Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Już nigdy więcej nie będę wybierał [M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:26, 03 Lis 2009    Temat postu: Już nigdy więcej nie będę wybierał [M]

Cytat:
Jestem tak koszmarnie zmęczona pisaniem tego, bo to taka wysysająca siły miniaturka. Liczy sobie 3 i pół strony w Wordzie.
I jest taka...prawdziwa...
To znaczy, ja tak sądzę, ale wam nic nie narzucam.
Praktycznie bez sprawdzania puszczam ją w obieg, bo nie mam już siły dzisiaj jej poprawiać. Może ewentualnie jutro.
Zaznaczam frendship, ale to aż prosi się o odczytywanie "lovowych" podtekstów i napisanie Hilsonowskiego zakończenia. Ale jak pisałam. Jestem koszmarnie zmęczona, a to naprawdę miało być dłuższe. Ale cieszcie się! Macie kompozycję otwartą
Dedykuję Muniashkowi i żeby miała duuużo weny
Miłego czytania.


Kategoria: friendship



Znów siedział sam. Całkiem, całkiem sam, na swojej zapadniętej kanapie i wpatrywał się tępo w ekran telewizora, gdzie była odgrzewana, po raz setny, jakaś beznadziejna komedia. Miał przyjść jego przyjaciel, ale przed chwilą zadzwonił, że Sarah, jego nowa (która to już z kolei?) żona, postawiła mu ultimatum: „Wracasz natychmiast do domu, albo nie rób tego wcale”.

Właśnie to było powodem jego otępienia.

No bo przecież, do jasnej cholery, miejsce Wilsona było przy nim! Tutaj. W jego domu! Powinien właśnie dzwonić do drzwi, podawać mu chińszczyznę, a do lodówki chować to swoje, niskokaloryczne piwo, z którego on, jakże ochoczo, by się naśmiewał.

Taki był właśnie porządek rzeczy. A ta lafirynda odbierała mu całą radość dzisiejszego wieczoru.

***

Jechał do domu, mając łzy rozżalenia w oczach. Gdyby nie to, że prowadził, zapamiętale pocierałby dłonią kark, mając nadzieję, że to rozwiąże jego wszelkie problemy.

-Cholera!

Zjechał ostrożnie na pobocze i położył głowę na kierownicy. Przetarł oczy.

Jak on nienawidził tego, że zawsze musi wybierać. Musi zdecydować, kto z nich jest ważniejszy. Jego żony? Czy może On?

To było takie...rozczarowujące. James doskonale wiedział, kogo chce wybrać, a kogo powinien. Tylko odwiecznie zastanawiał się, czy to wszystko jest tego warte. Czy nie lepiej by było po prostu zrezygnować i na zawsze pozostać z Nim? Ale wtedy przyznałby się, że tak naprawdę jest źle. Że ma problemy, kłopoty, a wtedy On nie dałby mu spokoju.

Ale czyż to nie było idealne wyjście?

***


Położenie się ze świadomością, że on nie przyjedzie, że go nie było, że ważniejsza była ona, było nie do zniesienia. Po prostu za bardzo bolało (Ale co? Noga? Serce? Boże, co tak cholernie boli?) to, że pomimo tych wszystkich lat, on i tak był na dalszym miejscu, niż kolejna żona, które zmieniały się przecież tak szybko.

I nawet nie cieszył się tak jak zwykle na spotkanie tych przenikliwych, czekoladowych oczu jutro, w samochodzie, w holu, w gabinecie, w kafeterii, w szatni i w domu. Bo już wiedział, jak to wszystko się potoczy.

On, jak zwykle, będzie na końcu, co tak bardzo, bardzo bolało...

***

-Wynoś się James. Błagam, zrób to, zanim stracę cierpliwość i trafisz na ostry dyżur!

-Sarah, naprawdę, miałem pacje...

-Nic mnie to nie obchodzi, James. Zawiodłeś mnie. Kolejny raz. Mówisz, że miałeś pacjenta? W takim razie, czemu znowu jesteś zalany? Pewnie piliście razem z House’m. Prosiłam cię? Prosiłam cię o to, żebyś, choć raz wrócił o rozsądnej porze? Wyjdź, James. Proszę.

-Ja...

-Wynoś się!

W jego stronę poleciało jeszcze kilka niepoprawnych słów oraz sporo szklanych ozdób, zanim zdołał zabrać najpotrzebniejsze rzeczy i uciec do auta.

***

Jeszcze jeden Vicodin. I kolejny. O! I znów. Jeszcze jeden? I wciąż boli? Może to nie noga...

No i zasnął. Niespokojnie. I zapomniał sobie ustawić budzika. I znów nie ma czystej koszuli. A miał coś z tym dzisiaj zrobić.

Ale co tam koszula? Po co spodnie? Po co robić cokolwiek, skoro i tak Jego to nie obchodzi? Nikogo to nie obchodzi. Najważniejsze jest żeby pracował. Żeby działał, jak robot, ale żeby pacjenci zdrowieli. Bo co innego może być ważne?

Jego uczucia? A czy ktoś był świadom, że one naprawdę istnieją?

***

Zdecydowanie musi kupić lepsza kanapę. Dlaczego? Bo jeśli wyrzuci go kolejna żona, znowu będzie musiał spać na tej niewygodnej, w jego gabinecie. Tam właśnie spędził ostatnią noc.

W szpitalu. I nawet miał bliżej do pracy. I tylko jedna rzecz, a raczej osoba, mogła mu teraz poprawić humor.

On siedział. Jak zwykle. Za biurkiem. Jak zwykle. Z tą swoją poważną, skupioną miną, a jego wzrok błądził po ścianach, szukając punktu zaczepienia. Jak zwykle. Piłka przeskakiwała z ręki do ręki, czasem lądowała też na podłodze, ale zaraz wracała do właściciela. Jak zwykle.


A on to obserwował. Kochał to robić, bo wtedy House był bardziej człowiekiem, a on bardziej chciał i bardziej myślał, że to możliwe...było by prościej. Jak zwykle.

I jak zwykle, diagnosta go nie widział, więc wszedł do środka.

Ale dziś nie miało być jak zwykle.

***

Siedział. I starał się na Niego nie patrzeć. Nie spojrzeć w bok, bo wszystko by zdradził. Zdradziłby siebie.

Próbował ukryć wszelkie uczucia i emocje, jakie tylko mogły zamigotać w jego oczach, gdyby wreszcie odważył się przesunąć wzrok na tę wyczekiwaną postać, która patrzyła na niego smutna, skruszona, z podkulonym ogonem.

I składał w sobie wszystkie cząstki bólu, które James wczoraj nieświadomie rozsypał, zaciskał usta, żeby nie wydać jęku ulgi, że przyjaciel go odwiedził, przygryzał wargi, żeby nie powiedzieć jak bardzo cierpiał, a jaką radość odczuwa teraz i przyciskał ręce do ciała, żeby nie dotkną Go, żeby nie zdradzić się żadnym ruchem.

Odwieczna walka House’a trwała, a jego ciało i serce z góry było skazane na przegraną.

***

Ale James nauczył się wreszcie Go czytać, rozumieć każdy Jego ruch, każde westchnienie, każde mrugnięcie i sylwetkę, która mówiła najwięcej.

I nareszcie zobaczył. Dojrzał, pod chłodną warstwą, swojego prawdziwego przyjaciela. Nie silnego, bezuczuciowego, dorosłego mężczyznę, ale skulone, bezbronne dziecko, ukryte za murem żalu, rozpaczy i pojedynczych, niezapomnianych zranień, czekające na osobę, która nauczy je na nowo czuć i pozwoli dorosnąć w realnym, empatycznym świecie.

A mur. Mur był popękany, porysowany, kolejne cegły leżały wokoło, ukazując ludzką bezradność w stosunku do Niego.

I wtedy James ujrzał ogromną, świeżą wyrwę, wyrytą przez jego samego i zrozumiał, co wczoraj naprawdę zrobił.

Ogrom konsekwencji, związanych z jego wczorajszym wyborem, spłynął na niego tak, że ugięły się pod nim kolana.

I sam nie wiedział, gdzie znalazł tyle siły, aby się poruszyć i objąć House’a za głowę. Dać mu znak, że jest nadal z Nim, że nic się nie stało.

Kolejne pęknięcie w murze...

- Przepraszam. Ja dziś... – głos mu się załamał i zachłysnął się, bo z oczu ciekły mu łzy. – będę. Obiecuję.

- Nic mi nie obiecuj – odpowiedział bezbarwnym głosem House, ukrywając twarz w dłoniach, by nie okazać słabości, a dziecko za murem dziwiło się, bo oto ktoś wreszcie odnalazł jego samotnię i zamierza je z niej wydostać.

- Przyrzekam Greg. Obiecuję, że nic mnie nie zatrzyma – wyszeptał we włosy przyjaciela, wdychając ich zapach i potwornie cierpiąc w duszy.

Tak blisko, a tak daleko...

Dziecko wychyliło głowę przez wyrwę i pierwszy raz, naprawdę zobaczył swojego wybawcę. Fasada rozkruszyła się, a House drżąc w ramionach Jamesa, tak niesamowicie bezinteresownych, kojących ból, dochodził do siebie, po tym wielkim przełomie w jego duszy.

***

James był wykończony, ale obiecał. Nie złamie danego przyrzeczenia i nie zostawi House’a samego. Ale nie spodziewał się brzęczenia telefonu.

- James, przepraszam – jej głos w komórce był słaby i błagalny.

- Ja, nie...

- Wróć. Naprawdę. Tak mi... – urwała na chwilę. – przykro. Wynagrodzę ci to jakoś. Co ty na to?

- Sarah. Ja...ja już nie wrócę. – w słuchawce zapadła cisza, ale jakiś głos w jego piersi świętował zwycięstwo. – Nie będę już nigdy więcej wybierał.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Atris dnia Wto 20:29, 03 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Muniashek
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a stąd <-
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:38, 03 Lis 2009    Temat postu:

Oł. Jestem. Może mi się uda być pierwszą

Cytat:
Jestem tak koszmarnie zmęczona pisaniem tego, bo to taka wysysająca siły miniaturka.


Nie dziwię Ci się. Faktycznie wygląda na wysysającą. Ale przydało się - pięknie.

Cytat:
I jest taka...prawdziwa...


No jest, cholera, jest... Nawet nie wiesz, jak bardzo.

Cytat:
Praktycznie bez sprawdzania puszczam ją w obieg, bo nie mam już siły dzisiaj jej poprawiać. Może ewentualnie jutro.


Ja nie zauważyłam błędów, chociaż nie. Jedna literówka To zaraz Ale nie ma takich ogromnych błędów, to dobrze

Cytat:
Zaznaczam frendship, ale to aż prosi się o odczytywanie "lovowych" podtekstów i napisanie Hilsonowskiego zakończenia. Ale jak pisałam. Jestem koszmarnie zmęczona, a to naprawdę miało być dłuższe. Ale cieszcie się! Macie kompozycję otwartą


Kul. Nie mogę się doczekać cd ^^

Cytat:
Dedykuję Muniashkowi i żeby miała duuużo weny


Ojej. Gęba sama mi się wyciągnęła w uśmiechu. Dzięki

Cytat:
Znów siedział sam. Całkiem, całkiem sam, na swojej zapadniętej kanapie i wpatrywał się tępo w ekran telewizora, gdzie była odgrzewana, po raz setny, jakaś beznadziejna komedia.


Odgrzewana komedia - genialne Ale całość jest... Kurde, smutna. I prawdziwa, fakt.

Cytat:
Miał przyjść jego przyjaciel, ale przed chwilą zadzwonił, że Sarah, jego nowa (która to już z kolei?) żona, postawiła mu ultimatum: „Wracasz natychmiast do domu, albo nie rób tego wcale”.


A skopać ją?

Cytat:
Właśnie to było powodem jego otępienia.


Ech... Kurde, jeszcze smutniej.

Cytat:
No bo przecież, do jasnej cholery, miejsce Wilsona było przy nim! Tutaj. W jego domu! Powinien właśnie dzwonić do drzwi, podawać mu chińszczyznę, a do lodówki chować to swoje, niskokaloryczne piwo, z którego on, jakże ochoczo, by się naśmiewał.


Właśnie, właśnie, właśnie! Ja chcieć teraz, zaraz, już!!!

Cytat:
Taki był właśnie porządek rzeczy. A ta lafirynda odbierała mu całą radość dzisiejszego wieczoru.


Tak. Skopać ją.

Cytat:
Jechał do domu, mając łzy rozżalenia w oczach. Gdyby nie to, że prowadził, zapamiętale pocierałby dłonią kark, mając nadzieję, że to rozwiąże jego wszelkie problemy.


Jimmy pocierający dłonią kark - coś pięknego

Cytat:
To było takie...rozczarowujące. James doskonale wiedział, kogo chce wybrać, a kogo powinien. Tylko odwiecznie zastanawiał się, czy to wszystko jest tego warte. Czy nie lepiej by było po prostu zrezygnować i na zawsze pozostać z Nim? Ale wtedy przyznałby się, że tak naprawdę jest źle. Że ma problemy, kłopoty, a wtedy On nie dałby mu spokoju.

Ale czyż to nie było idealne wyjście?


Owszem, byłoby. Nic dodać, nic ująć.

Cytat:
Po prostu za bardzo bolało (Ale co? Noga? Serce? Boże, co tak cholernie boli?)


Tak. Ból znikąd, ale dający się we znaki, straszne to.

Cytat:
On, jak zwykle, będzie na końcu, co tak bardzo, bardzo bolało...




Cytat:
W takim razie, czemu znowu jesteś zalany?


No właśnie, a w sumie, jak to zalany?

Cytat:
Jeszcze jeden Vicodin. I kolejny. O! I znów. Jeszcze jeden? I wciąż boli? Może to nie noga...


Te zdania są cudowne. Idealnie pokazują taki olew House'a na wszystko. Świetne.

Cytat:
No i zasnął. Niespokojnie. I zapomniał sobie ustawić budzika. I znów nie ma czystej koszuli. A miał coś z tym dzisiaj zrobić.


Jimmy mógł zrobić...!

Cytat:
Ale co tam koszula? Po co spodnie? Po co robić cokolwiek, skoro i tak Jego to nie obchodzi? Nikogo to nie obchodzi. Najważniejsze jest żeby pracował. Żeby działał, jak robot, ale żeby pacjenci zdrowieli. Bo co innego może być ważne?

Jego uczucia? A czy ktoś był świadom, że one naprawdę istnieją?


Boże, znowu ten olew... To nie do zniesienia.

Cytat:
Zdecydowanie musi kupić lepsza kanapę. Dlaczego? Bo jeśli wyrzuci go kolejna żona, znowu będzie musiał spać na tej niewygodnej, w jego gabinecie. Tam właśnie spędził ostatnią noc.


Czemu nie u House'a...

Cytat:
I tylko jedna rzecz, a raczej osoba, mogła mu teraz poprawić humor.


Wiadomo. Komu ta właśnie osoba humoru nie poprawia?

Cytat:
On siedział. Jak zwykle. Za biurkiem. Jak zwykle. Z tą swoją poważną, skupioną miną, a jego wzrok błądził po ścianach, szukając punktu zaczepienia. Jak zwykle. Piłka przeskakiwała z ręki do ręki, czasem lądowała też na podłodze, ale zaraz wracała do właściciela. Jak zwykle.


Damn. Czemu ja nie potrafię tak pięknie opisywać? Muszę jeszcze ćwiczyć.

Cytat:
A on to obserwował. Kochał to robić, bo wtedy House był bardziej człowiekiem, a on bardziej chciał i bardziej myślał, że to możliwe...było by prościej. Jak zwykle.


Jak zwykle - genialne te powtórzenia. I opisy, również

Cytat:
Ale dziś nie miało być jak zwykle.




Cytat:
Próbował ukryć wszelkie uczucia i emocje, jakie tylko mogły zamigotać w jego oczach, gdyby wreszcie odważył się przesunąć wzrok na tę wyczekiwaną postać, która patrzyła na niego smutna, skruszona, z podkulonym ogonem.


Ale po co, House, po co...?

Cytat:
I składał w sobie wszystkie cząstki bólu, które James wczoraj nieświadomie rozsypał, zaciskał usta, żeby nie wydać jęku ulgi, że przyjaciel go odwiedził, przygryzał wargi, żeby nie powiedzieć jak bardzo cierpiał, a jaką radość odczuwa teraz i przyciskał ręce do ciała, żeby nie dotkną Go, żeby nie zdradzić się żadnym ruchem.

Odwieczna walka House’a trwała, a jego ciało i serce z góry było skazane na przegraną.


Kurde, nie wiem jak to zacytować, co zacytować, za dużo tego. Najlepiej cały tekst
Znowu te piękne opisy, znowu House'a, które są cudowne. Otwieranie House'a jest cudowne, ot co.

Cytat:
Ale James nauczył się wreszcie Go czytać, rozumieć każdy Jego ruch, każde westchnienie, każde mrugnięcie i sylwetkę, która mówiła najwięcej.


No! W końcu...

Cytat:
I nareszcie zobaczył. Dojrzał, pod chłodną warstwą, swojego prawdziwego przyjaciela. Nie silnego, bezuczuciowego, dorosłego mężczyznę, ale skulone, bezbronne dziecko, ukryte za murem żalu, rozpaczy i pojedynczych, niezapomnianych zranień, czekające na osobę, która nauczy je na nowo czuć i pozwoli dorosnąć w realnym, empatycznym świecie.


Boże, niemal się rozpłakałam...

Cytat:
A mur. Mur był popękany, porysowany, kolejne cegły leżały wokoło, ukazując ludzką bezradność w stosunku do Niego.


Gryzie mi to "A mur." Ale kolejny genialny opis.

Cytat:
I wtedy James ujrzał ogromną, świeżą wyrwę, wyrytą przez jego samego i zrozumiał, co wczoraj naprawdę zrobił.


Ślepiec...

Cytat:
Ogrom konsekwencji, związanych z jego wczorajszym wyborem, spłynął na niego tak, że ugięły się pod nim kolana.


Ech, znowu mi się łzy kręcą

Cytat:
I sam nie wiedział, gdzie znalazł tyle siły, aby się poruszyć i objąć House’a za głowę. Dać mu znak, że jest nadal z Nim, że nic się nie stało.


Piękno. I zgon na miejscu. -.-

Cytat:
- Przepraszam. Ja dziś... – głos mu się załamał i zachłysnął się, bo z oczu ciekły mu łzy. – będę. Obiecuję.


Nooo, w końcu, Jimmy, w końcu się zdecydowałeś.

Cytat:
- Nic mi nie obiecuj – odpowiedział bezbarwnym głosem House, ukrywając twarz w dłoniach, by nie okazać słabości, a dziecko za murem dziwiło się, bo oto ktoś wreszcie odnalazł jego samotnię i zamierza je z niej wydostać.


To jest mi cholernie bliskie. Uczucia i słowa. Cholernie.

Cytat:
- Przyrzekam Greg. Obiecuję, że nic mnie nie zatrzyma – wyszeptał we włosy przyjaciela, wdychając ich zapach i potwornie cierpiąc w duszy.


To też, kurde. Czytasz mi w myślach, czy jak?

Cytat:
Dziecko wychyliło głowę przez wyrwę i pierwszy raz, naprawdę zobaczył swojego wybawcę. Fasada rozkruszyła się, a House drżąc w ramionach Jamesa, tak niesamowicie bezinteresownych, kojących ból, dochodził do siebie, po tym wielkim przełomie w jego duszy.


Za piękne to jest, bym mogła to znowu jakoś skomentować. Słów mi brak. Nic, tylko umierać.

Cytat:
- James, przepraszam – jej głos w komórce był słaby i błagalny.


Słaby po tym, jak ją skopałam

Cytat:
- Sarah. Ja...ja już nie wrócę. – w słuchawce zapadła cisza, ale jakiś głos w jego piersi świętował zwycięstwo. – Nie będę już nigdy więcej wybierał.


- nic więcej rzec znowu nie mogę.

Piękne. Naprawdę. I długi komentarz. I bezwiednie cytowałam. Atris, jak ty na mnie działasz...?

I dziękuję raz jeszcze za dedykację, zawsze mi się serce rozmięka

Weny Ci też życzę, chociaż widzę, że z Ciebie chyba się wylewa, tyle pięknych rzeczy tworzysz

Pa, Munio.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:48, 04 Lis 2009    Temat postu:

Cytat:
Oł. Jestem. Może mi się uda być pierwszą

Jesteś pierwsza, a twój komentarz kompleksów mi narobił, bo jest dłuższy niż moja miniaturka
Cytat:

Nie dziwię Ci się. Faktycznie wygląda na wysysającą. Ale przydało się - pięknie.

Miło mi słyszeć to, po tylu godzinach męczenia się nad poprawną składnią tego ot całego.

Cytat:
No jest, cholera, jest... Nawet nie wiesz, jak bardzo.

Mnie bardziej chodziło o to, że jest taka trochę z życia wzięta. Nie o napisanie odczuć, ale to też miło słyszeć

Cytat:
Ja nie zauważyłam błędów, chociaż nie. Jedna literówka To zaraz Ale nie ma takich ogromnych błędów, to dobrze

Nie napisałaś mi tej literówki

Cytat:
Kul. Nie mogę się doczekać cd ^^

Może się połakomię, ale głowy nie daje.

Cytat:
Ojej. Gęba sama mi się wyciągnęła w uśmiechu. Dzięki

Mnie się wyciągnęła, jak zobaczyłam twój komentarz
Cytat:

Odgrzewana komedia - genialne Ale całość jest... Kurde, smutna. I prawdziwa, fakt.

Odgrzewana komedia? Wiesz ile ja już razy słyszałam ten zwrota?
Miało być smutno
Cytat:

A skopać ją?

Jasne. A pomóc ci?

Cytat:
Właśnie, właśnie, właśnie! Ja chcieć teraz, zaraz, już!!!

Spokojnie, nie zapalaj się tak

Cytat:
Tak. Skopać ją.

No to już

Cytat:
Jimmy pocierający dłonią kark - coś pięknego

Ja tego nawet w filmie nie widziałam, ale tyle się o tym naczytałam, że musiałam to napisać

Cytat:
Owszem, byłoby. Nic dodać, nic ująć.

Byłoby, ale to nie jest wyjście, które w pełni mu odpowiadało.

Cytat:
Tak. Ból znikąd, ale dający się we znaki, straszne to.

A House ma największe problemy ze zrozumieniem, skąd bierze się ból.

Cytat:
No właśnie, a w sumie, jak to zalany?

Zalany, schlany, zlany, upity, podpity, zapity...czy ja wiem? Nie wiem jak to się po "polskiemu" mówi.

Cytat:
Te zdania są cudowne. Idealnie pokazują taki olew House'a na wszystko. Świetne.

Zwykłe zdania. Nie znasz się

Cytat:
Jimmy mógł zrobić...!

James był...ykhm...zajęty
Cytat:

Boże, znowu ten olew... To nie do zniesienia.

Ja nie wiem, nikt tego biednego House'a nie rozumie...on to naprawdę ma dzieżko...

Cytat:
Czemu nie u House'a...

Hmm...może się bał?

Cytat:
Wiadomo. Komu ta właśnie osoba humoru nie poprawia?

Dużo by się takich znalazło

Cytat:
Damn. Czemu ja nie potrafię tak pięknie opisywać? Muszę jeszcze ćwiczyć.

A mnie się to właśnie nie podoba. I znów się nie znasz

Cytat:
Jak zwykle - genialne te powtórzenia. I opisy, również

Jak zwykle to jest zwykłe

Cytat:

Kocham, jak coś nie jest jak zwykle

Cytat:
Ale po co, House, po co...?

On już tak ma...

Cytat:
Kurde, nie wiem jak to zacytować, co zacytować, za dużo tego. Najlepiej cały tekst
Znowu te piękne opisy, znowu House'a, które są cudowne. Otwieranie House'a jest cudowne, ot co.

Chciałabym mieć taki piękny klucz, jaki ma James

Cytat:
No! W końcu...

Też tak sądzę. Po tylu latach...
Cytat:

Boże, niemal się rozpłakałam...



Cytat:
Gryzie mi to "A mur." Ale kolejny genialny opis.

No ale czym to zastąpić?

Cytat:
Ślepiec...

Ale ozdrowiały

Cytat:
Ech, znowu mi się łzy kręcą

Tu mogą Mnie też się kręciły.

Cytat:
Piękno. I zgon na miejscu. -.-

Kocham Jamesa, obejmującego House'a za głowę

Cytat:
Nooo, w końcu, Jimmy, w końcu się zdecydowałeś.

On taki niezdecydowany jak cnotliwa panienka

Cytat:
To jest mi cholernie bliskie. Uczucia i słowa. Cholernie.

Jak ktoś tak mówi to mi to serce przewierca...

Cytat:
To też, kurde. Czytasz mi w myślach, czy jak?

Taaak!
Cytat:

Za piękne to jest, bym mogła to znowu jakoś skomentować. Słów mi brak. Nic, tylko umierać.

W Jamesowych ramionach? Czy z powodu tego opisu?

Cytat:
Słaby po tym, jak ją skopałam

Musiałaś jej nieźle dowalić

Cytat:
- nic więcej rzec znowu nie mogę.

Niee! Liczyłam na coś...jakieś słowa...hmm...dezaprobaty. Bo czmu ja piszę te beznadziejne, smutne teksty? Kopnijta mnie na coś wesołego!

Cytat:
Piękne. Naprawdę. I długi komentarz. I bezwiednie cytowałam. Atris, jak ty na mnie działasz...?

Mam nadzieję, że pozytywnie i cię zbytnio nie dołuję moim zdołowaniem

Cytat:
I dziękuję raz jeszcze za dedykację, zawsze mi się serce rozmięka

Uwielbiam dedykować
I sprawiać tym innym przyjemność

Cytat:
Weny Ci też życzę, chociaż widzę, że z Ciebie chyba się wylewa, tyle pięknych rzeczy tworzysz

Ja nic innego nie robię, tylko siedzę i tworzę
I znów dostałam 3 ze sprawdzianu i maizę dziś pisałam i to jakiś koszmar był


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
soft
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tu te truskawki?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:28, 04 Lis 2009    Temat postu:

Miałam skomentować na angielskim, ale pan podglądał mi komputer ;P Pff.. Nawet prywatności nie można mieć w tej szkole

Rzeczywiście, słodka, hilsonowa końcówka poprostu aż się prosi. Kobieto, powiedz mi, jak można umieć pisać tak genialne, tak prawdziwe i tak wzruszające minaturki?! Mało co, a bym się poryczała na tym angolu, noo.. I mieli by zasmarkaną i załzawioną soft do pocieszania ;P
Naprawdę śliczne!

Wenuuu życzę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dziaga
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 07 Gru 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:33, 23 Lis 2009    Temat postu: Re: Już nigdy więcej nie będę wybierał [M]

Atris napisał:
- Sarah. Ja...ja już nie wrócę. – w słuchawce zapadła cisza, ale jakiś głos w jego piersi świętował zwycięstwo. – Nie będę już nigdy więcej wybierał.



Mój ulubiony moment z całej miniaturki. Bardzo mi się podobała i czekam na więcej twoich tekstów )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin