Pani poprowadzi tę rozmowę.
Palnąłem bez namysłu i zacisnąłem powieki, ważąc własną głupotę i bezczelność. Ja rozumiem, zaspanie, środek nocy i w ogóle to wszystko na co się składa rzucenie głupiego tekstu. Ale na litość boską jak można być tak głupim?!
Melodyjny śmiech wyrwał mnie z poczucia winy. Jeżeli jej głos oceniłem na dziesięć, to jej śmiech, wykraczał dwukrotnie poza skale. Czułem jak moje serce zrywa się do galopu i tłucze się w piersi. Kim jest ta niewiasta co serce me już sobie zawłaszczyła? Dla tego dźwięcznego śmiechu mógłbym skazać się na wieczne katusze. I jaki poetycki się dzięki niemu robię, he.
„W takim razie do zobaczenia.”
Sygnał w telefonie buczał jeszcze kilka chwil, zanim odłożyłem aparat na półkę. Czy ja jestem, aż tak wyposzczony, że wpadam w zachwyt na dźwięk kobiecego głosu?
Zwlokłem się z łóżka, powoli stawiając nogi na podłodze. I tak już bym nie zasnął. Podniosłem się powoli nieco odrętwiały, kołysząc się i podpierając o ścianę. Moje lewe kolano zginało się samoistnie, gdy tylko przeniosłem na nie ciężar. Dość często odnawia się ta stara kontuzja. Cóż jednak mógłbym zrobić? Jakoś muszę żyć z bólem. Niespiesznie wszedłem do kuchni, gdzie zrobiłem sobie porządny kubek czarnej kawy. Sam jej zapach do reszty postawił mnie na nogi. Odsłoniłem okna, choć na darmo, słońce jeszcze nie wzeszło. Zapaliłem światła w mieszkaniu i zasiadłem z parującym napojem przy szklanym, kuchennym stole. Zegar nad szafką wskazywał 3.42. Czekał mnie długi poranek.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dr Gregory House dnia Nie 11:53, 21 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:29, 21 Sie 2011    Temat postu:

Ohohoho no zapowiada się ciekawie. Interesuje mnie ten Adam Grey. Ciekawa część.
Ogólnie stylistycznie już lepiej, przecinki już mniej pojawiają się na nieswoich miejscach. Niektóre zdania są trochę suche, jakieś takie krótkie i jakby na przymus. Nie podobał mi się ten fragment:
Cytat:
Nieprzeniknioną ciemność pokoju rozerwał wibrujący na szafce telefon. Wyświetlacz odcinał się na jednolicie czarnym tle, jasnością podświetlenia i wszechobecnym dudnieniem o drewnianą szafkę.
Zegarek elektroniczny wskazuje 3.30.

Ogólnie nie jest to jakieś złe, ale tak mnie uderzył ten dziwaczny trochę opis. Zwłaszcza fragment o zegarku elektronicznym. Bardziej by się widziało coś w stylu: zegarek pokazywał godzinę 3.30.

No i taka uwaga do końcowego fragmentu:
nie skale tylko skalę

Ogólnie jest lepiej. Dużo lepiej. Ale bym ci poradziła popracować nad rozwinięciem zdań bo na razie to brzmi w niektórych miejscach jakby był to plan zajęć a nie spójna całość. Zwłaszcza widać to w tym fragmencie po tym jak Adam skończył rozmawiać z Cameron.

Podoba mi się, jestem zaintrygowana dalszym ciągiem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dr Gregory House
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:02, 24 Sie 2011    Temat postu:

Autor napisał:
Naciągnąłem nieco fakty. Route 1 nie ciągnie się od samego Rocky Hill, ale ładnie brzmiało


Muzyka była zdecydowanie za głośna. Silne uderzenia perkusisty, odczuwałem jak uderzenia obuchem w skroń. To nic. Przynajmniej mnie ogłusza, pozwala o niczym nie myśleć. Poranne rytuały to dobra rzecz. Niekiedy można oddać się im bez reszty i zapomnieć o wszystkim co gnębi nas na co dzień. Tak było i w tym wypadku. Trema i zdenerwowanie wyżerały mnie od wewnątrz, z trudem opanowywałem nerwowe chrząknięcia i niespokojne ruchy. Byłem właściwie gotowy do wyjścia od kilku godzin, ale opóźniałem je jak najdłużej… cóż takie uroki rozmów kwalifikacyjnych. Właściwie to powinienem się upewnić czy nie zostawiłem włączonego żelazka, albo czy woda się nie gotuje, albo… nie, to głupie.
Zamykam drzwi i mijam się z jak zwykle nieprzyjemnym sąsiadem, który już rozpoczyna swoją tyradę na temat „dzisiejszej młodzieży i jej gustów muzycznych”, jednak uprzejmie wskazuje na kabel słuchawek, dając do zrozumienia, że i tak go nie słucham. Jemu najwyraźniej to zupełnie nie przeszkadza…
Pomimo, że jasno przekazałem niewerbalną informacje co do tego, że właśnie się spieszę, a słuchawki nie są od tego, żeby słuchać narzekań starych pryków, on i tak prześladuje mnie jak cień, dopóki ryk silnika skutecznie go nie ucisza. Warcząc i przeklinając sowietów wraca do swojej klitki wypełnionej gratami z czasów mezozoiku.
Droga na szczęście nie jest zatłoczona. Większość dzisiejszych ludzi sukcesu, ma bardziej logiczne godziny pracy i wyjeżdża z domu o 9- 10, a nie o 7 rano. Droga numer 1, ciągnie się od Rocky Hill do samego Princeton i jest o niebo lepszej jakości niż większość podmiejskich tras szybkiego ruchu. Trafienie do samego szpitala nie jest trudne… to znaczy nie byłoby gdybym wiedział jak jechać. Po 20 minutach jazdy wokół ronda, zdałem sobie sprawę, że sam nie dojadę na miejsce, choćby dlatego, że byłem tu poprzednio tylko raz. Trasa tym samym wydawała mi się bardziej obca niż „Planeta Małp”. Na ratunek jednak przybył mi ambulans PPTH, który wracał na pełnym gazie w kierunku szpitala. Oczywiście mógł jechać na miejsce zdarzenia, ale wtedy byłby pusty... no bez tego broczącego krwią mężczyzny z tyłu pojazdu. Wykorzystałem zamykającą się za nim szczelinę w ruchu innych samochodów i pojechałem za nim. Jak można było się spodziewać Princeton Plainsboro, znajdowało się nie więcej niż 500m dalej, tuż za tym dużym blokiem, który go przesłaniał. Uroki miasta proszę państwa.
8.45, a przynajmniej tak wskazuje zegarek na mojej dłoni. Stoję oparty o maskę samochodu i spoglądam na ten sporych rozmiarów budynek. Rozmowa kwalifikacyjna. Być może będę przyjeżdżał tutaj co dzień, ratując pacjentów u boku szalonego geniusza doktora House’a vel doktora Frankensteina… tamten też zwracał życie praktycznie zmarłym. Mijają kolejne minuty, a mnie dopadają coraz głębsze refleksje o życiu i śmierci, jednak jedna rzecz nie daję mi spokoju… jak ja u licha minąłem ten budynek?!
Schody wiodą na 3 piętro, jednak ja z powodów oczywistych wybieram windę. Podpieram się o blaszaną ścianę i staram się nie dać po sobie poznać, że jedna z moich kończyn jest praktycznie bezużyteczna. Z wystudiowanym uśmiechem ala Bruce Willis, kiwam lekko starszym lekarzom, ze stażem dłuższym niż moje własne życie i pielęgniarką, które pracują ciężej niż niejeden człowiek w kitlu. Za pięć minut ma się odbyć jedna z ważniejszych rozmów w mojej karierze, a ja stoję oparty łokciami o blat dyżurki. Jestem szczerze przerażony, choć na dobrą sprawę, co może pójść nie tak? Oprócz oczywistych, nieprzyjęcia po te najbardziej kujące dumę, zbłaźnienie się przed anielską panią doktor Allison Cameron. Choć jej imię i niebiański głos utknął mi w pamięci, jakoś nie bardzo miałem czas rozmyślać na jej temat. Może wreszcie dojrzewam? Haha, to dobre.
Punkt dziewiąta pukam do gabinetu diagnosty, gdzie czeka na mnie za biurkiem, nie kto inny, a sam Gregory House. Strach ustępuje miejsca otępieniu, które w tej chwili jest błogosławieństwem. Na nieco zbyt sztywnym kolanie, podchodzę do biurka i siadam na krześle. Domyślam się, że nie będzie w tej rozmowie miejsca na kurtuazje i wielce cenie ten styl, bo żaden z nas nie ma ochoty na zbędne grzeczności, skoro na szali jest moja kariera.
- Miałeś doskonałe osiągi na uczelni. Rekomendacja doktora Silverstone’a jest nad wyraz obiecująca, a 2 letni staż w Świętym Przymierzu o czymś świadczy. Chce Cię w moim zespole. Byłbyś jego ważnym elementem, ale najpierw powiedz mi, dlaczego chcesz pracować w wydziale diagnostycznym szpitala Princeton Plainsboro? Twoje osiągnięcia w poprzednim szpitalu były co najmniej imponujące. Mało kto odchodzi z takiej pracy, z taką renomą. Dlaczego?
Moja mina nie zdradzała właściwie niczego. Spodziewałem się tego pytania, ale jak miałbym na nie odpowiedzieć? „Hey, wie pan, przez te dwa lata widziałem rzeczy o których większość lekarzy nie słyszała i nie widziała w najgorszych koszmarach, przez co moja psychika jest tak zniszczona, że nie ma nocy którą przespałbym całą, nie budząc się z krzykiem. Do tego wszystkiego moja noga żyje własnym życiem i nie słucha najprostszych poleceń, a to wszystko przez kontuzje kolana, która odnowiła mi się kilka miesięcy temu.” Na pytania tego typu, nie ma poprawnej odpowiedzi.
Nie jestem pewien, czy moje spojrzenie nabrało wyzywającego wyrazu, czy po prostu doktor House, wyczuł, że jest to mój słaby punkt. Wiem tylko, że wykorzystał to.
- Udało mi się dodzwonić do doktora Silverstone’a, pomimo szaleńczo wczesnej godziny. Dowiedziałem się jedynie tego, że nie byłeś w najlepszej kondycji przed opuszczeniem szpitala.
Odchylił się w swoim fotelu, nie zrywając kontaktu wzrokowego. Boże, jak on to kochał. Widać było, że rozwiązywanie zagadek, to jego pasja, zalewały go endorfiny na samą myśl, że wpadnie mu w ręce nowy przypadek. Spoglądał na mnie lodowym błękitem swoich tęczówek i wtedy zrozumiałem, jedną z najważniejszych rzeczy. Ten uśmiech w kąciku ust, praktycznie tryumfalny uśmiech zwycięzcy, pozwolił mi zrozumieć, że zawsze chodzi o rozwiązanie. Mnie jednak nie był w stanie rozwiązać jednym telefonem.
- Nie jestem chory, nie umrę w ciągu najbliższych kilkunastu lat o ile nie potrąci mnie ambulans, a z tego co mi wiadomo, raczej nie rozjeżdżają ludzi. Nie jestem narkomanem, ani alkoholikiem, co mogą potwierdzić wszelkie testy. Nie ma żadnej medycznej podstawy by zbierać wywiad i pytać o motywy. Odszedłem z tamtego szpitala, bo chciałem zmienić swoje życie. Dostanie tej pracy, będzie doskonałym początkiem.
Przez dwa lata stażu i przekazywania złych wiadomości, nabrałem pewności siebie w stresowych sytuacjach. Nie jest wcale prostą rzeczą, przekazać rodzinie wiadomość o nieudanej rutynowej operacji, czy nawrocie choroby. Zwykle reakcje są nieprzewidywalne, jednak umiejętność ta, jest nad wyraz przydatna w zwyczajnym codziennym życiu, czy pracy. Łatwiej panować nad wyrzucaną adrenaliną, co pozwala zachować niezmącony osąd sytuacji i czystość umysłu.
Nie nazwałbym swojego chwilowego stanu rozluźnieniem, jednak byłem spokojny. Mogłem zostać przyjęty, bądź odrzucony. Wybór zero jedynkowy. Lubiłem takie wybory… zawsze ma się 50% szans na podjęcie tego właściwego.
Cisza jaka zaległa w pomieszczeniu, nie była jednak przyjemna. Aura doktora House’a była wręcz przytłaczająca, z pewnością winne temu były wszelkie jego osiągnięcia i ocalone życia. Niektórzy lekarze, po prostu mają to „coś”. Wrodzoną charyzmę, spokój i umiejętność perfekcyjnego osądu. Nie odrywał ode mnie wzroku, tak jak i ja nie przerywałem swojego coraz mniej pewnego spojrzenia. Był cholerną ostoją spokoju, a dopiero pod jego wzrokiem, człowiek zaczynał czuć niepokój…
Po kilku niebywale długich sekundach uśmiechnął się lekko i kiwnął głową. Byłem wręcz fizycznie zmęczony, wiedziałem jednak, że teraz to już czysta formalność. Spoglądał chwilę na mój list motywacyjny, potem na teczkę, jednak bardziej na pokaz. Decyzje którą miał podjąć, już podjął. Uniósł głowę znad papierów i rzucił krótkie:
- Witam w zespole. Zaczynasz od zaraz.
Niedowierzanie na mojej twarzy osiągnęło chyba apogeum, bo wywrócił oczami i pokwapił się wyjaśnić.
- Doktor Cameron wszystko Ci wyjaśni. Teraz powinna być w laboratorium na drugim piętrze. Sio!
Rzucił mi kartę pacjenta i machnął ręką wyganiając z gabinetu. Milusi gość, nie ma co.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
flea-bitten mongrel
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 10 Paź 2010
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: czeluści własnej psychozy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:50, 07 Wrz 2011    Temat postu:

Hejejej! A gdzie kolejna część? Chyba nie zostawisz tego tak rozgrzebanego?

Świetnie zbudowane napięcie i oczywiście wzbudzenie ciekawości. Poprzez mierzenie odpowiedniej dawki wiedzy, jaką udostępniasz w każdej następnej części, chce się przynajmniej spojrzeć na genezę obecnej sytuacji. Czyli już jeden powód na to, żeby śledzić dalszy ciąg zdarzeń.

Poza tym housowy House, za co chyba tęsknią wszyscy, którzy przeżyli z dobrą kondycją psychiczną oglądanie siódmego sezonu w szczególności.

A co do innych bohaterów - relacja Cameron i sama Cameron? Póki co lekarka wygląda na tę zdecydowaną i gniewną, jaką niekiedy stawała się w trzecim sezonie. Choć chyba suma sumarum w mniemaniu scenarzystów miała wyjść na naiwną. Ale twoja Allison może stać się barwniejsza. O ile nie zabraknie tych jej dziwactw, które mimo wszystko nadawały jej niepowtarzalny charakter.

Brakuje mi Wilsonowo-House'owych rozmów, ale to wybitnie. Tli się we mnie mała iskierka nadziei, że może jednak się pojawi, ale chyba jednak nie mam na co liczyć.

Podsumowując stan zaplecza bohaterów - usunąłeś kluczowe postacie, co daje Ci pełne pole do popisu, jeśli chodzi o tworzenie fabuły. Co daje równe szanse na spapranie fika bądź zrobienie z niego arcydzieła. Póki co kibicuję temu drugiemu.

A co do minusów - mam parę zastrzeżeń i wątpliwości, ale poczekam, bo może coś z 'pewnymi' rzeczami zrobisz i wyjaśnisz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dr Gregory House
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 17:46, 08 Wrz 2011    Temat postu:

Autor napisał:
Widzę, że fik zdobywa swoich wielbicieli. Niezmiernie mnie to cieszy Już od dawna czeka gotowa rozmowa Hilsonowa, która pojawi się po tej części (e: jest na tyle krótka, że dam ją razem z tą ). Zabiorę się też znowu za pisanie na bieżąco, bo jak widzę spotkałem się z pozytywnym odzewem i mam co kontynuować Smacznego!


Przemierzanie szpitala pełnego roztargnionych pielęgniarek, biegających od sali do sali lekarzy i chorych pacjentów, ze świadomością, że przynależy się do tego społeczeństwa, jest po tak ciężkiej rozmowie, niebywała. Zatrzymałem się przed schodami prowadzącymi na drugie piętro, jednak nie byłem w stanie przełamać się by po nich zejść. Rozejrzałem się wokół speszony i zawróciłem w kierunku najbliższej windy, która właśnie się zamykała.
- Hey, proszę przytrzymać windę!
Krzyknąłem i nie kryjąc już kuśtykania, szybkim krokiem jak na mój stan, dopadłem blaszanego stwora. Oprócz mnie wnętrze windy wypełniało jestestwo pięknej niczym anioł kobiety, która spoglądała teraz z troską na moją nogę. Taaa i cały nastrój szlag trafił.
- Dziękuje. Za przytrzymanie windy. Najpewniej nie zdążyłbym gdyby nie pani.
- Och, w porządku, cała przyjemność po mojej stronie.
Uśmiechnęła się do mnie, a świat który znałem prysnął jak bańka mydlana. Niech mnie kule biją, ta kobieta jest naprawdę oszałamiająca, choć jakby na swój sposób znajoma.
- Na które piętro pani jedzie?
Każdy mięsień jej twarzy pracował w charakterystyczny dla siebie sposób. Uroczy sposób.
- Zjeżdżam na drugie.
- W porządku, drugie więc. Wie pani może, gdzie znajdę laboratorium? Nie bardzo jestem jeszcze rozeznany w rozłożeniu pomieszczeń w tym szpitalu.
Posłałem jej nieco zawstydzony uśmiech, po części wciąż będąc pod działaniem czaru jaki wokół siebie roztacza, a po części również z własnego nierozgarnięcia.
- Oczywiście, sama tam idę. Proszę za mną.
Winda zatrzymała się i bezgłośnie wypuściła nas na korytarz. Szliśmy chwilę w milczeniu, dopóki nie zamajaczyły przed nami szklane drzwi laboratorium. Otworzyłem je przed lekarką i wkroczyłem do pomieszczenia tuż za nią.
- Nie chce zawracać głowy i przeszkadzać w pracy, ale nie wie pani może gdzie znajdę doktor Allison Cameron? Bardzo mi na tym zależy, zważywszy, że ma mnie doszkalać, a po części też jestem ciekaw jak wygląda kobieta która zadzwoniła do mnie o 3 w nocy.
Imię i nazwisko kobiety której poszukiwałem wymieniłem nad wyraz starannie. Ciekawość wręcz mnie zżerała, jak może wyglądać owa pani doktor. Nie otrzymałem odpowiedzi, jedynie najpiękniejszy, najbardziej zniewalający uśmiech jaki kiedykolwiek widziałem. Lekarka opuściła zawstydzony wzrok, a ja kompletnie otumaniony jej pięknem wydukałem tylko skromne „Och…”
Nie przestawała się uśmiechać, a wyglądało to ślicznie. Wyciągnęła do mnie swoją dłoń, spoglądając na mnie nieco rozbawiona.
- Allison Cameron, prywatny budzik do usług.
Uścisnąłem ją, a pewny, silny chwyt, utwierdził mnie jedynie w przekonaniu, że ta kobieta pracuje z House’m. Uśmiechnąłem się wreszcie wystudiowanym uśmiechem, choć trochę za późno na pierwsze wrażenie.
- Adam Grey, nowy towarzysz broni.
Spoglądanie w czysty błękit jej tęczówek, sprawiało mi fizyczny ból. Była taka pewna siebie, skoncentrowana na każdej wykonywanej przez siebie czynności i tak szczęśliwa robiąc to co lubi… a jednak jej oczy ukazywały jak krucha i nieufna jest w stosunku do ludzi. Chce pomagać. Zauważyłem to prawie natychmiast. Potrzebuje akceptacji i stara się za wszelką cenę ją uzyskać… Boże, tyle rzeczy odzwierciedlały jej oczy. Te piękne, błękitne oczy.
Uśmiechała się do mnie skromnie, na swój piękny sposób zawstydzona, jakbym ofiarował jej najpiękniejszy prezent na świecie. Ta kobieta wyzwalała w człowieku wszystko co najlepsze. Pragnie się ją przytulić i schować pod okapem swoich ramion, byleby uchronić przed otaczającym, okrutnym światem. Potrzeba ta jest na tyle silna, że robię spory krok w jej stronę, nie odrywając oczu od idealnych rys twarzy i tego anielskiego uśmiechu. Jej wzrok wciąż pewny wyraża lekkie zaciekawienie, co na szczęście w porę uświadamia mi, że zamierzałem niespodziewanie pocałować lekarkę z którą przyjdzie mi przez najbliższy czas pracować. To nie byłoby rozsądne posunięcie, o ile nie wybieram się na pogadankę o molestowaniu w pracy. Zamarkowałem ten ruch i zatrzymałem się przy probówkach stojących na blacie tuż obok niej. Powróciłem wzrokiem do jej twarzy , opanowując głośne westchnięcie i wszystkie te niestosowne myśli które kłębiły mi się teraz w głowie.
- Warto byłoby odebrać telefon od tak pięknej lekarki, nawet jeśli miałaby być to ostatnia rzecz jaką zrobiłoby się przed śmiercią.
Tani bajer? To chyba jedno z najbardziej logicznych zdań jakie udało mi się ułożyć w głowie w tej chwili. Inne brzmiały by pewnie: „Ucieknijmy razem do Panamy i zostańmy krawcami” albo „Teraz Cię pocałuje, a potem wyjedziemy stąd najbliższym pociągiem, zwiedzać Europę”
Prawda, że nie byłoby to na miejscu?
Nawet tak, według moich miar jakie miałem w tej chwili, niezobowiązujący komplement, zaskoczył i zawstydził ją jeszcze bardziej. Lodowców bym nim raczej nie stopił…
Roześmiała się szczerze, a dźwięk ten zapamiętam do końca życia. Perłowa biel jej uśmiechu, dźwięczny, niosący się po całym zatłoczonym szpitalu śmiech, tak rozczulający i napełniający chęcią życia… sprawia, że aż chce się wymyślić serum nieśmiertelności, byleby wiecznie móc go słuchać.
- Obym, przynajmniej nie była przyczyną tej śmierci.
Odpowiedziałem jej uśmiechem i odgarnąłem gęstwinę włosów zalegającą mi na czole. Fsiu, chyba nie było tak źle, jak na pierwszy raz.


Gregory House siedział z nogami założonymi na biurku. Dzięki opiatom czuł się na tyle dobrze, że zwolnili go z łóżka… a może to po prostu dlatego, że się wypisał?
Jego świadomość zajmowała postać Greya.
- Bezczelny, arogancki… jak w ogóle można nazywać się Grey?!
Pomyślał House i chwytając swoją laskę i fiolkę Vicodinu ruszył korytarzem w kierunku tak często uczęszczanego gabinetu…
- Mam ciekawy przypadek.
Rzucił na przywitanie, przekraczając próg pomieszczenia i wskazując palcem na siedzącego za biurkiem mężczyznę.
- Ta! Poważnie? A ja znowu dostałem raka. Złoże zażalenie… Chyba, że…
Wilson zrobił wielkie oczy i skupił wzrok na siadającym przyjacielu.
- Wiedziałem, że od początku oszukujesz. Jestem onkologiem, a Ty diagnostą! To dlatego śmiertelność moich pacjentów jest taka wysoka…
Westchnął przeciągle, kręcąc głową w udawanym rozżaleniu, jednak House wydawał się nawet go nie słuchać. Obracał jedynie laską, spoglądając zamyślony w sufit.
- Adam Grey… 2 letni staż w najlepszej nowojorskiej klinice u doktora Silverstone’a…
- Czekaj, czekaj… o kim Ty mówisz? To Twój nowy członek zespołu?
Diagnosta uniósł brwi w zdziwieniu.
- Nie. On tylko sprząta.
Znów powrócił do swojej zabawy, tym razem obracając laskę w jednej dłoni. Drugą sięgnął do marynarki i wysupłał z niej pomarańczową fiolkę.
- Silverstone… niezła szycha… jakie rekomendacje?
- Najlepsze. Same superlatywy drań dostał…
Dwie białe tabletki śmignęły nad obracającą się laską i wpadły wprost na wyciągnięty język House’a.
- A teraz najważniejsze. Najlepsza nowojorska klinika, najlepsze rekomendacje u szanującego się, doświadczonego lekarza… a on po dwóch latach odchodzi ze szpitala bez wyjaśnienia. Dziwne nie? Czemu ktoś młodszy od Allison z praktycznie zerową szansą na zdobycie takiej fuchy, miałby rezygnować z takiej niepowtarzalnej szansy?
Onkolog patrzył tępo w przestrzeń, wyraźnie próbując rozgryźć dylemat w jak najprostszy sposób. Zamiast tego odrzekł jedynie skonsternowany:
- To faktycznie dziwne…
Zasłużył tym samym na pogardliwe wywrócenie oczami.
- Masz na niego jakieś inne namiary niż Silverstone, którego pewnie prześwietliłeś na wszystkie strony? Może chłopak wiedział coś czego nie powinien wiedzieć i dostał najlepszą możliwą rekomendacje u sławnego lekarza, za bycie cicho?
House’a wyraźnie zainspirował ten tok rozumowania. Uśmiechnął się do siebie lekko , po czym znów wymierzył palec w Wilsona.
- Ty… przebiegła bestio.
Skromne wzruszenie ramionami onkologa i trzask zamykanych drzwi ,wyraźnie obwieściły koniec snucia domysłów na temat intryg zakrawanych na szeroką skalę.
Wilson jak gdyby nigdy nic, powrócił niewzruszony do wypełniania kart pacjentów.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dr Gregory House dnia Czw 17:58, 08 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:03, 08 Wrz 2011    Temat postu:

Hej, nie komentowałam ostatniej części bo nie miałam weny.
Lepiej, lepiej, ale brakuje końcówek ę, ą itp. Sprawdź sobie dokładnie.

Cytat:

- Dziękuje. Za przytrzymanie windy.


Dziękuję a nie dziękuje.
Poza tym nie jest potrzebne odrębne zdanie. Wystarczyłoby napisać: Dziękuję za przytrzymanie windy. Od razu lepiej, prawda?
Poza tym nadal te przecinki wskakują w nieodpowiednie miejsca lub ich brakuje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sinaj
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:05, 08 Wrz 2011    Temat postu:

No to ja może też pozwolę sobie coś napisać, chociaż Pan już doskonale zna moje zdanie
Podoba mi się ta część, chyba najbardziej. Bo - po pierwsze, już sie nie mogę doczekać kolejnej - niezwykle ciekawie skończyłeś, po drugie - opis myśli Greya co do Cameron. Dużo przejaskrawionych metafor, a jednak wszystko bardzo wiarygodne, wciągające, pobudzające wyobraźnie, jakby faktycznie było się z osobą, która wyjątkowo działa na uczucia.
Słowem: genialne!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dr Gregory House
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 18:06, 08 Wrz 2011    Temat postu:

Rory Gilmore napisał:
Hej, nie komentowałam ostatniej części bo nie miałam weny.
Lepiej, lepiej, ale brakuje końcówek ę, ą itp. Sprawdź sobie dokładnie.

Cytat:

- Dziękuje. Za przytrzymanie windy.


Dziękuję a nie dziękuje.
Poza tym nie jest potrzebne odrębne zdanie. Wystarczyłoby napisać: Dziękuję za przytrzymanie windy. Od razu lepiej, prawda?
Poza tym nadal te przecinki wskakują w nieodpowiednie miejsca lub ich brakuje.


Gdyby brzmiało lepiej, to bym tego zdania tak nie rozdzielił Takie było założenie. Zmachany Grey wpada do windy i wykrztusza krótkie dziękuje. Po czym dodaje, za przytrzymanie windy. Tada, cała magia.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:36, 08 Wrz 2011    Temat postu:

Wiesz, może i tak, ale nie ma nigdzie wspomniane, że jest zadyszany. Nie ma wzmianki, że wykonał jakiś naprawdę spory wysiłek by się dostać do tej windy. Powinieneś napisać coś w stylu: Dziękuję. - wysapałem. - Za przytrzymanie windy. (...)
Albo napisać, że wszedł do windy usiłując złapać oddech czy coś by czytelnik się dowiedział o co chodzi. To co dla ciebie jest oczywiste, niekoniecznie jest oczywiste dla czytających.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin