Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Nieprzelane łzy, niewypowiedziane słowa [BO, 2/?, NZ]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:29, 30 Paź 2009    Temat postu: Nieprzelane łzy, niewypowiedziane słowa [BO, 2/?, NZ]

Oto druga część Halloween. Może przypadnie Wam do gustu.


Nieprzelane łzy, niewypowiedziane słowa


Ona


Cameron pojechała do Sabriny prosto z lotniska O’Hare. Podróż zabrała jej trochę czasu, bowiem Sabrina mieszkała niedaleko Jolie, ponad pięćdziesiąt mil od lotniska. Cam błogosławiła fakt posiadania gps w wynajętym samochodzie, bo bez niego zgubiła by się beznadziejnie natychmiast po zjechaniu z I-80. A i tak dwa razy niepotrzebnie przekroczyła rzekę. W końcu wjechała na wiejską drogę, ocienioną starymi klonami, która według zapewnień Sabriny miała zaprowadzić ją prosto do domu przyjaciółki.
Na szczęście okazało się to prawdą i Cameron z westchnieniem ulgi zaparkowała auto przed typowym wiejskim domem, z okazałą werandą, spadzistym dachem, facjatkowymi oknami w których błyszczało przyjazne światło. Z domu wypadła wysoka postać, która rzuciła się na Cameron z piskiem radości, ściskając ją z całej siły, tak ze zabrakło jej tchu w piersiach. Sabrina nic nie zmieniła się przez te prawie piętnaście lat...
Przyjaciółka rzuciła okiem na bladą twarz Cameron i zaciągnęła ją do środka, posadziła na kanapie i wybyła prawdopodobnie do kuchni. Allison rozejrzała się po pokoju z przyjemnością. Eklektyczna mieszanina mebli, drobiazgów, obrazów, które tworzyły przytulny pokój z ogniem na kominku, szmaragdową kanapą, obrazami ala Norman Rockwell i dwoma fotelami w stylu Ludwika XVIII. Wyciągnęła dłonie do ognia czując wewnętrzny chłód i mając nadzieję, że ciepło płynące od kominka coś pomoże. Sabrina pojawiła się wraz ze starszą, wściekle rudą kobietą, imieniem Samanta i przydomku Żelazna Smoczyca. Ruda jedynie uśmiechnęła się łagodnie słysząc przezwisko. Obie kobiety szybko zastawiły stolik kolacją, winem, serami i winogronami, po czym Samanta zniknęła w głębi domu, uśmiechając się miło do Cam.
Allison była bardzo głodna, nie zdawała sobie sprawy, że nie jadła od wczorajszego poranka, czyli ponad dwadzieścia cztery godziny temu. Gorące chilli con carne było pyszne, odpowiednio ostre i świetnie doprawione ziołami. Jadła powoli, zastanawiając się co właściwie ma powiedzieć Sabrinie. Jak dotąd, przyjaciółka powstrzymywała się od pytań, pogryzając brie, popijając wino i obserwując Cameron uważnie. To była kwestia czasu, zanim posypią się pytania... choć może nie. Czasami przyjaciółka okazywała się przerażająco bystra, jakby była telepatką. Cam odstawiła miseczkę i spojrzała na Sabrinę.
- Spieprzyłam sobie życie – powiedziała krytycznie, zamykając oczy.
Sabrina nadal nie odezwała się, najwyraźniej czekając na ciąg dalszy. Aczkolwiek tak naprawdę, nie potrzebowała opowieści Cam, żeby zorientować się, że Allison jest na krawędzi załamania nerwowego. Jej spokój był nienaturalny i wręcz przerażający. Sabrina wolałaby, żeby Cam zaczęła płakać, krzyczeć, okazywać emocje, a nie ten koszmarny spokój i opanowanie. Musiało się stać coś bardzo poważnego, co spowodowało to zamknięcie się w sobie. Nie zachowywała się tak nawet po śmierci męża i tej nieszczęsnej historii z Joe’m. Nalała Allison jeszcze jeden kieliszek wina i powoli przyjaciółka zaczęła opowiadać swoją historię od początku. Od podjęcia pracy u sławnego lekarza, w którym zakochała się jak nastolatka, a który nie zwracał na nią uwagi jako kobietę, o wieczorze monster track, katastrofalnej randce, o jej głupim seksualnym związku z Chase’m, który zerwała, kiedy on zaczął się angażować. O odejściu Foremana, zwolnieniu Chase’a i swojej rezygnacji, kiedy porzuciła marzenia i wróciła do Chase’a. O tym, że nie potrafiła odejść ze szpitala i razem z Chase’m pozostali na orbicie House’a. Opowiadała, jak House zaczął się zmieniać, stając sie obcy, nieprzyjemny, jeszcze bardziej zgryźliwy i okrutny bez powodu a ona w tym czasie brnęła dalej w związek z Chase’m, nie chcąc być sama i usiłując zapomnieć, równocześnie patrząc na krążących wokół siebie Cuddy i House’a. O tym jak najpierw dała się zmanipulować i zrobiła miejsce dla Chase’a w swoim mieszkaniu a potem... a potem jak on wmanewrował ją w małżeństwo, którego nie chciała, a przynajmniej nie tak szybko. Sprawy wymknęły się jej spod kontroli i wszystko ruszyło do przodu, mimo, że robiła co mogła, aby temu zapobiec. I tak, w kwietniu, stała się „szczęśliwą” panią Chase. A równocześnie House wylądował w psychiatryku, najpierw tylko na detoksie, ale potem został dłużej. Nie chciała o nim myśleć, nie chciała go widzieć, za bardzo bolało. Tymczasem on wrócił, zmieniony fizycznie i psychicznie. Nie wiedziała czy to dobrze czy źle. Tak więc zamieniła się w jego obecności w lodową królewnę zamkniętą gdzieś w swojej wieży. A on nie zwracał na nią uwagi, a jeśli już, nie było to nic miłego. Zniknęła gdzieś namiastka przyjaźni i zrozumienia, jakby nigdy jej nie było.
Cameron przerwała swoją spowiedź i wypiła duszkiem wino.
A potem pojawił się dyktator i Chase, zrobił coś niewybaczalnego: zabił pacjenta, z rozmysłem. Sporo czasu upłynęło, zanim się dowiedziała, choć widziała zmianę w swoim mężu, ale podejrzewała go o romans, a nie o taką rzecz! Początkowo nie mogła tego przełknąć, ale potem... pomyślała, że przysięgała: nie opuszczę cię. Dla niej taka przysięga to dużo. Zaproponowała, żeby się wyprowadzili, zaczęli pracę w innym mieście, w innym szpitalu i zaczęli naprawiać swoje małżeństwo. Początkowo Robert zgodził się a potem zmienił zdanie. Zrozumiała, że wcale nie kochał jej tak mocno jak mówił. I na koniec, te słowa House’a: kocham Cuddy...
To wszystko było dla niej za wiele.
Cameron podciągnęła kolana pod brodę, ojęła je ramionami i zaczęła kiwać się jak dziecko z sierocińca. Sabrina odetchnęła głęboko. To wszystko było koszmarne. Bez słowa objęła Allison i zaczęła głaskać ją uspakająco po plecach, czekając na łzy. Ale te nie popłynęły i Sabrina zrozumiała, że szkody są większe niż przypuszczała. Teraz tylko czas i spokój mogły pomóc. Nic więcej. Osobiście nie za bardzo wierzyła w te wszystkie terapie, uważając psychiatrów za szarlatanów. Jej mózg pracował szybko, rozpatrując możliwości. Jedno czego była pewna, to to,że Cameron nie nadaje się w tej chwili do pracy w dużym szpitalu, gdzie wszystko przypominało by jej PPTH. Hmm... może trzeba będzie pociągnąć za kilka sznurków...
- Kochanie, możesz zostać, a raczej zostaniesz na razie u mnie. Samanta przygotowała ci pokój na górze, poczujesz się zupełnie jak Ania z Zielonego Wzgórza. Jutro pokażę ci resztę domu, stajnie i okolicę. Spodoba ci się, bo tutaj jest pięknie. W Chicago masz wynajęte mieszkanie?
- Nie... mam pokój w motelu. Nie znalazłam nic odpowiedniego jeszcze. I jeszcze nie podpisałam umowy w szpitalu. Chciałam pozałatwiać... pozamykać wszystko...- głos Cam ucichł.
- To świetnie. Pojedziemy po twoje rzeczy i przywieziemy je tutaj. O pracę się nie martw, coś się znajdzie, w Jolie są dwa szpitale. Nie gniewaj się, ale Chicago to nie jest dobry pomysł w tej chwili. – Sabrina pasjami lubiła układać komuś życie, na szczęście nie robiła nic na siłę, ona tylko rzucała przynętę.
- Sabrina, ale ja mam niewiele pieniędzy. Kupiliśmy z Robertem apartament, mimo, że ja wolałabym go wynająć... i teraz kiedy odeszłam... jestem bez kasy. – Cam była zła na siebie, że uległa w sprawie mieszkania.
- Mieszkanie, wikt i opierunek masz u mnie za darmo – Sabrina roześmiała się wesoło. - Mam trzy samochody więc nie ma problemu z transportem no i zawsze możesz jeździć konno!
- Nie żartuj, ja nie mogę tak...
- Możesz. Nie zbiednieję, moja stadnina daje całkiem niezłe dochody, nawet więcej niż niezłe. I jak powiedziałam: z pracą nie będzie problemu, przekonasz się.
Optymizm Sabriny był zaraźliwy i Cameron postanowiła się poddać, przynajmniej chwilowo. Zbyt zmęczona i otępiała, żeby myśleć samodzielnie pozwoliła zapakować się do łóżka i potraktować jak małe dziecko. W nagrodę dostała ogromny kubek gorącej czekolady na pocieszenie.
W jednym Sabrina miała rację: okolica była piękna, niewielkie pagórki porośnięte drzewami, przechodzące w płaskie łąki, na których pasło się bydło i konie. Jesień powoli zamieniała się w zimę, ale na drzewach wciąż były kolorowe liście, sprawiające wrażenie jakby krajobraz płonął wszystkimi barwami czerwieni. Odebrała swoje rzeczy z motelu i zwolniła pokój w Chicago, resztę przedmiotów składając w magazynie. Z pracą rzeczywiście nie było problemów, bez najmniejszego wysiłku zatrudniła się w szpitalu w Jolie, niedużym i niedawno otwartym. Zaczęła pracę na immunologii, jako jeden z lekarzy, ale bardzo szybko stała się zastępcą ordynatora, Berniego Shaw, cichego, spokojnego mężczyzny o ogromnej wiedzy. Z nikim się nie zaprzyjaźniła. Była jak zawsze miła, uprzejma, pomocna, ale trzymała się na dystans. Odrzucała zaproszenia na drinka, lunche i kolacje. Bernie obserwował to w zamyśleniu, w końcu odbył z nią prywatną rozmowę, w wyniku której rozpuścił wieści o problemach w życiu prywatnym Cameron i stanowczo zasygnalizował, żeby męska część personelu dała jej spokój. O dziwo, podziałało.
Mając stałą, dobrą pracę, Cameron kupiła auto, a następnie całkiem niespodziewanie, dom. To najbardziej ją zaskoczyło: ona i dom...
Okazja wpadła jej sama w ręce. Na jej oddziale leżał osiemdziesięcioletni mężczyzna, dla którego lekarze nie mogli nic zrobić. Umierał powoli, w milczeniu, trzymając kurczowo rękę swojej o pięć lat młodszej żony. Cameron miała na nich oko, nadal nie potrafiła nie dbać o pacjenta...
Po śmierci mężczyzny do Allison zgłosiła się jego żona, Amelia. I zaproponował, żeby Cam kupiła jej dom. Ona sama chciała przenieść się do domu opieki i potrzebowała na to pieniędzy. Amelia znała dobrze Sabrinę i od niej dowiedziała się, że Cam szuka mieszkania. Nawet nie wiedząc kiedy, Cam zgodziła się. Bank bez przeszkód dał kredyt, tak więc Allison stała się dumną posiadaczką niewielkiego domku, oddalonego tylko o trzy mile od Sabriny i sześć mil od szpitala. W tym wszystkim miała szczęście, ponieważ dom przeszedł kapitalny remont dwa lata wcześniej. Parterowy, zbudowany z rzecznych kamieni, z obowiązkową werandą, posiadał dwie sypialnie, łazienkę, salon i sporą kuchnię. Oczywiście wszędzie były kominki, a w kuchni kuchnia węglowa. Miał też generator.
To było Illinois, znane z zawiei śnieżnych, które powodowały przerwy w dostawie prądu. Przedsiębiorczy mieszkańcy zainstalowali generatory, odkopali ze strychów antyczne kuchnie i przestali zwracać uwagę na brak zasilania.
Cameron sprowadziła swoje rzeczy z magazynu, część mebli zostawiła jej Amelia, część kupiła na lokalnych targach staroci. Tylko jeden mebel był nowy: jaskrawo czerwona skórzana kanapa, nieprawdopodobnie wygodna. Sąsiedzi pojawili się licznie, każdy z praktycznym prezentem: dostała piękny quilt, autentyczny indiański pióropusz, kolekcję ślicznych figurek z tekowego drewna, piękną lampę do sypialni i tony jedzenia.
Miejscowa społeczność zaakceptowała młodą lekarkę nie dlatego, że była przyjaciółką Sabriny, ale dlatego, że można było na nią liczyć. Nigdy nie odmówiła wizyty w domu, nawet w nocy. Lekarz rodzinny miał już swoje lata a do tego często wyjeżdżał.
Po pewnym czasie Allison odkryła w sobie nowy talent: potrafiła układać konie i wychodziło jej to znakomicie. Sabrina nie mogła wyjść ze zdumienia i podziwu. Cała historia zaczęła się od pięknego palomino, który był bardzo nieposłuszny i dziki. Sabrina nie miała czasu, żeby zacząć go trenować, więc po prostu stał w stajni i dziczał jeszcze bardziej. Cameron spodobał się od pierwszego spojrzenia. Nic nie wiedząc o jego wybrykach, po prostu zaczęła się nim zajmować i jeździć. Sabrina zobaczywszy Cameron na Diablo, byłaby spadła ze schodów. I tak Cameron miała dodatkowe zajęcie: układanie quarterów ze stadniny Sabriny. W sumie to była wdzięczna praca, bo te konie były inteligentne, uwielbiały się uczyć, nie tak jak na przykład araby, które były piękne ale głupie jak but. A Sabrina nabijała się z Cameron, że jest teraz zaklinaczem koni, co powodowało niewybredne komentarze ze strony Cam.

Allison nie utrzymywała żadnych kontaktów ze starymi przyjaciółmi z PPTH. Rozwód załatwił jej prawnik Sabriny, ona tylko podpisała papiery i na szczęście nie musiała się widzieć z Robertem. Scedowala na niego prawo do mieszkania, w zamian za co Chase miał jej zapłacić odpowiednią sumę. Jednak nie spodziewała się tych pieniędzy w najbliższym czasie, o ile w ogóle. Nie liczyła na nie i wolała być mile zaskoczona, gdyby się pojawiły.
Jej życie wskoczyło w nowe tory i była naprawdę zadowolona.
Gdyby nie ta pustka w głębi duszy...
Nadal nie potrafiła płakać i okazywać emocji. Zrozumiała wreszcie House’a: jeśli zostanie się zranionym tak bardzo, emocje znikają. Pozostaje fizyczny ból, bariera nie do przekroczenia, kiedy chcesz płakać...
Alison czuła się pusta i martwa wewnątrz. Jak widmo tańczące na zimnym wietrze i znikające gdy wiatr zaczyna wiać mocniej. Czasem wydawało jej się, że wręcz słyszy płacz i zawodzenie banshee*. Zastanawiała się, czy to kiedyś minie. Sabrina ciągle powtarzała jej, że potrzebuje czasu, ale kiedy pokochasz kogoś takiego, jak Gregory House, nie ma odwrotu. Między innymi dlatego nie rozumiała Cuddy i jej zachowania. Tej całej idiotycznej zabawy w kotka i myszkę. Zastanawiała się czasem, czy Cuddy rzeczywiście kocha House’a...



* - Wg niektórych wierzeń kobieta nieszczęśliwa, cierpiąca np z miłości, lecz nie mająca wcale w danym momencie umrzeć, która usłyszy lament Banshee może się również w nią przemienić


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez nefrytowakotka dnia Pon 18:59, 02 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:55, 30 Paź 2009    Temat postu:

Nie może, tylko na pewno. Pięknie napisane. Ja tez chcę mieć taką przyjaciółkę xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kejti
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 18 Paź 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:39, 30 Paź 2009    Temat postu:

Cudowne...
Po pierwsze, jak zwykle jakość opisu. Świetne, naprawdę dobrze opisałaś stan Cameron, plus opis okolicy...
Po drugie, dom Allison. Uwielbiam taki typ domów i gdy po przeczytaniu 1 części wyobraziłam sobie okolicę w jakiej zamieszkała bohaterka (w swoim boskim domku), to doszło do mnie, że to jakby część Allie. Tak dobrze pasowała sobą do krajobrazu i rzeczywistości...
I po trzecie... Masz dużą wiedzę i chyba szerokie pole zainteresowań. Bardzo lubię, gdy w fikach dzielisz się jakąś cząstką tego co wiesz, bo przez to stają się wyjątkowe i oryginalne. Dodatkowo wprowadza to niesamowity klimat.

Tak więc wena i dziękuję. Czekam na więcej

P.S Dobrze zrozumiałam, że elewacja domu Cameron była z różnej wielkości kamieni (w odcieniach szarości) ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
maryś
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 15 Kwi 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:10, 30 Paź 2009    Temat postu:

superrr*_* zapowiada się świetny fic! bardzo dobrze opisane wszystko, począwszy od uczuć Cam aż po dom i okolice. Naprawdę fajnie ci to wszystko wyszło. No i w przeciwieństwie do wielu ficów, to nadal jest ta 'serialowa' Cam, a nie zupełnie inna postać, którą z House'ową cam łączy tylko imie.

świetnie, czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Matys
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 23 Maj 2009
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 8:39, 31 Paź 2009    Temat postu:

Cudowny fik... Opis każdego, najmniejszego drobiazgu powoduje że czyta się go jednocześnie widząc te miejsca:) Świetne:) Teraz pojawia się tylko jedno dreczace pytanie. Co stanie się dalej?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:06, 31 Paź 2009    Temat postu:

Też jestem zaintrygowana. Jak zwykle. Dalszą historią Cam i czymś o Housie.

Masz, o czym zresztą wiesz, charakterystyczny, niepowtarzalny, autorski styl toczenia opowieści. Bez ckliwości, mocny. A jednocześnie twoje historie są niesztampowe.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bajeczka
The Wild Rose
The Wild Rose


Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 2472
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódzkie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:18, 31 Paź 2009    Temat postu:

Nie będę pisać o fiku, bo jak wiemy jest wspaniały, nie musze pisać rzeczy oczywistych. Podoba mi się zwłaszcza ostatni akapit, przez resztę przeszłam jak burza, a przy nim się zatrzymałam. Cudowny. Mam tylko pytanie. Czy powstanie kolejna część w której doprowadzisz do happy endu czy pozostawisz go tak jak jest?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:03, 31 Paź 2009    Temat postu:

Po prostu Cameron...
Ciekawa jestem co dalej:)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:58, 02 Lis 2009    Temat postu:

Następna część.

On

House siedział w swoim biurze i patrzył na skany z MRI. Zmiany w mózgu, czy też raczej uszkodzenia, były wyraźnie widoczne. Potrzebna była natychmiastowa operacja, w celu naprawy uszkodzeń i powstrzymania powolnego krwawienia. Zastanawiał się, jakim cudem nie wyszło to na wcześniejszych skanach. Gdyby odkryto to odpowiednio wcześnie, pacjent nie cierpiałby na okrutne migreny i zaniki pamięci. Neurochirurg powiedział mu, że operacja powinna odbyć się natychmiast, zanim zniszczenia będą nieodwracalne.
Taaak. Był z tym pewien problem i House jeszcze go nie rozwiązał. Na szczęście, był sam. Jego zespół opuścił szpital już dwie godziny temu, Wilson pojechał coś załatwić, a Cuddy o tej porze powinna być w domu z dzieckiem. Miał więc chwilę spokoju, żeby pomyśleć.
Usłyszał nerwowe klikanie wysokich obcasów i westchnął.
Cuddy.
Jednak nie pojechala do domu.
Cholera.
- House? Co ty tutaj robisz o tej porze? Myślałam, że juz dawno wyszedłeś? – Głos Cuddy jak zawsze był ostry.
- Jeśli myślałaś, że mnie nie ma, to po co przyszłaś? Masz zamiar przeszukać mi biuro w poszukiwaniu porno? – Nawet nie odwrócił głowy w jej stronę, nie odrywając wzroku od negaskopu.
- House! Zobaczyłam światło w twoim gabinecie – wyjaśniła kulawo. – Przyjedziesz dzisiaj do mnie? – Usłyszał wyraźną prośbę, a może wręcz żądanie?
- Nie. Jestem zajęty.
- Przecież nie masz pacjenta! Siedzisz i nic nie robisz. – Teraz Cuddy była zła. Jak zawsze, kiedy jej odmawiał.
- To co robię, jest moją sprawą. Zostaw mnie w spokoju. – Nie miał ochoty na przepychanki słowne. – Jedź do domu i zajmij się córką. To ciekawsze niż szpiegowanie swojego kochanka.
- W porządku, jak chcesz.- Cuddy zacisnęła wargi z wściekłością i wyszła z biura.
House nie popatrzył za nią. Był zbyt zmęczony i wykończony psychicznie związkiem z Lisą. Do tego plotki o ich domniemanym romansie rozeszły się błyskawicznie po szpitalu, a on podejrzewał, że Cuddy maczała w tym swoje palce. Zarząd błyskawicznie zainteresował się tym faktem i House zaczynał się obawiać, że jego stanowisko może być w niebezpieczeństwie. Cuddy była dobrą administratorką, to on był enfant terrible i to jemu zagrażał ten układ. Na szczęście kupił dom razem z Wilsonem i do pracy przyjeżdżał albo z nim albo na swoim motocyklu. Zaczął też wysyłać Foremana do Cuddy celem załatwienia zezwoleń na ryzykowne procedury medyczne. Przestał też czynić seksistowskie uwagi pod jej adresem i unikał jej jak diabeł święconej wody, powoli stając się więźniem własnego gabinetu.
Oparł się wygodnie i zaczął myśleć i analizować.
Związek z Cuddy... to nie była bajka. Ze Stacy nie było prosto, ponieważ obydwoje byli egoistami, ale Stacy przynajmniej czasami ustępowała. Do tego on nie był kaleką i nie żył pogrążony w bólu. A pomimo to oddalali się od siebie. Nigdy nie poprosił ją żeby została jego żoną. Nie rozmawiali o dzieciach, o kupnie domu. Tak naprawdę żyli z dnia na dzień.
Z Cuddy było inaczej. Jej życie to była wieczna walka o wszystko. Sięgała po coś, co chciała bez względu na koszty i uczucia innych. I potrafiła być bezwzględna. Oczywiście, można było ją zranić, ale przecież związek nie polega na zadawaniu sobie nawzajem ran. On potrzebował odpoczynku i spokoju, a z Cuddy to był życiowy rollecoaster. Na krótką metę było okay, ale dłużej... Czuł się wykończony psychicznie i emocjonalnie. Nie widział się w roli męża Cuddy, ani tym bardziej ojca dla Rachel, nawet jej nie lubił, mimo że była cicha i spokojna. Takie... ciepłe kluchy. Może dlatego nie polubił Rachel?
Cuddy podjęła próby nacisku, więc on zaczął się oddalać, ona się obrażała. a on przepraszał... przynajmniej próbował.
Czasami żałował, że wtrącił się w związek Cuddy i Lucasa. Ale wtedy wydawało mu się, że ją kocha. Wydawało mu się, czy też ją kochał/kocha? Nagle przypomniała mu się Lydia. Jej łagodne oczy, niezbyt ładna, ale interesująca twarz i ciepło jakie od niej emanowało.
Cuddy nie była ciepła. Być może zapomniała, jak być ciepłą i czułą osobą przez tyle lat bycia samą. Z Cuddy to była wieczna wojna o dominację, a on zaczynał być śmiertelnie zmęczony i bliski poddania się. Jednak poddanie się oznaczało, że duża część jego osobowości zniknie, umrze. Nie wiedział, czy chce stać się pustą skorupą, nawet jeśli tego właśnie chciała Cuddy.
Seks z nią był niezły, nie mógł powiedzieć, że nie był zadowolony, ale czegoś mu brakowało. Nie pasji, nie pożądania.. ale czegoś. Delikatności?
Może.
I była jeszcze jedna sprawa.
Kilka dni wcześniej został dłużej w biurze, czekając na wyniki testów. Słuchał spokojnie muzyki, a jego myśli hasały swobodnie niczym króliki po słonecznej łące. I wtedy, z głębin jego umysłu wypłynęło jedno słowo: licencja. Opuścił gwałtownie nogi, do tej pory ułożone wygodnie na blacie biurka. Pytania, dotąd zepchnięte do podświadomości wypłynęły na wierzch. Na detoksie był dokładnie siedem dni, więc skąd oświadczenie Nolana, że musi zostać bo w przeciwnym wypadku nie podpisze mu papierów umożliwiających odzyskanie licencji? Jakim cudem tak szybko cofnięto mu uprawnienia i na czyj wniosek?
Odszukał numer do swojego prawnika i nie zważając na późną porę zadzwonił. Uzyskane odpowiedzi wprawiły go w lekkie osłupienie oraz chęć mordu na Wilsonie. Pohamował mordercze instynkty i zaczął grzebać w systemie. Miał szczęście, bo Cuddy nie zmieniała dawno hasła, pewnie dlatego że przestał włamywać się do jej komputera. Po dłuższej chwili znalazł stenogram z tajnego posiedzenia zarządu, który odbył się w trzecim dniu jego nieobecności w szpitalu. Podjęto uchwałę o wysłaniu natychmiastowym wniosku o cofnięcie mu licencji, powiadomieniu doktora Nolana o zaistniałej sytuacji, co faktycznie spowodowało konieczność wydania przez niego opinii dopuszczającej House’a do pracy.
Wilson nie był obecny na posiedzeniu.
A więc Cuddy pobiegła do zarządu...
Jego prawnik oświadczył mu, że nie było podstaw do cofnięcia licencji, ponieważ na detoks zgłosił dobrowolnie, a do tego vicodin nie był de facto narkotykiem, tylko legalnym środkiem przeciwbólowym, ponadto House go brał, ponieważ cierpiał na chroniczny ból. Prawnik zrobił jeszcze jedną uwagę: gdyby było inaczej, straciłby licencję podczas odwyku, na który poszedł zmuszony przez Trittera.
House spokojnie mógł zaskarżyć decyzję i wygrać spore pieniądze w ramach odszkodowania...
Natomiast nieobadana tajemnicą było dla niego postępowanie Cuddy...


Z zamyślenia wyrwał go głos Wilsona:
- Ziemia do House’a! – Przyjaciel wydawał się być zirytowany.
- Czego? – House był zły.
- Przyszedłem zapytać czy wszystko w porządku. Myślałem, że jesteś w domu albo u Cuddy... Jest już prawie jedenasta. – Wilson za dobrze znał przyjaciela, żeby denerwować się grubiańską odzywką. – Czyje to skany? Przecież nie masz pacjenta? – Onkolog przyglądał się ciekawie zdjęciom. – Ugh... nie za dobrze. Spore uszkodzenia, krwawienie... Kiedy operacja? I czemu tutaj je masz? – Pytania posypały się jedno za drugim.
- Poproszono mnie o konsultację – burknął House, nie pragnąc niczego innego tylko, żeby Wilson odczepił się od skanów. – Wilson, czy wiesz na czyj wniosek, odebrano mi licencję?
- Co? Z tego co wiem to sprawka Nolana, a dlaczego? Przecież odzyskałes ją? – Onkolog odpowiadał normalnie najwyraźniej w pełni nieświadomy tajnego posiedzenia rady. I nadal nie odczepił się od skanów. – Jimmi, zostaw te zdjęcia, to nic ważnego!
- Mumm... pewnie. – Wilson przesunął nieco zdjęcie i zamarł wpatrując się w nazwisko pacjenta.
Steve McQueen.
- House? – Onkolog odwrócił się wolno w stronę przyjaciela z przerażeniem wymalowanym na twarzy. – To twoje skany, prawda? – Nie zabrzmiało to jak pytanie, a raczej jak stwierdzenie faktu.
Nie było sensu zaprzeczać, więc House skinął w milczeniu głową.
- Kiedy masz operację? – Wilson momentalnie zachrypł.
- Nie wiem. Dopiero dostałem wyniki. Nie chcę tutaj... więc... muszę pomyśleć.
- Ty nie masz czasu na myślenie i wiesz o tym! – Wilson wybuchnął, w jego głosie słychać było panikę. – Jak się zorientowałeś??
- Migreny i zaniki pamięci. Nolan to idiota. To nie vicodin powodował halucynacje, tylko to – skinął głową w kierunku negaskopu. – A podawanie mi tak silnego koktajlu SSRI prawdopodobnie przyspieszyło proces. Ja też jestem idiotą, że nie zorientowałem się wcześniej... dałem sobie wmówić, że to vicodin i depresja.. – słowa House’a były gorzkie jak piołun.
Wilson zbladł jeszcze bardziej. Od razu zorientował się skąd pochodzą uszkodzenia. Głęboka stymulacja mózgu i napad częściowo złożony, kiedy jeszcze igła była w głowie House’a.
To moja wina...
- Okay, nie chcesz tutaj, więc gdzie? Nowy Jork? Filadelfia? Baltimor?
- Wilson... nie wiem. – House uniósł pięści do skroni i przycisnął mocno. – Znowu się zaczyna...
- Dobrze, siedź tutaj a ja podzwonię, okay? – Wilson usiłował zachować zimną krew.
- Tylko nie waż się zadzwonić do Cuddy. Nie chcę żeby ona coś wiedziała. Ani ona, ani inni. To moja sprawa... i ewentualnie twoja.
Wilson nie był głupi, w końcu za coś House go cenił. Potrafił obserwować i wyciągać wnioski. I wiedział, że House nie jest szczęśliwy z Cuddy. Dusił się. Był zmęczony wieczną walką o wszystko. Wilson nie robił żadnych uwag, ponieważ swego czasu sam namawiał przyjaciela na związek z Cuddy. A teraz tego bardzo żałował.
Szukał gorączkowo numeru telefonu do swojego dobrego znajomego neurochirurga pracującego w Mercy. Daniel był mu winny przysługę... Po dwudziestu minutach wszystko zostało ustalone i Wilson wrócił do gabinetu przyjaciela. House siedział za biurkiem z głową opartą na blacie, dłońmi zasłaniając twarz. Wilson delikatnie potrząsnął przyjacielem.
- House, chodź jedziemy do szpitala, już na nas czekają.
- Gdzie?
- Mercy. Chodź, czeka nas dwie godziny jazdy, musimy się pospieszyć, wszystko będzie przygotowane, no wstawaj.
House poniósł się z jękiem nie otwierając oczu i zatoczył się na Wilsona tracąc równowagę, i równocześnie łapiąc się za głowę. Onkolog z przerażeniem zobaczył kropelki krwi w uchu przyjaciela. Objął go mocno i posadził na krześle. Wybiegł z biura, żeby po chwili wrócić z wózkiem. Ostrożnie przetransportował House’a na wózek i błogosławiąc nocną porę, skierował się ku tylnej windzie, prowadzącej do podziemnego garażu. Wsadził House’a do samochodu, beztrosko zostawiając wózek na parkingu. Droga do szpitala upłynęła w milczeniu, ponieważ House usnął, co ucieszyło Wilsona.
Na podjeździe Mercy czekała już ekipa pielęgniarek i Daniel. Wilson zreferował szybko obecny stan House’a, dał skany i ostatni raz popatrzył na nieprzytomnego przyjaciela leżącego na noszach. W końcu przemógł się, pochylił i uściskał House’a niezręcznie, myśląc, że przecież i tak House nie będzie o tym wiedział. Pielęgniarki szybko zabrały łóżko na trakt operacyjny, aby przygotować diagnostę do operacji. Daniel zadał jeszcze kilka pytań, kręcąc głową w zdumieniu nad opowieścią Wilsona o wszystkim, co spotkało House’a w ciągu ostatniego roku. Nie musiał mówić, że operacja nie będzie łatwa, a wynik może być różny. Neurochirurg widząc stan Wilsona nie zaproponował mu obserwowania operacji. Poklepał go tylko po ramieniu i odszedł.
Wilson powlókł się do poczekalni, żeby czekać cierpliwie na koniec operacji i wieści od Daniela. Nigdy w życiu się tak nie bał. Nawet przy Amber. Teraz miał trudności z oddychaniem, a żołądek bolał go tak bardzo, że Wilson pomyślał, że straci zaraz przytomność. Jakaś miła pielęgniarka, zauroczona jego oczami, przyniosła mu całkiem niezłą kawę, co przez chwile pomogło, ale potem panika wróciła zalewając go falą pierwotnego strachu. A do tego poczucie winy dokładało swoje.
Miał wrażenie, że siedzi tak całą wieczność, ale kiedy spojrzał na zegar, okazało się, że upłynęła dopiero godzina.
Po następnych czterech godzinach z Wilsona został znerwicowany strzępek człowieka. W końcu drzwi otworzyły się i bardzo zmęczony Daniel podszedł do Wilsona.
- Jest nieźle. Powstrzymaliśmy krwawienie, naprawiliśmy co się dało. Teraz trzeba czekać, aż doktor House się obudzi. Zrobimy testy... i zobaczymy. Miał szczęście, jeszcze dzień, dwa i uszkodzenia byłyby ogromne... Możesz iść do niego, przewieziono go już na ojom. – Klepnął Wilsona w ramię i odszedł nie czekając na kulawe podziękowania.



Notka autorska

Jest po prostu niemożliwe, żeby głęboka stymulacja mózgu oraz napad częściowo złożony nie pozostawiły żadnych fizycznych uszkodzeń. Owszem, początkowo mogły być niewidoczne, zamaskowane śladem pozostawionym przez igłę. Uszkodzenia tłumaczą halucynacje, rozmycia wizji i zmianę osobowości.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:46, 02 Lis 2009    Temat postu:

Akurat do Mercy... albo szczęście, albo przeznaczenie...
Mnie to bardzo cieszy xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kejti
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 18 Paź 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:49, 02 Lis 2009    Temat postu:

bo z tej Cuddy, to zła kobieta była... Mam przeczucie, że Greg w ramach rekonwalescencji wyląduje u Cameron.

Oczywiście podobało mi się niezmiernie i czekam na więcej...

Ludzie, piszcie komentarze! Wtedy wen Neferytowej szybciej się naje


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:53, 02 Lis 2009    Temat postu:

Dziękować Nefrytowej za tę część. Za rozprawienie się z błędami i przekłamaniami, za prostowanie House'a i jego historii, za uczciwe przedstawienie jego poczynań, za uczciwe podsumowanie kobiet z jakimi się wiązał.

Kawał arcysolidnej roboty Nefryt.
Powala na kolana jak Sanitarium.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bajeczka
The Wild Rose
The Wild Rose


Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 2472
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódzkie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:19, 02 Lis 2009    Temat postu:

Bardzo dobrze przedstawiona sytuacja z Cuddy. Właśnie tak widziałabym ich związek. Poprostu mistrzostwo. I tyle mam do powiedzenia

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ninka_m
Gość





PostWysłany: Wto 10:50, 03 Lis 2009    Temat postu:

Jak zwykle, Nefytowa, świetne. Nie wiem, dlaczego DS po prostu nie ściągnie Twoich pomysłów, które są o niebo (dwa nieba) lepsze o jego.
Rozumiem, że w serialu dokonuje się pewnych uproszczeń, ale dlaczego te uproszczenia mają polegać na skretynieniu? Było tyle możliwości sensownego rozwiązania problemu halucynacji - wybrano najgłupszą. I masz rację - obecne zmiany zachowania House psychiatra rozpoznałby jako zmiany osobowości o możliwym podłożu organicznym. Ja bym też brała pod uwagę PTSD (też następstwem są zmiany osobowości), ale to już moje prywatne spaczenie....
Powrót do góry
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:19, 03 Lis 2009    Temat postu:

Dzięki za wszystkie komentarze, wen czuje się zaszczycony i z lekka nakarmiony

Ninko, to że House cierpi na PTSD to jest widoczne jak na dłoni. I to też powoduje halucynacje. A nie vicodin. House przeszedł bardzo dużo w życiu, poczynając od zawału mięśnia, przez postrzelenie (dlaczego ten wątek został porzucony? Rozumiem, że ketamina zamazała traumę z tym związaną... ale przestała działać, a on przeszedł nad tym do porządku dziennego? tzn nad postrzeleniem. To jest nieprawdopodobne psychologicznie i jaki ciekawy watek mógłby być). Potem ten ciężki wypadek autobusowy z uszkodzeniem czaszki, wstrząsem mózgu i śmiercią Amber. Odejście Wilsona. Śmierć ojca. Przecież następuje wyraźna zmiana osobowości, halucynacje... i co otrzymujemy? Vicodin, detoks i depresję!!
To już głupota do kwadratu. Pomijam litościwym milczeniem Nolana i Mayfield.
I to nie jest tylko Twoje spaczenie :devil: czasami jestem jeszcze gorsza
Nie jestem psychologiem ale mam prywatnego doradcę w postaci córki no i moja fascynację. Staram się, żeby to wszystko trzymało się kupy, ponieważ jak dla mnie House był dramatem medycznym, na tyle porywającym, ze niedociągnięcia (jak choćby debilna sprawa z Tritterem) nie rzucały się tak w oczy. Teraz głupota leje się z ekranu...
Tak więc próbuję wyprostować coś, co wg mnie zostało spaczone...

Następna część się pisze


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ninka_m
Gość





PostWysłany: Wto 11:27, 03 Lis 2009    Temat postu:

nefrytowakotka napisał:
przez postrzelenie (dlaczego ten wątek został porzucony? Rozumiem, że ketamina zamazała traumę z tym związaną... ale przestała działać, a on przeszedł nad tym do porządku dziennego? tzn nad postrzeleniem. To jest nieprawdopodobne psychologicznie i jaki ciekawy watek mógłby być).


niesamowotia koincydencja myślenia - bo ja właśnie o tym pisałam w tym samym czasie!
Powrót do góry
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:39, 03 Lis 2009    Temat postu:

Hehehehe... najwyraźniej prawnicy i psycholodzy myślą tak samo
Mnie pozostał niedosyt związany z porzuceniem tego wątku. Ale pewnie policyjna dusza się we mnie odzywa


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin