Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Awaria zasilania [M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Este
Bad Wolf
Bad Wolf


Dołączył: 31 Maj 2008
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:25, 09 Lip 2009    Temat postu: Awaria zasilania [M]

Kategoria: love

Zweryfikowane przez Este

Cytat:
A/N:

Witam.
Obowiązki studenckie już za mną, więc mogę się wreszcie zabrać za fikowanie. Kiedyś, jak byłam (już niezbyt)młoda i głupia, myślałam, że coś takiego nie przejdzie mi przez palce. Jak widać, myliłam się.

Pomysł na fika przyszedł pewnego pięknego wieczoru, kiedy to panowie z elektrowni postanowili zrobić w moim mieście "niespodziankę". Co Richie uznała za fajny punkt wyjścia do napisania fika. Ale nie oszukujcie się - fabuła nie odgrywa w tym opowiadanku najbardziej znaczącej roli... Ostrzeżenia: era, postacie OOC i elementy próchnicogennego fluffu.

Richie, dzięki wielkie za pomoc, podrzucenie kilku pomysłów i zbetowanie.

Fik z dedykacją dla Ciebie, w podzięce za wsparcie przy pisaniu magisterki, oraz wszystkim Hilsonkom, które straciły nadzieję, że czeka nas w "House'ie" jeszcze coś dobrego. Uszy do góry i miłego czytania.


W tym opowiadaniu występują postacie i sytuacje wykreowane przez David'a Shore'a, są własnością Heel and Toe Films, Shore Z Productions oraz Bad Hat Harry Productions, stacji FOX oraz wytwórni Universal. Nie czerpię korzyści finansowych, ani innych z opublikowanego tekstu.


Wilson zazgrzytał kluczem w zamku i otworzył drzwi. Kiedy wszedł do środka, House wiedział już, że jego przyjaciel miał naprawdę beznadziejny dzień. Onkolog poruszał się jak mucha w smole, ze wzrokiem utkwionym w podłodze. Jak na autopilocie odwiesił swój obsypany śniegiem płaszcz, postawił na podłodze teczkę, po czym potarł twarz dłońmi. Nie zauważył, kiedy diagnosta podszedł do niego, i zaskoczony prawie podskoczył, gdy ten objął go lewą ręką w pasie.

– Kiepski dzień? – wyszeptał troskliwie, kiedy składał subtelny pocałunek tuż przy jego uchu.

– Nie pytaj. – Wilson westchnął i dał się przez chwilę adorować starszemu mężczyźnie. Kiedy nieśmiałe pocałunki przesuwały się wzdłuż jego szczęki do spierzchniętych warg, rozchylił je nieświadomie i pozwolił, by usta kochanka ukoiły choć odrobinę jego bólu.

To był paskudny dyżur. Jeden z takich, które najchętniej wymazałoby się z pamięci. Pięciu pacjentów, każdy z wyrokiem śmierci. Musiał patrzeć w oczy kobiety, której dzieci są za małe, by ją zapamiętać. Dziarskiego dotąd staruszka, wyruszającego teraz w swą ostatnią, bolesną podróż. Ojca, który nie wie, jak przekazać kochanej córeczce, że nie zdąży poznać, czym jest szkoła, do której poszedł w tym roku jej starszy brat. Oniemiałej bizneswoman, ze złotą kartą i kredytem na szczęście, nie mogącej uwierzyć, że trzeba będzie go spłacić tak szybko. Wyczerpanym rodzicom i ich synkowi, który odchodził kilka godzin, dla których nie mógł zrobić nic więcej, poza podaniem kolejnej dawki morfiny. Wspomnienia całego tego koszmaru wróciły teraz do niego, kiedy wtulił się w kochające ramiona przyjaciela. Poczuł, że pod powiekami zbierają mu się łzy. Przełknął gulę, która stanęła mu w gardle, uwolnił się z uścisku i odwrócił głowę.

– Pójdę się położyć – wymamrotał.

– Nie.

– House…

– Położysz się do łóżka, ale nie zmrużysz oczu przez godzinę, bo będziesz płakał do poduszki. – House przeczesał palcami jego wilgotne od śniegu włosy. – Następne dwie spędzisz na tym, żeby jakoś się uspokoić. Ale to nic nie da, bo w końcu dostaniesz migreny. Przez pół nocy będziesz zwijał się z bólu, a rano a rano wstaniesz wykończony.

Wilson spojrzał na przyjaciela, zdumiony bardziej własnym zaskoczeniem na jego uwagi, niż jego przenikliwością. Powinien się już do tego przyzwyczaić, ale diagnosta cały czas potrafił go w tym względzie zadziwić. Znał go lepiej, niż on sam siebie, co czasem doprowadzało go do szału.

– House, daj mi dziś spokój – powiedział zrezygnowany, próbując odepchnąć przyjaciela od siebie.

– To nie jest rozwiązanie. Znam to spojrzenie. Chcesz się ukarać, sprawić sobie ból. Bo to nie fair, że ty cieszysz się życiem, kiedy oni umierają, prawda?

James wypuścił powietrze. Oczy znowu mu się zaszkliły, a broda zaczęła drżeć. Diagnosta przysunął się odrobinę, oparł czołem o czoło przyjaciela i potarł nosem o jego policzek. Kiedy usłyszał pierwsze pociągnięcie nosem, przyciągnął go bliżej i przesunął dłonią w górę i w dół wzdłuż kręgosłupa kochanka.

– To nie twoja wina, Wilson – powiedział uspokajająco. – Wybrałeś trudną profesję, robisz co w twojej mocy, żeby pomóc pacjentom. Ale nie jesteś Bogiem. Nie wszystkich da się uratować.

– I kto to mówi? – odgryzł się młodszy lekarz – Tak to sobie tłumaczysz, kiedy twój pacjent odchodzi? Nie, ty po prostu masz gdzieś, czy przeżyje, czy umiera. Liczy się tylko zagadka! – Sam nie wiedział, dlaczego odegrał się na House’ie. Był zły na cały świat, szukał łatwego celu, a jego przyjaciel stał w tej chwili najbliżej.

– To nie na mnie jesteś zły. – Mimo, że w środku skręcało go, by powiedzieć Wilsonowi, żeby poszedł w cholerę, to wiedział, że robi to, co w tej chwili powinien.

Po ostatniej, wielkiej awanturze, kilku nocach spania oddzielnie i cichych dni, usiedli na kanapie z piwem w ręku i wyrzucili wszystko co im leżało na sercu. Zaowocowało to jeszcze większą awanturą, krzykiem, trzaskaniem drzwiami. Po chwili na ochłonięcie – spędzonej przy akompaniamencie odgłosu szorowania łazienki w przypadku Wilsona i ryku motoru w przypadku House’a – kłótnia zaskakująco zmieniła się w obustronne przeprosiny i fantastyczny, pojednawczy seks. Od tamtej pory starali się naprawdę dbać o ten związek, wiedząc jak łatwo, przez głupie drobnostki, można rozpieprzyć coś tak cennego.

House policzył do dziesięciu, po czym złożył całusa na policzku przyjaciela i zrobił krok w tył. Zerknął na Wilsona, który przed chwilą wściekły na cały świat, teraz wyglądał jak pies, którego pan złapał na sikaniu na dywan. Diagnosta mógłby dać głowę, że gdyby tamten miał taką możliwość, to podkuliłby ogon, zwiesił uszy i spojrzał na niego z wyrazem pyska słodkiego szczeniaka. Choć to ostatnie udało mu się, nawet pomimo braku rzeczonego pyska, czterech łap i umiejętności szczekania. James potulnie zwiesił wzrok i burknął pod nosem „Przepraszam”. Było mu głupio i wstydził się swojego zachowania. Greg zachował się jak kochający i wyrozumiały partner, a on odgryzł się jak gówniarz. Do czasu wspomnianej już kłótni nie pomyślałby, że House potrafi zachowywać się jak dorosły człowiek, a przynajmniej nie, jeśli chodziło o ich związek. Widocznie nie znał jeszcze wszystkich jego sekretów.

W drodze do domu, przebijając się w korkach przez ulice pokryte gęsto śniegiem, jedyne o czym marzył James, to smaczna kolacja, kąpiel, trochę pieszczot i sen u boku ukochanego mężczyzny. Teraz jedyne na co mógł liczyć, to wkurzony na niego kochanek, wczorajszy kawałek pizzy odgrzany w mikrofalówce i noc spędzona na skraju łóżka, przykrywając się skrawkiem koca, którego pozostałą część zagarnął House.

– Pójdziesz do łazienki, weźmiesz szybki prysznic, przebierzesz się w coś wygodniejszego i wrócisz tu do mnie. Ja zadbam o jedzenie. – Greg zerwał z drzwi lodówki kartkę z Menu na wynos i sięgnął po telefon.

– Nie jesteś na mnie wściekły? – Onkolog ze zdziwienia niemal przetarł oczy.

– Nie, o ile zostawisz pracę za drzwiami – odparł poważnie diagnosta. Po chwili zaśmiał się zalotnie. – A może mam ci pomóc pod prysznicem?

– Poradzę sobie – prychnął, udając obojętność.

Piętnaście minut później, nakładając jeansy i podkoszulek, zastanawiał się, jak duży napiwek będzie musiał dać kurierowi, który odważy się dostarczyć jedzenie na wynos w taką pogodę. Wciąż w głowie miał dzisiejszy dzień, ale nie chciał sprawić House’owi zawodu i próbował odsunąć te obrazy w niepamięć, choć wiedział, że to będzie trudne zadanie. Kiedy wyszedł z sypialni, w nos uderzył go zapach kolacji, bynajmniej nie w formie chińszczyzny, czy zupy w proszku. Wchodząc do salonu, nie mógł się nadziwić własnym oczom. W kominku drewno paliło się jasnym płomieniem. Z głośników płynęła nastrojowa muzyka. Stolik nakryty był dwoma kompletami zastawy obiadowej z nałożonymi porcjami jedzenia, które wyglądało tak, jak podane w dobrej restauracji. Przystawki, deser i butelka czerwonego wina dopełniały reszty. James zaniemówił.

– Podoba ci się? – Greg nawet nie próbował ukrywać uśmieszku zadowolenia.

– Jakim cudem…?

– Po drodze do domu wstąpiłem do restauracji. Wziąłem na wynos trochę żarcia, wystarczyło odgrzać w piekarniku.

– Ale dlaczego dziś? Mamy rocznicę jakiegoś zwariowanego wydarzenia, o którym nie pamiętam? Twoja mama przyjeżdża w odwiedziny? Jesteś w ciąży? – Wilson nie mógł powstrzymać rozbawienia.

– Kpij sobie, kpij. To mogę ci obiecać, że ostatni raz widzisz coś takiego. – House zrobił urażoną minę i schylił się, żeby zabrać talerze do kuchni. Powstrzymała go dłoń przyjaciela.

– Wybacz, nie chciałem cię urazić. – Uśmiechnął się przepraszająco. – Po prostu nie wiem, co jest grane? Rzadko jesteś tak… romantyczny i troskliwy.

Diagnosta pokręcił głową i prychnął. Łaskawie przyjął przeprosiny Wilsona, gdy ten przygryzł płatek jego ucha.

– Wychodząc zajrzałem do twojego gabinetu. Przeczytałem notkę, że będziesz później. Twoja asystentka powiedziała, że miałeś ciężki dzień. Chciałem ci go jakoś osłodzić, to wszystko. – W jego głosie było słychać niemal zażenowanie troską o swego przyjaciela. – To aż tak źle?

Wilson pokręcił głową. House kątem oka dostrzegł lekki uśmieszek na jego twarzy. Zmrużył oczy i przez zaciśnięte zęby wycedził: – Jeśli kiedykolwiek mi to wypomnisz, lub spróbujesz niecnie wykorzystać, żeby mnie upokorzyć, to obiecuję, że znajdę cię gdziekolwiek…

– Nie! Nie, nie, jakże bym śmiał! Życie mi jeszcze miłe. – James skradł mu buziaka i usiadł na kanapie. – To jak, możemy już jeść?

Kolacja przebiegała w miłej atmosferze. Wilson wyraźnie rozluźnił się, czy to za sprawą wypitego wina, czy pozytywnego wpływu człowieka, który siedział obok niego. Kiedy obaj zaczęli żartować i karmić się nawzajem deserem…

– Co, do cholery?...

Pokój oświetlał teraz tylko blask z kominka, muzyka zamilkła. House wstał z kanapy, odsunął zasłonę i zaklął pod nosem.

– Na całej ulicy nie ma światła. Widocznie jakaś awaria.

– Nie żartuj? – Wilson dołączył do niego chwilę później. Całą ulicę i okoliczne domy spowijała ciemność. W kilku oknach po chwili dało się zauważyć poświatę zapalanych świec. House westchnął i zasłonił okno.

– Mam nadzieję, że szybko usunął usterkę – przerwał ciszę Wilson. Brzmiał tak, jakby to nie była mała awaria, tylko biblijny kataklizm. Jego oczy momentalnie przygasły, a cały dobry nastrój szlag trafił. Nigdy nie lubił ciemności.

– Jeśli o mnie chodzi, to wcale nie narzekam. – Greg z powrotem usiadł i przeciągnął się na kanapie. – Pełny żołądek, miły wieczór i przystojny facet obok, czego chcieć więcej? – Mrugnął do onkologa, który w odpowiedzi przewrócił oczami i powoli podszedł z powrotem do kanapy.

– Będziemy tu tak siedzieć? – spytał zrezygnowany. Położył ręce na biodra i sprawiał wrażenie rozdrażnionego.

– Gdzie twój entuzjazm, Jimmy? Możemy robić tyle fajnych rzeczy…

– Na przykład? – wtrącił kpiącym tonem. Uniósł brew, po czym obrócił się w stronę kanapy i usiadł na niej z westchnięciem, oraz wyrazem beznadziei wypisanym na twarzy i wyraźnie widocznej w mowie ciała.

– Z takim nastawieniem na pewno okażą się niewypałem – burknął Greg. Zauważył, że Wilsona znów dopadła melancholia. Tamten siedział oparty o skórzane poduszki, z kolanami podciągniętymi pod brodę i kieliszkiem wina w ręku. Wpatrywał się w blask kominka, zagubiony we własnych myślach.

Diagnosta wstał i pokuśtykał do fortepianu. Wilsona wyrwała z zadumy spokojna, ciepła melodia, budząca się do życia pod palcami jego przyjaciela i wypełniająca pokój. James odetchnął. Jakiś czas przyglądał się, jak jego kochanek wydobywa z martwego przedmiotu tak piękne nuty. Jego sylwetka w bladym świetle z kominka wyglądała krucho, a zarazem dostojnie. Wilson przygryzł wargę, czując znajome mrowienie w dole kręgosłupa. Odstawił kieliszek i odniósł naczynia do kuchni, uważając, by nie potknąć się o nic po drodze. Otworzył jedną z szafek i po omacku wyszukał zostawione na specjalne okazje pudełko. House spod półprzymkniętych powiek nie zwracał większej uwagi, na przemieszczającego się po pokoju przyjaciela. Dopiero kiedy zauważył, że nie musi mrużyć oczu i wysilać wzroku, żeby zobaczyć klawisze, rozejrzał się wokoło. W salonie paliły się świece, porozstawiane nad kominkiem, na komodzie, biurku i stoliku do kawy. Wilson, chwilę temu opierający się o instrument, podszedł bliżej i usiadł na stołku obok swojego kochanka.

– Dziękuję ci za ten wieczór. To było mi naprawdę potrzebne – szepnął. Nachyli się w kierunku diagnosty i skubnął zębami skórę na jego szyi. House westchnął. Niespieszne muśnięcia warg przesuwały się w dół, do barku, obojczyka, by w końcu posmakować jabłka Adama. James jedną rękę położył na plecach Grega, kreśląc palcami ósemki w dolnej części jego kręgosłupa. Drugą przesuwał po wewnętrznej stronie jego zdrowego uda. Diagnosta zadrżał i jęknął cicho. Wilson przysunął się bliżej, jego pieszczoty stały się bardziej intensywne, porywcze, zachłanne. W końcu przygryzł skórę na szyi swojego kochanka chyba zbyt mocno, bo tamten syknął i odsunął się gwałtownie.

– Co cię opętało? – Greg zawołał zdziwiony.

– O co ci chodzi? Po prostu mam na ciebie ochotę. – Onkolog odpowiedział niewinnym głosem. Ale gdy sięgnął po przyjaciela, ten wstał z siedziska, obszedł fortepian z drugiej strony i stanął obok kanapy. Pokiwał z niedowierzaniem głową.

– Nigdy nie byłeś taki… zaborczy. Co cię nagle napadło?

Wilson podniósł się i szybko znalazł się obok przyjaciela. Uśmiechnął się uwodzicielsko i przesunął dłonią po klatce piersiowej diagnosty.

– Czy to źle? Chcę się pieprzyć, tylko tyle – szepnął tuż przy jego uchu. Lekko pchnął go w stronę kanapy, ale House zdołał utrzymać się na nogach. W odpowiedzi chwycił nadgarstki Jamesa, zdołał wytrącić go z równowagi i, obracając się, przewrócił go na poduszki.

– Odbiło ci?! – Wilson syknął zdziwiony. Próbował się wyrwać w uchwytu House’a, ale na próżno. Nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje. Miał kiepski dzień, chciał się wyluzować, a jego kochanek go olał. Czuł, jak w kilka sekund pożądanie zmienia się w furię. Po kilku chwilach szamotaniny nie wytrzymał i krzyknął: – Spieprzaj House! Złaź ze mnie!

– Nie!

– House!

– Nie, słyszałeś?! Uspokój się! – Greg zacisnął mocniej ręce na nadgarstkach przyjaciela i przylgnął do nieco całym ciałem. Wilson szarpał się, ale z każdą chwilą robił to coraz słabiej. – To się nie uda, rozumiesz? Tak niczego nie naprawisz.

Wrogie pomruki niezadowolenia przerodziły się w urywany szloch, a jego ciało zaczęło drżeć. Wilson nie wiedział, co się z nim dzieje. Diagnosta zwolnił trochę swój uścisk i jedną rękę wysunął spomiędzy ich ciał. Uniósł głowę i zobaczył, jak po policzkach onkologa spływają łzy. Otarł je dłonią, a resztę słonych śladów zmyły jego usta. Ułożył się trochę wygodniej, zdejmując większość ciężaru ciała z Wilsona i wciągnął się obok niego. Jego przyjaciel w niczym nie przypominał już zachłannego, niecierpliwego frustrata. Teraz leżał tam bezradny, rozdarty, szlochając cicho. House objął go lekko, przysunął do siebie i pocałował w skroń.

– Jesteś z siebie zadowolony? – Wilson pociągnął nosem, próbując powstrzymać łzy.

– Nie, przecież wiesz, że nie o to chodzi. – Greg przesunął dłonią po jego ramieniu. – Ty nie potrafisz tak szybko odpuścić. Zostawić sprawy za sobą. Próbowałeś zdobyć nad czymś kontrolę. I tylko dlatego chciałeś mnie mieć. Tyle, że później czułbyś się jeszcze gorzej. Tu nie chodziło o sam seks czy pocieszenie, ale o władzę. – diagnosta zamknął oczy i westchnął. – Dlatego cię powstrzymałem.

– Wielkie dzięki, teraz mogę już iść? – spytał z rozdrażnieniem i nutką wstydu w głosie.

– Nie jestem twoim wrogiem, Wilson.

Onkolog kilka razy pociągnął nosem, odwracając wzrok od przyjaciela. Czuł się upokorzony i słaby. Nie przychodziło mu do głowy inne określenie, niż „frajer”. House kolejny raz tego wieczoru zaskoczył go, kiedy zamiast wyśmiać jego żałosne mini–załamanie nerwowe, złożył kolejny pocałunek tuż koło jego ucha.

– Dlaczego to robisz? – spytał James.

– Przecież wiesz. – Błękitne oczy wpatrywały się w niego z czułością i oddaniem. Wilson poczuł, że jego wzrok robi się mglisty, a po policzkach spływają dwie samotne łzy. Przymknął powieki, na których po chwili poczuł dotyk warg. Chciał coś powiedzieć, ale nie mógł wykrztusić słowa. Greg przeniósł muśnięcia na jego policzki i skronie. Gdy kolejne zagościło w kąciku jego ust, Wilson podążył za nim, łącząc ich wargi w pocałunku wdzięczności. Kiedy przerwał kontakt, otworzył oczy i dostrzegł w drugich nieme pytanie. Dotknął twarzy kochanka, palcami odkrywając wciąż na nowo kształty, które przecież znał już na pamięć.

– Zaopiekuj się mną... – Słowa wydobyły się z trudem ze ściśniętego gardła. House zobaczył pod sobą ukochanego mężczyznę, bezbronnego i oddającego mu się w pełni. Nachylił się i wyszeptał w jego usta:

– Już dobrze, Jimmy. – Pogładził go po policzku. – Zaufaj mi.

Nie było pośpiechu w pieszczotach. House całował go wolno i subtelnie, jakby dopiero miał go wprowadzić w miłosny świat. Dłonie wędrowały po nieufnym ciele, gładząc troskliwie każdy centymetr, jaki znalazły. Kiedy dotarły do jego talii, wsunęły się pod materiał koszulki. House, mrucząc słodkie słowa, powoli zdjął z niego zbędny element garderoby i rzucił w kąt. Przeniósł pieszczoty niżej, całując szyję, gładząc ramiona. Wilson oddychał głęboko, przymknięte powieki wzmocniły inne zmysły. Zapach kochanka uderzył mu do głowy, dotyk jego skóry przyprawiał o dreszcz. Greg przesuwał się w dół, kreśląc językiem wilgotne ślady na klatce piersiowej i brzuchu. Dłonią muskał wnętrze jego ud, okryte grubą tkaniną. Wilson jęknął. Nie protestował, gdy przyjaciel rozpiął pasek, a po chwili guzik i zamek w jego spodniach. Palcami zahaczył o materiał bokserek. James uniósł lekko biodra, by mu pomóc, gdy tamten go rozbierał. Poczuł chłodny powiew na swojej skórze. Przez chwilę przemknęło mu przez głowę, że musi wyglądać strasznie głupio, leżąc tak nagi i bezbronny na kanapie, ale czyjeś usta rozwiały wszystkie niepewności. Moment później znajome ciepło spowiło go znowu, kiedy House zdjął własne ubranie i nakrył go swoim ciałem. Jeśli to był sen, to James nigdy nie chciał się z niego obudzić.

– Hej, nie marzniesz tu? – Niespodziewane słowa wyrwały go z zamyślenia. Greg spoglądał na niego rozbawionym wzrokiem, odgarniając mu niesforny kosmyk z czoła.

– Kiedy mam na sobie żywy koc grzewczy? – odpowiedział mu, mrugając zalotnie. House w odpowiedzi przygryzł płatek jego ucha, co zaowocowało głośnym „Auć!”. Wilson objął go za szyję i mocno przyciągnął do siebie, całując intensywnie. Gdy zabrakło im tchu, odsunęli się od siebie na krótką chwilę. James przesunął dłońmi po szorstkich policzkach diagnosty. Wahał się jeszcze chwilę, ale w końcu zdobył się na odwagę.

– Chcę… ja… – poczuł jak policzki mu płoną, a słowa więzną w gardle. Nigdy nie był zbyt pruderyjny, sypiając ze sobą od kilkunastu miesięcy eksperymentowali na wiele sposobów. Ale był kiepski w takich rozmowach, a to, że Greg patrzył teraz na niego zaciekawiony, wcale mu nie pomagało.

Wilson nie wiedział, dlaczego to sprawia mu taką trudność. To nie była żenująca, skrywana głęboko fantazja, nic po czym House mógłby się śmiać, ani odsunąć od niego z obrzydzeniem. Robili to już wiele razy, ale James zawsze swoje pragnienia okazywał tylko gestem, dotykiem, w większości zdając się na intuicję i domyślność kochanka. Łatwiej było udawać – jeśli się czegoś nie potrzebuje, nie naraża się na śmieszność i zranienie. A wszyscy myśleli, że to House ma problemy z zaufaniem…

– No dalej, nie wstydź się. – Nachylił się nad nim, zachęcając cicho. – Hej, przecież to tylko ja.

Wilson w końcu odpuścił. Nabrał głęboko powietrza i zamknął oczy.

– Chcę, żebyś mnie pieprzył – szepnął prawie niesłyszalnie. Mamrotał słowa, z twarzą wtuloną w szyję Grega. Kurczowo garnął się do niego, ale wciąż unikał jego wzroku. – Chcę, żebyś wziął mnie, naznaczył. Chcę… chcę być twój, cały twój, przez tę jedną noc… Kochaj się ze mną, tak żebym o wszystkim zapomniał…

House poczuł, jak palce przyjaciela zaciskają się na jego plecach, jak jego paznokcie wbijają mu się w skórę. Powstrzymał się, żeby nie syknąć z bólu. Ostrożnie uwolnił się z objęć kochanka. Jego spojrzenie prosiło, by o nic już nie pytał, nie zastanawiał się, nie analizował. By przyjął to, co Wilson chciał mu dać. Greg nachylił się do pocałunku i zapomniał o wszystkim innym. Zaczął błądzić dłońmi po jego skórze, nogi Wilsona oplótł wokół swoich bioder. Zachłanne usta smakowały coraz to nowe kawałki ciała, biodra krążyły w drażniąco wolnym rytmie. Oddechy przyspieszyły, pot zaczął pokrywać ich skórę, nabrzmiałe członki ocierały się o siebie, uwięzione między rozpalonymi postaciami na kanapie. House zdjął oplatające go ręce Wilsona ze swoich pleców i uniósł je za jego głowę. Sięgnął po coś do szuflady obok, po czym podniósł się nieco i przesunął w dół. Wilson zadrżał, kiedy nagle zimno uderzyło w jego ciało, lecz po chwili zaskomlał już z innego powodu.

Greg całował i gładził wnętrze jego ud, uszczypnął lekko skórę w pachwinie. Kiedy wziął go do ust, James jęknął i zatopił palce w oparciu kanapy. Obezwładniające uczucie warg i języka diagnosty na jego członku, ustąpiło na chwilę innemu, gdy tamten wsunął w niego pierwszy palec. House wypuścił jego członek, uniósł głowę, przysunął się wyżej, i wciąż przygotowując go dłonią, pocałował chciwie. Gdy ten odprężył się trochę, Greg znowu ruszył na południe. Niedługo dodał drugi, chwilę później trzeci palec. Wilson wił się i pojękiwał pod jego dotykiem. W pewnej chwili poczuł pustkę i postać, która przemieszcza się nad nim. Diagnosta rozsunął mu szerzej nogi, przykrył go sobą, próbując ułożyć się w odpowiedniej pozycji. Lewą dłonią przytrzymał ramiona onkologa nad jego głową, prawą nakierował swój członek na jego wejście. Jeszcze raz spojrzał na przyjaciela, szukając w jego oczach wątpliwości, czy oporu, a znalazł pewność i zaufanie. Nachylił się nad nim, nakrył jego usta swoimi i wszedł w niego. Kilka płytkich, ostrożnych ruchów sprawiło, że James rozluźnił się trochę, przypominając sobie znajome uczucie. Chciał objąć kochanka, ale teraz już dwie silne dłonie powstrzymywały go przed tym. Nie mógł nic powiedzieć, jedynie pojękiwać, bo ochocze wargi i język zamykały mu usta głębokimi pocałunkami. Jedyne co mógł zrobić, to podążyć za rytmem, który narzucił House. Po pewnym czasie pchnięcia stały się głębsze i mocniejsze. Wilson oswobodził się z pocałunków i zakwilił cicho. Greg oplótł jego nogami swoje biodra i ustami zaczął pieścić szyję. Diagnosta zmienił kąt i kolejne pchnięcie dosięgło prostaty. James krzyknął krótko, próbując zacisnąć uda mocniej na biodrach kochanka i oswobodzić ramiona z silnego uścisku. House uniósł głowę i z uśmieszkiem zadowolenia zamruczał:

– Dziś jesteś mój, kotku. Nie broń się przed tym, po prostu odpuść. – przybliżył usta do ucha przyjaciela i uwodzicielskim głosem szepnął: – Mmm, wyglądasz tak seksownie...

Kilka sekund później poczuł, jak onkolog przestał się wyrywać i poddał się jego woli. House kolejnym pchnięciem nagrodził go za uległość. Zaczął mu szeptać do ucha pikantne słówka, które sprawiły, że Wilson zarumienił się i zaczął się wić jeszcze bardziej. Ten widok nie mógł się równać z niczym innym. Greg zacisnął zęby na ramieniu Jamesa i doszedł z urywanym krzykiem. Obezwładniające uczucie wypełniającego go House’a i nieustanne drażnienie członka, uwięzionego między ich ciałami, to było dla niego Wilsona zbyt wiele. Chciał, żeby to uczucie trwało dłużej, ale nie mógł się już dłużej powstrzymywać. Po chwili jęknął cicho i drżąc osiągnął spełnienie.

Obaj byli zbyt wyczerpani, żeby pójść do sypialni, albo chociaż wziąć prysznic. Wilson sięgnął po chusteczki z szafki obok, wytarł nimi siebie i House’a. Ten tylko uśmiechał się słabo, powoli odpływając w krainę snów. James wysunął się z jego objęć, wstał z kanapy i zgasił wszystkie świece. Chwilę później wtulił się z powrotem w swojego kochanka, przykrywając ich obu kocem, leżącym na oparciu. Jeszcze jakiś czas przyglądał się jego śpiącej sylwetce, po czym delikatnie musnął rozchylone i nabrzmiałe od pocałunków wargi kochanka, by chwilę później pozwolić cichej muzyce jego oddechu ukołysać się do snu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Este dnia Pią 13:51, 02 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:44, 09 Lip 2009    Temat postu:

Pływam se w różowej zupie, zupa miło sobie chlupie
A ja się właśnie żywię fluffem Takim słodkim, cieplutkim i różowym
Este, jak ty to robisz, to nie wiem, ale ja właśnie przez erę (a właściwie przez jej brak) dokumentnie skopałam swojego pierwszego fika. Jak ty to robisz? To było tak niesamowicie słodkie, a House taki kochany i uroczy i... namiętny
Zresztą, kto powiedział, że prawdziwego House'a na to nie stać. Jakby się tak nagle okazało, że on dla Jimmiego gotów zrobić wszystko, nawet kolacje przy świecach . Taa, wiem niemożliwe, ale pomarzyć sobie można, no nie?

Cytat:
– Dziś jesteś mój, kotku. Nie broń się przed tym, po prostu odpuść. – przybliżył usta do ucha przyjaciela i uwodzicielskim głosem szepnął: – Mmm, wyglądasz tak seksownie...

I w tym momencie poziom cukru podskoczył mi do granic możliwości. Ohh Greeeg, mów tak do mnie, mów

Jesteś wielka, Este.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzelika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:45, 27 Lip 2009    Temat postu: Piękne!

Jedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam!. Piękne, zmysłowe i co najważniejsze dozwolone od lat 18
Będą kolejne części lub kolejny odcinek twojego autorstwa?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NiEtYkAlNa
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 1519
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Houseland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 4:17, 23 Sty 2010    Temat postu:

Este Super miniaturka!!!
Bardzo mi się podobało, aż się dziwię, że dopiero teraz na nią trafiłam [to zasługa nominacji] poczytam na pewno jeszcze Twoje dzieła ta podobała mi się bardzo, mimo że był to fluff. Szkoda że w serialu nie mamy takich fajnych scen. House wspierający "w ten sposób Jimmy'ego" oh pękne


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin