Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Sam [Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 10:02, 04 Mar 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
no to jesteśmy w domu I okej. Ale nadal nie ogarniam rozumowania osób, które twierdzą, że CAŁY serial uwielbiają w tym samym stopniu czy też kiedyś deklarowały, że kochają House'a-wrednego-geniusza, a teraz twierdzą, że kochają House'a-mysia-pysia... Epidemia sklerozy?

Nie, raczej brak własnego zdania na temat postaci i bezmyślne przyyjmowanie tego, co zostanie zaserwowane. Przyjaźnię się z jedną z takich osób.

Richie napisał:
wysunięcie wątków interpersonalnych na pierwszy plan to dla mnie najmniejszy problem, chociaż nie widzę potrzeby, żeby połowę sezonu poświęcać na eksplorowanie życia postaci drugo- i trzecioplanowych - zamiast przez szereg odcinków rozwodzić się nad małżeństwem Tauba, mogliby raczej pokazać House'a z jego matką i powiedzieć coś więcej o dzieciństwie tytułowego przecież bohatera.

Fakt, o postaciach pierwszoplanowych (za taką mimo wszystko uważam Wilsona, sue me) wiemy niewiele. Czekaj, próbuję wymyślić rozsądny powód.
...
Wciąż myślę...
...
Nie, w sumie nie wiem, dlaczego akurat Taub. To znaczy dobra, teoretycznie jest to spowodowane tym, iż jako jedyny z bohaterów nie ma żadnej traumy z dzieciństwa/przeszłości i jego rozwój w kierunku życiowego popieprzenia, które cechuje najbliższe otoczenie House'a, dopiero ma miejsce. Taka prymitywna anatomia psychiki, jak i zakotwiczenie go na stałe w drużynie.

Richie napisał:
Za to już zdzierżyć nie mogę tego, jak zmieniono House'a, bo to po pierwsze - niepotrzebne, po drugie - byle jak zrobione, po trzecie - zaprzecza obrazowi tej postaci, stworzonej w pierwszych sezonach (czy po to tyle czasu poświęcono jego bólowi i niepełnosprawności - co przedstawiano w miarę realnie - by potem Nolan mógł stwierdzić, że to ból urojony, a House mógł się czołgać pod gruzami, chodzić bez laski i wziąć Cuddy na ręce - co jest zwykłą, fizycznie niemożliwą bzdurą).

Tu się zgadzam. Choć osobiście podoba mi się House-nie-ćpun. Ale tak, zgadzam się. Odebrało to serialowi jeden z elementów ostrości.

Richie napisał:
ale w końcu Hju i RSL wyobrażali sobie post-Amberowego Hilsona ZUPEŁNIE inaczej, niż to co wysmażyło TPTB, czyli coś jest grubo nie tak...

I tutaj też się zgadzam, ale tym razem całkowicie. Już nawet nie dlatego, że żadna z moich aww!wizji się nie spełniła, ale dlatego, że to mało prawdopodobne jest. Po takim czymś jedna wycieczka nie jest wystarczająca, by naprawić szkody, jakich doznały obie strony. Po prostu nie jest.

I skąd wiesz, jaką oni mieli wizję? To było w tym wywiadzie pre-s5?

Richie napisał:
A gdyby napisali, że House pochodzi z biednej murzyńsko-żydowskiej rodziny?

Znalazłabym sposób, aby w obrębie tego pracować.

Richie napisał:
Spoko, mogłabym zaakceptować OOCness, ale są granice. I te granice zostają przekroczone, kiedy manipuluje się faktami.

Ale wiesz, to jest bardzo popularny zabieg. Retcon. Całkowicie go nie uznaję, ale z jakiegoś powodu Amerykanie są z niego bardzo dumni.

Richie napisał:
i gdzie to się podziało? Bo teraz House zachowuje się tak, jakby jedyną znaczącą osobą w jego życiu jest i była od zawsze Cuddy

Może wróci?

Richie napisał:
być może o to chodzi. Ja jednak nie widzę w tym wpływu Hilsona. House próbował zawalczyć o Cuddy już w epie z konferencją (przed 6x10) i dowiedział się wtedy o Lucasie. Dlatego obstawiałabym, że późniejsze House'owe starania to nic innego, jak zwierzęca walka o samicę

Właśnie tę konferencję przypisuję zwykłemu "chcieć", podszytemu troszkę introspekcją z Mayfield. Natomiast później ten nieco dramatyczny rys dodaje to nieszczęsne "potrzebować", choć równie dobrze brzmiałoby tutaj "musieć mieć".

Richie napisał:
patrząc na ten sezon, wydaje mi się, że im bardziej Cuddy ma House'a, tym mniej jest skłonna dla niego poświęcić

Bo już nie musi walczyć o to, by go przy sobie zatrzymać. Już to zrobiła i on ją wybrał. Co, uważam, będzie stanowiło pierwszą rysę.

Richie napisał:
Dla mnie to jest oczywiste zrzucanie balastu, o tyle lepsze, że House poszedł z Wilsonem osobiście, zamiast zapłacić za to Kaczuszkom. Kiedyś House i Wilson uczestniczyli nawzajem w swoim życiu, a od sezonu 5. na moje oko oni tylko usiłują ułożyć temu drugiemu życie wedle własnego uznania i raz na zawsze mieć to z głowy.

A wiesz, że to brzmi rozsądnie? W sensie - długofalowo można powiedzieć, że jest to tendencja utrzymująca się od s5. Oni starają sobie ułożyć życia, nawzajem, tak, by nie być od siebie zależnym. Może to jakieś nieuświadomione działanie powodowane pozostałościami efektu, jakie miało 4x16?

Richie napisał:
nie widziałam ani 5 minut tego serialu

Dlatego się nie znasz! To było dość głębokie i miało świetną psychologię bohaterów!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 7:37, 05 Mar 2011    Temat postu:

Katty napisał:
Nie, raczej brak własnego zdania na temat postaci i bezmyślne przyjmowanie tego, co zostanie zaserwowane. Przyjaźnię się z jedną z takich osób.
ja mam takiego znajomego - zachwyca się serialem, ale przyznaje mi rację, gdy wytykam niedoróbki, a potem wraca do zachwycania się
...
jak mniej-więcej napisał ktoś w komentarzach pod którymś z nowych epów - "nie można mówić, że House zachowuje się nieHouse'owo, bo wszystko, co robi House jest z definicji House'owe"

Katty napisał:
Fakt, o postaciach pierwszoplanowych (za taką mimo wszystko uważam Wilsona, sue me) wiemy niewiele.
skoro trzeba było siedmiu sezonów, żeby dowiedzieć się czegoś o Cuddy, to Wilsona być może poznalibyśmy bliżej w sezonie 14

Katty napisał:
Czekaj, próbuję wymyślić rozsądny powód.
...
Wciąż myślę...
*zaczyna się bać, że Katty myśliwym zostanie*

Katty napisał:
To znaczy dobra, teoretycznie jest to spowodowane tym, iż jako jedyny z bohaterów nie ma żadnej traumy z dzieciństwa/przeszłości i jego rozwój w kierunku życiowego popieprzenia, które cechuje najbliższe otoczenie House'a, dopiero ma miejsce. Taka prymitywna anatomia psychiki, jak i zakotwiczenie go na stałe w drużynie.
Ty to masz łeb Właściwie to kiedyś przemknęło mi przez głowę, że rozwalają Taubowe małżeństwo, bo nikt z otoczenia House'a nie może być tak po prostu zadowolony z życia (tylko po co o tym aż tyle epów kręcić ). Może znaczące jest też to, że a) problemy Tauba nie przyćmią Huddy; b) happy Huddy ładnie się prezentuje na tle kolejnego zrujnowanego związku.
A teraz dzięki Taubowi poznajemy Foremana i dostajemy uroczy bromance jako rekompensatę za Hilsona (nawet wspólna scena w łazience była ==' ), chociaż logiczniejsze byłoby, gdyby Taub i Wilson założyli grupę wsparcia dla rozpaczonych i porzuconych.

Katty napisał:
Choć osobiście podoba mi się House-nie-ćpun.
ja się nie mogę przyzwyczaić
zresztą zacznijmy od tego, że niepotrzebnie robiono z niego ćpuna, bo Vicodinem nie można się naćpać oraz House nie łykał tabletek dla przyjemności, tylko z powodu bólu... Ale 'mondre' TPTB chciało mieć serial o bohaterze jak najbardziej zdegenerowanym, to teraz niech się nie dziwią, że ludziom średnio się podoba House-aniołek.

Katty napisał:
Po takim czymś jedna wycieczka nie jest wystarczająca, by naprawić szkody, jakich doznały obie strony. Po prostu nie jest.
chyba że doznane szkody były bardziej urojone, niż faktyczne I mean, wierzę, że deep down House i Wilson wiedzieli, iż to, co się między nimi wydarzyło w 4x16, było działaniem impulsywnym, a nie intencjonalnym, więc House nie żywił urazy do Wilsona, a Wilson... stracił zdolność racjonalnego myślenia na czas żałoby, plus ten cały stuff, że wolał sam odejść od House'a, zamiast go stracić. Jasne, że wolałabym zobaczyć, jak House walczy o odzyskanie Wilsona, ale do tej wycieczki i pojednania nie mam zastrzeżeń - w końcu to Hilson! i jedno spojrzenie wyraża więcej niż tysiąc słów

Katty napisał:
I skąd wiesz, jaką oni mieli wizję? To było w tym wywiadzie pre-s5?
yup, w tym Bromance'owym Ale widziałam też na youtube'ie różne późniejsze wypowiedzi Hju i RSL, że mieszkanie razem ich zbliży, że będzie Hilson jak za dawnych czasów... - wyrolowali ich tak samo jak nas. Nawet ten spoiler ze strony Ausiello, że chłopaki kupią mieszkanie RAZEM (za którym szły komentarze, że hipoteka łączy dwoje ludzi lepiej niż małżeństwo) okazał się być bez pokrycia, bo Wilson kupił mieszkanie sam, a House'owi łaskawie pozwolił ze sobą dalej mieszkać

Katty napisał:
Ale wiesz, to jest bardzo popularny zabieg.
widocznie oglądam za mało seriali, bo nigdzie się z tym nie spotkałam

Katty napisał:
Może wróci?
możliwe, choć wątpię, żeby jeszcze był na to czas. Nie, wróć - wątpię, żeby TPTB tego chciało, skoro teraz wszystko koncentruje się na Huddy, a do tego koniecznym jest, żeby House świata poza swoją oblubienicą nie widział.

Katty napisał:
Bo już nie musi walczyć o to, by go przy sobie zatrzymać. Już to zrobiła i on ją wybrał. Co, uważam, będzie stanowiło pierwszą rysę.
tylko House'owi muszą spaść klapki z oczu, żeby tę rysę dostrzegł...

Katty napisał:
Oni starają sobie ułożyć życia, nawzajem, tak, by nie być od siebie zależnym. Może to jakieś nieuświadomione działanie powodowane pozostałościami efektu, jakie miało 4x16?
Damn, jak by to ująć, żeby nie zamieszać...
...
O, już wiem:
*Hilsonka mode-on* IMO, to raczej działanie spowodowane nieuświadamianiem sobie przez TPTB, czym jest Hilson. Ten Hilson, któremu wystarczyła butelka rzucona w witraż, żeby zapomnieć o wszelkich urazach i czterech miesiącach separacji, i dla którego pączek oraz kartonik mleka był najwspanialszym gestem powitalnym. I dlatego po 5x05 Hilson istnieje dla mnie tylko w fikach (nie licząc kilku scen w serialu)
*Hilsonka mode-off* Tak, masz zupełną rację. (Przyjmując, że Hilsonowa chemia była wytworem naszej wybujałej wyobraźni,) House i Wilson przyjaźnili się całkiem zwyczajną przyjaźnią od dwóch dekad, zachowując się bardziej jak szalone dzieciaki, niż dorośli ludzie, a potem wydarzyła się Amber, która stała się katalizatorem tego, że chłopaki musieli wreszcie skończyć z zabawami i dorosnąć. Przyjaźń trwa nadal, ale nie jest już symbiozą - obaj są w stanie żyć niezależnie od siebie, co nie znaczy, że przestało im na sobie zależeć. I to jest naturalna kolej rzeczy, bo żyjąc w nierozerwalnej symbiozie, nie byliby nigdy w stanie związać się z nikim innym poza sobą nawzajem. (*Hilsonka mode-on* Tylko że ich przyjaźń nie jest zwyczajna, a oni są sobie przeznaczeni do grobowej deski )

Katty napisał:
Dlatego się nie znasz! To było dość głębokie i miało świetną psychologię bohaterów!
Nie wątpię. Psychologia nastolatków potrafi być bardziej złożona, niż psychologia dorosłych. Ale mnie nigdy nie pociągała, dlatego czuję się um... oszukana, kiedy podtyka mi się pod nos serial o dorosłych ludziach, którzy zachowują się jak nastolatkowie

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:15, 05 Mar 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
ja mam takiego znajomego - zachwyca się serialem, ale przyznaje mi rację, gdy wytykam niedoróbki, a potem wraca do zachwycania się

Tak też można. W niektórych serialach ja też tak robię. xD

Richie napisał:
jak mniej-więcej napisał ktoś w komentarzach pod którymś z nowych epów - "nie można mówić, że House zachowuje się nieHouse'owo, bo wszystko, co robi House jest z definicji House'owe"

W pewien pokręcony sposób ten gość ma rację. xD

Richie napisał:
skoro trzeba było siedmiu sezonów, żeby dowiedzieć się czegoś o Cuddy, to Wilsona być może poznalibyśmy bliżej w sezonie 14

A o Housie nigdy. xD

Richie napisał:
Ty to masz łeb <img src="http://i247.photobucket.com/albums/gg156/kasiat88/emotki/DAlike/klaszcze.gif"> Właściwie to kiedyś przemknęło mi przez głowę, że rozwalają Taubowe małżeństwo, bo nikt z otoczenia House'a nie może być tak po prostu zadowolony z życia (tylko po co o tym aż tyle epów kręcić ). Może znaczące jest też to, że a) problemy Tauba nie przyćmią Huddy; b) happy Huddy ładnie się prezentuje na tle kolejnego zrujnowanego związku.
A teraz dzięki Taubowi poznajemy Foremana i dostajemy uroczy bromance jako rekompensatę za Hilsona (nawet wspólna scena w łazience była ==' ), chociaż logiczniejsze byłoby, gdyby Taub i Wilson założyli grupę wsparcia dla rozpaczonych i porzuconych.

Czasami miewam przebłyski. xDDD House przyciąga - ale i wybiera - sobie ludzi z defektami, w jakiś sposób upośledzonymi przez los i życie. A fakt, że House dobrze wygląda na tle innych, w szczególności teraz (Taub rozwodnik, Chase rozwodnik, Trzynastka zaświrowała i zwiała, Foreman to Foreman, a o emo!Wilsonie nie wspominam nawet) - miła odmiana po tych paru sezonach, gdzie inni na jego tle wyglądali dobrze. xD

Katty napisał:
chyba że doznane szkody były bardziej urojone, niż faktyczne I mean, wierzę, że deep down House i Wilson wiedzieli, iż to, co się między nimi wydarzyło w 4x16, było działaniem impulsywnym, a nie intencjonalnym, więc House nie żywił urazy do Wilsona, a Wilson... stracił zdolność racjonalnego myślenia na czas żałoby, plus ten cały stuff, że wolał sam odejść od House'a, zamiast go stracić.

Mnie to nie przekonuje, ale muszę uwierzyć scenarzystom na słowo, że tak, jedno 5x04 wystarczyło.

Richie napisał:
Jasne, że wolałabym zobaczyć, jak House walczy o odzyskanie Wilsona, ale do tej wycieczki i pojednania nie mam zastrzeżeń - w końcu to Hilson! i jedno spojrzenie wyraża więcej niż tysiąc słów

Nie, to Rafaello.

Richie napisał:
widocznie oglądam za mało seriali, bo nigdzie się z tym nie spotkałam

[link widoczny dla zalogowanych]. Wystarczy spojrzeć na DW czy Torchwood. Tak, nawet kretyńskie Torchwood, mające 31 odcinków. xD

Richie napisał:
tylko House'owi muszą spaść klapki z oczu, żeby tę rysę dostrzegł...

House? Nie, on na pewno nie zauważy. Prędzej obstawiałabym Cuddy, która jest mniej wytrzymała od Wilsona. W końcu będzie miała dosyć.

Richie napisał:

*Hilsonka mode-on* IMO, to raczej działanie spowodowane nieuświadamianiem sobie przez TPTB, czym jest Hilson. Ten Hilson, któremu wystarczyła butelka rzucona w witraż, żeby zapomnieć o wszelkich urazach i czterech miesiącach separacji, i dla którego pączek oraz kartonik mleka był najwspanialszym gestem powitalnym. I dlatego po 5x05 Hilson istnieje dla mnie tylko w fikach (nie licząc kilku scen w serialu)

Może i. Tylko ja na przykład w takiego Hilsona nie wierzę. Oczywiście, byłoby miło i ładnie, ale - jakkolwiek zabawny by nie był - nie kupuję 5x04 jako absolutnego rozgrzeszenia w tym związku.

Richie napisał:
*Hilsonka mode-off* Tak, masz zupełną rację. (Przyjmując, że Hilsonowa chemia była wytworem naszej wybujałej wyobraźni,) House i Wilson przyjaźnili się całkiem zwyczajną przyjaźnią od dwóch dekad, zachowując się bardziej jak szalone dzieciaki, niż dorośli ludzie, a potem wydarzyła się Amber, która stała się katalizatorem tego, że chłopaki musieli wreszcie skończyć z zabawami i dorosnąć. Przyjaźń trwa nadal, ale nie jest już symbiozą - obaj są w stanie żyć niezależnie od siebie, co nie znaczy, że przestało im na sobie zależeć. I to jest naturalna kolej rzeczy, bo żyjąc w nierozerwalnej symbiozie, nie byliby nigdy w stanie związać się z nikim innym poza sobą nawzajem.

Smutne, ale to do mnie przemawia o wiele bardziej. Nie powiedziałabym, że była to przyjaźń zwyczajna, ale dość... niedojrzała. Ze względu na to, że partycypujący w niej w pewien sposób byli niedojrzali. Amber była takim wake-up call. W ogóle mam ochotę ich przyrównać do chłopców Barrie'go.

Richie napisał:
(*Hilsonka mode-on* Tylko że ich przyjaźń nie jest zwyczajna, a oni są sobie przeznaczeni do grobowej deski )

Parę dni temu myślałam o tym samym. ... Zastanawiałam się, czy w nomenklaturze Spnowej mogłabym ich nazwać soulmates.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 8:33, 06 Mar 2011    Temat postu:

Katty napisał:
Tak też można. W niektórych serialach ja też tak robię. xD
ja z moim oślim uporem nie mogłabym się na to zdobyć. Albo mi się coś podoba, albo nie - ewentualnie mogę zmienić zdanie co do szczegółów, jeżeli ktoś mnie do tego przekona

Katty napisał:
A o Housie nigdy. xD
jak to "nigdy"? O House'ie dowiadujemy się CAŁY czas, zwłaszcza w 6. i 7. sezonie, gdzie House bez Vicodinu jest autentyczny i prawdziwy, a całą jego przeszłość i osobowość sprzed Mayfield można między bajki włożyć

Katty napisał:
Czasami miewam przebłyski. xDDD
trening czyni mistrza

Katty napisał:
A fakt, że House dobrze wygląda na tle innych, w szczególności teraz (Taub rozwodnik, Chase rozwodnik, Trzynastka zaświrowała i zwiała, Foreman to Foreman, a o emo!Wilsonie nie wspominam nawet) - miła odmiana po tych paru sezonach, gdzie inni na jego tle wyglądali dobrze. xD
miła, OOCnessowa odmiana Kiedyś House kpił z innych, a teraz Taub śmieje się z niego, że "Cuddy trzyma go na smyczy"...
Pewnie to dziwne, ale wolałam, kiedy House wyciągał innych z dołka, równocześnie będąc pozornie nieszczęśliwym ("pozornie", bo wbrew temu, co TPTB sugeruje, uważam, że House był zadowolony ze swojego stabilnego, niezależnego życia). Liczyłam na to, że koniec końców serial pokaże, iż będąc house'o-podobnym człowiekiem, można liczyć na coś więcej niż złe zakończenie. Ale najwyraźniej się przeliczyłam, bo z serialu robi się bajeczka z morałem, że jedyne co ma znaczenie to wpasowanie się w schematy, a szczęście można osiągnąć wyłącznie dzięki miłości. I nawet gdyby z Huddy ostatecznie nic nie wyszło, a House został sam, to nie będzie już powrotu do tego, co było - no, chyba że się okaże, że House udawał to całe zakochanie i bycie szczęśliwym w nadziei, iż powtórzone tysiąc razy kłamstwo jednak staje się prawdą.

Katty napisał:
Mnie to nie przekonuje, ale muszę uwierzyć scenarzystom na słowo, że tak, jedno 5x04 wystarczyło.
przyszło mi do głowy (chyba) idealne rozegranie tej sytuacji (i szkoda, że scenarzyści na to nie wpadli/poszli w innym kierunku). Otóż 5. sezon powinien być poświęcony na wyprostowanie Hilsonowych spraw, zamiast "yup, Hilson sklejony do kupy, to można rozgrzebać Huddy". Niech by 5x04 było takim "ugaszeniem pożaru", po którym ciągle zostało sporo zniszczeń do naprawienia - i w tym momencie chłopaki powinni zamieszkać razem, żeby mieć czas na odbudowanie tej ich nadszarpniętej przyjaźni, a być może na jej przebudowanie - w to, co mamy teraz. Hilsonowemu storyline brakuje ciągłości - w jednej chwili chłopaki bawią się jak za dawnych beztroskich czasów, a w następnej jedyne, co potrafią, to dyskutować nad życiowymi problemami. Zaczynam się zastanawiać, czy to nie 5x04 właśnie nie pozwala mi uwierzyć, że obecny Hilson jest taki, jak być powinien.

Katty napisał:
Nie, to Rafaello.
Hilson JEST jak Rafaello Z wierzchu (z pozoru) twardy, a od środka słodki i kremowy A migdałem może być ten romans chłopaków w przeszłości, w którego istnienie wierzy Hju

Katty napisał:
Wystarczy spojrzeć na DW czy Torchwood. Tak, nawet kretyńskie Torchwood, mające 31 odcinków. xD
(o lolz, a więc jednak słusznie coś mi nie grało z życiorysem Bonda )
Ale z Torchwood to wiesz... tam wszystko jest wytłumaczalne, jak to w SF. Wątpię, czy znalazłaby się osoba, która stwierdziłaby, że serial jest głupi, bo np nie istnieją rękawice, które wskrzeszają zmarłych. I ja też bym nie miała pretensji o np załatwienie sprawy bólu House'a, gdyby zamiast Vicodinu zaczął brać jakiś nowy, eksperymentalny lek i może nawet wszczepili mu w udo nowy mięsień... Ale jak wciskają kit, że wystarcza mu ibuprofen, Cuddy ubywa lat, a Rachel z niemowlaka w S6 przeskakuje płynnie do wieku przedszkolnego w S7, to sorry

Katty napisał:
Prędzej obstawiałabym Cuddy, która jest mniej wytrzymała od Wilsona. W końcu będzie miała dosyć.
a tak się zarzekała, że kocha House'a takim, jaki jest

Katty napisał:
Tylko ja na przykład w takiego Hilsona nie wierzę.
a buuuuu jeszcze chwila i sama przestanę wierzyć - albo przestałabym już dawno, gdyby mimo wszystko nie istniały osoby, które postrzegają Hilsona tak samo jak ja.

Katty napisał:
Parę dni temu myślałam o tym samym. ... Zastanawiałam się, czy w nomenklaturze Spnowej mogłabym ich nazwać soulmates.
ja bym ich tak nazwała bez wahania

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:37, 06 Mar 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
ja z moim oślim uporem nie mogłabym się na to zdobyć. Albo mi się coś podoba, albo nie - ewentualnie mogę zmienić zdanie co do szczegółów, jeżeli ktoś mnie do tego przekona

Bez takiego mechanizmu obronnego nie potrafiłabym oglądać połowy seriali.

Richie napisał:
jak to "nigdy"? O House'ie dowiadujemy się CAŁY czas, zwłaszcza w 6. i 7. sezonie, gdzie House bez Vicodinu jest autentyczny i prawdziwy, a całą jego przeszłość i osobowość sprzed Mayfield można między bajki włożyć

Nie, to tylko myślenie życzeniowe. xD

Richie napisał:
miła, OOCnessowa odmiana Kiedyś House kpił z innych, a teraz Taub śmieje się z niego, że "Cuddy trzyma go na smyczy"...

Lubię wierzyć, że to dokądś prowadzi - najlepiej do spektakularnego jebnięcia w finale.

Richie napisał:
Liczyłam na to, że koniec końców serial pokaże, iż będąc house'o-podobnym człowiekiem, można liczyć na coś więcej niż złe zakończenie. Ale najwyraźniej się przeliczyłam, bo z serialu robi się bajeczka z morałem, że jedyne co ma znaczenie to wpasowanie się w schematy, a szczęście można osiągnąć wyłącznie dzięki miłości.

Ale czemu w to wierzyłaś? Ja od zawsze odbierałam ten serial jako niezłą rozrywkę pokazującą, że pewnych stopni nieszczęścia nie da się przeskoczyć. Nigdy nie sądziłam, że old!House może dostać cokolwiek przypominającego szczęśliwe zakończenie.

Richie napisał:
przyszło mi do głowy (chyba) idealne rozegranie tej sytuacji (i szkoda, że scenarzyści na to nie wpadli/poszli w innym kierunku). Otóż 5. sezon powinien być poświęcony na wyprostowanie Hilsonowych spraw, zamiast "yup, Hilson sklejony do kupy, to można rozgrzebać Huddy". Niech by 5x04 było takim "ugaszeniem pożaru", po którym ciągle zostało sporo zniszczeń do naprawienia - i w tym momencie chłopaki powinni zamieszkać razem, żeby mieć czas na odbudowanie tej ich nadszarpniętej przyjaźni, a być może na jej przebudowanie - w to, co mamy teraz.

Zgadzam się. To był cudowny, genialny, zmarnowany materiał na dłuższy wątek. Którym powinno to być, bo inaczej po cholerę tak zaakcentowali 4x16? Po co to całe fochanie się?

Richie napisał:
Hilsonowemu storyline brakuje ciągłości - w jednej chwili chłopaki bawią się jak za dawnych beztroskich czasów, a w następnej jedyne, co potrafią, to dyskutować nad życiowymi problemami. Zaczynam się zastanawiać, czy to nie 5x04 właśnie nie pozwala mi uwierzyć, że obecny Hilson jest taki, jak być powinien.

Okay, brak ciągłości. Ale przyznam szczerze, że ja nie mam problemów z Hilsonem w wersji obecnej. (Trochę własnego backstory...) s7!Wilson przypomina mi nawet s1!concerned!Wilsona, którego wielką fanką nie byłam. (Za bardzo przypominał mi Cameron, brr.)

Richie napisał:
A migdałem może być ten romans chłopaków w przeszłości, w którego istnienie wierzy Hju

Jakiś wywiad? LINK?!

Richie napisał:
Ale z Torchwood to wiesz... tam wszystko jest wytłumaczalne, jak to w SF. Wątpię, czy znalazłaby się osoba, która stwierdziłaby, że serial jest głupi, bo np nie istnieją rękawice, które wskrzeszają zmarłych.

E, nie. Retconu nie da się wytłumaczyć NAWET w sci-fi. W T-wood retconem było powiedzenie w s1, że Owen ma około 35 lat, a w s2 stwierdzanie, że nie, dopiero skończy 32. TO jest retcon, on nie ma nic wspólnego z dziwami fabuły, a brakiem jednomyślności kolejnych odcinków. W DW? W starych seriach powiedziano, że Panowie Czasu mogą się regenerować 12 razy. Nowe serie ( z Jedenastym) już próbują nam wmówić, że tak nie było i Doktor może żyć wiecznie. To jest niekonsekwencja.

Richie napisał:
Cuddy ubywa lat, a Rachel z niemowlaka w S6 przeskakuje płynnie do wieku przedszkolnego w S7, to sorry

Tak naprawdę to nie ubywa. Pomijając jedno stwierdzenie, że ma 38 lat - co było dowcipem, od samego początku było to oczywiste - to jej wiek się zgadza z tym "dobija czterdziestki" z s3. Co do Rachel - ciągle grają ją te same dziewczynki, więc "dorasta" w miarę normalnie. Poza tym, ma dwa lata, a Cuddy chce ją zapisać do "preschool". W USA jest to pierwszy stopień edukacji, coś w stylu żłobka. Do preschool zapisuje się dzieci już od niemowlęctwa. Ten etap edukacji kończy się - w zależności od szkoły - w wieku trzech lub pięciu lat. Więc, jakby nie patrzeć, Rachel i jej edukacja nie są żadnym błędem. Jak najbardziej odpowiadają normom edukacyjnym w USA.

Chciałam tylko wyjaśnić i odebrać ci możliwość narzekania na ten element fabuły. Jest on bowiem całkowicie poprawny.

Richie napisał:
a tak się zarzekała, że kocha House'a takim, jaki jest

Bo kocha. Ale kochać kogoś i umieć z nim być to dwie różne rzeczy.

Richie napisał:
ja bym ich tak nazwała bez wahania

Fajnie, że tak mówisz, bo w moich niecnych planach MOZE mieć to znaczenie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 2:50, 07 Mar 2011    Temat postu:

Katty napisał:
Nie, to tylko myślenie życzeniowe. xD
dodajmy, że TFUrców

Katty napisał:
Lubię wierzyć, że to dokądś prowadzi - najlepiej do spektakularnego jebnięcia w finale.
*niewierna!Richie mode-on* taaa... Chciałabym wierzyć, że TPTB ma jakiś Wielki Plan, do którego zmierza systematycznie od pierwszego odcinka - i właściwie wierzyłam w to do końca 4. sezonu - ale te ostatnie sezony wydają mi się błądzeniem po omacku i zbieraniną one-shotów, które czasem tylko łączą się ze sobą w bardzo luźny sposób (byłam zdziwiona, że House pamięta jeszcze o tych dwóch zmarłych wcześniej pacjentach, za to nie zaskoczyło mnie, że dziesięciodniowe wyzwanie dla Wilsona przeszło bez echa; to samo z 3-epowym fochem Cuddy o kłamstwo House'a, a już w epie następnym House dalej kłamie jak z nut, na co Cuddy w żaden sposób nie reaguje...) No cóż, pozostaje czekać do końca serialu, bo dopiero wtedy się okaże, czy w tym szaleństwie była jakaś metoda.

Katty napisał:
Ale czemu w to wierzyłaś? Ja od zawsze odbierałam ten serial jako niezłą rozrywkę pokazującą, że pewnych stopni nieszczęścia nie da się przeskoczyć. Nigdy nie sądziłam, że old!House może dostać cokolwiek przypominającego szczęśliwe zakończenie.
Patrząc na to, jak "House" od początku nie mieścił się w żadnych konwencjonalnych ramach - wystarczy porównać House'a do pierwszego z brzegu serialowego lekarza - wydawało mi się to oczywiste. Nawet ta 'nieprzeskakiwalność pewnych stopni nieszczęścia' popierała moją teoryjkę - oto mamy głównego bohatera zmagającego się z kalectwem i nie możemy (zgodnie z rzeczywistym stanem rzeczy) liczyć na jego cudowne ozdrowienie pod koniec całej historii. Dlatego idealnie pasowało mi od zawsze Hilsonowe zakończenie - House jest House'em, cierpiącym sukinsynem, a mimo to udaje mu się ułożyć sobie życie - może nie w różowych kolorach, ale też nie w czarnych. I tak, uświadomienie sobie, że kocha człowieka, którego zna przez pół życia, to banał, ale dla równowagi niezwykłe byłoby to, chodzi o związek homo

Katty napisał:
Którym powinno to być, bo inaczej po cholerę tak zaakcentowali 4x16? Po co to całe fochanie się?
ano w rzeczy samej. Jeżeli coś by mnie miało nie przekonać, to ten wielki foch i żałoba po 2-miesięcznym romansie, lecz skoro to jakoś uzasadniłam, to musiałam uzasadnić też prawdziwość 5x04.
A wracając jeszcze do naszych Huddilsonowych rozważań - jeżeli Hilson miałby mieć wpływ na popchnięcie House'a ku Huddy, to myślę, że miałoby to miejsce już wtedy, a nie po 6x10. House otarł się o utratę Wilsona, a ledwo go odzyskał, okazało się, że Cuddy wymyka mu się z rąk, próbując adoptować dziecko i ułożyć sobie życie bez niego i jego pomocy (wbrew sobie tak interpretowałam to House'owe przerażenie w sklepie dla dzieci w 5x05). Potem mamy HuK, drobne gesty House'a żeby sprawić Cuddy przyjemność, ale załamanie nerwowe+Mayfield+Lucas pokrzyżowały House'owi plany...

Katty napisał:
s7!Wilson przypomina mi nawet s1!concerned!Wilsona, którego wielką fanką nie byłam.
hmm... faktycznie. s1!Wilson był niemal tak samo skupiony, na sprowadzaniu House'a na jedyną słuszną drogę. Tylko 1. sezon dawał chłopakom więcej możliwości do funny!moments, więc nie było to takie ciężkostrawne.

Katty napisał:
Jakiś wywiad? LINK?!
nope, niestety GeeLady przy okazji jakiegoś komenta napomknęła o tym, że Hju tak powiedział i kilka osób zgodziło się, że też to pamiętają, ale nikt nie potrafił podać źródła.

Katty napisał:
W T-wood retconem było powiedzenie w s1, że Owen ma około 35 lat, a w s2 stwierdzanie, że nie, dopiero skończy 32. (...) W DW? W starych seriach powiedziano, że Panowie Czasu mogą się regenerować 12 razy. Nowe serie ( z Jedenastym) już próbują nam wmówić, że tak nie było i Doktor może żyć wiecznie. To jest niekonsekwencja.
może odmłodziło go obcowanie ze Szczeliną? DW nie oglądam, więc nie chcę z ciemno szukać uzasadnienia, ale z ichnimi możliwościami pewnie coś by się dało wykombinować.
A w "House'ie" wychodzą po prostu bzdury, jak to niedogadanie się scenarzystów, ile właściwie lat temu Wilson rozwiódł się z Sam. Albo że Cuddy i House uczęszczali na te same zajęcia na studiach (uwzględniając różnicę wieku pomiędzy nimi, od biedy można by się zgodzić, że kiedy ona zaczynała, to on kończył i dlatego mieli okazję się na studiach poznać). Wątpliwe jest też to, że Cuddy poznała Wilsona w tym samym czasie, co House... Chyba scenarzyści naczytali się zbyt wielu fików, w których nasza trójca to przyjaciele z jednego podwórka I jeszcze sprawa Stacy, z którą House był (o ile pamiętam) 5 lat, a drugie tyle rozpaczał po jej odejściu - teraz zaś scenarzysta powiedział, że Cuddy jest jedyną kobietą ever jaką House kochał

Katty napisał:
Pomijając jedno stwierdzenie, że ma 38 lat - co było dowcipem, od samego początku było to oczywiste - to jej wiek się zgadza z tym "dobija czterdziestki" z s3.
huh, zaskakująco wielu ludzi nie potraktowało tego jako dowcipu

Katty napisał:
Co do Rachel - ciągle grają ją te same dziewczynki, więc "dorasta" w miarę normalnie. Poza tym, ma dwa lata
nope, tu się nie zgadzam. Rachel urodziła się zimą w 5. sezonie, więc dwa lata powinna mieć teraz dopiero, a miała tyle od początku 7. sezonu, czyli jest z pół roku poślizgu. I nawet TPTB mówiło kiedyś, że a) zmienili aktorki grające Rachel na 3-letnie bliźniaczki, b) "postarzają" trochę Rachel, żeby mieć większe pole do popisu dla House'a.
Ale dzięki za wyjaśnienie systemu edukacji w USA. Może wykorzystam to kiedyś w Gimme

Katty napisał:
Ale kochać kogoś i umieć z nim być to dwie różne rzeczy.
to jeden z powodów, czemu jestem na nie dla Huddy - House'owi przydałby się ktoś, kto umiałby z nim być i nie chciał go za bardzo zmienić. Z Cam było od początku wiadomo, że zależy jej na naprawieniu House'a, a Cuddy powiedziała wprawdzie, że nie chce, żeby House się zmieniał, ale widać, że to tylko słowa. Zostaje Wilson - prawie rok mieszkał z House'em i się nie pozabijali, co dobrze wróży na przyszłość

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pon 4:52, 07 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin