Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rzecz, której nie pamiętasz. [Z]
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Sob 13:28, 02 Sie 2008    Temat postu: Rzecz, której nie pamiętasz. [Z]

Kategoria: friendship


Zweryfikowane przez Em.


Tytuł : Rzecz, której nie pamiętasz.
Autor : Em.
Shipper : House/Wilson


Od autorki : Nie wiem, skąd wziął się u mnie ten pomysł. To pewnie z długotrwałego braku forum. Całość dedykuję wszystkim tym, którzy to przeczytają.


Część pierwsza.

- Jimmy, możesz mi powiedzieć, co tutaj robimy? - spytał zirytowanym głosem House, rozglądając się po odludziu.
- Już ci mówiłem. Stałeś się strasznie przewrażliwiony. I nie, nawet nie próbuj zaprzeczać - powiedział stanowczym głosem onkolog - Za ciebie przemawiają trzy pielęgniarki, które nie wytrzymały z tobą nerwowo i odeszły z pracy.
- Może nie byłem do końca zrelaksowany w ciągu ostatnich kilku dni, ale to nie znaczy, że musisz mnie wywozić na jakieś odludzie w bagażniku z bóg wie jakim zamiarem. Chyba nie chcesz mnie zgwałcić w lesie? - spytał teatralnie.
- Jeśli nie pamiętasz, sam zgodziłeś się ze mną pojechać.
- Powiedziałeś, że pójdziemy się napić!
- Tak też zrobimy, jak tylko się tam znajdziemy. W lodówce jest kilka piw.
- Kilka?! Zdajesz sobie sprawę, że wziąłeś dla nas wolne na dwa tygodnie, zamierzasz spędzić je w tym buszu i oczekujesz, że nie zaprotestuję ani słowem?!
- Och, wiem, że będziesz protestować. Ale to ja mam samochód, a na piechotę nie przejdziesz tych 10 km do najbliższego miasta - odpowiedział beztrosko. Zbliżali się do celu. Wiedział, że pomysł spędzenia czternastu dni w domu na wsi, gdzie nie ma nawet telewizji z Housem podchodzi niemal pod szaleństwo, ale to było właśnie to, czego jego przyjaciel potrzebował. Był o tym przekonany, co nie znaczy, że nie mógł na chwilę zwątpić, kiedy zobaczył minę diagnosty na widok domku.
- Chcesz, żebym zginął, kiedy to coś się na mnie zawali? - spytał z pretensją w głosie, patrząc podejrzliwie na drewnianą chatkę.
- Spokojnie, podejrzewam, że jeszcze jakiś czas postoi. - Wilson otworzył drzwi, gestem zapraszając go do środka, jednak House nie ruszył się nawet o milimetr.
- Nie wejdę tam.
- Oczywiście, że wejdziesz. Wypastowałem nawet podłogę, dlatego, że mieliśmy tu przyjechać. Rusz się - poprosił, odrobinę popychając go w kierunku wnętrza. Greg najwyraźniej się tego nie spodziewał, bo stracił równowagę i poślizgnął się o wypastowany parkiet, solidnie przywalając głową w ziemię.
- O Boże, House, nic ci nie jest? - Spanikowany Wilson rzucił się w stronę przyjaciela, przeklinając swoje głupie pomysły - Już nigdy nie kupię pasty do podłóg, jeśli nic ci się nie stało. - Obiecał, z ulgą obserwując, że nie zabił Grega. Posadził go na kanapie w salonie i z uwagą zbadał czoło i źrenice House'a - Będziesz miał niezłego guza, ale źrenice wyglądają w porządku - odezwał się do milczącego lekarza. Coś w wyrazie jego twarzy się zmieniło, a Wilson nie potrafił dojść do tego, co. Już sam fakt, że House nie rzucił się na niego z laską i wiązanką przekleństw był dziwny, ale może ten upadek tak go zamroczył.
- Kim... Kim jesteś? - Odezwał się obcym głosem - I kim ja jestem?
- To wyjątkowo głupi żart, House. Przestań.
- Poważnie, powinieneś mi powiedzieć, kim jestem.
- Dlaczego? - Spytał, mając nadzieję, że jeśli zagra z nim chwilę w tę grę, to przestanie.
- Bo jeśli jestem, na przykład seryjnym mordercą i teoretycznie mam cię w tej chwili zabić, to powinienem to wiedzieć. Wciąż nie powiedziałeś mi też, kim ty jesteś.
- A jak ci się wydaje, kim jestem?
- Nie wiem. Zapewne lekarzem, bo niewielu ludzi nosi przy sobie taką latarkę. Patrząc na twoje drogie buty i eleganckie spodnie, a także wyprasowaną koszulę i ten obrzydliwy krawat wnioskuję, że brakuje ci gustu. Oprócz tego traktujesz poważnie swoją pracę. Masz grzeczne uczesanie i jesteś ogolony, więc dbasz o swój wygląd. Na to może być kilka wyjaśnień. Może robisz to, by podobać się kobietom. Albo mężczyznom, jeśli wolisz. Nie mam pojęcia. A co się tyczy tego, kim jesteś dla mnie... Podczas badania mojego czoła starałeś się być niezwykle delikatny i nawet teraz bardzo się o mnie martwisz. Musisz być więc kimś dla mnie bliskim. Albo ja jestem bliski dla ciebie. Możesz być moim przyjacielem, nawet kochankiem. Naprawdę nie mam pojęcia. - Spojrzał na niego pełnymi niepokoju niebieskimi oczami. Wilsonowi chwilę zajęło otrząśnięcie się z szoku.
- Wow - wyrwało mu się - Nawet jeśli straciłeś pamięć, w co raczej nie wierzę, to niewątpliwie zdolność obserwacji i wyrażania spostrzeżeń ci została.
- Czy teraz powiesz mi, kim jestem?
- Hm... - Wilson zastanowił się przez chwilę, czy to nie jest tylko jakiś kolejny żart przyjaciela. Jednak w jego oczach nie dostrzegł niczego, poza zdezorientowaniem. Postanowił zaryzykować - Nazywasz się Greg House, jesteś lekarzem dwóch specjalizacji : chorób zakaźnych i nefrologii. Masz czterdzieści siedem lat i jesteś kaleką, na skutek zawału mięśnia uda. Zawał mięśnia, to...
- Wiem, co to zawał mięśnia uda, idioto - przerwał mu zirytowany House.
- No cóż, charakter wciąż masz ten sam. Wielu ludzi uważa cię za skończonego sukinsyna, złego i egoistycznego do szpiku kości, ale to nieprawda. W środku jesteś wrażliwy i delikatny, ale tylko dla tych, którym ufasz - nie było łatwo zamknąć życie tego człowieka w kilku zdaniach. I był przekonany, że absolutnie mu się nie udało.
- Czy ufam tobie? - Spytał, patrząc na niego ze skupieniem.
- Mam nadzie... To znaczy, tak. Ufasz mi - poprawił się natychmiast.
- Więc czemu się zawahałeś?
- Czasami... Czasami nie jestem pewien, czy mi ufasz.
- Jesteś aż tak złym przyjacielem? - Spytał powoli. Wilson uśmiechnął się.
- Nie, podejrzewam raczej, że problem leży po twojej stronie
- Czy ja... Jestem żonaty?
- Nie - wydawało mu się, że w tym pytaniu dosłyszał nutkę strachu - Mieszkałeś kiedyś przez pięć lat z pewną kobietą imieniem Stacy. Kiedy z nią byłeś, doznałeś zawału mięśnia i to ona, wbrew twojej woli, podjęła decyzję o jego częściowym wycięciu. W drugim tygodniu twojej rehabilitacji odeszła od ciebie.
- Więc zostawiła mnie z tym wszystkim, na co mnie skazała. Dlaczego?
- Podejrzewam, że bała się. Bała się, że nie da sobie rady. Ty też niczego raczej nie ułatwiałeś.
- Zostawiła mnie, dlatego, że się bała... Albo ja nie potrafiłem znaleźć sobie odpowiedniej kobiety, albo ona odpowiedniego mężczyzny. Co nie zmienia faktu, że przez nią będę cierpiał przez resztę życia. Dlaczego to zrobiła?
- Nie wszyscy są tak odważni jak ty - powiedział Wilson, nie znajdując lepszej odpowiedzi - Bała się, a lęk robi z ludźmi różne rzeczy.
- Odwaga nie polega na tym, że nie odczuwa się strachu, ale na tym, że się go przezwycięża - wyszeptał House, a James pomyślał, że pierwszy raz rozmawiają na temat odejścia Stacy.
- W każdym razie, od sześciu lat chodzisz o lasce. Twoją największą miłością jest medycyna, jesteś brutalnie szczery i lubisz prowokować ludzi, a potem patrzeć na ich reakcje. To coś w rodzaju hobby.
- Poczekaj. Czy ta... Stacy, tak? Czy ta Stacy żyje?
- Tak. Ma męża, którego zdiagnozowałeś jakiś rok temu.
- Czyli, tak w skrócie : sprawiła, że będę cierpiał przez resztę życia, zostawiła mnie, kiedy najprawdopodobniej najbardziej jej potrzebowałem, a po pięciu latach wraca, bo chce, żebym zdiagnozował jej męża? - spytał z goryczą.
- Mniej-więcej. Jeśli chodzi o twoją pracę, masz zespół wykwalifikowanych lekarzy : neurologa Ericka Foremana, immunolog Allison Cameron i intensywistę Roberta Chase'a. Twoją szefową jest Lisa Cuddy, wobec której zachowujesz się skandalicznie, co ona znosi ze stoickim spokojem.
- Zdefiniuj skandalicznie.
- No cóż, nieustannie podważasz jej autorytet, lekceważysz jej polecenia, komentujesz wszystko, co robi, a także rzucasz w jej stronę nieprzyzwoite uwagi.
- Czyli ją lubię - podsumował krótko House.
- Skoro tak twierdzisz - nie mógł powstrzymać uśmiechu - Rok temu przez ciebie szpital stracił milion dolarów, ale nie musisz się tym przejmować.
- Chyba i tak trochę na to za późno, co?
- Odrobinkę. Jesteś też ulubionym tematem plotek szpitala, w którym pracujesz. W którym pracujemy.
- Jesteś moim kolegą z pracy?
- Przyjacielem.
- Niech będzie. Przykro mi, ale nie pamiętam twojego imienia. To chyba niezbyt dobrze o tobie świadczy.
- O mnie? Dlaczego?
- Może nie jesteś tak dobrym przyjacielem jak sądzisz, skoro nie pamiętam, jak się nazywasz.
- Nic nie pamiętasz - przypomniał, ale jego słowa zabolały - James Wilson. Jestem onkologiem i mam gabinet obok twojego. Razem jemy lunche, podczas których zawsze zabierasz moje jedzenie i wymieniasz się nowymi plotkami. W każdy czwartek przychodzę do ciebie na piwo i filmy.
- Oglądamy razem porno?
- Nie, nie sądzę. Skąd ten pomysł?
- Nic nie pamiętam... Wilson. Jak mogę ci na to odpowiedzieć? Po prostu przyszło mi to do głowy.
- Zrobiło się późno - powiedział onkolog, kiedy zauważył, że House ziewa - Nie powinienem zostawiać cię samego, możesz mieć wstrząs mózgu.
- I co, zamierzasz spać ze mną w jednym łóżku? - Spytał kpiąco.
- Dokładnie tak. - Powiedział, prowadząc go do jednej z dwóch sypialni - Mogliśmy zostać w salonie na kanapie, ale wątpię, żeby twoja noga była zachwycona tym pomysłem.
- Wiesz, to dziwne - odezwał się cicho House, kiedy leżeli w łóżku, każdy po swojej stronie - Nie pamiętam kompletnie niczego z tego, o czym mi opowiadałeś, ale... Ból. Wydaje mi się, jakbym od zawsze go czuł. To jedyna rzecz, która nie wydaje mi się obca.
- Wiem, że cię boli. Dałem ci Vicodin, powinien pomóc.
- Pomógł... Chyba. Podejrzewam, że dzisiaj jest jeden z moich lepszych dni.
- Więc nie boli?
- Boli, tylko, że nie tak bardzo - zamilkł na chwilę, jakby potrzebował czasu na zrozumienie, o czym właśnie mówi. Nigdy nie opowiadał Wilsonowi, jak straszny ból odczuwał, a nawet jeśli, to nigdy mu nie wierzył. Ale to ciche wyznanie zmieniło wszystko. Jakby fakt, że House opowiada o bólu sprawia, że ten staje się bardziej realny.
- Boję się.
- Przypomnisz sobie. Będzie dobrze.
- Boję się, że sobie przypomnę.


House leżał w ciemnościach, wsłuchując się w równy oddech Wilsona i deszcz za oknem. Bał się. Martwiło go też to, że samo nazwanie strachu strachem było... Wyzwalające? Pewnie dawno nie przyznawałem się przed samym sobą do czegoś takiego, pomyślał. Ale czy to znaczy, że jestem złym człowiekiem? Nie wiedział. Nie wiedział i to doprowadzało go do szału. Ktoś inny pewnie poczułby się zagubiony, ale ja mam przecież Wilsona, przemknęło mu niespodziewanie przez myśl. Rzucił krótkie spojrzenie na mężczyznę pogrążonego we śnie. Próbował pomóc mu sobie przypomnieć. Opowiadał mu o tym, jak wygląda jego życie. Miał czterdzieści siedem lat i był najlepszym diagnostą w New Jersey. Miał podwójną specjalizację z chorób zakaźnych i nefrologii. W pracy słynął z geniuszu i chamstwa, a także z ciągłych seksistowskich komentarzy pod adresem swojej szefowej, Lisy Cuddy. Od sześciu lat był samotny, wcześniej mieszkał z jakąś Stacy, która zostawiła go po zawale uda, wcześniej skazując go na życie w ciągłym cierpieniu. Nie pamiętał tego wszystkiego i to go przerażało. Nie pamiętał tego, że kiedyś grał w baseball z tatą, że jako młody chłopak przekraczał wszelkie limity prędkości na swoim motorze, ani najważniejszej kobiety swojego życia. Kimkolwiek ona była, bo przecież tylko zgadywał. Wspomnienia, których nie posiadam, pomyślał. Skąd mogę wiedzieć, co jest prawdą, a co tylko wydaje się nią być? Na ile jeszcze pytań będę musiał szukać odpowiedzi poza tym, kim jestem? Jego spojrzenie znowu powędrowało do Wilsona. Powiedział, że musi go mieć na oku ze względu na jego stan. Kiedy uśmiechał się do niego swoim chłopięcym uśmiechem i mówił łagodnym głosem, że wszystko będzie dobrze, jakaś część niego chciała w to uwierzyć. Ale reszta była pewna, że tak nie będzie. To pewnie to moje "prawdziwe ja", o którym mówił Wilson. To było dziwne, ale ufał mu. Nie wiedział, dlaczego, nawet go nie pamiętał. Tylko, jakie to miało znaczenie, jeśli ktoś się tobą opiekował, uspokajał cię i dbał o to, żeby niczego ci nie zabrakło?

Powinienem zrobić listę rzeczy, których nie wiem, pomyślał, zasypiając.


Część druga.

- House, obudź się - usłyszał czyjś głos. Głos, który próbował wyrwać go ze snu. Nie ma mowy - House, proszę. Zrobiłem naleśniki.
- Naleśniki? - mężczyzna błyskawicznie otworzył oczy.
- Wiedziałem, że to cię obudzi. - Wilson stał oparty o framugę drzwi i czekał, aż wstanie.
- Widać wolę twoje naleśniki od spania - powiedział, prawie się uśmiechając. Musiał się naprawdę porządnie uderzyć w głowę. Po śniadaniu James postanowił spróbować podstępu.
- Myślę, że powinieneś się ogolić.
- Ogolić? - House sceptycznie spojrzał na swoje odbicie w najbliższym lustrze.
- Jeśli będziesz po mnie wszystko powtarzać w formie pytania, nasza rozmowa potrwa dwa razy dłużej. - poczuł się dziwnie, kiedy się zorientował, że to przecież słowa House'a. Jednak tamten najwyraźniej niczego nie zauważył, wciąż studiując swój wygląd.
- Chyba wyglądam tak zawsze, prawda? - Spytał po chwili.
- Czyli jak?
- Jakbym właśnie wygrzebał się spod ziemi - odpowiedział, a Wilson roześmiał się. Może i jego przyjaciel stracił pamięć, ale poczucie humoru zostało mu takie same.
- Więc masz zamiar się ogolić?
- Nie. Ale możesz pokazać mi, gdzie jest łazienka.
- Drugie drzwi na lewo w korytarzu. Powinienem pójść z tobą.
- Chcesz mnie podglądać pod prysznicem? Jesteś pewien, że nie jesteśmy parą?
- Nie, nie jesteśmy. Chociaż zanim się uderzyłeś w głowę, często twierdziłeś, że jestem gejem.
- To by wszystko wyjaśniało. Nawet te twoje krawaty.
- Czy możesz zostawić moje krawaty w spokoju? Powinienem iść z tobą do łazienki, bo może ci się coś stać. Przy twoim urazie głowy nie możesz zostawać sam, już ci mówiłem.
- No dobrze - westchnął z rezygnacją. To było coś nowego, bo House nigdy nie uznawał rozsądnych argumentów.
- Naprawdę?
- To nie jest jedyny powód, dla którego chcesz się mną opiekować i ja zamierzam odkryć to, co ukrywasz.
- House, nie przesadzasz? Martwię się o ciebie, bo jesteś moim przyjacielem. To wszystko.
- Naprawdę? - spytał, naśladując Wilsona. Pochylił się w jego stronę i spojrzał mu w oczy. Ich twarze dzielił kilka centymetrów, ale House najwyraźniej nie uważał tego za naruszenie jego przestrzeni osobistej.
- C-co robisz? - Wyjąkał, onieśmielony intensywnością, z jaką Greg się w niego wpatrywał. Był zdecydowanie zbyt blisko.
- Próbuję poznać prawdę - jego głos był spokojny, brzmiała w nim pewność siebie. I upór.
- Powiedziałem ci prawdę - Wilsona przeszedł dreszcz. Ludzi z takimi oczami powinno się zabijać przy narodzinach.
- Skoro tak twierdzisz - niespodziewanie przerwał kontakt wzrokowy i pokuśtykał w stronę łazienki. James odetchnął głęboko. Nie rozumiał tylko, czemu opanowało go poczucie samotności.


- Jak się tu znalazłem? - House zapinał właśnie koszulę.
- Przyjechaliśmy tu na wakacje. Potrzebowałeś odpoczynku.
- Albo ty potrzebowałeś mnie na wyłączność.
- Co?
- Nie, nic - powiedział niewinnym głosem - Gdzie mieszkam?
- Pokażę ci twoje mieszkanie, kiedy wrócimy do New Jersey.
- Jak tam jest?
- Nastrojowo. Większą część salonu zajmuje twój fortepian.
- Gram?
- Tak, w dodatku bardzo dobrze, jeśli chcesz znać moje zdanie. Nie lubisz gotować, zazwyczaj zamawiasz coś na wynos. W wolnych chwilach grasz na fortepianie, albo czytasz te swoje medyczne książki. Nie wiem, o czym są. Nie znam wszystkich języków, którymi władasz.
- Jakie języki znam?
- Nie wiem. Sporo.
- To dziwne.
- Nie, wcale. Jesteś bardzo...
- Nie chodzi mi o to. Po prostu... Opowiadasz mi o tym, co lubię, czego nie lubię, gdzie mieszkam i co przeżyłem, a ja... ja tego nie pamiętam. Wydaje mi się, że dobrze mnie znasz, skoro to wszystko wiesz, ale nic nie stało mi się mniej obce od początku tej rozmowy.
- Jak się czujesz? - Zaryzykował Wilson.
- Samotny - House najwyraźniej w tym momencie nie uważał, że musi chronić swoich odczuć przed całm światem - Zawsze się tak czuję?
- Nie wiem. Chyba tak. - James popatrzał na niego uważnie - Dlaczego nie chcesz sobie przypomnieć? -Nawiązywanie do wczorajszej rozmowy może nie było najlepszym pomysłem, ale jego przyjaciel nie miał żadnego powodu, żeby nie odpowiedzieć. Przynajmniej na razie.
- Kiedy opowiadasz mi, kim jestem, mam wrażenie... Mam wrażenie, że moje życie jest koszmarem, że jest samotne i nieszczęśliwe. Nie chcę być żałosny - powiedział szczerze, patrząc mu w oczy.
- Nie jesteś żałosny - zapewnił go gorąco - Jesteś najlepszym człowiekiem, jakiego znam. Jesteś zabawny, szczery, genialny. Jesteś wyjątkowy i nie widzisz w tym nic złego. Bo nie ma w tym nic złego.
- Ale mimo wszystko jestem samotny.
- Wątpię, żeby to cię pocieszyło, ale masz mnie - powiedział cicho, kładąc mu rękę na ramieniu - I dzięki temu ja mam ciebie.

Wilson nie rozumiał tego, co działo się z Housem. Z jednej strony miał wrażenie, że jeszcze bardziej przycichł, ale z drugiej, prowadził z nim najdłuższe rozmowy od kilku, jeśli nie kilkunastu miesięcy. I najbardziej szczere. To właśnie go martwiło, bo jego przyjaciel zwykle był bardzo zamknięty w sobie. Sam fakt, że przyznał się do tego, że się boi, przerażał go. Zastanawiał się, co zrobi, kiedy odzyska pamięć. Raczej wątpił, żeby podzielił się z nim tym, co czuje.


- Dlaczego chcesz, żebym zjadł to obrzydlistwo? - House z niesmakiem patrzał na sałatę.
- Bo to zdrowe?
- I obrzydliwe. Nie jestem królikiem.
- A szkoda, mógłbym cię zamknąć w klatce.
- Ej, ja tu jestem! Snuj swoje fantazje erotyczne gdzie indziej.
- Myślałem raczej o zamknięciu cię w klatce i zostawieniu gdzieś na dnie szafy - sprostował Wilson, rumieniąc się wbrew sobie.
- Nie będę tego jeść. Chcę oglądać telewizję.
- Nie mamy telewizora. I myślę, że powinieneś spróbować coś sobie przypomnieć. - Podał mu skórzany portfel - To twój. Nie wiem, co jest w środku, ale może rozpoznasz jakiś drobiazg.

Portfel był zniszczony i miejscami poprzecierany. Był ciemnobrązowy i wyglądał na drogi. House powoli go otworzył. W miejscach na karty kredytowe były kupony z obstawianych wyścigów, kupony z chipsów, kilka nabazgranych na karteluszkach numerów telefonów. Było też stare, czarno-białe zdjęcie, na którym była para studentów. Dziewczyna uśmiechała się promiennie, ale chłopak wyglądał na obrażonego.

- Kto to? - Spytał House, obracając zdjęcie w palcach.
- Pokaż. - Wilson przechwycił zdjęcie i jego oczy rozszerzyły się w zdumieniu - To-to... To ty i Cuddy. Nie do wiary. Cały szpital huczy od plotek, że byliście kiedyś parą, ale do dzisiaj w to nie wierzyłem.
- Cuddy... - Powtórzył House i przez moment wyglądał, jakby coś sobie przypomniał.
- Poznajesz ją?
- To zdjęcie było zrobione na imprezie organizowanej przez Pierce'a Madigana, który kończył uniwersytet. Impreza roku, nigdy nie miałem takiego kaca - powiedział.
- Cuddy była twoją dziewczyną? - Wilson zastanawiał się, czy jego wspomnienia sięgają czegoś takiego. W tym momencie był po prostu ciekaw, House nigdy nie chciał z nim o tym rozmawiać.
- Nie wiem. Wszystko, co sobie przypomniałem już powiedziałem.
- Musisz pamiętać, kim ona jest.
- Lubiła mnie, ale zawsze zapominałem jej imienia.
- Spaliście razem?
- Nie wiem, na tej imprezie nie - odpowiedział rozkojarzony - Zaraz. - Zmarszczył brwi - Dlaczego tak cię to interesuje?
- Jesteś moim przyjacielem.
- Kiedy powtarzasz jedną wymówkę przez cały czas, raczej staje się mało wiarygodna.
- To samo mogę powiedzieć o tym, że zawsze usprawiedliwiasz przedawkowanie Vicodinu bólem nogi.
- To nie to samo.
- Nie?
- Jakie było najboleśniejsze doświadczenie w twoim życiu? Pytam o realny ból, nie jakieś ckliwie głupoty.
- Chyba wtedy, kiedy podczas barowej bójki, jakiś facet wybił mi dwie górne jedynki.
- Jak się wtedy czułeś?
- Modliłem się tylko o to, żeby już zemdleć i nie czuć bólu - przyznał.
- Nie mogę całe życie być nieprzytomny. Nie chcę.
- Skąd możesz wiedzieć, jeśli nie pamiętasz swojego życia?
- Zaufaj mi. Po prostu wiem.


Część trzecia.

- House, powinniśmy wrócić do miasta.
- Dlaczego? - Wylegujący się na słońcu mężczyzna otworzył leniwie jedno oko.
- Tutaj niczego sobie nie przypomnisz, nie znasz tego miejsca. Musisz znaleźć się tam, gdzie wcześniej byłeś.
- Czuję się tu dobrze - powiedział, ponownie zamykając oczy.
- Nie możemy tu zostać na zawsze. Wiesz o tym.
- A czy ty wiesz o tym, że absolutnie nie zamierzam cię słuchać?
- House, powinniśmy wrócić do miasta - powtórzył.
- Więc wracaj - w jego głosie można było dosłyszeć upór. Nawet, jeśli było się lekko przygłuchym.
- Nie mogę cię tu zostawić. Jedzenia starczy na jakiś góra tydzień, a sam na piechotę nie dotrzesz do najbliższego miasta.
- Więc ty też zostań. Mówiłeś, że wziąłeś dla nas dwa tygodnie wolnego. Minęły trzy dni. Masz tu wszystko czego ci potrzeba, więc nie chciałbyś wracać, w normalnej sytuacji.
- Straciłeś pamięć.
- To nie powinno być problemem, bo potrafię z tym funkcjonować, kiedyś na pewno sobie przypomnę. Chyba, że chcesz to maksymalnie przyspieszyć. Oprócz powodów czysto oczywistych, o których gadasz na okrągło, zostają jeszcze pobudki egoistyczne, o których się nawet nie zająknąłeś. Chcesz, żebym odzyskał pamięć, bo chcesz, żebym był taki, jaki byłem przez cały czas. Brakuje ci tego, do czego nigdy byś się nie przyznał - mojego nieszczęścia.
- Nie chcę, żebyś był nieszczęśliwy - słabo zaprotestował.
- Ogólnie nie chcesz, ale jeśli to wiąże się z tym, kim dla ciebie jestem, nie ma to żadnego znaczenia. Cieszysz się z tego, jak się teraz czuję i zachowuję, ale jednocześnie brakuje ci moich fochów, ciągłego narzekania i tego, że tak bardzo cię potrzebowałem. Bo teraz, kiedy nie chcę być już tak bardzo samotny, uświadomiłeś sobie, jak bardzo chcesz mnie mieć tylko dla siebie. Jesteś moim jedynym przyjacielem, ale kiedy pojawił się chociaż cień szansy, że będzie inaczej, wystraszyłeś się.
- Nieprawda - Wilson popatrzał na niego z przerażeniem. Może dlatego, że mówił prawdę, może dlatego, że tak bardzo się mylił.
- Wracajmy - powiedział zimnym głosem, wstając w trawy. Nie spojrzał na James'a, kiedy mijał go w drzwiach.


Cała droga upłynęła w ciszy. House zdawał się mieć to gdzieś, ale Wilsona bardzo to stresowało. Chciał tyle powiedzieć, ale nie umiał zdobyć się na choćby jedno słowo. Tchórz, odezwał się cichy głosik w jego głowie. Zacisnął ręce na kierownicy i skupił się na drodze.

- Jesteśmy - powiedział Wilson, kiedy zatrzymał samochód przed kamienicą z zielonymi drzwiami - Tutaj mieszkasz. - wysiedli, ale House nie odezwał się. Przekręcił w zamku klucz i wszedł do środka, rozglądając się. Usiadł przed fortepianem, powoli kładąc palce na klawiszach.


Wilson nie znał tej melodii, ale była bardzo piękna. Smutna, chociaż wyczuwał w niej coś szalonego. Zupełnie jak House, pomyślał ponuro. Zapewne on sam ją napisał, może jeszcze w liceum, może później. Nie wiedział, co ma zrobić. Jak miał mu wytłumaczyć, że nie chciał jego nieszczęścia? Wszystko, co mógłby powiedzieć wydawało mu się beznadziejnie głupie.
"Och, House, posłuchaj. Wcale nie pragnę twojego nieszczęścia. Chcę tylko, żebyś sobie przypomniał. Bo ja pamiętam coś, co widziałem przez ostatnie tygodnie w twoich oczach. I nawet, jeśli nigdy tego nie powiedziałeś, zdawałem sobie z tego sprawę od początku. Żaden z nas nie zrobi ani jednego kroku. Chciałem tylko już zawsze widzieć to w twoich oczach. Bo to wynagradzało wszystko, co przez ciebie i dla ciebie przeszedłem."

Ale to był koniec, stwierdził, patrząc na grającego w samotności House'a. Zgarbił się, jego ramiona drżały. Być może płakał, ale on nie potrafił podejść do Grega i upewnić się, czy ma rację. Wiedział jednak, że prawidłowo odczyta jego zachowanie z ostatnich kilku dni.

Cicho zamknął za sobą drzwi. To był już koniec, nie mieli sobie nic do powiedzenia.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em. dnia Sob 16:14, 16 Sie 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ceone
Tygrysek Bengalski
Tygrysek Bengalski


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:55, 02 Sie 2008    Temat postu:

świetne. nie moge się doczekać końcówki....
HILSON *__*.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Sob 14:22, 02 Sie 2008    Temat postu:

To już jest koniec .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eletariel
Elf łotrzyk


Dołączył: 24 Mar 2008
Posty: 1877
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:26, 02 Sie 2008    Temat postu:

Nieeeeee!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Błagam, napisz chociasz jakiś ostatni rozdzialik, jakiś epilog, cokolwiek, co zakończ to happy endem. Mam juz dość ponurych fików

Piękne


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ceone
Tygrysek Bengalski
Tygrysek Bengalski


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:28, 02 Sie 2008    Temat postu:

Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeee.
Burzysz mój Hilsonowy świat !!!!!
Nie ! Nie ! Nie !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Sob 14:47, 02 Sie 2008    Temat postu:

Przepraszam, ale tak właśnie się to skończyło. Nie mieli sobie już nic do powiedzenia, więc to jest koniec. Wybaczcie, że was zawiodłam .

Może później napiszę coś wesołego...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ceone
Tygrysek Bengalski
Tygrysek Bengalski


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:54, 02 Sie 2008    Temat postu:

Co nie zmienia faktu, ze fik jest świetny ;p.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Brandy
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 17 Lip 2008
Posty: 121
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Houseland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:14, 02 Sie 2008    Temat postu:

Śliczne :smt007 I mi pasuje takie zakończenie, jest fantastyczne :smt001 Smutne, ale piękne. Najpierw myślałam, że ten fick będzie przypominał Zagadkę Richie117, ale bardzo się myliłam I dobrze ;P

Ludzi z takimi oczami powinno się zabijać przy narodzinach.
Protestuję i nie zgadzam się! :smt003

Świetny fick Em. :smt002


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:15, 02 Sie 2008    Temat postu:

Bardzo, bardzo dobre. Pojawiło się kilka zgrzytnięć - "House'm" powinno być z apostrofem, "Jamesa" bez apostrofu i gdzieś tam zaginął w akcji jeden przecinek, ale było świetne. Takie niedopowiedziane, takie urwane. Zakończenie świetne - House, który nie chce pamiętać i Wilson, który w tej sytuacji nie ma nic do powiedzenia. Bo co mógłby powiedzieć temu innemu House'owi? Nie zna tej osoby. Człowiek, który przez te wszystkie lata był jego przyjacielem, znikł. Wraz z upadkiem. Z kolei ten człowiek... Po prostu obcy. Może o nim powiedzieć tyle, co o facecie, który stoi przed nim w kolejce, czy o kobiecie, którą potrąci w markecie. Jest. W którymś miejscu i zagięciu czasoprzestrzeni ich drogi się przecięły. Jeden, nieznaczący raz. I tyle. Nie ma nic więcej do powiedzenia. Można już iść.

Gratuluję.
Kat.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eletariel
Elf łotrzyk


Dołączył: 24 Mar 2008
Posty: 1877
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:22, 02 Sie 2008    Temat postu:

Ja i tak żyję naiwną (moze nie?) nadzieją, że kiedyś, pośród ciemnej, pochłaniającej czelusci nocy natchnie cię Em. i napiszesz część 4. , kiedy to House'owi wróci pamięć, drogi ukochanych przyjaciół znów ze sobą się połączą i będą żyć długo i szczęśliwie^^

Twoje opo naprawe bardzo mi się podobało i moze dlatego tak nalegam...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Sob 17:45, 02 Sie 2008    Temat postu:

Zwykle tego nie robię, ale mogę powiedzieć, jak ja widzę zakończenie własnego fika. House, kiedy zaczął grać, przypomniał sobie. Swoje życie i to, że Wilson wolał, żeby cierpiał ale był sobą. To bolało, ale nie miał mu już nic do powiedzenia, bo jego najlepszy przyjaciel okazał się również największym egoistą.

A za komentarze bardzo dziękuję. Aż chce się pisać .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:02, 02 Sie 2008    Temat postu:

bardzo piękne

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasinka
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a kto to wie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:06, 02 Sie 2008    Temat postu:

Boskie! Kocham takie niedopowiedziane cosie. Można samemu dopowiedzieć sobie to, co kto chce usłyszeć. Na pewno przygnębiające, ale z drugiej strony House przynajmniej dopóki nie odzyska pamięci powinien być choć troszkę szczęśliwszy.
Fik śliczny, ciekawa historia i ładne wykonanie. I choć troszkę dołujący (przynajmniej mnie) to bardzo mi się podoba.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:10, 02 Sie 2008    Temat postu:

To jeden z najlepszych fików, które do tej pory czytałam.
Zakończenie mistrzowskie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
yourico
Richie Supporter
Richie Supporter


Dołączył: 05 Cze 2008
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:44, 03 Sie 2008    Temat postu:

gosh... ficzek świetny i wciąga jak mało który...

ale jak przeczytałam, że to koniec i to TAKI... chlip... idę do jakiegoś ciemnego kącika oddać się rosnącej depresji... CHLIP.. jak tak można.. to sadyzm jest...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
madziax
Fasolka


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 3188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: puszka Pandory
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:14, 14 Sie 2008    Temat postu:

bardzo najs.
Ale... ale tak że jak to się skończyło ? Nie mieli sobie nic do powiedzenia, i co ? koniec przyjaźni ? no przepraszam, kocham drastyczne fiki - ale nie w tai sposób !

ja się domagam dokończenia ! Houseowa pamięć zrobiła kam bek ? i wszystko było po staremu ?! no powiedz !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Czw 19:30, 14 Sie 2008    Temat postu:

Vicodinka, przykro mi - to już koniec. Resztę dopowiedz sobie sama .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
madziax
Fasolka


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 3188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: puszka Pandory
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:17, 14 Sie 2008    Temat postu:

dopowiedziałam.... ale tak na brutalnie ;o bo ja tak lubię. Może w przypływie szaleństwa coś tam napisze o tym ;o nie no, dżołk

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasiek
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 10 Sie 2008
Posty: 7864
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Ikerowej rękawicy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:35, 14 Sie 2008    Temat postu:

Bardzo ciekawy. House to House. wilson to Wilson nie miałam problemów z wyobrażeniem sobie tego.
tylko smutno z takiego zakończenia


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Czw 21:09, 14 Sie 2008    Temat postu:

Pisałam to w małym domku w górach, z dala od jakiejkolwiek cywilizacji. Nie miejcie za złe .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poziomka
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 15 Maj 2008
Posty: 503
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Sosnowieś
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:50, 15 Sie 2008    Temat postu:

Zakończenie adekwatne. I całość taka jaka jest bardzo mi się podoba. :smt001 Swoją drogą, że ja osobiście bardziej lubię słodkie hilsonowe fiki. :smt003 Ale od czasu do czasu należy przecież przeczytać coś innego.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:10, 26 Sie 2008    Temat postu:

cóż, Em., coś tam gdzieś wspominałaś, że mi się nie spodoba... A jednak przeczytałam...

****

Chyba nie chcesz mnie zgwałcić w lesie? - spytał teatralnie.
a może nie "teatralnie", tylko z nadzieją? :smt005

- Jeśli nie pamiętasz, sam zgodziłeś się ze mną pojechać.
- Powiedziałeś, że pójdziemy się napić!
- Tak też zrobimy, jak tylko się tam znajdziemy. W lodówce jest kilka piw.

podstępny Wilson :smt077 :smt007
ale przecież House kiedyś zaprosi go na obiad, a pojadą na włam...
"kilka piw"? huh? - Jimmy, chyba jednak powinieneś go zgwałcić :smt003

Wiedział, że pomysł spędzenia czternastu dni w domu na wsi, gdzie nie ma nawet telewizji z Housem podchodzi niemal pod szaleństwo
jeszcze większym szaleństwem są 3 tygodnie w dziczy BEZ House'a... Ja tak miałam

Był o tym przekonany, co nie znaczy, że nie mógł na chwilę zwątpić, kiedy zobaczył minę diagnosty na widok domku.
- Chcesz, żebym zginął, kiedy to coś się na mnie zawali? - spytał z pretensją w głosie, patrząc podejrzliwie na drewnianą chatkę.

chyba byli u mnie... :smt005

Wypastowałem nawet podłogę, dlatego, że mieliśmy tu przyjechać
oj tak, to jest argument, który przekona House'a-wielbiciela-pastowanych-podłóg :smt016

stracił równowagę i poślizgnął się o wypastowany parkiet, solidnie przywalając głową w ziemię.
uua...
Wilson, ty idioto!!! (piszę tak głównie dlatego, że wiem, co się stanie :smt009 )

Już nigdy nie kupię pasty do podłóg, jeśli nic ci się nie stało. - Obiecał, z ulgą obserwując, że nie zabił Grega.
Szybkie przejście do etapu "targowania" :smt002

- Kim... Kim jesteś? - Odezwał się obcym głosem - I kim ja jestem?
- To wyjątkowo głupi żart, House. Przestań.

*intensywnie myśli, w jakim fiku czytała odwrotną scenę*

- Poważnie, powinieneś mi powiedzieć, kim jestem.
- Dlaczego? - Spytał, mając nadzieję, że jeśli zagra z nim chwilę w tę grę, to przestanie.

też miałam nadzieję, że House jednak żartuje... :smt009

Bo jeśli jestem, na przykład seryjnym mordercą i teoretycznie mam cię w tej chwili zabić, to powinienem to wiedzieć. Wciąż nie powiedziałeś mi też, kim ty jesteś.
nawet House tracący pamięć, zachowuje poczucie humoru :smt003

(analiza Wilsona)
zdolności obserwacji też nie traci :smt003

Spojrzał na niego pełnymi niepokoju niebieskimi oczami. Wilsonowi chwilę zajęło otrząśnięcie się z szoku.
po zobaczeniu niepokoju w TYCH niebieskich oczach, nigdy nie otrząsnęłabym się z szoku... :smt010


Wiem, co to zawał mięśnia uda, idioto - przerwał mu zirytowany House
:smt005 good old House :smt005

W środku jesteś wrażliwy i delikatny, ale tylko dla tych, którym ufasz - nie było łatwo zamknąć życie tego człowieka w kilku zdaniach. I był przekonany, że absolutnie mu się nie udało.
sweet :smt007 wrażliwa wersja House'a dostępna tylko dla Wilsona :smt007
nie wiem, co Wilson mógłby jeszcze dodać - to był piękny opis House'a

- Jesteś aż tak złym przyjacielem? - Spytał powoli. Wilson uśmiechnął się.
- Nie, podejrzewam raczej, że problem leży po twojej stronie

House! Jak możesz? :smt009 Dobrze, że Wilson zna go na tyle dobrze, że nie przejmuje się takimi rzeczami

James pomyślał, że pierwszy raz rozmawiają na temat odejścia Stacy
czytałam ekscytującego fika, w którym Wilson pocieszał House'a po odejściu Stacy... :smt007

Przykro mi, ale nie pamiętam twojego imienia. To chyba niezbyt dobrze o tobie świadczy.
znów to samo, House... Nieładnie :smt009

Może nie jesteś tak dobrym przyjacielem jak sądzisz, skoro nie pamiętam, jak się nazywasz.
- Nic nie pamiętasz - przypomniał, ale jego słowa zabolały

poor Jimmy... (szkoda, że nie mogę powiedzieć, że wszystko będzie ok :smt010 Ale są przecież inne fiki :smt007 )

I co, zamierzasz spać ze mną w jednym łóżku? - Spytał kpiąco.
- Dokładnie tak.

opiekuńczy Wilson - taki jak zawsze, taki jak trzeba :smt007
*na pociechę myśli o fikach, w których na "spaniu" się nie skończyło* :smt003

Wiem, że cię boli. Dałem ci Vicodin, powinien pomóc.
- Pomógł... Chyba. Podejrzewam, że dzisiaj jest jeden z moich lepszych dni.
- Więc nie boli?
- Boli, tylko, że nie tak bardzo

przypomniało mi się "Childs Play" :smt007 (muszę to kiedyś dokończyć za Burmę :smt001 )
poor House nie wyobrażam sobie, jakie to musi być straszne, kiedy jedyną stałą w życiu jest ból... :smt010
jednak mam nadzieję, że w realu House nie zapomniałby całkowicie Wilsona... a może nie zapomniał? w końcu te wspólne oglądanie pornosów... :smt005

- Boję się.
- Przypomnisz sobie. Będzie dobrze.
- Boję się, że sobie przypomnę.

:smt089
poor House
(gdybym to pisała ja, a nie Em., to House nie miałby się czego bać :smt016 )

Ktoś inny pewnie poczułby się zagubiony, ale ja mam przecież Wilsona, przemknęło mu niespodziewanie przez myśl
sweet :smt007 House, trzymaj się tej myśli i nie puszczaj!!!

Jego spojrzenie znowu powędrowało do Wilsona
w tym momencie jest idealne miejsce na "przyjacielski" pocałunek :smt005

To było dziwne, ale ufał mu.
:smt007 i tak powinno zostać, House! A nie jakieś wynurzenia o egoizmie... :smt009 Ludzie to egoistyczny gatunek i nic tego nie zmieni :smt016

**

Naleśniki? - mężczyzna błyskawicznie otworzył oczy.
:smt043
odwieczne naleśniki :smt005

Po śniadaniu James postanowił spróbować podstępu.
- Myślę, że powinieneś się ogolić.

nieeee... to zdecydowanie zły pomysł :smt077

Jakbym właśnie wygrzebał się spod ziemi
i to właśnie jest wspaniałe :smt003 idealny kontrast dla Wilsona-prosto-z-pudełka :smt042

Chcesz mnie podglądać pod prysznicem? Jesteś pewien, że nie jesteśmy parą?
:smt005 Wilson, proszę, skłam i idź z nim pod prysznic :smt005 może ci się to spodoba... :smt016

Chociaż zanim się uderzyłeś w głowę, często twierdziłeś, że jestem gejem.
- To by wszystko wyjaśniało. Nawet te twoje krawaty.

Wilson jest House'o-seksualny i tego się będę trzymać
(i w zasadzie nie mam nic do krawatów Wilsona :smt003 )

- To nie jest jedyny powód, dla którego chcesz się mną opiekować i ja zamierzam odkryć to, co ukrywasz.
no to się zaczyna... :smt010
Em., Freud miałby dużo do powiedzenia na temat twojej skłonności do rozwalania Hilsonowej przyjaźni... :smt010

Ludzi z takimi oczami powinno się zabijać przy narodzinach.
nie wiem, czy się śmiać, czy płakać... :smt104 Gdyby Grega zabili przy narodzinach, to w czyje oczy wpatrywalibyśmy się z uporem maniaka? Na szczęście są jeszcze czekoladowe oczy Wilsona :smt007

Nie rozumiał tylko, czemu opanowało go poczucie samotności
może dlatego, że jego House nie był już tą samą osobą, co kiedyś?

Albo ty potrzebowałeś mnie na wyłączność.
gdyby nie sarkazm/gorycz, to to by było cudne :smt007 Posiadanie House'a na wyłączość powinno być życiowym celem Wilsona :smt016 (niech go złapie na dziecko :smt042 )

Samotny - House najwyraźniej w tym momencie nie uważał, że musi chronić swoich odczuć przed całm światem - Zawsze się tak czuję?
- Nie wiem. Chyba tak

life sucks... :smt010
House powinien otwierać się przed Wilsonem nie tylko, gdy straci pamięć... wtedy nie czułby się taki samotny (btw - dzio też nawiązała w nowym fiku do samotności House'a... Jak możecie go tak męczyć, dziewczyny??? :smt009 )

- Ale mimo wszystko jestem samotny.
- Wątpię, żeby to cię pocieszyło, ale masz mnie - powiedział cicho, kładąc mu rękę na ramieniu - I dzięki temu ja mam ciebie.

No właśnie, House - nie musisz otwierać się na cały świat. Wystarczy, że otworzysz się na Wilsona Lepszy jeden prawdziwy przyjaciel, niż cała masa ludzi, którzy tak naprawdę mają cię gdzieś... :smt010
Może tylko mi się wydaje, ale wszystko wskazuje na to, że Wilson jest równie samotny, co House

- A szkoda, mógłbym cię zamknąć w klatce.
- Ej, ja tu jestem! Snuj swoje fantazje erotyczne gdzie indziej.

chwila oddechu przed całkowitą katastrofą... :smt005
Em., to trochę okrutne, że tak zabawiasz się uczuciami swoich czytelników :smt016
(ale temat fantazji erotycznych Wilsona powinnaś rozwinąć w innym ficzku :smt077 )

Myślałem raczej o zamknięciu cię w klatce i zostawieniu gdzieś na dnie szafy - sprostował Wilson, rumieniąc się wbrew sobie.
czy ten rumieniec to jednak dowód na fantazję erotyczną?? :smt077

Chyba wtedy, kiedy podczas barowej bójki, jakiś facet wybił mi dwie górne jedynki
Wilson i barowa bójka? :smt043 Nie dziwię się, że mu się oberwało :smt005

Nie mogę całe życie być nieprzytomny. Nie chcę.
czasem mam wrażenie, że House jednak żyje w takim swoim chorym Matrixie - gdzie wszyscy kłamią, a jedyne, dla czego warto żyć, to zawikłane przypadki medyczne... :smt009

**

Wylegujący się na słońcu mężczyzna otworzył leniwie jedno oko.
House na słoneczku?? :smt005 nie tylko stracił pamięć, ale też postradał rozum :smt002
lov it :smt007

Chcesz, żebym odzyskał pamięć, bo chcesz, żebym był taki, jaki byłem przez cały czas. Brakuje ci tego, do czego nigdy byś się nie przyznał - mojego nieszczęścia.
nie, nie, NIE - ja w to nigdy nie uwierzę!!! Do czego Wilsonowi miałoby być potrzebne nieszczęście House'a? Wilson chce być komuś potrzebny, a House będzie go potrzebował zawsze... Jak powietrza :smt003

brakuje ci moich fochów, ciągłego narzekania
czyli - podsumowując :smt002 - House'owego uroku osobistego
(czy tylko mi się wydaje, że to, na co narzeka House jest tylko na pokaz, a to, co go naprawdę męczy jest ukryte głęboko pod maską sukinsyna?)

i tego, że tak bardzo cię potrzebowałem.
przecież w tej sytaucji House potrzebuje go bardziej, niż kiedykolwiek!!!

Jesteś moim jedynym przyjacielem, ale kiedy pojawił się chociaż cień szansy, że będzie inaczej, wystraszyłeś się.
prawda leży pośrodku - Wilson tyle "zainwestował" w tę przyjaźń, że teraz - jak każdy normalny człowiek - sam się boi, że zostanie na lodzie...
Sama bym się bała...

Chciałem tylko już zawsze widzieć to w twoich oczach. Bo to wynagradzało wszystko, co przez ciebie i dla ciebie przeszedłem
piękne, piękne, piękne :smt007 *wzruszona do głębi*
o to właśnie powinno chodzić Wilsonowi - żeby House był sobą, z dodatkiem szczypty człowieczeństwa, które było w nim przed zawałem, żeby Wilson mógł mieć pewność, że coś tam w głębi House'a dostrzega i docenia jego wysiłki

Cicho zamknął za sobą drzwi. To był już koniec, nie mieli sobie nic do powiedzenia.
jedno pytanie: WTF???
to nie w stylu Wilsona, żeby zostawić House'a samego i naprawdę samotnego??? :smt089
mam wrażenie, jakby to był koniec jakiegoś zupełnie innego opowiadania, a nie tego wspaniałego czegoś, co było powyżej... :smt010

(Em. - powinnam zacytować o wiele więcej kawałków, bo u Ciebie jak zawsze same perełki, ale i tak pisałam to pół dnia :smt002 )

******

Katty B. napisał:
Bo co mógłby powiedzieć temu innemu House'owi? Nie zna tej osoby. Człowiek, który przez te wszystkie lata był jego przyjacielem, znikł. Wraz z upadkiem. Z kolei ten człowiek... Po prostu obcy. [...] I tyle. Nie ma nic więcej do powiedzenia. Można już iść.

Jest w tym dużo racji, ale... To w końcu WILSON! On nie potrafi przejść obojętnie koło pacjenta, a miałby porzucić swojego przyjaciela? Przecież to, kim był House, nie mogło tak po prostu wyparować - to wciąż w nim jest... Nikt nie obiecuje, że w takiej sytuacji będzie łatwo, ale po prostu nie można tak zwyczajnie odejść... :smt009
A poza tym...
Nawet gdyby to wszystko zniknęło i miało nie wrócić, to nie można (wierzę, że Wilson nie byłby w stanie) zostawić kogoś samego w obcym świecie (*przerażona wizją House'a, który przeczesuje swoją kuchnię, szukając szuflady ze sztućcami*), zmuszając go, żeby nagle całkowicie z niczego zbudował sobie jakieś życie... :smt010

******

Em. napisał:
Zwykle tego nie robię, ale mogę powiedzieć, jak ja widzę zakończenie własnego fika. House, kiedy zaczął grać, przypomniał sobie. Swoje życie i to, że Wilson wolał, żeby cierpiał ale był sobą. To bolało, ale nie miał mu już nic do powiedzenia, bo jego najlepszy przyjaciel okazał się również największym egoistą.

No i dobrze, Em., że to napisałaś, bo przynajmniej nie muszę się martwić, że Wilson porzucił bezradnego House'a. Mimo to nie przekonają mnie twoje argumenty :smt016 House sam jest egoistą, w altruizm nie wierzy, więc czemu miałby mieć to za złe Wilsonowi? (wiem, że mieszam Twojego fika z "rzeczywistością", ale ja zawsze wybieram te argumenty, które pasują do moich poglądów :smt077 )

Skoro chce Ci się pisać, to pisz jak najwięcej :smt003 (tylko pozytywnie... *prosi* )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Czw 15:58, 28 Sie 2008    Temat postu:

Richie117 napisał:

- Kim... Kim jesteś? - Odezwał się obcym głosem - I kim ja jestem?
- To wyjątkowo głupi żart, House. Przestań.

*intensywnie myśli, w jakim fiku czytała odwrotną scenę*


*myśli jeszcze intensywniej, ale nie wie* :smt017

Richie117 napisał:

i to właśnie jest wspaniałe :smt003 idealny kontrast dla Wilsona-prosto-z-pudełka :smt042


A dostanę gwarancję?:smt005

Richie117 napisał:

- To nie jest jedyny powód, dla którego chcesz się mną opiekować i ja zamierzam odkryć to, co ukrywasz.
no to się zaczyna... :smt010
Em., Freud miałby dużo do powiedzenia na temat twojej skłonności do rozwalania Hilsonowej przyjaźni... :smt010


A co dokładnie masz na myśli?



No cóż, nie zdołałabym skomentować twojego komentarza w odpowiedni sposób. Jak zaznaczałam już wcześniej, czytanie twoich komentarzy [zazwyczaj tych do mojej twórczości] często jest dużo przyjemniejsze od pisania. Ale ty wiesz, że śmiałam się przez cały czas, prawda? :smt003


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:31, 28 Sie 2008    Temat postu:

Em. napisał:
Richie117 napisał:

- Kim... Kim jesteś? - Odezwał się obcym głosem - I kim ja jestem?
- To wyjątkowo głupi żart, House. Przestań.

*intensywnie myśli, w jakim fiku czytała odwrotną scenę*


*myśli jeszcze intensywniej, ale nie wie* :smt017

EUREKA!!! chyba sobie przypomniałam :smt003
to chyba był [link widoczny dla zalogowanych] (chociaż nie pamiętam, czy to było po tym ataku na początku, czy po biopsji mózgu...)

Em. napisał:
Richie117 napisał:

- To nie jest jedyny powód, dla którego chcesz się mną opiekować i ja zamierzam odkryć to, co ukrywasz.
no to się zaczyna... :smt010
Em., Freud miałby dużo do powiedzenia na temat twojej skłonności do rozwalania Hilsonowej przyjaźni... :smt010


A co dokładnie masz na myśli?

Mówiąc brutalnie - mam na myśli to, że niecierpisz Hilsona i robisz wszystko, żeby ich rozdzielić :smt016

Em. napisał:
Ale ty wiesz, że śmiałam się przez cały czas, prawda? :smt003

coś tak właśnie czułam :smt002 Teraz czekam na moment, aż ktoś mi bez owijania w bawełnę powie(napisze), że mam przestać pieprzyć i wszędzie wciskać Hilsona w wersji looove :smt005


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:52, 28 Sie 2008    Temat postu:

Cytat:
Teraz czekam na moment, aż ktoś mi bez owijania w bawełnę powie(napisze), że mam przestać pieprzyć i wszędzie wciskać Hilsona w wersji looove

Richie, nawet nie waż się przestawać!! Wciskaj, gdzie się da, a jak coś, to ja zawsze jestem chętna do pomocy w tej kwestii!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin