Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

You make me wanna die [BO, Z]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:50, 29 Lip 2011    Temat postu: You make me wanna die [BO, Z]

Wpadł mi do głowy taki o mały fik. Nie dokońca jest takim Hameronkowym fikiem, ale chciałam to opisać. Dajcie znać co myślicie.


Zweryfikowano przez Rory Gilmore


Otworzył oczy. W pokoju panowała całkowita ciemność, ale nie chciał zapalać światła. Strasznie bolała go głowa i niezbyt pamiętał jak dostał się do domu. Ostatnie co mógł przywołać w pamięci był bar i alkohol. Sporo alkoholu. Chwila... Tak, pamiętał. Wezwał taksówkę i wrócił tutaj. A może to ktoś wezwał taksówkę? Nieważne. Był w swoim łóżku i to się liczyło.
Wyciągnął rękę i zapalił lampkę, która stała na stoliku obok łóżka. Przymknął oczy na to nagłe pojawienie się oślepiającego światła. Przetarł oczy dłonią i usiadł. Och, to nie był zbyt dobry pomysł. Pokój wirował i czuł, że zaraz zwymiotuje. Nie powinien był wykonywać tak gwałtownych ruchów. Poczekał aż pokój przestanie wirować i powoli postawił stopy na ziemi. Jego laska leżała przy łóżku w otoczeniu kilku butelek i pustego opakowania po Vicodinie. Powoli dokuśtykał do łazienki. Zapalił światło i zobaczył pootwierane szafki, jakby czegoś szukał. Pewnie poukrywanych prochów. Przemył twarz wodą i zamknął szafkę, która była nad zlewem. Jego odbicie go przeraziło. Nie dość, że był blady jak trup to w dodatku całą twarz miał poobijaną. Nie miał pojęcia co się stało. W ogóle urwał mu się film i nie mógł przypomnieć sobie jaki jest dzisiaj dzień.
Nie chciało mu się spać. Rozbudził go ból głowy i widok paskudnie poobijanej twarzy. Wszedł do salonu i wtedy to zobaczył. Jakiś podłużny kształt leżący na kanapie. Jakby... człowiek? Zapalił światło. Ktoś leżał na kanapie całkowicie okryty kocem. Postać mruknęła sennie a spod koca wynurzyły się długie blond włosy.
- Cameron? - zapytał.
- Mhm... - mruknęła dziewczyna i usiadła przeciągając się po śnie. - Już wstałeś?
- Co ty tu do cholery robisz?
- Nie pamiętasz? - spojrzała na niego. Widząc jego zaskoczenie wyjaśniła mu sytuację. - Zadzwoniłeś do mnie, kompletnie pijany. Przywiozłam cię tutaj i położyłam do łóżka. Po jakimś czasie znowu do mnie zadzwoniłeś, więc przyjechałam znowu. Doprawiłeś się butelką szkockiej i opakowaniem Vicodinu. Myślałam, że umarłeś.
House patrzył na nią w osłupieniu. W zasadzie to miała rację, po takiej dawce powinien kopnąć w kalendarz. Zostawił ją w salonie i poszedł do kuchni.
- Swoją drogą powinieneś tu posprzątać. - przyszła za nim. Spojrzał na nią i nie odezwał się. - House, martwię się o ciebie. Nie ma cię w pracy, nie odbierasz telefonów.
- A ty co tu robisz? Poza tym, że po ciebie zadzwoniłem?
- Pilnuję cię. Daj spokój, takiego cię dawno nie widziałam. Musisz przestać pić. I łykać Vicodin. To cię zabije.
- Nie martw się o mnie. - nalał sobie wody do szklanki i wypił wszystko naraz. Cameron usiadła przy stole. Westchnęła ciężko, ale nic nie powiedziała. W zasadzie to House był jej wdzięczny. Każde słowo wbijało mu się w mózg z ogromną siłą. Czuł, że zaraz wybuchnie. Chwycił opakowanie swoich tabletek, które ukrył w szafce i wziął dwie tabletki.
- Co ty wyrabiasz? Chcesz się zabić? - Cameron już była przy nim. Odsunął się od niej.
- Idź do domu. - powiedział wychodząc z kuchni. Wrócił do łóżka z nadzieją, że złapie jeszcze trochę snu.
Obudziła go głośna muzyka. Najwyraźniej Cameron nie była tylko sennym koszmarem, ale była realna i teraz nie dawała mu odpocząć.
- Dzień dobry. - powiedziała stając w drzwiach. House spojrzał na nią. Chyba była w domu bo zdążyła się przebrać.
- Czego chcesz? - mruknął bojowo.
- Daj spokój. - podeszła do łóżka i jednym ruchem ściągnęła z niego kołdrę. Spojrzał na nią z nienawiścią.
- Jeśli chcesz żyć to wynocha!
- Wiesz, że się mnie tak łatwo nie pozbędziesz. - Cameron była nieugięta. Usiadła obok niego na łóżku.
- Nie masz męża, do którego powinnaś iść? - spojrzał na nią, lekko zaskoczony jej swobodnym zachowaniem się.
- Robert jest w pracy a ja mam dyżur tutaj. Marnuję swój urlop dla ciebie. - wyjaśniła. House nie miał ochoty jej słuchać. Wstał i poszedł do łazienki. Nie wychodził chyba z godzinę. Wiedział, że Cameron jest twarda i nie miał zamiaru z nią siedzieć. Złapał za telefon i wybrał numer do swojego biura. Foreman albo Chase powinni odebrać a wtedy powie im, że mają zabrać stąd tą wariatkę. Nikt nie odbierał. Próbował na komórki, ale Chase miał swoją wyłączoną a Foreman nie odbierał. W końcu poddał się i wyszedł z łazienki. Cameron teraz tkwiła w fotelu i wpatrywała się w niego.
- Nic mi nie jest, możesz iść.
- Gdyby to było takie proste... - powiedziała tajemniczo. Spojrzał na nią pytająco. - Nieważne. Więc, House, co masz zamiar robić? Może Wkiskey? Albo Vicodin? Może jednak szkocka lub burbon?
- Słucham? - zapytał nie wierząc w to co słyszy.
- Pytam czy chcesz na obiad lazanię czy spaghetti. - Cameron krzyknęła z kuchni. House się wzdrygnął. Przed chwilą siedziała w fotelu i pytała go o... A teraz? Chyba miał jakieś omamy. - House?! - Cameron pojawiła się w sypialni. - Co się z tobą dzieje?
- Nie wiem... - poczuł jak pokój zaczyna wirować mu przed oczami.


Nie miał pojęcia jak długo był nieprzytomny. Siedział w swoim biurze i najwyraźniej spał. Nie pamiętał jak się tam znalazł. Był już wieczór, ale coś było nie tak. Tracił pamięć, miał luki w pamięci. Zaczynał panikować.
- Powinieneś iść do domu. - odezwał się ktoś za jego plecami.
- Powinienem. - mruknął. - Dlaczego tam stoisz?
- Tak sobie. - Cameron podeszła do niego.
- Dlaczego to robisz? - zapytał.
- Robię co? - usiadła naprzeciw niego. Wydawała się być zaskoczona jego pytaniem.
- Siedzisz u mnie w domu, pilnujesz mnie tutaj.
- Nie wiem o czym mówisz. Dziś rano wróciłam z urlopu, na którym byłam ostatnie dwa tygodnie. Dobrze się czujesz?
- Nie sądzę... Muszę iść do domu. - wstał z fotela.
- Zawiozę cię. - zaproponowała.
- Nie.
- Ale to nie jest...
- Powiedziałem nie. - wyszedł. Wsiadł na motor i wrócił do domu. Nie miał pojęcia co się z nim działo. To wszystko wydawało się być jakieś surrealistyczne. Zamknął drzwi na klucz i położył się do łóżka. Miał nadzieję, że rano będzie już lepiej.
Nie wiedział jak długo spał. Poczuł szarpanie za rękę i czyjś głos.
- House! Obudź się! - to była Cameron. Znowu ta cholerna Cameron, która nie dawała mu spokoju od kilku dni, chociaż nawet jej w mieście nie było.
- Czego chcesz? Odwal się ode mnie kobieto! Idź do domu, do męża i daj mi spokój! - krzyknął na nią. Był całkowicie wyprowadzony z równowagi. Zobaczył łzy w jej oczach i po chwili wyszła zapłakana z jego sypialni. Słyszał jak płakała w salonie, więc wyszedł do niej.
- Przepraszam. - powiedział ku swojemu zaskoczeniu.
- To nie twoja wina. Po prostu... Mam problemy w domu, moje małżeństwo to fikcja a ja... - przytuliła się do niego. Stali tak chwilę aż poczuł jej usta na swojej szyi.
- Cameron, co ty... - zaczął, ale mu przerwała.
- Nie odtrącaj mnie, proszę. - powiedziała wciąż płaczliwym tonem. Jej pocałunki stawały się coraz bardziej gorętsze aż w końcu trafiły na jego usta. Nie musiała robić nic więcej. Złapał ją w ramiona i zaczął odwzajemniać jej pocałunki.

Wszedł do szpitala. Wszyscy jakoś dziwnie się na niego patrzyli. Czyżby już rozniosło się, że spał z Cameron? Żoną swojego współpracownika? Chyba zaczął wpadać w paranoję. Zwłaszcza, że usnął z nią w ramionach a jak się obudził to łóżko było puste. W ogóle te kilka dni było naprawdę dziwnych. Dotarł do swojego gabinetu i zobaczył ją.
- Dzień dobry. - uśmiechnęła się promiennie. - Mamy nowy przypadek.
- Dzień dobry. - a więc udajemy, że nic się nie wydarzyło? Ok. - Gdzie reszta?
- W pokoju pacjentki. Kobieta, trzydzieści lat, nie wiemy co z nią jest.
- To się dowiedzcie. Jaki problem?
- Taki, że powiedziała, że będzie rozmawiać tylko z tobą. Wszyscy czekają na ciebie. Pogorszyło się jej.
- Dobra. Chodźmy już, ale obiecaj, że dasz mi spokój. - wolał się zgodzić na jej propozycję. Cameron skinęła głową i poszli razem w stronę pokoju pacjentki. Na korytarzu spotkali Foremana. Wyglądał kiepsko. Był blady, miał podkrążone oczy i wygniecione ubranie.
- House! Gdzie ty się do cholery podziewałeś?! - rzucił z pretensją w głosie.
- Chyba ja tu jestem szefem, nie ty. Byłem w domu. Cameron mówiła, że... - zaczął, ale Foreman mu przerwał.
- Cameron? Nawet nie waż się wymawiać jej nazwiska! Nie powinieneś tu być. Chase cię zabije jak cię spotka.
- Słucham? - House nie wierzył w to co słyszał. Spojrzał w bok na Cameron, ale jej nie było przy nim. Nie zauważył nawet jak i kiedy zniknęła.
- Ty naprawdę nic nie pamiętasz? - Foreman patrzył na niego z bezdennym zdumieniem. Po chwili spojrzał w bok a House podążył za jego wzrokiem. Na korytarz wybiegł Chase.
- Jak śmiesz się tu pokazywać? - krzyknął i po chwili jego pięść znalazła się na twarzy House'a. Upadł na podłogę i poczuł jak z wargi płynie mu krew.
- Chase! Przestań! - Foreman odciągnął go od House'a, kiedy zobaczył, że Chase szykuje się do kolejnego ciosu. Zrobiło się zbiegowisko, ktoś pomógł mu wstać z podłogi. Wtedy zobaczył ją. Stała przy szybie i uśmiechała się do niego.
- Cameron... - szepnął a ona odsunęła się od szyby i wtedy do niego dotarło co się stało.

Był wściekły. Pacjentka zmarła przez głupi błąd. Nie potrafił sobie z tym poradzić. Musiał go znaleźć i to jak najszybciej. Szedł tak szybko jak tylko mógł przez szpitalny korytarz.
- House! Dokąd idziesz? - Cameron złapała go jak wychodził na zewnątrz.
- Idę znaleźć Adlera. - powiedział tylko.
- Słyszałam co się stało. Jesteś wściekły, opamiętaj się.
- Daj mi spokój. Drań powinien zapłacić za to co zrobił.
- Tak, powinien, ale nie ty powinieneś wymierzyć sprawiedliwość. Zostaw sprawę policji. - nie zamierzała go zostawić. House wsiadł do samochodu należącego do Wilsona. Podkradł mu kluczyki podczas lunchu. - House!! - krzyknęła za nim, ale on już był w środku. Po chwili ona siedziała obok niego.
- Wysiadaj. - powiedział ostro.
- Nie. Nie wysiądę. Powinieneś mieć przy sobie kogoś, kto cię opanuje w razie czego.
- Jak się wywiąże bójka to możesz oberwać. - ruszył z miejsca z piskiem opon.
- Nie obchodzi mnie to. Ale ty będziesz na mnie uważał.
- Nie sądzę. - House pędził jak szalony przez miasto. Powinien był wziąć motor.
- Zwolnij trochę!! - krzyknęła. Nie posłuchał jej. Cameron spoglądała na licznik. 80. 90. 100. Jak na miastowe warunki House jechał niezbyt bezpiecznie. W pewnej chwili Cameron nachyliła się i poczuła słabą woń alkoholu. - Piłeś? - zapytała spanikowana.
- Kieliszek czy też dwa.
- House! Zwolnij! - krzyknęła już z wyraźną paniką w głosie. Teraz dotarło do niej co zrobiła najlepszego. - Proszę cię, to jest niebezpieczne!! - House przejechał na czerwonym świetle. Nie słuchał jej w ogóle. - Zwolnij! Jestem w ciąży.
- Co takiego?
- Chase jeszcze nie wie, ale nie możesz tak pędzić. Zwolnij chociaż przez wzgląd na moje nienarodzone dziecko. - poprosiła. House spojrzał na nią i zwolnił jak prosiła. Odetchnęła z ulgą i przymknęła oczy. Zatrzymali się na czerwonym świetle a kiedy się zmieniło House ruszył. Zaskoczyła go tą informacją.
- UWAŻAJ!!! - usłyszał jej krzyk. Złapała za kierownicę i po chwili widział ostre światła, słyszał dźwięk klaksonu i jej przerażający krzyk.

Do tej pory słyszał ten krzyk. Nasilił się on kiedy zobaczył ją na łóżku, podłączoną do aparatury podtrzymującej życie. Przypomniał sobie jak wyszedł cało z wypadku, dostał się do domu i pił przez ten cały czas. Minęły chyba ze dwa dni od czasu wypadku a Cameron, którą widział była tylko złudzeniem, halucynacją. Leżała tu cały czas, kiedy on zapijał się do nieprzytomności. Teraz stał na korytarzu a Chase siedział pod ścianą i płakał.
- Zabiłeś ją! - powtarzał przez łzy. - Zabiłeś moją żonę i dziecko. Nie da się jej uratować. Zabiłeś ich. - powtarzał.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alcusia
Alice in Downeyland


Dołączył: 18 Kwi 2011
Posty: 2838
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 0:15, 01 Sie 2011    Temat postu:

Zazwyczaj nie komentuję Hameronkowych fików, ale w tym przypadku zrobię wyjątek, bo aż mnie korci. Napisane niby poprawnie, niby dobrze się czyta, tylko że... Niezbyt ten pomysł oryginalny. Historia niemal żywcem wzięta z końca czwartego sezonu i przerobiona z Amber na Cameron. Proponowałabym wytężyć wyobraźnię i stworzyć coś bardziej swojego, a na pewno wyjdzie z tego porządny fik pozdrawiam.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin