Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Serce decyduje samo [NZ]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:09, 02 Mar 2009    Temat postu:

Bardzo mi się podobał sposób w jaki przedstawiłaś czuwanie House'a z oddali nad Cam cierpiącą z powodu choroby przyjaciółki.

Całość wyszła bardzo wiarygodnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuś
The Federerest
The Federerest


Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 3362
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:11, 02 Mar 2009    Temat postu:

Miło mi. Wzmagasz moje chęci do odszukania wena, nawet jeśli się ukrył na końcu świata

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BuTtErfly...?.!
Gastroenterolog
Gastroenterolog


Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 1718
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:17, 02 Mar 2009    Temat postu:

zuś fajnie, tylko jak weszłam to pierwsze co:
"przegapiłam 2 części jak to możliwe??" a tu sie okazało że tylko jedna
szkoda bo aż się nie chciało kończyć czytać...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuś
The Federerest
The Federerest


Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 3362
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:11, 03 Mar 2009    Temat postu:

Czasami sama siebie zadziwiam xD Ale tak miałam ochotę coś napisać, że jak już zaczęłam, to stwierdziłam, że napiszę cały rozdział, od początku do końca. Enjoy

ROZDZIAŁ VII
„Nowe zakątki”


To, co od pewnego czasu robił codziennie uważał za, delikatnie mówiąc… Właśnie, jakie? Żałosne? Tak, to chyba dobre określenie. Ostatnio nic nie pasowało, nic nie przypominało w nim dawnego Grega. Owszem, z zewnątrz nadal pozostawał ten sam. Szorstki, sarkastyczny dupek. Maski nie musiał ściągać, ale w środku wszystko wywinęło radosnego koziołka i stanęło do góry nogami. To, co czuł, było tak inne, niż dotychczas. Odkrywał nowe zakątki w samym sobie, nieznane zakamarki własnego umysłu, w których skrywały się pokłady najprawdziwszych uczuć. Zdecydowanie nie był to dla niego normalny stan i był wobec niego tak bezbronny, jak nigdy wobec czegokolwiek innego. Ucieczka była niemożliwa, ale i zaakceptowanie całej tej sytuacji wydawało się mu być czymś niezmiernie trudnym. Toczył sam ze sobą cichą wojnę. Wygrana przeskakiwała, niczym przerzucana z jednej dłoni do drugiej piłeczka – raz wygrywał stary House, a następnie zwycięstwo stało twardo po stronie tego nowego, nie całkiem jeszcze znajomego Grega. W tej chwili prowadził ten drugi, co objawiało się tym, że pomimo pulsującego bólu w nodze stał i gapił się bezmyślnie w plecy Cameron, okalane lekko pofalowanymi brązowymi włosami. Dziewczyna gestykulowała zawzięcie, zapewne tłumacząc coś swojej przyjaciółce. Już kilka razy udało mu się przyuważyć Diane na wpatrywanie się w niego, jednak kiedy łapał jej spojrzenie, nie uciekała wzrokiem, ale uśmiechała się, choć z każdym dniem coraz bladziej.

- House? Co-ty-tu-do-cholery-robisz?! – wyrzuciła z siebie jednym tchem Cuddy.
- Stoję – odpowiedział zgodnie z prawdą. – Czy nikt ci jeszcze nie powiedział, że istnieją pewne ogólnie akceptowane normy dotyczące stroju do pracy? – dodał po chwili, kiedy jego spojrzenie na kilka sekund zatrzymało się na dekolcie Lisy.
- A czy ty słyszałeś o tym, że w godzinach pracy powinieneś znajdować się w obrębie swojego oddziału, o ile nie zostaniesz wezwany na pilną konsultację?
- Ależ ja właśnie jestem na konsultacji – obruszył się.
- Doprawdy? Wilson nie wspominał... Zresztą nie widzę powodu, dla którego miałbyś zawracać sobie głowę umierającą na raka dziewczyną – prychnęła niczym rozwścieczona kotka patrząc w kierunku Cameron. – Natychmiast wracasz na oddział, masz pacjenta. A potem zapraszam do kliniki.
- Jasne, szefie – rzucił ostatnie spojrzenie w stronę pleców Allison i ruszył korytarzem podpierając się laską. Po chwili przystanął, z lekkim trudem otworzył fiolkę i połknął dwie białe tabletki.

***

- I co, nadal usiłujesz mi wmówić, że nic nie wiesz?! Nie żartuj, kto miałby cokolwiek wiedzieć, jeśli nie ty?
- Lisa, co mam ci powiedzieć? Że się zaręczyli i niedługo będą mieli piątkę uroczych dzieciątek, a ja zostanę świadkiem na ich ślubie, którego data i miejsce są trzymane w takiej tajemnicy, że nawet mi dadzą znać w ostatniej chwili?
- Mniej więcej – mruknęła, a Wilson zaśmiał się cicho. – Co cię tak bawi?
- To, jak się przejmujesz, szczerze mówiąc. Daj mu spokój, House to House, nic z niego nie wyciągniesz, jeżeli sam nie będzie chciał powiedzieć.
- Ale…
- Nie ale, Liso, to już naprawdę nie twoja sprawa. Ty miałaś swoja szansę, teraz daj tą szansę jemu. Nawet nie wiesz, jak tego potrzebuje.
Cuddy zagryzła wargi i utkwiła spojrzenie w bliżej nieokreślonym punkcie. Nawet jeśli tego nie chciała, Wilson miał całkowita rację.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuś
The Federerest
The Federerest


Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 3362
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:12, 03 Mar 2009    Temat postu:

Czasami sama siebie zadziwiam xD Ale tak miałam ochotę coś napisać, że jak już zaczęłam, to stwierdziłam, że napiszę cały rozdział, od początku do końca. Enjoy

ROZDZIAŁ VII
„Nowe zakątki”


To, co od pewnego czasu robił codziennie uważał za, delikatnie mówiąc… Właśnie, jakie? Żałosne? Tak, to chyba dobre określenie. Ostatnio nic nie pasowało, nic nie przypominało w nim dawnego Grega. Owszem, z zewnątrz nadal pozostawał ten sam. Szorstki, sarkastyczny dupek. Maski nie musiał ściągać, ale w środku wszystko wywinęło radosnego koziołka i stanęło do góry nogami. To, co czuł, było tak inne, niż dotychczas. Odkrywał nowe zakątki w samym sobie, nieznane zakamarki własnego umysłu, w których skrywały się pokłady najprawdziwszych uczuć. Zdecydowanie nie był to dla niego normalny stan i był wobec niego tak bezbronny, jak nigdy wobec czegokolwiek innego. Ucieczka była niemożliwa, ale i zaakceptowanie całej tej sytuacji wydawało się mu być czymś niezmiernie trudnym. Toczył sam ze sobą cichą wojnę. Wygrana przeskakiwała, niczym przerzucana z jednej dłoni do drugiej piłeczka – raz wygrywał stary House, a następnie zwycięstwo stało twardo po stronie tego nowego, nie całkiem jeszcze znajomego Grega. W tej chwili prowadził ten drugi, co objawiało się tym, że pomimo pulsującego bólu w nodze stał i gapił się bezmyślnie w plecy Cameron, okalane lekko pofalowanymi brązowymi włosami. Dziewczyna gestykulowała zawzięcie, zapewne tłumacząc coś swojej przyjaciółce. Już kilka razy udało mu się przyuważyć Diane na wpatrywanie się w niego, jednak kiedy łapał jej spojrzenie, nie uciekała wzrokiem, ale uśmiechała się, choć z każdym dniem coraz bladziej.

- House? Co-ty-tu-do-cholery-robisz?! – wyrzuciła z siebie jednym tchem Cuddy.
- Stoję – odpowiedział zgodnie z prawdą. – Czy nikt ci jeszcze nie powiedział, że istnieją pewne ogólnie akceptowane normy dotyczące stroju do pracy? – dodał po chwili, kiedy jego spojrzenie na kilka sekund zatrzymało się na dekolcie Lisy.
- A czy ty słyszałeś o tym, że w godzinach pracy powinieneś znajdować się w obrębie swojego oddziału, o ile nie zostaniesz wezwany na pilną konsultację?
- Ależ ja właśnie jestem na konsultacji – obruszył się.
- Doprawdy? Wilson nie wspominał... Zresztą nie widzę powodu, dla którego miałbyś zawracać sobie głowę umierającą na raka dziewczyną – prychnęła niczym rozwścieczona kotka patrząc w kierunku Cameron. – Natychmiast wracasz na oddział, masz pacjenta. A potem zapraszam do kliniki.
- Jasne, szefie – rzucił ostatnie spojrzenie w stronę pleców Allison i ruszył korytarzem podpierając się laską. Po chwili przystanął, z lekkim trudem otworzył fiolkę i połknął dwie białe tabletki.

***

- I co, nadal usiłujesz mi wmówić, że nic nie wiesz?! Nie żartuj, kto miałby cokolwiek wiedzieć, jeśli nie ty?
- Lisa, co mam ci powiedzieć? Że się zaręczyli i niedługo będą mieli piątkę uroczych dzieciątek, a ja zostanę świadkiem na ich ślubie, którego data i miejsce są trzymane w takiej tajemnicy, że nawet mi dadzą znać w ostatniej chwili?
- Mniej więcej – mruknęła, a Wilson zaśmiał się cicho. – Co cię tak bawi?
- To, jak się przejmujesz, szczerze mówiąc. Daj mu spokój, House to House, nic z niego nie wyciągniesz, jeżeli sam nie będzie chciał powiedzieć.
- Ale…
- Nie ale, Liso, to już naprawdę nie twoja sprawa. Ty miałaś swoja szansę, teraz daj tą szansę jemu. Nawet nie wiesz, jak tego potrzebuje.
Cuddy zagryzła wargi i utkwiła spojrzenie w bliżej nieokreślonym punkcie. Nawet jeśli tego nie chciała, Wilson miał całkowita rację.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:54, 03 Mar 2009    Temat postu:

I dobrze, to znaczy historia dobrze się rozwija, a w niej postać House'a.

Nie za dużo tego, ale lepszy rydz niż nic. Zwłaszcza, że narobiłaś apetytu na więcej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:40, 03 Mar 2009    Temat postu:

dobrze, że pokazujesz jak House się otwiera przed uczuciami. jest wtedy taki uroczy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:36, 04 Mar 2009    Temat postu:

prześliczne, ale króciutkie
tak po prostu
czekam na następną część


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuś
The Federerest
The Federerest


Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 3362
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:41, 08 Mar 2009    Temat postu:

I jest kolejny rozdział. Najdłuższy, jaki do tej pory napisałam. Miłego czytania (:

ROZDZIAŁ VIII
„Przysługa”


- James…
- Tak?
- Mogę cię o coś poprosić?
- Jasne, mów – onkolog spojrzał na nią z pewną dozą bezradności, jaka się w nim kryła.
- Mógłbyś poprosić House’a, żeby do mnie zajrzał?
- House’a? Ale…
- Po prostu mu powiedz, że chciałabym z nim porozmawiać, dobra?
- Dobrze, skoro chcesz… Chociaż nie wiem, dlaczego to właśnie z nim chcesz rozmawiać – Wilson ruszył w stronę szklanych drzwi.
- I jeszcze coś… - zatrzymał się z ręką na klamce i ponownie obrócił w jej kierunku. – Chciałabym, żeby to zostało między nami.
- W porządku, nie ma sprawy – odpowiedział. Zresztą i tak nie miał zamiaru z nikim rozmawiać o jej prośbie. Tak naprawdę, nie było o czym, jedyne, co mogło wzbudzać jakiekolwiek podejrzenia było to, że poprosiła o przyprowadzenie do niej właśnie House’a. Zapewne miała swoje powody, a skoro sama nie chciała mu ich zdradzić, postanowił nie nalegać.


Przez drzwi pierwsza prześlizgnęła się laska, a zaraz za nią pojawił się House z jak zwykle nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Stanął, przypatrując się jej badawczo.
- Fajnie, że przyszedłeś – lekko uśmiechnęła się do niego. Podszedł bliżej i usiadł na skraju łóżka; zapowiadała się dłuższa rozmowa, a nie zamierzał spędzić jej stojąc po środku jednej z sal oddziału onkologicznego.
- Chciałam z tobą porozmawiać.
Nie odpowiedział. On nie chciał rozmawiać, a już na pewno nie z nią. Nie znał jej, widywał ją czasem razem z Allison, rozmawiali może ze dwa razy. Nie chciał też tutaj przychodzić i gdyby nie Wilson, mógłby teraz spokojnie pooglądać seriale lub robić cokolwiek innego. Tymczasem przyjaciel niemal siłą zaciągnął go na swój oddział, zostawił go pod drzwiami Diane i odszedł dopiero, kiedy zobaczył, że na pewno zostanie i wejdzie do środka.
- Czemu taki jesteś?
- Co? – o czym ona chciała rozmawiać? Czy naprawdę nie było innych tematów, niezwiązanych z jego osobą…
- Czemu? Wiecznie grasz, manipulujesz, kłamiesz…
- Wszyscy kłamią – mruknął.
- Ale ty udajesz kogoś, kim nie jesteś.
- Nie znasz mnie, więc…
- Więc mogę rozmawiać z tobą inaczej niż inni.
- Dlaczego miałbym z tobą rozmawiać? Po co? Mogłaś siedzieć teraz z Cameron, Wilsonem, czy z kim tam jeszcze byś chciała, ale wybrałaś mnie. Nie nadaję się na dobrego przyjaciela, który potrzyma cię za rękę. A i tak nie sądzę, że właśnie tego we mnie szukasz,
- Poniekąd właśnie tego… - odparła. – Porozmawiasz ze mną, ale naprawdę, szczerze? To chyba nie aż tak wiele.

Czuł na sobie spojrzenie jej zielonych oczu, ale sam wlepiał wzrok w niepozorną szafkę stojącą przy jej łóżku. Nie da za wygraną, wiedział to doskonale. Ale nadal w najmniejszym stopniu nie miał ochoty na jakieś bzdurne rozmowy na temat tego, czemu jest, jaki jest.

- Nie licz na zbyt wiele – powiedział w końcu. Na twarzy dziewczyny znów pojawił się nikły uśmiech.
- Stacy. Kim dla ciebie jest?

Skąd ona wie o Stacy? Cameron czy Wilson? Które postanowiło opisać jej historię jego życia?


- Skąd wiesz o Stacy?
- Miałeś rozmawiać, a nie pytać. Kim ona dla ciebie jest, teraz?
- Jest… etapem mojego życia, którego nie zamierzam wracać. – dlaczego jej o tym mówił…?
- Ale też nie zamierzasz ułożyć sobie życia, tak?
- Moje życie jest ułożone, nawet nie wiesz, jak bardzo. Nie zamierzam nic zmieniać.
- Co nazywasz ułożonym życiem? Szpital i spotkania z Wilsonem od czasu do czasu? Nie bądź śmieszny – prychnęła zniecierpliwiona.
- Skoro mi odpowiada, nie widzę powodów, dla których miałoby przeszkadzać tobie.
- Wmówiłeś sobie, że jest dobrze tak, jak jest. A tak naprawdę się boisz. Żyjesz w swoim bezpiecznym świecie i nikogo do niego nie wpuszczasz, bo boisz się, że wykorzysta pierwsza lepszą okazję, żeby wbić ci nóż w plecy i powiedzieć, że jesteś żałosny, że nie zasługujesz na jakiekolwiek pozytywne uczucia. Uciekasz przed wszystkimi, bo się boisz, nie…
- Zachciało ci się zabawy w psychologa? – przerwał jej. - Cholera, zostaw w spokoju mnie i moje życie, bo to nie twoja sprawa – rzucił ostro.
- Może nie moja, ale na pewno innych. Oni będą żyli obok ciebie przez kolejne lata, a ty nadal będziesz ich ignorował, chociaż na to nie zasługują.
- Zasługują, nie zasługują, co za różnica.
- Wielka. Szczególnie, że są tacy, dla których znaczysz więcej, niż ci się wydaje.
- O czym ty… - nagle zrozumiał. Tak, to przecież pasowało idealnie. – Cameron cię nasłała!
- Pudło.
- Wilson?
- Nie rozumiesz… Nikt mnie nie nasłał, nikt mnie nie zmuszał, bym otwierała w tobie wszystko, co tak szczelnie pozamykałeś.
- To dlaczego to robisz?
- Bo nikt nie zasługuje na to, by być nieszczęśliwym. Ty też nie.
- I dlatego postanowiłaś ze mną porozmawiać, licząc, że kiedy stąd wyjdę, znajdę Cameron, uklęknę przed nią na środku szpitala i przed wszystkimi przypadkowo zebranymi tam osobami poproszę ją o rękę. Allison, zawsze cię kochałem, ale byłem zbyt wielkim dupkiem, by to przyznać. Wybacz. Zostań moją żoną, zamieszkajmy w domu z ogródkiem i miejmy trójkę ślicznych, małych dzieciaków. – zaśmiał się krótko, choć tak naprawdę nic w tym, co powiedział, nie wydawało się mu śmieszne. - Jeżeli tego oczekujesz, to niestety będziesz rozczarowana.
- Udajesz, że jest ci obojętna, podobnie zresztą jak Wilson. Ale, House, ty udajesz. Inni może tego nie dostrzegają, ale ja widziałam to od samego początku. Myślisz, że mogłam nie zauważyć ciebie stojącego pod drzwiami do mojej sali, kiedy patrzyłeś się na jej plecy? Daj spokój, przecież nie robiłeś tego z nudów, ani czysto zawodowego zainteresowania Allison, jako swoim pracownikiem.
- Nieważne. Diane, wracam do siebie. Nie wiem, czy powiedziałaś mi to, co chciałaś i szczerze mówiąc, nie bardzo mnie to obchodzi. Pobawiłaś się trochę w terapeutę, którego nie potrzebuję, a teraz daj mi już spokój – wstał i podpierając się laską ruszył w kierunku drzwi.
- Poczekaj. Jeszcze tylko jedno – zatrzymał się, rzucając wymowne spojrzenie w sufit. – Zrobisz co chcesz z tym, co ci powiedziałam. Ale proszę cię, żebyś nie zostawił Allie samej. Ona nie może być sama, pewne sytuacje ją przerastają. Zresztą sam wiesz... Idź już.

Zamknął za sobą drzwi i podążył do swojego gabinetu. Nie zamierzał rozpamiętywać tego, co usłyszał od Diane. Mała, naiwna dziewczyna, która myśli, że może zasiać szczęście na całym świecie… Jednak niezależnie od tego, co chciał o tym wszystkim myśleć, w głowie kołatało mu się tylko jedno. Wiedział, że miała rację.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:41, 08 Mar 2009    Temat postu:

House zwrócił się do niej po imieniu.
To więcej znaczy niż słowa, za którymi się schował.
Zależało mu, by usłyszeć co ma do powiedzenia.

Co zrobi z tą uświadomioną sobie w ostatnim zdaniu wiedzą jest bardzo interesujące.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:44, 09 Mar 2009    Temat postu:

no prosze Diane jako kolejna osoba która mówi mu żeby zaopiekował się Cameron , dobre

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:59, 09 Mar 2009    Temat postu:

on wcale nie jest taki zły, on chciał ją wysłuchać, on ją zrozumiał...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BuTtErfly...?.!
Gastroenterolog
Gastroenterolog


Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 1718
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:25, 09 Mar 2009    Temat postu:

hyyyy...
wygarnęła mu w twarz to przed czym uciekał, lubię ją. Może Wilson wyleczy ją aby miała więcej takich sytuacji


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:27, 10 Mar 2009    Temat postu:

Fajna terapeutka...
Szkoda, ze umiera


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tysiaaa
Troll Horumowy
Troll Horumowy


Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 1398
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: Dukla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:40, 15 Mar 2009    Temat postu:

Jaka psychologiczna rozmowa :]czekam na c.d.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mistrustful
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 30 Sty 2009
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza miedzy ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:36, 12 Cze 2009    Temat postu:

Hymm.. Przeczytałam wszystkie dotychczasowe części i przyznaję, że akcja się rozwija ciekawie. Jedyne, co mi przeszkadza to fakt, że trochę się pogubiłam w niektórych częściach.. Nie wiem, czy specjalnie tak piszesz, czy wychodzi Ci to przypadkiem..
No, w każdym razie czekam na dalsze fragmenty.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuś
The Federerest
The Federerest


Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 3362
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:33, 20 Cze 2009    Temat postu:

A mogłabyś sprecyzować, w czym się pogubiłaś? Napisz tutaj albo na pw, bo jestem ciekawa, gdzie pojawiły się jakieś nieścisłości.

Nowa część będzie, wydaje mi się, niedługo. Fragment mam już napisany od dawna, nie mogę tylko zebrać się, żeby go dokończyć


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:44, 20 Cze 2009    Temat postu:

To się zepnij Zuś.

Daj nam kolejny kawałek. Pora już najwyższa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuś
The Federerest
The Federerest


Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 3362
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:38, 20 Cze 2009    Temat postu:

Wiem, wiem. Aż sama się głupio czuję z tym, że tak długo nie pisałam. Zbiorę się i doprowadzę tą historię do końca, chociaż może w międzyczasie wrzucę jeszcze coś nowego.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuś
The Federerest
The Federerest


Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 3362
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:50, 20 Cze 2009    Temat postu:

Nie wierzę, napisałam! Powoli zmierzamy do końca, ale sama jeszcze nie wiem ile jeszcze powstanie części. W każdym razie mam nadzieję, że ta się Wam spodoba.

Rozdział IX
„Brak słów...”


Bezradność bolała. Patrzyła na śmierć swojej przyjaciółki, najbliższej osoby, jaką miała. Bała się o nią, a czasem, gdzieś w środku, odzywał się także tłumiony lęk przed samotnością. Była lekarzem. Ocaliła tyle istnień, wniosła w życie wielu ludzi nadzieję, a teraz nie potrafiła nic zrobić. Uchronić przed śmiercią kogoś, kto był dla niej niczym siostra... Czy naprawdę żądała nazbyt wiele? Tymczasem była bezradna niczym małe, zagubione dziecko.
Ledwo trzymała się na nogach. Złożony przypadek, którym zajmowali się od poprzedniego poranka i wizyty u Diane przyczyniły się do tego, że nie spała już przeszło 30 godzin. Snuła się po szpitalu niczym cień człowieka. Tak właściwie wcale nie chciała wracać do domu. Pustka sprawiała, że narastało w niej uczucie paniki. Te kilka chwil, które spędziła ostatnio samotnie w swoim mieszkaniu przywodziło jej na myśl jedynie świat po śmierci przyjaciółki. Życie miało przybrać formę „praca – dom – samotność”. Los miał w zwyczaju odbierać jej tych, których najbardziej kochała. Nie miała rodziny, ani męża, a wkrótce miało także zabraknąć tej, która wniosła wraz z sobą tyle optymizmu i radosnego uśmiechu.
- Kawa – stanowczy głos wyrwał ją z zamyślenia. W pierwszej chwili nie rozpoznała go, dopiero po chwili, kiedy podniosła głowę udało jej się skojarzyć głos mężczyzny z jego twarzą.
- Ach, Chase… Przepraszam, zamyśliłam się.
Blondyn uśmiechnął się i niemal siłą wepchnął jej kubek z gorącym napojem do rąk.
- Kiedy ostatnio spałaś? Powinnaś iść do domu, odpocząć.
- Wiesz, ja… nie mam ochoty – mruknęła. – Pójdę, ale jeszcze nie teraz.
- A co, jeśli ci powiem, że pójdziesz właśnie w tej chwili?
- Chcesz mnie uprowadzić?
- Chcę o ciebie zadbać, skoro sama tego nie robisz. Chodź – wyciągnął ku niej rękę. Odpowiedziała niepewnym spojrzeniem. – Allison, nie bądź śmieszna, nie możesz zamieszkać w szpitalu.
Sięgnął po jej dłoń, po czym delikatnie pociągnął ją w swoją stronę. Już się nie opierała, powoli wstała i pozwoliła mu się prowadzić. Wspólne przemierzanie szpitalnych korytarzy przypominało obojgu chwile spędzone przed rozstaniem. Teraz Cameron mogłaby przysiąc, że od tamtego czasu minęły już całe lata świetlne, w każdym razie ich związek wydawał się jej teraz niesamowicie odległy. Chase przestał już o nią zabiegać i zdawało się, że wyzbył się już urazy, którą przez pewien czas starannie w sobie pielęgnował. Lekko się na nim opierała i zmierzali niespiesznym krokiem w stronę parkingu. Przyjaciele. Tylko przyjaciele, tak, jak to jeszcze było kilka lat temu. Dla nich był to najlepszy układ z możliwych i, bądź co bądź, jedyny, jaki mogła zaakceptować.

- Allie? – mężczyzna potrząsnął nią delikatnie.
- Mhmm?
- Wysiadaj, dojechaliśmy – przetarła oczy. Czyżby zasnęła? Przecież ze szpitala do jej domu wcale nie było daleko. Widocznie jej organizm domagał się odpoczynku zdecydowanie bardziej stanowczo, niż jej się wydawało.
Pokonywanie kolejnych stopni sprawiało jej niemało trudności. Jak dobrze, że chociaż w tej chwili mogła się na kimś podeprzeć. Stanąwszy pod drzwiami do swojego mieszkania zaczęła przetrząsać torebkę w poszukiwaniu kluczy. W końcu odnalazła je i otworzyła drzwi. Chase podszedł bliżej tak, że czuła już bijące od niego ciepło.
- Dzięki za… za wszystko – weszła do środka.
- Nie zaprosisz mnie? – blondyn uśmiechnął się, po czym znowu zrobił krok w jej stronę. Widziała już drobne iskierki światła odbijające się w jego oczach.
- Jestem zmęczona, chciałabym odpocząć.
- Skoro tak…
- Chase, to naprawdę nie jest najlepszy pomysł…
Kilka centymetrów dzielących ich twarze dla obojga znaczyło co innego. On pragnął jeszcze zmniejszyć tą odległość, ona zaś w tym momencie chciała się znaleźć jak najdalej od mężczyzny. Kilka sekund wpatrywali się w siebie, po czym spuściła wzrok. Chase odwrócił się.
- To naprawdę nie jest dobry pomysł – szepnęła.
- Pewnie masz rację. Nieważne – wyczuła w jego głosie nutkę zawodu, ale wiedziała, że nie może zacząć tej historii od nowa.
- Mimo wszystko dziękuję.
Zniknęła za drzwiami.

Źle spała. Znowu dręczyły ją koszmary, podczas gdy za oknem szalała burza. Może gdyby Chase został byłoby lepiej… Ale nie chciała się nad tym zastanawiać. Ich związek był pomyłką i nie powinni więcej do niego wracać. Wiedziała, że nigdy nie będzie w stanie go pokochać i nie chciała po raz kolejny sprawić mu bólu. Ile mogłaby się oszukiwać, jak długo mogłaby próbować stworzyć iluzję szczęśliwego związku? Kilkanaście tygodni, miesięcy? Nie potrafiła kłamać, więc tym bardziej nie mogła oszukiwać siebie.


Nadzieja umiera ostatnia, myślał Wilson. Czuł na swoich dłoniach jej chłodne palce, słyszał jak nierówno wdychała powietrze. Liczyła każdy oddech, bo każdy mógł być ostatnim. Wiedziała o tym. Koniec był bliższy niż kiedykolwiek wcześniej, a tak naprawdę dopiero teraz zaczęła zdawać sobie z tego sprawę. Już niedługo miało jej nie być, miała nie czuć i nie myśleć. Nie istnieć. Zacisnęła mocniej palce na dłoni mężczyzny. Była jedynie malutką, bezbronną Diane zagubioną w koszmarze choroby. Tak bardzo nie chciała być sama, po raz pierwszy naprawdę potrzebowała kogoś, kto potrzyma ją za rękę, zostanie do końca. W twarzy Jamesa dostrzegła ból. Wiedziała, że gdyby tylko mógł jej jakoś pomóc, zrobiłby to bez wahania. Chciała coś powiedzieć, ale nie miała już siły. Poczuła delikatne muśnięcie palców Wilsona na swoim policzku. Nie potrzebowali słów, by przekazać to, o czym właśnie myśleli.
House szedł korytarzem w stronę oddziału onkologicznego. Sam nie wiedział, dlaczego chciał się zobaczyć z Diane, ale czuł, że musi się z nią spotkać. Nie przeszkadzało mu to, że był środek nocy, a cały szpital od dawna pogrążony był w sennej ciszy. On właśnie zaburzał tą ciszę, kiedy w opustoszałym korytarzu raz po raz rozlegało się echo stukotu laski. Jedna z pielęgniarek posłała mu ganiące spojrzenie, jednak powstrzymała się od komentarza. Przez lata pracy w PTTH zdążyła się nauczyć, że zwracanie uwagi House'owi może przynieść jedynie więcej szkody, niż pożytku.
Odszukał wzrokiem salę 231 i już wiedział, że coś było nie w porządku. Szklane drzwi kołysały się, jakby przed chwilą ktoś przez nie przechodził. Podszedł jeszcze kilka kroków bliżej i mógł już zajrzeć do środka. Światło było przygaszone, a na krzesełku przy łóżku Diane siedział Wilson z twarzą ukrytą w dłoniach. Obok krzątała się pielęgniarka. James potrząsnął głową, po czym podniósł swój wzrok na kobietę.
- Czas zgonu 3:47 – powiedział cicho.
House zaklął głośno, zwracając tym uwagę przyjaciela. Wilson rzucił ostatnie spojrzenie na ciało Diane, po czym obrócił się i wyszedł z sali. Zrezygnowanie bijące z jego oczu było tak dobitne, że cały House'owy sarkazm zbuntował się przeciw swemu właścicielowi odmawiając komentarzy pod adresem onkologa.
- Tak szybko...?
James kiwnął głową.
- Nic już nie mogliśmy zrobić, ostatnie stadium, przerzuty.
- A All... Czy Cameron wie? - omal nie nazwał jej po imieniu. W myślach często wyrażał się o niej w ten sposób, ale nie mógł sobie pozwolić na coś takiego przy Wilsonie. Nie chciał niepotrzebnych pytań i pełnych zainteresowania spojrzeń.
-Nie wiem, czy teraz do niej dzwonić. Może rano...? Ledwie trzymała się na nogach, kiedy wychodziła. Chase zawiózł ją do domu, powinna odpocząć.
-Powiedz jej rano, kiedy przyjdzie do pracy – odwrócił się od Wilsona z zamiarem udania się do domu. Chase, też coś!
- House? - zatrzymał się. - Może byłoby lepiej, gdybyś to ty z nią porozmawiał?
- Nie byłoby Wilson, uwierz mi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:32, 21 Cze 2009    Temat postu:

Piękna cześć, tylko taka smutna.
Bardzo szkoda, że umarła. Mam chociaż nadzieję, że dała House'owi do myślenia.

Czekam na następną cześć i pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 10:00, 21 Cze 2009    Temat postu:

jak smutno, że Diane zmarła
a to House musi o tym powiedzieć Cam, nie Wilson !
część boska, czekam na następną


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin