Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Wieczór z wampirem [Z, +13]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nisia
Killer Queen


Dołączył: 16 Maj 2008
Posty: 11641
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 97 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:27, 07 Mar 2010    Temat postu: Wieczór z wampirem [Z, +13]




Konkursowy. Nic specjalnego, ale w sumie trochę frajdy z pisania go miałam, więc może komuś uda się przebrnąć
Dedykuję Kejti. Bo to modne. Bo jeszcze jej nie dedykowałam. Bo wciąż mnie nie rzuciła (jeszcze)




Siedział przy swoim ulubionym stoliku w cieniu i czytał gazetę, gdy do jego nozdrzy dobiegł ten aromat. Wiele, wiele woni miał okazję już poznać, ale ta była inna niż wszystkie, dużo piękniejsza, taka kusząca i szlachetna zarazem.
Nie sprawiło mu problemu zlokalizowanie źródła pociągającego zapachu- kilka stolików dalej przysiadła się właśnie młoda kobieta o błyszczących blond lokach. Kelner już stał obok i notował jej zamówienie. Przyciągała wzrok, to niewątpliwe. Gdy poprawiła niesforny kosmyk włosów, który wiosenny wiaterek zarzucił jej na twarz, mężczyzna usłyszał wyraźnie jak kelnerowi, kierowany podnieceniem, przyśpiesza rytm serca.

Złożył gazetę i wstał, przyciągając spojrzenie pięknej nieznajomej. Posłał jej lekko ironiczny półuśmiech, włożył kapelusz, chwycił laskę i odszedł.

Allison Cameron nerwowo poprawiła włosy i wygładziła spódniczkę. Była osobą raczej spokojną i niełatwo było ją wyprowadzić z równowagi, ale też nie było to byle co. Od dłuższego czasu starała się o pracę właśnie w tym szpitalu i kiedy dostała wiadomość, że jest wolna posada, to mimo, iż nie była to jej wymarzona immunologia, postanowiła przyjąć pracę, w nadziei, że będąc na miejscu uda jej się w końcu dostać na upragniony wydział.
Wzięła głęboki wdech i zapukała do drzwi z napisem „Lisa Cuddy Dziekan Medycyny”.
Administratorka szpitala podsunęła jej kilka papierów do podpisania i, ponieważ resztę spraw załatwiły na wcześniejszym spotkaniu, formalności miały już za sobą. Cuddy zaproponowała, że odprowadzi ją na jej oddział i zapozna z najbliższymi współpracownikami. Po drodze uprzedziła ją, żeby nie przejmowała się za mocno docinkami swojego bezpośredniego przełożonego, doktora House'a. To specyficzna osoba i jeśli szybko nie wyrobi sobie sposobów na jego numery, to długo tu nie wytrzyma.

House siedział przy swoim biurku i mnąc w dłoni jakiś przedmiot, wpatrywał się w okno. Poza nim ani w gabinecie, ani w przylegającym do niego pomieszczeniu- sądząc po stole z kilkoma krzesłami i dużej białej tablicy, będącym miejscem narad- nie było nikogo. Kiedy się odwrócił, zaskoczona odkryła w nim nieznajomego z kawiarni za rogiem, i mimo, że on nie okazał zdziwienia, wiedziała, że również ją rozpoznał.
- House, to twoja nowa podwładna. - poinformowała go szefowa. - sam wybierałeś z tego stosu cv, który ci podrzuciłam – dodała przypominająco.
House odłożył na biurko trzymany w dłoni przedmiot, który okazał się być gumową piersią antystresową.
- Witaj na pokładzie i takie tam – powiedział z galanterią zaprawioną ironią – mój zespół jest aktualnie zajęty, jak wrócą Foreman nauczy cię parzyć kawę, a Taub podlizywać mi się.
Jak na zawołanie, wymienieni weszli do gabinetu. Spojrzeli pytająco na nieznajomą kobietę, która otrząsnęła się już z pierwszego oneśmielenia i zdenerwowania i budziła się w niej odwaga, więc po prostu im się przedstawiła jako nowa współpracownica.
Kiedy idąc do sąsiedniego pokoju, przepuścili ją przodem, usłyszała jeszcze konspiracyjny szept House'a.
- Spoko, moim zdaniem za dwa tygodnie sama ucieknie.

Wbrew przepowiedni szefa i początkowemu dystansowi współpracowników, Cameron wcale nie odeszła. Dość szybko złapała wspólny język z kolegami i nauczyła się odpowiadać na zaczepki szefa ripostami, które niejednokrotnie zamykały mu na jakiś czas usta.
Sam House był oryginalną i ciekawą osobowością. Złośliwy i arogancki, był jednocześnie niesamowicie inteligentny. Wiedza, jaką posiadał niebywale imponowała Cameron, która sądziła, że sama potrzebowałaby paręset lat praktyki, by mu dorównać.

No i był jeszcze przystojny.

To wszystko razem sprawiało, że uczucia lekarki względem przełożonego były niejednoznaczne, mieszanina podziwu i nienawiści.
Jednym słowem- strasznie ją pociągał.

Nie pozwoliła jednak, by ten pociąg ujrzał światło dziennie. Przede wszystkim była kobietą zajętą, od paru lat mieszkała ze swoim chłopakiem, Robertem. A poza tym... wolała po prostu nie ujawniać swoich uczuć przed House'm, spodziewając się typowych dla niego bezlitosnych uwag, rzucanych niby mimochodem, na okrągło.
Nie, na to nie mogła sobie pozwolić.
Zresztą, mimo wszystko, co jakiś czas żywo go nienawidziła. Więc zasadniczo problemu nie było.
Pomijając oczywiście ten jego magnetyzm.

Praca na oddziale House'a okazała się wciągająca i satysfakcjonująca. Po paru miesiącach praktycznie zapomniała jaki był właściwy cel, dla którego zaczynała pracę w tym szpitalu. Zrozumiałe więc, że wezwanie Cuddy, która zaproponowała jej miejsce na immunologii, wprawiło ją w konsternację. Poprosiła o kilka dni do namysłu.

Idąc korytarzem po wyniki badań, próbowała rozważać za i przeciw przejścia na immunologię. Tak, to jej specjalizacja i marzenie, ale z drugiej strony na oddziale diagnostyki czuła, że naprawdę żyje. Czerpała ogromną satysfakcję ze sposobu, w jaki prowadziło się przypadki na oddziale doktora House'a.
No i House...
Zdecydowanie powinna się z nim przespać.
Wróć! Z TYM przespać.
Chyba jest nieco przemęczona.

Skoncentrowana na wewnętrznym dialogu dotarła do szpitalnego banku krwi, skąd miała wziąć litr 0Rh- do transfuzji dla ich aktualnego pacjenta. Ku swojemu zaskoczeniu ujrzała, że w pomieszczeniu znajduje się nie kto inny, jak House we własnej osobie.
- Przyszłam po krew dla pacjenta, ale chyba mnie ubiegłeś? - zagaiła.
- Tak, też właśnie przyszedłem – odpowiedział, zerkając nieco nerwowo na drzwi.
- Dziwne, nie widziałam cię – podejrzliwie mu się przyjrzała.
- Bo wleciałem przez okno – wywrócił oczami, odzyskując rezon – co robisz? - spytał, widząc, że Cameron podchodzi do jednej z chłodni.
- Wyjmuję krew, przecież ty tego nie zrobiłeś.
- Zajmę się tym, a ty wracaj do pacjenta i zleć biopsję płuc. Problemy z oddychaniem nie ustały.

Kobieta przez chwilę patrzyła na niego uważnie, nie mogąc się oprzeć wrażeniu, że jest zbywana. House podniósł pytająco brew, więc uznała, że zrobi, co jej kazano. Obróciła się i poczuła, że z ucha wysuwa jej się, niedopięty najwyraźniej, kolczyk i upada z cichym brzęknięciem na posadzkę. Schylając się po niego zobaczyła pod stolikiem przy ścianie coś, czego nie powinno tam być. Puste opakowanie po porcji krwi.
Wyprostowała się i podeszła bliżej, zanim jednak zdążyła zbadać to z bliska, drogę zastąpił jej House.
- Co robisz? - spytał ostro.
- Coś tam widzę i chcę zobaczyć co – odparła, usiłując go wyminąć, ale nie dopuścił do tego – ej, jakim cudem tak szybko się tu dostałeś?
- Zostaw to – tym razem nie próbował nawet ukryć wrogiego tonu. Wydawało jej się, czy obnażył trochę zęby?
- Niby czemu? - spytała buntowniczo, nic sobie nie robiąc z jego postawy.
- Po prostu bądź mądrą dziewczynką i nie zadawaj więcej pytań, a nic ci się nie stanie.
- Grozisz mi? - zaczynała być naprawdę wkurzona – nie boję się ciebie. Co mi zrobisz? Dogonisz mnie?
Westchnął.
- Po prostu odejdź – powiedział cicho, uciekając spojrzeniem w bok – proszę! - dodał niemal błagalnie.
- Nie, House – powiedziała twardo – coś się tu dzieje i ja się dowiem co!
Spodziewała się dalszej dyskusji, ale on po prostu ustąpił jej drogę.
- Twoja wola.
Schyliła się i podniosła plastikowe opakowanie. Nalepka głosiła, że była tam krew Arh+. No właśnie, była.
Tchnięta przeczuciem zajrzała ponownie pod stolik i wyjęła stamtąd... plastikową rurkę, taką, którą dzieci używają do ułatwienia, a dorośli do sprawienia wrażenia finezji podczas picia.
Nie mogąc połapać się o co chodzi, zerknęła na House'a, sprawdzając, czy on też jest tak zaskoczony.
Ale nie był. Wpatrywał się w nią bardzo intensywnie, wyczekująco i odrobinę prowokująco.

Nagle poskładała wszystkie fakty. House sprawiał wrażenie, że nigdy się nie męczy (no, chyba, że Cuddy akurat go pouczała). Był bardzo blady i niesamowicie szybki, zwinny i cichy, zwłaszcza jak na kalekę. Kiedy zdarzało im się (faktycznie bardzo rzadko, ale jednak) przypadkiem dotknąć, jego skóra zawsze była chłodna. Musiał mieć świetny słuch i węch, bo nigdy nie był zaskoczony czyimś przyjściem a także często zlecał wykonanie jakiś badania, mimo braku objawów sugerujących, że powinny zostać zrobione, a wyniki ukazywały, że „przeczucie” go nie myliło. Ta ogromna wiedza, jakby latami praktykował... no i teraz ta krew.

Parę sekund trwało zebranie myśli. Wybiegła z pomieszczenia, jak najdalej od tego... nawet nie umiała użyć w myślach słowa określającego kim jest. Czym jest.
Obawiała się pogoni, ale nie, po chwili zwolniła więc do szybkiego marszu. Zupełnie bez przeszkód dotarła do pustego od niedawna domu (ten obibok, Chase, znalazł sobie partnerkę od szklaneczki i imprez. Nie rozpaczała po nim, gdy się poznali był zupełnie inny), gdzie wziąwszy prysznic i zażywszy podwójną dawkę tabletek nasennych, padła jak kamień.

Powitał ją piękny, letni poranek. Wczorajsze wydarzenia wydawały się tylko snem, dziwnym majakiem.
Właściwie nie była pewna, czy jej się faktycznie nie przyśniły.
Rzut oka do kalendarza przypomniał jej, że dziś w szpitalu coroczna impreza charytatywna. Nie była pewna, czy się wybierze, ale na wszelki wypadek wyjęła z szafy sukienkę, którą kupiła na wesele brata.
Postanowiła zaryzykować i pójść normalnie do pracy i spróbować na chłodno ocenić sytuację, swoje uczucia oraz House'a, a dopiero potem podjąć ewentualną decyzję co dalej. I z pracą u niego i z pójściem na bankiet.

W windzie jechała ze oddziałową z immunologii, chwilę porozmawiały o oddziale, wysiadły na piętrze, na którym znajdowała się diagnostyka i szły dalej razem, a pielęgniarka zaczęła opowiadać jej plotkę dnia.
- Doktor Cuddy zniknęła. Nie zjawiła się w pracy, nie odbiera telefonów. Taka sytuacja jeszcze się nie zdarzyła, więc wysłali do niej pracownika, ale nikt nie otwiera a drzwi są zamknięte.
- Zgłoszono to na policji? - spytała zaniepokojona Cameron. Doszły już pod drzwi gabinetu House'a i przystanęły. Cameron, która stała przodem do biurka, widziała, że House pochyla się, pisząc coś.
- No właśnie nie, bo zaginięcie można zgłosić po 48 godzinach, a pielęgniarz widział jak wychodziła z pracy z doktorem House'm o osiemnastej, więc nie minęło nawet połowę z tego czasu.
Cameron zbladła.
- Z kim wychodziła?
- No, z pani szefem, House'm.
Jakby słysząc, że o nim mowa- choć zwykły człowiek nie miał na to szans z powodu przeszkód takich jak odległość i zamknięte drzwi- House podniósł głowę. Ich spojrzenia ponad ramieniem pielęgniarki się spotkały, w oczach diagnosty młoda lekarka ujrzała coś, co ją przeraziło.
Odwróciła wzrok, przeprosiła pielęgniarkę, mówiąc, że o czymś zapomniała i zawróciła do windy.
Chwilę później była już w drodze do domu.

Miotała nią wściekłość. I bezradność. Bo co mogła zrobić? Zadzwonić na policję i rzucić „hej, szukajcie Lisy Cuddy takiej bardziej w postaci zwłok, z wyssaną krwią, bo tak się składa, że możliwe, że napadł ją wampir”? Zresztą gdzie niby mieliby szukać?
Ciekawe jak wampiry pozbywają się zwłok...
WRÓĆ!
Jej myśli zabłądziły w jakieś dziwne tereny. Ale co zrobić? Przecież nikt jej nie uwierzy... Do cholery, jak tak można! Przecież...

Dzwonek telefonu nie pozwolił jej sformułować do końca zdania.
- Słucham! - niemal warknęła.
- Cameron to ty? - usłyszała w słuchawce męski głos. Foreman – dzwonię tylko przekazać, że Cuddy się znalazła. Ponoć bardzo się zmartwiłaś, więc informuję.
- I wszystko z nią ok? - spytała, mając wizję Cuddy- zombie.
- Hmm, z Cuddy ok? - roześmiał się Foreman – powiedziałbym raczej, że nie odbiega od swojej normy.
Porozmawiali jeszcze chwilę o pacjencie, który został dziś wypisany, szczęśliwie dla Cameron, która w związku z tym mogła już nie wracać i o bankiecie (powiedziała, że nie wie, czy się zjawi), po czym pożegnali się.

I znów została sama ze swoimi myślami, jakże innymi od tych wcześniejszych!
No dobra, źle go oceniła, choć przecież miała prawo się pomylić, nie? Chociaż z drugiej strony nie dał jej właściwie powodów. Nie działo się nic szczególnie podejrzanego, on zasadniczo nie był nawet jakiś specjalnie straszny.
No, ona się go nie bała.
Wychodzi na to, że dała się ponieść paranoi. I najgorsze, że on o tym wie. A przecież nawet nie miała dowodów na to, że... no właśnie. To znaczy, w sumie miała jakąś dziwną pewność, że się nie myli co do jego... paranormalności. Ale gdy się nad tym głębiej zastanowić, to nie przerażało ją to.
Co więcej, House nie tracił swojego uroku, a wręcz... tak...

Starając się odciąć od myślenia o House'ie, Cameron bardzo powoli i pieczołowicie zaczęła szykować się na wieczór. Z wybiciem godziny siedemnastej jechała już taksówką, niczym żółtą, blaszaną karocą, na bal.

Ludzi było mnóstwo, jak zawsze przy takich okazjach. Wypięknione damy i wypomadowani panowie krążyli między stołami, uginającymi się od potraw, a ladami barowymi, przy których barmani serwowali alkohole. Cameron przeczesywała wzrokiem salę. W końcu zobaczyła go, choć właściwie nie szukała go świadomie. Stał pod ścianą i akurat w tym momencie również na nią spojrzał. Dla Allison sala na chwilę zamarła, zniknęli ludzie i ucichł zgiełk, byli tylko oni dwoje, połączeni tym magicznym kontaktem wzrokowym, od którego nie sposób uciec. Po chwili jednak ktoś podszedł do House'a i zaczął rozmowę, więc, chcąc nie chcąc, Cameron również zajęła się nawiązywaniem stosunków międzyludzkich, typowym dla imprez tego rodzaju.

I tak zleciała godzina. Co jakiś czas Cameron odszukiwała diagnostę wzrokiem, ale nie napotkała już jego spojrzenia.
Za moment miała rozpocząć się aukcja, a brakowało jednego z organizatorów. Cameron, która również była zaangażowana do pomocy, sięgnęła do torebeczki po telefon, by do niego zadzwonić i zapytać kiedy się zjawi, lecz telefonu tam nie było. Wysiliła pamięć. Nie przypominała sobie by go chowała, ani nawet by widziała go w domu. Foreman dzwonił na stacjonarny... Właściwie to nie była pewna, czy w ogóle dziś miała go w ręce.
Przypomniało jej się. Musiała go zostawić w szufladzie swojego biurka na diagnostyce, kiedy wczoraj tak pośpiesznie uciekała do domu.

Pojechała na oddział diagnostyki, gdzie, jak się spodziewała, znalazła telefon. Wsiadła na powrót do windy, lecz nim drzwi się zamknęły do końca, ktoś je zatrzymał, wsadzając między nie... laskę. Zanim go ujrzała, wiedziała, że to House.
Skinął głową na powitanie i wszedł do środka, taksując ją, odzianą w piękną – o ironio- krwistoczerwoną kreację, ale nie dał po sobie poznać, jaki efekt wywarły na nim te oględziny.
Stanął po drugiej stronie windy, co odrobinę sprawiło jej przykrość. Panowała cisza, napięcie można by rżnąć piłą, a Cameron miała wrażenie, że zjazd o jeden poziom trwa godzinami. Gdy byli gdzieś w połowie pierwszego piętra, winda wydała z siebie pomruk, światło zamigotało i zgasło. Wszystko stanęło w miejscu.
House bez słowa wcisnął guzik alarmu, który oczywiście nie zadziałał.
- Na pewno zaraz naprawią awarię – usłyszała jego głos z oddali.
Mijały minuty. House niecierpliwie stukał najpierw paznokciami, a potem laską, o ściankę ich więzienia. Cameron, coraz bardziej przerażona, skuliła się na podłodze i objęła rękami kolana.
- Nic ci nie zrobię – usłyszała z oddali.
- Nie boję się ciebie – parsknęła Cameron- tylko zawsze bałam się, że utknę w windzie. W dodatku jest ciemno.
- Nie boisz się mnie? - House najwyraźniej był bardzo zaskoczony.
- Gdybyś chciał mi coś zrobić, to dawno by to nastąpiło. Nie boję się. Poza tym – dodała siląc się na żart – nie udałoby ci się ukryć ciała.
- Logiki ci nie odmówię – mruknął House – ale mimo to jestem zaskoczony.
- Czym?
- Działam na ludzi raczej odstraszająco niż pociągająco. No, chyba – dodał, a w jego głosie usłyszała ironię – że chcę. Ale w tym wypadku- nie chciałem!
Zapadła cisza, oboje pogrążyli się w zadumie.
- Jak się czujesz? - usłyszała głos House'a, choć brzmiał jak nie on. No tak, nigdy jeszcze nie słyszała u niego troski.
- Opowiedz mi o sobie, to nie będę o tym myśleć – szepnęła.
- Urodziłem się i jestem.
- Kiedy się urodziłeś? - postanowiła, że nie podda się tak łatwo.
- Jedenastego czerwca.
- Zbywasz mnie. - prychnęła.
- Będziesz musiała z tym jakoś żyć.
I znów zapadło milczenie. Cameron napadały coraz czarniejsze myśli. A jeśli winda spadnie? Zaczęła się trząść. Starała się opanować, ale to było silniejsze od niej. Usłyszała westchnienie i poczuła, że House siada obok niej.
- Daj rękę – powiedział surowym tonem. Zrobiła to bez namysłu, splótł jej palce ze swoimi i mocno ścisnął.
Jeszcze nigdy nie miała z nim aż tak bliskiego i długiego kontaktu fizycznego. Jego dłoń była chłodna, ale nie lodowata, jak się spodziewała. W gruncie rzeczy przyjemna w dotyku.
Musiała przyznać, że ten nietypowy sposób działał, powoli drgawki ustępowały. Oddychała głęboko, czując jego zapach, który z tak bliska wprost ją oszałamiał.
- Przepraszam – szepnęła nagle – że.. no wiesz. Że pomyślałam, że zrobiłeś coś Cuddy.
- Ciągle mnie zaskakujesz – odparł po chwili – za co tu przepraszać? Miałaś pełne prawo tak sądzić. Szczególnie, że – dodał, a po głosie poznała, że się uśmiecha – czasem mam ochotę jej COŚ zrobić, żeby mi już nie truła za uchem.
Roześmiała się.
- W sumie faktycznie, czasem byłoby to wręcz zrozumiałe.
- Wiedziałem, że tak właśnie pomyślisz, kiedy usłyszałem, że pielęgniarka opowiada ci o zniknięciu Cuddy. Spodziewałem się jak się z tym męczysz, dlatego kazałem Foremanowi do ciebie zadzwonić.
- On... wie? To znaczy, o tym kim jesteś?
Poczuła, że zwiększa uścisk.
- Nie. Nie wie. Nie jest zbyt spostrzegawczy i w tym wypadku to zaleta.
- A kto wie?
House się zamyślił.
- No cóż, pomijając tych, którym ta wiedza już na nic się nie przyda, to... tylko ty.
Po kręgosłupie przebiegł jej dreszcz.
- Wyluzuj – uspokoił ją House. - nie zamierzam cię sprzątnąć. Nie zabijam ludzi.
- To znaczy, że...
- Przecież sama widziałaś jak to załatwiam. Wtedy jak mnie naszłaś zdekoncentrowałem się i za późno cię usłyszałem, nie zdążyłem dobrze zatrzeć śladów.
- Ale przecież... nikt się nie połapał, że jednostki krwi znikają?
Roześmiał się
- Nie potrzebuję często się odżywiać i jestem na tyle inteligentny, by umieć odpowiednio tuszować ubytki. A jeśli ktoś jest zbyt dociekliwy, to mam swoje sposoby.
- Jakie? - zaciekawiła się.
- Hmm. Powiedzmy, że moim atutem jest umiejętność roztaczania czaru osobistego.
- To znaczy tak na zawołanie?
- Tak. Rzadko go używam, bo... bo nie chcę by ludzie się do mnie zbliżali. To oznacza komplikacje i zwiększoną ostrożność.
- Pokaż mi jak to robisz – poprosiła.
W pierwszym momencie chyba nie zrozumiał co ma na myśli. Panowała cisza.
- Hmm, i co? - spytał po chwili.
- Znaczy?
- Poczułaś coś?
- Nic nowego – odparła.
- Dziwne. Dotąd zawsze działało.
Cameron wybuchnęła śmiechem, co go chyba bardzo zbiło z pantałyku.
- Pozwolisz mi się też pośmiać?
Uspokoiła się.
- Po prostu na mnie zawsze tak działasz.
- Pierwszy raz zdarza mi się coś takiego. Ludzie odruchowo odsuwają się od istoty takiej jak ja, z lęku czy po prostu niechęci, tak to funkcjonuje. Dlatego możemy, w razie potrzeby, wywoływać w nich pociąg do siebie. Widocznie jesteś anomalią.
- Widocznie jestem – zgodziła się beztrosko. Cała sprawa była tak dziwaczna, że pewnie gdyby czytała jej opis, to pomyślałaby, że to jakiś przydługi i kiepski fik. Ale uczestniczyła w niej i tak naprawdę w tym momencie liczyło się dla niej tylko to, że House jest obok i nadal ściska jej dłoń, chociaż już była spokojna.
I właściwie mogłaby z nim, w tej ciemności, siedzieć całą wieczność.
No dobra, pomijając pewne niedogodności natury fizjologicznej.

Siedzieli koło siebie, najpierw milcząc, potem jednak on zaczął mówić. Opowiadał jej o tym jak stał się wampirem, o tym jak odkrywał nowego siebie. I o tym, jak wygląda życie wampira. Potem mówił jak postanowił zostać lekarzem, bo wiedział, że to podwójna korzyść- dostęp do pokarmu i możliwość realizowania się w czymś, co sprawiało mu przyjemność, medycyna zawsze go pociągała. Opowiedział też o swojej nodze- że tak naprawdę nie potrzebuje laski, służy zachowywaniu pozorów (bo kto widział kulawego wampira?). Że właściwie od zawsze był samotny, jeszcze przed przemianą też, poza jednym przypadkiem. Miał w dziewiętnastym wieku przyjaciela, Jamesa, bystrego młodego lekarza, który przejrzał jego prawdziwe ja tylko trochę wolniej, niż ona.
I wtedy zaczął mówić o niej, Cameron. Że od początku wydawała mu się kimś wyjątkowym, od pierwszego momentu, w którym ją ujrzał. Że starał się odcinać od tego, co czuje, gdy ona jest obok, ale nie umiał. Spodziewał się, że ona go przejrzy, a nawet podświadomie tego pragnął, chciał, by znała prawdę o nim, chciał zobaczyć, czy to ją odstraszy, bo jeśli nie, to znaczy, że się nie mylił i to naprawdę coś wyjątkowego.
- Nie odstraszyło. - szepnęła Cameron.
- Wiem – usłyszała, że się zbliżył. Czuła jego oddech na swojej twarzy. - ale nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę w co się wikłasz. Moje życie to właściwie jeden, długi wieczór.
- A ja nie chcę myśleć o poranku – odpowiedziała poważnie.
Westchnął. Wolną ręką ujął jej twarz pod brodę, po czym ich usta się zetknęły. Jego wargi były chłodne i satynowe w dotyku. Mimo, że było ciemno, Cameron miała wrażenie, że winda rozjaśnia się od gwiazd, które wirując wokoło, układały się w drogę mleczną.
Po chwili House cofnął się i na powrót oparł o ścianę, nie puszczając jednak jej dłoni.
- Wybacz. Może nie jestem młodym wampirem i umiem świetnie poskramiać siłę swych żądzy, ale najwyraźniej na niektóre sytuacje jestem mniej odporny.
- A właśnie, to mnie zawsze zastanawiało – odparła – no bo skoro nie krąży w was krew, to jakim cudem, wy, wampiry- mężczyźni jesteście zdolni uprawiać seks?
- Allison – pierwszy raz zwrócił się do niej po imieniu, w jej uszach zabrzmiało to jak najpiękniejsza z pieśni – nie krąży w nas krew, a funkcjonujemy. Nie szukaj w tym sensu. To taka jakby...
Nagle zapłonęło światło, przerywając jego wypowiedź. Winda ruszyła z sapnięciem.
- Magia – dokończyła za niego Cameron.
- Nie użył bym tego słowa, ale ok. Magia.
Winda dojechała do parteru. House zwinnie wstał i zerknął na zegarek.
- No, spędziliśmy tu niemal trzy godziny, nie jest jeszcze tak późno. Wracasz na imprezę czy – wyciągnął do niej rękę, widząc, że chce się podnieść, a może nie tylko dlatego – masz może ochotę się urwać i kontynuować wieczór z wampirem?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nisia dnia Nie 21:28, 07 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:41, 07 Mar 2010    Temat postu:

Udało mi się przebrnąć, co więcej czytanie sprawiało mi przyjemność. Fik ciekawy, hipnotyzujący swą "innością".

Podłączenie się do szpitalnego banku krwi to świetny pomysł. Po co biegać po lesie i polować na sarny i łosie, skoro jedzonko ma się pod nosem?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nisia
Killer Queen


Dołączył: 16 Maj 2008
Posty: 11641
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 97 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:55, 07 Mar 2010    Temat postu:

Ha, ciekawe czy któryś autor historii wampirzych na to wpadł. Mordowanie ludzi i zwierząt, substytuty krwi... po co tyle kombinować?

Dzięki Saph Gdyby nie Ty to pewnie nie powstałby w ogóle ten fik.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:05, 07 Mar 2010    Temat postu:

Widać do tego trzeba genialnego umysłu House'a. Inne wampiry, mimo swych kilkuset lat na koncie nie doznały oświecenia.

Ciebie częściej trzeba zmuszać do pisania, bo świetnie Ci to idzie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kejti
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 18 Paź 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:58, 08 Mar 2010    Temat postu:

Meyer czuję, Meyer!

Tak poza tym, to my heart is beating like jungle druuuum!!!
Fenemenalne, fantastyczne i genialne.


za dedykację, dziękuję. już tak Ci się spieszy do zerwania?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nisia
Killer Queen


Dołączył: 16 Maj 2008
Posty: 11641
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 97 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:52, 08 Mar 2010    Temat postu:

Saph, nie chciałabyś tego, uwierz mi

Kejti, proszę mi tu nie meyerować, bo nie tylko ona pisze o wampirach, a House- wampir jest już bardziej (w moim odczuciu ofk) podobny do Billa z TB niż do Edwarda czy kogośtam. O.

Kejti napisał:
już tak Ci się spieszy do zerwania?

nie, ja po prostu nie dowierzam, że jeszcze nie zwiałaś


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nisia dnia Pon 14:53, 08 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 9:42, 09 Mar 2010    Temat postu:

Taka mieszanka wampirza, ale fajne

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kruszynka85
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 26 Kwi 2012
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:54, 20 Maj 2012    Temat postu:

Polaczenie Grega i wampira? Jakos dziwnie mi sie to czytalo, choc pioro droga autorko masz niezle, ale to polaczenie chyba jednak nie przypadlo mi do gustu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin