Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Love hurts... [Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:58, 27 Gru 2009    Temat postu:

Boże, Soft, jak ty ich lubisz męczyć...
I jeszcze tak go pod auto wrzucać? Jak ty w ogóle możesz nam to robić? I im to robić? Ty niedobra ty
Ty to robisz specjalnie! Mam przez ciebie zaraz death!ficka skrobnąć?
Ehh, tylko nie każ nam na siebie długo czekać, Soft, pisz
Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dzolana
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 20 Gru 2009
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Hilsonland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:27, 28 Gru 2009    Temat postu:

Zauroczyłam się
Chyba bardziej odpowiada mi miłość House'a i Wilsona, aniżeli House'a i Cuddy czy Cameron;D
Czekam na następną część


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
soft
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tu te truskawki?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 7:15, 05 Sty 2010    Temat postu:

Boże, Atris, jak ja lubię ich męczyć P
I ja Ci tu zaraz deathficka dam! *Wyciąga miecz świetlny i zakłada maskę w stylu Lorda Vadera* Tak, możesz uznać, że Ci grożę!
Dzięki:*


Cytat:
Mam nadzieję, że szybko napiszesz 5

Bullet można uznać, że jak na mnie, dziś nastało dość szybko? ^^'
Dzięki


Dzolana a komu bardziej nie odpowiada? ;D

###

A tak po za tym... To cześć ;3
So.. Yeah, this is the end. *Wyciąga chusteczkę i ociera łzy, a następnie głośno wydmuchuję nos*
Przyznam, że to jest jedyne moje opowiadanie, które tak lubię i mi się podoba. Smutno. Smutno.
Ale teraz mogę się wziąć za "niespodziewaną", która tez już zbliża się ku końcowi. A potem, no cóż... Kto wie? ;D

Co do treści. Spieprzyłam. Wiem. Miało być hot, saam seeexx, a wyszło wolno i papierowo. Odpuściłam już im anala, bo wiedziałam, że to wyszłoby jeszcze gorzej. Z góry przepraszam.
I fluff też jakiś nie fluffowy.

I po raz kolejny podziękuję Lady za betę, choć tymi podziękowaniami męczę ją i męczę. Dziękuję.
I w ogóle wszystkim jestem wdzięczna za komentarze. Jesteście naprawdę boskie *

So.. Read, cry'n'joy ;D


Rozdział 5

Obudziło ją pukanie. Nie pukanie, nachalne walenie. Przeklęła w duchu nocnego gościa, zrywając się z łóżka i modląc się by Rachel się nie obudziła. Zapalając po drodze światło, podeszła do drzwi i wyjrzała przez wizjer. Napotkała zbyt dobrze znaną mu sylwetkę diagnosty. Czego on mógł chcieć? Przecież dopiero co on i Kaczuszki skończyli diagnozować przypadek... Westchnęła. Naprawdę nie chciała otwierać, ale wiedziała, że nie da jej spokoju, a jeśli nadal będzie udawać, że go nie słyszy, w końcu znajdzie sposób by dostać się do środka. Zrezygnowana przekręciła klucz. Zamek otworzył się z cichym szczęknięciem. Otworzyła drzwi z dość niemiłymi słowami cisnącymi się jej na usta. Spławić, sprawdzić czy mała śpi i samej wrócić do łóżka. Tylko tyle.

- Powiesz mi w końcu o co chodzi Wilsonowi!? - zaczął House stanowczym i ostrym tonem. W błękitnych oczach pojawiły się iskierki zdenerwowania. - Mam dość jego zachowania. Mam dość unikania mnie. Mam dość oglądania go w takim stanie! I nie chcę już nigdy więcej oglądać jak próbuje się zabić... - jego głos załamał się przy ostatnim słowie i wypowiedział je szeptem, cichnącym z każdą literą. Cuddy zamarła patrząc na niego w oszołomieniu. Z Wilsonem było źle, wiedziała o tym, robiła wszystko by mu pomóc, jednak to wciąż było zbyt mało.

- Wejdź - odparła prawie niedosłyszalnie, odsuwając się by zrobić mu przejście. Przecisnął się obok, od razu zmierzając w stronę kanapy. Opadł na nią, wodząc po ścianach pustym wzrokiem. Było niewiele sytuacji, w których widziała go tak zagubionego i bezsilnego.

- Co się stało? - zapytała po chwili, siadając naprzeciwko niego. Potarł twarz dłonią.

- Wyszedłem ze szpitala później niż zwykle. Musiałem pomyśleć. Stał na ulicy obok szpitala. Z przeciwka nadjeżdżał samochód. Rzuciłem się do przodu i polecieliśmy na drugą stronę. Płakał. A potem wstał i zaczął na mnie wrzeszczeć. Ja.. Cuddy, ja już sam nie wiem co się dzieje... - wyciągnął z kieszeni pomarańczową fiolkę, wysypał trzy tabletki i połknął je bez popicia. Dłonie mu drżały. Nie tylko Wilson był na skraju całkowitej destrukcji.

- Dobrze. Opowiem ci wszystko co wiem. To nie może tak dalej trwać, bo nie chcę patrzeć jak dwójka moich najlepszych lekarzy i jednocześnie mężczyzn, których uważam za przyjaciół, tak cierpią - podwinęła jedną nogę pod siebie, zastanawiając się jak zacząć. W końcu udało jej się obrać kierunek, który był również dobrym początkiem. Przepraszam James, on musi wiedzieć...

- Co się stało? Wasza przyjaźń, coś, co przetrwało tyle lat, nagle się rozpadło. I proszę, nie mów, że to dlatego, bo go kochasz.

- Wtedy, gdy się pokłóciliśmy... Nie powiedziałem ci wszystkiego.

- Więc wyduś to z siebie w końcu!

- Ja.. My byliśmy naprawdę pijani. Naprawdę, naprawdę pijani... Po tym jak powiedziałem, żeby spieprzał... Boże. Pocałowałem go! A później... Jakoś samo wyszło, ale niewiele z tego pamiętam.

- James... Wy...?

- Tak. Najgorsze jest to, że zaraz potem kazał mi wyjść. Znikać z jego życia. Na zawsze.

- Wiesz, że to nic nie zmieni?

- Wiem.

- On.. wie o tym, co się stało?

- Był bardziej pijany niż ja. Pamięta tylko rozmowę, nic dalej. To chyba nawet lepiej. Chciał abym zniknął. Dlatego znikam.


House patrzył w oszołomieniu na ścianę. Nie zrobił tego. Nie mógł tego zrobić. Musiałby być skończonym idiotą by to zrobić. Nie wyrzucił Jamesa. Powoli przeniósł wzrok na Cuddy, przypatrującą się mu w milczeniu, z troską.

- On cię kocha i potrzebuje, Greg - powiedziała cicho.
Podniósł się z kanapy i wyszedł bez słowa, wiedząc, co zrobić. Czas zakończyć to wszystko.

###

Wpadł do mieszkania, zamykając drzwi z trzaskiem. Stanął na środku pokoju oddychając ciężko, łzy przesłaniały mu cały widok. Nie miał pojęcia jak wrócił, do domu, ale to go zupełnie nie interesowało. Był zły, ba, był wściekły, zrozpaczony i zagubiony. Uczucia kłębiły się w nim jak przestraszone ptaki w klatce, szukając wyjścia. Złapał teczki pacjentów, leżące na stole i rzucił nimi z całej siły o ścianę. Wszystko, co mu wpadło w ręce rozlatywało się, łamało i tłukło. Powietrze wypełniło się pierzem z podartych poduszek. Wygniecione karty lawirowały między nimi, by po chwili opaść na ziemię, skąd kopniakiem znów zostawały poderwane do góry.

Wilson rzucał się po pokoju niszcząc wszystko, co napotkał na swojej drodze. W czekoladowych oczach płonął ogień, a przystojna twarz wykrzywiona była w wściekłym grymasie. Czuł ból i zmęczenie, lecz złość, która nim zawładnęła była zbyt zwierzęca i dzika. Podszedł do komody i otworzył pierwszą szufladę. Już chciał ją wyciągnąć, gdy jego wzrok padł na podniszczony album, co skutecznie ochłodziło jego emocje. Wyciągnął przedmiot drżącymi dłońmi, a następnie bezwładnie opadł na podłogę, siadając po turecku. Otworzył go, przeglądając zamieszczone tam fotografie. Był to niewielki zbiór zdjęć, na których House zgodził się zagościć. Przejechał palcami po jednej z nich. Była gadka i śliska. Podniósł głowę i rozejrzał się po pokoju. Na jego ustach pojawił się uśmiech. Najpierw lekki, ledwo zauważalny, chwile później szeroki i na pewno nie radosny. Niski chichot wydostał się z jego gardła. Już wiedział jak to jest, być szalonym z miłości. Siedział tak, śmiejąc się jak jak wariat. Po kilku minutach chwilowe rozbawienie minęło, zamieniając się w suchy szloch. Podniósł się chwiejnie, a album zsunął się z jego kolan.

Chwiejnym krokiem ruszył do sypialni, zrzucając z siebie płaszcz i szalik, których nie zdjął przy wejściu, rozwiązując krawat, ściągając buty i rozpinając koszulę. Rzucił się na łóżko, zatapiając twarz w chłodnej poduszce. Był fizycznie i psychicznie wyczerpany. Nie miał już siły więcej płakać. Leżał tak, minuty mijały, a on coraz bardziej zapadał się w nicość i pustkę. Chyba wykończył limit łez na ten dzień. Oczy same mu się zamknęły, lecz błogi, upragniony sen nie nadchodził, dając mu zdecydowanie zbyt dużo czasu na bezcelowe myślenie i wspominanie. Nie wiedział kiedy energiczne, natrętne pukanie przebiło się do jego mózgu. Westchnął. Spieprzaj. Postanowił nie otwierać z nadzieją, że nocny gość zostawi go w spokoju. Niestety, natręt postanowił nie odpuszczać i pukał. I pukał. I pukał. Wilson zaklął, zrywając się z łóżka.

Złapał za klamkę i otworzył drzwi, nie kłopocząc się wyglądaniem przez wizjer. Od razu naparła na niego jakaś postać, popychając do środka i zamykając drzwi laską. Laską. Onkolog podniósł głowę i odepchnął od siebie House'a.

- Czego chcesz? - warknął.

- Tego co ty... - odparł diagnosta zadziwiająco miękko. Wiedział. On wiedział... - tylko tyle przebiegło Wilsonowi przez myśl. - James, Cuddy wszystko mi powiedziała - dodał po chwili.

Znowu w czekoladowych oczach pojawił się gniew.

- Cudownie! Naprawdę wspaniale! I co? Zadowolony jesteś?! Rozwiązałeś swoją zagadkę, już wszystko wiesz! Proszę! Znowu każesz mi znikać? Nie, pewnie najpierw sobie na mnie poużywasz...

- Nie, James, nie zrobię tego - przerwał mu ostro House. – Jedyne, co pozostało mi do zrobienia, to cię pocałować. Z tego, co się dowiedziałem, już po raz drugi.

Onkolog zamrugał. Nie, to się nie działo. To mu się tylko wydaje. On tego nie powiedział. House dwoma krokami pokonał dzielącą ich odległość. Rzucił laskę gdzieś w bałagan gdzieś na podłogę. Ujął brodę przyjaciela i uniósł ją do góry. W jego oczach zobaczył niedowierzenie podszyte strachem i uczuciem tak silnym, że prawie płonął. Przybliżył się powoli do jego twarzy, a następnie przycisnął swoje wargi do warg Jamesa. Pocałunek był gwałtowny i zachłanny. Wilson natychmiast rozchylił usta, wpuszczając do środka ciekawski język diagnosty. Całość była nieokiełznanym odbiciem rosnącej w nich przez tyle dni tęsknoty i pożądania. Ssali i przygryzali się nawzajem z taką siłą, jakby świat miał się zaraz rozsypać niczym domek z kart. Napierali na siebie i ocierali, jak kociaki, jęcząc i mrucząc w złączone w pocałunku wargi.

- Kocham cię... - wychrypiał Wilson, gdy oderwali się od siebie by zaczerpnąć powietrza. Wtulił twarz w pierś przyjaciela, wdychając kojący zapach jego wody kolońskiej. Woń działała na niego jak narkotyk, odurzała i przytępiała jego zdolność jasnego myślenia. Zamknął oczy, czując tylko niewiarygodne ciepło i parę silnych rąk obejmujących go w pasie. Był taki zmęczony. Zmęczony i szczęśliwy. House oparł podbródek na jego głowie. Westchnął cicho i odpłynął.

Diagnosta stał tak, podtrzymując wtulonego w niego Wilsona, który najwyraźniej… No cóż, zasnął. Mężczyzna przewrócił oczami i szturchnął go palcem w bok, a ten tylko mruknął coś przez sen.

- Jimmy, miałem nadzieję, że porobimy coś ciekawszego, no alee... Obudź się, bo nie ma szans bym zaniósł cię do sypialni - mruknął zrzędliwie House. Powieki onkologa uchyliły się lekko ukazując zamglone czekoladowe tęczówki. - No, a teraz idziemy.

Wilson pozwolił zaprowadzić się za rękę do sypialni, tam rozebrać, położyć na łóżku i nakryć kocem. Greg dołączył do niego po chwili, najpierw zażywając swoją wieczorną dawkę Vicodinu. Wdrapał się na miejsce obok przyjaciela i wsunął pod przykrycie. James od razu przylgnął do niego, przyciskając twarz do zagłębienia jego szyi. House pogładził go po włosach, a następnie wtulił w nich twarz.

- Dobranoc Wilson – szepnął jeszcze, zanim sam zatopił się w krainie snów.

###

Drobne pocałunki, składane na jego ustach powoli wyrywały go z ciepłych objęć Morfeusza. Mruknął z aprobatą, gdy z jego warg przeniosły się wzdłuż szyi, niżej i niżej. Gorący język przejechał po nagiej skórze, pozostawiając wilgotny ślad, by następnie owinąć się wokół jego sutka; smukłe palce potarły rosnące między jego nogami wybrzuszenie. Jęknął głośno, otwierając oczy. Jego wzrok padł na House'a, który spoglądał na niego z wilczym uśmiechem, nachylony nad jego klatką piersiową.

- G... Greg... - wymruczał Wilson, oddychając ciężko. Dłoń leżąca na jego ukrytej w bokserkach męskości miarowo poruszała się w górę i w dół, napierając coraz mocniej i powodując kolejną serię westchnień i jęków. Język ruszył dalej, smakując każdy cal jego skóry. Drażnił sutki, okrążał pępek, czasem łaskotał go w boki, by w końcu zatrzymać się u celu swej podróży, a mianowicie przy gumce wilsonowych bokserek. Diagnosta już miał się pozbyć niepotrzebnej i jednocześnie ostatniej części garderoby, lecz został pociągnięty do góry i wciągnięty w namiętny pocałunek. Wilson obrócił ich tak, że teraz to on był tym na górze. Usiadł House'owi na biodrach, wpychając mu swój język do ust.

Pieszczoty stały się brutalniejsze i zachłanniejsze. Przypadkowo składane pocałunki i dotknięcia najwrażliwszych punktów ciała. Urywane oddechy. Więcej ugryzień niż kojących muśnięć warg. Ocierali się, dysząc w spragnione usta by po chwili złączyć je i pozwolić językom na pełen namiętności taniec. Ruchem jednostajnie przyśpieszonym zbliżali się do krawędzi. To było jak bieg z górki. Wiesz, że nie zatrzymasz się, póki nie dotrzesz na sam dół, po drodze nabierając prędkości. Oni też to wiedzieli. Wilson, czując, że obydwaj nie wytrzymają długo, oderwał się od ust kochanka i klęknął między jego rozchylonymi udami, wcześniej ściągając z niego bokserki. Jak zahipnotyzowany pożerał wzrokiem sączący się mocno wilgotny czubek męskości. House'a, zbliżając się do niej powoli, jak tygrys skradający się do ofiary. Oparł dłonie po obu stronach bioder diagnosty.

Greg patrzył na niego sparaliżowany. Serce dudniło mu jak szalone, czuł dzikie pulsowanie krwi w całym swoim ciele. Napiął wszystkie mięśnie, wiedząc co teraz go czeka. Bał się? Nie, to było złe określenie. Coś niezwykłego zawładnęło nim. Jeśli to się stanie, nie będzie już odwrotu. Nie był pijany, a całkowicie trzeźwy, odpowiedzialny jak nigdy za każdy swój czyn. Jego życie się zmieni, on też pewnie się zmieni... Zamknął oczy, rozluźniając się. Usta Wilsona pochłonęły jego członek w całości. Plecy diagnosty wygięły się w łuk, a pięści spazmatycznie zacisnęły na białym materiale prześcieradła. James miarowo poruszał głową w górę i dół, sprawnie używając języka oraz drażniąc lekko zębami delikatną skórę. House dyszał ciężko, zaciskając powieki. Nie minęło wiele czasu zanim osiągnął spełnienie, wykrzykując imię przyjaciela zachrypniętym głosem. Ten przyjął wszystko w usta, spijając białą ciecz. Wspiął się z powrotem na diagnostę, obdarzając go długim, powolnym pocałunkiem.

House oddychał ciężko, czując się cudownie wyczerpany. Jego kochanek ulokował twarz w zgięciu jego szyi, muskając skórę ciepłym powietrzem. Objął go, wtulając nos w gęstą, brązową czuprynę.

- A co z tobą? - zapytał, gdy jego struny głosowe wreszcie zgodziły się współpracować. Wilson poruszył się niespokojnie.

- Um.. No cóż.. Ja.. Wiesz - odpowiedział, nie podnosząc głowy. Diagnosta mógł się założyć, że policzki jego przyjaciela-kochanka pokrywa teraz szkarłatny rumieniec. Uśmiechnął się delikatnie, gładząc jego plecy. Naciągnął na nich koc, po raz który zamykając oczy.

- Też cię kocham, Jimmy... - wyrzucił z siebie jeszcze, gdy znajdował się już na granicy snu.

Koniec.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez soft dnia Wto 14:44, 05 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Muniashek
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a stąd <-
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:06, 05 Sty 2010    Temat postu:

Ojej... *wpatruje się, jak zaczarowana, w ekran monitora przez kilka minut, nie dowierzając, że to już koniec*

Złapałam gdzieś jedno powtórzenie, ale ogólnie całość czyta się tak przyjemnie i tak łatwo, że faktycznie przy słowie koniec nachodzi pytanie "To już? Przecież przed chwilą był początek..."

Gud, happy end. Wyszedł genialnie, really.

Nie umiem kompletnie myśleć, bo wciąż przeżywam tego fika...

To baaardzo dobrze, że ten happy end był dopiero w ostatniej części. Faktycznie nic na siłę, wyszło to bardzo realnie, prawdziwie... Taki doliniec w prawie całości, a na koniec optymistyczny wątek - cudo Coś dla mnie, w sam raz^^

Aczkolwiek sama uwielbiam chłopaków dręczyć i bym ich tutaj osobiście jeszcze pomęczyła do końca, ale to ja

Ty zrobiłaś inaczej i chwała Ci za to

Cudownie, naprawdę.

Pozdrawiam i weny życzę!!! Munio


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:40, 05 Sty 2010    Temat postu:

Jestem, jestem, dorwałam się na pięć minut do kompa
Aż skaczę z radości

Wiesz, tam gdzieś było:
Cytat:
Ruch jednostajnie przyspieszony (?)

Co mi się od razu skojarzył z fizyką
Myślałam, że ze mną coś nie tak, że takie przyjemne rzeczy kojarzą mi się ze znienawidzonym przedmiotem

W każdym razie, era to cud, miód i... orzeszki. Ale laskowe, laskowe lepsze I fajniej się je kradnie z drzew sąsiadów
Szkoda, że koniec, ale z końcem przychodzi nadzieja, że rodzi ci się już coś nowego w tej twojej małej poczochranej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:00, 05 Sty 2010    Temat postu:

Cytat:
Miało być hot, saam seeexx, a wyszło wolno i papierowo

Zdecydowanie nie wyszło wolno i papierowo!

Cytat:
Podniósł głowę i rozejrzał się po pokoju. Na jego ustach pojawił się uśmiech. Najpierw lekki, ledwo zauważalny, chwile później szeroki i na pewno nie radosny. Niski chichot wydostał się z jego gardła.

Nie uwierzysz, ale dreszcze przeszły mi po plecach. Wyobraziłam to sobie i to było takie... w pewien sposób przerażające.
Potem już dreszcze pozostały, ale z innego powodu

Chociaż przez chwilę bałam się, że jednak zrobisz im coś złego. Zdecydowanie za dużo czytam smutnych fików i mam potem traumę *patrzy niewinnie na Królowe Angstu*
Dobrze, że skończyło się dobrze

Cytat:

Diagnosta stał tak, podtrzymując wtulonego w niego Wilsona, który najwyraźniej… No cóż, zasnął.

Piękne! Gdybym była House'm to rozczuliłabym się tak, że byłoby słychać u sąsiadów

Cytat:
Ojej... *wpatruje się, jak zaczarowana, w ekran monitora przez kilka minut, nie dowierzając, że to już koniec*

True, może by tak... epilog? *szczerzy się niewinnie*

Weny!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez 333bulletproof dnia Wto 22:01, 05 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
soft
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tu te truskawki?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:59, 06 Sty 2010    Temat postu:

Munio, kochana, nawet nie wiesz jak mnie to cieszy, że aż tak bardzo Ci, i w ogóle wszystkim, którzy w jakimś komentarzu to zaznaczyli, się podoba ;3 Strasznie mi miło, tym bardziej, że uważam, że jest to jedna z lepszych rzeczy jakie stworzyłam i kocham go całym serduchem.


Atris, o laskowe, racja, lepsze ^^
Cytat:
Myślałam, że ze mną coś nie tak, że takie przyjemne rzeczy kojarzą mi się ze znienawidzonym przedmiotem.

Nie, to ze mną jest coś nie tak, bo to ja używam takich cudnych, hm, porównań? Ale fizyka nie jest zła. Przynajmniej teoria ;3


Cytat:
Zdecydowanie nie wyszło wolno i papierowo!

Bullet ulżyło mi ^^ Pisząc to, a potem czytając po trzysta razy, cały czas chodziło mi po tym pustym łebku tylko to, że spieprzyłam.

Cytat:
Nie uwierzysz, ale dreszcze przeszły mi po plecach. Wyobraziłam to sobie i to było takie... w pewien sposób przerażające.

No cóż, taki był efekt zamierzony ^^ Oh, coraz bardziej utwierdzasz mnie w przekonaniu, że nie jest tak źle jak przypuszczałam. ;3

Cytat:
True, może by tak... epilog? *szczerzy się niewinnie*

A wiesz, że myślałam nad tym? Tylko nie wiem jakby to miało wyglądać. Eh, zobaczy się ;33

Jejku, dziękuję wam bardzo, ale to bardzo za te komentarze, dzięki którym wiem, że ktoś przynajmniej to to przeczytał i moje ślęczenie po nocach i nieodrabianie prac domowych by opowiadanie wyglądało tak, jak chciałam, żeby wyglądało, nie poszło na marne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Muniashek
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a stąd <-
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:33, 06 Sty 2010    Temat postu:

Nie próbuj więcej myśleć o tym, że to spieprzyłaś. Cały fik, od pierwszego do ostatniego słowa, jest świetny. Jak przeczytałam pierwszą część, pamiętam, że mega to przeżywałam... I tak do samego końca.

Widać Twoją pracę, naprawdę, ale fik jest genialny.

No, więc nie próbuj nam tu myśleć, że coś spieprzyłaś, tylko zaprzęgaj Matkę Wenę i pisz dalej

Pozdrawiam, Munio


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin