Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Gdy zgasło słońce [+13, M, Z] 

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lacida
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 06 Mar 2012
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Małopolska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:57, 01 Wrz 2013    Temat postu: Gdy zgasło słońce [+13, M, Z] 

Kategoria: friendship

Zweryfikowane przez Richie117



Gdy zgasło słońce [+13, M, Z] 

Beta i konsultacja Richtie 117.

Za błędy odpowiada autorka.
Akcja poniższego fika toczy się po finale ósmego sezonu, pod koniec sierpnia albo na początku września (tj. w dniu publikacji) 2013. Można to odczytać jako crossover z [spojler] uniwersum metro 2033. Zapraszam na stronę www.metro2033.pl, gdzie można legalnie przeczytać książki i fanfiki z tego uniwersum. Znajomość tego uniwersum nie jest potrzebna, można ewentualnie przeczytać opowiadanie Dmitrija Głuchowskiego (Dmitry Glukhovsky) „Do i po” Uwagi: fik o antropogenicznym końcu świata, dużo śmierci, nie ma elementów fantastycznych, pojawiających się w utworach z tego uniwersum. 
PS Ktoś to, co poniżej jest opisane, określił jako możliwy finał „Grey's Anatomy”  

[koniec spojlera]


Bez tytułu

Dwudziestego pierwszego maja 2013 roku zginął Gregory House, przynajmniej tak stwierdza policyjny raport i to podano w gazetach. Napisano kilkadziesiąt nekrologów, próbujących ukryć fakt, że piszący, a także niektórzy czytający, mieli powody, by nienawidzić nieboszczyka. Wszak nie raz ktoś do niego celował. Wiele razy również stawał przed sądem, oczywiście jako pozwany bądź oskarżony, a nie biegły. Znaczna była liczba osób, które chciały wytoczyć mu proces, lecz powstrzymała ich jego szefowa. Niemała tych, którzy wybrali rozwiązanie siłowe i pobili go, a wśród nich byli i członkowie rodzin pacjentów, i jego koledzy z pracy. Zatem nie można widzieć czegoś dziwnego czy zaskakującego w tym, że pogrzeb doktora House'a był skromny, nawet bardzo. 
Pomimo informacji w gazetach, na stronach internetowych, a nawet w lokalnej telewizji, czego zapewne się nie spodziewał, Greg House był żywy, nawet bardzo, natomiast stan Jamesa Wilsona powoli, ale zdecydowanie się pogarszał.
Podróżowali po Stanach już ponad trzy miesiące, unikając dużych miast, pomieszkując w niewielkich hotelikach, a raz nawet u gościnnych farmerów (to James z nimi rozmawiał, przewidując, że pozwolenie na to House'owi skończy się wyrzuceniem ich na bruk). Nikt nie zadawał im kłopotliwych pytań, żadna osoba nie rozpoznała w kulejącym, starszym mężczyźnie słynnego lekarza, który miał teraz spoczywać w grobie. Cóż, mało kogo obchodzą zgony obcych ludzi. 
Wilson cieszył się, że ma ze sobą przyjaciela, że będą razem dopóki on da radę, czuł się szczęśliwy jak na umierającego. Wiedział, że ma niewiele czasu przed sobą. Zdążył jeszcze odwiedzić rodziców i braci, wolał nie wiedzieć, co House wtedy robił, w swoim wolnym czasie.
Później pojechali przed siebie, unikając dużych miast i tłumów. Byli na kilku koncertach, nawet na jednym lokalnym konkursie country. Gdyby jakiś krytyk podsłuchiwał uwagi House'a, to stwierdziłby, że ma konkurenta do swojej pracy i to lepszego o kilka okrążeń.
Wilson czuł się wprawdzie coraz gorzej, ale leki pomagały stłumić ból i Greg umiał znaleźć sposób na odwrócenie uwagi jego od cierpienia. Tylko oni, przestrzeń i motocykle, tak miały wyglądać ich następne tygodnie. Do czasu, aż jego stan się pogorszy na tyle, że będzie musiał pójść do szpitala.
James zastanawiał się czy dobrze zrobił, decydując się nie kłamać dla przyjaciela, lecz wtedy był pewien, że Greg musi nauczyć się odpowiedzialności. Teraz wiedział, że House troszczy się o niego, ale czy o siebie? To pytanie nie dawało Wilsonowi spokoju, a także to, co będzie z Gregiem gdy stanie się nieuniknione. Jak House sobie sam poradzi? Czy znowu wpakuje się w kłopoty? Co zrobi? Przecież nie będzie mógł już diagnozować ani leczyć, chyba, że zdecydowałby się wrócić do więzienia na dużo dłużej niż kilka miesięcy. Próbował o tym z nim rozmawiać. Jednak House, lakonicznie odpowiadał, że da sobie radę i żeby nie zawracał sobie tym głowy. James uważał, że Greg po prostu nie chce myśleć o tym, co będzie jak on odejdzie. Mimo to, Wilson był zdecydowany przeprowadzić tę rozmowę, może nie dziś i nie jutro, ale zanim będzie za późno.

***

Sierpień w tym roku był piękny, ludzie mówili, że nie pamiętali tak pięknej pogody (jeden staruszek mówił, że raz tylko widział tak cudne lato, a zaciemniły mu je bomby z samolotów Lufwaffe), gdy nagle, w ciągu niecałej godziny, wszystko minęło. Świat nagle rozświetliło światło tysiąca słońc, po czym ziemia pogrążyła się w mroku nocy, która zdawała się nie mieć końca. 
Zwołana naprędce demonstracja przeciwko amerykańskiemu imperializmowi wyparowała wraz z chwilą stopienia się Wieży Eiffla, choć niektórych zniszczenie tego żelastwa mogło ucieszyć. Zapewne, wbrew obawom protestujących, powodem ich śmierci nie byli znienawidzeni politycy w Waszyngtonie, który wtedy był już tylko kraterem, lecz rakiety nadlatujące ze wschodu. Trudno było stwierdzić, kto je wystrzelił, bo nie było już dawnych: Moskwy, Pekinu czy Teheranu w chwili, gdy spadały na Paryż. 
Tak samo jak ta Wieża i Łuk Triumfalny, z Berlina zniknęła Brama Brandenburska, a z Londynu Big-Ben, zniszczone zostały też inne mniejsze i większe miasta. I stolice, i niewielkie miasteczka, i wioski, o których, poza miejscowymi, nikt nie słyszał. Nie ocala także Jerozolima, i inne święte, dla niektórych, miejsca.

***

House i Wilson właśnie mieli się zatrzymać w małym hoteliku „Indiański Świat”, położonym z dala od większych miast, w Wyoming, lecz kiedy wchodzili do budynku, program telewizyjny przerwano na wszystkich kanałach i we wszystkich miejscach na świecie, i zobaczyli to, co miliony ludzi wiele razy oglądały na ekranach, mając nadzieję, że to się nie powtórzy, że te dwa razy wystarczą ludziom za nauczkę. Niestety, nie wystarczyły. Oglądali ten spektakl w milczeniu, ktoś się cicho modlił, inna osoba płakała, nikt nie przerwał tej ciszy, która zdawała się być świętą żałobą po, odchodzącym w przeszłość, świecie. 
Wilson cicho szepnął do Grega: – Żegnaj, przyjacielu. – A odpowiedziały mu słowa: – Jeszcze nie, może to tutaj nie dotrze. – Były diagnosta miał nadzieję, że to omamy albo, że są daleko od miejsc, gdzie spadły bomby. 
Ktoś przytomny zapytał recepcjonisty, gdzie schron albo piwnica. Na szczęście hotelik miał starą i dużą piwnicę. Wszyscy tam zbiegli, gdyby było ich więcej, pewnie byliby stratowani, ale gości i pracowników było niewielu i tylko jedna osoba została ranna – kelnerka potknęła się i skręciła nogę. 
Greg odruchowo zajął się ranną, godzinę wcześniej by ją odesłał do innego lekarza, ale teraz jedynym lekarzem, w jej zasięgu, był jego umierający przyjaciel. Pozostali obecni usiedli, gdzie się dało i próbowali pojąć, co się przed chwilą stało. Ludzie byli zdezorientowani, dzieci nie rozumiały, co je spotkało, dlaczego ich matka zalewa się łzami, nie wiedziały, że jej rodziny mieszkającej w Seattle zapewne już nie ma, tak jak i ich dziadków, którzy pojechali na wycieczkę – zobaczyć Paryż. 
Gdy do House'a dotarło, co się stało, zyskał pewność, że podjął dobrą decyzję, sfingowując swoją śmierć. Teraz byłby w więzieniu albo już martwy, a jeśli przeżyłby, to okazało by się, że nie ma dokąd wrócić. Jego mieszkania być może już nie ma, tak samo jak PPTH. W tej chwili, choćby został rozpoznany, nikt go nie wyśle do więzienia, bowiem gdyby ktoś potrzebował lekarza, to on będzie na miejscu, lecz nawet on – doskonały diagnostyk nie potrafi pokonać skutków zabójczego, lecz niewidzialnego strumienia, tak jak i nie potrafi uleczyć przyjaciela.
Nagle, choć spodziewanie, przestały działać wszystkie urządzenia elektryczne, poza lampami. Zdecydowali się zapalić jedną świeczkę, która słabo oświetlała zgromadzonych w tym przypadkowym schronie. Wszyscy ciągle byli pogrążeni we własnych myślach, nikt nie chciał rozmawiać z towarzyszami niedoli. 
Wilson rozejrzał się po obecnych, byli to poza nim, Gregiem i ranną kelnerką: recepcjonista, właściciel z żoną, kobieta przechodząca obok z dwójką dzieci i konserwator hotelowy, czyli chłopak do wszystkiego. 
To nie tak miało być. House poświęcił się dla niego, mieli razem spędzić resztę życia onkologa, podróżując i bawiąc się, dopóki on będzie mógł. Tymczasem okazało się, że nie będzie gdzie jechać, że czas, który mu pozostał, może być jeszcze krótszy z powodu decyzji ludzi, których nawet nie znał, którzy pewnego dnia postanowili zniszczyć świat. Wszak nie wiadomo, czy gdzieś nie uderzy jakaś bomba i ich nie zabije. A wszyscy, którzy mieli go przeżyć: byłe żony, rodzice, bracia, koledzy z pracy, pewnie już nie żyją. 


House pomyślał, że zapewne już umarły wszystkie kobiety, które on kochał i te, które go kochały. 
Stacy, która nie potrafiła z nim być, bo go kochała i nienawidziła, i wiedział, że prędzej czy później od niego odejdzie. Jednak tylko z nią był dłużej niż kilka miesięcy. 
Dobra dla każdego Cameron pewnie leży gdzieś zabita, przygnieciona ciężarem ludzkiej nienawiści, a jeśli przeżyła, to stara się daremnie pomóc innym ocalonym. Ona jedna kochała go takiego, jakim był, ale on nie potrafił tego odwzajemnić. A teraz, co przed nią? Może właśnie teraz na jej rękach, kona jej dziecko. 
Cuddy, której pozwolił się kochać, która potrafiła być dla niego przyjacielem i szefową, niestety nie umiała z nim być. I ta dziewczynka, dla której próbował być ojcem i którą nauczył kłamać. One również leżą gdzieś martwe i spalone. Zapłakał na myśl o Rachel, to przecież jeszcze było malutkie dziecko. 
Dominika, która miała być lekarstwem na zerwanie z Lisą, a stała się kimś więcej, żałował, że to zepsuł – mogli być szczęśliwi do teraz, dałby radę być dobrym mężem przez te parę miesięcy, ale James, niestety, miał rację – mówiąc, że diagnostyk psuje swoje związki. 
Matka, której nie potrafił okłamać, i którą kochał, pewnie odeszła, nie wiedząc nawet, że on żyje. Miał nadzieję, że umarła szczęśliwa, w ramionach mężczyzny, którego kochała, a on przez lata uważał za prawdziwego ojca. 
House wspomniał także kolegów, których wyszkolił na swoich następców: Foremana i Chase'a, Tauba, którego córki zapewne nie zdążyły dożyć drugich urodzin, szkoda było tych dzieci. Asystentki, które z nim pracowały, tak różne, a teraz są pewnie jednakowo martwe i nie do poznania: naiwną i szczerą Masters (na co Ci były te dwa doktoraty, jakie było prawdopodobieństwo, że zginiesz w atomowym armagedonie, po co ci była ta statystyka?), dziwną Park – pewnie odeszła wraz z rodziną, piękną Adams – teraz już taka nie jest, bo nie ma nic pięknego w spalonym ciele. Trzynastkę, która wiedziała, że umrze wcześnie, ale nie spodziewała się, że tak szybko, choć może jeszcze gdzieś żyje na wysepce w Tajlandii czy Grecji, zaskoczona faktem, że przeżyła tych, którzy mieli żyć długo po jej pogrzebie. 
Przecież House tego nie przewidywał, to zdawało mu się niemożliwością, że on ich wszystkich przeżyje, a jednak to, co nie miało prawa się wydarzyć, było już przeszłością, której nie da się zmienić. On jest z Wilsonem, w starej piwnicy, w małym miasteczku na Środkowym Zachodzie. Mają nadzieję, że nie dosięgną ich widoczne i nie skutki bomb, które rozświetliły i zniszczyły ziemię. 
Nie wiedział, ile czasu zostało jego przyjacielowi, ale musi zadbać o jak najmniejsze cierpienie Wilsona. House wiedział, że powinien też zaopiekować się współmieszkańcami piwnicy, jeśli dosięgną ich zabójcze skutki promieniowania. Jednak mając tylko swój bagaż i hotelowa apteczkę, niewiele będzie mógł zrobić. Możliwe było także, że za chwilę spadnie gdzieś niedaleko bomba i szybko zabije ich wszystkich... 

Koniec


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 9:43, 06 Wrz 2013    Temat postu:

Chyba muszę częściej znikać, bo wtedy pojawiają się nowe fiki

A serio, to już się martwiłam, że zrezygnowałaś z wystawienia swojego ficzka - tak długo z tym zwlekałaś Ale widzę, że dopisałaś trochę Hilsonowych kawałków, których tak baaardzo brakowało w pierwszej wersji, więc to Cię usprawiedliwia

Co o samym fiku?
Szkoda, że taki krótki - ale o tym nie będę marudzić (może znajdzie się ktoś, kogo ten temat zainspiruje do dłuższego opowiadania ). I może to dobrze, że jest krótko, bo moje hilsonowe serduszko nie wytrzymałoby czytania w szczegółach o cierpieniu chłopaków, których wspólny czas nieuchronnie dobiegał końca.
Przyznam, że nie wpadłam na takie usprawiedliwienie skromnego pogrzebu House'a - że ludzie go nienawidzili do tego stopnia. Mimo wszystko przeważnie obrywał albo trafiał do sądu niesłusznie, bo komuś nie podobały się jego metody ratowania życia! Cóż, widać jestem naiwna i zapominam, że ludzka nienawiść jest bardziej żywotna od wdzięczności
O tym, co chłopaki porabiali podczas tych trzech miesięcy, chętnie dowiedziałabym się więcej - to znaczy o tych pozytywnych rzeczach - jednak to co jest bardzo mi się podoba i myślę, że to doskonale do chłopaków pasuje. Wątpię tylko w to, że Wilson planował zakończyć życie w jakimś szpitalu - dlatego przecież wyniósł się z PPTH, a mając House'a przy sobie na pewno wybrałby jakieś przytulniejsze miejsce na śmierć.
Twoje/House'owe podsumowanie jego związków z kobietami jest bardzo zgodne z serialowym kanonem, a że ja się z tym nie zgadzam, no to cóż
Myślę, że masz talent do apokaliptycznych opisów - było zwięźle, a jednak trafnie i zgrabnie. Te wzmianki o zburzonych miastach i spalonych zwłokach podziałały na moją wyobraźnię (uwielbiam takie klimaty)
A wybiegając poza akcję fika - trzymam kciuki za taki rozwój wypadków, że jakieś zabłąkane promieniowanie okaże się nie być zabójcze dla ludzi, natomiast zabije wilsonowego raka, i chłopaki będą żyli długo i szczęśliwie do późnej starości

Podsumowując: całkiem fajna miniaturka
Życzę weny na kolejne fiki



[off-top]Od ponad roku poluję w bibliotece na "Metro 2033", dwa razy ktoś mi tę książkę zwinął dosłownie sprzed nosa. Ludzie chyba oszaleli, aaargh! Ebooka mam już dawno, ale na kompie jest tyle innych rzeczy do roboty, że szkoda mi czasu na czytanie książek... Buuuu [koniec off-topu]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pią 9:44, 06 Wrz 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lacida
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 06 Mar 2012
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Małopolska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:57, 06 Wrz 2013    Temat postu:

Richie117 napisał:
Chyba muszę częściej znikać, bo wtedy pojawiają się nowe fiki

A mi było przykro, ze nikt nie komentuje moich wypocin
ani tu, ani w hameronie

offtop: Moim shipem jest chaseron, ale nie potrafię pisać huddy, i lubię hameronki.

Richie117 napisał:

Ale widzę, że dopisałaś trochę Hilsonowych kawałków, których tak baaardzo brakowało w pierwszej wersji, więc to Cię usprawiedliwia

Dostałam radę od Bety to i skorzystałam

Richie117 napisał:

Co o samym fiku?
Szkoda, że taki krótki - ale o tym nie będę marudzić (może znajdzie się ktoś, kogo ten temat zainspiruje do dłuższego opowiadania ). I może to dobrze, że jest krótko, bo moje hilsonowe serduszko nie wytrzymałoby czytania w szczegółach o cierpieniu chłopaków, których wspólny czas nieuchronnie dobiegał końca.

Nefrytowakotka pisała kiedyś pofinałowego hilsona, może jeszcze go dokończy.

Richie117 napisał:

Przyznam, że nie wpadłam na takie usprawiedliwienie skromnego pogrzebu House'a - że ludzie go nienawidzili do tego stopnia. Mimo wszystko przeważnie obrywał albo trafiał do sądu niesłusznie, bo komuś nie podobały się jego metody ratowania życia! Cóż, widać jestem naiwna i zapominam, że ludzka nienawiść jest bardziej żywotna od wdzięczności

Richie pozwy nie były za uratowanie życia, tylko za obrażanie, albo zemstą jak Trittera za chamstwo House'a i to, że Greg sam się mu podłożył biorąc przy nim vikodin.

Richie117 napisał:

O tym, co chłopaki porabiali podczas tych trzech miesięcy, chętnie dowiedziałabym się więcej - to znaczy o tych pozytywnych rzeczach - jednak to co jest bardzo mi się podoba i myślę, że to doskonale do chłopaków pasuje.

Może napiszę prequela do tej miniaturki...

Richie117 napisał:

Wątpię tylko w to, że Wilson planował zakończyć życie w jakimś szpitalu - dlatego przecież wyniósł się z PPTH, a mając House'a przy sobie na pewno wybrałby jakieś przytulniejsze miejsce na śmierć.

Chodzi o to, że uważam, że na końcu House fizycznie i technicznie nie da rady zaopiekować się Wilsonem, po za tym James będzie potrzebował dużych dawek leków, może tracić przytomność itp.
Tu chodziło mi o ostatnie dni Wilsona gdy szpital najprawdopodobniej okaże się konieczny.

Richie117 napisał:

Twoje/House'owe podsumowanie jego związków z kobietami jest bardzo zgodne z serialowym kanonem, a że ja się z tym nie zgadzam, no to cóż

Tylko, że moim shipem nie jest huddy, ale chyba House+House. To uważam za najbardziej rzeczywiste.

Richie117 napisał:

Myślę, że masz talent do apokaliptycznych opisów - było zwięźle, a jednak trafnie i zgrabnie. Te wzmianki o zburzonych miastach i spalonych zwłokach podziałały na moją wyobraźnię (uwielbiam takie klimaty)

Dziękuję, aż mi się przypomina co mi polonistka w gimnazjum powiedziała, że [chodziło o to, że na harlequiny organizuje się konkursy i że parę dziewczyn z klasy miałoby szansę] ja bym bohaterów na jakąś wojnę rzuciła. No i rzuciłam tu i w hameronku.

Richie117 napisał:

A wybiegając poza akcję fika - trzymam kciuki za taki rozwój wypadków, że jakieś zabłąkane promieniowanie okaże się nie być zabójcze dla ludzi, natomiast zabije wilsonowego raka, i chłopaki będą żyli długo i szczęśliwie do późnej starości

I będą polowali na postapokalipstyczne potwory, tak ?
I tu Cię zawiodę, bo nic takiego nie planuję, a promieniowanie na pewno nie uleczy Wilsonowi raka, raczej przyspieszy śmierć ocalałych..., więc coś na kształt smutnego happy endu, to mogą umrzeć razem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lacida dnia Pią 12:51, 06 Wrz 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 7:43, 07 Wrz 2013    Temat postu:

Lacida napisał:
A mi było przykro, ze nikt nie komentuje moich wypocin
ani tu, ani w hameronie
znam ten ból, ale co poradzić, że mamy fikowo-komentowy kryzys

Lacida napisał:
Dostałam radę od Bety to i skorzystałam
zawsze do usług!

Lacida napisał:
Nefrytowakotka pisała kiedyś pofinałowego hilsona, może jeszcze go dokończy.
taak, wiem... nawet częściowo znam pomysł Nefrytowej na ciąg dalszy, tylko wena do pisania jej uciekła, a kłopoty z kompem i pracowite życie nie poprawiają sytuacji

Lacida napisał:
Richie pozwy nie były za uratowanie życia, tylko za obrażanie, albo zemstą jak Trittera za chamstwo House'a i to, że Greg sam się mu podłożył biorąc przy nim vikodin.
Tritter to osobna bajka I zgoda, że inne pozwy były za chamstwo, ale skoro w efekcie tego chamstwa House ratował życie, to pacjenci i rodziny pacjentów powinny być mu przede wszystkim wdzięczne i zjawić się tłumnie na pogrzebie

Lacida napisał:
Może napiszę prequela do tej miniaturki...


Lacida napisał:
Chodzi o to, że uważam, że na końcu House fizycznie i technicznie nie da rady zaopiekować się Wilsonem, po za tym James będzie potrzebował dużych dawek leków, może tracić przytomność itp.
Tu chodziło mi o ostatnie dni Wilsona gdy szpital najprawdopodobniej okaże się konieczny.
okej, to jedna z możliwości i tak myślałam, że to miałaś na myśli Jednak według mnie Wilson nie zamierza czekać, aż rak go wykończy, tylko - gdy zrobi się naprawdę źle - poprosi House'a o pomoc przy eutanazji. (Być może to chciał powiedzieć w tej ostatniej scenie serialu, ale House mu przerwał; plus wiemy, że Wilson jest zwolennikiem eutanazji, a nie konania w męczarniach...)

Lacida napisał:
Tylko, że moim shipem nie jest huddy, ale chyba House+House. To uważam za najbardziej rzeczywiste.
nikt nie jest doskonały zresztą nie napisałam tego tylko w kontekście shipów, ale ogólnie, bo na miejscu House'a nawet o jego matce myślałabym zupełnie inaczej.

Lacida napisał:
Dziękuję, aż mi się przypomina co mi polonistka w gimnazjum powiedziała, że [chodziło o to, że na harlequiny organizuje się konkursy i że parę dziewczyn z klasy miałoby szansę] ja bym bohaterów na jakąś wojnę rzuciła. No i rzuciłam tu i w hameronku.
gdyby wszyscy pisali tylko harlequiny byłoby nudno

Lacida napisał:
I będą polowali na postapokalipstyczne potwory, tak ?
I tu Cię zawiodę, bo nic takiego nie planuję, a promieniowanie na pewno nie uleczy Wilsonowi raka, raczej przyspieszy śmierć ocalałych..., więc coś na kształt smutnego happy endu, to mogą umrzeć razem.
polowanie na potwory nie przyszło mi do głowy, ale dlaczego nie?
No wiem, że nie planujesz... tak tylko sobie fantazjowałam A rak Wilsona został przedstawiony w serialu tak nierealistycznie, że wszystko jest możliwe
Poza tym ja w ogóle NIE wierzę, że los Wilsona był przesądzony, bo jest parę realnych wyjaśnień, jak i dlaczego Wilson mógłby uniknąć przeznaczenia, które zgotowali mu scenarzyści
Zgadzam się, opcja wspólnego umierania jest pocieszająca


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lacida
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 06 Mar 2012
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Małopolska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:46, 07 Wrz 2013    Temat postu:

Richie117 napisał:
Lacida napisał:
A mi było przykro, ze nikt nie komentuje moich wypocin
ani tu, ani w hameronie
znam ten ból, ale co poradzić, że mamy fikowo-komentowy kryzys

W Hameronie kryzys jest od roku conajmniej, Huddy trzyma teraz OLa i sarape i powrót LissLady, w innych też nie za dobrze...

Richie117 napisał:
Lacida napisał:
Dostałam radę od Bety to i skorzystałam
zawsze do usług!
Dziękuję.

Richie117 napisał:

Lacida napisał:
Richie pozwy nie były za uratowanie życia, tylko za obrażanie, albo zemstą jak Trittera za chamstwo House'a i to, że Greg sam się mu podłożył biorąc przy nim vikodin.
Tritter to osobna bajka I zgoda, że inne pozwy były za chamstwo, ale skoro w efekcie tego chamstwa House ratował życie, to pacjenci i rodziny pacjentów powinny być mu przede wszystkim wdzięczne i zjawić się tłumnie na pogrzebie

Ale niektórzy pacjenci zmarli...
Richie117 napisał:

Lacida napisał:
Może napiszę prequela do tej miniaturki...

Może...
Richie117 napisał:

Lacida napisał:

Tu chodziło mi o ostatnie dni Wilsona gdy szpital najprawdopodobniej okaże się konieczny.
okej, to jedna z możliwości i tak myślałam, że to miałaś na myśli Jednak według mnie Wilson nie zamierza czekać, aż rak go wykończy, tylko - gdy zrobi się naprawdę źle - poprosi House'a o pomoc przy eutanazji. (Być może to chciał powiedzieć w tej ostatniej scenie serialu, ale House mu przerwał; plus wiemy, że Wilson jest zwolennikiem eutanazji, a nie konania w męczarniach...)

Wilson zgadzał się z eutanazją innych, ale czy sam zechce? Wątpię. Zresztą najprawdopodobniej długo będzie zdolny do samobójstwa (tabletek ma pod dostatkiem), a nie sądzę by to zrobił, a nakłonienie House'a by go wtedy zabił byłby złe, bo m. in. Greg by czuł się winny śmierci najlepszego przyjaciela, który kazał mu to zrobić - bo co? Chce umrzeć, ale nie chce sam tego zrobić? Nie, Wilson raczej tego by nie zrobił. Nie sądzę by ta rozmowa w finale miała tego dotyczyć, raczej tego, by Greg "oddał" Wilsona do szpitala.

Richie117 napisał:

Lacida napisał:
I będą polowali na postapokaliptyczne potwory, tak ?
polowanie na potwory nie przyszło mi do głowy, ale dlaczego nie?

To byłoby w klimacie "Metra" i twojego zombi!fika.

Richie117 napisał:

Poza tym ja w ogóle NIE wierzę, że los Wilsona był przesądzony, bo jest parę realnych wyjaśnień, jak i dlaczego Wilson mógłby uniknąć przeznaczenia, które zgotowali mu scenarzyści
Zgadzam się, opcja wspólnego umierania jest pocieszająca

A jakie to wyjaśnienia? Bo ja z medycyny znam się tylko na zatruciu rtęcią. [Moja inżynierka była o usuwaniu rtęci.]

PS. Właśnie przypomniałam sobie, że to zatrucie może przypominać np. stwardnienie rozsiane, na co w mym fiku [nadal planuję go skończyć, ale pomysłu brak, mam plan akcji w stylu CSI, ale niezbyt mi pasuje i niemal żadnego hilsonka] choruje Chase i jakby dać dużo czarnego charakteru, to by się okazało, że ktoś truje team House'a rtęcią. [No i wszyscy zatruci umrą w ciągu roku, Tritter aresztuje Grega, a na końcu plot twist to: Tritter jest mordercą, ale też się zatruł [związek rtęci może przenikać przez rękawice] - spokojnie! Tego "rtęciowego" kryminału nie napiszę.]

PS 2. Próbowałam wstawiać cytat w cytacie. Nie wiem, co mi wyjdzie. Ale chyba ok?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 8:19, 08 Wrz 2013    Temat postu:

Lacida napisał:
W Hameronie kryzys jest od roku conajmniej, Huddy trzyma teraz OLa i sarape i powrót LissLady, w innych też nie za dobrze...
mhm, czasami zerkam, co się tam dzieje i załamuję ręce, bo nie dzieje się prawie nic... wszystko co dobre (za)szybko się kończy

Lacida napisał:
Ale niektórzy pacjenci zmarli...
to oni mogli nie przychodzić

Lacida napisał:
Może...
dobrze, dobrze, nie będę czekać wstrzymując oddech

Lacida napisał:
Wilson zgadzał się z eutanazją innych, ale czy sam zechce? Wątpię. Zresztą najprawdopodobniej długo będzie zdolny do samobójstwa (tabletek ma pod dostatkiem), a nie sądzę by to zrobił, a nakłonienie House'a by go wtedy zabił byłoby złe, bo m. in. Greg by czuł się winny śmierci najlepszego przyjaciela, który kazał mu to zrobić - bo co? Chce umrzeć, ale nie chce sam tego zrobić? Nie, Wilson raczej tego by nie zrobił. Nie sądzę by ta rozmowa w finale miała tego dotyczyć, raczej tego, by Greg "oddał" Wilsona do szpitala.
przyznaję, nie przyszło mi do głowy, że Wilson chciał powiedzieć coś takiego. Hmm... Nope, nie za bardzo widzę w tym sens - raz, że nie wydaje mi się to na tyle 'drastyczną' decyzją, żeby Wilson musiał poruszać ten temat tak wcześnie, a dwa: gdyby Wilson chciał umrzeć w szpitalu, nie potrzebowałby do tego pomocy ani zgody House'a - nawet w ciężkim stanie mógłby sobie zadzwonić po karetkę, a nie widzę powodu, czemu House miałby być temu przeciwny.
Ale wracając do eutanazji - wierzę, że Wilson nie jest w tej kwestii hipokrytą (przynajmniej JA nie jestem ). Jeśli nie chciał męczącego leczenia, które przedłużyłoby mu życie o kilkanaście miesięcy, to czemu miałby chcieć przedłużać sobie życie o kilka dni męczącym umieraniem? Co do udziału w tym House'a - nie pamiętam, czy Wilson wiedział o "umowie" House'a z Trzynastką, ale jeśli wiedział, to by było zrozumiałe, że poprosiłby go o taką samą przysługę. Nie wydaje mi się, żeby Wilson brał pod uwagę, że House uznałby to za zabicie przyjaciela, bo też nie sądzę, żeby House tak to postrzegał - House jest realistą, nie wierzy w sens przedłużania cierpienia w sytuacjach beznadziejnych i na własnej skórze się przekonał, jakie znaczenie ma uszanowanie woli chorego. Plus, gdyby House miał czuć się winny, to musiałby się tak czuć już w tym momencie, bo zaakceptował decyzję Wilsona o niepodjęciu leczenia.
No i jest opcja pośrednia tego, co chciał powiedzieć Wilson - możliwe, że chciał uprzedzić House'a, że zamierza się zabić, kiedy będzie z nim naprawdę źle...
Tak czy siak, w tej sprawie niczego nie można przewidzieć jednoznacznie, bo człowiek postawiony pod ścianą może zmienić swoje przekonania i podjęte decyzje w sposób wymykający się logice i wszelkim schematom.

Lacida napisał:
To byłoby w klimacie "Metra" i twojego zombi!fika.
kurcze, naprawdę muszę dorwać tę książkę w swoje ręce! A w zombi!fiku - kiedy faktycznie nastąpiła apokalipsa - chłopaki raczej się starali, żeby potwory nie polowały na nich

Lacida napisał:
A jakie to wyjaśnienia?
Też nie jestem specjalistką od medycyny, ale po finale "House'a" trafiłam na to: [link widoczny dla zalogowanych] i od razu zaświtała mi myśl, że House mógł wpaść na to samo i stanąć na głowie, żeby Wilson wypróbował tego wirusa. Drugie wyjaśnienie jest takie, że po kilku tygodniach z dala od PPTH i dzięki subtelnej perswazji House'a, Wilson zdecydowałby się jednak na leczenie, co dałoby mu więcej czasu, a że medycyna robi duże postępy, to w międzyczasie mógłby się znaleźć jakiś lek na raka albo nowa technika operacji, i Wilson by się uratował. Trzeci pomysł: spontaniczne uzdrowienie - mało realne, ale się zdarzają. Plus w sytuacji Wilsona - biorąc pod uwagę serial i realia - miałoby to sens. Wg info w necie wilsonowy rak jest niespecyficzny, ale przeważnie ma dobre rokowania - wcześnie wykryty (czyli tak jak u Wilsona) powinien reagować na leki, a w późniejszych stadiach nadaje się do zoperowania, ewentualnie można z nim żyć kilka lat (a nie miesięcy!!!) U Wilsona wcześnie wykryty rak w ciągu kilku tygodni (albo wręcz kilku dni) stał się nieuleczalny i nieoperacyjny - jak to możliwe?! Gdybym miała w to wierzyć, to szukałabym wyjaśnienia w psychosomatyce - z punktu widzenia psychologii, Wilson spełnia kryteria osobowości, która sprzyja nowotworom, dlatego w ogóle zachorował, a że był wtedy "w dołku", więc jego organizm się nie bronił, a rak to wykorzystał... Ale Wilson wyjechał z PPTH, odciął się od czynników stresowych, wydaje się, że zmienił swoje nastawienie do życia itd. - to by stwarzało warunki, żeby jego organizm się "ogarnął" i zaczął walczyć z rakiem, i nagle mogłoby się okazać, że stan Wilsona wcale się nie pogarsza zgodnie z oczekiwaniami, a może wręcz się poprawia

PS. O, a ja się zastanawiałam, czy pamiętasz o fiku z Chase'em Ten kryminalny pomysł brzmi nawet fajnie... Wątek Hilsonowy mógłby być taki, że Wilson nie uwierzy w winę House'a i zabawi się w detektywa, żeby dowieść jego niewinności Ale to tylko taki mój luźny pomysł, a Ty zrób tak, jak Ci wena podpowie.
Cytat w cytacie jak najbardziej wstawił się jak trzeba


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Nie 8:22, 08 Wrz 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Sob 15:49, 21 Wrz 2013    Temat postu:

Przeczytałam. I wciąż się zastanawiam nad tym wszystkim.

Napisałaś coś w prosty sposób, ale... Siedzę i wciąż myślę o tym co było w tym zawarte. Jak świetnie opisałaś chłopaków. To co między nimi było, to co czuli. Opisałaś prostymi słowami, a jednak tak dobitnie, że aż się nad tym głowię. Chyba przeczytam jeszcze raz.


Świetna miniaturka. Nie czytałam książki, z którą ma powiązanie, ale słyszałam o niej. I znów zaczynam chcieć ją przeczytać.

Dzięki za ten fajny fik!

Weny i powodzenia dalej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin