Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Letting Go [T,Z]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Anai
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:21, 28 Lut 2011    Temat postu: Letting Go [T,Z]

Kategoria: love

Zweryfikowane przez -Anai-

Tłumaczę od bardzoo niedawna, więc uwagi (takze krytyczne) mile widziane Z góry przepraszam, że takie smutne i obiecuję poprawę w przyszłości!


Autor:rslhilson
Tytuł:[link widoczny dla zalogowanych]

Letting Go

- Gdzie idziesz?
Cuddy wkroczyła do jego biura z surową miną, wyrażającą dezaprobatę, która ledwo maskowała jej zmartwienie i House w milczeniu zauważył strój w odcieniach czerni, mimo wszystko twarzowy, kiedy wciągnął na siebie płaszcz. Wydawało się, że minęły wieki, odkąd wybrała coś innego ze swojej szafy… ale tak nie było. Nie do końca.

- Idę zobaczyć się z Wilsonem.

Jego wściekłe spojrzenie rzucało jej wyzwanie, żeby odważyła się zaprotestować, więc zamiast tego skrzyżowała ręce i patrzyła w milczeniu, jak House owija szalikiem szyję, zabierając laskę z jej zwykłego położenia naprzeciwko jego biurka. Było prawie tak, jakby nic się nie zmieniło.

- Zespół ma pacjenta, wszystko z nim dobrze. Powiedziałem Foremanowi , żeby zatrzymał się później w twoim gabinecie i przekazał ci szczegóły – napotkał jej spojrzenie, kiedy szedł w stronę drzwi.
Popatrzyła się na niego przez chwilę, ciemne oczy związały się z niebieskimi.
- Poprosiłeś Foremana, żeby zdał mi sprawozdanie? To bardzo … troskliwe z twojej strony.
Prawie dodała, że Wilson byłby dumny, ale ugryzła się w język – on nie był jeszcze na to gotowy, zresztą ona też nie.
- Powiedziałem, a nie poprosiłem - burknął House.

Położył dłoń na gałce drzwi, krótko zwracając się do niej.

- Pójdziesz ze mną?

Cuddy podniosła brwi, zaskoczona.

- Zamierzałam pójść w przyszłym tygodniu, ale jeśli chcesz, żebym ci towarzyszyła …

- Nie, nie chcę – powiedział House stanowczo, uchylając drzwi. – To właśnie byłem ja, okazujący troskliwość.

**********

Otwierasz drzwi do jego gabinetu i wchodzisz bezceremonialnie, ponieważ coś musi pozostać takie, jak zwykle, w tej żałosnej podróbce życia. Tylko dlatego, że wszystko się zmienia, nie znaczy, że ty też musisz i z tego powodu zamierzasz powiedzieć życiu, żeby się pieprzyło.

- Co robisz? – pytasz go.

Wilson nawet nie podnosi wzroku. To Wilson, więc wie, dlaczego tutaj jesteś. To część waszego związku – ty robisz takie rzeczy, jak włażenie do jego gabinetu kompletnie bez zapowiedzi i zaproszenia, a on to rozumie, nawet jeśli tego nie przyzna. To część tej całej normalności – względnie mówiąc.

- Właśnie kończę podsumowywanie karty pacjenta dla Rolanda – wyznaje w końcu.

- Roland to idiota, ale nie kretyn. Nie potrzebuje twoich podsumowań.

- Tylko ty potrafisz zobaczyć różnicę między idiotą a kretynem – Wilson w końcu napotyka twoje spojrzenie, ale nie potrafi udawać irytacji i uśmiecha się, nie mogąc temu zaradzić. - Poza tym, poczuję się lepiej, gdy będzie je miał. To ostatni pacjent.

Czekasz, kiedy napisze ostatnie komentarze, uważnie obserwując jego wygląd. Wygląda na zmęczonego, ale nie aż tak źle, i to powinno cię, póki co, zadowolić. Nie zadowala jednak, ale w końcu jaki masz wybór?
W końcu zamyka teczkę z aktami i wstaje.

- Chodź. Zawiozę cię do domu – kiwasz głową w jego kierunku.

- Jestem całkowicie zdolny do prowadzenia – protestuje, stając obok ciebie w przejściu. – Nie masz przypadkiem pacjenta ?

- Mam też kaczuszki z medycznym wykształceniem i brakiem życia prywatnego.

Zauważasz, jak omiata gabinet długim spojrzeniem, więc kładziesz mu dłoń na ramieniu i zapisujesz sobie w pamięci, żeby wypatrywać innych oznak smutku. Bierze już wystarczająco dużo leków, ostatnie, czego mu trzeba to dodanie Zoloftu do jego codziennej diety.

- Wrócimy w weekend i wszystko spakujemy – mówisz cicho, mając nadzieję – wiedząc, że on rozumie, że to jedyny sposób, w jaki potrafisz go pocieszyć.

Yeah – obraca się w twoją stronę i delikatnie całuje cię w policzek, a ty zastanawiasz się, ile jeszcze takich delikatnych pocałunków mu zostało. – Byłoby miło.


*******

Turkot motocykla wypędził uporczywy huragan myśli, męczący jego umysł i House rozkoszował się tym, że może po prostu siedzieć i cieszyć się jazdą. Tylko wtedy jego mózg był stłumiony i pusty, w przeciwieństwie do otchłani w jego klatce piersiowej. Jedyną rzeczą, którą niejasno zauważał był brak nerwowych, lecz ufających ramion owiniętych wokół jego pasa.
Okrążył ruch uliczny i w końcu skierował się na bardziej puste drogi lokalnie, otoczony tylko asfaltem i drzewami. Gdy już odszukał swój cel podróży, prawie niechętnie zaparkował i pozwolił skrzeczącemu silnikowi zgasnąć.
Zmusił się, żeby zsiąść, zdjął kask i wziął głęboki oddech obserwując znajome ziemie ponad żelaznymi wrotami.
Poczuł się, jakby wrócił do domu.

*******

Jego wzrok jest utkwiony w twoich plecach, kiedy przygotowujesz kubek rumiankowej herbaty za ladą i żaden z was nie chce przyznać, że on jest zbyt zmęczony, żeby mógł to zrobić sam.
- House, musimy o tym porozmawiać – mówi, i nie możesz zignorować nalegającego, błagalnego tonu jego głosu.
Oczywiście, nie odwracasz się, ponieważ mimo tych wszystkich rozmów o mówieniu prawdy, ostatnią rzeczą, jaką kiedykolwiek chciałeś zrobić było stawienie temu czoła.

- Ona powiedziała to samo. Dosłownie. Ty i Cuddy musicie skończyć z grupowym męczeniem kaleki.

Nieoczekiwany napad kaszlu przypomina ci zbyt dobrze, że może jednak Wilson i Cuddy mają rację i twój żołądek ściska się na ten dźwięk. W połowie biegniesz , w połowie kuśtykasz do niego i wpychasz mu kubek do rąk, patrząc uważnie jak pije i łapie oddech.

- Dosyć gadania – mruczysz, siadając obok niego na kanapie, używając wolnej ręki by delikatnie gładzić go po plecach.

Wilson odkłada kubek na stolik, potrząsając głową.

- Dosyć wymówek – sprzeciwia się ochrypłym głosem.

- Poważnie, czy ty i Cuddy zamierzacie kiedyś dać mi spokój?

Waga twoich słów zawisa ciężko w powietrzu i zwalczasz ochotę, żeby się kopnąć. Twój wzrok wędruje po pokoju, skupia się na dywanie, na pianinie, na pieprzonej ścianie, na wszystkim oprócz tych brązowych oczu, brązowych włosów i tego wybaczającego uśmiechu, na który nigdy nie zasłużyłeś.

Czujesz, jak jego ręce delikatnie zaciskają się na twoich i splatając wasze palce zastanawiasz się, czy to możliwe , żeby twoje serce zostało złamane jeszcze bardziej, niż było.

- Cuddy może nie – szepcze Wilson. – Ale ja chyba nie mam wyboru.


*******

Strategia Cuddy nie obejmowała omawiania stanu emocjonalnego House’a z członkami jego zespołu, ale osoby, do której zawsze się zwracała już tu nie było i brak innych przyjaciół diagnosty nie zostawił jej wyboru. Jeśli nie wykonywałby swojej pracy, może miałaby lepszą wymówkę, ale, co zabawne jej jakość zdawała się wcale nie ucierpieć.
Podziękowała Foremanowi, kiedy skończył zdawać jej medyczne sprawozdanie.

- Zdaje się, że macie wszystko pod kontrolą – powiedziała.

- Stan pacjenta jest stabilny, leki działają. Wszystko idzie świetnie – przytaknął Foreman.

- I … powiedziałbyś, że House wykonuje swoją pracę najlepiej, jak może?

- Jest taki sam, jak zawsze – wzruszył ramionami, ale zdawał się rozumieć, o co pyta. – Stawia dobre diagnozy, ratuje życia … i pewnie strasznie cię wkurza.

- House zawsze będzie House ‘em – prychnęła Cuddy, ale wyraz jej twarzy złagodniał. – Więc myślisz, że jest … opanowany, że tak powiem? Nie uważasz, że powinien wziąć trochę wolnego?

- Zrezygnował z urlopu, żeby wrócić do pracy – przypomniał jej Foreman. – To go rozprasza. Zawsze tak było.
Cuddy westchnęła.

- Wiesz, że wyszedł w południe, żeby, jak to ujął, ‘odwiedzić Wilsona’? Trzeci raz w tym tygodniu.

- A czy on kiedykolwiek zostawał tutaj, jeśli znalazł lepsze rzeczy do roboty? – zauważył Foreman. – Jeśli chodzenie tam mu pomaga, jestem za. Cokolwiek, co sprawia, że funkcjonuje.
Zmusił ją do spojrzenia mu w oczy i uśmiechnął się.

- Będzie dobrze, Cuddy. Daj mu tylko trochę czasu.

- Dzięki, Foreman – skinęła głową i lekko uśmiechnęła się w odpowiedzi.

Jednak kiedy zobaczyła, że opuścił jej gabinet, złapała swój płaszcz i skierowała się w stronę drzwi. Kluczyki do samochodu dzwoniły w jej kieszeni. Z House’em nie było w porządku i , jeśli chciała mu pomóc, musiała wziąć sprawę we własne ręce – przez wzgląd na Wilsona.

*******

- Gorączka ci się podwyższyła – mamroczesz, przymykając oczy , by spojrzeć na maszyny utrzymujące go przy życiu. Te cholerne numerki rujnują twój dzień, mimo że Linda wreszcie jest z Bradem, i ta suka Nancy nie uczestniczy już w tym niedorzecznym miłosnym trójkącie. Jedną dobrą rzeczą, wynikającą z tego, że Wilson tutaj jest, to to, że nie musisz już jeść lunchu z facetem w śpiączce, żeby oglądać swój serial.
Wilson ignoruje twój ostatni komentarz.

- Jak twoja noga? – pyta zamiast tego, a ty rzucasz mu wściekłe spojrzenie.

- Co? Jak z moją… jesteś niewiarygodny, Wilson. Tylko ty możesz pytać o kogoś innego, kiedy to właśnie ty leżysz w szpitalnym łóżku.

- Bądź miły – strofuje cię łagodnie, a ty odkrywasz, że chciałbyś, by miał siłę na swoją zwykłą, irytującą połajankę. - Od rana masujesz ją jak szalony, to wszystko.

- Yeah. Ta sprawa z zawałem kilka lat temu, nie wiem, czy słyszałeś.

Prawdopodobnie właśnie zamierza odpowiedzieć jakąś słabą ripostą, ale opanowuje go niekontrolowany napad kaszlu. Walczy, żeby usiąść i oddychać. Zeskakujesz ze swojego miejsca, by unieść łóżko i przycisnąć do jego twarzy maskę tlenową, modląc się do dziesięciu różnych bogów w dziesięciu różnych językach, ponieważ nagle, modlenie się do fałszywych bóstw wydaje się lepsze, niż nie modlenie się w ogóle. Widzisz panikę w jego oczach i używasz wolnej ręki, by stanowczo ścisnąć jego ramię, mając nadzieję, że dotyk pomoże.

- Spokojnie, Wilson. Nic ci nie jest.

Zajmuje to kilka prób, ale w końcu jest w stanie nabrać powietrza do płuc, a ty pozwalasz się wydostać oddechowi, który wstrzymywałeś razem z nim.

- Przepraszam – szepcze ochryple, kiedy odkładasz maskę na miejsce, na co tylko wzruszasz ramionami i siadasz ponownie.

- Dość gadania – odpowiadasz, uśmiechając się jednak w środku na widok uśmieszku Wilsona.

- Zawsze tak mówisz – mówi.

Ale potem zauważasz, że ma dreszcze i zakopuje się głębiej pod kocami, więc znowu marszczysz brwi spoglądając na monitor.

- Cholera.

- Nic mi nie jest – mamrocze, zamykając oczy. Nie namyślając się, sięgasz po jego dłoń, by ją uścisnąć.

- Powinieneś trochę się przespać – mówisz mu, a on ponownie otwiera oczy, by móc spojrzeć w twoje.

- Ty też wyglądasz na zmęczonego.

Udajesz urażonego, bo to lepsze niż przyznanie , że w całym swoim życiu nie byłeś bardziej wykończony – a przecież to nie ty jesteś chory.

- Nie jestem. Poza tym, te krzesła są do dupy.

- Komu potrzebne krzesło, kiedy masz łóżko ? – usta Wilsona rozciągają się w przebiegłym uśmieszku i szczerzysz się, nie mogąc nic na to poradzić.

- Cuddy mnie zabije – ostrzegasz go.

- Od kiedy obchodzą cię zasady ? – Wilson wzrusza ramionami.
Kładziesz się więc obok niego, obejmując ręką jego ramiona, kiedy się do ciebie przytula. Jest tak blisko, że czujesz bicie jego serca i wznoszenie i opadanie jego klatki piersiowej. Pomaga ci to rozprawić się z dziurą w żołądku, którą starałeś się ignorować. Całujesz jego rozpalone czoło i zamykasz oczy naprzeciwko promieniującego ciepła, mówiąc sobie, że odrobina snu sprawi, że wszystko będzie dobrze.
To nie tak, że się tłumaczysz, ale twój rozsądek uleciał przez okno, kiedy ujrzałeś prześwietlenia.
Wszystko, co ci zostało, to Wilson.


*******

- Taub zaproponował mi wyjście na kręgle –mówił , jak zwykle siedząc na skrawku trawy, bawiąc się laską leżącą na kolanach. – Wolałbym już raczej myć tyłek faceta w śpiączce przez miesiąc.

Jego palce w roztargnieniu zaczęły śledzić litery wygrawerowane w kamieniu, w sposób jaki przypominał mu o literach na drzwiach, zanim Cuddy kazała dozorcy je wymienić. James E. Wilson. Ukochany syn, brat i przyjaciel.

- Jednego dnia jadłem lunch z facetem w stanie wegetatywnym – kontynuował House. – Czuje się całkiem nieźle. Zaoferowałem mu połowę mojej kanapki, ale…

- House?

Odwrócił się gwałtownie.

- Co ty, do diabła tutaj robisz?

- Ja… przyszłam zobaczyć, czy dobrze się czujesz.

- Nic mi nie jest – powiedział ze złością. – Na litość boską, Cuddy…

- House, siedzisz tutaj, gadając do płyty nagrobnej. Coś ci jest.

- Rozmawiam z Wilsonem – wymamrotał, zdając sobie sprawę, jak niedorzecznie to zabrzmiało, bo, jak, do diabła mógł rozmawiać z Wilsonem?

Minęła chwila ciszy, zanim Cuddy uklękła obok niego.

- O czym mu opowiadasz? – zapytała delikatnie.

House wzruszył ramionami.

- On rozmawiał z Amber. Pomyślałem, że ja mogę się przy tym opalić.

Czuł jej oczekiwanie, czuł jej cierpliwość i zrozumienie , które łączyły się w łamiącą serce, olbrzymią siłę Cuddy i nienawidził tego, jak bardzo to sprawia, że ma ochotę się otworzyć.

- Nie musisz tutaj być – wymamrotał nieprzekonywująco, wiedząc , że nie przekona jej to do odejścia.
Zwróciła twarz w jego stronę, odwracając wzrok od nazwiska na nagrobku.

- Obiecałam Wilsonowi, że będę.

- Obiecałaś mu, że znajdziesz mnie gadającego do siebie na cmentarzu?

- Obiecałam, że będę przy tobie – odparła.

- Powiedziałem mu, że sobie poradzę – wyszeptał.

- Wiem – Cuddy dotknęła niepewnie jego ramienia , a kiedy nie zaprotestował, delikatnie je uścisnęła. – Ale Wilson wiedział, że jesteś lepszy niż to… zawsze.

*******

- House…
Przełykasz ciężko, twój mocny uchwyt na jego dłoni nigdy nie słabnie. Instynkt medyczny mówi ci, żeby zmusić go do nałożenia maski tlenowej z powrotem , ale jego oczy patrzą błagalnie i równie dobrze możesz pozwolić mu powiedzieć to, co chce.

- Ja… nie chcę…. żebyś był sam.

Jego głos ledwie przekracza szept. Robi pauzy, żeby zaczerpnąć powietrze, które stracił i wszystko czego chcesz, to móc oddychać za niego. Jesteś pieprzonym Gregorym Housem. Ratujesz życia cały pieprzony czas. Czy to tak wiele, prosić, żeby po prostu oddychać za niego?

Ale to takie typowe z twojej strony – zabierać tych, którzy znaczą najwięcej. A może to pomysł Wszechświata na żart, zacząć z Amber i zatoczyć koło, kończąc z Wilsonem?

Wszechświat : 2. House : 0 .

- Nie będę sam - próbujesz go zapewnić.

- Zamkniesz się… w sobie. Znam cię, House.

Nie potrafisz odpowiedzieć, bo on ma rację, a ty jesteś już zmęczony uciekaniem od prawdy. Prawdą jest, że Wilson umiera i prawdą jest, że nie możesz sobie z tym poradzić.

- Nie wracaj … do tabletek. Dobrze? To … ważne. I upewnij się, że… wrócisz do pracy. Oni cię… potrzebują.

Musiałeś zwlekać zbyt długo z odpowiedzią, ponieważ zmęczona dłoń, którą trzymałeś, znalazła siłę, by uścisnąć twoją.

- House. Obiecaj mi… proszę.

Zmuszasz się, żeby skinąć głową.

- Żadnych tabletek – obiecujesz. - Będę czysty. I upewnię się, że mam tyłek Cuddy pod ręką.

Najdelikatniejsze przypomnienie uśmiechu przemknęło przez jego twarz. Pochyliłeś się, żeby pocałować go w policzek.

- Nie będę sam – powtarzasz miękko.
Kiwa głową.

- Wiem – szepcze, zakładając maskę tlenową i zamykając oczy. – Wiem.


*******
Razem powoli opuścili cmentarz. House ponownie odwrócił się w stronę Cuddy, kiedy dotarli do swoich pojazdów.

- Dziękuję – powiedział cicho.

Nie był to zwrot, jakiego często używał, ale kiedy już to robił, było to zazwyczaj szczere.

- Nie byłam pewna, czy będę mogła ci pomóc – przyznała Cuddy.

- Pomogłaś – wziął głęboki oddech, odtwarzając ponownie ich rozmowę w myślach, wciąż niepewny, jak znalazł słowa, które wylały się z niego, kiedy siedział z Cuddy przed grobem Wilsona. – On… byłby szczęśliwy, że rozmawialiśmy.

Obdarzyła go lekkim uśmiechem.

- Tak. Byłby. I, House – wiesz, że możesz ze mną porozmawiać kiedykolwiek. Zawsze.

Popatrzył, jak odjeżdża i wciągnął się na motocykl. Automatycznie sięgnął po kask wiszący na kierownicy, ale po namyśle wyciągnął z kieszeni komórkę.

- Taub? Tu House.

Będzie miał przekichane, jeśli Cuddy była jedyną osobą, która dotrzymywała obietnicy danej Wilsonowi.

- Wciąż…. um, wybierasz się na te kręgle?


*** THE END ***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anai dnia Śro 10:34, 29 Cze 2011, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Wto 19:50, 01 Mar 2011    Temat postu:

Witaj wśród Hilsonek!

Tekst owszem smutny, ale właśnie teraz idealny. Takie teksty teraz właśnie do mnie przemawiają. Dziękuje, że dzięki Twojemu tłumaczeniu mogłam się wzruszyć. Na samiutkim początku nie mogłam załapać, że tam ejst retrospekcja, ale po chwili jednak zrozumiałam. Hm... Ciekawy tekst wybrałaś na swój debiut, naprawdę. Podziwiam w ogóle tłumaczy, wiec tym bardziej masz mój szacunek!

Ja może nie jestem mistrzem, ale są błędy. Przede wszystkim w zapisie oraz interpunkcji. Możesz albo sama zapoznać się z dokładnym opisem jak ma to wyglądać tutaj bądź skorzystać z bety, którą możesz znaleźć w banku bet.

Mam nadzieję, że kolejny fic pojawi się wkrótce
Weny i czasu


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anai
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:53, 01 Mar 2011    Temat postu:

Dziękuję za cieplutkie powitanie

Cieszę się, że się podoba. Sama czytając go się wzruszyłam i mam nadzieję, że udało mi się dobrze oddać te uczucia Również mam teraz 'fazę' na smutne teksty, może przez paskudną zimową aurę.

Zdaję sobie sprawę, że są błędy i oczywiście postaram się nad tym popracować.Rady i wskazówki zawsze się przydadzą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 7:25, 18 Mar 2011    Temat postu:

Ileż ja razy chciałam już wcześniej zabrać się za tego fika, ale jego treść uparcie mnie odpychała Ale najważniejsze, że w końcu się przemogłam

Co do tłumaczenia - jest nieźle. O interpunkcji wspomniała już Agusss, a ja dodam tylko od siebie jedną kardynalną zasadę: Znaki interpunkcyjne (z wyjątkiem nawiasów i myślników) stawia się zawsze bezpośrednio po słowie, bez żadnych spacji; spacja dopiero po znaku interpunkcyjnym W samym przekładzie są drobne niedociągnięcia, ale tutaj praktyka czyni mistrza. Sama na początku się potykałam na niektórych wyrażeniach (i do tej pory mi się zdarza), bo zbyt dosłownie trzymałam się angielskiego, o czym dowiadywałam się dopiero wtedy, kiedy wpadłam na dane wyrażenie w jakimś słowniku.

To kilka przykładów:
Cytat:
zabierając laskę z jej zwykłego położenia naprzeciwko jego biurka
oryginalne "usual resting position against his desk" oznacza "miejsce, gdzie laska zazwyczaj opierała się o biurko" (niemniej to zdanie jest tak dziwacznie sformułowane, że się cieszę, że nie muszę go zgrabnie tłumaczyć na polski )
"against" w ogóle rzadko tłumaczy się jako "naprzeciwko", częściej chodzi o 'opieranie się o coś' albo 'stykanie się czegoś z czymś' (na przykład w stwierdzeniu "Wilson feels House's chest against his back" - Wilson czuł klatkę piersiową House'a przyciśniętą do swoich pleców.)

Cytat:
Wygląda na zmęczonego, ale nie aż tak źle, i to powinno zadowolić cię na teraz.
"for now" w tym miejscu można by przetłumaczyć jako "póki co", "w tym momencie" czy coś w ten deseń

Cytat:
Duża, przeszkadzająca rzecz kilka lat temu
"infarction thing" można ująć po polsku "afera/sprawa z zawałem"
"thing" generalnie nie tłumaczy się w takich wyrażeniach jako "rzecz"; najczęściej pasuje "sprawa" (np. "that Wilson's cat-thing" - ta sprawa z kotem Wilsona), a czasami trzeba jakoś improwizować

Cytat:
Innego dnia jadłem lunch z facetem w stanie wegetatywnym
"the other day" to "pewnego dnia", "jednego dnia"

Cytat:
I upewnię się, że mam tyłek Cuddy na linii.
musiałabym pogrzebać, jak dokładnie tłumaczy się "in line", ale na wyczucie przetłumaczyłabym to jako "pod ręką"


Co do fika - wzruszający i słodki. I bardzo House'owy - np. ten kawałek o "opalaniu się przy okazji". Lubię tę autorkę, bo ma ciekawe pomysły, tylko szkoda, że gustuje w angstach


To życzę weny do tłumaczenia czegoś weselszego


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pią 7:31, 18 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anai
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:29, 18 Mar 2011    Temat postu:

Aaa, Richie, nawet nie wiesz jak się cieszę, że przeczytałaś i skomentowałaś. Jesteś moim guru, jeśli chodzi o tłumaczenie.

Richie117 napisał:
Znaki interpunkcyjne (z wyjątkiem nawiasów i myślników) stawia się zawsze bezpośrednio po słowie, bez żadnych spacji; spacja dopiero po znaku interpunkcyjnym


Nie wiem czemu sobie tak ubzdurałam z tą spacją, dzięki.

Richie117 napisał:
musiałabym pogrzebać, jak dokładnie tłumaczy się "in line", ale na wyczucie przetłumaczyłabym to jako "pod ręką"


Hmm, napisałam tak bo zrozumiałam, że chodziło o to, że Cuddy będzie często do niego wydzwaniać, czyli będzie "na linii". Ale po namyśle uznałam, że masz rację.


Tak wiem, ta " duża, przeszkadzająca rzecz" to porażka.

Dodam tylko, że właściwie to był jeden z pierwszych fików jaki tłumaczyłam, i sama gdy teraz na niego patrzę widzę sporo błędów. Nieskromnie powiem, że jestem już lepsza.

Dziękuję


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anai dnia Pią 17:54, 18 Mar 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 6:02, 19 Mar 2011    Temat postu:

yeah, nie wiem, jak się cieszysz, ale się domyślam I nie będę ukrywać, że to brzemię bycia tutejszym guru (bosh, cóżem uczyniła, że zostałam okrzyknięta guru? ) zdecydowało, że tu zajrzałam (mimo wszystko unikam deathfików jak ognia).

Anai napisał:
Nie wiem czemu sobie tak ubzdurałam z tą spacją, dzięki.
nie ma za co
a w liceum miałam kolegę, który notorycznie stawiał przecinki na początku linijki, zamiast na końcu poprzedniej - TO dopiero było dziwne

Anai napisał:
Hmm, napisałam tak bo zrozumiałam, że chodziło o to, że Cuddy będzie często do niego wydzwaniać, czyli będzie "na linii".
to by chyba było "on line", popieprzone angielskie przysłówki Ale wiem, jak to bywa z podobnymi nie-zrozumieniami, gdy coś wydaje się w oczywisty sposób coś oznaczać i mieć sens, a potem konfrontacja ze słownikiem obala całą genialną teorię

Anai napisał:
Tak wiem, ta " duża, przeszkadzająca rzecz" to porażka.
eee tam, zwykła wpadka początkującej tłumaczki Porażkę mamy wtedy, gdy profesjonalni tłumacze popełniają błędy w książkach lub filmach (ostatnio spotkałam się z błędnym przetłumaczeniem daty 9-11 jako 9. listopada, chociaż z samego kontekstu wynikało, że chodzi o 11. września )

Anai napisał:
Dodam tylko, że właściwie to był jeden z pierwszych fików jaki tłumaczyłam, i sama gdy teraz na niego patrzę widzę sporo błędów. Nieskromnie powiem, że jestem już lepsza.

ja wolę nawet nie myśleć o moich pierwszych tłumaczeniach, a tym bardziej do nich wracać - chyba przez miesiąc musiałabym wprowadzać poprawki

Zawsze do usług


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anai
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 8:31, 19 Mar 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
(bosh, cóżem uczyniła, że zostałam okrzyknięta guru?)


Domyślam się, że chodzi o te kilkadziesiąt cudownych Hilsonowych ficzków, które równie cudownie przetłumaczyłaś.

Richie117 napisał:
a w liceum miałam kolegę, który notorycznie stawiał przecinki na początku linijki


Może nie jest ze mną tak źle.

Richie117 napisał:
eee tam, zwykła wpadka początkującej tłumaczki



Tylko, że teraz nie wiem, jak mogłam to napisać, przecież to nawet po polskiemu nie brzmi.

Richie117 napisał:
konfrontacja ze słownikiem obala całą genialną teorię


To jest dopiero ból, gdy się ułoży genialną teorię dotyczącą całego zdania,a tu jedno słówko zupełnie zmienia całe znaczenie.

Cieszę się, że się przemogłaś, chociaż nie lubisz deathfików. Chętnie bym przetłumaczyła coś weselszego, ale, nie ukrywam, era mnie jeszcze przeraża. A w deathfiku nie ma takich niespodzianek


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anai dnia Sob 21:58, 19 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 7:35, 20 Mar 2011    Temat postu:

Anai napisał:
Domyślam się, że chodzi o te kilkadziesiąt cudownych Hilsonowych ficzków, które równie cudownie przetłumaczyłaś.
damn, wiedziałam, że to się kiedyś na mnie zemści

Anai napisał:
Tylko, że teraz nie wiem, jak mogłam to napisać, przecież to nawet po polskiemu nie brzmi.
myślę, że gdyby chodziło o ego Cuddy, to takie sformułowanie mogłoby przejść

Anai napisał:
Chętnie bym przetłumaczyła coś weselszego, ale, nie ukrywam, era mnie jeszcze przeraża. A w deathfiku nie ma takich niespodzianek
oj, nie musi to być od razu coś "weselszego", wystarczy zwykły fluff dla grzecznych dzieci I jakieś deathfiki z erą też pewnie są... Pamiętam taki jeden (tylko nie wiem, gdzie go posiałam), w którym House umarł, ale potem śnił się Wilsonowi w erowych snach

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anai
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 7:44, 20 Mar 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
myślę, że gdyby chodziło o ego Cuddy, to takie sformułowanie mogłoby przejść


Zapamiętam to na przyszłość, gdybym kiedyś chciała coś sama napisać.


Richie117 napisał:
wystarczy zwykły fluff dla grzecznych dzieci


Są na sali grzeczne dzieci?
Haaaalo?
No właśnie.

Richie117 napisał:
w którym House umarł, ale potem śnił się Wilsonowi w erowych snach


Co za czasy, wszędzie teraz wciskają ten seks.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 8:04, 20 Mar 2011    Temat postu:

Anai napisał:
Są na sali grzeczne dzieci?
Haaaalo?
No właśnie.
grzeczne dzieci o tej porze jeszcze śpią, albo jedzą rodzinne niedzielne śniadanie, zamiast siedzieć przy kompie

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Nie 8:04, 20 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anai
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:31, 20 Mar 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
grzeczne dzieci o tej porze jeszcze śpią, albo jedzą rodzinne niedzielne śniadanie, zamiast siedzieć przy kompie


Albo w kościele?

Ostatnia rzecz, z jaką kojarzy mi się Hilson to coś grzecznego No chyba, że krawat Wilsona się liczy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 1:53, 21 Mar 2011    Temat postu:

krawaty Wilsona są bardzo niegrzeczne Szczególnie te kilka sztuk, które nie nadają się już do zakładania w miejscach publicznych

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anai
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:58, 21 Mar 2011    Temat postu:

Czy one wyglądają [link widoczny dla zalogowanych] albo [link widoczny dla zalogowanych]?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:51, 22 Mar 2011    Temat postu:

OMG!
well, tak mogłyby wyglądać krawaty, których House nie uznałby za brzydkie... może nawet sam byłby skłonny taki założyć A ja miałam na myśli te biedne pogniecione i poplamione krawaty, które House trzyma razem z innymi zabawkami w dolnej szufladzie szafki nocnej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anai
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 8:05, 22 Mar 2011    Temat postu:

Ale tak bez prania, zawsze te same... ? Bleh Myślę, ze House'owi spodobały się jeszcze bardziej, gdyby były obrazki w wersji M/M ale nie mogłam takich znaleźć.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 4:28, 23 Mar 2011    Temat postu:

Spoko, no pewnie, że PO praniu. Tylko niektórych plam nie da się tak po prostu wywabić. Zwłaszcza z jedwabiu
Nie wiem, jak z House'em, ale MNIE na pewno by się bardziej wersja m/m podobała A House gdyby zechciał, to znalazłby sposób, żeby przygotować taki krawat (a może nawet coś więcej) nie tylko w wersji m/m, ale nawet z nadrukami fotek Hilsonowej ery


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anai
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:03, 23 Mar 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
Tylko niektórych plam nie da się tak po prostu wywabić. Zwłaszcza z jedwabiu


Nie znam się aż tak na hm... praniu.

Richie117 napisał:
znalazłby sposób, żeby przygotować taki krawat (a może nawet coś więcej)


Garnitur dla Jimmy'ego i T-shirt dla siebie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin