Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

3 Fiki prosto z Ery :) [+18 ;) ]
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:39, 23 Kwi 2008    Temat postu: 3 Fiki prosto z Ery :) [+18 ;) ]

Kategoria: love


Zweryfikowane przez Richie117


Tytuł: On też mnie potrzebuje ([link widoczny dla zalogowanych])
Autor: mylenna
Tłumaczenie: ??? :smt016
Czas akcji: Kiedykolwiek po "House vs God"



- Kumple przed dziewczynami, koleś!

Boże, House czasami był dupkiem. Okay. Przez większość czasu House był dupkiem. Nie tylko o tym wiedział, właściwie liczył na to. Usta Wilsona rozciągnęły się w nieznacznym uśmiechu, gdy w milczeniu dumał o najbardziej widocznej cesze swojego najlepszego przyjaciela. Szczerze, pomyślał, co za dupek. Nieznaczny uśmiech poszerzył się odrobinę.

Potrzebujesz ramienia, na którym możesz się wypłakać? Trzymaj się tak daleko od Grega House'a jak to możliwe. Ale jeśli potrzebny ci pragmatyk, który powie ci dokładnie jakie są fakty, nie licząc się z tym, co będziesz potem czuł? Cóż, wtedy Greg House jest najlepszą osobą, do której możesz się zwrócić. On zawsze był pierwszą osobą, do której zwracał się Wilson. Wilson też o tym wiedział. Nie przeszkadzało mu to za bardzo, ale ostatnio dopadło go to krępujące uczucie, które Greg w końcu zauważy.

Zauważcie, że Wilson pozwolił, by nie jedno, nie dwa, ale trzy małżeństwa rozpadły się, ponieważ mimo wielkiej miłości, jaką darzył swoje żony, stwierdzał, że może bez nich żyć. Ale było coś, bez czego nie mógł nawet wyobrazić sobie swojego życia: Greg. House. Wilson wiedział, że jeśli House naprawdę doszuka się tego w swoim przyjacielu, może to znaczyć tylko jedno: Zbliżający się koniec życia, kiedy tylko zda sobie z tego sprawę.

Mleko w końcu się rozleje. Ale kiedy? Oczywiście, pomyślał Wilson, może House nie zauważy ukrytego znaczenia faktu, że przedkładam jego towarzystwo ponad własne żony, raz za razem. I znowu.

Im dłużej Wilson rozmyślał, tym bardziej jego uśmiech zanikał, a jego brwi powoli się zmarszczyły.

Czy to możliwe, że jest zbyt zajęty swoimi przypadkami, by dostrzec twoją niezachwianą gotowość, by tolerować jego jawny chorobliwy egotyzm. Wyglądało to na wiarygodną teorię, dopóki Wilson nie przypomniał sobie o kim myśli. Nie ma szans, żeby House jeszcze tego nie zauważył. On zauważa wszystko.

House. Wilson dumał, cicho i bezużytecznie. Wiedział, że jego przyjaciel zrobiłby sobie z niego straszne pośmiewisko, z powodu tych bezwartościowych, hiper-romantycznych przemyśleń. Ale wyglądało na to, że czynność ta znajduje się poza jego kontrolą. Tak więc trwała nadal: House...

- Wprowadzisz się znowu do mnie? - spytał go kiedyś House.

Jego głupia odpowiedź? "Nie sądzę, że to dobry pomysł". Albo coś w tym guście. Wilson nie mógł sobie przypomnieć, co dokładnie powiedział, ale główna treść brzmiała: "Nie." Głupota! Albo możliwie najlepsza decyzja jego życia, nie mógł być pewien.

Kiedy trzeba było działać, wychodziła na jaw największa wada Wilsona. Bycie niepewnym. Niepewnym siebie. Swoich uczuć. Swoich małżeństw. Co zrobić. Co powiedzieć. Co zrobić z tym, co powiedział lub czego nie powiedział, zależnie od okoliczności. I tak było z tysiącami małych decyzji, które Wilson podejmował każdego dnia, podczas gdy House był zdolny igrać z życiem i śmiercią bez mrugnięcia okiem. Wpatrywanie się w oczy krytycznie chorej osoby i zmuszanie jej, by podała informacje, które zataiła ze wstydu albo z desperackiej potrzeby posiadania sekretu? House był zdolny do takich rzeczy.

Wilson wziął głęboki oddech, mając cichą nadzieję, że House nigdy nie zdecyduje się wycisnąć z niego prawdy w ten sposób. Ale gdy zrobił wydech, spłynęło na niego objawienie. Cały natłok myśli i informacji runął w ułamku sekundy na jego i tak już obciążone barki. Realne, prawdziwe objawienie. Zamarł i zaczął przedzierać się przez bałagan myśli:

Dlaczego prawda nie powinna zostać wydobyta ze mnie siłą? Czy musi zostać wydobyta siłą? Czy naprawdę musiałbym się wstydzić, gdybym obnażył swoje serce? Dlaczego? Jeśli House zechciałby zdemaskować mnie i trzymać moje serce, trzepoczące i nagie, czego miałbym się bać? Objawienie nabierało rozpędu: House nigdy by mnie nie zniszczył. Obrazić mnie? Tak. Dokuczać mi? Tak. Sprawić, że będę czuł się głupi i przegrany? Psiakrew, tak! Ale zniszczyć mnie?! Nie ma mowy. Ponieważ... i w tym momencie puls Wilsona przyspieszył, a oddech się ożywił...

On też mnie potrzebuje. I nagle Wilson zyskał pewność, na której mógł się oprzeć. House go potrzebuje. Nawet jeśli nie siedział w swoim biurze, snując rozważania o wszystkich niuansach słów i zachowań swojego przyjaciela, House go potrzebował. Zawsze kiedy był słaby i potrzebujący, do kogo się zwracał? Do mnie. Na tę myśl, uśmiech zakradł się z powrotem na twarz Wilsona. Okay, najpierw do vicodinu... ale potem do mnie! Wilsona trawiła potrzeba, by zobaczyć człowieka, o którym myślał przez ostatnie 45 minut. Kogo obchodzi, że jest druga nad ranem? Istniały tylko trzy miejsca, gdzie House mógł być: w Swoim Biurze, w Laboratorium albo w swoim Domu. Wyglądało na to, że to szczęśliwa noc Wilsona. House był w swoim biurze, spacerując w tę i z powrotem. Najwyraźniej czeka na wyniki badań swojego pacjenta, pomyślał Wilson, wchodząc bez zaproszenia czy powitania i zasłaniając żaluzje.

- O-ho - burknął House. - Podejrzewam, że w końcu zagłaskałeś jakiegoś pacjenta na śmierć. Wiedziałem, że ten dzień nadejdzie.

Wilson podszedł do House'a, nie patrząc mu w oczy, póki nie dzieliło ich zaledwie kilka cali.
- Spytaj mnie, ile dla mnie znaczysz - zażądał.

House zmrużył oczy, tak jak wówczas, gdy rozważał każdy możliwy rezultat swojej decyzji, zanim ją podjął.

- Po prostu spytaj! - nalegał Wilson. - Nie zachowuj się, jakbyś już teraz nie znał odpowiedzi.

Oczy House'a stały się jasne, jak słoneczny dzień.
- Dlaczego to robisz? - spytał. Jego głos był całkowicie neutralny, jakby zbierał wywiad od pacjenta. Żadnego emocjonalnego zaangażowania.

Wilson zaryzykował i zrobił szybki krok naprzód. House cofnął się o krok. Serce Wilsona przeszył dreszcz z powodu tego małego zwycięstwa. Zawsze drżał przy pokerze. Posuwał się wolno do przodu, aż House zderzył się ze swoim biurkiem.
- Robię to, by dostać odpowiedź - odparł Wilson, oddychając płytko. - Powinieneś to uszanować. Żyjesz dla odpowiedzi.

- A jednak nie lubię, kiedy zadaje mi się pytania. Czy przez to jestem despotą?

- Nie zmieniaj tematu.

- Słuchaj, Jim... - House położył dłoń na piersi Wilsona, zamierzając go odepchnąć.
Wilson przykrył jego dłoń własnymi i przysunął się bliżej.

- Wiesz, że będziesz tego żałować - powiedział rzeczowo House.

- Po prostu mnie spytaj - Wilson delikatnie zabrał jego dłoń ze swojej piersi i opuścił ją pomiędzy nimi, splatając swoje palce z palcami przyjaciela. - Proszę.

House spojrzał w dół na swoją dłoń ukrytą w dłoniach Wilsona. Czuł kojący puls płynący przez palce Wilsona, i po jego rytmie poznał, że jego przyjaciel był o wiele mniej zdenerwowany, niż mógłby przypuszczać. Właściwie, sądząc po tempie jego pulsu, Wilson był całkowicie spokojny. Opierając się na tym, House przyjął, że niemożliwym jest, żeby Wilson planował coś zbyt głupiego - w przeciwnym razie byłby strzępem człowieka. Włącznie z obfitym poceniem i galopującym tętnem. Ten dowód przyniósł mu ulgę i ustąpił prośbie Wilsona z głębokim westchnieniem irytacji.
- Niech ci będzie - powiedział. - Ile dla ciebie znaczę?

- Więcej niż cokolwiek - odparł z cichą pewnością Wilson, wyciągając rękę, by nakryć nią drugą dłoń House'a, tą którą trzymał laskę. Swoją podporę. - Znaczysz dla mnie więcej, niż ta praca, niż moi pacjenci. Znaczysz dla mnie więcej, niż małżeństwa.
Owinął swoje palce wokół palców House'a i zaczął odrywać je do laski, zmuszając House'a, by przeniósł ciężar swojego ciała na biurko stojące za nim. Wilson musnął swoim nosem nos House'a, tak że drugi mężczyzna pochylił głowę w jego stronę w całkowicie automatycznej odpowiedzi.
- I wiesz o tym - dokończył Wilson, zanim wbił w House'a wszystko widzące spojrzenie. Nie mógł się ukryć.
- Wiesz o tym - powtórzył. - A teraz, co ja znaczę dla ciebie? - spytał, a jego głos stał się trochę niepewny po raz pierwszy, od kiedy wszedł do pokoju.

Powieki House'a zatrzepotały odrobinę.
- Nie bądź idiotą, Wilson.

- Muszę wiedzieć.

House zacisnął powieki na moment, zanim spojrzał na swojego przyjaciela.
- Musisz wrócić do swojego biura i trochę się przespać.

- Nie chcę spać - nalegał Wilson. - Chcę wiedzieć, co dla ciebie znaczę. Nie zasnę więcej, dopóki się nie dowiem.

Stali tak w ciszy przez moment, jedynie oddychając. Wilson zbliżył się do ust House'a. Czuł, że jego przyjacielowi podniósł się puls. Usłyszał, jak jego oddech staje się coraz płytszy.

- Proszę, wyjdź - błagał prawie niesłyszalnie House.

- Nie, dopóki mi nie powiesz - wyszeptał w odpowiedzi Wilson, spokojny jak górskie jezioro.

House jęknął, jakby już opłakiwał serce, które właściwie nie zostało jeszcze złamane, a możliwe, że w ogóle nie zostanie złamane.
- Jesteś moim zdrowym rozsądkiem - odpowiedział w końcu, zanim pozwolił sobie opaść w czekające ramiona Wilsona.

Uścisk gładko przeszedł w serię małych, nieśmiałych pocałunków. House był pewien, że ta chwila może roztrzaskać się w każdej sekundzie, a Wilson wiedział, że lepiej będzie, jeśli nie będzie zbyt mocno naciskał swojego przyjaciela. Tak więc obaj posuwali się naprzód, jakby chodzili po chińskiej porcelanie. Nieśmiało i prawie zbyt delikatnie. Do czasu, aż ich wzajemne apetyty wzrosły - wtedy odnaleźli zapał i odwagę, by posunąć się dalej.

Jak tylko Wilson zaczął popychać House'a na biurko, usłyszeli zbliżające się głosy i zatrzymali się.

Oczy House'a odnalazły oczy Wilsona i rozszerzyły się.
- Kaczątka! - powiedział, głosem tak bliskim paniki, jakiego Wilson nigdy u niego nie słyszał.

Umysł Wilsona zaczął pracować na zwiększonych obrotach. Ruchem, który wydawał się prawie wyćwiczony, kopnięciem podrzucił laskę House'a z podłogi, chwycił ją, podał House'owi i wyłowił tabletki House'a z kieszeni jego spodni, zanim House zdążyłby powiedzieć "punkcja lędźwiowa".

Dokładnie tak, jak Wilson zaplanował (musiał zaplanować to w pół sekundy), gdy Trio weszło do pokoju, błędnie wytłumaczyło sobie rumieńce i rozczochrane włosy House'a i Wilsona, jako efekt toczącej się sprzeczki.

- One cię zabiją, House! - krzyknął Wilson, potrząsając buteleczką, by podkreślić swoje słowa. - I jestem już śmiertelnie zmęczony powtarzaniem tego!

- Czy wy zawsze musicie się sprzeczać w ten sposób - spytał Foreman.

- Ależ skąd - zapewnił go House. - Czasami jesteśmy zbyt zajęci uprawianiem szalonego małpiego seksu.

Ponieważ Wilson wiedział, że może oczekiwać takiej uwagi od swojego przyjaciela, więc na ten moment udał całkowite zażenowanie. Trio tylko przewróciło oczami i zaczęli składać meldunek.

- Wynik punkcji był negatywny - powiedziała Cameron.

- I pacjent miał dwa napady, odkąd odstawiliśmy antybiotyki - dodał Chase, zawsze usłużny mały podwładny.

House skinął głową.
- Więc podajcie mu ponownie antybiotyki... ale o trochę szerszym zakresie działania, skoro płyn mózgowo-rdzeniowy jest czysty. Zróbcie też biopsję wątroby, skoro uszkodzenia narządów znów są na tapecie. Wątroba jest najbardziej prawdopodobna, iiiiiiiiiii...

- Nadal uważam, że powinniśmy wywołać napad i zrobić ultrasonografię jego głowy - upierał się Foreman. - Tylko po to, by się upewnić, że to nie jest...

- Tak! - zawołał House. - Dobra myśl. Zróbcie testy. Zróbcie wszystkie badania, jakie uda wam się wymyślić i niech żadne z was nie OŚMIELA się wracać do tego gabinetu, póki nie będziecie mieli prawdziwych odpowiedzi! Zrozumiano?!

Chase spoglądał nerwowo to na Wilsona, to na House'a.
- Uh... ta kłótnia była aż tak poważna, chłopcy?

- Ogromnie - House przewrócił oczami dla lepszego efektu i wskazał kciukiem na Wilsona: - Jest wściekły.

Wilson kiwnął głową, potwierdzając swoje wzburzenie.
- Tak - zapewnił Chase'a i resztę. - Tak, jestem wściekły. Ta mała dyskusja... - rzucił House'owi ostre spojrzenie - powinna być natychmiast kontynuowana. Więc, uh... jeśli nie będziecie mieć ostatecznych wyników badań, na waszym miejscu zastanowiłbym się dwa razy, zanim otworzyłbym ponownie te drzwi.

House obrócił laską w dłoniach.
- Poważnie, ludzie. Może nam to zająć całą noc, więc nie wkurzajcie nas, chyba że będziecie mieli coś pilnego!

Drużyna rzuciła przelotne spojrzenia dwóm mężczyznom.

- IDŹCIE! - krzyknęli obaj ze złością.

Powlekli się wolno do drzwi, a wychodząc mamrotali "okays" i "sorrys". [no i jak ja to miałam przetłumaczyć??? - przyp. tłum.]

Wilson praktycznie rzucił House'a z powrotem na biurko, gdy tylko drzwi się zatrzasnęły.

- Ten pomysł z tabletkami był genialny... - zdołał powiedzieć House, zanim usta Wilsona pochłonęły jego słowa.
Wilson wchłonął resztę zdania, jakakolwiek by ona nie była, i skupił się na zbieraniu każdego posmaku i odczucia, jakie mógł odnaleźć w tym pocałunku. Wilson poczuł, że dłonie House'a przeczesują jego włosy i przesuwają się po jego plecach. On też mnie potrzebuje. Język House'a naciskał i igrał z jego językiem z niewymuszonym entuzjazmem. On bezwzględnie też mnie potrzebuje. Wilson zapisał sobie w pamięci, by nigdy, przenigdy nie mieć więcej wątpliwości co do tego faktu.

- Nie wydaje mi się, żeby mieli wrócić jeszcze tej nocy, co? - wysapał Wilson, kiedy wreszcie przerwali, by zaczerpnąć powietrza.

- Prawdopodobnie nie. Ale to całe przedstawienie: "my się właśnie kłóciliśmy" będzie skuteczne tylko do czasu, aż któreś z nich się nie połapie.

- Mmmmm - zamyślił się Wilson, składając zwiewne pocałunki wzdłuż szyi House'a, zatrzymując się w niektórych miejscach, zanim wpadł na świetną odpowiedź: - Stawiam na Chase'a.

House potrząsnął odrobinę głową.
- Nieee. Cameron wpadnie na to przed nim. Analizuje wszystko, co robię i mówię. - House zdjął Wilsonowi krawat w mniej niż sekundę i skupił się na rozpinaniu jego koszuli. Zadanie zostało błyskawicznie ukończone. Zsunął koszulę z ramion Wilsona i przywarł do niego całkowicie. - To naprawdę wkurzające - wyszeptał.

Język Wilsona wysunął się na spotkanie języka House'a w szybkim pocałunku.
- Ale ona widzi tylko to, co chce zobaczyć - zauważył, zanim wciągnął House'a w kolejny pocałunek, tym razem głęboki i przeciągły. Czuł smak każdego roku ich przyjaźni w tym pocałunku. Każdego dnia. Każdego śmiechu, drwiny i rozmowy, dzięki którym zrozumiał, ile ten człowiek dla niego znaczy. Gdy rozdzielili się na chwilę, jednym szybkim ruchem zdjął House'owi przez głowę jego t-shirt Pink Floydów.
- Podczas gdy Chase ma podejście czysto akademickie - ciągnął Wilson, jakby to była tylko ich kolejna rozmowa. - Rozpatrzy dowody takimi, jakimi są.

House stłumił jęk, gdy Wilson rozpinał jego spodnie... a dokładniej zacisnął zęby na ramieniu Wilsona, by stłumić jęk. Jego przyjaciel westchnął gwałtownie.

- Wybacz.

- Nie, to było przyjemne - odparł Wilson. - Chodzi o to, że twój gabinet nie jest zrobiony z dźwiękoszczelnego szkła.

- Zatem musimy postarać się, żeby być cicho - powiedział House. - Co właśnie robię. Boże, zachowujesz się, jakbyś nigdy przedtem nie uprawiał seksu w pracy!

Wilson odsunął się i uśmiechnął.

- Czemu uśmiechasz się w ten sposób? - spytał House.

Wilson potarł nosem o szyję House'a i zaczął go delikatnie całować wzdłuż obojczyka. Gdy odpowiedział, jego głos był cichy, ale pełen rozbawienia: - Jak ci doskonale wiadomo, wiele razy uprawiałem seks w pracy. Może naprawdę spałem z połową pielęgniarek.

- Nie prawda - wymamrotał House, próbując nie dać się pochłonąć pragnieniu, gdy Wilson przycisnął go do biurka.

- A może przychodziłem tutaj, kiedy ciebie już nie było, tylko po to, by patrzeć na to biurko i myśleć o wszystkich tych rzeczach, które mógłbym ci na nim zrobić - House nie mógł uwierzyć, że słyszy Wilsona mówiącego w taki sposób. - Może myślałem o tym, aż byłem tak twardy, że nie mogłem tego znieść - chwycił rękę House'a i poprowadził ją w dół pomiędzy nimi - tak jak w tej chwili - na moment brakło mu tchu, kiedy czubki palców House'a musnęły jego erekcję.

House nie mógł sobie przypomnieć, w którym momencie pozbyli się spodni, ale założył, że to robota Wilsona. Prawdopodobnie stało się to wtedy, gdy pchnął mnie na biurko. Przestał się tym martwić, słysząc jak dyszą razem z Wilsonem, kiedy się dotknęli. Przesunął lekko palcami po członku swojego przyjaciela.

Wilson naparł na niego. Powoli owinął uszkodzoną nogę House'a wokół siebie i jednym zręcznym ruchem obrócił ich wzdłuż biurka, tak, że obaj mogli się położyć. Nie troszczył się, że różne przedmioty spadają i rozbijają się na podłodze. Wilson wciąż się poruszał, a każdy ruch wyzwalał nieartykułowany dźwięk z ust House'a, przyprawiając Wilsona o drżenie.
- Może siadałem na twoim fotelu i wyobrażałem sobie, że moja dłoń jest twoją - wyszeptał.
House chwycił go jeszcze mocniej i przesunął ręce na miejsce, które przygotował Wilson. Wilson przyspieszył, ledwie zachowując kontrolę.

- Proszę - westchnął House.

- Może ja... - oddech Wilsona stał się tak nierówny, że ledwie mógł mówić. - dochodziłem właśnie tutaj, w tym pokoju... - urwał, przysuwając się bliżej do House'a, rozkoszując się dotykiem jego nóg owiniętych wokół siebie. Wciągnął w nozdrza zapach ich obu i jęknął. - Tysiące razy.
Doprowadzony do ostateczności, gdy wszystkie zakończenia nerwów w jego ciele błagały o ulgę, Wilson w końcu pozwolił, by instynkt przejął nad nim kontrolę. Wsunął jedną rękę pomiędzy nich, by pomóc House'owi i naparli na siebie, jakby świat mógł się skończyć w każdej chwili. Niepewni i niezainteresowani hałasem, jaki robiło biurko, jedyne czego pragnęli, to czuć jak wspólnie dochodzą. Dzięki sobie.

Czy sex kiedykolwiek był tak wspaniały?, zastanawiał się Wilson, gdy ogromny dreszcz przeniknął jego ciało, olbrzymie fale przepływały przez niego raz za razem.

- Nie przestawaj - niewyraźnie usłyszał błaganie House'a. Nie miał zamiaru. Fala przepływała przez nich przez, zdawałoby się, nieprawdopodobnie długi czas. Musieli wyglądać jak niezgrabna mieszanina nieregularnych oddechów i niezwykle splecionych kończyn. Ale czy Wilsona naprawdę to obchodziło? Widok House'a pod nim, trzymającego go tak gorączkowo i pożądliwie, był niemal tak piękny, by złamać mu serce.

Fale rozbiły się wreszcie o brzeg i Wilson zaczerpnął głęboki, powolny oddech by dojść do siebie, pozwalając, by jego głowa opadła na ramię House'a.

- Mmmmm - jęknął House.

- Yeah - odparł Wilson, kiwając lekko głową, gdy dotarło do niego, co właśnie powiedział z pewnego rodzaju szokującą dumą. Kiedy udało mu się wytworzyć takie rodzaje nerwów? Potarł nosem o nos House'a i podniósł się na tyle, by spojrzeć drugiemu mężczyźnie w oczy.

- Wiem - powiedział House, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. - Też byłem zaskoczony.

- Co? - westchnął Wilson, wciąż nieco oszołomiony.

- Że potrafisz mówić w ten sposób - wyjaśnił jego przyjaciel. - Nie miałem pojęcia. Tak przy okazji - doskonale. Proste, ale efektowne wyobrażenie... ty zabawiający się tutaj, myśląc o mnie, kiedy nie ma mnie w pobliżu... dobrze odegrane. Nigdy bym nie przypuszczał.
House odepchnął Wilsona na tyle, by dać mu do zrozumienia, że chce usiąść. Wilson ustąpił. Stanął przy brzegu biurka i przyciągnął House'a do siebie, póki nie usiadł. Kreślił małe kółka w dole jego pleców i z radością patrzył, jak ten dotyk działa na House'a, nawet pomimo jego wyczerpania.

- Cóż - wymamrotał Wilson. - Wiem, że nic nie nakręca cię tak, jak ty.

House skinął lekko głową ku piersi Wilsona. - Mam doskonały gust.
Wilson nie mógł się powstrzymać i roześmiał się odrobinę.
- Wiesz, że nie lubię psuć nastroju - ciągnął House - ale obaj jesteśmy trochę brudni... i przez "brudni" mam na myśli "klejący". [ - wybaczcie, nie mogę powstrzymać tej emocjonalnej reakcji - przyp. tłum.]

Wilson jęknął we włosy House'a. - Czy nigdy nie przestaniesz zwracać uwagi na fakty?

- Nie. Na przykład, świadomie pragnąłeś mnie od czasu mojego krótkiego powrotu do Stacy zeszłego roku.

Wilson gwałtownie nabrał powietrza.
House kontynuował: - Nie jestem pewien, od jak dawna jesteś we mnie zakochany, ale Stacy wróciła dokładnie wtedy, kiedy zdałeś sobie sprawę z tego, co czujesz.

- Czy to jest fakt?

- Tak.

- A jak długo ty pragnąłeś mnie - spytał Wilson, a jego głos zadrżał odrobinę.
Minęło kilka chwil niepokojącej ciszy, i Wilson poważnie zaczął się zastanawiać, czy nie rzucić jakiegoś żartu, by rozładować napięcie.

- Odkąd tylko wyprowadziłeś się z mojego domu, by zamieszkać z Panienką z Rakiem. Chociaż wtedy nawet o niej nie wiedziałem - wyjaśnił. - Od tego się zaczęło. Kiedy wyprowadziłeś się z mojego mieszkania, a ja zrozumiałem, jak bardzo chciałem mieć cię w moim łóżku - House westchnął prawie z rozmarzeniem. - Ale wtedy było już za późno. Byłeś w jej łóżku.

- Nazywała się Grace.

- Mam to gdzieś - rzucił House, z więcej niż cieniem prawdziwej goryczy. - Miała cię całego dla siebie przez cały ten czas - wtulił twarz w zgięcie karku Wilsona, z zadowolenia składając tu i tam drobne pocałunki.

House. Przytulanie, pomyślał Wilson, bezskutecznie próbując połączyć ze sobą te odwieczne przeciwieństwa. House... Przytulanie...

- Ona była z tobą, bo byłeś wszystkim, co jej pozostało. Mógłbyś być z kimkolwiek.

Przez moment Wilson miał ochotę odepchnąć House'a i nazwać do dziecinnym sukinsynem.

Ale wtedy House znów się odezwał: - Jestem jedynym, który naprawdę cię potrzebuje. Jestem jedynym, który pragnie Jamesa Wilsona. Pragnę cię z autentycznych powodów, to coś znaczy. A wciąż cię traciłem.

Wilson się roześmiał. - Najwyraźniej wcale mnie nie straciłeś. Jesteśmy brudni, pamiętasz? Nie bylibyśmy brudni w tej chwili, gdybyś rzeczywiście mnie stracił.

- Słuszna uwaga - zamyślił się House. - Ale w dalszym ciągu, ty się wyprowadziłeś, a ja tęskniłem za tobą jak diabli.

- Czy to nie trochę dziwne, żeby tęsknić za kimś, kogo widzisz każdego dnia w pracy?

- Podejrzewam, że tak - przytaknął House z senną rezygnacją.

Wilson przyciągnął go do siebie tak blisko jak tylko zdołał.
- Ja też za tobą tęskniłem - wyszeptał.

- Nawet kiedy byłeś z Grace?

- Szczególnie, kiedy byłem z Grace - przyznał. - Każda noc spędzona w jej łóżku... była kłamstwem. Połączonym z poczuciem winy, ale w jakiś sposób przynoszącym pociechę, kłamstwem.
Nagle wezbrała w nim panika i odsunął się na tyle, żeby skupić na House'ie natarczywe badawcze spojrzenie.

- Co znowu?

- Nie odwołasz tego wszystkiego rano, prawda? Nie zwalisz winy na vicodin? - już sama myśl o tym sprawiła, że zebrało mu się na wymioty.

House na powrót przyciągnął ich blisko do siebie, aż ich nosy się zetknęły.
- Nie odwołam tego. Nigdy. Mam zamiar zaciągnąć cię do mojego łóżka przy najbliższej możliwej sposobności i trzymać cię tam tak długo, jak tylko człowiek jest w stanie wytrzymać. Nawet gdyby ktoś wręczył mi olbrzymie worki pieniędzy nie mógłby namówić mnie, żebym to odwołał, zadowolony? - nie powiedział nic więcej, tylko obserwował twarz Wilsona, mając nadzieję, że słusznie domyśla się jego reakcji.

Oczy Wilsona ściemniały i jedynie maleńki ślad uśmiechu zagościł na jego ustach.
- Myślę, że nie jesteśmy wystarczająco brudni - powiedział tylko.
House przytaknął i w mniej niż minutę opadli z powrotem na biurko.


~~ The End ~~


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Śro 22:56, 30 Wrz 2009, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:55, 23 Kwi 2008    Temat postu:

AAAAAAAAA! jest jest jest!
i juz koniec oj Tyyyy jak mowilas ze to takie krotkie to jednak mialam nadzieje ze bede miala na co czekac ;pp
czyli co, Huddy teraz, tak? ;]

okay, najpierw do vicodinu ale potem ... do mnie!
genialne *_*
cudownie czytac o tych rozterkach Wombacika!

jesteś moim zdrowym rozsądkiem
taaaak! szacunek dla autora czy autorki! piękna odpowiedź!

ajajaj wyobrazam sobie, jak po wyjściu kaczątek House z tym uśmiechem na twarzy powiedział "ufff, ten pomysł był niezły" ale Wilson już go powstrzymał i pocałował *_*


Richie! to było GENIALNE!

i dzięki Tobie spędzę caaały wieczór i noc z szerokim uśmiechem na twarzy!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez evay dnia Śro 19:57, 23 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:58, 23 Kwi 2008    Temat postu:

cieszę się razem z Tobą evay

tak, teraz Huddy, ale... jak będę musiała odreagować, to pojawi się więcej "Fików z Ery"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:21, 24 Kwi 2008    Temat postu:

Richie tego mi było potrzeba po Kontrakcie. Chciaż nie jestem +18, moje Hilsonowe serce nie mogło wytrzymać aby tego nie przeczytać. Sama myśl że jest nowy fik, a ja nie mogła bym go przeczytać...brr. A fik i oczywiście tłumaczenie... super. Więcej takich!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vajoj
Marker House'a
Marker House'a


Dołączył: 20 Sty 2008
Posty: 4309
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:28, 25 Kwi 2008    Temat postu:

lov it... takiego Wilsona lubie ;P rozwalilo mnie jak House powiedzial "nie prawda" gdy Jimmy zasugerowal ze spal z polowa pielegniarek poza tymmmm..mm...mm.. super juz to widze te zmruzone oczy Wilsona, male ciemne, ktore przewiercaja Grega ... superr mrrr...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ofwca
Internista
Internista


Dołączył: 15 Lut 2008
Posty: 667
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a stąd

PostWysłany: Pią 18:28, 25 Kwi 2008    Temat postu:

a ja myślałam, że już się uodporniłam na na Hilsonowe fiki.... aż się zaczerwieniłam czytając go...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bruno
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 23 Sty 2008
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Pią 19:35, 25 Kwi 2008    Temat postu:

tak tak ja nie wiem jak Wy ale uwielbiam fiki z Ery
( chociaż tak nawiasem mówiąc nie powinno mnie tu być [+18] ale myślę, że mnie nie wurzucisz Richie )

taaaak ten fik jest cudowny i ten zaborczy Wilson aaaah

no i cudowne tłumaczenie Richie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vajoj
Marker House'a
Marker House'a


Dołączył: 20 Sty 2008
Posty: 4309
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:58, 25 Kwi 2008    Temat postu:

zaborczy Wilson to ejst to co mnie kreci do tego nieustepliwy House i jest jeszcze lepiej

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cuddy rulz
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Lut 2008
Posty: 287
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: idziesz? Dokąd zmierzasz?

PostWysłany: Pią 22:30, 25 Kwi 2008    Temat postu:

fajny fik
ale tak w połowie zaczęłam się zastanawiać czy doczekamy się fika, w którym będzie mowa o przeżyciach House związanych z nieodwzajemnioną miłościa do Wilsona... ??
bo jak narazie to tylko Wilson kocha House'a.... albo o czymś nie wiem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:56, 26 Kwi 2008    Temat postu:

Taa... Fików opisujących zakochanego Wilsona jest zdecydowanie więcej (albo łatwiej na nie trafić). To pewnie dlatego, że trudno nawet przewidywać, co CZUJE House, a z Wilsonem sprawa jest "oczywista" To przecież Wombacik jest. I kropka
Anyway - wpadłam na fika, w którym House dochodzi do wniosku, że kocha Wilsona (z tego fika ukradłam dla evay pomysł z oczami w kolorze czekolady Dove ) Przetłumaczę go, jak tylko "uporam się" z tym, co zaplanowałam... A trochę się tego nazbierało


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bruno
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 23 Sty 2008
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Sob 12:37, 26 Kwi 2008    Temat postu:

Ty to wytrzymała jesteś
jak będziesz miała czasa to podeślij linka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marau Apricot
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 235
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:11, 26 Kwi 2008    Temat postu:

Strzelę ci teraz "przytakoszacunem" *strzela* czuj się zastrzelona!
Naprawdę Richie, jestem pełna podziwu dla twojej pracy, twojego tłumaczenia, twojego wyboru...
Zawsze jak komentuje jakieś fiki to nigdy nie napiszę dokładnie tego, co myślę... a myśli mam naprawdę pozytywne, jeśli chodzi o TAKIE fiki prosto z Ery!
Fantastycznie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:43, 27 Kwi 2008    Temat postu:


Zweryfikowane przez Richie117

evay - to dla Ciebie Niech ci doda sił, żeby męczyć Wombacika :wink:

Tytuł: Balkon Wilsona ([link widoczny dla zalogowanych])
Autor: Teyla
Streszczenie: Balkon Wilsona to bardzo prywatne miejsce...



Z miejsca, w którym House stał, wyglądało na to, że Wilson zasnął na swoim leżaku. House uśmiechnął się szeroko i cicho podszedł do murku oddzielającego ich balkony. Przechylił się nad nim i podniósł laskę, zanim niespodziewanie dźgnął nią Wilsona w ramię. Wilson sapnął, wyrwany nagle ze snu.

- House!

- Pobudka, pobudka, boy wonder - powiedział radośnie House, przekładając nogi nad murkiem i siadając na nim. - Gdyby Cuddy wiedziała, że drzemiesz na swoim balkonie, zamiast ratować dzieciaczki z rakiem, natychmiast obcięłaby ci podwyżkę, którą dostałeś.

Wilson ziewnął i potarł oczy, a potem zamrugał. - Nie dostałem podwyżki.

- Nic dziwnego, skoro wszystko, co robisz, to śpisz przez cały dzień.

- I kto to mówi - powiedział Wilson i usiadł, poprawiając krawat - szczególnie obrzydliwy: w pomarańczowe i żółte paski. House zapamiętał sobie, żeby spalić go przy pierwszej możliwej okazji. - To ty nie dałeś mi zasnąć przez całą noc.

House wzruszył ramionami. - Nie mogłem spać.

- Tak, a nieszczęścia kochają towarzystwo, mam rację?

- Nie byłem nieszczęśliwy.
To była prawda. Irytowanie Wilsona było lekarstwem na każde nieszczęście, jakie mogło przytrafić się House'owi. I nie cierpiał z powodu bólu, w każdym razie nie bardziej, niż zazwyczaj. Po prostu nie chciało mu się spać.
- Jedyną wkurzającą i zrzędliwą osobą byłeś ty.

- Tak, wyobrażam sobie - powiedział oschle Wilson. Wstał z leżaka i podszedł do miejsca, gdzie siedział House, opierając łokcie na murku.

- Musisz przyznać, że powtórka I love Lucy była o wiele bardziej pasjonująca, niż wyłączenie aktywności alfa i beta w twoim mózgu - powiedział House, a Wilson się uśmiechnął.

- Owszem, była. Choć mniej odświeżająca - pochylił się nieco naprzód i wyciągnął szyję. - Co porabiają dzieciaki?

- Czytają akta pacjenta. Szukają brakującego kawałka, ale jak zwykle go nie znajdą.

- A ty? - Wilson spojrzał na niego. - Już go znalazłeś?

- Ukryłem go - odparł House, szczerząc zęby w uśmiechu. Wilson przewrócił oczami, ale w końcu odpowiedział uśmiechem.

- Co dolega pacjentowi? - spytał. - IBS?

- Mononukleoza.

Wilson parsknął, a uśmiech House'a stał się odrobinę szerszy.
- Cameron stwierdzi, że to toczeń i zrobi ANA. Chase stwierdzi, że to nowotwór i przyjdzie do ciebie, żebyś zrobił biopsję węzła chłonnego. A Foreman wyzwie ich od idiotów, ale sam niczego nie wymyśli.

Wilson potrząsnął głową.
- Nie zrobię biopsji osobie, o której wiem, że cierpi na mononukleozę - powiedział, a House wydął wargi.

- Nudziarz.

- Raczej lekarz z zasadami etycznymi.

- Wszystko jedno.

No moment zapadła cisza. Nagle Wilson odwrócił się, tak, że oparł się plecami o murek i zadarł głowę, spoglądając w górę, jakby się za czymś rozglądał. House obserwował go przez kilka sekund i uniósł pytająco brew.
- Boisz się, że petunia spadnie ci na głowę? - spytał.

Wilson tylko potrząsnął głową, jego oczy nadal wędrowały się po ścianie szpitala.
- Jak myślisz, kto może zajrzeć na mój balkon? - spytał.

House również zadarł głowę.
- Joyce z radiologii, jeśli otworzy okno i się wychyli - odparł. - Sawyer z hematologii, gdyby nie był na wakacjach.

- Wiesz, którzy z lekarzy z hematologii są na wakacjach? - zdziwił się Wilson, a House wzruszył ramionami.

- Gdybyś w czasie lunchu widział coś więcej, niż tylko swoją kanapkę z szynką i serem, też byś o tym wiedział. Kilka dni temu chwalił się, że zabiera swoją żonę i dzieci do Europy - rozejrzał się w koło jeszcze raz. - Myślę, że to już wszyscy. Oprócz dzieciaków, oczywiście. Wielki Foreman patrzy.

Wilson uśmiechnął się kpiąco i odwrócił, by móc patrzeć na House'a.
- Więc jest to całkiem prywatne miejsce, prawda? Jeśli zamknę moje drzwi, ludzie nie będą w stanie mnie znaleźć.

- Chyba, że przejdą przez Diagnostykę - rzucił House, a Wilson parsknął.

- Najpierw musieliby spotkać się z tobą.

House wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Prawda - spojrzał na Wilsona z boku. - Skąd nagle ta cała dyskrecja, Jimmy? To brzmi prawie tak, jakbyś planował regularne drzemki na balkonie.

Wilson spojrzał w górę i uniósł brwi.
- Mam przeczucie, że będę ich potrzebował, teraz, kiedy z tobą mieszkam.

- Aww, czyżby biedny, mały Jimmy nie wyśnił dziś swojego pięknego snu? Ludzkie ciało jest zdolne doskonale funkcjonować po mniej niż sześciu godzinach spania, wiesz o tym. A tak się składa, że są o wiele bardziej interesujące rzeczy, oprócz drzemki, które można robić na prywatnym balkonie.

- Szczera prawda - przytaknął Wilson, a House z zaskoczeniem odwrócił głowę w jego stronę, gdy nagle poczuł, że ramię Wilsona napiera na jego bok. Wilson przysunął się bliżej i teraz patrzył na House'a z psotnym błyskiem w oczach. - Ponieważ jesteśmy tu właśnie teraz - ciągnął, a jego głos stał się bardziej niż sugestywnym szeptem - prawie nikt nie może nas zobaczyć.

House poczuł, że prawie natychmiast zaschło mu w gardle i przesunął językiem po wargach.
- Chcesz, żebym nauczył cię tańczyć? - spytał. Uwaga uwięzła w jego wysuszonym gardle.
Uśmiech Wilsona stał się jeszcze szerszy.

- Nie wiedziałem, że potrafisz tańczyć - powiedział, przysuwając się jeszcze bliżej. Teraz Wilson stał dokładnie przed House'em, jego twarz znalazła się o kilka cali od twarzy House'a, jego talia pomiędzy nogami House'a, a jego dłonie opierały się na szorstkiej powierzchni murka, jedna po każdej stronie nóg House'a.

House, całkiem zaskoczony tym nagłym wtargnięciem w jego prywatną przestrzeń - choć niekoniecznie nieprzyjemnie zaskoczony - walczył z impulsem, by się odsunąć.
- Stworzyłem własne kroki - powiedział, starając się brzmieć tak naturalnie, jak to możliwe. Było to o tyle trudne, że jego serce zdecydowało się nieco przyspieszyć i przemieścić się o wiele bliżej jego gardła, niż było to anatomicznie możliwe. Spróbował ułożyć swoje nogi i laskę w małej przestrzeni między ścianą i Wilsonem, ale Wilson odebrał mu laskę i powiesił ją na murku trochę z boku. Następnie wyszczerzył zęby w uśmiechu i powoli przesuwał lewą dłonią w dół po przodzie jeansów House'a, aż zatrzymała się pomiędzy jego nogami. House wstrzymał oddech i poczuł przepływającą przez niego falę, gdy Wilson nacisnął delikatnie.

- Nie jest dobrze, House. Nie ma wyjścia. Będziesz musiał zachować te płynne ruchy i pokazać mi je innym razem.

Zanim House mógł cokolwiek powiedzieć, Wilson wsunął swoją wolną dłoń za jego plecy i przyciągnął go jeszcze bliżej, likwidując dzielącą ich odległość kilku cali i przycisnął swoje wargi do warg House'a. Niemal automatycznie, House przeniósł ręce w górę i położył je na talii Wilsona, rozchylając usta i wpuszczając do środka natarczywy język Wilsona. Ręka na jego kroczu zaczęła się poruszać i House poczuł, że jest zupełnie twardy, a jego jeansy stają się niemal boleśnie ciasne. Jęknął cicho w usta Wilsona i poczuł, że wargi Wilsona rozciągają się w uśmiechu, gdy zacisnął dłoń po raz kolejny, zanim przesunął ją w górę, by rozpiąć guzik spodni.

- Powiedz, co jest zabawniejsze - spytał Wilson, kiedy się rozdzielili. - Nauka tańca czy to?

- Zależy do czego to zmierza - odparł House, ale jego nieco pozbawiony tchu głos zadał kłam swobodnej uwadze.
Wilson uśmiechnął się złośliwie i wsunął dłoń w bokserki House'a.

- Myślałem, że do teraz to było oczywiste.

Ściągnął w dół pasek spodni i House poczuł powiew chłodnego powietrza na swoim twardym członku, zanim delikatne palce ruszyły w dół wzdłuż jego erekcji. Prawie bezwiednie, House przesunął się do przodu i teraz bardziej opierał się o murek, niż siedział na nim, dając Wilsonowi lepszy dostęp. Wilson uśmiechnął się, a House zmiął w palcach materiał koszuli Wilsona, czując jak jego zadziwiająco miękka dłoń otacza jego jądra, dostarczając przyjemnej pieszczoty. Znowu pochylił się naprzód, odnajdując usta Wilsona, a Wilson zareagował ochoczo, przywierając miękkimi i wilgotnymi wargami do jego warg. House wepchnął język w usta Wilsona, przesuwając nim po jego zębach i przysuwając się jeszcze bliżej do drugiego mężczyzny.

Palce Wilsona wolno ruszyły w górę, jego kciuk delikatnie uciskał podstawę członka House'a, gdy pozostałe palce wciąż pieściły jego jądra. House czuł, że jego własny oddech stał się o wiele szybszy niż zazwyczaj. Odwrócił głowę na bok, jęcząc cicho i całując miękką skórę policzka Wilsona. Poczuł ciepły oddech Wilsona na swojej szyi i zaczął lekko dyszeć, gdy Wilson zaczął ocierać się nosem o jego skórę.

- Mhm, House - usłyszał, jak mówi z wyraźnym rozbawieniem w głosie. - Właściwie nie goliłeś się dziś rano, prawda?

- Nie zupełnie – odpowiedział, nieco bez tchu, House. Palce w jego spodniach badały teraz całą długość jego pulsującej erekcji. Delikatne szarpnięcie sprawiło, że fale rozkoszy rozeszły się po jego ciele. - Zrobiłem to wczoraj.

Wilson zachichotał cicho. Nagle przestał pocierać nosem o jego szyję House'a, lekko drasnął zębami wrażliwą skórę i uszczypnął płatek jego ucha. House wciągnął gwałtownie powietrze i mocniej zacisnął dłonie, gdy Wilson objął palcami jego członek, zaczynając powolny masaż, który przyspieszał w równym tempie.

Jęknął cicho i oparł czoło na ramieniu Wilsona, wdzięczny, że ściana za nim i pewne, niewzruszone ciało przed nim utrzymują go w pionie. Czuł jak serce łomocze mu w piersi, gdy prawa dłoń Wilsona naciskała na jego plecy, a lewa ściskała, szarpała, pociągała i robiła wszystkie te rzeczy, które tak doskonale wiedziała jak robić. House poczuł, że zbliża się do krawędzi, jego oddech stawał się coraz szybszy, a jego palce zaciskały się i rozwierały rytmicznie, zgodnie z tempem, jakie narzucił Wilson.

Nagle Wilson przerwał i odsunął się. House stęknął w proteście: - Co...?

Wilson złapał jego nadgarstki i poprowadził jego ręce do ściany. - Złap się tego - powiedział.
Próbując złapać oddech, House zrobił, co mu kazano, a jego oczy odszukały Wilsona, który uśmiechnął się, a potem opadł przed nim na kolana.

Pierś House'a ścisnęła się w oczekiwaniu i zamknął oczy sekundę przed tym, jak poczuł wilgotne, gorące usta Wilsona, zamykające się na jego erekcji.
- O Boże - wydyszał, a potem wszystkie spójne myśli opuściły go, kiedy Wilson zaczął go ssać, poruszając się w tył i w przód, a jego język śmigał po naprężonej, wrażliwej skórze.
House wbił palce w betonową ścianę za nim i zacisnął zęby. Kiedy poczuł zęby Wilsona muskające delikatnie jego członek, za jego zamkniętymi powiekami rozbłysnęła eksplozja wszystkich możliwych kolorów.

Jęknął głośno, gdy doszedł, zgiął się i prawdopodobnie by upadł, gdyby Wilson nie złapał go za ramiona i nie podtrzymał go, gdy wolno osuwał się na podłogę balkonu. Kafelki pod jego dłońmi wydały mu się bardzo zimne, a serce pędziło w jego piersi. House powoli otworzył oczy i zobaczył Wilsona, który obserwował go ze zdecydowanie uradowanym uśmiechem na twarzy.

- Narobiłeś bałaganu - stwierdził Wilson, ale wcale nie zabrzmiało to, jakby w ogóle się tym zmartwił.
House spojrzał na przód swojej koszuli i stwierdził, że włożenie jej do spodni może nie być takim złym pomysłem. Przewrócił oczami i spojrzał w górę.

- Wyobrażam sobie - powiedział. Nawet jego własnych uszu zabrzmiało to, jakby wciąż brakowało mu tchu. - Masz coś czystego do ubrania w swoim biurze?

Wilson, który wyciągnął skądś chusteczkę higieniczną i wycierał nią rękę, skinął głową.
- Myślę, że mam gdzieś jakąś koszulę.

House kiwnął głową i chwycił chusteczkę od Wilsona, próbując raczej bezskutecznie wyczyścić swoją koszulę. Po kilku chwilach dał sobie spokój. Idąc za przykładem Wilsona, podniósł się na nogi i zapiął spodnie. Następnie złapał swoją laskę i pokuśtykał za Wilsonem do jego gabinetu, żeby się przebrać.

-#####-

Pięć minut później, House wszedł do gabinetu Diagnostyki i wyrwał Chase'owi z rąk kartę, którą tamten właśnie trzymał.

- No i? Znaleźliście już lekarstwo? - spytał radośnie.
Chase sprawiał wrażenie nieco rozproszonego. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale zamiast tego tylko gapił się na niego przez moment, zanim jego oczy się zwęziły.

- Dlaczego właściwie masz na sobie koszulę Wilsona? - spytał,.
House spojrzał po sobie, a potem przeniósł wzrok na Chase'a i przewrócił oczami.

- Ten kretyn, boy wonder, wylał na mnie swoją kawę - odpowiedział i zamachał kartą. - Co z pacjentem? Jestem pewien, że jego życie jest bardziej interesujące, niż moja koszula.

- To kobieta - powiedział Chase, ale jego uwaga wydawała się być skupiona na czymś innym.
Analizował House'a przez kolejny moment, a potem House zobaczył, jak jego oczy uciekają w bok. House podążył za jego spojrzeniem i poczuł, jak jego żołądek opada o kilka cali, gdy zobaczył, na co patrzy Chase.

Drzwi balkonowe w jego biurze były szeroko otwarte.

Cholera.

House był w pełni świadomy, że Diagnostyka ma bardzo dobrą akustykę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Czw 2:59, 07 Sty 2010, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bruno
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 23 Sty 2008
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Nie 19:49, 27 Kwi 2008    Temat postu:

Richie kocham Cię ty wiesz, że kocham tego fika jest przecudowny i ta końcówka ,,Fuck" aaaaaa dzięęęęki Ci kochana

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:10, 27 Kwi 2008    Temat postu:

buahahah dziękuję za dedykację i w ogóle ;D
balkonik *_*
słitaśnie

buahahahaha
a jednak jądra
;D

taaaaak! GENIALNE zakończenie

hmmm teraz MUSZĘ już coś wesołego napisać


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:25, 27 Kwi 2008    Temat postu:

TAK!!!!
Takie fiki jeszcze przetłumaczone przez Ciebie Richie to ja mogę na okrągło czytać!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Huragius
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: oddział zamknięty

PostWysłany: Nie 21:18, 27 Kwi 2008    Temat postu:

aaaa! jeden z pierwszych hałsowych slashy, które przeczytałam, przetłumaczony! Dzięki Ci, Richie! Piękne tłumaczenie

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vajoj
Marker House'a
Marker House'a


Dołączył: 20 Sty 2008
Posty: 4309
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:07, 27 Kwi 2008    Temat postu:

jedno slowo "passion"
- Tak, a nieszczęścia kochają towarzystwo, mam rację? - to mne rozwalilo + boshh jak ja bym chciala zeby mi House zdiagnozowal monoukleoze siedem lat temu
+ co mi sie podoba? to ze przy 'umiejetnosciach" Wilsona Greg jest bezbronny, to jego "Co" gdy Wilson przetsal, widac bylo, ze Jimmy ma władze
no i zakonczenie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Huragius
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: oddział zamknięty

PostWysłany: Czw 19:31, 01 Maj 2008    Temat postu:

Huragius napisał:
Richie była taka dobra i pozwoliła mi wywiesić tu moje tłumaczenie ze szwabskiego. Tym samym dedykuję jej moją pierwszą w życiu translację, bo bez jej, jakże trafnych, porad co do tego, jak zabrać się za tłumaczenie pewnych treści, nie byłabym w stanie tego dokonać, nawet na nietrzeźwo.



<i>Zweryfikowane przez Richie117</i>


Tytuł: [link widoczny dla zalogowanych]
Autor: House-Wilson
Tłumaczenie: Meine!
Ostrzeżenia: Krawatofobów uprasza się o odejście od ekranów (ewentualnie: czytać tylko z zamkniętymi oczami!).


Zrozpaczony Wilson stanął przed szafą. Nie dość, że był już spóźniony (oczywiście przez House’a, który znowu nie nastawił budzika), to jeszcze nie mógł znaleźć swojego krawata. A właściwie – nie mógł znaleźć żadnego krawata w ogóle. Wszystkie zniknęły.

Wilson westchnął. To był jeden z tych dni, kiedy wszystko idzie nie tak. Jeden z tych dni, które powinno się przeczekać w łóżku. Właśnie! „Łóżko” to było kluczowe słowo – odwrócił się do House’a, który nadal się w nim wylegiwał. Uśmieszek przemknął przez jego twarz. Gdy spał, naprawdę wyglądał jak aniołek. Aniołek, który zwinął wszystkie jego krawaty. Ostrożnie przysiadł na brzegu łóżka tuż przy drugim mężczyźnie i pocałował go delikatnie w usta. W odpowiedzi usłyszał tylko pojedyncze warknięcie.

- Hm, nie wiesz przypadkiem, gdzie się podziały wszystkie moje krawaty?

- Byłem wczoraj wieczorem na spacerze z psem, ale nie mogłem znaleźć smyczy, więc pożyczyłem parę i zrobiłem z nich obroże.

- House, my nie mamy psa. Więc gdzie one są?

- Zatkałem nimi cieknący kran w kuchni. Teraz wygląda jak prawdziwe dzieło sztuki.

Wilson przewrócił oczami. Pora sięgnąć po drastyczne środki. Wstał i jednym szarpnięciem wyciągnął House’owi poduszkę spod głowy. Wreszcie House otworzył oczy i spojrzał na niego.

- Boże, nie mam twoich cholernych krawatów! Nic ci się nie stanie, jak raz pójdziesz bez! Zresztą będziesz musiał, bo inaczej się spóźnisz – zauważył złośliwie.

Wilson stał przed nim z rękoma skrzyżowanymi na piersi.

- I to mówi ktoś, kto notorycznie się spóźnia?

- Potrzebuję snu dla mojej urody.

- Tak, a ja potrzebuję moich krawatów.

- Ostatni raz powtarzam: nie mam twoich głupich krawatów! Ale dam ci znać, jeśli któryś zabiegnie mi drogę.

Wilson wiedział aż za dobrze, że nie otrzyma odpowiedzi na swoje pytanie, więc, chcąc nie chcąc, musiał pierwszy raz w życiu iść do pracy bez krawata. Właściwie mógł zwyczajnie kupić sobie jakiś po drodze, ale gdyby Cuddy odkryła, że spóźniła się z powodu krawata, to prawdopodobnie by go udusiła.

- Dobra, to do zobaczenie później – Wilson pocałował go w czoło, ale House przyciągnął go do siebie i sięgnął po jeszcze jeden pocałunek.

- Do zobaczenia, Jimmy!

Całe szczęście, że House go pocałował, inaczej Wilson zobaczyłby jego podstępny uśmiech i w żadnym wypadku nie dałby tak łatwo za wygraną.

***

Cameron siedziała przy komputerze, przeglądając maile, podczas gdy Chase męczył się nad jakąś krzyżówką. Foreman natomiast podczytywał jedno z medycznych czasopism, popijając przy tym swoją piątą już dzisiaj kawę. Znowu nie mieli żadnego przypadku. Znudzony odłożył gazetę na stolik i odwrócił się do pozostałej dwójki.

- Kto chce się założyć?

- O co? – zapytał Chase, nie odrywając się od swojej krzyżówki. – Kiedy przyjdzie House, czy ile godzin się spóźni?

- Hm, to mi wygląda na… trzy godziny i pięćdziesiąt dwie minuty - tym samym właśnie pobiłem swój osobisty rekord!

Z uśmiechem na twarzy House wkroczył do pomieszczenia i upuścił swój plecak na podłogę.

Cameron rzuciła mu poirytowane spojrzenie:

- Prowadzisz Księgę swoich spóźnień?

- Jasne, człowiek musi mieć jakieś hobby. Gdybyś wiedziała, jakie jeszcze Księgi prowadzę…

- Mam nadzieje, że masz dla nas jakiś nowy przypadek? – wtrącił lekko rozdrażniony Foreman.

- To znaczy?

- Nie mamy żadnego przypadku!

- No, świetnie! Właśnie to chciałem usłyszeć – z tymi słowami House sięgnął po swój plecak, odwrócił się i bez słowa opuścił biuro. Trójka jego pracowników spojrzała po sobie zaskoczona, po czym Cameron i Foreman równocześnie zerwali się i ruszyli za nim.

- I co powinniśmy teraz robić? – zawołała za nim oburzona Cameron.

House odwrócił się w ruchu i wzruszył ramionami.

- Weźcie przykład z Chase’a. On jako jedyny się nie skarży. Może da wam nawet jakąś ambitną krzyżówkę, jeśli bardzo ładnie go poprosicie.

Bez jednego słowa wyjaśnienia House zniknął za zakrętem. Foreman wrócił bez entuzjazmu do swojego czasopisma, ale Cameron, wciąż oburzona tym, co przed chwilą zaszło, pokręciła głową i instynktownie podążyła za Housem

- Nawet nie próbuj go śledzić – Chase podszedł do niej i wcisnął jej jedną ze swoich krzyżówek. – Cokolwiek planuje, to na pewno nie jest nic dobrego.

Cameron gapiła się przez chwile na gazetę, po czym usiadła, wzięła długopis i zaczęła rozwiązywać łamigłówki, choć nadal uważała, że to straszna strata czasu.

***

W tym samym czasie Gregory House skradał się korytarzami Princeton Plainsboro Teaching Hospital, przez cały czas czujny i ostrożny, nie miał zamiaru dać się złapać Cuddy ani Wilsonowi. Jeśli zobaczy go Wilson, House po prostu ucieknie, ale jeśli będzie to Cuddy, wtedy będzie się musiał wziąć do cholernej roboty.

Kiedy już skończył, udał się do jednego z wolnych pokoi przyjęć i wywołał przez pager Jamesa Wilsona, pozbawionego krawata wonder boy oncologist. Nie mógł powstrzymać uśmiechu. Chętnie popatrzyłby, jak Wilson biega po całym budynku, zbierając swoją krawatową kolekcję.

***

Czterdzieści pięć minut później drzwi do pokoju badań otworzyły się i do środka wkroczył Wilson z dwudziestoma trzema krawatami przewieszonymi przez ramię.

- Czy przypadkiem nie jesteś w stanie mi wyjaśnić, dlaczego moje krawaty walają się po całym budynku?

- Przecież obiecałem, że cię poinformuję, jeśli tylko któryś z twoich krawatów zabiegnie mi drogę. I tak zrobiłem, no nie?

Wilson położył krawaty na leżance do badań i stanął przed Housem.

- Taa, to zdumiewające, jak dzisiaj wszystko się może zdarzyć. Prawdopodobnie wsiadły do autobusu, a na miejscu rozdzieliły się i rozbiegły po budynku, żeby mnie znaleźć. Naprawdę zdumiewające.

- Cool, chyba też sobie powinienem sprawić kilku takich małych przyjaciół, którzy mogliby wziąć na siebie takie ważne rzeczy, jak zmywanie naczyń i sprzątanie mieszkania. Może nawet mógłbym je wyszkolić, żeby denerwowały za mnie Cuddy.

- Ty draniu! Co planujesz teraz? Może jutro rano odkryję, że zniknęła moja bielizna, a potem przyjechała za mną do pracy komunikacją miejską?!

- Myślałem, że nosisz się na Komando?**

Wilson zamknął oczy i poczuł, że się czerwieni. Obojętnie, co powie, House będzie miał na to odpowiedź. Najwyższy czas odwrócić role. Tu i teraz.

- Wiesz, że będę cię musiał za to ukarać, prawda?

- Mamusiu, pomocy! – House uśmiechnął się tylko. Naprawdę nie brał poważnie tego, co mówi Wilson.

Wilson podszedł do drzwi, zamknął je i zwrócił się do House’a,

- Zdejmuj koszulę.

- Chyba się przesłyszałem. Naprawdę powiedziałeś przed chwilą „koszulę”?

- Zgadza się.

- Okay, jak chcesz.

House zaczął powoli odpinać guziki. Jak dla Wilsona zbyt powoli; bez ostrzeżenia zaczął ściągać z niego ubranie. House, który właśnie zamierzał wygłosić jakiś szczególnie złośliwy komentarz, został powstrzymany przez miękkie wargi, które przycisnęły się do jego ust i język, który próbował dostać się do środka. Wilson oparł się na nim, jego prawa ręka wbiła się w szyję House’a.

Rozdzielili się dopiero, kiedy zabrakło im powietrza.

- Ja bym to nazywał molestowaniem seksualnym w pracy.

- Tak? To dopiero początek. Połóż się na brzuchu i załóż ręce za głowę.

- Po co mam… założyć ręce za głowę?

- Zobaczysz.

Wilson wziął jeden z leżących obok niego krawatów i związał nim nadgarstki House’a, tak by nie mógł się poruszyć. Wziął jeszcze jeden i związał mu nim kostki. Ostrożnie wszedł na leżankę i usiadł na plecach House’a. Powoli pochylił się i zaczął wędrować ustami po kręgosłupie drugiego mężczyzny, pieszcząc językiem każdy centymetr skóry. House jęknął.

Nie przerywając, Wilson złapał jeszcze jeden krawat.

House poczuł na ustach mocny materiał i wymamrotał coś w stylu: „Co-to-ma-niby-znaczyć?!”

Wilson pochylił się w jego kierunku i wyszeptał mu do ucha:

- Ja potrafię się opanować. Ty nie.

Po czym kontynuował swoją wędrówkę, uważając by nie dotknąć uszkodzonej nogi. Jego spodnie stały się boleśnie ciasne, więc pozbył się ich szybko, po czym wrócił do pleców Grega, które dosłownie prosiły, by je dotykać.

Powoli wsunął w niego najpierw jeden, a potem dwa i trzy palce i jęknął, kiedy otoczyło je przyjemne, gorące wnętrze. Czuł jak całe ciało House’a drży pod nim; dosłownie widział jak drży. Wyjął swoje palce i wszedł w niego jednym mocnym pchnięciem.

Po chwili zaczął poruszać się powoli; najpierw ostrożnie, ale głębokie, powolne pchnięcia stawały się coraz szybsze i gwałtowniejsze. Ciało House’a zamykało się wokół niego, gorące i miękkie. Wchodził w niego coraz głębiej i głębiej, ciągle pragnąc więcej. Zanurzył lewą rękę w włosach House’a, a prawą wsunął pod jego ciało i chwycił jego erekcję, masując ją synchronicznie ze swoimi ruchami. Wilson przycisnął swoje usta do spoconej szyi drugiego mężczyzny, podczas gdy jego ruchy stawały się coraz szybsze i mniej skoordynowane.

Kiedy wreszcie doszedł, jęknął głośno i ugryzł impulsywnie ramię House’a.

Oddychając ciężko, leżał przez chwile z czołem przyciśniętym do ramienia House’a. W końcu wycofał się z rozespanego ciała pod nim i położył się obok. House leżał wciąż nieruchomo, oddychając głęboko, jak pogrążony w śpiączce po tym akcie. Wilson pochylił się w jego kierunku i pocałował go w szyję, po czym zabrał się za uwalnianie swojego kochanka z więzów. Potem ubrał spodnie i spróbował doprowadzić swoje włosy do porządku. House zdążył się w tym czasie podnieść i w tej chwili już zapinał z powrotem swoją koszulę.

- Nie zauważyłeś, że wyjąłem ci już krawat z ust, czy… dlaczego tak zaniemówiłeś? – zapytał Wilson po przedłużającej się chwili milczenia.

House roześmiał się ochryple.

- Wiesz, po prostu nie mogę uwierzyć, że właśnie zostałem związany, zakneblowany i przeleciany w pokoju przyjęć na samym środku kliniki przez św. Wilsona, patrona naszego szpitala.

Wilson zbliżył się do niego i odcisnął na jego ustach jeszcze jeden pocałunek.

- Uwierz.

House nie mógł powstrzymać uśmiechu.

- Właściwie, która godzina?

- Dochodzi czwarta, dlaczego pytasz?

- Hm, wygląda na to, że mam już fajrant; ale muszę jeszcze coś załatwić.

Obaj skierowali się do drzwi.

- Zdradzisz mi, co masz do załatwienia? – zapytał Wilson z uśmiechem.

House uśmiechnął się tajemniczo w odpowiedzi.

- Nie, przekonasz się, kiedy wrócisz do domu.

Wilson uniósł pytająco brwi.

- Ale to nie jest jakiś twój kolejny niestworzony dowcip?

- Nie. A nawet gdyby był, na pewno bym ci nie powiedział – House uśmiechnął się diabolicznie i pocałował Wilsona na pożegnanie, po czym otworzył drzwi i ruszył w drogę.

***

Kiedy wieczorem Wilson wrócił do domu, skonstatował, że House nie siedzi jak zwykle na kanapie przed telewizorem, skacząc po kanałach. Zauważył za to, że w sypialni pali się światło i udał się w tamtą stronę. Bóg mu światkiem, że jeśli House naprawdę wyjmuje właśnie z szafy całą jego bieliznę, żeby rano rozprowadzić ją po klinice…

Ku jego uldze House był zajęty swoją własną połową szafy.

- Szukasz czegoś?

- Nie, rozkładam tylko moją najnowszą zdobycz.

Wilson zmarszczył czoło.

- To znaczy?

Wilson nie mógł uwierzyć własnym oczom, kiedy zobaczył, co House właśnie wrzuca do szafy. Wziął do ręki jeden z krawatów, na którym wyszyte było „Własność Gregory’ego House’a”.

- Nie uważasz, że to lekka przesada? Dlaczego miałbym ubierać twój krawat?

House odwrócił się i podszedł do niego.

- Chyba nie myślisz poważnie, że będę je nosił? One są przeznaczone do zupełnie innych celów.

- To znaczy?

Oczy House’a zaiskrzyły, kiedy przeciągnął materiał krawata pomiędzy palcami.

- Potrzebuję ich, żeby cię związać. Byłoby głupio, gdybym użył do tego twoich krawatów, w końcu użyłeś ich już na mnie.

Wilson nie mógł powstrzymać uśmiechu, ten pomysł było po prostu tak strasznie w stylu House’a. Przyciągnął go do siebie i pocałował. House miał rację. Wilson należał do niego, nic tego nie zmieni.

I tak było dobrze.

KONIEC


* prawowity, oryginalny wonder boy został przywrócony xD

** dla nie wtajemniczonych: „nosić się na komando” znaczy tyle co „nie nosić bielizny”. Nie pytajcie mnie skąd to się wzięło – nie wiem, i nie wiem, czy chcę wiedzieć xD


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Huragius dnia Pią 10:31, 02 Maj 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:41, 01 Maj 2008    Temat postu:

OMG, OMG, OMG...

Taaak To jest to, co Tygryski lubią najbardziej... Mam na myśli KRAWATY, ofkors :wink:
Mam nadzieję, że Marau Apricot się nie obrazi, jeśli ją w tym miejscu zacytuję: "Krawaty to jest to, co w Wilsonie najlepsze - oprócz samego Wilsona"
Świetny fik Już słowa Zrozpaczony Wison wywołały dziki uśmiech na mojej twarzy i zanim skończyłam, zrobiły mi sie trwałe zmarszczki
(Nie będę komentować reszty, żeby dla innych coś zostało )

Huragius... Dziękuję za dedykację. Jestem zaszczycona, że Twój fik tutaj trafił
A jak już ochłoniesz i dojdziesz do siebie, to WYŁAŹ Z TEGO BUNKRA, O KTÓRYM MI PISAŁAŚ i bierz się za kolejnego fika. Mówię serio - Piękne tłumaczenie

PS. A propos boy wonder'a - ja się nie zamierzam upierać Po prostu oryginał mi się bardziej podoba


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bruno
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 23 Sty 2008
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Pią 9:54, 02 Maj 2008    Temat postu:

mi oryginał też się bardziej podoba

boszzz ale świetne wyobraziłam sobie House'a machającego majtkami Wilsona na środku kliniki

tak ma być Wilson należy do House'a a House do Wilsona tak się sobie należą na wzajem

świetne tłumaczenie brawo


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Huragius
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: oddział zamknięty

PostWysłany: Pią 10:35, 02 Maj 2008    Temat postu:

<nieufnie zerka z bunkra> podobało się? uuufff... original wonder boy przywrócony, a ja już znalazłam dłuuuższego Hilsona do tłumaczenia i ja tylko uznam, że teren jest bezpieczny to wyjdę z bunkra i zacznę tłumaczyć...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:17, 02 Maj 2008    Temat postu:

Taaaak!!! Wyłaź, Huragius Kocham czytać odważne fiki po polsku, a głupio mi "zachwycać się" własnymi tłumaczeniami

Jak będziesz chciała, to możesz założyć własny temat dla swoich tłumaczeń, a ja przeniosę Twojego fika razem z komentarzami Oczywiście - NIE WYRZUCAM CIĘ!!! Z przyjemnością zatrzymam Tą perełkę "u siebie"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bruno
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 23 Sty 2008
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Pią 15:58, 02 Maj 2008    Temat postu:

Wyłaź i tłumacz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:21, 05 Maj 2008    Temat postu:

achhhhh wspaniała robota!!!
i ten fik *_* mrau w ogóle cud miód i orzeszki!!!
mruczący House, gdy Wilson go całuje i to "House, nie mamy psa" ]:->
ach, bez problemu potrafie sobie wyobrazic zirytowany ton Wilsona, z nutką ironii, gdy mowi "taaak, bez problemu moje krawaty wsiadły w autobus do szpitala" ;D
Wiesz, po prostu nie mogę uwierzyć, że właśnie zostałem związany, zakneblowany i przeleciany w pokoju przyjęć na samym środku kliniki przez św. Wilsona, patrona naszego szpitala. OMG!!!! BOSKIE!!!
Huragius, wielkie brawa dla Ciebie!!!!!!!!!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin