Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Sam [Z]
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 4:31, 11 Lut 2011    Temat postu: Fic: Sam [Z]

Kategoria: friendship (pre-slash)

Zweryfikowane przez Richie117


Cytat:
Hmmm... komuś gdzieś już napomknęłam o tym fiku, ale zapomniałam już komu dokładnie (darujcie sklerozę) W każdym razie do jego przetłumaczenia popchnęła mnie ostatecznie nowina, że Wilsona nie było w zeszłym epie, bo sceny Hilsonowe zostały uznane za niepotrzebne w tym Huddy-centrycznym odcinku. Jakby było mało, że Wilson przez 2 sezony supportował Huddy, to jeszcze teraz pozbywają się go jak... ech. Nie wspominając o tym, że w Hilsono-centrycznych epach dla Cuddy jakoś znalazło się miejsce

Zatem voila: przedstawiam death!fik z Wilsonem w roli głównej. W tej króciutkiej miniaturce nie ma happy endu, ani optymistycznych akcentów, ale w jakiś pokręcony sposób mnie ona pociesza w obliczu tego, co w 7. sezonie działo się, dzieje i będzie dziać z Wilsonem
Aha, i tym razem wcale nie jest mi żal House'a - dostał dokładnie to, na co sobie zasłużył i dobrze mu tak!


PS. O "Uczciwym układzie" nie zapomniałam, tylko jakoś weny nie mam... Może na sobotę uda mi się zrobić kolejny kawałek




Tytuł: Sam ([link widoczny dla zalogowanych])
Autor: rsl_lover

Ostrzeżenia: spoilery epa "Wilson" z 6. sezonu i kilka niepochlebnych uwag na temat Cuddy



Coś takiego nie powinno mu się przytrafić. Dlaczego musiało mu się przytrafić coś takiego? Wszystko w jego świecie potoczyło się nie tak. Był lekarzem, na miłość Boską, lekarze nie powinni chorować. Lekarze byli uzdrowicielami, a nie pacjentami. Do tego jeszcze ironia całej tej sytuacji - cudowne dziecko onkologii zapadło na dokładnie tę samą chorobę, w której się specjalizował. Życie nienawidziło Jamesa Evana Wilsona, a on o tym wiedział.
______________________________________________________________________________

Mali pacjenci bardzo polubili psy, biorące udział w eksperymencie. Nie ważne jak profesjonalną czy istotną rolę miał do odegrania pies, czworonogi mimo wszystko uwielbiały obdarowywać dzieci wspaniałymi, wielkimi, futrzanymi uściskami. Niektórzy ze starszych pacjentów również je lubili, ale nie tak bardzo jak dzieciaki, które z uśmiechami na twarzach ganiały za żywiołowymi labradorami oraz zadziornymi terierami. Zabawa trwała niemal przez godzinę, lecz dzieci i tak wydawały jęki niezadowolenia, kiedy psy musiały wyjść, by zająć się tym, po co sprowadzono je do szpitala.

Wilson stał i patrzył, jak czworonogi robią to, co do nich należało, obwąchując osoby, które miały lub nie miały raka i szczekając na te, które ich zdaniem były chore. Oczywiście osoby cierpiące na raka wiedziały już, że go mają, podobnie jak osoby zdrowe wiedziały, że nic im nie dolega. Szpital nie chciał żadnych wstrząsających odkryć w trakcie eksperymentu.

Wilson był szczerze zdumiony faktem, że psy naprawdę potrafiły wywąchać raka skóry obwąchując skórę pacjenta, raka płuc i piersi - wąchając oddech danej osoby, a raka prostaty dzięki obwąchaniu moczu. Zwierzęta rzeczywiście były przyszłością medycyny. Kiedy wydarzy się [link widoczny dla zalogowanych], przynajmniej będą w stanie stwierdzić, które z nich mają raka, a które nie. A potem być może je spalą, zanim przekształcą się w zombie chorujące na raka.

Wszystko szło dobrze i zgodnie z planem, dopóki nie zostawiono psów, żeby jeszcze przez chwilę pobaraszkowały z dziećmi. Czemu musiał być właśnie w tamtym miejscu i z uśmiechem na twarzy obserwować, jak dzieciaki bawią się z psami, które były dwukrotnie większe od nich? Czemu z radością pogłaskał psa, który do niego podszedł? Czemu musiały podejść do niego kolejne psy? Czemu musiał pochylić się i kucnąć, żeby pogłaskać je wszystkie? Czemu czworonogi musiały zaszczekać i ściągnąć na niego uwagę, i sprawić, że podszedł jeden z naukowców, i przywołać zaniepokojoną minę na twarz wspomnianego naukowca, i zmusić owego badacza, by poprosił go o rozmowę na osobności, i sprawić, że ów naukowiec powiedział mu, co sobie pomyślał? Czemu wszechświat nienawidził go do tego stopnia, że zesłał na niego dokładnie tę chorobę, którą zajmował się prowadzony przez niego oddział?

Wilson wpatrywał się w pustkę, podczas gdy lekarz mówił mu, co zamierzają zrobić. Jaki sens miało tłumaczenie mu tego? Był szefem całego pieprzonego oddziału, powinien wiedzieć, co stanie się dalej - wcześniej sam mówił o tym dziesiątkom, a nawet setkom ludzi, i tyle samo razy zajmował się leczeniem. Planowano wykonać biopsję, a następnie - jeżeli potwierdzi ona ich obawy - miała zostać przeprowadzona operacja. Będzie leżał na stole operacyjnym, tak jak miało to miejsce wcześniej, z tym wyjątkiem, że teraz zrobi to dla siebie, a nie dla jakiegoś rzekomego "przyjaciela", który okazał się być kompletnym dupkiem.

A kiedy przeprowadzano operację, House'a tym razem tam nie było, ponieważ Wilson nie powiedział mu, że może umrzeć. Nie chciał zainteresowania, ani bezceremonialnych uwag, którymi bez wątpienia House by go obrzucił. Ponieważ z całą pewnością nie usłyszałby po raz kolejny: "Jeżeli umrzesz, zostanę sam". Ponieważ House nie zostałby sam, gdyby on umarł. House miałby Cuddy. Przeklętą Cuddy, która całkowicie spieprzyła mu jego szanse na bycie z House'em. Przeklętą Cuddy, która mu House'a odebrała. Przeklętą Cuddy, która sprawiła, że House był szczęśliwy. House nie powinien być szczęśliwy z Cuddy - powinien być szczęśliwy z Wilsonem, a nie z jakąś dziwką, która nie byłaby w stanie założyć pieprzonych stosownych ubrań, gdyby zależało od tego jej życie.

Tak więc przeszedł operację w samotności. I kiedy powiedzieli mu, że nowotwór rozprzestrzenił się na resztę jego ciała, wysłuchał tego w samotności. I kiedy pompowali w jego żyły truciznę, leżał samotny w drapiącej szpitalnej pościeli. I kiedy powiedzieli mu, że to nie zadziałało, że osiągnął stan terminalny, płakał nad tym samotnie. I kiedy House w końcu na jeden dzień oderwał się od Cuddy i postanowił pójść do Wilsona, by ponarzekać na to czy na tamto, stanął w gabinecie Wilsona zupełnie sam. I samotnie wysłuchał lekarzy. I samotnie leżał w drapiącej pościeli we własnej sypialni. I samotnie płakał. A kiedy nadszedł dzień pogrzebu, stał pośród co najmniej setki ludzi, lecz wciąż czuł się samotny.

Wilson był martwy, a on był sam. Zgodnie z tym, co powiedział mu niespełna rok wcześniej.


~~ the end ~~


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pon 0:04, 14 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narcyza
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 03 Lut 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza rogu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:08, 11 Lut 2011    Temat postu:

A mi szkoda House'a...

Cytat:
Życie nienawidziło Jamesa Evana Wilsona, a on o tym wiedział.

To zdanie absolutnie mną wstrząsnęło! Nie uważam, żeby życie nienawidziło Wilsona... Prędzej to jego bym o to podejrzewała.

Ten fik jest krótki, ale za to przerażająco smutny i taki... pasujący do serialu xD

Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dioda14
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Sie 2009
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:14, 11 Lut 2011    Temat postu:

No nie...tylko nie Jimmy, nie Jimmy! Zużyłam już paczkę chusteczek...*leci po drugą* Dzięki za tą jakże piękną miniaturkę . Mam nadzieję, że praca nad tłumaczeniami nad fikiem " Uczciwy układ" pójdzie pełną parą Trzymam kciuki!

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dioda14 dnia Pią 20:16, 11 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:17, 11 Lut 2011    Temat postu:

Ten fik przekonuje mnie do tego, że dla Wilsona (i fanów) naprawdę byłoby lepiej, gdyby po prostu został uśmiercony przez scenarzystów. Tylko, że jednocześnie wiem iż to, co wychodzi tak świetnie w fikach, nie nadaje się do serialu. Tutaj wszystko opisane jest sucho i bez nadużywania jakichś dramatycznych zwrotów. A w serialu, który próbuje dogonić Grey's anatomy (nie obrażając tego drugiego)? Źle to widzę.

Ale wracając do samego tekstu. Jest naprawdę świetny!
Podoba mi się to, że Wilson dowiedział się o chorobie w oryginały sposób.

Cytat:
Kiedy wydarzy się Apokalipsa Zombie, przynajmniej będą w stanie stwierdzić, które z nich mają raka, a które nie. A potem być może je spalą, zanim przekształcą się w zombie chorujące na raka.


Cudownie absurdalne

Cytat:
Ponieważ z całą pewnością nie usłyszałby po raz kolejny: "Jeżeli umrzesz, zostanę sam".


Okrutnie prawdziwe. Aż trudno uwierzyć to, jak ich związek/przyjaźń zmienił się od pierwszego sezonu. Właściwie do czwartego sezonu to był jeden z kluczowych wątków. W piątym było coraz gorzej, w szóstce podjęto jeszcze próbę reanimacji, ale siódemka to już tylko szukanie sposobu na pozbycie się Wilsona. A gdzie porównanie do duetu: Holmes-Watson? Ech, pisanie o tym robi się już nudne

Cytat:
powinien być szczęśliwy z Wilsonem, a nie z jakąś dziwką, która nie byłaby w stanie założyć pieprzonych stosownych ubrań, gdyby zależało od tego jej życie.


Hell yeah! Uwielbiam to zdanie.

Cytat:
Wilson był martwy, a on był sam. Zgodnie z tym, co powiedział mu to niespełna rok wcześniej.


I tak mu dobrze? Też nie mogę się zdobyć na współczucie dla niego. Ten fik jest smutny, ale ten smutek opiera się tylko na współczuciu do Wilsona. Co prawda całkowicie zignorowany został fakt, że to właśnie Wilson swatał House'a i Cuddy, ale to jest przecież fik.
Gdyby każdy, kto chce napisać teraz fika, próbował zmierzyć się z całym tym bałaganem, który zaserwowali nam Shore i spółka, nie mielibyśmy wiele do czytania.

Tłumaczenie jak zwykle świetne

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 5:25, 12 Lut 2011    Temat postu:

Narcy napisał:
A mi szkoda House'a...
No dooobra, przyznaję, że mi też, troszkę. Tzn tego dawnego House'a, który potrzebował prawdziwego wstrząsu, żeby się obudzić - tyle że wtedy było już za późno
Zastanawiam się, czy to by w ogóle było możliwe, żeby choroba Wilsona pozostała niezauważona (chyba że leczył się w innym szpitalu).

Narcy napisał:
Nie uważam, żeby życie nienawidziło Wilsona... Prędzej to jego bym o to podejrzewała.
Masz na myśli, że to Wilson nienawidził życia? Może coś w tym jest, skoro został onkologiem i zadawał się z kimś tak destrukcyjnym jak House. Ale nienawiść często bywa wzajemna, a raczej nie można powiedzieć, żeby życie nam Jimmy'ego rozpieszczało

Narcy napisał:
taki... pasujący do serialu xD
to fik z grudnia chyba, dlatego tak dobrze pasuje Widać nie tylko ja mam ochotę miłosiernie ukrócić cierpienia Wilsona w tym sezonie



***

Dioda14 napisał:
Zużyłam już paczkę chusteczek...*leci po drugą*
*podaje jeszcze rękaw na wszelki wypadek*

Dioda14 napisał:
Mam nadzieję, że praca nad tłumaczeniami nad fikiem " Uczciwy układ" pójdzie pełną parą
no i sobie szła, dopóki mi prądu nie wyłączyli, chyba przez wichurę na dworze Oby naprawili tę awarię or whatever, żebym skończyła kolejną część tłumaczenia przynajmniej na niedzielę



***

Pino napisał:
Tylko, że jednocześnie wiem iż to, co wychodzi tak świetnie w fikach, nie nadaje się do serialu. Tutaj wszystko opisane jest sucho i bez nadużywania jakichś dramatycznych zwrotów. A w serialu, który próbuje dogonić Grey's anatomy (nie obrażając tego drugiego)? Źle to widzę.
oj, to prawda Sądząc po obecnych pseudo-dramatycznych zapędach scenarzystów, na koniec odcinka fani odetchnęliby z ulgą, że to już koniec ich agonii, zamiast wypłakiwać oczy w stosy chusteczek (o ile w ogóle cokolwiek byłoby widać z powodu deszczowej pogody i maksymalnego zaciemnienia w szpitalu ). A House zepchnąłby zwłoki Wilsona z łóżka, żeby Cuddy mogła go stosownie pocieszyć tu i teraz

Pino napisał:
Podoba mi się to, że Wilson dowiedział się o chorobie w oryginalny sposób.
a mnie przy tym fragmencie aż ciarki przeszły (nawet mimo tego, że ze streszczenia wiedziałam, co się stanie )

Pino napisał:
Aż trudno uwierzyć to, jak ich związek/przyjaźń zmienił się od pierwszego sezonu. Właściwie do czwartego sezonu to był jeden z kluczowych wątków. W piątym było coraz gorzej, w szóstce podjęto jeszcze próbę reanimacji, ale siódemka to już tylko szukanie sposobu na pozbycie się Wilsona.
Dla mnie Hilson - ten stary i dobry - skończył się raz na zawsze w ostatniej scenie 5x05, a potem to już takie nie-wiadomo-co, bo przyjaźnią trudno to nazwać. Sezon 6. miał chyba tylko ściągnąć widzów tym, że chłopaki mieszkali razem, bo przyjaźni to ja tam nie widziałam - albo raczej House robił wszystko, żeby tę przyjaźń podtrzymywać, a Wilson wiecznie tylko prawił kazania, o wszystko miał pretensje, w ogóle nie wspierał House'a jak dawniej i generalnie był wredny

Pino napisał:
Co prawda całkowicie zignorowany został fakt, że to właśnie Wilson swatał House'a i Cuddy, ale to jest przecież fik.
Gdyby każdy, kto chce napisać teraz fika, próbował zmierzyć się z całym tym bałaganem, który zaserwowali nam Shore i spółka, nie mielibyśmy wiele do czytania.
Jednak bywają takie fiki, które starają się ten serialowy crap wyprostować - zwykle Wilsonowe swatanie tłumaczy się tym, że odsuwając House'a od siebie pozbywał się pokusy rzucenia się na niego, bo to by mogło zniszczyć ich przyjaźń A ja i tak wolę fiki, które z obecnym kanonem nie mają nic wspólnego, czyli albo te stare, albo pisane w oderwaniu od fabuły.

Dzięki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:43, 12 Lut 2011    Temat postu: Re: Fic: Sam [Z]

Mnie jest zawsze szkoda House'a;p A ten fik jest trochę dołujący, zresztą jak pewnie każdy death fik. Chociaż może nieco inaczej reaguję, bo przeczytałam nowego spoilera dotyczącego RSLa... ;/

no ale nie samą erą się żyje

Richie117 napisał:
"Jeżeli umrzesz, zostanę sam".
a to była cholernie wzruszająca scena!

Richie117 napisał:
nie powinien być szczęśliwy z Cuddy - powinien być szczęśliwy z Wilsonem
taaak, szkoda tylko, że nie wszyscy uważają tak samo. Zresztą ostatnio myślę, że House powinien być sam. Tylko niech Wilson nie umiera

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 3:33, 13 Lut 2011    Temat postu:

advantage napisał:
A ten fik jest trochę dołujący, zresztą jak pewnie każdy death fik.
tylko "trochę"? Jak na taką lakoniczną wręcz miniaturkę, to IMO był dołujący jak cholera. Ale ja przewrażliwiona na punkcie d!fików jestem

advantage napisał:
Chociaż może nieco inaczej reaguję, bo przeczytałam nowego spoilera dotyczącego RSLa... ;/
hmm... nie wiem, czy są jakieś świeższe spoilery, niż te które czytałam, a one z kolei strasznie mnie ucieszyły zamiast zmartwić, o!

advantage napisał:
no ale nie samą erą się żyje
nie?!

advantage napisał:
a to była cholernie wzruszająca scena!
była... a potem Wilson wyszedł, nie oglądając się za siebie i miałam ochotę kogoś udusić, że tak to spieprzyli

advantage napisał:
Zresztą ostatnio myślę, że House powinien być sam. Tylko niech Wilson nie umiera
tjaaa... lepiej sam niż z Cuddy Ale jeżeli alternatywą dla uśmiercenia Wilsona jest unieszczęśliwianie i upokarzanie go do końca serialu, to nie muszę chyba mówić, co bym wolała

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:57, 13 Lut 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
Jak na taką lakoniczną wręcz miniaturkę, to IMO był dołujący jak cholera. Ale ja przewrażliwiona na punkcie d!fików jestem
mało co mnie tak naprawdę dołuje, więc spośród milona innych dołujących rzeczy, death fiki tylko trochę. Chociaż dla mnie o wiele bardziej dołujące są te, w których to House umiera.

Richie117 napisał:
nie?!
oczywiście, że era ponad wszystko!

Richie117 napisał:
a potem Wilson wyszedł, nie oglądając się za siebie i miałam ochotę kogoś udusić, że tak to spieprzyli
nooo... ale nie było co się spodziewać, że rzucą się sobie w ramiona;p czasami pozostaje nam tylko cieszyć się tym, co dostajemy. I ewentualnie po cichu irracjonalnie sobie marzyć... istnieją jeszcze fiki, więc zawsze można opisać swoją wersję wydarzeń

Richie117 napisał:
Ale jeżeli alternatywą dla uśmiercenia Wilsona jest unieszczęśliwianie i upokarzanie go do końca serialu, to nie muszę chyba mówić, co bym wolała
ja i tak nieco egoistycznie wolałabym, żeby został. Wydarzenia po śmierci Wilsona mogą być nawet interesujące, pod warunkiem, że będą sensownie poprowadzone... a w to jakoś wątpie. Ale fcuk... House bez Wilsona to już nie House.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alumfelga
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 28 Lis 2009
Posty: 1927
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: D.G.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:21, 13 Lut 2011    Temat postu:

Bardzo dołujący fik. Wilson wreszcie centrum wydarzeń - dla siebie, dla widza (czytelnika), ale wciąż nie dla House'a. Który wcześniej zauważał najdrobniejsze zmiany w jego zachowaniu, a będąc z Cuddy "przeoczył" kilkumiesięczną chorobę swojego jedynego przyjaciela. Po tym, co dostajemy w s7, jestem skłonna w to uwierzyć.

Nie wiem, czy słowo "to" w ostatnim zdaniu jest zamierzone, ale wywaliłabym je


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 3:17, 14 Lut 2011    Temat postu:

advantage napisał:
Chociaż dla mnie o wiele bardziej dołujące są te, w których to House umiera.
Ale House'owych d!fików jest więcej, więc te z Wilsonem są wyjątkowe
Nie no, mnie w tych fikach dołują niezmiennie emocje, towarzyszące umieraniu i żałobie. Tutaj było tego mało, ale i tak dawało kopa. I może masz rację, że House'owe d!fiki dołują mocniej, bo autorzy mają tendencję do bardzo opisowego znęcania się nad Wilsonem, a House jakoś lepiej sobie z tym radzi. I jeszcze zawsze przy House'owych d!fikach nachodzi mnie myśl, że - fuuuuck - gdyby chłopaki byli parą, to najpewniej Wilson musiałby w końcu pożegnać House'a, a nie na odwrót

advantage napisał:
nooo... ale nie było co się spodziewać, że rzucą się sobie w ramiona;p
w ramiona, a potem na biurko... noł noł, nie miałam na myśli czegoś takiego - bardziej że Wilson próbowałby bezskutecznie przekonać House'a, że przesadza z tym umieraniem i że będzie ok, a dopiero potem wychodzi, po czym House rozważa jego słowa i decyduje się jednak być przy operacji. Tak jak to pokazali, House wyszedł na biednego szczeniaczka, który dostał kopa, a i tak biegnie do swojego pana i się łasi, jakby nic się nie stało. Wilson wyszedł na strasznego dupka, a House na jedyną połówkę ich duetu, której zależy na tej przyjaźni.

advantage napisał:
Wydarzenia po śmierci Wilsona mogą być nawet interesujące, pod warunkiem, że będą sensownie poprowadzone... a w to jakoś wątpie.
to jest ten minus mojego "planu", bo nawet nie sądzę, że jakoś zagłębiliby się w konsekwencje jego śmierci - House przecież nie ma czasu na takie drobnostki.

advantage napisał:
Ale fcuk... House bez Wilsona to już nie House.
hmm... imo to JUŻ nie House. Nawet z takim Wilsonem. Bo sens i magia Hilsona to było coś więcej, niż porady małżeńskie i użalanie się nad życiem. Gdzie wieczory z piwem i TV, gdzie lunche, wpadanie bez pukania do gabinetu i robienie sobie psikusów?! TO był Hilson, który miał znaczenie dla serialu, a nie ten obecny koszmarek, w którym trudno się dopatrzyć dwudziestoletniej przyjaźni

***

Alumfelga napisał:
wcześniej zauważał najdrobniejsze zmiany w jego zachowaniu, a będąc z Cuddy "przeoczył" kilkumiesięczną chorobę swojego jedynego przyjaciela. Po tym, co dostajemy w s7, jestem skłonna w to uwierzyć.
Ja niestety też w to wierzę Scenarzyści próbują robić pożal-się-boże dramat Huddy, a największe dramaty wychodzą im całkowicie niezamierzenie

Alumfelga napisał:
Nie wiem, czy słowo "to" w ostatnim zdaniu jest zamierzone, ale wywaliłabym je
Bosh, stupid me To "to" było zamierzone w poprzedniej wersji zdania, a w tej ostatecznej oczywiście jest całkowicie niepotrzebne. Dzięki

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Pon 10:29, 14 Lut 2011    Temat postu:

Tak zaczęłam sobie czytać, bo... Bo jak ominąć coś Hilsonowego?
Ale chwilę później jednak pożałowałam. Wiele innych bardziej dołujących czytałam, ale tutaj naprawdę się rozkleiłam. Taaa.. Może ze względu na mój stan emocjonalny, ale...
Tak jak Pino bardzo podobało mi się, że Wilson w taki oryginalny sposób dowiedział się o chorobie.
Richie117 napisał:
Nie chciał zainteresowania, ani bezceremonialnych uwag, którymi bez wątpienia House by go obrzucił. Ponieważ z całą pewnością nie usłyszałby po raz kolejny: "Jeżeli umrzesz, zostanę sam"

Nad tymi dwoma zdaniami zatrzymałam się na dłużej nim przeszłam dalej. Są normalne, zwyczajne. Ale jednak piękne. Nie wiem co w nich mnei urzekło. Nie wiem, ale urzekło xD
I szczerze jak czytam ten cały tekst o Hosue'ie to... myślę sobie, że dobrze mu tak. Bo jak można, aż tak odsunąć się od własnego przyjaciela:/ I to w zaledwie tak krótkim czasie

Richie117 napisał:
Wilson był martwy, a on był sam. Zgodnie z tym, co powiedział mu niespełna rok wcześniej.

No om to mnie wzruszyło, ale... Może nie byłby sam gdyby przejrzał na oczy. W momencie, który był odpowiedni, a nie!

Mam nadzieję, że w serialu chociaż przejrzy w końcu na oczy. W końcu. Ale moja nadzieja gó*no obchodzi scenarzystów...

Richie kochana! Weny i czasu


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cobra
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 23 Lis 2009
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:50, 14 Lut 2011    Temat postu:

Świetny, chociaż strasznie dołujący fik, który tylko przekonuje mnie co do opinii, że uśmiercenie Wilsona w 7 sezonie byłoby przede wszystkim skróceniem dalszych cierpień, związanych z totalną nijakością tej postaci.
Richie117 napisał:
Ponieważ z całą pewnością nie usłyszałby po raz kolejny: "Jeżeli umrzesz, zostanę sam".

To chyba jedyna scena z 6 sezonu, która naprawdę zapadła mi głęboko w pamięci. Tym bardziej nie mogę znieść myśli, że po tym odcinku całego Hilsona potraktowano, jak jakąś tanią amerykańską komedię A swoją drogę, to zdanie jest cholernie przykre i w pewnym sensie również okrutne... Nie dosyć, że Wilson umierał, to w dodatku jego najlepszy przyjaciel nagle spycha go na najdalszy plan, bo znalazł sobie "nową zabawkę" i stary dobry Jimmy przestał mu być potrzebny To jest po prostu przykre...

Richie117 napisał:
House nie powinien być szczęśliwy z Cuddy - powinien być szczęśliwy z Wilsonem, a nie z jakąś dziwką, która nie byłaby w stanie założyć pieprzonych stosownych ubrań, gdyby zależało od tego jej życie.

Szczerze uwielbiam to zdanie, bo ostatnimi czasy doskonale oddaje to, co zaczęłam myśleć o naszej "drogiej" 5-7 sezonowej administratorce po obejrzeniu finału 6 sezonu. I nie, wcale nie chodzi o to, że mamy Huddy, ale o fakt, w jaki sposób Cuddy potraktowała zarówno House'a jak i Lucasa. Najpierw mówi, że nie kocha, później, że kocha... Raz jest zaręczona, później zrywa zaręczyny... Żeby było ciekawiej, to wszystko w jednym odcinku! Doprawdy, Lisa Cuddy w trzech ostatnich sezonach, to kobieta pełna sprzeczności

Richie117 napisał:
Wilson był martwy, a on był sam. Zgodnie z tym, co powiedział mu niespełna rok wcześniej.

Bardzo mocne zakończenie. Mimo to nie jest mi szkoda House'a, bo tak naprawdę sam do tego doprowadził. Mistrz bystrości nie dostrzegł czegoś tak zauważalnego, jak śmiertelna choroba i to u najlepszego przyjaciela, bo "zabawa w dom" przysłoniła mu wszytko to, co kiedyś było naprawdę ważne i nie mam tu na myśli tylko Wilsona, ale również jego życiową filozofię, która moim zdaniem wcale nie była taka zła, bo w na przykład w 1 i 2 sezonie House nie wygląda na tak wielce nieszczęśliwego, jak mu to niektórzy przez cały czas wmawiali. Nigdy nie zrozumiem, jak można przekładać jakąkolwiek kobietę ponad najlepszego przyjaciela. Dla niektórych może to jest normalne, ale nie dla mnie i daję słowo, gdybym była facetem, to byłaby moja święta zasada. Prawda jest taka, że kobiety przychodzą i odchodzą, a po drodze jeszcze namieszają w życiu, za to taki prawdziwy przyjaciel zawsze będzie gdzieś obok.

Cóż, słysząc o ostatnich doniesieniach na temat RSL mam jakieś dziwne wrażenie, że taki czarny scenariusz być może któregoś dnia może się ziścić. Chociaż prawdę mówiąc, to może tak byłoby lepiej? Po co Wilsona ma snuć się bez sensu z kąta w kąt, zupełnie zatracając przy tym swoją osobowość i sprawiać wrażenie, że tylko wszystkim przeszkadza? Przecież teraz on tylko tam jest, a kiedyś błyszczał na tle innych postaci. A teraz? Normalnie szkoda gadać...

Za to tłumaczenie jak zwykle świetne, ale do tego chyba już wszyscy są tu przyzwyczajeni

Pozdrawiam serdecznie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 2:27, 16 Lut 2011    Temat postu:

Agusss napisał:
Wiele innych bardziej dołujących czytałam, ale tutaj naprawdę się rozkleiłam.
*podaje taśmę klejącą, żeby się Agusss skleiła do kupy*

Agusss napisał:
Nie wiem co w nich mnie urzekło. Nie wiem, ale urzekło xD
mnie w nich urzeka (chociaż to chyba nie do końca właściwe słowo) beznadzieja, jaką musiał czuć wtedy Wilson Znam to z autopsji - wiele razy ktoś się mną niby przejął, gadał jakieś pokrzepiające frazesy, a w rzeczywistości na kilometr było czuć, że nie ma w tym grama szczerości i taka osoba tylko doprowadzała mnie do większej depresji, zamiast podnieść mnie na duchu

Agusss napisał:
Bo jak można, aż tak odsunąć się od własnego przyjaciela:/ I to w zaledwie tak krótkim czasie
Nie można, dlatego czasem się zastanawiam, czy scenarzyści House'a to dorośli ludzie, czy dzieciaki, które jeszcze byłyby gotowe zerwać przyjaźń z powodu zabawki Okej, jest możliwe, że przez pierwsze kilka tygodni związku House mógłby być bardziej skupiony na Cuddy niż na Wilsonie (w końcu Wilson zachowywał się podobnie), ale żeby to się przeciągnęło w miesiące? Nie wspominając o tym, że na interesowanie się życiem prywatnym Chase'a House jakoś znajduje czas Buuuu...

Agusss napisał:
Mam nadzieję, że w serialu chociaż przejrzy w końcu na oczy. W końcu. Ale moja nadzieja gó*no obchodzi scenarzystów...
Bo scenarzyści to idioci Niby widać wyraźnie, że uwzględniają opinie widzów, ale robią to źle - za późno, przesadnie, zaprzeczając temu, co było... Well, kij im w oko



***

Cobra napisał:
przekonuje mnie co do opinii, że uśmiercenie Wilsona w 7 sezonie byłoby przede wszystkim skróceniem dalszych cierpień, związanych z totalną nijakością tej postaci.


Cobra napisał:
To chyba jedyna scena z 6 sezonu, która naprawdę zapadła mi głęboko w pamięci. Tym bardziej nie mogę znieść myśli, że po tym odcinku całego Hilsona potraktowano, jak jakąś tanią amerykańską komedię
Była jeszcze ta mraśna scena z organami, a wcześniej oświadczyny Wilsona Ale fakt, scenarzyści zrobili wszystko, żeby rozwalić Hilsona, a cały pseudo-gejowski odcinek miał chyba tylko dać nam-Hilsonkom nauczkę w stylu "oto jak by wyglądał love!Hilson: zniewieściały House i Wilson, który wszystko ukrywa, bo się boi o swój wizerunek" Gdyby nie to, w jaki sposób grali panowie, jeśli tylko pozwalały im okoliczności, to Hilson już w 5. sezonie przestałby istnieć

Cobra napisał:
I nie, wcale nie chodzi o to, że mamy Huddy, ale o fakt, w jaki sposób Cuddy potraktowała zarówno House'a jak i Lucasa. Najpierw mówi, że nie kocha, później, że kocha... Raz jest zaręczona, później zrywa zaręczyny... Żeby było ciekawiej, to wszystko w jednym odcinku!
święte słowa przez cały sezon Luddy i Huddy wlokły się noga za nogą, a w 6x22 wszystko ruszyło z kopyta - jakby maturzysta na polskim nagle się zorientował, że zostało mu 5 minut czasu do końca pisania i postanowił zawrzeć wszystkie najważniejsze punkty pracy w jednym akapicie

Cobra napisał:
Doprawdy, Lisa Cuddy w trzech ostatnich sezonach, to kobieta pełna sprzeczności
A ja widzę jedną prawidłowość - wszystkie działania Cuddy są TOTALNIE EGOISTYCZNE! Chciała mieć dziecko, to je sobie załatwiła, a teraz ma małą gdzieś; potrzebowała niańki do Rachel - związała się z Lucasem; uznała, że ONA nie może przestać kochać House'a, to zostawiła Lucasa i wykorzystała emocjonalną rozsypkę House'a, żeby wleźć mu do łóżka. Serio, niech mi ktoś poda jedną rzecz, jaką Cuddy zrobiła z myślą o kimś innym, niż o sobie...

Cobra napisał:
w 1 i 2 sezonie House nie wygląda na tak wielce nieszczęśliwego, jak mu to niektórzy przez cały czas wmawiali.
zgadzam się - House'owi było dobrze z tym, co miał, i było to po nim widać, a nagle próbują nam wmawiać na wszelkie sposoby, jaki to on był nieszczęśliwy, bo od czasów studiów usychał z miłości do Cuddy i nic oprócz tego się nie liczyło

Cobra napisał:
Nigdy nie zrozumiem, jak można przekładać jakąkolwiek kobietę ponad najlepszego przyjaciela. Dla niektórych może to jest normalne, ale nie dla mnie i daję słowo, gdybym była facetem, to byłaby moja święta zasada. Prawda jest taka, że kobiety przychodzą i odchodzą, a po drodze jeszcze namieszają w życiu, za to taki prawdziwy przyjaciel zawsze będzie gdzieś obok.
nic dodać, nic ująć I założę się o wszystko, że Hju z RSL przyznaliby Ci rację - wystarczy poczytać ich wizję Hilsonowej przyjaźni "po Amber", która jest zupełnym przeciwieństwem tego, co serwują scenarzyści

Cobra napisał:
Przecież teraz on tylko tam jest, a kiedyś błyszczał na tle innych postaci. A teraz? Normalnie szkoda gadać...
smutne, ale prawdziwe A co gorsza, nawet House już nie błyszczy, tylko dynda na końcu łańcucha pokarmowego niewiele wyżej od Wilsona. Gdyby tak pokazać 7. sezon komuś, kto w ogóle nie słyszał o tym serialu, to pewnie by uznał, że główną bohaterką jest Cuddy, a reszta to dla niej tylko tło

Pozdrowionka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Sob 19:15, 19 Lut 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
<img src="http://i247.photobucket.com/albums/gg156/kasiat88/emotki/DAlike/przytula.gif"> *podaje taśmę klejącą, żeby się Agusss skleiła do kupy*

*próbuje znaleźć początek, ale się nie udaje i Agusss zostaje w rozsypce! *

Richie117 napisał:
mnie w nich urzeka (chociaż to chyba nie do końca właściwe słowo) beznadzieja, jaką musiał czuć wtedy Wilson Znam to z autopsji - wiele razy ktoś się mną niby przejął, gadał jakieś pokrzepiające frazesy, a w rzeczywistości na kilometr było czuć, że nie ma w tym grama szczerości i taka osoba tylko doprowadzała mnie do większej depresji, zamiast podnieść mnie na duchu

Och no niby tez tak mam czasami, ale wiesz... Mnie to urzekło, chociaż masz rację, takie coś wpędza człowieka tylko w wiekszą depresje i... Szkoda słów...

Richie117 napisał:
Nie można, dlatego czasem się zastanawiam, czy scenarzyści House'a to dorośli ludzie, czy dzieciaki, które jeszcze byłyby gotowe zerwać przyjaźń z powodu zabawki Okej, jest możliwe, że przez pierwsze kilka tygodni związku House mógłby być bardziej skupiony na Cuddy niż na Wilsonie (w końcu Wilson zachowywał się podobnie), ale żeby to się przeciągnęło w miesiące? Nie wspominając o tym, że na interesowanie się życiem prywatnym Chase'a House jakoś znajduje czas Buuuu...

Cóż scenarzyści wciąż nam pokazują, że są dziećmi. Tak dokładnie ... Na początku mogło by tak być, ale nie przesadzajmy i nie popadajmy w jakieś zagiecia czasoprzestrzeni o.O Bo własnie to tak wygląda....

Richie117 napisał:
Bo scenarzyści to idioci Niby widać wyraźnie, że uwzględniają opinie widzów, ale robią to źle - za późno, przesadnie, zaprzeczając temu, co było... Well, kij im w oko

Owszem zgodzę się z pierwsza opinią Ale z drugą w życiu. Ja naprawdę nie widzę nigdzie, ale to NIGDZIE uwzględniania opini widzów. Sodówka strzeliła im do głowy i teraz nie da sie im nic powiedzieć. Mają nas w czarnej du*ie i już...



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 4:46, 20 Lut 2011    Temat postu:

Agusss napisał:
*próbuje znaleźć początek, ale się nie udaje i Agusss zostaje w rozsypce! *
*podsuwa wobec tego miotełkę i szufelkę*

Agusss napisał:
Ale z drugą w życiu. Ja naprawdę nie widzę nigdzie, ale to NIGDZIE uwzględniania opini widzów. Sodówka strzeliła im do głowy i teraz nie da sie im nic powiedzieć. Mają nas w czarnej du*ie i już...
Powinnam od razu zaznaczyć, że oni wybiórczo słuchają tych widzów - albo to czyste zbiegi okoliczności, że fabuła skręca mniej więcej tam, gdzie domagają się widzowie, np po 5. sezonie narzekano na za mało Hilsona, to w 6. wsadzili chłopaków na 3/4 sezonu do jednego mieszkania. Albo z Mayfield - przed wakacjami jeszcze były spoilery, że House posiedzi tam kilka epów, fani podnieśli krzyk i wątek psychiatryka skończył się w pilocie sezonu. To, co robią z Huddy też jakoś odzwierciedla krytyczne opinie (again - może to tylko zbieg okoliczności) - były głosy, że o Cuddy prywatnie wiadomo niewiele, to teraz dowiedzieliśmy się aż za dużo; wytykano, że Huddy opiera się wyłącznie na seksie, bo oni nie mają ze sobą nic wspólnego, to ponoć mają w najbliższym czasie pokazać, że jednak House i Cuddy potrafią być przyjaciółmi, których wiele łączy (bwahahaha...); fani chcieli więcej kliniki, to dostali... obietnice, że będzie więcej kliniki No, tego typu rzeczy
Ale nie dziwię się, że tego nie widzisz, bo najpierw trzeba się zagłębić w to, co ludzie pisują na amerykańskich forach (nie żebym ja się zagłębiała - słyszę o tym tylko z drugiej ręki ), a dopiero potem zauważyć te drobne elementy w serialu, co jest tym trudniejsze, że nie wyglądają one tak jak spodziewałby się tego normalny widz, tylko są to jakieś karykatury nabazgrolone na kolanie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Nie 18:54, 20 Lut 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
*podsuwa wobec tego miotełkę i szufelkę*

*uśmiech się głupio: a jak sie z tego korzysta? *

No wiesz Richie... Może i jak czytam to co napisałaś to mogłabym przyznać Ci rację, ale... Pfff szczerze i tak maja w du*ie widzów. Jakieś małe sugestie wkręcają tam, ale to są malutkie , niewielkie, których za bardzo się nie dostrzega. Tylko w takim razie nadal nie rozumiem tego, dlatego oni wypowiadają sie, że szanują widza? Nie wiem gdzie, ale gdzieś ostatnio to wyczytałam. I tak samo nie rozumiem dlaczego uwzględniają niektórym aktorów zdanie i sugestie, a innych po prostu nawet nie słuchają. Cóż inny serial byłby. Ale cóż my biedni możemy? Siedzieć, oglądać i narzekać do szklanego monitora/ekranu... Albo nie oglądać...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 0:52, 21 Lut 2011    Temat postu:

Agusss napisał:
*uśmiech się głupio: a jak sie z tego korzysta? *
znalazłam coś takiego:
INSTRUKCJA OBSŁUGI MIOTŁY (np. kuchennej)
1. Bierzesz miotłę w ręce.
2. Delikatnymi ruchami posuwasz się w przód.
3. Robisz krok do przodu.
4. Czynność powtarzasz, aż do uzyskania żądanego efektu.
Jesli się zmęczysz możesz zmienić rękę lub zamiatać bokiem.
5. Po skończeniu odwieszasz miotłę na miejsce.
([link widoczny dla zalogowanych])


No oczywiście, że Shore i spółka mają widzów w... głębokim poszanowaniu A przynajmniej tych widzów, którzy nie zgadzają się z ich wizją House'a. Podrzucają tylko jakieś marne ochłapy, żeby zamknąć nam nasze krytykujące pyski. Sensu tej gadki o "szanowaniu widza" nie ma co rozumieć. Tak się po prostu robi, bo tak wypada - politycy też powtarzają, że najważniejsze dla nich jest dobro obywatela, chociaż poza okresem kampanii wyborczej mają obywateli w dupie. Wyobrażasz sobie, co by było, gdyby Shore oświadczył, że widzów ma gdzieś i że dla niego liczy się tylko kasa oraz zabawa house'owymi marionetkami dla własnej satysfakcji? Co do słuchania tylko niektórych aktorów - cóż, tu też nic nowego: prywatne sympatie (jak się kogoś nie lubi, to się mu robi na złość), wspólny punkt widzenia (łatwiej skorzystać z sugestii, które nam się podobają) i oczywiście pieniądze (LE ponoć z własnej kieszeni finansowała promowanie "5 to 9"...)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Wto 10:41, 22 Lut 2011    Temat postu:

Matko To jest nawet instrukcja posługiwania sie miotłą?

A takich widzów, który to robią jest wiele. I tych pysków nie da się zamknąć. Może nie siedzę na amerykańskich forach, ale wiem jak na to patrzą Niemcy. Przynajmniej trochę...
Wiesz ja właśnie czekam, aż w końcu ktoś odważy się to powiedzieć. Bo mnie już wnerwia to wszystko, że uważają się za ósmy cud świata...
No owszem... I dlatego mnie denerwuje to. Wszędzie liczą się tylko znajomości W sumie to wiesz... To była tylko "leciutka" sugestia do LE. Przecież tak naprawdę to ona ma duży wpływ... No i nie tylko dlatego. A my biedni możemy tylko siedzieć w domu, słuchać tego, patrzeć na to i nic więcej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 5:35, 23 Lut 2011    Temat postu:

W necie jest już wszystko - poza ostateczną liczbą odcinków Mody na Sukces

Słyszałam, że Włosi (czy może Włoszki) też podzielają rozsądny punkt widzenia na House'a... Cóż, nie ważne ile nas będzie, i z ilu krajów, to wciąż nasze zdanie się nie liczy, skoro nie odpowiada wszechmocnemu Shore'owi
I cóż, nawet jeśli nie uda im się nas uciszyć, to bez problemu utrudnią nam przeforsowanie naszych racji, bo na przykład jak użyć argumentu, że Hilson jest do bani, bo od 6x22 chłopaki gadają wyłącznie o Huddy, skoro zaraz pojawią się zafochane głosy, że guzik prawda, bo przecież w jednym epie chłopaki rozmawiali o kocie Wilsona, a nie o Huddy, więc MY się tylko CZEPIAMY...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:35, 01 Mar 2011    Temat postu:

Znasz moją słabość do deathfików, więc wyobrażasz sobie, z jaką radością to przeczytałam. I - odsuwając Cuddy!issues na bok, o tym za chwilę - tekst jest rewelacyjny. Znaczy dobra, mało oryginalny - ten schemat wałkowano już tak wiele razy, że to ciasto nawet na naleśniki się już nie nadaje, ale jest bardzo, bardzo dobry. Nie przez psy (które kocham, chodźcie do mamusi), ale przez wzięcie cytatu z poprzedniego sezonu, zakręcenie wokół niego fabuły i przedstawienie kontynuacji tej myśli w teraźniejszości. No i jest jeden z chłopców w roli cierpiącej, mruu, stuka w moje wszystkie właściwe guziczki.

Natomiast to Cuddy!bashing... Nie potrafię sobie tego wyobrazić, choć staram się. Rozumiem, że niektórzy nie lubią tej postaci - a niektórzy wręcz patologicznie nie znoszą xD - ale Wilson i Cuddy zawsze przedstawiani byli na płaszczyźnie przyjacielskiej. Dlatego nie kupuję tego... pasywno-agresywnego Jamesa. (Tym bardziej, że kłóci się to też z moim własnym head!kanonem, gdzie Jim&Lisie = BFFery madness.)

Mimo to, tłumaczenie cud-miód. Mniam mniam. No i jeden z moich ulubionych cytatów z s6 na tapecie. NIE MA EMOTKI, KTÓRA WYRAZIŁABY TO, JAK SIĘ CZUJĘ.

Kat. (*___*)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 6:26, 02 Mar 2011    Temat postu:

*przeciera ze zdumieniem zmęczone oczyska*
Katty, you're still with us!!!

Yup, znam Twoją słabość Chociaż wzdrygam się na myśl, że tego czy jakiegokolwiek innego death!fika można czytać z radością
Za to pewnie Cię zaskoczę, bo sama ostatnio zaczęłam czuć pociąg do takich angstów... Taka moja autoagresja wywołana 7. sezonem

WOW, Twoje interpretacje nie przestają mnie zaskakiwać. Jakoś nigdy nie pomyślałam, że fabuła tej miniaturki obraca się akurat wokół tamtego cytatu. Sądziłam, że Autorka chciała po prostu odreagować 7. sezon i na chybił-trafił wybrała jeden z tuzina wątków, które teraz TPTB z uporem stara się wykasować z naszej pamięci... Ale skoro tak to przedstawiłaś, to nagle wydaje mi się to taaakie oczywiste

Katty napisał:
No i jest jeden z chłopców w roli cierpiącej, mruu, stuka w moje wszystkie właściwe guziczki.
tylko jeden? A ja widzę dwóch

Katty napisał:
Natomiast to Cuddy!bashing... Nie potrafię sobie tego wyobrazić, choć staram się. Rozumiem, że niektórzy nie lubią tej postaci - a niektórzy wręcz patologicznie nie znoszą xD - ale Wilson i Cuddy zawsze przedstawiani byli na płaszczyźnie przyjacielskiej. Dlatego nie kupuję tego... pasywno-agresywnego Jamesa.
um..................... *Richie zastanawia się nad taktowną odpowiedzią i marnie jej to wychodzi*
Przyglądałaś się kiedyś mowie ciała RSL w scenach z LE (a ostatnio nawet w Huddy-centrycznych scenach Hilsonowych)? Ja się czasami aż dziwię, że on jej jeszcze nie udusił gołymi rękami Wiem, wiem, że dla Ciebie to-co-scenarzyści-chcą-pokazać to rzecz święta, ale love!Hilsonki z krwi i kości widzą (albo zdaje nam się, że widzimy) passive-agressive!Wilsona i to się przenosi na fiki. Poza tym - na zdrowy rozum - jeżeli mamy AU, w którym Wilson kocha House'a do szaleństwa, a House jest z Cuddy, zamiast z nim, to na miejscu Wilsona byłabyś BFF Cuddy?...
Zresztą, wracając do kanonu, bywały przecież momenty, kiedy Wilson udowadnia, że best friendem Cuddy nie jest - ot choćby to, że złośliwie podkupił jej wymarzone mieszkanie, czy też wcześniej, w 5. sezonie po śmierci Kutnera, kiedy bez ogródek nawrzucał jej, że dla niej liczy się tylko to, żeby on miał oko na House'a, bo jego - Wilsona - samopoczucie kompletnie jej zwisa...


Anyway, dziękuję za uznanie and all. I za koment rzecz jasna


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 9:54, 02 Mar 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
*przeciera ze zdumieniem zmęczone oczyska*
Katty, you're still with us!!!

xD Zmartwychwstałam. A serio to jakimś cudem moja kochana klasa maturalna, w której zostało mi SŁOWNIE sześć różnych przedmiotów, zdołała zapchać mi grafik do granic wytrzymałości. I jeszcze, durna, wpieprzyłam się w jakiś gazylion konkursów i konkursików i teraz już nie pamiętam, jak się nazywam. xD

Richie napisał:
Za to pewnie Cię zaskoczę, bo sama ostatnio zaczęłam czuć pociąg do takich angstów... Taka moja autoagresja wywołana 7. sezonem

Zaskoczysz, że czytasz, ale nie tym, że ci się s7 nie podoba. Jestem jedną z nielicznych osób, którym się podoba. (Ale to ja.)

Chociaż powiem ci, że moja Mamuś - która widziała w całości tylko pierwsze cztery sezony, później tylko jakieś trzy-cztery odcinki z sezonów 5-6 - obejrzała ze mną ostatnio jeden ep siódmosezonowy i stwierdziła, że a) Huddy to uroczo dysfunkcyjny związek, b) serial trzyma fason.

xDDD

Richie napisał:
WOW, Twoje interpretacje nie przestają mnie zaskakiwać. Jakoś nigdy nie pomyślałam, że fabuła tej miniaturki obraca się akurat wokół tamtego cytatu. Sądziłam, że Autorka chciała po prostu odreagować 7. sezon i na chybił-trafił wybrała jeden z tuzina wątków, które teraz TPTB z uporem stara się wykasować z naszej pamięci... Ale skoro tak to przedstawiłaś, to nagle wydaje mi się to taaakie oczywiste

Mhm. *drapie się po główce* Wydawało mi się, że to wszystko właśnie celowe było. Bo jakby na to nie patrzeć, ten powolny proces polaryzacji, przesunięcia wartości w związku House/Wilson zaczął się właśnie od 6x10 - przynajmniej ja to tak zawsze odbierałam. House zdał sobie sprawę, że będzie sam i nawet, jeżeli nie robił tego do końca świadomie - przynajmniej na początku - zaczął dążyć do przygarnięcia sobie kogoś jeszcze.

No i kontynuacja w s7, zupełnie odwrócone role. Cuddy jest teraz tą niezbędną, a Wilson gra rolę tej fajnej osoby, która czasem skarci, a czasem się do ciebie uśmiechnie. I ta zamiana jest, teoretycznie, zrozumiała z perspektywy cytatu, jaki został wybrany. Bo mając Cuddy ORAZ przyjaźniąc się z Wilsonem, House zawsze ma koło ratunkowe, o które mógłby się zaczepić, gdyby Cuddy go rzuciła/Wilson sobie kogoś znalazł. Odwrotnie to nigdy by tak nie działało, bo niestety nie widzę w Cuddy tego martyrologicznego pierwiastka, który trzyma Wilsona zawsze gdzieś w okolicy.

Richie napisał:
tylko jeden? A ja widzę dwóch

Jeden jest martwy, nie liczy się. xD

Richie napisał:
*Richie zastanawia się nad taktowną odpowiedzią i marnie jej to wychodzi*

Nie martw się, wyszło dobrze.

Richie napisał:
Przyglądałaś się kiedyś mowie ciała RSL w scenach z LE (a ostatnio nawet w Huddy-centrycznych scenach Hilsonowych)? Ja się czasami aż dziwię, że on jej jeszcze nie udusił gołymi rękami Wiem, wiem, że dla Ciebie to-co-scenarzyści-chcą-pokazać to rzecz święta, ale love!Hilsonki z krwi i kości widzą (albo zdaje nam się, że widzimy) passive-agressive!Wilsona i to się przenosi na fiki.

Rozumiem. I chyba nawet widzę, choć convenietly tłumaczyłam to sobie podświadomą frustracją Wilsona, że oto stało się coś, czego obawiał się odkąd odeszła Stacy: House kogoś ma i jest w miarę szczęśliwy, a on nie. (I to jest zwiastun apokalipsy.)

Richie napisał:
Poza tym - na zdrowy rozum - jeżeli mamy AU, w którym Wilson kocha House'a do szaleństwa, a House jest z Cuddy, zamiast z nim, to na miejscu Wilsona byłabyś BFF Cuddy?...

Nie, oczywiście, że nie. Ponieważ Wilson to trochę drama queen, zaraz spotkaliby się w stołówce i zaczęli wydrapywać sobie oczy.

Mhm. Warto zaznaczyć, że nie brałam tego stricte jako AU. Co z kolei trudno mi wytłumaczyć, skoro kanoniczne to też nie jest. (Oby.)

Richie napisał:
Zresztą, wracając do kanonu, bywały przecież momenty, kiedy Wilson udowadnia, że best friendem Cuddy nie jest - ot choćby to, że złośliwie podkupił jej wymarzone mieszkanie, czy też wcześniej, w 5. sezonie po śmierci Kutnera, kiedy bez ogródek nawrzucał jej, że dla niej liczy się tylko to, żeby on miał oko na House'a, bo jego - Wilsona - samopoczucie kompletnie jej zwisa...

Hej, hej, WIEM! Dlatego zaznaczyłam, że head!kanon (i teraz zdałam sobie sprawę, że to powinno być przez "c"). Jeśli już to Wilson jest najlepszym przyjacielem House'a, choć i w tym przypadku tego można czasami zwątpić (albo w to, albo w ich mógzi). Więc dobra, BFF było kiepską hiperbolą. Ale wciąż obstaję przy tym, że nawet ukrytej wrogości się nie spodziewałam.

I nie dziękuj, zawsze miło podyskutować. I zresztą wiedz, że z każdą taką rozmową zbaczam coraz bardziej z Huddy. xD


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Katty B. dnia Śro 9:59, 02 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 7:15, 03 Mar 2011    Temat postu:

Poor busy you
3mam kciuki, żeby Twoja pracowitość zaowocowała możliwością popadnięcia w słodkie lenistwo w najbliższej przyszłości

Katty napisał:
Zaskoczysz, że czytasz, ale nie tym, że ci się s7 nie podoba. Jestem jedną z nielicznych osób, którym się podoba. (Ale to ja.)
no tak, to Ty And good for you. Serio, zazdroszczę. Szlag mnie trafia, że tyle czasu i energii marnuję na wyzłośliwianie się na "House'a", zamiast po prostu przyjąć do wiadomości to, co widzę i słyszę, i przejść nad tym do porządku dziennego.
Z drugiej strony, nie wiem, jak mogłoby mi się podobać coś, zaprzecza wszystkiemu, za co pokochałam z początku ten serial. To by było tak, jakby ktoś podał mi czarną kawę, zamiast kawy z mlekiem i cukrem, a ja bym stwierdziła, że czarna smakuje mi tak samo dobrze

Katty napisał:
a) Huddy to uroczo dysfunkcyjny związek, b) serial trzyma fason.
a) well, "uroczo dysfunkcyjnym" nazwałabym psa, któremu głowa utknęła w torbie po chipsach. Za to związek, który z niegdyś genialnego lekarza i niezależnego faceta robi to, co widać... tak, dysfunkcyjny to on jest na pewno, ale o jego "uroku" powinni wypowiedzieć się pacjenci, którzy być może by nie umarli, gdyby House myślał głową, a nie główką. (I tak, sformułowałam tę ostatnią myśl przed obejrzeniem 7x14. Zaskoczyło mnie, że House wpadł dokładnie na to samo. Jego decyzji wolę nie komentować.)
b) z tym się zgodzę, częściowo. Bo na pierwszy rzut przymrużonego oka serial wygląda tak jak dawniej - widać, że TPTB wzięło sobie do serca krytykę 6. sezonu i próbuje coś zrobić, żeby poprawić błędy. Szkoda, że tak późno się za to zabrali...

Katty napisał:
Mhm. *drapie się po główce* Wydawało mi się, że to wszystko właśnie celowe było.
Może było - trzeba by zapytać Autorkę Dla mnie równie dobrze Autorka mogłaby wykorzystać pamiętne still not boring i rozwinąć to uzasadnieniem, że umieranie na raka to sama nuda w porównaniu pełnym fascynujących niespodzianek życiem rodzinnym.


Katty napisał:
Bo jakby na to nie patrzeć, ten powolny proces polaryzacji, przesunięcia wartości w związku House/Wilson zaczął się właśnie od 6x10 - przynajmniej ja to tak zawsze odbierałam.
IMO to się zaczęło na dłuuugo wcześniej, w okolicach 5x05-06. Wilson odsuwał się od House'a, pogrążony w drugiej rundzie żałoby, a House zabierał się do Cuddy jak pies do jeża.
6x10 to dla mnie taki uroczy one-shocik, którego jedyna pozostałość w fabule serialu to nowe mieszkanie Wilsona. True, że House przez tą sprawę z Tuckerem-fuckerem poczuł się zagrożony and all, ale zakończenie epa musiało go przekonać, że nikt nigdy nie zajmie jego miejsca we wszechświecie Wilsona.

Katty napisał:
No i kontynuacja w s7, zupełnie odwrócone role. Cuddy jest teraz tą niezbędną, a Wilson gra rolę tej fajnej osoby, która czasem skarci, a czasem się do ciebie uśmiechnie. I ta zamiana jest, teoretycznie, zrozumiała z perspektywy cytatu, jaki został wybrany. Bo mając Cuddy ORAZ przyjaźniąc się z Wilsonem, House zawsze ma koło ratunkowe, o które mógłby się zaczepić, gdyby Cuddy go rzuciła/Wilson sobie kogoś znalazł. Odwrotnie to nigdy by tak nie działało, bo niestety nie widzę w Cuddy tego martyrologicznego pierwiastka, który trzyma Wilsona zawsze gdzieś w okolicy.
pogubiłam się, szczególnie przy ostatnim zdaniu. Odwrotnie, to znaczy...?
Ale wracając do początku. Nie kupuję "odwrócenia ról" - przyjaciel to nie rower, na którym do pewnego momentu jeździ się codziennie, a potem wstawia go do piwnicy, bo kupiło się hulajnogę, i rower wyciąga się tylko okazjonalnie na dłuższe trasy. Jeżeli teraz House traktuje Wilsona tak przedmiotowo (tak, zainteresował się Wilsonem przy okazji kota, ale ja też bym się zainteresowała losem roweru, gdyby mi zalało piwnicę i rower by zardzewiał), to albo nigdy nie byli przyjaciółmi, albo scenarzyści to idioci. Zresztą, nie widzę w serialu tego "ORAZ". House stawia Cuddy na pierwszym planie, Wilsona spychając na szary koniec, innymi słowy - co dokładnie widać w powyższym fiku - House zamienił jedno koło ratunkowe na drugie i nie przejmuje się, co będzie, gdy koło, które wybrał, zawiedzie, a drugiego nie będzie już w zasięgu ręki. Ofkors, marne szanse, że zobaczymy tę fikową sytuację w serialu, ale ja bym to obejrzała z perwersyjną przyjemnością

Katty napisał:
Jeden jest martwy, nie liczy się. xD
no tak, powinnam się domyślić, że mówiłaś o House'ie (którego cierpienie się dla mnie nie liczy, bo sobie na nie zasłużył ) A poor Wilson niech spoczywa w pokoju, bo już się wystarczająco nacierpiał, o! *hugs him*

Katty napisał:
Nie martw się, wyszło dobrze.
uff, ulżyło mi ^^

Katty napisał:
I chyba nawet widzę, choć convenietly tłumaczyłam to sobie podświadomą frustracją Wilsona, że oto stało się coś, czego obawiał się odkąd odeszła Stacy: House kogoś ma i jest w miarę szczęśliwy, a on nie. (I to jest zwiastun apokalipsy.)
Być może frustracja Wilsona też ma w tym swój udział, a nawet na pewno - wnosząc z tego, co powiedział w 7x14. Still, nie przekonuje mnie emo!Wilson, którego TPTB serwują od 2,5 sezonu - w fikach proszę bardzo, ale w serialu mógłby się zachowywać jak dorosły facet, a nie bohater(ka) "Jeziora marzeń"

Katty napisał:
Ponieważ Wilson to trochę drama queen, zaraz spotkaliby się w stołówce i zaczęli wydrapywać sobie oczy.
...a House polewałby ich ze szlaucha różowym kisielem

Katty napisał:
Jeśli już to Wilson jest najlepszym przyjacielem House'a, choć i w tym przypadku tego można czasami zwątpić (albo w to, albo w ich mózgi). Więc dobra, BFF było kiepską hiperbolą. Ale wciąż obstaję przy tym, że nawet ukrytej wrogości się nie spodziewałam.
Bycie najlepszym przyjacielem House'a nie wyklucza, że Wilson mógłby być najlepszym przyjacielem Cuddy I nawet do pewnego momentu był, ale to się gdzieś ulotniło przez celowe działanie TPTB lub jako przypadkowa ofiara rewolucji. Anyway, to w tym fiku, to najwyżej niechęć powodowana zazdrością. Chcesz zobaczyć, jak wygląda wrogość? - przeczytaj "To the Moon"

uh-huh, mi też się miło dyskutuje, chociaż powoli się wypalam... Niemal pod każdym fikiem rozwijają się tutaj podobne dyskusje, więc gdybyś chciała poczytać, to się nie krępuj


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Czw 7:23, 03 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 8:52, 03 Mar 2011    Temat postu:

Richie napisał:
Z drugiej strony, nie wiem, jak mogłoby mi się podobać coś, zaprzecza wszystkiemu, za co pokochałam z początku ten serial

Myślę, że podstawowa różnica między nami polega na tym, że mnie się sezony 1-3 nie podobały. W porządku, obejrzałam, ale ja jestem - zgodnie z nomenklaturą Kuby Ćwieka - typową kobietą, więc gdy wątki interpersonalne zaczęły się robić ważniejsze, mnie to się spodobało. (Z tego samego powodu z wersji angielskiej i amerykańskiej Being Human bardziej lubię amerykańską. Więcej o związkach między bohaterami, choć i - na razie - mniej fabuły.)

A poza tym, jakkolwiek by mnie nie wściekało pisanie postaci OOC we własnym serialu - a wkurza, co oni zrobili z moim Castielem w s6 - nie umiem teog nie zaakceptować jako kanonu. Napisali to, kurde, scenarzyści, więc takim jest. Jedyne, co mi zostaje, to masowa produkcja łatek, mających jakoś to powiązać i wyjaśnić.

Richie napisał:
a) well, "uroczo dysfunkcyjnym" nazwałabym psa, któremu głowa utknęła w torbie po chipsach

My to nazywamy "normą". xD

Richie napisał:
IMO to się zaczęło na dłuuugo wcześniej, w okolicach 5x05-06. Wilson odsuwał się od House'a, pogrążony w drugiej rundzie żałoby, a House zabierał się do Cuddy jak pies do jeża.

Mhm. Może i racja, choć sądziłam, że 6x10 jest znaczące właśnie z tego powodu, o którym wspomniałaś - wspomnisz? - niżej. On niejako ugruntował pozycję House'a jako Boga Uniwersum Wilsona i jednocześnie NAPRAWDĘ uświadomił mu, że Wilson jest jedyną osobą, z którą łączą go silne więzy. W s5 House/Cuddy widziałam raczej jako semi-świadome "OMG, ona piękna, ja chcieć". Po 6x10 to już jest próba prawdziwego podboju, bo nie dość, że wciąż neandertalsko "chcę" to jeszcze "potrzebuję kogoś drugiego".

Richie napisał:
pogubiłam się, szczególnie przy ostatnim zdaniu. Odwrotnie, to znaczy...?

Gdyby było tak, jak zawsze. Czyli Wilson na pierwszym planie, a Cuddy jako stróż (więzienny). Fakt, działało to przez parę sezonów, ale w nieco destrukcyjny sposób. Mimo wszystko nie wierzę, że Cuddy byłaby dla House'a w stanie poświęcić wszystko - jak to robił Wilson - bez gwarancji, że on jest JEJ. A opieranie całego systemu wspomagającego na jednej osobie nigdy dobrze się nie kończy. Stąd też rozłożenie tego na Wilsona ORAZ Cuddy wydaje się być zrozumiałe. Kluczowe słowo: WYDAJE.

Bardziej zrozumiale teraz? Bo faktycznie, przepraszam, tam można było się zgubić.

Richie napisał:
Nie kupuję "odwrócenia ról" - przyjaciel to nie rower, na którym do pewnego momentu jeździ się codziennie, a potem wstawia go do piwnicy, bo kupiło się hulajnogę, i rower wyciąga się tylko okazjonalnie na dłuższe trasy.

Wierz mi, z doświadczenia wiem, jak bardzo ta metafora jest prawdziwa. Jestem - well, byłam - Wilsonem (tylko nie potrafiłam być wredna) dla przyjaciółki-House'a (większy hardkor) i skończyło się tym, że w którymś momencie doszła do wniosku, że nie, jednak nie jestem wystarczająco FAJNA i po dziesięciu latach przyjaźni przeniosła się na kogoś innego.

Richie napisał:
Zresztą, nie widzę w serialu tego "ORAZ". House stawia Cuddy na pierwszym planie, Wilsona spychając na szary koniec, innymi słowy - co dokładnie widać w powyższym fiku - House zamienił jedno koło ratunkowe na drugie i nie przejmuje się, co będzie, gdy koło, które wybrał, zawiedzie, a drugiego nie będzie już w zasięgu ręki.

Cytując ciebie:
Cytat:
True, że House przez tą sprawę z Tuckerem-fuckerem poczuł się zagrożony and all, ale zakończenie epa musiało go przekonać, że nikt nigdy nie zajmie jego miejsca we wszechświecie Wilsona.

Myślę, że "ORAZ" można uzasadnić tę właśnie okropną, dziecinną wiarą, że Wilson zawsze będzie gdzieś w pobliżu. Że bez względu na to, co House by nie zrobił, Wilson i tak się pojawi. Nie żeby Wilson nigdy nie dał mu powodów do takiego myślenia - bo dał. Można powiedzieć, że tak, House zamienił jedno koło ratunkowe na drugie, ale wciąż się trzyma tego pierwszego jedną nogą. Vide sprawa z kotem. Doskonałe działanie, mające nas - i ich - uświadomić, że to wciąż najlepsi przyjaciele i OMG, tak się sobą przejmują.

Richie napisał:
Ofkors, marne szanse, że zobaczymy tę fikową sytuację w serialu, ale ja bym to obejrzała z perwersyjną przyjemnością

I tu się ze sobą zgadzamy w 150%.

Richie napisał:
Still, nie przekonuje mnie emo!Wilson, którego TPTB serwują od 2,5 sezonu - w fikach proszę bardzo, ale w serialu mógłby się zachowywać jak dorosły facet, a nie bohater(ka) "Jeziora marzeń"

Myślę, że on nie chce być emo - i że nawet nie wie, że jest. Jakby to ujął Mitchell - coś powstrzymuje go przed "pójściem dalej". I dopóki tego nie rozwiąże, będzie tutaj utknięty. W sensie emocjonalnym, ofkors.

Ponadto, "Dawson's Creek" było FAJNE! xD

Richie napisał:
I nawet do pewnego momentu był, ale to się gdzieś ulotniło przez celowe działanie TPTB lub jako przypadkowa ofiara rewolucji.

Jeśli już - przypadkowa ofiara. Te porozrzucane po sezonie sceny Wilson/Cuddy udowadniają - mają - że oni się PRZYJAŹNIĄ. To, że Cuddy kryje Wilsona. (Że w ogóle wie.) Że Wilson jej słucha i wie, jak się nazywa jej pies. ... Czyż to nie jest... AWW?

Mnie zmęczenie czymś dopinguje do dalszego drążenia. Ja wiem, to jak opcja samodestrukcji. xD

ETA. Mam doskonałą ikonkę, która oddaje twój stosunek do s7 i fików:


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Katty B. dnia Czw 9:07, 03 Mar 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 9:18, 04 Mar 2011    Temat postu:

Katty napisał:
Myślę, że podstawowa różnica między nami polega na tym, że mnie się sezony 1-3 nie podobały.
no to jesteśmy w domu I okej. Ale nadal nie ogarniam rozumowania osób, które twierdzą, że CAŁY serial uwielbiają w tym samym stopniu czy też kiedyś deklarowały, że kochają House'a-wrednego-geniusza, a teraz twierdzą, że kochają House'a-mysia-pysia... Epidemia sklerozy?

Katty napisał:
W porządku, obejrzałam, ale ja jestem - zgodnie z nomenklaturą Kuby Ćwieka - typową kobietą, więc gdy wątki interpersonalne zaczęły się robić ważniejsze, mnie to się spodobało.
wysunięcie wątków interpersonalnych na pierwszy plan to dla mnie najmniejszy problem, chociaż nie widzę potrzeby, żeby połowę sezonu poświęcać na eksplorowanie życia postaci drugo- i trzecioplanowych - zamiast przez szereg odcinków rozwodzić się nad małżeństwem Tauba, mogliby raczej pokazać House'a z jego matką i powiedzieć coś więcej o dzieciństwie tytułowego przecież bohatera.
Za to już zdzierżyć nie mogę tego, jak zmieniono House'a, bo to po pierwsze - niepotrzebne, po drugie - byle jak zrobione, po trzecie - zaprzecza obrazowi tej postaci, stworzonej w pierwszych sezonach (czy po to tyle czasu poświęcono jego bólowi i niepełnosprawności - co przedstawiano w miarę realnie - by potem Nolan mógł stwierdzić, że to ból urojony, a House mógł się czołgać pod gruzami, chodzić bez laski i wziąć Cuddy na ręce - co jest zwykłą, fizycznie niemożliwą bzdurą). No i oczywiście Hilson, który dla mnie wyparował pod koniec 5x05. Mogę śmiało pominąć własne wyobrażenia na temat ich przyjaźni, ale w końcu Hju i RSL wyobrażali sobie post-Amberowego Hilsona ZUPEŁNIE inaczej, niż to co wysmażyło TPTB, czyli coś jest grubo nie tak...

Katty napisał:
A poza tym, jakkolwiek by mnie nie wściekało pisanie postaci OOC we własnym serialu - a wkurza, co oni zrobili z moim Castielem w s6 - nie umiem tego nie zaakceptować jako kanonu. Napisali to, kurde, scenarzyści, więc takim jest. Jedyne, co mi zostaje, to masowa produkcja łatek, mających jakoś to powiązać i wyjaśnić.
A gdyby napisali, że House pochodzi z biednej murzyńsko-żydowskiej rodziny? Spoko, mogłabym zaakceptować OOCness, ale są granice. I te granice zostają przekroczone, kiedy manipuluje się faktami.

Katty napisał:
On niejako ugruntował pozycję House'a jako Boga Uniwersum Wilsona i jednocześnie NAPRAWDĘ uświadomił mu, że Wilson jest jedyną osobą, z którą łączą go silne więzy.
i gdzie to się podziało? Bo teraz House zachowuje się tak, jakby jedyną znaczącą osobą w jego życiu jest i była od zawsze Cuddy

Katty napisał:
W s5 House/Cuddy widziałam raczej jako semi-świadome "OMG, ona piękna, ja chcieć". Po 6x10 to już jest próba prawdziwego podboju, bo nie dość, że wciąż neandertalsko "chcę" to jeszcze "potrzebuję kogoś drugiego".
być może o to chodzi. Ja jednak nie widzę w tym wpływu Hilsona. House próbował zawalczyć o Cuddy już w epie z konferencją (przed 6x10) i dowiedział się wtedy o Lucasie. Dlatego obstawiałabym, że późniejsze House'owe starania to nic innego, jak zwierzęca walka o samicę

Katty napisał:
Bardziej zrozumiale teraz? Bo faktycznie, przepraszam, tam można było się zgubić.
yup, teraz już kumam, ocb I masz rację, że taki układ Huddilsonowy byłby optymalny. Gdyby istniał, bo dla mnie on nie istnieje. Wilson jest traktowany jak piłeczka - albo House zwraca się do niego, kiedy ma problem z Cuddy, albo Cuddy zwraca się do niego, kiedy ma problem z House'em. A jak jest okej i Cuddy ma wpaść do House'a na szybki numerek, to Wilsona można wywalić za drzwi i kij z tym, że jest załamany po rozstaniu z Sam.


Katty napisał:
Mimo wszystko nie wierzę, że Cuddy byłaby dla House'a w stanie poświęcić wszystko - jak to robił Wilson - bez gwarancji, że on jest JEJ.
patrząc na ten sezon, wydaje mi się, że im bardziej Cuddy ma House'a, tym mniej jest skłonna dla niego poświęcić - za to wymaga od niego poświęcenia dla niej. A tak było miło, kiedy Cuddy była tylko szefową i przyjaciółką House'a, i ryzykowała karierę, kłamiąc dla niego w sądzie

Katty napisał:
Wierz mi, z doświadczenia wiem, jak bardzo ta metafora jest prawdziwa. Jestem - well, byłam - Wilsonem (tylko nie potrafiłam być wredna) dla przyjaciółki-House'a (większy hardkor) i skończyło się tym, że w którymś momencie doszła do wniosku, że nie, jednak nie jestem wystarczająco FAJNA i po dziesięciu latach przyjaźni przeniosła się na kogoś innego.
wierzę, bo byłam w tej samej sytuacji, tylko po dwóch latach "przyjaźni", a nie po dziesięciu. Z drugiej strony męska przyjaźń, dorosłych facetów, to zupełnie inny kosmos. Znam przypadki, że kobiety zrywają wieloletnie przyjaźnie z powodu błahostek, ale faceci tak nie robią (albo się z tym nie spotkałam).
Spójrzmy na historię Hilsona - tak, zakochany Wilson spędzał z House'em mniej czasu, ale jak było trzeba, to zawsze ten czas znajdował. Do tego Wilson zakochiwał się w "obcych" kobietach, zatem zrozumiałe, że for their sake zgrywał kochanego mężusia. House i Cuddy znają się od lat, więc nie ma w Huddy tego specyficznego elementu fascynacji i nowości. TPTB powinno podzielić House'owi czas na Huddy po godzinach i Hilsona, kiedy jest w szpitalu (ale żeby to był Hilson jak dawniej, a nie dwie psiapsiółki, które gadają tylko o problemach Huddy). I już by był Huddilson

Katty napisał:
Myślę, że "ORAZ" można uzasadnić tę właśnie okropną, dziecinną wiarą, że Wilson zawsze będzie gdzieś w pobliżu. Że bez względu na to, co House by nie zrobił, Wilson i tak się pojawi. Nie żeby Wilson nigdy nie dał mu powodów do takiego myślenia - bo dał. Można powiedzieć, że tak, House zamienił jedno koło ratunkowe na drugie, ale wciąż się trzyma tego pierwszego jedną nogą. Vide sprawa z kotem. Doskonałe działanie, mające nas - i ich - uświadomić, że to wciąż najlepsi przyjaciele i OMG, tak się sobą przejmują.
argh, to ciągłe traktowanie House'a jak społeczno-emocjonalnego niedorozwoja Nie zaprzeczam, że House tak się zachowuje, tylko mnie to wkurza.
Co do sprawy z kotem - ja to widzę zupełnie przeciwnie. Tak, House się przejął, że "Wilson nie mieć kobieta", ale zamiast wybrać się z nim na piwo, kręgle czy przyjść do niego z pizzą, to on go zabrał do baru, żeby Wilson poderwał panienkę. I postawił wszystkim szampana, kiedy misja zakończyła się błyskawicznym sukcesem... Dla mnie to jest oczywiste zrzucanie balastu, o tyle lepsze, że House poszedł z Wilsonem osobiście, zamiast zapłacić za to Kaczuszkom. Kiedyś House i Wilson uczestniczyli nawzajem w swoim życiu, a od sezonu 5. na moje oko oni tylko usiłują ułożyć temu drugiemu życie wedle własnego uznania i raz na zawsze mieć to z głowy.

Katty napisał:
Myślę, że on nie chce być emo - i że nawet nie wie, że jest. Jakby to ujął Mitchell - coś powstrzymuje go przed "pójściem dalej". I dopóki tego nie rozwiąże, będzie tutaj utknięty. W sensie emocjonalnym, ofkors.
nie twierdzę, że Wilson chce być emo. I w ogóle zgadzam się co do reszty. Tylko że ta sytuacja jest głupia i dziecinna, i - again - zupełnie nie pasuje do tego, jak Wilsona postrzega RSL.

Katty napisał:
Ponadto, "Dawson's Creek" było FAJNE! xD
nie widziałam ani 5 minut tego serialu

Katty napisał:
Jeśli już - przypadkowa ofiara. Te porozrzucane po sezonie sceny Wilson/Cuddy udowadniają - mają - że oni się PRZYJAŹNIĄ. To, że Cuddy kryje Wilsona. (Że w ogóle wie.) Że Wilson jej słucha i wie, jak się nazywa jej pies. ... Czyż to nie jest... AWW?
to o psie Wilson pewnie wiedział od lat
i owszem, to było głupie, że zasugerowałam celowe działanie TPTB. Bo przecież im ZALEŻY na huddy-supporter!Wilsonie Ale jak pomyślę, ile się przez to RSL musi nacierpieć, to nasuwa mi się tylko jedno: EWW

Ikonka bardzo trafna I jak dla mnie, to pasuje nie tylko do 7. sezonu. W 7. sezonie jedynie terapia stała się gorzka i bolesna


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin