Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Wilson, pszczoły i wielka ryba [Z]
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:53, 22 Lis 2009    Temat postu: Wilson, pszczoły i wielka ryba [Z]

Kategoria: love

Zweryfikowane przez Pino


To taki mały, szalony twór, który planuję zamknąć w trzech rozdziałach
Korekta i zmuszanie/zachęcanie do pisania: Vincent Dziękuję!
^_^


1.
- Jedziemy na ryby – oświadczył House, wpadając do gabinetu przyjaciela, tradycyjnie w pogardzie mając tak nieistotne szczegóły jak pukanie czy przywitanie. O dziwo, zignorował też zupełnie istnienie kanapy i w zamian za to wybrał krzesło naprzeciwko Wilsona. Rozsiadł się wygodnie i wbił w niego wzrok. Z rękoma wspartymi na lasce, skupieniem w oczach i strategiczną pozycją po drugiej stronie biurka, wyglądał niemal jak śledczy.
- Teraz? – zapytał tylko onkolog nieprzytomnie, nie unosząc nawet głowy znad sterty wypełnianych właśnie papierów. Jeśli coś w propozycji House’a wytrąciło go z równowagi, to nie dał tego po sobie poznać. Wyglądał po prostu na zaskoczonego tym, że ktoś każe mu przerwać pracę. Czy chodzi o pójście na kawę, czy zmaganie się z rybami, nie miało najwyraźniej dla niego żadnego znaczenia.
- Nie, idioto – odparł House pogardliwym tonem. – To byłoby nierozsądne – dodał przewracając oczami, zupełnie jakby tłumaczył coś opornemu dziecku.
- Ale... - zaczął Wilson, unosząc nareszcie głowę znad sterty papierzysk i patrząc nieprzytomnie w oczy przyjaciela. Wyraz jego twarzy był połączeniem zmęczenia oraz zdziwienia.
- Jutro. To zajmie tylko trzy dni – zakończył House uśmiechając się szelmowsko.
- Oszalałeś. Mam pacjentów – stwierdził tylko onkolog zrezygnowanym głosem, spuszczając ponownie wzrok. House, widząc, że ten i tak na niego nie patrzy, pozwolił sobie na zmarszczenie brwi i zaniepokojone spojrzenie. Wilson nie wyglądał ostatnio dobrze, był blady, zmęczony i miał wiecznie podkrążone oczy. Przydałby mu się urlop, choć sam jeszcze o tym nie wiedział.
- Twoi pacjenci i tak umierają – przypomniał mu po raz setny kpiącym głosem, próbując nie okazać zdenerwowania. Jednak przyjaciel usłyszał lekkie wahanie w jego głosie i spojrzał na niego z niedowierzaniem
- Wyszedłeś z formy, House? Powiedziałeś to dość niewinnie. Co ty knujesz?
– A zatem jutro jedziemy. Idę poinformować o tym Cuddy – przerwał mu szybko diagnosta z wyraźnie złośliwym błyskiem w oku.
- Czy ja mam w ogóle coś do powiedzenia? – zapytał Wilson zrezygnowanym głosem, zerkając na drugiego mężczyznę bez większej nadziei.
- Nie – oświadczył ten, nie kryjąc rozbawiania.
Na chwilę zapadła między nimi cisza. Wilson najwyraźniej próbował przegrupować siły i znaleźć jakieś logiczne argumenty, które uratowałyby go przed kolejnym szalonym pomysłem House’a. Po chwili jakby skapitulował, skulił się odrobinę w sobie, wziął głęboki oddech i zmusił do spojrzenia na przyjaciela.
- House, powiem krótko. Ty nie lubisz takich rzeczy. Ja to wiem i ty to wiesz, nie ma co się więc oszukiwać. Będzie zimno i mokro, od tego wszystkiego rozboli cię noga. Pewnie spadnie deszcz i zmyje nas do wody, potem przyjdzie burza i umrzemy w tej wodzie. Będziesz narzekał, sarkał i zrzędził. Będziesz...
- Będę z tobą.
To uciszyło Wilsona. Proste zdanie wypowiedziane spokojnym głosem, połączone z tym uśmiechem, który tak uwielbia i który tak rzadko miał okazję ostatnio oglądać.
- To kiedy jedziemy? – zapytał wzruszając ramionami i rozsiadając w fotelu, próbując przybrać nonszalancką pozę osoby, która lubi łowić ryby, która lubi wakacje na łonie natury i która wie na co się właśnie pisze. – I tak nie przekonasz Cuddy – dodał złośliwie. Tak dla zasady, żeby House nie pomyślał, że poszło mu zbyt łatwo.
- Cuddy zostaw mnie – odparł ten, ze złośliwym uśmiechem zapowiadającym nieszczęścia i nadgodziny w przychodni. Już po chwili Wilson został sam, z przyspieszonym oddechem, rumieńcem na twarzy i pustką w głowie.


Za nic nie przyznałby się do troski o przyjaciela. Jednak, kiedy nadszedł moment, w którym Wilson zaczął całe dnie spędzać w szpitalu, z nieodłącznym kubkiem kawy w dłoni i nieobecnym spojrzeniem, postanowił, że musi coś z tym zrobić.
- Musisz dać Wilsonowi urlop – stwierdził, kiedy zatrzasnął za sobą z hukiem drzwi od gabinetu Cuddy. Przykuśtykał do jej biurka szybkim krokiem i ostentacyjnie spojrzał na jej dekolt.
- Jesteś jego mamusią? – zapytała odrywając się niechętnie od pracy.
- Nie ale twoja powinna ci powiedzieć jak masz się ubierać żeby nie wzięli cię za prostytutkę – odpowiedział znudzonym głosem. – To co będzie z tym urlopem? Zaznaczam od razu, że ja też biorę parę dni wolnego – dodał po chwili.
- Wilsonowi faktycznie przyda się urlop – zaczęła ostrożnie, ignorując zupełnie komentarz diagnosty.
- A zatem załatwione – stwierdził House kuśtykając pospiesznie w kierunku drzwi.
- Wilsonowi tak, ale tobie nie. Odpracujesz te godziny – zakończyła zdecydowanym tonem i czymś na kształt satysfakcji w głosie.
House zatrzymał się z ręką zaciśniętą na klamce.
- Właściwie zastanawiam się dlaczego w ogóle dałaś mu urlop – stwierdził uśmiechając się przebiegle.
- Och, dobrze wiesz dlaczego. – Przewróciła oczami. – Martwię się o niego tak samo jak ty.
Zaprzeczanie byłoby bezcelowe, zacisnął więc tylko usta i skinął głową.

Była piąta rano i Wilson czuł, że zaraz zaśnie. Stał oparty o samochód czekając aż House wpakuje wszystko do bagażnika. Nie wiedział dlaczego się na to zgodził. A nawet jeśli jakiś złośliwy głos w tyle głowy przekonywał, że to wierutne kłamstwo, ignorował go. Jechali jego samochodem i to on miał prowadzić. Teraz nikt już nie powie, że został porwany wbrew woli. Stawiał opór? Dobre sobie.
- Przypomnij mi dlaczego...
- ...dlaczego się na to zgodziłeś? – zakończył szybko House, uśmiechając się przebiegle.
Wilson wymamrotał w odpowiedzi coś niezrozumiałego i oddalił się kawałek od samochodu. Wiedział, że urlop mu się przyda, nawet sam planował go od jakiegoś czasu. Właściwie to już od paru miesięcy... Zawsze jednak było coś ważniejszego do roboty. Czuł się zmęczony i coś mu mówiło, że po tych paru dniach z House’m to zmęczenie wcale nie minie.
- Wszystko spakowane – krzyknął House pakując się do samochodu. – Teraz twoja kolej, panie kierowco – dodał złośliwie.
- Zapowiada się długa podróż – wyszeptał Wilson zrezygnowanym głosem, otwierając drzwi i siadając na swoim miejscu. Kiedy odpalał samochód czuł na sobie uważne spojrzenie przyjaciela.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pino dnia Śro 21:44, 14 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ruby
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Koszalin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:43, 22 Lis 2009    Temat postu:

Zapowiada się przyjemny fik

Cytat:
- House, powiem krótko. Ty nie lubisz takich rzeczy. Ja to wiem i ty to wiesz, nie ma co się więc oszukiwać. Będzie zimno i mokro, od tego wszystkiego rozboli cię noga. Pewnie spadnie deszcz i zmyje nas do wody, potem przyjdzie burza i umrzemy w tej wodzie. Będziesz narzekał, sarkał i zrzędził. Będziesz...
- Będę z tobą.


To takie urooczeee

Gdy tylko przeczytałam tytuł fika, po prostu MUSIAŁAM wejść i przeczytać. Teraz się ode mnie nie odczepisz
To wszystko przez to, że jestem nazywana Rybą

Czekam na kolejne części


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dziaga
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 07 Gru 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:05, 22 Lis 2009    Temat postu:

Haha zaczyna się na prawdę ciekawie! Wilson ma racje, umrą w tej wodzie! Przynajmniej będzie śmiesznie. Podoba mi się twój styl pisania, jest taki lekki, że aż chce sie czytać ;pp

Pozdrawiam i czekam na kolejną część,
Dziaga


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vincent
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:22, 22 Lis 2009    Temat postu:

Czy ja cię do czegokolwiek zmuszam? Ja tylko wywieram drobną presję

Chociaż następnym razem zamknę cię chyba w piwnicy o chlebie i wodzie i nie ma wymówek, że mi się komputer zepsuł


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:34, 22 Lis 2009    Temat postu:

Ruby: Następne części na pewno będą także żadne 'groźby' mi nie straszne

Dziaga: Jak możesz życzyć im śmierci? Mam nadzieję, że to Cię nie zniechęci do tego tekstu, ale na razie nie planuję nikogo topić xD

Vincent: I właśnie za tę presję dziękuję


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pino dnia Nie 21:35, 22 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:31, 23 Lis 2009    Temat postu:

A mnie intrygują pszczoły w tytule Nie mogę się zdecydować, kto powinien zostać użądlony (i gdzie )

Cytat:
Jechali jego samochodem i to on miał prowadzić. Teraz nikt już nie powie, że został porwany wbrew woli. Stawiał opór? Dobre sobie.


Nice Wydaje mi się, że właśnie coś takiego by sobie pomyślał, idealnie dopasowane

Czekam na następną część :>


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
milea
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 2104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: The Mighty Boosh
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 11:45, 26 Lis 2009    Temat postu:

A ja się zastanawiam, gdzie będą nocować. Proszę o namiot + śpiwór! Najlepiej jednoosobowy i mają się w nim zmieścić

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:23, 26 Lis 2009    Temat postu:

333bulletproof: Jesteś kolejną która osobą, która życzy źle chłopcom. Jak nie utopić, to użądlić. Kuszące

Cytat:
Wydaje mi się, że właśnie coś takiego by sobie pomyślał, idealnie dopasowane


Dziękuję

milea: To się okaże dopiero w następnym rozdziale ^^ Nie wiem czy jednoosobowy śpiwór to dobry pomysł. Po dostaniu się do środka, nie mogliby się już ruszyć - to nie zostawia dużego pola manewru


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:57, 28 Lis 2009    Temat postu:

Uff, a oto i drugi rozdział...
Pomoc, korekta oraz słuchanie zrzędzenia: Vincent
Live long and prosper! xD


2.
Było wcześnie rano i mało czasu zajęło im wydostanie się z miasta. Już po godzinie krajobraz zaczął się zmieniać, a otaczające ich zabudowania stawały coraz mniejsze i rzadsze. To House trzymał mapę i wiedział gdzie mają jechać, ale ograniczał się jedynie do rzucenia od czasu do czasu jakiegoś kierunku. Wilson pomyślał z przekąsem, że czuje się pewnie jak jakiś cholerny kapitan statku, kiedy wykrzykuje z ustami pełnymi chipsów: ‘Bardziej na wschód, idioto’. Brakowało tylko żeby jeszcze wskazywał kierunek laską. Nie przeszkadzało mu to jednak, raczej w jakiś dziwny sposób relaksowało. Było coś uspokajającego w tym, że to nie on podejmuje decyzje, a ogranicza się jedynie do wprowadzania ich w życie. To tylko prowadzenie samochodu, upominał się w myślach. Jednak po raz pierwszy od dłuższego czasu czuł spokój.
Kiedy w końcu, w południe zrobili sobie przerwę na stacji benzynowej, całkiem jasne okazało się na kim spoczywają koszty całej tej wycieczki.
- Twój samochód, twoja benzyna – oświadczył House kuśtykając w kierunku małego sklepu, znajdującego się obok stacji. – Idę kupić sobie coś do jedzenia.
- Sobie? – wycedził Wilson, mrużąc niebezpiecznie oczy.
- Och, tobie też coś przyniosę – odparł machając lekceważąco ręką. I już po chwili zniknął za drzwiami.
Wilson wziął jeden głęboki oddech, wyrzucił z głowy myśl o zostawieniu House’a samego na tym pustkowiu i zabrał się do tankowania samochodu.

Dziesięć minut później...

- House, to nie nadaje się do jedzenia! Jak my mamy przeżyć na tym czymś trzy dni?
- Och, nie przejmuj się tak, to tylko zakąski. Będziemy przecież jeść ryby, które złowimy. Jak prawdziwi mężczyźni.
Słysząc dumę w głosie przyjaciela Wilson złapał się tylko za głowę i zacisnął wargi. Zatankował już samochód i zapłacił za benzynę, teraz z rosnącym przerażeniem patrzył na to, co kupił diagnosta. Nie było sensu się kłócić, odpalił bez słowa samochód i ruszyli w dalszą drogę.
- Daleko jeszcze? – zapytał po blisko godzinie nieprzyjemnej ciszy. – Właściwie nie powiedziałeś mi jeszcze gdzie dokładnie jedziemy.
- Wiedziałem, że w końcu o to zapytasz – stwierdził House. – Gdyby to było konieczne, już dawno bym ci powiedział. Masz tylko prowadzić. A skoro o tym mowa – ciągnął patrząc na drugiego mężczyznę znudzonym wzrokiem – musisz zaraz skręcić w prawo.
- Ale dojedziemy tam dzisiaj? – zapytał po chwili niepewnie, kiedy już skręcił w małą nie oznakowaną dróżkę.
- Jeśli zamiast gadać, zaczniesz prowadzić to na pewno.
Wilson słysząc rosnącą irytację w głosie drugiego mężczyzny, postanowił na razie uciąć ten temat. House wie, co robi. Prawda?

Owszem, dojechali na miejsce. Późnym wieczorem, kiedy Wilson już prawie spał nad kierownicą. Mechanicznie skręcał tam, gdzie kazał mu przyjaciel, który z kolei nie zdradzał oznak zmęczenia. Wręcz przeciwnie, wystukiwał nieustannie palcami jakąś nieznaną Wilsonowi melodię. Skręcali w coraz to mniej uczęszczane drogi i w końcu, kiedy już myślał, że zaśnie usłyszał okrzyk: ‘Jesteśmy na miejscu!’. Przejechali właśnie przez jakąś bramę.
Zatrzymał samochód, ale dobrą chwilę zajęło zanim dotarło do niego, co to właściwie oznacza.
- Spać... - oświadczył przecierając ze zmęczenia oczy, ziewając i wywołując tym zachowaniem delikatny uśmiech na twarzy House’a
Uśmiech zniknął jak tylko diagnosta poczuł na sobie nieprzytomne spojrzenie przyjaciela.
- A teraz najlepsze – oświadczył House. – Rozkładanie namiotu.
- Co? – To było wszystko, co był w stanie wydusić z siebie w tym momencie onkolog. Nie miał siły już siedzieć, ledwo trzymał głowę prosto - Nic się nie bój. To jeden z tych namiotów, które ‘rozkładają się w mig i nie przeciekają nic a nic’.
Wilson wciągnął głęboko powietrze i złapał się za głowę, kiedy usłyszał te słowa.
- Powiedz, że nie kupiłeś jednego z tych namiotów, które reklamowali ostatnio w...
- Owszem – przerwał mu diagnosta, uśmiechając się bezczelnie. – To ten. Model ‘Billy 500’ – zakończył z głosem, w którym chyba pobrzmiewała – nie, to nie może być to – duma. – To właśnie z tej reklamy wziąłem pomysł żeby zabrać cię na ryby.
Wilson zbierał właśnie siły żeby udusić swojego najlepszego przyjaciela, kiedy usłyszał pukanie w okno. Nawet House podskoczył na ten dźwięk.
- Czy ty też właśnie pomyślałeś o Teksańskiej Masakrze piłą mechaniczną? Pustkowie, noc, wokół las...
- Przestań!
Przerwało im ponowne pukanie w szybę, tym razem od strony House’a. Uśmiechnął się łobuzersko i ze spokojem otworzył drzwi.
- Dobry wieczór, panie Johns. Z małym opóźnieniem, ale dotarliśmy.
- Witam. Pan House, tak?
- Tak – odpowiedział z trudem wychodząc z samochodu. Kiedy tylko stanął na nogach skrzywił się i złapał za udo.
- Wszystko w porządku? – zapytał pośpiesznie Wilson, momentalnie zapominając o gniewie z powodu żartów przyjaciela.
House przytaknął nieznacznie i zwrócił się do nieznanego Wilsonowi człowieka. Johns?
- Rozmawialiśmy przez telefon parę dni temu. Przysyła mnie...
- Doktor Miles. Tak, wiem. Co się stało, że nie może przyjechać w tym roku?
- Sprawy rodzinne.
- Aha. No cóż, trudno, zaraz pokaże panu, gdzie będziecie mieszkać. Samochód można zostawić tutaj.
Głowa House’a pojawiła się w samochodzie tylko na kilka sekund, zabrał swój plecak i już po chwili zatrzasnął drzwi.
- Wilson, wysiadamy!
Miles, Miles... Wiem! To był jeden z chirurgów pracujących w Plainsboro. Tylko skąd znał go House?
Te i wiele innych pytań cisnęło mu się na usta, ale stwierdził, że poczeka z nimi aż znajdą się pod jakimś dachem. Bo jak wynikało z krótkiej rozmowy, jakiś dach miał się dla nich znaleźć. Niechętnie wyszedł z samochodu i poczuł nieprzyjemny dreszcz, kiedy otoczyło go chłodne, wieczorne powietrze. Powoli obszedł samochód żeby przywitać się z nieznanym mu mężczyzną.
- Jestem James Wilson, miło mi.
W odpowiedzi otrzymał tylko krótkie skinienie głową. Zbyt zmęczony żeby analizować zachowania innych ludzi wzdrygnął tylko nieznacznie ramionami i poszedł wypakowywać bagaże. Na szczęście nie było tego zbyt dużo. Już po chwili dokuśtykał do niego House.
- Dam sobie sam radę – oświadczył onkolog, marnie udając nonszalancję, próbując dodać do swojego głosu coś poza zmęczeniem i troską o przyjaciela. Widział, że noga dokucza mu bardziej niż zwykle, ale nie chciał też żeby House posądził go o litość, czy coś równie irytującego.
- Przestań – parsknął House. – Z nas dwojga to ty gorzej wyglądasz.
- Jak chcesz – odparł krótko Wilson nie chcąc dłużej drążyć tego tematu, wiedząc, do czego doprowadzi kurczowe upieranie się przy swoim.
Wzięli bagaże, po czym zamknęli samochód i ruszyli za wyraźnie już zniecierpliwionym gospodarzem.
- Lubicie łowić ryby? – zapytał po chwili mężczyzna o aparycji starego wilka morskiego.
- Uwielbiamy! - wykrzyknął House zanim Wilson zdążył powiedzieć, co mu leży na sercu.
- Nie widzę żebyście mieli przy sobie wędki – stwierdził, zerkając na nich podejrzliwie.
- Miles powiedział, że wszystko można tu kupić – odparł pośpiesznie diagnosta, odpowiadając tym samym na nieme pytanie Wilsona, który również zastanawiał się jak będą łowić bez wędek. Właściwie ich brak dawał mu pewność, że House jednak żartował. A jednak...
- Oczywiście, oczywiście. Możecie też wynająć łódkę i...
Dalszej części nie słyszał. Łódkę. Znajdą się na środku jeziora, z dala od ziemi. Woda i łódka. Zapewne jakaś rozsypująca się stuletnia łupinka. Może jednak trzeba było napomknąć mimochodem o strachu przed wodą, utonięciem i innymi nieprzyjemnymi rzeczami... Nagle usłyszał swoje imię, poczuł na sobie dwie pary czujnych oczu i ciepłą rękę na ramieniu.
- Słucham?
- Jesteśmy już na miejscu – powiedział spokojnie House, patrząc na niego z troską i dopiero po chwili zabierając rękę. – Wszystko w porządku?
- Tak, jestem tylko trochę zmęczony – odparł zaraz tego żałując. Pan Johns chyba miał wyrobioną opinię o mieszczuchach zabierających się za łowienie ryb. Pod jego surowym spojrzeniem wyprostował się i zdobył na uśmiech. – To tu? – zapytał szybko, rozglądając się wokoło i czując ulgę na widok małego drewnianego domku. Cztery ściany, dach, łóżko. Spać.
- Tak, to tu. Ja mieszkam jakieś dwieście metrów dalej. O, w tamtym kierunku – powiedział wskazując ręką nieprzeniknione ciemności. – Chyba darujemy sobie oprowadzanie. Resztę możemy załatwić jutro.
Dał House’owi klucze, poczekał jeszcze chwilę aż otworzy drzwi i bez pośpiechu ruszył we wskazanym przed chwilą kierunku. Już po chwili zniknął w ciemności.

- Miles? Ten Miles? Miles-chirurg? – było pierwszym pytaniem Wilsona kiedy zamknęły się za nimi drzwi i owionęło go ciepłe powietrze z kominka.
- A znasz innego? – zapytał z politowaniem House. – Słyszałem jak zachwycał się tym miejscem, opowiadał, że jeździ tu od lat i złożyłem propozycję nie do odrzucenia.
- Nie chcę nic o tym wiedzieć! – wykrzyknął Wilson rzucając torby na podłogę i rozglądając się wokoło.
- Jak chcesz, ale zapewniam cię, że to bardzo ciekawa historia – oświadczył przyjaciel uśmiechając się w bardzo wiele mówiący sposób.
- ‘Sprawy rodzinne’? – parsknął Wilson.
- W pewnym sensie tak...
- I to wszystko tylko po to żeby łowić ryby? – zapytał z niedowierzaniem.
- Już mówiłem. Łowić ryby z tobą. – oświadczył House uśmiechając się przebiegle. Tak, że Wilson nie wiedział czy żartuje, czy wręcz przeciwnie. Najlepsze wyjścia są zawsze najprostsze, zamiast próbować zrozumieć, o czym mówi do niego House postanowił przejść się po domku.
Nic wielkiego. Jedno łóżko i kanapa. Kominek, mała kuchnia i łazienka. Wszystko czyste i przytulne.
- Postarałeś się.
- Postarałem.

Mimo, że dom okazał się być trochę trudny w użyciu - woda była zimna, rury wydawały nieokreślone dźwięki, a kanapa (bo kto, jak nie on mógł spać na kanapie) była twarda, Wilson jednak nie zmienił o nim swojego zdania. Po chwili spał już spokojnym i głębokim snem. House przed pójściem spać łyknął jeszcze jeden Vicodin i zrobił małą rundkę po domku. Kanapa stała po przeciwnej stronie pokoju i bliżej jej było do ciepłego kominka. House patrzył chwilę na mamroczącego coś Wilsona po czym wrzucił trochę drewna do ognia. Zanim zawinął się w koc wyszeptał jeszcze ciche ‘dobranoc’. Tak jak przypuszczał, jedyną odpowiedzią było westchnienie.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
iskrzak
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 1646
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:42, 28 Lis 2009    Temat postu:

Cytat:
Nic wielkiego. Jedno łóżko i kanapa. Kominek, mała kuchnia i łazienka. Wszystko czyste i przytulne.
- Postarałeś się.
- Postarałem.


Słodkie. :3
Zwłaszcza wzmianka o jednym łóżku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ruby
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Koszalin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:14, 28 Lis 2009    Temat postu:

Kolejna część! YAY!

Cytat:
czuje się pewnie jak jakiś cholerny kapitan statku, kiedy wykrzykuje z ustami pełnymi chipsów: ‘Bardziej na wschód, idioto’.
Świetne xDDDDD

Cytat:
- Twój samochód, twoja benzyna – oświadczył House kuśtykając w kierunku małego sklepu
No i Jimmy znowu dał się wrobić

Ogólnie bardzo fajny ten fik ^^
Czekam na dalszą część i na łowienie ryb


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
milea
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 2104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: The Mighty Boosh
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:25, 28 Lis 2009    Temat postu:

Super wątek namiotowy jak oczekiwałam, jest

teraz trzeba ich upchnąć do jednego łóżka! nie może tak biedny Wilson na kanapie spać


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:46, 01 Gru 2009    Temat postu:


Cytat:
(...) cholerny kapitan statku, kiedy wykrzykuje z ustami pełnymi chipsów: ‘Bardziej na wschód, idioto’


Przyszedł mi do głowy House, który jakimś cudem dostał się na Czarną Perłę i próbuje zdominować Sparrow'a *_*

I wcale im źle nie życzę!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:44, 05 Gru 2009    Temat postu:

To już trzecia i ostatnia część. Sprawiła mi sporo kłopotów, dlatego też trochę dłużej trzeba było na nią czekać. Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze. Miłego czytania!

Z dedykacją dla Vincenta ^_^



3.
Najpierw zapach kawy. Ciężki, apetyczny i sprawiający, że aż chce się otworzyć oczy. Później promienie słońca, nerwowe mruganie, przecieranie powiek i lekka irytacja. Tym, co sprawiło, że Wilson ostatecznie się obudził nie była jednak żadna z tych dwóch rzeczy. Powód był inny, dość szkaradny i zadziwiający, wprawiający w nerwowy chichot. Powód znajdował się na jego przyjacielu..
- Cholera. To się nazywa odrobienie pracy domowej.
- O co ci chodzi? – zapytał House uśmiechając się szelmowsko i próbując przywołać niewinny wyraz twarzy. Bezskutecznie.
- O TO! – wykrzyknął Wilson dość histerycznie wskazując ręką na kamizelkę, którą House miał na sobie. Dziwna brudno-zielona szkarada obwieszona jaskrawymi przynętami. Wyglądała dość dziwnie w towarzystwie wygniecionych dżinsów i koszulki z wielkim napisem ‘Sex Pistols’. – Oszalałeś.
- Och, nie psuj mi zabawy – odparł tylko diagnosta z grymasem znudzenia na twarzy. Wyciągnął w jego kierunku rękę i dopiero wtedy Wilson zauważył, że przyniósł mu kubek kawy.
- Dziękuję – powiedział dość niepewnie biorąc do ręki gorące naczynie. Podmuchał przez chwilę na zawartość i pod uważnym spojrzeniem House’a wziął drobny łyk. – Hm. Dobra, jeszcze raz dziękuję. Co w ciebie wstąpiło? – dodał na końcu zerkając dość podejrzliwie na drugiego mężczyznę.
Wypowiedziane dość gderliwym tonem ‘i bądź tu miły’ miało mu posłużyć za jedyną odpowiedź.

Jak się później okazało, nie miał to być dla Wilsona koniec niespodzianek tego dnia. Kiedy nareszcie wygrzebał się z łóżka, umył i ubrał, wyszło na jaw że House zdążył już wszystko zorganizować. Zdobył wędki, łódkę (i kamizelkę!), zdążył nawet zrobić śniadanie. Jajecznica, choć wyglądała podejrzanie okazała się być w smaku wcale nie gorsza od kawy. Wilson wciąż nie mógł wyjść z podziwu dla entuzjazmu House’a. Udawany, czy nie, był bardzo przekonujący. Nigdy wcześniej nie słyszał żeby przyjaciel miał takie zainteresowania i teraz chciał tylko, żeby House’owi łowienie ryb naprawdę sprawiało radość. Bo jeśli okaże się, że robi to tylko dla niego... To będzie oznaczać coś bardzo dziwnego, nad czym najlepiej się na razie nie zastanawiać. Nie, kiedy jest daleko od szpitala i bezpiecznej wymówki, jaką daje praca. Nie, kiedy mają przed sobą cały dzień, który mają spędzić przyjemnie. Nie, kiedy House włożył w to wszystko tyle wysiłku. Nie, to nie czas na takie rozmyślania.

Gdzieś w głębi serca wciąż miał nadzieję, że ominie go ta część łowienia, w której występuje łódka.
- Ryby można łowić też z brzegu – oświadczył poważnie. - Chyba są tu jakieś pomosty i...
- Przestań. Już ci powiedziałem, że wsiądziesz do tej łódki. To dopiero będzie zabawa – oświadczył House z uśmiechem, który sprawił, że Wilsonowi przeszły ciarki po plecach.
I jak mógł mu odmówić, kiedy ten mówił o tym z takim entuzjazmem i uśmiechał się w taki sposób? Przepadł. Pół godziny później znalazł się na pokładzie, opuścił ląd czy jak by tego nie nazwać. Najważniejsze, że był na środku jeziora w małej chwiejnej łupince napędzanej siłą mięśni House’a i własnym przerażeniem. Siedział zgarbiony w bijącej po oczach pomarańczowej kamizelce ratunkowej i próbował przywołać na twarz coś, co chociaż imitowałoby uśmiech. Nie zepsujesz tego, nie zepsujesz... Nie wiedział, co ze sobą zrobić, patrzeć na oddalający się brzeg, podziwiać czyste niebo czy dalej gapić się na ramiona wiosłującego House’a.
- Gapisz się.
Cóż, to załatwiło sprawę ostatniej opcji.
- Nieprawda. Skupiam się. Próbują siłą woli sprowadzić tę łódkę z powrotem na brzeg.
- Uspokoiłeś mnie. Już się bałem, że popełniłem błąd oddalając się tobą tak daleko od cywilizacji. Sam na sam. – Ostatnie trzy słowa połączył z dość sugestywnym uniesieniem brwi.
- Cóż, winić za to możesz tylko siebie – odparł Wilosn kiedy już odzyskał oddech. Powiedział to dość neutralnym tonem, ot, zwykła pogawędka dwóch przyjaciół na rybach. To, co widzi w oczach House’a i to, co czuje w swoim żołądku nie jest niczym dziwnym.
- Sugerujesz, że jednak popełniłem błąd? – zapytał po chwili House uśmiechając się złośliwie.
- Skończmy już ten temat – uciął Wilson oblewając się rumieńcem. – Patrz lepiej, gdzie wiosłujesz.
- Och, nie bój się. Szanse na to, że uderzę w coś na środku jeziora są niewielkie, ale właściwie masz rację. Tutaj będzie dobrze – odpowiedział rozglądając się i wyciągając wiosła z wody. – Chyba jesteśmy wystarczająco daleko od cywilizacji.
- Wystarczająco? Do czego? – zapytał otwierając szeroko oczy, nie wierząc w to co słyszy. House zachowywał się dziwnie, jakby wszystko to, co mówił miało dwa znaczenia. Jedno zwyczajne i przyjacielskie oraz drugie, wprawiające w drżenie i każące się nerwowo rozglądać za jakąkolwiek drogą ucieczki.
- Do łowienia ryb, oczywiście.
Kiedy przeciągnął się, jego plecy wydały głośny dźwięk protestu. Nie zważając na to już po chwili zaczął rozglądać po łódce w poszukiwaniu tego, co Wilson w myślach nazwał zestawem Małego Wędkarza. Trzeba przyznać, że House zaczął nagle zachowywać się bardzo niezdarnie, nie potrafił niczego znaleźć. Chyba trzy razy przysunął się niebezpiecznie blisko i złapał go za ramię żeby sprawdzić czy nie schował gdzieś jego przynęt. Oczywiście znalazły się one później w jego plecaku. Wszystko to zaczynało być podejrzane. Ale tym, co ostatecznie zburzyło spokój Wilsona był moment, w którym House złapał wędkę, obejrzał ją z każdej strony i oświadczył:
- Cholera, nie mam zielonego pojęcia, co z tym zrobić. A prosiłem Johnsa o jakiś podstawowy model!
Wilson na próżno szukał ironii w jego głosie, na próżno też próbował wydobyć głos z siebie. W końcu postanowił, że pominie tę część, w której pyta, co w takim razie tutaj w ogóle robią.
- Daj, pomogę ci.
I tak oto skończyli na środku jeziora, po dwóch stronach łódki, odwróceni do siebie plecami. Każdy z wędką w ręce i każdy z mieszanką skupienia oraz znudzenia na twarzy. Mała wskazówka jego zegarka dotarła do dwunastki, kiedy słońce zaczęło grzać niemiłosiernie. Oczywiście, Wilson w przeciwieństwie do House’a nie zaopatrzył się w żadną czapkę i czuł, że zanim wrócą na brzeg dostanie udaru słonecznego.
- I jak? Biorą? – zapytał nagle Wilson. Były to pierwsze słowa, jakie padły między nimi po blisko pół godzinie milczenia.
- Nie.
- U mnie też nic.
- To może coś zjemy – zaproponował House po paru kolejnych minutach ciszy. Jemu chyba też zaczynał przeszkadzać ten nagły brak tematów do rozmowy.
- Pewnie – odparł, chociaż jedzenie było ostatnią rzeczą, na jaką miał teraz ochotę. Wolał już jednak zmusić się do zjedzenia jakiegoś świństwa, które kupił jego przyjaciel niż dalej tak bezmyślnie siedzieć.
- Tu gdzieś powinien być jakiś uchwyt – dobiegło go ciche mamrotanie - żebym nie musiał trzymać tego cholerstwa... O, jest! – Wilson był nadal odwrócony plecami do House’a i nie mógł widzieć, co ten robi, ale domyślił się, że przyczepił do czegoś wędkę żeby mieć wolne ręce.
Znów zapadła cisza i zaniepokojony Wilson zaczął się zastanawiać, co właściwie zjedzą, kiedy nagle poczuł na ramieniu ciepłą dłoń. Nagle dotarła do niego szalona myśl, że House zdecydowanie chciał mieć wolne ręce...
- Byłem cierpliwy – usłyszał tuż przy uchu.
- Co ty... - zapytał próbując odwrócić głowę, odsunąć się od tego dziwnego źródła strachu i podniecenia.
- Zabrałem cię na ryby – przerwał mu House, kładąc drugą rękę na karku i uniemożliwiając spojrzenie na niego.
- Nadal nie... - podjął rozpaczliwie, chcąc zrozumieć, co właściwie się dzieje.
- Nie cierpię przebywać na, tak zwanym „łonie natury”, nie cierpię łowić ryb – ciągnął ochrypłym, przyprawiającym o drżenie głosem. - Ale teraz jesteśmy tutaj – zakończył tuż przy jego uchu, zmuszając do zamknięcia oczu i wysyłając dziwną wibrację w dół kręgosłupa. Z ust Wilsona wydobyło się mimowolne westchnienie. Poczuł na karku szorstki policzek House’a i usta wyraźnie układające się w uśmiech.
- Wiedziałem – oświadczył odsuwając się nagle od niego, pozostawiając dziwne uczucie pustki.
- Co wiedziałeś? – burknął po chwili Wilson, nie kryjąc złości i jednocześnie nawet nie próbując się odwrócić. Z krwistym rumieńcem na twarzy i przyspieszonym oddechem, powoli otworzył oczy, po raz pierwszy tego dnia był w pełni skupiony na łowieniu ryb.
- Wiedziałem, że nie tylko ja znam tysiąc i jeden sposobów na użycie wędki – zakpił House.
Tego już był za wiele.
- Wracamy – oświadczył nagle młodszy mężczyzna, poważnym i zdecydowanym głosem. – Nie wiem, co chciałeś osiągnąć przez ośmieszanie mnie, ale mam nadzieję, że w przeciwieństwie do mnie dobrze się bawisz.
- Przestań, jeszcze nic nie złowiliśmy, o zjedzeniu drugiego śniadania nawet nie wspomnę. – I jakby na dowód, otworzył jakiś słoik, który wygrzebał z plecaka.
- Wracamy. Nie mam zamiaru siedzieć tu z tobą ani chwili dłużej! – krzyknął nagle Wilson zrywając się na równe nogi. Nawet dla niego zabrzmiało to zawstydzająco histerycznie. Pod wpływem gwałtownego ruchu cała łódka zaczęła się chwiać. Próbując złapać równowagę wyrzucił z ręki wędkę i złapał się pierwszego stabilnego obiektu na jaki trafił, ramion House’a. To się robi żałosne, gorzej już być nie może pomyślał, kiedy jego nos znalazł się centymetr od nosa drugiego mężczyzny. Ten z kolei nie wyglądał na spanikowanego, w jednej ręce miał słoik, który okazał się być pełen masła orzechowego, a w drugiej łyżeczkę, którą właśnie pakował do ust.
- Nie przeszkadzaj sobie – powiedział z pełnymi ustami i błyskiem rozbawienia w oczach. – Wyrzuć za burtę coś jeszcze. - Obaj równocześnie spojrzeli na wodę, w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą widać było kawałek idącej na dno wędki.
- Myślisz, że to jest śmieszne? – zapytał Wilson czerwony ze złości oraz wstydu. Wyglądał jakby za chwilę miał zacząć rzucać, niszczyć i rozrywać. Wszystko tylko po to, żeby zedrzeć House’owi ten uśmiech z twarzy. Jak tylko poczuł, że jest w stanie odsunąć się od niego i nie wpaść przy okazji do wody, puścił jego ramiona. Starając się włożyć w to tyle godności, ile tylko się dało, usiadł. – Odciągasz mnie od pracy, zabierasz na jakąś durną wycieczkę twierdząc, że robisz to dla mnie. Jesteś żałosny! – dodał po chwili, starając się za wszelką cenę zamazać cały ten żenujący incydent sprzed chwili.
- O co właściwie się złościsz? – zapytał nagle House, wykorzystując to, że Wilson zrobił sobie przerwę na głęboki oddech i mordercze spojrzenie.
- Ty!... Co?
- Pytam, o co właściwie się złościsz? – ciągnął spokojnym głosem. – Nie podoba ci się tutaj? Zgoda. Możemy w każdej chwili wyjechać – w jego głosie prze ułamek sekundy dało się wyczuć coś, jakby ból. – Zabrałem cię tutaj z jakichś egoistycznych i pokręconych pobudek? Częściowo. Musisz jednak wiedzieć, że przede wszystkim chciałem żebyś odpoczął. Wyglądałeś ostatnio jak cień samego siebie, nie robiłeś nic poza pracą. Wybrałem więc najbardziej nieprawdopodobny i niedorzeczny sposób na spędzenie wolnego czasu. – Z uśmiechem czającym się w kąciku ust udał, że strzepuje wyimaginowany pyłek z rybackiej kamizelki. - Postanowiłem zabrać cię tutaj.
To wyznanie trochę otrzeźwiło Wilsona, sprawiło, że zanim ponownie się odezwał, wziął jeszcze kilka głębokich oddechów.
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi – zaczął, cedząc każde słowo - o to, że ty... przed chwilą. – Lewą ręką potarł nerwowo policzek, prawą natomiast cały czas kurczowo ściskał na kolanie.
- Nie chciałem cię obrazić.
- Oczywiście, że nie! Sprawdzałeś tylko czy nie ma jeszcze czegoś, czego nie mógłbyś mi wytknąć.
- To nieprawda i dobrze o tym wiesz. Nie żartowałem. – Uśmiechnął się lekko i spojrzał mu prosto oczy. – Badałem. – I znów ten ton, dziwna mieszanka powagi i kpiny.
- Badałeś.
- Tak.
- I? – Wilson nie mógł się powstrzymać od przewrócenia oczami. Nigdy nie przyznałby się do tego, ile kosztowało go wypowiedzenie tej jednej głoski.
- I chyba już wiem to, co chciałem wiedzieć... - House nareszcie odłożył słoik, ostatni raz oblizał łyżeczkę w przyprawiający o ścisk żołądka sposób i w zaledwie kilka sekund znalazł się przy nim z wyrazem twarzy człowieka zdecydowanego. Teraz, kiedy dzieliły ich od siebie tylko centymetry, Wilson mógł poczuć dziwną mieszaninę wody kolońskiej, potu i rozgrzanej słońcem skóry. Odurzające. Zdążył jeszcze tylko głośno przełknąć ślinę i wtedy to się stało. House go pocałował. Poczuł na swoich ustach drugie, ciepłe i spękane, smakujące masłem orzechowym. Najpierw zaledwie muskające, pytające o zgodę, ale kiedy już ją otrzymały nie było odwrotu. Było łapczywe łapanie powietrza w krótkich momentach rozłąki, był jego język i jego zęby i oddech, było wszystko to, o czym do tej pory mógł tylko śnić. Nie potrafił ocenić ile to trwało, przez cały czas czuł na karku parę silnych, niepozwalających mu się odsunąć ani o milimetr rąk i swoje palce zaplątane w krótkie włosy House’a, kilkudniowy zarost przyjemnie ocierający się o jego skórę. Uchylił nieznacznie powieki i pomyślał, że ma chyba omamy, bo słyszy w uszach dziwne brzęczenie i...
- Auuuu! Cholera! – wrzasnął nagle odrywając się od zszokowanego House’a, podskakując i machając rękami jak wariat, sprawiając, że łódka zaczęła niebezpiecznie się bujać. Drugi raz w ciągu zaledwie dziesięciu minut groziło im zatonięcie.
- Siadaj! – krzyknął House widząc co się dzieje. Złapał Wilsona zdecydowanie za ramię i usadził na tyłku. – Jeśli następnym razem będę chciał z tobą oddalić się od lądu przypomnij mi, że to zły pomysł – oświadczył po chwili. W jego głosie nie było jednak złości, raczej irytacja z odrobiną troski, czyli wszystko, na co było go stać w tej chwili.
- Nie omieszkam, wierz mi – odpowiedział oddychając głęboko i ściskając lewą dłoń. – Chyba coś mnie użądliło – powiedział patrząc na niego oskarżycielsko. – Tak to jest, kiedy ktoś bierze ze sobą masło orzechowe, mogłeś od razu zabrać miód! – rozejrzał się wokoło z podejrzliwym wzrokiem i zmarszczył nos. – Tu są pszczoły – zakończył z przekonaniem.
- A nastrój szlag trafił – skwitował tylko House chwytając bez pytania jego dłoń. – Faktycznie coś cię użądliło – dodał znudzonym głosem. Pozbył się żądła jednym sprawnym, wyciskającym łzy z oczu ruchem.
- Mogłeś mnie ostrzec – poskarżył się Wilson. - To tak odprawiasz cierpiących pacjentów z przychodni? – zapytał po chwili, uśmiechając się krzywo, nie wyrywając jednak ręki z silnego uścisku House’a. Cokolwiek chciał jeszcze powiedzieć, został uciszony długim, dziwnie delikatnym pocałunkiem. A potem House zrobił coś, czego Wilson się nie spodziewał, przytulił go. Po prostu.
- Nie do końca w ten sposób. Myślę, że odpuszczam sobie część usta-usta – odpowiedział cicho na pytanie, o którym Wilson już prawie zapomniał, kiedy odsunął się od niego nieznacznie. Jego spojrzenie nie pozwalało odwrócić wzroku. Przeszywające.
- Dziękuję – powiedzieli jednocześnie i Wilson poczuł nagle, że nie potrafiłby już żyć bez siedzącego naprzeciw niego mężczyzny. Tego złośliwego drania, który nie potrafi nic powiedzieć wprost, który musi być kilometry od domu żeby powiedzieć, co czuje.
- Chciałem cię osaczyć. Tylko ty i ja na środku jeziora – zakpił po chwili House, szukając w swojej przerażającego rybackiej kamizelce kieszonki z Vicodinem.
- Boże, skąd ty masz tę kamizelką – stwierdził tylko Wilson, postanawiając zignorować zupełnie ostatnie zdanie House’a.
- Nie chcesz wiedzieć – odparł z przerażającym uśmiechem, kiedy połknął już jedną tabletkę. Wilsonowi ani się śniło dopytywać dalej.
- To co zrobiłeś było całkiem w twoim stylu – powiedział po chwili aż nazbyt dobrze znanym House’owi tonem. Tonem oznaczającym zbliżającą się psychoanalizę.
- Co masz na myśli? Że całuję każdego napotkanego mężczyznę? A może onkologów, bo mam kompleks...
- Przestań, wiesz dobrze, co mam na myśli – przerwał mu szybko, głosem na poły poważnym, na poły rozbawionym. - Najpierw coś robisz, a potem tylko czekasz na konsekwencje. Mogłem cię uderzyć, wrzucić do wody i odpłynąć.
- Najpierw musiałbyś się nauczyć wiosłować – skwitował House zerkając na niego z błyskiem w oczach.
- Cha. Cha. Bardzo śmieszne.
- Prawda? – zapytał dziwnie łagodnie, unosząc nagle rękę i badając palcami kontur jego twarzy. Przyjemne.
- Myślę, że powinniśmy już wracać – szepnął po chwili Wilson, patrząc na House’a z czymś, co bez wątpienia było obietnicę. Nigdzie nie ucieknę, mamy czas. Wracajmy.
- Też tak sądzę – odparł nie odrywając wciąż wzroku od jego twarzy, uśmiechając się złośliwie. - I tak niczego nie złowimy a wiem, że jesteś zdolny do utopienia drugiej wędki. Nie stać mnie na to. Zresztą... - dodał po chwili ciszy – ja już złowiłem to, co chciałem.

THE END


EPILOG (mini)

- To musiała być duża ryba... Skoro wyrwała panu wędkę z ręki.
- O, tak. Yhm. Była ogromna.
- To była wyjątkowo cwana bestia. Dosłownie wyślizgnęła się nam z rąk– wtrącił House, uśmiechając się złośliwie na widok krztuszącego się Wilsona.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pino dnia Sob 22:53, 05 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:59, 05 Gru 2009    Temat postu:

Cwana bestia!

Cytat:
- Nie cierpię przebywać na, tak zwanym „łonie natury”, nie cierpię łowić ryb – ciągnął ochrypłym, przyprawiającym o drżenie głosem. - Ale teraz jesteśmy tutaj – zakończył tuż przy jego uchu, zmuszając do zamknięcia oczu i wysyłając dziwną wibrację w dół kręgosłupa. Z ust Wilsona wydobyło się mimowolne westchnienie. Poczuł na karku szorstki policzek House’a i usta wyraźnie układające się w uśmiech.


*___* Jak ładnie!
Nie wiem, jakie miałaś przy tym kłopoty, ale wygląda, jakbyś nie miała żadnych ^^

A Wilson który reaguje histerycznie na kamizelkę i wyrzuca wędkę do wody, kiedy nie może złapać równowagi jest uroczy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez 333bulletproof dnia Sob 22:59, 05 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:07, 05 Gru 2009    Temat postu:

333bulletproof:

Cieszę się, że Ci się podobało
Oj, miałam problemy i to sporo. Początkowo planowałam zupełnie inne zakończenie. Cokolwiek planuję, i tak zawsze na końcu wyskoczy fluff. Nic nie mogę na to poradzić xD

I wydaje mi się, że Sparrow nie miałby szans z House'm. Przynajmniej tym z pierwszych trzech sezonów


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:32, 05 Gru 2009    Temat postu:

Sparrow z trzeciej części miałby szanse z Hugh z piątej Mogliby mieć wspólne halucynacje! *ziarno pomysłu na nowy, nienormalny fik zostało zasiane* (I to prawda, po trzecim sezonie czwarty wydawał mi się taki... byle jaki? o.O)

Masz szczęście, że fluff! Ja cokolwiek planuję, i tak zawsze na końcu wyskakuje coś nieprzyjemnego =='


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
coolness
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:36, 05 Gru 2009    Temat postu:

*wali głową w stół*
Przepraszam!
Wiedziałam, że jest coś co przeczytałam a nie skomentowałam...
A powinnam.
Przede wszystkim należą się brawa!
Toć to jest genialne!
Powiem tylko, że mi się bardzo podobało i, że chcę więcej takich tekstów!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vincent
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 23:59, 05 Gru 2009    Temat postu:

Bardzio dziękuję za dedykację


Teraz gdy zamieściłaś już ostatnią część, mogę powiedzieć, że naprawdę baaardzo mi się podobało ( pomimo moich uszczypliwych komentarzy, które wynikają głównie z wrodzonej przekory).

Plan House'a, pomimo małej brzęczącej niespodzianki, został zrealizowany i choć podczas procesu tworzenia opowiadania jedna wędka ucierpiała ( nie licząc oczywiście biednego,pożądlonego Wilsona ) i tak wszystko zakończyło się happy endem.


Na dodatek uwielbiam twoje mini epilogi



Życzę dużo weny i dalszych tekstów !!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vincent
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 0:05, 06 Gru 2009    Temat postu:

Cytat:

- To co zrobiłeś było całkiem w twoim stylu – powiedział po chwili aż nazbyt dobrze znanym House’owi tonem. Tonem oznaczającym zbliżającą się psychoanalizę.
- Co masz na myśli? Że całuję każdego napotkanego mężczyznę? A może onkologów, bo mam kompleks...


Hmmm ... ciekawe jaki to może być kompleks?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:21, 06 Gru 2009    Temat postu:

333bulletproof: Obawiam się, że Hugh z piątej nie stanowi zbyt wielkiego wyzwania xD
W porównaniu z trzecim sezonem - który uwielbiam - czwarty faktycznie wypada blado (chociaż to wtedy chyba strajkowali scenarzyści więc właściwie można to usprawiedliwić). Ale i tak jest o wiele lepszy od tego, co zaczęło dziać się później...
'Coś nieprzyjemnego'? Zaczynam bać się zakończenie "My own mayhem episode"! ^^

jakastam: Bardzo dziękuję!

Vincent
Cytat:
Na dodatek uwielbiam twoje mini epilogi


Ja też je uwielbiam, może dlatego że pojawią się same w mojej głowie, a spisywanie ich to przyjemność

Cytat:
Hmmm ... ciekawe jaki to może być kompleks?


Nie pytaj!

Btw. Właśnie w pełni zrozumiałam, co miał na myśli Spock mówiąc 'The birds and the bees are not Vulcans'! Coś, co żądli Wilsona nie może wiedzieć, czym jest logika xD


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pino dnia Nie 12:23, 06 Gru 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ruby
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Koszalin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:41, 06 Gru 2009    Temat postu:

Czytając trzecią część miałam dziwny uśmiech na twarzy...

Dzięki temu fikowi oderwałaś mnie od czytania tych smutnych, makabrycznych
Uroczy epilog jak i w ogóle cały fik!
Chcę więcej takich!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
iskrzak
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 1646
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:24, 06 Gru 2009    Temat postu:

Świetna, krótka historia. House z Wilsonem na rybach, urocze. Chociaż mogłoby być to dziełko dłuższe, ale nie będę narzekać. Podobało mi się.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:32, 06 Gru 2009    Temat postu:

Ruby napisał:
Dzięki temu fikowi oderwałaś mnie od czytania tych smutnych, makabrycznych


Dziękuję! Chociaż na coś przydał się cały ten fluff

iskrzak napisał:
Świetna, krótka historia. House z Wilsonem na rybach, urocze. Chociaż mogłoby być to dziełko dłuższe, ale nie będę narzekać. Podobało mi się.


Cieszę się ^^ A co do długości, to i tak już pod koniec zaczął mnie troszkę męczyć ten tekst. Niestety zapału starcza mi zawsze tylko na pierwsze zdania xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
milea
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 2104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: The Mighty Boosh
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:18, 06 Gru 2009    Temat postu:

aaa świetne! i te przytulanie... mrrrr bardzo mi się podobało, wydrukuję sobie całość i będę czytać na nudnych wykładach

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin